piątek, 31 sierpnia 2012

31. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Aśka wyjęła z torebki płytkę CD i bez słowa włożyła ją do laptopa stojącego na stoliku. Odtworzyła nagranie, które było po prostu fragmentem zapisu z kamery obejmującej ulicę przed komendą.
Przez dłuższą chwilę Joasia w milczeniu oglądała nagranie, a Bartek siedział przygnębiony na sofie i wzdychał co chwilę. Kiedy niespełna minutowy film dobiegł końca, policjantka zmrużyła oczy i zaintrygowana popatrzyła na asystenta.
- No i? - zapytała.
- Nie widziałaś? - odparł Bartek lekko zniecierpliwiony. - Ten facet cię obserwował.
Joasia uśmiechnęła się ironicznie.
- Nie wpadacie przypadkiem w paranoję? - zapytała z przekąsem. - Facet postał sobie trochę przed komendą, potem odszedł. No faktycznie w tym kierunku co ja - dodała, - ale co z tego? Nie sądzę, żeby mnie śledził, nie pamiętam go w ogóle, nic szczególnego nie zauważyłam.
- Rzecz w tym, że przejrzeliśmy nagrania z ostatnich dwóch tygodni i facet pojawia się codziennie. Obserwuje wejście do komendy przez kilka godzin, potem odchodzi.
Joasia spojrzała na ekran laptopa i zamyśliła się. Czy możliwe, że to tylko przewrażliwienie przyjaciół? Jakim cudem ona, doświadczona policjantka, nie zauważyła, że jest śledzona? A może tak naprawdę ten facet wcale za nią nie szedł? Może to był przypadek?
- Uważamy, że to może być jeden z nich - powiedział cicho Bartek. - Jeden z tych facetów, którzy cię zaatakowali. Że dowiedzieli się z gazet, że żyjesz. Że boją się, że ich rozpoznasz i że chcą jakoś do ciebie dotrzeć. A jeśli cię śledził, mógł się dowiedzieć, gdzie mieszkasz...
Policjantka nie wyglądała na wystraszoną. Chociaż od pierwszej chwili w szpitalu właśnie tego się bała, teraz nie czuła zagrożenia. Na nagraniu nie widać było twarzy, facet ubrany był w kurtkę z kapturem, ale ona mogłaby się założyć, że nie było go wtedy wsród napastników. Postanowiła podzielić się tą myślą z asystentem.
- Ale przecież sama powiedziałaś, że nie rozpoznasz żadnego z nich! - upierał się Bartek. - Więc nie możesz mieć pewności, że to nie on!
- Nie wiem, jak ci to wyjaśnić - westchnęła Joasia, czując w duchu, że Seba by ją zrozumiał. - Tamci byli inni... Bardziej napakowani, wyżsi.
- Ty po prostu boisz się przyznać, że coś może ci grozić - oświadczył asystent z nagłą stanowczością.
Aśka uśmiechnęła się drwiąco i już miała odpowiedzieć, kiedy w drzwiach pojawił się Błażej. Kobieta z zażenowaniem stwierdziła, że ma na sobie tylko bokserki i choć on sam nie wyglądał na skrępowanego, na twarzy policjantki pojawiły się rumieńce.
- Nie znacie się - mruknęła. - To Bartek, mój kolega z pracy, a to... Błażej.
Jakoś nie przeszło jej przez gardło przedstawienie polonisty jako swojego chłopaka, ale mężczyźni zdawali się nie zwrócić na to uwagi. Uścisnęli sobie dłonie.
- Co tu się dzieje? - zapytał Błażej, a Joasia pomyślała, że mógłby przynajmniej wrócić do sypialni i się ubrać.
Jednak chwilę później stwierdziła, że strój polonisty to jej najmniejszy problem. Ku jej przerażeniu Bartek opowiedział mu wszystko, przedstawiając sprawę o wiele poważniej, niż ona sama ją postrzegała.
- Stary przydzielił ci ochronę - oświadczył w końcu asystent, zwracając się ponownie do koleżanki. - Ale uważam, że nie zaszkodzi, jeśli ktoś będzie tu z tobą na wszelki wypadek - dodał, patrząc znacząco na Błażeja.
Aśka wytrzeszczyła oczy. Była tak zaskoczona sugestią kolegi, że nie zareagowała w porę i nim się obejrzała, mężczyźni zdążyli już ustalić, że Błażej zamieszka u niej na jakiś czas.
Następnego ranka Joasia wstała wściekła jak osa. Perspektywa nieustannego towarzystwa Błażeja wprawiała ją w bardzo kiepski nastrój, potęgowany dodatkowo faktem, że cały czas jest obserwowana przez policjantów w nieoznakowanym radiowozie. Była także zła na przyjaciół, którzy chcieli zataić przed nią informację o potencjalnym niebezpieczeństwie. Gdyby Rafał nie wygadał się Sebastianowi, pewnie nadal żyłaby w nieświadomości. Ale, oczywiście, mialoby to też swoje dobre strony - nie musiałaby znosić towarzystwa Błażeja.
Sprawy skomplikowały się jeszcze bardziej podczas porannych wiadomości. W mediach znowu zaczęli trąbić o seryjnym grabarzu, któremu przypisywano już jedenaście ofiar, a który nadal był nieuchwytny. Telewizyjny spiker wymienił miejsca zaginięć wszystkich kobiet, a potem znalezienia ciał i Joasia nagle zdała sobie z czegoś sprawę. Przecież była na ulicy Malinowej pod koniec października i słyszała kobiecy krzyk. Ona i Bartek chcieli jej pomóc, ale nikogo nie znaleźli i uznali, że to tylko szczeniackie wygłupy. A może to właśnie wtedy jedna z ofiar grabarza została napadnięta przez swojego oprawcę? Tak jak kilka tygodni wcześniej, kiedy wracając do domu miała dziwne przeczucia, a potem okazało się, że dokładnie w tym miejscu zaginęła kobieta?
Siedziała na kanapie, wpatrując się bezmyślnie w ekran telewizora. Wszystko wskazywało na to, że dwa razy znalazła się bardzo blisko poszukiwanego grabarza, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Gdyby wiedziała, może mogłaby go złapać. Przeszło jej przez myśl, że nieco naiwnie postawiła się w roli łowcy, choć równie dobrze mogłaby być zwierzyną. Przecież wtedy na ulicy Kościuszki, gdyby nie wpadła na Rafała...
- Cześć, co robisz? - usłyszała obok siebie znajomy głos.
Podniosła głowę, próbując się otrząsnąć z natrętnych myśli. Błażej stał obok kanapy i patrzył na Joasię, jakby na coś czekał.
- Oglądałam wiadomości - mruknęła. - Pójdę zrobić śniadanie.
Kiedy Błażej był w łazience, zostawiła na stole kanapki i wyszła z psem. Wiedziała, że jest cały czas obserwowana przez policjantów, więc spacer nie pomógł jej zebrać myśli. Postanowiła więc pojechać na komendę i osobiście obejrzeć nagrania z kilkunastu ostatnich dni. Miała nadzieję, że mimo wszystko zdoła rozpoznać mężczyznę.
- Aśka, przestań mnie w końcu ignorować - powiedziała ze złością Ania, kiedy po dwóch godzinach spędzonych na komendzie Joasia nadal nie odezwała się do niej ani słowem. - Przecież chcieliśmy dobrze!
- Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane - odparła złośliwie Joasia.
- Słuchaj, przecież najlepiej wiesz, jak bardzo przeżywałaś ten napad - zaczęła Anka szczęśliwa, że przyjaciółka jednak postanowiła się odezwać. - Baliśmy się, że... - kobieta zawahała się, jakby niechcący powiedziała coś, czego nie powinna.
- Że co? - podchwyciła natychmiast Aśka.
- No że kompletnie się załamiesz...
Joasia zmrużyła oczy. Poczuła się bardzo dotknięta. Wspomnienia z napadu były wciąż żywe. Nie przestała się bać, ale fakt, że ktoś to dostrzegł, kompletnie wytrącił ją z równowagi.
- Plotkujecie sobie o tym, kiedy mnie nie ma? - zapytała ze złością. - Zdążyliście już ustalić, jak chronić moją biedną psychikę, żebym się przypadkiem nie załamała? Tylko Rafał wszystko spieprzył, nie? A ten okropny, nieczuły Sebastian nie zrozumiał waszych jak najlepszych intencji i wszystko mi powiedział. Może w takim razie załatwicie mi przynajmniej pomoc psychologa?
- Może masz rację - odparła Ania, która odzyskała nagle pewność siebie. - Może powinnaś skorzystać z pomocy psychologa. Bo to żaden wstyd, wiesz? Prosić o pomoc, kiedy się jej potrzebuje.
- Nie potrzebuję niczyjej pomocy!
- Tak? To co miała oznaczać twoja pamiętna rozmowa z Sebastianem? Jego pomocy też nie potrzebujesz?
- To sprawa między mną a Sebastianem i nie widzę powodu, żebyś się w to wtrącała - powiedziała Joasia stanowczo.
- Dobrze, więc uważasz, że to wszystko co zrobiliśmy jest pozbawione sensu, tak? - zapytała Ania, wstając i krzyżując ręce na piersiach. - Nieptrzebnie obejrzeliśmy te taśmy, niepotrzebnie załatwiliśmy ci ochronę i w ogóle niepotrzebnie cię odwiedzamy. W porządku, więcej nie będę się napraszać. Rób wszystko sama, skoro jesteś taka dzielna. Powodzenia.
Anka wyszła szybkim krokiem z biura asystentów, potrącając po drodze Kaśkę i Bartka. Joasia była pewna, że za chwilę dostanie wykład przesycony pretensjami, ale nic takiego się nie stało.
- Dzwonił Seba - powiedziała asystentka, siadając z kawą obok Joasi. - Zaniepokoił się, bo nie może się z tobą skontaktować. Ponoć masz wyłączony telefon...
- Rozładował mi się - przyznała pani komisarz. - Co ode mnie chciał?
- Chciał ci powiedzieć, że jutro ma samolot. Ma cztery dni wolnego i postanowił przylecieć.
- Oczywiście ze względu na to cholerne nagranie - burknęła Joasia, zerkając na laptopa.
- Nie - odparła Kaśka. - Powiedział, że musi z tobą pogadać i to nie jest rozmowa na telefon.
- Jeśli płaci setki dolarów za bilet tylko po to, żeby pogadać... - zaczął Bartek przysłuchujący się koleżankom. - Cóż, to musi być bardzo ważna rozmowa.
Aśka uśmiechnęła się lekko do siebie. Sebastian nigdy nie przeliczał ich przyjaźni na pieniądze. Wiedziała, że przyleci bez względu na wszystko, jeśli tylko uznał, że ma ku temu powód.
- Słuchajcie, nie wiecie, jak idzie sprawa grabarza? - zapytała nagle.
- A co?
- Pamiętasz, jak byliśmy na obserwacji na Malinowej w październiku? Jedna z ofiar grabarza zaginęła właśnie tam.
- W dodatku mniej więcej o tej porze, kiedy słyszeliśmy krzyk - westchnął Bartek, opadając ciężko na swój fotel. - Wiem, ja też o tym pomyślałem i wszystko sprawdziłem... Wygląda na to, że mogliśmy ją uratować...
- Dajcie spokój - wtrąciła się szybko Kaśka. - Zrobiliście co mogliście, nikt nie mógł przewidzieć, że to właśnie grabarz szuka kolejnej ofiary. Bez sensu obwiniacie się o coś, na co nie mieliście wpływu...
- O nic się nie obwiniam - odparła Joasia, wzruszając ramionami. - Pomyślałam tylko, że byliśmy bardzo blisko niego.
- I nie widzieliście tam wtedy nikogo podejrzanego?
- Sęk w tym, że tam w ogóle nikogo nie widzieliśmy - powiedział asystent, sięgając po ciastka. - Ulica była całkowicie wyludniona przez cały wieczór, to jakaś dziwna okolica.
- Szkoda, że ta sprawa trafiła akurat do Bożka i Topolskiego... Na pewno nic mi nie powiedzą.
- Daj sobie spokój - poradziła Kasia stanowczo. - Mało masz problemów?
- Wracam do domu - oświadczyła nagle Joasia, zdając sobie sprawę, że temat ponownie schodzi na niebezpieczne tory. - Bartek, odwieziesz mnie?
Pożegnała się z Kaśką, zgarnęła torebkę i wyszła z biura razem z asystentem. Mimo że nie udało jej się rozpoznać mężczyzny z nagrania ani dowiedzieć niczego nowego w sprawie grabarza, opuszczała komendę w znacznie lepszym nastroju.

czwartek, 30 sierpnia 2012

30. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Zaraz na początku stycznia Joasia wybrała się na komendę. Nie mogła jeszcze prowadzić, a trochę bała się jechać autobusem, więc wzięła taksówkę. Nawet nie zajrzała do przyjaciół, od razu podążyła do gabinetu Starego.
- Dzień dobry - powitał ją szef, kiedy stanęła w drzwiach. - Proszę usiąść - dodał, wskazując jej fotel przed biurkiem. - Cieszę się, że czuję się pani lepiej.
- Tak i w związku z tym chciałabym wrócić do pracy - wypaliła Joasia, nie owijając w bawełnę.
Komendant zmierzył swoją podwładną badawczym spojrzeniem i wyciągnął się w fotelu, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Minęła dłuższa chwila, nim zdecydował się odpowiedzieć.
- Nie ukrywam, że po pani wypadku i wyjeździe pana Sebastiana brakuje mi ludzi - powiedział powoli. - I z utęsknieniem czekam na pani powrót. Jednak przedstawiła mi pani zwolnienie lekarskie do końca marca z możliwością przedłużenia. Tymczasem dzisiaj mamy trzeci stycznia. Trudno mi więc uwierzyć, że już jest pani w stanie pracować.
- Jestem - odparła Joasia stanowczo. - Czuję się wyśmienicie.
- Nie mogę sobie pozwolić na żadne ryzyko - tłumaczył cierpliwie Stary. - Od pani zdrowia i kondycji może zależeć ludzkie życie.
Joasia poczuła ukłucie wyrzutów sumienia. Chociaż przed wszystkimi, w tym nawet przed sobą, udawała, że jest już całkowicie zdrowa, w głębi duszy wiedziała, że jej noga nie wytrzymałaby pościgu, a ręka mogłaby drgnąć podczas strzału.
- Pani miejsce cały czas na panią czeka, ale pozostanie wolne, dopóki nie przedstawi mi pani jednoznacznego zaświadczenia od lekarza, że może pani wrócić do pracy w takim charakterze jak dotychczas - zadecydował w końcu Stary.
- Mogłabym na razie pracować za biurkiem - zaproponowała szybko Joasia, wiedząc, że żaden lekarz nie da jej teraz takiego zaświadczenia. - Na pewno przyda się dodatkowa para rąk.
- Najpierw zaświadczenie lekarskie - powiedział stanowczo Stary.
Policjantka pożegnała się z szefem niezbyt zadowolona. Bardzo jej zależało na powrocie do pracy, nawet jeśli miało to oznaczać tylko siedzenie za biurkiem. Wiedziała jednak, że ze Starym nie ma dyskusji. Nie pozostawało jej nic innego, jak pojechać do szpitala i przynajmniej spróbować uzyskać zaświadczenie.
Po drodze jednak wstąpiła na pierwsze piętro, gdzie pracowali jej przyjaciele. Chciała tylko się przywitać, ale zaraz za drzwiami na korytarz dopadł ją Bartek.
- Jak się czujesz? - zapytał wyraźnie przejęty.
- Świetnie - skłamała po raz kolejny. - Co u was słychać?
- Aśka, ja cię przepraszam - powiedział asystent, jakby w ogóle nie dosłyszał pytania. - Przepraszam, to moja wina, że cię wtedy...
- Bartek, no coś ty! - zawołała Joasia szczerze zaskoczona. - Daj spokój, nie obwiniaj się. Takie rzeczy po prostu się zdarzają.
- Powinienem cię wtedy odwieźć...
- Ej, przecież sama chciałam pójść piechotą, prawda? - przypomniała mu Aśka. - Zresztą, już jest wszystko w porządku, nie ma o czym gadać.
- Asiu, słuchaj... - zaczął Bartek, jąkając się nieco i szurając butami. Z jakiegoś powodu nie mógł spojrzeć na Joasię i wzrok miał cały czas wbity w ziemię. - Anka... mówiła, że nie... ale... tak sobie myśleliśmy... no... czy oni może... zrobili ci coś... coś jeszcze?
Zerknął ukradkiem na kobietę, a kiedy ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy, szybko ponownie spuścił wzrok. Aśka westchnęła. Od razu pojęła, o co chodzi policjantowi.
- Anka mówiła prawdę - odparła spokojnie. - Nie zgwałcili mnie, jeśli o to ci chodzi.
- To... to dobrze - wyjąkał mężczyzna, wyraźnie jeszcze bardziej zakłopotany.
- Wpadłam się tylko przywitać -powiedziała Joasia, chcąc przerwać krępującą ciszę. - Zajrzę do reszty i spadam. Nie obwiniaj się, poważnie jest ok - dodała z uśmiechem, poklepała asystenta po ramieniu i odeszła w kierunku biura przyjaciół.
Godzinę później pojawiła się w szpitalu. Tak jak podejrzewała, trafiła akurat na doktora Cejrowskiego i w myślach już pożegnała się z pracą. Kiedy powiedziała mu, z czym przychodzi, nie wyglądał na zadowolonego.
- Jeszcze kilka tygodni temu walczyła pani o życie - powiedział moralizatorskim tonem. - Pomimo moich wyraźnym zaleceń przedwcześnie zdjęła pani gips i jak widzę, nie używa już nawet kul.
- Nie potrzebuję ich - odparła szybko Joasia. - Noga już wcale mnie nie boli, czuję się znakomicie.
- Dobrze, za chwilę to sprawdzimy. Proszę zrobić dziesięć przysiadów.
Lekarz wskazał jej środek swojego gabinetu i czekał, obserwując ją znad okularów. Joasia zawahała się przez moment, ale ostatecznie zdecydowała się spróbować. Bezskutecznie - doświadczony lekarz od razu zauważył, że ma z tym olbrzymie kłopoty.
- Sprawa została przesądzona - skwitował. - Chyba nie muszę nic więcej mówić.
- Panie doktorze - spróbowała ponownie Joasia, a w jej głosie zabrzmiała nieco rozpaczliwa nuta, - chodzi tylko o pracę za biurkiem.
- Proszę przyjść za miesiąc, wtedy porozmawiamy.
Wściekła i zmęczona wróciła do pustego mieszkania. Za godzinę była umówiona z Błażejem, ale nie czekała na niego z utęsknieniem. Traktowała to raczej jak coś w rodzaju obowiązku, nie mającego wiele wspólnego z przyjemnością.
Tymczasem Kalina właśnie skończyła lekcje. Z torbą zarzuconą na ramię i jabłkiem w dłoni szła szkolnym korytarzem z grupką koleżanek. Dziewczyny rozmawiały głośno o imprezie, która miała odbyć się tego wieczoru u chłopaka z ostatniej klasy pobliskiej zawodówki. Pierwszy raz dziewczyny z liceum dostały podobne zaproszenie, więc od kilku dni było głównym tematem rozmów. Koleżanki musiały dokładnie ustalić w co się ubiorą i jakimi kłamstwami uspokoją rodziców.
- Kalina, naprawdę nie idziesz? - zapytała blondwłosa dziewczyna, nazywana przez inne Zuzą. - Mario zapraszał cię dwa razy! Chyba mu zależy, żebyś się pojawiła...
- Nie wiem - mruknęła nastolatka, wzruszając ramionami. - Jakoś nie mam nastroju.
- Kalina, podejdź tu na chwilę - rozległ się za nimi męski głos.
Dziewczyny odwróciły się i ujrzały swojego polonistę. Kalina odeszła z nim powoli na bok, krzyżując ręce na piersiach i patrząc na niego z nieskrywaną niechęcią.
- Za godzinę jestem umówiony z Joasią - powiedział bez zbędnych wstępów.
- Co mnie to może obchodzić? - zapytała nastolatka nieprzyjemnym tonem.
- A to, że chciałbym z nią zostać sam na sam. Pójdź sobie do kina czy gdzieś - zażądał bez skrępowania, podając dziewczynie banknot dwudziestozłotowy.
Kalina uśmiechnęła się z mieszaniną politowania i odrazy.
- Stać mnie na kino, panie profesorze - odparła, akcentując ostatnie dwa słowa i odeszła do koleżanek, zostawiając Błażeja z bardzo głupią miną.
Licealistki natychmiast zarzuciły ją pytaniami, chcąc się dowiedzieć, czego chciał od niej polonista, jednak Kalina milczała jak zaklęta. W tym akurat zgadzała się z Błażejem - nikt w szkole nie powinien wiedzieć, że prywatnie mają cokolwiek wspólnego.
- Wiecie co - powiedziała w końcu, - jednak pójdę na tą imprezę. Zuza, pożyczysz mi jakiś fajny ciuch?
- No. To co? Wbijamy do mnie?
Kalina pokiwała głową, po czym dziewczyny pożegnały się z koleżankami i skręciły w boczną uliczkę.
Aśka spędziła całe popołudnie w towarzystwie Błażeja. Kalina wysłała jej smsa, że zostaje u koleżanki na noc, więc nie spodziewali się nikogo. Po wspólnie obejrzanym filmie i zjedzonej kolacji w końcu znaleźli się w łóżku. Kiedy mężczyzna zasnął, Joasia ostrożnie wyplątała się z pościeli, założyła szlafrok i opuściła sypialnię.
Sprawdziła telefon, miała dwie nieodczytane wiadomości - od Kaliny i od Sebastiana. Nastolatka pisała, że wróci następnego przedpołudnia. Joasi nie bardzo się to podobało, bo zaczynały ją niepokoić częste nieobecności siostry w domu. Z drugiej jednak strony za każdym razem, kiedy Kalina i Błażej wpadali na siebie, wywiązywała się jakaś sprzeczka albo przynajmniej wymiana złośliwości. Westchnęła przygnębiona swoimi przemyśleniami i przeszła do wiadomości od Sebastiana.
"Pojedź jutro na komendę i powiedz Bartkowi, żeby pokazał ci taśmę - będzie wiedział, o co chodzi. Anka i Rafał nie chcą, żebyś się dowiedziała, ale ja uważam, że powinnaś. Trzymaj się i dbaj o siebie. Seba"
Joasia trzy razy przeczytała wiadomość od przyjaciela, a potem spojrzała na zegarek i, uznawszy, że jest jeszcze wcześnie, postanowiła zadzwonić do asystenta.
- Hej, dostałam właśnie wiadomość od Sebastiana - powiedziała, od razu przechodząc do sedna. - Masz mi pokazać jakąś taśmę, o co chodzi?
- To... skomplikowane - mruknął niechętnie mężczyzna. - Poza tym nie wiem, dlaczego dzwonić akurat do mnie...
- Słuchaj, Seba z jakiegoś powodu wskazał mi właśnie ciebie, więc nie bajeruj, tylko mów - odparła stanowczo.
- Jesteś sama?
Kobieta obejrzała się w kierunku drzwi do sypialni, wzdychając w duchu.
- Nie do końca - mruknęła wymijająco. - A co?
- No bo jeśli mam ci to wyjaśnić, to musimy się spotkać. A lepiej, żebyś się nie szwędała sama po nocy. Sama rozumiesz...
- No to przyjedź do mnie - odparła, wzruszając ramionami, choć Bartek nie mógł jej zobaczyć. - Czekam.
Rozłączyła się, odłożyła telefon na szafkę i poszła się ubrać. Zaproszenie Bartka do mieszkania, w którym nocuje Błażej to jedno, a przywitanie go w samym szlafroku to zupełnie co innego.
Kilka minut po dwudziestej pierwszej Bartek znalazł się w salonie Joasi. Wyglądał na zrezygnowanego, kiedy z miną skazańca opadł na sofę i westchnął ciężko.
- No dobra, gadaj - zażądała Joasia, przysiadając na oparciu fotela.
- Nie chcieliśmy ci nic mówić - zaczął asystent, mnąc w dłoniach jakieś zawiniątko opakowane w torebkę. - Anka mówiła, że nie powinniśmy ci teraz dokładać, że to by i tak niczego nie zmieniło. Ale Rafał wygadał się niechcący Sebastianowi, wiesz, jaka z niego papla... No i Seba strasznie się wkurzył. Powiedział, że ty musisz o tym wiedzieć, że z nas ostatnie świnie i idioci...
- Dobra, do rzeczy - ponagliła go Joasia, ale mimo zaniepokojenia nie mogła nie poczuć wdzięczności do partnera.
- Jak to obejrzysz, sama zrozumiesz - mruknął Bartek, podając kobiecie zawiniątko.

środa, 29 sierpnia 2012

29. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Zanim Aśka zdążyła odpowiedzieć, usłyszały pukanie do drzwi. Ania poszła otworzyć, bo Kalina była akurat z psem na pobliskich łąkach. Chwilę później w drzwiach salonu stanął Błażej.
- Mam dobre wieści - oznajmił bez powitania. - Rozmawiałem z twoim lekarzem i uznał, że można już zdjąć gips.
Obie kobiety spojrzały na niego, nie kryjąc zaskoczenia i, w przypadku Ani, podejrzliwości.
- Rozmawiałeś z doktorem Cejrowskim? - zapytała, mrużąc oczy.
- Nie, z Niemcewiczem - odparł hardo mężczyzna.
Lekarzem, który uratował Joasi życie był doktor Cejrowski i to pod jego opieką była od tamtej pory. Doktor Niemcewicz natomiast był drugim chirurgiem na wydziale i podczas pobytu policjantki w szpitalu niekiedy zajmował się nią w zastępstwie kolegi.
- Doktor Cejrowski twierdził, że gips ma pozostać przez co najmniej osiem tygodni - oświadczyła Ania, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciółki. - Minęło dopiero pięć, więc nie widzę możliwości...
- Doktor Niemcewicz nie jest wcale gorszym specjalistą - upierał się mężczyzna, zająwszy miejsce naprzeciw policjantek.
- Błażej ma rację - wtrąciła się w końcu Joasia. - Przecież on także jest poważanym lekarzem i jeśli uznał, że można zdjąć gips, to dla mnie bardzo dobra wiadomość.
Anka nachmurzyła się. Poparcie, którego Joasia udzieliła Błażejowi, nie było dla niej zaskoczeniem. Wiedziała, że gips bardzo skutecznie utrudniający poruszanie się i całkowicie uniemożliwiający powrót do pracy, jest dla pani komisarz wielkim ciężarem i spróbuje się go pozbyć przy pierwszej okazji. I właśnie takowa się nadarzyła.
- Jak możesz ją do tego namawiać? - zwróciła się zdenerwowana do Błażeja. - Powinieneś ją wspierać i dbać o jej zdrowie!
- Aniu, nie przesadzaj - odparła szybko Joasia, nim polonista zdążył się odezwać. - Pięć tygodni to kupa czasu, jestem pewna, że wszystko będzie ok.
- Dobrze - warknęła Anka wściekła do granic możliwości i puściła ramię przyjaciółki. - Świetnie - dodała, zabierając z fotela torebkę. - Widzę, że doskonale sobie oboje radzicie, więc mogę wracać do domu.
Dziarskim krokiem ruszyła do przedpokoju.
- Przecież dopiero przyszłaś! - zawołała za nią Joasia, próbując się podnieść. - Aniu, no nie obrażaj się...
Usłyszała trzaśnięcie drzwi i chwilę później odległe kroki na klatce schodowej. Westchnęła ciężko, opierając się ponownie o zagłówek kanapy, bo próba wstania poważnie nadszarpnęła jej siły.
- Chodź, zawiozę cię do doktora Niemcewicza - odezwał się Błażej. - Powiedział, że może zdjąć gips jeszcze dzisiaj.
Aśka spojrzała na mężczyznę z lekkim wahaniem. Gwałtowna reakcja Ani dała jej do myślenia i natychmiast przyszło jej do głowy, że Seba także nie byłby zadowolony, gdyby się dowiedział.
- No dobrze, ale będziesz musiał mi pomóc...
Kiedy trzy godziny później znalazła się w półmroku swojej sypialni, miała wielką ochotę się rozpłakać. Wcześniej wyobrażała sobie, że zaraz po zdjęciu gipsu będzie mogła poruszać się o własnych siłach i wreszcie odzyska samodzielność. Tymczasem rzeczywistość okazała się bardziej brutalna. Wsparta na kuli i podtrzymywana przez Błażeja z trudem dowlokła się do samochodu, a wejście po schodach miało na długo pozostać w jej pamięci.
Przed wściekłą Kaliną starała się nie okazywać bólu, ale kiedy wreszcie zamknęła się w sypialni, ogarnął ją strach. Sebastian mówił, że po zdjęciu gipsu odzyska pewność siebie i wróci do normalnego życia, ale jego słowa daleko rozminęły się z rzeczywistością. Joasia poczuła falę gorzkiego rozczarowania na myśl o przyjacielu. Czuła się zawiedziona i oszukana, bo zostawił ją właśnie teraz, bo nadal się bała, choć powiedział, że to się zmieni. Bo nie mogła poprosić, żeby przyjechał.
Kalina nie odezwała się już do niej ani słowem. Do Ani Joasia nie śmiała zadzwonić, więc przeleżała tak do rana, prawie nie zmieniając pozycji, bo każdy ruch powodował ból.
Kiedy w końcu rano nastolatka wyszła do szkoły, policjantka zaryzykowała opuszczenie sypialni. Przy pomocy kuli i ścian zdołała dotrzeć do toalety i wziąć z kuchni przygotowane przez Kalinę kanapki. Potem zaszyła się w sypialni, gdzie dzięki roletom nadal panował półmrok i położyła się z laptotem do łóżka. Przestała dbać o to, że Ania z całą pewnością zdążyła już powiedzieć Sebastianowi o zrealizowanym pomyśle Błażeja. Chciała tylko powiedzieć przyjacielowi, że ją zawiódł.
Kiedy na ekranie komputera zobaczyła zaniepokojoną twarz Sebastiana, z trudem powstrzymała łzy złości. Nie raczyła nawet się przywitać, od razu przeszła do rzeczy.
- Wiedziałeś, że nie chcę, żebyś jechał! - zawołała, nie panując nad emocjami. - Wiedziałeś, że się boję! Miałeś to wszystko gdzieś!
- Aśka, jak możesz? - zdziwił się szczerze Sebastian. - Przecież sama mówiłaś, że powinienem jechać...
- Ta praca i ten twój cholerny staż są dla ciebie najważniejsze! - krzyknęła, jakby w ogóle nie dosłyszała jego słów. - Po cholerę tu przyjeżdżałeś?! Ruszyły cię wyrzuty sumienia?! Daremny trud! Nie potrzebuję cię! Nigdy cię nie potrzebowałam!
Z rozmachem zatrzasnęła laptopa i natychmiast krzyknęła z bólu. Poczuła się tak, jakby świeżo zrośnięty obojczyk ponownie pękł. Laptop zsunął się z łóżka na ziemię, a kobieta ponownie opadła na pościel i rozpłakała się.
Wczesnym popołudniem obudził ją dzwonek do drzwi. Trochę trwało zanim zwlokła się z łóżka i zdołała dotrzeć do przedpokoju, ale przebysz najwyraźniej wiedział, w jakim jest stanie, bo nie dzwonił dalej natarczywie, tylko cierpliwie czekał.
- Po co do niego dzwoniłaś? - zapytała Anka, ledwie otworzyły się przed nią drzwi. - Ulżyło ci, jak się na nim wyładowałaś? - dodała, wchodząc zdecydowanym krokiem do mieszkania.
- Daj mi spokój - warknęła Joasia, z trudem kuśtykając z powrotem do sypialni.
- Aśka, co ty najlepszego wyprawiasz? Na własne życzenie pozbyłaś się wcześniej gipsu i teraz ledwie łazisz. To nie jest wina Sebastiana, Kaliny czy moja. Jeśli już chcesz się na kimś wyładowywać, może zadzwoń do Błażeja, który podsunął ci ten idiotyczny pomysł.
- Nie o to chodzi.
Joasia opadła ciężko na łóżko i skuliła się, odwracając plecami do przyjaciółki. Ania rozejrzała się, poniosła komputer i kołdrę, która razem z nim znalazła się na ziemi i podeszła do okna, żeby odsłonić rolety.
- Sebastian dzwonił do mnie i opowiedział mi o waszej rozmowie, o ile można to tak nazwać - powiedziała, opierając się o parapet, krzyżując ręce na piersiach i patrząc ostro na przyjaciółkę. - Był naprawdę podłamany, chciał zrezygnować ze stażu i tu przylecieć.
- Tak? Więc dlaczego tego nie zrobi? - warknęła Joasia, ani na chwilę nie podnosząc wzroku.
- Bo wybiłam mu to z głowy - odparła spokojnie Ania. - Mieszasz mu sukcesywnie w głowie, zamiast pozwolić ułożyć życie.
- W Stanach - wtrąciła złośliwie policjantka.
- Jeśli takie jest jego życzenie, to dlaczego nie? - zapytała Anka. - Przypominam ci, że nie tak dawno temu zaproponował ci wspólne życie, ale ty go odrzuciłaś, a teraz nie pozwalasz mu żyć tak jak chce. Nie chcesz z nim być, ale próbujesz trzymać go przy sobie wbrew wszystkim i wszystkiemu. Szantażujesz go emocjonalnie, wzbudzasz poczucie winy. Jak możesz być taką egoistką?
- Ja jestem egoistką? - zdenerwowała się Joasia. - I co on mi niby zaproponował? Zachował się jak gówniarz, a teraz mnie zostawił, chociaż zawsze mówił, że mogę na niego liczyć...
- Sebastianowi naprawdę na tobie zależy - powiedziała Ania powoli i spokojnie. - Kiedy się dowiedział, że walczysz w szpitalu o życie, rzucił wszystko. Myślisz, że to, co ci opowiedział, to prawda? Że tak ochoczo go puścili i pozwolili jechać, choć nie chodziło nawet o członka jego rodziny? Wiedział, że jeśli wyjedzie wbrew poleceniu szefa, straci ten staż, ale mimo wszystko wsiadł w pierwszy samolot. Gdyby nie znajomości Starego, nie mógłby już wrócić do Stanów.
Joasia nie odpowiedziała. Wciąż leżała ze wzrokiem wbitym w przestrzeń i obrażoną miną, chociaż w głębi duszy poruszyły ją słowa przyjaciółki.
- Nie kochasz go i ja to rozumiem - kontynuowała Ania. - W takiej sytuacji nie powinnaś oszukiwać ani siebie, ani jego i dobrze, że mu odmówiłaś. Ale jego to naprawdę zabolało i był to jeden z najważniejszych powodów, dla których zdecydował się na wyjazd.
- Wszyscy go tam chwalą - powiedziała cicho Joasia, a w jej głosie wyraźnie zabrzmiał żal. - Są z niego bardzo zadowoleni, jest świetny. I jemu też się tam bardzo podoba... Wcale nie wróci za rok, zostanie tam.
- Być może - przyznała ostrożnie Ania. - Ty masz tu swoje życie i swoje sprawy. Masz pracę, Kalinę i Błażeja. A Seba? Prócz ciebie nic go tu nie trzyma. Być może w Stanach znajdzie to, czego szukał przez całe życie.
Aśka usiadła z trudem, opierając się na zdrowej ręce i spojrzała na przyjaciółkę.
- Przecież jesteś przeciwna mojemu związkowi z Błażejem - powiedziała, mrużąc oczy.
- Nie lubię Błażeja - odparła Anka, wzruszając ramionami. - Ale jeśli ty jesteś z nim szczęśliwa i planujecie wspólną przyszłość... Nie mogę ci obiecać, że się zaprzyjaźnimy, ale spróbuję cieszyć się razem z tobą.
Pani komisarz zmierzyła przyjaciółkę nieufnym spojrzeniem i ponownie opadła na poduszkę. Nie chciała dłużej o tym rozmawiać.
- Skup się na swoim związku z Błażejem, a Sebastianowi po prostu pozwól żyć na własną rachubę - powiedziała po chwili Ania. - Jeśli będziesz czegoś potrzebować, zadzwoń do mnie - dodała po chwili namysłu i wyszła.
Do końca roku Joasia nie ruszała się z domu. Stopniowo jej samopoczucie się poprawiało, proporcjonalnie do stanu zdrowia. Mogła już w miarę swobodnie poruszać się po mieszkaniu, chociaż często bolała ją niedawno złamana noga.
Z Sebastianem prawie nie miała kontaktu. Dzwonił kilka razy, ale nie odbierała, nie wchodziła też na skype. Pisała mu tylko co jakiś czas smsa, że wszystko w porządku i z czasem pan komisarz przestał szukać kontaktu.
Dla odmiany jej związek z Błażejem rozwijał się w szybkim tempie. Spotykali się prawie codziennie i ponownie zaczęli chodzić do łóżka. Kalina bardzo źle to znosiła. Coraz więcej czasu spędzała poza domem, przesiadując u koleżanek i wałęsając się z paczką po ulicach miasta. Ani także się to nie podobało. Błażej działał na nią jak czerwona płachta na byka, ale zgodnie z obietnicą powstrzymywała się od złośliwych komentarzy w towarzystwie przyjaciółki, choć trudno było to nazwać próbą zaakceptowania nauczyciela.

sobota, 25 sierpnia 2012

28. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Noc minęła spokojnie. Aśka szybko zasnęła, a Seba drzemał na krześle. Nie wiedział, czy na jawie, czy we śnie, nawiedzały go urywki z minionych lat na komendzie i wcześniej, z liceum. Znowu widział swoją nieżyjącą siostrę, matkę wpadającą w nałóg i kobietę, która miała być miłością jego życia. To wszystko sprawiło, że bardziej się zmęczył niż wyspał, więc kiedy rano obudziło go głośne chrząknięcie, a po otwarciu oczu ujrzał Błażeja, nie był zbyt zadowolony.
- Ciszej, obudzisz ją - warknął.
- Co ty tu robisz? - zapytał polonista, nie siląc się na ściszanie głosu. - Za każdym razem, kiedy tu przychodzę, ty akurat przy niej jesteś. Dziwne, że tym razem nie trzymasz jej za rękę.
Joasię obudził donośny głos, ale nie chciała otwierać oczu, bo oznaczałoby to konieczność włączenia się do słownych utarczek mężczyzn. Udawała, że dalej śpi, słuchając jednak uważnie. Z trudem powstrzymała uśmiech na wiadomość, że Seba trzymał ją za rękę, kiedy spała.
- Mam takie samo prawu tu być jak ty - odparł Sebastian, który dla odmiany szeptał, żeby nie obudzić przyjaciółki. - A nawet większe. Przyjaźnimy się od wielu lat, a ciebie zna raptem kilka tygodni.
- Gówno prawda! - zawołał Błażej, a kobieta zaczęła się zastanawiać, czy dalsze udawanie twardego snu nie wyda się nikomu podejrzane. - Jestem jej facetem! A ty co?
- Facetem - prychnął Seba, któremu coraz trudniej przychodziło ściszanie głosu. - W takim razie dziwne, że to nie ciebie chciała widzieć w nocy.
Czuł, że jest to nieco naciągany argument, bo przecież Joasia chciała mu jak najszybciej opowiedzieć o napadzie i pomóc w śledztwie, ale z satysfakcją zauważył, że dotknął rywala do żywego.
- Akurat! - krzyknął polonista, bo ze złości całkowicie zabrakło mu argumentów.
- Przestańcie - powiedziała cicho Joasia, która niezauważona przez kłócących się mężczyzn już od dłuższej chwili miała otwarte oczy.
Obaj natychmiast na nią spojrzeli.
- Przepraszam, nie chcieliśmy cię obudzić - odezwał się łagodnie Seba.
Błażej wciąż był cały czerwony ze złości, ale policjanci nie zwracali na to większej uwagi. Sebastian zaczął troskliwie poprawiać Joasi poduszki, jednak kiedy nauczyciel to dostrzegł, natychmiast postanowił interweniować. Rzucił się do wezgłowia łóżka i złapał za pościel, odpychając Sebastiana łokciem. Joasia chciała już coś powiedzieć, ale nim zdążyła to zrobić, policjant zachwiał się, potrącił ręką stojak przy łóżku i zwalił go razem z kroplówką na przyjaciółkę.
Aśka poczuła ból w dłoni, bo pociągnięcie spowodowało gwałtowne wyrwanie wenflonu, a jednocześnie wylała się na nią zawartość kroplówki. Sebastian wściekły do granic możliwości odepchnął gwałtownie Błażeja, który z kolei wpadł na aparaturę monitorującą pracę serca pacjentki. Kobieta syknęła po raz drugi, bo przyklejone do jej klatki piersiowej druciki odlepiły się nagle i poleciały w powietrze, ciągnięte przez rękę polonisty. Aparatura zaczęła wyć przeraźliwie, ale mężczyźni nawet nie spojrzeli w jej kierunku. Rzucili się na siebie z pięściami, nie przejmując się faktem, że Joasia próbuje ich uspokoić. Dopiero kiedy dostała ataku duszności, Sebastian opamiętał się i doskoczył do jej łóżka. Nim jednak zdążył cokolwiek zrobić, do sali wpadły pielęgniarki, a za nimi lekarz i ogarnąwszy spojrzeniem całą sytuację, wyrzucili sprawców zamieszania na korytarz.
Dwie godziny później, kiedy w sali Joasi nie zostało już śladu po porannym incydencie, pojawiła się Ania. Uśmiechnęła się co prawda do przyjaciółki, ale ta natychmiast zauważyła, że jest w tym coś wymuszonego. Wyglądała na zmęczoną.
- Myślałam, że jesteś w pracy - zauważyła Joasia.
- Byłam, ale Rafał mnie tu przysłał... Twoja matka od kilku dni prawie nie wychodzi z komendy, wciąż próbuje się z tobą skontaktować, no ale my oczywiście milczymy.
- Czego chce?
- No wiesz... w sobotę jest termin ślubu, a ty od dwóch tygodni nie dajesz znaku życia. Chyba boi się, że próbujesz ją wyprowadzić w pole.
- Cholera - zaklęła Joasia i natychmiast sposępniała. - Co jej powiedziałaś?
- Nic - odparła Ania, wzruszając ramionami. - Bo widzisz... Kiedy byłaś nieprzytomna, sprawa twojego ewentualnego ślubu nabrała rozmachu.
- Słucham?
- Trzeciego dnia po tym napadzie twoja matka pojawiła się na komendzie. Akurat był tam Seba, rozmawiał ze Starym o ochronie dla ciebie - opowiadała Ania. - Jak wychodził, twoja matka akurat robiła mi awanturę. Krzyczała, że jesteś zakłamaną oszustką i takie tam. No i między innymi powiedziała, że mogłabyś się w końcu przekręcić, przynajmniej nie buntowałabyś Kaliny. I Seba akurat to usłyszał... Leżałaś wtedy na OIOMie,lekarze walczyli o twoje życie, to była potworna nerwówka i Seba nie wytrzymał. Zwymyślał ją, nawyzywał od kurew i innych bladzi. Było ostro, mówię ci... Aż Stary przyleciał z góry i zrobił porządek.
- No dobra, ale co w związku z tym? - ponagliła ją coraz bardziej zaniepokojona Joasia.
Ania westchnęła i z nerwów zaczęła sobie wykręcać palce, co oczywiście nie mogło ujść uwadze pani komisarz.
- Seba był naprawdę wściekły - podkreśliła Ania, jakby na wszelki wypadek próbowała z góry usprawiedliwić przyjaciela. - Wykrzyczał twojej matce, żeby trzymała się od ciebie z daleka, że nie wyjdziesz za tego jej fagasa i...
- Co?! - zawołała Joasia, z nerwów zapominając o bólu i próbując się podnieść.
- Nie ruszaj się Asiu, błagam - jęknęła Anka. - I nie denerwuj... Bo pięlęgniarki mnie stąd wyrzucą! Już i tak nie chciały mnie wpuścić po tym co odwalili rano Seba i Błażej...
Aśka zagryzła nerwowo wargę, ale nic już nie powiedziała. Obawiała się, że pielęgniarki faktycznie mogą wyrzucić Ankę, a wtedy nie dowie się niczego więcej.
- Mów - warknęła.
- Razem z Sebą pojechaliśmy prosto do szpitala - kontynuowała Ania coraz bardziej przestraszonym tonem. - A na korytarzu oczywiście siedziała Kalina. Jak usłyszała, o co się kłócimy, powiedziała, że i tak byś nie wyszła za Karola... bo ona by na to nie pozwoliła.
- Powiedzieliście jej?! - krzyknęła Aśka, zapomianając, że miała się nie odzywać.
- Nie! Oczywiście, że nie! - zaprzeczyła szybko Ania. - Kalina znalazła tą płytkę, która miała być dowodem w sprawie... No wiesz, tą którą nagraliście razem z Sebą. Było tam właściwie wszystko, nic nie musieliśmy mówić...
Joasia zamknęła oczy. Nie mogła w to uwierzyć. Jak w ciągu kilku dni wszystko mogło się tak drastycznie zmienić?
- Asiu, ja myślę, że dobrze się stało - powiedziała nieśmiało Ania. - Kalina poznała prawdę i stanęła po twojej stronie. Teraz już wie, do czego zdolna jest wasza matka i na co ty jesteś gotowa dla jej dobra. Nie ma mowy, żeby po tym wszystkim dała się przekabacić.
- Ale co na to wszystko matka? Po co dalej przyłazi na komendę?
- Chce się koniecznie z tobą skontaktować, ale nie sądzę, żeby jej się to udało. Nikt jej nie powie, że tu jesteś.
- Kiedy stąd wyjdę, muszę zrobić z tym wszystkim porządek - westchnęła Joasia.
- Z matką?
- Z matką, z Kaliną, z Błażejem, z Sebastianem... Strasznie się to wszystko skomplikowało.
- Postanowiłaś już, co zrobisz? - zapytała cicho Ania. - Z Błażejem i Sebą?
Z jakiegoś powodu nie lubiła chłopaka przyjaciółki i cały czas miała nadzieję, że Aśka wkrótce z nim zerwie. Byłaby to jedna z lepszych wiadomości w ostatnim czasie.
- Zachowują się jak dwa koguty na żerdzi - mruknęła Aśka z niechęcią. - Muszą nauczyć się siebie akceptować.
Anka mimowolnie się skrzywiła, bo to stwierdzenie kłóciło się z jej teorią o rychłym zerwaniu.
- Wiem, że Błażej jest zazdrosny, bo nie rozumie moich relacji z Sebastianem - kontynuowała Aśka, nie zauważając niechęci na twarzy przyjaciółki. - W zasadzie wcale mnie to nie dziwi... W końcu ja też nie byłabym zadowolona, gdyby wciąż spotykał się z jakąś kobietą... Ale musi to zrozumieć, bo to co dzisiaj się stało... nigdy nie powinno mieć miejsca.
- Masz rację - mruknęła Ania dla świętego spokoju.
Bardzo chciała zgłębić szczegóły relacji Joasi i Błażeja, ale nie był to z pewnością odpowiedni moment na wypytywanie przyjaciółki.
Joasia wracała do zdrowia bardzo powoli. Dwa tygodnie po wybudzeniu ze śpiączki pożegnała się z Sebastianem, który w końcu musiał wrócić do Stanów. Żadne z nich nigdy nie wróciło do prośby wypowiedzianej w chwili słabości, więc nie było także mowy o rezygnacji z reszty stażu.
Do domu policjantka wróciła dopiero w drugiej połowie listopada. Wciąż miała na sobie gips zabezpieczający obojczyk i złamaną nogę, w związku z czym z trudem poruszała się przy pomocy kuli. Kalina nadal żywo pamiętała lęk o życie siostry i od czasu jej powrotu do domu zajmowała się dosłownie wszystkim, sobie tylko znanymi sposobami godząc to z obowiązkami szkolnymi.
Błażeja bardzo ucieszył wyjazd Sebastiana, którego cały czas traktował jak potencjalnego rywala. Odkąd komisarz zniknął z pola widzenia, polonista zrobił się bardziej pewny siebie i coraz więcej czasu spędzał z Joasią, najpierw w szpitalu, a potem także w jej mieszkaniu. Kalinie bardzo się to nie podobało, irytowało ją częste przebywanie w towarzystwie nauczyciela, który w dodatku swego czasu nie był jej obojętny, jednak nie śmiała powiedzieć na ten temat ani słowa.
- Mam wrażenie, że jest znudzony - wyznała Joasia w rozmowie z przyjaciółką, gdzieś na początku grudnia. - Nie ma ze mnie teraz wiele pożytku... Mogę tylko siedzieć albo leżeć i tyle tego.
- A mi się wydaje, że to bardziej ty jesteś znudzona - zauważyła chytrze Ania.
- Chyba masz trochę racji... Strasznie mi brakuje pracy - wyznała Joasia z żalem. - Ale minie jeszcze sporo czasu, zanim będę mogła wrócić...
- Wiesz... - zaczęła nagle Ania z wyraźnym niepokojem. - Miałam ci nic nie mówić... Stwierdziliśmy, że będzie lepiej, jak się nie dowiesz...
- Co znowu?
- Był kolejny napad - westchnęła policjantka. - To znaczy "kolejny" jest chyba lekkim nadużyciem, bo właściwie nie wiadomo, czy ma to cokolwiek wspólnego z tym, co ci się przydarzyło...
- Anka, do rzeczy - mruknęła Joasia zniecierpliwiona.
- Nasi znaleźli wczoraj ciało chłopaka, miał pękniętą podstawę czaszki. Został brutalnie pobity, być może bejsbolem.
- Agata i Maciek nadal nic nie mają?
- Nie, ale ślady poszły do porównania z tymi odłamkami znalezionymi na twoich ubraniach - powiedziała Ania tonem, który miał brzmieć pocieszająco. - To może coś rozjaśnić...

niedziela, 19 sierpnia 2012

27. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Kiedy Joasia obudziła się po raz kolejny, w sali znowu panował półmrok. Przyćmione światło lampki nocnej padało na postać przysypiającą na krześle pod ścianą. Aśka nie czuła się już tak fatalnie jak poprzedniego dnia. Nadal bolała ją głowa, ale nie było to już tak obezwładniające.
- Asia, nie śpisz już! - zawołała cicho Ania, która obudziła się nagle, jakby pod wpływem samego spojrzenia przyjaciółki. - Źle się czujesz? Mam pójść po lekarza?
- Nie, jest ok - powiedziała policjantka. - Długo spałam?
- Prawie dobę. Już znowu zaczynaliśmy się martwić... Lekarz wciąż powtarza, że to normalne, że w twoim przypadku sen będzie najlepszym lekarstwem i powinniśmy się cieszyć, że tak dobrze sypiasz, ale tyle godzin... Baliśmy się, że zapadłaś w śpiączkę czy coś...
Joasia uśmiechnęła się na widok przejętnej miny Anki, a potem przypomniała sobie poprzedni wieczór i spoważniała.
- Kalina była tu wczoraj - zaczęła powoli. - Gdzie ona jest? Wszystko z nią w porządku?
- Oj, Asiu... Dla nas wszystkich to były bardzo długie dwa tygodnie, a Kalina chyba najgorzej to zniosła. Wciąż tu siedziała i płakała, nie chciała wracać do domu. Było z tobą bardzo źle, już myśleliśmy, że... że...
Ania umilkła, a w jej oczach zabłysły łzy.
- Anka, nie płacz - mruknęła policjantka zażenowana. - Przecież nic mi nie jest. To znaczy... no żyję, prawda? Będzie dobrze.
- Nie masz pojęcia, co my tu przeszliśmy...
- Któreś z was zadzwoniło do Sebastiana? - zapytała Joasia, którą ta sprawa mocno nurtowała.
- Ja - przyznała Ania z niepewną miną. - Nie wiedzieliśmy, czy przeżyjesz i pomyśleliśmy, że... że Seba chciałby o tym wiedzieć. Że chciałby tu być, przy tobie, gdyby...
- Nie mogę w to wszystko uwierzyć - powiedziała cicho Joasia. - Wciąż mi się wydaje, że dopiero wczoraj kłóciłam się z Kaliną, Błażej nalegał na spotkanie, Seba był w Stanach, a ty robiłaś Rafałowi awanturę... A teraz jesteście tu wszyscy, prawie nade mną płaczecie...
- Kalinie chyba całkowicie przeszło to zauroczenie - odparła Anka, uśmiechając się nieśmiało. - Tak bardzo się o ciebie martwiła... Nie zwracała najmniejszej uwagi na Błażeja, wcale się nie wkurzyła, że też do ciebie przyjechał i kręci się po korytarzu. A Seba... Seba przyleciał pierwszym samolotem, był tu już następnego przedpołudnia. Był bliski rozpaczy, kiedy zobaczył, w jakim jesteś stanie.
- Co mi właściwie jest? - zapytała Joasia, marszcząc brwi. Jakoś wcześniej nie miała ochoty się nad tym zastanawiać, ale nagle zaczął irytować ją fakt, że nie może się ruszyć. - Seba mówił wczoraj, że jestem połamana...
- No bo jesteś - skwitowała Ania. - Obojczyk, kość ramieniowa, kilka żeber i prawa noga. Miałaś krwotok wewnętrzny, ale szybko znalazłaś się w szpitalu i lekarzom udało się go powstrzymać. Byłaś potwornie pobita...
Aśka kiwnęła głową. Nie miała ochoty dłużej tego słuchać. Jakieś blade przebłyski feralnej nocy zaczęły nawiedzać jej świadomość.
- Która godzina? - zapytała nagle.
- Dochodzi dziesiąta.
- Sebastian... przyjdzie jeszcze dzisiaj?
Ania wyglądała na nieco zaskoczoną, a Joasia miała nadzieję, że nie uraziła jej w ten sposób. Ufała jej, ale najbezpieczniej czuła się w towarzystwie Sebastiana i teraz, kiedy przypominały jej się wydarzenia poprzedzające utratę przytomności, chciała być właśnie z nim.
- Nie sądzę, dwie godziny temu pojechał się przespać - odparła Ania. - Jeśli chcesz, mogę do niego zadzwonić - dodała po chwili niechętnie.
Joasia spojrzała w stronę okna, w którym powiewała lekko bordowa zasłonka. Wyobraziła sobie, że gdzieś tam, po ulicach Krakowa krąży banda mężczyzn w bluzach z kapturami, z bejsbolami w dłoniach, szukając kolejnej ofiary. Czy to możliwe, żeby już przeczytali w gazetach, że ich niedoszłej ofierze jednak udało się przeżyć? Czy obawiają się, że ich rozpozna? Czy zechcą dokończyć to, co zaczęli?
- Zadzwoń, proszę - szepnęła, z trudem powstrzymując łzy, choć wiedziała, jak mało prawdopodobne było wtargnięcie dwudziestu nieproszonych, co najmniej podejrzanych gości na teren szpitala.
Niecałe pół godziny później Sebastian wślizgnął się cicho do sali Joasi. Wyglądał na bardzo zmęczonego, ale obdarzył ją ciepłym uśmiechem.
- Możesz iść - mruknął półgłosem do Anki. - Posiedzę z nią do rana, zaczekam na Rafała.
Ania kiwnęła głową, poklepała Joasię po zdrowym ramieniu i wyszła, a Sebastian zajął jej miejsce obok łóżka przyjaciółki.
- Mógłbyś zamknąć okno? - poprosiła cicho kobieta.
Czuła irracjonalny lęk, kiedy patrzyła na powiewającą zasłonkę, tak jakby zamknięte okno mogło ją odgrodzić od świata zewnętrznego. Sebastian zdawał się całkowicie to rozumieć. Spełnił jej prośbę, a potem przysiadł na brzegu łóżka.
- Wydaje mi się... - zaczęła Joasia powoli. - Wydaje mi się, że pamiętam, co się wydarzyło.
- Opowiesz mi o tym? - zapytał łagodnie Sebastian, cały czas delikatnie trzymając jej dłoń.
Czuła się dziwnie, jakby opowiadała o wydarzeniach dotyczących kogoś innego. Nie pamiętała wszystkiego dokładnie, wspomnienia przeplatały się z czarnymi dziurami, ale Sebastian słuchał jej uważnie, chciwie łowiąc każde słowo. Zdawał sobie sprawę, że najdrobniejszy szczegół zapamiętany przez Joasię może pomóc złapać i ukarać sprawców.
- I chyba znaleźli moją odznakę, nie wiem - kontynuowała kobieta, ściszając głos prawie do szeptu, tak że Sebastian z trudem wyłapywał poszczególne słowa. - W każdym razie zrozumieli, że jestem policjantką i chyba stracili wszelkie skrupuły... Pewnie chcieli mnie zabić, żebym nie mogła zeznawać...
Seba zauważył, że wargi jej zadrżały i pogłaskał ją delikatnie po ramieniu. W środku nosiło go z bezsilnej złości, ale nie zamierzał tego okazywać. Chciał przede wszystkim być dla przyjaciółki wsparcie, jakiego potrzebowała.
- Dasz radę ich rozpoznać? -zapytał po chwili milczenia. - Bardzo możliwe, że przynajmniej niektórych mamy w bazie.
Joasia pokręciła głową zawstydzona.
- Nie, chyba nie - powiedziała. - Oni wszyscy są tacy podobni... Zresztą, nie przyglądałam im się. Wiem, że powinnam, ale... Nie myślałam o tym, chciałam tylko jakoś im uciec. A potem...
- Rozumiem - zapewnił szybko Seba, choć w głębi duszy poczuł rozczarowanie. - Nie martw się, na pewno ich złapiemy. Na twoich ubraniach zabezpieczyliśmy drewniane drobinki, muszą pochodzić z bejsbola.
- Seba, ja... ja chyba jednego postrzeliłam - powiedziała nagle Joasia, przypominając sobie moment, kiedy wypadła jej broń. - Zdołałam nacisnąć spust, a potem ktoś... krzyknął i przeklinał... Nie widziałam dokładnie, ale jeśli go trafiłam, tam gdzieś musi być jego krew!
- Posłuchaj - zaczął Sebastian, z trudem zachowując spokojny, łagodny ton głosu, - wszędzie było pełno krwi i błota. Nawet jeśli gdzieś tam, w tej brei, było jego DNA... Nie mieliśmy szans tego zabezpieczyć. Musielibyśmy przebadać każdą kropelkę krwi, to niemożliwe, sama o tym wiesz.
- Tak mi głupio... Nie potrafię pomóc w śledztwie, chociaż bardzo bym chciała...
- Nie zawracaj sobie teraz tym głowy - powiedział stanowczo Seba. - Agata i Maciek złapią sprawców, szuka ich całe miasto.
- Nie chcieli ze mną porozmawiać?
- Chcieli - przyznał mężczyzna z dziwnym zacięciem w głosie. - Dzisiaj wyrzuciłem ich stąd prawie siłą... z małą pomocą pielęgniarek. Śledztwo jest ważne, ale twoje zdrowie ważniejsze.
- Przepraszam, że cię tu ściągnęłam o tej porze... Ania powiedziała, że pojechałeś się przespać, ale... ale... - urwała, bo prawdziwy powód jakoś nie mógł przejść jej przez gardło.
- Pojechałem, bo spałaś - odparł Seba z uśmiechem. - Gdybym wiedział, że się obudzisz, nigdzie bym się stąd nie ruszył.
- A nie musisz... wracać do Stanów? - zapytała Joasia, zerkając na przyjaciela z niepokojem.
- Wiedzą, dlaczego wziąłem wolne i myślę, że to rozumieją - oświadczył policjant, dając przyjaciółce do zrozumienia, że decyzja o powrocie była jedną możliwą.
- Nie chcę, żebyś tam wracał - wypaliła niespodziewanie Joasia. Najwyraźniej zdawała sobie sprawę, że mówi coś, czego nie powinna, bo delikatnie rumieńce wykwitły na jej policzkach. - Nie po tym, co się stało. Nigdy już nie wyjdę sama na ulicę...
Szybko odwróciła wzrok, a Sebastian domyślił się, że zaczynała przegrywać z łzami.
- Asiu... Gdybym tu był, nie doszłoby do tego. Nie puściłbym cię samej, jak ten idiota - wycedził, a jego głos nagle zabrzmiał naprawdę groźnie. - Przepraszam cię...
- Nie, to nie tak! - zawołała szybko kobieta. - Ja wiem, że bardzo chciałeś tam jechać i... i dobrze zrobiłeś. A jeśli to czyjaś wina, to tylko moja. Chyba zabrakło mi wyobraźni... Po prostu... Chodzi o to, że... że teraz... nie czuję się już bezpiecznie - wyznała w końcu. - I boję się, że już zawsze tak będzie, że nigdy nie wrócę do normalności...
- To normalne, że się boisz - odparł Seba. - Jesteś tu unieruchomiona, nie możesz nawet wstać, a w dodatku wciąż cię boli. Nic dziwnego, że czujesz się bezbronna. Ale za kilka tygodnie lekarze zdejmą ci gips, a ty wrócisz do pełnej sprawności i wszystko będzie jak dawniej.
- Tak myślisz? - zapytała Joasia niepewnie.
- Jestem o tym przekonany. A dopóki tak się nie stanie i dopóki nam na to pozwolisz, będziemy przy tobie, żebyś czuła się pewniej i bezpieczniej.
- To dlatego chciałam, żeby Ania do ciebie zadzwoniła - wyznała w końcu Joasia. - Ufam jej, ale... chciałam, żebyś tu był.
Sebastian uśmiechnął się i delikatnie pogłaskał kobietę po policzku. Jeszcze nigdy nie wydawała mu się taka bezbronna.
- Gdzie jest moja broń? - zapytała cicho. - I odznaka?
Policjant wyraźnie się zawahał, robiąc przy tym taką minę, jakby od początku obawiał się tego pytania.
- Nie znaleźliśmy ich - przyznał niechętnie. - Już zgłosiliśmy to Staremu.
Joasia skinęła lekko głową, ale widać było, że ta informacja nie była dla niej obojętna. Sebastian wiedział, by była przywiązana zarówno do swojego pistoletu, jak i ligitymacji, ale napastnicy musieli je zabrać podobnie jak całą resztę dokumentów i telefon. Być może w ten sposób chcieli utrudnić i opóźnić zidentyfikowanie ofiary, a może skradzione rzeczy miały dla nich jakąś wartość. Do tej pory Sebastian jakoś nie miał czasu, by głębiej się nad tym zastanowić.

piątek, 17 sierpnia 2012

26. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Kobieta szybkim krokiem przemierzała kolejne uliczki, oddalając się od centrum i kierując w stronę swojego osiedla. Była wściekle głodna i zaczęła się zastanawiać, czy w lodówce jest cokolwiek jadalnego. Trudno było liczyć na to, że Kalina zrobiła zakupy, a o zamówieniu pizzy o tej porze nie było co marzyć. Postanowiła zajść do jakiegoś nocnego sklepu i skręciła w kolejną uliczkę.
Z naprzeciwka nadchodziła spora grupka, na oko mogąca liczyć ze dwadzieścia osób. Wszyscy mieli dresy i kaptury, a jedyna dziewczyna ubrana była w krótką spódniczkę i wysokie szpilki. Joasia zauważyła kije bejsbolowe u dwóch czy trzech mężczyzn i poczuła się bardzo nieswojo. Miała wielką ochotę przejść na drugą stronę ulicy, ale nie pozwalała jej na to duma. W końcu dlaczego ona, doświadczona policjantka, miałaby schodzić z drogi grupce chuliganów? Na pewno nie odważą się jej zaatakować, a nawet gdyby, to przecież pod ręką jest broń.
Szli, śmiejąc się głośno i rozmawiając. Kilku pokazywało na nią i rechotało jeszcze głośniej, poklepując kije. Nagle zdała sobie sprawę, jak marną obroną będzie jej pistolet w porównaniu z kilkunastoma silnymi, rosłymi mężczyznami. Postanowiła schować dumę do kieszeni i skręciła w najbliższą uliczkę, chociaż w ten sposób oddalała się od domu. Przyspieszyła kroku.
- Hej! - usłyszała na sobą donośne krzyki.
Zaczęła biec. Przeszło jej przez myśl, żeby zadzwonić do Bartka, ale szybko zdała sobie sprawę, że nie ma na to czasu. Miała zamiar schować się w pierwszej otwartej klatce, ale jak na złość nie było takiej w zasięgu wzroku.
Zdyszana wypadła na podwórko nowobudowanego osiedla. W uliczce po prawej dostrzegła kilku mężczyzn z tych, którym próbowała uciec, więc szybko skręciła w inną. Przebiegła raptem kilkadziesiąt metrów i ujrzała nadciągających z naprzeciwka mężczyzn. Odwróciła się, ale z tyłu także miała już towarzystwo. Odruchowo wyciągnęła broń i nie zastanawiając się ani chwili, strzeliła w powietrze. Nie osiągnęła jednak spodziewanego rezultatu. Już miała zamiar po raz drugi użyć broni, tym razem celując w napastników, ale niewiele zdążyła zrobić. Poczuła silne uderzenie w prawe ramię. Koniuszkiem palca nacisnęła spust, ale broń wypadła jej z ręki.
Usłyszała czyjeś przekleństwa i poczuła kolejne uderzenie. Upadła w trawę, a krew zalała jej twarz. Zaczęła dławić się błotem, ale nie była w stanie podnieść głowy. Zaczęła ogarniać ją ciemność, nie mogła złapałać powietrza. Już myślała, że się udusi, kiedy ktoś gwałtownie przewrócił ją na plecy.
Wypluła błoto i krew, zaczęła się krztusić. Silny ból promieniował od ramienia i krzyża. Próbowała otworzyć oczy, ale były zlepione gęstą mazią.
- Ej, to suka policyjna! - zawołała dziewczyna.
Doświadczenie natychmiast jej podpowiedziało, że jeśli była jakakolwiek szansa na wyjście cało z tej opresji, to właśnie zniknęła. Spadł na nią kolejny grad uderzeń i w końcu ogarnęła ją ciemność.
Obudził ją potworny ból głowy, a kiedy spróbowała otworzyć oczy, oślepiło ją światło. Nie śmiała się ruszyć, ale lęk wywołany czarną dziurą w pamięci nasilał się z każdą chwilą. Nie zdawała sobie sprawy, że jęczy głośno z bólu. Prawie nie zauważyła, że ktoś zrobił jej zastrzyk. Dopiero poczuwszy męską dłoń na przedramieniu, zaczęła się uspokajać. Ponownie zasnęła.
Na pół na jawie, na pół we śnie, zaczęły docierać do niej głosy. Wydawały się dziwnie znajome, ale nie potrafiła określić, do kogo należą. Znowu spróbowała otworzyć oczy. Tym razem nie dotarło do niej jaskrawe światło. Przez półprzymknięte powieki zauważyła, że leży w niewielkim pomieszczeniu, a drzwi są uchylone. To z korytarza dochodziły głosy.
Do sali wszedł młody lekarz i uśmiechnął się, zauważając, że kobieta otworzyła oczy.
- Najwyższy czas, pani Joasiu, wszyscy się o panią martwili - powiedział, podchodząc do niej i przeglądając swoje zapiski w podręcznym notatniku. - Pani narzeczony właśnie tu jest.
Aśka poczuła irracjonalny lęk. Pamięć wróciła jej na tyle, by wiedziała, jak się nazywa i kim jest. Nie przypominała sobie żadnego narzeczonego.
Przez półotwarte drzwi zajrzał Błażej, a Joasia poczuła zalewającą ją falę gorzkiego rozczarowania. A więc to on siedział tu i trzymał ją za rękę... No tak, przecież Sebastian był za granicą, nie mógł nagle znaleźć się w szpitalu tylko po to, by posiedzieć przy jej łóżku.
- Jak się pani czuje? - zapytał lekarz nieświadomy jej przemyśleń.
Odchrząknęła, próbując przypomnieć sobie, jak się mówi.
- Boli mnie głowa - wychrypiała w końcu.
Mężczyzna pokiwał głową, jakby potwierdziła jego przypuszczenia. Kiedy nadal wpatrywał się w swoje notatki, obróciła lekko głowę, żeby przyjrzeć się sobie. Niewiele zobaczyła, bo większość ciała zakryta była kołdrą, ale nie mogła się ruszyć ani o centymetr, więc szybko się zorientowała, że musi być w jakiś sposób unieruchomiona. Prawa ręka była w gipsie, ale Joasia nie widziała, dokąd sięga.
- Jak się pani nazywa? - odezwał się nagle lekarz.
Joasia zmarszczyła brwi. Pomyślała, że nikt nie zadałby jej tak głupiego pytania, więc musiał w nim być jakiś haczyk. Kiedy przez dłuższą chwilę milczała, lekarz odezwał się ponownie.
- Pani Joasiu, jak się pani nazywa?
- Joanna - wychrypiała w końcu - Czechowska.
- Ile ma pani lat?
- Dwadzieścia dziewięć...
- Który mamy rok? - pytał dalej lekarz.
- 2012 - odparła Joasia odrobinę zniecierpliwiona. - Po co to wszystko?
- Proszę patrzeć na długopis - nakazał mężczyzna bez zbędnych wyjaśnień.
Przez chwilę wodziła za nim wzrokiem, aż w końcu zrobiło jej się niedobrze i zamknęła oczy.
- Wygląda na to, że nie będzie żadnych trwałych urazów - powiedział lekarz, zapisując coś w notatniku. - Pamięta pani, co się wydarzyło tamtej nocy?
- Nocy? - mruknęła Joasia, próbując przywołać ostatnie wspomnienie. - Ja... jak się tu znalazłam?
- No dobrze, muszę już iść. Narzeczony wszystko pani wytłumaczy.
Spojrzał znacząco na Błażeja, przypomniał mu, że Joasia musi odpoczywać i wyszedł.
- Nie mogłem się doczekać, kiedy się obudzisz - powiedział polonista, podchodząc do niej i siadając na stołeczku. - Jak się czujesz?
- W porządku - skłamała kobieta, chcąc jak najszybciej przejść przez te głupawe pytania. - Możesz mi powiedzieć, co się stało?
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze - odparł lakoniecznie Błażej i pogłaskał ją po dłoni tak, jakby rozmawiał z kimś niedorozwiniętym.
Aśka poczuła przypływ irracjonalnej złości. Sposób, w jaki traktował ją Błażej doprowadzał ją do szaleństwa, ale mogła się zdobyć tylko na kilka przekleństw w myślach.
Usłyszała skrzypienie drzwi i spojrzała w tamtym kierunku. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. W jej stronę szedł Seba, blady jak trup, ale uśmiechnięty. Joasia była tak zaskoczona, że nie zauważyła pełnego niechęci spojrzenia, którym obdarzył go Błażej.
- Cześć piękna - powiedział policjant, uśmiechając się jeszcze szerzej. - Chyba się w końcu wyspałaś, co leniuszku?
- Nie narzekam - odparła Joasia, a na jej twarzy także zagościł uśmiech. - Ale co ty tu robisz? Przecież powinieneś być w Stanach. Skąd tu się wziąłeś tak szybko?
- Szybko? Dwa tygodnie byłaś nieprzytomna, tydzień leżałaś na OIOMie.
- No ale... po co przyleciałeś? Przecież masz robotę...
- Ktoś musiał cię za łapę potrzymać, nie?
Ujął delikatnie lewą dłoń Joasi i uśmiechnął się do niej. Błażej chrząknął donośnie, ale żadne z komisarzy nie zwróciło na niego uwagi.
- Pamiętasz coś? - zapytał Seba, poważniejąc.
- Ona musi odpoczywać - wtrącił się Błażej. - Nie słyszałeś, co mówił lekarz?
- Trzeba złapać sprawcę - odparła Joasia. - Przecież może jeszcze kogoś zaatakować. A bez mojej pomocy może być trudno. Nic nie pamiętam - dodała, zwracając się do Sebastiana. - Wszystko się urywa, jak jadę z Bartkiem do domu... Jemu nic się nie stało? - zapytała nagle zaniepokojona.
- Nie, spokojnie. Wysadził Cię na Powstańców, bo droga była zamknięta. Miałaś na piechotę przejść do domu.
- Mam kompletną pustkę w głowie - westchnęła Joasia. - Jak się tu znalazłam?
- Jakaś kobieta zobaczyła cię z okna, leżącą zakrwawioną w trawie - westchnął Seba. - Nie widziała samego zdarzenia, ale zadzwoniła po karetkę i prawdopodobnie uratowała ci życie.
- Kto prowadzi sprawę?
- Maciek i Agata. Stary jest wściekły, media trąbią o pobiciu policjantki.
- Nic nie mają? - zapytała Joasia z niedowierzaniem. Skoro od zdarzenia minęły już dwa tygodnie, powinni mieć jakiekolwiek informacje.
- Wiemy tylko, że sprawców było kilku. Na ciele i ubraniach miałaś ślady butów i bejsbola. Ale padało, wszędzie było błoto, a poza tym ratownicy zadeptali część śladów, więc sama wiesz...
Aśka chciała pokiwać głową, ale natychmiast poczuła jeszcze silniejszy ból i zamknęła oczy.
- Zostawimy cię, powinnaś się przespać - powiedział łagodnie Seba. - W razie czego ktoś z nas cały czas jest w pobliżu, więc możesz być spokojna.
Kobieta posłała mu słaby uśmiech. Nienawidziła podobnych tekstów, ale w tym wypadku czuła się pewniej, wiedząc, że na korytarzu ktoś czuwa. I naprawdę potrzebowała snu.
Sebastian wstał, a pod wpływem jego ostrem spojrzenia Błażej niechętnie zrobił to samo. Zanim jednak zdążyli wyjść, do sali wpadła zapłakana Kalina. Wyglądała strasznie i Joasi przeszło przez myśl, że ona sama mimo pobicia nie może się prezentować aż tak słabo.
Nastolatka przysiadła na brzeżku łóżka i przytuliła się delikatnie do siostry, cały czas nie przestając płakać. Joasia chciała jakoś ją pocieszyć, ale z bólu zabrakło jej tchu.
- Ostrożnie - mruknął Seba, przytrzymując dziewczynę za ramię i zmuszając do wstania. - Ona jest połamana.
Kalina przykucnęła obok łóżka i pogłaskała Joasię po twarzy. Dłonie miała lodowate.
- Tak cię przepraszam - wyszeptała zapłakana. - Nie chciałam ci tego wszystkiego powiedzieć... Myślałam, że już cię nie zobaczę, że nigdy ci nie powiem...
Aśka uśmiechnęła się z trudem. Nie mogła zrozumieć, jakim cudem Kalina i Błażej razem czuwają przy jej łóżku, jakby zupełnie nie zauważali swojej obecności, choć jeszcze przed chwilą (bo jakoś wciąż nie mogła uwierzyć, że minęły całe dwa tygodnie) emocje brały nad nimi górę. Nie była jednak w stanie zastanawiać się nad tym. Głowa bolała ją tak bardzo, że zaczynała mieć problemy ze wzrokiem. Przed oczami pojawiały się ciemne plamy, a w uszach huczało. Bardzo chciała przytulić Kalinę i powiedzieć Sebastianowi, jak bardzo się cieszy, że go widzi, ale nie dała rady.
Komisarz zauważył, że Joasia traci kontakt z rzeczywistością. Kazał wyjść Błażejowi i wyprowadził delikatnie Kalinę, po czym zawiadomił lekarza. Chciał wejść do sali jeszcze chociaż na chwilę i zapewnić przyjaciółkę, że wszystko jest w porządku, ale zdawał sobie sprawę, że teraz najbardziej potrzebuje spokoju i odpoczynku. Pozostawało ustalić, kto tej nocy będzie czuwał na korytarzu na wypadek, gdyby Aśka obudziła się i nie chciała być sama.

czwartek, 16 sierpnia 2012

25. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Anka rzuciła przyjaciółce rozwścieczone spojrzenie. Wyglądało na to, że wierzy w swoje podejrzenia.
- Wiesz co on zrobił?! - zawołała, wskazując drżącym palcem na partnera.
- Anka, ciszej - powiedziała Joasia stanowczo. - Tak, wiem o co się pokłóciliście, ale to jeszcze nie powód, żeby się tak wydzierać przy ludziach.
- Stary idzie - mruknął niespodziewanie Rafał.
Obie kobiety spojrzały w dół schodów i faktycznie zobaczyły zasapanego, przysadzistego mężczyznę, wspimanjącego się powoli na górę. Joasia rzuciła przyjaciołom spojrzenie pod tytułem "a nie mówiłam?" i szybko wbiegła po schodach, chcąc uniknąć spotkania z szefem.
Nie odpowiedziała ani na niepewne spojrzenie Kaśki, ani na pytania pozostałych asystentów. Bez słowa zamknęła się w biurze i zasiadła do raportów, które ostatnio były jej głównym obowiązkiem.
Znowu zaczynało ogarniać ją rozżalenie. Była zła na przyjaciółki, które pochłonięte własnymi sprawami nie chciały bądź nie potrafiły jej pomóc. Dawały jej tylko sztywne rady, które niczego nie ułatwiały, tylko denerwowały ją coraz bardziej. Zawsze wiedziała, że ani Anka, ani Kaśka nie są jej tak bliskie jak Sebastian, jednak dopiero teraz w pełni zdała sobie sprawę, jak niezastąpiony był jej partner. Nagle zrobiło jej się głupio z powodu nieporozumień, które ostatnio między nimi wystąpiły.
- Aśka, raporty - oznajmił Tomek, wchodząc do biura bez pukania.
Kobieta spojrzała bez entuzjazmu na stos papierów w ramionach asystenta.
- Znowu? Z tymi, które tu mam zejdzie mi reszta dnia... - burknęła wyraźnie niezadowolona.
- Sorry, Stary mi dał z dedykacją dla ciebie.
- Ostatnio mam wrażenie, że pracuję w archiwum, a nie w wydziale kryminalnym...
Tomek tylko wzruszył ramionami i bez słowa złożył raporty na biurku Joasi. Kobieta jeszcze przez dłuższą chwilę patrzyła przygnębiona na papiery. Wiedziała, że ma zapewnioną wątpliwą rozrywkę przynajmniej do weekndu i aż bała się myśleć, co będzie dalej.
Stary był kolejną osobą na jej liście, która ostatnio wzbudzała w niej rosnącą irytację. Od czasu wyjazdu Sebastiana jedyną jej "akcją" było szukanie świadków do sprawy Anki i Rafała. Poza tym wciąż tylko uszczęśliwiał ją raportami. Tak jakby bez Sebastiana nie była w stanie zająć się żadną sprawą...
Tego popołudnia nie udało jej się normalnie wrócić do domu. Bartek poprosił ją o pomoc przy obserwacji, a ona nie bardzo mogła odmówić. Tak więc o osiemnastej usadowili się w samochodzie na obrzeżach miasta i w milczeniu zastanawiali się, co robić przez kilka następnych godzin, żeby choć trochę skrócić sobie czas oczekiwania.
- Masz jakieś wieści od Seby? - zagadnął asystent, wyciągając ze schowka krzyżówki i długopis.
- Dzisiaj z nim rozmawiałam - odparła Joasia. - Jest bardzo zadowolony i z tego co mówi chyba dobrze mu tam idzie, chociaż znasz Sebę... nigdy się otwarcie nie pochwali.
- Mhm... Prawy dopływ Narwi na pięć liter?
Aśka spojrzała na niego z ukosa i wzruszyła ramionami. Nigdy nie była orłem z geografii.
- A zamierza nas odwiedzić? - zapytał po chwili Bartek, odrywając się od krzyżówki.
- Daj spokój, nie minęły nawet dwa tygodnie od jego wyjazdu - zaśmiała się Joasia. - Pewnie przyjedzie na święta...
- Pewnie tak...
Zapadła cisza, podczas której Bartek wypełnił jeszcze kilka pól krzyżówki, a Joasia obserwowała całkowicie pustą ulicę.
- Słuchaj, nie wiesz, co z tą naszą sprawą? - zagadnęła nagle Joasia. - No wiesz, z tym grabarzem...
- Główny przekazał ją do pierwszego komisariatu, prowadzą go Bożek i Topolski, kojarzysz ich?
- No jasne - w głosie pani komisarz nagle zabrzmiała wyraźna niechęć. - Z Bożkiem chodziłam do szkoły policyjnej... Nie przegapił żadnej okazji, żeby udowodnić, jaka ze mnie miernota. Wiesz, według takich jak on kobieta w policji to wybryk natury, a jeszcze w tamtych czasach...
Bartek uśmiechnął się pod nosem. Wyobraził sobie reakcję Joasi na podobne insynuacje.
- Kiedyś mieliśmy z nimi problemy - dodała po chwili. - Może pamiętasz sprawę Wasilewskiego? Tamtą kobietę znalazł właśnie Bożek, ale nie dostali tej sprawy i niezbyt byli z tego zadowoleni. Pewnie nie omieszkają przy najbliższej okazji mi wytknąć, że nie złapaliśmy grabarza...
- Im też kiepsko idzie - zauważył Bartek. - Ale za to komendantowi udało się przyciszyć nieco sprawę w mediach, już tak nie trąbią o tym grabarzu.
- No właśnie zauważyłam...
Aśka wyjęła z torebki telefon, zastanawiając się, czy powinna zadzwonić do Kaliny i poinformować ją o późniejszym powrocie do domu. Zdążyła już dojść do wniosku, że nie zamierza się do niej odzywać, kiedy usłyszała dźwięk połączenia przychodzącego. Spojrzała na wyświetlacz i stwierdziła, że dzwoni Błażej. Zerknęła niezdecydowana na Bartka, bo jakoś niezbyt się jej uśmiechało rozmawiać z facetem w jego towarzystwie, ale w końcu odebrała.
Bez słowa wysłuchała fali wyrzutów ze strony Błażeja. Wiedziała, że w końcu się zirytuje, bo minęło już sporo czasu od ich ostatniego spotkania.
- Tłumaczyłam ci chyba, dlaczego Kalina uciekła, prawda? - zapytała w końcu ze złością policjantka.
- No i co z tego? Zamierzasz ze mną zerwać z tego powodu?
- Nie zamierzam z tobą zrywać - mruknęła Joasia, zerkając na Bartka, który udawał, że nie dociera do niego ani jedno słowo z rozmowy koleżanki. - Po prostu musisz mi dać trochę czasu. Nie chcę ryzykować, że Kalina będzie nas śledzić i znowu coś zobaczy...
Na samą myśl o tym, czego świadkiem była jej młodsza siostra, Joasi robiło się słabo. Starała się o tym zapomnieć, ale za każdy razem jak patrzyła na Kalinę, przypominała sobie wieczór spędzony z Błażejem.
- Więc umówmy się, jak będzie w szkole - nalegał polonista.
Aśka zawahała się. Być może było to spowodowane jej wciąż nie najlepszym samopoczuciem po ostatnich niemiłych wydarzeniach, ale nie czuła aż takiej chęci spotkania z Błażejem jak jeszcze nie dawno.
- Przecież oboje pracujemy - zauważyła.
- Ale czasem masz nocne zmiany, nie? A ja mógłbym wziąć dzień wolnego.
- No dobrze - zgodziła się w końcu kobieta. - Jutro rano jestem wolna. Przyjadę do ciebie, jak Kalina pójdzie do szkoły, ok?
Błażej się zgodził, więc po wymienieniu standardowych uprzejmości, które trudno nazwać czułościami, rozłączyła się i schowała telefon. Przez chwilę czekała w milczeniu na jakiś złośliwy komentarz ze strony kolegi, ale ten nic nie powiedział. Natychmiast pomyślała, że Sebastian nie odpuściłby sobie takiej okazji.
- To dziwne - mruknęła nagle. - Tak tutaj spokojnie, a dopiero po szóstej... Zobacz, żywej duszy...
- Taka okolica - odparł Bartek, wzruszając ramionami.
- Ale jest dopiero siódma, a nie widać kompletnie nikogo - upierała się. - W zasadzie... to nie widziałam nikogo, odkąd tu przyjechaliśmy.
- Powinnaś się cieszyć, przynajmniej mamy święty spokój. Stęskniłaś się za jakąś interwencją?
- Ojej, przecież nie mówię od razu o jakiejś bójce, chodzi o zwykłych ludzi... No wiesz, podpitego żula, kobietę wracającą z zakupami, dzieci na rowerach, staruszka z pieskiem...
- Stan w Ameryce Północnej, trzecia "e"?
Aśka posłała mu wściekłe spojrzenie i odwróciła się, wbijając wzrok w okno. Lubiła Bartka, ale brak jakiejkowiek sensownej reakcji na jej słowa doprowadzał ją do szału.
Minuty mijały powoli, jedna za drugą i zamieniały się w godziny. Bartek rozwiązał kilkadziesiąt krzyżówek, aż w końcu tak się ściemniło, że nie widział kolejnych haseł. Joasia wierciła się, rozglądając po pustej ulicy i ziewając. Podejrzany wciąż się nie pojawiał, przez to zaczynała mieć wrażenie, że siedzą ta zupełnie na próżno.
Kiedy z oddali usłyszeli usłyszeli krzyk kobiety, oboje podskoczyli. Spojrzeli po sobie i bez słowa komenatrza wysiedli z samochodu.
- To chyba stamtąd? - zapytał Bartek, pokazując widniejące w oddali garaże.
Joasia skinęła głową i bez zastanowienia pobiegła w tamtym kierunku. Za sobą słyszała kroki Bartka i jego przyspieszony oddech. Cały czas czekała na ponowny niepokojący dźwięk, ale kobieta nie odezwała się po raz kolejny.
Oboje zatrzymali się między garażami, wyciągając broń i rozglądając się po okolicy. Zaczynał kropić deszcz, a dwie latarnie rzucające wątłe światło na błotnistą ścieżkę nie mogły pomóc. Aśka biła się z myślami. Krzyk kobiety wciąż dźwięczał w jej uszach i czuła, że stało się coś złego, ale wzywanie posiłków w takiej sytuacji byłoby sporą przesadą.
- Rozejrzyjmy się - zadecydowała w końcu.
- Aśka, mamy obserwację - zaprotestował Bartek. - Jeśli w tym czasie pojawi się podejrzany, a my go przegapimy...
- To wracaj do samochodu, a ja...
- Nie ma mowy - powiedział asystent stanowczo, chowając broń do kabury. - Nikogo tu nie ma, chodź.
Kiedy o dwudziestej trzeciej pojawili się Kaśka i Tomek, żeby ich zmienić, Joasia była w podłym nastroju. Wynudziła się za wszystkie czasy, kręgosłup bolał ją od kilkugodzinnego siedzenia w jednym miejscu i wciąż myślała o nieznanej sobie kobiecie, która być może wzywała pomocy. Chciała już tylko jednego - wrócić do domu i wyspać się przed spotkaniem z Błażejem.
Bartek odwoził ją do domu prawie pustymi ulicami. Oboje milczeli, ziewając co chwilę. Mężczyzna zaklął głośno, kiedy trafili na ulicę zamkniętą z powodu pękniętych rur kanalizacyjnych. Chciał skręcić w prawo i pojechać na skróty, ale trafił w jednokierunkową.
- Dobra, wysadź mnie - powiedziała Aśka, rozpinając pas. - Piętnaście minut spacerkiem i jestem w domu.
Zmęczony policjant bez słowa zatrzymał samochód, zaczekał aż Aśka zamknie drzwi i pojechał w stronę swojego mieszkania.

wtorek, 14 sierpnia 2012

24. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Kiedy następnego dnia Joasia wyszła do pracy, Kalina opuściła łóżko i usiadła na kuchennym parapecie, chcąc się upewnić, że kobieta wsiądzie do samochodu i zniknie z widoku. Nie zamierzała iść do szkoły, miała o wiele ciekawszy pomysł na spędzenie tego dnia. Bez porannej toalety czy śniadania zaszyła się w pokoju siostry i zaczęła przeszukiwać go kawałek po kawałku, chciała znaleźć jakikolwiek dowód na to, że nadal spotyka się z Błażejem. Grzebała we wszystkich szufladach, w szafkach z ubraniami, pod łóżkiem i za biurkiem; próbowała także włamać się do komputera Joasi, ale mimo wielu prób nie udało jej się odgadnąć hasła.
Tymczasem Joasia zaszyła się w pustym pokoju przesłuchań i od godziny rozmawiała przez telefon z Sebastianem.
- ... i uznali, że Sam najlepiej się nadaje - zakończył komisarz, ziewając potężnie. U niego była prawie trzecia w nocy.
- No i jak się dogadujecie? - zapytała Joasia, zerkając na drzwi z niepokojem, bo usłyszała za nimi szybkie kroki i podniesiony, kobiecy głos.
- W porządku, zresztą wszyscy są bardzo sympatyczni. Tu wszystko wygląda inaczej, nie ma tej całej nerwówki, nie szarpiemy się między sobą - chwalił Seba.
Joasia natychmiast wychwyciła "my", jej zdaniem wyjątkowo nie pasujące do całości, jednak nie chciała zepsuć rozmowy nieporzebnymi złośliwościami. W końcu Seba zadzwonił do niej, nie zważając na środek nocy, swoje zmęczenie, ani rachunek za telefon.
- No dobra, ale ja gadam od godziny, a ty milczysz - zauważył w końcu mężczyzna. - Co u ciebie? Co w pracy? Jak matka? Jak Kalina?
- Wszystko w porządku - skwitowała krótko Joasia. Miała zamiar wyżalić się Sebastianowi, ale na podobne pytania zawsze odpowiadała pustymi frazesami. Sebastian dobrze o tym wiedział, więc w ogólnie nie zareagował, czekając na ciąg dalszy. - Najgorzej jest z Kaliną...
Opowiedziała mu wszystko, jak na spowiedzi: o zachowaniu siostry, rozmowach z matką, o Karolu, a nawet ustalonym terminie ślubu. Na Sebastianie najwyraźniej zrobiła wrażenie jej szczerość, bo nie wściekł się, a przynajmniej tego nie okazał.
- Doskonale cię rozumiem - oświadczył na dobry początek. - Kalina to twoja siostra, to jasne, że chcesz dla niej jak najlepiej. Nawet cię podziwiam, tak się poświęcasz...
Po kilku podobnych zdaniach Joasia była już całkowicie spokojna. Zrozumienie ze strony przyjaciela ukoiło jej zszargane nerwy. Nie miała pojęcia, że Sebastian dzięki swojemu wyjazdowi zdołał się zdystansować do sprawy, przemyśleć kilka rzeczy i dzięki temu dużo zręczniej z nią rozmawiać.
- Co byś zrobił na moim miejscu? - zapytała Joasia, podciągając kolana pod brodę i kuląc się na krześle.
- Spróbował uzyskać prawa na drodze sądowej - odparł spokojnie, ale stanowczo Sebastian. Usłyszał, że Joasia wzdycha. - Nie będę ci wciskał, że to idealne rozwiązanie, sama wiesz, że istnieje ryzyko... Ale jednak masz dowód szantażu, nie wyprze się tego. Trudno jej będzie udowodnić, że naprawdę chce dobra Kaliny. Poproś naszą prokurator, żeby ci poleciła jakiegoś dobrego adwokata, to najlepsze, co możesz zrobić.
Przez chwilę oboje milczeli; Joasia zastanawiała się nad słowami przyjaciela, a Sebastian czekał na jej reakcję. W końcu ponownie westchnęła i odezwała się przygnębionym głosem.
- Sama już nie wiem... - przyznała. - Boję się, że przez tą ucieczkę wszystko zaprzepaściłam... Mogłam od razu pomyśleć o matce, zamiast zgłaszać zaginięcie, nie byłoby całego problemu...
- Nie obwiniaj się. To Kalina wszystko schrzaniła. Ja rozumiem zauroczenie, ale ona zwyczajnie chciała się na tobie zemścić, nie widzisz tego? Uciekła do matki, z którą poniekąd rywalizujesz. Jakoś trudno uwierzyć żeby chciała z nią zamieszkać, to była zwykła dziecinna gierka.
Aśka już wcześniej o tym myślała i teraz, kiedy Seba wypowiedział to na głos, zdała sobie sprawę, że tak w rzeczywistości było.
- Chyba masz rację - mruknęła. - Chociaż wcale nie poprawia mi to nastroju...
- Musisz zrozumieć, że wbrew pozorom Kalina nie jest już niewinnym dzieckiem - powiedział Sebastiana, zastanawiając się jednocześnie, czy kobieta została na tyle udobruchana, by pogodzić się z jego słowami. - Dawno minęły czasy, kiedy potrzebowała nieustannej ochrony. Teraz sama podejmuje decyzje, a ty nie możesz brać na siebie wszystkich konsekwencji. - Urwał na chwilę, zastanawiając się, czy nie przegiął, a kiedy nie usłyszał sprzeciwu, postanowił ciągnąć dalej. - Nawet jeśli twoja matka wygra w sądzie i Kalina będzie musiała z nią zamieszkać, to potrwa najwyżej kilka miesięcy. Za niecały rok będzie pełnoletnia, a wtedy zrobi co zechce. I jeśli będziecie tego chciały, znowu zamieszkacie razem.
- Ona zmusi Kalinę do ślubu, nie rozumiesz? Mnie zmusiła, a co dopiero nastolatkę, która...
- Aśka, nie obraź się - przerwał jej Seba, - ale jestem pewny, że trudniej jej pójdzie z Kaliną niż z tobą.
- A co to ma niby znaczyć? - zapytała Joasia nieco ostrzej niż zamierzała. Na wszelki wypadek poczuła się urażona stwierdzeniem Sebastiana.
- Kalina jest bardziej bezwzględna, pewna siebie, zdecydowania. Trudniej jej coś narzucić. A ty...
- Lepiej trzy razy się zastanów, co zamierzasz powiedzieć - ostrzegła kobieta.
- Aśka, za dobrze się znamy, żebym się nabierał na tą twoją maskę - powiedział Seba bardzo zadowolony z faktu, że Joasia nie może zobaczyć jego rozbawionej miny, dbając, by nic z tego nie odbiło się w głosie. - W pracy faktycznie jesteś stanowcza i pewna siebie, ale poza śledztwami to już zupełnie inna sprawa.
- Myślisz, że mnie rozgryzłeś? - zapytała nieswoim głosem.
Nie była pewna, czy jest zła, czy rozbawiona i Sebastian najwyraźniej to wyczuł, bo w końcu się roześmiał.
- Aśka, daj spokój - powiedział w końcu. - Musisz zrozumieć, że Kalina jest już prawie dorosła. A jeśli wyjdziesz za tego całego Karola, nie tylko ustąpisz matce i wystawisz się na kolejne szantaże, nie tylko zmarnujesz sobie życie, ale też nie pomożesz Kalinie. Kiedy dowie się o tym wszystko, a dowie się prędzej czy później, pewnie będzie bardziej wściekła na ciebie niż na matkę. Ta decyzja może zmienić więcej, niż ci się wydaje.
- Chyba masz rację - przyznała Joasia zrezygnowana. - Mam tylko nadzieję, że matka nie wywinie mi nic więcej...
- Nie jest taka sprytna, za jaką się uważa - zapewnił ją Seba. - Myśli, że ma cię w garści. Bardzo się zdziwi, jak dostanie wezwanie do sądu.
- O tak - zaśmiała się policjantka, po raz kolejny zerkając z niepokojem na drzwi, za którymi wciąż było głośno. - Dzięki, Seba - dodała po chwili, - brakowało mi chyba świeżego spojrzenia.
- Nie ma sprawy. Słuchaj... Będziemy kończyć, ok? Jestem ledwie żywy, a zostały mi cztery godziny snu...
- Jasne, w ogóle nie powinieneś dzwonić o tej porze. Przecież możemy porozmawiać, jak wracasz z pracy, a nie w środku nocy...
- Jak wracam z pracy, to u ciebie jest noc - zauważył. - Zresztą, nieważne. W przyszłym tygodniu będę miał Internet, to umówimy się na skype, ok?
- Pewnie. No to... miłych snów.
- Ta... - mruknął Seba, ziewając. - Trzymaj się.
Joasia z westchnieniem włożyła telefon do kieszeni i podniosła się z krzesła. Godzinna rozmowa telefoniczna nie mogła zastąpić jej całodziennego towarzystwa przyjaciela, ale i tak poczuła się dużo lepiej. Dzięki niemu zdołała wszystko sobie poukładać i miała już w głowie gotowy plan.
Na korytarzu okazało się, że sprawcami hałasu byli Ania i Rafał. Teraz słychać już było tylko ich przytłumione głosy dochodzące z półpiętra, ale grupka asystentów plotkująca szeptem na korytarzu jednoznacznie świadczyła o tym, że jeszcze przed chwilą było gorąco.
- Co jest grane? - zapytała Aśka, pochodząc do Kamila, który stał najbliżej.
- Nic - odpowiedziała szybko Kasia, oblewając się szkarłatnym rumieńcem i Joasia dopiero zauważyła, że policjantka nie stała z resztą, a trzymała się na uboczu.
- Co jest? - powtórzyła niezrażona pani komisarz, podchodząc bliżej do przyjaciółki i ściszając głos.
- Anka... - zaczęła niepewnie kobieta, odwracając wzrok, jakby nagle bardzo zainteresował ją brudny ślad podeszwy na ścianie.
- Dowiem się wreszcie czy nie?
- Anka... zobaczyła... i źle zrozumiała...
Aśka zmarszczyła brwi, czując, że jej poirytowanie rośnie. Głosy dobiegające z półpiętra zdawały się znowu nabierać na sile, chociaż przez echo trudno było zrozumieć poszczególne słowa. Joasia chciała tam iść i uspokoić przyjaciół, jednocześnie wściekając się w duchu, bo nikt inny zdawał się nie mieć podobnych pomysłów, ale Kaśka nadal nie mogła wydusić sensownego zdania.
- Cholera, no - warknęła. - Co zobaczyła i co zrozumiała?
- No ona... pomyślała chyba, że ja... i Rafał...
Joasia roześmiała się mimowolnie. Pomysł wydał jej się wyjątkowo niedorzeczny. Poklepała Kaśkę po ramieniu, nagle pojmując, dlaczego jest taka zmieszana i pobiegła na dół, żeby jak najszybciej przemówić przyjaciółce do rozumu.
- Słyszy was cała komenda! - zawołała, próbując przekrzyczeć kłócących się komisarzy. - Ej, cisza! - dodała głośniej, kiedy żadne z nich nie zareagowało.
Oboje spojrzeli w jej stronę jak na komendę. Rafał wyglądał na wściekłego, a Anka miała policzki mokre od łez. Joasia z trudem powstrzymała się od wywrócenia oczami.
- Chcecie, żeby Stary was usłyszał i włączył się do dyskusji? - zapytała ostro. Dobrze wiedziała, że szefa jeszcze nie ma, ale każdy blef był dobry, o ile okazałby się skuteczny. - Bo cała reszta już ma temat na najbliższy tydzień, dzięki wam nie będą się nudzili. Nie możecie załatwiać swoich prywatnych spraw poza pracą?
Nie udawała. Naprawdę poirytowało ją zachowanie przyjaciół. Chociaż mogła zrozumieć, zarówno zazdrosną Anię, jak i rozżalonego niesprawiedliwymi oskarżeniami Rafała, to nie uważała, by było to odpowiednie miejsce do roztrząsania takich spraw. Zawsze była zdania, że w pracy człowiek powinien myśleć tylko o swoim obowiązkach zawodowych. Oczywiście nie zawsze było to łatwe i sama miewała z tym problemy, ale w tym wypadku była całkowicie przeciwna awanturze.

sobota, 11 sierpnia 2012

23. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Tego dnia nastolatka nie odzywała się do nikogo ani słowem. Nie wychodziła też z pokoju, a Joasia nie próbowała jej do tego nakłonić. Była zła i podenerwowana, miała do siostry żal i ani trochę nie łagodziło go tłumaczenie, że zauroczenie w tym wieku to bardzo poważna sprawa.
- Dlaczego po prostu z nią nie porozmawiasz i nie wyjaśnisz tego? - zapytała rzeczowo Ania, kiedy następnego dnia przyjaciółki spotkały się w biurze na kawie.
- Bo ona tego nie zrozumie - odparła Joasia z uporem. - Chce, żebym rozstała się z Błażejem. Nie wiem, czy ona naprawdę uważa, że mogliby być razem...
- Aśka, dałaś się wciągnąć w jakąś bezsensowną grę. Jak możesz w ogóle się z nią targować? Jak możesz pozwolić, żeby małolata dyktowała ci warunki i ustawiała twoje prywatne życie według własnego scenariusza?
- Ta małolata to moja siostra - warknęła policjantka, zaciskając palce na kubku.
- No i co z tego? Uciekła od ciebie i poszła do matki, a teraz cię szantażuje. Uważasz, że to jest w porządku?
- Nie jest - odparła Joasia, wzruszając ramionami. - Ale teraz to bez znaczenia. I tak muszę rozstać się z Błażejem. Nie mam szans wygrać sprawy, muszę ustąpić matce.
- Dlaczego? Dlaczego miałabyś burzyć swoje życie, żeby na siłę pomagać Kalinie? Ona tego nie chce, nie widzisz?
Aśka wzruszyła ramionami. Bez względu na to, co mówiła Ania i ile było w tym prawdy, czuła się za siostrę odpowiedzialna i chciała zrobić wszystko, by pomóc jej uniknąć błędów, które mogłyby wpłynąć na jej przyszłe życie.
Wbrew wszystkim swoim postanowieniom, Joasia nie zerwała z Błażejem. Wcześniej nie zauważyła, by łączyły ich jakieś szczególnie zażyłe relacje, ale jakoś trudno było jej z tego zrezygnować. Nie spotykała się z nim głównie dlatego, że bała się zostać ponownie nakrytą przez siostrę, ale też ze względu na matkę, która znowu zaczęła jej suszyć głowę. Nalegała na wyznaczenie terminu ślubu, chociaż Aśka nie poznała nawet swojego przyszłego męża. Czuła się jak bohaterka jakiejś kiepskiej telenoweli i ku własnemu przerażeniu coraz częściej przyłapywała siebie na myśleniu o przyszłości z Karolem.
W końcu nadszedł dzień wyjazdu Sebastiana. Najpierw Joasia zamierzała odwieźć go na lotnisko, potem uznała to za głupi pomysł i pożegnali się po prostu ostatniego dnia pracy. Ostatecznie jednak w poniedziałek rano pojawiła się pod blokiem Sebastiana, starając się skupić wszystkie swoje myśli na znalezieniu jakiegokolwiek pozytywnego aspektu swojej sytuacji. Podczas podróży była bardzo milcząca, podobnie jak wtedy, kiedy oboje znaleźli się już na lotnisku.
- Odprawa już się zaczęła - zauważył Sebastian, patrząc w kierunku innych podróżnych.
- Tak, powinieneś iść - mruknęła Joasia, krzyżując ręce na piersiach, jakby chciała mu pokazać, że kompletnie jej to nie rusza.
- Odezwę się do ciebie... Może pogadamy na skype czy coś...
Aśka skinęła głową. Zapadło nieprzyjemne milczenie, podczas którego oboje zastanawiali się nad pożegnaniem.
- Słuchaj - zaczął łagodnie Sebastian, - gdybyś potrzebowała pomocy z matką, nową sprawą czy... czymkolwiek... to zawsze możesz...
- Na ciebie liczyć - dokończyła za niego Joasia i pokiwała głową. - Wiem - dodała, uśmiechając się lekko.
- No to... tego... No to ja chyba będę powoli szedł...
Uścisnęli się krótko, wymienili uśmiechy, zapewnili się wzajemnie, że zostaną w kontakcie, po czym Sebastian ruszył w kierunku pozostałych pasażerów, a Joasia do samochodu zaparkowanego niedaleko lotniska.
Tego dnia spóźniła się do pracy i na dobry początek dostała reprymendę od Starego. Nie przejęła się jednak za bardzo, bez słowa wzięła od asystentów teczkę z aktami i poszła do Anki i Rafała, którym miała pomóc w prowadzonej sprawie. Przyjaciele wykorzystali jej całkowite zobojętnienie i wysłali ją w teren, gdzie miała szukać potencjalnych świadków. I tak minęła jej większość dnia.
Po powrocie do domu zauważyła, że ma kilka połączeń nieodebranych od Sebastiana. Nie oddzwoniła jednak, uznając, że jeśli naprawdę chce z nią porozmawiać, spróbuje jeszcze raz. Odczytała tylko smsa od matki, w którym informowała Joasię, że będzie na nią czekać w domu o osiemnastej.
Kalina także nie poprawiła jej nastroju. Nadal nie odzywała się do siostry. Traktowała ją jak powietrze, a Joasię coraz bardziej to denerwowało. Nie wiedziała jednak, jak przełamać jej milczenie, więc po prostu próbowała przeczekać problem.
We wtorek rano Aśka pojawiła się w pracy w fatalnym nastroju. Zrobiła sobie mocną kawę i zaszyła się w najciemniejszym kącie biura, mając cichą nadzieję, że przynajmniej przez godzinę nikt nic nie będzie od niej chciał, jednak Ania szybko zauważyła jej kiepski humor. Jakoś tak było, że Ania zawsze pierwsza wiedziała, kiedy z Joasią działo się coś złego.
- Jakoś nie wieje od ciebie optymizmem - zauważyła, mechanicznym ruchem układając mazaki na biurku Sebastiana i jednocześnie obserwując czujnie przyjaciółkę.
- A daj spokój... Moje życie to jedna wielka porażka - burknęła Joasia, zapadając się jeszcze głębiej w swój fotel.
- Kalina? Błażej? - dopytywała Anka. - Sebastian?
- Matka...
- Czego chciała?
Aśka upiła łyk kawy, obracając powoli kubek w dłoniach.
- Ustalić datę ślubu - wyznała w końcu.
Anka przestała porządkować papiery na biurku Sebastiana i spojrzała na przyjaciółkę z oburzeniem.
- Powinnaś wreszcie zrobić z tym porządek - oświadczyła stanowczo. - Po prostu powiedz jej, żeby się pocałowała w dupę i...
- Trzeciego listopada - powiedziała cicho Joasia, przerywając przyjaciółce, która natychmiast umilkła wyraźnie zszokowana. - Nie mów Sebastianowi...
Przez dłuższą chwilę Ania milczała, wyraźnie nie wiedząc, co powiedzieć. Decyzja Joasi wydawała jej się kompletną głupotą, ale coś jej mówiło, że bardzo trudno będzie ją od niej odwieść.
- To idiotyzm - stwierdziła, mówiąc bardziej do siebie niż do przyjaciółki. - Kompletny. Wychodzić za faceta, którego zupełnie się nie zna, żeby...
- Wczoraj go poznałam - mruknęła Joasia zamyślona. - Odniosłam wrażenie, że ma to wszystko gdzieś...
Ania zmierzyła ją wzrokiem, ale już się nie odezwała. Czekała, aż Joasia powie coś więcej.
- Nie powiedział ani słowa, kiedy tam byłam. Tylko matka wciąż mówiła. Wydaje mi się, że jego też namówiła...
- Tak, na pewno strasznie mu przeszkadza, że dostanie pod nos służącą i pielęgniarkę w jednym - zakpiła Ania.
- Przecież nie będę z nim żyła, rozwiodę się...
- Naprawdę nie rozumiem, po cholerę to robisz. Ty się poświęcisz, zdobędziesz prawo do opieki nad Kaliną własnym kosztem, a ona po pierwszej kłótni wyniesie się do matki. Daj sobie spokój, to bez sensu.
- Anka... - zaczęła Joasia powoli, jakby każde słowo sprawiało jej trudność. - Mam teraz taki dziwny okres... Z jednej strony matka i Kalina, z drugiej Błażej i Sebastian... Niczego już w swoim życiu nie jestem pewna. Nie wiem, czego chcę, nie wiem, jak powinnam postępować. Ale jedno wiem: bez względu na wszystko, co dzieje się wokół, Kalina jest dla mnie najważniejsza. Jest moją siostrą i jedyną naprawdę bliską mi osobą. I bez względu na to, jak bardzo mnie wkurzy, przede wszystkim chcę, żeby była szczęśliwa.
Ania była naprawdę zaskoczona, jak spokojnie Joasia zniosła wyjazd Sebastiana i z jakim opanowaniem podchodziła do swojego rychłego ślubu. Śmiała się na każdą wzmiankę o tym, jakby sama wciąż nie mogła uwierzyć, choć sprawa była już załatwiona w kościele.
Tydzień później Joasia znowu pojawiła się u matki. Ku swojemu własnemu przerażeniu zaczynała coraz lepiej znać ten dom, chociaż przy każdej kolejnej wizycie miała naiwną nadzieję, że to ostatni raz.
- Wyjeżdżamy jutro na Kretę - oświadczyła kobieta, kiedy jej córka usiadła niechętnie na sofie, starając się nie patrzeć na mężczyznę, który jak zwykle oglądał telewizję. - Wrócimy za dwa tygodnie.
- My? - mruknęła Joasia, ale w jej głosie nie dało się wyczuć najmniejszego zainteresowania.
- Ja i Adam.
Aśka prychnęła mimowolnie na samo wspomnienie kochanka matki.
- Co mnie to może obchodzić? - zapytała rzeczowo.
- Masz okazję poznać lepiej Karola. Zostawiamy go pod twoją opieką.
Wypowiedziane słowa, jeszcze przez chwilę wisiały w powietrzu, a Joasia zastanawiała się całkiem poważnie, czy aby na pewno dobrze zrozumiała intencje matki. Kiedy w końcu po jej minie poznała, że nie ma mowy o pomyłce, wszystko się w niej zagotowało.
- Myślisz, że możesz ustawiać moje życie po swojemu? - wycedziła przez zaciśnięte zęby, świdrując matkę wzrokiem.
- Mam ci przypominać warunki mojej umowy?
Aśka wstała gwałtownie, z trudem panując nad sobą. Nie odezwała się już do matki ani słowem w obawie, że może powiedzieć znacznie więcej niż powinna. Wyszła z salonu szybkim krokiem, nie zaszczycają ani jednym spojrzeniem swojego przyszłego męża.
Do swojego mieszkania wpadła jak burza, potrącając przy tym szczeniaka, który jak zwykle chciał ją wylewnie przywitać. Zignorowała jego entuzjazm, rzuciła torebkę i kurtkę na szafkę i bezceremonialnie wparowała do pokoju siostry.
- Może byś chociaż wyprowadziła psa, skoro siedzisz cały dzień na dupie i nic nie robisz?! - zawołała ze złością.
Kalina wyjęła słuchawki z uszu i spojrzała lekceważąco na starszą siostrę.
- To twój pies - odparła, wzruszając ramionami.
- Syf w kuchni i pokoju też jest mój?!
- Po części tak.
Joasia zatrzęsła się ze złości. Nie mogła wyładować się na matce, ale teraz już nie była w stanie panować nad emocjami.
- Czujesz się bardzo skrzywdzona i nierozumiana? - wycedziła. - Uważasz, że wszystko musi zawsze iść po twojej myślisz? Może czas w końcu zrozumieć, że życie wygląda nieco inaczej!
- Tak, zwłaszcza twoje - warknęła nastolatka, czerwieniąc się ze złości.
- Nie masz pojęcia o moim życiu! - krzyknęła Joasia dotknięta do żywego. - Anka miała rację, faktycznie powinnam pozwolić, żeby matka cię zabrała! Po cholerę się staram, skoro nie potrafisz tego docenić?!
Złapała gwałtownie słuchawki, które Kalina trzymała w dłoniach i razem z kocem zrzuciła je na podłogę zamaszystym ruchem.
- Rusz dupę z tego łóżka i posprzątaj po sobie w końcu!
I wciąż dygocząc ze złości wyszła, zostawiając siostrę z wyraźnym szokiem wypisanym na twarzy.

sobota, 4 sierpnia 2012

22. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

W mieszkaniu nie znalazła Kaliny. Nie było też od niej żadnej wiadomości. Joasia sprawdziła każde pomieszczenie dwa razy, ignorując szczeniaka pałętającego się między jej nogami, ale w końcu była zmuszona przyznać, że młodszej siostry tam nie ma.
Po sprawdzeniu szkoły, ulubionych miejsc i wszystkich znanych Joasi koleżanek i kolegów Kaliny, komisarze wrócili do mieszkania. Tam przeszukali dokładnie cały pokój nastolatki, aż w końcu usiedli w salonie ze wszystkimi znaleziskami godnymi uwagi i zaczęli ponownie je przeglądać. Było wśród nich sporo zdjęć Błażeja, z czego większość z pewnością zrobiono z ukrycia, scenariusz do "Romea i Julii" ozdobiony serduszkami oraz kilka listów miłosnych.
- Wszystko wskazuje na to, że nigdy nie dotarły do adresata - zauważył Sebastian, przyglądając się im uważnie. - Napisała je, złożyła i schowała. Może dopiero zbierała się na odwagę, żeby mu je pokazać.
- Nie sądzę - mruknęła Joasia, przeglądając bezmyślnie zdjęcia. - Wątpię, żeby się odważyła. Pewnie pisała je tylko dla siebie, chciała gdzieś przelać uczucia...
- To brzmi tak, jakby ona naprawdę była w nim zakochana.
Joasia już prawie słyszała, jak Sebastian dziwi się nad powodzeniem Błażeja, ale na swoje szczęście mężczyzna nic więcej nie powiedział.
- Jak to możliwe, że was widziała? - zapytał po chwili z wyraźnym wysiłkiem, a Aśka miała wrażenie, że od początku powstrzymywał się od zadania tego pytania.
- Przecież powiedziała: śledziła nas - odparła kobieta, wzruszając ramionami.
Nie miała zamiaru wdawać się w szczegóły, ale podejrzewała, że Sebastian nie odpuści tak łatwo. I miała rację.
- Z jej wypowiedzi wynikało, że widziała coś więcej poza spacerem - zauważył Seba, nie potrafiąc dobrze ukryć złośliwości.
Joasia poczuła, że wszystko się w niej gotuje. Z trudem powstrzymała się od podniesienia głosu, ale widać było, że cała drży ze złości.
- O co chcesz mnie właściwie zapytać? - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- O to, jakim cudem widziała was w łóżku - odparl Seba dobitnie.
Przez chwilę piorunowali się spojrzeniami. Niewypowiedziane myśli wisiały między nimi jak gęsta mgła.
- Nie zgasiliśmy światła - warknęła Joasia, oblewając się szkarłatnym rumieńcem i jednocześnie próbując nie wyglądać na zażenowaną. - Zadowolony?
Nic nie wskazywało na to, by Sebastian faktycznie był zadowolony z jej odpowiedzi. Mimo poważnych okoliczności, trudno było mu przełknąć wiadomość, że Joasia i Błażej spali ze sobą. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że to nastąpi prędzej czy później, ale miał cichą nadzieję, że przynajmniej się o tym nie dowie.
- Muszę ją znaleźć - powiedziała nagle Joasia, odrzucając od siebie zdjęcia i zrywając się na równe nogi. - Jestem za nią odpowiedzialna, a jeśli coś jej się stanie... to będzie moja wina - oświadczyła grobowym głosem.
Jeszcze przez kilka godzin krążyli po mieście, choć w głębi duszy wiedzieli, że jeśli nastolatka nie chce być znaleziona, to oni nie mają najmniejszych szans tego dokonać. W końcu zmęczeni i zrezygnowani wrócili nad ranem do domów.
Czterdzieści osiem godzin od zniknięcia Kaliny minęło jak z bicza strzelił. W poniedziałek rano Joasia krążyła niespokojnie po swoim biurze, po raz kolejny próbując dodzwonić się do siostry, choć zdawala sobie sprawę, że nic to nie da. Stanęła przed trudnym wyborem i chociaż odwlekała ten moment, wiedziała, że w końcu musi coś postanowić.
- Idę do Tomka - powiedziała w końcu, a Sebastian i Ania aż podskoczyli na dźwięk jej głosu. - Złożę oficjalne zgłoszenie zaginięcia, wtedy będziemy mogli działać.
- Zdajesz sobie sprawę, że to pogrzebie twoje szanse na uzyskanie prawa do opieki nad Kaliną? - zapytał Seba nie do końca przekonany o słuszności jej decyzji. - Sąd natychmiast dowie się o jej ucieczce i...
- To bez znaczenia - oświadczyła Joasia, kręcąc głową. - Zależy mi tylko na tym, żeby Kalina wróciła do domu cała i zdrowa. Nic innego się nie liczy.
Wyszła z biura ze zdecydowaniem wypisanym na twarzy, chociaż w głębi duszy wcale nie była tak pewna tego, co robi. Kiedy Ania i Sebastian zostali sami, natychmiast spojrzeli po sobie z mieszaniną niezdecydowania i zażenowania.
- Kto by pomyślał, że to wszystko tak się skomplikuje - mruknęła Ania, chcąc przerwać nieprzyjemne milczenie.
- Wiedziała o tym? Wiedziała, że Kalina jest zakochana w tym... Błażeju?
- Od kilku dni - mruknęła policjantka, bawiąc się bezmyślnie mazakiem.
- Nie wiem naprawdę, co one w nim widzą - bruknął Seba, nie mogąc się powstrzymać. Mimo powagi sytuacji jakoś nie mógł przestać myśleć o tym, co go dręczyło najbardziej.
- Jest szarmancki, zabawny... A poza tym przystojny.
Sebastian wywrócił oczami.
- Na twoim miejscu nie wypytywałabym jej o to - dodała Ania po chwili namysłu. - Dopóki nie znajdzie się Kalina, raczej nie będzie w wystarczająco dobrym nastroju, żeby ci odpowiedzieć.
- Najgorsze jest to, że za tydzień wyjeżdżam - westchnął mężczyzna. - W tej sytuacji chyba powinienem jakoś to opóźnić, ale nie wiem, czy Stary się zgodzi...
- Mam nadzieję, że na powrót Kaliny nie będziemy musieli czekać aż tyle - odparła Anka. - Aśka chyba oszaleje, jeśli szybko się nie znajdzie...
W głębi duszy oboje mieli nadzieję, że nastolatka sama wróci, jak tylko ochłonie. W końcu domeną okresu dojrzewania było błyskawiczne podejmowanie zwykle nieprzemyślanych decyzji.
- Jedno mnie zastanawia... - powiedziała Ania, kiedy Joasia wróciła od Tomka. - Dlaczego zadzwoniła do Ciebie dopiero w sobotę, skoro widziała wszystko w piątek... Powinna raczej zareagować natychmiast.
- Kiedy wróciłam w piątek wieczorem, już spała... Albo udawała. W każdym razie... to chyba nie wróży za dobrze, nie?
Anka wzruszyła ramionami. Gdyby Kalina uciekła natychmiast, można by to faktycznie uznać za impuls, ale w takiej sytuacji...
- Słuchajcie, ja tu czegoś nie rozumiem - wtrącił się Sebastian, nim Ania zdążyła zdecydować się na jakąś odpowiedź. - Sprawdziliśmy wszystkie jej koleżanki, znajomych, przepytaliśmy nauczycieli... Ale nadal nie sprawdziliśmy, czy powód jej ucieczki nie jest przypadkiem lepiej poinformowany od nas.
Aśka podniosła głowę, mrużąc niebezpiecznie oczy. Ania wyprostowała się w fotelu, czekając na wybuch.
- Gdyby skontaktowała się z Bartkiem, na pewno by mi o tym powiedział - oświadczyła zdecydowanie Joasia.
- A powiedziałaś mu w ogóle, że uciekła?
Joasia tylko się skrzywiła, co sprawiło, że Ania nagle stanęła po stronie Sebastiana.
- Nie powiedziałaś mu? - zdziwiła się. - Aśka, przecież ona mogła mu coś powiedzieć!
- No dobrze już, dobrze... Zadzwonię do niego.
Złapała telefon, obrzuciła przyjaciół pełnym niezadowolenia spojrzeniem i opuściła biuro. Nie chciała, by ktokolwiek był świadkiem jej rozmowy z Błażejem, a już pełne ironii spojrzenia Sebastiana na pewno by jej nie pomogły.
Błażej wydawał się bardzo zaniepokojony ucieczką Kaliny, ale Joasia jakoś nie mogła pozbyć się wrażenia, że było w tym coś wymuszonego. Nie był też zbyt zadowolony, kiedy odrobinę poirytowana odmówiła spotkania.
- Nie rozumie, że odnalezienie Kaliny jest teraz dla ciebie priorytetem? - zdziwiła się Ania, kiedy wreszcie znalazły chwilę dla siebie i Joasia streściła jej rozmowę z polonistą.
- Nie wiem, ale...
Jednak Ania nie dowiedziała się, jakie było na ten temat zdanie Joasi, bo do biura wpadł Sebastian. Pionowa zmarszczka na jego czole wyraźnie świadczyła o tym, że przed chwilą ktoś wyprowadził go z równowagi.
- Odebrali nam sprawę! - zawołał wzburzony. - Rozumiesz?! Uznali, że nie jesteśmy w stanie znaleźć mordercy!
- Tego grabarza? - upewniła się Joasia, marszcząc brwi. - Ale dlaczego? Może faktycznie nie zrobiliśmy jakichś wielkich postępów, ale żeby od razu...
- Komendant Główny uznał, że znajdzie kogoś, kto podoła tej sprawie - warknął Seba, opadając na swoje krzesło.
- Może to i lepiej - stwierdziła Ania, wtrącając się niespodziewanie do rozmowy. - Macie teraz na głowie odnalezienie Kaliny, a potem ty, Seba, wyjeżdżasz i Aśka zostałaby sama z tym bagnem...
Oboje zmierzyli Anię pełnym niechęci spojrzeniem, więc kobieta tylko wzruszyła ramionami.
Dzięki temu, że Kalina była już oficjalnie poszukiwana, wszystkie patrole mogły dostać jej zdjęcia i szanse na jej odnalezienie znacznie się zwiększyły. Joasia jednak wciąż miała nieodparte wrażenie, że podąża w zupełnie przeciwnym kierunku niż powinna. Kalina uciekła popychana do działania nieszczęśliwą miłością i rozczarowaniem, którego dostarczyła się starsza siostra i Aśka była przekonana, że powinna szukać nastolatki tym samym tropem.
W końcu pozbyła się przyjaciół, którzy mimo najlepszych chęci nie pozwalali jej swobodnie myśleć, i pojechała na cmentarz, żeby odwiedzić grób ojca. W tym miejscu zawsze szybciej się uspokajała i zbierała myśli, zupełnie jakby pomagała jej obecność ukochanego taty. I tym razem nie było inaczej. Piętnaście minut później prawie wybiegła z cmentarza, bo nagle zrozumiała, że przeoczyła coś oczywistego.
- Gdzie ona jest? - zpytała, ledwie matka otworzyła jej drzwi i nie czekając na zaproszenie, wtargnęła do środka.
- Kto? - odparła kobieta, wzruszając ramionami.
Joasia nie dała się zwieść. Nie miała też zamiaru toczyć z matką zbędnych dyskusji, więc bez słowa wbiegła po schodach na górę. Nie zwróciła uwagi na mężczyznę na wózku, oglądającego w salonie telewizję, który przyglądał się jej z wyraźnym zainteresowaniem. Nie reagowała także na głośnie protesty matki. Odepchnęła ją stanowczym ruchem i zaczęła po kolei zaglądać do wszystkich pomieszczeń na górze. I nie pomyliła się. Za drzwiami na końcu korytarza znalazła Kalinę leżącą na łóżku.
- Dzięki Bogu - westchnęła z ulgą, nie zwracając uwagi na nienawistne spojrzenie siostry. - Kalina, nie masz pojęcia, jak się martwiłam...
Podeszła do łóżka i chciała usiąść obok nastolatki, ale ta zerwała się tak szybko, że Joasia aż odskoczyła.
- Akurat ci uwierzę! - krzyknęła dziewczyna. - Daj mi święty spokój i wracaj do niego!
- Kalina, posłuchaj - zaczęła Joasia łagodnie, starając się ignorować matkę, która podeszła do nastolatki i objęła ją, patrząc ostentacyjnie na starszą córkę. - Nie miałam pojęcia, że czujesz coś do Błażeja... Gdybym wiedziała...
- To co?! Nie pieprzyłabyś się z nim gdzie popadnie?!
Joasia musiała bardzo panować nad sobą, żeby nie podnieść głosu i nie odciąć się natychmiast siostrze. Bardzo bolała ją niesprawiedliwość tych słów, ale w duchu powtarzała sobie, że nie ma to w tej chwili najmniejszego znaczenia.
- Kalina, jesteś dla mnie najważniejsza - zapewniła spokojnym głosem - i żaden facet tego nie zmieni.
- Czyżby? To rozstań się z Błażejem - zarządała bezlitośnie nastolatka.
Aśka poczuła się osaczona i zaszantażowana. Na twarzy matki zobaczyła tryumf.
- Zrobię to - powiedziała cicho. - Tylko proszę, wróć do domu...
Kalina złapała swoją torbę, zgarnęła do niej kilka drobiazgów leżących na stoliku i wyszła z pokoju, nie zaszczycając spojrzeniem ani matki, ani siostry.