piątek, 20 maja 2011

1. Pozory mylą

- Ogłaszam was mężem i żoną.
Joasia patrzyła, jak Sebastian całuje swoją świeżo upieczoną żonę. Zacisnęła dłonie na bukiecie i uśmiechnęła się z wysiłkiem, by nie pokazać po sobie prawdziwych emocji. Chwilę później złożyła przyjacielowi życzenia, wręczyła Andżelice kwiaty, po czym prześlizgnęła się między gośćmi i wsiadła do swojego samochodu. Nie miała ochoty na huczną imprezę, która zaplanowana była w ramach wesela. Obserwowanie szczęścia przyjaciela było ponad jej siły, a nie chciała też okazać swojego niezadowolenia.
Następnego dnia była jedyną w pełni przytomną osobą na komendzie. Reszta po nieprzespanej nocy snuła się po korytarzach z podkrążonymi oczami. Sebastian miał pojawić się dopiero po weekendzie, co oznaczało, że przez dwa dni policjantka musiała radzić sobie sama.
- Czemu tak szybko wczoraj uciekłaś? – zapytała Ania, kiedy Joasia postawiła przed nią kubek z kawą. – Seba był niepocieszony.
- Sebastian był tak wpatrzony w Andżelikę, że nawet nie zauważył mojej nieobecności – odparła.
- Pytał o ciebie, chciał nawet dzwonić, ale powiedziałam, że źle się poczułaś.
- I słusznie – mruknęła policjantka.
- Co się z tobą dzieje ostatnio? To przez ten ślub?
- Nie – westchnęła Aśka, opierając się o szafkę. – Mamy z Mateuszem mały kryzys…
- Mały? – dopytywała Ania.
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać.
Anka wzruszyła tylko ramionami. Dobrze wiedziała, że na upór przyjaciółki najlepszym lekarstwem jest czas.
Joasia nie chciała mówić Ani o swoich problemach, choć sama nie wiedziała dlaczego. Miała wielką ochotę wyrzucić to z siebie, ale nikt nie potrafił wysłuchać jej tak jak Sebastian. Postanowiła zaczekać na jego powrót do pracy, jednak kiedy wreszcie pojawił się na komendzie, nadal nie było okazji do rozmowy.
Tydzień później pojawiła się w biurze spóźniona. W jej przypadku było to wielkim ewenementem, więc wszyscy zerkali na nią zaskoczeni. Podminowana opadła na swoje krzesło, burknąwszy tylko krótkie powitanie w stronę Sebastiana. Mężczyzna uśmiechnął się do niej, ale nie doczekał się odpowiedzi. Zaniepokojony przysiadł na jej biurku.
- Co chcesz? – mruknęła poirytowana, nie podnosząc wzroku.
- A coś ty taka nie w sosie dzisiaj? – zapytał niezrażony.
- Kiepski dzień.
- Mamy dopiero pół do ósmej… - zauważył Seba, unosząc brwi.
Zerknęła na niego z niechęcią, ale nic nie powiedziała. Zaczęła jednak bawić się nerwowo długopisem, po czym Sebastian bezbłędnie poznał, że istotnie jest jakiś powód jej przygnębienia.
- Aśka, mam cię za język ciągnąć?
- Mateusz wczoraj się wyprowadził – wyznała w końcu.
Sebastian wytrzeszczył oczy. Zdawał sobie co prawda sprawę, że ostatnio w małżeństwie Aśki nie układało się najlepiej, ale nigdy by nie przypuszczał, że faktycznie dojdzie do rozstania. Policjantka zresztą raczej o tym nie mówiła, miał więc prawo bagatelizować sytuację.
- To już tak… na stałe? – zapytał zdezorientowany.
Pokiwała głową, skubiąc nerwowo rąbek bluzki. Dopiero teraz Sebastian zauważył, że wygląda dużo gorzej niż zwykle.
- Nie martw się, może jeszcze jakoś… - urwał na widok jej miny. – Sorry, nie jestem najlepszy w te klocki – dodał usprawiedliwiająco.
- W porządku – mruknęła Joasia.
Wzięła do ręki długopis i pochyliła się nad raportami. Trudno było jej rozmawiać o sercowych problemach, choć bardzo chciała otrzymać jakiekolwiek wsparcie. Seba wrócił do swojego biurka z nieco zakłopotaną miną.
- Może porozmawiasz o tym z Anią? – zaproponował. – Wiesz, ona jakoś bardziej…
- Nie trzeba, jest ok.
- Na pewno? – zapytał Sebastian, przyglądając się przyjaciółce z troską.
- Jasne – zapewniła.
Przez kilka kolejnych dni snuła się po komendzie coraz bardziej przygnębiona. Bardzo chciała porozmawiać o swoich problemach z którymś z przyjaciół, ale wstydziła się poprosić o to wprost, a delikatne próby kończyły się fiaskiem. Ania i Sebastian zrzucali na siebie wzajemnie odpowiedzialność. Żadne nie chciało rozmawiać z Joasią o jej rozstaniu z Mateuszem, bo po wielu latach znajomości dobrze wiedzieli, że zwierzenia w jej wypadku mogą wyglądać dość burzliwie.
W piątek wieczorem, kiedy Aśka i Sebastian powoli zbierali się już do domu, Tomek wpadł do ich biura. Westchnęli zgodnie, bo wizyta asystenta nie mogła wróżyć nic dobrego.
- Macie sprawę – oznajmił, a na widok ich kurtek uśmiechnął się ironicznie. – Widzę, że czytacie mi w myślach.
- Bardzo zabawne – mruknął Seba. – Co to za sprawa?
- Zabójstwo prostytutki, jedziecie na Wiejską.
Komisarze wybiegli z biura. Tego dnia Aśka zachowywała się już inaczej, dzięki czemu między nimi także była luźniejsza atmosfera. Wyglądało na to, że czuje się lepiej, a Sebastian wolał nie dociekać powodu tej zmiany.
Wiejska była jednym z najbardziej znanych miejsc pracy prostytutek. Wąska, słabo oświetlona ulica rozdzielała dwie części lasu. Mimo dość niebezpiecznej okolicy to miejsce cieszyło się powodzeniem wśród prostytutek, a także klientów.
- Zapowiada się długi wieczór – zauważył Seba, ziewając.
- Mi tam się nie spieszy… - mruknęła Joasia.
Sebastian natychmiast pożałował swoich słów. Zerknął na partnerkę ze współczuciem, więc natychmiast się do niego uśmiechnęła.
- Dlaczego właściwie się wyprowadził? – zapytał Sebastian, postanawiając wykorzystać okazję. Za kilka minut i tak mieli dotrzeć na miejsce zbrodni, gdzie rozmowa siłą rzeczy zostanie przerwana.
- Znudziłam mu się – odparła, wzruszając ramionami. Chciała za wszelką cenę pokazać przyjacielowi, że nie robi to na niej żadnego wrażenia.
- Aśka, ja pytam poważnie…
- A ja ci całkiem poważnie odpowiadam. Od lat zdradzał mnie na prawo i lewo, w końcu doszedł do wniosku, że łatwiej mu będzie beze mnie.
- Wiedziałaś… o tych zdradach? – zapytał, zerkając na nią ukradkiem.
- Tak. Regularnie chodził na dziwki, a ja… no wiesz, mam znajomości w tej „branży”. Ale teraz to już bez znaczenia.
- Nie rozumiem, jak mogłaś się na to godzić.
- I co mam ci jeszcze powiedzieć? Że go kocham? Wystarczy? – zdenerwowała się nagle.
Zatrzymał samochód na poboczu, dziękując Bogu, że ma wymówkę do przerwania rozmowy. Aśka pierwsza wysiadła i podążyła w kierunku lekarza sądowego.
- Co mamy? – zapytała, kiedy Seba ją dogonił.
- Kilkanaście ciosów nożem, ktoś działał w amoku. Zginęła jakieś… dwadzieścia godzin temu, czyli koło pierwszej w nocy – referował Adam, pakując swoją torbę.
- Będziemy mieli DNA sprawcy?
- Raczej bym na to nie liczył. Dziewczyna była zaskoczona, nie broniła się.
- No dobra, dzięki.
Sebastian rozejrzał się po okolicy. Kilkanaście metrów dalej stała grupka prostytutek. Rozmawiały o czymś półgłosem wyraźnie zaaferowane i paliły papierosy. Zerkały na komisarzy ze strachem, co sprawiło, że natychmiast zechcieli je przesłuchać.
- Ja z nimi pogadam, a ty idź do techników – zadecydował Sebastian i żwawo ruszył w kierunku prostytutek.
Dobrze wiedział, że trudno będzie czegoś się od nich dowiedzieć. Jedynym powodem, dla którego wciąż pozostawały na miejscu zbrodni była obecność pilnujących je mundurowych.
- No dobra, krótko i na temat – zaczął ostro. – Co widziałyście?
- Nic – odwarknęła jedna z dziewczyn.
- Lola, lepiej nie sprawdzaj mojej cierpliwości. Kto zabił tę dziewczynę?
- Skąd mamy wiedzieć?
- Dobra, szkoda czasu. Jarek – zwrócił się do mundurowego, - zabierz je na komendę.
Prostytutki natychmiast zaczęły gorąco protestować, ale Sebastian nie zwracał na to uwagi. Podszedł do partnerki, która właśnie kończyła rozmawiać z technikami.
- Mamy coś? – zapytał.
- Dziewczyna nazywała się Jolanta Krupek, 24 lata. Mieszkała na Konopnickiej 15/5 – odparła Joasia, chowając do kieszeni notesik.
- Jakieś ślady?
- Zero śladów, zero świadków.
- To trochę dziwne, nie? – zagadnął Sebastian, kiedy chwilę później wsiadali do samochodu. – Z jednej strony ktoś działa w amoku, a z drugiej nie zostawia śladów…
Policjantka wzruszyła tylko ramionami, włączając radio. Jedno było pewne: czekała ich długa noc.
Do rana przesłuchiwali prostytutki, ale zdecydowana większość z nich w ogóle nie chciała z nimi rozmawiać. Reszta odpowiadała ogólnikami albo upierała się, że nic nie wie.
- Może podsumujmy co mamy – mruknął Sebastian, obserwując przed okno biura wschodzące słońce. Oprócz niego i Joasi w pomieszczeniu był także Tomek, który w nocy pomagał im w przesłuchaniach. – Laska była na ulicy od siedmiu lat, czyli odkąd uciekła z domu.
- Rodzice piją, totalna melina – wtrącił się asystent.
- Dziwki… to znaczy dwie, które w ogóle się odezwały… twierdzą, że poprzedniego wieczoru miała dobrze tam znanego klienta. Facet po czterdziestce, w garniaku, z teczuszką. Tyle – podsumowała Aśka, dopijając zimne już resztki kawy. – Potem już jej nie widziały.
- Ale miejsce zbrodni raczej nie wskazuje na tego klienta – zauważył Seba. – Zabrał ją z ulicy po dwudziestej, a zginęła dopiero koło pierwszej.
- Prostytutki twierdzą, że bywał brutalny, nawet bardzo.
- Chyba nie myślisz, że zabawiał się z nią do północy, a potem odwiózł ją z powrotem na Wiejską? – zakpił policjant.
- Co nie zmienia faktu, że i tak musimy go znaleźć. Prawdopodobnie był ostatnią osobą, która widziała ją żywą.
- A póki co spadamy się przespać. Jestem nieprzytomny – ziewnął Sebastian, wstając zza biurka. – Podrzucić cię? – dodał w kierunku partnerki.
Kiwnęła głową i już dwadzieścia minut później przekraczała próg mieszkania. Od razu poczuła się gorzej. Każdy centymetr tego miejsca kojarzył jej się z mężem. Była zbyt ambitna, by przyznać to przed przyjaciółmi, ale kiedy zostawała sama, mogła wreszcie być sobą.
Zrzuciła kurtkę, ściągnęła buty i powolnym ruchem skierowała się do kuchni. Po niemal całej dobie spędzonej na komendzie była wściekle głodna. Wyjęła z chlebaka suchą bułkę i sięgnęła po nóż, ale kiedy zacisnęła dłoń na trzonku, natychmiast straciła apetyt. Nerwowo przygryzła wargę. To właśnie za ten nóż złapała, kiedy Mateusz oświadczył jej, że się wyprowadza. Wpadła w szał i przez jedną, krótką chwilę naprawdę chciała go użyć. Pokręciła z niedowierzaniem głową i szybkim krokiem wyszła z kuchni. Jedno było pewne: musiała poszukać innego mieszkania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz