środa, 21 września 2011

1. Z miłością nie ma żartów

Pewnej pochmurnej listopadowej soboty Sebastian zmierzał do pracy wyjątkowo niespiesznym krokiem. Poprzedniego wieczoru wracając do domu udało mu się wgnieść zderzak, więc chcąc nie chcąc z samego rana odstawił samochód do warsztatu i spacerkiem podążył na komendę. Ciemnoszare, niemal czarne chmury wisiały nisko i nawet silny wiatr nie był w stanie ich rozgonić. Wszystko wskazywało na to, że lada moment spadną pierwsze krople ulewy. Trudno było uznać to za dobry omen, bo praca w terenie przy temperaturze bliskiej zera i tak nie należała do przyjemnych, a co dopiero po dodaniu do tego wszechobecnego wiatru i deszczu.
Sebastian postawił kołnierz kurtki i włożył ręce do kieszeni. Marszcząc brwi, zastanawiał się, jak wyżebrać sobie dzień wolnego. Niestety nie przyszło mu do głowy nic godnego uwagi, a zza rogu wyłaniał się już budynek komendy. Z daleka zauważył swoją partnerkę wysiadającą z bordowej toyoty. Jak co dzień podwiózł ją narzeczony i nie po raz pierwszy Sebastian był świadkiem ich czułego pożegnania.
- Wzruszające – powiedział sam do siebie.
Nie znosił Janusza tak bardzo, jak to tylko możliwe. Jego widok jeszcze bardziej popsuł nastrój policjanta. Zwolnił, żeby przypadkiem się z nim nie spotkać. Dopiero kiedy toyota odjechała z parkingu, przyspieszył kroku.
- Wolniej się już nie dało? – zagadnęła Aśka, która czekała na niego przed drzwiami budynku.
Silny wiatr sprawił, że większość włosów kobiety wymknęła się spod gumki i fruwała wokół jej twarzy. Uśmiechała się jak zwykle z pewną dozą złośliwości.
- Nie chciałem wpaść na twojego ukochanego – odparł, otwierając drzwi i puszczając partnerkę przodem.
Joasia wywróciła teatralnie oczami.
- Też sobie kogoś znajdź, może wreszcie przestaniesz nam zazdrościć – powiedziała niewinnym tonem.
- Tak, chętnie znalazłbym się na twoim miejscu – zakpił Sebastian, zdejmując z głowy kaptur. – Wspólne życie z Januszem to moje najskrytsze marzenie.
Na podobnych przekomarzaniach minęła im droga na piętro. W biurze przywitał komisarzy Tomek z pokaźnym stosem raportów. Aśka odwiesiła kurtkę i czmychnęła do kuchni pod pretekstem zrobienia kawy. Sebastian nie spodziewał się rychłego powrotu partnerki. Dobrze wiedział, że kawa w wykonaniu Joasi oznacza plotki z Anią, która jakimś cudem znajdowała się w kuchni zawsze dokładnie w tym samym czasie.
- Coś ty taka skwaszona od rana? – zagadnęła Anka na widok przyjaciółki.
Joasia bawiła się zamyślona jabłkiem, turlając je po stole raz w jedną, raz w drugą stronę.
- Jakoś tak…
- Ustaliliście już z Januszem termin ślubu?
Ania chciała sprowadzić rozmowę na nieco weselsze tory i poprawić przyjaciółce humor, ale osiągnęła odwrotny skutek. Kobieta wypuściła z rąk jabłko, ukryła twarz w dłoniach i pokręciła głową.
- Przestaje mnie to bawić – wyznała.
- Bawić? – zdziwiła się Ania, nasypując do kubka łyżeczkę kawy rozpuszczalnej. – Wydawało mi się, że małżeństwo to bardzo poważna sprawa.
- Ano właśnie, trochę zbyt poważna – westchnęła, bawiąc się pierścionkiem zaręczynowym. – Janusz wciąż mówi o ślubie, dzieciach…
- Powinnaś się cieszyć. Zwykle kobiety narzekają na brak takiego zainteresowania ze strony mężczyzn.
- Ale mi się to coraz mniej podoba – upierała się Aśka. – Janusz chce się do mnie wprowadzić, a ja jakoś nie wyobrażam sobie, żeby jakiś obcy facet kręcił się po moim mieszkaniu.
Anka spojrzała na przyjaciółkę, marszcząc brwi. Często bywało, że nie potrafiła jej zrozumieć, ale tym razem czuła się kompletnie zdezorientowana.
- To coś ty sobie myślała? Że będziecie do końca życia spotykać się na romantyczne kolacje i szybki seks, ale właściwie pozostaniesz wolna? Po co przyjmowałaś oświadczyny? Pierścionek ci się spodobał?
- Nie atakuj mnie – mruknęła Joasia.
- Po prostu chciałabym zrozumieć. Byłaś szczęśliwa, kiedy ci się oświadczył, a teraz nagle okazuje się, że właściwie ci się to nie podoba.
- Wiesz… chyba ślub i dzieci to nie dla mnie. Boję się rutyny. Jeśli zgodzę się na ten ślub, na zawsze pozbawię się wolności.
- Chyba już się zgodziłaś, nie? – zauważyła Ania, nadal lustrując policjantkę spojrzeniem.
- Ale zawsze mogę się wycofać. I już dawno bym to zrobiła, gdyby nie fakt, że w ten sposób zniszczę wszystko co jest między nami.
- Zaraz, ty go kochasz czy nie?
- Gdybym go nie kochała, nie przyjęłabym oświadczyn.
- Gdybyś go kochała, nie zastanawiałabyś się nad ich zerwaniem – odparowała Anka.
Joasia westchnęła ciężko. Nie zgadzała się ze słowami przyjaciółki, ale czuła, że dalsze wyjaśnienia mogą ją tylko pogrążyć.
- Wydaje mi się, że ty nie znasz znaczenia słowa „kochać” – kontynuowała Ania po chwili milczenia. – Dobra, ja biorę się do pracy. Im szybciej skończę raporty, tym szybciej będę mogła wracać do domu. Mariusz jest chory i nie chcę go zostawiać na długo samego – paplała. – Powinnam zrobić mu obiad i podać lekarstwa…
- Przecież to dorosły facet – wtrąciła się Aśka, której takie podejście nie mieściło się w głowie.
Ania uśmiechnęła się do przyjaciółki, a na jej twarzy zrozumienie mieszało się z dziwną satysfakcją.
- Troska, opiekuńczość… Obce ci są takie uczucia, prawda?
Nie czekając na odpowiedź, wyszła z kuchni, zostawiając Joasię sam na sam z nieco zagubioną miną.
Kiedy tego popołudnia wypełniała raporty, jej myśli dalekie były od śledztw, podejrzanych i poszkodowanych. Nie zastanawiała się jednak nad słowami Ani, pogrążywszy się we własnych rozważaniach.
- Zaraz zaśniesz nad tymi raportami – odezwał się nagle Seba, sprowadzając ją na ziemię.
- Przynajmniej nie będę musiała dalej ich wypełniać – burknęła.
- Słuchaj, Aśka… masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
Joasia niechętnie podniosła na partnera wzrok. Była zmęczona i znudzona, a jeśli chodziło o wieczorne plany, miała wreszcie zamiar rozmówić się z Januszem.
- Tak jakby – powiedziała powoli.
Empatia czy choćby jakiekolwiek zainteresowanie uczuciami innych nigdy nie były jej atutami, więc nawet nie zapytała, o co Sebastianowi chodziło. Nie robiła tego z powodu złych intencji, po prostu zupełnie nie przyszło jej to do głowy.
- A znalazłabyś dla mnie trochę czasu?
Pytanie Sebastiana dotarło do niej ze sporym opóźnieniem, a potem jeszcze dłużej mężczyzna musiał czekać na reakcję.
- A co? – zapytała w końcu.
- Muszę załatwić jedną sprawę, ale nie mam z kim zostawić dzieci.
Z pewnym rozbawieniem obserwował, jak na twarzy Joasi pojawia się grymas. Dla nikogo nie było tajemnicą, że z dziećmi jakoś jej nie po drodze.
- Seba, zlituj się – mruknęła po chwili milczenia. – Nie mogę załatwić za ciebie tej sprawy, cokolwiek to jest?
- Raczej nie – odparł Seba, śmiejąc się. – Nie prosiłbym cię o to, przecież wiesz, ale naprawdę nie mam nikogo innego.
- A ta twoja opiekunka? – drążyła Aśka, próbując zyskać na czasie.
- Ma zaplanowaną wizytę u dentysty.
Aśka skrzywiła się i ponownie pochyliła nad raportami. Siedmioletnie bliźnięta Sebastiana wzbudzały w niej przerażenie zmieszane z niechęcią. Obiektywnie musiała przyznać, że to grzeczne, ułożone, a przy tym niezwykle rezolutne maluchy, ale dla niej dzieci pozostawały po prostu dziwnymi stworzeniami, przy których więcej było kłopotów niż radości. Odkąd przed rokiem zmarła tragicznie matka bliźniaków i jednocześnie ukochana żona Sebastiana, Aśka jeszcze bardziej utwierdziła się w swoich uprzedzeniach. Policjant bardzo się zmienił, poświęcając niemal całą swoją uwagę i czas wychowaniu dzieci. Joasi nie spodobała się jego odpowiedzialność i coś, co sama nazywała „statycznością”.
- Nie sprawią ci problemu – kontynuował Seba, zdając sobie sprawę, że Aśka sama nie podejmie tematu. – Zuzi wystarczy włączyć bajkę, a Piotrek sam umie się sobą zająć.
- Długo cię nie będzie? – zapytała kobieta zrezygnowana.
- Dwie, może trzy godziny.
- No dobra – westchnęła. – Ale na żadną kreatywność z mojej strony nie licz.
- Wystarczy, że dopilnujesz, żeby nic im się nie stało.
Kobieta wywróciła oczami i z ciężkim westchnieniem wróciła do raportów.
Popołudnie z bliźniakami było dla niej ciężkie. Nawet nie dlatego, ze Zuzia i Piotruś sprawiali jakiekolwiek problemy, ale samo siedzenie w domu ze świadomością pewnego uwiązania bardzo ją męczyło. Najgorszy był fakt, że dzieci jakby kompletnie nie wyczuwały jej niechęci i lgnęły do niej z ufnością.
- Jak było? – zapytał Seba, ledwie przekroczył próg mieszkania i przytulił bliźniaki.
- Fantastycznie – mruknęła Aśka.
Zarzuciła na siebie kurtkę i wiążąc buty obserwowała, jak dzieci przekrzykują się w zdawaniu ojcu relacji.
- No dobra, a teraz lećcie do pokoju i przygotujcie zeszyty, bierzemy się za lekcje – zarządził policjant.
Kiedy dzieci wybiegły, odwrócił się do partnerki i uśmiechnął.
- Maciek dzwonił – powiedziała Joasia, nie dając mu dojść do słowa. – Ponoć miałeś wyłączony telefon. Organizują jutro małą imprezę w knajpie, Anka ma imieniny. Będziesz?
- Jutro jest pierwsza rocznica śmierci Agnieszki – odparł Seba, najwyraźniej sądząc, że to wszystko wyjaśnia.
- No to co? Cały dzień zamierzasz spędzić na cmentarzu?
Sebastian uśmiechnął się smutno, ale Joasia zdawała się nie zauważyć, że popełniła jakiś nietakt.
- Empatia nigdy nie była twoją najmocniejszą stroną – podsumował spokojnie mężczyzna. – Nie zamierzam całego dnia spędzać na cmentarzu, ale chcę być z dziećmi. A poza tym, jakoś nie mam ochoty na zabawę.
- Dlaczego się tak umartwiasz? – kontynuowała Joasia, pogrążając się jeszcze bardziej. – Minął rok i chyba najwyższy czas, żebyś zaczął normalnie żyć. Wystarczy, że musisz zajmować się dziećmi.
- Mam nadzieję, że nigdy nie dowiesz się, jak to jest stracić najbliższą osobę.
Jeszcze tego samego wieczoru Joasia wybrała się do Janusza. Chciała wreszcie powiedzieć mu, że nic nie będzie ze ślubu, ale w ostatniej chwili znowu zrezygnowała. Bądź co bądź, nie chciała być sama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz