piątek, 29 kwietnia 2011

234.

- Co teraz będzie? – zapytała Aśka cicho, kiedy zostali sami. – Będziemy się tu ukrywać?
- A widzisz jakieś lepsze wyjście?
Nie odpowiedziała. Zaczęła nerwowo przechadzać się po pomieszczeniu. Poranione ręce bardzo ją bolały, ale bezradność była o wiele gorsza.
- Słuchaj, jedno jest pewne: nie możemy wrócić do domu. Najpierw ktoś wysadził nasz samochód, teraz podpalił blok. Kimkolwiek jest, bardzo chce nas zabić.
- Raczej mnie – sprostowała, po raz pierwszy wypowiadając na głos to, o czym myślała od chwili pożaru.
- Tego nie wiemy – odparł Sebastian stanowczo. – Ale tak czy inaczej, musimy jakoś przerwać to wszystko, a Kinga ma rację – tutaj jest najbezpieczniej.
- Słuchajcie, mamy nowe informacje – powiedział Tomek, wchodząc do biura. Za nim podążali Rafał i Kinga. – Strażacy opanowali już sytuację, technicy wciąż jeszcze badają to miejsce, ale wiemy na pewno, że to było podpalenie. Ktoś podłożył ogień w kilku albo nawet kilkunastu miejscach, pożar rozprzestrzenił się bardzo szybko. Tak jak Aśka mówiła, drzwi od waszego mieszkania były zamknięte na klucz, więc właściwie nie było szans na ucieczkę.
- Ktoś zginął? – zapytała Joasia, patrząc uważnie na asystenta.
- Starsze małżeństwo z ostatniego piętra. Poza tym kilka osób jest w szpitalu.
- Cudownie – warknęła Aśka, podchodząc od okna.
- Jest już strasznie późno – wtrąciła Kinga, - a wy macie chyba dość na dziś. Chłopcy już organizują wam materac, tutaj będziecie spać. I wysłałam Jacka i Agatę do waszego domu po jakieś najpotrzebniejsze rzeczy, w końcu nie wiadomo ile to potrwa.
- Jutro rano zamontujemy tu żaluzje kuloodporne – dodał Rafał. – Tak na wszelki wypadek.
- Świetnie – podsumowała Joasia jeszcze bardziej poirytowana, - będziemy tu siedzieć jak w bunkrze.
Przyjaciele popatrzyli na nią, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Sebastian uśmiechnął się do nich znacząco, dając im do zrozumienia, żeby to zignorowali.
Godzinę później komisarze dostali swoje rzeczy i materac, a przyjaciele zostawili ich samych. Mimo zmęczenia oboje nadal siedzieli w milczeniu na fotelach.
- Dochodzi druga – mruknął w końcu Sebastian. – Chyba powinniśmy się kłaść.
- Tak, kładź się – odparła, wstając. – Ja jeszcze… pójdę do chłopaków, może coś wpadnie mi do głowy. I tak teraz nie zasnę.
Wyszła z biura i na korytarzu wpadła na Kingę.
- Nie śpicie jeszcze? – zdziwiła się kobieta.
- Jakoś nie mogę. Najchętniej poszłabym na długi spacer…
- Ani się waż stąd wychodzić! – zaznaczyła Kinga ostrym tonem.
- Nie martw się – mruknęła.
Do świtu siedziała w biurze asystentów, przeglądając akta osób powiązanych w jakikolwiek sposób z ładunkami wybuchowymi bądź skazanych za podpalenia. Oczywiście nie wpadli na nic godnego uwagi, ale przynajmniej Aśka zajęła czymś myśli. Nad ranem była już na tyle zmęczona, by położyć się obok Sebastiana i zapaść w niespokojny sen.
Po kilku godzinach obudziły ich podniesione głosy przyjaciół. Nie próbowali nawet dociekać, o co się awanturują. W mgnieniu oka doprowadzili się do porządku. Ledwie sprzątnęli prowizoryczną sypialnię, do ich biura weszła Agata z dwoma kubkami i talerzem kanapek.
- Jest coś nowego? – zapytała Aśka, sięgając po kawę.
- No mamy tego Siedlickiego. Gość ma żelazne alibi.
- I pewnie się nie przyznaje?
Agata pokiwała głową i przysiadła na fotelu.
- Słuchajcie, to chyba naprawdę nie on – powiedziała po chwili. – Był tym wszystkim bardzo zaskoczony.
- Więc wypuśćcie go i dajcie ogon – zadecydował Seba. – Poza tym nic nowego?
- Zmarła jedna z poparzonych wczoraj osób – westchnęła asystentka. – A co do sprawcy to żadnych śladów, żadnych świadków.
- Mamy coś! – zawołał Tomek, wpadając do biura. – Znaleźliśmy świadka!
- No to dawaj go! – zawołali komisarze jednocześnie.
- Nie chciał oficjalnie zeznawać, ale opowiedział mi, co widział. Na kilka minut przed pożarem pod waszym blokiem kręcił się podejrzany facet.
- Opisał go? – zainteresował się Seba.
- Facet pod sześćdziesiątkę, łysy, w skórze. Chłopak wystraszył się go i schował w krzakach. Jak gość przechodził obok niego, zauważył, że na wierzchu dłoni ma duży pieprzyk.
- To się trochę kłóci z naszym gówniarzem róży i samochodu, nie? – zauważyła Agata.
- Ale za to wyjaśniałoby, skąd wziął się tak profesjonalny ładunek wybuchowy – powiedział Sebastian, zerkając na żonę. – Tylko kim on u licha może być?
- To trochę bez sensu – westchnęła Kinga, która od kilku minut stała z Rafałem w drzwiach i przysłuchiwała się rozmowie. – Gość pod sześćdziesiątkę i drugi koło dwudziestki postanowili się pozbyć dwójki policjantów, w związku z czym z jednej strony straszą ich zdjęciami i pogróżkami, a z drugiej wysadzają samochód i podpalają blok. To się kompletnie kupy nie trzyma.
- Na razie pewne jest tylko to, że nie przebierają w środkach. Chcą was zabić za wszelką cenę, nie licząc się z przypadkowymi ofiarami – podsumował Rafał. – Facet w skórze to trochę gangsterką zajeżdża, nie?
- Gówniarz też by do tego pasował, jako młody narybek – podchwycił Sebastian. – Ale te metody… bombę mogę zrozumieć, ale reszta to mi do gangu nijak nie pasuje.
- Muszę porozmawiać z panią Marią – oznajmiła nagle Aśka.
Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni. Wyglądała na całkowicie pewną swojego postanowienia.
- Aśka, to nie jest dobra chwila… - zaczęła Kinga łagodnie.
- Muszę – upierała się. – Ona… wydaje mi się, że może nam pomóc.
Utkwiła w mężu wyczekujące spojrzenie. Wyraźnie liczyła na poparcie, a on nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Z jednej strony sam uważał, że przyjazd pani Marii i te dziwne przypadki w podejrzany sposób zbiegły się w czasie, ale z drugiej… jaki związek z bombami i pożarami może mieć staruszka?
- A mi się wydaje, że zaczynamy popadać w paranoję – powiedział spokojnie. – Nie dajmy się zwariować.
Joasia zmierzyła go chłodnym spojrzeniem i odwróciła się do okna. Przez moment poczuła, że po jej plecach przebiega zimny dreszcz. Wyobraziła sobie, jak w jej kierunku leci pocisk, rozbija szybę i trafia prosto w czoło. „Nie dajmy się zwariować” – pomyślała z ironią, ale odsunęła się pod ścianę i nadal zerkała na okno z niepokojem.
- Dobra, na razie musimy skończyć z tymi aktami podpalaczy – zadecydowała Kinga, - potem pomyślimy co dalej. A wy pod żadnym pozorem nie ruszajcie się z komendy, a najlepiej w ogóle z biura.
Kiedy komisarze zostali sami, zapadła nieprzyjemna cisza. Aśka była zła na Sebastiana, ale w jej pamięci wciąż bardzo żywe było wspomnienie pożaru z poprzedniego dnia i to głównie dlatego nic mu nie powiedziała.
- Nie złość się – zagadnął w końcu mężczyzna, - po prostu uważam, że to zbyt duże ryzyko.
Zerknęła na niego, ale nadal milczała. Ciszę przerwało dopiero nadejście ekipy do montażu żaluzji. Komisarze przenieśli się do kuchni, gdzie zrobili sobie po kolejnej kawie.
- A co jeśli miałeś rację? – odezwała się Aśka cicho.
Natychmiast pojął, o co jej chodzi. Upił łyk kawy, żeby zyskać na czasie.
- Aśka, ja już sam nie wiem – mruknął. – Albo jej ufasz, albo nie.
- Ufam – odparła bez wahania. – Chodzi mi tylko o to, że… nie mogę ci powiedzieć. Wyśmiejesz mnie.
- Wyśmiałem cię kiedyś? – zapytał Seba spokojnie.
Westchnęła. Zaczynał denerwować ją fakt, że nie może po prostu wyjść i zrobić, co uważa za stosowne. Całe życie walczyła o niezależność, a ostatnio ograniczało ją coraz więcej okoliczności.
- Muszę z nią porozmawiać – powiedziała stanowczo.
- Aśka, nie rozumiesz, że to niebezpieczne? – zniecierpliwił się Sebastian.
- A ty nie rozumiesz, że musimy rozwiązać tę sprawę, jeśli chcemy normalnie żyć?
- Co do tego wszystkiego ma pani Maria?
- Nie możecie trzymać mnie tu siłą – powiedziała ostro.
Z hukiem odstawiła kubek na szafkę i wyszła z kuchni. Sebastian pobiegł za nią. Dorwał ją dopiero na półpiętrze. Złapał kobietę mocno za łokieć, niechcący natrafiając na poparzenia. Syknęła z bólu, w oczach mimowolnie stanęły jej łzy.
- Przepraszam… – zaczął.
- Zostaw – warknęła kobieta. – Jeśli mi nie ufasz, sama to załatwię.
- Aśka, zaczekaj!
Ponownie ją przytrzymał, ale tym razem już za bluzę. Ich podniesione głosy usłyszeli przyjaciele i wybiegli na schody.
- Co wy tu robicie? – zawołała Kinga. – Już na górę!
- Dajcie mi wszyscy święty spokój! – zdenerwowała się Aśka.
- Co jest grane? – Rafał zwrócił się do przyjaciela.
- Aśka chce za wszelką cenę porozmawiać z panią Maria – mruknął Seba zrezygnowany.
- Nie możesz tam jechać – powiedziała spokojnie Kinga, zagradzając koleżance drogę. – Zadzwonimy do Jarka, żeby przywiozła ją na komendę. Pasuje?
Komisarze wymienili się niechętnymi spojrzeniami, ale w końcu Aśka kiwnęła głową i posłusznie zawróciła się, zmierzając w stronę kuchni i swojej niedopitej kawy. Koniec końców postawiła na swoim, jednak nie była wcale zadowolona. Wiedziała, że przyjaciele zrobili to tylko dla świętego spokoju i uważają całe przedsięwzięcie za stratę czasu.
Jeszcze przed południem pani Maria pojawiła się na komendzie. Sebastian zostawił je w biurze, żeby mogły porozmawiać na osobności.
Aśka przechadzała się nerwowo po biurze, obserwując staruszkę, która siedziała na fotelu w milczeniu. Nie bardzo wiedziała, jak zacząć rozmowę. Nie była pewna, czego od niej oczekuje, ale chciała wreszcie poznać prawdę.
- Pani Mario – zaczęła w końcu, przysiadając naprzeciwko niej, - muszę dowiedzieć się jak najwięcej o śmierci moich rodziców.
Zauważyła, że przez twarz staruszki przemknął cień. Znały się kilkanaście lat, ale nigdy nie rozmawiały na ten temat. Żadna tego nie chciała, bo dla obu był bardzo bolesny.

czwartek, 28 kwietnia 2011

233.

Tymczasem Aśkę obudziły jakieś hałasy na klatce. Było już ciemno i zaspana w pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie się znajduje. Czuła charakterystyczny zapach spalenizny. Zerwała się, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie zostawiła czegoś na gazie. W przedpokoju zorientowała się, że przez szczeliny w drzwiach wejściowych do mieszkania dostaje się dym. Chciała zapalić światło, ale nie działało. Zaczęła w pośpiechu szukać kluczy, jednak nie było ich na półce, gdzie zwykle je odkładali. Podbiegła do drzwi, złapała za klamkę i natychmiast odskoczyła, sycząc z bólu – była gorąca.
Od dymu zaczynały łzawić jej oczy i coraz trudniej było oddychać. Pobiegła do łazienki, gdzie zmoczyła apaszkę i przyłożyła do nosa i ust, chroniąc się przed uduszeniem. Starała się myśleć trzeźwo, ale nie było to łatwe. W pośpiechu szukała telefonu, jednak nigdzie go nie było.
- Sebastian – szepnęła sama do siebie, - Sebuś, gdzie jesteś?
Był jeszcze dobrych kilka ulic od domu. Z daleka widać było kłęby dymu, ale z tej odległości trudno było ocenić, skąd dokładnie pochodzą. Minęły go dwa wozy strażackie i karetka. Po plecach przeszły mu ciarki, jak zwykle na dźwięk syren. Włączył radio, chcąc trochę się odstresować. Był pewien, że Aśka nadal jest zła i w domu nie czeka go nic dobrego.
Chwilę później minęła go kolejna karetka. Zaniepokoił się, widząc, że skręca dokładnie tam, gdzie on. Przyspieszył i zdał sobie sprawę, że dym unosi się z okolic jego bloku. O mało nie stanęło mu serce, kiedy parkował kilkadziesiąt metrów od domu. Widok był straszny. Z okien bloku buchał ogień, a wszystko spowijały kłęby dymu. Podbiegł bliżej, do strażaków, którzy walczyli z płomieniami. Zaczął pytać o Aśkę, chciał się dowiedzieć, czy jest w środku, ale nie potrafili mu pomóc.
- Sebastian! – usłyszał nagle znajomy głos.
Odwrócił się gwałtownie. W jego kierunku biegli Kinga, Rafał i Tomek.
- Gdzie Aśka?! – zawołał, przedzierając się do nich. – Wyciągnęli ją stamtąd?!
- Nie da się wejść, za duże płomienie – wydyszała Kinga. – Ale nie wiemy, czy jest w środku, może uciekła…
- Tylko że nie odbiera telefonu… – przyznał Rafał.
Sebastian nie czekał na ciąg dalszy wypowiedzi przyjaciela. Pobiegł w stronę swojej klatki, gdzie znajdowały się okna ich mieszkania. Ulżyło mu, kiedy w jednym z nich zobaczył Joasię, ale było to tylko chwilowe. Wśród ognia i dymu nie był w stanie dostrzec dokładnie, czy nic jej nie jest.
Rafał i Kinga szybko ściągnęli strażaków, którzy w mgnieniu oka rozstawili skokochron. Użycie drabiny w tym miejscu było niemożliwe, bo sąsiednie budynki uniemożliwiały dojazd wozu. Przy pomocy megafonu strażacy próbowali nakłonić kobietę do skoku, niestety bezskutecznie. Wysokość trzeciego piętra nie była może powalająca, ale widok dymu i płomieni każdego skutecznie by zniechęcił.
Aśka zapłakana siedziała na kamiennym parapecie. Widziała zamazane sylwetki przyjaciół i męża, słyszała nawoływania strażaków, ale z jej perspektywy tych dziesięć metrów zdawało się odległością nie do pokonania. Do domu zdążył już dostać się ogień, a kobieta, próbując uciec, poparzyła ręce i brzuch. Teraz już nie ruszała się z kuchni, patrząc, jak zbliżają się do niej płomienie.
- Nie skoczy – powiedział Sebastian, nagle zdając sobie z tego sprawę.
Już wiedział, co musi zrobić. Pobiegł do samochodu przyjaciół. Stanowczym ruchem oberwał rękaw koszuli i zamoczył, żeby mieć czym zasłonić nos. Potem wylał na siebie resztę wody i bez wahania ruszył w kierunku klatki schodowej. Słyszał krzyki przyjaciół, którzy próbowali go zatrzymać, widział strażaków zagradzających drogę, ale przedarł się między nimi bez problemu i wbiegł do budynku. W środku szalał ogień. Nie trudno było się domyślić, że konstrukcja schodów nie jest już bezpieczna. Nie zastanawiał się jednak ani chwili. Pobiegł na górę, prawie nie czując, że z każdą chwilą przybywa mu poparzeń.
Na trzecim piętrze zdał sobie sprawę, że drzwi jego mieszkania są już niemal doszczętnie spalone. Złapał oderwaną barierkę od schodów i pchnął je, by móc wejść. Posypały się na niego płonące fragmenty szafy. Z trudem wydostał się spod nich, sycząc z bólu. W kuchni znalazł Aśkę. Ona także nie wyglądała najlepiej. Niemal całe ręce pokryte były otwartymi ranami od poparzeń, ale na widok Sebastiana natychmiast je wyciągnęła.
- Już dobrze – mruknął, obejmując ją z trudem. – Musimy się stąd wydostać. Okno to jedyna droga, rozumiesz?
- Nie, nie skoczę… – zaczęła rozpaczliwie.
Za ich plecami z hukiem spadły kuchenne szafki, a jednocześnie zbliżył się ogień.
- Chodź – powiedział Seba, wdrapując się na parapet.
Aśka próbowała mu się wyrwać, ale mężczyzna był na to przygotowany i trzymał ją mocno. Już zrozumiał, że w tym momencie nie dotrą do niej żadne argumenty, więc popchnął ją bez ostrzeżenia. Zdążyła tylko krzyknąć, ale nie miała już czasu, żeby czegokolwiek się złapać. Poleciała prosto na materac ustawiony przez strażaków. Sebastian zaczekał, aż ratownicy zabiorą ją stamtąd i sam również skoczył. Na chwilę odurzył go gęsty, czarny dym, a kiedy się otrząsnął, Rafał i Tomek już pomagali mu dojść do karetki.
- Co z nią? – zapytał, zanosząc się kaszlem.
- Nic jej nie będzie, już ją opatrują.
Zaprowadzili Sebastiana do ratowników. Chwilę później obie karetki odjechały na sygnale, a za nimi pojechał Rafał. Kinga i Tomek zostali, by dowiedzieć się czegoś więcej o pożarze.
Już niecałą godzinę później lekarze pozwolili Rafałowi wejść do przyjaciółki. Mimo świeżo założonych opatrunków, właśnie próbowała wstać z łóżka. Policjant podbiegł do niej natychmiast i przytrzymał na łóżku.
- Aśka, nie ruszaj się choć przez chwilę – próbował.
- Co z Sebastianem? – zapytała kobieta ze strachem. – Powiedz, że nic mu nie jest, powiedz…
- Żyje, spokojnie – powiedział Rafał, popychając Aśkę na łóżko stanowczym ruchem. – Teraz i tak do niego nie wejdziesz, zakładają mu opatrunki. Także kładź się i nie marudź.
- Opatrunki? Co mu jest?
- Jest trochę poparzony, tak jak ty, ale nic mu nie będzie.
Policjantka opadła w końcu na poduszkę, krzywiąc się z bólu. Miała ochotę po prostu sobie popłakać, ale nie chciała rozklejać się przy Rafale.
- Aśka, powiedz mi, co tam się stało.
- Nie wiem, Rafał, nie wiem…
- Opowiedz mi wszystko dokładnie – zażądał stanowczo. – Aśka, to bardzo ważne. Ktoś celowo podłożył ogień, rozumiesz?
Joasia spojrzała na niego z niechęcią. Nie miała ochoty o tym rozmawiać, poza tym i tak niewiele widziała. Zdawała sobie jednak sprawę, że dla dobra śledztwa każda informacja może być ważna, więc zmusiła się do odpowiedzi.
- Spałam, obudziły mnie hałas. Ktoś coś krzyczał na klatce – mówiła. – Potem zobaczyłam, że jest pełno dymu i strażacy za oknem… Chciałam się wyjść, ale drzwi były zamknięte i nigdzie nie mogłam znaleźć kluczy ani telefonu…
- Długo spałaś? – zapytał Rafał zamyślony.
- Nie wiem, zasnęłam, czytając książkę.
- Mogło być tak, że ktoś wszedł do mieszkania, zabrał klucze i telefon, a potem zamknął drzwi, żebyś nie mogła wyjść?
- Nie wiem – powtórzyła Joasia zrezygnowana. – Naprawdę nie wiem, nic nie słyszałam.
- A wcześniej drzwi były zamknięte?
- Nie wiem – burknęła po raz trzeci, czując rosnącą irytację. – Sebastian wychodził na komendę, mógł zostawić drzwi otwarte.
- A może to on wziął klucze i twój telefon?
- Mnie pytasz? – zdenerwowała się w końcu kobieta.
- Aśka, ja po prostu chcę znaleźć tego człowieka, kimkolwiek jest.
- Zobacz co z Sebastianem, proszę.
Rafał pokiwał tylko głową i wyszedł, zostawiając kobietę sam na sam z ponurymi myślami. Lekarz akurat wychodził z sali, w której leżał Sebastian.
- Cześć Stary, żyjesz jakoś? – zagadnął, wchodząc do środka.
- Jak Aśka? – odparł mężczyzna, z trudem podnosząc się na łokciach.
- Przed chwilą z nią rozmawiałem, jest tylko trochę poparzona – poinformował go Rafał z westchnieniem. – Wysłała mnie na zwiady.
W tym momencie Aśka stanęła w drzwiach. Sebastian pokręcił głową z dezaprobatą, ale uśmiechnął się mimowolnie na jej widok.
- Zostawię was – westchnął Rafał i wyszedł z sali.
Aśka opadła na stołeczek, a Seba podniósł się do pozycji siedzącej. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, dopiero po chwili Joasia odzyskała głos.
- Przepraszam – powiedziała cicho, - to przeze mnie się tu znalazłeś. Zachowałam się jak…
- Daj spokój – przerwał jej Sebastian łagodnie. – Najważniejsze, że wyszliśmy z tego cało.
- Rafał mówił, że to było podpalenie…
- To na pewno ta sama osoba. Ale spokojnie, znajdziemy ją, kimkolwiek jest.
Do weszli Kinga i Rafał, rozmawiając o czymś półgłosem. Stanęli nad przyjaciółmi i przyglądali się im uważnie.
- Co jest? – zapytał Sebastian zaniepokojony.
- Jakiś facet przebrany za policjanta próbował dostać się na ten korytarz – poinformował ich Rafał. – Nie pytajcie jak, ale zwiał nam.
- Czyli ktoś nie daje za wygraną – westchnął Seba.
- Rozmawiałam ze Starym – wtrąciła Kinga – i postanowiliśmy, że najlepiej będzie, jeśli zabierzemy was na komendę. Tam będziecie najbezpieczniejsi, lekarz wyraził zgodę.
- A Kubuś? – zapytała Aśka wyraźnie wystraszona.
– Kubuś i pani Maria są teraz z Anką. Nasze dzieciaki wywieźliśmy do rodziców – powiedział Rafał. – Oprócz tego jest z nimi Kamil, a na dole kilku tajniaków.
Zapadła cisza. Aśka i Sebastian patrzyli na siebie z wahaniem. Oboje myśleli o jednym: czy ich synek na pewno jest bezpieczny?
- Przywiozłam wam ubrania – poinformowała ich Kinga, kładąc na łóżku reklamówkę. – Także zbierajcie się, zaczekamy pod salą.
Wyszła, ciągnąc za sobą Rafała. Komisarze zostali sami, ale jeszcze przez dłuższą chwilę siedzieli bez ruchu.
- Nic mu nie będzie – powiedział Seba, choć sam nie był pewien, kogo próbuje pocieszyć.
- Tak bardzo chciałabym go chronić – mruknęła Joasia. – A teraz nie mogę się do niego zbliżyć, żeby jeszcze nie pogorszyć sprawy.
Seba dobrze wiedział, co Aśka chciała mu przekazać, bo on czuł to samo. Uśmiechnął się do niej krzepiąco i sięgnął do reklamówki.
Piętnaście minut później już gotowi do drogi wyszli z sali. Kiedy się przebierali, bardzo starali się nie patrzeć wzajemnie na swoje opatrunki. Podczas krótkiego przejazdu na komendę czuli się jeszcze gorzej, ochraniani przez kilkunastu policjantów. Dopiero w swoim biurze mogli odetchnąć.

środa, 27 kwietnia 2011

232.

Siła eksplozji powaliła ich na ziemię. Sebastian pierwszy się pozbierał i podbiegł do ukochanej, która już także powoli się podnosiła.
- Jesteś cała? – szepnął zaniepokojony, pomagając jej wstać.
- Chyba tak.
Obejrzeli się i zszokowani zrozumieli, że to ich samochód stoi w płomieniach. Sebastian wykazał się lepszym refleksem i pociągnął żonę w kierunku wejścia do komendy. Było to jak najbardziej słuszne posunięcie, bo za chwilę drugi samochód, który stał najbliżej ich mondeo, także eksplodował.
- Nic wam nie jest? – zapytała Kinga, wybiegając z budynku.
Za nią podążała cała reszta ekipy. Komisarze pokręcili zgodnie głowami.
- Straż pożarna jest w drodze – poinformował ich Kamil.
- To już nie wygląda na głupie żarty – mruknął Rafał, który odruchowo głaskał Asię po ramieniu.
- Trzeba sprawdzić monitoring – dodał Jarek i natychmiast pobiegł na górę, a po chwili namysłu podążyła za nim Agata.
Ledwie przyjechała straż pożarna, komisarze udali się do swojego gabinetu. Nie mieli najmniejszej ochoty oglądać, jak strażacy gaszą ich samochód. Obejrzeli nagranie z monitoringu, ale żadne się nie odezwało.
- To ten sam gość – powiedział w końcu Tomek, zerkając na zdjęcie.
- Czyli jednak ta róża ma coś wspólnego z całą sprawą – westchnął Sebastian.
- Trzeba wam dać ochronę – zadecydowała Kinga.
Tak też się stało. Komisarze w milczeniu wrócili do siebie. Czuli się co najmniej nieswojo, wiedząc, że ktoś obserwował i być może nadal obserwuje ich dom. Pani Maria kończyła właśnie karmić Kubusia. Sebastian poszedł go położyć, a Joasia usiadła przygnębiona obok staruszki.
- W pracy coś nie tak? – zapytała kobieta łagodnie.
Aśka zawahała się. Nie miała zamiaru opowiadać, co wydarzyło się tego dnia, ale z drugiej strony musiała jakoś delikatnie poprosić ją o ostrożność.
- Wygląda na to, że ktoś próbuje nas zastraszyć – powiedziała w końcu. – Pod domem cały czas będzie stał nieoznakowany radiowóz, ale ostrożności nigdy za wiele…
- O Kubusia możesz się nie martwić, zaopiekuję się nim, kiedy będziecie w pracy – zapewniła staruszka.
- Dziękuję.
Policjantka uśmiechnęła się z wysiłkiem. Zamyślona nawet nie zauważyła, kiedy minęło kilkanaście kolejnych minut. Dopiero kiedy Sebastian ponownie pojawił się na dole, ocknęła się z dziwnego odrętwienia.
- Mówiłaś pani Marii, co się dziś stało? – zapytał, siadając naprzeciwko kobiet.
- Ktoś próbuje was zastraszyć, tak? – odparła staruszka.
- Delikatnie mówiąc – mruknął Seba, biorąc do ręki jabłko. – Ktoś wysadził nasz samochód, mało brakowało, żebyśmy wylecieli w powietrze razem z nim.
Aśka spojrzała na męża ze złością. Uważała, że nie powinni straszyć staruszki takimi informacjami, ale Sebastian najwyraźniej był innego zdania, bo zupełnie ją zignorował.
- Ktoś ewidentnie na nas poluje i uważam, że dopóki nie dowiemy się kto, powinniśmy wprowadzić dodatkowe środki ostrożności.
- Ciekawe jakie – warknęła policjantka.
- Przede wszystkim powinniśmy się chwilowo stąd wyprowadzić. Ktoś obserwuje ten dom, podtruwa psy, robi zdjęcia. Tylko patrzeć, kiedy wpadnie na jeszcze ciekawszy pomysł.
Joasia tylko westchnęła, ale na odczepnego kiwnęła głową. Była zmęczona i nie miała ochoty dłużej o tym myśleć. Mruknęła tylko „dobranoc” i poszła na górę.
Następnego ranka jej mózg pracował już dużo szybciej, zupełnie tak jakby przez sen zdołała przemyśleć wiele spraw.
- Miałeś rację – powiedziała, kończąc makijaż. – Musimy się stad wynieść, to zbyt niebezpieczne. Ale uważam, że przede wszystkim, powinniśmy zadbać o bezpieczeństwo Kubusia.
- Co masz na myśli?
- Wynajmijmy jakieś mieszkanie, niech pani Maria zamieszka chwilowo z Kubusiem, tak będzie bezpieczniej. Jeśli ktoś naprawdę chce nas zabić… może nawet niechcący skrzywdzić Kubę.
Sebastian pokiwał głową. Takie rozwiązanie z pewnością było najsensowniejsze.
Zadzwonili do Tomka i poinformowali go, że do pracy przyjdą około południa. Spakowali najpotrzebniejsze rzeczy i zorganizowali ekspresową przeprowadzkę. Pani Maria zamieszkała z Kubusiem w zupełnie innej części miasta, dostali też całodobową ochronę. Psy komisarze oddali pod opiekę Ani i Rafałowi, a sami wprowadzili się do starego mieszkania. Ledwie wrzucili tam swoje rzeczy i pojechali na komendę.
- Na razie wiemy tyle, że ktoś podłożył profesjonalny ładunek wybuchowy – mówił Kamil wczesnym popołudniem. – A poza tym, to przyszedł do was list z pogróżkami.
Komisarze tylko przelotnie zerknęli na wydrukowane litery.
- To wszystko jest takie… na siłę – powiedziała nagle Aśka. – W ciągu dwóch dni tyle różnych rzeczy…
- Faktycznie to trochę dziwne – przyznała Kinga. – Może ktoś jest bardzo zdesperowany.
- Tu nic do niczego nie pasuje – upierała się. – Ta róża, zdjęcia, pogróżki… to przecież dziecinada. Trucie psów zresztą też. Profesjonalny ładunek wybuchowy jakoś kłóci się z tym obrazkiem, nie?
- Podobnie jak z gówniarzem – dodał Sebastian, który przysłuchiwał się rozmowie stojąc pod oknem. – To pewnie tylko pionek.
- Więc teraz nasuwa się zasadnicze pytanie – wtrącił Rafał rzeczowym tonem. – Podejrzewacie kogoś?
- Siedlicki – powiedzieli komisarze chórkiem.
Wszyscy popatrzyli na nich pytająco.
- To ten gość, co zamurował w piwnicy chłopaka córki? – zapytał po chwili Tomek, kojarząc fakty.
- Dokładnie ten. Nie dalej jak tydzień temu się nam odgrażał.
- Wyślę chłopaków do jego domu – zadecydował Kamil i szybkim krokiem opuścił biuro.
- A wy nie ruszajcie się z komendy – dodała Kinga. – Tutaj jest najbezpieczniej.
Tym sposobem cały dzień komisarze spędzili w biurze na wypełnianiu raportów i rozmyślaniach. Dopiero kiedy minęła szesnasta, Aśka podniosła głowę znad papierów i odezwała się cicho.
- Sebastian? – zagadnęła.
- Mhm?
Wyglądał na całkowicie skupionego na dokumentach. Nie podniósł nawet wzroku, ale wiedziała, że jej słucha.
- Może to jednak nie był najlepszy pomysł? Może powinniśmy trzymać Kubę przy sobie, pilnować go?
- Aśka – odparł policjant, zerkając na nią wreszcie, - sama powiedziałaś, że moglibyśmy ściągnąć na niego niebezpieczeństwo.
- Boję się, że ktoś go porwie, żeby dotrzeć do nas…
- Kuba ma ochronę, wysłaliśmy tam naszych najlepszych ludzi – tłumaczył łagodnie Sebastian. – Jest bezpieczny. Wiem, że się martwisz i wolałabyś mieć go na oku, ja także, ale musimy zachować zdrowy rozsądek.
- Chyba zaczynam wariować… - mruknęła, zwieszając głowę.
Seba westchnął cicho, wstał i podszedł do niej. Kiedy przytulił ją mocno, poczuł, że drży. Zrobiło mu się jej żal i natychmiast zaczął sobie wyrzucać, że wcześniej nie zauważył, jak bardzo przeżywa całą sytuację.
- Nie martw się, Kubusiowi nic nie grozi. Nam też, będziemy uważać.
Pogłaskał ją delikatnie po włosach i pocałował w skroń.
- Myślisz, że to naprawdę ten Siedlicki? – zapytała cicho, przytrzymując jego dłoń, żeby się nie odsuwał.
- Wszystko na to wskazuje, ale musiałby mieć wspólnika – odparł Sebastian.
Wolną ręką przysunął sobie fotel i usiadł tuż obok ukochanej. Przez chwilę zgodnie milczeli. Seba głaskał kobietę mechanicznie po ramieniu.
- Słuchaj… - zagadnął nagle – tylko się nie denerwuj. Tak sobie pomyślałem… że wszystko zaczęło się tego wieczoru, kiedy wprowadziła się do nas pani Maria…
Poczuł, że Joasia zesztywniała. Odepchnęła go gwałtownie i spiorunowała wzrokiem.
- Co sugerujesz? – wycedziła przez zęby.
- Nie wiem, po prostu głośno myślę – odparł ugodowo.
Nie chciał się kłócić, ale ta myśl od początku nie dawała mu spokoju. Teraz był nawet na siebie zły, że w ogóle powiedział to na głos. Mógł się spodziewać takiej reakcji.
- Jeśli naprawdę myślisz, że pani Maria ma z tym coś wspólnego, to nie mamy o czym rozmawiać – warknęła Joasia.
- Nie, oczywiście, że nie – powiedział szybko. – Tak mi się tylko skojarzyło, przepraszam.
Nie odpowiedziała. Sebastian wiedział, że jest na niego wściekła. Postanowił odpuścić dalszą dyskusję i wrócił do papierów.
Późnym popołudniem wrócili do dom, a raczej do swojego starego mieszkania. Wiązało się z nim wiele wspaniałych wspomnień, ale okoliczności, w których musieli się tam przeprowadzić sprawiły, że nie pałali wielkim entuzjazmem. Aśka cały wieczór czytała książkę, a Sebastian nie mógł znaleźć sobie miejsca. Kobieta była ewidentnie obrażona, więc nie szukał kontaktu, na lekturę nie mógł patrzeć, a ani telewizora, ani komputera w tym mieszkaniu nie było. Wzięli tylko kilka naprawdę niezbędnych rzeczy. W końcu zmęczony bezczynnością oznajmił, że jedzie na komendę po dokumenty i będzie z powrotem do godziny.
Aśka nie była tym zachwycona, szczerze mówiąc nie chciała zostać sama, ale nie zaprotestowała. Przykryła się kocem i wróciła do książki, a kilkanaście minut później po prostu zasnęła.
Na komendzie Sebastian zastał Rafała i Kingę. Siedzieli nas raportami, ale nie wyglądało na to, żeby ich ubywało. Dopiero po chwili komisarz zauważył, że za stertami raportów jego przyjaciele mają rozłożone karty.
- No, no, nie przepracujcie się – zakpił, przysiadając na biurku.
- A ty co tu robisz? – zdziwiła się policjantka, tasując karty. – Zdaje się, że mieliście wracać do domu.
- Wróciliśmy, ale nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Aśka się do mnie nie odzywa – westchnął zrezygnowany. – Przyjechałem po dokumenty, żeby się czymś zająć.
- Co znowu jej zrobiłeś?
- A daj spokój. Nie można nic powiedzieć o tej całej pani Marii – mruknął Sebastian, bawiąc się kluczykami od samochodu. – Momentami się zastanawiam, co tak naprawdę je łączy.
- Przecież sam mówiłeś, że jest jedyną osobą, która zna rodziców Asi… - zaczęła Kinga, nie przerywając gry. – Rafał, teraz ty wychodzisz – pogoniła partnera.
- A ja powiem wam jedno: od początku mówiłem, że nie potrzebnie zgodziłeś się na to wszystko – skwitował policjant.
- Nie bardzo rozumiem, o co wam chodzi. Zrobiła coś złego?
- Nieważne – westchnął Seba. – Wracam do domu. Miłej pracy.

wtorek, 26 kwietnia 2011

231.

Po południu na komendę wpadła Ania. Ostatnio bardzo rzadko jej się to zdarzało, bo trzymiesięczne bliźniaczki – Karolcia i Julka, a także trzyletnia Patrycja zajmowały niemal cały jej czas. Aśka bardzo się ucieszyła na widok przyjaciółki. Co prawda z Kingą łączyły ją bardzo pozytywne relacje, ale były rzeczy, o których mogła porozmawiać tylko z Anią.
- Dasz się namówić na herbatkę? – zagadnęła kobieta, zaglądając do biura komisarzy.
- Jasne.
Poszła za przyjaciółką do kuchni, zostawiając Sebastiana samego z górą raportów. Mężczyzna westchnął tylko zrezygnowany, bo dobrze wiedział, że plotki zajmą dziewczynom sporo czasu.
- Wyglądasz rewelacyjne – powiedziała Joasia, zerkając na przyjaciółkę. – Po prostu promieniejesz.
- Daj spokój, już chyba nie odzyskam figury… Nosić bliźniaki przed dziewięć miesięcy to jednak gruba przesada.
- Nie masz na co narzekać. Szczęściara z ciebie…
- Cierpliwości – odparła Anka, sięgając po cukier. – Doczekasz się.
- Raczej nie dziecka – zakpiła policjantka. – W tym wieku nie zachodzi się w ciążę.
- A ja to co?
Aśka wywróciła tylko oczami. Pewna swoich racji nie miała najmniejszego zamiaru zgodzić się z przyjaciółką. Postanowiła więc zmienić temat i opowiedziała jej o sytuacji z poprzedniego wieczoru z Kubusiem w roli głównej. Ania nie wyglądała ani na zdziwioną, ani zaniepokojoną.
- Dzieci w jego wieku bardzo często histeryzują przy podstawowych czynnościach, takich jak jedzenie czy kąpiel, że już o spaniu nie wspomnę. Nie masz się czym martwić, wyrośnie z tego.
- Nie w tym rzecz – westchnęła Joasia, bawiąc się łyżeczką od herbaty. – Bardziej chodzi mi o to, że ja nie jestem w stanie nakłonić Kubusia do jedzenia, a wystarczy, że pojawi się Sebastian i zaraz wszystko jest w porządku – powiedziała z wyraźnym żalem w głosie. – Nie zrozum mnie źle – dodała, zerkając na przyjaciółkę. – Bardzo się cieszę, że mały ma z Sebastianem taki dobry kontakt, tylko…
- Tylko jest ci trochę przykro, że lepszy niż z tobą? – zgadła Ania.
- Trochę – przyznała Aśka zawstydzona. – Robię dla niego wszystko, co tylko mogę. Dbam, żeby niczego mu nie brakowało, żeby był bezpieczny…
- Wiesz, ja myślę, że to nie jest do końca tak – przerwała jej przyjaciółka. – Odpowiedz mi na jedno pytanie: kiedy się boi albo źle się czuje, do kogo lgnie?
- Niby do mnie… Zawsze jak coś mu się przyśni, woła mnie, chce, żebym przy nim została.
- Widzisz? – powiedziała Anka tryumfalnie. – Kuba bardzo cię kocha, a to że czasem woli przebywać z ojcem… Nie obraź się, ale ty momentami jesteś po prostu zbyt zasadnicza. Ja rozumiem, że dbasz o niego najlepiej jak potrafisz, ale czasem zwyczajnie przesadzasz. Sebastian jest bardziej wyluzowany.
- I co z tego? – zdenerwowała się nagle policjantka. – Sebastian wciąż mu ustępuje. Przy nim Kuba nigdy nie zje całego posiłku. W wannie wciąż bawią się w piratów czy inne głupoty, zaraz cała łazienka jest zalana. A jak bawią się na podwórku, Kuba wraca umorusany po szyję – skarżyła się.
- Nie przesadzasz? Gdyby był głodny, upomniałby się o jedzenie, a reszta… Aśka, to tylko dziecko – westchnęła Ania z pobłażliwym uśmiechem. – A poza tym, jeśli masz do Seby jakieś pretensje, może po prostu mu o tym powiesz?
- Jest jego ojcem, ma prawo – mruknęła z niechęcią. – Po prostu pewne rzeczy mi się nie podobają i tyle.
- Asia, a nie sądzisz, że lepiej dla Kuby, żeby zjadł mniej, ale w przyjaznej atmosferze, niż żebyś wcisnęła w niego standardową porcję, wprowadzając nerwówkę? Nie lepiej, żeby polubił kąpiel i chętnie szedł do wanny, nawet jeśli masz to okupić sprzątaniem?
Joasia westchnęła cicho. Nie ulegało wątpliwościom, że argumenty Ani były całkiem sensowne.
- Może po prostu czasem powinnaś odpuścić – kontynuowała kobieta. – Tak dla dobra sprawy. Perfekcjonizm czasem jest naprawdę męczący.
- Masz rację – powiedziała Aśka zrezygnowana. – Sebastian lepiej rozumie jego potrzeby.
- To nieprawda. Każde z was patrzy na sprawę nieco inaczej i tylko współpracując możecie sprawić, że Kubuś będzie szczęśliwy. Dlatego właśnie dziecko powinno być wychowywane przez oboje rodziców – podsumowała Anka tryumfalnym tonem.
Dwie godziny później Aśka i Sebastian kończyli pracę. Zaczęli powoli zbierać się do domu, ale parszywa pogoda sprawiła, że jakoś nie spieszyło im się do wyjścia.
- Skoro się tak guzdrzecie, to mam dla Was niespodziankę – powiedziała Agata, pojawiając się nagle w biurze.
- Tylko nie mów, że mamy sprawę…
- Nie, gorzej – odparła, uśmiechając się złośliwie. – Aśka, ciebie chce widzieć Stary, a dla ciebie, Seba, mam zaległe raporty, które mają być wypełnione najpóźniej do siódmej jutro rano.
Położyła na biurku komisarzy pokaźny stos dokumentów i skierowała się do wyjścia.
- Czekaj, nie wiesz, czego chce Stary? – zatrzymała ją Joasia.
- Nie mam pojęcia, ale minę miał nietęgą.
- Świetnie – mruknęła, odwieszając kurtkę. – Ciekawe, co znowu wymyślił.
Wyszła za Agatą z biura i podążyła prosto do gabinetu szefa. Miała bardzo złe przeczucia, ale nie było to znowuż wielką nowością – przed rozmową ze Starym trudno było o optymizm. Zapukała energicznie do drzwi i weszła, demonstrując na wszelki wypadek pewność siebie.
- Proszę usiąść – burknął komendant, nie patrząc nawet w stronę policjantki.
Opadła na krzesło i utkwiła wzrok w swoim szefie. Długo milczał i już nawet miała ochotę go ponaglić, ale nim się zdecydowała, Stary wykonał pierwszy ruch. Bez słowa rzucił na biurko tuż przed nią szarą kopertę w formacie A4. Joasia zerknęła na mężczyznę, ale nie poruszyła się. Dopiero kiedy milczenie zaczęło się przedłużać, sięgnęła po kopertę i otworzyła ją ostrożnie. Ze środka wyjęła plik zdjęć, na widok których o mało nie spadła z krzesła. Przejrzała je pospiesznie, czerwieniąc się po uszy.
- Przyszły dzisiaj pocztą zaadresowane do mnie – poinformował ją Stary.
Aśka włożyła zdjęcia z powrotem do koperty, ale nie oddała jej szefowi, tylko ścisnęła w dłoni.
- Proszę coś z tym zrobić – polecił, po czym pochylił się nad dokumentami, dając jej do zrozumienia, że ma wyjść.
Chwilę później wpadła jak burza do biura i z rozmachem rzuciła feralną kopertę Sebastianowi pod nos, zrzucając przy okazji znaczną część raportów. Mężczyzna spojrzał na nią zaskoczony. Kiedy wyjął zdjęcia z koperty, natychmiast zrozumiał jej zdenerwowanie. W przeciwieństwie do żony przejrzał powoli i dokładnie wszystkie fotografie.
- Skąd to wzięłaś? – zapytał w końcu, podnosząc wzrok.
- Ktoś wysłał Staremu – warknęła kobieta, przechadzając się nerwowo pod oknem. – Stary to widział, rozumiesz?!
- Nie denerwuj się, nic wielkiego tu nie ma.
Spojrzała na niego wściekła, więc szybko spuścił wzrok, żeby jej nie prowokować. Na zdecydowanej większości zdjęć była Aśka w niekompletnym ubraniu, tj. bieliźnie lub ręczniku. Było też kilka ich wspólnych fotografii pochodzących z sypialni. Te były już dużo bardziej pikantne, choć Sebastian i tak uważał, że mogło być gorzej.
- Nie rozumiem jednej rzeczy – powiedział mężczyzna z namysłem. – Jeśli ktoś chciał cię upokorzyć, dlaczego nie zrobił ci nagich zdjęć?
- Jak go złapiemy, będziesz mógł złożyć reklamację – wycedziła przez zęby.
- Aśka, pomyśl logicznie…
- Sebastian, a ty widziałeś, żebym ja nago paradowała po sypialni? – zapytała retorycznie, już nieco lepiej panując nad nerwami. – No dobra, zdarzyło się – przyznała, - ale sporadycznie. Nawet w łazience jak się rozbieram, zawsze zasłaniam roletę. Ot, taka mania.
- Za to sceny łóżkowe mu się udały – westchnął Sebastian, odkładając zdjęcia na biurko. – Co mówił Stary?
- Tylko tyle, że mam coś z tym zrobić – mruknęła, opierając się o parapet.
- Na dobry początek trzeba to dać do analizy – powiedział policjant spokojnie. Zauważył jednak pełne dezaprobaty spojrzenie żony i szybko się poprawił. – Damy kopertę i jakieś jedno, najsłabsze zdjęcie – zadecydował.
- Sebastian, co się znowu dzieje? – zapytała zrezygnowana. – Najpierw Sisi, potem ta róża, teraz zdjęcia…
- Spokojnie, na razie to wygląda na jakieś głupie żarty. Tomek! – zawołał, nie wstając z fotela.
Chwilę później asystent pojawił się w ich biurze.
- Co jest?
- Macie zdjęcie tego gówniarza, który podrzucił na komendę różę? – zaczął Seba.
- Mogę wydrukować z monitoringu.
- No to Tomek, na jednej nodze. I daj to do analizy – dodał, podając policjantowi kopertę, w której było tylko jedno zdjęcie.
Resztę fotografii podał żonie, widząc, że będzie najspokojniejsza, jeśli sama się ich pozbędzie. W milczeniu czekali na powrót asystenta.
- Mam – poinformował ich Tomek, wchodząc chwilę później do biura. – To on.
Komisarze pochylili się nad czarno-białą fotografią. Przez chwilę oboje przyglądali się chłopakowi w ciszy.
- Pierwszy raz go widzę – powiedziała Aśka stanowczo.
- Ja też nie kojarzę – przyznał Sebastian z westchnieniem. – Ale nie wiemy, czy to ma jakikolwiek związek ze zdjęciami. Ostatecznie nie było nawet adnotacji, dla kogo to…
- A jednak trucie psa i wysyłanie półnagich zdjęć bardzo pasuje do gówniarza – mruknęła Joasia. – Ja już sama nie wiem… Ostatnio było tak spokojnie…
- Może dać wam ochronę? – zaproponował Tomek bez przekonania.
- Póki co nic nie wskazuje na to, żeby coś nam groziło – odparła Aśka, sięgając po kurtkę. – Idziemy? – dodała, zwracając się do Sebastiana.
- Tak, już. Pospieszcie się z tym zdjęciem – mruknął do Tomka i wyszedł za żoną z biura.
W drodze do samochodu nadal dyskutowali o wszelakich możliwościach. Sprawa wydawała się niegroźna i ewidentnie wyglądała na żarty małolatów, ale w ich pracy ostrożność już nie raz okazała się podstawą.
- Cholera, nie wziąłem tych raportów, które mam oddać jutro Staremu – przypomniał sobie Sebastian, kiedy zeszli już na parking. – Czekaj, pójdę po nie.
Aśka wywróciła tylko oczami, ale bez słowa podążyła za mężem. Zdążyli zrobić raptem kilka kroków i usłyszeli wybuch.

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

230.

Późnym popołudniem policjant dostał od ukochanej smsa, że jest już w domu z panią Marią. Zebrał więc szybko dokumenty, które miał jeszcze do wypełnienia na następny dzień, pożegnał się z przyjaciółmi i skierował się do samochodu. Pół godziny zamykał już za sobą bramę. Aśka wybiegła mu na spotkanie. Nie dało się ukryć, że wygląda kwitnąco. Rozpromieniona pocałowała męża namiętnie w ramach przywitania, objęła go w pasie i razem ruszyli do domu.
W salonie oczom Sebastiana ukazała się siwa, szczupła staruszka średniego wzrostu. Od razu skojarzyła mu się z typową, dobroduszną babcią, być może dlatego, że akurat opowiadała Kubusiowi bajkę. Chłopiec siedział na kanapie obok niej i słuchał z uwaga, co było naprawdę zaskakujące, bo zwykle nie potrafił się na niczym skupić na dłużej niż kilkadziesiąt sekund. Kiedy kobieta zauważyła komisarzy, wstała i wyciągnęła rękę policjantowi.
- Maria Jastrzębska – przedstawiła się z życzliwym uśmiechem. – Bardzo dziękuję, że zgodził się pan przyjąć mnie na kilka dni.
- Sebastian Wątrobowski, bardzo mi miło panią poznać – odparł Seba, który mimowolnie poczuł do staruszki sympatię. – Mam nadzieję, że jednak zostanie pani z nami dłużej – dodał, uśmiechając się do Joasi.
- No dobrze, dość oficjalnej części – zarządziła policjantka i ramieniem objęła staruszkę. – Pani Mario, powinna się pani położyć, lekarz kazał pani odpoczywać.
Delikatnie poprowadziła kobietę na górę, a Sebastian usiadła na kanapie i wziął na kolana synka.
- Widzisz – powiedział, - wszystko wskazuje na to, że jednak będziesz miał babcię.
- Ja chcę jesce jedną baję! – zażądał chłopiec, wyciągając się tak, by sięgnąć oparcia kanapy.
- A może pogramy w piłę, co? – zaproponował Seba. – Chodź, zobaczymy, czy dasz radę strzelić mi gola.
- Dam! – zapewnił Kubuś i pierwszy pobiegł do drzwi.
Kilkanaście minut później Aśka wyszła do ogrodu, gdzie Sebastian grał z synkiem w piłkę. Chłopiec był już cały umorusany, ale najwyraźniej bardzo zadowolony.
- Kubuś! – zawołała Joasia. – Chodź, kochanie, zjemy kolację.
- Potem!
Policjantka spojrzała na męża wyczekująco, bo on także zdawał się zbyt pochłonięty grą, by pamiętać o tak przyziemnych rzeczach jak jedzenie.
- No dobra, jeszcze jeden gol i idziemy – zarządził.
Kuba kopnął piłkę, a Sebastian rzucił się na nią popisowo, oczywiście pozwalając jej minąć drzewka, które służyły za słupki „bramki”. Chłopczyk zadowolony zaczął klaskać i podbiegł do ojca. Seba wziął go na ręce, chwaląc głośno i skierował się do domu.
Przy jedzeniu jak zwykle pojawił się problem. Aśka bardzo się starała urozmaicać dziecku posiłki, celowo przygotowała śmieszne kanapki, na których dodatki układały się w uśmiechnięte buźki. Położyła je na talerzyku z Kubusiem Puchatkiem, a do picia podała mu soczek w równie kolorowym kubeczku, ale mimo jej wysiłków na sam widok jedzenia chłopiec wygiął usta w podkówkę i chwilę później się rozpłakał. Po standardowej, kilkuminutowej histerii Sebastianowi udało się uspokoić synka.
- Nie chcę! – powiedział maluch stanowczo, kiedy już usiadł grzecznie na kolanach ojca. – Nie będę tego jadł!
- To tatuś zje, dobrze?
Chłopiec z zainteresowaniem przyglądał się Sebastianowi, który przesadnie wolno jadł kanapkę, mówiąc co chwilę, jaka jest smaczna. W końcu Kuba sam sięgnął do swojego talerzyka.
Aśka przyglądała się temu w milczeniu. Bardzo denerwowały ją takie sceny przy jedzeniu, zwłaszcza że nigdy nie lubiła gotować, a w posiłki dla synka wkładała naprawdę dużo pracy. Przykra prawda była taka, że nie potrafiła nakłonić chłopca ani do jedzenia, ani do mycia, ani do spania i bez pomocy męża zwykle zajmowało jej to nieprzyzwoicie dużo czasu. Tymczasem wystarczyło, że pojawił się Sebastian i w jakiś tajemniczy sposób potrafił przekonać malca właściwie do wszystkiego, a koniec końców obaj byli zadowoleni. Nic więc dziwnego, że pomimo całej radości, która przepełniała ją za każdym razem, kiedy patrzyła na „swoich mężczyzn”, momentami czuła też delikatne ukłucie zazdrości.
- Za mało zjadł, będzie głodny – mruknęła Aśka, kiedy chłopczyk wziął do ust ostatni kawałek kanapki.
- Nie chcę jus – burknął maluch, przytulając się do ojca.
- Dobra, Asia, zje, jak zgłodnieje – odparł Seba, wstając. – A tymczasem pójdziemy poszukać skarbów w wannie, co ty na to?
Propozycja bardzo się Kubusiowi spodobała i razem z ojcem poszedł na górę. Aśka w milczeniu posprzątała w kuchni, wypuściła psy na podwórko, a potem położyła się z książką na kanapie w salonie. Prawie godzinę później Sebastian ponownie pojawił się na dole.
- Kuba już śpi – poinformował żonę, siadając obok niej na skraju kanapy. – Co czytasz?
- „Alchemika” – mruknęła.
- Co jest? Jeszcze przed chwilą byłaś w takim dobrym nastroju – zaniepokoił się Sebastian, głaszcząc delikatnie kobietę po policzku.
- Nic, wszystko ok.
- Bardzo chcesz skończyć książkę czy wchodzą w grę inne opcje na wieczór? – zapytał z tajemniczym uśmiechem.
- Zależy jakie – odparła mimowolnie zainteresowana propozycją męża.
- Powiedzmy, że… kupiłem coś ciekawego.
Pocałował ją namiętnie, po czym złapał za rękę i delikatnie pociągnął na górę. W sypialni okazało się, że tajemniczą niespodzianką jest gra planszowa. W pierwszym momencie Aśka spojrzała na męża z politowaniem, ale zaraz uświadomiła sobie, że dość charakterystyczna okładka wskazuje na rodzaj zabawy.
- Erotyczna gra planszowa – przeczytała, przekrzywiając głowę. – Oryginalne.
- Nie dasz się skusić?
Wywróciła teatralnie oczami, ale bez najmniejszych protestów usadowiła się na podłodze obok męża i sięgnęła po pionki. Mimo pozornej obojętności taka forma spędzenia wieczoru niewątpliwie budziła jej ciekawość.
Dwie godziny później oboje nie mieli już nic na sobie, a sypialnia pełna było dwuznacznych gadżetów. Gra tak ich wciągnęła, że zupełnie zapomnieli o upływającym czasie. Leżeli właśnie na dywanie, całując się namiętnie, kiedy z podwórka usłyszeli przeraźliwe wycie jednego z psów. Oderwali się od siebie natychmiast i przez moment mierzyli się spojrzeniami. Potem jak na rozkaz zerwali się, wciągnęli ubrania, po czym wybiegli z sypialni.
Na podwórku pod ogrodzeniem znaleźli psy. Dolly szczekała w ciemność, Laura chowała się za nią, a Sisi leżała na trawie, piszcząc cicho. Aśka natychmiast uklękła przy niej.
- Coś jej jest – powiedziała zdenerwowana, głaszcząc psa po szyi.
- Zabiorę ją do weterynarza – zadecydował Seba. – Pomóż mi ją zanieść do samochodu.
Okazało się to wcale niełatwe, bo suczka ważyła dobrze ponad siedemdziesiąt kilo. W końcu wspólnymi siłami udało im się ułożyć ją na tylnym siedzeniu i chwilę później, Sebastian jechał już leśną drogą w stronę miasta. Aśka w międzyczasie szybko zaprowadziła pozostałe zwierzaki do domu, bojąc się, że im także coś się stanie. Potem wzięła latarkę i zaczęła metr po metrze przeszukiwać trawę w okolicy ogrodzenia. Pod krzakiem znalazła kawałki surowego mięsa, co tylko potwierdziło jej przypuszczenia. Włożyła je ostrożnie w woreczek foliowy i wróciła do domu. Natychmiast zadzwoniła do Sebastiana.
- Ktoś ją otruł – powiedziała bez powitania. – Znalazłam kawałki mięsa w ogrodzie. Co z nią?
- Jeszcze nic nie wiem, weterynarz robi jej płukanie żołądka – mruknął Sebastian, ale w jego głosie Joasia wyczuła zrezygnowanie. – Zadzwonię, jak tylko się czegoś dowiem.
Rozłączyła się i rzuciła telefon na szafkę. Wściekła i rozżalona opadła na kanapę. Już wiedziała, że tej nocy się nie wyśpią.
Półtorej godziny później Sebastian wrócił do domu. Aśka natychmiast zerwała się z kanapy i podbiegła do niego.
- Wygląda na to, że się wyliże – westchnął mężczyzna, ściągając buty. – Zostawiłem ją na noc w klinice.
- Nic jej nie będzie? – upewniła się Joasia.
- Jutro będzie wiadomo więcej, ale powinno być dobrze.
- Ktoś zrobił to celowo – powiedziała, patrząc na męża z niepokojem.
- Wygląda na to, że ktoś próbuje nas nastraszyć – westchnął Sebastian. – Chwilowo lepiej będzie nie wypuszczać psów bez opieki.
- Chodźmy spać – mruknęła kobieta zmęczonym głosem, - mam już tego serdecznie dość.
Następnego dnia przed pracą zajechali do kliniki weterynaryjnej. Sisi czuła się już lepiej i nawet się z nimi przywitała. Dzięki temu ich humory nieco się poprawiły.
- To się mogło zupełnie inaczej skończyć – powiedziała Aśka, kiedy jechali na komendę. – Musimy dorwać tego skurwiela.
Sebastian tylko pokiwał głową. Wolał nie wdawać się w dyskusję, żeby dodatkowo jej nie nakręcać. On także uważał, że znalezienie truciciela jest teraz priorytetem. Oczywiście mógł to być tylko głupi dowcip, ale zbyt długo pracowali w policji, by to zignorować.
- Daj to do laboratorium – mruknął Seba, rzucając na biurko Tomka zabezpieczone mięso. – Ktoś próbował nam otruć psa – dodał na widok zaskoczonej miny asystenta.
- Może to ma jakiś związek z tą różą? – zagadnęła Kinga, która weszła do biura za komisarzami.
- Jaką różą? – zainteresowała się natychmiast Aśka.
- Z rana ktoś podrzucił na dyżurkę zwiędłą różę – odparł Rafał, także pojawiając się obok przyjaciół. – Ale z monitoringu wynika, że to jakiś gówniarz.
- Trucie psa też nie należy do wyrafinowanych metod, nie? – zauważył Seba z sarkazmem.
- Dobra, skończmy tę bezsensowną dyskusję i bierzmy się do pracy.
Aśka pierwsza opuściła biuro asystentów. Nie miała ochoty słuchać mglistych przypuszczeń, które i tak nie mogły ich donikąd zaprowadzić.

niedziela, 24 kwietnia 2011

229.

Następne miesiące minęły względnie spokojnie. Nim się obejrzeli, Kuba skończył już dwa lata. Zdawał się rozwijać z każdym dniem, zaskakując rodziców nowymi umiejętnościami. Biegał, ich daniem stanowczo za szybko, mówił też coraz więcej i bardziej zrozumiale. Podczas ciepłych dni czas pędzał głównie na dworze, zbierając kwiatki, kamienie czy kasztany, bawiąc się w piasku albo ganiając psy.
Komisarze byli już małżeństwem niemal półtora roku. Choć jak wszędzie bywały dni lepsze i gorsze, to od czasu pamiętnej kłótni nie dochodziło już do większych spięć.
Praca na komendzie wróciła do normy i biegła swoim rytmem. Wszyscy przyzwyczaili się już do zmian, które zaszły, choć dawne czasy wspominali z sentymentem. Rafał dotarł się wreszcie z nową partnerką, uspokoiła się także Ania, której brak pracy wyraźnie służył. Odkąd urodziła zdrowe bliźniaki, zaczęła jeszcze bardziej doceniać pozytywne strony braku obowiązków zawodowych.
Jedyne, co tak naprawdę niepokoiło komisarzy, to milczenie Kaśki. Na początku odezwała się kilka razy, ale od niemal roku nie było z nią kontaktu. Sebastian wielokrotnie tłumaczył żonie, że z pewnością była policjantka jest cała i zdrowa, chce po prostu zapomnieć o przeszłości i rozpocząć nowe życie. Do Joasi takie argumenty nie docierały, głównie dlatego, że bardzo brakowało jej przyjaciółki i nie potrafiła pogodzić się z jej odejściem. Nie widziała jednak realnych możliwości rozwiązania tego problemu, więc sprawa pozostała otwarta.
Od jakiegoś czasu jej myśli zaprzątało co innego. Mimo ponad rocznych starań, nie mogła zajść w ciążę. Wielokrotnie rozmawiali o tym z lekarzem, który nie widział żadnych medycznych przyczyn. Robiła badania, ale one także nie wykazały nic niepokojącego. Tak więc lekarze orzekli zgodnie, że jedynym problemem jest blokada psychiczna. Sebastian wychodził z siebie, żeby nie czuła presji i unikała stresów, a podczas zbliżenia było w pełni rozluźniona, ale nie przynosiło to żadnych rezultatów.
- Chyba jest po prostu za późno – powiedziała pewnego jesiennego dnia. – Czułam, że tak będzie.
- Kotek, to nie jest koniec świata. Jeśli się uda, to dobrze, a jeśli nie – drugie dobrze – odparł Sebastian z uśmiechem.
Oberwał od synka kolorowymi liśćmi i tylko się roześmiał. Od kilku godzin byli z maluchem w ogrodzie. Z początku Kuba bawił się z psami, ale te w końcu opadły z sił i pochowały przed nim, więc postanowił pomęczyć rodziców.
- Niedługo pewnie będę miała menopauzę – westchnęła Joasia przygnębiona, kiedy Kubuś wziął się za zbieranie kasztanów.
- To przynajmniej nie będziesz musiała się męczyć z miesiączkami – mruknął Sebastian, obejmując żonę ramieniem. – Niepotrzebnie tak się tym przejmujesz.
Aśka spojrzała na niego z politowaniem, na co mężczyzna tylko się roześmiał. Tego dnia nic nie mogło zmącić jego dobrego nastroju.
- Nie zależy ci na drugim dziecku? – zapytała cicho.
- Oczywiście, że zależy – odparł spokojnie Sebastian, - ale nie możemy przykładać do tego tak wielkiej wagi. Mamy wspaniałego syna i powinniśmy się tym cieszyć.
- Nie myśl, że tego nie doceniam – powiedziała szybko. – Tak tylko…
- Wiem, wiem.
Pochylił się i pocałował żonę namiętnie. Zdawał sobie sprawę, że przy jej charakterze takie zapewnienia niewiele mogą zdziałać, ale i tak wiele więcej nie mógł zrobić.
- To chyba mój telefon – odezwała się nagle kobieta, zrywając się na równe nogi.
Pobiegła do domu, a Sebastian postanowił wykorzystać jej nieobecność na zabawę z synkiem. Kiedy wróciła, właśnie udawał konika, a Kubuś przeszczęśliwy siedział u niego na plecach.
- Stało się coś? – zapytał Seba, widząc, że Asia jest wyraźnie przygnębiona.
- Pani Maria jest w szpitalu – mruknęła, nie zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Pani Maria? – zdziwił się mężczyzna, zdejmując Kubusia i podając mu jego ulubioną koparkę. – Kto to jest?
- Długa historia – westchnęła Joasia, kładąc się na trawie i zamykając oczy.
- A wieczór jeszcze dłuższy…
Przez chwilę milczeli. Sebastian obserwował żonę uważnie. Nigdy nie słyszał o żadnej „pani Marii”, ale miał nieodparte wrażenie, że ma to coś wspólnego z przeszłością policjantki.
- Opowiesz mi? – zapytał w końcu.
- Pani Maria była… można powiedzieć, że przyjaciółką mojego ojca. To znaczy… - uśmiechnęła się z wysiłkiem – kochanką.
- Nic z tego nie rozumiem – przyznał Sebastian zdezorientowany. – Co ty masz z nią wspólnego?
- Wiesz, jak zginęli moi rodzice i siostra – odparła. – Wtedy nie wiedziałam, że ojciec miał kochankę, zresztą… byłam jeszcze gówniarą, nie zrozumiałabym tego. Zajęła się mną ciotka, siostra mojej matki, ale tak naprawdę byłam sama. Ciotka mnie nie znosiła, bo… zawsze byłam bliżej z ojcem, wiesz… córeczka tatusia – dodała Joasia z uśmiechem. – Między rodzicami nie było za dobrze, ale to były jeszcze inne czasy, nie chcieli robić sensacji rozwodem. Dopóki mieszkałam u ciotki, wciąż słuchałam, jaki ojciec był zły, jak zdradzał matkę i tak dalej. Wiesz, ja nie chcę nikogo osądzać, nigdy się już nie dowiem, jak to tak naprawdę było. Kochałam ich oboje.
- Długo u niej mieszkałaś? – wtrącił Sebastian, który słuchał opowieści żony z uwagą.
- Do osiemnastki, wtedy właściwie wyrzuciła mnie z domu i zaczęłam radzić sobie sama. Chciałam się dowiedzieć czegoś więcej o rodzicach, o tym, dlaczego zginęli. Ich zabójców nigdy nie znaleziono, ale wtedy myślałam, że to po prostu nieudolność policji. Wymyśliłam sobie, że jak sama będę miała odznakę, znajdę ich i pomszczę rodziców.
- Ale to nie było takie łatwe… - dopowiedział mężczyzna.
- Wiesz, jak się ma naście lat, wszystko wydaje się zawsze czarne albo białe – westchnęła.
Wpatrywała się zamyślona w niebo. Widać było, że powrót do przeszłości nie jest dla niej przyjemnością.
- A ta pani Maria? – zapytał Seba, nie mogąc powstrzymać ciekawości.
- Pani Maria znalazła mnie kilka lat później – odparła Joasia. – Pracowaliśmy już razem, a nie wiedziałeś, bo… nikomu o tym nie mówiłam, sam wiesz.
Spojrzała na męża przepraszająco, ale ten tylko pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Tata! – zawołał Kubuś zniecierpliwiony brakiem zainteresowania.
Podszedł do ojca i wdrapał się na kolana.
- No, ktoś tu ma mokrą pieluchę – zauważył Sebastian, biorąc synka na ręce. – Zaraz wrócę, ok? – zwrócił się do żony.
Pokiwała głową. Ledwie Seba z dzieckiem zniknęli w drzwiach domu, do Aśki podeszły psy.
- Co, macie dość urwisa? – zaśmiała się policjantka, głaszcząc Laurę, która położyła się tuż obok niej. – Cierpliwości, będzie coraz gorzej.
Sisi złapała w zęby piłkę, którą chwilę wcześniej bawił się Kubuś i pobiegła z nią w kierunku oczka wodnego po drugiej stronie ogrodu, a za nią natychmiast poleciała Dolly. Chwilę później wrócił Sebastian, goniąc synka uciekającego z głośnym śmiechem.
- Wiesz co – zaczął, siadając obok Joasi, - chyba czas go odzwyczaić od pieluchy, kawał faceta już z niego.
Aśka zaśmiała się mimowolnie. W jej oczach Kuba był wciąż tak malutki i niesamodzielny, jak przed dwoma laty.
- No dobrze, więc co z panią Marią? – zapytał mężczyzna, wracając do przerwanej rozmowy.
- Cóż, na początku nie chciałam w ogóle jej słuchać, ale potem… jakoś ją polubiłam – przyznała z nieśmiałym uśmiechem. – Sama nie wiem, jak to się stało. Może dlatego, że tak dobrze znała mojego ojca, dużo o nim opowiadała, w przeciwieństwie do ciotki. No a… wtedy, jak wyjechałam… wiesz…
- Po poronieniu – pomógł jej Seba.
- No właśnie… To do niej pojechałam. Mieszka niecałe sto kilometrów stąd, na wsi.
- A teraz co się z nią dzieje?
- Nie jest już najmłodsza… Ostatnio bardzo pogorszył się jej wzrok – mówiła Joasia z wyraźnym przygnębieniem w głosie. – Jest sama, nie ma żadnej rodziny. Trochę mi głupio, bo kiedyś… kiedyś obiecałam, że przyjadę do niej z tobą. – Uśmiechnęła się mimowolnie na wspomnienie tamtej rozmowy z panią Marią. – Nie mogła zrozumieć, dlaczego nie chcę ci powiedzieć, co czuję.
- Więc może pojedziemy do niej? – zaproponował Sebastian bez chwili wahania.
- A co byś powiedział, gdyby… gdyby jakiś czas zatrzymała się u nas? – zapytała Aśka, zerkając na męża nieśmiało. – Wiesz, ona nie powinna mieszkać sama…
- Kotek, ja nie mam nic przeciwko – odparł mężczyzna, kładąc się obok ukochanej. – Ona ci pomogła, kiedy tego potrzebowałaś, a teraz mamy okazję się zrewanżować.
Joasia uśmiechnęła się mimowolnie. Była pewna, że Sebastian jej nie odmówi, ale nastawiała się jednak na jakieś pertraktacje. Tymczasem on zachował się tak, jakby była to dla niego najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Mówiłam ci już, że bardzo cię kocham? – mruknęła, patrząc mu w oczy.
- Coś mi się o uszy obiło – odparł Seba, pochylając się nad żoną.
Już następnego ranka Joasia wsiadła w samochód i pojechała do oddalonego o ponad sto kilometrów szpitala. Sebastian chciał oczywiście jechać z nią, ale po pierwsze nie uśmiechało im się opuszczanie miasta bez synka, a po drugie Stary z pewnością dużo gorzej zniósłby informację, że oboje nie pojawiają się w pracy, zwłaszcza tak z dnia na dzień. Tak więc biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw, postanowili, że Aśka pojedzie sama. Pocieszające było to, że miała wrócić z panią Marią jeszcze tego samego dnia.
- I chcesz, żeby jakaś obca kobieta z wami mieszkała? – pytał Rafał z niedowierzaniem, kiedy razem z Sebastianem i Kingą wypełniali raporty. – Przecież nawet jej nie znasz…
- Ale Aśka ją zna – odparł policjant, nie podnosząc głowy znad dokumentów. – W sumie niewiele o niej mówiła, ale zdaje mi się, że jest dla niej ważna. Co miałem jej powiedzieć? „Wiesz, skarbie, wolałbym, żeby dalej mieszkała tam sama”?
- Nie wiedziałem, że aż taki pantoflarz z ciebie – zakpił Rafał.
- Ależ z ciebie szowinista – wtrącił Kinga, odrywając się od raportów. – Co w tym złego? Bardzo dobrze zrobił, że się zgodził.
- Jeszcze zobaczymy, ciekawe co to za kobieta.
- Oj, Rafał, przesadzasz – upierała się policjantka. – Co złego miałoby się niby stać? Będą przynajmniej mieli z kim zostawić Kubusia, jak zdarzy się jakaś większa sprawa.
- Słuchajcie – powiedział w końcu Sebastian, prostując się na krześle, - Aśka przez tyle lat była sama, nie miała praktycznie nikogo bliskiego. A ta kobieta jest jedyną osobą, która tak dobrze znała jej rodziców i może z nią o nich rozmawiać. Może to jedyny moment, żeby pogodziła się ze swoją przeszłością?
Rafał wzruszył tylko ramionami i cała trójka wróciła do uzupełniania raportów. Dla nikogo nie było tajemnicą, że cokolwiek Aśka by sobie nie zażyczyła, i tak koniec końców Sebastian zawsze się na to godził.

sobota, 23 kwietnia 2011

228.

Tym sposobem nim wrócili do domu, minęło jeszcze kilka długich godzin. Było już całkiem ciemno, Kubuś spał, a oni zmęczeni poszli prosto do łóżka.
Przez kolejne dni sprawa ciągnęła się bez najmniejszych postępów. Udało się co prawda znaleźć brata ofiary, ale tak naprawdę niewiele wiedział o siostrze, a tym bardziej o jej śmierci. Odkąd Kinga pracowała z Rafałem, na komendzie zrobiło się nieco weselej. Wszyscy ją polubili i dzięki niej zaczęli powoli zapominać o przykrych sprawach, które wydarzyły się ostatnio.
- I postanowiła zrezygnować z pracy – Aśka kończyła opowiadać nowej koleżance o niedawnej, głośnej akcji. – Musimy wyjść gdzieś razem, na pewno się polubicie.
- Mam nadzieję – odparła Kinga, upijając łyk herbaty. – Nie jest łatwo przyjść w zastępstwie kogoś, kto cieszył się taką sympatią.
- Wiem coś o tym. Kiedy zaczynałam pracę, byłam w podobnej sytuacji. Partnerka Sebastiana zginęła podczas strzelaniny i nie bardzo był zadowolony z mojego przybycia. Długo nie mogliśmy się dogadać.
- Ale koniec końców zostaliście małżeństwem – podsumowała policjantka zamyślona. – Historia jak z bajki.
Aśka tylko się uśmiechnęła. Wszyscy, którzy znali ją bliżej, wiedzieli, że historia jej i Sebastiana daleka była od bajki, choć zakończenie było istotnie piękne.
- No a jak ci się współpracuje z Rafałem? – zapytała po chwili.
- Nie mogę narzekać.
- Aśka, mamy kolejne zwłoki – przerwał im Seba, wpadając do kuchni. – Zbieraj się.
Kobieta uśmiechnęła się do koleżanki przepraszająco i wybiegła za mężem z pomieszczenia.
Kolejna zamordowana dziewczyna była w wieku poprzedniej, a jej ciało także zostało znaleziono w studzience. Zginęła podobnie, zaledwie kilka ulic dalej. Jedynym pocieszeniem był fakt, że tym razem sporo osób widziało podejrzanego mężczyznę uciekającego z miejsca zbrodni.
- Wygląda na to, że mamy seryjnego – westchnęła Joasia, kiedy wracali na komendę. – Oby tylko udało się zrobić porządny portret pamięciowy.
- Widziało go sporo osób, więc nie powinno być problemu.
- Tak – zaczęła policjantka ze złośliwym uśmiechem, - przeważnie im więcej osób robi portret, tym bardziej różnią się jego wersje.
- Coś w tym jest – przyznał Seba. – A tak zmieniając temat, zauważyłem, że zaprzyjaźniłaś się z Kingą – dodał, zerkając na żonę uważnie.
- Jest bardzo sympatyczna – odparła kobieta, nie zauważając nagany w głosie ukochanego.
- Znasz ją kilka dni…
- A co ty masz do niej? – zainteresowała się nagle.
- Nic, po prostu prawie jej nie znamy.
- Ojej, zachowujesz się… - urwała, bo zabrakło jej słów. – Pracujemy na tym samym korytarzu, chyba lepiej, żebyśmy się dogadywali, nie? Poza tym, ty masz ułatwioną sytuację – zauważyła. – Masz z kim pogadać, a ja nie bardzo.
- A co, do Rafała się nie odzywasz.
- Oj, przecież wiesz o co mi chodzi – westchnęła Aśka zniecierpliwiona.
- Brakuje ci babskich pogaduszek? – zakpił.
Nie odpowiedziała. Trochę ją poirytowało nastawienie Sebastiana, a nie chciała prowokować kłótni. Poza tym, nieświadomie trafił w sedno, ale nie miała ochoty o tym rozmawiać.
Późnym popołudniem na komendzie pojawiła się Ania. Twierdziła, że stęskniła się za przyjaciółmi, ale dla wszystkich było jasne, że chce poznać nową partnerkę Rafała. W pierwszej chwili nie kryła niechęci, ale kiedy zauważyła, że Aśka rozmawia z Kingą jak ze starą znajomą, postanowiła odpuścić.
- Jest w porządku – przekonywała ją przyjaciółka, kiedy zostały same. – Naprawdę nie masz się czym martwić.
- Ale trzymaj rękę na pulsie, ok? Wiesz, że faceci nie widzą pewnych rzeczy…
Aśka uśmiechnęła się ze zrozumieniem. W duchu podziwiała Ankę za opanowanie. Ona na jej miejscu pewnie szalałaby z zazdrości.
- Spokojna głowa. Będę miała na nich oko – obiecała.
Ten wieczór nie należał do szczególnie udanych. Aśkę rozłożyła gorączka i szybko się położyła, chcąc następnego dnia być w pełni zdolną do pracy. W związku z tym Sebastian poświęcił czas synkowi.
Z rana miał spory problem, żeby dobudzić żonę. Zwykle wstawała pierwsza o świcie, ale tym razem zaspana nie miała zamiaru ruszać się z łóżka. Sebastian szybko zauważył, że nadal ma gorączkę, choć wyraźnie niższą niż poprzedniego wieczoru.
- Już wstaję, no – mruknęła poirytowana, siadając na łóżku. – Co ci tak wesoło? – burknęła, kiedy Sebastian uśmiechnął się rozbawiony.
Odchylił nieco piżamę pod szyją ukochanej, pokazując jej kilka drobnych, czerwonych krostek. Kobieta tylko westchnęła i opadła z powrotem na łóżko.
- Ktoś tu chyba zaraził się ospą – zakpił Seba.
- Cudownie – podsumowała. – No to dwa tygodnie mam z głowy.
- Jak nie lepiej. Dobra, zbieraj się, pojedziemy do lekarza.
- Sama pojadę, ty musisz być na komendzie.
Chcąc nie chcąc, Sebastian musiał wykonać jej polecenie. Nie uśmiechało mu się samotne ścigane zabójcy dwóch nastolatek, ale dobrze wiedział, że w najbliższym czasie Joasia nie wróci do pracy.
- Coś ostatnio pecha macie – zauważył Kamil. – Raz ty w domu, raz Aśka.
- No, następnym razem dopilnuję, żebyśmy się rozchorowali jednocześnie – mruknął policjant, oglądając portret pamięciowy podejrzanego. – Świadkowie byli w miarę zgodni? – zapytał, podnosząc wzrok.
- Nawet bardzo, różnice były minimalne.
- Rozesłałeś patrolom?
- Tak, miejmy nadzieję, że szybko go namierzą – odparł asystent. – Słuchaj, może przydzielić ci kogoś do pomocy?
- Stary już zarządził, że będą mi pomagać Rafał i Kinga. Zadowolony nie był z nieobecności Aśki – dodał ze złośliwym uśmiechem, - ale wiele do gadania nie ma. Zwolnienie lekarskie dostała na trzy tygodnie z opcją przedłużenia.
- Tej to się choroby trzymają… - wtrącił Tomek, wchodząc do biura.
- Do wszystkiego można się przyzwyczaić – westchnął Sebastian pół żartem, pół serio. – Dobra, biorę się do roboty, czas złapać tego skurwiela.
Wbrew jego obawom współpraca z Kingą układała się tego dnia całkiem dobrze. Mimo niewątpliwego doświadczenia nie próbowała się rządzić i bez słowa protestu wykonywała polecenia kolegów.
- Widzę, że nie masz z nią tak źle – zauważył Seba, kiedy razem z przyjacielem przeglądali akta.
- No wiesz, Anka to nie jest… ale ma swoje plusy – przyznał policjant.
- Jasne, bardziej uległy charakterek.
- Ty to byś dopiero docenił po użeraniu się z Aśką – odparował Rafał.
- Czułbym się nieswojo – zaśmiał się Seba, odkładając na szafkę kolejną przejrzaną teczkę. – Lata przyzwyczajenia…
- Słuchajcie, mam coś! – zawołała Kinga, wpadając do biura. – Już wiem, co łączy te dwie zamordowane dziewczyny.
- Dawaj – powiedzieli jednocześnie komisarze.
- Obie dorabiały sobie w tajemniczy sposób. To znaczy miały ostatnio przypływ gotówki, ale nikt nigdy nie widział, żeby pracowały.
- Prostytuowały się?
- To był chyba sponsoring – odparła, przysiadając na skraju biurka. – A ten gość z portretu często był widywany w klubie „Lejdis” na Borowikowej. Rozmawiałam z barmanem, który twierdzi, że przychodził tam z młodymi dziewczynami.
- Nie wiedzą, jak się nazywa.
- Nie, ale bywa tam w każdą sobotę, więc jest szansa, że jutro się pojawi. Kazałam na wszelki wypadek wysłać tam patrol.
- Super – podsumował Sebastian. – Jak dobrze pójdzie, to szybko zakończymy sprawę.
- Słuchajcie, dzisiaj już chyba za wiele nie zrobimy – zauważyła Kinga. – Może pojedziesz do Aśki? – zaproponowała, zerkając na partnera, jakby spodziewała się poparcia.
- Pewnie, jedź – zgodził się Rafał. – Jak ją znam, to umiera tam z nudów.
- Serio? Dzięki.
Sebastian wyraźnie się ucieszył. Rzucił przeglądane papiery, pożegnał się z resztą ekipy i opuścił komendę.
Następnego wieczoru o dziwo bez większych problemów udało się złapać podejrzanego mężczyznę. Przesłuchiwali go do rana i choć gorąco zaprzeczał, jakoby kiedykolwiek spotkał się z którąś z zamordowanych dziewczyn, jego wina była niewątpliwa.
- Na szczęście nie potrzebujemy jego potwierdzenia – ziewnął Rafał, kiedy wreszcie zrezygnowali z kontynuacji przesłuchania i postanowili napić się kawy.
- Dowody są jednoznaczne – poparła go Kinga, stawiając przed komisarzami kubki. – Czyli sprawa zakończona, nie?
- Tak, dzisiaj prokurator postawi mu zarzuty. Wygląda na to, że chwilowo jesteśmy wolni.
- To co, kończymy kawę i spadamy się przespać?
Policjanci pokiwali głowami, sięgając po kubki z gorącym napojem.
W domu na Sebastiana czekała stęskniona Aśka. Ospę przechodziła dużo ciężej niż Kubuś, ale mężczyzna i tak był pozytywnie zaskoczony.
- Żeby mnie tak cholernie nie swędziało, to wszystko byłoby dobrze – burknęła kobieta, drapiąc się zawzięcie po ramieniu.
- Nie bądź dzieckiem – zaśmiał się Seba, przytrzymując jej rękę. – Mało masz blizn?
Wywróciła oczami i opadła na łóżko. Sebastian miał nieodparte wrażenie, że nieco wyolbrzymia sytuację, domagając się większego zainteresowania ze strony męża. Zawsze bagatelizowała wszelkie choroby, a tym razem próbowała zwrócić na siebie uwagę wszelkimi dostępnymi sposobami. Seba położył się obok niej i przytulił.
- Sprawa zakończona – powiedział, - więc teraz będę miał dla ciebie więcej czasu. Co być zjadła?
- Twoją zapiekankę ziemniaczaną – zażyczyła sobie, uśmiechając się chytrze.
- Da się zrobić, ale najpierw przygotuję ci kąpiel, ok? Tylko nie drap się już…
- Dobra, dobra.
- A tak w ogóle – dodał, pochylając się nad nią, - mogłabyś zrezygnować z tej piżamy. O wiele ładniej ci bez.
Pocałował ukochaną czule i z uśmiechem skierował się do łazienki. Aśka westchnęła z dezaprobatą, ale wyglądała na bardzo zadowoloną.

piątek, 22 kwietnia 2011

227.

- Słuchaj, tym się można zarazić naprawdę na wiele sposobów – mówiła Anka ostrożnie. – Nie trzeba być narkomanem czy dziwką, żeby…
- Wiem, Aniu – powiedziała spokojnie policjantka. – Ja to naprawdę wszystko wiem. Ale jestem pewna, że Sebastian nie jest nosicielem. Przecież wiesz, że regularnie muszę robić szczegółowe badania krwi i gdyby cokolwiek było nie tak, szybko bym się o tym dowiedziała.
- Ale Seba nie musiał cię zarazić…
- Gdyby faktycznie był nosicielem HIV, ja już byłabym chora. Po chemii miałam bardzo osłabioną odporność i załapałabym wszystko.
- W sumie masz rację – westchnęła Ania przekonana słowami przyjaciółki. – W takim razie może to jakaś inna choroba?
- Niby jaka?
- No nie wiem… Powiedzmy jakaś… bardzo poważna.
- Dlaczego miałby mi o tym nie powiedzieć? – zapytała Aśka szczerze zaskoczona podejrzeniami przyjaciółki.
- Asiu, a jak długo ty ukrywałaś przed nim prawdę, kiedy znalazłaś guzek?
Policjantka zawahała się przez moment. Niby do tej pory wykluczała taką możliwość, ale jednak argumenty Ani były całkiem racjonalne. Spojrzała na zegarek.
- Mogłabyś zostać z Kubusiem? – poprosiła. – Muszę porozmawiać z Sebastianem.
Nie czekała na odpowiedź. Szybko zmieniła dresy na dżinsy i już jej nie było. Pojechała prosto do ich starego mieszkania. Celowo nie uprzedzała męża o swojej wizycie, mając nadzieję, że z zaskoczenia będzie jej łatwiej czegokolwiek się dowiedzieć.
Sebastian był wyraźnie zdziwiony, kiedy zobaczył ją w drzwiach.
- Wpuścisz mnie? – zapytała spokojnie.
- Jasne, chodź.
Zdjęła buty i weszła do kuchni pewnym krokiem. Postanowiła zachowywać się, jakby to była zwyczajna, towarzyska wizyta. Zrobiła sobie kawę, a potem oparła się o parapet i spojrzała na Sebastiana z uprzejmym zainteresowaniem wypisanym na twarzy.
- Coś się stało? – zaniepokoił się mężczyzna, przysiadając na stołku.
- Nie, dlaczego? Nie mogę odwiedzić swojego męża?
Upiła łyk kawy i rozejrzała się po kuchni. Czuła na sobie spojrzenie Sebastiana, ale z uporem je ignorowała.
- Odpocząłeś od nas? – zagadnęła z uprzejmym uśmiechem.
- Aśka…
- Czyli jeszcze nie – odpowiedziała sama sobie. – Szkoda, bo ja już się trochę stęskniłam.
Mężczyzna obserwował ją uważnie. Nie był do końca pewny, czym jest spowodowane jej zachowanie, a tym bardziej, do czego może doprowadzić.
- To co, bierzemy rozwód? – zapytała ze spokojem.
Nie miała najmniejszego zamiaru kierować rozmowy na takie tory, ale pytanie jakoś samo się jej wyrwało.
- Co ty mówisz? – zdziwił się szczerze Sebastian. On sam nie brał nawet pod uwagę takiej możliwości. – Przecież…
- Więc może separacja? Czy po prostu będziemy sobie tak żyć osobno?
- Aśka…
- Jesteś chory? – zapytała wprost. – Nie chcesz mnie martwić, tak? Powiedz.
Zapadła cisza. Sebastian westchnął tylko i spuścił głowę, wbijając wzrok w splecione na kolanach dłonie. Wyglądał na przybitego. Aśka poczuła, jak ulatuje z niej cała złość. Odstawiła kawę, podeszła do męża i ukucnęła przed nim. Jedną rękę położyła na jego dłoniach, a drugą delikatnie pogłaskała po policzku.
- Powiedz mi, proszę – wyszeptała. – Przecież możesz mi ufać.
- Ja sam nie wiem, Asiu – powiedział cicho mężczyzna. – Dopiero robię badania.
- Ale jakie badania?
- Na nosicielstwo HIV – mruknął.
Joasia uśmiechnęła się z ulgą. Przytuliła go do siebie delikatnie.
- Nie jesteś nosicielem – odparła spokojnie. – Gdybyś był, zaraziłbyś mnie po chemioterapii.
- A może… może ty też? – wydusił ze strachem.
- Nie, ja robię regularnie badania. Wszystko jest w porządku.
Podniósł wzrok i spojrzał na żonę z nieśmiałą ulgą. Uśmiechała się szeroko.
- Przepraszam – powiedział w końcu Sebastian. – Bałem się, że was zarażę…
Rozplotła delikatnie jego dłonie i usiadła mu na kolanach, przytulając się. Poczuła, że Seba całuje ją po szyi i ramieniu.
- To znaczy, że wrócisz ze mną do domu? – mruknęła, przymykając oczy.
- A pozwolisz mi?
Wywróciła oczami, ale czuła się już tak dobrze, że nie miała nawet ochoty otworzyć buzi. Bliska była zaśnięcia w ramionach męża, bo ostatnio jakoś nie dane jej było zaznać spokoju, przez co i gorzej sypiała.
- Z kim został Kubuś? – zapytał niespodziewanie Sebastian.
- Z Anką… Kurczę, faktycznie. Wracamy do domu?
Mężczyzna pokiwał głową. Zebrali drobiazgi porozrzucane po mieszkaniu i kilka minut później siedzieli już w samochodzie.
Ten wieczór mogli z całą pewnością zaliczyć do udanych. Nie wracali ani na moment do tematu, ciesząc się chwilami bliskości.
- Nie gniewasz się? – mruknął Seba, kiedy późnym wieczorem leżeli już w łóżku. – Wiem, że obiecywałem ci bezwzględną szczerość… - westchnął.
- Kiedy ja zachorowałam, też ukrywałam to przed tobą i to o wiele dłużej – odparła, nie otwierając oczu.
- Przepraszam cię, kochanie. Zszarpałem ci nerwy i zawiodłem zaufanie, ale strasznie się bałem, że was zarażę… - mówił z wyraźną skruchą w głosie.
Joasia podniosła się, opierając na łokciu i spojrzała ukochanemu w oczy.
- Skarbie – zaczęła łagodnie, - to już nieważne. Wszystko wróciło do normy i tylko to się liczy.
Pocałowała go i położyła głowę na jego piersi. Poczuła, że mężczyzna głaszcze ją po włosach. Zdawała sobie sprawę, jak mało przekonujące były jej słowa, ale zmęczenie wzięło nad nią górę.
Z samego rana wybrali się na komendę. Kiedy wdrapali się na swoje piętro, stało się jasne, że wszyscy zainteresowani już wiedzą o ich pogodzeniu.
- Rafał, nie wiedziałam, że taka papla z ciebie – powiedziała Aśka ze złośliwym uśmiechem, ale nie było w tym pretensji.
- Daj spokój, człowiekowi – odparł za niego Kamil, - dostaje dziś nową partnerkę i jest trochę zestresowany.
Wszyscy wydawali się bardzo rozbawieni, tylko sam zainteresowany miał nietęgą minę.
- Co, już ją widziałeś? – zakpił Sebastian.
- Bardzo zabawne – mruknął Rafał, przechadzając się po biurze.
- Dzień dobry – wtrąciła się blondynka w średnim wieku, która właśnie stanęła w drzwiach.
- To jest właśnie Kinga Jarocka – przedstawił ją Tomek, także pojawiając się w wejściu.
Kobieta wyglądała na całkiem sympatyczną, no i niewątpliwie jej atutem był zwyczajny, sportowy strój. Uśmiechnęła się do zebranych. Aśka zeskoczyła z biurka i pierwsza się z nią przywitała.
- To twój nowy partner – poinformowała Kingę. – Rafał, może tak byś podszedł?
Policjant przypomniał sobie o podstawach dobrego wychowania i także przywitał się z przybyłą. Chwilę później wyszedł z nową partnerką, aby pokazać jej komendę.
- Nie jest źle – podsumowała Joasia. – Chyba mogę ją polubić.
- Wygląda na normalną, a po tych wszystkich przebojach z Jagodą, to naprawdę duży plus.
Wymienili się znaczącymi uśmiechami i bez słowa zasiedli do raportów.
Późnym popołudniem wracali z sądu, gdzie musieli stawić się w sprawie gangu pedofilów. Wyrok co prawda jeszcze nie zapadł, ale dowody były jednoznaczne, a to bardzo poprawiło komisarzom nastroje.
- Marzy mi się gorąca kąpiel – mruknęła Aśka, ziewając.
- Mi się marzy co innego – odparł Sebastian, uśmiechając się do niej uwodzicielsko.
Zaśmiała się mimowolnie. Bardzo się cieszyła, że mają wolny wieczór. Ostatecznie mieli co nadrabiać.
- W11 dla 00 – odezwał się znienawidzony przez komisarzy głos.
Westchnęli zgodnie.
- W11, zgłaszam się – powiedziała Aśka bez entuzjazmu.
- Przy Królewskiej znaleziono zwłoki kobiety, zajmiecie się tym?
- Już jedziemy.
Policjantka wyjęła koguta i chwilę później jechali na sygnale w stronę ulicy Królewskiej.
- No i tyle z miłego wieczoru – podsumowała.
- Jeszcze wszystko przed nami – odparł Sebastian niezrażony i uśmiechnął się do ukochanej.
Na Królewskiej nie trudno było odnaleźć miejsce zbrodni. Zatrzymali samochód na parkingu między blokami. Tomek wyszedł im na spotkanie, podnosząc taśmę, żeby mogli podejść bliżej.
- Ciało znalazła tamta pani – powiedział, wskazują staruszkę stojącą nieopodal. – Wracała ze spaceru, pies wyczuł zwłoki i pociągnął ją do tej studzienki. Akurat nadchodził sąsiad, pies nie dawał się odciągnąć, więc wspólnie postanowili sprawdzić, co jest grane. Studzienka była niedokładnie zamknięta i to wzbudziło ich podejrzenia.
- Coś więcej widzieli?
Asystent pokręcił głową. Komisarze bez zbędnych komentarzy podeszli do lekarza sądowego, który już oglądał zwłoki. Przywitali się i przez chwilę przyglądali się w milczeniu.
- Zwłoki kobiety? – westchnęła Aśka z sarkazmem. – Przecież to jeszcze dziecko…
- Mogła mieć najwyżej szesnaście lat – zgodził się Adam. – Zginęła wczoraj wieczorem, uderzona w głowę tępym narzędziem.
- Motyw seksualny?
- Trudno powiedzieć. Jest trochę podrapana, ma podarte ubranie, ale wygląda na to, że po prostu się broniła. Dokładnie to wam powiem oczywiście po sekcji.
- Tomek! – zawołał Seba, odwracając się od lekarza. – Znaleźliście coś przy niej?
- Nie – odparł policjant, - nie miała nic przy sobie, - ale ta pani, która ją znalazła twierdzi, że to Magda Wasiluk. Ponoć mieszka w tym bloku pod szóstką.
- Zawiadomiliście rodzinę?
- Rodzice nie żyją, mieszkała ze starszym bratem, ale jego nie ma teraz w domu. Sąsiedzi mówią, że rzadko tu bywa.
- Dobra, postaraj się go znaleźć – mruknęła Joasia. – A my weźmiemy się za rozpytywanie ludzi.

czwartek, 21 kwietnia 2011

226.

Następnego ranka wspomnienie nieudanego wieczoru było wciąż żywe. Komisarze nie kłócili się co prawda, ale rozmawiali przesadnie ugrzecznionym tonem. Sebastian widział, że żona rzuca mu co chwilę pełne żalu spojrzenia. W nocy obiecywała sobie, że wróci do tematu i zażąda wyjaśnień, ale kiedy zobaczyła rano ukochanego, serce jej zmiękło. Widziała, jaki jest przygnębiony, poza tym trudno było nie docenić, jak cudowną przygotował jej kąpiel. Zrzuciła więc jego dziwne zachowanie na jakieś "męskie sprawy" i postanowiła milczeć.
Taktyka nie okazała się najszczęśliwsza, bo spowodowała bardzo przygnębiającą atmosferę. Odetchnęła z ulgą, kiedy wreszcie wyszła do pracy.
Tam czekała na nią kolejna niemiła niespodzianka. Maciek i Anka, z którymi nadal prowadziła sprawę tajemniczych śmierci dzieci z ośrodka, już czekali na nią w biurze z nietęgimi minami.
- Już wiemy, co działo się w domu dziecka - poinformował ją policjant bez zbędnych wstępów.
- Gdybyś przyszła wcześniej, też byś wiedziała - dodała Anka jadowitym tonem.
Joasia odruchowo ją zignorowała i spojrzała pytająco na Maćka.
- Jedna z dziewczynek podcięła sobie w nocy żyły. To znaczy próbowała, bo na szczęście nie wiedziała, jak się do tego zabrać. Wiesz, miała dziewięć lat - wyjaśnił, zerkając na koleżankę znacząco.
- Dziewięciolatka? - Aśka pokręciła głową z niedowierzaniem. - Ale dlaczego?
- Z samego rana rozmawiała z nią nasza psycholog. Ponoć dziewczynka była molestowana.
- Powiedziała przez kogo?
- Niby nie, ale wczoraj zniknął jeden z wychowawców, więc wiesz...
Kobieta westchnęła i opadła na swoje krzesło. Wolała nawet nie myśleć o tym, co Sylwia musiała przeżyć, zanim odważyła się na tak drastyczne posunięcia.
- Ogłosiliście poszukiwania? – zapytała, rozglądając się po biurku.
- Tak, to niejaki Robert Dobrzański.
- No to pozostaje czekać.
Przez cały dzień nie mogła znaleźć sobie miejsca. Kilka razy sięgała po telefon, żeby zadzwonić do męża, ale zaraz potem rezygnowała. Zaczynała bardzo doskwierać jej nieobecność przyjaciółek, bo choć z pewnością zignorowałyby jej niepokoje, to przynajmniej mogłaby z kimś swobodnie porozmawiać. Na domiar złego nie było żadnej sprawy, więc jej jedynym zajęciem okazało się wypełnianie raportów.
Powrót do domu przyjęła z ulgą, rezygnując jednocześnie ze znaczącego milczenia. Przywita się normalnie z Sebastianem, a kiedy Kuba zasnął, wyszli razem do ogrodu.
- Nie rozumiem – powiedziała cicho w najmniej spodziewanym momencie. – Nie ufasz mi?
- Ufam – odparł Sebastian, stawiając na spokój.
- Więc dlaczego nie powiesz mi prawdy?
- Asiu, o co ci znowu chodzi?
- Albo mi powiesz – zaczęła ostrzegawczym tonem, - albo się pożegnamy. Nie będę z człowiekiem, który mmie okłamuje.
Zapadła cisza. Tak naprawdę Joasia chciała po prostu zaszantażować męża. Nie miała zamiaru spełniać swoich gróźb i była pewna, że nie będzie do tego zmuszona. Czekała na reakcję Sebastiana, świdrując go spojrzeniem. Mężczyzna popatrzył na ukochaną i odezwał się ze stoickim spokojem.
- W takim razie spakuję się i już mnie nie ma.
Ruszył w kierunku domu, zostawiając zszokowaną kobietę samą. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Kiedy wreszcie dotarła do niej powaga sytuacji, pobiegła za Sebastianem. Znalazła go w sypialni, wrzucającego do torby ubrania.
- Jak możesz mi to robić? – wyszeptała przez łzy.
- Nie zostaniesz sama – odparł spokojnie. – Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Nie potrafiła go zatrzymać. Przepraszała, błagała, by został, ale to wszystko na nic się zdało. Zamówił taksówkę i kilka minut później już go nie było.
Joasia przepłakała większą część nocy. Nie mogła zrozumieć, co się stało. Dzwoniła do Sebastiana wielokrotnie, nagrywała rozpaczliwe wiadomości, pisała smsy, ale nie doczekała się pożądanej reakcji.
Spotkali się dopiero następnego dnia w pracy. Sebastian z samego rana dostał reprymendę od Ani, która wściekła pojawiła się na komendzie. Poprzedniego wieczoru Asia powiedziała jej wszystko, chcąc się upewnić, że Sebastian nie zwierzył się Rafałowi. Niestety mimo zmasowanego ataku mężczyzna uparcie milczał.
- Miałam rację – mówiła cicho Aśka, kiedy razem z przyjaciółką zaszyła się w kuchni. – Wiedziałam, że coś jest nie tak.
Kolejne łzy popłynęły jej po policzkach, ale otarła je zdecydowanym ruchem.
- Nie płacz – powiedziała Ania, obejmując policjantkę. – Porozmawiam z nim, przekonam go.
- Nic z tego nie rozumiem. Dlaczego po prostu nie powie mi prawdy? Nie wierzę, że już mnie nie kocha…
- I słusznie. Sebastian bardzo cię kocha, po prostu daj mu trochę czasu.
Minął tydzień. Komisarzom nie udało się dojść do porozumienia. Seba nocował w swoim dawnym mieszkaniu, ale codziennie przyjeżdżał do Kubusia. Aśka przestała naciskać, prosić, po prostu obserwowała go w milczeniu, starając się pogodzić z zaistniałą sytuacją.
- Aśka, złapali Dobrzańskiego! – zawołał Sebastian, wpadając do biura z samego rana. – Chodź, jedziemy!
- Gdzie on jest? – zapytała w biegu.
- Zauważyli go jacyś ludzie, ukrywał się w starych garażach. Chcieli go zlinczować, ale ktoś zadzwonił po policję.
Joasia wsiadła do samochodu, starając się choć na chwilę zapomnieć o problemach małżeńskich. Bardzo trudno było jej teraz pracować z Sebastianem, ale nie po raz pierwszy znaleźli się w sytuacji, kiedy mimo nieporozumień musieli współpracować.
- Może i lepiej byłoby, gdyby go zlinczowali – mruknęła policjantka, nim zdążyła ugryźć się w język. – Przynajmniej poniósłby zasłużoną karę.
Sebastian nie odpowiedział. W duchu przyznawał jej rację, ale doświadczenie nauczyło go, że w takich sytuacjach lepiej się nie odzywać.
Kiedy dojechali na miejsce, zobaczyli grupkę ludzi otaczającą garaż, z którego unosił się dym. Podbiegli tam, próbując się czegokolwiek dowiedzieć. Wszyscy jednak wymownie milczeli, zapytani o miejsce pobytu poszukiwanego, więc szybko stało się jasne, że zamknęli go w płonącym garażu.
Sebastian podważył zamek i otworzył drzwi. W garażu pełno było dymu, a pod przeciwległą ścianą także ogień, który zdążył już zająć część znajdujących się tam sprzętów. Pośrodku leżał nieprzytomny mężczyzna z raną na głowie.
- Aśka, pomóż mi! – zawołał Seba, wchodząc do garażu.
Zbliżył się do bezwładnego ciała i zdał sobie sprawę, że nikt za nim nie podążył. Jego partnerka wciąż stała na dworze z wyraźnym wahaniem na twarzy. Wiedział, że kobieta wcale nie chce ratować zwyrodnialca, przez którego zginęła Sylwia i dwoje innych dzieci.
- Aśka! – ponaglił ją.
Ustąpiła. Pomogła mu wynieść mężczyznę z garażu, a potem wezwała straż pożarną. Nie zainteresowała się jednak stanem poszkodowanego, a jej mina mówiła, że życzy mu śmierci.
Na komendę wracali w milczeniu. Joasia wpatrywała się bezmyślnie w szybę. Miała już serdecznie dość panującej atmosfery. Kiedy Sebastian zatrzymał się pod komendą, długo nie wysiadała z samochodu. Mężczyzna zerkał na nią nieco zaniepokojony.
- Dlaczego mi to zrobiłeś? – zapytała nagle, odwracając się do niego.
- Asiu…
- Po prostu powiedz, bo nie potrafię tego zrozumieć.
- Nie mogę powiedzieć ci prawdy, nie teraz – odparł spokojnie.
Kobieta pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Nie kochasz mnie już? – mruknęła cicho, patrząc mu w oczy.
- Kocham – powiedział natychmiast Sebastian.
- Więc co się stało? Przecież byliśmy tacy szczęśliwi, obiecywałeś, że zawsze przy mnie będziesz. Naprawdę tego nie rozumiem...
Spojrzał wreszcie na żonę i zobaczył, że po jej policzkach spływają łzy. Poczuł ogarniającą go falę wyrzutów sumienia.
- Chodźmy na górę - powiedział tylko.
Kiedy wieczorem wróciła do domu, nie mogła znaleźć sobie miejsca. Próbowała bawić się z Kubusiem, ale chłopiec szybko zrobił się śpiący i nie pozostawało nic innego, jak włożyć go do kołyski. Ani oglądanie telewizji, ani czytanie książki nie mogło odwrócić jej uwagi, bo na niczym nie potrafiła się skupić.
Odkąd Sebastian nie nocował w domu, zaczęła sypiać na kanapie w salonie. W sypialni wszystko przypominało jej męża, przez co czuła się jeszcze bardziej samotna. Dom wydawał się strasznie duży i pusty, taki obcy.
Zmęczona i sfrustrowana położyła się na kanapie przy zgaszonym świetle i zarzuciła na siebie koc. Przez kilka długich minut obracała w dłoni telefon, zastanawiając się, czy może zadzwonić do Sebastiana. Po chwili jednak jej problem rozwiązał się sam, bo ktoś zapukał do drzwi. Aśka zerwała się, zrzucając na ziemię koc. Przez moment miała nadzieję, że to Seba. Że jakimś cudem zmienił zdanie i wszystko będzie jak jeszcze kilka dni wcześniej.
- Anka? - zapytała zawiedzionym głosem, kiedy gość wyłonił się z ciemności. - Wejdź - dodała.
- Nie mnie chciałabyś tu zobaczyć, prawda? - zgadła kobieta, zdejmując buty.
- Nie, skąd, bardzo się cieszę, że przyszłaś.
Była to poniekąd prawda, bo obecność Ani mogła zająć jej uwagę i zagłuszyć nieco samotność. Poza tym tęskniła za przyjaciółką, za długimi rozmowami, które jeszcze do niedawna były niemal codziennością.
- Pomyślałam, że przyda ci się towarzystwo – oznajmiła Ania. – Jak Kubuś?
- Już całkiem dobrze – odparła Joasia, kiedy przeszły do salonu. – Po ospie nie ma śladu.
- Śpisz tu? – zapytała kobieta, zerkając na koc i poduszkę leżące na kanapie.
Policjantka zerknęła tylko na przyjaciółkę smutno, ale nie odpowiedziała. Ania pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Strasznie tu pusto, odkąd nie ma Sebastiana – westchnęła Aśka. – To już nie jest mój dom.
- Rafał próbował z nim rozmawiać, ale milczy jak zaklęty. Nawet jemu nie powiedział, co się dzieje.
- Jesteś pewna? Może Rafał po prostu obiecał mu dochować tajemnicy?
- Wydusiłabym to z niego – powiedziała Anka stanowczo. – I Sebastian pewnie dobrze o tym wie.
- Nie widzę żadnego racjonalnego wytłumaczenia – mruknęła policjantka. – Pytałam, przepraszałam, błagałam… nic do niego nie dociera.
- I co dalej? Mówił ci, co zamierza?
Aśka pokręciła głową. To pytanie męczyło ją najbardziej.
- Zabrał tylko najpotrzebniejsze rzeczy, większość wciąż jest tutaj – westchnęła. – Poza tym przecież jesteśmy małżeństwem, o rozwodzie nie powiedział ani słowa. A ja… boję się pytać.
- Asiu – zagadnęła Ania, przysuwając się nieco do przyjaciółki, - ja dużo o tym ostatnio myślałam… Z tego co mi mówiłaś, Sebastian miał gorączkę, bóle głowy, ogólnie był przemęczony i nawet zasłabł. Poza tym od jakiegoś czasu jest przygnębiony i unika zbliżenia, zgadza się? Więc może… tylko się nie denerwuj – zaznaczyła. – Może jest nosicielem HIV?
Spodziewała się bardzo gwałtownej reakcji ze strony Joasi, ale ta tylko uśmiechnęła się.
- Nie jest – odparła spokojnie.

środa, 20 kwietnia 2011

225.

Kuba po lekach trochę się uspokoił, dzięki czemu Aśka mogła odespać noc. Obudziła się po dwóch godzinach już dużo spokojniejsza. Całkowicie świadoma tego, że potraktowała Sebastiana bardzo niesprawiedliwie natychmiast udała się na jego poszukiwanie. Nie znalazła go jednak w całym domu, podobnie jak psów, więc domyśliła się, że zabrał je na spacer. Ułożyła Kubusia w nosidełku i postawiła je w salonie, a sama usadowiła się na parapecie, żeby móc z wygodnej pozycji wypatrywać męża.
Tymczasem Sebastian spacerował dobrze sobie znanymi dróżkami. Rozmyślał nad tym, co powiedziała mu Joasia. Najgorsze w tym wszystkim było to, że miała rację. Okłamywał ją i choć tłumaczył sobie, że robi to dla jej dobra, czuł się fatalnie.
- No co, dziewczyny? – zwrócił się do psów. – Wracamy?
Skręcił w stronę domu, wiedząc, że bez względu na przebieg awantury, Aśka już na pewno się niepokoi. Poza tym znowu czuł się gorzej, więc dalsza wędrówka po lesie nie uśmiechała mu się.
Ledwie przekroczył próg domu, Joasia przytuliła się do niego mocno. Uśmiechnął się pod nosem, głaszcząc ją po włosach.
- Przepraszam – powiedziała. – To przez tą chorobę Kubusia… Byłam zdenerwowana i wszystko tak jakoś…
- W porządku – zapewnił, po prostu chcąc jej przerwać, bo z każdym słowem czuł coraz większe wyrzuty sumienia. – Był lekarz?
- Tak, Kuba ma ospę wietrzną – westchnęła Aśka, odsuwając się od męża. – Dostałam leki na zbicie gorączki i jakieś antybakteryjne, poza tym mam go smarować maścią, żeby nie bolało.
- Ty nie przechodziłaś ospy, prawda? – zapytał Seba.
- No niby nie…
- No to przykro mi, ale obowiązuje cię kwarantanna – powiedział, uśmiechając się lekko. – Ja się zajmę Kubusiem.
- Nie przesadzaj…
- Aśka, u dorosłego przebieg ospy może prowadzić do wielu powikłań, więc bardzo cię proszę: nie zbliżaj się do Kuby.
Pocałował żonę w czubek głowy, wziął synka na ręce i poszedł z nim na górę. Joasia została sam na sam z raczej ponurymi myślami. Cała sytuacja coraz mniej się jej podobała, ale postanowiła zaczekać na rozwój wypadków.
Dwa dni później odbył się pogrzeb Sylwii, na którym jednak Joasia się nie pojawiła. Bardzo jej na tym zależało, ale Stary nie chciał słyszeć choćby o godzinie wolnego. I tak dał jej niezłą reprymendę, kiedy go poinformowała, że Sebastiana nie będzie co najmniej dwa tygodnie ze względu na chorobę ich synka.
Czas mijał, a ona z każdym dniem czuła się coraz bardziej sfrustrowana. Seba pilnował jej do przesady, przez co Kubusia widywała tylko z odległości kilku metrów i to niezbyt często. Zresztą i tak większość czasu spędzała na komendzie, pracując za dwoje. Dokładnie po dziesięciu dniach choroby synka, postanowiła odwiedzić przyjaciółkę. Teraz nie spotykały się za często, a pogarszający się nastrój sprawił, że chciała porozmawiać z kimś, komu ufała.
- Nie tęsknisz za pracą? – zapytała Joasia, kiedy Ani wreszcie udało się położyć córeczkę.
- Szczerze mówiąc nie – odparła. – W domu się nie nudzę, zawsze jest coś do zrobienia, zwłaszcza przy małym dziecku. Poza tym… wreszcie mogę spędzać z Patrycją tyle czasu, ile chcę.
- No tak… to faktycznie jest plus. Wiesz, jak mi powiedziałaś o swojej decyzji, myślałam nawet, żeby zrobić to samo – wyznała policjantka z westchnieniem.
- Nie rób, Asiu – powiedziała Ania, patrząc na przyjaciółkę poważnie. – Jesteś świetną policjantką i nie powinnaś z tego rezygnować.
- A ty? – zdziwiła się szczerze Aśka. – Ciebie to nie dotyczy?
- Ja nie jestem taka silna – odparła. – Ty przeszłaś swoje, a jednak potrafiłaś po tym wszystkim wrócić i nadal pracować, cieszyć się tym. Ja nie przeżyłam nawet jednej setnej tych okropieństw, ale wiem, że nie dam rady i już. Nie byłabym już dobrą policjantką, bałabym się.
Aśka nie odpowiedziała. Nie miała nawet ochoty zastanawiać się nad tym, czy jej przyjaciółka ma rację. Szczerze mówiąc ostatnio problemy związane z pracą niewiele ją obchodziły. Biorąc pod uwagę to, co działo się w jej życiu osobistym, wszystko inne zeszło na drugi plan.
- Widzę, że nie przyszłaś tak całkiem bezinteresownie – odgadła Ania, trafnie interpretując milczenie Joasi.
- No tak całkiem to nie – przyznała. – Teraz w pracy nie bardzo mam z kim pogadać, więc…
- Dobrze, co się dzieje? Z Kubusiem gorzej?
- Nie, ospa ma bardzo łagodny przebieg, jest już prawie zdrowy.
- Czyli coś z Sebastianem?
- Aniu, ja już naprawdę nie wiem… - zaczęła zmęczonym głosem. – Ostatnio wszystko jest nie tak. Najpierw zrobiłam mu awanturę… wiesz, niby niesłusznie i przeprosiłam go potem, ale tak po prawdzie to miałam trochę racji.
- Aśka, do rzeczy.
- Zaczęło się od Kubusia. Byłam zmęczona i wściekła, wyładowałam się na Sebastianie. I w złości wyrwało mi się, że mnie okłamuje.
Ania spojrzała na przyjaciółkę z lekkim pobłażaniem. Jej zamiłowanie do wyolbrzymiania pewnych faktów i przy okazji bagatelizowania innych było wszystkim dobrze znane.
- Wiem, że mi nie wierzysz… ale ja znam go tyle lat… Po prostu wiem, że coś jest nie tak, że nie mówi mi prawdy. Czuję to.
- Dobrze, potrzebuję konkretów – powiedziała Anka stanowczo. Aśka milczała, nie bardzo wiedząc, co ze swoich obserwacji mogłaby zaliczyć do „konkretów”. – I tu cię mam.
Policjantka wstała i podeszła do okna. Zawsze robiła to odruchowo, kiedy myślała nad czymś intensywnie. Skrzyżowała ręce na piersiach, patrząc na dzieci szalejące na placu zabaw.
- Od kilku dni nie chce się ze mną kochać – wyznała, nie odwracając się od szyby. – Wiem, że to żaden dowód, ostatecznie każdy ma prawo… ale on nigdy taki nie był. Stara się odmawiać mi w delikatny sposób, tylko że to niczego nie zmienia.
- A może nie czuje się jeszcze najlepiej po tym postrzale? – zasugerowała Ania, starając się sprowadzić rozmowę na rzeczywiste problemy.
- Więc dlaczego szaleje z psami na dworze? Gdyby coś go bolało, zauważyłabym to.
- Aśka, ty chyba nie myślisz o żadnej kochance, nie? – zapytała Anka wprost.
- Nawet przez myśl mi to nie przeszło.
- Słuchaj, ja myślę, że to naprawdę nie jest jeszcze powód do niepokoju.
- Wydaje mi się, że wczoraj znowu miał gorączkę – powiedziała nagle Aśka. – Kazałam mu zmierzyć temperaturę, ale wyszła normalna…
- No to jest chyba najlepszy dowód na to, że zaczynasz popadać w paranoje – podsumowała Ania dobitnie, upijając łyk kawy.
- Tylko że ja nie byłam przy nim cały czas. Mógł wyjąć termometr czy coś…
- Aśka, nie daj się zwariować. To dorosły facet, dlaczego miałby ukrywać przed tobą, że ma gorączkę?
- No właśnie, dlaczego?
Odwróciła się do przyjaciółki i patrzyła na nią uważnie. Ania wahała się przez moment, aż znalazła w miarę sensowną odpowiedź.
- Więc może zaraził się od Kuby ospą – wypaliła. – No a seksu unika, żeby się nie zarazić.
- Akurat – zakpiła Joasia, uśmiechając się ironicznie. – Gdyby miał choć cień podejrzenia, że zaraził się ospą, nie wpuściłby mnie do domu, żebym przypadkiem nic nie załapała… Poza tym, on już ją odchorował, zresztą nie wiem, dlaczego miałby robić z tego taką tajemnicę.
- Nie, to bez sensu – powiedziała w końcu Ania nieco zniecierpliwionym tonem. – Daj sobie spokój i pozwól mu żyć, a nie wiecznie go o coś podejrzewasz.
To nie mogło Aśki uspokoić, ale nie miała innego wyjścia jak tylko wrócić do domu i udawać, że wszystko jest w porządku. Zresztą okazało się to wcale nie takie trudne, bo Sebastian przygotował dla niej niespodziankę. W wannie czekała już na nią gorąca woda, na półkach poustawiane były świeczki i rozsypane płatki róż. Kobieta wzruszyła się na ten widok, natychmiast zapominając o wszelkich rozterkach.
Wzięła długą, relaksującą kąpiel. Sebastian siedział przy niej na brzegu wanny, pili wino i rozmawiali o samych błahostkach. Kiedy wreszcie znaleźli się w sypialni, Joasia była już w wyśmienitym nastroju. Zarzuciła mężowi ręce na szyję, zaczęła całować namiętnie i wsuwać dłonie pod bluzkę.
- Kotku, jest późno – mruknął Sebastian, zanurzając twarz w jej włosach, ale jednocześnie odsuwając ją delikatnie.
Natychmiast zabrała dłonie i zaprzestała wszelkich czułości. Romantyczny nastrój prysł jak bańka mydlana. Poczuła się bardzo dotknięta reakcją ukochanego.
- Dobranoc – powiedziała chłodno, kierując się do łóżka.
Sebastian już otworzył usta, żeby ją przeprosić, ale powstrzymał się. Otulił ją kołdrą i wyszedł z sypialni.
Prawie całą noc spędził w pokoiku Kubusia. Maluch co prawda spał spokojnie, ale Seba nie chciał wracać do żony. Musiał przemyśleć wiele spraw, a towarzystwo ukochanej nie mogło mu w tym pomóc. Kiedy była w pobliżu, czuł się jeszcze gorzej. Wyrzuty sumienia zaczynały go wykańczać, a wiedział, że musi to wytrzymać jeszcze co najmniej przez kilka tygodni.
Aśka także nie mogła spać. Najpierw była po prostu wściekła. Potem, kiedy już się uspokoiła, zaczęła drobiazgowo analizować zachowanie Sebastiana. Z godziny na godzinę czuła się coraz gorzej. Trochę sobie popłakała, ale wtedy także nie poczuła się lepiej. Postanowiła, że bez względu na wszystko dowie się, co dzieje się z jej mężem.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

224.

W podobnym tonie minęło komisarzom kilka kolejnych dni. Sebastian siedział w domu i przyjmował antybiotyki, ale miał wrażenie, że niewiele to daje. Raz czuł się gorzej, raz lepiej, gorączka utrzymywała się niemal cały czas, jednak przeważnie była na tyle niska, że umykała uwadze Aśki. Koniec końców po tygodniu wrócił do pracy, bo rana pooperacyjna brzucha ładnie się zagoiła i właściwie nie było już żadnych powodów, by miał siedzieć w domu.
Tymczasem w zespole pojawiły się nowe siły. Na miejsce Bartka i Kaśki, Stary przyjął Agatę i Jarka. Z początku wszyscy patrzyli na nich ze średnio skrywaną niechęcią, ale tak naprawdę było to podyktowane tylko i wyłącznie tęsknotą za przyjaciółmi. Aśka najbardziej starała się z nimi dogadać, często zachodziła na plotki, parzyła kawę i od pierwszego dnia traktowała jak „swoich”. Nigdy by się do tego nie przyznała, ale Sebastian wiedział, że w ten sposób chce oszukać samą siebie, udowadniając, że bez Bartka i Kaśki praca na komendzie wciąż może wyglądać tak samo.
Równo dwa tygodnie po odejściu z pracy Ania odwiedziła przyjaciół na komendzie. Wyglądała na wypoczętą i zadowoloną ze zmienionego trybu życia. Zrobiła kawę, po czym usiadły z Aśką w kuchni, chcąc nadrobić trochę zaległości. Policjantka opowiedziała przyjaciółce o wszystkim, co działo się na komendzie podczas jej nieobecności, włącznie ze szczegółami ostatniej sprawy, aż w końcu przeszła do najbardziej nurtującego ją tematu.
- Ja myślę, że jesteś przewrażliwiona – powiedziała Anka, wysłuchawszy opowieści o chorobie Sebastiana. – Miał gorączkę, dostał antybiotyk, przeszło mu i po sprawie.
- Jest jakiś nieswój od tego czasu – upierałam się kobieta. – Taki… zamyślony i jakby smutny.
- Aśka, ostatnio wiele się działo, więc jego nastrój nie musi mieć wcale nic wspólnego z chorobą. Przesadzasz i już.
- Może – westchnęła.
Tego popołudnia Joasia i Sebastian dostali wezwanie do morderstwa. Przez telefon dowiedzieli się tylko tyle, że patrol znalazł ciało w lasku za miastem. Pojechali tam szybko, mając nadzieję, że tym razem trafi im się mniej skomplikowana sprawa. Niestety na miejscu zdarzenia się rozczarowali. Patrząc na sznur zawieszony na drzewie i sine ciało chłopca, Aśka miała wrażenie, że to jakiś koszmarny sen.
- To przecież ten Patryk – zauważył Seba.
- Wszystko wygląda dokładnie tak, jak na Zamkowej – powiedziała, zerkając na Adama oglądającego ciało.
- Zgadza się – przytaknął lekarz. – Chłopak nie żyje od jakichś dwóch dni, oczywiście uduszony. Na głowie miał czarny worek.
- Cholera, mam nadzieję, że Sylwia jest cała… - mruknęła Aśka zaniepokojona. – Nie wybaczyłabym sobie, gdyby…
- Przestań – powiedział Sebastian ostrzegawczo.
- Słuchajcie, ktoś widział tę małą – zawołał Kamil, który także kręcił się po miejscu zbrodni. – Kilka ulic dalej, na moście nad Wisłą.
Komisarze spojrzeli po sobie i jak na rozkaz pobiegli do samochodu. Na sygnale dojechali we wskazane miejsce, modląc się, by dziewczynka była cała i zdrowa. Kiedy zobaczyli ją stojącą po drugiej stronie barierki, zamarli.
- Sylwia! – zawołała Joasia, podbiegając kilka metrów. – Sylwia, co ty robisz?!
- Odejdź! Nie zbliżaj się!
Policjantka stała kilkanaście kroków od nastolatki. Patrzyła z przerażeniem na twarz dziewczynki, na której malowało się zdecydowanie.
- Nie rób tego, proszę – spróbowała łagodniej. – Pomogę ci.
- Tak? Ciekawe jak?
- Pomogę ci, obiecuję. Tylko nie skacz, proszę.
- Nie możesz mi pomóc!
- Sylwia, Konrad i Patryk nie żyją – kontynuowała Joasia, - oni już nie powiedzą nam, co się stało. Tylko ty możesz to zrobić. Proszę cię, ktokolwiek was skrzywdził, musi za to odpowiedzieć…
- Oni sami chcieli zginąć! – krzyknęła dziewczyna przez łzy. – Nie potrafili z tym żyć! Ja im tylko pomogłam!
Aśka spojrzała na nią z niedowierzaniem. Minęła dobra chwila nim zdołała się opanować.
- Nie skacz, proszę – powtórzyła. – To wszystko da się jeszcze naprawić…
- Nieprawda.
- Nie skacz! – zawołała jeszcze Joasia, ale było już za późno.
Sylwia puściła barierkę i zniknęła komisarzom z oczu. Aśka rzuciła się natychmiast w tamtym kierunku, a Sebastian za nią. Przytrzymał ją mocno za rękę, bojąc się, że zechce w co najmniej głupi sposób ratować nastolatkę.
Spojrzeli w dół, by zobaczyć, jak ciało Sylwii wypływa na powierzchnię. Mundurowi, którzy stali na brzegu już rzucili się jej na ratunek, ale było jasne, że na to już za późno.
- Nie wierzę – powiedziała cicho Joasia. – Po prostu nie wierzę.
Tego dnia nie chciała już z nikim rozmawiać na temat sprawy. Po powrocie do domu zajęła się sprzątaniem i ignorowała wszelkie starania męża. Ożywiła się, dopiero kiedy przyszedł z płaczącym Kubusiem i poinformował ją, że maluch ma gorączkę.
- Nie mogę go uspokoić – mruknął, patrząc jak Aśka przytula do siebie synka. – Może zadzwonię po lekarza?
- Najpierw znajdź termometr, będę z nim na górze.
Bez gadania wykonał polecenie. Sam najchętniej natychmiast wzywałby pediatrę, ale postanowił zawierzyć żonie. Pobiegł więc za nią z termometrem.
- Trzydzieści osiem i pół – mruknęła Joasia zaniepokojonym tonem. – Kurczę, szkoda, że nie mamy nic od gorączki…
- Pojadę do apteki – zaofiarował natychmiast Sebastian i w sekundę znalazł się przy drzwiach.
- Nie, zaczekaj. Pomożesz mi go wykąpać, może w ten sposób uda się zbić temperaturę.
Chłopiec wyraźnie źle się czuł. Był niespokojny i mimo starań komisarzy, wciąż popłakiwał. Umiejętna kąpiel faktycznie obniżyła nieco gorączkę, ale poza tym niewiele to pomogło.
- Jakiś przeklęty dzień – zdenerwowała się Aśka, kiedy po włożeniu do kołyski dziecko ponownie się obudziło i zaczęło płakać.
- Ja go wezmę – mruknął Sebastian.
Chodził z synkiem po sypialni, mówiąc do niego ciepło i uśmiechając się mimo zmęczenia. Aśka nie mogła już słuchać płaczu, bo serce jej się ściskało, więc uciekła na dół, ale tam też nie zaznała spokoju. Próbowała wrócić do sprzątania, ale wciąż wydawało jej się, że słyszy Kubusia. Nie mogła znaleźć sobie miejsca i w końcu wróciła na górę.
- To chyba moja wina – wyznał Sebastian, kiedy Joasia ponownie wzięła na ręce malca. – Pewnie go zaraziłem…
- Daj spokój, równie dobrze mógł to załapać na podwórku – odparła.
- Może jednak zadzwonię po lekarza?
Aśka spojrzała na zegarek. Dochodziła dwudziesta trzecia.
- Teraz to już najwyżej na pogotowie – westchnęła. – A tak źle przecież nie jest. Wykąpmy go jeszcze raz, do lekarza zadzwonimy rano.
Niecałą godzinę później maluch wreszcie zasnął. Komisarze bali się go obudzić, więc położyli się razem z nim na łóżku i chwilę później ich także zmorzył sen. Niestety do rana mieli jeszcze kilka pobudek.
- Pójdę zrobić kawę – mruknął Seba, kiedy o świcie Kuba obudził ich po raz kolejny. – Już i tak nie pośpimy.
Kilkanaście minut później wrócił do sypialni. Aśka wyglądała na jeszcze bardziej zmartwioną.
- Ma jakieś krosty na brzuszku – powiedziała z westchnieniem. – Zadzwonisz po lekarza?
- Jasne, zjedz śniadanie.
Postawił na szafce talerz z kanapkami i kubek kawy, po czym wyszedł z sypialni z telefonem w ręku. Godzinę później pojechał na komendę, a Joasia sama została z synkiem, czekając na lekarza.
- Cześć stary – przywitał go Rafał. – Gdzie Aśkę zgubiłeś?
- Została w domu, mały gorączkuje i ma jakąś wysypkę.
- A jak po wczorajszym?
- Już słyszałeś? – westchnął. – Wiesz, wesoło nie jest, ale jak Kubuś źle się poczuł, zapomniała o całym świecie.
- No tak. Słuchaj, jest jedna sprawa… Anka wczoraj próbowała ze mnie wyciągnąć twoją tajemnicę… - Rafał uśmiechnął się zakłopotany.
- Ee?
Sebastian uniósł brwi wyraźnie zaskoczony.
- Aśka rozmawiała wczoraj z Anką i powiedziała jej, że coś ukrywasz – wyjaśnił Rafał. – Ponoć jesteś smutny i zamyślony, a ta twoja choroba to jakaś podejrzana była.
Uśmiechnął się do przyjaciela znacząco, chcąc mu przekazać, że absolutnie nie bierze tego na poważnie, jednak Sebastian wyraźnie się zmieszał, co dało powody do podejrzliwości.
- Przesadza jak zwykle – mruknął, biorąc do ręki pierwsze z brzegu akta.
- Ej, stary, co się dzieje?
- I ty też zaczynasz? – zdenerwował się Seba. – Dajcie mi wszyscy święty spokój.
Wyszedł z biura, odrzucając akta na szafkę. W drzwiach zderzył się z Kamilem.
- A jemu co się stało? – zapytał asystent zaskoczony.
- Bóg jeden raczy wiedzieć – podsumował Rafał z westchnieniem.
Na szczęście Aśka nie miała się nigdy o tej rozmowie dowiedzieć, dzięki czemu zostały jej oszczędzone dodatkowe zmartwienia. Wystarczyło, że Kuba z każdą chwilą robił się coraz bardziej marudny, a na lekarza musiała czekać strasznie długo. To plus nieprzespana noc złożyło się na jej fatalny humor i odreagowanie na Sebastianie po jego powrocie z pracy.
- O co ci chodzi? – dziwił się w przerwie między kolejnymi atakami. – Przecież nic ci nie zrobiłem…
- No właśnie, nic nie robisz! Najłatwiej uciec do pracy, nie?!
- Kochanie, przecież ustaliliśmy, że…
- Co ustaliliśmy?! Miałam jakiś wybór?!
- Nie kłóćmy się, proszę – spróbował raz jeszcze, zbliżając się do żony.
Chciał ją przytulić, pocałować i zażegnać jeszcze większą awanturę, ale osiągnął odwrotny skutek. Policjantka zaczerwieniła się ze złości.
- Nie kłóćmy się – zaszydziła, mrużąc oczy. – Asiu, nigdy cię nie okłamię, obiecuję – przedrzeźniała go dalej.
Sebastian natychmiast zrozumiał, że ma to bliski związek z jego dzisiejszą rozmową z przyjacielem. Poczuł irracjonalną złość, ale dla dobra sprawy postanowił udawać.
- Asiu, o czym ty mówisz? Przecież jestem z tobą szczery…
- Nie kłam! Nienawidzę, kiedy to robisz!
Rzuciła w niego opakowaniem pieluszek, które trzymała akurat w rękach i pobiegła na górę do płaczącego synka. Sebastian westchnął tylko i wolnym krokiem skierował się do drzwi. Zawołał psy z zamiarem zrobienia sobie dłuższego spaceru. Oboje musieli ochłonąć.