Wieczór ciągnął się w
nieskończoność. Wszyscy byli podenerwowani. Oczami wyobraźni już widzieli
skradających się po posesji komandosów. Każdy dźwięk wydawał się zwiastować
niebezpieczeństwo. Magda w milczeniu czytała gazetę. Próbowała oderwać myśli od
sytuacji, w której znalazła się na własne życzenie. Aśka także wydawała się być
spokojna, tylko Sebastian z trudem panował nad emocjami.
Miał świadomość, że jeśli
którejś z kobiet coś się stanie, będzie to jego wina. Sam zaproponował
prowokację, ale wbrew pozorom wcale nie był to przejaw egoizmu. Chciał nie
tylko zapewnić bezpieczeństwo Zuzi i Marysi, ale także zamknąć śledztwo, które
przysparzało wielu problemów jemu i Joasi. Nie wiadomo, ile jeszcze niewinnych
osób mogłoby ucierpieć, gdyby Konarski pozostał na wolności.
- Seba, usiądź w końcu –
powiedziała Magda, podnosząc głowę znad gazety. – Jest ciemno. Nic nie zobaczysz,
choćbyś stał w tym oknie całą noc.
- Taki właśnie mam zamiar –
mruknął komisarz.
- Nie martw się, Anka i Maciek
panują nad sytuacją – dodała z lekkim uśmiechem.
- Pewnie, w życiu ich nie ominą
– ironizował Sebastian, nie odwracając wzroku od okna. – W końcu mają tylko sto
metrów ogrodzenia, wiadomo, że muszą je przekraczać dokładnie tam, gdzie stoi
radiowóz.
- Przecież mają noktowizor –
przypomniała Aśka, wtrącając się do dyskusji.
Sebastian nie odpowiedział.
Kobiety wymieniły się spojrzeniami. Magda miała już kontynuować, kiedy odezwał
się telefon komisarza leżący na kanapie. Mężczyzna rzucił okiem w jego stronę,
ale nie chciał opuszczać miejsca obserwacji.
- Przeczytaj – rzucił do
partnerki.
Aśka zerknęła na smsa.
- To Zuzia – oznajmiła,
zerkając na przyjaciela znacząco. – Martwi się.
Nie zacytowała głośno treści
wiadomości, bo w pokoju nie znajdowali się sami. Magda nic nie wiedziała o
coraz bliższych relacjach, które łączyły komisarza z Konarską i w tym momencie
bardzo istotne było, żeby tak zostało. Gdyby ktoś doniósł Staremu, Sebastian z
pewnością straciłby pracę.
Mężczyzna odszedł w końcu od
okna, żeby przeczytać wiadomość, ale nim dotknął telefonu, zgasło światło.
Trójka komisarzy błyskawicznie wyciągnęła broń i zamarła, nasłuchując.
Cisza była dużo bardziej
przerażająca niż jakikolwiek dźwięk. Wyobraźnia podsuwała komisarzom różne
obrazy i każdy z nich był gorszy od poprzedniego. W całkowitej ciemności
panującej w pomieszczeniu nie sposób było cokolwiek zobaczyć.
- Spokojnie – mruknął cicho
Sebastian. – Anka i Maciek nas słyszą, wiedzą, co się dzieje. Na pewno trzymają
rękę na pulsie.
Nie mógł wiedzieć, że w
radiowozie kilkaset metrów dalej Maciek właśnie klnie w niebogłosy, a Anka
próbuje odzyskać obraz i dźwięk. Niestety, na próżno. Urządzenia zakłócające
skutecznie pozbawiły ich kontaktu z kolegami.
Przerwanie akcji nie wchodziło
w grę, było już na to stanowczo za późno. Komandosi mogli być dosłownie
wszędzie, z pewnością uzbrojeni. Dużo rozsądniej było zlokalizować ich w ciszy
i skupieniu, a potem obezwładnić.
Aśka podeszła cicho do okna.
Próbowała dostrzec cokolwiek w ciemności, jednak bezskutecznie. Najgorsze było
to, że nie widziała nawet pozostałych komisarzy. Słuch wyczulony już na każdy,
nawet najcichszy dźwięk wychwycił skrzypienie desek w podłodze i rytmiczny
oddech.
- Może użyjemy latarek? –
zaproponowała bez przekonania, rozpoznając partnera.
Zanim zdążył odpowiedzieć, z
góry rozległ się dźwięk przypominający upuszczanie na ziemię czegoś ciężkiego.
Aśka aż podskoczyła, czując, że serce wali jej jak oszalałe.
- Sprawdzimy to – zadecydował Sebastian,
robiąc kilka ostrożnych kroków w stronę drzwi. – Idźcie za mną.
Pokonanie salonu, schodów i
korytarza na górze wydawało się trwać ze dwie wieczności. Sebastian w każdej
chwili spodziewał się strzału bądź uderzenia i kiedy wreszcie znalazł się w
ostatnim pokoju na górze, był szczerze zaskoczony, że nic takiego się nie
stało.
- Może to kot? – powiedziała niepewnie
Magda, zatrzymując się obok Sebastiana i zerkając nerwowo przez ramię, choć i
tak nic nie mogła dostrzec.
Było to bardzo optymistyczne
myślenie, ale ani Sebastian, ani Aśka tego nie skomentowali. Prawdę mówiąc,
byli po prostu wściekli. Chcieli wreszcie skończyć tą sprawę, znaleźć ludzi,
którzy polowali na Zuzię, a teraz także i na nich. Wiedzieli, że może to być
jedyna szansa, dlatego miejsce strachu zajęło zniecierpliwienie i
podekscytowanie.
- Bierzemy latarki i sprawdzamy
po kolei każde pomieszczenie – zarządził Seba.
Kobiety chętnie na to
przystały. Ciemność nie wpływała pozytywnie na ich poczucie bezpieczeństwa.
Zanim jednak którekolwiek z nich zdążyło zapalić światło, drzwi gwałtownie
zamknęły się.
Tym razem nie było już mowy o
zrzuceniu winy na kota. Pewne było, że nie są w domu sami. Wszyscy jak na
rozkaz podbiegli do drzwi, ale były zamknięte. Podczas gdy Sebastian usiłował
je wywarzyć, kobiety próbowały otworzyć okno.
- Nie ma szans – powiedział komisarza,
dysząc ciężko. – Musieli je czymś zabarykadować.
- Okiennice są zabite – odparła
Aśka, włączając w końcu latarkę.
- Spokojnie, musimy pomyśleć… -
zaczęła Magda nieco nerwowym tonem.
- O czym? – warknęła Joasia już
poirytowana. – Ten dom pewnie za chwilę wyleci w powietrze.
- Szukajcie czegoś ciężkiego –
powiedział Sebastian, także włączając latarkę. – Wywarzymy okiennice.
Tymczasem Maciek i Anka
opuścili już miejsce posterunku. Zrozumieli, że nie uruchomią ponownie sprzętu.
Ich koledzy znaleźli się w niebezpieczeństwie i musieli szybko coś zrobić.
Wezwali wsparcie i coraz ostrzej dyskutowali nad dalszym działaniem, kiedy
Maciek dostrzegł ogień wydobywający się z okna na parterze.
Potem wszystko działo się
bardzo szybko. Mimo protestów partnerki komisarz biegiem ruszył w kierunku
płonącego budynku. Wiedział, jak bardzo jest to głupie. W każdej chwili
wszystko mogło wylecieć w powietrze, a nawet jeśli w środku nie było ładunków
wybuchowych, to ogień rozprzestrzeniał się bardzo szybko.
Jednak nie o tym Maciek myślał,
biegnąc przez podwórko. Przed oczami miał przyjaciół, których wystawił na
niebezpieczeństwo. Myślał o Sebastianie, który tego dnia wydawał się wyjątkowo
szczęśliwy mimo niesprzyjającej sytuacji; o Aśce, która ostatnio miała bardzo
ciężki okres; i o Magdzie, która dopiero zaczynała z nimi pracować. Wiedział,
że jeśli komuś coś się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczy.
Nim komisarze zorientowali się,
że znaleźli się w pułapce, ogień opanował już niemal cały parter i wdzierał się
na górę. Mimo usilnych starań nie byli w stanie wywarzyć drzwi ani okna.
Dodatkowo sprawę utrudniał fakt, że pokój zaczął wypełniać się duszącym,
ciemnym dymem.
Zanosili się kaszlem, słaniając
się na nogach i walcząc o każdy kolejny oddech. Zdążyli już zrozumieć, że się
nie uwolnią, więc nagłe wtargnięcie do środka świeżego powietrza było jak cud.
Wśród kłębów dymu wydostającego się natychmiast przez otwarte okno dostrzegli
twarz Maćka.
Kilka minut później cała
czwórka oddalała się już w stronę drogi. W oddali słychać było sygnał straży
pożarnej wezwanej przez Anię. Karetka stała już przy zaparkowanym nieco dalej
radiowozie. Maciek wziął na ręce Magdę, która wciąż kaszlała przeraźliwie i
wyraźnie nie była w stanie iść dalej.
Sebastian w duchu dziękował
Bogu, że wszyscy troje żyją. Teraz ta cała prowokacja wydawała się całkowicie
chybionym pomysłem. Nie mógł zrozumieć, dlaczego w ogóle przyszło mu to do
głowy.
- Ostatni raz szarpnąłem się na
coś takiego – powiedział do partnerki, obserwując, jak Maciek z Magdą na rękach
wybiega przez bramkę. – Wolę już spędzić miesiąc, ukrywając się na komendzie,
niż pakować nas w coś takiego.
Kiedy nie otrzymał odpowiedzi,
odwrócił się zniecierpliwiony, ale Aśki nie było. Zatrzymał się gwałtownie i
rozejrzał, jednak nie dostrzegł jej nigdzie.
- Aśka?! – zawołał, odruchowo
wyciągając broń. – Aśka!
Wokół niego panował teraz taki
hałas, że nawet gdyby kobieta mu odpowiedziała, mógłby tego nie usłyszeć. Na
podwórko wbiegali już strażacy, a wśród nich Maciek.
- Co jest? – zapytał,
zatrzymując się obok kolegi. – Gdzie Aśka?
- Nie mam pojęcia – odparł komisarz
zdenerwowany. – Szła tuż za mną.
- Chyba nie mogła zostać w
budynku… - mruknął niepewnie Maciek, patrząc, jak zawala się część dachu.
- Nie no, przecież wychodziła
przede mną – mówił Sebastian, ruszając gwałtownie w bliżej nieokreślonym
kierunku. – Oni musieli tu być. Jeśli ją dorwali…
Nie dokończył. Z bronią w
pogotowiu biegł już w przeciwną stronę. Maciek przez chwilę wahał się, ale w
końcu ruszył za przyjacielem, jednocześnie wyciągając telefon, żeby wytłumaczyć
partnerce, co się stało.
Sebastian szybko pokonał
podwórko i ogrodzenie, ale nie wiedział, co ma robić dalej. Aśki nigdzie nie
było widać. Na prawo rozciągała się łąka, zaś na lewo dość szeroki strumień, a
za nim las. Mężczyzna wściekły zamachnął się pięścią w powietrzu.
- ATecy już zaczynają
przeszukiwać teren – powiedział Maciek, zatrzymując się obok.
- Ona może już nie żyć! –
zawołał Seba, nie mogąc znieść bezsilności.
Targany silnymi emocjami ruszył
w kierunku łąki, chcąc po prostu zrobić cokolwiek. Kiedy kilkadziesiąt metrów
dalej dostrzegł jakiś ruch, przyspieszył gwałtownie. Zdążył już ułożyć w głowie
najczarniejsze scenariusze, jednak żaden się nie sprawdził. Chwilę później
zobaczył Joasię nieco ubłoconą i pokrwawioną, ale z całą pewnością żywą i w
dodatku prowadzącą obok skutego, kulejącego mężczyznę. Mężczyznę, którym był z
całą pewnością Jacek Piwowarski.
Sebastian ukucnął, chowając
twarz w dłoniach. Miał wrażenie, że przyjaciółka serwuje mu ostatnio stanowczo
zbyt dużo wrażeń. Odezwał się, dopiero kiedy Maciek oddalił się z zatrzymanym.
- Nic ci nie jest? – zapytał,
pociągając ją delikatnie za zakrwawiony fragment bluzy.
- Nie, to jego krew – odparła kobieta
co prawda zmęczona, ale wyraźnie zadowolona.
- Co się stało? – kontynuował Seba.
– Nagle zniknęłaś mi z oczu.