środa, 24 października 2012

Informacja

Przepraszam Was bardzo za brak kolejnej części, ale niestety cierpię na chroniczny brak czasu. Postaram się oczywiście napisać coś jak najszybciej, ale nie mogę obiecać, kiedy to nastąpi.

sobota, 20 października 2012

1. Kwestia honoru

Dzisiaj mała zmiana - pierwsza część miniaturki, na którą pomysł poddała mi Alutka, za co bardzo dziękuję:) Druga i ostatnia część powinna pojawić się na początku przyszłego tygodnia.


***


Sebastian siedział w samochodzie pod blokiem partnerki i zamyślony wpatrywał się w okno. Przyjeżdżał po nią każdego ranka kilka minut po siódmej. Robił to codziennie od trzech lat, odkąd rozwiodła się z mężem. Najpierw chciał po prostu podnieść ją na duchu, bo rozstanie było dla Joasi sporym ciosem, a potem już tak zostało. Każdego ranka, kiedy zatrzymywał się pod jej blokiem, wychodziła na balkon, machała mu i pokazywała na zegarek, dając do zrozumienia, żeby chwilę zaczekał. Schodziła zwykle około piętnastu minut później, związując włosy albo zapinając kurtkę, jakby dwie godziny nie starczały jej na zebranie się do pracy.
Czasem trochę go to irytowało. Umawiali się dziesięć po siódmej, a ona nigdy nie mogła pojawić się o czasie. Sam nie był przesadnie punktualny, ale głównie dlatego, że uwielbiał długo spać. Nie mógł natomiast zrozumieć, jak można każdego ranka spędzać dwie godziny w łazience, biorąc kąpiel, ubierając się, malując i robiąc różne inne, zdaniem Sebastiana, zupełnie zbędne rzeczy.
Za każdym razem, kiedy wypominał jej to poranne siedzenie w samochodzie, pytała go ze złośliwym uśmiechem, dlaczego nie wyjeżdża z domu później. Wtedy zwykle odpuszczał. Co niby miał jej powiedzieć? Że nie ma ochoty spędzać tam ani chwili dłużej? Że jego żona i tak miała wystarczająco czasu na awantury? Że chciał mieć chociaż te piętnaście minut spokoju dziennie?
Westchnął ciężko i wysiadł, żeby zapalić. Miał jeszcze co najmniej pięć minut i zamierzał dobrze ten czas wykorzystać. W domu starał się nie palić ze względu na córki. Jeśli już musiał, wychodził na balkon. Nie chciał dawać córkom złego przykładu ani narażać ich zdrowia.
Czteroletnia Kasia i sześcioletnia Daria były całym jego życiem. To dzięki nim miał siłę wstawać codziennie rano. Poświęcał im każdą wolną chwilę, zabierając do parku, kina czy kawiarni. Uwielbiał się z nimi bawić. Dużo pracował i zdarzały się tygodnie, kiedy prawie nie widywał córek, ale bardzo starał się spędzać z nimi jak najwięcej czasu.
- Jestem! - zawołała Joasia, wybiegając z klatki. - Znowu palisz? - dodała, wywracając oczami.
Seba nie odpowiedział. Rzucił niedopałek na ziemię, przydepnął butem i wsiadł do samochodu. Zaczynał się kolejny, długi dzień.
Dwie godziny później musiał przyznać, że trochę się przeliczył. Pracował z Aśką od wielu lat, ale wciąż zdarzało mu się nie docenić jej spostrzegawczości i intuicji. Kiedy przysiadła z kawą na brzegu jego biurka i utkwiła w nim przenikliwe spojrzenie, uśmiechnął się tylko, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Idiota ze mnie, no nie? - mruknął.
- Jeśli myślałeś, że odpuszczę i będę udawać, że nic nie widzę... to tak, jesteś idiotą - odparła Joasia spokojnie.
Sebastian uśmiechnął się ponownie i wyciągnął w fotelu, zakładając ręce za głowę. Nie zamierzał rozmawiać z partnerką o swoich problemach niezależnie od tego, jak bardzo jeszcze sytuacja się pogorszy.
- Skaleczyłeś się - zauważyła nagle kobieta, sięgając do jego prawej ręki.
- Mhm, wiesz, jak to jest z dzieciakami - odparł Seba, zapinając mankiet koszuli.
- Zaczekaj, to wygląda paskudnie - powiedziała Joasia, nie dając się tak łatwo zbyć. - Opatrzyłeś to?
- Aśka, daj już spokój. Wracajmy do pracy.
- Nie powiedziałeś mi jeszcze, dlaczego jesteś taki struty - zauważyła kobieta, ponownie utkwiwszy w nim przenikliwe spojrzenie.
- Nie zaprzątaj tym swojej ślicznej główki - zakpił.
Joasia wywróciła oczami. W ich przyjaźni była jedna podstawowa prawidłowość: kiedy ona miała problem, Sebastian prędzej czy później nakłaniał ją do zwierzeń, ale w sytuacji odwrotnej, milczał jak zaklęty. I raczej trudno było przypuszczać, że tym razem będzie inaczej.
Magda, żona Sebastiana, pracowała w dużej agencji reklamowej. Rok wcześniej awansowała na kierowniczkę działu promocji i od tej pory coraz więcej czasu spędzała w pracy. Dziećmi przez cały dzień zajmowała się opiekunka, a wieczorem zmieniało ją któreś z rodziców - raz był to Sebastian, raz Magda, zależnie od tego, które zdołało wyrwać się z pracy.
Tego dnia wypadło na komisarza. Nie było mu to na rękę, bo on i Aśka prowadzili akurat bardzo ciężką sprawę i oboje czuli, że powinni zostać na komendzie. Ostatecznie jednak zadecydowali, że pojadą się przespać, a z samego rana wezmą się do pracy. Niestety nie dane im było odpocząć.
Kilka minut po drugiej Sebastiana obudził telefon. Odebrał szybko w obawie, że obudzi córki i po drugiej stronie usłyszał głos jednego z asystentów.
- Pilna sprawa - powiedział Tomek bez ogródek, - musicie przyjechać. Zaginęła żona waszego denata.
Chcąc nie chcąc, Sebastian musiał zwlec się z łóżka i zadzwonić do partnerki. Szybko stwierdził, że Magda jeszcze nie wróciła. Jedyne co mu pozostało, to obudzić córk i zabrać je ze sobą.
Joasia nie kryła zaskoczenia, kiedy w samochodzie przyjaciela ujrzała przysypiające dziewczynki. Obdarzyła Sebastiana pełnym zaskoczenia spojrzeniem, ale nic nie powiedziała.
- Nie miałem ich z kim zostawić - mruknął nieco usprawiedliwiającym tonem. - Magda jeszcze nie wróciła. Co miałem robić?
Kobieta wzruszyła ramionami. Mimo najszczerszych chęci nie potrafiła zrozumieć zwyczajów panujących w domu Sebastiana. On i Magda tylko przerzucali się obowiązkami, nie tworzyli prawdziwej rodziny. Joasia często zastanawiała się, czy nie są razem tylko ze względu na córki, ale nie odważyła się wypowiedzieć tych myśli na głos. Bądź co bądź, były to ich prywatne sprawy.
Godzinę później Joasia siedziała w biurze z małą Kasią na kolanach i starała się nie zasnąć. Dziewczynka bawiła się jej bransoletką, ziewając co chwilę. Towarzyszyła im Ania, która także nie była w najlepszym nastroju. Ona i Rafał również zostali wyrwali ze snu, bo sprawę zamordowanego biznesmena, a teraz i jego zaginionej żony, prowadzili razem z przyjaciółmi. Policjantki zgodnie zadecydowały, że ich partnerzy pojadą na miejsce porwania, a one zajmą się aktami. Żadna jednak nie miała na to ochoty.
- Nie wiem, po co Tomek w ogóle nas budził - mruknęła Anka, przechadzając się po biurze i wyglądając przez okno na pogrążone we śnie ulice. - Ona pewnie sfingowała to porwanie. Od razu mówiłam, że jest w to wszystko zamieszana.
- Ale nie możemy wykluczyć, że maczała w tym palce mafia - zauważyła przytomnie Joasia. - Kochanie, co ty tutaj masz? - zapytała nagle, zwracając się do Kasi.
Dziewczynka szybko zasłoniła szyję sweterkiem i zeskoczyła z kolan policjantki.
- Uderzyła się - powiedziała Daria, pojawiając się nagle obok.
Joasia zmarszczyła brwi. Daria poprowadziła siostrę do biurka, gdzie obie zabrały się za rysowanie. Aśka przeniosła wzrok na Anię, która także wyglądała na zamyśloną. Wskazała głową drzwi i obie wyszły.
- Okropnie to wygląda - mruknęła Joasia, patrząc na przyjaciółkę z mieszaniną niedowierzania i podejrzliwości. - Całą szyję ma siną. Gdyby nie była córką Sebastiana, pomyślałabym, że...
- Ale w takich okolicznościach, chyba nie myślisz...? - upewniła się Ania, która także była mocno zaniepokojona.
- Nie, oczywiście, że nie. Ale ich reakcja... Poza tym, Seba musiał to widzieć. Tego po prostu nie da się nie zauważyć.
- Może po prostu się pobiły? - podsunęła Anka, zaglądając przez drzwi do biura, żeby sprawdzić, czy dziewczynki nadal zajęte są rysowaniem. - W końcu to dzieci...
- To wygląda tak, jakby ktoś ją dusił... - mruknęła Joasia zamyślona. - Muszę pogadać z Sebastianem.
Podejrzewała, że siostry mogły zostać pobite w przedszkolu przez rówieśników, bądź nawet wychowawczynie. Nie dalej jak kilka dni wcześniej czytała w gazecie o przypadku znęcania się nad dziećmi przez przedszkolanki, więc tym bardziej nie mogła niczego wykluczyć. Zdawała sobie sprawę, że Sebastian jest bardzo zapracowany i choć trudno było jej w to uwierzyć, brała pod uwagę możliwość, że nic nie widział. Nie przeiwdziała jednak, że swoją ingerencją w tę sprawę może zdenerwować przyjaciela.
- Aśka, o co ci chodzi? - zapytał Seba ze złością, kiedy następnego przedpołudnia kobieta podzieliła się z nim swoimi obawami. - Przecież to dzieci, wciąż się przewracają i nabijają sobie siniaki.
- Na szyi?
- A co, może podejrzewasz, że to ja ją pobiłem? - zdenerwował się nagle policjanta.
- Oszalałeś? Oczywiście, że nie...
- Więc po co drążysz ten temat? Po cholerę w ogóle się wtrącasz?
- Dlaczego tak się denerwujesz? - zdziwiła się Joasia. - Przecież tu chodzi o twoje dzieci, powinieneś...
- Co powinienem?! Nie masz pojęcia o dzieciach, a próbujesz mnie pouczać! Sama nigdy nie będziesz matką, więc rekompensujesz to sobie kosztem mojej rodziny!
Joasia spojrzała na Sebastiana z niedowierzaniem. Jako jeden z nielicznych wiedział o jej bezpłodności, ale nigdy o tym nie wspominał. Wiedział, jak bardzo bolesny jest to dla niej temat.
- Naprawdę tak uważasz? - zapytała i nie czekając na odpowiedź, wyszła z biura.

środa, 17 października 2012

61. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Kilka godzin później z głębokiego snu wyrwał ją dźwięk telefonu. Zerwała się jak oparzona i po ciemku próbowała odnaleźć komórkę. Była pewna, że to Sebastian albo któryś z asystentów próbuje ściągnąć ją do pracy. Nie miała na to najmniejszej ochoty, ale obowiązek to obowiązek. Wyczuła pod palcami telefon i zaskoczona stwierdziła, że dzwoni Kalina.
- Słucham? - mruknęła, naciskając zieloną słuchawkę.
W odpowiedzi usłyszała płacz siostry. Było w nim coś tak przejmującego, że Joasia bardzo się zaniepokoiła.
- Kalina? Co się stało? - pytała, wstając jednocześnie z łóżka i odruchowo szukając ubrań.
- On nie żyje... nie żyje...
- Uspokój się i powiedz mi, co się dzieje - zażądała policjantka stanowczo.
- Aśka, on nie żyje!
- Posłuchaj mnie uważnie - powiedziała Joasia, zapinając spodnie. - Zostań tam gdzie jesteś i zaczekaj na mnie. Podaj mi adres.
Starała się zachować spokój, mając nadzieję, że udzieli się on Kalinie. Jeszcze raz powtórzyła, żeby dziewczyna nie ruszała się z miejsca, po czym wzięła samochód i pojechała pod wskazany adres. Bała się nawet myśleć o tym, co mogło się stać. Spodziewała się zastać na miejscu karetkę i policję, ale kiedy zatrzymała samochód przed bramą, było całkiem spokojnie.
Dom stał na uboczu, pod lasem. Wokół nie było widać żywego ducha, ale w jednym z okien paliło się światło. Brama była otwarta, co trochę zaniepokoiło Joasię. Na wszelki wypadek wyjęła broń i pobiegła w kierunku drzwi.
Przychodziło jej do głowy wiele czarnych scenariuszy, ale żaden z nich nie mógł równać się z tym, co zastała w środku. Na kanapie w salonie siedziała Zuzia. Jej porwana i zakrwawiona bluzka leżała na podłodze, a ona sama obejmowała się ramionami i płakała. Porwane rajstopy, zadrapania na brzuchu i siniaki na twarzy mówiły same za siebie, ale Joasia starała się nie wyciągać pochopnych wniosków.
Weszła głębiej do pokoju i zobaczyła Kalinę. Była blada jak ściana, ale nie to było najgorsze. Na ubraniach i rękach miała krew, która skapywała na podłogę. Joasia podążyła za nią wzrokiem i poczuła się, jakby bryła lodu opadła jej do żołądka. Na dywanie przy kominku leżał na brzuchu młody mężczyzna, a w jego plecach tkwił nóż. Całą koszulę miał we krwi i nie było wątpliwości, że nie żyje.
Joasia obeszła go szerokim łukiem, jakby się bała, że wstanie. Gestem przywołała do siebie Kalinę i usiadła na kanapie obok Zuzi.
- Co tu się stało? - zapytała nienaturalnie spokojnym głosem.
Dziewczyny zaczęły opowiadać jej wszystko, płacząc i przerywają co chwilę. Aśka z trudem wydobyła z tych nieskładnych zdań jakikolwiek sens. Wiedziała już to, co było w tej chwili najistotniejsze: to Kalina zadała śmiertelny cios.
- Posłuchaj mnie uważnie - powiedziała, zwracając się do siostry. - Musisz wziąć się w garść, rozumiesz? Wszystko będzie dobrze, jeśli zrobisz dokładnie to, co ci powiem.
- Ja nie chcę iść do więzienia... - wyszeptała dziewczyna, dławiąc się łzami.
- Nie pójdziesz - zapewniła Joasia łagodnie. - Ale musisz się opanować.
Odczekała chwilę, aż Kalina trochę się uspokoi i postanowiła przedstawić jej po krótce swój plan, a przynajmniej tę jego część, którą musiała znać. Zuzia była zbyt roztrzęsiona, żeby cokolwiek zrobić, więc Joasia wiedziała, że cała odpowiedzialność spadnie na Kalinę.
- Umyjecie się i założycie kurtki - zaczęła spokojnie. - Pójdziecie w kierunku głównej drogi, zamówicie taksówkę i pojedziecie do domu. Tam na mnie zaczekacie. Rozumiesz?
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale" - powiedziała Aśka stanowczo. - Nie możecie dać po sobie poznać, że coś się stało. Musicie wyglądać normalnie. A taksówkę zamówisz, jak będziecie kilka ulic stąd. Zrozumiałaś?
Kalina skinęła głową i wciąż szlochając, pociągnęła przyjaciółkę do łazienki. Joasia rozejrzała się po salonie. Wszędzie pełno było krwi, ale kobieta wiedziała, że nie to jest największym problemem. W całym domu były ślady Kaliny i Zuzi. Kilka miesięcy wcześniej, kiedy zostały zatrzymane za posiadanie narkotyków, ich DNA i odciski palców znalazły się w bazie. Od zabezpieczenia śladów do ustalenia sprawcy miało minąć najwyżej kilka dni.
- Musisz mi powiedzieć, gdzie dokładnie przebywałyście - oznajmiła Joasia, kiedy Kalina wróciła z łazienki. - Zastanów się.
- W kuchni, łazience i salonie - odparła dziewczyna powoli. - I w przedpokoju.
- A na górę wchodziłyście?
- Nie, byłyśmy tylko tutaj. Aśka, co chcesz zrobić...?
- Porozmawiamy później - osparła Joasia stanowczo. - Teraz jedźcie do domu. Ale Kalina, pamiętaj, nie możecie zwracać na siebie uwagi.
Kiedy Aśka została sama, szybko zabrała się do działania. Lata pracy w policji nauczyły ją, jak popełnić zbrodnię doskonałą. Nigdy nie sądziła, że takie umiejętności kiedykolwiek jej się przydadzą, ale los sprawił jej niemiłą niespodziankę.
Wyjęła z torebki rękawiczki jednorazowe, które podobnie jak broń czy scyzoryk zawsze miała przy sobie, po czym zabrała się za sprzątanie. Wytarła wszystkie powierzchnie i przedmioty w pomieszczeniach, w których przebywały nastolatki. Musiała upewnić się, że żaden ich włos, odcisk palca czy kropla śliny nie zostaną w tym domu. Wyczyściła dokładnie paznokcie martwego chłopaka, wytarła też nóż i zabrała podartą bluzkę Zuzi. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinna usunąć ciała, ale uznała, że byłoby to zbyt ryzykowne. Po pierwsze ktoś mógłby ją zobaczyć, a po drugie ślady denata z całą pewnością zostałyby w jej samochodzie. Poza tym mężczyzna był wysoki i dobrze umięśniony, więc Joasia na pewno potrzebowałaby pomocy, żeby ruszyć go z miejsca.
Czuła się bardzo dziwnie, kiedy dwie godziny później jechała samochodem przez opustoszałe miasto. Wciąż miała przed oczami płaczące nastolatki i zakrwawione ciało leżące na podłodze. Wiedziała, że niedługo rodzice chłopaka wrócą do domu i znajdą jego ciało. Już widziała, jak technicy krzątają się po pokojach, które jeszcze kilkanaście minut temu sprzątała. Starała się zrobić to bardzo dokładnie, ale nie mogła być pewna, że czegoś nie przeoczyła.
W mieszkaniu stwierdziła, że zgodnie z jej przypuszczeniami nastolatki wciąż nie śpią. Obie siedziały pod kocem na kanapie w salonie i czekały na nią z niecierpliwością. Joasia uklękła na podłodze przed kanapą i spojrzała poważnie na siostrę.
- Opowiesz mi, co tam się stało? - zapytała łagodnie.
- Marcin zaprosił nas na imprezę - zaczęła dziewczyna lekko drżącym głosem. - On jest... - przełknęła ślinę - był starszy, był studentem. Wszyscy jakoś szybko się rozeszli i my właściwie też miałyśmy iść, ale mówił, żebyśmy jeszcze trochę zostały i w ogóle...
Urwała, zerkając niepewnie na Zuzię. Dziewczyna siedziała ze wzrokiem utkwionym w kolanach.
- Jak poszłam do łazienki - kontynuowała po chwili Kalina, - on...
Spuściła wzrok. Joasia pokiwała głową.
- Zobaczyłam to. Krzyczałam, żeby ją zostawił, ale on się tylko śmiał. I wtedy złapałam ten nóż. Nie chciałam go zabić, ale... ale...
- Wiem - powiedziała Joasia łagodnie.
Bez problemu mogła wyobrazić sobie tę scenę. Doskonale rozumiała zachowanie siostry. Była przerażona i całkowicie bezradna. Na jej oczach chłopak gwałcił jej przyjaciółkę, a ona mogła się tylko przyglądać. Chciała zrobić cokolwiek, by to przerwać. Joasia wiedziała, że sama na jej miejscu postąpiłaby podobnie.
- Aśka, ja nie chcę iść do więzienia... - powiedziała cicho Kalina. - Ja naprawdę nie chciałam go zabić...
- Wiem - odparła Joasia, ściskając siostrę za rękę. - Nie martw się. Nie został tam nawet najmniejszy ślad - zapewniła. - Zuzia - dodała po chwili namysłu, - dobrze się czujesz?
Dziewczyna podniosła wzrok. Na policzkach miała ślady łez, ale kiwnęła głową. Joasia pogłaskała ją po włosach.
- Wiem, że jesteście przerażone - powiedziała łagodnie, - że to dla was koszmar. Ale musicie zachowywać się normalnie. Nikt nie może zauważyć, że coś jest nie tak. Nie chcę, żeby ktoś łączył was z tym miejscem.
Nastolatki pokiwały głowami, ale Joasia wiedziała, że w tym momencie jej słowa nie do końca do nich trafiają.
- Musicie jutro iść do szkoły - westchnęła po chwili. - Gdybyście się nie pojawiły, mogłoby to wzbudzić podejrzenia. Zuzia, jeśli chcesz, możesz na razie u nas zostać - dodała niepewnie.
Już świtało, kiedy w końcu nastolatki znalazły się w łóżkach. Joasia wiedziała, że nie zasną, ale nie mogła nic na to poradzić. Sama czuła się okropnie. To wszystko, co wydarzyło się w nocy, dopiero zaczynało do niej docierać. Straszna prawda przytłaczała ją, kiedy przewracała się z boku na bok, chcąc zdrzemnąć się choć chwilę. Bała się myśleć o przyszłości, tej bliższej i dalszej. Dawno nie przeżyła tak okropnego dnia. Jeszcze dwadzieścia cztery godziny wcześnie, nieświadoma zbliżających się wydarzeń, była po prostu zwykłą kobietą, z ufnością patrzącą w przyszłość. Teraz była przestępcą, w dodatku spodziewającym się dziecka. Nie wyobrażała sobie, by jej życie kiedykolwiek mogło wrócić do normalności.
Kiedy wybiła szósta, Aśka w końcu zrezygnowała z prób zaśnięcia i poszła się wykąpać. Wciąż czuła się oszołomiona, a wszystkie poranne czynności wykonywała mechanicznie, będąc myślami zupełnie gdzie indziej.
Jedynym pozytywnym zaskoczeniem tego poranka było zachowanie Zuzi. Bez słowa sprzeciwu ubrała się i przygotowała do wyjścia.
- Wyjdziemy wcześniej - powiedziała Joasi, kiedy spotkały się w kuchni. - Musimy jeszcze zajść do mnie po plecak.
- Jasne. Zrobiłam wam kanapki - odparła policjantka, wciskając nastolatce do rąk zawiniątko.
- Dziękuję.
Zuzia umyła szklankę po herbacie i chciała wyjść, ale Joasia przytrzymała ją delikatnie za ramię.
- Wiem, że jest ci bardzo ciężko - powiedziała łagodnie, patrząc nastolatce w oczy, - ale pamiętaj, że nie jesteś sama. Możesz na mnie liczyć.
Dziewczyna uśmiechnęła się z wysiłkiem.
- Dziękuję pani - powtórzyła.
- Mów mi po imieniu - poprosiła Joasia. - Po pracy pójdę do twoich rodziców. Powiem, że pomieszkasz trochę z nami.
- Nie sądzę, żeby ich to interesowało...
- Mimo wszystko pójdę - odparła kobieta z uśmiechem. - Wiem, że nie zabrzmi to pocieszająco, ale... czas leczy rany. Niedługo będzie lepiej.
Zuzia pokiwała głową, choć nie wyglądała na przekonaną, podziękowała raz jeszcze policjantce i poszła po kurtkę. Kilka minut później ona i Kalina wyszły z domu, a Joasia zrobiła makijaż i sprawdziła telefon. Tak jak się spodziewała, Sebastian już czekał na nią pod blokiem. Nie miała wyjścia - musiała iść do pracy i udawać, że wszystko jest w porządku.


***


Crazy girl, owszem, wszystko będzie przeniesione, ale idzie mi to bardzo opornie. Mam ostatnio niewiele czasu, a jeśli już trochę znajdę, wolę napisać nową część.

poniedziałek, 15 października 2012

60. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

- Co się z nim stało? - zapytała Joasia po chwili. - Pochowaliście go?
- Tak.
Pokiwała głową, odwracając się do okna. Targały nią silne emocje, ale za wszelką cenę starała się nad nimi zapanować. Nagle poczuła gwaltowne mdłości i wybiegła z pokoju, przepraszając Sebastiana.
Policjant spodziewał się co prawda najgorszego, ale i tak zaniepokoiła go reakcja Joasi. Wiedział, że po niedawnym odwodnieniu jej organizm nie odzyskał jeszcze sił i wymioty w tej chwili to bardzo poważna sprawa.
- Aśka, wpuść mnie - prosił kilka minut później, pukając do drzwi łazienki. - Wszystko w porządku? Aśka, słyszysz?
Minęło trochę czasu nim kobieta w końcu otworzyła drzwi. Była blada, a policzki miała mokre od łez, ale bez oporów przytuliła się do Sebastiana.
- Już nigdy więcej nie chcę mieć psa - wyszeptała.
Mężczyzna pogłaskał ją po włosach, ale nic nie powiedział. Rozumiał ją. W krótkim czasie straciła drugiego psa, była rozgoryczona i zrozpaczona, a decydowanie się na kolejnego zwierzaka oznaczało ryzyko, że i jego straci. Sebastian był jednak pewny, że kiedy minie trochę czasu i kobieta się uspokoi, zmieni zdanie.
Weekend nie był dla Joasi łatwy. Fizycznie znowu czuła się gorzej, ale starała się to zachować dla siebie. Na szczęście Kalina pojechała ze znajomymi pod namioty, a Sebastian do późna siedział na komendzie. Mogła więc w spokoju skupić się na ponurych myślach.
W niedzielę wieczorem, kiedy Kalina wróciła do domu i zaczęła opowiadać jej o mimionymi weekendzie, Joasia w końcu zdała sobie sprawę, że minęła już połowa maja. Ostatnio żyła w wielkim pośpiechu i po prostu nie miała czasu, by pochylić się nad najbardziej przyziemnymi sprawami. Wnioski, do jakich doszła nie pozwoliły jej zasnąć aż do rana.
W drodze na komendę poprsiła Sebastianowi, by zatrzymał się pod apteką. Powiedziała, że musi kupić witaminy, ale tak naprawdę poprosiła o test ciążowy. Po nocnych przemyśleniach wciąż była jeszcze w szoku, w związku z czym zachowywała się całkowicie spokojnie, jakby wykonanie testu miało być tylko formalnością, która udowodni jej, że się myli.
Zaraz po przyjściu do pracy zamknęła się w kabinie i zapoznała się z instrukcją testu. Cała ta sprawa wydawała jej się całkowicie abstrakcyjna. O dziecku myślała zawsze jak o bliżej nieokreślonej przyszłości, która równie dobrze mogła nigdy nie nastąpić. Mimo że dość regularnie sypiała najpierw z Błażejem, potem z Sebastianem, jakoś nigdy nie przyszło jej do głowy, że antykoncepcja może ją zawieść.
Zrobiła test i wyszła z kabiny, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Stanęła przy oknie i przez kilka minut w milczeniu obserwowała ptaki. Jej myśli odpłynęły do Sebastiana. W ciągu ostatnich dni bardzo się do siebie zbliżyli, a ona, choć początkowo się przed tym broniła, musiała w końcu przyznać, że przyzwyczaiła się do jego obecności. Było jej naprawdę dobrze. Spotykali się niedługo, ale była całkowicie pewna, że Sebastian jest tym jedynym. Nigdy żaden jej związek nie był tak dojrzały. Zachowywali się w stosunku do siebie, jakby spotykali się od wielu miesięcy, jeśli nie lat. Nie było między nimi wstydu czy niedomówień, do czego z pewnością przyczyniła się wieloletnia przyjaźń. Pewność i spokój, które odczuwała w towarzystwie Sebastiana sprawiały, że zaczynała myśleć o ślubie. Co prawda nie w perspektywie najbliższych tygodni czy miesięcy, ale czuła, że gdyby tylko Sebastian zdecydował się oświadczyć, zgodziłaby się bez wahania.
Drgnęła, usłyszawszy hałas na korytarzu. Spojrzała na zegarek i uznała, że czas najwyższy sprawdzić wynik testu. Wciąż była całkowicie spokojna, bo absolutnie nie brała pod uwagę ciąży. Zerknęła na pasek bibuły, na którym pojawiły się dwie kreski. Zmarszczyła brwi. Nie była ekspertem w tych sprawach, ale owe "dwie kreski" były już tak sławne, że nawet ona, kompletny laik w kwestii ciąży, zdawała się rozumieć ich znaczenie.
Cały czas nie traciła pogody ducha. Wyciągnęła z kieszeni instrukcję i postanowiła ponownie się z nią zapoznać. Uznała, że musiała coś pomylić. Po chwili jednak prawda zwaliła się na nią z całą mocą.
Test wypadł jej z dłoni. Złapała się za głowę i po ścianie osunęła na podłogę. Była tak przerażona i zrozpaczona, że nie potrafiła nawet płakać.
Siedziała tak na podłodze całkowicie zszokowana. Z twarzą ukrytą między kolanami próbowała przyswoić niepomyślną wiadomość.
- Boże, jak to możliwe? - wyszeptała. - Jak to możliwe, do cholery?
Była całkowicie pewna, że nigdy nie zapomniała się zabezpieczyć. Bardzo tego pilnowała, a branie tabletek stało się pewnego rodzaju nawykiem. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że żadna metoda antykoncepcji nie daje stu procent pewności, ale zagrożenie nigdy nie wydawało jej się zbyt duże. Trudno było przewidywać, że będzie akurat tą jedną na sto.
Nagłe pojawienie się w toalecie Kaśki zmusiło ją do wzięcia się w garść. Szybko poderwała się z podłogi, gniotąc w dłoni test ciążowy i udała, że szuka kolczyka. Potem uśmiechnęła się do przyjaciółki i szybko wyszła z łazienki.
Nie czuła się na siłach, by spędzić ten dzień w pracy, w towarzystwie ludzi, jednak nie miała wyboru. Nie mogła tak po prostu wyjść, a liczenie na wyrozumiałość Starego byłoby nadmiernym optymizmem. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że dopiero wróciła do pracy po kilku dniach wolnych.
Ten dzień minął jej jak w transie. Wciąż miała jeszcze resztki nadziei, bo przecież test ciążowy nie daje stu procent pewności. Chciała jeszcze tego samego dnia pójść do ginekologa, ale jej lekarz pierwszy wolny termin miał dopiero w sobotę. Oznaczało to tydzień niepewności, choć Joasia w duchu zdawała sobie sprawę, że jej samopoczucie, wahania nastrojów, a przede wszystkim brak okresu mówią same za siebie.
- Co robimy wieczorem? - zagadnął Sebastian, kiedy późnym popołudniem oboje kończyli codzienną porcję raportów.
Joasia podniosła wzrok, zastanawiając się nad odpowiedzią. Miała ochotę spędzić trochę czasu tylko w towarzystwie Sebastiana, ale wiedziała, że najpierw musi się uspokoić. Poza tym nieprzespana noc dawała o sobie znać.
- Wiesz, jestem strasznie zmęczona - odparła ostrożnie. - Marzę o długiej kąpieli i łóżku... Spotkamy się jutro, dobrze? Nie gniewaj się, proszę.
- Ale odwiozę cię do domu - powiedział Sebastian z uśmiechem.
Na to Aśka mogła przystać, więc godzinę później oboje wsiedli do samochodu i ruszyli w kierunku jej osiedla. Przez całą drogę milczeli. Sebastian widział, że Joasia nie jest w najlepszym humorze, ale zrzucił to na zmęczenie. Pożegnał ją delikatnym pocałunkiem i wrócił do siebie.
W domu na Aśkę czekała Kalina. Zrobiła pyszny obiad i posprzątała, po czym policjantka natychmiast domyśliła się, że coś jest na rzeczy. Sprawa szybko się wyjaśniła.
- Wiesz, dzisiaj jest impreza... - zaczęła nastolatka, zerkając na siostrę, która kończyła właśnie zapiekankę. - U Michała. Zaprosił mnie i Zuzę.
Joasia zawahała się przez moment. Odkąd Kalina została zatrzymana przez policję, nie bywała na żadnych imprezach. Taki układ bardzo Aśce pasował, ale z drugiej strony zdawała sobie sprawę, że Kalina jest nastolatką i chce się bawić. Ostatecznie była pełnoletnia, więc kobieta uznała, że pytanie jej o zdanie jest oznaką chęci współpracy.
- To w co się ubierasz? - zapytała.
Kalina rozpromieniła się.
- Jeszcze nie wiem - odparła szybko. - Zuza do nas wpadnie, dobrze? Chciała, żebym jej pożyczyła spódnicę.
- Pewnie.
Dzięki wyraźnemu entuzjazmowi siostry, Joasi udało się choć na chwilę zapomnieć o wyniku testu ciążowego. Kiedy przyszła Zuzia, wszystkie trzy wyrzuciły na łóżko zawartość szafy Kaliny i zaczęły wybierać stosowne ubrania.
- Bardzo ci w niej ładniej - powiedziała Joasia, kiedy Zuza włożyła jedną z bluzek Kaliny. - Ale może spróbuj włożyć dżinsy.
- Aśka, pożyczysz mi spódnicę? - zagadnęła Kalina. - Wiesz, tą brązową...
Policjantka skinęła głową i poszła poszukać spódnicy, którą od zakupu miała na sobie dosłownie kilka razy. Kiedy wracała, dosłyszala fragment rozmowy nastolatek.
- Masz świetną siostrę - mówiła Zuza. - Zazdroszczę ci. Ja muszę mieszkać ze starymi...
- Gdyby nie Aśka, pewnie poszłabym do bidula - odparła Kalina z westchnieniem. - Starzy mają mnie gdzieś.
- Skąd ja to znam...
- Myślałam, że będzie do dupy. Czasem jest taka zasadnicza... Ale jest pierwszą osobą, na którą naprawdę mogę liczyć. Chociaż w zasadzie nic nie musiała. Prawie się nie znałyśmy, zanim z nią zamieszkałam. Czasem się dziwię, że w ogóle mnie zechciała.
- W końcu jesteście siostrami...
- Przyrodnimi - zauważyła Kalina. - Mogła mnie olać i nikt by się nie zdziwił. A poza tym... To nie jest tak, że ja tylko tu mieszkam. Ona się naprawdę mną interesuje.
- Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście...
Joasia zakaszlała, dając nastolatkom do zrozumienia, że się zbliża i weszła do sypialni Kaliny. Słowa siostry bardzo ją rozczuliły. Takie chwile wynagradzały wszystkie problemy, z którymi na co dzień musiała sobie radzić.
Kiedy dwie godziny później nastolatki wyszły, Joasia w końcu została sama i postanowiła jak najlepiej wykorzystać ten czas. Przygotowała sobie kąpiel i weszła do wanny z zamiarem spędzenia w niej najbliższej godziny.
Ledwie znalazła się w wodzie, jej wzrok padł na ręcznik Karo złożony na półce nad pralką. Odkąd dowiedziała się, że pies nie żyje, starała się nie wracać do niego myślami. Dom wydawał się bez niego nienaturalnie pusty. Odkąd tylko sięgała pamięcią, zawsze miała psa. Kiedy była bardzo mała, jej ojciec przygarnął z ulicy kundelka. Potem kupiła Bezę, która została z nią, kiedy Joasia straciła tatę i wprowadziła się do tego mieszkania. Wciąż czuła się winna jej śmierci, a teraz jeszcze miała na sumieniu Karo, który ledwie zdążył skończyć rok. Brakowało jej spacerów w najgorszą nawet pogodę i rzucania piłki. Dziwnie się czuła, kiedy nikt nie witał jej radośnie po przyjściu do domu i nie miała do kogo przytulić się w nocy. Kalina przebąkiwała coś o schronisku i przygarnięciu jakiegoś psa, ale Aśka nie chciała o tym słyszeć.
Telefon leżący na półce nad wanną zaczął wibrować. Joasia sięgnęła po niego i otworzyła smsa od Sebastiana. "Mam dla Ciebie niespodziankę, na pewno Ci się spodoba. Tęsknię, Słońce" - przeczytała.
- Ja też mam dla ciebie niespodziankę - powiedziała sama do siebie, - ale nie sądzę, żebyś był z niej zadowolony.
Westchnęła sama do siebie i zanurzyła się w wodzie. Na samą myśl, że będzie musiała powiedzieć Sebastianowi o ciąży, czuła nieprzyjemne sensacje w żołądku. Obawiała się, że ta informacja może ich dopiero budowany związek wystawić na ciężką próbę.

sobota, 13 października 2012

59. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

- Żyje - oznajmił.
Sebastian odetchnął z ulgą. Kiedy ukląkł obok niej, otworzyła oczy. Szybko wyjął z jej ust knebel i zaczął rozwiązywać sznur, którym związane były ciasno ręce kobiety.
- Już wszystko w porządku - powiedział uspokajającym tonem, starając się nie zwracać uwagi na jej płytki oddech. - Coś cię boli?
Joasia nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa. Oparła się bezwładnie o Sebastiana, marząc, by dał jej wody.
- Seba, ona jest chyba spragniona - mruknął dowódca ATeków, patrząc na popękane usta kobiety.
Chwilę później ktoś podał Sebastianowi wodę i komisarz pomógł partnerce się napić. W oczekiwaniu na karetkę nie mógł zrobić nic poza delikatnym podtrzymywaniem jej i dodawaniem otuchy.
W szpitalu lekarze szybko zajęli się Joasią. Była bardzo odwodniona, ale prócz otarć od sznurów nie miała żadnych innych obrażeń. Sebastian nie miał okazji z nią porozmawiać, bo zasnęła jeszcze w trakcie badań.
- Nic tu po nas - mruknęła Ania, która razem z przyjacielem przyjechała do szpitala. - Ja muszę jechać na komendę, Stary czeka na szczegółowe wyjaśnienia. A ty chyba powinieneś pogadać z Kaliną. Ona jeszcze nic nie wie.
Seba kiwnął głową. Najchętniej zostałby z Joasią, ale zdawał sobie sprawę, że na nic się nie przyda. Kobieta była bardzo słaba i potrzebowała snu, a lekarze przepowiadali, że nie obudzi się w ciągu najbliższych kilku godzin.
Tak więc komisarz udał się do mieszkania sąsiadki Joasi, gdzie od jej porwania przebywała Kalina. Kobieta z chęcią zgodziła się zaopiekować nastolatką, która była zbyt wystraszona i zrozpaczona, by zostawić ją samą.
- Jest odwodniona i bardzo słaba, ale żyje, to najważniejsze - wyjaśniał Sebastian pół godziny później.
Kalina wpatrywała się w niego jak w obrazek, czekając na każde kolejne słowo.
- Ale nie umrze, prawda? Wyzdrowieje? - dopytywała.
- Tak - zapewnił Sebastian, choć lekarze nic mu nie obiecywali. - Pojedziemy do niej jutro rano, ok? Teraz śpi, musi odpocząć - dodał, widząc, że nastolatka zamierza protestować.
Jeszcze przez kilka minut uspokajał Kalinę, powtarzając, że Joasia dojdzie do siebie, a potem w końcu mógł pojechać do domu. Dopiero teraz, kiedy już wiedział, że jego przyjaciółce nic nie grozi, poczuł się zmęczony. Z samego rana chciał pojechać do szpitala, więc od razu po przyjściu do domu położył się spać.
Następnego dnia kilka minut po siódmej Sebastian pojawił się w szpitalu. Umówił się z Anią, że sam pojedzie do Joasi, a ona przywiezie Kalinę około ósmej.
Joasia już nie spała. Chwilę wcześniej wyszedł od niej lekarz. Na widok przyjaciela jej oczy zapłonęły.
- Gdzie Kalina? - zapytała natychmiast. - Jest cała? Zrobił jej coś?
- Kalina? - zdziwił się Seba. - Wszystko z nią w porządku, będzie tu niedługo.
- Na pewno? Nie jest ranna?
- Nie, skąd ci to przyszło do głowy?
- W mieszkaniu widziałam krew - odparła Joasia, podnosząc się na łokciu.
Widać było, że wciąż jest słaba. Ręka, na której się opierała drżała z wysiłku.
- Aśka, Kalina jest cała, zapewniam cię - powiedział Seba, chcąc jak najszybciej uspokoić przyjaciółkę. - Połóż się.
Kobieta opadła z powrotem na poduszkę, ale wciąż łypała na partnera podejrzliwie, jakby się spodziewała, że celowo zataja przed nią prawdę. Miała trochę racji, bo Sebastian nie powiedział jej, skąd wzięła się krew w mieszkaniu. Uznał, że nie jest to najlepszy moment, by informować ją o śmierci Karo. Tę wątpliwą przyjemność postanowić zostawić sobie na później.
- Jak się czujesz? - zapytał, chcąc odwrócić jej uwagę.
- W porządku - mruknęła.
Nie miała ochoty rozmawiać na ten temat. Czuła się źle, a lekarze nie zwracali na to większej uwagi. Podawali jej kolejne kroplówki, ale nie chcieli z nią rozmawiać. To był jeden z powodów, dla których tak nie lubiła szpitali. Nie znosiła myśli, że jest od kogoś zależna.
- Rano mieli ci zrobić badania... - kontynuował Seba.
- Jestem zmęczona - odparła kobieta stanowczo, a w jej głosie zabrzmiał chłód. - Więc...
Zawiesiła znacząco głos, a Sebastian zrozumiał. Uśmiechnął się, choć widać było, że trochę go to dotknęło.
- Wpadnę później - obiecał.
Chciał pocałować ją w policzek, ale jej spojrzenie nie zachęcało do czułości, więc po prostu wstał i wyszedł.
Nie czekał na Anię i Kalinę. Napisał tylko krótkiego smsa, informując przyjaciółkę, że jedzie na komendę i tak też zrobił. Wolał już zmierzyć się ze Starym i górami raportów, niż siedzieć na szpitalnym korytarzu i zastanawiać się, dlaczego Aśka znowu traktuje go tak chłodno.
Na komendzie wszyscy byli w wyśmienitych nastrojach. Odkąd policjantów obiegła informacja, że to Michalik porwał Joasię, mało kto wierzył w szczęśliwe zakończenie. Tak więc Sebastian był jedyną osobą, której nie dopisywał dobry humor. Nie miał ochoty odpowiadać na kłopotliwe pytania kolegów, więc szybko zaszył się w biurze.
Tymczasem do Joasi przyjechały Ania i Kalina. Policjantka uspokoiła się, dopiero kiedy sama upewniła się, że jej siostra jest cała i zdrowa. Złość, która ogarnęła ją podczas wizyty Sebastiana, gdzieś się rozpłynęła.
- Ostatnio tak łatwo tracę nad sobą panowanie - wyznała, kiedy Kalina poszła do łazienki. - Sama nie wiem, dlaczego Seba tak mnie wkurzył...
- Jesteś zestresowana - skwitowała Ania. - Musisz odpocząć.
- Strasznie jestem na siebie zła. Sebastian uratował mi życie, a ja nawet mu nie podziękowałam...
- Zrozumie, nie przejmuj się - zapewniła Anka, uśmiechając się do przyjaciółki. - Zresztą, pewnie przyjedzie tu po pracy i wszystko sobie wyjaśnicie.
- Mam nadzieję. Naprawdę mi na nim zależy, chociaż może nie okazuję tego tak jak powinnam...
Ania z pełnym zrozumienia uśmiechem pogłaskała przyjaciółkę po ramieniu.
- Powiem mu, żeby wpadł po pracy - obiecała.
Kalina chciała koniecznie zostać z siostrą, ale Ania musiała wracać do pracy. Stary nie na ogół nie był zbyt wyrozumiały, więc wolała nie wystawiać jego cierpliwości na próbę. Od razu skierowała się do Sebastiana, żeby spełnić obietnicę daną przyjaciółce.
- Coś ty taki przygnębiony? - zagadnęła wesoło, choć dobrze wiedziała, o co chodzi. - Chyba powinieneś się cieszyć, prawda?
- Pewnie, że się cieszę - odparł Seba, uśmiechając się nieco. - Byłaś u Aśki? Jak ona się czuje?
- Ujdzie - skwitowała krótko Anka, siadając w fotelu przyjaciółki. - Prosiła, żebyś zajrzał do niej po pracy.
- Poważnie?
Sebastian natychmiast ożywił się i stracił zainteresowanie raportami.
- Poważnie - odparła policjantka. - Ponoć rano niezbyt miło cię potraktowała i ma wyrzuty sumienia.
To jeszcze bardziej poprawiło Sebastianowi humor. Natychmiast rzucił raporty i postanowił od razu pojechać do przyjaciółki. Ania odprowadziła go wzrokiem, uśmiechając się do siebie. Wszystko wskazywało na to, że komisarze szybko dojdą do porozumienia.
Joasia wyszła ze szpitala trzy dni później. Wciąż była jeszcze osłabiona, ale wypisała się na własne żądanie. Nie mogła już znieść przedmiotowego traktowania, a lekarz na każdym kroku okazywał jej, że niezbyt go obchodzi jej stan.
Sebastian nawet tego nie skomentował. W duchu przyznawał jej rację, bo równie dobrze mogła dochodzić do siebie w domu. Miał w tym zresztą własny ineteres - w szpitalu jego odwiedziny były mocno ograniczone.
Michalik trafił do więzienia, gdzie oczekiwał na kolejny proces. Bez względu na wyrok i tak miał spędzić resztę życia za kratami. Już sama ta myśl poprawiała Joasi humor. Miała wielką nadzieję, że już nie spotka swojego oprawcy. Zaplanowana przez niego śmierć może nie miała być bardzo efektowna, ale za to na pewno okrutna i teraz już policjantka doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
- Od poniedziałku wrócę do pracy - powiedziała Sebastianowi w czwartek. - Już dzwoniłam do Starego.
- Cieszę się - odparł Seba, przytulając ją mocniej. - Nudno bez ciebie.
- Jasne... I tak ciągle gracie z Rafałem w karty... Anka mi mówiła - dodała Joasia ze złośliwym uśmiechem.
- No właśnie, taka nuda, że gram w karty - wyjaśnił szybko mężczyzna, uśmiechając się szeroko.
- Seba... - zaczęła Aśka, a jej głos nagle stał się wyjątkowo przymilny. - Wiem, że chcecie jak najlepiej i w ogóle... Ale naprawdę już dobrze się czuję i mogę opiekować się Karo. Pojedźmy po niego, ok?
Policjant zamarł na moment. Kiedy Joasia leżała w szpitalu jakoś nikt nie potrafił jej powiedzieć, że Karo nie żyje. Tłumaczyli się wzajemnie jej stanem zdrowia, osłabieniem. Powtarzali, że na stres i silne emocje na pewno nie pomogą jej dojść do siebie. Trzymali się tego nadal, kiedy kobieta wróciła do domu. Wspólnie wymyślili bajeczkę, zgodnie z którą Karo miał chwilowo zamieszkać u Ani - a wszystko rzekomo po to, by odciążyć Joasię. Z dnia na dzień ciągnęli to przedstawienie, a im dłużej kłamali, tym trudniej było w końcu wyznać prawdę.
Sebastian westchnął ciężko. Wiedział, że nie można ciągnąć tego w nieskończoność. Uznał, że czas powiedzieć prawdę.
- Posłuchaj - zaczął łagodnie, biorąc dłoń w swoje, - okłamaliśmy cię. Masz pełne prawo być na nas wściekła, ale po prostu nie potrafiliśmy ci powiedzieć.
- O co chodzi? - zapytała Aśka, która nagle stała się czujna.
- Karo nie żyje - wyznał w końcu Sebastian. - To jego krew widziałaś w mieszkaniu. Michalik go zastrzelił.
Przez chwilę wydawało się, że Joasia nie zrozumiała słów przyjaciela. W końcu jednak wyszarpnęła gwałtownie rękę z uścisku Sebastiana i wstała. Mężczyzna spodziewał się ataku złości i fali wyrzutów pod swoim adresem. Wcale by go to nie zdziwiło, wręcz przeciwnie - uważał, że w pełni sobie na to zasłużył.

czwartek, 11 października 2012

58. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

- Nie obchodzi mnie, jak to załatwisz - warknął do Tomka, kiedy kilka minut po piątej rozdzielali między sobą zadania. - Nie obchodzi mnie brak ludzi i środków. Wszystkie meliny Michalika i ludzi, którzy kiedykolwiek z nim współpracowali, mają być natychmiast sprawdzone. Metr po metrze, rozumiesz?
Asystent kiwnął głową i wycofał się do telefonu, zastanawiając się jednocześnie, skąd wziąć dziesiątki funkcjonariuszy potrzebnych do tego zadania.
- Kaśka, ty bierzesz się za lotniska - kontynuował komisarz. - Michalik uciekł czwartego stycznia i interesuje nas jego aktywność od tamtego czasu. Kamil, ty bierzesz się za pociągi i autobusy, Bartek - wszystkie przejścia graniczne. Przede wszystkim musimy mieć pewność, że od poniedziałku nie opuścił kraju.
Sebastian wiedział, że jeśli Michalikowi uda się zamordować policjantkę, natychmiast zdecyduje się na ucieczkę z kraju. Podejrzewał, że jedynym powodem, dla którego został w Polsce, była właśnie zemsta. Miał więc wielką nadzieję, że żadne z asystentów nie dowie się o próbie przekroczenia przez niego granicy.
- Ania, Rafał, pojedźcie do więzienia. Spróbujcie pogadać z kimś z jego celi. Wiem, że będzie ciężko czegoś się dowiedzieć, ale zróbcie wszystko. Nie wiem, zaproponujcie im współpracę, jakieś graty do celi czy nawet zwolnienie warunkowe - co chcecie.
- A ty? - zapytała Ania trochę zaniepokojona.
- Wezmę zdjęcie Michalika i pojadę na osiedle Aśki - odparł, wkładając broń do kabury i zarzucając na siebie bluzę. - Może jacyś sąsiedzi widzieli tam Michalika. Był środek dnia, musiał znieść ją na dół, zapakować do samochodu. Musi być ktoś, kto coś widział, cokolwiek.
Podział zadań wcale nie był przypadkowy. Ponowne rozpytanie sąsiadów Sebastian celowo zostawił dla siebie. Wiedział, że gdyby udało się poznać choćby model samochodu, którym porusza się Michalik, szansa na odnalezienie Joasi znacznie by się zwiększyła.
Tego dnia wszyscy pracowali pod presją czasu, a zadania przed nimi postawione jak na złość były bardzo czasochłonne. Nie wystarczyło bowiem przepytanie personelu lotniska czy dworca, trzeba było także dokładnie przejrzeć monitoring. W więzieniu nikt nie chciał rozmawiać z Rafałem i Anią. Kumple Michalika po prostu ich wyśmiali - za bardzo bali się jego zemsty, żeby ryzykować dla kilku dodatkowych przywilejów.
Sebastian miał najwięcej szczęścia. Po kilku długich godzinach przesłuchiwania mieszkańców okolicznych bloków, udało mu się znaleźć dwóch nastolatków, którzy widzieli coś, co mogłoby mieć związek ze sprawą.
- Nie rozpoznali Michalika na żadnym ze zdjęć - powiedział, kiedy razem z przyjaciółmi znalazł się z powrotem na komendzie. - Nie widzieli też niczego podejrzanego, ale ponoć znają Aśkę z widzenia. I powiedzieli mi coś dziwnego. Twierdzą, że w poniedziałek około szesnastej widzieli, jak wsiada do samochodu z jakimś facetem. Podobno robiła to dobrowolnie, no i z całą pewnością nie był to Michalik.
Ania zmarszczyła brwi. Brzmiało to bardzo dziwnie.
- To musiałby być ktoś, kogo znała... - zaczęła powoli.
- A skąd broń w jej mieszkaniu? I te rozsypane zakupy? - zapytał Seba. - Według mnie to ściema. Myślę, że oni widzieli Michalika, który wynosił Aśkę. I wcale się nie dziwię, że go kryją. Na osiedlu każdy wie, że Aśka jest policjantką. Mogła im zaleźć za skórę albo po prostu wkurza ich to, że mieszka obok.
- Nawet jeśli faktycznie coś wiedzą, nie powiedzą nam tego... - zauważył Rafał.
- Zobaczymy - odparł Sebastian, krzyżując ręce na piersiach. - Obaj siedzą w pokojach przesłuchań, do godziny będą ich rodzice.
Komisarz nie raz już przesłuchiwał podobnych wyrostków, więc doskonale wiedział, co ma robić. Mieli dopiero po piętnaście lat, w związku z czym rozmowa musiała odbyć się w towarzystwie rodziców. To do nich Sebastian zamierzał dotrzeć, przekonując ich, że synom grozi odpowiedzialność karna. Miał nadzieję, że pod wpływem rodziców chłopcy szybciej powiedzą prawdę.

Joasia zamyślona wpatrywała się w okno, choć przez zasłonki niewiele mogła dostrzec. Wiedziała, że jest już późne popołudnie, a to oznaczało, że minęły dwie doby od porwania. Bardzo starała się skupić na czymś innym, ale trudno było jej nie myśleć o sytuaci, w jakiej się znalazła.
Michalik nie zajrzał do niej więcej, ale teraz nie miało to już wielkiego znaczenia. Wiedziała, kto ją porwał i jaką przygotował dla niej śmierć. Towarzystwo oprawcy nie mogłoby przynieść jej ulgi, wręcz przeciwnie.
Knebel w ustach bardzo jej przeszkadzał. Nie mogła normalnie oddychać. Próbowała odchrząknąć czy przełknąć ślinę, ale nie była w stanie. Usta miała wysuszone i popękane. W głowie wciąż jej szumiało, a przed oczami co jakiś czas pojawiały się mroczki. Zaczynały też boleć mięśnie. Nie mogła zrozumieć, dlaczego brak wody i pożywienia tak bardzo ją osłabił w tak krótkim czasie.

Plan Sebastiana przyniósł efekty, choć spodziewał się ich dużo szybciej. Było już dobrze po północy, kiedy jeden z zatrzymanych chłopaków w końcu zaczął mówić.
- Widzieliśmy tylko, jak wkłada ją do bagażnika - burknął pod nosem, wpatrując się w stolik. - Zresztą, gówno mnie to obchodzi.
- Grzeczniej - warknął Sebastian, a ojciec chłopaka złapał syna za kaptur i szarpnął gwałtownie.
- Mów wreszcie, co wiesz! - zawołał.
Sebastianowi wydawało się, że chłopak tylko przed ojcem czuje jakikolwiek respekt, więc nie uspokajał mężczyzny. Czekał cierpliwie na efekty.
- No... - mruknął w końcu nastolatek. - Ona chyba była nieprzytomna, ale ja nic nie wiem.
- Jaki to był samochód? - zapytał ostro policjant. - Kolor, model, numer rejestracyjny?
- Ciemnozielony passat, numerów nie pamiętam...
- Skup się - warknął Sebastian, pochylając się w stronę chłopaka.
- Nie wiem, naprawdę...
Nie było sensu dłużej tracić czasu i komisarz dobrze o tym wiedział. Wyszedł, zostawiając z zatrzymanym mundurowego i skierował się prosto do asystentów.
- Zróbcie mi listę wszystkich właścicieli zielonych passatów z naszego województwa - zarządził. - Sprawdźcie, czy nie było żadnego zgłoszenia kradzieży takiego samochodu. I podajcie do patroli, że Michalik prawdopodobnie porusza się zielonym passatem.
Wszyscy zdawali sobie sprawę, że podobnych samochód w mieście może być naprawdę dużo. Sprawdzenie wszystkich było fizycznie niemożliwe, więc mieli nadzieję, że same nazwiska bądź fakt kradzieży naprowadzą ich na trop.
Tej nocy komisarze się nie wyspali. Szybko okazało się, że w niedzielę w nocy został skradziony zielony passat i wszyscy podejrzewali, że to robota Michalika. Jego numery natychmiast zostały przekazane wszystkim patrolom i taksówkarzom. Sebastian wsiadł w samochód i całą noc krążył po mieście, szukając skradzionego passata. Przemierzał ulicę po ulicy, a za każdym razem kiedy zobaczył auto podobne do poszukiwanego, serce biło mu mocniej. Niestety za każdym razem na darmo.

Rankiem do fatalnego samopoczucia, bólów głowy i mięśni, doszły także silne bóle brzucha. Siedziała skulona na ziemi, próbując zapanować nad sobą. Chciała płakać, ale ani jedna łza nie spłynęła po jej policzku.
Michalik znowu pojawił się w pokoju. Postał przez chwilę w drzwiach, popatrzył na nią i pokiwał głową z wyraźnym zadowoleniem. Nie spodziewał się, że kobieta tak szybko straci siły. Wiedział, że nie potrwa to już długo.

Z każdą godziną Sebastian był coraz bardziej zdenerwowany. Miotał się po korytarzach, co chwilę pytając asystentów, czy nie wiadomo nic nowego. Mijał już trzeci dzień i wszyscy wiedzieli, że szanse na odnalezienie Joasi maleją z każdą chwilą.
Było pół do dwunastej, kiedy Tomek odebrał telefon od jednego z taksówkarzy. Mężczyzna zauważył poszukiwany samochód pod blokiem na ulicy Wita Stwosza. Mimo chwilowej radości Sebastian szybko zdał sobie sprawę, że to nie rozwiązuje problemu. Oczywiście zrobili duży krok naprzód, ale nie mieli nawet pewności, czy Michalik przebywa w tym bloku, czy może w którymś z okolicznych, nie wspominając już o numerze mieszkania. Nie mogli pojechać tam całą ekipą i szukać, bo gdyby przestępca zauważył policjantów, móglby zrobić Joasi krzywdę
Ostatecznie Sebastian zadecydował, że postawią tam nieoznakowany radiowóz na wypadek, gdyby Michalik pojawił się na ulicy. W międzyczasie z pomocą asystentów mieli przejrzeć dane wszystkich mieszkańców najbliższych bloków i wytypować podejrzane mieszkania. Wiele go kosztowała ta decyzja, bo zawsze wolał działać. Najchętniej pojechałby tam i przetrzepał każde mieszkanie. Wiedział jednak, że musi zachować najwyższą ostrożność, żeby nie narażać życia partnerki.
Godzinę później zostały wytypowane trzy mieszkania, które według ich informacji stały puste, a najprawdopodobniej były po prostu nielegalnie wynajmowane. Jedno z nich znajdowało się na drugim piętrze bloku, pod którym stał zaparkowany zielony passat. To właśnie do niego zamierzał iść Sebastian, a pozostałe dwa mieli sprawdzić Rafał i Tomek, oczywiście wspierani przez antyterrorystów. Dla bezpieczeństwa Ania miała zostać na komendzie.
Im bliżej było spotkanie z Michalikiem, tym bardziej Sebastian się denerwował. Nie dlatego, że bał się kryminalisty, wręcz przeciwnie - marzył o chwili, w której wyrównuje rachunki. Nie mógł jednak pozbyć się lęku o Joasię. Minęły prawie trzy doby od porwania i Sebastian wiedział, że w tym przypadku to bardzo dużo. Bał się tego, co może zastać w mieszkaniu.
ATecy wywarzyli drzwi i z hukiem wpadki do środka. Michalik siedział w salonie przed telewizorem i oglądał mecz. Natychmiast zerwał się, sięgając po broń, ale nie zdążył wycalować, bo padły strzały. ATecy trafili go w ramię i brzuch, ale nikt się nie przejął jego stanem. Sebastian szarpnął go gwałtownie.
- Gdzie Aśka?! - krzyczał, potrząsając nim. - Mów, skurwysynu!
- Sebastian, tutaj! - zawołał jeden z ATeków i komisarz natychmiast puścił porywacza.
Pobiegł do pokoju na końcu korytarza, skąd dobiegało wołanie. Zobaczył Joasię skuloną na podłodze, związaną i zakneblowaną. Jeden z ATeków pochylał się nad nią, sprawdzając puls.

środa, 10 października 2012

57. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Szeroki uśmiech na twarzy mężczyzny sprawiał, że Joasia miała coraz gorsze przeczucia. Mimowolnie dała się wciągnąć w grę, którą z nią prowadził. Słuchała uważnie, chcąc się dowiedzieć, jaką śmierć dla niej przygotował.
- Tyle jest sposobów, tyle możliwości... Zdawałoby się, że jest w czym wybierać. Ale jak co do czego przyjdzie, trudno jest zdecydować się na tę właściwą.
Westchnął i zamilkł na chwilę. Mówił o tym w taki sposób, jakby zastanawiał się nad wyborem właściwych butów. Jego ton był swobodny, nawet wesoły, ale nie czuć w tym było pasji szaleńca. Joasi zaczęło się to udzielać. Miała wrażenie, że od dawna zmierzała do tego punktu, że wszystko, co robiła, po prostu powoli zbliżało ją do spotkania z oprawcą. Poczuła się pogodzona z losem, tak jakby było jej to pisane, jakby nie miała żadnego wpływu.
- W końcu doszedłem do wniosku, że ani kulka, ani nóż nie zdadzą egzaminu. Musisz mieć czas przed śmiercią; dużo czasu, żeby przemyśleć sobie wszystko. I wiesz, co wymyśliłem? Po prostu nie zrobię nic - oznajmił wyraźnie zadowolony z siebie.
Aśka mimowolnie zmarszczyła brwi. Jakoś nie mogła zauważyć w tym przebłysku geniuszu.
- Zastanawiałaś się kiedyś, ile ludzki organizm wytrzyma bez wody? - zapytał mężczyzna przesadnie beztroskim tonem. - Trzy dni? Cztery? Chętnie to sprawdzę.
Przez chwilę Joasia miała ochotę się roześmiać. Ten plan wcale nie wydawał jej się taki złowieszczy. Nigdy nie doświadczyła przedłużającego się głodu czy pragnienia, bo nie można za takie uznać sytuacji, kiedy Kalina zapomniała zrobić zakupy i lodówka świeciła pustkami. Oczywiście Aśka zdawała sobie sprawę, że śmierć z pragnienia jest straszna, ale wiedziała też, że spokojnie wytrzyma kilka dni - na pewno wystarczająco długo, by przyjaciele zdążyli ją odnaleźć.

Sebastian siedział nad aktami, ale jego myśli wciąż uciekały w niepożądanym kierunku. Zamiast skupić się na tym, co czyta, co chwilę wracał do ostatnich chwil spędzonych z Joasią. Wydawało się, że minęły tygodnie, odkąd rozstał się z nią na komendzie. Zaczął się zastanawiać, czy będzie miał jeszcze okazję przeprosić ją za swoje zachowanie w mieszkaniu przyjaciół.
Był na siebie wściekły. Wciąż sobie powtarzał, że mógł z nią pojechać, że przecież mogli spędzić ten wieczór razem. Gdyby tam był, na pewno nie pozwoliłby nikomu tknąć przyjaciółki.
Nagle okazało się, że ma do siebie wiele zarzutów. Największym z nich była oczywiście sprawa z Sam i komisarz długo o tym rozmyślał, próbując jednocześnie skupić się na aktach. Potem przypomniał sobie o romansie przyjaciela, którym Joasia tak bardzo się przejmowała i pomyślał, że powinien bardziej ją wspierać, spróbować jakoś rozwiązać ten problem, a nie tylko potakiwać i powtarzać puste frazesy.
I nagle poczuł się tak, jakby ktoś uderzył go w twarz.
- Boże... - mruknął sam do siebie. - To nie może być tak proste...
Wystrzelił z biura jak z procy. Chciał natychmiast odnaleźć przyjaciół i podzielić się z nimi swoim odkryciem, ale kiedy zobaczył ich w kuchni, poczuł się nieswojo. Niezdecydowany zatrzymał się w drzwiach i patrzył na nich, bijąc się z myślami. Odnalezienie Joasi było dla niego absolutnym priorytetem, ale wiedział, że nie może dążyć do celu po trupach.
- Rafał, chodź na chwilę - mruknął w końcu. - Muszę z tobą pogadać.
Ania uniosła brwi. Nie wyglądała na zadowoloną, bo Sebastian aż nazbyt wyraźnie dał do zrozumienia, że nie chce rozmawiać przy niej. Nie było jednak czasu na subtelności.
- Co jest? - zapytał Rafał, kiedy zeszli na dół, chcąc przy okazji zapalić.
- Słuchaj, powiem wprost - odparł Seba, rezygnując z owijania w bawełnę. - Podejrzewam Kaśkę.
Rafał roześmiał się, jakby myślał, że przyjaciel żartuje. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że Sebastian nie wygląda na rozbawionego.
- Stary, nie żartuj - powiedział z lekkim przerażeniem w głosie. - Przecież to Kaśka... Niby dlaczego miałaby robić coś takiego?
- Aśka wie o was - odparł komisarz z naciskiem. - Próbowała wymusić na Kaśce, żeby to zakończyła. I wiem, że się pokłóciły.
- Seba, wiem, że się o nią martwisz, ale chyba trochę przesadzasz...
- Wiesz, czego mnie nauczyła ta praca? - zapytał niespodziewanie Seba. - Że nigdy nie można być niczego pewnym - dodał, nie czekając na odpowiedź.
Rafał nie wyglądał na przekonanego. Ściągnął sceptycznie brwi, ale nic nie powiedział. Sebastian natychmiast pojął jego taktykę - zamierzał po prostu przemilczeć sprawę w nadziei, że przyjaciel odpuści.
- Słuchaj, ja też nie chciałem uwierzyć, że Sam mogła maczać w tym palce - powiedział Seba zniecierpliwiony. - Pamiętasz, jak mnie przekonywaliście, że trzeba sprawdzić każdy trop?
- Niby jak zamierzasz to sprawdzić? - westchnął Rafał, zdając sobie w końcu sprawę, że Sebastian nie zamierza zrezygnować. - Chyba nie chcesz jej przesłuchiwać?
- Chcę znaleźć Aśkę - oświadczył Sebastian zdecydowanym tonem. - Cała reszta niewiele mnie obchodzi, twój romans także. Nie powiedziałem tego na głos tylko ze względu na Ankę. Daję ci szansę, masz godzinę, żeby to załatwić. Jeśli niczego się nie dowiesz, sam się tym zajmę i nie będę dbał o dyskrecję, zapewniam.
Rzucił papierosa na ziemię, przydepnął energicznie i skierował się z powrotem na komendę.
Rafał potraktował poważnie słowa przyjaciela. Nie wierzył w winę kochanki, ale zdawał sobie sprawę, że jeśli jakoś tego nie załatwi, niedługo Ania dowie się o jego romansie. Nie pozostawało mu więc nic innego, jak porozmawiać z Kaśką.
Dwadzieścia minut później Kaśka wpadła jak burza do biura, w którym Sebastian nadal studiował akta.
- Jak możesz? - wycedziła przez zęby, pochylając się w stronę policjanta. - Przecież Aśka to moja przyjaciółka!
Sebastian spojrzał na nią bez cienia zażenowania.
- Anka też jest twoją przyjaciółką i nie przeszkadza ci to w romansowaniu z Rafałem - zauważył ze złością. - Więc wybacz, ale jakoś nie wierze w twoją lojalność.
- Tobie już całkiem odbiło - powiedziała stanowczo, krzyżując ręce na piersiach. - Jest kompletnym idiotą.
- Co jest grane? - zapytała Ania, która razem z Rafałem pojawiła się niespodziewanie w biurze.
Sebastian jeszcze przez chwilę mierzył asystentkę pełnym złości spojrzeniem, a potem przeniósł wzrok na Ankę. Pomyślał o jej nienarodzonym dziecku.
- Nic - warknął. - Jadę do domu.

W nocy Aśka zaczęła podejrzewać, że jej oprawca jednak wie, co robi. Zawroty głowy i tępy ból wciąż się utrzymywały, do tego doszły nudności. Dobrze wiedziała, że takie są pierwsze objawy odwodnienia. Powoli zaczynała zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji. Nie miała zegarka, ale wiedziała, że minęło dopiero około trzydziestu paru godzin od porwania. Fatalne samopoczucie bardzo ją zaskoczyło, była pewna, że dużo lepiej zniesie brak jedzenia i wody. Dotarło do niej, że jej godziny są już policzone.

Sebastian w środku nocy obudził się z koszmarnego snu. Wrócił w nim do domku w Zakopanym, gdzie razem z Joasią spędzał romantyczny wieczór. Potem kobieta nagle wyszła, nie reagując na jego wołanie. Wystraszył się, że chce go zostawić. Zaczął ją gonić, ale chociaż zdawał się poruszać o wiele szybciej od niej, ona wciąż się oddalała. Aż w końcu zaczęła rozpływać się we mgle.
Zapalił światło. Zlany potem dyszał ciężko i rozglądał się po sypialni. Chwilę trwało, nim się uspokoił. Nie mógł jednak pozbyć się niepokoju, który pozostawił po sobie senny koszmar.
Wiedział, że już nie zaśnie, więc wstał i ubrał się. Było pół do czwartej nad ranem, ale postanowił pojechać na komendę. Czuł, że jest bardzo blisko rozwiązania. Oczami wyobraźni już widział sprawcę, jednak zbyt niewyraźnie, by go rozpoznać.
Stojąc na światłach w centrum miasta i wpatrując się niewidzącym wzrokiem w grupkę wyrostków najwyraźniej wracających z imprezy, wciąż rozmyślał o swoim śnie. Nigdy nie przywiązywał wielkiej wagi do intuicji czy przeczuć. To Joasia była od takich spraw, to ona czasem opowiadała mu swoje sny, próbując wyciągać z nich jakieś wnioski. Zwykle trochę go to śmieszyło, chociaż nauczył się także szanować jej intuicję.
Tym razem był sam. Wiedział, co by usłyszał, gdyby podzielił się z przyjacielem swoimi rozterkami. Sam także powtarzał sobie, że sen był zapewne spowodowany rozmyślaniem o włamaniu do domku w Zakopanym. Z drugiej jednak strony przeszło mu przez myśl, że może to być właśnie przebłysk intuicji. Powoli nabierał pewności, że wydarzenie z Zakopanego ma ścisły związek z porwaniem. Czuł, że to ta sama osoba. Pozostawało już tylko dowiedzieć się, kim jest.
Ku swojemu zaskoczeniu na komendzie spotkał Kaśkę. Siedziała przygnębiona za biurkiem i chodź oczy same jej się zamykały, wciąż przeglądała akta starych spraw. Sebastian poczuł się głupio.
- Co tu jeszcze robisz? - zapytał szorstko, chcąc pokryć zażenowanie.
- Nie twój biznes - odwarknęła kobieta.
- No jasne! - zawołał nagle Sebastian, któremu w oczy rzuciła się teczka leżąca na samej górze sporego stosu. - Michalik!
Ze złością uderzył pięścią w ścianę. Kaśka złapała teczkę i przyjrzała się zdjęciu. W tym momencie zapomnieli o swoich nieporozumieniach. Oboje myśleli o tym samym: jakim cudem nikt wcześniej nie natknął się na tę teczkę?
- To są jakieś żarty - powiedziała Kaśka, przerzucając kolejne strony. - Przecież wszyscy to przeglądaliśmy, każdy stosik, każdą teczkę, każdą kartkę...
Sebastian wiedział, że kobieta ma rację. Sam przynajmniej rzucił okiem na każdy z tych dokumentów. Nie był to jednak najlepszy moment, by się nad tym zastanawiać.
- To on, nie ma wątpliwości - powiedział Sebastian. - Dzwoń do Ank i Rafała.
Sam zamierzał skontaktować się z szefem. Nie obchodziła go wczesna godzina i fakt, że Stary z całą pewnością jeszcze śpi. Tylko Stary mógł uzyskać bliższe informacje dotyczące ucieczki Michalika.
Godzinę później Sebastianowi udało się postawić na nogi całą policję w mieście. Odkąd zrozumiał, że to Michalik porwał Joasię, dotarło do niego, jak fatalnie to wygląda. Zdawał sobie sprawę, że każda minuta działa na ich niekorzyść. Wiedział, że Michalik jako zatwardziały kryminalista z całą pewnością nie będzie miał oporów, by zabić policjantkę.


***


Dzisiaj słabsza część, bo jakoś wyjątkowo mi nie szło pisanie. Sprawę porwania powinnam zakończyć w następnej części, która prawdopodobnie pojawi się jutro.

poniedziałek, 8 października 2012

56. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

- Nie jest głupia - odparł natychmiast Rafał, chcąc uspokoić przyjaciela, który już trochę zbladł. - Z niejednym świrem miała do czynienia. Na pewno zrobi wszystko, żeby nie wytrącić go z równowagi. Przecież nie powie, żeby się walił...
- Jeśli spróbuje ją zgwałcić, na pewno nie będzie spokojnie tego znosić - mruknęła kobieta.
- Anka...
Rafał pokręcił głową, bo jego partnerka zwykle wykazywała się dużo większym taktem niż on, ale tym razem powiedziała stanowczo za dużo. Sebastian blady jak ściana wpatrywał się w okno. Cała trójka dobrze wiedziała, że ten najczarniejszy scenariusz jest niezwykle prawdopodobny. Jedynym, czego Błażej tak naprawdę mógł chcieć od Joasi, był seks. Trudno było sobie wyobrazić, by kobieta komukolwiek pozwoliła ot tak na zbliżenie, a polonista był chyba ostatnim facetem, z którym zdecydowałaby się ponownie przespać. Choć nie mówiła o tym głośno, wszyscy przyjaciele wiedzieli, że poczuła się bardzo przez niego skrzywdzona. Gdyby spróbował ją tknąć, na pewno broniłaby się za wszelką cenę. A wtedy zdesperowany mężczyzna mógłby zrobić jej krzywdę, celowo bądź nawet niechcący.
- Nie, macie rację, Aśka na pewno zrobi wszystko, żeby nie prowokować sprawcy - powiedziała po chwili Ania, zdając sobie sprawę, że popełniła zasadniczy błąd, dzieląc się z Sebastianem swoimi spostrzeżeniami. - Poza tym przecież Błażej to mięczak, nie będzie w stanie nic jej zrobić - dodała.
Sebastian zdawał się w ogóle jej nie słyszeć. Myślał intensywnie, skupiając całą swoją uwagę na możliwościach zlokalizowania Błażeja. Po dłuższej chwili, kiedy Ania i Rafał zaczęli się sprzeczać, postanowił się odezwać.
- Idę do prokuratora - oznajmił. - Załatwię nakaz, musimy przeszuć jego dom.
Dwie godziny później z ciepłym jeszcze nakazem prokuratorskim ekipa policjantów zadzwoniła do drzwi domu rodziców Błażeja. Mężczyzna wciąż był u nich zameldowany, a z opowiadań Joasi wynikało, że także tam mieszkał, więc Sebastian nie miał wątpliwości, że to właśnie ten dom powinni dokładnie sprawdzić. Podejrzewał, że rodzice polonisty zwyczajnie kłamią, twierdząc, że od kilku tygodni nie mieli z synem kontaktu.
Tak jak podejrzewali komisarze, to przeszukanie nie miało należeć do łatwych. Rodzice Błażeja byli oburzeni wizytą policji i najpierw dokładnie obejrzeli nakaz, a potem próbowali uzyskać numer prokuratora, który go wystawił. Sebastian szybko stracił cierpliwość i poszedł na górę, nie czekając na zaproszenie. Ojciec polonisty próbował powstrzymać go siłą, ale komisarz zupełnie się tym nie przejął. Pierwszy dotarł do pokoju niedawnego rywala i z rozmachem otworzył drzwi.
Cała trójka komisarzy zamarła w progu. Można by śmiało powiedzieć, że spodziewali się wszystkiego, ale na pewno nie tego. Na łóżku leżał Błażej i najspokojniej w świecie czytał gazetę.
Na szczęście to Rafał pierwszy otrząsnął się z zaskoczenia i intuicyjnie złapał przyjaciela za ramię. Jak się okazało, było to bardzo słuszne posunięcie, bo Sebastian, purpurowy ze złości, własnie zamierzał rzucić się na Błażeja.
Nauczyciel wyglądał na wystraszonego, kiedy Anka skuła go i sprowadziła na dół. Seba musiał zapomnieć o chęci złamania mu nosa, bo jego pomoc okazała się niezbędna. Rodzice Błażeja byli wściekli, a ojciec próbował siłą zmusić Anię do puszczenia jego syna. Kiedy nie pomagały prośby ani groźby, Seba skuł go i postanowił zabrać na komendę razem z synem. W domu zostawili zszokowaną i zrozpaczoną matkę.
- Ja nic nie wiem - oświadczył nerwowo Błażej, kiedy czterdzieści minut później Ania weszła do pokoju przesłuchań. - Nic nie zrobiłem.
Anka nie powstrzymała się od wywrócenia oczami. Kiedy go zobaczyła, zdała sobie sprawę, że podejrzewanie go o porwanie i przetrzymywanie policjantki było sporą przesadą. Z drugiej jednak strony niczego nie mogła zlekceważyć i musiała podejść do przesłuchania jak najbardziej poważnie.
- Co robiłeś wczoraj około godziny szesnastej? - zapytała spokojnie, siadając naprzeciw mężczyzny.
- Ja... ja... byłem w domu.
Anka uniosła brwi.
- I oczywiście potwierdzą to rodzice - zakpiła.
Nie doczekała się odpowiedzi. Rzuciła okiem na dokumenty i wzięła głębszy oddech.
- Joanna Czechowska, mówi ci coś to nazwisko?
- No... spotykaliśmy się - wyjąkał mężczyzna.
- Śledziłeś ją, obserwowałeś i zastraszałeś - wyliczała Anka, utkwiwszy czujne spojrzenie w przesłuchiwanym. - Włamałeś się nawet do domu w Zakopanym, gdzie spędzała weekend.
- Co? Nie, to nieprawda! - zawołał Błażej, zrywając się z krzesła.
- Siadaj - mruknęła Anka lekceważącym tonem.
Nawet nagła i odważna reakcja mężczyzny nie mogła sprawić, by choć w niewielkim stopniu zmieniła zdanie na jego temat. W myślach określała go jednym, ale jakże adekwatnym przymiotnikiem - żałosny.
- Każde z tych przestępstw zagrożone jest karą pozbawienia wolności - mówiła dalej znudzonym tonem. - Zdajesz sobie z tego sprawę?
- Ale Asia... nie... nie... nie wniosła...
- Oskarżenia - zakończyła za niego kobieta. - Owszem. Tym razem jednak sytuacja jest poważniejsza. Wczoraj ktoś włamał się do mieszkania Joasi i porwał ją. Jak myślisz, kogo podejrzewamy?
- A... a... ale...
Zdawało się, że Błażej był w stanie powiedzieć tylko tyle, bo umilkł i wpatrywał się w policjantkę z przerażeniem i błaganiem w oczach. Ania zerknęła na szybę, za którą stali przyjaciele i choć nie mogła ich zobaczyć, wiedziała, że wymieniają się spojrzeniami pełnymi politowania.
- Dobrze, dość owijania w bawełnę - oświadczyła, czując, że traci czas, który mogłaby poświęcić na szukanie przyjaciółki. - Gdzie jest Aśka? Gdzie ją przetrzymujesz?
- Ja jej nic nie zrobiłem... Nic nie wiem... To nie ja...
- Jasne - odparła ironicznie policjantka.
- Ja bym nawet nie umiał się włamać...
Ania w duchu całkowicie się z tym zgadzała, ale zdawała sobie sprawę, że poszlaki wskazują na niego, więc nadal udawała, że całkowicie wierzy w jego winę.
- Tak? A w Zakopanym włamały się za ciebie krasnoludki?
- Ja się nigdzie nie włamywałem, przysięgam. Nigdy nawet nie byłem w Zakopanym...
- Nie śledziłeś jej także, nie wystawałeś pod oknami...
- No śledziłem, to prawda... Ale nie włamałem się, naprawdę!
Kobieta z trudem powstrzymała odruch wywrócenia oczami.
- Więc dlaczego się ukrywałeś? - zapytała, chcąc jak najszybciej zakończyć to przesłuchanie. - Dlaczego twoi rodzice kłamali, że nie wiedzą, gdzie jesteś?
- J-ja... Usłyszałem w telewizji... No że Aśka... I pomyślałem, że będziecie... podejrzewać...
Anka wstała gwałtownie z krzesła. Jej cierpliwość nagle się skończyła i wolała nie ryzykować dłuższego przebywania w towarzystwie Błażeja.
- Jak chcecie, przesłuchujcie go dalej - powiedziała, zamykając za sobą drzwi i podchodząc do mężczyzn. - Ja tam więcej nie wchodzę. Jeszcze chwila i zrzygałabym się na niego. W życiu nie widziałam bardziej żałosnej kreatury...
- Dobra, dobra - przerwał jej Rafał, chociaż widać było, że podziela jej zdanie. - Wśród całego tego bełkotu była jedna ważna informacja: on nie włamał się do domu w Zakopanym.
- Tak twierdzi - sprostowała Anka.
Oboje spojrzeli na Sebastiana, jakby jego opinia była w tej sprawie decydująca. Komisarza westchnął.
- Może mówić prawdę - przyznał z ledwie wyczuwalną niechęcią w głosie. - To była w ogóle dziwna sytuacja... Aśka twierdziła, że ktoś się włamał, słyszała jego kroki na górze. A potem zniknął, po prostu. Szczerze mówiąc, według mnie to kompletnie do niego nie pasuje.
Anka westchnęła i zerknęła na Błażeja, który kulił się na krześle po drugiej stronie szyby i rzucał wylęknione spojrzenia na pilnującego go mundurowego.
- Więc co robimy? - zapytała zmęczonym głosem. - Obserwacja Sam nie przynosi rezultatów, a Błażej jest niewinny.
- Pozostaje banda skinów - stwierdził Rafał, który od początku obstawał za tą możliwością. - Mamy już piętnastu zatrzymanych.
Seba i Ania wymienili się znaczącymi spojrzeniami. Żadne z nich nie wierzyło w winę osiedlowych chuliganów.
- Idę do akt - oświadczył Sebastian. - Czuję, że coś przeoczyliśmy.

Dzień mijał, a Joasia cały czas siedziała w półmroku. W końcu była zmuszona załatwić się pod siebie, przez co poczuła się jeszcze gorzej. Pragnienie coraz bardziej dawało jej się we znaki, a do tego doszedł ból głowy i poczucie ogólnego osłabienia.
Minęła już doba od porwania, kiedy w końcu drzwi do pokoju otworzyły się i wszedł mężczyzna. Aśka od razu po rozpoznała i pomyślała, że gorzej być chyba nie mogło. Natychmiast zdała sobie sprawę, że jej przyjaciele długo będą błądzić, zanim natrafią na ten trop. A kiedy wreszcie tak się stanie, dla niej prawdopodobnie będzie już za późno.
- Co za spotkanie po latach - powiedział mężczyzna, wchodząc głębiej i uśmiechając się. - Już nie mogłem się doczekać.
Usiadł na kanapie, założył nogę na nogę, oparł się wygodnie i przez dluższą chwilę przyglądał się kobiecie w milczeniu. Sprawiało mu to wyraźną przyjemność.
- Nawet nie masz pojęcia, ile miałem pomysłów... - kontynuował nieco rozmarzonym tonem. - Pamiętasz weekend w Zakopanym? Pomyślałem sobie, że zgwałcę cię i zarżnę jak psa. Twoja siostrzyczka i pan komisarz znaleźliby twoje zmasakrowane zwłoki. Bardzo symbolicznie, prawda?
Joasia patrzyła na niego bez oznak strachu. Teraz, kiedy już wiedziała, kto jest porywaczem, uszedł z niej cały lęk i niepewność. Zawsze wolała stawać przez znanym sobie niebezpieczeństwem, nawet jeśli mogło się ono okazać śmiertelne.
- Ale tak pięknie się wtedy bałaś... - mówił nadal mężczyzna, całkowicie pochłonięty własną opowieścią. - Uznałem, że muszę się najpierw trochę pobawić. Tylko że komisarz Wątroba wszystko zepsuł. Plącze się ciągle tam, gdzie nie trzeba, a teraz jeszcze postanowił zostać w kraju. No niestety, musiałem przejść do działania. W końcu ileż można?

niedziela, 7 października 2012

Dwie bajki

Kolejna miniaturka i kolejna piosenka;) Zapraszam do czytania (i słuchania) :)




W willi na obrzeżach Krakowa panował iście świąteczny nastrój, a przynajmniej tak mogłoby się wydawać postronnemu obserwatorowi. Świerki rosnące w ogrodzie przybrane zostały drobnymi lampkami, a w oknach powieszono girlandy ostrokrzewu i jemioły. Już od wejścia rozchodził się zapach piernika i cynamonowych rogalików. Bogato ubrana choinka zajmowała sporą część salonu.
Joasia krzątała się po kuchni. Chciała jak najszybciej usiąść do wigilijnej kolacji, ale wcale nie dlatego, że święta spędzane w gronie rodzinnym sprawiały jej przyjemność. Zależało jej tylko na jednym: jak najszybciej odbębnić obowiązki i spotkać się z Sebastianem.
Poznała go przed dwoma miesiącami. Podczas jednego z prowadzonych śledztw, ona i jej partner natrafili na ślad mafii, która niedawno przeniosła się z Pomorza do Małopolski. Sebastian był prawą ręką szefa i to on został przez niego wyznaczony do pozbycia się wścibskiej policjantki, która z kolei zamierzała zatrzymać przestępcę. Żadne jednak nie wypełniło swojego zadania.
Po dwóch miesiącach płomiennego romansu Joasia była pewna, że spotkała miłość swojego życia. W kontynuowaniu znajomości nie przeszkadzało jej ani posiadanie męża, ani fakt, że kochanek należy do zupełnie innego świata. Kiedy byli razem, zapominali, że na co dzień są śmiertelnymi wrogami. Zachowywali się tak, jakby byli całkiem normalną parą, choć zdawali sobie sprawę, że w razie zdemaskowania groziła im śmierć lub, w najlepszym przypadku, wieloletnie więzienie.
Tego wieczoru wszystko było jak zwykle. Joasia powiedziała mężowi, że ma w pracy nocną zmianę i kilka minut po dwudziestej drugiej pojawiła się przed drzwiami willi Sebastiana. Na pracy dla mafii dorobił się prawdziwej fortuny, ale zdawał się traktować to ze sporą rezerwą.
To właśnie ten dystans do pieniędzy i wszelkich przyziemnych spraw tak zauroczył Joasię. Przez laty przyzwyczajona do męża-biznesmena, skrupulatnego analityka, tęskniła za odrobiną szaleństwa, a związanie się z prawą ręką szefa mafii z pewnością nim było. Przy Sebastianie dochodziły do głosu potrzeby i uczucia, z których istnienia nigdy nie zdawała sobie sprawy. To on wyzwolił w niej żądze, o które nawet się nie podejrzewała.
Przywitali się namiętnym pocałunkiem i skierowali się prosto do salonu, gubiąc po drodze kolejne części garderoby. Sebastian zdążył już rozpalić kominek i kiedy nadzy opadli na puchaty dywan, poczuli zalewające ich fale gorąca.
Zwykle witali się właśnie w taki sposób. Nie wstydzili się przyznać, że seks stanowił ważny element ich związku. Podczas długich godzin rozłąki, pożądanie rosło i w chwili spotkania eksplodowało z całą siłą. Na rozmowy przychodził czas, kiedy oboje czuli się już zaspokojeni.
- Tęskniłam - mruknęła Joasia, całując delikatnie szyję kochanka. - Nie mogłam przestać o tobie myśleć.
- Myślałem, że już się ciebie nie doczekam - odparł Seba, wciąż błądząc dłońmi po jej ciele.
- Cierpliwość to cnota...
Seba wywrócił oczami i pocałował ją namiętnie.
- Nie w moim fachu - mruknął.
Joasia westchnęła ciężko. Nie lubiła, kiedy wspominał o swojej pracy i sama także tego nie robiła.
- Stary strasznie się na was zaparł - powiedziała, wspominając swojego szefa. - Poczuł się osobiście dotknięty, kiedy dowiedział się o wtyce.
- Ciekawe, jakby się poczuł, gdyby wiedział, że jego najlepsza pani komisarz jest kochanką mafioza - zaśmiał się Seba.
Kobieta skrzywiła się.
- Ale nie jestem wtyką - odparła z godnością.
- Dobrze, dobrze. Mam coś dla ciebie.
Sięgnął ręką na stolik i wręczył jej małe, czerwone pudełeczko. Aśka otworzyła je bez wahania i wyjęła złoty pierścionek. Przez chwilę obracała go w palcach, przyglądając się połyskującym diamencikom.
- To mają być oświadczyny? - zapytała w końcu, unosząc brwi.
Seba wywrócił oczami i zaśmiał się. Nie uznawał takich zwyczajów, podobnie jak nie obchodził świąt.
- Wiem, wiem - westchnęła. - Nie przywiązujesz wagi do takich głupot. Ale wiesz, koniec końców każda kobieta tego chce...
- Jakbyś była panną, mógłbym się poświęcić - odparł Seba. - Ale oświadczać się mężatce?
- No dobrze - kontynuowała Joasia, nadal przyglądając się błyskotce. - Nie obchodzisz świąt, nie oświadczasz się, nie sądzę też, żebyś pamiętam o takich drobiazgach jak dokładnie dwa miesiące związku... Więc co to ma być?
- Prezent bez okazji. Przecież lubisz takie rzeczy.
Wyglądał na nieco obrażonego jej dociekliwością, więc kobieta już bez słowa założyła pierścionek na palec i pocałowała go.
- Lubię - szepnęła. - Dziękuję.


Janusz prowadził poważną firmę i dużo pracował, często nie było go w domu. Nie potrafił tego okazać, ale kochał swoją żonę i coraz bardziej doskwierały mu jej nocne nieobecności. Czasem dochodziło między nimi do spięć na tym tle, ale Aśka zawsze potrafiła znaleźć jakieś wytłumaczenie.
- Jesteś hipokrytą - powiedziała spokojnie, kiedy na początku stycznia znowu wypomniał jej nocne zmiany. - Nie ma cię w domu po szesnaście godzin dziennie, a mi mówisz o rodzinnym życiu.
- Może i dużo pracuję, ale w nocy zawsze na ciebie czekam.
- A ja czekam w dzień - odparła, wzruszając ramionami.
Nie była to do końca prawda. W dzień Joasia zwykle była w pracy, bo przecież nocne zmiany były tylko jej wymysłem. Ale o tym Janusz nie mógł wiedzieć.
- Jeśli coś ci nie pasuje, nie trzymam cię przy sobie siłą - dodala ze złością.
- Przepraszam - mruknął mężczyzna, zbliżając się do niej. - Kocham cię.
Pochylił się, by ją pocałować, ale ona w ostatniej chwili odwróciła głowę. Kiedy musnął jej policzek, wywróciła oczami. Odkąd spotykała się z Sebastianem, nie tolerowała jego bliskości.


Podczas całej znajomości, ani razu nie zdarzyło się, by Joasia pojawiła się u Sebastiana w dzień. Bardzo dbali o to, by nikt ich nie zdemaskował. Gdyby przypadkiem trafiła na któregoś ze znajomych Sebastiana, mogliby rozpoznać w niej policjantkę, a wtedy oboje zostaliby zamordowani.
Tym razem jednak sytuacja była poważna. Nie mogła czekać do wieczora, musiała natychmiast zobaczyć się z kochankiem. Kiedy otworzył jej drzwi, nie wyglądał na zadowolonego.
- Co tu robisz? - warknął, nieco brutalnie wciągając ją do środka. - Jest środek dnia.
- Muszę ci coś powiedzieć...
- Zaraz będzie u mnie Basior. Chcesz, żeby cię tu zobaczył?
Joasia wystraszona spojrzała przez okno, gdzie podjeżdżało właśnie czarne BMW. Nie miała najmniejszej ochoty na spotkanie z szefem mafii, a już zwłaszcza w tych okolicznościach.
- Idź do sypialni i nie ruszaj się stamtąd, jasne?
Pobiegła na górę, błogosławiąc się w duchu, że tego dnia wybrała miejską komunikację. Gdyby pod domem Sebastiana stał jej samochód, wszystko natychmiast by się wydało.
Siedząc tuż przy drzwiach sypialni Sebastiana i słuchając fragmentów rozmowy docierających do niej z dołu, po raz pierwszy w pełni zdała sobie sprawę z ryzyka. Kiedy mężczyzna w końcu po nią przyszedł, na jej policzkach wciąż widniały ślady łez. Nie chciała z nim rozmawiać. Wyszła bez pożegnania.


Spotkali się ponownie dopiero tydzień później. Sebastian przez cały ten czas próbował skontaktować się z kochanką, ale nie odbierała od niego telefonów. Nie chciał ryzykować niezapowiedzianej wizyty, więc mógł tylko cierpliwie czekać.
- Aśka, co się z tobą działo? - zapytał, kiedy pewnego wieczoru znowu pojawiła się przed jego drzwiami. - Martwiłem się.
Pocałował ją namiętnie, ale tym razem kobieta szybko przerwała czułości i weszła do środka.
- Aż tak cię to wystraszyło? - zdziwił się Seba, a w jego głosie dało się dosłyszeć nutkę pretensji. - Myślałem, że zdajesz sobie sprawę z ryzyka.
- Zdaję - odparła, wzruszając ramionami. - Jestem w ciąży - dodała po chwili namysłu.
Sebastian zamarł w pół ruchu. Przez chwilę milczał, a potem odwrócił się powoli do kochanki.
- Czyje to dziecko? - zapytał cicho.
- Twoje - powiedziała kobieta bez wahania. - Nie pamiętam, kiedy ostatnio spałam z Januszem.
Mężczyzna zbliżył się do niej powoli i przytulił ją delikatnie. Oboje zdawali sobie sprawę, że ciąża całkowicie przekreśla ich dotychczasowe relacje.
- Wiesz, co to oznacza? - zapytał po chwili, odsuwając się.
Joasia pokiwała głową.
- Nie ma na świecie bezpiecznego miejsca - kontynuował. - Wszędzie by nas znaleźli. Nie mogę ryzykować. Ty i dziecko musicie być bezpieczni.
- Ale to znaczy, że więcej się nie zobaczymy...
- Od początku wiedzieliśmy, że nie da się tego ciągnąć w nieskończoność - powiedział łagodnie Seba. Pogłaskał ją po policzku i spojrzał w oczy. - Jesteśmy z innych bajek.


5 lat później

Z córeczką na rękach Joasia pojawiła się w sądzie. Od dawna już nie pracowała w policji, więc nie miała tam żadnego interesu. Usłyszała jednak o rozpracowaniu mafii Basiora i postanowiła przyjechać.
Tego dnia miała się odbyć rozprawa. Kobieta stała pod oknem z dala od sali, by za bardzo nie rzucać się w oczy. Obserwowała prawników, ochroniarzy i policjantów, kręcących się po korytarzu. Jedno z największych śledztw ostatniego dziesięciolecia miało zakończyć się właśnie tego dnia, w tym miejscu.
Czterech mundurowych pojawiło się na korytarzu, prowadząc między sobą skutego mężczyznę. Serce Joasi zabiło mocniej. Od pięciu lat go nie widziała, tęskniła każdego dnia. A teraz dzieliło ich tylko kilka metrów.
Sebastian zdawał się wyczuć jej spojrzenie. Odwrócił się. Natychmiast zauważył dziecko - małą dziewczynkę z jasnymi loczkami i jasnoniebieskimi oczami. Obejmowała mamę i podobnie jak ona patrzyła na nieznanego sobie człowieka.
Przez chwilę mężczyzna wpatrywał się w dziecko jak zaczarowany. Potem powoli przeniósł wzrok na jego matkę. Uśmiechnęła się i skinęła nieznacznie głową. On także się uśmiechnął.
- No dalej, ruszaj się - polecił ostro jeden z mundurowych.
Sebastian rzucił ostatnie spojrzenie na swoją rodzinę i wszedł do sali rozpraw. Trzy godziny później zapadł wyrok - mężczyzna miał już nigdy nie opuścić więzienia.

sobota, 6 października 2012

55. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

W miarę upływu czasu do wszystkich zaczynała docierać powaga sytuacji. Sebastian miotał się po całej komendzie, usiłując zrobić coś pożytecznego. Kiedy wyżywał się na asystentach, Ania dowiedziała się od informatyka, że anons z całą pewnością został wysłany z Polski, a nawet z Krakowa. Dzięki dokładnemu adresowi IP szybko udało się ustalić, że była to kafejka internetowa.
Rafał pojechał tam z Kaśką, żeby pokazać właścicielowi zdjęcie Sam, a w razie konieczności zabrać go na komendę. W tym czasie Anka pojechała do archiwum po akta zamkniętych już spraw.
Szybko okazało się, że Sam wcale nie wyleciała do Stanów, tak jak wszyscy myśleli. Miała co prawda wykupiony bilet, ale nie znalazła się na pokładzie samolotu. Na domiar złego właściciel kafejki internetowej rozpoznał ją i choć nie potrafił powiedzieć, kiedy dokładnie tam była i co robiła, jedno było pewne: korzystała z komputera, z którego wysłany został anons.
- Nie wiem, czy jest sens zagrzebywać się w tych aktach - mruknął Rafał, kiedy Anka złożyła przed nim pokaźny stosik teczek. - To na pewno Sam...
- Niekoniecznie - odparła Kaśka, nim Seba zdążył się odezwać. - Ok, to ona wrzuciła ten anons do Internetu i najprawdopodobniej ona wynajęła Karczewskiego. Ale porwanie? No nie wiem...
- Nienawidzi Aśki, bo uważa, że odbiła jej Sebastiana - zauważyła Ania. - Zazdrość i zemsta... To wystarczający powód. Ale Kaśka ma rację, nie mamy nic pewnego. Musimy prowadzić śledztwo dwutorowo.
- Musimy znaleźć ją jak najszybciej... Nie wiadomo, w jakim jest stanie... - powiedział Seba łamiącym się głosem.
- Znajdziemy ją - zapewniła Anka, klepiąc przyjaciela po plecach. - Bierzmy się do roboty.

Kiedy Joasia odzyskała przytomność, było już całkiem ciemno. Wątłe światło wpadało do pomieszczenia przez szparę w zasłonkach. Kobieta rozejrzała się, murgając rozpaczliwe, by dostrzec coś w ciemnościach. Miała ciasno związane nogi i ręce, była zakneblowana. Nie czuła bólu, jedynie dyskomfort, więc wiedziała, że nie jest ranna. Nie mogła się jednak ruszyć.
W pomieszczeniu panował idealny porządek. Pod ścianą stała sofa i dwa fotele, a między nimi szklany stolik. Była też jakaś komoda i szafa. Wyglądało na normalny pokój.
Joasia słyszała dźwięk telewizora dochodzący z innej części mieszkania. Nie mogła zrozumieć, co się stało. Pamiętała wszystko dokładnie, ale cała sytuacja wydawała jej się dziwnie nierealna. Wciąż myślała o plamie krwi, którą zauważyła w swoim przedpokoju. Bardzo starała się odwrócić od tego swoją uwagę, ale wyobraźnia podsuwała jej coraz to bardziej drastyczne obrazy.
- Weź się w garść - pomyślała.
Spróbowała wyplątać ręce z więzów, ale sznur nawet nie drgnął. Nie mogła też pozbyć się knebla. Po kilku minutach niemel walki odpuściła. Zaczęła tłumaczyć sobie w duchu, że przyjaciele na pewno już jej szukają i jedyne co może zrobić, to cierpliwie zaczekać na pomoc.

Kilka minut po dwudziestej drugiej udało się namierzyć telefon Sam. Ostatnio logował się na Słowackiego i komisarze szybko domyślili się, że kobieta musiała zatrzymać się w tamtejszym hotelu. Nie podejrzewali co prawda, żeby przetrzymywała tam Joasię, ale bez wahania po nią pojechali.
Kobieta wyglądała na całkowicie zaskoczoną. Nie było wątpliwości, że kompletnie nie spodziewała się ich wizyty. Była jednak całkowicie spokojna, kiedy założyli jej kajdanki i zabrali na komendę, a to nie napawało optymizmem.
- Zobacz, ona ma nas gdzieś - powiedziała Ania, która razem z Sebastianem obserwowała Amerykankę zza szyby w pokoju przesłuchań. - Musiałaby mieć naprawdę mocne nerwy, żeby...
- Ma - przerwał jej Seba. - Znam ją. Jeśli to ona porwała Aśkę, będziemy mieli spory problem, żeby się czegoś dowiedzieć.
- Sama tego nie zrobiła. Musiała mieć wspólnika.
- Pewnie tak, tylko kogo?
Pytanie pozostało bez odpowiedzi przez kolejne godziny. Każde z komisarzy próbowało swoich sił, ale Sam powtarzała tylko spokojnie, że nie wie nic na temat Joasi. Nie przyznała się do wynajęcia Karczewskiego, a na wspomnienie ogłoszenia matrymonialnego tylko uśmiechała się złośliwie. Sebastian o mało jej nie pobił, po czym przyjaciele musieli wyprowadzić go z pokoju przesłuchań.
- Nic na nią nie mamy - zauważył Rafał, kiedy nad ranem siedzieli w biurze i próbowali podsumować dotychczas zgromadzone informacje. - Możemy ją zatrzymać na czterdzieści osiem, ale potem będziemy musieli ją wypuścić.
- Zatrzymać? - powtórzyła Ania zamyślona. - Tylko co wtedy stanie się z Aśką? Nie możemy wykluczyć, że gdzieś ją przetrzymuje.
- Wypuśćmy ja - zadecydował w końcu Seba. - I dajmy jej ogon. Nie wierzę, żeby zrobiła jakiś fałszywy ruch, ale... Jeśli jej wspólnik dowie się, że ją zatrzymaliśmy...
- Może chcieć pozbyć się Aśki - dokończyła Ania, kiwając głową. - Racja. Tomek, słyszałeś? Wypuśćcie ją i dajcie ogon.
Asystent kiwnął głową i wyszedł, a między komisarzami znowu zapadła cisza.
- O czy myślisz? - zapytała po chwili Anka, zauważając pionową zmarszczkę na czole Sebastiana.
- O naszym wyjeździe do Zakopanego - odparł mężczyzna, na co Ania i Rafał jednocześnie unieśli brwi. - Wtedy było tak samo... Ktoś dostał się do domu, praktycznie nie zostawiając śladów.
- Ale wtedy to był Błażej - zauważyła ostrożnie Ania.
- Może teraz to też on?
Pytanie jeszcze przez chwilę wisiało w powietrzu, ale nikt nie odważył się na nie odpowiedzieć. W końcu Kaśka mruknęła, że to sprawdzi i wyszła z biura.
- Wiesz co, Seba - odezwała się Ania kilka minut później, kiedy już obaj mężczyźni zagłębili się w aktach, - to chyba nie mógł być Błażej. Oczywiście miał motyw, ale pomyśl... Przecież to sierota, oferma. Jakim cudem włamałby się do mieszkania i to tak profesjonalnie? Musiałby zdobyć gdzieś broń i z zimną krwią zastrzelić psa. A nawet gdyby zrobił to wszystko... Aśka szarpała się ze sprawcą, prawda? Błażej nie dałby jej rady. Znasz ją, umie się bronić. Napastnik musiał być sprawny fizycznie.
- Wiem - przyznał mężczyzna z westchnieniem. - Ale już nie mam pojęcia co robić. To śledzenie, włamanie do domu w Zakopanym... To po prostu idealnie pasuje do porwania.
- Słuchajcie, a może to ktoś z tamtej bandy? - wtrącił się Rafał. - No wiecie...
- Wiemy - przerwała mu Anka niezbyt przyjemnym tonem. - Ale to się kupy nie trzyma. Gdyby chcieli się jej pozbyć, po prostu by ją zamordowali. Nie bawiliby się we włamania, porwania... Zresztą, minęło już dużo czasu od tamtego napadu. To mocno naciągana teoria.
- Ale musimy sprawdzić wszystko, tak? - upierał się Rafał, przenosząc wzrok na przyjaciela.
Seba zrezygnowany kiwnął głową. Żadne z dotychczasowych podejrzeń nie wydawało mu się specjalnie przekonujące, ale ta praca nauczyła go, że niczego nie wolno lekceważyć. Ponownie wziął do ręki akta, chociaż czuł, że nie będzie w stanie porządnie się na nich skupić. Wciąż myślał o Joasi. Wierzył, że żyje i gdziekolwiek jest robi wszystko, żeby się uwolnić. Wiedział jednak także, że może być ranna, pobita, że na pewno się boi. Nie znał motywów porwania, więc spodziewał się najgorszego. Wyobrażał sobie, że ktoś ją zastrasza, torturuje, gwałci.
Potrząsnął gwałtownie głową, próbując odpędzić natrętne myśli.
- Nic jej nie jest - powiedział sobie stanowczo.

Nad ranem Joasia wciąż siedziała w tym samym miejscu. Przez całą noc czuwała, przysypiając co pewien czas i budząc się za chwilę. Była głodna i spragniona, czuła, że musi iść do toalety. Nikt jednak się nią nie interesował.
Porywacz, kimkolwiek był, nie zajrzał do niej ani na chwilę, co tworzyło atmosferę grozy i napawało ją jeszcze większym lękiem. Czuła, że wolałaby znać tożsamość napastnika, nawet jeśli miałoby to być nieprzyjemne zaskoczenie.
Spróbowała wydać z siebie jakiś dźwięk, wezwać pomoc, ale knebel całkowicie to uniemożliwiał. Miała tak sucho w ustach, że z trudem zdołała odchrząknąć.
Słyszała, że ktoś krząta się w mieszkaniu. Czyjś cień przesuwał się po przedpokoju, trzaskały drzwi, dudniły kroki, zapalało się i gasło światło. Ale nikt nie wszedł do pokoju, w którym zamknięta była Joasia.

We wtorek rano wszyscy wiedzieli już o porwaniu pani komisarz. Stary pozwolił Sebastianowi pomagać Ani i Rafałowi przy sprawie, ale ostrzegał go przed jakimkolwiek nielegalnym działaniem. Wszyscy wiedzieli, że kiedy chodziło o Aśkę, policjant nie przejmował się przepisami. I chociaż obiecał Staremu, że nie złamie prawa, w duchu wiedział, że zrobi to bez wahania, jeśli tylko w ten sposób zdoła odnaleźć partnerkę.
Asystenci na zmianę obserwowali Sam, która jednak nie wykonywała żadnych podejrzanych ruchów. Kilka patroli jeździło po ulicach niedaleko mieszkania Joasi i zatrzymywało każdego, kto choć w najmniejszym stopniu mógł przypominać wyglądem członków bandy, która kilka miesięcy wcześniej zaatakowała policjantkę. W ten sposób areszt szybko się zapełnił, ale komisarze mieli poważne wątpliwości, czy któraś z zatrzymanych osób ma coś wspólnego z porwaniem Joasi, czy choćby jej wcześniejszym pobiciem.
Przełomowa dla śledztwa była wiadomość o powrocie Błażeja do kraju. Ku zaskoczeniu komisarzy okazało się, że nauczyciel wsiadł w samolot w niedzielę rano. Nikt jednak nie potrafił bądź nie chciał udzielić im informacji o miejscu jego pobytu.
- To nie może być przypadek - mówił zdenerwowany Sebastian, przechadzając się w tę i z powrotem po biurze. - W niedzielę Błażej wraca do kraju, a w poniedziałek Aśka zostaje porwana. W dodatku nikt nie wie, gdzie jest.
- Nadal jakoś nie mogę w to uwierzyć - mruknęła Ania. - Może i jest lekko niezrównoważony, skoro zastraszał ją przez kilka miesięcy, ale zwyczajnie nie dałby rady jej porwać. Aśka by się obroniła.
- Może miał wspólnika? - podsunął Rafał. - Może kogoś wynajął?
Ania spojrzała na partnera sceptycznie, ale nie znalazła na to odpowiedzi.
- Jeśli to naprawdę Błażej, to nic jej nie zrobi - powiedział Seba po chwili milczenia. - To znaczy... On tylko chce, żeby była jego, prawda?
- Trudno przewidzieć, co zrobi, jeśli Aśka mu się sprzeciwi... - zauważyła Anka, obracając w dłoniach kubek z kawą.


***


Qwerty, przepraszam, ale ciągle zapominam odpisać na Twój komentarz... Na razie nie przewiduję końca opowiadania. Mam jeszcze sporo pomysłów i myślę, że będzie przynajmniej drugie tyle części;)

czwartek, 4 października 2012

54. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

W pierwszą niedzielę maja Ania i Rafał zaprosili do siebie przyjaciół, żeby razem świętować cudowną nowinę. Prócz Joasi i Sebastiana, byli także Kaśka i Bartek. Chociaż początkowo przyszli rodzice chcieli utrzymać ciążę Ani w tajemnicy, wieści jak zwykle szybko się rozniosły. Wiedzieli już nie tylko policjanci z tego samego wydziały, ale także wielu innych, współpracujących z nimi na codzień. Ania i Rafał niemal codziennie słychali gratulacji, zastanawiając się jednocześnie, kiedy wreszcie Stary zabierze w tej sprawie głos.
Tego dnia Joasia była w wyjątkowo paskudnym nastroju. Kilkukrotnie próbowała wykręcić się z tego spotkania, ale Ania była tak szczęśliwa, że nie reagowała na żadne jej aluzje. W końcu pogodziła się z tym, że będzie musiała się przemęczyć.
- Przestań się ciągle krzywić - mruknęła Kaśka, siadając na kanapie obok przyjaciółki. - Anka już dwa razy mnie pytała, co ci jest.
Joasia spojrzała na nią z niechęcią. Po części jej także współczuła, ale chwilami owiniała ją o ochłodzenie relacji z Anią i swoje wyrzuty sumienia.
- Może gdybyś w końcu zerwała z Rafałem, nie musiałabym jej unikać - odwarknęła.
Kaśka skrzyżowała ręce na piersiach i naburmuszyła się. Nie mogła odpowiedzieć Joasi, bo w salonie akurat pojawiła się rozpromieniona Ania. Chcąc nie chcąc, obie policjantki musiały podziwiać śpioszki, które dzień wcześniej kupiła przyszła mama.
Tego dnia mężczyźni trochę przesadzili z alkoholem. Aśka nie miała zamiaru pić, ale kiedy Sebastian po raz piąty zaintonował "Hej, Sokoły!", a Anka zaczęła ponownie opowiadać o reakcji rodziców Rafała na wieść o wnuku, dała za wygraną. Zrobiła sobie mocnego drinka, a zaraz później kolejnego, mając nadzieję, że w tym stanie lepiej zniesie atrakcje wieczoru.
Po dośpiewaniu kilku kolejnych piosenek i wzniesieniu licznych toastów, z których każdy coraz bardziej odbiegał od rzeczywistości, Sebastian przypomniał sobie o Joasi. Usiadł koło niej na kanapie i zaczął całować jej szyję. Kobieta siedziała w milczeniu, całkowicie odporna na jego czułości. Po kilku drinkach niebezpiecznie szumiało jej w głowie.
- Seba, zostaw - burknęła, kiedy spróbował wsunąć dłonie pod jej bluzkę.
Nie lubiła publicznie okazywać uczuć, nawet jeśli jedynymi obserwatorami byli niezbyt trzeźwi przyjaciele. Zawsze uważała, że takie sprawy powinnny odbywać się zdala od ludzkich spojrzeń.
Kiedy mężczyzna pocałował ją po raz kolejny i nieco nachalnie zabrał do pieszczot, Joasia po prostu odepchnęła go gwałtownie i wyszła z pokoju. Chwiejnym krokiem dotarła do łazienki w samą porę, żeby zwymiotować. Potem uklękła, opierając się o wannę i westchnęła ciężko. Czuła się okropnie, choć nie wypiła znowuż tak dużo. Każdy dźwięk docierający do jej uszu, zdawał się rozbijać jej czaszkę od środka, a na samo wspomnienie dotyku Sebastiana robiło jej się niedobrze. Marzyła już tylko o tym, by znaleźć się we własnym łóżku i zasnąć.
Z samego rana mimo fatalnego samopoczucia komisarze musieli pojawić się na komendzie. Sebastian półprzytomny siedział za biurkiem, pijąc kefir, a Joasia prawie nie wychodziła z łazienki, wciąż wymiotując. Przeklinała się w duchu za poprzedni wieczór, bo najchętniej wymazałaby go w ogóle z pamięci.
- Ostro, ostro - usłyszała głos Bartka, wracając do biura. - Kto by pomyślał...
- Nie posądzałem jej o taki tyłek - dodał Tomek.
- Ale jaja... - skwitował Kamil z mieszaniną podziwu i grozy w głosie.
O czymkolwiek nie rozmawiali, Aśkę nie bardzo to obchodziło. Bardziej była zajęta własnym samopoczuciem. Dopiero reakcja mężczyzn na jej pojawienie się w biurze, odrobinę ją zainteresowała. Z wyraźnym podenerwowanie zaczęli chować jakieś papiery, a miny mieli przy tym jak chłopcy przyłapani na podjadaniu cukierków.
- Co jest grane? - zapytała, unosząc brwi.
- Nic, a co ma być? - odparł szybko Tomek. - Tu są raporty dla was - dodał, wręczając koleżance plik dokumentów.
Joasia zmierzyła ich jeszcze jednym przeciągłym spojrzeniem i postanowiła wrócić do biura.
Tego dnia czuła się na komendzie trochę nieswojo. Wciąż natykała się na ludzi uśmiechających się złośliwie i szepczących za jej plecami. Starała się to ignorować, ale o piętnastej z ulgą opuściła pracę.
Nie umawiała się z Sebastianem na wieczór. Mężczyzna wciąż miał kaca, a ona była na niego trochę zła za to, w jaki sposób dobierał się do niej u Ani i Rafała. Oczywiście wiedziała, że nie chciał zrobić nic złego, ale ta sytuacja pozostawiła pewien niesmak.
Po drodze do domu zrobiła zakupy, na które składała się mrożona pizza i kilka słodkich bułek. Nie miała ani siły, ani ochoty na robienie obiadu, więc postanowiła ułatwić sobie sprawę. Szybko wspięła się na pierwsze piętro i wyjęła klucze, ale mimo kilku prób nie mogła otowrzyć mieszkania. Poirytowana nacisnęła na klamkę i stwierdziła, że są otwarte. Wywróciła oczami.
- Kalina, ile razy ci mówiłam, żebyś zamykała drzwi?! - zawołała, wchodząc do mieszkania.
Zatrzymała się pół kroku za drzwiami, zauważywszy na podłodze ślady krwi. Poczuła się, jakby ktoś zamroził jej wnętrzności. Sparaliżował ją strach. Bała się tego, co mogła zobaczyć po wejściu w głąb mieszkania. Zdołała się jednak opanować i sięgnęła po broń, ale w tym momencie ktoś złapał ją za szyję i przyłożył do twarzy wilgotną chusteczkę. Natychmiast poczuła intensywny zapach eteru. Zaczęła szarpać się z napastnikiem, jednocześnie próbując wstrzymać oddech. Po kilkudziesięciu sekundach niemej walki musiała jednak zaczerpnąć powietrza i chwilę później zapadła się w ciemność.

Po przyjściu do domu Sebastian wziął długą kąpiel. Zamierzał doprowadzić się do porządku, wyspać porządnie i następnego dnia od rana zabrać się do przepraszania Joasi. Miał wyrzuty sumienia, bo czuł, że był w stosunku do niej zbyt nachalny. Chciał się jak najszybciej zrehabilitować, jednak wiedział, że jeśli pojawi się u niej w mieszkaniu w takim stanie, tylko pogorszy sprawę.
Z wanny wyrwał go telefon. Mrucząc pod nosem z niezadowolonia, wyszedł z łazienki i odebrał. Dzwoniła Kalina, ale wśród histerycznego płaczu Sebastian niewiele mógł zrozumieć. Powiedział nastolatce, żeby nie ruszała się z domu i czekała na niego. Ubrał się szybko, po czym na sygnale ruszył do domu partnerki, jednocześnie bezskutecznie próbując się do niej dodzwonić.
W chwili przekroczenia progu mieszkania Joasi, natychmiast zrozumiał, dlaczego Kalina była tak przerażona. Na podłodze w przedpokoju była rozmazana smuga krwi, a tuż obok niej rozsypane bułki i pistolet. Sebastian bez namysłu wyciągnął broń i złapał Kalinę za rękę.
- Zaczekaj na klatce - nakazał.
Dziewczyna była zbyt roztrzęsiona, żeby mu wytłumaczyć, że zdążyła już przeszukać mieszkanie. Wyszła więc posłusznie na korytarz, gdzie chwilę później zainteresowała się nią sąsiadka z naprzeciwka.
Sebastian w tym czasie zajrzał w każdy kąt mieszkania. W salonie pod oknem znalazł zwłoki psa. Nie miał wątpliwości, co do przyczyny śmierci - kula utkwiła w jego piersi. Poczuł mieszaninę ulgi i rozpaczy. Istniała szansa, że krew w przedpokoju nie należała do Joasi, ale z drugiej strony to z całą pewnością jej broń leżała na podłodze.
Pół godziny później w mieszaniu Joasi roiło się od policjantów. Technicy zabezpieczali ślady, a Sebastian przekazywał Ani i Rafałowi wszystko, czego zdołał dowiedzieć się od Kaliny.
- Wygląda na to, że ją zaskoczył - zauważyła Anka, przyglądając się zakupom rozsypanym po podłodze. - Weszła do domu, a on już na nią czekał.
- Czekał... - powtórzył Rafał jak echo. - Ale jak tu się dostał? Miał klucze? Przecież gdyby Aśka zauważyła ślady włamania, nie weszłaby tak po prostu do mieszkania.
- Ktoś wiedział, co robi - wtrącił się jeden z techników, wyglądając zza kanapy. - Są ślady włamania, ale trudno je zauważyć. Jeśli Aśka się spieszyła, mogła nie zwrócić na to uwagi.
Ania westchnęła.
- Więc ktoś włamał się tu, zastrzelił psa i schował się, a kiedy weszła, napadł ją - powiedziała powoli. - W trakcie szamotaniny rozsypały się zakupy i wypadła jej broń.
- Jeśli założymy, że to krew Karo - dodał Rafał, - musiał ją w jakiś sposób obezwładnić.
- I porwać - zakończył Sebastian, odwracając się w kierunku przyjaciół i krzyżując ręce na piersiach.
Na chwilę cała trójka umilkła. Dobrze wiedzieli, co muszą teraz zrobić: rozesłać zdjęcie Joasi do wszystkich partoli, przepytać sąsiadów, przejrzeć akta ostatnio prowadzonych przez nią spraw.
- Może te zdjęcia mają z tym coś wspólnego? - mruknął Rafał, zwracając się do partnerki.
Kobieta uciszyła go jednym spojrzeniem, ale nie umknęło to uwadze Sebastiana. Zmarszczył brwi i utkwił wzrok w przyjaciołach.
- Co jest grane? - zapytał. - O jakie zdjęcia wam chodzi?
- Oj, Seba, to nic ważnego... - zaczęła Ania, próbując zbagatelizować sprawę, ale w efekcie tylko podniosła policjantowi ciśnienie.
- Aśka została porwana, dociera to do ciebie?! - zawołał ze złością. - Wszystko może być ważne!
- Nie krzycz na nią! - odparował natychmiast Rafał, zrywając się z kanapy.
Stanął naprzeciwko przyjaciela i przez chwilę oboje mierzyli się ostrymi spojrzeniami.
- Dość - powiedziała Anka, łapiąc obu za ramionami. - Nie kłóćcie się, musimy działać razem.
- Co to za zdjęcia? - zapytał ponownie Seba, siląc się na spokojny ton.
Ania westchnęła. Puściła mężczyzn i zaczęła przechadzać się po pokoju, rzucając Sebastianowi zaniepokojone spojrzenia.
- Jeden z naszym mundurowych, nie znasz go, przesiaduje na portalach randkowych - zaczęła w końcu. - Kilka dni temu znalazł tam ofertę... - zawahała się przez moment, starając się jak najlepiej dobrać słowa. - Były tam dane i zdjęcia Joasi, a przy tym zaproszenie na noc, sam rozumiesz. Fotki były w większości nagie, bardzo odważne. To oczywiście fotomontaż - dodała szybko, - ale jak Tomek to dorwał... Aż się dziwię, że jeszcze to do was nie dotarło.
- Zaraz, czegoś tu nie rozumiem - powiedział Seba, marszcząc brwi. - Aśka zamieściła ogłoszenie matrymonialne? Ale... dlaczego?
- No coś ty! - zawołała szybko Anka. - Przecież znasz Aśkę. Ktoś musiał zrobić to za nią, to pewnie miał być taki dowcip...
- Niekoniecznie - wtrącił się nagle Rafał. - Może ktoś zrobił to, żebyś z nią zerwał?
Niewypowiedziane oskarżenia wisiały w powietrzu jak gęsta mgła. Zarówno Ania, jak i Sebastian doskonale wiedzieli, co, a właściwie kogo Rafał miał na myśli.
- Sam wróciła do Stanów - powiedział w końcu Seba. - Nie mogła tego zrobić.
- No, taki anons mogła zamieścić, również będąc za granicą - zauważyła Anka, wzruszając ramionami. - Ale jeśli wyjechała, na pewno nie ma nic wspólnego z porwaniem Joasi.
- Dobra, dość tych rozważań - zadecydował Rafał. - Jedźmy na komendę i bierzmy się do roboty.