środa, 14 listopada 2012

66. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Joasia wywróciła oczami. Kalina miała rację, ale policjantce niezbyt się to podobało. Gips był niejako wymówką, żeby choć trochę odsunąć to w czasie.
- Dobra, niech będzie - mruknęła w końcu. - Jak Zuzia? Dobrze się czuje?
- Nie wiem - odparła Kalina, wzruszając ramionami, a uwadze Joasi nie umknął fakt, że dziewczyna natychmiast sposępniała. - Ostatnio nie bardzo ma ochotę ze mną rozmawiać.
Policjantka pokiwała głową.
- Teraz na pewno bardzo potrzebuje twojego wsparcia - powiedziała. - Spróbuj z nią porozmawiać. Jesteście przyjaciółkami.
- Myślisz, że mi jest łatwo? Ja też tam byłam, widziałam to!
- Wiem...
- Gówno wiesz - warknęła nastolatka. - Tyle lat pracujesz w policji, a nie przeżyłaś czegoś takiego.
Joasia zawahała się przez moment.
- Masz rację - odparła w końcu, - ale tylko częściowo. Niedawno byłam świadkiem próby gwałtu i wiem, jakie to przeżycie.
- Tak? I co? Rozmawiacie sobie o tym spokojnie?
Kalina nie zamierzała wcale czekać na odpowiedź. Poirytowana wstała i skierowala się prosto do swojej sypialni.
- Brawo - mruknęła Joasia pod nosem.
O ile poinformowanie siostry o ciąży mogła uznać za udane, to już rozmowa o Zuzi była kompletną porażką. W dodatku zdała sobie sprawę, że udziela Kalinie rad, do których sama się nie stosuje. W czasie tych kilku tygodni spędzonych w szpitalu bardzo polubiła Magdę. Rozmawiały o wielu rzeczach, również o sprawach prywatnych, ale do swojego pierwszego spotkania jakoś nie wracały. Joasia nie znała szczegółów sprawy głównie dlatego, że od dłuższego czasu nie była na komendzie, gdzie chcąc nie chcąc dowiedziałaby się tego i owego. Jedyne, co przekazała jej w złości Ania, to że sprawcy nie znaleziono, a śledztwo zostało umorzone. Jednak z jakiegoś powodu denerwowała się na każde, nawet najbardziej niewinne wspomnienie o lekarce, co już dawało do myślenia. W dodatku Joasia wiedziała, że Magda przeniosła się do Krakowa dopiero kilka miesięcy temu i nie ma tu nikogo bliskiego, a przez policję nie została potraktowana zbyt uprzejmie - głównie za sprawą Ani. Biorąc to wszystko pod uwagę, Joasia wiedziała, że jest właściwie jedyną osobą, która mogłaby o tym z Magdą porozmawiać. Pozostawało tylko pytanie, czy ona w ogóle tego chce.
Czerwiec szybko dobiegł końca i zaczęły się wakacje. W połowie lipca Joasia mogła uznać, że poinformowała już o ciąży wszystkich, których powinna. Podjęła też strategiczną decyzję i chociaż całokształt nie napawał optymizmem, przyjmowała to wszystko z ulgą.
Kalina wyjechała na wakacje nad morze. Udało jej się dogadać z Zuzią, której dzięki wsparciu przyjaciółki łatwiej było poradzić sobie z trudną sytuacją. W Sopocie nastolatki miały spędzić pełne dwa tygodnie i Joasia miała wrażenie, że wrócą wypoczęte i zdystansowane.
Prócz tego miał to być także odpoczynek dla niej. Była bardzo zmęczona wydarzeniami ostatnich tygodni i ulgą myślała o odrobinie samotności. Pierwszego wieczoru po wyjeździe Kaliny urządziła sobie długą kąpiel, podczas której mogła w spokoju powspominać swoje ostatnie porażki.

- Masz mnie za idiotę? Mylisz, że złapiesz mnie na dziecko?
- Niczego od ciebie nie oczekuję. Pomyślałam tylko, że chciałbyś wiedzieć...
- Nie zamierzam ci płacić alimentów!

- Jesteś normalną hipokrytką! Jak mogłaś mi nie powiedzieć?! Podobno jesteśmy przyjaciółkami!
- Chciałam...
- Jak możesz w ogóle brać pod uwagę coś takiego?! Co z ciebie za człowiek?! Myślałam, że cię znam!

- Piąty miesiąc i ty mi dopiero o tym mówisz? Uważasz, że skoro to nie moje dziecko, to mnie to nie dotyczy?
- Przepraszam, musiałam to wszystko przemyśleć...
- A ja nie muszę? Stawiasz mnie przed faktem i według ciebie to w porządku?

- Oszukałaś mnie! Naopowiadałaś mi bzdur, a teraz wszystko odkręcasz! Aż nie chce mi się wierzyć, że właśnie ty możesz zrobić coś takiego!

Joasia westchnęła ciężko i zanurzyła się głębiej w wodzie. Z irytacją pomyślała, że mogłaby się jej udać choć jedna rzecz, tak dla odmiany. Po chwili jednak przyznała, że przesadza. Od zdjęcia gipsu minęło już dziesięć dni i rehabilitacja przynosiła olbrzymią poprawę. Co prawda wciąż poruszała się o kulach, a każdy nacisk na nogę powodował ból, ale i tak była pozytywnie zaskoczona. Optymistyczne opinie rehabilitanta i zaangażowanie Magdy podnosiły ją na duchu. Jedyne, czego mogłaby sobie jeszcze życzyć, to wsparcie przyjaciół.
Następnego ranka przyszedł Sebastian. Joasię trochę to zdziwiło, bo ostatnio ich relacje przedstawiały się nie najlepiej. Szybko jednak okazało się, że mężczyzna nie zamierza naprawiać panującej między nimi atmosfery.
- Naprawdę uważasz, że wszystko jest w porządku? - zapytał poirytowany, kiedy zaproponowała mu śniadanie.
- Nie uważam - odparła spokojnie. - Ale nie cofnę tego, co się stało.
- Świetne wytłumaczenie - zakpił mężczyzna, przechadzając się nerwowo wzdłuż kuchni.
- Seba, czego ty xode mnie oczekujesz?
- No nie wiem, może byśmy chociaż o tym porozmawiali? - zapytał ze złością.
- Może byś się najpierw uspokoił...
- Chociaż, wiesz co? Właściwie wcale nie chcę o tym gadać.
Wściekły ruszył w kierunku wyjścia. Joasia odporowadziła go wzrokiem, czekając aż trzasną frontowe drzwi. Kiedy wreszcie usłyszała jednoznaczny hałas, mogła wrócić do parzenia kawy. Tym razem nie poczuła nawet irytacji. Ostatnio podobne wizyty musiała znosić kilka razy dziennie. Z jednej strony nękał ją Sebastian, z drugiej Ania i każde z nich uważało, że zna idealny przepis na życie przyjaciółki.
Późnym popołudniem przyjechała Magda. Poprzedniej nocy była na dyżurze, w związku z czym miała cały dzień wolny i postanowiła podrzucić Joasię na rehabilitację. Wiedziała, że kobieta nie ma z kim pojechać, a nie powinna była sama tłuc się przez całe miasto.
Po rehabilitacji kobiety postanowiły urządzić sobie babski wieczór. Kupiły ciasto i sok, który miał zastąpić wino, i usiadły w salonie. Już w drodze Joasia zdążyła opowiedzieć Magdzie najistotniejsze rzeczy, ale dopiero kiedy znalazły się w mieszkaniu, lekarka zdecydowała się wypowiedzieć. Zanim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, odezwała się Aśka.
- Anka jest na mnie naprawdę wściekła - mruknęła, obracając w dłoniach szklankę. - Uważa, że bez względu na wszystko powinnam od razu jej powiedzieć.
- Pewnie po prostu jej przykro - odparła Magda. - No wiesz, że jej nie zaufałaś.
- Chciałam najpierw to sobie poukładać, podjąć decyzję. A wiem, że Anka by mi na to nie pozwoliła. Chodziłaby za mną i truła mi dupę.
- Nie przejmuj się, przejdzie jej.
Aśka uśmiechnęła się ironicznie i spojrzała na lekarkę z powątpiewaniem.
- Nie po tym, co jej powiedziałam... Ma mnie za ostatnią sukę.
- Jesteś pewna swojej decyzji? - zapytała Magda po chwili namysłu. - Nie masz wątpliwości? Naprawdę chcesz oddać to dziecko?
- Nie widzę innego rozwiązania - powiedziała Joasia stanowczo.
- To przez Błażeja?
- Nie, już wcześniej o tym myślałam. Tylko... chyba musiałam dojrzeć do tej decyzji.
Magda westchnęła cicho. Przez chwilę wpatrywała się zamyślona w swoją szklankę.
- Nie rozumiesz tego, prawda? - zapytała cicho Joasia.
- Czy ja wiem? Myślę, że mogę to zrozumieć.
- Postaw się w mojej sytuacji. Co byś zrobiła, gdybyś zaszła w ciążę?
Lekarka spojrzała na Joasię z nieodgadnioną miną. Przez chwilę milczała, zastanawiając się głęboko nad pytaniem.
- Pewnie byłabym przerażona - przyznała. - Co prawda zawsze chciałam mieć dziecko, ale bycie samotną matką nigdy nie mieściło się w moich planach...
Wstała, milknąc na chwilę. Przeszła się po pokoju, wyraźnie bijąc się z myślami.
- Byłabym załamana - powiedziała w końcu. - Ciąża to chyba jedna z najgorszych rzeczy, jaka teraz mogłaby się zdarzyć. Naprawdę cię rozumiem. Praca, znajomi... Przede wszystkim praca - podkreśliła po chwili wahania. - Całe życie wywrócone do góry nogami. Ale nie sądzę, że potrafiłabym oddać swoje dziecko.
Joasia pokręciła głową i znowu wpatrzyła się w okno. Magda podeszła powoli do kanapy, ukucnęła przed policjantką, położyła dłonie na jej kolanach i spojrzała w oczy.
- Ty jesteś w lepszej sytuacji, nie widzisz tego? - zapytała łagodnie. - Nie jesteś sama. Masz Sebastiana, który... może nie ucieszył się z tej wiadomości, ale chce wychować dziecko razem z tobą. Masz siostrę i przyjaciół, którzy na pewno ci pomogą. A praca... Masz stabilną sytuację, kilka tygodni po porodzie będziesz mogła wrócić, bez względu na to, czy dziecko będzie z tobą, czy nie. Jesteś w dużo lepszej sytuacji niż ja. Ja nie mam nikogo, jestem tu zupełnie sama, a gdybym zaszła w ciążę, mogłabym stracić pracę. Ale i tak wychowywałabym swoje dziecko, bez względu na to, jak bardzo musiałabym się poświęcić.
- Tu nie chodzi o poświęcenie - powiedziała Joasia, kręcąc stanowczo głową. - Ania wciąż mówi o dziecku. Jest w nim zakochana po uszy, a jeszcze nawet się nie urodziło. Wciąż tylko opowiada o śpioszkach, łóżeczka, wózkach i innych pierdołach... Ona czuje się matką i to widać. A wiesz, co ja czuję, kiedy myślę o dziecku?
- Co?
- Nic. Kompletnie nic.
Magda spuściła wzrok i wstała powoli.
- Wiem, co to znaczy wychowywać się z matką, która cię nie kocha - kontynuowała policjantka. - Moja miała mnie w dupie przez te wszystkie lata, byłam dla niej tylko częścią krajobrazu. Nie chcę, żeby moje dziecko myślało o mnie tak, jak ja o swojej matce. Wolę, żeby w ogóle nie wiedziało o moim istnieniu.
- Teraz większość dzieci rodzi się z nieplanowej ciąży - odparła Magda, spacerując po pokoju. - Dla wielu kobiet wiadomość o ciąży to prawdziwa tragedia. Na początku są przerażone i załamane, nie chcą go. Ale mija trochę czasu i wszystko się zmienia.


***


W ramach krótkiej informacji, co zamierzam wprowadzić w następnych częściach:
Na pewno będzie przeskok w czasie - nie chcę opisywać dzień po dniu czy tydzień po tygodniu ciąży Aśki. Postaram się to rozwiązać możliwie szybko. Jeśli chodzi o dziwne zachowanie Anki, wszystko będzie się wyjaśniać w międzyczasie. Co potem? Zobaczymy;)

wtorek, 13 listopada 2012

65. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

- Operacja się udała - podjęła po chwili lekarka. - Ma pani uszkodzone więzadło krzyżowe i kość piszczelową. Unieruchomiliśmy nogę, na razie nie można założyć gipsu.
- Będę normalnie chodzić?
Lekarka zawahała się przez moment. Nie chciała karmić Joasi obietnicami bez pokrycia.
- Rozmawiałam z naszym ortopedą - powiedziała powoli. - Uszkodzenia zostały naprawione, teraz trzeba poczekać na zagojenie rany i zrośnięcie kości. Potem czeka panią rehabilitacja.
- Będę chodzić? - powtórzyła Joasia nieco bardziej natarczywie.
- Nie mogę pani niczego obiecać - odparła lekarka ostrożnie. - Uszkodzenia kolana są zwykle bardzo poważne. Teraz wszystko zależy od rehabilitacji.
- Pani nie rozumie - powiedziała Aśka, unosząc się na łokciach. - Praca jest dla mnie ważna, muszę wrócić do formy.
- Rozumiem - zapewniła kobieta. - I obiecuję, że zrobię wszystko, żeby tak się stało. Mam okazję spłacić dług - dodała z lekkim uśmiechem.
Joasia także lekko się uśmiechnęła. Prze chwilę zamyślona wpatrywała się w ścianę, a potem odezwała się ponownie, nieco spokojniej.
- Jakiś czas temu miałam wypadek - powiedziała. - Mało brakowało, żebym została sparaliżowana. Długo nie mogłam chodzić. W dodatku to była ta sama noga...
- Kiedy to było?
- Jakieś pół roku temu. Zbyt wcześnie zdjęłam gips - wyznała z westchnieniem.
- Tym razem proszę nie szarżować - odparła lekarka z uśmiechem. - Pani Asiu, ja naprawdę to rozumiem - dodała, poważniejąc. - Ja też kocham swoją pracę i nie wyobrażam sobie sytuacji, w której musiałabym z niej zrezygnować.
- Ta praca jest dla mnie wszystkim - mruknęła policjantka, patrząc w okno.
- Teraz wszystko zależy od pani. Jeśli zastosuje się pani do moich zaleceń, wszystko będzie dobrze. Proszę mi zaufać.
- Dziękuję.

Resztę maja i początek czerwca Joasia spędziła w szpitalu. Bardzo martwiła się o siostrę i jej przyjaciółkę, ale nastolatki nadspodziewanie dobrze dawały sobie radę. Kalina przychodziła do szpitala prawie codziennie i w końcu Joasia stwierdziła, że dziewczyna odzyskała pogodę ducha.
Tak naprawdę Aśka po raz pierwszy nie miała ochoty wychodzić ze szpitala. Przyjaciele wpadali do niej kilka razy dziennie, przynosząc książki, smakołyki i najnowsze wieści z komendy. Kobieta leżąca w tej samej sali okazała się bardzo sympatyczną nauczycielką, która z chęcią rozwiązywała z Joasią krzyżówki i grała w karty. Wieczorami policjantka urządzała sobie krótkie spacery po szpitalnym korytarzu albo gawędziła z lekarką, jeśli ta miała akurat dyżur. Z początku rozmawiały głównie o rehabilitacji, potem także o innych rzeczach.
W pewien czerwcowy poranek lekarka jak zwykle podczas obchodu zatrzymała się na dłużej przy łóżku Joasi. Właśnie opowiadała policjantce o pewnej starszej pani, która od wielu tygodni przebywała na oddziale kardiologii. W chorobie oczywiście nie było nic zabawnego, ale lekarka nie mogła powstrzymać się od śmiechu na wspomnienie długich negocjacji staruszki z ordynatorem. Kiedy do sali weszła Ania, obie kobiety były wyraźnie rozbawione.
- Dzień dobry - przywitała się policjantka.
W jej głosie dało się wyczuć niechęć, która zwykle towarzyszyła jej przy spotkaniach z lekarką. Podeszła do łóżka przyjaciółki z naburmuszoną miną. Lekarka przywitała się uprzejmie, po czym przeprosiła je i wyszła z sali. Ania skrzyżowała ręce na piersiach.
- Powinnaś odpoczywać - powiedziała surowo.
Aśka miała ochotę powiedzieć coś niemiłego, ale tylko westchnęła. Bardzo lubiła Anię, ale pozostawało faktem, że przy każdej jej wizycie w szpitalu, Joasię opuszczał dobry humor.
- Magda powiedziała, że jutro będę mogła wyjść - oznajmiła, siląc się na beztroski ton.
- Magda? - podchwyciła natychmiast Ania. - Już zdążyłyście przejść na "ty"? - zapytała ze złością.
- O co ci chodzi?
- Po cholerę się w to angażujesz? Nie masz nic wspólnego z tym śledztwem, poza tym prokurator umorzył sprawę.
- A co to ma do rzeczy? - zdziwiła się szczerze Joasia. - Magda jest po prostu sympatyczna...
- Sympatyczna - prychnęła Ania z wyraźną irytacją. - Też coś.
- Wiesz, że uratowała moją nogę? - zapytała Joasia, ściszając nieco głos. - Ortopeda nie chciał operować. Gdyby nie ona, nie miałabym nawet szansy na powrót do pracy, rozumiesz?
- Właśnie, ortopeda miał na ten temat inne zdanie. A wiesz dlaczego? Bo to było ryzykowne!
- Ale dzięki niej mam szansę na powrót do pełnej sprawności.
- Jesteś strasznie lekkomyślna - powiedziała Ania ze złością. - A ona jako lekarka powinna wybić ci z głowy głupie pomysły, zamiast je popierać.
Aśka pokręciła tylko głową, ale postanowiła nie odpowiadać, zwłaszcza że pozostałe kobiety zajmujące z nią salę zaczęły już przysłuchiwać się rozmowie. Postanowiła szybko zmienić temat.
- Jak wizyta u ginekologa? - zagadnęła. - Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym - odparła Ania i w końcu się uśmiechnęła. - Rafał wciąż naciska, żebym poszła na zwolnienie. I chyba ma rację. Chcę pogadać ze Starym i na razie pracować za biurkiem. Wiesz, za duże ryzyko.
- Pewnie, lepiej dmuchać na zimne.
Ania natychmiast podchwyciła temat, w związku z czym przez następną godzinę Joasia słuchała o wizycie u ginekologa, USG, szczegółowych zaleceniach lekarza, a potem temat zszedł na dziecięce ubranka. Aśka kompletnie nie była tym zainteresowana, ale z ulgą przyjęła fakt, że potrafią jeszcze przeprowadzić normalną rozmowę.
Kiedy Ania w końcu uznała, że musi jechać na komendę, dochodziła już dziesiąta. Przyjaciółki pożegnały się i Aśka znowu została sama. Pokuśtykała powoli do łazienki, zamknęła się w kabinie i podwinęła piżamę. Przez długą chwilę patrzyła zamyślona na swój brzuch. Cztery tygodnie wcześniej, kiedy dowiedziała się o ciąży, uznała, że nie ma się co spieszyć z wyznaniem Sebastianowi prawdy. Brzuch nie był jeszcze widoczny, a pierwsze symptomy można było spokojnie uznać za przemęczenie. Teraz jednak musiała przyznać, że sprawa zaczynała być coraz pilniejsza.
Do sali wracała bardzo przybita. Kiedy przebiegła obok niej pięlęgniarka, zachwiała się, z trudem utrzymując równowagę. Nim zdążyła chwycić się poręczy, ktoś złapał ją pod ramię i przytrzymał.
- Mówiłam, żebyś sama się nigdzie nie wybierała - powiedziała łagodnie lekarka.
Zaprowadziła Joasię do sali, w której akurat nie było nikogo. O tej porze zwykle odbywała się większość badań, a dwie z kobiet leżących w sali Joasi tego dnia wyszły do domu.
Policjantka usiadła na łóżku i przez moment w milczeniu szukała telefonu.
- Myślałam, że pojechałaś do domu - powiedziała po chwili. - W nocy miałaś dyżur.
- Miałam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. A teraz już niezbyt mi się opłaca, o piętnastej zaczynam kolejny dyżur - odparła, wzruszając ramionami. - Co się stało? - dodała po chwili, obserwując policjantkę uważnie. - Mówiłam ci, że potrzeba trochę czasu, żeby...
- Nie w tym rzecz - mruknęła Joasia. - Ania z taką radością opowiada o ciąży, a ja...
- Nie powiedziałaś jeszcze Sebastianowi? - zapytała lekarka, choć zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
- Nie bardzo wiem, jak mam to zrobić. Pół biedy, gdyby to było jego dziecko, a tak?
Pokręciła głową, wpatrując się bezmyślnie w okno.
- Przecież go nie zdradziłaś, to nie twoja wina - zauważyła przytomnie Magda.
Na chwilę zapadła cisza. Joasię wcale nie przekonywały takie argumenty.
- Myślę, że on cię kocha - dodała po chwili lekarka, uśmiechając się odrobinę. - Mało kto przychodzi tu codziennie.
- Zawsze taki był, nawet kiedy nie byliśmy razem - odparła Joasia, wzruszając ramionami.
- Ciąża zaczyna być widoczna. Wiesz o tym, prawda?
Aśka kiwnęła głową i opadła na poduszki. Jakoś nie mogła sobie wyobrazić sceny, w której informuje Sebastiana o ciąży. W dodatku nie był jedyną osobą, której musiała powiedzieć prawdę.
- Jutro dam ci wypis - podjęła po chwili Magda. - Miejsce na rehabilitacji masz zaklepane. Tylko pamiętaj, że Jaworski to mój znajomy, więc dowiem się o każdej wpadce - dodała, grążąc jej żartobliwie palcem.
- Nie będzie żadnych wpadek, nie martw się - odparła Joasia z uśmiechem.
- No dobra, uciekam. Na pediatrii leży sparaliżowany chłopiec. Obiecałam, że zabiorę go na spacer.
Poklepała Joasię po ramieniu i wyszła, zostawiając ją samą. Policjantka przez moment siedziała zamyślona, a potem sięgnęła po gazetę, postanawiając sobie solennie, że jutro zastanowi się, co z tym fantem zrobić.
Następnego przedpołudnia Sebastian cały rozpromieniony pojawił się w szpitalu. Bardzo się cieszył, że Joasia wraca do domu. W głębi duszy wiązał z tym spore nadzieje. Ostatnio była dużo spokojniejsza, chętniej z nim rozmawiała i nie wydawała się już tak obca. Oczami wyobraźni już widział te wszystkie wspólnie spędzone wieczory i noce. I choć gdzieś pod skórą czuł, że w sytuacji, w której przyszłość nogi jest wciąż niepewna, dobry humor Joasi jest nieco podejrzany, starał się odsuwać takie myśli jak najdalej.
Kiedy wszedł do sali, policjantka czekała już na niego. Spakowana torba stała obok niej, a wypis leżał na szafce. Seba przywitał się z kobietą, pomógł jej wstać i zarzucił sobie torbę na ramię. Joasia oparła się na kulach i bez zbędnych słów ruszyła w stronę wyjścia. Chwilę wcześniej postanowiła, że tego dnia powie o ciąży przynajmniej siostrze i chciała zrobić to jak najszybciej - po prostu po to, żeby mieć to z głowy.
- Czyli będę ciocią? - upewniła się Kalina, kiedy w końcu wieczorem siostry zostały same i była okazja do spokojnej rozmowy.
- Na to wygląda.
Dziewczyna ściągnęła brwi, myśląc nad czymś intensywnie.
- Ale skoro mówisz, że to już koniec czwartego miesiąca... - zaczęła powoli.
- Tak, dobrze kombinujesz - westchnęła Joasia, trochę zaskoczona faktem, że jej siostra tak szybko do tego doszła. - Błażej jest ojcem.
- Ale chyba nie chcesz do niego wrócić? - zaniepokoiła się dziewczyna.
- Nie, skąd. Ale muszę mu powiedzieć. Pojadę do niego, jak tylko zdejmą mi gips.
- To jeszcze trzy tygodnie - zauważyła Kalina, zerkając na siostrę z mieszaniną dezaprobaty i nagany.
- Nie będę się z tą nogą szlajać po mieście - mruknęła Joasia.
- Zawsze możesz do niego zadzwonić, prawda? Jestem pewna, że chętnie tu przyjedzie. Oczywiście pod warunkiem, że przez telefon nie powiesz mu, o co chodzi...

poniedziałek, 12 listopada 2012

64. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Zamyślona skierowała się w stronę przystanku. Celowo wybrała dłuższą drogę. Chciała odetchnąć świeżym powietrzem i pomyśleć w spokoju. Czuła, że powinna jak najszybciej powiadomić Sebastiana o ciąży. Bądź co bądź byli razem, więc to dotyczyło także i jego. Trudno było jednak przewidzieć, jak zareaguje i Joasia wcale nie miała ochoty tego sprawdzać.
Skręciła w główną ulicę i z daleka zobaczyła ludzi wybiegających z jednego z budynków. Instynktownie przyspieszyła i zaczęła biec w tamtym kierunku. Szybko zrozumiała, że intuicja jej nie zawiodła. Z budynku, który okazał się bankiem, wybiegło trzech zamaskowanych sprawców. Joasia machinalnie wyciągnęła broń.
- Stać, policja! - zawołała.
Już chciała oddać strzał w powietrze, kiedy jeden ze sprawców odwrócił się i bez ostrzeżenia wycelował prosto w nią. Odległość była zbyt duża na oddanie precyzyjnego strzału, jednak mężczyźnie udało się trafić. Joasia upadła na ziemię, czując ostry ból w kolanie. Zanim jednak zdążyła choć spojrzeć w kierunku rany, otoczyli ją ludzie. Ktoś się nad nią pochylał, ktoś inny dzwonił po karetkę; a ona ściskała w dłoni broń, mając tylko naiwną nadzieję, że ból w kolanie jest wynikiem upadku, a nie postrzału.
Ani na chwilę nie straciła przytomności. W karetce dostała środki przeciwbólowe, ale tak naprawdę nie poczuła wielkiej różnicy. W wyniku przypływu adrenaliny prawie nie odczuwała bólu. Obserwowała poczunania ratowników, którzy pochylali się nad jej nogami, ale nie miała odwagi o nic spytać. Wiedziała, co oznacza postrzał w kolano i wolała żyć w nieświadomości tak długo, jak tylko się da.
Została przewieziona na oddział ratunkowy miejskiego szpitala. Miała wrażenie, że nikt specjalnie się nią nie interesuje, choć nie było tłumu pacjentów. Jedna pielegniarka stała tuż za łóżkiem, ale nie raczyła odpowiedzieć na żadne z pytań policjantki. W końcu Joasia straciła cierpliwość i usiadła. Noga nie wyglądała wcale tragicznie. Spodnie były co prawda pokrwawione, ale kolano zabezpieczone opatrunkiem przedstawiało się całkiem normalnie. Podejrzewała jednak, że miałaby na ten temat inne zdanie, gdyby nie działanie środków przeciwbólowych.
W końcu drzwi do pomieszczenia otworzyły się i stanęło w nich dwóch lekarzy. Na starszego mężczyznę Joasia ledwie spojrzała. Całą jej uwagę przykuła kobieta, wkładająca właśnie rękawiczki. Policjantka na chwilę zapomniała o wypadku i lęku o nogę, jednak pytania lekarki szybko sprowadziły ją na ziemię.
- Przyjmuje pani jakieś lekarstwa? - powtórzyła, nie doczekawszy się odpowiedzi za pierwszym razem nie.
- Nie. Ale jestem w ciąży.
Kobieta zamarła wpatrzona w policjantkę. Na ułamek sekundy ich spojrzenia spotkały się i Joasia była pewna, że nie ma to nic wspólnego z wyjawioną przed chwilą informacją.
- Zróbcie pani prześwietlenie - powiedziała po chwili lekarka. - Tylko szybko.
Joasia w milczeniu poddała się badaniom. Bardzo się bała wyniku. Widziała już takie wypadki i doskonale znała konsekwencje. Powtarzała sobie w duchu, że jeszcze nic nie jest przesądzone, ale miny lekarzy mówiły same za siebie.
Po badaniu została przewieziona do sali i na kilka minut została sama. Starała się skupić na czymś innym, ale było to trudne. Przez chwilę chciała zadzwonic do Sebastiana, ale zaraz sobie uświadomiła, że nie ma torebki. Poza tym nie była wcale pewna, czy chce go widzieć. Od kilku dni jego towarzystwo działało jej na nerwy, a współczujące spojrzenia i puste słowa nie mogłyby jej pocieszyć.
Drzwi sali otworzyły się i do środak weszła młoda lakarka. Tym razem była sama. Podeszła do łóżka i usiadła na stołku, mierząc policjantkę uważnym spojrzeniem.
- Dziękuję - powiedziała.
Przez chwilę Joasia milczała, a potem uśmiechnęła się lekko.
- Poznała mnie pani? - zdziwiła się.
- Tylko po głosie - przyznała lekarka.
Aśka miała wrażenie, że kobieta chciała powiedzieć coś jeszcze, ale jednak tego nie zrobiła. Zapadła niezręczna cisza. Okoliczności w jakich się poznały było co najmniej nieprzyjemne i obie wolałyby o nich zapomnieć.
- Zrobiliśmy dokładne badania - powiedziała po chwili lekarka, zmieniając tym samym temat. - Kula uszkodziła torebkę stawową kolana. Musimy operować.
Joasia odwróciła wzrok. Nie brzmiało to dobrze nawet dla laika.
- Nie będę pani okłamywać - kontynuowała lekarka, - to nie jest prosta operacja. Ale zrobimy wszystko, żeby pani pomóc.
- Będę normalnie chodzić? - zapytała Joasia spokojnie. - Proszę mi powiedzieć prawdę.
- Nie mogę niczego pani zagwarantować...
- Pani doktor, jestem policjantką. Jeśli nie wrócę do pełnej sprawności, nie będę mogła pracować.
- Rozumiem - zapewniła lekarka. - Jednak więcej będę mogła powiedzieć dopiero po operacji. Proszę być dobrej myśli.
Za namową lekarki Joasia jednak powiadomiła Sebastiana. Operacja miała być przeprowadzona natychmiast, więc komisarze nie mieli okazji porozmawiać. Joasia wiedziała jednak, że kiedy się obudzi, Seba będzie przy niej. Nie była pewna, czy ta myśl ją pociesza, czy denerwuje, ale w głębi duszy czuła, że łatwiej będzie jej znieść złe wieści, przytulając się do jego ramienia.
Sebastian tego dnia także miał wolne. Próbował spędzić z Joasią trochę czasu, ale powiedziała, że chce się w końcu wyspać. Dlatego kiedy dowiedział się o wypadku, do którego doszło w centrum miasta, był trochę zaskoczony. Nie był to jednak najlepszy moment na wyjaśnianie okoliczności. Pojechał prosto do szpitala, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, w jakim stanie jest Joasia.
Na szpitalnym parkingu spotkał Anię. Wyglądała na wyjątkowo naburmuszoną. Szła szybkim krokiem z rękami schowanymi w kieszeniach i mamrotała coś pod nosem.
- Co ty tu robisz? - zapytał Seba na jej widok. - Kto cię powiadomił?
- O czym? - zdziwiła się Ania.
- No o Aśce. Została postrzelona.
- Jak to? Co z nią?
W drodze na oddział chirurgii Sebastian opowiedział koleżance wszystko, czego dowiedział się w krótkiej rozmowie z partnerką. Nie mogli jednak porozmawiać ani z Joasią, ani z lekarzam, bo operacja już trwała. Ania postanowiła dotrzymać komisarzowi towarzystwa i zaczekać z nim pod salą.
- Właściwie co robiłaś w szpitalu? - zagadnął Seba po kilkudziesięciu minutach milczenia.
- No mamy tę sprawę usiłowania gwałtu - mruknęła Ania niechętnie. - Ofiara jest tutaj lekarką.
- Rozpoznała sprawcę?
- W zasadzie niewiele nam powiedziała. Twierdzi, że nie widziała jego twarzy. A dzisiaj w ogóle nie mogłam z nią porozmawiać, ponoć była bardzo zajęta - dodała policjantka z ironią.
- Aśka mówiła, że była w szoku. Faktycznie może za wiele nie pamiętać.
Anka wzruszyła ramionami. Sebastian przez chwilę przyglądał się jej z uwagą, ale w końcu uznał, że tak naprawdę niewiele go ta sprawa obchodzi. Zwłaszcza w obecnej sytuacji.
Było już późne popołudnie, kiedy w końcu z sali zaczęli wychodzić lekarze. Młoda szatynka zatrzymała się przy komisarzach, rozwiązując czepek. Na widok Ani uśmiechnęła się odrobinę.
- Pan Sebastian? - zapytała. - Operacja się udała - dodała, nie czekając na odpowiedź. - Pani Asia niedługo powinna się obudzić.
- Co z jej kolanem? - zapytał Seba, nie tracąc czujności.
- Na pewno konieczna będzie rehabilitacja, ale jestem dobrej myśli.
- Czy możemy w końcu porozmawiać? - wtrąciła się Ania, a Sebastian wyczuł w jej głosie chłód. - Szukałam pani kilka godzin. Chciałabym w końcu wyjaśnić sprawę gwałtu.
- Przepraszam, obowiązki - odparła lekarka, nie tracąc przynajmniej pozornie pogody ducha. - Oczywiście zapraszam do gabinetu.
Sebastian trochę zaskoczony obserwował, jak kobiety oddalają się w stronę schodów. Ania zawsze była niezwykle delikatna, a sposób, w jaki zwróciła się do lekarki był co najmniej dziwny. Nie wspominając już o tym, jak nietaktowne było wspominanie o gwałcie w jego obecności. Mężczyzna nie mógł pozbyć się wrażenia, że w tej sprawie jest jakieś głębsze dno.
Joasia obudziła się niecałe pół godziny później. Sebastian siedział przy niej zamyślony. Kiedy zauważył, że otworzyła oczy, uśmiechnął się. Kobieta natychmiast zarzuciła go pytaniami i długo nie chciała uwierzyć, w jego zapewnienia o pomyślnym przebiegu operacji. W końcu odpuściła nadal święcie przekonana, że coś przed nią ukrywa. Postanowiła sobie w duchu, że przy najbliższej okazji porozmawia z lekarką i dowie się wszystkiego dokładnie.
- Kalina wie? - zapytała w końcu Joasia, uświadamiając sobie, że ona i Zuzia zostały same.
- Anka miała zaraz do niej pojechać. Nie martw się, wszystko jest pod kontrolą.
- Cholera, wybrałam sobie najmniej odpowiedni moment - mruknęła zrezygnowana.
- Dlaczego? - zdziwił się Seba. - Żaden moment nie jest dobry...
Joasia spojrzała na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Z trudem powstrzymała się od ironicznego uśmiechu, ale przecież Sebastian nie mógł wiedzieć, jak bardzo nie na rękę jest jej pobyt w szpitalu. Nie chciała zostawiać Kaliny i Zuzi samych, w dodatku musiała rozmówić się z Błażejem, a wiedziała, że na razie nie ma mowy o wypisie.
- Chodzi o naszą sprawę - westchnęła w końcu. - Ciężko się zapowiada, nie chcę cię z tym zostawiać samego.
- Daj spokój, dam sobie radę. Zresztą, niedługo do nas wrócisz.
Tym razem Aśka nie powstrzymała się od pełnego kpiny uśmiechu. Była to jedna z tych rzeczy, które i u Sebastiana, i u Ani najbardziej ją denerwowały. Trudno było porozmawiać z nimi szczerze, kiedy chodziło o jej zdrowie. Uwielbiali ją chronić, kłamać pod pretekstem działania dla jej dobra. Nienawidziła tego, że w pewnych sprawach nie może mieć do nich zaufania.
Kilka minut po osiemnastej w sali ponownie pojawiła się lekarka, którą Joasia pamiętała z parku. Wyprosiła delikatnie Sebastiana i usiadła na stołku obok policjantki.
- Przepraszam, że nie przyszłam wcześniej - zaczęła. - Mamy dziś sądny dzień.
Joasia pokiwała głową. Chciała zapytać o kolano, ale słowa jakoś nie mogły przejść jej przez gardło.

sobota, 10 listopada 2012

63. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Nie miała ochoty na rozmowy, ale wiedziała, że Kalina musi być w jeszcze gorszym stanie niż ona i czuła się w obowiązku, by odpowiedzieć na wszystkie jej pytania, a potem przynajmniej spróbować ją pocieszyć.
Z trudem odsunęła na bok wspomnienie nieprzytomnej kobiety z parku i usiadła na łóżku obok siostry.
- Jak się czujesz? - zapytała łagodnie.
- Nie chciałam go zabić - powiedziała cicho Kalina. - Naprawdę.
Wpatrywała się w swoje dłonie, które, jak zauważyła po chwili Joasia, lekko drżały. Sprawiała wrażenie wystraszonej, zagubionej, a także zawstydzonej.
- Wiem - odparła policjantka, kładąc jej rękę na ramieniu. - To nie była twoja wina. Zrobiłaś to, co musiałaś, żeby pomóc Zuzi. Nie możesz czuć się winna. Nie wiemy, co by się stało, gdybyś tego nie zrobiła.
- Myślisz, że mnie też by...?
- Nie wiem, ale wszystko jest możliwe.
Przez moment obie milczały, a Joasia zastanawiała się, dlaczego nie może się zdobyć na bardziej pocieszające słowa.
- A jeśli... jeśli to się wyda? - zapytała nastolatka drżącym głosem.
- Nie ma takiej możliwości - powiedziała spokojnie Aśka, czując jednocześnie, że jest to oczywiste kłamstwo. - W jego domu nie został ani jeden nasz ślad.
- Przeze mnie ty też jesteś przestępcą...
- Kalina, nie mów tak. Nie jesteś przestępcą. To była obrona konieczna, rozumiesz?
- Więc dlaczego nie wezwałaś policji?
Aśka poczuła, że pytanie jest wyjątkowo trafne. Znała odpowiedź: każdy sąd uznałby to za przekroczenie granic obrony koniecznej. Sytuacja przedstawiałaby się nieco lepiej, gdyby to Zuzia, jako zaatakowana dziewczyna, złapała za nóż, ale nawet wtedy wszystko to byłoby grubymi nićmi szyte.
- Bo z sądami różnie bywa - odparła w końcu wymijająco.
Po chwili wahania objęła siostrę ramieniem i przytuliła delikatnie.
- Musisz być dzielna - powiedziała cicho. - Wiem, że jest ci ciężko, ale z czasem będzie lepiej. Zaufaj mi.
Pogłaskała Kalinę po włosach, czując, że oddałaby wszystko, żeby cofnąć czas. Niestety nie było takiej możliwości i teraz pozostawało już tylko leczyć rany.
Środa zaczęła się deszczowo. Aż trudno było uwierzyć, że druga połowa maja raczy krakowiaków tak paskudną pogodą. Joasia poczuła pewną ulgę, kiedy dostrzegła samochód Sebastiana stojący tuż pod jej blokiem, ale było to bardziej spowodowane deszczem niż chęcią ujrzenia przyjaciela.
Policjant zdawał się być w wyśmienitym nastroju, co Aśce wydało się zwykłą bezczelnością. Oczywiście nie wiedział o niczym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwóch dni, więc nie mógł nawet podejrzewać, w jakim stanie jest Joasia. Zaczął przepraszać ją za wieczorną kłótnię, ale kobieta postanowiła szybko zakończyć ten temat.
- Nic się nie stało - powiedziała spokojnie.
Pozwoliła pocałować się w policzek i zapięła pas. Sebastian ruszył powoli w stronę centrum.
- Słyszałem, że miałaś wczoraj małą przygodę w parku - zagadnął po chwili.
Aśka poczuła, że robi jej się gorąco ze złości. Nazwanie "przygodą" tego, co się stało, było dla niej szczytem bezmyślności i braku wrażliwości. Zacisnęła dłoń na torebce i z trudem powstrzymała się od dosadnej odpowiedzi.
- Wiesz, że Ania z Rafałem dostali tę sprawę? - zapytał Seba zupełnie nieświadomy, po jak niebezpiecznym stąpa gruncie.
- Wiem - odparła Joasia chłodno.
Wpatrywała się z uporem w przednią szybę, starając się zapanować nad złością, która ją ogarnęła.
- Pewnie sama chciałabyś się tym zająć, nie? - kontynuował policjant.
Od konieczności odpowiadania na to pytanie, uwolnił Joasię głos Tomka, dobiegający z radia.
- Zabójstwo na Sosnowej 15 - oznajmił. - Jest wasze.
Joasia miała wrażenie, że świat zatrzymał się na chwilę. Wiedziała, że mimo najszczerszych chęci nigdy nie zapomni tego adresu. Wcześniej nawet przez myśl jej nie przeszło, że w taki sposób może usłyszeć o tej zbrodni. Trudno było się spodziewać, że ze wszystkich policjantów w tym mieście to właśnie ona dostanie sprawę zabójstwa z Sosnowej.
- Aśka, kogut - mruknął Seba, szturchając ją łokciem.
Zerknęła na niego zdezorientowana, ale szybko zrozumiała. Wyciągnęła policyjnego koguta i starała się przybrać jak najbardziej naturalną minę. W duchu powtarzała sobie, że nie może z niczym się zdradzić. Rozum podpowiadał jej, że to bardzo dobra wiadomość. Skoro sama będzie prowadzić tę sprawę, będzie na bieżąco ze wszystkimi informacjami, nic jej nie zaskoczy, a może nawet w razie potrzeby uda się zataić obciążające ją dowody. Z drugiej jednak strony czuła, że bardzo trudno będzie jej zachowywać się normalnie i przez prawdopodobnie wiele tygodni udawać, że podobnie jak Sebastian usiłuje znaleźć mordercę.
Na miejscu przeżyła prawdziwy wstrząs. Kiedy była tam ostatnio, wszystko robiła machinalnie i, jakby nie patrzeć, była w szoku. Nie pamiętała, żeby w salonie było aż tyle krwi. Pierwszy raz zwróciła także uwagę na twarz zamordowanego. Histeryczny płacz jego matki przebijał się do świadomości policjantki, choć starała się go nie słuchać.
- Zginął w nocy z poniedziałku na wtorek - oznajmił Adam, podchodząc do komisarzy. - Przyczyna śmierci jest oczywista.
- Dokładna godzina pewnie po sekcji?
- Tak, postaram się zdążyć z raportem na jutro. Na razie wiem tyle, że nie będzie śladów sprawcy. Ktoś dokładnie wyczyścił paznokcie denata.
Joasia poczuła, że na jej policzki występują rumieńce. Podeszła do ciała, zastanawiając się, co zwykle robi w takiej sytuacji. Miała wrażenie, że wszyscy uważnie ją obserwują, choć oczywiście było to absurdalne podejrzenie.
- Jest coś dziwnego - powiedział jeden z techników, podchodząc do Sebastiana. Aśka nadstawiła uszu, ale nie odwróciła się. - Nie ma żadnych śladów.
- Faktycznie niesamowite - zakpił Seba.
- Ale posłuchaj... żadnych - powtórzył technik z naciskiem. - Nie mówię o śladach zbrodni, mówię o normalnych śladach. Ktoś musiał wszystko dokładnie tu wyczyścić. Nie znaleźliśmy ani jednego włosa, odciska palca, kompletnie nic.
Aśka mimowolnie podniosła wzrok i napotkała spojrzenie Sebastiana. Szybko odwróciła się w obawie, że przyjaciel zobaczy w jej oczach coś podejrzanego.
- Trzeba będzie rozpytać sąsiadów - powiedziała, udając, że rozgląda się po pokoju.
- Nie widziałem tu żadnych domów w okolicy - westchnął Seba. - Kiepsko to wygląda. A z jego rodzicami na razie nie możemy porozmawiać.
- Trzeba będzie sprawdzić go w bazie, może był karany.
Seba kiwnął głową na znak zgody i komisarze powoli ruszyli do samochodu. Joasia marzyła o chwili samotności, ale wiedziała, że nie ma na nią szansy. Musiała więc zadowolić się faktem, że Sebastian nie próbuje wciągnąć jej w dyskusję.
Na komendzie Aśka poczuła się trochę lepiej. Zdala od domu przy Sosnowej 15 łatwiej było podchodzić do całej sprawy z nutką optymizmu. Kiedy tylko nadarzyła się okazja, Joasia wymknęła się do kuchni pod pretekstem zrobienia kawy. Tam miała nadzieję w spokoju pomyśleć, ale przeszkodziła jej Ania.
- Co słychać? - zagadnęła, sięgając po kubek. - Tomek mówił, że dostaliście nową sprawę.
- Mhm...
- Wiesz co, kiedyś mieliśmy z Rafałem taką sprawę... Morderstwo na odludziu, powycierane wszystkie ślady w całym domu. No i oczywiście nie znaleźliśmy zabójcy. Może to ma coś wspólnego z waszą sprawą?
- Może - przyznała Joasia na odczepnego.
- Ale dzisiaj rozmowna jesteś...
- Nie wyspałam się.
Podeszła do okna, krzyżując ręce na piersiach. Przez chwilę pomyślała, że mogłaby powiedzieć Ani o ciąży. Zaraz jednak zdała sobie sprawę, że doskonale wie, co usłyszałaby od przyjaciółki i wcale nie ma na to ochoty.
- Jesteś zła? - zapytała Ania po chwili namysłu. - Za to, że powiedziałam Sebastianowi o wczorajszym?
- Chyba tylko ty uważasz, że popełniłam zbrodnię, wracając samotnie do domu - odparła Joasia, czując, że w końcu jej myśli wracają na ziemię.
- Już zapomniałaś...
- Nie - przerwała jej spokojnie Aśka. - Ale jeden napad nie zwiększa prawdopodobieństwa kolejnego. A ja nie zamierzam do końca życia bać się własnego cienia.
- Wiesz, na czym polega twój problem? Zawsze na pierwszym miejscu stawiasz dumę.
- Co z tą kobietą? - zapytała Joasia, chcąc zmienić temat nieuchronnie prowadzący do awantury.
- Sprawca uciekł, jeszcze go nie znaleźliśmy - odparła Anka, wzruszając ramionami.
- Nie pytam o sprawcę, pytam o nią.
- Nic jej się nie stało.
Joasia odwróciła się w końcu. Miała nieodparte wrażenie, że Ania nie chce rozmawiać z nią o tej sprawie, ale nie zamierzała odpuścić.
- Jak zabierała ją karetka, była nieprzytomna - zauważyła.
- Uderzyła się w głowę, a poza tym była w szoku. Nie ma żadnych poważnych urazów, trochę siniaków i zadrapań.
- To dobrze - westchnęła Joasia. - Naprawdę kiepsko wyglądała.
- Nie powinnaś się tak we wszystko angażować - powiedziała nagle Ania, przyglądając się przyjaciółce z uwagą.
Aśka tylko wywróciła oczami. Wzięła kawę i wyszła z kuchni, wybierając towarzystwo Sebastiana, który przynajmniej nie robił jej wyrzutów.
Do końca tygodnia jedynym zajęciem komisarzy była sprawa zabójstwa na Sosnowej. Mimo początkowych obaw Joasia szybko się przekonała, że może z powodzeniem udawać zaangażowaną w śledztwo. Udało jej się uniknąć rozmowy z rodzicami zamordowanego i to trochę podniosło ją na duchu.
W sobotę Joasia miała wolne. Przed południem pojechała na umówioną wizytę do ginekologa, która jednak nie mogła poprawić jej humoru. Lekarka pozbawiła ją złudzeń stwierdzając dwunasty tydzień ciąży. Joasia szybko wszystko sobie przeliczyła i zrozumiała, że nie ma dla Sebastiana dobrych wieści. Trzy miesiące wcześniej spotykała sie z Błażejem i to on musiał być ojcem jej dziecka.

czwartek, 8 listopada 2012

62. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Był to wyjątkowo paskudny dzień. Przez całe przedpołudnie komisarze przeszukiwali las, usiłując pomóc w sprawie Rafałowi i Ani. Wysiłki na nic się zdały i w końcu wszyscy zmęczeni i wściekli pojechali na komendę, gdzie już czekał na nich Stary. Zdawał się być w jeszcze gorszym nastroju niż oni, co szybko okazał. Przez resztę dnia nie dawał im spokoju, a oni zmuszeni byli wysłuchiwać pretensji, wypełniając tony zaległych raportów.
Kiedy wieczorem Joasia wracała do domu, miała wszystkiego serdecznie dość. Przed wyjściem zdążyła posprzeczać się z Sebastianem i chociaż powód był błahy, bardzo się zdenerwowała. Nawet nie próbowała dojść z nim do porozumienia. Wyszła z komendy, nim zdążył cokolwiek powiedzieć i szybkim krokiem ruszyła w stronę parku. Była to okrężna droga do domu, ale wiedziała, że tam Seba z całą pewnością nie będzie jej szukał.
Deszcz nadal padał. Boczne, parkowe alejki, którymi Joasia próbowała choć trochę skrócić sobie i tak wydłużony już powrót do domu, wypełnione były błotem. Miejscami kobieta zapadała się aż po kostki, klnąc przy tym na siebie i własną głupotę. Zaczęła właśnie rozważać wezwanie taksówki, kiedy usłyszała krzyk.
Silny wiatr i deszcz zacinający prosto w twarz skutecznie utrudniały jej usłyszenie czegoś więcej. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy przypadkiem jej się nie wydawało, ale znowu, już wyraźniej, usłyszała wołanie o pomoc. Był to z całą pewnością głos kobiety, ale Joasia nie mogła jednoznacznie określić, skąd dochodził. Zdjęła kaptur, żeby lepiej słyszeć i rozejrzała się. W okolicy nie było widać nic prócz błota i rozmazanych deszczem drzew.
Ruszyła w bliżej nieokreślonym kierunku, cały czas nasłuchując. Po chwili krzyk powtórzył się. Joasia przyspieszyła. Już nie miała wątpliwości, skąd dochodzi. Biegiem pokonała dwie alejki i znalazła się nad Wisłą. Z daleka dostrzegła dwie postacie szamoczące się na ziemi.
- Stój, policja! - krzyknęła, wyciągając broń.
Nie była do końca pewna, co się dzieje. W ciemności nie mogła zbyt wiele dostrzec, ale jedno było pewne: ktoś potrzebował pomocy. Miała nadzieję, że napastnik, kimkolwiek był, wystraszy się i ucieknie.
Tak też się stało. Jedna z postaci poderwała się gwałtownie i pognała w kierunku przeciwnym do tego, z którego nadbiegała Joasia.
- Zatrzymaj się! - zawołała ponownie policjantka.
Strzeliła ostrzegawczo w powietrze, mając jeszcze nadzieję, że napastnik zaniecha ucieczki, jednak wcale się nie zdziwiła, kiedy stało się inaczej. Wiedziała, że jeśli chce choć spróbować go złapać, liczy się każdy ułamek sekundy. Uciekinier zyskiwał coraz większą przewagę i po chwili rozpłynął się w deszczu, a Joasia, chociaż odprowadzała go wzrokiem, wcale nie była z tego powodu rozczarowana. Napastnikiem najprawdopodobniej był mężczyzna, a biorąc pod uwagę fakt, jak szybko zdołał się oddalić, musiał być w niezłej kondycji. Gonienie go w ciemności, wśród niekończących się zakrętów i alejek, ślizgając się w błocie, byłoby karkołomnym przedsięwzięciem, dlatego kobieta od razu podświadomie z tego zrezygnowała. Wolała udzielić pierwszej pomocy ofierze napadu.
Podbiegła bliżej poszkodowanej, widząc w ciemności zarys jej sylwetki, poruszającej się na ziemi. Uklękła obok, wsuwając broń do kabury.
- Nic pani nie jest? - zapytała, choć nie zabrzmiało to zbyt mądrze. - Halo, proszę pani? Słyszy mnie pani?
W odpowiedzi Aśka usłyszała tylko cichy jęk. Kobieta za wszelką cenę próbowała wstać, drżące dłonie rozjeżdżały się na śliskiej mazi, a ciało coraz głębiej zapadało się w breję. Cała umazana była błotem i tylko po głosie Joasia mogła określić jej płeć.
- Proszę się nie ruszać - powiedziała łagodnie. - Jestem z policji. Jest pani bezpieczna.
Nie odniosła wrażenia, żeby te słowa uspokoiły poszkodowaną, więc przytrzymała ją stanowczo za ramię w obawie, że jeśli kobieta jest poważnie ranna, zrobi sobie jeszcze większą krzywdę. Wyjęła telefon, zadzwoniła po karetkę i wsparcie, prosząc kolegów, aby przeszukali park i okolice, choć zdawała sobie sprawę, że teraz sprawdza może już być daleko.
Czas wlókł się niemiłosiernie, każda sekunda zdawała się trwać przynajmniej dziesięć. Napadnięta kobieta zdawała się być w szoku. Mimo próśb Joasi wciąż powtarzała coraz bardziej rozpaczliwe próby podniesienia się z ziemi, a każda z nich wyraźnie nadszarpywała jej siły. W końca wyczerpana opadła w błoto.
Joasia patrzyła na nią zamyślona. Zastanawiała się, czy właśnie tak wyglądała leżąc na błotnistym trawniku kilkaset metrów od swojego bloku i czekając na śmierć po spotkaniu z dresiarzami. Ale człowiek, którego odstraszyła nie miał kija bejsbolowego ani napakowanych kumpli przy boku. Więc czego chciał? Okraść ją? Co mogła mieć w torebce? Parę złotych, telefon. Jeśli sprawca jej nie znał, takie rzeczy jak karta do bankomatu czy klucze od mieszkania były praktycznie bezwartościowe. Widziała takie przypadki dziesiątki razy, a wciąż przerażało ją, jak nisko niektórzy cenią ludzkie życie.
W oddali już słyszała karetkę i radiowóz. Gdzieś po prawej wśród deszczu migotały dwa niewyraźne światła latarek. Nadbiegli mundurowi, którzy patrolowali pobliskie ulice. Skąpe światło padło na twarz kobiety.
- Słyszy mnie pani? - zapytała Joasia, klepiąc ją delikatnie po policzku. - Halo, słyszy mnie pani?
- Chyba jest nieprzytomna - mruknął jeden z policjantów.
Aśka pochyliła się nad nią i z ulgą stwierdziła, że kobieta oddycha. Delikatnym ruchem zgarnęła z jej twarzy błoto. Wyglądała młodo, a Joasia pomyślała, że może być w jej wieku. Miała ciemnobrązowe włosy i bardzo charakterystyczne kości policzkowe.
- Rozejrzyjcie się - mruknęła Joasia odrobinę zirytowana faktem, że mundurowi nie wykazują żadnej inicjatywy. - Gdzieś może być jej torebka, dokumenty, telefon, cokolwiek.
Kiedy światła latarek pomknęły w innych kierunkach, a twarz kobiety ponownie pogrążyła się w mroku, policjantka zdała sobie sprawę, że to nie był napad rabunkowy. Bluzka pozbawiona większości guzików i rozdarte niemal na strzępy dżinsy mówiły same za siebie.
- No bierzcie się do roboty - warknęła do mundurowych, którzy wciąż oświetlali kobietę, zamiast szukać jakichkolwiek śladów.
Kiedy odeszli, Joasia pogłaskała ją ze współczuciem po włosach. Przyszła jej na myśl Zuzia, która podobny koszmar musiała przejść minionej nocy. Dwie ofiary gwałtu w przeciągu doby - to było stanowczo za dużo jak dla Aśki. I chociaż wszystko wskazywało na to, że tym razem pojawiła się w samą porę, by zapobiec nieszczęściu, nie mogła pozbyć się wrażenia, że los zwyczajnie z niej kpi.
Pierwszy raz w życiu nie poczuła ulgi na widok ratowników. Odsunęła się od nieprzytomnej kobiety, ale wcale nie zrobiła tego z przekonaniem. W głębi duszy wiedziała, że gdyby wśród załogi karetki była choć jedna kobieta, czułaby się o wiele lepiej. Z rękami skrzyżowanymi na piersiach odprowadzała wzrokiem nosze, a potem karetkę odjeżdżającą na sygnale. Zastanawiała się, jakie skutki dla życia tej kobiety będzie miał napad. Udało jej się zapobiec najgorszemu, ale czy to wystarczy?
- Aśka, co ty tu robisz?
Aż podskoczyła, usłyszawszy za plecami natarczywy głos przyjaciółki. Odwróciła się i natychmiast musiała zamrugać, rażona silnym światłem latarki. Dopiero po chwili odzyskała wzrok i stwierdziła, że Ania mierzy ją oskarżycielskim spojrzeniem.
- Wracała do domu - burknęła całkowicie świadoma, że Anki wcale nie zadowoli taka odpowiedź.
- Tak, bo przecież do ciebie idzie się właśnie przez park - odparła policjantka jadowitym tonem.
- Dlaczego przyjechaliście? - zapytała Joasia, chcąc po prostu zmienić temat. - Myślałam, że jesteście już w domu.
- Bo właśnie wracaliśmy - odparł Rafał, - ale Tomek oznajmił, że prowadzimy tę sprawę.
- Ale przecież to ja ją znalazłam...
- Powiedz to Staremu - skwitowała Ania, przerywając przyjaciółce.
- Dobra, róbcie co chcecie - powiedziała w końcu Aśka, zdając sobie sprawę, że jest jej to całkowicie obojętne. - Wracam do domu.
- Podwiozę cię - zaoferował natychmiast Rafał.
- Wezmę taksówkę.
Dwadzieścia minut później Joasia przekroczyła próg swojego mieszkania. Mimo zmęczenia i zrezygnowania nie mogła nie zauważyć, jak każdego dnia, że nie wita jej Karo. Z pewnym oporem weszła głębiej i zamknęła drzwi, pogrążając się w ciemności. Ani w pokoju Kaliny, ani w żadnym innym pomieszczeniu nie paliło się światło, więc nastolatki musiały już spać. Aśka poczuła się winna. Obiecywała sobie, że wróci wcześniej, wesprze je, porozmawia, pocieszy. Tymczasem dochodziła już północ, a ona nie miała już siły na nic.
Po omacku przeszła do kuchni, wzięła niezbyt już świeżą bułkę i, jedząc prowizoryczną kolację, udała się do łazienki. Nawet na kąpiel nie miała ochoty, ale cała była ubłocona i musiała coś z tym zrobić. Siedząc na brzegu wanny, jedząc bułkę i obserwując wodę napełniającą wannę, myślała o poprzedniej nocy. Czuła się jak bohaterka jakiejś kiepskiej komedii. Trudno było jej uwierzyć, że dwadzieścia cztery godziny wcześniej spała w swoim łóżku, może niezbyt spokojnie ze względu na wiadomość o ciąży, ale jednak. Mimowolnie zaczęła zastanawiać się, czy znaleziono już ciało mężczyzny, którego zabiła Kalina. Nie była w stanie sobie wyobrazić, co zrobi, jeśli okaże się, że w jego domu został jakikolwiek ich ślad. Kalina trafiłaby do więzienia, a ona w najlepszym przypadku straciłaby pracę i dostała wyrok w zawieszeniu.
Przełknęła ostatni kęs bułki i zaczęła się rozbierać. Z kieszni spodni wypadł telefon, a kiedy Joasia go podniosła, zauważyła jedną nieodczytaną wiadomość od Sebastiana. "Przepraszam, nie gniewaj się" - pisał.
Przez dłuższą chwilę kobieta próbowała przypomnieć sobie powód ich kłótni, bawiąc się jednocześnie telefonem. W końcu skojarzyła fakty: Sebastian przez cały dzień próbował zdradzić jej tajemniczą niespodziankę, którą przygotował, ale ona nie wykazała zainteresowania. Nie miała jednak z tego powodu wyrzutów sumienia, wręcz przeciwnie. Nawet nie odpisała, mając głęboką nadzieję, że mężczyzna da jej spokój przynajmniej do rana. Chciała odpocząć choć trochę, nim zacznie się kolejny długi dzień.
Kiedy pół godziny później wychodziła z łazienki, jej myśli były już daleko od Sebastiana. Zaczęła zastanawiać się, co dzieje się z kobietą, której pomogła tego wieczoru. Lekarze pewnie wciąż ją opatrywali i przez chwilę Joasia miała ochotę zadzwonić do Ani, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Szybko jednak odrzuciła tę myśl, powtarzając sobie, że dość ma własnych problemów, na których teraz powinna się skupić.
- Późno wróciłaś - odezwała się niespodziewanie Kalina.
Aśka aż podskoczyła. Dziewczyna stała pod ścianą, najwyraźniej na nią czekając.
- Wiem, przepraszam - odparła cicho policjantka.
Przez moment panowała niezręczna cisza, którą jednak zdecydowała się przerwać Joasia.
- Chodź - powiedziała, obejmując siostrę ramieniem i prowadząc ją do swojej sypialni.


***


Z lekkim poślizgiem, ale jednak jest kolejna część. Tak, wiem, strasznie namieszałam ;) I zamierzam namieszać jeszcze trochę bardziej ;) W dodatku na rozwiązanie pewnych spraw trzeba będzie zaczekać dłużej, ale mam nadzieję, że uda mi się to ciekawie rozegrać.
Kiedy następna część? Dziś wieczorem, ewentualnie jutro. I mam nadzieję, że tym razem uda mi się dotrzymać obietnicy :)

niedziela, 4 listopada 2012

2. Kwestia honoru

Dopiero tydzień później Joasia zdołała jakoś przełknąć słowa przyjaciela i znowu zaczęła z nim rozmawiać. Z trudem ukrywała żal, który wciąż odczuwała na wspomnienie kłótni i oskarżeń Sebastiana, ale postanowiła do tego nie wracać. Bardziej skupiała się na rozmyślaniach o jego córkach. Wciąż nie mogła pozbyć się wrażenia, że dziewczynki po prostu nie chciały powiedzieć jej prawdy. W dodatku Sebastian także zachował się bardzo dziwnie.
- Aniu, tłumaczę ci po raz kolejny, że Seba po prostu nie chce rozmawiać ze mną na ten temat - westchnęła, kiedy jej przyjaciółka ponownie zaczęła trudny temat. - Nie będę drążyć, bo znowu się pokłócimy.
- Ale nie uważasz, że to dziwne? Gdyby nie miał nic do ukrycia...
- Anka, błagam cię - powiedziała Joasia z nutką złości w głosie. - Nawet nie próbuj mówić mi takich rzeczy. Znam Sebastiana pół życia i nie obchodzi mnie, jak to wszystko wygląda. On by nigdy nie podniósł ręki na córki. Na pewno jest na to inne wytłumaczenie, nawet jeśli teraz trudno w to uwierzyć.
Zmierzyła przyjaciółkę groźnym spojrzeniem, jakby spodziewała się, że Ania zamierza się sprzeciwić. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale telefon dzwoniący natrętnie w kieszeni zbił ją z tropu. Odwróciła się i odchodząc w kąt biura, odebrała.
Przez chwilę w milczeniu słuchała swojego rozmówcy, ściągając brwi. W końcu odparła tylko krotko, że zaraz będzie, przeprosiła Anię i wybiegła z biura.
Był środek dnia. Na komendzie mieli sporo pracy i Joasia podejrzewała, że Stary nie będzie zachwycony, jeśli odkryje jej nieobecność. Godzinę wcześniej z pracy wyszedł Sebastian, który musiał zwolnić opiekunkę, a ona miała go kryć. Jednak kiedy zadzwonił, w jego głosie było coś naprawdę niepokojącego i Joasia, jako jego przyjaciółka, nie mogła się wahać.
Sebastian czekał na nią w szpitalu. Krążył po korytarzu przed tabliczką z napisem OIOM, a mała Kasia siedziała na krzesełku, przytulając mocno misia. Twarzyczkę miała czerwoną od płaczu, ale Sebastian zdawał się tego nie zauważać.
Joasia wzięła dziewczynkę na ręce, przytuliła mocno i podeszła do przyjaciela. Dopiero kiedy się odwrócił, zauważyła, że ma podbite oko i rozciętą wargę.
- Co się stało? - zapytała wystraszona. - Gdzie jest Daria?
- Operują ją - powiedział Sebastian drżącym głosem. - Wypadła przez okno.
Przez chwilę słowa policjanta wisiały w powietrzu, a Joasia nie od razu zrozumiała ich sens. Mała Kasia cały czas szlochała, trzymając ją mocno za szyję, a Sebastian patrzył na nią w taki sposób, jakby błagał o pomoc. Objęła go wolnym ramieniem, chcąc okazać wsparcie. Więcej zrobić nie mogła.
Trzy godziny później, kiedy operacja się zakończyła, a Kasia została zabrana do domu przez Anię, komisarze mogli wreszcie porozmawiać. Sebastian usiadł na krześle, splótł dłonie na kolanach i wpatrzył się w ziemię. Joasia przez chwilę obserwowała go w milczeniu, a potem delikatnym ruchem położyła swoją dłoń na jego i odezwała się nieśmiało.
- Co się stało? - zapytała ostrożnie. - Jak do tego doszło?
- Jestem idiotą - oznajmił spokojnie Sebastian. - Jestem zwyczajnym idiotą.
Joasia uśmiechnęła się odrobinę. Pochyliła się bardziej i przekręciła nieco głowę, próbując spojrzeć Sebastianowi w oczy.
- Hej - powiedziała łagodnie, - nie za dużo tego samokrytycyzmu? Powiedz mi w końcu, co jest grane.
- Widzisz to? - zapytał, przenosząc wzrok na przyjaciółkę i palcem wskazując podbite oko. - Wstydziłem się tego. Wstydziłem się tych cholernych siniaków, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Chciałem wszystkim udowodnić, że jestem prawdziwym facetem, ale nie jestem. Facet nie pozwoliłby skrzywdzić swojego dziecka, obroniłby je.
- Nic z tego nie rozumiem - przyznała Joasia zdezorientowana.
- To Magda podbiła mi oko - mruknął. - Zresztą, nie pierwszy raz... - urwał i zamilkł na chwilę z zaciętym wyrazem twarzy.
- Bije cię? - zdziwiła się kobieta.
Rozumiała emocje Sebastiana, więc bardzo się starała, by w jej głosie nie dosłyszał niedowierzania czy choćby współczucia. Nie chciała urazić jego męskiej dumy.
- I dziewczynki - dodał cicho, wpatrując się w swoje dłonie. - Daria uciekała przed nią i wypadła przez okno. Gdybym miał odwagę coś z tym zrobić...
- Seba, nie obwiniaj się...
- Miałem szansę na normalne, szczęśliwe życie - powiedział zamyślony, wciąż zwracając się do swoich dłoni. - Ale wszystko spieprzyłem.
Joasia natychmiast zrozumiała, o czym mówi. Wiele lat wcześniej, jeszcze w liceum, ona i Sebastian byli parą. Tworzyli nadwyraz dojrzały związek i wiele osób prorokowało, że po skończeniu szkoły wezmą ślub. Do tego jednak nie doszło. Kilka dni po ostatnim egzaminie Joasia dowiedziała się o guzie, który choć nie okazał się groźny, stał się pośrednią przyczyną bezpłodności. Nie spodziewała się, że Sebastian zerwie z nią bez wahania. Był pewny, że chce mieć dzieci i nie zamierzał rezygnować z tej możliwości.
Kilka lat po rozstaniu komisarze ponownie się spotkali i mimo nie najlepszych wspomnień, z czasem Sebastian zdołał odzyskać zaufanie dawnej dziewczyny. Starali się jednak nie wracać do tego tematu, bo mimo upływu lat wciąż wiązał się z emocjami.
- Każda decyzja wiąże się z jakimś ryzykiem - odparła po chwili namysłu. - Gdybyś nie związał się z Magdą, nie miałbyś dwóch wspaniałych córek.
Seba pokiwał głową, chociaż nie wyglądał na przekonanego. Zrezygnowany wpatrywał się swoje stopy.
- Naprawdę chciałbyś, że Daria i Kasia nigdy nie przyszły na świat? - zapytała Jaosia, przyglądając mu się uważnie. - Owszem, popełniłeś błąd, powinieneś zrobić z tym porządek, ale jesteś tylko człowiekiem. To Magda ponosi winę za to, co się stało.
- Już nigdy nie pozwolę jej zbliżyć się do dzieci - powiedział Sebastian mściwym tonem. - Nigdy.


Dopiero tydzień później okazało się, jak tragiczny w skutkach był wypadek, któremu uległa Daria. Lekarze nie mieli wątpliwości, że jedynym sposobem, aby dziewczynka mogła normalnie żyć, jest przeszczep nerki. Do czasu znalezienia dawcy, miała być regularnie dializowana. Niestety, ani Sebastian, ani Magda nie mogli oddać córce nerki ze względu na niezgodność grupy krwi.
- Dawcy szuka się miesiącami, jeśli nie latami - mówił Seba, obserwując zza szyby śpiącą córkę. - Ona nie może tyle czekać.
- Seba... - zaczęła Joasia, jednak nie dane jej było skończyć.
- Co ze mnie za ojciec? Powinienem oddać jej swoją nerkę!
- Sebastian...
- Powinienem zrobić wszystko, żeby wyzdrowiała - przerwał jej ponownie mężczyzna.
- Posłuchaj, Seba. Zrobiłam badania - powiedziała Aśka, wciskając Sebastianowi w dłoń kartkę z wynikiem. - Mogę być dawcą dla Darii.
Zapadła cisza. Sebastian przez chwilę w milczeniu wpatrywał się w kartkę, a potem powoli podniósł wzrok.
- To poważna decyzja - powiedział powoli.
- Wiem - odparła kobieta spokojnie.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Widać było, że decyzja, którą podjęła Joasia, naprawdę zaskoczyła Sebastiana.
- Nie sądziłem, że zrobiłabyś dla mnie coś takiego - mruknął. - Zwłaszcza po tym, jak cię kiedyś potraktowałem.
Joasia spojrzała na przyjaciela, ale z jej miny trudno było coś wyczytać.
- Nie robię tego dla ciebie, tylko dla Darii - powiedziała w końcu.
Poklepała przyjaciela po ramieniu i ruszyła w kierunku wyjścia. Sebastian odprowadził ją wzrokiem, zastanawiając się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby w młodości podjął inną decyzję. Jednego był już pewien: Aśka miała rację; córki były sensem jego życia i dla nich warto było podjąć każdy trud.


***


Wreszcie udało mi się coś napisać. Jest to zakończenie ostatniej miniaturki, chociaż nie ukrywam, że nie jestem z niego zbyt zadowolona. Teraz postaram się pisać częściej. Na początku tygodnia (być może jutro) pojawi się kolejna część dłuższego opowiadania.