wtorek, 23 lutego 2016

5. Oswój mnie

Sebastian wciąż wracał myślami do tamtej nocy. Wcale nie dlatego, że to właśnie wtedy po raz pierwszy obudził się u boku ukochanej kobiety. I nawet nie dlatego, że od tamtej chwili coś zmieniło się między nimi. Dla niego najistotniejszy był powód, dla którego Joasia zjawiła się u niego tamtej nocy. Dla którego o tak późnej porze przemierzyła miasto i zapukała do jego drzwi, krusząc resztki dystansu pomiędzy nimi.
Pierwszą i podstawową zasadą ich związku był zakaz zadawania jakichkolwiek pytań.  Sebastian nauczony doświadczeniem nie próbował już nawet tego zmieniać. Przyzwyczaił się, że Joasia mówi tylko tyle, ile uważa za stosowne. I tylko wtedy, kiedy chce. To musiało mu wystarczyć.
Nie mogło to jednak zmienić faktu, że Sebastian miał wiele pytań i choć nie odważył się ich zadać, to wciąż kłębiły się w jego głowie.
Nowy Rok komisarze rozpoczęli od rozłąki. Najpierw jeszcze pod koniec grudnia, tuż po świętach, Joasia wzięła zwolnienie lekarskie. A kilka dni później poleciała z mężem do Austrii, wykorzystując tydzień urlop.
Dla Sebastiana było to bardzo długie siedem dni. Nie mógł skupić się na pracy, myślami wciąż powracając do ukochanej.
Rozważał właśnie po raz kolejny, czy powinien wysłać jej smsa, kiedy do biura weszła Ania. Z daleka było widać, że nie jest w najlepszym nastroju. Opadła na fotel Aśki, wzdychając ciężko. Chciała w ten sposób zwrócić na siebie uwagę przyjaciela i nakłonić go do zapytania o samopoczucie. Niestety Sebastian kompletnie nie zauważył jej wysiłków. Wpatrywał się w imię partnerki na wyświetlaczu telefonu.
- Ale cię wzięło – zauważyła Ania, rezygnując z prób rozmowy na swój temat.
Sebastian podniósł wzrok z lekkim opóźnieniem. Popatrzył na Anię, ale nie odpowiedział.
- Nie ma jej dopiero trzy dni, a ty już patrzysz w przestrzeń nieprzytomnym wzrokiem? – drążyła Anka.
- Zejdź ze mnie – mruknął Seba tonem, który nie zachęcał do dalszej dyskusji.
Anka skrzywiła się. Miała co prawda swoje za uszami, ale tym razem nie zamierzała mówić nic złego.
- Co ty w niej widzisz? – zapytała po chwili. – Jest absolutnym przeciwieństwem kobiet, które do tej pory cię interesowały.
- Może właśnie w tym rzecz – odparł Seba mrukliwie. – Takie były cudowne, a z żadną nie potrafiłem się związać.
- Myślisz, że z Aśką będzie inaczej? – zdziwiła się szczerze Ania. Jej niechęć do koleżanki zeszła nagle na dalszy plan. – Planujesz ślub, dzieci i mały, biały domek z ogródkiem?
Sebastian poczuł rosnącą irytację, ale nie odezwał się.
- A pamiętasz jeszcze, że Aśka ma męża? – drążyła Anka. – W ogóle ciekawe, co to za facet. Pewnie nawet nie wie, że żona przyprawia mu rogi.
- Czego ty ode mnie chcesz? – zapytał Sebastian ze złością.
Bardzo nie podobał mu się kierunek, w jakim zmierzała ta rozmowa.
- Po prostu nie chcę, żebyś cierpiał – powiedziała Ania łagodnie. – Rozumiem, że Aśka ci się podoba, jest naprawdę atrakcyjna, wcale ci się nie dziwię, ale obawiam się, że ugrzęźniesz w tym i później trudno ci będzie się wyplątać.
Sebastian pokręcił głową w milczeniu. Nie miał ochoty na taką rozmowę.
- Wiesz, kim jest jej mąż? – zapytała Ania ściszając głos. – Marek Karczewski, mówi ci to coś?
Mężczyzna podniósł głowę zaskoczony.
- Karczewski? – powtórzył z niedowierzaniem i pewną dozą nieufności.
- Karczewski – potwierdziła Ania. – Wyszperałam w dokumentach. Nie ma mowy o pomyłce.
Sebastian odłożył telefon stanowczym ruchem.


***


Trudno było powiedzieć, dlaczego nowości, które przekazała Sebastianowi Ania, tak bardzo nim wstrząsnęły. W sumie tego właśnie powinien się spodziewać. Przecież zupełnie nic nie wiedział o Aśce, jej rodzinie i przeszłości. Była jedną wielką niewiadomą.
Niestety nazwisko Karczewskiego wiele Sebastianowi mówiło. Sypianie z zamężną kobietą to jedno, a sypianie z żoną Marka Karczewskiego to zupełnie co innego. Był właścicielem bardzo prestiżowej kancelarii adwokackiej, znanej w całej Polsce. Co ciekawe wcale nie zasłynął ilością wygranych spraw, choć niewątpliwie miał ich na koncie całe mnóstwo. Ludzie znali go przede wszystkim jako adwokata z sercem. Zdarzyło mu się rezygnować z bardzo korzystnych umów tylko ze względów moralnych. Nigdy też nie pozostawał nieczuły na ludzką krzywdę. W mediach okrzyknięto go obrońcą biednych i uciśnionych. Nie wahał się bronić ludzi, którzy nie mieli mu z czego zapłacić.
Tym bardziej cała Polska wstrzymała oddech, kiedy kilka lat temu przeżył wypadek samochodowy, w którym zginęła jego czteroletnia wówczas córeczka. Sebastian do tej pory pamiętał przejmujący wywiad w telewizji, w którym Karczewski opowiadał o wielkiej stracie i poczuciu winy tego, który przeżył. Bardzo mu wtedy współczuł.
Wcale nie chciał być tym, który jak intruz wkracza między małżonków pogrążonych w żałobie. Bez względu na to, jak bardzo mu na Aśce zależało, nie zamierzał nikomu niszczyć życia. Do tej pory mąż jego kochanki był po prostu anonimowym kimś, bez twarzy i uczuć. Teraz stał się człowiekiem z krwi i kości, okrutnie doświadczonym przez życie. Sebastian nie chciał być tym, który odbiera mu jeszcze żoną, ostatnie, co mu w życiu zostało.


***


Aśka wróciła do Krakowa w drugim tygodniu stycznia. Mimo zmęczenia, pierwsze kroki skierowała do Sebastiana. Było późno i musiała się nieźle nagimnastykować, żeby jakoś usprawiedliwić swoje wyjście z domu. Wiedziała jednak, że warto. Tak bardzo tęskniła za przyjacielem, że każda minuta zwłoki zdawała się być ponad jej siły.
Wchodząc na drugie piętro kamienicy Sebastiana, czuła rosnący niepokój. Mężczyzna nie dał znaku życia przez siedem długich dni. Nigdy wcześniej nie dzwonił do niej i nie pisał w prywatnych sprawach, ale coś się między nimi zmieniło. Ich znajomość przeszła na kolejny, wyższy poziom i spodziewała się jakiejkolwiek wiadomości od Sebastiana. Tymczasem przez cały tydzień nie odezwał się słowem.
Wpuścił ją do mieszkania, uśmiechając się zdawkowo. Była pewna, że ich powitanie będzie warte wieczornej przejażdżki przez miasto, ale Sebastian nie wykazał entuzjazmu. Nieco zbita z tropu zdjęła kurtkę i przeszła do pokoju.
Chciała mu powiedzieć wiele rzeczy. Chciała wyznać, że bardzo tęskniła, że nie mogła doczekać się spotkania, ale tak intymne słowa nie mogły jej przejść przez gardło. Przysiadła więc na kanapie i utkwiła wzrok w nieco przyżółkłym kwiatku.
- Jak wyjazd? – zagadnął Sebastian, usiłując nawiązać w miarę neutralną rozmowę.
- Dobrze – odparła krótko Aśka.
Czuła się dziwnie nieswojo. Sebastian zwykle taki otwarty i bezpośredni, teraz wydał jej się całkiem obcy.
- Coś się stało? – zapytała w końcu, nie mogąc znieść niepewności.
Sebastian wstał. Obszedł powoli okrągły stolik i sięgnął po dzbanek z wodą, stojący na komodzie.
- Napijesz się? – zaproponował.
Kobieta potrząsnęła gwałtownie głową. W milczeniu obserwowała jak Sebastian nalewa wody do szklanki, a potem idzie z nią w kierunku okna i opiera się o parapet, zwracając się w końcu ku niej. Nie zamierzała ponawiać pytania, dobrze wiedziała, że mężczyzna zbiera się do odpowiedzi.
- Twój mąż prowadzi teraz jakąś sprawę? – zagadnął w końcu.
Jego ton był bardzo swobodny, ale wcale nie zamierzał udawać, że o Karczewskim wspomina przypadkiem. Chciał po prostu dać Joasi do zrozumienia, że odkrył jej małą tajemnicę.
Aśka milczała. Wpatrywała się w Sebastiana, jednak z jej twarzy nie dało się nic wyczytać. Sebastian pokiwał głową, jakby spełniły się jego obawy.
- Rozumiem – powiedział, - nie rozmawiacie na tematy zawodowe.
- O co ci chodzi? – zapytała Joasia, wstając.
- O twojego męża – odparł spokojnie, ale stanowczo Sebastian. – Chyba jesteś mi winna wyjaśnienia.
Kobieta zaśmiała się ponuro.
- Wyjaśnienia? – powtórzyła szyderczo. – Co, może powiesz, że ukrywałam fakt, że jestem mężatką?
- Nie, no skąd, byłaś całkiem szczera – odparł Seba ironicznie.
- Nie zamierzam ci się tłumaczyć – oznajmiła Aśka z nagłą złością. Sięgnęła po kurtkę i zarzuciła ją na ramionami. – Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? – zapytała, odwracając się w drzwiach. – Czy możemy uznać, że nigdy nic się między nami nie zdarzyło?
- Owszem, mam – powiedział Sebastian zrezygnowanym tonem. – Zakochałem się w tobie.
Niebieskie oczy Sebastiana utkwione w jej własnych były dziwnie smutne.



***

niedziela, 21 lutego 2016

4. Oswój mnie

Rozmowa z Anią zasiała w sercu Joasi ziarnko zwątpienia, które pielęgnowane szybko dojrzewało. Każde spotkanie z Sebastianem, każde jego spojrzenie, każde przypadkowe dotknięcie było jak trafienie piorunem. Bolało, wywoływało strach, niepewność i zwątpienie, a jednocześnie kruszyło lód w sercu.
Emocjonalna izolacja od Sebastiana miała pomóc jej wszystko przemyśleć. Miała pomóc jej dojść do wniosku, że romans, w który się wplątała jest całkowicie pozbawiony sensu. Nie miał przecież nic zmienić w jej życiu. Dołożył tylko strachu i kłamstw, nie był tego wart. A poza tym Sebastian nie próbował przebić się przez jej barierę ochronną, jakby przestało mu zależeć. Jakby naprawdę stała się tylko ofiarą męskiej ambicji.
Aż do pewnego wyjątkowo deszczowego dnia, kiedy w szufladzie swojego biurka znalazła zasuszoną różę.
Oczywiście istniało spore ryzyko, że róża była tylko różą. Banalnym symbolem miłości, wyświechtanym przez lata wykorzystywania w niekoniecznie szlachetnych celach. Jednak dla niej róża była czymś więcej. Dla niej róża oznaczała, że jest dla kogoś tą jedyną.


***


Wróciły ukradkowe uśmiechy i skrywane spotkania. Wróciła gra w chińczyka i picie wina na podłodze kawalerki Sebastiana. Tylko tym razem bez zdjęć.
Sebastian o nic nie pytał, niczego nie wymagał, ale Joasia wiedziała, że to nie przejaw obojętności, a zrozumienia. Nigdzie nie musieli się spieszyć, bo przecież donikąd nie zmierzali. Wydawało się, że osiągnęli w związku już wszystko, co mogli osiągnąć.
Tegoroczne święta były dla Joasi wyjątkowo trudne. Zakładając diamentowy naszyjnik i słysząc głośne śmiechy dochodzące z dołu, wciąż myślała o Sebastianie. Podniosła głowę i spojrzała w lustro krytycznym wzrokiem. Sukienka z najnowszej kolekcji, gustowna biżuteria, włosy upięte w elegancki kok. Wszystko to wzbudzało w niej obrzydzenie. Już od dawna nie czuła się z tym tak źle. Była przyzwyczajona do utartego rytmu swojego życia, nie myślała o innych możliwościach, jakby zupełnie zapomniała, że istnieją. Dopiero Sebastian przypomniał jej na nowo o potrzebach, które zdołała w sobie zagłuszyć. I wcale nie była pewna, czy dobrze się stało.
Na dole znowu rozbrzmiał męski śmiech. Dla Marka nawet Wigilia była okazją do biznesowego spotkania. Zaprosił wspólników i choć miało to być czysto towarzyskie spotkanie, Aśka dobrze wiedziała, że kryją się za tym interesy. Nie miała ochoty patrzeć na tych mężczyzn, na ich eleganckie garnitury i drogie zegarki. Na ich żony, chłodne, majestatyczne, z wystudiowanymi uśmiechami przyklejonymi do ust. Zupełnie jakby w środku nic nie było.
Podeszła do szuflady i z jej dna wyjęła starą, wyświechtaną książkę. Była chyba jedyną rzeczą w tym domu, która pamiętała jeszcze inne, dawne czasy.
- Znam planetę, na której mieszka pan o czerwonej twarzy. On nigdy nie wąchał kwiatów. Nigdy nie patrzył na gwiazdy. Nigdy nikogo nie kochał. Niczego w życiu nie robił poza rachunkami. I cały dzień powtarza tak jak ty: „Jestem człowiekiem poważnym, jestem człowiekiem poważnym”. Nadyma się dumą. Ale to nie jest człowiek, to jest grzyb.
Drzwi sypialni otworzyły się gwałtownie i stanął w nich Marek. Joasia zamarła z książką w dłoniach. Patrzyła na męża w bezruchu. Wiedziała, że był zniecierpliwiony jej przedłużającą się nieobecnością i przyszedł, by sprowadzić ją na dół. Miała przecież zabawiać gości.
- Znowu czytasz tę durną książkę? – zapytał, podchodząc do niej.
Wyjął „Małego Księcia” z jej rąk i spojrzał z pogardą na okładkę.
- Ty się nigdy nie zmienisz – stwierdził ze złośliwym uśmiechem. – Tylko głupoty ci w głowie.
Podszedł do okna i otworzył je na oścież. Do pokoju wtargnął lodowaty wiatr. Mężczyzna zamachnął się i książka wyleciała przez okno, niknąc w mroku nocy.
- Nie! – zawołała Joasia, podbiegając do okna.
Marek złapał ją za nadgarstek, unieruchamiając wprawnym ruchem. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, a potem kobieta spuściła wzrok.


***


Dawno już minęła północ, kiedy do drzwi Sebastiana ktoś zapukał. Mężczyzna wprawdzie nie spał, ale spojrzał z dezaprobatą na zegarek. Kto mógł przyjść do niego o tej porze i to w Wigilię?
Odpowiedź okazała się bardziej zaskakująca niż mógłby przypuszczać. Za drzwiami stała Joasia w rozpiętym płaszczu zarzuconym na elegancką, stalowoszarą sukienkę. Pasemko włosów wyrwało się spod schludnego koczka, opadając na twarz. Była mokra, bo znowu padał śnieg, a w dłoniach splecionych na piersiach trzymała coś, co przypominało kupkę przemoczonych papierów.
W normalnych okolicznościach Sebastian bardzo ucieszyłby się z jej wizyty. Mieli nie widzieć się przez całe święta, a mężczyzna był już na tym etapie zaangażowania, że trudno było mu znieść każdy dzień rozłąki. Teraz jednak na widok ukochanej kobiety poczuł niepokój.
Nie pytał o nic. Zabrał od niej płaszcz i zaparzył herbatę. Kobieta usiadła w kuchni przy oknie, nie wypowiadając ani jednego słowa. Cała się trzęsła. Sebastian okrył jej ramiona swoją bluzą i usiadł obok niej. Przez kilka długich chwil milczeli zgodnie.
- Piotrek mi ją czytał, jak byłam mała – powiedziała w końcu Joasia, patrząc na książkę, którą wciąż ściskała w dłoniach. – Mój brat.
- Nie wiedziałem, że masz brata – odparł Sebastian, starając się sprowadzić rozmowę na znane sobie tory.
- Nie żyje – oznajmiła krótko Joasia.
Sebastian nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Zwyczajne „przykro mi” nie wydawało się na miejscu. Na szczęście Joasia nie oczekiwała wcale odpowiedzi.
- To ostatnia rzecz, która mi po nim została – powiedziała, patrząc na przyjaciela ze smutnym uśmiechem.
Mężczyzna spojrzał na książkę. Wyglądała dosyć żałośnie.
- Może da się ją naprawić – zagadnął Seba łagodnie.
Wyciągnął rękę po książkę, choć nie był wcale pewny, czy Joasia zechce mu ją dać. Przez chwilę wyglądała, jakby faktycznie się wahała, jednak w końcu podała Sebastianowi przemoczone kartki. Mężczyzna przejrzał je ostrożnie.
- Położę na kaloryfer – zadecydował, wstając. – Do rana wyschną i zobaczymy, co się da zrobić.
Wychodząc z kuchni, dosłyszał cichy głos Joasi:
- Dziękuję.

***


Dziwnie było patrzeć na Joasię śpiącą w jego łóżku. Od dawna marzył, by obudzić się obok niej, jednak w jego wyobraźni wyglądało to inaczej. Nie przewidział ani drogiej sukienki i diamentów, ani mokrych włosów rozsypanych na poduszce, ani policzków błyszczących od łez. Rzeczywistość potrafi zaskakiwać.
Wyglądała całkiem bezbronnie. Teraz nie była ani policjantką, ani tą pewną siebie, zamkniętą kobietą, którą wszyscy znali. Była po prostu sobą. Drobną, bladą, nieco zbyt szczupłą blondyneczką, zwyczajną dziewczyną potrzebującą kogoś, kto zechciałby się nią zaopiekować.
Sebastian długo siedział obok niej, głaszcząc w zamyśleniu jej dłoń. Musiała być bardzo zmęczona, bo nie reagowała. Spała spokojnie, jakby tam, w krainie snów, nie mogły jej dosięgnąć problemy, które sprowadziły ją do Sebastiana minionej nocy.
Komisarz spojrzał na zegarek. Minęła ósma. A więc był pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia. Za oknem wciąż prószył śnieg, tworząc iście bajkową scenerię.
Boże Narodzenie zawsze było ulubionym okresem Sebastiana. Jego rodzina była bardzo religijna i tradycyjna. Wszyscy brali udział w przygotowaniach i nikogo nie mogło zabraknąć przy świątecznym stole. Nawet teraz, kiedy jego rodzice już nie żyli, wciąż starali się spotykać wszyscy razem przynajmniej w ten jeden dzień w roku.
O dziesiątej miał być u Łucji, swojej najstarszej siostry. W tym roku to u niej mieli zjeść bożonarodzeniowe śniadanie i znaleźć prezenty pod choinką. Nie mogło go zabraknąć.
Wstał wciąż zamyślony. Jak miał oznajmić Joasi, że musi wyjść? Przyszła do niego z problemem i choć nie wyjawiła, w czym rzecz, to właśnie tu szukała pocieszenia. Czyż nie był to największy wyraz zaufania?
Joasia obudziła się godzinę później. Czuła się dziwnie zamroczona, choć zeszłego wieczoru nie wypiła ani kropli alkoholu. Przez kilka długich chwil nie mogła zrozumieć gdzie jest, a kiedy w końcu poznała przytulne wnętrze kawalerki Sebastiana, ogarnął ją strach.
Przekroczyła niewidzialną granicę. Spędziła u niego noc, zrobiła krok naprzód, dając mu nieme przyzwolenie na więcej. I, co gorsza, dała przyzwolenie samej sobie.
Nerwowym ruchem wygładzając sukienkę, weszła do kuchni. Sebastian siedział przy stole, pochylony nad czymś w najwyższym skupieniu. Aśka zrobiła jeszcze dwa kroki i dopiero wtedy poznała swoją książkę.
- Naprawiłeś ją – powiedziała cicho.
Sebastian odwrócił się zaskoczony. Nie słyszał, kiedy weszła. W jej głosie nie wyczuł żadnych emocji, więc zmieszał się nieco.
- Wyschła – odparł krótko. – Posklejałem strony i naprawiłem okładkę – mówił nieco niepewnie, patrząc na książkę leżącą na stole.
Aśka także się w nią wpatrywała. Wzięła ją powoli w dłonie i przejrzała ostrożnie kilka stron. Potem spojrzała Sebastianowi głęboko w oczy.

- Dziękuję – powiedziała.

czwartek, 18 lutego 2016

3. Oswój mnie

- Wydajesz się smutna – powiedział w końcu. – Mówisz, jakbyś miała osiemdziesiąt lat i całe życie za sobą.
- Trochę tak się czuję – odparła kobieta ostrożnie.
Umilkła, czując na sobie uważne spojrzenie Sebastiana. W końcu odwróciła się do niego z uśmiechem.
- Zaplanowałeś to? – zapytała.
- No pewnie – odparł Sebastian z powagą. – Cały dzień myślałem, jak zaciągnąć cię do łóżka.



***


Mały Książę poszedł zobaczyć się z różami.
- Nie jesteście podobne do mojej róży, nie macie jeszcze żadnej wartości – powiedział różom. – Nikt was nie oswoił i wy nie oswoiłyście nikogo. Jesteście takie, jakim był dawniej lis. Był zwykłym lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz zrobiłem go swoim przyjacielem i teraz jest dla mnie jedyny na świecie.
Joasia siedziała na parapecie okiennym w sypialni, z nogami podciągniętymi pod brodę i książką na kolanach. Rozpalony policzek oparła o chłodną szybę. Deszcz za oknem wciąż padał, czyniąc świat ponurym i melancholijnym. A gdyby tak zadzwonić do Sebastiana?
Nie widziała go od trzech dni. Kolejne zwolnienie lekarskie spędzała wśród czterech ścian. Każda myśl o Sebastianie sprawiała niemal fizyczny ból. Gwałtownie ssanie w żołądku dotkliwie przypominało, jak bardzo przyzwyczaiła się do towarzystwa partnera i jakie to nieodpowiedzialne z jej strony. Po raz pierwszy w życiu doświadczyła tęsknoty.
Sebastian był bardzo ostrożny, zupełnie jakby się bał, że jeden nieopatrzny ruch może ją spłoszyć. Nie dzwonił, nie pisał, ale Joasia wiedziała, że bardzo ucieszyłby się z jej telefonu. Wiedziała, że czeka na taki ruch, na jej inicjatywę, przyzwolenie, jednak ona wciąż nie była gotowa. Chciała i bała się jednocześnie.
W strugach deszczu dostrzegła jak brama otwiera się i na posesję wjeżdża czarny mercedes. Przymknęła powieki. Oczami wyobraźni widziała przystojnego blondyna zajmującego miejsce kierowcy. Mężczyzna wjechał do garażu, zaparkował samochód i wyjął kluczyki ze stacyjki. Zerknął przelotnie w lusterko, w którym błysnęły jego stalowe oczy. Wysiadł ostrożnie, żeby nie ubrudzić eleganckiego garnituru, wartego kilka przeciętnych pensji.
Otworzyła oczy i zgrabnie zeskoczyła z parapetu. Przez chwilę wahała się, patrząc na okładkę książki, a potem otworzyła ją, kartkując szybko strony
- Jesteście piękne, lecz próżne – powiedział im jeszcze. – Nie można dla was poświęcić życia. Oczywiście moja róża wydawałaby się zwykłemu przechodniowi podobna do was. Lecz dla mnie ona jedna ma większe znaczenie niż wy wszystkie razem, ponieważ ją właśnie podlewałem. Ponieważ ją przykrywałem kloszem. Ponieważ ją właśnie osłaniałem. Ponieważ właśnie dla jej bezpieczeństwa zabijałem gąsienice. Ponieważ słuchałem jej skarg, jej wychwalania się, a czasem jej milczenia. Ponieważ… jest moją różą.
Schowała książkę do szuflady z nieśmiałym uśmiechem. Pragnęła być jak ta róża, tylko jego.


***


Poruszenie na komendzie jakby zupełnie ich nie dotyczyło. Zaśmiewali się do łez, oglądając fragment kabaretu. Nawet nie zauważyli, kiedy Anka zaciekawiona zajrzała do ich biura.
- Zdaje się, że jednak osiągnąłeś swój cel – zagadnęła Sebastiana, kiedy godzinę później parzył w kuchni kawę.
Mężczyzna spojrzał na nią zaskoczony, nie rozumiejąc, o czym kobieta mówi.
- Z Aśką – dodała Ania, przysiadając na krześle i wciąż mierząc przyjaciela nieco podejrzliwym spojrzeniem.
- Chyba tak – odparł Seba z tajemniczym uśmiechem.
Zalał kawę wrzątkiem i chciał opuścić kuchnię, ale zatrzymał go głos przyjaciółki.
- Tak po prostu się dogadaliście? – zapytała, nie tracąc czujności.
- Anka, my się przecież od początku dogadywaliśmy – powiedział Sebastian spokojnie, - a teraz po prostu lepiej się znamy.
- Lepiej – powtórzyła Ania ironicznie.
- O co ci chodzi? – zapytał Sebastian zupełnie zbity z tropu.
- O nic – odparła kobieta niewinnym tonem. – Idziesz dziś z nami do knajpy?
- Dziś nie mogę, sorry – powiedział Seba, robiąc kolejny krok w stronę drzwi. – Innym razem.
Wyszedł, zostawiając Anię z bardzo niezadowoloną miną. Prawdę mówiąc nie miał nic przeciwko wyjściu do knajpy z przyjaciółmi, ale umówił się z Aśką, a wiedział, że dla niej takie spotkanie nie byłoby przyjemnością.
Wieczór komisarze spędzili razem, grając w chińczyka i pijąc wino. Niby dziecinna gra planszowa wzbudziła sporo emocji i śmiechu.
Aśka coraz lepiej czuła się w mieszkaniu Sebastiana. Wiedziała gdzie co leży, miała też kilka swoich drobiazgów, choć nigdy nie zostawała na noc. Uwielbiała przesiadywać w małej kuchence i jeść przygotowane przez Sebastiana grzanki. Kiedy za oknem robiło się zimno, niewielkie mieszkanko w tajemniczy sposób stawało się jeszcze bardziej przytulne i rozkosznie ciepłe.
Kobieta rozluźniona alkoholem i towarzystwem przyjaciela wyciągnęła się wygodnie na dywanie, strącając przy okazji z planszy wszystkie pionki. Przymknęła oczy, rozkoszując się zapachem tostów i odległym szumem deszczu za oknem. Kiedy otworzyła je ponownie, zdała sobie sprawę, że Sebastian robi jej zdjęcie. Zesztywniała.
- Co robisz? – zapytała nieprzyjemnym tonem.
- Zdjęcie na pamiątkę – odparł Seba rozbawiony, pokazując Joasi fotografię na wyświetlaczu telefonu.
Kobieta nawet na nią nie spojrzała.
- Skasuj to – zażądała
Sebastian był wyraźnie zaskoczony jej tonem.
- Przecież to tylko zdjęcie – powiedział ostrożnie.
- Skasuj – powtórzyła kobieta twardo.
Mężczyzna zupełnie nie rozumiał zaistniałej sytuacji, ale bez słowa sprzeciwu spełnił jej prośbę.
- W porządku, nie ma zdjęcia – powiedział ugodowym tonem.
Sięgnął po butelkę wina, a kiedy ponownie się odwrócił, Aśka podnosiła się z podłogi.
- Gdzie idziesz? – zapytał zaniepokojony, przeczuwając już, jaką odpowiedź otrzyma.
- Do domu – odparła kobieta chłodno. – Już późno.
Sebastian wiedział, że naciskając na nią, osiągnąłby odwrotny efekt. Postanowił więc udawać, że nie zauważa żadnej zmiany w jej zachowaniu i jak zwykle odprowadził ją do drzwi. Tym razem jednak nie pożegnała się z nim tak jak zawsze.
Spanikowała. Zdjęcie było namacalnym dowodem jej obecności w życiu Sebastiana. I jego obecności w jej życiu. Było przypieczętowaniem, zobowiązaniem, obietnicą, której nie mogła dotrzymać. Nie była na Sebastiana zła, ale niedający się okiełznać strach ogarnął jej uczucia i myśli. Gdyby tak móc zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło…


***


Ania nie zamierzała dać za wygraną. Była osobą niezwykle otwartą, uwielbiającą ludzi i ruch. Samotnicza natura Aśki była dla niej czymś niemożliwym do zrozumienia i zaakceptowania. Mogła mijać ją na korytarzach bez zbędnych emocji, wymienić kilka grzecznościowych zdań, kiedy wymagała tego sytuacja. Ale nie mogła pozwolić, żeby ta nieprzystępna, wyobcowana kobieta odebrała jej przyjaciela.
Joasia wpadła na nią w łazience. Ania myła akurat ręce, ale na widok Aśki zakręciła wodę i zrobiła dwa kroki w jej stronę. Kobieta zatrzymała się bardziej odruchowo niż z uprzejmości, czekając aż Ania zacznie rozmowę, bo wyraźnie zamierzała to zrobić.
- Sypiasz z Sebastianem? – zapytała w końcu Anka, nie przebierając w słowach.
Aśka nie dała po sobie poznać emocji, których właśnie doświadczyła. Ani na moment nie odwróciła wzroku, choć ciało jej zesztywniało, a żołądek podszedł do gardła.
Anka uśmiechnęła się ironicznie. Brak odpowiedzi był najlepszą odpowiedzią.
- Więc jednak mu się udało – powiedziała z wyrazem ponurej satysfakcji na twarzy. – Smutne.
I bez słowa wyjaśnienia opuściła łazienkę.



***

środa, 17 lutego 2016

2. Oswój mnie

Sebastian miał wielką nadzieję, że Ania i Rafał nie mają na wieczór żadnych planów. Urodziny bez solenizanta raczej trudno było sobie wyobrazić, a gdyby Aśka zorientowała się, że wymyślił to wszystko, z całą pewnością osiągnąłby odwrotny efekt.
Na szczęście Ania i Rafał zgodzili się na wieczorne wyjście. Byli co prawda sceptycznie nastawieni do jego pomysłu i zgodnie twierdzili, że Aśka jest po prostu odludkiem, którego nie powinno się na siłę uspołeczniać, ale oboje mieli ochotę na wspólne wyjście do knajpy, bo ostatnio nie było ku temu wielu okazji.
Atmosfera była nieco sztuczna. Anka i Rafał od początku doskonale się bawili, pijąc drinki i prawie nie schodząc z parkietu. Aśka jednak czuła się nieswojo, zwłaszcza wobec bardzo otwartego zachowania kolegów. Sebastian mimo najszczerszych chęci nie potrafił sprawić, by poczuła się w tym towarzystwie swobodnie.
- Będę już wracać, zrobiło się późno – powiedziała w końcu, wstając.
- Odprowadzę cię – zaofiarował się natychmiast Sebastian.
Nie zważając na słabe protesty, podał jej kurtkę i poszedł powiadomić przyjaciół.
Aśka nie miała ochoty wzywać taksówki. Chciała się przejść, a Seba natychmiast oznajmił, że jemu też świeże powietrze dobrze zrobi. Aśka w głębi duszy nie miała nic przeciwko towarzystwu partnera. Wciąż trzymała go na dystans, ale w jakiś magiczny sposób sprawiał, że była spokojniejsza. Zupełnie jakby wszystko było na swoim miejscu.
Nie było jeszcze wcale tak późno. Po ulicach centrum kręciło się wciąż sporo osób. Komisarze szli w milczeniu, ale nie była to już ta pełna napięcia cisza panująca w knajpie. Sebastian zerkał co jakiś czas na partnerkę. Wydawała się coraz bardziej rozluźniona, zadowolona.
- Przepraszam za to, jak cię potraktowałam – powiedziała nagle, przerywając ciszę. – Z chęcią zaprosiłabym cię do środka, ale mój mąż… - zawahała się przez chwilę. – Nie chciałam stwarzać dziwnej sytuacji.
- Dziwnej? – powtórzył Seba rozbawiony. – Myślisz, że byłby zazdrosny?
Aśka zerknęła przelotnie na komisarza. Kątem oka dostrzegła, że się uśmiecha.
- Możliwe – odparła w końcu.
- Nie wiedziałem nawet, że masz męża – zagadnął Seba, bojąc się, że znowu zapadnie cisza.
 - Nie pytałeś – skwitowała kobieta, wzruszając ramionami.
Włożyła ręce do kieszeni i Sebastian miał wrażenie, że znowu obrosła kolcami. Przez chwilę przyglądał się jej ukradkiem z wyraźną ciekawością. Anka miała trochę racji, kobieta faktycznie była bardzo atrakcyjna, ale to nie piękne włosy ani zgrabne ciało przyciągały jego uwagę.
- Dalej pójdę sama – powiedziała, zatrzymując się nagle. – Dzięki za towarzystwo.
Sebastian przez chwilę protestował. Nie chciał puścić kobiety samej przez miasto o tak późnej porze, ale Aśka szybko sprowadziła go na ziemię. Chłodnym tonem wyłożyła mu, że nie potrzebuje ochroniarza i pożegnała się szybko.

Wiosna dobiegła końca i nadeszło lato. Krakowscy przestępcy najwyraźniej zrobili sobie wolne, bo od miesiąca jedynym zajęciem komisarzy było patrolowanie miasta i wypełnianie raportów. Anka i Rafał rozpoczęli turniej gry w rzutki, a Sebastian chętnie się do nich przyłączył. Popołudnia coraz częściej spędzali na zaciętych rozgrywkach, dopingowani przez asystentów.
Tylko Aśka nie przyłączała się do zabawy. Siadała na parapecie i pogrążała się w myślach albo po prostu wychodziła. Sebastian zauważył, że niechętnie przebywa w towarzystwie Ani i Rafała, choć kiedy wymagała tego grzeczność, rozmawiała z nimi normalnie. Nie próbował jej o to pytać, zdając sobie sprawę, że jak na ich relacje to zdecydowanie zbyt osobisty temat.
Sierpień przyniósł pierwszą od kilku miesięcy poważną sprawę. Nie była może stricte kryminalna, bo chodziło o zaginięcie sześcioletniego chłopca bez udziału osób trzecich, ale wszyscy wolni policjanci chętnie włączyli się do poszukiwań.
Mały Maciek zgubił się w lesie podczas pierwszego tegorocznego grzybobrania. Oddalił się niezauważony od starszej siostry, a potem przestraszona dziewczyna nie była w stanie go znaleźć. Wspólnie z rodzicami wezwali policję. Sprawę utrudniały obfite opady deszczu, udaremniając pracę psów tropiących.
Aśka pierwsza dostrzegła chłopca. Zaczynało się już ściemniać. Maciek zmęczony kilkugodzinnym błąkaniem się po lesie, skulił się pod drzewem i płakał cicho. Sebastian okrył go swoją kurtką i kilka minut później oddał w ręce ratowników medycznych.
- Rodzicom na długo odechce się grzybów – zauważyła Aśka, kiedy wracali przez las do miejsca, gdzie zostawili samochód.
Była całkiem przemoczona. Sebastian z błyskiem w oczach patrzył jak woda kapie jej z rzęs. Kobieta spojrzała na niego, nie doczekawszy się odpowiedzi, ale na widok jego spojrzenia zatrzymała się. Ciepłe, wesołe ogniki migoczące w jego oczach zdawały się hipnotyzować. Nie mogła oderwać od nich wzroku, choć rozsądek podpowiadał, że natychmiast powinna się odwrócić.
Było już za późno. Mężczyzna zaczął całować ją z taką gwałtownością, jakiej nigdy by się po sobie nie spodziewał. Smakowała rozkosznie słodko i rześko, a kiedy wsunął dłonie pod jej kurtkę, poczuł, że jest dużo drobniejsza niż wyglądała. Z zadziwiającą jak na siebie pewnością i otwartością błądziła dłońmi po jego ciele. Bez najmniejszych skrupułów rozpięła jego koszulę i zaczęła obsypywać pocałunkami tors.
Po raz pierwszy w życiu przejęła inicjatywę. Po raz pierwszy w życiu zrobiła to, na co miała ochotę. I czuła się z tym fantastycznie.

Sebastian był pewien, że relacje między nimi nie tyle skomplikują się, co drastycznie pogorszą. Znając charakter Aśki spodziewał się, że obrośnie kolcami i nie odezwie się nawet słowem. Miał trochę racji, bo następnego dnia prawie się nie odzywała, ale kiedy tylko nadarzyła się okazja, powtórzyli incydent z dnia poprzedniego, tym razem wykorzystując tylną kanapę samochodu.
- Więc chcesz się kochać, ale nie chcesz rozmawiać? – powiedział Sebastian, obserwując jak kobieta pospiesznie zapina guziki bluzki.
- Jestem dla ciebie jak ten lis – oznajmiła tajemniczo, wspominając „Małego Księcia”. – Spróbuj mnie oswoić.
- Oswoić znaczy stworzyć więzy – odparł Sebastian z uśmiechem, w lot pojmując aluzję do słów Exupery’ego.
- Teraz jesteś tylko małym chłopcem – powiedziała Aśka, patrząc partnerowi w oczy, - podobnym do stu tysięcy małych chłopców. Nie potrzebuję ciebie. I ty mnie nie potrzebujesz. Jestem dla ciebie tylko lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz jeżeli mnie oswoisz, będziemy się nawzajem potrzebować. Będziesz dla mnie jedyny na świecie. I ja będę dla ciebie jedyna na świecie…
Następnego ranka Aśka znalazła na biurku egzemplarz „Małego Księcia”.


***


Dobrze było wrócić do domu i mieć co wspominać. Myśleć o jego szorstkich, ale delikatnych dłoniach, miękkich ustach i gorącym oddechu nad uchem. Samotność nie była już samotnością.
Jeszcze nigdy czas nie płynął tak szybko. Nim się obejrzała, jej romans z Sebastianem liczył sobie już trzy miesiące. Był najbardziej intensywnym i jednocześnie najmniej zobowiązującym związkiem w jej życiu. Wykorzystywali każdą okazję na seks, z drugiej strony wciąż niemal nie rozmawiając. Sebastian nie zadawał zbędnych pytań, nie oczekiwał deklaracji i sam nie wychylał się z obietnicami. Dla Aśki był to wyjątkowo wygodny układ, aż któregoś dnia zauważyła, że mężczyzna, niby tak nieznaczący, stał się głównym bohaterem jej myśli i snów.
Listopad przyniósł znaczne ochłodzenie i prawdziwą epidemię grypy na komendzie. Policjanci padali jak muchy, jeden po drugim. Co wytrzymalsi snuli się po korytarzach komendy, kaszląc i kichając.
Sebastian złapał grypę jako pierwszy. Jak na prawdziwego mężczyznę przystało, przechorował ją ciężko, ale szybko. Już po kilku dniach wrócił do pracy jak nowo narodzony.
Z kolei Aśka mimo pogarszającego się z dnia na dzień samopoczucia, uparcie chodziła do pracy. Sebastian namawiał ją, żeby poszła na zwolnienie, ale nie chciała go słuchać. Dopiero po tygodniu choroba zmogła ją tak bardzo, że trawiona gorączką zasłabła na schodach. Na ten widok komisarz postanowił działać.
Pod pretekstem poszukiwania niezbędnych akt zwabił ją do siebie. Aśka po raz pierwszy była w jego mieszkaniu. Sebastian trochę wstydził się swojej skromnej kawalerki, zwłaszcza zdając sobie sprawę, do jakich warunków Joasia przywykła. Nic jednak nie wskazywało na to, by jej to przeszkadzało. Chętnie przystała na propozycję wypicia herbaty i nim się obejrzała, siedziała już na łóżku obok Sebastiana, otulona kocem i z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach.
Mężczyzna gadał jak najęty. Nie był pewien, czy Aśkę w ogóle to interesuje, ale opowiadał jej o swoich trzech siostrach, o nieżyjących rodzicach i dzieciństwie na blokowisku. Kobieta słuchała go w całkowitym milczeniu, o nic nie dopytywała, nie komentowała, ale chciwie łowiła każde słowo.
- Pewnie dlatego lepiej dogaduję się z kobietami – zakończył z uśmiechem.
Aśka także się uśmiechnęła. Upiła łyk herbaty i przez chwilę w milczeniu rozglądała się po mieszkaniu, jakby zastanawiała się nad czymś głęboko.
- Mieszkasz tak skromnie i zupełnie ci to nie przeszkadza – powiedziała nagle zamyślona.
Z pewnym opóźnieniem zdała sobie sprawę z nietaktu. Zerknęła na Sebastiana i natychmiast zauważyła, że nie poczuł się najlepiej z jej słowami.
- Przepraszam, nie to miałam na myśli – dodała szybko. – Chodzi mi o to, że… - zawahała się przez moment, wodząc wzrokiem po meblach – mieszkam w willi, mam wszystko i wydawałoby się, że nie można więcej żądać od życia, ale to tylko ściany. Ty masz prawdziwy dom, w którym można napić się herbaty i jakoś lżej robi się na sercu. Nie chciałam cię urazić – powtórzyła, patrząc na Sebastiana. – Po prostu trochę ci zazdroszczę.

Przez chwilę Sebastian zastanawiał się głęboko nad jej słowami.

wtorek, 16 lutego 2016

1. Oswój mnie

Nie ma rzeczy doskonałych – westchnął lis i zaraz powrócił do swej myśli: - Życie jest jednostajne. Ja poluję na kury, ludzie polują na mnie. Wszystkie kury są do siebie podobne i wszyscy ludzie są do siebie podobni. To mnie trochę nudzi. Lecz jeślibyś mnie oswoił, moje życie nabrałoby blasku. Z daleka będę rozpoznawał twoje kroki – tak różne od innych. Na dźwięk cudzych kroków chowam się pod ziemię. Twoje kroki wywabią mnie z jamy jak dźwięki muzyki. Spójrz! Widzisz tam łany zboża? Nie jem chleba. Dla mnie zboże jest nieużyteczne. Łany zboża nic mi nie mówią. To smutne. Lecz ty masz złociste włosy. Jeśli mnie oswoisz, to będzie cudownie. Zboże, które jest złociste, będzie mi przypominało ciebie. I będę kochać szum wiatru w zbożu…
Lis zamilkł i długo przypatrywał się Małemu Księciu.
- Proszę cię… oswój mnie – powiedział.*
Aśka zamknęła książkę, słysząc szczęk klucza w zamku. Odłożyła ją na dno szuflady i zamknęła oczy.


***


- Masz ciężki orzech do zgryzienia – podsumowała Ania w odpowiedzi na całą lawinę żalów Sebastiana. Wydłubała z hamburgera kawałek pomidora i krzywiąc się z obrzydzeniem, wycelowała nim do kosza. – Nie chcę cię straszyć, ale raczej czarno to widzę.
- Mimo wszystko jestem dobrej myśli – odparł Sebastian. Odgryzł spory kawałek hamburgera i przez chwilę żuł w milczeniu.
- To chyba taki typ – kontynuowała Ania niezrażona. – Nie szuka przyjaciół.
- Pieprzenie – skwitował pogodnie Sebastian.
Jego pozytywne nastawienie do sprawy zdaniem Anki było całkowicie nieuzasadnione. Współpraca z nową partnerką trwała już pół roku i chociaż Sebastian niestrudzenie próbował się z nią zaprzyjaźnić, ona wyraźnie nie miała na to ochoty. Utrzymywała ich relacje na stopie służbowej, zachowując bezpieczny dystans.
Anka wyprostowała się na ławce i odwróciła wzrok od gołębi konsumujących śniadanie na skraju parkowej alejki.
- Dlaczego tak się na nią uparłeś? – zapytała z mieszaniną irytacji i ciekawości.
- Jest w niej coś intrygującego – stwierdził mężczyzna, uśmiechając się pod nosem.
- Nie mów, że chcesz ją przelecieć – powiedziała Ania, wywracając oczami.
- Przestań, nie jestem taki płytki – odparł Seba rozbawiony. – To po prostu fajna dziewczyna.
- Jasne – zakpiła Ania. – Blond włosy i ładne cycki nie mają tu nic do rzeczy.
- Nie wiem, jakie ma cycki – zauważył Sebastian, nie próbując nawet powstrzymać śmiechu. – Ale kto wie, może się dowiem – dodał, puszczając koleżance oczko.
Celowo przekomarzał się z Anią. Chociaż jego nowa partnerka była naprawdę do rzeczy, on jakoś nie myślał o niej w takich kategoriach. Widział w niej przede wszystkim człowieka, dopiero potem kobietę.
Tego popołudnia podjął kolejną próbę, jednak Aśka nie dała się zaprosić na piwo. Odmówiła grzecznie, ale stanowczo. Nie pozwoliła też odwieźć się do domu. Wbrew wszystkiemu Sebastiana wcale to nie irytowało, wręcz przeciwnie. Im wyraźniej kobieta stawiała granice, tym bardziej on chciał je przekroczyć.
Późnym wieczorem, kiedy już spod kołdry oglądał całkiem niezły film sensacyjny, dostał od Joasi smsa. Był tym tak zaskoczony, że usiadł, odczytując wiadomość. Była wyjątkowo krótka i lakoniczna. Kobieta informowała go, że ma grypę i przez kilka dni nie pojawi się w pracy. Mężczyzna nieco zaintrygowany życzył jej zdrowia i wrócił do oglądania filmu.
Piątek zaczął się dla Sebastiana wyjątkowo nieciekawie. Ze względu na nieobecność partnerki miał wyjątkowo dużo pracy. W dodatku szef od rana ścigał go w sprawie raportów, o których komisarz nie miał pojęcia. Przeszukiwał właśnie po raz trzeci biurko, kiedy nagle jak spod ziemi wyrosła Ania.
- Zadzwoń do Aśki, może ona coś wie – poradziła znad kubka gorącej kawy.
Obserwując jak mężczyzna wyrzuca na podłogę zawartość najniższej szuflady, przysiadła na parapecie i zaczęła obracać kubek w dłoniach.
- Dzwoniłem – odparł w końcu Sebastian. – Ma wyłączony telefon.
Do biura komisarzy wpadł Tomek. Minę miał niewesołą i Sebastian natychmiast zorientował się, że asystent wraca od szefa.
- Wiem, raporty – mruknął komisarz już wyraźnie poirytowany.
- Stary, jak nie zamierzasz mu ich oddać, to sam się tłumacz – odparł Tomek ze złością. – Ja już mam dość robienia za gołębia pocztowego.
Sebastian przysiadł na piętach i spojrzał na Anię zrezygnowany.
- Musiała wziąć je ze sobą – powiedział. – No nie ma innego wytłumaczenia. Gdyby tu były, dawno bym je znalazł.
- No to musisz do niej jechać – skwitowała Anka, wzruszając ramionami.
- Nie znam adresu – mruknął Seba tonem małego, naburmuszonego dziecka.
- Straszne – zakpiła Ania. – No i co ty teraz zrobisz, biedaku? – zapytała, patrząc na Sebastiana z wyraźnym rozbawieniem. – Adres musi być w papierach – dodała po chwili poważniej.
Mężczyzna westchnął ciężko. Nie miał ochoty jechać do Joasi w tak prozaicznej sprawie, zwłaszcza w sytuacji, kiedy tak stanowczo wyznaczyła mu granice ich znajomości. W końcu jednak musiał przyznać, że naprawdę nie ma innego wyjścia i z ciężkim sercem opuścił swoje biuro.
Adres Aśki bez problemu dostał od Tomka. Był trochę zaskoczony, bo nie sądził, że jego partnerka mieszka w dzielnicy willowej. Nigdy nie widać było po niej przesadnego bogactwa. Ubierała się zwyczajnie, w dżinsy i swetry. Nie nosiła biżuterii, nie miała samochodu. Wydawała się całkowicie zwyczajna.
Szczęka jeszcze bardziej mu opadła, kiedy zaparkował pod domem Aśki. Nawet jak na dzielnicę willową, budynek i ogród zdecydowanie się wyróżniały. Wszechobecny przepych na chwilę zbił Sebastiana z tropu. Dopiero po kilku długich minutach przypomniał sobie, w jakim celu zjawił się w tym miejscu.
Czuł się bardzo dziwnie, stojąc przed solidnie wyglądającą, bogato zdobioną bramą i dzwoniąc na domofon. Przez chwilę myślał, że źle trafił, ale kiedy przedstawił się jako partner Aśki i został wpuszczony, już wiedział, że nie ma mowy o pomyłce.
Szybkim krokiem pokonał brukowany podjazd i wszedł po szerokich schodach. Nim zdążył zapukać, drzwi otworzyły się i stanęła w nich Aśka. Wyglądała na zaskoczoną i jakby wystraszoną. Nerwowym ruchem poprawiła dzianinowy golf.
- Wybacz, że cię nachodzę – zaczął Sebastian, zdając sobie sprawę, że nie doczeka się ani powitania, ani zaproszenia. – Nie odbierałaś telefonów, a Stary szukał raportów z poprzedniego kwartału.
- Mam je w domu – odparła Aśka, przyglądając się partnerowi uważnie. Po chwili wahania przesunęła się w drzwiach. – Wejdź – mruknęła, - zaraz znajdę.
Sebastian czuł, że nie jest mile widzianym gościem. Stanął więc w progu salonu i obserwował jak Joasia przerzuca zawartość biurka w gabinecie naprzeciwko. Nie mógł nie zauważyć wielkiego kominka, marmurowych schodów i całej kolekcji obrazów na ścianach.
- O to chodzi? – zapytała kobieta, podchodząc do niego z teczką wypchaną dokumentami.
Komisarz zerknął na okładkę.
- Tak, dzięki – odparł.
Zapadła niezręczna chwila ciszy.
- Przepraszam, że nie zapraszam cię na kawę… - zaczęła Joasia, wyraźnie zastanawiając się nad ciągiem dalszym wypowiedzi.
- Nie szkodzi – powiedział spokojnie Sebastian. – Spieszę się. Muszę oddać Staremu te raporty, bo urwie mi głowę.
Kobieta uśmiechnęła się sztucznie.
- No a ty, jak się czujesz? – zagadnął po chwili.
- Świetnie – odparła Joasia automatycznie. – To znaczy mam gorączkę – dodała szybko, - ale za kilka dni dojdę do siebie.
- Dobrze – podsumował Sebastian. – No to w razie czego jesteśmy w kontakcie.
Miał wrażenie, że kobieta z ulgą zamykała za nim drzwi.
Przez resztę dnia Sebastian myślał o Joasi. Musiał przyznać, że sytuacja była dziwna. Oczywiście kobieta nie spodziewała się jego wizyty, więc miała prawo być zaskoczona. Jednak im dłużej Sebastian o tym myślał, tym pełniejszy był wątpliwości. Zachowanie Aśki bardziej przypominało strach niż zwykłe zaskoczenie. Tylko czego niby miałaby się obawiać? Nie wyglądała na chorą, więc może po prostu nie chciała, by Sebastian doniósł szefowi, że nadużyła zwolnienia lekarskiego? Z drugiej strony znali się już trochę, więc powinna wiedzieć, że w żadnym wypadku by tego nie zrobił.
Do pracy Aśka wróciła cztery dni później, w poniedziałek. Sebastian powitał ją z entuzjazmem, którego kobieta kompletnie się nie spodziewała. Ona dla odmiany wyglądała na skrępowaną. Sebastian podejrzewał, że nadal rozpamiętuje swoje zachowanie podczas jego wizyty. Może nie było to zbyt szlachetne, ale postanowił wykorzystać okazję. Dobrze wiedział, że druga taka szansa może się nie zdarzyć.
- Rafał ma dziś urodziny – skłamał bez zmrużenia oka. – Idziemy wieczorem do knajpy, może poszłabyś z nami?
Kobieta wyraźnie się zawahała, szukając wymówki.
- No nie daj się prosić – dodał Sebastian, uśmiechając się zachęcająco. – Pracujesz z nami pół roku, czas się trochę pointegrować.
Aśka uśmiechnęła się z wysiłkiem. Przyzwyczaiła się przez lata, że na imprezy wychodzi tylko i wyłącznie z mężem. Nigdy nie spotykała się z przyjaciółmi, nie chodziła z koleżankami na piwo. W pewnym sensie propozycja Sebastiana była kusząca. To mogła być naprawdę miła odmiana i całkiem fajny sposób spędzenia wieczoru. Poza tym było jej głupio odmawiać Sebastianowi po raz kolejny, zwłaszcza po tym, jak go ostatnio potraktowała. Z drugiej jednak strony dobrze wiedziała, jak zareagowałby jej mąż na taką propozycję.

- Chyba nie mam wyjścia – odparła w końcu.


***


* Cytat pochodzi oczywiście z "Małego Księcia" Antoine'a de Saint Exupery'ego.

niedziela, 14 lutego 2016

Po prostu bądź

Faktycznie opowiadanie What is love zostało zakończone. Przyznam, że jeszcze kilka dni temu miałam na to opowiadanie inny plan, ale ostatecznie uznałam, że tak będzie najlepiej. Rzeczywiście kierowałam się myślą, że jest to rozwiązanie inne niż dotychczas ze względu na pozostawienie otwartych wątków. Jest to w pewien sposób furtka dla czytelnika - każdy może dopowiedzieć sobie, co mu będzie odpowiadało :)

Tymczasem dzisiaj miniaturka. Może niezbyt w klimacie walentynek, ale za to bardzo w moim typie.


***


- Sebastian, mogę cię na słówko? – zagadnęła Ania, wchodząc do biura komisarza.
Mężczyzna właśnie usiłował wyciągnąć spod biurka nadgryziony ołówek, a Kamil i Tomek oglądali jego wyczyny, nie kwapiąc się z pomocą. Na dźwięk głosu Ani Seba chciał natychmiast się podnieść, w związku z czym uderzył się z impetem w głowę. Asystenci zachichotali, ale kobieta zachowała kamienną twarz.
- Tak, tak, już idę – rzucił szybko policjant i niemal wybiegł za koleżanką z biura. – Słuchaj, mam sporo roboty… Sama widziałaś, co się dzieje w biurze, a jutro wraca Aśka i chciałbym…
- Właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać – oświadczyła Ania cierpko.
Sebastian wyczuł, że kobieta jest w fatalnym nastroju i zamilkł. Potulnie dotarł za nią do kuchni, ale nawet tam się nie odezwał w oczekiwaniu, aż sama zacznie rozmowę. Milczała jednak tak długo, że nie wytrzymał.
- Wiesz, że Aśka jutro wraca? – zapytał podekscytowany, jakby zupełnie zapomniał, że mówił o tym chwilę wcześniej.
- Słyszałam tę radosną nowinę już dobrych dwadzieścia razy, biorąc pod uwagę tylko dzisiejszy dzień – odparowała Anka. – Ale dla dobra sprawy odpowiem: tak, wiem. Właśnie o to między innymi chodzi.
- Jak to? Uważasz, że nie powinna wracać?
- Seba, posłuchaj mnie uważnie. Ja naprawdę rozumiem, że bardzo się cieszysz z jej powrotu, ale to cię kompletnie zaślepiło. Nie widzisz już nic innego.
Mężczyzna wyglądał na szczerze zdezorientowanego.
- Rozmawiałem z nią wczoraj i wszystko było ok. – powiedział powoli.
- Ja też rozmawiałam z nią wczoraj – odparła Ania nieco łagodniejszym tonem, jakby chciała w ten sposób osłabić moc złych wiadomości. – Powiedziała mi jasno, że nie wierzy w skuteczność tego leczenia. Że będzie jeździć do Szczecina tylko ze względu na ciebie i z tego samego powodu wraca do pracy. Mało tego, ona wcale nie jedzie na to leczenie z przyjaciółką. Z prostego powodu: takowa nie istnieje. Ona nie ma przyjaciół, Seba. Prócz nas, nie ma nikogo. Nikt nie odwiedzał jej w szpitalu i nie pomagał, kiedy wróciła do domu. I teraz też nikogo nie ma.
Słowa zdawały się docierać do Sebastiana z pewnym opóźnieniem. Nagle poczuł się bardzo głupio, tak jakby Anka mówiła coś wyjątkowo oczywistego. Przygnieciony informacjami ukucnął i ukrył twarz w dłoniach. Aż trudno było uwierzyć, że to ten sam człowiek, który pięć minut wcześniej niemal w euforii krzątał się po biurze.
- Nie mówię ci tego, żeby cię dobić – mruknęła Anka. – Po prostu uznałam, że jesteś jedyną osobą, która może postawić Aśkę do pionu.
Sebastian nie odpowiedział. Podniósł się gwałtownie i szybkim krokiem wyszedł z biura. Nie zamierzał tracić czasu na jałowe dyskusje. W jednej chwili powrót Aśki do pracy przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. A tak bardzo na to czekał… Kiedy dwa miesiące wcześniej kobieta powiedziała mu, że ma raka płuc, był załamany. Znał Aśkę wiele lat, przyjaźnili się, byli bardzo blisko. Nie wyobrażał sobie, że mogłoby jej zabraknąć. Szybko jednak kobieta podniosła go na duchu. Wydawało się, że wcale się nie boi, była taka jak dawniej. Nawet kiedy odwiedzał ją w szpitalu po ciężkiej operacji, cały czas była wesoła i uśmiechnięta. Nie miał pojęcia, że opowieści o pomagających jej przyjaciółkach były jednym wielkim kłamstwem. Kiedy teraz o tym myślał, czuł tylko wściekłość.
Joasia otworzyła mu drzwi szczerze zaskoczona. Nie składał jej raczej niezapowiedzianych wizyt. W szlafroku i bez makijażu czuła się dziwnie naga. Nie chciała, żeby przyjaciel widział jej podkrążone oczy i zmęczoną twarz. Wpuściła go do środka bez słowa, ale unikała jego spojrzenia.
- Dlaczego mnie okłamywałaś? – zapytał ze złością. Nie dbał już o nic, w tej chwili nawet jej nie współczuł. – No po cholerę było to wszystko?! Nie uważasz mnie już za przyjaciela?! Jeśli nie chcesz, żebym przychodził, nie ma sprawy! Radź sobie sama, skoro jesteś taka samowystarczalna!
Wyszedł, trzaskając drzwiami. Nie chciał nawet na nią patrzeć.
  
***
  
Złość minęła mu tak szybko, jak się pojawiła i jej miejsce zajęło przerażenie. Teraz bał się jeszcze bardziej niż na początku. Wtedy nie wiedział wszystkiego, a potem Aśka zaczęła raczyć go fałszywie optymistycznymi wizjami. Uwierzył, że pokona raka z wysoko podniesioną głową. Kiedy nagle zrozumiał, że rzeczywistość jest bardziej brutalna, poczuł się wyjątkowo mały i bezradny.
Leczenie w Szczecinie miało być wielkim medycznym odkryciem. Nowoczesna chemioterapia rzekomo działała cuda, a stosowana było tylko w kilku ośrodkach w całej Europie. Sebastian uczepił się tej myśli jak ostatniej deski ratunku. Zamierzał jeździć tam z Aśką w każdy weekend, nie zważając na protesty żony. Nagle przestało liczyć się wszystko inne.
Aśka była mu bardzo wdzięczna. Przejął ciężar jej choroby i leczenia na swoje barki. Nie musiała już nad wszystkim panować, mogła w końcu przestać udawać i pozwolić sobie na kilka łez w samotności.
Jeździł z nią do Szczecina przez sześć weekendów z rzędu. Potem wracali do Krakowa i pracowali na komendzie, prawie jak dawniej. Jednak ich stosunki bardzo się zmieniły. Prawie nie rozmawiali, a panująca między nimi cisza nie miała nic wspólnego z porozumieniem. Pełna była niewypowiedzianych pretensji i żalu. Wszystko, co Sebastian powiedział przyjaciółce pamiętnego wieczoru było wciąż aktualne.
  
***
  
Nie mogła spać. Od poprzedniego wieczoru byli w Szczecinie, a za kilka godzin miał rozpocząć się siódmy cykl chemioterapii. Przed każdym bała się tak samo. Może nawet coraz bardziej.
Usłyszała pukanie i bez słowa wpuściła Sebastiana do pokoju. Wyszła na balkon, kiedy mężczyzna stawiał na stoliku śniadanie. Była całkowicie rozbita, nie czuła się na siłach, by znowu udawać. Wiedziała, że Seba zdenerwuje się, kiedy zobaczy, w jakim jest stanie.
- Za godzinę wychodzimy – oznajmił mężczyzna, pojawiając się na balkonie.
Pokiwała głową. Potrzebowała jeszcze kilku chwil, żeby zebrać się w sobie. Kiedy Sebastian zbliżył się jeszcze bardziej, odwróciła się, udając, że obserwuje ptaki buszujące na pobliskich drzewach.
- Co ci jest? – zapytał Seba szorstko.
Nie potrafił już inaczej z nią rozmawiać. Nie mógł sobie poradzić ze strachem, który ostatnio wciąż gościł w jego życiu.
- Nic – odparła krótko.
Łatwiej było w to wierzyć.
  
***
  
Kiedy ona spędzała pod kroplówką długie godziny, walcząc ze strachem i złym samopoczuciem, on przechadzał się po ogrodzie i okolicznych sklepach. Nie był w stanie siedzieć przy niej i trzymać za rękę. Może kiedyś, może gdyby pozwoliła mu na to na początku choroby. Teraz nie potrafił pochylić się nad jej cierpieniem. Czuł tylko złość, wszechogarniającą i niemożliwą do powstrzymania. Krążył więc między drzewami, paląc papierosa za papierosem, a Aśka siedziała w szpitalnej sali, tonąc we łzach.
Tego popołudnia po raz pierwszy straciła przytomność, a potem mimo interwencji lekarzy jeszcze przez wiele godzin nie mogła dojść do siebie. To i fatalne wyniki badań pomogło jej podjąć decyzję: zrezygnowała z leczenia.
Sebastian był wściekły, jeszcze go takiego nie widziała. Nie chciał jej słuchać, wciąż krzyczał, a potem trzasnął drzwiami. I tyle go widziała.
Do Krakowa musiała wracać sama. Zostawił ją w Szczecinie bez słowa wyjaśnienia. Wiedziała, że ma do niej olbrzymi żal i nie była pewna, czy jeszcze kiedykolwiek uda im się normalnie porozmawiać. A przecież czas naglił.
  
***
  
Rezygnacja z leczenia w Szczecinie oznaczała, że się poddała. Choroba wygrała, teraz pozostawało czekać na to, co przyniesie los. Długie tygodnie silnej chemioterapii tak bardzo wyczerpały jej organizm, że nie była już w stanie normalnie funkcjonować. Musiała zrezygnować z pracy, całkowicie świadoma, że już do niej nie wróci.
Sebastian nie odzywał się do niej. Może ze strachu, może nie był w stanie patrzeć jej w oczy ze świadomością podjętych przez nią decyzji. A może po prostu miał nadzieję, że jego ślepy upór zdoła wpłynąć na jej decyzję. Niestety nie było już takiej możliwości. Kobieta nie miała siły na dalszą walkę. Chciała, żeby to się wreszcie skończyło.
Prawie nie wychodziła z domu. Głównie leżała, patrząc bezmyślnie w sufit. Nie mogła czytać ani oglądać telewizji. Nie mogła wyjść na spacer, znosić ludzkich spojrzeń. Więc leżała i czekała.
  
***
  
Mimo bardzo złego samopoczucia wyszła do sklepu. Lodówka świeciła pustkami. Nie jadła od kilku dni.
Zemdlała na ulicy. Jeszcze przed przyjazdem karetki miała przebłyski świadomości. Reanimował ją młody chłopak. Widziała jego rude włosy i piegowatą twarz.
  
***
  
Kiedy obudziła się w szpitalu, Sebastian siedział obok niej. Trudno było coś wyczytać z jego twarzy. Zmęczona i skołowana spuściła wzrok, unikając jego spojrzenia.
Nie rozmawiali wcale. Ale przez cały wieczór Joasia czuła jego szorstką dłoń na swojej.
  
***
  
- Co mam robić? – zapytał, kiedy stało się jasne, że kobieta umiera.
Rozpaczliwie chciał namawiać ją na dalsze leczenie, chociaż wiedział już, że to nie ma sensu. Było za późno na wszystko.
- Po prostu bądź – poprosiła cicho.
  
***
  

I był. Do ostatniej chwili. A kiedy nie było już z nią kontaktu, kiedy jej oddech stał się nienaturalnie szybki, a skóra sina i napięta, położył się obok i szeptał do ucha dokładnie to, co chciała usłyszeć. Że może odejść.