poniedziałek, 19 marca 2012

7. Kwestia zaufania

- Trochę to wszystko dziwne – powiedziała policjantka zamyślona.
- Co masz na myśli?
- Zastanów się… Wyjeżdżasz do Polski i porywają ci dziecko; wyjeżdżasz do Francji i o mało nie stajesz się ofiarą wypadku.
- Przecież mogli nas śledzić – stwierdziła Celine, zerkając na rozmówczynię.
- Nikt nas nie śledził – odparła Joasia, kręcąc głową. – Byliśmy ostrożni.
- Ale nie możesz z całą pewnością stwierdzić…
- Oba pomysły, które zakończyły się tragicznie, podsunął ci Carlo – kontynuowała Joasia niezrażona. – W dodatku nie było go z tobą w momencie wypadku.
- To jeszcze niczego nie dowodzi – upierała się piosenkarka.
- Jak długo go znasz?
- Wystarczająco długo…
- I ufasz mu całkowicie? Powierzyłabyś mu swoje życie?
- Przecież powierzyłam! – zawołała kobieta zdenerwowana.
Wstała i zrobiła kilka nerwowych kroków wzdłuż strumyka, zapominając o bolących stopach.
- I jak na tym wyszłaś? – zapytała Joasia z dziwną przekorą w głosie.
- To niemożliwe – oświadczyła Celine z całą stanowczością, na jaką było ją stać. – Carlo chciał nas ochronić, po prostu się pomylił. Każdemu może się zdarzyć. To był zwykły zbieg okoliczności…
- Wiesz, czego nauczyła mnie praca w policji? – przerwała jej Joasia, podnosząc się z pnia i stając naprzeciwko piosenkarki. – Że nie istnieje coś takiego jak „zbieg okoliczności”.
Celine odwróciła wzrok. Utkwiła spojrzenie w wodzie i przygryzła wargę.
- Wiem, że to trudne – dodała Aśka już dużo łagodniejszym tonem. – Zawsze jest ciężko, kiedy ktoś, kogo uważało się za przyjaciela, okazuje się zdrajcą, jednak im szybciej spojrzysz prawdzie w oczy, tym lepiej.
- Myślisz, że coś może grozić Andre? On z nim został…
- To o ciebie im chodzi – odparła Joasia.
- Mogłabym jakoś… skontaktować się z Andre? – zapytała Celine cicho. – Chciałabym tylko, żeby wiedział, że nic mi nie jest…
Joasia zamyśliła się na moment.
- Spróbuję coś wykombinować, ok?
- Dzięki.
Kobiety wróciły do jaskini dużo spokojniejsze. Szczera rozmowa pomogła im obu. Sebastian z zadowoleniem zauważył, że Joasia nie gryzie się już z powodu niefortunnego wypadku. Niestety jego dobry humor szybko prysł, bo wraz z nadejściem nocy wróciła gorączka Celine.
Komisarze siedzieli przy niej, zmieniając jej chłodzące okłady i rozmawiając cicho. Joasia streściła partnerowi wszystko, czego dowiedziała się od piosenkarki, pomijając jednak swoje wnioski. Chciała się najpierw dowiedzieć, co myśli o tym Sebastian.
- Ten Carlo… - zaczął mężczyzna powoli, kiedy Joasia skończyła swoją opowieść. – Mówiła coś więcej na jego temat? – zapytał zamyślony. Aśka potrząsnęła głową. – Wygląda na to, że maczał w tym palce – zauważył Seba. – Ale nie sądzę, żeby to on zorganizował całą tę szopkę.
- Dlaczego?
- W to musi być zamieszany ktoś wysoko postawiony – odparł Sebastian, mocząc w wodzie kawałek ręcznika. – Nie łatwo zorganizować taką międzynarodową akcję.
- Chciałabym wiedzieć, czego oni od niej chcą… To by wiele ułatwiało.
- Obawiam się, że czegokolwiek by nie chcieli, ona nie mogłaby im tego dać – powiedział mężczyzna nieco tajemniczym głosem.
Natychmiast zrozumiał, jak dwuznacznie to zabrzmiało, a po uniesionych brwiach przyjaciółki poznał, że ona także odebrała to w niezamierzony przez niego sposób.
- Nie to miałem na myśli… - mruknął. – Zresztą, to bez znaczenia. Możemy tak gdybać do jutra.
- Nie sądzisz, że powinniśmy powiadomić Rafała o naszym przemyśleniach? – zasugerowała Joasia ostrożnie.
- Sądzę.
- I…?
Seba z ciężkim westchnieniem wyjął z kieszeni spodni małą kartkę i podał ją partnerce. Aśka natychmiast rozpoznała pismo Rafała.
- Jaskinia w północnej ścianie, sto kilometrów na zachód – przeczytała na głos. Spojrzała pytająco na Sebastiana. – Tam będzie czekała na nas kolejna przesyłka?
- Tak myślę.
- Ale dlaczego napisał to Rafał? Przecież ktoś inny miał…
- Nie wiem – przerwał jej Seba. – Coś się musiało zmienić. Problem w tym, że przejście stu kilometrów zajmie nam około czterech dni, a jeszcze się oddaliliśmy, więc kolejny dzień z głowy. Poza tym Celine jeszcze nie da rady iść tak daleko.
- Nie powinniśmy wyruszać, dopóki jej nogi się nie zagoją…
- No właśnie. Ale z drugiej strony im dłużej tu zostaniemy, tym bardziej się narażamy. Pewnie za jakieś trzy dni Rafał zostawi rzeczy i zanim my tam dotrzemy będzie ryzyko, że znajdzie je ktoś niepowołany…
- Więc co zrobimy? – zapytała Joasia bezradnie.
- Porozmawiamy jutro z Celine – odparł Seba takim tonem, jakby to było oczywiste. – Ona także powinna mieć szansę decydowania o tym, jak postąpimy.
- Zmieniłeś do niej stosunek – zauważyła kobieta z delikatnym uśmiechem.
Seba spojrzał na śpiącą Celine.
- Bardzo słabo ją znamy – mruknął Sebastian z wyraźną rezerwą w głosie.
Aśka tylko się uśmiechnęła.
Nad ranem Celine poczuła się lepiej. Joasia zagoniła partnera do snu, a sama postanowiła przejść się nad strumień. Mimo obietnicy danej koleżance nie porozmawiała z Sebastianem o ewentualnej wiadomości do Andre. W tym momencie miała więcej pytań niż odpowiedzi. Zaczynała zdawać sobie sprawę, że pomimo chwilowego spokoju, nadal są w opłakanej sytuacji. Denerwował ją brak jakichkolwiek informacji z zewnątrz.
Kiedy kilka godzin później Sebastian wstał i dołączył do kobiet wygrzewających się na słońcu, Joasia postanowiła wreszcie wyłożyć na stół wszystkie karty.
- Musimy coś zrobić – powiedziała stanowczo. – Nie możemy tu tkwić, to tak jakbyśmy czekali, aż coś się stanie. Kusimy los.
- Cztery dni drogi stąd będzie czekała na nas kolejna przesyłka od przyjaciół – oznajmił Seba, zwracając się do Celine, która obserwowała ich uważnie. – Nie jesteśmy pewni, co powinniśmy zrobić.
- Dam radę iść, jeśli o to wam chodzi – odparła kobieta bez namysłu. – Tylko… - spojrzała niepewnie na Joasię – chciałabym skontaktować się z Andre…
Sebastian zmierzył ją zaskoczonym spojrzeniem, a potem wywrócił oczami. Joasia poczuła się w obowiązku wsparcia koleżanki.
- Może gdyby napisała krótką wiadomość moglibyśmy zostawić ją razem z informacją dla Rafała… - zaczęła.
- Posłuchajcie mnie obie uważnie – powiedział Seba poważnym tonem. – Przemyślałem to sobie i uważam, że nie powinniśmy wracać na zachód.
- Ale przecież Rafał…
- Daj mi skończyć – mruknął do partnerki szorstko. – Za tymi górami jest kilka wsi. Powinniśmy pójść tam, zdobyć telefon i skontaktować się z Rafałem.
Joasia i Celine wymieniły się powątpiewającymi spojrzeniami. Już na pierwszy rzut oka w planie Sebastiana widać było sporo luk.
- Przede wszystkim… - zaczęła ostrożnie Aśka. – Jak myślisz, ile czasu zajmie nam przejście przez góry?
- Musimy iść okrężną drogą. Wysoko w górach leży śnieg, poza tym to za trudny teren do przejścia.
- Więc?
- Dwa, może trzy tygodnie.
- To się nie uda – powiedziała nagle Celine, kręcąc głową. – To bez sensu. To nie może aż tyle trwać… Nie możemy ukrywać się przez trzy tygodnie!
Sebastian zerknął na partnerkę.
- Celine, musisz o czymś wiedzieć – wyznała Joasia łagodnie. – Takie sprawy czasem ciągną się całymi miesiącami...
Kobieta potrząsnęła gwałtownie głową.
- To niemożliwe – oznajmiła z całą stanowczością, na jaką było ją stać. – Przecież nie mogą tak długo trzymać mojego synka.
Aśka i Seba ponownie wymienili się spojrzeniami. Od początku wiedzieli, że powinni postawić sprawę jasno, jednak było to trudne. Niestety przyszedł moment, kiedy prawda musiała wyjść na jaw.
- To bardzo trudna sprawa – spróbowała ponownie Joasia. – Twój synek tak naprawdę może być wszędzie. Potrzeba czasu, żeby go odnaleźć.
- Okłamujecie mnie – powiedziała nagle Celine. W jej głosie zamiast strachu i niepewności, pojawiło się rozgoryczenie i najzwyczajniejsza złość. – Wykorzystujecie fakt, że wam zaufałam – zarzuciła im.
Wstała tak gwałtownie, że komisarze aż podskoczyli. Nie zwracając na nich najmniejszej uwagi, ruszyła w kierunku, z którego przyszli. Złość zdawała się dodać jej sił.
Joasia pokręciła głową i odwróciła się do Sebastiana.
- Musimy ją zatrzymać – rzuciła, jakby się spodziewała, że to Sebastiana prędzej posłucha piosenkarka.
- Idź za nią – odparł Seba, wzruszając ramionami. – Moje słowa i tak na nic się tu nie zdadzą.
Kobieta rzuciła mu pełne irytacji spojrzenie i pobiegła za koleżanką. Niestety zdawała sobie sprawę, że ponowne przekonanie jej do swoich racji może być naprawdę trudne.
Wróciły, kiedy zaczynał już zapadać zmrok. Nie odzywały się do siebie, milcząc uparcie, ale Sebastian i tak uznał to za sukces. Odczekał aż Celine zaśnie i wyszedł z Joasią przed jaskinię, że piosenkarka nie miała szansy dosłyszeć ich rozmowy.
- Musimy dojść do tej wioski – powiedział cicho. – To nie będzie łatwe, ale jeśli nam się uda, będziemy mogli skontaktować się z Rafałem. Poza tym… w górach nikt nie powinien nas szukać. To najbezpieczniejsza droga.
- Najbezpieczniejsza? – powtórzyła Joasia ironicznie. – Trudny teren i dzikie zwierzęta, faktycznie nic nam nie grozi.
- Wolę spotkać dzikie zwierzęta i arazić się na trudy podróży, niż wpaść w ręce ludzi, którzy nas szukają – odparł Seba stanowczo.
- Trzy tygodnie? Skąd weźmiemy jedzenie?
- Na trochę nam starczy – mruknął wymijająco komisarz. – A potem coś wymyślimy. W końcu jesteśmy w lesie, a nie na pustyni.
- To nie brzmi rozsądnie – zauważyła Aśka.
- Nie mamy wyjścia.

środa, 14 marca 2012

6. Kwestia zaufania

Wieczorem komisarzy zaniepokoił fakt, że Celine przespała cały dzień. Kiedy spróbowali ją obudzić, stwierdzili, że ma wysoką gorączkę.
- Musiała się przeziębić – zawyrokował Sebastian, patrząc na przyjaciółkę. – Zresztą, nie ma co się dziwić. To cud, że tobie nic nie jest.
- To mogą być te grzyby… – mruknęła Joasia zamyślona.
- Jakie grzyby?
- Jadłyśmy wczoraj rano… Nazbierałam trochę, ale wiesz… no nie byłam całkiem pewna, czy są jadalne. Tak mi się wydawało, ale…
Umilkła i spojrzała na Sebastiana z niepokojem.
- A ty? Też je jadłaś?
- Tak.
- I co, dobrze się czujesz? – zapytał rzeczowo.
- No… wymiotowałam trochę – przyznała Joasia. – Ale myślałam, że to po prostu przed tą głodówkę… Zresztą, te grzyby nie były zbyt smaczne, więc wiesz…
- Dobra, mniejsza o to – podsumował Seba. – Idź do lasu i spróbuj znaleźć takie same grzyby. A ja postaram się zbić jej gorączkę.
Pół godziny później Joasia wróciła do „obozu” z potencjalnymi winowajcami w dłoniach. Zaskoczona stwierdziła, że ani Sebastiana, ani Celine nie ma w jaskini. Znalazła ich nad strumieniem.
- Celine, jak się czujesz? – zapytała zaskoczona, że piosenkarka jest całkiem przytomna, choć przed chwilą nie byli w stanie jej dobudzić.
- Tak sobie – mruknęła i zakaszlała konsekwentnie.
- Wygląda na to, że to jednak przeziębienie – stwierdził Seba.
- Całe szczęście… Już myślałam, że to moja wina…
Celine uśmiechnęła się krzywo.
- Znalazłaś te grzyby? – Sebastian zwrócił się do partnerki.
Aśka pokazała mu małego, jasnobrązowego grzybka. Seba westchnął ciężko.
- Dużo tego zjadłyście? – zapytał.
- Trochę…
- Pewnie wzięłaś je za opieńki… Ale to trujące maślanki – zawyrokował mężczyzna.
Kobieta spuściła wzrok, wypuszczając małego winowajcę z ręki. Usiadła na kamieniu i wpatrzyła się w płynącą wodę. Czuła się bardzo głupio. Miała wyrzuty sumienia, że nakarmiła niejadalną rośliną także Celine.
- Niestety nie wiem, czy zatrucie nimi może być śmiertelne – dodał Sebastian. – Jednak minęło już półtora dnia odkąd je jadłyście, a nie ma żadnych poważnych objawów, więc…
Aśka wstała gwałtownie i odeszła. Seba chciał ją zatrzymać, ale nie miał pomysłu, co pocieszającego mógłby jej powiedzieć. Podał więc Celine kolejny zimny okład.
- Miałaś jakiekolwiek niepokojące objawy prócz tej gorączki? – zapytał spokojnie.
- Wymiotowałam trochę wczoraj… Ale poza tym dobrze się czuję – zapewniła kobieta.
Była to szczera prawda. Wcześniej nawet nie podejrzewała, że grzyby mogły być trujące, a i teraz nie przejęła się tą informacją. Wstała powoli, ostrożnie stawiając nagie stopy na skale.
- Pójdę porozmawiać z Asią – oznajmiła.
Seba tylko kiwnął głową i odprowadził ją wzrokiem. Sam nie był najlepszy w takich sprawach i zwykle kiedy Aśka miała problem, nie potrafił jej pocieszyć. Jego pomoc ograniczała się najczęściej do poklepania po ramieniu. Był więc zadowolony, że Celine wzięła to na siebie i miał nadzieję, że spisze się lepiej niż on. Od początku zauważył, że Aśka darzy piosenkarkę zaskakującą sympatią, choć wciąż tak słabo się znały. Teraz miał nadzieję, że były sobie dużo bliższe niż jeszcze kilka dni wcześniej. Sam zresztą zaczynał powoli lubić tę kobietę. Nie była tak egzaltowana i zarozumiała, jaka wydała mu się na początku. Przez chwilę pomyślał nawet, że może gdyby spotkali się w innych okolicznościach, mogliby się zaprzyjaźnić.
Westchnął ciężko i wstał. Postanowił przed zmrokiem zanieść do jaskini większy zapas wody.
Tymczasem Celine przysiadła się do Joasi, która siedziała w dole strumienia na zwalonym pniu. Nie odezwała się ani słowem, choć od razu zauważyła, że ma towarzystwo.
- Uratowaliście mi życie – zaczęła stanowczo piosenkarka. – Nawet nie wiem, ile razy, bo mogłam umrzeć w każdej minucie pobytu w tej dziczy. I nigdy nie będę w stanie należycie wam za to podziękować.
- Nie wysilaj się – mruknęła Joasia nieco zaczepnym tonem. – Dobrze wiem, do czego zmierzasz.
O dziwo Celine uśmiechnęła się.
- I dobrze – stwierdziła. – To znaczy, że wiesz, że mam rację.
Aśka prychnęła poirytowana.
- Mogłam cię otruć, rozumiesz? – zapytała ze złością. – Kto wie, czy tego nie zrobiłam…
- Daj spokój, przecież ostrzegłaś mnie, że nie masz pewności co do tych grzybów. Poza tym obie byłyśmy głodne. Gdybyś ty nie przyniosła tych grzybów, może ja znalazłabym takie, które by nas zabiły.
Jedyną odpowiedzią było milczenie, po czym Celine poznała, że zbliża się do celu. Objęła Joasię i oparła głowę na jej ramieniu.
- Mamy dość problemów, nie stwarzajmy jeszcze dodatkowych. Poza tym, musisz oszczędzać maluchowi stresów – dodała nieco żartobliwym tonem i położyła delikatnie dłoń na brzuchu Joasi. – Już na pewno go zdenerwowałaś.
Aśka westchnęła ciężko. Ku zaskoczeniu piosenkarki przyjemny, zdawałoby się, temat nie poprawił jej nastroju.
- Mój mąż jeszcze nie wie, że spodziewam się dziecka – wyznała kobieta zamyślona. – Obawiam się, że nie przyjmie zbyt dobrze tej wiadomości.
- No wiesz? Przecież dziecko to największy skarb! Jak mógłby się nie ucieszyć? – dziwiła się Celine. – Ja za mojego synka oddałabym życie…
Policjantka spojrzała ze współczuciem na swoją towarzyszkę. W jej oczach zobaczyła ból i strach.
- Przepraszam – powiedziała, ściskając jej dłoń. – W ogóle nie powinnam mówić takich rzeczy…
- Kiedy Jean-Pierre był mały – zaczęła cicho Celine, - nie opuszczałam go ani na moment. Wszędzie nosiłam go ze sobą. Bardzo długo staraliśmy się o niego i bałam się, że jeśli spuszczę go z oczu, mogę go stracić. Andre… to znaczy mój mąż, w końcu przekonał mnie, że powinniśmy żyć normalnie. A ja tak naprawdę nigdy nie sądziłam, że ktoś może czyhać na nasze życie…
- Naprawdę nie wiesz, kim mogą być ci ludzie? Nawet się nie domyślasz?
Celine potrząsnęła energicznie głową.
- Nie mam pojęcia – odparła. – Ale wydaje mi się, że musieli nas znać. To znaczy osobiście… Jean-Pierre nie poszedłby z obcymi ludźmi.
- Ma dopiero sześć lat, mogli go w jakiś sposób oszukać, skusić…
- Nie, on nigdy nie poszedłby z obcymi – upierała się Celine.
- No dobrze, więc może… może ktoś z waszych znajomych zachowywał się jakoś dziwnie po zaginięciu Jean-Pierre’a?
- Skąd mam wiedzieć? Przecież byliśmy w Polsce, odcięci od rodziny i przyjaciół…
Joasia zamyśliła się. Całkowicie zapomniała o feralnych grzybach i swojej ciąży, a całą uwagę skupiła na sprawie.
- To wszystko jest strasznie dziwne – powiedziała po chwili. – Dlaczego właściwie przyjechaliście do Polski?
- To długa historia…
- A ja mam wyjątkowo dużo czasu – zakpiła Joasia.
- No tak – mruknęła Celine, uśmiechając się. – Wszystko zaczęło się na początku września. Jeden z naszych ochroniarzy, Adam, zauważył, że ktoś obserwuje nasz dom. Mężczyzna w czarnym samochodzie, to wszystko. Żadnych szczegółów.
- A monitoring? Nic nie zarejestrował? – wtrąciła się Joasia.
- To może głupie… Ale my nie mamy monitoringu. Nie myśl, że jesteśmy tak lekkomyślni – dodała, zauważając powątpiewające spojrzenie koleżanki. - Po prostu nigdy wcześniej nie mieliśmy problemów tego typu i nie sądziliśmy, że to może się przydać…
- No dobrze, mów dalej.
- Od tej pory zaczęliśmy być bardziej ostrożni. Ja i Jean-Pierre nie ruszaliśmy się z domu bez ochroniarzy. W zasadzie wydawało się, że już po krzyku, kiedy policja znalazła Adama. Ktoś strzelił mu w głowę.
Celine umilkła na chwilę. Widać było, że to wspomnienie wciąż jest bardzo żywe i bolesne.
- Był naprawdę dobrym człowiekiem – powiedziała cicho. – Znaliśmy go od lat. Był nie tylko naszym ochroniarzem, był przyjacielem. Zjeździł z nami cały świat… - westchnęła. – I Jean-Pierre bardzo go lubił. Zawsze robił mu kawały, a Adam udawał, że kompletnie się ich nie spodziewał. – Uśmiechnęła się do swoich wspomnień. – Nie wiem, dlaczego zginął. Nie wiem nawet, czy to miało jakikolwiek związek z nami, ale czuję, że nie żyje, bo chciał nas chronić.
- Wasza policja nic nie znalazła? – zapytała Aśka, przypominając niezbyt delikatnie o swojej obecności.
- Nie wiem. Nikt nam nic nie mówił… Dopiero kilka dni później Carlo, drugi z naszych ochroniarzy, powiedział, że powinniśmy wyjechać. Rozmawiał z kimś z policji i dowiedział się, że ktoś mnie szuka. Kiedy Andre to usłyszał, od razu zdecydował o wyjeździe.
- Dlaczego akurat do Polski?
- To Carlo doradził nam Kraków – wyznała Celine. - Twierdził, że nikt nie będzie nas tu szukał. Mieliśmy tu być całkowicie bezpieczni…
- Opowiedz mi dokładnie, jak doszło do porwania Jean-Pierre’a.
- Byłam z nim na spacerze. Ktoś mnie zaczepił, poprosił o autograf. Jean-Pierre bawił się obok na trawniku, układał coś z kamyków. Odwróciłam się na chwilę, podpisałam ten cholerny autograf, nie wiem, chyba zamieniłam kilka zdań… A kiedy się odwróciłam, Jean-Pierre’a już nie było – opowiadała kobieta. – Natychmiast zaczęłam go szukać, wołać… Przebiegłam kawałek i zobaczyłam jak wsiada do jakiegoś samochodu na końcu ulicy. Wołałam go, ale nie zareagował. Więcej go nie widziałam…
Otarła łzy z policzków i wrzuciła do wody kamień, próbując rozładować w ten sposób emocje.
- Widziałaś, kto z nim był? – dopytywała Joasia, która słuchała wszystkiego z uwagą.
- W środku ktoś siedział, ale nie widziałam jego twarzy. Zresztą, to wszystko działo się bardzo szybko…
- Dlaczego potem zdecydowałaś się wyjechać z Polski?
- Nie chciałam tego robić – odparła Celine ze złością. – Carlo twierdził, że nie mogę zostać w miejscu, gdzie porali mojego syna, że to zbyt niebezpieczne. Mówił, że powinnam pojechać do Francji, bo porywacze uznają to miejsce za oczywiste i nie będą mnie tam szukać. Nie zgodziłam się, chciałam zostać i pomóc w poszukiwaniach Jean-Pierre’a, ale Carlo przekonał Andre…
- Zmusili cię? – zdziwiła się Joasia. Do tej pory Celine wydawała jej się bardzo zdecydowaną osobą.
- Sama się w końcu zgodziłam. Andre chciał mnie chronić, myślał, że to naprawdę dla mnie najbezpieczniejsze…
- A dlaczego nie pojechali z tobą twoi ochroniarze tylko my? Dlaczego zdecydowaliście się na ochronę policji? Nie chcę sama pod sobą dołków kopać, ale wiesz... Mając kasę możesz zapewnić sobie lepszą ochronę niż policja.
- Carlo uważał, że w ten sposób nie będę się tak rzucała w oczy…

wtorek, 13 marca 2012

5. Kwestia zaufania

Szybko okazało się, że dla roztrzęsionej kobiety wycelowanie w niedźwiedzia, który cały czas próbował dotrzeć do potencjalnego obiadu, było prawdziwym wyczynem. Dopiero kiedy pazury zwierzaka dotarły do jej ramienia, zostawiając na nim cztery krwawiące rozcięcia, wzięła się w garść.
- Celuj w klatkę piersiową – poradziła Joasia.
Celine jednak nie miała czasu, żeby zastanawiać się nad złotymi radami. Wycelowała w niedźwiedzia i po prostu strzeliła, nie zastanawiając się nad niczym. Z jej piersi wyrwał się zduszony okrzyk, bo drapieżnik zaczął ryczeć przeraźliwie i upadł na ziemię, jednak niewątpliwie nadal żył.
Aśka postanowiła przejąć inicjatywę. Siłą wypchnęła piosenkarkę z kryjówki, przecisnęła się obok niej i zabrała jej broń. Bez zmrużenia oka dobiła miotającego się niedźwiedzia. Dopiero po dłuższej chwili spojrzała na Celine, która stała pod ścianą z przerażeniem w oczach.
- Nie możemy tu zostać – powiedziała, z trudem wydobywając z siebie kolejne słowa. – Kiedy zwierzęta poczują krew, zaraz będziemy miały towarzystwo…
Tym razem nie trzeba było więcej argumentów. Celine nie chciała pozostać w towarzystwie niedźwiedzia, nawet jeśli był martwy. Kobiety, nie zważając na burzę, opuściły jaskinię i zaczęły się wspinać.
Niestety nie doszły daleko. Stopy Celine krwawiły tak bardzo, że nie mogła iść. Najpierw po prostu szlochała cicho, czego wśród deszczu i burzy i tak nie było widać ani słychać. W końcu jednak ból stał się nie do wytrzymania. Usiadła tam gdzie stała, na ziemi między skałami, nieosłoniętej przed deszczem i wiatrem. Joasia próbowała nakłonić ją do dalszej drogi, jednak bezskutecznie. Piosenkarka próbowała co prawda wstać, ale nie mogła utrzymać się na obolałych nogach. Nie pozostawało nic innego, jak tylko wcisnąć się w najbardziej zaciszne miejsce przy skałach i modlić się o nadejście rana.
W tym miejscu znalazł je o świcie Sebastian. Był cały mokry i ubłocony, ale najwyraźniej nic mu nie dolegało, a przez ramię miał przewieszoną pokaźnych rozmiarów torbę podróżną. Kiedy zobaczył Joasię i Celine wtulone w siebie między skałami i znieruchomiałe, serce mu zamarło. W pierwszej chwili był pewien, że nie żyją. Dopiero po dłuższej chwili dostrzegł, że drżą lekko.
Zeskoczył na ziemię, co natychmiast wyrwało kobiety z niespokojnego snu. Aśka wystraszona wycelowała w niego broń, którą cały czas ściskała w dłoni. Kiedy w niespodziewanym gościu rozpoznała Sebastiana, zerwała się na równe nogi.
- Boże, jak się cieszę, że nic ci nie jest! – zawołała, obejmując go. – Tak długo cię nie było…
- No niestety trochę to trwało – odparł Seba, przytulając przyjaciółkę. – Co u was? Nic wam nie jest?
- Jakimś cudem żyjemy – westchnęła Joasia. Odsunęła się powoli i zerknęła na koleżankę. – Ale Celine nie może chodzić. Jej nogi…
Urwała. Sebastian spojrzał na zakrwawione stopy kobiety i bez słowa zrzucił z ramienia torbę.
- Weźmiesz ją? – zwrócił się do Joasi. – Nie jest bardzo ciężka. Ja poniosę Celine. Musimy znaleźć sobie bezpieczniejsze miejsce.
Przedsięwzięcie okazało się jednak trudne do realizacji. Od minionej nocy w Celine zaszła dziwna przemiana. Jej początkowa otwartość gdzieś zniknęła. Teraz siedziała ze spuszczoną głową i milczała, a kiedy Sebastian się do niej zbliżył, nie pozwoliła się dotknąć.
- Co się dzieje? – zapytał łagodnie.
Nie słyszała jeszcze, by zwracał się do niej takim tonem. Podniosła niechętnie wzrok, jednak nic nie powiedziała. Joasia podeszła do nich.
- Miałyśmy ciężką noc – mruknęła, przypominając sobie przygodę z niedźwiedziem. – Celine, dobrze się czujesz? – dodała, zwracając się do piosenkarki.
- Nie dam rady iść – powiedziała w końcu cicho.
- Zaniosę cię – odparł Seba ze spokojem. Kobieta potrząsnęła głową. – Posłuchaj, wiem, że jesteś zmęczona, zmarznięta i głodna, ale nie możemy tu zostać. Zaniosę cię w bezpieczne miejsce. To nie potrwa długo. A potem będziesz mogła przebrać się w czyste ubrania, ogrzać i najeść do syta. Zgoda?
Kobieta w końcu skinęła głową i Sebastian wziął ją na ręce.
Wędrówka nie była przyjemna, bo dla zmęczonego mężczyzny nawet niezbyt ciężka Celine okazała się niełatwa do udźwignięcia. Aśka z kolei miała problem z torbą, która wyjątkowo jej ciążyła. Na szczęście nie szli daleko. Już po godzinie znaleźli jaskinię, która mogła ochronić ich przed złą pogodą, a jednocześnie była dość wysoko, żeby stać się dobrym punktem widokowym. Niewątpliwą zaletą tego miejsca było też sąsiedztwo strumyka. Sebastian położył ostrożnie Celine i zabrał od Joasi torbę.
- Tutaj mamy wszystko, czego nam trzeba – powiedział, kładąc pakunek na ziemi.
Aśka uklękła obok. Odkąd pojawił się Sebastian, była o wiele spokojniejsza. Dzięki temu wszystkie niewygody stały się jakby mniej dotkliwe. Pomogła mu wyjąć z torby żywność, po czym podała Celine kawałek chleba i konserwę.
Przez kilka długich minut cała trójka jadła w milczeniu. Potem Celine po prostu położyła się, zwinęła w kłębek i zamknęła oczy.
- Musisz mi pomóc – Seba zwrócił się do Joasi. – Ona nie może spać taka przemoczona. Już chyba i tak ma gorączkę…
Mężczyzna poszedł po wodę, a Joasia w międzyczasie pomogła Celine zdjąć mokre ubrania. Podała jej wyciągnięte z torby dżinsy, podkoszulek i ciepłą bluzę.
- Wszystko będzie dobrze – powiedziała łagodnie, delikatnie wycierając jej włosy ręcznikiem. – Zostaniemy tu tak długo, aż wrócą ci siły.
Tak naprawdę nie miała pojęcia, co zamierza Sebastian. Chciała po prostu uspokoić koleżankę.
- Ty też się przebierz – powiedział Seba, wchodząc do jaskini z dwiema butelkami wody. – A ja w międzyczasie zajmę się jej nogami.
Mimo starań Celine nie zdołała zachować milczenia, kiedy Sebastian przemywał jej poranione stopy. Joasia wkładając suche spodnie, patrzyła, jak po policzkach piosenkarki spływają pojedyncze łzy.
Sebastian opatrzył stopy i ramię Celine, na którym niedźwiedź zostawił pamiątkę, a następnie zabrał się za drobne obrażenia Joasi. Dopiero potem pozwolił obu kobietom zasnąć na posłaniu umoszczonym z koców. Sam postanowił czuwać.
Joasia obudziła się późnym popołudniem. Była już wypoczęta i spokojna. Sebastian od razu zauważył u niej poprawę samopoczucia. Uśmiechnął się.
- Wyspałaś się? – zagadnął.
- Tak – odparła kobieta, siadając obok niego. – To zaskakujące, ale kiedy człowiek odpocznie, wszystko wydaje się mniej tragiczne.
- Bo nie jest wcale tak źle – powiedział Seba z lekkim uśmiechem. – Udało nam się znaleźć w miarę bezpieczne miejsce i rzeczy od Rafała… Będzie dobrze.
- Cieszę się, że już jesteś z nami – wyznała Joasia. – Ciężko było bez ciebie…
- To cud, że doprowadziłaś ją aż tu – stwierdził mężczyzna z wyraźnym podziwem, zerkając znacząco na śpiącą Celine.
- Właściwie… - Aśka uśmiechnęła się. – Właściwie to dzięki niej tu dotarłyśmy. Zasłabłam, kiedy płynęłyśmy przez jezioro – wyznała. – Gdyby nie Celine, utopiłabym się.
Sebastian spojrzał na przyjaciółkę szczerze zaskoczony, jednak nic nie wskazywało na to, że żartuje.
- Chyba jej nie doceniałem – westchnął.
- Oj tak. Jest silniejsza i odważniejsza niż nam się wydaje.
Zapadła cisza. Sebastian obserwował okolicę, a Joasia zamyślona kreśliła palcem na skale dziwaczne kształty.
- Powiesz mi w końcu, z kim jesteś w ciąży? – zapytał nagle mężczyzna.
Aśka wywróciła oczami, ale jednocześnie mimowolnie się roześmiała.
- Nie wiem, dlaczego wciąż nie o to pytasz – odparła, kręcąc głową. – Przecież jestem mężatką, więc czyje to mogłoby być dziecko?
- No wiesz…
Seba spojrzał na nią znacząco, ale kiedy zauważył, że kobieta piorunuje go spojrzeniem, natychmiast odwrócił wzrok.
- Od czterech lat nie spałam z nikim poza Jackiem – oświadczyła. – Więc jego ojcostwo raczej nie ulega wątpliwościom. Chyba że to niepokalane poczęcie – dodała złośliwie.
- Więc naprawdę nie rozumiem, co tu robisz – przyznał mężczyzna stropiony. Joasia spojrzała na niego, unosząc brwi, więc postanowił rozwinąć swoją myśl. – No bo wiesz… Gdyby moja żona była w ciąży, nie pozwoliłbym jej brać udziału w takiej wyprawie… To znaczy w zasadzie i tak bym jej nie pozwolił, bez względu na ciążę – dodał po chwili namysłu.
- A co to mąż jest panem i władcą? – zapytała Joasia ironicznie. – Może być co najwyżej niezadowolony z mojej decyzji, ale ma gówno do gadania.
Mężczyzna spojrzał na partnerkę z dezaprobatą.
- I on naprawdę się na to godzi? – zdziwił się szczerze.
- Nie wiedziałam, że z ciebie taki szowinista – burknęła kobieta, wstając.
- A odkąd to ty masz takie nowoczesne podejście do związku? – odparował Seba, także się podnosząc.
- Jeszcze chwila i powiesz mi, że powinnam rzucić pracę – warknęła Joasia dużo ostrzej niż było to konieczne. – Myślałam, że mnie cenisz jako partnerkę, ale widzę, że to tylko gra pozorów.
Kilkoma sprawnymi ruchami pokonała skalne zejście i ruszyła w stronę strumyka. Sebastian przez chwilę stał osłupiały, a potem westchnął ciężko. Zaczął się zastanawiać, jakim cudem taka spokojna rozmowa przerodziła się w kłótnię. Po chwili namysłu upewnił się, że Celine wciąż śpi i podążył za partnerką.
Joasia klęczała nad strumykiem w samej bieliźnie i myła się powoli. Seba zatrzymał się dwa metry od niej, między drzewami. Przygryzł wargę, zastanawiając się, czy podejść bliżej. W końcu jednak postanowił od ręki rozładować atmosferę.
- Sorry – mruknął, zbliżając się.
Aśka rzuciła mu przeciągłe spojrzenie, ale nic nie powiedziała. Bez słowa wróciła do przerwanej czynności.
- Pomyślałem tylko, że na pewno się o ciebie martwi… - kontynuował Seba niezrażony. – Wiesz, że lubię z tobą pracować…
- Nie pogrążaj się – westchnęła Joasia, jednak w jej głosie nie było już złości.
Sebastian usiadł na kamieniu obok niej z zamiarem kontynuowania rozmowy, ale nagle jakoś nic nie przychodziło mu do głowy.
- Nie powiedziałam mu o ciąży – wyznała w końcu kobieta, nie patrząc na partnera. – I on nie chciał dziecka, i ja. W ogóle bez sensu…
Westchnęła i umilkła. Czuła na sobie współczujące spojrzenie Sebastiana.
- Na pewno zmieni zdanie, jak się dowie – powiedział policjant pocieszającym tonem.
- Ale ja nie zmienię. Zresztą, szkoda gadać…
Mężczyzna położył jej delikatnie rękę na ramieniu, chcąc jakoś okazać wsparcie. Aśka uśmiechnęła się lekko do niego, jednak już nic nie dodała. W zasadzie wszystko zostało powiedziane.

poniedziałek, 12 marca 2012

4. Kwestia zaufania

Jezioro zdawało się jeszcze większe z perspektywy na wpół żywego rozbitka gdzieś w okolicach jednej trzeciej szerokości. A właśnie tam były uciekające kobiety, choć wydawało im się, że minęły godziny, odkąd ich nogi po raz ostatni dotknęły ziemi. Celine starała się nie patrzeć na przeciwległy brzeg. Tak było łatwiej, bo dzięki temu mogła sobie wyobrażać, że zostało najwyżej kilka metrów. Niestety każdy ruch zdawał się trudniejszy do wykonania. Długie włosy, które na co dzień tak lubiła, teraz najchętniej od ręki by ścięła, byle tylko nie były tak niewyobrażalnie ciężkie. Wciąż zasłaniały jej twarz, przez co jeszcze trudniej było złapać oddech. Miała wrażenie, że jej ciało zapada się coraz głębiej w wodę i w pewnym momencie zdała sobie sprawę, że w zasięgu rąk nie ma nic, czego mogłaby się chwycić. Poczuła nagły przypływ paniki. Wydawało się, że opuściły ją wszystkie siły i już nic nie jest w stanie zrobić. Rozpaczliwe zaczerpnęła powietrza, próbując zmusić mięśnie do wysiłku. I wtedy stało się coś, co sprawiło, że zdołała ponownie odzyskać trzeźwość umysłu. Na powierzchni wody w zasięgu wzroku nie zobaczyła Joasi. Strach zmroził jej krew w żyłach.
- Aśka! – zawołała. – Aśka!
Skoro nie było jej na powierzchni, pozostawała tylko jednak możliwość i Celine dobrze o tym wiedziała. Bez zastanowienia zanurkowała, jednak mimo otwartych oczu niewiele widziała- woda była wyjątkowo mętna. Dopiero po chwili zauważyła Joasię dryfującą kawałek dalej. Oczy miała otwarte i machała rozpaczliwie rękami. Celine chciała natychmiast do niej podpłynąć, ale w tym momencie poczuła, że kończyło jej się powietrze. Wynurzyła się z wody, wzięła głęboki wdech i ponownie zanurkowała. Zdołała złapać Aśkę, która wyraźnie osłabła, jednak wypłynięcie na powierzchnię z niemal bezwładną kobietą nie było łatwe. Wydawało się, że minęła wieczność, nim obie mogły ponownie złapać oddech.
Nie było czasu na rozmowy, pytania o samopoczucie i zastanawianie się, co dalej. Jedno było pewne: Aśka była zbyt wyczerpana, żeby płynąć. Tak więc Celine przerzuciła sobie jej rękę przez ramię i zaczęła mozolnie poruszać się w stronę brzegu. Kiedy całą wieczność później wykonała ostatni ruch ramieniem, już wiedziała, że to koniec. Nie była w stanie wykrzesać z siebie więcej energii, zdobyć się na choćby jeszcze jedną sekundę wysiłku. Wciąż przytrzymując mocno rękę Joasi, jakby miało to w czymś pomóc, zaprzestała jakichkolwiek prób utrzymania się na powierzchni. I wtedy poczuła, że jej nogi znalazły oparcie.
Na wpół nieprzytomna ze zmęczenia wygramoliła się na brzeg, ciągnąć za sobą Joasię, która krztusiła się głośno. Obie padły na piasek, starając się złapać oddech.
Kiedy Aśka się obudziła, słońce wisiało już nisko na niebie. Ze sporym opóźnieniem zdała sobie sprawę, że to Celine mówi do niej i klepie ją delikatnie po policzku. Wyglądała, jakby przeżyła huragan. Z mokrych włosów wystawały kawałki trzciny i wodorostów, które zresztą uczepiły się także wszelkich odstających elementów jej ubrania: cekinów bluzki, guzików spodni i szpilek zapiętych przy pasku.
- Co się stało? – wychrypiała policjantka.
- Jesteśmy już na brzegu – odparła Celine łagodnie. – Musimy iść dalej. Dasz radę wstać?
- Chyba tak…
Joasia z trudem podniosła się z piasku i zrobiła kilka chwiejnych kroków w kierunku rysujących się na horyzoncie gór.
Słońce już zaszło, kiedy dotarły wreszcie do pierwszych skał. Przez całą drogę Celine podnosiła Joasię na duchu, nakłaniając ją do podjęcia kolejnych wysiłków. Pozwoliła jej usiąść dopiero na pierwszym występie skalnym.
- Znajdę nam jakąś kryjówkę – powiedziała. – Zaczekaj tu.
Wspinanie się po skałach w piętnastocentymetrowych szpilkach należało do rzeczy niemal niemożliwych, więc kobieta zakończyła poszukiwania tak szybko, jak tylko było to możliwe.
- Jestem twoją dłużniczką – mruknęła Aśka, kiedy Celine pomogła jej dotrzeć do jaskini.
- Daj spokój – odparła cicho piosenkarka. – Gdyby nie ty i Sebastian, już pewnie bym nie żyła…
Joasia oparła głowę o zimną skałę i w milczeniu obserwowała, jak Celine zdejmuje szpilki, krzywiąc się z bólu.
- Jestem w ciąży – powiedziała w końcu. – To chyba dlatego…
- Wiem – odparła Celine bez zastanowienia. – Słyszałam waszą wczorajszą rozmowę.
Aśka spuściła wzrok nieco zakłopotana, choć było to całkowicie zbędne, bo Celine i tak na nią nie patrzyła. Pani komisarz zwykle wygadana i pewna siebie, tym razem nie wiedziała, co powiedzieć. Próbowała sobie przypomnieć szczegółowy przebieg całej rozmowy, by ocenić, co jeszcze słyszała Celine, jednak ze zmęczenia nie była w stanie. Po chwili z ulgą stwierdziła, że jej towarzyszka nie podejmuje rozmowy i sama także postanowiła to przemilczeć.
W ciszy obserwowała Celine, która przez moment próbowała wyjąć z włosów zielsko, aż w końcu odrzuciła je na plecy zdecydowanym ruchem i także przysunęła się do ściany.
- Myślisz, że jesteśmy tu bezpieczne? – zapytała cicho.
- Nie mam pojęcia… Ale wiem, że powinnyśmy poszukać jedzenia.
Żadna jednak nie ruszyła się z miejsca. Wyczerpanie było silniejsze od głodu, choć nie jadły już dwa dni. Było to szczególnie dokuczliwe dla Joasi, która obawiała się, że może zaszkodzić dziecku.
Tej nocy odgłosy należące do całkowicie zwyczajnych w lesie, wydawały się kobietom wyjątkowo przerażające. Każdy trzask gałązki mógł zwiastować nadejście wroga, przez co ich nerwy napięte były do granic możliwości. Aśka wyjęła broń i ściskała ją mocno w dłoni, chcąc przekonać samą siebie, że jest w stanie się obronić.
Zasnęły w pozycji siedzącej, oparte o ścianę jaskini, przytulone do siebie. Były tak zmęczone podróżą, że nie przeszkadzało im nawet zimno, choć ich ubrania wciąż jeszcze były mokre.
Rano Joasia obudziła się pierwsza. Spała bardzo czujnie, cały czas obawiając się niespodziewanej wizyty dzikiego zwierzęcia. Oczy otworzyła nagle, jakby ktoś niespodziewanie ją obudził. W pobliżu była jednak tylko śpiąca Celine. Joasia wstała ostrożnie, żeby jej nie obudził i zbliżyła się do wyjścia z jaskini.
Słońce stało już wysoko, oświetlając okolicę. W zasięgu wzroku nie widać było żywego ducha. Z jednej strony bardzo to Joasię ucieszyło, z drugiej jednak zaczynała martwić się o Sebastiana. Odwróciła się, rzucając jeszcze jedno spojrzenie na Celine i zeszła powoli po skałach.
Niecałą godzinę później ułożyła na ziemi w jaskini kilka grzybów i obudziła towarzyszkę.
- Przyniosłam coś do jedzenia – mruknęła. – W zasadzie nie jestem pewna, czy są jadalne – przyznała z cichym westchnieniem, - ale ja je jadłam i na razie nic mi nie jest.
Celine spojrzała na jasnobrązowe grzybki i po chwili sięgnęła w ich kierunku. Widać było, że z trudem je przełyka, przezwyciężając obrzydzenie. Rozsądek jednak wziął górę- wiedziała, że musi jeść, żeby przeżyć.
- Najgorsze jest to, że nie mamy wody – westchnęła Joasia, siadając w wygodniejszej pozycji.
- Jak na razie mam serdecznie dość wody – burknęła Celine, w której przeżycie poprzedniego popołudnia było wciąż bardzo żywe.
- Nie wiem, czy nie będziemy musiały tam wracać, żeby się napić…
- Napić? Z tego jeziora?
- Wiem, że woda była paskudna, ale lepsze to niż umrzeć z pragnienia, prawda?
Piosenkarka wzruszyła ramionami. Zjadła jeszcze jednego grzyba i ponownie oparła się o skałę.
- Co teraz zrobimy? – zapytała po chwili milczenia.
- Musimy tu zaczekać na Sebastiana – odparła Aśka, nie wahając się ani chwili. – Jeśli stąd odejdziemy, nie znajdzie nas.
Celine skinęła głową, choć w duchu pomyślała, że wcale nie jest takie pewne, czy Sebastian jeszcze żyje. Nic jednak nie powiedziała, nie chcąc dobić Joasi.
- Wiesz co – odezwała się nagle policjantka, a jej ton brzmiał o wiele bardziej energicznie niż jeszcze przed chwilą, - powinnyśmy wysuszyć ubrania. Jest piękne słońce.
Z braku innych możliwości, ale także ze strachu przed chłodem nocy, rozebrały się do bielizny i rozłożyły ubrania na nagrzanych skałach. Same usiadły u wejścia jaskini, gdzie dosięgało słońce, ale nie było wiatru. Wpatrywały się w milczeniu w odległe jezioro i wzgórze, z którego wczoraj patrzyły na skały. Obie miały olbrzymią nadzieję na ujrzenie Sebastiana.
Niestety nadeszła noc, a mężczyzna nadal się nie pojawiał. Tym razem kobiety nie były już tak zmęczone, za to zaczął doskwierać im chłód. Choć w jaskini nie mógł dosięgnąć ich wiatr, zimne powietrze i tak dawało się we znaki. Schowały się za załomem skalnym, ale tam także nie było cieplej. Celine próbowała namówić Joasię na rozpalenie choć niewielkiego ogniska, ale policjantka szybko zgasiła jej zapał, uzmysławiając, że nawet gdyby nie było to dla nich niebezpieczne, i tak nie znalazłyby teraz suchego drewna. Poza tym, nie miały zapałek.
Zdawało się, że już gorzej być nie może, jednak kobiety szybko przekonały się, jak złośliwy potrafi być los. Kiedy kolejna błyskawica rozświetliła niebo, w wejściu do jaskini ujrzały niedźwiedzia. Zamarły ze strachu, wciskając się w skałę. Obie miały nadzieję, że jeśli będą cicho, zwierzę nie zauważy ich i po prostu sobie pójdzie. Nie przewidziały jednak, że także dla niego jaskinia będzie doskonałym schronieniem przed burzą.
- Tutaj – wyszeptała Joasia ledwie dosłyszalnie, pociągając Celine za bluzkę.
Okazało się, że policjantka dostrzegła przerwę między skałami, do której nie dostałby się niedźwiedź, ale która jednocześnie była na tyle szeroka, by zdołały się tam wcisnąć. Niestety nagły ruch zwrócił uwagę drapieżnika. Zamarł, przyglądając się kobietom uważnie. Joasia nie traciła czasu na oglądanie zwierzęcia. Wślizgnęła się między skały, czując, jak rozcina sobie ramię tylko kilka centymetrów poniżej poprzedniego skaleczenia. Celine natomiast stała jak zahipnotyzowana. Sparaliżował ją strach. Nigdy wcześniej nie widziała żywego niedźwiedzia, nie licząc tych z ogrodów zoologicznych, ale one z cała pewnością nie wyglądały tak przerażająco. Zareagowała dopiero na przeciągłe syknięcie policjantki.
Dołączyła do niej dosłownie w ostatniej chwili. Wcisnęły się w szparę tak bardzo, jak tylko było to możliwe, ale nie zniechęciły tym niedźwiedzia. Zaczął wkładać łapę między skały i machać nią, próbując sięgnąć jak najdalej. Joasia zauważyła, że Celine ma twarz mokrą od łez.
- Nie dosięgnie nas – wyszeptała cicho, jakby się bała, że niedźwiedź ją usłyszy. – Dla niego jest za wąsko.
Okazało się jednak, że niedźwiedź jest mądrzejszy, niż wydawało im się na początku. Wyczuł, że na brzegach skała jest bardziej miękka i zaczął skrobać ją potężnymi pazurami. Kobiety ponownie zmroził strach. Odległość pomiędzy nimi a zwierzęciem, zdawała się zmniejszać w przerażającym tempie.
- Mam broń – mruknęła nagle Joasia.
Celine spojrzała na nią kątem oka, bo bała się całkowicie spuścić wzrok z niedźwiedzia.
- Nie dam rady w niego wycelować z tego miejsca – kontynuowała policjantka, starając się zachować całkowity spokój. Miała nadzieję, że swoją postawą wpłynie na towarzyszkę niedoli. – Spróbuję podać ci broń i ty to zrobisz.
- Nie, nie ma mowy – broniła się kobieta ze szczerym strachem w głosie. – Nigdy nie miałam broni w ręku, nie potrafię strzelać…
- Zawsze musi być ten pierwszy raz – podsumowała Joasia, starając się dosięgnąć ręką pistoletu. – Jeśli nie chcesz zostać obiadem, będziesz musiała to zrobić.
Po krótkich zmaganiach z paskiem od spodni, udało jej się wreszcie wydostać broń. Nie bez trudu podała ją Celine, której już drżały ręce.
- Jest odbezpieczona – ostrzegła. – Połóż palec na spuście, tylko nie naciskaj. Najpierw wyceluj.

niedziela, 11 marca 2012

3. Kwestia zaufania

Aśka zmierzyła partnera ostrym spojrzeniem i odwróciła się na pięcie. Zdążyła jednak zrobić zaledwie jeden krok, kiedy poczuła jego rękę na łokciu. Przystanęła z zacięciem wypisanym na twarzy. W głębi duszy wcale nie była zła, chciała jednak, żeby wziął się w garść.
- Przepraszam – mruknął.
Odwróciła się powoli i spojrzała przyjacielowi w oczy.
- Kiedyś byłeś inny – powiedziała. – Byłeś gotowy poświęcić się dla innych. Kiedy ktoś tego potrzebował, pomagałeś mu za wszelką cenę.
- Po prostu się martwię – odparł Seba łagodnie. – Nie mam nic do Celine, wiem, że potrzebuje pomocy. Obawiam się jednak, że nas to przerosło.
- Powinniśmy przynajmniej spróbować – przekonywała Joasia. – Opowiesz mi, co ustaliłeś z Rafałem?
- Usiądźmy – westchnął Seba.
Znaleźli sobie w miarę osłonięte miejsce w takiej odległości od Celine, żeby nie zbudzić jej cichą rozmową, ale jednocześnie cały czas mieć ją na oku. Usiedli pod drzewem i wymienili się spojrzeniami.
- Kiedy byliśmy jeszcze gówniarzami, bawiliśmy się w agentów – zaczął Seba. – Wyobrażaliśmy sobie, że ktoś nasz szuka, a my musimy uciekać. I wtedy wymyśliliśmy… - mężczyzna uśmiechnął się do swoich myśli, - że jeden z nas schowa się w górach, a drugi będzie dostarczał mu jedzenie i informacje.
- Nie bardzo rozumiem – przyznała Joasia zdezorientowana.
- Krótko mówiąc: Rafał i Anka będą w umówione miejsca dostarczać nam najpotrzebniejsze rzeczy i informować, co się dzieje.
- Czy to nie jest niebezpieczne? Przecież jeśli ktoś nas szuka, na pewno są śledzeni… A poza tym, muszą być w Krakowie i szukać synka Celine, więc jak…
- Nie osobiście oczywiście – przerwał jej Seba. – Rafał powiedział, że znajdzie kogoś, kto się tym zajmie.
- A jak będzie się kontaktować z nami? Jak będziecie ustalać kolejne miejsca?
- Dzięki informacjom zaszytym w podszewce plecaka – odparł mężczyzna takim tonem, jakby to było oczywiste.
- Nie brzmi to zbyt przekonująco – westchnęła Joasia.
- Nie mamy innego wyjścia – przypomniał jej łagodnie Sebastian. – Bez ciepłych ubrań, koców i jedzenia długo nie przetrwamy. Nie możemy rozpalić ogniska, więc się nie ogrzejemy i nawet gdyby udało nam się coś upolować, zostałoby surowe mięso… A jagód ani poziomek już nie ma, zresztą i tak byśmy na tym nie wyżyli.
- Niby tak… Gdzie my właściwie jesteśmy?
- Na Słowacji – odparł Seba wymijająco.
- A gdzie mają być rzeczy od Rafała?
- W jaskini jakieś trzydzieści kilometrów stąd.
- Trzydzieści? – zapytała Aśka z niedowierzaniem. – Przecież to dobre osiem godzin…
- Obawiam się, że więcej – mruknął Seba. Pójdziemy na północ, za kilka kilometrów zacznie się górzysty teren.
- Nie dojdziemy tam jutro – stwierdziła Joasia bez wahania. – Celine nie da rady. Widziałeś jej nogi?
- Widziałem – westchnął mężczyzna. - Ale nie ma wyjścia. Pogoda będzie się pogarszać, potrzebne nam cieplejsze ubrania. Poza tym nie mamy jedzenia. A w torbie od Rafała będzie apteczka, opatrzymy nogi Celine i twoje ręce – dodał, zerkając na pokaleczone dłonie przyjaciółki i pokrwawioną bluzkę na ramieniu.
Aśka wzruszyła ramionami, ale przez dłuższą chwilę nie odezwała się słowem.
- Połóż się – mruknął Seba. – Ty też musisz odpocząć.
- Wolę pierwsza czuwać – odparła. – Obudzę cię za parę godzin.
Mężczyzna skinął głową i poszedł się położyć.
Noc zdawała się nie mieć końca, a kiedy Sebastian obudził obie kobiety, wciąż jeszcze było szaro. Tego ranka nikomu nie dopisywał humor. Wszyscy byli zmęczeni i zniechęceni czekającą ich drogą, choć komisarze nie powiedzieli Celine, ile kilometrów mają do przejścia.
Szli w milczeniu równym, niezbyt szybkim tempem. Tym razem nawet Joasia nie próbowała nawiązywać rozmowy. Zerkała tylko co jakiś czas na Celine, ale ona zdawała się nie odczuwać bólu. Dopiero wczesnym popołudniem policjant zaproponował postój.
- Gdzie my idziemy? – zapytała wreszcie Celine, kiedy usiedli na trawie.
- W góry – odparł Seba zdawkowym tonem.
- Nasi przyjaciele zostawili tam dla nas ubrania i jedzenie – dopowiedziała Joasia. – Nie możemy po prostu schronić się w tej jaskini i zostać tam przez jakiś czas? Musimy tak się szwędać po lesie? – dodała, zwracając się do partnera.
- Bylibyśmy zbyt łatwym celem – stwierdził mężczyzna bez zastanowienia. – Musimy się przemieszczać.
Ni stąd, ni zowąd padł strzał. Cała trójka poderwała się z miejsc. Joasia i Sebastian odruchowo sięgnęli po broń, ale nie mieli najmniejszego pojęcia, z której strony wypatrywać niebezpieczeństwa.
- To chyba gdzieś tam – mruknęła Aśka, pokazując ręką bliżej nieokreślony kierunek.
- Chyba tak. Co tylko dowodzi, że powinniśmy skryć się w górach – skwitował Sebastian, podchodząc do Celine i łapiąc ją za przedramię. – Chodźmy.
Zdawało się, że strach dodał całej trójce energii. Kilka kolejnych kilometrów przeszli o wiele szybciej, wciąż czekając na atak z zaskoczenia. Dopiero po godzinie Celine odważyła się odezwać.
- Jak oni nas tu znaleźli? – zapytała się cicho, jakby ze strachu, że usłyszy ją ktoś niepożądany, choć otaczały ich jedynie drzewa i krzewy.
- Domyślili się, że będziemy trzymać się rzeki – mruknął Seba. – Od razu wiedziałem, że to błąd.
- Nie martw się – wtrąciła się jak zwykle Aśka, - strzał padł z daleka. Nie znajdą nas.
Miała nieodparte wrażenie, że Seba chciał wyśmiać jej optymizm, jednak mężczyzna milczał. Uśmiechnęła się więc pokrzepiająco do Celine.
- Dasz radę jeszcze iść? – zapytała łagodnie.
Kobieta pokiwała głową, z trudem odwzajemniając uśmiech. Aśka w duchu ucieszyła się, że zdołała choć trochę podnieść ją na duchu, jednak wtedy padł kolejny strzał. Odwrócili się jak na komendę.
- Musimy oddalić się od rzeki – zadecydował Sebastian. – Szybko, w tamtą stronę.
Wskazał kierunek prostopadle do tego, w którym podążali do tej pory i przez kilkanaście kolejnych minut poganiał towarzyszki. Dopiero kiedy doszli do olbrzymiej łąki położonej w dolinie, zatrzymał się.
- Będziemy tu świetnym celem – zauważyła Joasia, zerkając na niego.
- Ale nie mamy czasu, żeby okrążyć całą łąkę – odparł Seba.
- A co z rzeczami od Rafała? Mówiłeś, że zostawił je w jaskini na północy.
Sebastian zmarszczył czoło, myśląc intensywnie. Aśka miała rację.
- Musimy się rozdzielić – postanowił w końcu. Obie kobiety spojrzały na niego wystraszone. – Wy pójdziecie na północy-wschód, a ja wrócę po torbę od Rafała i dogonię was.
- To zły pomysł – powiedziała Joasia stanowczo. – Powinniśmy się trzymać razem.
- Słuchajcie – zaczął mężczyzna o wiele bardziej stanowczym tonem niż jeszcze przed chwilą, - nie mamy wyjścia. Te rzeczy są nam potrzebne, a wszyscy nie możemy iść. Sam będę o wiele szybszy, dogonię was jeszcze przed zmrokiem.
- Komu ty wciskasz takie pierdoły? – zdenerwowała się Aśka. – Za kilka godzin będzie całkiem ciemno.
Do ich uszu dobiegł następny strzał, o wiele głośniejszy niż poprzednie.
- Są coraz bliżej – szepnęła Joasia zdezorientowana. – Skąd oni wiedzą, gdzie nas szukać?
- Mogą mieć psy tropiące – mruknął Seba, kręcąc głową. – Aśka, posłuchaj mnie uważnie. Przejdziecie przez tą łąkę i wdrapiecie się na górę. Tam powinno być jezioro. Musicie dostać się na drugą stronę i poszukać schronienia wśród skał. Znajdę was, ok.?
- Wcale mi się to nie podoba – stwierdziła kobieta z wyraźnym strachem w głosie.
- Idźcie, no już! – ponaglił je Sebastian.
Nie było czasu na dalsze spory. Kobiety puściły się biegiem przez łąkę, potykając się co chwilę i przytrzymując wzajemnie. Seba przez moment patrzył za nimi, a potem odwrócił się i zniknął w lesie. Wiedział, że będą potrzebować sporo szczęścia, żeby jeszcze się zobaczyć.
Przedarcie się przez łąkę okazało się niełatwe. Co prawda nie była porośnięta zbyt wysoką trawą, ale pełna kamieni i krecich kopców. Jednak zarówno Joasia, jak i Celine wiedziały, że dostanie się na wzniesienie jest kluczowe dla ich ucieczki. Dlatego nie zatrzymały się ani na chwilę, nawet kiedy wzgórze zaczęło stawać się coraz bardziej strome. Ostatnie metry pokonały już na czworaka, ale nawet na samej górze nie miały siły wstać. Na pół klęcząc, na pół siedząc, patrzyły przed siebie na rozciągające się w dolinie jezioro.
- Co on miał na myśli, mówiąc, że musimy przedostać się na drugą stronę? – zapytała cicho Celine.
Kilkaset metrów wody skutecznie zniechęcało do dalszej wędrówki. Obie jednak wiedziały, że jeśli nie znajdą się po drugiej stronie, nie dadzą Sebastianowi szansy na odnalezienie ich. Co więcej, znacznie zwiększyłoby to ryzyko złapania przez wroga.
Joasia zaczęła nerwowo rozglądać się po okolicy: żadnego śladu cywilizacji. Jej nadzieja na łódkę natychmiast prysła. Spojrzała ponownie na jezioro, by utwierdzić się w przekonaniu, że jest zbyt dużo do przepłynięcia, przynajmniej teraz, kiedy były tak zmęczone.
- Nie wiem, co robić – przyznała, patrząc bezradnie na towarzyszkę. – Może poszukamy tu jakieś kryjówki i przeczekamy do rana?
- A jeśli nas znajdą?
- Nie wiem, czy mamy inne wyjście – westchnęła policjantka z wahaniem.
- Nie dasz rady przepłynąć? – zapytała Celine z takim opanowaniem, o jakie nigdy nie podejrzewałaby jej Aśka.
- A ty?
- Nie wiem – piosenkarka wzruszyła ramionami. – Ale chyba nie mamy innego wyjścia, jak tylko spróbować.
- Więc chodźmy – zadecydowała Joasia, choć wcale nie była pewna, czy to dobry pomysł.
Już samo ześlizgnięcie się tych kilkunastu metrów na wysokość jeziora było nadszarpnięciem resztek ich sił. Nie wahały się jednak więcej, obawiając się, że może nie starczyć odwagi, by ponownie podjąć równie ryzykowną decyzję. Bez zbędnych słów zdjęły buty i powoli weszły do wody, brodząc w szuwarach.

Tymczasem Sebastian niemal biegł przez las, chcąc odnaleźć jaskinię, nim zrobią to „tamci”. Zdawał sobie sprawę, jak spora jest szansa, że ktoś już tam na niego czeka. Nie pozostawało mu jednak nic innego, jak zaryzykować. Bez informacji od Rafała nie wiedzieli, gdzie spodziewać się kolejnej „przesyłki” i tym samym straciliby z nim jedyny kontakt. A było to wcale niemniej ważne niż ubrania czy jedzenie. Z drugiej strony czuł ciążącą na nim odpowiedzialność. Wiedział, że gdyby coś mu się stało, szanse na przeżycie Joasi i Celine zmalałyby niemal do zera.

sobota, 10 marca 2012

2. Kwestia zaufania

Panująca cisza była wręcz nie do zniesienia, zwłaszcza dla Joasi. Nigdy nie lubiła przedłużającego się milczenia, a w chwilach stresu było wyjątkowo denerwujące. Zaczynał ogarniać ją coraz większy niepokój, potęgowany coraz późniejszą porą. Jakoś nie mogła wyobrazić sobie nadchodzącej nocy. Temperatura zaczynała się obniżać i choć wciąż było ciepło, oczekiwanie równie przyjemnej nocy byłoby nadmiernym optymizmem. Ona i Seba mieli na sobie bluzy i zakryte obuwie, poza tym warunki polowe nie były im obce. Bardziej martwiła się o Celine, która z całą pewnością została przyzwyczajona do czegoś innego, a w dodatku jej strój nie nadawał się na taką eskapadę.
- Za dwie godziny będzie całkiem ciemno – odezwał się niespodziewanie Sebastian, a ton jego głosu był o wiele łagodniejszy. – Chcecie spać tutaj, czy idziemy dalej?
- Celine? – zagadnęła Joasia, chcąc podtrzymać uprzejmą rozmowę i zmusić piosenkarkę do współpracy.
- Nie wiem. To wy decydujecie, ja miałam was tylko słuchać.
Aśka wywróciła oczami. Rozejrzała się i sama postanowiła podjąć decyzję.
- Zostańmy – powiedziała. – Tutaj w dole jest rzeka, prawda? – zwróciła się do Seby. – Będziemy mogli doprowadzić się jako tako do porządku.
- No to wy idźcie się umyć, a ja zorganizuję nam tu jakiś nocleg.
Zabrzmiało to nieco komicznie, bo trudno było sobie wyobrazić przygotowanie czegokolwiek w ciągu godziny, mając do dyspozycji zaledwie trawę i gałęzie, jednak Joasia podejrzewała, że Seba chce po prostu wymigać się od wspólnej wyprawy nad rzekę. Przytaknęła więc i razem z Celine ruszyła w dół łagodnego zbocza. Miała nadzieję, że kiedy zostaną same, atmosfera nieco się oczyści.
- Nie przejmuj się Sebastianem – odezwała się, kiedy już miała pewność, że mężczyzna jej nie usłyszy. – Miewa swoje humory, ale zwykle szybko mu przechodzi.
- Z jakiegoś powodu mnie nie znosi – mruknęła Celine, choć z tonu jej głosu trudno było wywnioskować, czy jest tym przygnębiona, czy nie. – Ale ostatecznie nie jesteśmy tu, żeby zawierać przyjaźnie.
- Seba ma cię za zmanierowaną i rozkapryszoną gwiazdkę. Wiem, że to niesprawiedliwe, ale cóż…
- I mój strój wcale nie pomaga, prawda? – odgadła bezbłędnie Celine.
- Otóż to.
- Trudno, będę musiała jakoś z tym żyć – powiedziała z przekorą w głosie.
Aśka uśmiechnęła się. Coraz bardziej lubiła Celine, choć tak słabo się znały. W jej bezpośrednim stosunku do ludzi było coś szczerego, urzekającego, aż chciało się przebywać w jej towarzystwie.
Zanim Joasia zdążyła zdjąć choćby buty, Celine pozbyła się wszystkich ubrań. Policjantka patrzyła na nią z pewnym zaskoczeniem, co nie uszło uwadze gwiazdy.
- Przyzwyczaiłam się – wyjaśniła krótko. – Podczas koncertu czy show, kiedy przebieram się kilka razy, nie ma czasu na wstyd. Gdybym miała sama wyplątać się z ubrań i założyć inne, a potem zmienić fryzurę, musiałabym robić co najmniej półgodzinne przerwy. Dzięki temu, że pomaga mi kilka osób, prawie się nie zauważa mojej nieobecności na scenie.
- Nie wkurza cię, że niektórzy ludzie tak niesprawiedliwie cię oceniają?
Celine uśmiechnęła się. Weszła powoli do wody, która na odkrytej przestrzeni, ogrzana słońcem nie była już tak nieprzyjemnie zimna. Gdyby nie tragiczne okoliczności, które doprowadziły ich w to miejsce, można by je uznać za naprawdę czarujące.
- Taka jest cena sławy – odparła, klękając w wodzie, która sięgnęła jej do pasa. – Są ludzie, którzy cię szanują, kochają, którzy proszą o autografy, a na koncertach wykrzykują twoje imię. Ale są też tacy, którzy cię nienawidzą. Sama wybrałam sobie takie życie.
- Wiesz… - zaczęła ostrożnie Asia, zdejmując ostatnią część garderoby i wchodząc do wody, - kiedy ogląda się ciebie na scenie albo słucha wywiadów, sprawiasz wrażenie szczęśliwej. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że możesz nie lubić swojego stylu życia.
- To zbyt duże słowo. Jestem szczęśliwa, mam rodzinę, karierę, robię to, co kocham. Nie mogę narzekać. Po prostu czasem bolą niesprawiedliwe osądy.
Po chwili namysłu Joasia kiwnęła głową i zanurzyła się w wodzie.
- Sebastian na ogół jest bardzo przyjazny i kontaktowy – dodała po chwili, przeczesując mokre włosy palcami. Czuła się poniekąd w obowiązku wytłumaczenia partnera. – Wiem, że może na to nie wygląda…
- Ma prawo być zły – przerwała jej łagodnie Celine. – To przeze mnie się tu znaleźliście. Gdyby nie ja, siedzielibyście teraz bezpiecznie w domach.
- Albo i nie – zaśmiała się Aśka. – Taka praca, nigdy do końca nie wiesz, co się stanie. Ale chyba właśnie to w niej lubimy.
- Odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie? – zagadnęła niespodziewanie piosenkarka.
Joasia przez moment zawahała się, mierząc ją uważnym spojrzeniem i polewając ramiona wodą. Obawiała się, że pytanie może nie należeć do łatwych, jednak w głębi duszy czuła, że bez względu na to, jak zabrzmi, powinna być z nią szczera. W końcu gdyby była na jej miejscu, także oczekiwałaby prawdy.
- Dawaj – oznajmiła w końcu.
- Czy wasi przyjaciele naprawdę szukają mojego synka? – zapytała kobieta, patrząc na Joasię przenikliwym spojrzeniem orzechowych oczu. – Czy tylko skupiliście się na ochranianiu mnie?
Aśka uśmiechnęła się, czując ulgę. Na to pytanie mogła odpowiedzieć z czystym sumieniem.
- Oczywiście, że szukają – zapewniła gorąco. – I wierz mi, zrobią wszystko, żeby jak najszybciej go odnaleźć i zamknąć ludzi, którzy chcą was skrzywdzić.
Wyglądało na to, że odpowiedź policjantki uspokoiła Celine. Przez dłuższą chwilę bawiła się zamyślona wodą, przelewając ją przez palce.
- Czy ty i Sebastian… jesteście razem? – zapytała, przyglądając się uważnie rozmówczyni.
Aśka zaśmiała się.
- Nie, skąd – odparła. – Ale znamy się pół życia. Chodź, wracajmy – dodała, podświadomie chcąc zmienić temat. – Musimy wyschnąć, zanim zrobi się chłodno.
Niestety okazało się, że nie jest to do końca możliwe. Zapadł już zmrok, a one nadal miały wilgotne włosy. Joasia przechadzała się w tę i z powrotem po niewielkiej polance, z rękami skrzyżowanymi na piersiach i przyglądała się Sebastianowi. W milczeniu kończył prowizoryczną osłonę przed wiatrem i deszczem, którą stanowić miały głównie gałęzie. Celine siedziała pod drzewem w pewnym oddaleniu. Kolana podciągnęła pod brodę, objęła je ramionami i wpatrzyła się w przestrzeń niewidzącym wzrokiem. Aśka rzuciła jej krótkie spojrzenie, a potem podeszła powoli i ukucnęła obok.
- Zimno ci? – zagadnęła.
Kobieta potrząsnęła głową, jednak policjantka nie dała się zwieść- na nagich ramionach miała gęsią skórkę i drżała lekko.
- Nie możemy rozpalić ogniska – mówiła dalej, chcąc po prostu przerwać ciszę. – Jeśli ktoś nas szuka, z daleka zobaczyłby dym.
Skinienie głowy świadczyło o tym, że słowa Joasi dotarły do piosenkarki, jednak była to jedyna reakcja. Celine nadal wpatrywała się w bliżej nieokreślony punkt przed sobą i milczała.
- Myślisz, że to dobre miejsce na nocleg? – zapytała Aśka, wstając i podchodząc do partnera.
- Fatalne – odparł krótko Seba. – Jeśli będzie padać, przemokniemy kompletnie, te gałęzie na nic się zdadzą – stwierdził, machnąwszy ręką w stronę skleconego naprędce zadaszenia. – Już nie wspominając o tym, że jesteśmy tu bardzo łatwym celem, nie tylko dla zwierząt.
- Są tu dzikie zwierzęta? – wtrąciła się Celine, podnosząc głowę.
W ramach odpowiedzi Sebastian wywrócił oczami i pochylił się nad swoją konstrukcją. Joasia pospieszyła z odpowiedzią.
- Jesteśmy w lesie – powiedziała, starając się nie nadać swojemu głosowi zbyt poważnego brzmienia. – W dodatku niedaleko gór. Obawiam się, że zwierzęta są tu zdecydowanie bardziej „u siebie” niż my.
- Nie zaatakują nas? – dopytywała piosenkarka, skrzętnie ukrywając strach.
- Będziemy pełnić warty – odparł Seba, włączając się ponownie do rozmowy.
Celine nie powiedziała nic więcej, jednak widać było, że wolałaby jak najszybciej oddalić się z tego miejsca. Nie miała pojęcia, że na bezpieczne schronienie w promieniu wielu setek kilometrów nie mogli liczyć.
Joasia chciała zadać kolejne pytanie, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Doszła do wniosku, że nie warto rozmawiać przy Celine. Kobieta była już dość zdenerwowana i wystraszona. Postanowiła zaczekać z dyskusją, aż zaśnie.
Kiedy pół godziny później zerwał się porywisty wiatr i spadły pierwsze krople deszczu, Joasia zrozumiała, dlaczego zmrok zapadł tego dnia tak szybko. Spojrzała bezradnie na Sebastiana, który patrzył w niebo, jednak w jego oczach dostrzegła tylko zacięcie.
- Schowajmy się – zarządził w końcu.
Mieli szczęście. Deszcz pokropił tylko, nie wdzierając się przez gałęzie do ich skromnej kryjówki. Wszyscy jednak dzięki temu zrozumieli, w jak opłakanej są sytuacji, choć nikt nie powiedział tego na głos. Chłodne powietrze otaczało ich zewsząd. Sebastian zdjął bluzę i bez słowa przykrył nią drżącą Celine, a potem opuścił kryjówkę. Piosenkarka strzepnęła nakrycie.
- To nie czas na unoszenie się honorem – powiedziała Joasia, przykrywając ją ponownie. – Spróbuj zasnąć.
Postanowiła posiedzieć przy niej, dopóki nie zaśnie, jednak nie musiała długo czekać. Celine zmęczona drogą i wrażeniami minionego dnia szybko zamknęła oczy. Wtedy Joasia wyślizgnęła się cicho spod zadaszenia i podeszła do Sebastiana, który stał w pewnym oddaleniu, patrząc w dół zbocza. Był odwrócony tyłem, więc nie widział partnerki. Dopiero kiedy delikatnie dotknęła jego ramienia, odwrócił głowę. Na widok Joasi westchnął. Kobieta stanęła obok niego i przez dłuższą chwilę milczała.
- O czym myślisz? – zapytała w końcu.
- O tym, co będzie dalej – mruknął mężczyzna. – Mamy koniec września. Jak długo damy radę wędrować po lasach?
- Jak długo będzie trzeba – odparła Joasia mocnym głosem.
- Nie rozumiesz, że teraz nie możemy tak po prostu wrócić? – wyszeptał, nie chcąc obudzić Celine. – Teraz szukają nas tak samo jak jej – dodał, wskazując głową w stronę śpiącej piosenkarki.
- Nie możesz jej obwiniać – powiedziała kobieta, także ściszając głos. – Myślisz, że ona chciała znaleźć się w takiej sytuacji? Pamiętaj, że nie wie, co dzieje się z jej synkiem, musiała zostawić męża.
- Przez nią jesteśmy w niebezpieczeństwie – warknął Seba z uporem.
- Odkąd to tak unikasz niebezpiecznych sytuacji? – zdziwiła się teatralnie Joasia.
- Nie chodzi o mnie, tylko o ciebie – odparował, bez zastanowienia podnosząc głos. Aśka uciszyła go stanowczym gestem. – Przecież jesteś w ciąży! – szepnął ze złością.
- Nie przesadzasz? To dopiero ósmy tydzień. Zresztą, w ogóle niepotrzebnie ci mówiłam. Wiedziałam, że powinnam trzymać język za zębami – zirytowała się kobieta.
- Tym bardziej nie powinnaś tu być – upierał się Sebastian. – W pierwszych tygodniach jest największe ryzyko poronienia.
- Znawca się znalazł – ironizowała Joasia, krzyżując ręce na piersiach. – Pozwól, że sama będę się o to troszczyć. A ty zamiast dąsać się cały dzień, zastanów się, co mamy dalej robić.
- Skoro jesteś taka samowystarczalna, może sama się zastanowisz?

piątek, 9 marca 2012

1. Kwestia zaufania

Wszystko działo się bardzo szybko. W jednej chwili jechali, kłócąc się zaciekle, w następnej samochód wypadł z drogi i dachował na poboczu. Hałas, ból, szok.
Pierwszy w sytuacji zorientował się Sebastian. Zerknął na siedzenie pasażera i stwierdził, że Aśka także rozgląda się z oszołomieniem wypisanym na twarzy. Na ramieniu miała głębokie rozcięcie i policzek krwawił w kilku miejscach, ale wyglądała na świadomą.
- Wynośmy się stąd – mruknął Seba.
Z jego strony samochód był zbyt zgnieciony, żeby wydostać się przez okno, o otwarciu drzwi w ogóle nie mogło być mowy. Joasia zdawała się zrozumieć to w tym samym momencie co on, bo bez słowa uwolniła się z pasów i zaczęła mozolnie przesuwać do okna.
Wydostanie się ze zgniecionego auta nie było ani łatwe, ani przyjemne. Dłonie pokaleczyła resztkami szkła, ale udało jej się opuścić pułapkę. Podała rękę Sebastianowi i chwilę później on także klęczał na trawie.
- Celine? – zawołała Joasia, zaglądając na tylne siedzenie. – Jesteś cała?
Odpowiedziała jej cisza. Spojrzała zaniepokojona na Sebastiana.
- Trzeba ją wyciągnąć – mruknął mężczyzna. – Samochód może wybuchnąć. A poza tym… lepiej, żeby nas tu nie było.
Aśka pokiwała głową i w milczeniu obserwowała, jak Sebastian wyłamuje resztki szkła z tylnej szyby. Po chwili usłyszała, jak nawołuje kobietę po imieniu, choć jego głos był mocno stłumiony – głowa, ramiona i barki ponownie znalazły się w samochodzie.
- Możesz się ruszać? – zapytał.
Joasia nie dosłyszała odpowiedzi. Zaniepokojona przygryzła nerwowo wargę i rozejrzała się. Miała dziwne wrażenie, że są obserwowani.
- Dobrze, powoli – mówił Seba nadzwyczaj łagodnym tonem.
Celine znali zaledwie od kilkunastu godzin. Mieli ją chronić, podczas gdy Ania i Rafał szukali jej porwanego synka. Wszystko to było bardzo dziwne. Najpierw przyjechała z rodziną do Polski, gdzie rzekomo miała być bezpieczna. Potem zaginął mały Jean-Pierre, a sama Celine miała nagle wyjechać, zostawiając męża. Ni stąd ni zowąd Joasia i Sebastian zostali jej ochroniarzami. Kolejne wydarzenia następowały w bardzo niewielkich odstępach czasu, przez co nikt nie miał okazji głębiej się nad tym zastanowić. O ile Joasia przyjęła zlecone zadanie z profesjonalnym opanowaniem, o tyle Sebastian jakoś nie umiał odnaleźć się w nowej roli. Od chwili spotkania odnosił się do Celine z wyraźną arogancją, a z upływem czasu stał się po prostu niegrzeczny. To właśnie było powodem kłótni całej trójki na chwilę przed wypadkiem.
- Seba, pospiesz się – powiedziała Joasia, przestępując nerwowo z nogi na nogę.
Chwilę później mężczyzna wyłonił się z samochodu, przytrzymując Celine za ramiona. Aśka nie czekała na zaproszenie. Uklękła obok, delikatnym ruchem złapała kobietę za rękę i pomogła jej wyjść.
- Zmywajmy się – mruknął Seba, obrzucając spojrzeniem pustą drogę.
- Ale gdzie? – zapytała Celine z wyraźnym zdezorientowaniem na twarzy. – Nie lepiej zaczekać, aż ktoś nam pomoże?
- Zapomnij – odparła Joasia, pomagając jej wydostać się z rowu. – Prędzej spotkasz tu wrogów niż przyjaciół. Chodź – dodała, widząc, że nadal jest niezdecydowana, - to nie czas na dyskusje. Musisz nam zaufać.
Uśmiechnęła się krzepiąco i pierwsza pobiegła przed siebie, wymijając drzewa. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że Celine nie jest przyzwyczajona do podobnych wędrówek, więc zwolniła nieco tempo.
Przez długi czas żadne z nich się nie odzywało. Sebastian znowu wyglądał na nadąsanego, a Joasia zanurzyła się w rozmyślaniach. Nie bardzo wiedziała, gdzie się znajdują. Od dobrych kilkudziesięciu czy nawet kilkuset kilometrów nie patrzyła na mapę, a teraz nawet nie mogła sobie przypomnieć ostatnio mijanych miejscowości, choć ich nazwy i tak niewiele by jej powiedziały. Docelowo mieli trafić do Francji i pamiętała, że przekraczali granicę, ale jakoś nie mogła skojarzyć, czy były ty Czechy, czy Słowacja.
- Gdzie my idziemy? – zapytała w końcu, przerywając milczenie. – Masz jakiś plan czy po prostu tak sobie spacerujemy?
W jej głosie dało się wyczuć złość, ale Sebastian zdawał się na to nie reagować.
- Na razie na południe – powiedział po chwili zastanowienia. – Gdzieś, gdzie uda mi się złapać zasięg.
- A co potem?
- Nie wiem, Aśka, skąd mam wiedzieć? Za jakieś kilka kilometrów powinna być rzeka. Dobrze by było ją przekroczyć.
- Chcesz zmylić trop? Myślisz, że będą nas szukać?
- To możliwie.
Pokiwała głową, rezygnując z dalszych pytań. Wyjaśnienia Sebastiana dały jej jako takie poczucie panowania nad sytuacją.
Niecałą godzinę później dotarli do brzegu rzeki. Prąd nie był wartki, ale szeroka na kilkadziesiąt metrów, mętnoszara woda i tak robiła wrażenie. Najgorsze jednak były przybrzeżne szuwary.
- Mam nadzieję, że w nich nie utkniemy – mruknęła Joasia. – Umiesz pływać? – zwróciła się do Celine.
Kobieta pokiwała głową, choć jej mina jasno wskazywała, że wolałaby ominąć tę rzekę szerokim łukiem.
- Pewnie wolałabyś basen z hydromasażem – zakpił Seba.
Obie kobiety postanowiły puścić ten komentarz mimo uszu.
- Masz zasięg? – zapytała spokojnie Joasia.
- Dwie kreski. Może uda się połączyć.
Odszedł na bok, przykładając telefon do ucha. Przez chwilę Aśka przyglądała mu się z uwagą, a potem opadła na ziemię, wzdychając ciężko. Celine poszła w jej ślady, jakby tylko czekała na przyzwolenie.
- Dobrze się czujesz? – zagadnęła policjantka.
- Nie poczuję się dobrze, dopóki Jean-Pierre się nie znajdzie.
Aśka dokładnie zmierzyła kobietę wzrokiem. Jej bogato zdobiona tunika na ramiączkach, czarne, skórzane, obcisłe spodnie i piętnastocentymetrowe szpilki co najmniej nie pasowały do sytuacji.
- Zdejmij buty – powiedziała Aśka łagodnie, zwracając się do piosenkarki i sama zastosowała się do własnego polecenia. – Będą przeszkadzać w wodzie.
Kątem oka zauważyła, że stopy i kostki Celine są pokrwawione, co zresztą nie było dziwne, biorąc pod uwagę jej obuwie.
- Zapnij je na pasku – dodała, wskazując głową szpilki, - ręce musisz mieć wolne.
Celine bez słowa sprzeciwu wykonywała polecenia, a Joasia nie była pewna, dlaczego tak uporczywie milczy.
- Nie mamy nawet apteczki – mruknęła, próbując zagłuszyć ciszę, która jak zwykle działała na nią destrukcyjnie. – Twoje nogi wyglądają strasznie.
- Nic mi nie jest – odezwała się w końcu piosenkarka.
- Dziwię się, że w ogóle dałaś radę iść taki kawał.
- To ma jakiś sens? Po co zagłębiamy się w tę dzicz? – zapytała z nagłym ożywieniem. – Wcale nie chcę się ukrywać, nie boję się. Może jeśli pozwolę się znaleźć, uwolnią mojego synka?
Joasia doskonale rozumiała jej emocje. Wcale nie była zaskoczona wątpliwościami i niepokojem.
- Posłuchaj – powiedziała, pochylając się w stronę rozmówczyni, - ci, którzy porwali Jean-Pierre’a, tak naprawdę chcą dorwać ciebie. Dopóki ty jesteś poza ich zasięgiem, twój syn jest bezpieczny. Jesteś naszą kartą przetargową.
- Boję się, że oni go zabiją – wyznała Celine ze łzami w oczach, - to tak długo trwa…
- Minęły dopiero dwa dni – przypomniała jej łagodnie Joasia. – Musisz się uzbroić w cierpliwość. Mogą minąć tygodnie, nim twój synek wróci do domu. Nim ty wrócisz do domu…
- Więc co mam robić?
- Skupić się na tym, żeby przeżyć – powiedziała stanowczo policjantka. – Chyba nie muszę ci tłumaczyć, że znajdujesz… że wszyscy znajdujemy się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, prawda? Powtórzę jeszcze raz: dopóki ty żyjesz, twój synek także będzie żył.
Rozmowę przerwało im nadejście Sebastiana, choć Joasia miała nieodparte wrażenie, że Celine mimo wszystko chciała jeszcze coś dodać. Mężczyzna wrzucił do rzeki telefon, a za nim przełamaną na pół kartę sim i zaczął zdejmować bluzę. Celine spojrzała na niego zszokowana.
- Mogą nas namierzyć po telefonie – wyjaśniła Joasia. – Ze swoim zrób to samo. – Sięgnęła do kieszeni spodni po swoją komórkę, wyjęła z niej kartę i z cichym westchnieniem wrzuciła do wody. Celine zrobiła to samo bez zmrużenia oka. - I co? – zapytała Joasia, zerkając na Sebę z niepokojem.
- Rozmawiałem z Rafałem. Już wiedzieli o naszym wypadku, policja ponoć dopiero bada miejsce zdarzenia. Myśleli, że zginęliśmy.
- Ale co dalej?
- Musimy iść, znaleźć jakieś miejsce na nocleg. Niedługo zacznie się ściemniać.
- Seba, nie denerwuj mnie… O czymś przecież rozmawiałeś z Rafałem!
Policjant spojrzał znacząco na Celine, jakby chciał dać partnerce do zrozumienia, że nie zamierza przy niej rozmawiać. Joasia jednak natychmiast spiorunowała go wzrokiem.
- Kiedy chodziliśmy jeszcze do szkoły, wymyśliliśmy coś na kształt planu awaryjnego – wyjaśnił niechętnie. – Wtedy to były tylko żarty, ale teraz może się okazać przydatny. Zresztą, porozmawiamy o tym później, musimy się pospieszyć.
Seba wskoczył do wody i spojrzał wyczekująco na kobiety. Ku zaskoczeniu komisarzy Celine nie zawahała się ani przez moment, żeby natychmiast za nim podążyć.
Nie było to przyjemne doświadczenie. Mimo że dzień był ciepły, temperatura wody zdawała się bliska zera, a odległość do brzegu zamiast się zmniejszać, jakby się zwiększała.
Pierwsza do celu dotarła Joasia. Zziajana wdrapała się na dość wysoki brzeg i podała rękę Celine, która płynęła tuż za nią. Sebastian wydostał się z rzeki ostatni, nie korzystając jednak z pomocy partnerki. Aśka miała wielką ochotę puścić kilka złośliwych komentarzy, jednak uznała, że moment nie sprzyja kłótniom.
Ruszyli w dalszą drogę, kierując się wzdłuż rzeki. Żadne z komisarzy nie powiedziało tego na głos, jednak oboje zdawali sobie sprawę, że to nieco ryzykowne. O wiele łatwiej było ich znaleźć przy tak charakterystycznych punktach jak rzeka, jednak oddalanie się groziło przede wszystkim brakiem wody pitnej, a także zagubieniem w dzikim krajobrazie.
- Powinniśmy zrobić postój – oznajmiła niespodziewanie Joasia.
Od kilkunastu minut z niepokojem zerkała na Celine, której każdy krok zdawał się sprawiać coraz większy problem. Sebastian obejrzał się, wyraźnie szukając powodu do kolejnych aroganckich komentarzy.
- Po co?
Joasia wiedziała, że Seba celowo ją prowokuje i postanowiła zachować spokój.
- Celine ledwie idzie – powiedziała. – Spójrz na jej nogi.
- Nic mi nie jest – wtrąciła szybko kobieta, starając się nie eksponować krwawych śladów na stopach.
- Trudno się dziwić, jak się chodzi po lesie w szpilkach – zauważył Sebastian, wzruszając ramionami.
Nie zatrzymał się ani na moment, spokojnie idąc cały czas tym samym tempem.
- Skąd mogła wiedzieć, że tu wylądujemy? – zapytała Joasia z nagłą agresją. – A gdybym to ja miała szpilki?
Stanęła niespodziewanie, krzyżując ręce na piersiach. Wyglądała na wściekłą.
- Ty się tak nie ubierasz – odparł Seba z wyraźną kpiną w głosie.
- Nic ci do tego, jakie noszę buty – wtrąciła się Celine, nagle odzyskując pewność siebie. – Spowalniam cię? Nie sądzę. Więc pilnuj własnego nosa.
Aśka uśmiechnęła się z przekorą zadowolona, że Celine przestała w milczeniu znosić kolejne kąśliwe uwagi. Sebastian najwyraźniej w ogóle się tego nie spodziewał, bo zamiast wdawać się w awanturę, usiadł na pniu drzewa, ogłaszając tym samym postój.

czwartek, 8 marca 2012

2. Żyję tylko dla Ciebie

Kilka dni później odbył się pogrzeb komisarza. Joasia nie była w stanie zidentyfikować zwłok, więc zrobił to Rafał. Rozpoznał przyjaciela po bliźnie na podudziu.
Pogrzeb był bardzo uroczysty. Zjawiło się wielu policjantów, którzy znali i cenili Sebastiana jako komisarza i przyjaciela. Po zakończonej uroczystości wszyscy składali Joasi kondolencje. Kobieta półprzytomna ze zmęczenia i oszołomiona tabletkami uspokajającymi, patrzyła w przestrzeń niewidzącym wzrokiem. Słowa przechodzących ludzi w ogóle do niej nie docierały. Ania i Rafał stali obok niej, jakby się spodziewali, że w każdej chwili może osunąć się na ziemię.
W końcu zostali już tylko we trójkę. Joasia nadal nie patrzyła na grób. Puste oczy utkwiła gdzieś w wierzchołkach pobliskich drzew. Stała tak dziwnie odrętwiała, zupełnie niewrażliwa na otoczenie.
- Asiu – zagadnęła Ania ostrożnie, kładąc przyjaciółce rękę na ramieniu. – Wracajmy.
Kobieta potrząsnęła lekko głową.
- Jedźcie sami – powiedziała cicho. – Ja jeszcze zostanę.
Ania zerknęła na partnera niepewnie. Bała się zostawiać Aśkę samą. Kobieta była w strasznym stanie i Ania obawiała się, że coś może jej się stać.
- Poradzę sobie – dodała po chwili.
Komisarze chcąc nie chcąc, zostawili przyjaciółkę samą. Dopiero wtedy Joasia przysiadła na ławeczce przed świeżym grobem i powiodła wzrokiem po wiązankach.
- A więc jednak mnie zostawiłeś – powiedziała cicho, bawiąc się palcami. – Co ja mam teraz zrobić? Jak mam żyć bez ciebie?
Spuściła wzrok i zaczęła skubać czarną koronkę spódnicy. Pożółkły liść zerwał się z drzewa i przeleciało tuż przed jej twarzą, a potem opadł na wiązanki pogrzebowe. Joasia odruchowo sięgnęła w tamtym kierunku, żeby strząsnąć go z grobu. Zamiast jednak spaść na ziemię, zaczął ponownie wirować na wietrze.

- Mówiłem, że ślub jesienią to zły pomysł – westchnął Seba, wyglądając przez okno. Deszcz padał bez ustanku od kilku godzin. – Raczej się nie zanosi na rozpogodzenie.
- Jutro będzie słonecznie, zobaczysz – powiedziała Joasia całkowicie pewna swego.
Sebastian spojrzał na nią i uśmiechnął się pobłażliwie. Wiedział, że Aśce marzył się ślub wśród złoto-czerwonych kolorów jesieni. To dlatego zgodził się ustalić datę na ósmego października.
- Najważniejsze, że jutro wreszcie zostaniesz moją żoną – mruknął Seba, obejmując kobietę w talii. – I już zawsze będziemy razem.

- Uratowałeś mi życie – wyszeptała po chwili. – Po co to zrobiłeś? Dlaczego nie zabrałeś mnie ze sobą?


***


- Nie możesz się tak umartwiać – powiedziała łagodnie Ania, obserwując przyjaciółkę z niepokojem. – Minęły cztery lata…
- A ja wciąż przytulam się w nocy do poduszki – westchnęła Joasia.
Szukała w szafie swojej ulubionej sukienki, ale natknąwszy się na koszule Sebastiana, całkowicie o niej zapomniała. Często jej się to zdarzało. Mimo śmierci męża, nie pozbyła się ani jednej jego rzeczy. W szafkach wszystko było poukładane dokładnie tak, jak to zostawił. W łazience jego kosmetyki wciąż zajmowały sporo miejsca. Joasia nie pozbyła się nawet szczoteczki do zębów, którą Sebastian feralnej nocy zostawił na zlewie. Leżała tam niezmiennie przez sześć lat, jakby minęło raptem kilka godzin.
- Powinnaś zrobić tu porządek – oznajmiła kobieta stanowczo. – Pomogę ci. Wyrzucimy to wszystko, będziesz miała więcej miejsca.
- Niczego nie zamierzam wyrzucać – odparła Aśka dużo ostrzejszym tonem, niż było to konieczne. – Dzięki tym rzeczom mam przynajmniej pozorne wrażenie, że nic się nie zmieniło – dodała łagodniej. – Nie zniosłabym widoku pustych szafek.
Ania wstała i podeszła do komody, na której stało ulubione zdjęcie Joasi. Nie zmieniło miejsca, odkąd komisarze wprowadzili się do tego mieszkania przed dziewięcioma laty.
Aśka także spojrzała na fotografię. Byli na niej dużo młodsi, ale właśnie takiego Sebastiana zapamiętała. Zresztą, nigdy nie zauważyła, żeby choć trochę się zestarzał. Tylko na swojej twarzy widziała ślad czasu, zwłaszcza teraz.
- Zrobiliście je na Mazurach, prawda? – zagadnęła Ania zamyślona.

- Ej, przestań! – wołała Joasia, zasłaniając obiektyw. – Nie rób mi zdjęć!
- Ależ ty jesteś uparta – zaśmiał się Seba, opuszczając rękę z aparatem. – Znamy się tyle lat, a ja mam jedno twoje zdjęcie – pożalił się.
- Zamiast marudzić, powinieneś podziękować, że w ogóle ci je dałam – odparła kobieta, poprawiając włosy.
Nie lubiła być fotografowana, dlatego za każdym razem, kiedy Sebastian wyciągał aparat, obrastała kolcami.
- Ty mi swojego nie dałeś – dodała.
- Tak, tylko, że ty robisz mi zdjęcia, kiedy masz na to ochotę – zauważył sprytnie mężczyzna. – Wiesz, że nie mamy żadnego wspólnego zdjęcia?
- A bo to moja wina?
- Chodź, poprosimy tamtego gościa, żeby nam zrobił – zaproponował Seba i nie czekając na reakcję, pociągnął kobietę za sobą.

Joasia patrzyła uważnie na zdjęcie, choć bardzo dobrze je znała. Siedzieli na górce na trawie, obejmując się i uśmiechając. W tle widać było jezioro.
- Tak – powiedziała cicho. – Niewiele mam naszych wspólnych zdjęć – westchnęła ze smutkiem. – A gdyby nie Seba, pewnie nie miałabym żadnego… Zawsze się złościłam, jak bawił się aparatem.
Pogładziła delikatnie palcem fotografię i westchnęła ciężko. Ania popatrzyła na przyjaciółkę ze współczuciem. W tej chwili wydawało jej się, że tych sześć lat to tylko zły sen.


***


Nagłe pukanie do drzwi oderwało ją od lektury. Nie spodziewała się gości, więc nieco poirytowana ruszyła do przedpokoju. Po drodze przeczesała palcami włosy i w końcu otworzyła drzwi.
Najpierw jej wzrok padł na ciemne, męskie adidasy. Potem przeniosła spojrzenie na dżinsy, błękitną, nienagannie wyprasowaną koszulę, aż wreszcie zobaczyła twarz. Skóra mężczyzny pokryta była delikatną pajęczyną zmarszczek, a na lewym policzku widniała niewielka, podłużna blizna. Włosy miał już całkiem siwe, a oczy nie były tak intensywnie niebieskie, jednak poznała go od razu. Patrzyła na swojego męża, tak samo przystojnego i czarującego jak dawniej. Męża, którego pochowała prawie dziesięć lat wcześniej.
- To niemożliwe – wyszeptała. - Co ty tu robisz? – zapytała tak spokojnym tonem, jakby rozmawiała o kupnie proszku do prania.
Nie była w stanie zdobyć się na żadną sensowną reakcję. Była w głębokim szoku, nie docierało do niej, że naprawdę widzi swojego męża.
- Jestem bratem Sebastiana – odezwał się mężczyzna i dopiero wtedy Joasia zrozumiała, że się pomyliła. Głos miał dużo niższy niż jej mąż i jakby pełen dystansu. – Przepraszam, że nie przedstawiłem się od razu…
Aśka pokręciła głową, starając się odzyskać kontrolę. Przesunęła się w drzwiach, wpuszczając przybysza do środka. Cały czas obserwowała go uważnie.
- Michał – przedstawił się, podają kobiecie rękę.
- Joasia – odparła, uścisnąwszy chłodną dłoń z lekkim wahaniem.
- Przyszedłem, żeby coś ci wyjaśnić – zaczął mężczyzna, kiedy milczenie się przedłużało, a Joasia nadal nie proponowała mu wejścia do salonu. – Chodzi o Sebastiana.
- Sebastian nie żyje – powiedziała Joasia lodowatym tonem. – Spóźniłeś się dziesięć lat.
- Jednak będę nalegał – upierał się. – Jestem pewien, że chciałabyś wiedzieć.
Po chwili wahania Aśka jednak wpuściła mężczyznę do salonu, ale nie zaproponowała mu nic do picia. Przysiadła na oparciu fotela w pewnej odległości od przybysza i przyglądała mu się w milczeniu.
- Kiedy dwanaście lat temu… - zaczął.
- Skąd wiesz, co się wtedy wydarzyło? – zapytała ostro Joasia.
- Właśnie zamierzam to wyjaśnić – odparł łagodnie Michał i splótł ręce na kolanach. Aśka zmierzyła go nieprzychylnym spojrzeniem, ale już się nie odzywała. – Kiedy dwanaście lat temu – podjął ponownie – Sebastian został uprowadzony, był ciężko ranny. Po kilku dniach udało mu się uciec i wtedy przyjechał do mnie. Długo dochodził do siebie…
- Dlaczego pojechał do ciebie? – przerwała mu Joasia. Cała ta opowieść wydawała jej się pozbawiona sensu. – I dlaczego ja nic o tym nie wiem?
- Ludzie, którzy wtedy go uprowadzili, cały czas go szukali, przez te wszystkie lata. Nie mógł do ciebie wrócić, bo bał się, że zrobią ci krzywdę.
- Przez te wszystkie lata? – powtórzyła kobieta bezwiednie.
- To nie jego pochowałaś – oświadczył Michał, a Joasia poczuła, że robi jej się słabo. – Upozorował własną śmierć, podrzucił swoje dokumenty. Uważał, że będzie ci lżej, jeśli będziesz myślała, że nie żyje. Chciał, żebyś przestała go szukać i zaczęła normalnie żyć.
- Gdzie on teraz jest?
- Zmarł dwa tygodnie temu – odrzekł mężczyzna. – Długo chorował.
Joasia popatrzyła na niego oczami bez wyrazu. W jednej chwili straciła wszystko, co przez te lata trzymało ją przy życiu.



***


- Aśka, nie rób tego! – krzyknęła Ania rozpaczliwie. – Błagam cię!
- Oddaj mi broń, Asia – dodał Rafał, nie spuszczając wzroku z przyjaciółki. – Porozmawiamy na spokojnie.
Joasia stała pod oknem w swoim salonie z bronią wycelowaną w skroń. Twarz miała mokrą od łez, a w oczach bezbrzeżną rozpacz.
- Pozwolił mi cierpieć przez tyle lat – wyszeptała, jakby nie dosłyszała słów policjantów. – Nasze wspólne życie nic dla niego nie znaczyło…
- Wiesz, że to nieprawda – przekonywała Ania, której po policzkach także spływały łzy. – Kochał cię nad życie, chciał cię chronić!
- Przez tyle lat żyłam sama – mówiła cicho Joasia, połykając łzy, - bo wiedziałam, że on by tego chciał. Tylko dla niego to wytrzymałam. Ale on nie był tego wart…
- Asiu, oddaj mi broń – poprosił łagodnie Rafał, postępując nieco do przodu. Od kobiety dzieliły go już najwyżej dwa metry. Zastanawiał się, czy zdążyłby wyrwać jej pistolet, zanim naciśnie spust. – Proszę cię, oddaj broń.
Kobieta pokręciła głową, a dłoń, w której trzymała pistolet zadrżała.
- Zasłużył na to, żeby mieć mnie na sumieniu – wyszeptała.
Rafał z przerażeniem zobaczył, jak palec Joasi naciska spust. Rzucił się w jej kierunku, podejmując ostatnią, rozpaczliwą próbę. Zdążył złapać ją za rękę, ale to jedynie zmieniło nieco tor lotu pocisku. Kula utkwiła w szyi Joasi, powodując obwite krwawienie. Kobieta osunęła się po ścianie na ziemię, zostawiając na jasnej tapecie czerwoną smugę.
- Dzwoń po karetkę! – zawołał do Ani.
Złapał podkoszulek leżący na fotelu i przycisnął do rany.
- Asiu, nie zasypiaj – mówił do kobiety, chcąc utrzymać ją świadomą do przyjazdu karetki. – Wszystko będzie dobrze, tylko nie zasypiaj.
Jednak oczy Joasi błądziły nieprzytomnie po suficie. Oddech stawał się coraz płytszy, a puls wolniejszy, ledwie wyczuwalny.

- Ha! – zawołał Sebastian, rzucając karty na podłogę.
Aśka bez skrępowania ściągnęła bluzkę, wypełniając tym samym warunki gry.
- Oszukiwałeś – oświadczyła, tasując karty.
- Nie umiesz przegrywać – zaśmiał się Seba.
Joasia uśmiechnęła się ironicznie. Rozdała karty i spojrzała na mężczyznę wyzywająco. On jednak zamiast zacząć rozgrywkę, zbliżył się do niej. Nagle poczuła się bardzo niepewnie. Pierwszy raz Sebastian był tak blisko. Kiedy pochylił się, żeby ją pocałować, odsunęła się odrobinę speszona. Mężczyzna natychmiast się wycofał, nie chciał na nią naciskać. Nim jednak wrócił na swoje miejsce, poczuł szczupłe dłonie na torsie i ramieniu.
Pocałowała go z rosnącą namiętnością. Wstyd i niepewność gdzieś zniknęły. Szybko pozbyli się pozostałych ubrań i przenieśli na kanapę.

Oczy Joasi znieruchomiały nagle. Ania złapała ją za nadgarstek, ale nie wyczuła pulsu. Opadła na dywan oszołomiona. W tym samym momencie Rafał opuścił rękę, którą do tej pory uciskał ranę.
- Nie żyje – powiedział cicho.


***


- To straszne – powiedziała cicho Ania, patrząc na dwa sąsiadujące ze sobą nagrobki. – Dwoje kochających się ludzi…
- Jeden fałszywy ruch i wszystko posypało się jak domek z kart – mruknął Rafał.
- Najgorsze jest to, że oboje na swój sposób mieli rację – dodała Kaśka zamyślona.
- Jak to jest, że najbardziej krzywdzimy tych, których kochamy? – zapytała Ania retorycznie i położyła na grobie przyjaciółki skromną wiązankę.
- Bo tylko tych, których kochamy jesteśmy w stanie naprawdę skrzywdzić…

środa, 7 marca 2012

1. Żyję tylko dla Ciebie

Było tak ciemno, że ledwie widziała swoje dłonie zaciśnięte na broni. Okolicę spowijała mgła, księżyc całkowicie przesłoniły chmury. Za plecami słyszała oddech partnera. Nerwy miała napięte do granic możliwości. W każdej chwili spodziewała się ataku z zaskoczenia. Zastanawiała się, czy w ogóle zdążyłaby zareagować. Równie dobrze ktoś mógł stać dwa metry dalej i nie miałaby szansy go zauważyć. Niby mieli przewagę liczebną, ale czy w takich warunkach to miało aż takie znaczenie?
Księżyc wyszedł zza chmur, oświetlając gęstą mgłę. Kawałek dalej, dwa, może trzy metry przed sobą, zobaczyła delikatny błysk światła. Był niemal niezauważalny, ale jej wyczulone oko reagowało na każdy bodziec. Światło księżyca odbijało się od lufy pistoletu. Trudno powiedzieć skąd wiedziała, że broń nie należy do sprzymierzeńców. Być może była to intuicja, a może każdego w tych okolicznościach uznałaby za wroga. Jedno wiedziała na pewno: nie zdąży się uchylić.
Strzał padł dokładnie w tym momencie, kiedy poczuła gwałtowne szarpnięcie. Straciła równowagę i spowiła ją ciemność.


***


- Boże, kiedy ona się wreszcie obudzi? – mówiła Ania z niepokojem. – To już drugi tydzień.
- Daj jej odpocząć – mruknął Rafał. – Musi zregenerować siły.
- Chciałabym mieć pewność, że z tego wyjdzie…
- Cierpliwości.
Ania i Rafał siedzieli przy łóżku przyjaciółki. Od dnia feralnej akcji byli u niej codziennie. Przychodzili posiedzieć, popatrzeć na nią, porozmawiać z lekarzem. Nie mogli zrobić wiele więcej.
- Jak my jej to powiemy? – zapytała Ania, ściszając głos, jakby się bała, że przyjaciółka ją usłyszy. – Przecież ona tego nie przeżyje…
- Teraz najważniejsze jest to, żeby się obudziła. Potem będziemy się martwić – podsumował Rafał.


***


Otworzyła oczy. Czuła się dziwnie ociężała i obolała, bardziej świadoma swojego ciała, niż kiedykolwiek w życiu. Zamrugała, próbując odzyskać pełną widoczność. Pomieszczenie, w którym się znajdowała, było dziwnie białe. Lampa na suficie świeciła bardzo jasno.
- Nareszcie się pani obudziła – powiedziała pielęgniarka, uśmiechając się do pacjentki.
- Co się stało? – zapytała Joasia zachrypniętym głosem.
- Uderzyła się pani w głowę. Proszę odpoczywać, zaraz przyjdzie lekarz.
Odetchnęła spokojniej i przymknęła oczy. Nie pamiętała, w jakich okolicznościach doszło do wypadku. Spróbowała przywołać ostatnie wspomnienie.

- Nie łaskocz mnie – śmiała się, próbując nadać swojemu głosowi stanowcze brzmienie.
- Oj tam, oj tam – odparł Seba.
Uśmiechnęła się. Zawsze tak mówił, kiedy chciał ją do czegoś nakłonić. I słusznie, bo momentalnie ją to rozbrajało.
Stała w łazience w samej bieliźnie, rozczesując włosy. Sebastian przytulał się do jej pleców, jednocześnie kierując dłonie w najbardziej wrażliwe miejsca. Pięć minut wcześniej zadzwonił Tomek, przerywając im sen. Mimo że zegarek wskazywał pierwszą w nocy, musieli udać się na komendę. Szykowała się większa akcja i byli potrzebni.
- Spieszymy się, pamiętasz? – zapytała, próbując delikatnie wyswobodzić się z jego objęć.
Westchnął. Pocałował ją w szyję i puścił, pozwalając przygotować się do wyjścia.


W tym miejscu wspomnienie się rozmywało. Próbowała przypomnieć sobie szczegóły akcji, na którą zwerbował ich Tomek, ale nie była w stanie.
Do sali wszedł lekarz. Zadał Joasi kilka prostych pytań, sprawdzając jej świadomość, a potem w milczeniu zaczął przeglądać wyniki.
- Nie pamiętam, co się stało – powiedziała kobieta, starając się czegoś dowiedzieć.
- Miała pani wypadek – odparł sucho lekarz.
- Mój mąż wie, że się obudziłam? – zapytała.
- Zaraz przyjadą do pani znajomi.
- Ale czy mój mąż…
Urwała. Nie było sensu kontynuować wypowiedzi, bo lekarz opuścił salę. Westchnęła ciężko i spróbowała usiąść. Podniosła się tylko na chwilę. Ból głowy uniemożliwiał normalne funkcjonowanie, więc szybko opadła z powrotem na poduszkę. Nie pozostawało jej nic innego, jak tylko cierpliwie zaczekać na kogoś, kto mógłby jej wszystko wyjaśnić.
Musiała przysnąć, bo nie słyszała, kiedy Ania i Rafał weszli do sali. Obudził ją dopiero głośny dźwięk telefonu na korytarzu. Nieco oszołomiona otworzyła oczy i natychmiast napotkała spojrzenia przyjaciół. Poczuła się nieswojo, stwierdziwszy, że zamiast radości, jest w nich więcej strachu.
- Co się właściwie stało? – odezwała się, starając się zignorować ból głowy. – Seba wie, że się obudziłam?
- Nic nie pamiętasz? – zapytała cicho Ania, przyglądając się przyjaciółce z wyraźnym niepokojem.
- Tylko tyle, że zadzwonił do nas Tomek, a potem… - zawahała się. – Potem już nic.
- Byliśmy na akcji – powiedziała Ania, usiłując zachować całkowity spokój. – Uderzyłaś się w głowę.
- Ale jak to się stało?
Głos Aśki nabrał ostrości i stanowczości. Zauważyła, że przyjaciółka mówi do niej, jakby była jedną z ofiar wyjątkowo brutalnych przestępstw. Wcale jej się to nie spodobało.
- Przewróciłaś się.
Joasia zmrużyła oczy. Coś jej w tym wszystkim nie pasowało. Spodziewała się, że jej przyjaciele natychmiast pospieszą ze szczegółowymi wyjaśnieniami, a tymczasem wciąż raczyli ją ogólnikami.
- Podaj mi telefon – zwróciła się do przyjaciółki, z trudem kryjąc zniecierpliwienie.
- Po co? – zapytała Ania z wyraźnym strachem.
- Chcę zadzwonić do Sebastiana. Może przynajmniej on normalnie ze mną porozmawia.
Anka spojrzała na partnera, ale Rafał miał w oczach tę samą bezradność co ona. Podała przyjaciółce telefon, choć czuła się z tym fatalnie.
- Poczta głosowa – mruknęła po chwili Joasia, odkładając komórkę na szafkę. – Co jest grane?
Powoli zaczynała się denerwować. Udzielił jej się dziwny niepokój panujący w sali. Bardzo dziwił ją fakt, że Sebastiana jeszcze nie ma, a w dodatku nagle zdała sobie sprawę, że kiedy o niego pyta, przyjaciele nabierają wody w usta.
- Coś się stało Sebastianowi, prawda? – zapytała, siląc się na spokój. – Jest w szpitalu?
Komisarze wymienili się spojrzeniami. Anka spuściła wzrok, a Rafała nagle bardzo zainteresował gołąb siedzący na okiennym parapecie.
- Jeśli zaraz mi nie powiecie… - zaczęła groźnie policjantka, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć dalej.
- Asiu, my nie wiemy, gdzie on jest – wyszeptała Ania przepraszającym tonem. – Po prostu zniknął.
- Co ty bredzisz? Wyjaśnijcie mi do cholery, co się stało! – zażądała, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- To się stało podczas akcji – mruknął Rafał, postanawiając przejąć inicjatywę. – Było bardzo ciemno, ktoś do nas strzelał, a jak wszystko ucichło, zobaczyliśmy, że leżysz nieprzytomna na ziemi. Wezwaliśmy karetkę i dopiero wtedy zauważyliśmy, że nie ma Sebastiana.
- Przeszukaliśmy cały teren, ale nie znaleźliśmy go – dodała Ania.
Celowo pominęli kilka istotnych szczegółów. Lekarz ostrzegł ich, że kobieta nie może się teraz denerwować, więc wychodzili z siebie, żeby przekazać jej złe wieści w jak najdelikatniejszy sposób.
Aśka przyglądała się przyjaciołom, jakby widziała ich po raz pierwszy w życiu. Ich słowa docierały do niej z dużym opóźnieniem.
- Co wy w ogóle mówicie? – odezwała się po dłuższej chwili. - Jak to zniknął?
- Przykro mi, Asiu – wyszeptała Ania przepraszająco, jakby się bała, że to ich kobieta obwini o zaginięcie męża. – Ale na pewno go znajdziemy.


***


Ania weszła do biura przyjaciółki ze świeżą kawą. Z rozczuleniem stwierdziła, że Joasia śpi z głową złożoną na biurku. Kiedy dowiedziała się o zaginięciu męża, nie chciała zostać w szpitalu. Wypisała się na własne żądanie, choć i lekarze, i przyjaciele namawiali ją, by tego nie robiła. Od tamtej pory, mimo wciąż nie najlepszej kondycji, prawie nie opuszczała komendy, zakopana po uszy w aktach. Do domu jeździła tylko przebrać się i zdrzemnąć.
- Asieńko – zagadnęła łagodnie Ania, kładąc jej rękę na ramieniu.
Kobieta podniosła głowę zaspana.
- Coś wiadomo? – zapytała natychmiast.
- Przyniosłam ci tylko kawę – mruknęła Ania przepraszającym tonem. – Może pojedziesz do domu i prześpisz się trochę?
Joasia sięgnęła po kubek, upiła łyk kawy i spojrzała na akta, nad którymi zasnęła.
- Nic nie znalazłam – westchnęła, jakby w ogóle nie dosłyszała słów przyjaciółki. – Nie wiem już, co robić…
- Ta krew znaleziona na miejscu akcji… to krew Sebastiana – powiedziała Anka ostrożnie. – Właśnie przed chwilą dostałam wiadomość z laboratorium.
Aśka ukryła twarz w dłoniach. Czuła, że szansa na odnalezienie Sebastiana żywego maleje z minuty na minutę.
- Może był ranny i gdzieś się ukrył – zaczęła policjantka, chcąc pocieszyć przyjaciółkę, jednak Joasia stanowczo pokręciła głową.
- Tam było mnóstwo krwi – powiedziała, przypominając sobie miejsce zdarzenia, które oglądała po wyjściu
ze szpitala. – Na pewno go porwali. Ale nie ma żadnych żądań… Boże, co ja zrobię bez niego…

Otworzyła drzwi i rozpromieniła się, kiedy zobaczyła w nich Sebastiana. Pocałowała go na powitanie i wciągnęła do środka.
- Czyżbyś coś przypaliła? – zapytał Seba, zdejmując kurtkę.
- Cholera! – zawołała kobieta i już jej nie było.
Sebastian znalazła ją w salonie z żelazkiem w dłoni. Na desce do prasowania leżała jego błękitna koszula z czarną, wypaloną plamą na środku. Joasia zerknęła na niego zażenowana.
- Chciałam ci zrobić niespodziankę i przygotować wszystko na jutro – mruknęła, odstawiając żelazko i podnosząc spaloną koszulę. – Chyba prasowanie nie jest moją mocną stroną…
Mężczyzna zaśmiał się. Miała rację, ale tyczyło się to nie tylko prasowania. Właściwie wszystkie prace domowe w wykonaniu Joasi kończyły się katastrofą. Spalony kurczak, ciasto bez mąki, wybielone podczas prania dżinsy, skręcona kostka na podłodze umytej przesadną ilością płynu, a teraz ta koszula…
- Może i nie jesteś szczególnie uzdolnioną gospodynią – powiedział Seba rozbawiony, zbliżając się do niej, - ale za to najlepszą na świecie żoną.
Pogłaskał ją delikatnie po policzku i natychmiast zapomniała o kolejnym wypadku podczas domowych obowiązków. Dzięki niemu miała siłę, by dalej próbować.


- Znajdziemy go, na pewno – obiecała Ania, kładąc Joasi rękę na ramieniu.


***


- Anka, Rafał, macie sprawę – zawołał Tomek, wpadając do biura komisarzy. Natychmiast zauważył Joasię, która pomagała im z raportami. – Dobrze, że jesteś. Stary mówił, że prowadzicie tę sprawę we trójkę.
Aśka skinęła głową, chociaż nie była tym zainteresowana. Jedyne, co miało dla niej jakiekolwiek znaczenie to poszukiwania Sebastiana. Mimo że od zaginięcia mężczyzny minęły już przeszło dwa lata, nadal nie traciła nadziei. Wiedziała jednak, że przyjaciele pomagają jej wbrew sobie. Prócz niej już nikt nie wierzył w znalezienie Sebastiana, ale rozpaczliwa nadzieja Joasi sprawiała, że nie potrafili uświadomić jej przykrych faktów.
Na miejscu zbrodni okazało się, że zostały znalezione zmasakrowane zwłoki mężczyzny. Joasia poszła do techników, podczas gdy Ania i Rafał zamierzali porozmawiać z lekarzem. Nie zdążyli jednak niczego się dowiedzieć, gdy przeszkodził im hałas. Odwrócili się i stwierdzili, że winowajczynią jej Joasia. Szarpała się z Kamilem i technikami, krzycząc coś, co według komisarzy nie miało najmniejszego sensu. Podbiegli tam, jednak nie było szans na rozmowę. Złość kobiety szybko zamieniła się w rozpacz. Zalała się łzami, osuwając się na trawę. Chwilę później straciła przytomność.
Rafał wezwał karetkę, podczas gdy Ania badała puls przyjaciółki. Oboje spojrzeli na Kamila wyczekująco. Mężczyzna bez słowa podał komisarzom dokumenty znalezione przy zamordowanym.
- To Sebastian? – zapytał cicho Rafał.
Ania zatkała sobie usta dłonią, patrząc z przerażeniem to na partnera, to na asystenta.
Kiedy pogotowie zabrało Joasię, komisarze raz jeszcze podeszli do zwłok. Kiedy już znali prawdę, sylwetka mężczyzny faktycznie wydała im się znajoma.
- To jakiś koszmar – powiedziała cicho kobieta. – Aśka tego nie wytrzyma.

60. Nie wierzcie bliźniaczkom

Minęło kilka długich tygodni, nim Aśka wreszcie zdecydowała się porozmawiać z Sebastianem. Mężczyzna przez ten czas nie próbował jej naciskać. Wiedział, że ją skrzywdził i ma pełne prawo go za to znienawidzić. Nic takiego jednak się nie stało.
- Myślę, że powinniśmy dać sobie jeszcze jedną szansę – oznajmiła spokojnie, kiedy Seba zaparzył jej herbatę.
Złożyła mu niezapowiedzianą wizytę i mężczyzna od razu wiedział, że coś jest na rzeczy. Minęła już dwudziesta pierwsza, więc było mało prawdopodobne, żeby jechała przez pół miasta bez przyczyny.
- Jak to? – zapytał niepewnie.
Słowa Joasi bardzo go zaskoczyły. Nie spodziewał się, żeby ta sprawa miała jeszcze szansę na pozytywne zakończenie. W wypowiedzi ukochanej dopatrywał się więc podstępu, choć nic w jej twarzy nie świadczyło o nieszczerości.
- Po prostu – odparła kobieta, wzruszając ramionami. – Część winy leży także po mojej stronie, więc…
Westchnęła i upiła łyk herbaty.
- To znaczy… To znaczy, że wszystko wraca do normy – upewnił się Sebastian, cały czas nie mogąc uwierzyć w taki obrót spraw.
- Jeśli tego chcesz.
Szczera radość Sebastiana, która wreszcie przebiła się przez zaskoczenie i niepewność, była najlepszą odpowiedzią. Dopiero po kilku długich minutach wypuścił ukochaną z objęć, ale nadal nie przestawał uśmiechać się szeroko i siedział tak blisko niej, jak tylko było to możliwe.
- Pamiętaj tylko o jednym – odezwała się Joasia po chwili. – Drugiej zdrady ci nie wybaczę – zaznaczyła.
Wraz z początkiem nowego roku życie komisarzy zdawało się ustabilizować. Znowu mieszkali razem i wydawało się, że zapomnieli o przykrych wydarzeniach. Były to jednak tylko pozory. Joasia często rozmyślała o przeszłości. Nocami leżała w łóżku, patrząc się w sufit i rozmyślała o tajemniczej Monice, dla której Sebastian stracił głowę. Były takie chwile, kiedy chciała dowiedzieć się o niej więcej, ale nigdy nie zapytała o to partnera. Bała się, że przez samo wspomnienie o byłej kochance powróci wszystko co złe.
Na początku lutego późnym popołudniem komisarze siedzieli w kuchni, przygotowując obiad. Joasia kroiła marchewkę, a Seba nacierał przyprawami udka kurczaka. Pochłonięci byli własnymi myślami, więc w kuchni
panowało milczenie. Słychać było śmiechy dochodzące z pokoju bliźniaczek. Jak niemal codziennie, Elizę odwiedził Arek. Mimo całej niechęci Sebastiana do jego osoby, chłopak nie dawał za wygraną. Pan komisarz musiał w duchu przyznać, że całkiem nieźle zajmuje się małą Natalką. Było też jasne, że jest kim bardzo ważnym dla Elizy.
Kiedy chwilę później oboje weszli do kuchni, tylko Joasia obdarzyła ich uśmiechem i zaproponowała coś do picia. Odmówili.
- Za godzinkę będzie obiad – powiedziała, przesypując pokrojoną marchewkę do brytfanny. – Mam nadzieję, że zostaniesz? – zwróciła się uprzejmie do Arka.
Sebastian, który stał do nich tyłem, wywrócił oczami.
- Nie, dziękuję – odparł chłopak. – Muszę już wracać do domu. Ale najpierw chcielibyśmy coś państwu powiedzieć.
Joasia obdarzyła parę spojrzeniem wyrażającym uprzejme zainteresowanie, ale z oczu Sebastiana, który jednak postanowił się odwrócić, nie dało się wyczytać nic prócz niechęci i niemego ostrzeżenia.
- Chodzi o to – kontynuowała Eliza, łapiąc chłopaka delikatnie za rękę, - że chcemy się pobrać i zamieszkać razem.
Aśka zareagowała instynktownie. Złapała Sebastiana za rękę i okazało się to całkiem słusznym posunięciem, bo mężczyzna ruszył w kierunku nastolatków, choć sam nie wiedział, co zamierza zrobić.
To popołudnie nie należało do spokojnych. Najpierw nastąpiła oczywiście wielka awantura, w której głównymi agresorami byli Sebastian i Eliza. Arek starał się wysuwać racjonalne argumenty, choć i tak nikt go nie słuchał. Joasia jak zwykle przyjęła na siebie rolę rozjemcy.
Niestety nie udało im się dojść do porozumienia. Za radą Joasi Arek wrócił do domu, a Eliza zamknęła się w pokoju. Pani komisarz obiecała im, że porozmawiają o tym z Sebastianem i zastanowią się spokojnie nad całą sprawą. Nim jednak stało się to możliwe, wybiła już północ.
- Nie ma nawet o czym dyskutować – warknął ostrzegawczo Sebastian, kiedy kobieta po raz kolejny spróbowała zacząć rozmowę. – Nigdy się na to nie zgodzę.
- Za dziesięć miesięcy nie będziesz miał już nic do powiedzenia – zauważyła Joasia. – Eliza skończy osiemnaście lat i zrobi co zechce.
- Tak?! I z czego będą żyli?! – huknął Seba.
- Ciszej – mruknęła kobieta, wkładając do zmywarki ostatni talerz. – Obudzisz Natalkę.
- To moja córka – warknął, ściszając nieco głos. – Nigdy nie pozwolę…
- Powtarzam ci, że nie będziesz miał nic do gadania. Zresztą, właściwie co ci się w Arku nie podoba?
- Wszystko – oznajmił Sebastian bez namysłu.
- A ja sądzę, że nienawidziłbyś każdego chłopaka Elizy – odparła dobitnie Joasia. – Według mnie Arek jest w porządku. Kocha Elizę i Natalkę, bardzo się stara. Co prawda oboje są jeszcze bardzo młodzi, ale uważam, że zachowują się odpowiedzialnie, chcąc stworzyć córce prawdziwą rodzinę.
- Tak? I gdzie będą mieszkać? Z czego będą żyć? – syczał mężczyzna, zapominając kompletnie o sztućcach, które miał powycierać.
- Gdybyś przez chwilę posłuchał Arka, znałbyś odpowiedzi na te pytania – powiedziała spokojnie policjantka, zabierając mu ścierkę. – Dostał mieszkanie w spadku po babci, ma też po niej trochę pieniędzy na początek. Poza tym w czerwcu skończy liceum i zacznie pracować w firmie ojca.
Sebastian prychnął.
- I niby moja córka ma być z takim nieukiem bez studiów?
Joasia uśmiechnęła się pod nosem.
- Będzie zaocznie studiował informatykę. Pamiętasz, jak niedawno mówiłeś, że to bardzo dobry, przyszłościowy kierunek?
Mężczyzna nie skomentował tego. Przez chwilę zastanawiał się nad kolejnymi argumentami.
- To nie zmienia faktu, że są za młodzi i nie powinni brać ślubu. Zresztą, w ogóle o czy mowa? Eliza jest nieletnia.
- Jeśli wystąpi do sądu rodzinnego, może dostać pozwolenie na ślub – zauważyła spokojnie Joasia. – I wcale nie potrzebuje do tego twojej zgody – przypomniała. – Poza tym, wiek to tylko liczba. Eliza bardzo
wydoroślała.
- Dlaczego właściwie jesteś po ich stronie? Jeśli się wyprowadzą, zabiorą Natalkę. A ty jeszcze niedawno sama chciałaś ją wychowywać.
Sebastian strzelał na oślep, nie zastanawiając się nad niczym. Chciał zyskać w Aśce sprzymierzeńca i dlatego celował w jej czuły punkt. Przez moment obserwował, jak twarz kobiety się zmienia i był pewien, że tym jednym stwierdzeniem ją przekonał.
- Natalka jest córką Eliza i Arka – powiedziała po chwili spokojnym tonem. – Bez względu na to, czy nam się to podoba, czy nie. Jeśli chcemy dla niej dobrze, powinniśmy ich wspierać w tej decyzji. Bo dzięki temu będzie miała prawdziwą rodzinę.
- A co z nami? – zapytał w końcu Sebastian.
W jego głosie nie było już złości, raczej rezygnacja i smutek. Joasia westchnęła, powstrzymując łzy, cisnące się do oczu. Przez długą chwilę milczała, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- A my powinniśmy się od nich uczyć – odparła cicho i wyszła z kuchni.
Decyzja była bardzo trudna. Sebastian nie wyobrażał sobie wyprowadzki córki i wnuczki. Rozmyślał o tym przez całą noc, starając się upewnić samego siebie, że wszystko będzie dobrze. W końcu jednak przyznał Joasi rację. Wolał stanąć po stronie córki i pomóc jej się usamodzielnić, niż zniszczyć łączące ich więzi.
Dwa tygodnie później Eliza złożyła wniosek do sądu rodzinnego. Podczas gdy Arek uczył się pilnie do matury, ona planowała ich wspólne życie i szukała sukni ślubnej. Odkąd ojciec zgodził się na małżeństwo, czuła, że już nic nie może ich powstrzymać. W ogóle nie brała pod uwagę, że sąd może nie wydać zgody.
W całym tym zamieszaniu wszyscy jakby zapomnieli o Karolinie. Dziewczyna zrobiła się bardzo milcząca i większość czasu spędzała zamknięta w pokoju. Prawie nie rozmawiała z siostrą i komisarzami. Tajemnica wyjaśniła się dopiero pod koniec marca kilka dni po tym, jak są rodzinny wydał Elizie pozwolenie na zawarcie małżeństwa.
- W Poznaniu jest liceum z profilem teatralnym – oświadczyła przy śniadaniu. – Dzwoniłam tam i powiedzieli, że mogliby mnie przyjąć na trzeci rok. No bo to jest profil czteroletni…
Komisarze spojrzeli po sobie. Wiedzieli co prawda, że Karolina myślała o aktorstwie, ale nie spodziewali się, że przed studiami zacznie się tym na poważnie interesować.
- Chciałabyś się tam uczyć? – zapytała łagodnie Joasia.
- Tak, ale… to by na pewno trochę kosztowało – mruknęła, dłubiąc widelcem w jajecznicy. – No do trzeba by było płacić za internat i w ogóle…
- Chciałabyś stąd wyjechać? – upewnił się Sebastian. – Już za kilka miesięcy?
Karolina wzruszyła ramionami. Joasia patrzyła na nią badawczo. Podejrzewała, że ma to wiele wspólnego ze ślubem Elizy.
- Może to dobry pomysł? – zwróciła się do Seby. – Gdyby skończyła takie liceum na pewno łatwiej dostałaby się potem do szkoły teatralnej.
- W porządku – powiedział mężczyzna, choć nie był do końca przekonany, czy dobrze robi. – Skoro naprawdę tego chcesz, złóż tam dokumenty. Jeśli się dostaniesz, poszukamy ci jakiejś stancji.
Wraz z nastaniem lata dwie rzeczy stały się całkowicie pewne: ślub Elizy i wyjazd Karoliny do Poznania. Komisarze chodzili jak w transie, pochłonięci przygotowaniami do obu tych wydarzeń.
- Będzie tu strasznie pusto, kiedy dziewczyny się wyprowadzą – powiedziała Joasia zamyślona, składając dokładnie wyprasowane śpioszki Natalki. – Kupowaliśmy większe mieszkanie, żeby nie było nam ciasno, a tymczasem będziemy sami…
- Może nie? – odparł Seba, który mimo wcześniejszych trudności zdawał się lepiej znosić zaistniałą sytuację.
- Nadal masz nadzieję, że się nie pobiorą? – westchnęła Joasia z dezaprobatą.
- Nie, pogodziłem się z tym – zaśmiał się mężczyzna, odstawiając deskę do prasowania w kat pokoju. – Chyba nawet jestem na swój sposób dumny – przyznał. – Chodziło mi raczej o to, że może niedługo będziemy mieli dziecko…
Joasia westchnęła ciężko. Mimo kolejnych miesięcy starań, nic nie zapowiadało, żeby w najbliższym czasie mieli zostać rodzicami.
- Marne szanse – mruknęła, nie patrząc na Sebastiana. – Lekarz twierdzi, że to bariera psychologiczna, ale mi się wydaje… Zresztą, nieważne. Cokolwiek by to nie było, nie jestem w ciąży. I szczerze mówiąc nie wierzę, że nam się uda.
- Więc może powinniśmy adoptować dziecko? – zaproponował mężczyzna.
Na chwilę zapadła cisza. Joasia nie miała zamiaru poruszać tego tematu, ale Sebastian niejako ją do tego zmusił.
- Zaadoptować dziecko może tylko małżeństwo – odparła.
Mężczyzna zerknął na nią z uwagą. Zdawała się być całkowicie pochłonięta wygładzaniem ubranek.
- A może o tym też powinniśmy porozmawiać? – zaproponował ostrożnie. – Kiedy ostatnio o tym mówiliśmy, było dla nas za wcześnie. Ale teraz to się chyba zmieniło, prawda?
Joasia uniosła brwi, czując rosnące rozbawienie.
- To mają być oświadczyny? – zapytała ironicznie.
- A gdyby tak… zgodziłabyś się?
Zapadła cisza. Kobieta patrzyła Sebastianowi w oczy i myślała. Wspominała wszystkie awantury i nieporozumienia, wszystkie rozstania i powody, dla których im się nie układało. Myślała o Januszu, który zostawił ją przed laty.
- Tak – odparła cicho, - zgodziłabym się.
- W takim razie to były oświadczyny – mruknął Seba, obejmując ukochaną i całując ją czule.