sobota, 29 września 2012

Let me be your soldier

Kilka słów wstępu:) Postanowiłam wkleić świeżo napisaną miniaturkę, chociaż nie zdążyłam jej za bardzo dopracować. Ot, wpadł mi do głowy pomysł i na szybko coś napisałam. Tytuł tym razem po angielsku, jako cytat z piosenki "There comes a time" Celine Dion, uważam, że bardzo pasującej do tej miniaturki. Po polsku oznacza: "Pozwól mi być twoim żołnierzem".
Obecnie jestem nad jeziorem, wracam jutro po południu albo wieczorkiem, więc nowa część dłuższego opowiadania pojawi się prawdopodobnie w poniedziałek.


***




Sebastian stał w przedpokoju i w milczeniu obserwował, jak Joasia składa świeżo wyprasowane spodenie ich synka. Robiła to przynajmniej dwa razy w tygodniu. Najpierw prała wszystkie jego ubrania. Potem prasowała je i układała w szafkach. W nienagannym porządku ustawiała jego samochody i żołnierzyki, wycierała z kurzu kolejkę i porządkowała kredki na biurku, a ulubionego pluszaka - słonika Benka układała na łóżku, obok poduszki.
Godzinami przesiadywała w pokoju synka. Oglądała jego rysunki, przytulała ubranka i głaskała Benka. Czasem Sebastianowi wydawało się, że cały jej świat zamykał się w tym właśnie pokoiku.
Po śmierci Maćka nie pozwoliła nikomu dotknąć jego rzeczy. Z pokoju synka zrobiła swego rodzaju sanktuarium, a każda najdrobniejsza rzecz - połamany klocek czy obgryziony mazak - była dla niej najdroższą pamiątką.
Maciek miał siedem lat, kiedy po raz ostatni wyszedł do szkoły. Nigdy tam jednak nie dotarł, a w trakcie śledztwa okazało się, że został porwany z placu zabaw. Do szkoły miał tylko kilkaset metrów i zawsze chodził z najlepszym przyjacielem, Krystianem, który mieszkał w tym samym bloku. Tego dnia obaj postanowili nie pójść na pierwszą lekcję i pograć w piłkę na placu zabaw. Krystian był świadkiem porwania, ale długo nie chciał powiedzieć ani słowa, był w szoku.
Joasia i Sebastian robili wszystko, żeby odnaleźć synka. Przyjaciele pomagali im, jak mogli. Pracowali dniami i nocami, szukając wszędzie. Po dwóch długich dniach porywacz się odezwał. Chciał pieniędzy. Komisarze sprzedali samochód, wzięli kredyt, zapożyczyli się u przyjaciół, ale zebrali całą sumę. To Sebastian miał przekazać okup, tak chciał porywacz. Kiedy jednak pojawił się w nieczynnej żwirowni na obrzeżach miasta, nikt na niego nie czekał. Nikt nigdy nie zamierzał odebrać okupu, a porwanie Maćka miało być zemstą. W żwirowni komisarze odnaleźli ciało synka.
Porywacz został złapany kilka dni później, ale chociaż dzięki Ance i Rafałowi trafił do więzienia, zrozpaczonym rodzicom nie przyniosło to ulgi. Świadomość, że śmierć Maćka była zemstą zatrzymanego przed laty mordercy, tylko pogorszyła sprawę. Joasia nie potrafiła sobie poradzić z poczuciem winy. Zrezygnowała z pracy i odtąd całą energię poświęcała na rozdrapywanie ran.
Od śmierci Maćka minęły trzy lata, ale niewiele zmieniło się przez ten czas. Joasia każdego ranka wstawała wcześnie, szykowała ubrania synka, pakowała książki do plecaka i robiła kanapki do szkoły. Sebastian przyglądał się temu, czując, jak pęka mu serce. Najpierw próbował jej wytłumaczyć, że Maciek nie żyje, że już nie wróci, że to nie ma sensu, ale z czasem przestał.
- Muszę już wychodzić - powiedział w końcu, wkładając kurtkę. - Będę po szesnastej.
Nie doczekał się odpowiedzi, ale wcale się jej nie spodziewał. Już dawno zauważył, że jego obecność czy nieobecność jest dla Joasi całkowicie obojętna.
- Może chcesz wyjść dzisiaj wcześniej? - zaproponował Rafał, kiedy razem z przyjacielem pojechali na miejsce zbrodni.
- Nie trzeba - odparł krótko Sebastian.
Tego dnia przypadała trzecia rocznica śmierci Maćka, ale mężczyzna wiedział, że wzięcie dnia wolnego mija się z celem. Joasia jak zwykle wolała być sama. Chciała samotnie wybrać się na cmentarz, a potem spędzić kolejny długi dzień w pokoju synka. Towarzystwo Sebastiana nie było jej do niczego potrzebne.
- Nie jedziecie na cmentarz? - drążył Rafał.
- Jedziemy. Osobno.
- Myślałem, że ten dzień jednak zechcecie spędzić razem...
- Aśka woli cierpieć w samotności - mruknął Seba, bez większego zainteresowania wpatrując się w okno. - Czy to w rocznicę, czy w każdy inny dzień... bez różnicy.
Po pracy Sebastian pojechał na cmentarz. Na grobie Maćka leżały świeże kwiaty i paliły się znicze. Komisarze mieli niepisaną umowę - ona odwiedzała grób rano, on po południu. Nigdy się tam nie spotkali.
Tego dnia, kiedy tak siedział na ławce i wpatrywał się w zdjęcie syna, coś w nim pękło. Jedno wiedział już na pewno: nie chciał ani jednego dnia więcej spędzić w samotności.


- W ogóle już ze sobą nie rozmawiamy - mówił, utkwiwszy wzrok w plecach Joasi. - Niby mieszkamy razem, ale żyjemy osobno. Nie chcę tak dłużej.
Kobieta milczała. Nie dała po sobie poznać, czy słowa Sebastiana w ogóle do niej dotarły.
- Dlaczego tak mnie traktujesz? Nienawidzisz mnie? Masz do mnie pretensje? Uważasz, że to moja wina?
Kiedy Joasia nadal nie reagowała, złapał ją nieco brutalnie za łokieć i odwrócił do siebie. Nie płakała. Oczy miała puste, zupełnie bez wyrazu.
- Przypominam ci, bo może już o tym zapomniałaś, że to był także mój syn. I ja też bardzo za nim tęsknię.


- To mnie chyba przerosło. Próbowałem, robiłem wszystko, co mogłem... Ale ona nie chce przyjąć pomocy.
Ania spojrzała na przyjaciela ze współczuciem.
- Każdego dnia coraz bardziej się ode mnie oddala. Mam wrażenie, że jest już za późno na wszystko. Czasem wydaje mi się, że jest bliżej niego niż mnie...
- Co masz na myśli?
- Codziennie, kiedy wrazam z pracy, zastanawiam się, co zastanę w domu. Wiem, że któregoś dnia znajdę ją z podciętymi żyłami albo z fiolką po tabletkach w ręku. Przyjdzie taki moment, że wreszcie to zakończy, czuję to.
- Spróbuję z nią porozmawiać...
- To nic nie da - odparł stanowczo Sebastian. - Już próbowałaś, jak wszyscy. Skoro nawet psycholog jej nie pomógł, nie sądzę, żeby ktoś z nas mógł jeszcze coś zmienić.
- Chyba nie chcesz się poddać?
- A co to według ciebie oznacza? Każdego cholernego dnia myślę o Maćku, o tym, że powinienem bardziej go pilnować, że powinienem go odprowadzić. To był mój syn, mój jedyny, ukochany syn.
- Seba...
- Wy wszyscy myślicie, że tylko ona cierpi, bo przesiaduje na cmentarzu i otacza czcią każdy przedmiot, którego Maciek kiedykolwiek dotknął. Założę się, że żadnemu z was nigdy nie przyszło do głowy, że nie mogę przestać obwiniać się o jego śmierć. Że serce mi pęka, kiedy muszę po raz kolejny patrzeć na jego pokój, w którym przez lata nic się nie zmieniło. Nie chcę pozbyć się pamiątek i zapomnieć, ale pielęgnowanie w sobie bólu niczego nie zmieni. A ja chcę normalnie żyć. Chcę mieć żonę, która mnie kocha. Nie tylko cień człowieka snujący się po mieszkaniu.
- Taki mi przykro, Seba... - wyszeptała Ania przez łzy. - Wiem, że każdy cierpi na swój sposób... Ale nie możesz... Aśka... Ona bez ciebie kompletnie się rozsypie...
- Myślisz? - zapytał mężczyzna sarkastycznie. - Bo ja sądzę, że dla niej to nie robi żadnej różnicy.
- Chyba nie chcesz od niej odejść...?
- Nigdy bym tego nie zrobił. Niby po co? Aśka jest kobietą mojego życia.
- Może potrzebujecie więcej czasu...
- Wiesz, czego bym chciał? Choć raz pójść na cmentarz razem z nią. Choć raz nie przeżywać wszystkiego w samotności. Ludzie związują się, żeby wspólnie przezwyciężać trudności. Ale ona tego nie chce.


- Asiu, rozmawiałam z naszą psycholog - zaczęła Ania łagodnie, z niepokojem przyglądając się przyjaciółce. - Poleciła mi świetnego specjalistę, jestem pewna, że...
- Nie chcę.
- Przynajmniej spróbuj. Zrób to dla siebie, dla Sebastiana...
- Jego to nie obchodzi.
- Jak możesz tak mówić? Seba robi wszystko, żeby ci pomóc.
- Nikt mi nie może pomóc - oświadczyła Joasia, wpatrując się w stół. - Nie wrócicie mu życia...
- Ale ty, siedząc tutaj i rozpaczając, także tego nie zrobisz. Spróbuj stąd wyjść, wrócić do ludzi, do pracy.
- Nigdy tam nie wrócę - powiedziała kobieta z wyraźną złością w głosie. - To przez tą cholerną pracę Maciuś nie żyje. A Sebastian nadal tam pracuje! Chodzi tam codziennie zamiast...
- Zamiast czego?
- Zamiast być tu przy mnie! Przy nim!
- Obwiniasz go? - zdziwiła się Ania.
- Tylko praca i praca... Zawsze była najważniejsza.
- Przecież wiesz, że to nieprawda.
- Próbuje mi odebrać wszystko, co mam - wyszeptała Joasia ze łzami w oczach. - Chce pozbyć się rzeczy Maćka, jego ubrań, zabawek... Chce, żebym o nim zapomniała.
- On tylko chce normalnie żyć... Asiu, on też bardzo tęskni za Maćkiem, ale wie, że życie toczy się dalej. Chce ci pomóc, tylko czuje się bezradny.
- Ma dość i mnie, i tego domu. Nie chce rozmawiać o Maćku, nie chce patrzeć, jak płaczę.
- Odsunęłaś się od niego, a on nie wie, jak to zmienić. Bardzo cię kocha i chce ci pomóc, ale ty go wciąż odtrącasz.
- Nie potrafię inaczej... Nie chcę zapomnieć o Maćku, a on próbuje mi odebrać nawet wspomnienia... Wiem, że ma już mnie dość. Każdego dnia boję się, że w końcu ode mnie odejdzie... Że zostanę sama...


- Powiedz, co mam zrobić, a to zrobię - mówił Seba z mieszaniną rozpaczy i nadziei. - Tylko zacznij w końcu ze mną rozmawiać.
Kobieta milczała. Łzy napłynęły jej do oczu.
- Powiedz prawdę, uważasz, że śmierć Maćka to moja wina?
- Maciek zginął za nas, rozumiesz?! - krzyknęła w końcu Joasia.
Sebastian poczuł ulgę. Wolał płacz i awantury od tego milczenia.
- To nieprawda.
- Gdybyśmy nie pracowali w policji, wciąż by żył! Wciąż mielibyśmy syna! A ty po tym wszystkim nadal tam chodzisz!
- Posłuchaj, winnym śmierci Maćka jest tylko jego zabójca, rozumiesz? Żadne okoliczności nie mają znaczenia. Pomyśl, ilu ludziom uratowaliśmy życie, zamykając go w więzieniu. Ilu ludziom pomogliśmy przez te wszystkie lata.
- I jakie to ma znaczenie? Nasz syn zapłacił za to najwyższą cenę. Jak możesz z tym żyć?
- Mogę, bo mam dla kogo - odparł Seba, patrząc jej w oczy. - Mam żonę, którą kocham całym serce i chcę być przy niej szczęśliwy, rozumiesz?
- Więc dlaczego się ode mnie odwróciłeś? Dlaczego po śmierci Maćka wciąż byłam sama? Dlaczego musiałam radziś sobie z tym bez twojej pomocy? Dlaczego?
- Sama? Przecież chciałem być przy tobie, ale wciąż mnie odtrącałaś! - zawołał mężczyzna, zraniony niesprawiedliwością tych słów.
- Bo cierpiałam! Ale chciałam, żebyś cały czas był przy mnie!
- Tak? I może nadal tego chcesz? - zakpił.
- Chcę - powiedziała cicho Joasia.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Sebastian wyciągnął rękę, żeby przytulić żonę, ale wtedy kobieta wstała gwałtownie i wyszła z pokoju.


Ania wpadła jak burza do mieszkania przyjaciół. Joasia zamknęła za nią drzwi, ale nie zwróciła wielkiej uwagi na zdenerwowanie przyjaciółki. Wiedziała, że cokolwiek by się nie stało, dla niej nie miałoby to znaczenia.
- Walczak uciekł z więzienia - oznajmiła policjantka na wydechu. - Ma Sebastiana.
Joasia odwróciła się gwałtownie. Kiedy trzy lata wcześniej Walczak trafił do więzienia, modliła się, by uciekł. Chciała go dopaść i zabić. Miała nadzieję, że to ukoi jej ból, choć nie zwróci życia Maćkowi.
- Aśka, on postawił nam ultimatum - kontynuowała Ania, ze strachem obserwując, jak na twarz Joasi powracają kolory. - Chce wymienić go na ciebie, ale to na pewno pułapka. Chce cię tam zwabić i wykończyć was oboje, zemścić się za odsiadkę...
- Co mówił? - zapytała Joasia spokojnie. - Chcecie przygotować zasadzkę? Mam być przynętą?
Ania popatrzyła na przyjaciółkę podejrzliwie. Jej spokój trochę ją zaniepokoił. Spodziewała się raczej rozpaczy albo gróźb kierowanych w przestrzeń.
- Chce, żebyś była za pół godziny na Miodowej 17. Sprawdziliśmy to, tam jest dom w stanie surowym. Ale Stary nie chce włączać cię do akcji, bo...
Jednak Joasia nie chciała się dowiedzieć, dlaczego Stary chce trzymać ją z daleka od tej sprawy. Wyciągnęła już od Ani wszystko, co było jej potrzebne. Teraz nie zamierzała nawet zachowywać pozorów. Na jej oczach wyjęła z sejfu zapasową broń Sebastiana i schowala ją za paskiem spodni. Potem zarzuciła na siebie kurtkę, wzięła kluczyki od samochodu i nie zważając na coraz gwałtowniejsze protesty przyjaciółki, wyszła z domu.
- Aśka, błagam, zaczekaj! - wołała Ania, zbiegając za Joasią po schodach. - Pojedźmy na komendę, porozmawiajmy ze Starym. ATecy na pewno odbiją Sebastiana...
Aśka zatrzymała się w drzwiach samochodu i odwróciła powoli. Twarz miała nieprzeniknioną.
- Walczak odebrał mi Maćka i zamienił moje życie w piekło - powiedziała. - Przyszedł czas, żeby wyrównać rachunki.
Wsiadła do samochodu i odjechała, zostawiając Anię na chodniku z przerażoną miną.
Wiedziała, że ma niewiele czasu. Wkrótce na ulicy Miodowej miało zaroić się od policji. Jeśli miała wreszcie dopiąć swego, musiała się pospieszyć.
Pierwszy raz od tak dawna widziała przed sobą jasno sprecyzowany cel. Ani przez chwilę nie pomyślała o mężu, który znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Nie bała się także o siebie. Chciała tylko jednego: zemsty.
Nie miała żadnych oporów, by wejść do budynku przy ulicy Miodowej 17. Skierowała się prosto do obszernego salonu, jakby umówiła się tam z gospodarzem. Walczak stał oparty o kominek i z uśmiechem na twarzy bawił się bronią.
- No, no - zaczął kpiącym tonem. - Jest tatuś, jest mamusia, niedługo rodzinka będzie w komplecie.
Sebastian siedział pod ścianą, pobity i związany. Kobieta nie posłała mu nawet jednego spojrzenia. Cały czas patrzyła na Walczaka.
- Ale może najpierw skorzystamy ze sprzyjającej okazji?
Podszedł do niej, nie przestając się uśmiechać. Wszystko wskazywało na to, że świetnie się bawi. Wyciągnął rękę, brutalnie zerwał z Joasi kurtkę i obrzucił oceniającym spojrzeniem. Kobieta zniosla to w milczeniu, nawet nie drgnęła.
- Zostaw ją! - zawołał Seba, podejmując kolejną próbę wyswobodzenia się z więzów.
Walczak tylko się zaśmiał. Ponownie zbliżył się do Joasi, ale zatrzymał się w pół ruchu. Dostrzegł w jej twarzy minimalną, ledwie zauważalną zmianę. Wyglądał na podenerwowanego. Zanim jednak zdołał cokolwiek zrobić, Aśka z całej siły kopnęła go w krocze. Mężczyzna zatoczył się, wypuszczając broń z ręki.
Joasia nie czuła strachu. Mimo że mężczyzna był od niej silniejszy, bez trudu powaliła go na ziemię. Dopiero stojąc nad nim w wyraźnie dominującej pozycji, wyciągnęła broń.
- Aśka, nie rób tego! - krzyknął Seba. - Nie warto siedzieć za gnoja!
Ale ona nie słyszała ani jego, ani policjantów wpadających do budynku. Prawie nie zauważała ATeków uzbrojonych po zęby, którzy otoczyli ich ze wszystkich stron. W milczeniu patrzyła w oczy mężczyzny, który zamordował jej dziecko. Z całkowitym opanowaniem mierzyła w jego pierś, napawając się chwilą.
- Aśka, błagam cię - powiedział Seba, próbując zwrócić na siebie uwagę żony. - Zostaw go, spędzi w pierdlu resztę swoich dni.
- To za mało - oświadczyła stanowczo kobieta. - Zabił Maćka i zniszczył nasze życie.
- Zrobił to z zemsty, pamiętasz? Chcesz być taka jak on?
Po raz pierwszy spojrzała na męża. Dostrzegła jego posiniaczoną twarz i zakrwawione ręce. Poczuła falę ciepła rozchodzącego się od serca po całym ciele. Jeszcze raz odwróciła się do Walczaka. Nacisnęła spust i oddała kilka strzałów w ziemię, parę centymetrów od głowy mężczyzny. A potem wypuściła broń z ręki.
Podeszła do Sebastiana i rozwiązała go w milczeniu.
- Nic ci nie jest? - zapytała, kiedy podniósł się z ziemi.
Pokręcił głową. Spojrzał w kierunku Walczaka, którego ATecy wyprowadzali z budynku, a potem ponownie odwrócił się do żony.
- Przepraszam - wyszeptała, nim zdążył się odezwać.
Objęła go za szyję i przytuliła się mocno. Poczuła, jak nieśmiało głaszcze ją po plecach. Wiedziała, że odwykł od jej bliskości, ale z całego serca chciała to zmienić.


Płakała, z głową na ramieniu Sebastiana. Po jego policzkach także spływały łzy. Patrzyli na pomnik ze zdjęciem chłopca. Od jego śmierci minęły już cztery lata, a ból pozostał. Zrozpaczeni rodzice zrozumieli jednak, że łatwiej go znosić razem, niż osobno.
I kiedy tego dnia spacerem wracali do domu, oboje się uśmiechali. Na nowo odnaleźli sens swojego życia. Choć nie było już obok nich ukochanego synka, wciąż mieli siebie.

czwartek, 27 września 2012

51. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Wbrew przypuszczeniom Sebastiana, Aśka wcale nie była oschła, kiedy wrócił z małą torbą i dobrą nowiną. Pocałowała go, wyściskała i z uśmiechem pozwoliła rozpakować się w sypialni. Przygotowała mu nawet dwie wolne półki i trochę miejsca w łazience.
- Nie ma Kaliny? - zapytał nieśmiało, wyjmując z torby podkoszulek zwinięty w kłębek i wygładzając go niezdarnie.
- Znowu nocuje u Zuzi.
Mężczyzna kiwnął głową, starając się sprawiać wrażenie, jakby ta informacja nie miała dla niego żadnego znaczenia.
- Seba, wiesz, że przed pakowaniem ubrania powinno się poskładać? - zagadnęła Joasia, kiedy policjant wyjął z torby zmiętą koszulę.
- Spieszyłem się...
Joasia uniosła brwi.
- Aż tak była wściekła?
- No wiesz... szczęśliwa nie była - mruknął Seba wymijająco.
- Zostaw te ciuchy, wyprasuję ci rano - westchnęła w końcu Aśka, przyglądając się przyjacielowi z dezaprobatą. - Co jej powiedziałeś?
- Prawdę. Że chcę być z tobą.
- Poważnie? Myślałam, że sprzedaż jej jakąś tanią bajeczkę. No wiesz... "To nie twoja wina tylko moja, zasługujesz na kogoś lepszego" i tak dalej - kpiła Joasia.
- Widzę, że masz o mnie dobre zdanie...
- Wszyscy tak robicie - odparła kobieta, wzruszając ramionami.
- Wszyscy?
- No... wy, faceci.
Seba tylko uniósł brwi, ale nie odpowiedział. Wrzucił resztę ubrań na półkę i zamknął szafkę. Nie był w najlepszym nastroju po rozmowie z Sam.
- No i jak zareagowała? - drążyła Joasia, wciąż obserwując uważnie Sebastiana.
- Trochę pokrzyczała, trochę mi naubliżała... Ale przyjęła do wiadomości, nic innego jej nie pozostało.
Ta informacja nie zaspokoiła w pełni ciekawości Joasi, ale Sebastian wyraźnie nie chciał o tym rozmawiać, więc postanowiła więcej go nie wypytywać.
Wieczór spędzali na kanapie przed telewizorem. Aśka leżała z głową na kolanach Sebastiana i wpatrywała się w niego jak w obrazek. Wciąż nie mogła uwierzyć, że awantura zakończyła się w taki sposób.
- Nie podoba mi się, że tam wracasz - powiedziała nagle. - Nie będę cię zatrzymywać, ale wiedz, że to nie jest mi na rękę.
- Wiem - mruknął Seba, głaszcząc ją delikatnie po włosach. - Ale naprawdę zależy mi na tym stażu...
Aśka pokiwała głową zamyślona.
- Ty tam pojedziesz... z nią... A ja będę tu myśleć, wyobrażać sobie, co tam robicie...
- Aśka, nie jadę tam romansować. Jadę do pracy - powiedział spokojnie Seba.
- Tak się ładnie mówi - skwitowała kobieta, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- No dobrze, jeśli bardzo ci na tym zależy, zrezygnuję - oznajmił Seba z cichym westchnieniem. - Może w ten sposób cię przekonam, jak bardzo mi na tobie zależy.
Joasia uśmiechnęła się niespodziewanie.
- Wystarczy mi, że to zaproponowałeś - stwierdziła. - Ale masz dzwonić i pisać. A jeśli spróbujesz...
- Aśka, jesteśmy razem od trzech godzin, a ty już chcesz mi zrobić scenę zazdrości? - zapytał Seba trochę rozbawiony, a trochę przerażony.
- Po prostu cię uprzedzam. Nie daruję zdrady.
Seba wywrócił oczami i pocałował ją czule.
Następnego ranka komisarze natychmiast podzielili się z przyjaciółmi dobrą wiadomością. Anka była wniebowzięta i raz po raz gratulowała Joasi, natomiast Rafała trochę to rozbawiło. Co do jednego oboje byli zgodni: spodziewali się awantury, jak tylko Sam przyjedzie na komendę.
Ale Amerykanka nie pojawiła się w pracy. Stary o niczym ich nie poinformował, a żadne z nich nie pytało. Komisarzom nawet ulżyło, bo nie musieli znosić jej pretensji. Aśka miała wielką nadzieję, że przez tych kilka dni do wyjazdu już jej nie zobaczy.
Tego dnia wyszli z pracy wczesnym popołudniem. Nie było zbyt wiele pracy, Stary zniknął przed dwunastą, więc postanowili razem spędzić dzień. Seba odważnie zaproponował, że przygotuje obiad, a Kalina, która zdążyła już wrócić ze szkoły, postanowiła mu pomóc. W związku z tym Joasia wzięła psa i poszła na pobliskie łąki, żeby porządnie się wybiegał, ganiając za patykiem.
Karo uwielbiał aportować, a dla Joasi było to bardzo na rękę. Nie musiała specjalnie się trudzić, żeby zapewnić psu odpowiednią dawkę ruchu.
Jak zwykle usiadła na kamieniach, zebrawszy uprzednio kilka większych kijków i rzuciła psu pierwszy z nich. Karo natychmiast poleciał za nim w podskokach. Joasia obserwowała, jak łapie go kilkanaście metrów dalej i biegnie z powrotem. Odwróciła się, usłyszawszy czyjeś przyspieszone kroki. Zbliżał się biegiem młody chłopak. Kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się, Joasia instynktownie zerwała się z miejsca, ale zrobiła to zbyt późno. W tym samym momencie chłopak wykonał dziwny ruch, jakby chciał w nią czymś rzucić.
Joasia poczuła ostry ból w ramieniu. Obok zaskomlał przeraźliwie Karo, który zdążył już wrócić z patykiem. Kobieta spojrzała na swoje lewe ramię i zamiast ubrania zobaczyła krwawiącą ranę. Ból był straszny, miała wrażenie, że skóra jej płonie. Starała się jednak to zignorować i złapać psa, który piszcząc, kręcił się w kółko i próbował dosięgnąć rany na karku.
- Spokojnie, Karo, spokojnie - mruknęła, chwytając go za szelki.
Pies był przerażony. Próbował jej się wyrwać, ale mimo bólu trzymała go mocno. Wściekając się w duchu, że nie zabrała telefonu, wzięła psa na ręce i pobiegła w kierunku swojego bloku.
- Seba, zejdź szybko na dół - wydyszała do domofonu kilka chwil później, wciąż nie puszczając psa. - Musisz mi pomóc.
Karo ważył grubo ponad trzydzieści kilogramów i po pokonaniu kilkuset metrów od łąki Joasia była ledwie żywa. Ręce odmiawiały jej posłuszeństwa, a pies szarpał się wściekle z bólu. Wiedziała, że nie da rady wnieść go na górę.
Sebastian zbiegł po schodach szczerze wystraszony. Kiedy zobaczył ranę obejmującą ramię i sporą część dekoltu Joasi, momentalnie zbladł. Kobieta jednak nie pozwoliła mu się odezwać.
- Weź go ode mnie i zanieś go na górę - powiedziała, wręczając jej psa. - Uważaj, nie poparz się.
- Ale co się stało? Aśka, musisz jechać do szpitala!
- Zabierz go na górę - powtórzyła zniecierpliwiona.
W mieszkaniu Joasia założyła psu kaganiec i nakazała Sebastianowi dokładnie wypłukanie rany. Podczas gdy Kalina pomagała mu go przytrzymać, policjantka zajęła się sobą. Nie była w stanie pozbyć się bluzki, która przylgnęła do rany, więc w ubraniu pochyliła się nad zlewem, żeby za pomocą wody oczyścić ranę z resztek substancji.
Nie była w stanie powstrzymać łez, ale zdołała je ukryć przed Kaliną i Sebastianem. Bardzo jej zależało, żeby skupili się na cierpiącym psie i nie chciała odwracać ich uwagi.
- Kalina, przynieść opatrunki jałowe i bandaż. Są w apteczce - poleciła siostrze.
- Aśka, co się stało? - zapytał Seba, kiedy nastolatka wyszła. - To kwas?
- Nie wiem, chyba tak.
- Ale skąd...?
- Oblał nas jakiś chłopak - mruknęła kobieta, z trudem zmuszając się do rozmowy.
Kalina wróciła z apteczką i Seba zrobił opatrunek psu, a potem Joasi, która cały czas upierała się, żeby najpierw zajął się zwierzakiem.
- Zabierzcie go do weterynarza - powiedziała, z trudem zakładając bluzę, żeby nie widać było opatrunków. - Ja muszę z tym pojechać na pogotowie.
- Zawiozę cię... - zaczął Seba, ale Joasia pokręciła gwałtownie głową.
- Zajmijcie się Karo - nakazała. - Tylko nie zdejmujcie mu kagańce, może kogoś ugryźć.
Sebastian był trochę zły, bo chciał jechać z Joasią na pogotowie, ale nie miał wyjścia. Wiedział, że kobieta i tak idzie na kompromis, bo najchętniej sama zabrałaby psa do weterynarza. Zdawała sobie jednak sprawę, że w przypadku takich oparzeń szybka pomoc lekarska jest bardzo istotna.
Trzy godziny później komisarze spotkali się na szpitalnym korytarzu. Joasia została już opatrzona, dostała także środki przeciwbólowe i czuła się już lepiej. Zaczynało do niej powoli docierać, co się stało i jakie miała szczęście, że skończyło się to w taki sposób.
- Co powiedział lekarz? - zapytał Seba zaniepokojony. - Nie powinnaś zostać w szpitalu?
- Nic mi nie będzie, mam tylko przyjechać jutro na zmianę opatrunku - odparła. - Co z Karo?
- Ma zostać w klinice kilka dni, ale wyliże się. Na razie Kalina dotrzymuje mu towarzystwa. Pamiętasz tego chłopaka? Znasz go?
Joasia pokręciła głową. Odruchowo przyciskała co chwilę dłoń do opatrunków i dopiero ból przypominał jej, że nie powinna ich dotykać.
- Pojadę na komendę - zadecydował w końcu Seba. - Trzeba go jak najszybciej znaleźć. Ale najpierw odwiozę cię do domu.
- Nie, pojadę z tobą - mruknęła kobieta. - Przecież jestem jedynym świadkiem, a poza tym trzeba ustalić tożsamość tego chłopaka - dodała, widząc pełne dezaprobaty spojrzenie Sebastiana. - Chodźmy.
Na komendzie natychmiast zainteresowali się nimi i komisarze, i asystenci. Najpierw Joasia musiała odpowiedzieć na kilka zwyczajowych pytań dotyczących samopoczucia i wreszcie można było przejść do rzeczy.
- Byłam na łąkach - zaczęła, krążąc po biurze. - Bawiłam się z psem i nagle nadbiegł ten chłopak. Celował w twarz, to w sumie przypadek, że wstałam i nie trafił... W ogóle wyglądał na laika. Chyba się wystraszył, jak na niego spojrzałam, bo tam chlusnął tym kwasem bez ładu i składu...
- Poznałaś go? - zapytała Ania retorycznie.
- Nie, ale przejrzę bazę. Mógł mieć najwyżej dwadzieścia pięć lat. Nie wyglądał na przestępcę, ot, normalny chłopak.
Przez chwilę wszyscy milczeli, rozważając jej słowa. W końcu Sebastian postanowił się odezwać.
- Podejrzewasz kogoś? Komu się ostatnio naraziłaś?

***

Miało być w poniedziałek, ale jeszcze dzisiaj mnie natchnęło:)
Qwerty, nie zamierzałam wprowadzać tego wątku, ale jak przeczytałam Twój komentarz, uznałam, że byłabym głupia, gdybym tego nie wykorzystała;)

środa, 26 września 2012

50. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

- Jesteś bezczelny - odparła Joasia ze złością, ale na jej policzkach pojawiły się nienaturalne rumieńce.
- A co, może to nieprawda?
- Wynoś się stąd - powiedziała kobieta stanowczo. Jej głos drżał z zimnej furii. - No już, wypieprzaj!
Sebastian tylko się uśmiechnął. Nie zamierzał wyjść. Już wiedział, że powoli osiąga swój cel.
- Wypieprzaj stąd! - powtórzyła kobieta głośniej, rozsierdzona bezczelnym uśmiechem Sebastiana.
Kiedy mężczyzna nadal nie reagował, jej irytacja osiągnęła punkt krytyczny. Złapała wazon z kwiatami stojący na szafce i cisnęła nim w Sebastiana.
Policjant odruchowo zasłonił się ręką, a szklane naczynie roztrzaskało się na kawałki, uderzając w jego ramię. Woda prysnęła we wszystkie strony, ale to wcale nie ostudziło złości Joasi. Zaczęła rzucać w niego wszystkim, co wpadło jej w ręce: szmatkami, dokumentami i ozdóbkami, które Kalina zawsze pieczołowicie ustawiała na półkach. Sebastian w końcu zdał sobie sprawę, że sytuacja robi się powoli niebezpieczna i postanowił przejąć inicjatywę. Złapał Joasię za nadgarstki i, choć szarpała się wściekle, nie puszczał.
- Dlaczego tak się przed tym bronisz? - zapytał, próbując zmusić ją, by na niego spojrzała. - Dlaczego wciąż udajesz, że cię nie obchodzę?
- Nigdy nie dałam ci odczuć czegoś takiego, w przeciwieństwie do ciebie! - zawołała Joasia, z trudem powstrzymując łzy.
- Mało razy mnie odrzuciłaś? Wyśmiałaś mnie, kiedy ci powiedziałem, że się w tobie zakochałem - mówił Seba, który dla odmiany zdawał się całkowicie opanowany.
- Zakochałeś? - prychnęła kobieta, gwałtownym ruchem wyrywając nadgarstki z uścisku Sebastiana. - Zobaczyłeś gołe cycki i się napaliłeś. Typowy facet!
- Co w tym złego, że mi się podobasz?
- Traktujesz mnie jak przedmiot! Pójść do łóżka, zabawić się - jak najbardziej. A potem wracasz do niej!
- Aśka, przecież ty nie chcesz ze mną być -powiedział Sebastian z mieszaniną złości i żalu. - Okazałaś mi to ze sto razy. Myślisz, że dlaczego zdecydowałem się zostać w Stanach? Chcę sobie wreszcie ułożyć życie i przestać wciąż do ciebie wracać. Skoro mnie nie chcesz, możesz mi chociaż pozwolić się z tym pogodzić?
Joasia nie odpowiedziała. Łzy w końcu popłynęły jej po policzkach. Czuła się kompletnie bezradna wobec zarzutów Sebastiana.
- Wiem, że nie jestem ci obojętny - dodał po chwili mężczyzna. - Ale nie jestem desperatem i potrafię odpuścić, skoro z jakiegoś powodu nie chcesz ze mną być.
Jeszcze przez chwilę Sebastian patrzył na przyjaciółkę, ale kobieta milczała. Odwrócił się więc i ruszył w kierunku drzwi. Miał nadzieję, że ta rozmowa coś zmieni, że się przełamią, ale stało się inaczej. Aśka po raz kolejny pokazała mu, że nie jest zainteresowana związkiem.
- Zaczekaj! - zawołała policjantka, doganiając go przy drzwiach. - To nie tak...
Seba uniósł brwi. Wiedział, że Joasia podejmie kolejną próbę ratowania ich przyjaźni, ale on już w to nie wierzył. Tam, gdzie pojawiło się głębsze uczucie, nie ma mowy o przyjaźni.
- Nigdy nic mi nie zaproponowałeś - powiedziała, patrząc mu w oczy. - Jak mogłam poważnie traktować te brednie? Widziałeś mnie nago i dlatego coś się zmieniło. Wcześniej nic do mnie nie czułeś.
- Zawsze byłaś dla mnie najważniejsza - odparł Sebastian. - Masz rację, nigdy nie patrzyłem na ciebie w ten sposób, ale to się zmieniło. Nie widzę w tym nic złego, ale skoro ty widzisz...
- Nie widzę - mruknęła kobieta, odwracając wzrok.
- Masz rację, zachowałem się jak palant - przyznał w końcu policjant. - Nie powinienem cię tak traktować. Ale może wreszcie zrozumiesz, że dałaś mi powody.
- Nie rozgraniczasz tych dwóch spraw. To co między nami zaszło to jedno, a to, że jesteśmy partnerami... to znaczy byliśmy...
- Aśka, powiedz mi jedno: dlaczego tak się boisz przyznać, co czujesz? Gdyby chodziło o kogoś innego, pomyślałbym, że po prostu chciał się mną zabawić.
- Nie chciałam, żebyś mnie zranił.
Zapadła cisza. Sebastian przez chwilę zastanawiał się nad jej słowami. No tak, lubił pakować się w przelotne romanse, często zwodził kobiety obietnicami bez pokrycia, a potem nagle zmieniał zdanie. No i przyczynił się do tego, że Rafał nadal był kawalerem. Nigdy jakoś nie patrzył na sprawę z tej strony, ale nagle przyszło mu do głowy, że dał kobiecie powody do wahania.
- Nie zrobiłbym tego - odparł w końcu.
- Jasne, każdy tak mówi - mruknęła Joasia, krzyżując ręce na piersiach.
Jej własne nie najlepsze doświadczenia z facetami, wzmocnione jeszcze ostatnio przez Błażeja, w połączeniu z postępkami Sebastiana dawały przepis na nieudany związek. Była o tym całkowicie przekonana, ale jednak gdzieś w głębi serca miała nadzieję, że mężczyzna będzie ją namawiał.
- No cóż - powiedział w końcu Sebastian. Wyglądało na to, że nad czymś się zastanawia. - Dobrze, w takim razie wszystko sobie wyjaśniliśmy. Przepraszam, że zaciagnąłem cię do łóżka. Myślałem, że tego chcesz, ale skoro tak...
- Właśnie na tym polega twój problem - odparła niespodziewanie Aśka, a w jej głosie znowu dało się wyczuć złość. - Jesteś z Sam, ale przespanie się z inną kobietą to dla ciebie nic wielkiego. Nie szanujesz jej.
- I tak ci to przeszkadza? Najchętniej zrzuciłabyś ją ze schodów, a teraz nagle jej bronisz.
- Bo wiem, że mogłabym być na jej miejscu. Co by było, gdybyśmy się spotykali i nagle wyjechałbyś do Stanów? Powstrzymałbyś się? Nie sądzę.
- Aśka, za kogo ty mnie uważasz? - zapytał Sebastian, unosząc brwi. - Ok, miałem w życiu trochę kobiet, ale Sam jest pierwszą, którą zdradziłem. Z tobą. Naprawdę tego nie rozumiesz? Dzwonię do ciebie, piszę, przyjeżdżam i nadal myślisz, że nic dla mnie nie znaczysz? Jak uważasz, po cholerę co kilka tygodni tłukę się do Polski?
Joasia nie odpowiedziała. To wszystko, co powiedział Sebastian, z jednej strony złościło ją, a z drugiej napawało irracjonalną nadzieją. Przypomniała sobie, co mówiła staruszka, która uratowała jej życie. Czyżby Seba naprawdę za nią tęsknił? Czy ta tęsknota faktycznie mogła oznaczać głębsze uczucia?
- Po co tu przyszedłeś? - zapytała w końcu cicho. - Czego ode mnie oczekujesz? Błogosławieństwa? Jeśli tak, to tracisz czas.
- Wiesz, że w sobotę wyjeżdżam - powiedział spokojnie mężczyzna. - I nie chcę rozstawać się ze świadomością, że nie spróbowałem. Że nie zrobiłem wszystkiego, co mogłem. Decyzja należy do ciebie. Jeśli każesz mi teraz wyjść, zrobię to i więcej nie będę cię nachodzić.
- A co mi proponujesz? Przyjaźń? - zapytała Joasia z wyraźną kpiną w głosie. - Chyba już ją przekreśliłeś, nie sądzisz?
Sebastian zbliżył się do niej, oparł o ścianę tuż za jej ramionami i namiętnie ją pocałował.
- To ci proponuję - odparł spokojnie. - Powiedz słowo, a odejdę od Sam.
- Poważnie?
Mężczyzna uśmiechnął się i skinął głową.
- Nigdy nie chciałem z nią być - powiedział. - Ale ona mnie chciała, a to już coś.
- Nie jesteś zbyt wybredny - mruknęła Joasia, nie mogąc się powstrzymać.
Sebastian cały czas stał bardzo blisko niej. Czuła jego ciepło i wiedziała, że w tej chwili oboje pragną tego samego.
- Sam nie będzie zachwycona - zauważyła, wciąż unikając jednoznacznej odpowiedzi.
- Tak się tym martwisz?
- Marwię się, że ode mnie będzie ci równie łatwo odejść - odparła zgodnie z prawdą.
- Nie wiem, jak mam ci udowodnić szczere zamiary - powiedział Sebastian, odsuwając się na przyzwoitą odległość. - W sumie nawet ci się nie dziwię. Zawaliłem za całej linii. Ale już nie wiedziałem, co mam robić, żeby zwróciła na mnie uwagę...
Aśka uśmiechnęła się mimowolnie. Już nie czuła ani złości, ani żalu. Nagle Seba wydał jej się małym, nieporadnym chłopcem, który nie potrafił wyznać swoich uczuć.
Zrobiła krok w stronę Sebastiana i pogłaskała go delikatnie po policzku. Wbrew temu co mówił i robił, wydawał się jeszcze bardziej zagubiony niż ona. Czyżby zdrada narzeczonej naprawdę tak bardzo go dotknęła?
- Nie chcę, żeby ktoś wiedział, że mieliśmy romans, rozumiesz? - oznajmiła po chwili namysłu. - Nic nie powinno się między nami wydarzyć, dopóki spotykasz się z Sam. Nie jestem dziwką i nie chcę, żeby ktoś tak o mnie myślał.
- To znaczy, że...?
- Że masz to jakoś załatwić - odparła kobieta poważnym tonem. - Nie wiem, jak to zrobisz, ale masz jej nie mówić o naszym romansie.
- I... i dasz mi szansę?
Joasia uśmiechnęła się w końcu. Pocałowała go delikatnie, ale kiedy poczuła, że ręce Sebastiana wślizgują się pod jej bluzkę, przytrzymała go za nadgarstki.
- Załatw to - powiedziała stanowczo, patrząc mu w oczy.
Sebastian pokiwał głową i odsunął się.
- Pojadę z nią porozmawiać - obiecał.
Zawahał się przez chwilę. Sam mieszkała u niego, w Polsce nie miała żadnych innych znajomych. Zamierzał od razu przedstawić jej sprawy jasno, powiedzieć, że zakochał się w Aśce i chce z nią być, ale nie posunąłby się do wyrzucenia jej z mieszkania. A z drugiej strony domyślał się, jaka byłaby reakcja Joasi na wieść, że nadal z nią mieszka.
- Mam nadzieję, że wrócisz? - zapytała po chwili policjantka, która myślała o tym samym. - Bo jeśli zamierzasz z nią nadal mieszkać...
- Wrócę - odparł szybko mężczyzna. - Czyli... mogę tu na razie zostać? - zapytał, uśmiechając się przymilnie.
- Kanapa w salonie jest wolna - powiedziała Joasia, wzruszając ramionami.

***

Następna część ukaże się najwcześniej w poniedziałek.

niedziela, 23 września 2012

49. Potrzebuję cię, ponieważ cię kocham

Cały wieczór rozmyślała o tym, co powiedziała jej Kaśka. W końcu musiała sama przed sobą przyznać, że zakochała się w Sebastianie, choć wydawało się to całkowicie absurdalne. Zrozumiała także, że nie cofnęłaby się przed zbliżeniem, nawet gdyby spotykał się z Anką. Czuła się okropnie z tą świadomością, a sprawę pogarszał fakt, że musiała zadecydować, czy powie przyjaciółce prawdę.
Nie powiedziała. Złożyło się na to wiele czynników, ale przede wszystkim przekonanie, że na miejscu Kaśki postąpiłaby podobnie. Jej także współczuła. Wiedziała, że obie znalazły się w podobnej sytuacji, ale ona przynajmniej mogła otwarcie nienawidzić Sam, podczas gdy asystentka lubiła i szanowała Anię, a z drugiej strony miała ochotę wydrapać jej oczy, bo stała na jej drodze do szczęścia.
Najgorsze było to, że nia miała nikogo, komu mogłaby się pożalić. Była to jedna z tych rzeczy, których nie mogła powiedzieć nikomu, a duszenie w sobie emocji nie sprzyjało poprawie nastroju.
Rozwiązanie sprawy grabarza szybko okazało się jednym z największych sukcesów krakowskiej policji. Przez kilka kolejnych dni Stary rzadko bywał na komendzie, dużo czasu spędzając na konferencjach i u przełożonych. Wszędzie zbierał pochwały i gratulacje, które miały mu zrekompensować miesiące nerwów i upokorzeń. Przez to jednak nie miał czasu dla podwładnych, a zarówno Joasia, jak i Sebastian chcieli z nim pilnie porozmawiać.
Dla nikogo na komendzie nie było wielkim zaskoczeniem, że Sebastian i Sam chcą jak najszybciej wrócić do Stanów. On podenerwowany był swoimi relacjami z przyjaciółką i miał nadzieję po prostu od tego uciec, zaś ona czuła się osobiście upokorzona rozwiązaniem sprawy grabarza. Odkąd okazało się, że to Joasia odnalazła zabójcę, Sam stała się nie do wytrzymania i to dla wszystkich współpracowników. Nie mogła znieść porażki, choć koniec końców to ona założyła grabarzowi kajdanki.
Wbrew pozorom Joasia także nie była zadowolona. Bardzo przeżywała śmierć ostatniej kobiety, czuła się za nią odpowiedzialna i nie pomagało tłumaczenie, że ostatecznie dzięki niej złapano zabójcę. Była całowicie pewna swego - chciała zrezygnować ze stanowiska i pracować jako asystentka. Pozostawało tylko zaczekać, aż Stary w końcu znajdzie dla niej trochę czasu.
Jedynym pozytywem było ponowne ocieplenie relacji z Anią. Joasia czuła się winna i dlatego szybko zapomniała, o co miała do przyjaciółki pretensje. Za każdym razem, kiedy na nią patrzyła, przypominała sobie widok Kaśki i Rafała, obściskujących się w łazience. Czuła się prawie tak, jakby to ona odbijała Ance faceta.
Wybaczyła także Kaśce i pozostałym asystentom. Nie była pamiętliwa, a żadne z nich nie należało do najważniejszych osób w jej życiu, więc i nie mogli jej tak bardzo zranić. Tylko Sebastianowi nie potrafiła wybaczyć, a fakt, że w ogóle się o to nie starał, znacznie pogarszał sprawę.
Dopiero w drugim tygodniu kwietnia Stary wrócił na dobre do pracy na komendzie. Natychmiast zaczęły się wycieczki stęsknionych podwładnych, z których każdy miał do niego niezliczone sprawy.
Joasia od razu postanowiła jasno wyłożyć sprawę. Stary nie był zadowolony.
- Przyznam, że bardzo mnie pani zaskoczyła - powiedział, marszcząc czoło. - Razem z przełożonymi uznaliśmy pani zasługi. Zamierzałem awansować panią na nadkomisarza.
Kobieta uśmiechnęła się.
- Bardzo dziękuję, ale uważam, że tak będzie dla wszystkich lepiej.
- Czy na pani decyzję ma wpływ rezygnacja pana Sebastiana? - zapytał wprost komendant.
Joasia spodziewała się tego. Sebastian ubiegł ją i pierwszy dopadł szefa, oznajmiając mu, że na stałe przenosi się do Ameryki.
- Nie - odparła, choć nie była to całkowicie zgodne z prawdą.
- No dobrze, więc powiem pani to samo, co powiedziałem panu Sebastianowi. Nie lubię podejmować szybkich decyzji i dlatego nie przyjąłem jego rezygnacji i nie przyjmę również pani. Do końca kwietnia macie czas na przemyślenie sprawy i jeśli nadal będziecie zdecydowani, rozwiążę umowę z panem Sebastianem, pani rozpocznie pracę na stanowisku asystentki, a ja zatrudnię nową parę komisarzy.
Aśka nie była zadowolona z takiego rozwiązania, ale znała Starego i tego się właśnie spodziewała. W złości rozważała nawet całkowitą rezygnację z pracy, ale ostatecznie postanowiła odpuścić. Ostatecznie niecałe trzy tygodnie nie mogły zrobić jej wielkiej różnicy. Sebastian i Sam mieli wyjechać w sobotę, w związku z czym nie miała być już dłużej narażana na ich towarzystwo.
Poniedziałkowy wieczór postanowiła poświęcić na gruntowne porządki. Dawno nie miała na to czasu ani ochoty, a teraz robiła wszystko, by czymkolwiek się zająć. Była sama, bo Kalina znowu nocowała u Zuzi, co ostatnio dość często się zdarzało, więc nikt nie zawracał jej głowy. Wyrzuciła na środek salonu zawartość wszystkich szafek i półek, po czym zaczęła spokojnie wycierać kurz. Kiedy niespodziewanie ktoś zapukał do drzwi, wcale nie była zadowolona.
- To są jakieś żarty - mruknęła sama do siebie, zaglądając przez wizjer na zewnątrz.
Otworzyła drzwi, ale jej mina nie wróżyła nic dobrego i Sebastian stojący na klatce dobrze o tym wiedział. Joasia stanęła w progu, krzyżując ręce na piersiach. Nic nie wskazywało na to, żeby zamierzała go wpuścić.
- Mogę wejść? - zapytał mężczyzna po chwili ciszy.
- Nie widzę powodu - odparła Joasia bezlitośnie, opierając się o framugę i dając Sebastianowi do zrozumienia, że jego obecność nie jest w tym miejscu mile widziana.
Taka taktyka trochę zbiła policjanta z tropu, ale po chwili uśmiechnął się. Znał Joasię wiele lat i choć ostatnio trochę się od tego odzwyczaił, to kiedyś dość często spotykał się z podobnym zachowaniem. Kobieta potrafiła dać mu odczuć, że zrobił coś złego.
- No dobra - odparł, - w zasadzie to też dobre miejsce. Ładnie tu - dodał, rozglądając się po korytarzu. - Przytulnie.
- Nie mam czasu - oświadczyła Joasia stanowczo.
Chciała zamknąć drzwi, ale Sebastian przytrzymał je ręką i bezceremonialnie wszedł do środka.
- Przykro mi, ale jednak muszę zająć ci trochę czasu - powiedział.
Aśka poczuła, że wszystko się w niej gotuje. Sebastian był od niej dużo silniejszy, więc jej próba zamknięcia drzwi nie zrobiła na nim wielkiego wrażenia. To dodatkowo ją podminowało.
- Jesteś bezczelny - wycedziła. - Czego tu szukasz? Nie wystarczy ci, że muszę spędzać w twoim towarzystwie osiem godzin dziennie?
- No zobacz, kiedyś spędzałaś w moim towarzystwie więcej czasu i nie narzekałaś - odparł Seba, unosząc brwi.
- Sama się sobie dziwię.
Odwróciła się na pięcie i skierowała się do salonu. Wiedziała, że nie wyrzuci Sebastiana siłą, więc postanowiła go ignorować. Miała nadzieję, że w ten sposób szybko się znudzi i wyjdzie. Nie interesował jej powód jego wizyty, nie chciała ani go słuchać, ani na niego patrzeć.
- Pewnie mam cię za co przepraszać - odezwał się po chwili Seba, - przynajmniej twoje zachowanie by na to wskazywało. Ale nie łudź się, nie zrobię tego.
Aśka ścisnęła mocniej szmatkę, którą zmywała półki, ale milczała. Miała ochotę po prostu mu przyłożyć, ale wiedziała, że Sebastian tylko czeka, aż poniosą ją emocje. Zbyt wiele było w niej żalu, by mogła sobie na to pozwolić. Od agresji do płaczu bylo już blisko, a naprawdę nie chciała się przy nim rozkleić.
Sebastian doskonale zdawał sobie sprawę z jej przemyśleń. Wiedział, że wzbiera w niej złość, a wyprowadzenie jej z równowagi to pierwszy krok do przełamania bariery.
- Obwiniasz mnie o wszystkie swoje nieszczęścia - kontynuował Sebastian, czując, że zaczyna się robić niebezpiecznie. - To ja byłem ten najgorszy, kiedy wyznałem ci uczucie, kiedy spotykałaś się z Błażejem, kiedy bałaś się po napadzie. I teraz także jestem, bo odważyłem się ułożyć sobie życie bez twojego pozwolenia.
Joasia poczuła łzy pod powiekami. Słowa Sebastiana sprawiały jej ból głównie dlatego, że mówił prawdę. To jego zawsze obwiniała o wszystko, co się wokół niej działo, ale nie bez powodu. Nie zamierzała mu jednak wyjaśniać swojego punktu widzenia.
- Nienawidzisz Sam, bo widzisz w niej zagrożenie - powiedział Seba, uśmiechając się złośliwie. - Tak naprawdę chciałabyś być nią, zwyczajnie jej zazdrościsz.
- Nieprawda - warknęła kobieta, nim zdążyła ugryźć się w język.
- Prawda - odparł Sebastian zadowolony, bo Joasia wyraźnie przestawała nad sobą panować. - Jest pewna siebie, potrafi zjednać sobie ludzi i osiągnąć cel. Wkurza cię to, bo przemawia przez ciebie zazdrość.
- Tak, masz rację - powiedziała w końcu Joasia, odwracając się gwałtownie. - Zazdroszczę jej, bo odebrała mi ciebie. Miałeś tam pojechać na rok, zdobyć nowe doświadczenia, nauczyć się czegoś, przeżyć przygodę. Ale spotkałeś ją i zapomniałeś o wszystkim, co mi obiecywałeś. Chcesz tam zostać i żyć z nią? Proszę bardzo. Tylko nie pieprz mi tu o przyjaźni.
- I właśnie tu cię boli. Powiedziałaś, że pogodziłaś się z moim wyjazdem, że życzysz mi szczęścia i nagle się okazuje, że jest dokładnie odwrotnie.
- Pogodziłam się z twoim wyjazdem - odparła Joasia cicho. - Ale nie z tym, że cię straciłam. Nie sądziłam, że przyjedziesz tu i będziesz mnie traktować jak obcego człowieka.
- Bo się z tobą nie zgodziłem? - zapytał Seba, unosząc brwi. - Mam prawo mieć swoje zdanie.
- Dwoiłam się i troiłam, żeby wam pomóc przy sprawie, ale ty zacząłeś traktować mnie tak jak ona, jak śmiecia. Wciskałeś mi jakieś bajki, jak to rzekomo zawsze będę twoją partnerką i co? I gówno - podsumowała.
- To nie moja wina, że Stary przydzielił cię do pomocy! - zawołał Seba ze złością. - Gdybyś się wywiązała ze swoich obowiązków...
- Gdybym wykonywała wasza polecenie, grabarz nadal byłby na wolności! - odparowała kobieta bez zastanowienia.
- Tobie wcale nie chodziło o garabarza. Chciałaś tylko udowodnić wszystkim, że jesteś lepsza od Sam.
- Chciałam złapać mordercę i gdybyś raczył mi pomóc...
- Wiesz co, Aśka, zawsze taka byłaś - powiedział mężczyzna poirytowany. - Nigdy nie mówisz wprost, o co ci chodzi, tylko zasłaniasz się wszystkim i wszystkimi. Taka odważna pani komisarz i nie potrafi się przyznać?
- Czego ty ode mnie chcesz? - zapytała Aśka ze złością.
- No przyznaj się, dlaczego jesteś na mnie taka wściekła. Powiedz w końcu prawdę - prowokował ją Seba.
- Powiem ci prawdę: nienawidzę cię. Nie mogę się doczekać, kiedy w końcu wyjedziesz do tych swoich Stanów i mam nadzieję, że więcej cię nie zobaczę - mówiła, trzęsąc się ze złości.
- I znowu zasłaniasz się kłamstwami.
- Tak? To niby jaka jest prawda?
- Zakochałaś się we mnie - oświadczył Sebastian z satysfakcją.

piątek, 21 września 2012

48. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

- Gdzie jest Kalina? - zapytała Ania, podążając nieśmiało za przyjaciółką.
- U koleżanki.
- To dobrze. To znaczy... Miałam nadzieję, że będziesz sama... żebyśmy mogły swobodnie porozmawiać.
Joasia niczym nie okazała, że jest zainteresowana tym, co przyjaciółka ma jej do przekazania. Wyjęła z lodówki warzywa i zaczęła robić surówkę.
- Wiem, co sobie teraz o mnie myślisz... - zaczęła Ania po chwili namysłu.
- Nie wiesz, uwierz mi - przerwała jej Joasia. - I nie sądzę, żebyś chciała wiedzieć.
Ania spuściła wzrok. Rezerwa, z jaką traktowała ją Aśka, nie była dla niej zaskoczeniem.
- Masz rację, chyba nie chcę wiedzieć - przyznała. - Zasłużyłam sobie na to. Zachowałam się naprawdę okropnie...
- I nagle to sobie uświadomiłaś? - zapytała Joasia, nie próbując nawet ukryć ironii.
- Przepraszam. Naprawdę mi przykro.
- Wiesz co, Aniu? Nie wzruszają mnie twoje przeprosiny - powiedziała policjantka z kamienną miną. - Odwróciliście się ode mnie wszyscy, kiedy najbardziej was potrzebowałam.
Wrzuciła do miski drobno pokrojone kawałki pora i wyjęła z szafki tarkę. Sama się dziwiła, że słowa Ani kompletnie do niej nie docierają. Tak jakby zachowanie przyjaciół zupełnie ją znieczuliło.
- Masz pełne prawo się na nas wściekać...
- Nie wściekam się - odparła Joasia spokojnie. - Po prostu już wiem, że nie mogę na was liczyć.
- Możesz... - zaczęła Ania ze łzami w oczach.
- Tak? To dlaczego sama musiałam użerać się z Sam i szukać grabarza? Dlaczego żadne z was nie zareagowało, kiedy Stary mnie zawiesił? Dlaczego traktowaliście mnie jak powietrze, kiedy się okazało, że to ja miałam rację?
- Naprawdę myślałam, że to co mówi Sam... no że...
- Że mi odbiło po tym wypadku? - wtrąciła kobieta ze złością.
- Asiu, ja pamiętam, jak się obudziłaś w szpitalu, jak się bałaś... I to wszystko, co potem się działo... Jak dzwoniłaś do Sebastiana... I pomyślałam, że to się dalej za tobą ciągnie i boisz się pracować, ale nie chcesz się do tego przyznać. A poza tym od początku nie lubiłaś Sam, jeszcze za nim tu przyjechała. Myślałam, że celowo upierasz się przy swojej teorii, żeby zrobić jej na złość...
Kobieta mówiła bardzo szybko, jakby się bała, że przyjaciółka nie da jej skończyć. Miała nadzieję, że chaotycznie wyrzucane argumenty jednak ją przekonają.
- Anka, ten facet zamordował tyle kobiet... Naprawdę uważasz, że ryzykowałabym dobro śledztwa dla własnych uprzedzeń? Przecież mnie znasz!
- Przepraszam - powiedziała cicho Ania.
Joasia pokręciła tylko głową. Zwykle złość szybko jej przechodziła, ale tym razem głębokie rozczarowanie nie pozwalało jej wybaczyć przyjaciółce.
- Dlaczego nagle zmieniłaś zdanie? - zapytała po chwili. - Nie mów, że cię olśniło...
- Ania uświadomiła mi, że Sam zrobiła to wszystko specjalnie... - przyznała kobieta wyraźnie zawstydzona.
Zapadła chwila ciszy, podczas której Joasia tarkowała jabłko, a Anka zastanawiała się, co jeszcze mogłaby powiedzieć. W końcu westchnęła cicho i zrobiła krok w kierunku przedpokoju.
- Pójdę już - mruknęła. - Mam nadzieję, że kiedyś odzyskam twoje zaufanie...
- Zaufanie ma to do siebie, że łatwo je stracić, trudniej zdobyć - odparła Joasia bezlitośnie.
Tego wieczoru czuła się wyjątkowo samotna. Kalina nocowała u Zuzi, więc Joasia nie miała nawet do kogo się odezwać. Długo leżała w łóżku, głaszcząc psa po brzuchu, zanim w końcu udało jej się zasnąć, jednak koszmarne sny nie pozwoliły jej odpocząć.
- Dlaczego tak szybko wczoraj uciekłaś? - zapytał Bartek, ledwie kobieta pojawiła się rano na komendzie.
- Byłam zmęczona - odparła Joasia wymijająco. - Jak przesłuchanie?
- Przyznał się. Miałaś rację, mordował te kobiety, bo nie mógł pogodzić się z tym, że przeżyły, podczas gdy jego narzeczona zginęła.
- Nawet mu współczuję - westchnęła Joasia, układając teczki z dokumentami w równy stosik. - Przeżył olbrzymią tragedię...
- Aśka, ten facet zamordował piętnaście kobiet... I chciał zabić ciebie...
- Nie mówię, że to pochwalam - odparła policjantka z krzywym uśmiechem. - Tylko że mu współczuję. Zresztą, nieważne. Najważniejsze, że to koniec sprawy.
- Nareszcie! Stary chodzi dumny jak paw, zwołał konferencję prasową.
- Stary brata się z pismakami, no to naprawdę dzień godny zapamiętania - zakpiła Joasia.
- Od początku miałaś rację - powiedział Bartek, poważniejąc. - Powinniśmy ci wierzyć...
- W końcu uwierzyłaś - odparła Joasia z uśmiechem. - I mi pomogłes, ryzykując życie. No i utratę pracy...
- Teraz już wszyscy ci wierzą.
- Teraz to sobie mogą - mruknęła kobieta, przypomianając sobie rozmowę z Anią. - Nie wiesz, kiedy Seba i Sam wracają do Stanów? - zapytała niespodziewanie.
Bartek wzruszył ramionami.
- Nie wiem, pewnie niedługo. A co? Miałaś nadzieję, że Seba zostanie?
Joasia uśmiechnęła się drwiąco.
- Czekam na jego wyjazd z uutęsknieniem - odparła. - Nie mogę na niego patrzeć.
- Chyba ostro sobie nagrabił... - zauważył ostrożnie asystent.
- Wystarczy sam fakt, że zadzwoniłam do ciebie, nie do niego, prawda? To znaczy... nie zrozum mnie źle... - dodała, zdając sobie sprawę, jaki popełniła nietakt.
- Daj spokój, przecież wiem. No, w każdym razie... Skoro Seba wyjeżdża na stałe, pewnie dostaniesz nowego partnera, nie?
- Raczej nie - powiedziała Joasia z tajemniczym uśmiechem.
- Skąd wiesz? Przecież nie możesz pracować sama...
- Chcę poprosić Starego, żeby zrobił ze mnie asystentkę.
- Co? Ale dlaczego? - zdziwił się asystent. - Przecież to krok w tył... A po tym, jak złapałaś grabarza...
- Nie złapałam grabarza - odparła kobieta ostro i Bartek natychmiast się zorientował, że trafił w czuły punkt. - Tylko pozwoliłam mu uciec. I przeze mnie zginął człowiek.
- No wiesz? Aśka, przecież gdyby nie ty, nadal błądzilibyśmy w kółko! Przez pół roku nie zbliżyliśmy się nawet o krok do złapania grabarza. Zginęłyby kolejne kobiety! Poza tym... było ciemno, on uciekał, a chwilę wcześniej otarłaś się o śmierć...
- Prawda jest taka, że pierwszy raz w życiu w takiej sytuacji zadrżała mi ręka. Może i Sam naopowiadała wam bajek wyssanych z palca, ale w jednym miała rację. Coś się we mnie zmieniło po tamtym napadzie. W normalnej sytuacji trafiłabym bez problemu, wiem o tym. I gdyby na moim miejscu był ktoś inny, ostatnia ofiara grabarza by nie zginęła. Dla mnie to wystarczający powód, żeby zrezygnować.
- Aśka, no co ty...
Do biura weszła Sam, a za nią Sebastian. Bartek uznał to za dobry moment na zakończenie rozmowy. Joasia westchnęła w duchu i usiadła przy swoim biurku. Zanosiło się na dzień pełen niemych pretensji.
Aż do piętnastej, kiedy to Joasia złapała swoją torebkę i wyszła z biura, Sebastian sprawiał wrażenie, jakby chciał się odezwać, tylko nie bardzo wiedział, co ma powiedzieć. Joasia podejrzewała, że to także sprawka Ani, ale wcale jej nie zależało na przeprosinach partnera. I tak nie mogły niczego zmienić.
Po drodze na dół postanowiła jeszcze wstąpić do łazienki. Kiedy otworzyła drzwi i ujrzała Kaśkę i Rafała, natychmiast tego pożałowała. Przypomniało jej się, jak kilka miesięcy wcześniej Ania zrobiła narzeczonemu karczemną awanturę. Wtedy uważała, że podejrzewanie go o romans to najgłupsza rzecz na świecie, ale teraz...
Kaśka odskoczyła od mężczyzny jak oparzona i zaczęła szybko poprawiać bluzkę. Rafał, wyraźnie zmieszany, zainteresował się nagle pająkiem wędrującym po ścianie. Joasia stała w drzwiach łazienki i patrzyła na nich jak zaczarowana. Wiele by dała, żeby nigdy tego nie zobaczyć.
- To ja... już... - mruknął Rafał, po czym odchrząknął i szybko wyszedł.
Dopiero wtedy Joasia wróciła na ziemię. Uniosła brwi, skrzyżowała ręce na piersiach i spojrzała na przyjaciółkę, przybierając oskarżycielską minę.
- Kaśka, jak mogłaś? - zapytała z niedowierzaniem. - Przecież Rafał spotyka się z Anką!
- Myślisz, że tego chciałam? - odparła asystentka z mieszaniną strachu i zrezygnowania. - Sama nie wiem, jak to się stało...
- Za to ja wiem - warknęła Joasia. - Jesteś zwykłą świnią.
- I kto to mówi? - zakpiła Kaśka, nabierając nagle pewności siebie.
- Słucham?
- No co? Przecież Sebastian spotyka się z Sam, a to ci nie przeszkadzało, kiedy się z nim całowałaś. I Bóg wie co jeszcze...
- Jesteś bezczelna - skwitowała Aśka, dygocząc ze złości.
- Tak? A niby czym się ode mnie różnisz? - kontynuowała asystentka niezrażona.
- Anka jest naszą przyjaciółką! Nigdy nie zrobiłabym jej czegoś takiego.
- Czyżby? A gdyby spotykała się z Sebastianem?
Josia natychmiast chciała powiedzieć, że nie zbliżyłaby się do faceta przyjaciółki, ale mimowolnie się zawahała. Kaśka uśmiechnęła się z satysfkacją.
- Sama widzisz.
- To co innego - powiedziała Aśka, starając się odzyskać kontrolę nad przebiegiem rozmowy. - Naprawdę zależy mi na Sebastianie, nie chodziło tylko o seks, o jakiś głupi romans...
- Mi też nie chodzi o seks - odparła Kasia nieco spokojniejszym tonem. - Kocham Rafała. I nic na to nie poradzę.
Aśka pokręciła głową z niedowierzaniem. Jeśli nie było to najgorsze wydarzenie ostatniego tygodnia, z całą pewnością zaliczało się do pierwszej piątki. Policjantka sama już nie wiedziała, czy bardziej jest zła na siebie, czy na przyjaciółkę.

czwartek, 20 września 2012

47. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Tak jak przewidziała Joasia, rano Stary wezwał na dywanik ją i Bartka. Żadne z nich jeszcze nigdy nie widziało szefa w takim stanie. Próbowali wtrącić coś na swoją obronę, ale komendant ich nie słuchał. Zdawało się, że ma zamiar wyładować się na nich za wszystkie niepowodzenia. Szybko jednak okazało się, że szef ma inne intencje.
- Zostajecie zawieszeni - oznajmił, kiedy zdołał się już nieco uspokoić. - Zostanie przeprowadzone śledztwo dyscyplinarne, wydział wewnętrzny zadecyduje, co z wami zrobić.
Policjanci wymienili się zaskoczonymi spojrzeniami, ale żadne z nich nie odważyło się zaprotestować. Wiedzieli, że to mogłoby tylko pogorszyć sprawę.
Aśka była wściekła. Stary nie żartował i kobieta doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Wiedziała, że najprawdopodobniej już nie wróci na Pomorską, a jeśli zostanie zwolniona dyscyplinarnie, nie znajdzie już pracy w zawodzie.
- Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolona - warknęła w kierunku Sam. Pech chciał, że akurat była w biurze, kiedy Joasia zabierała swoje rzeczy. - Wreszcie osiągnęłaś to, do czego od początku dążyłaś.
- Nie wiem, o czym mówisz - odparła kobieta, wzruszając ramionami.
- Nie wiesz? - wecedziła Joasia, zbliżając się do rywalki i mrużąc niebezpiecznie oczy.
- Przestań, Aśka - wtrącił się Seba. - Sama jesteś sobie winna. Nie powinnaś prowadzić śledztwa na własną rękę.
Joasia spojrzała przyjacielowi w oczy, ale zobaczyła w nich tylko zacięcie. Pokręciła głową z niedowierzaniem i wyszła. Miała ochotę płakać, ale nie chciała dać Sam satysfakcji.
Dopiero kiedy była na dole i wrzucała swoją torebkę do samochodu, dogoniła ją psycholog.
- Aśka! - zawołała, podbiegając. - Byłam u Starego i powiedziałam mu prawdę - oznajmiła. - Nie wiedział, że Sam i Sebastian zignorowali twoje przypuszczenia co do tożsamości grabarza. Jeste wściekły, mówię ci...
- No co ty? - burknęła Joasia, wsiadając do samochodu.
- Zaczekaj - nalegała Ania. - Jest wściekły na nich, właśnie do niego poszli. Jestem pewna, że teraz spojrzy na sprawę inaczej...
- Aniu, daj mi spokój - westchnęła Joasia, zapinając pas. - Jestem tym naprawdę zmęczona. Prawda jest taka, że to przeze mnie uciekł. Gdyby nie zdrżała mi ręka, gdybym go trafiła...
Pokręciła tylko głową i włączyła silnik.
- Asia, proszę cię...
- Dzięki, Aniu. Ty jedna się za mną wstawiłaś.
Joasia uśmiechnęła się do koleżanki i ruszyła. Ania jeszcze przez dłuższą chwilę stała na chodniku, obserwując oddalający się samochód.
Podczas gdy Joasia dotarła do domu i postanowiła wziąć długą, relaksującą kąpiel, na komendzie wrzało. Awantura, która rozpętała się w biurze Starego, szybko przeniosła się na korytarz. Sam i Sebastian stali pod ścianą ze zwieszonymi głowami i w milczeniu wysłuchiwali licznych pretensji szefa.
- Dlaczego ja nic nie wiem o innych tropach?! - krzyczał Stary, opryskując podwładnych śliną. - Dlaczego zlekceważyliście opinię psychologa?! Dlaczego zignorowaliście podpowiedzi pani Joanny?! Dlaczego prowadziliście śledztwo jednym torem?!
- Ale szefe - zaczęła Sam, - wszystko wskazywało na tego Bednarzyka...
- Wszystko? Wszystko?! Widocznie nie wszystko, skoro pani Joanna miała na ten temat inne zdanie!
- Nie było żadnych podstaw, wszystkie poszlaki...
- Nie pieprzcie mi tu o poszlakach! - krzyczał nadal Stary, który z każdym słowem zdawał się być bardziej wściekły.
Asystenci obserwowali tę scenę z bezpiecznej odległości, wychylając się niepewnie z biura. Tylko Bartek stał na środku korytarza, jakby nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić.
Dochodziła dopiero jedenasta, kiedy Joasia usłyszała dźwięk telefonu. Od godziny leżała w wannie, zastanawiając się nad swoją sytuacją. Nie chciała stracić pracy, którą kochała, ale to, jak się ostatnio czuła na komendzie sprawiło, że czuła nawet pewną ulgę. Tylko postać grabarza nie dawała jej spokoju. Wciąż nie mogła sobie wybaczyć, że pozwoliła mu uciec. Wystarczył moment nie uwagi i cały wysiłek poszedł na marne.
Dopiero kiedy telefon odezwał się po raz trzeci, kobieta zdecydowała się wstać. Owinęła się ręcznikiem i poszła odebrać. Kiedy na wyświetlaczu zobaczyła numer szefa, poczuła nieprzyjemne ssanie w żołądku.
- Pani Joanno - zaczął Stary oficjalnie, - poznałem już szczegóły sprawy, rozmówiłem się z pozostałą częścią zespołu i postanowiłem przywrócić do pracy panią i pana Bartka. Proszę pojawić się na komendzie jak najszybciej.
Komendant rozłączył się, zanim Joasia zdążyła coś powiedzieć. Poczuła rosnącą irytację. Wcale jej się nie podobał sposób, w jaki została potraktowana, ale mimo tego zaczęła się ubierać. Teraz chciała tylko jednego: złapać grabarza i zakończyć śledztwo. Na rozmyślania i podejmowanie decyzji będzie czas później.
Na komendzie od razu wpadła na Bartka. Mężczyzna uśmiechnął się do niej porozumiewawczo. Wyglądało na to, że jest z siebie bardzo zadowolony.
- Przegapiłaś niezłą awanturę - szepnął, kiedy się zbliżyła. - Stary zmieszał z błotem Sebę i Sam. Nie mam pojęcia, skąd się dowiedział...
- Ania mu powiedziała - odparła Joasia, wzruszając ramionami. - To znaczy nasza psycholog. Słuchaj, Bartek...
Reszta zdania utonęła w hałasach dochodzących z dołu. Aśka i Bartek odwrócili się zaintrygowani. Po schodach wbiegał Tomek, a za nim kilku mundurowych. Na widok ich min Joasia poczuła zimne dreszcze. Już wiedziała, co się stało.
- Kolejna ofiara, znowu las przy północnej wylotówce - zawołał asystent, kiedy Sam i Sebastian wychylili się z biura. - Jedźcie tam natychmiast.
Joasia z zażenowaniem patrzyła, jak Sebastian przebiega obok, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem. On i Sam najwyraźniej zamierzali traktować ją jak powietrze.
- Chodź - mruknął Bartek, - pojedziemy razem.
W lesie okazało się, że ostatnia ofiara grabarza jeszcze żyje. Na miejscu była już karetka, a ratownicy przystępowali do reanimacji. Joasia obserwowała to z pewnej odległości. Kiedy lekarz przykrył dziewczynę białym prześcieradłem i odsunął się, dla wszystkich stało się jasne, że grono ofiar grabarza ponownie się powiększyło.
Bartek złapał Joasię w ostatniej chwili. Zakręciło jej się w głowie, chciała oprzeć się o drzewo, ale ręka natrafiła na pustkę i kobieta zachwiała się.
- Aśka, dobrze się czujesz? - zapytał asystent wystraszony.
- Ta dziewczyna zginęła przeze mnie - odparła cicho, ukrywając twarz w dłoniach.
Jeden z ratowników zauważył, co się dzieje i podbiegł do niej. Kobieta pozwoliła zmierzyć sobie puls, ale nie chciała wziąć nic na uspokojenie.
- Zostawcie mnie - warknęła. - Nic mi nie jest.
- Sam, to on! - zawołał nagle Seba.
Joasia odwróciła się i zobaczyła, jak dwójka komisarzy rusza w pościg za podejrzanym mężczyzną znikającym między drzewami. Przez moment chciała się podnieść i ruszyć za nimi, ale znowu zakręciło jej się w głowie.
Godzinę później cała ekipa była już na komendzie i przygotowywała się do przesłuchania. Motyw był oczywisty, a ślady znalezione przy ostatniej ofierze gwarantowały najwyższy wyrok. Komisarze nie mieli jednak wyboru i musieli dostosować się do procedur.
Mimo złego samopoczucia Aśka próbowała pomagać. Przygotowała akta, układając je w porządku chronologicznym i wynotowując najważniejsze fakty, a potem długo rozmawiała z prokuratorem, ustalając porządek przesłuchania.
- Dobra, Sam, bierzmy się do roboty - powiedział w końcu Seba, mijając Joasię, jakby była fragmentem ściany. - Panie prokuratorze, możemy zaczynać?
Najpierw Joasia kręciła się po korytarzu na wypadek, gdyby jednak potrzebna była jej pomoc. W końcu jednak straciła cierpliwość. Wzięła z biura kurtkę i pojechała do domu.
Kiedy późnym wieczorem przesłuchanie zostało zakończone, Sebastian wysłał Sam do swojego mieszkania, żeby odpoczęła. Większość policjantów już się zmyła, została tylko Ania siedząca nad raportami i Kaśka, która miała pomóc Sebastianowi uporządkować dokumenty sprawy grabarza. Cała trójka rozsiadła się w pokoju asystentów i ziewając, zabrała się do pracy.
Pół godziny później na korytarzu wydziału śledczego pojawiła się policyjna psycholog. Z kamienną twarzą weszła do pokoju asystentów i zmierzyła wzrokiem wszystkich obecnych.
- Nie mogę uwierzyć, że takie z was szumowiny - powiedziała spokojnie. - Znacie Aśkę tyle lat, a przy pierwszej okazji chętnie zapominacie o wszystkich jej zasługach.
- Daj spokój, Aniu - odparła Kaśka, wzruszając ramionami. - Jesteś psychologiem, sama dobrze wiesz, że po tym wypadku...
- Wypadek tu nie ma nic do rzeczy. Dopóki nie pojawiła się Sam i nie podzieliła się z wami swoimi autorskimi teoriami, żadnemu z was nie przyszło do głowy podważanie kompetencji Joasi.
- Uważasz, że to było mądre? - zapytał Seba ze złością. - Że słusznie postąpiła, prowadząc śledztwo na własną rękę i o niczym nas nie informując?
- A co miała zrobić? Traktowaliście ją jak ułomną, nie interesowały was jej pomysły. Seba, pamiętasz co mówiłeś, jak stąd wyjeżdżałeś?
- Że Aśka jest twoją partnerką i to się nigdy nie zmieni - wtrąciła cicho Ania, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w dokumenty rozłożone na biurku.
- Sam jest świetną manipulantką - kontynuowała psycholog. - Dowiedziała się o napadzie i wykorzystała to naprawdę po mistrzowsku. W ciągu kilku dni owinęła was sobie wokół palca. Przekonała was, że Joasia jest niezdolna do pracy i przestaliście ją traktować poważnie. A teraz, zamiast dziękować jej za rozwiązanie sprawy i cieszyć się, że w ogóle żyje, pobrażaliście się jak małe dzieci. Najlepsi przyjaciele... - prychnęła. - Powinniście się wstydzić. Na jej miejscu już nigdy bym tu nie wróciła.
Kobieta odwróciła się na pięcie i wyszła. Chciała jeszcze pojechać do Joasi, porozmawiać z nią. Wiedziała, że musi czuć się fatalnie po tym wszystkim, co się wydarzyło. Ktoś musiał ją wesprzeć, a wszystko wskazywało na to, że żadne z jej przyjaciół nie zamierza tego zrobić.
- Nie spodziewałam się ciebie - powiedziała Joasia na widok koleżanki. - Wejdź. Coś się stało?
- Nie, chciałam tylko porozmawiać.
Aśka uśmiechnęła się krzywo.
- Nie potrzebuję pomocy psychologa - oświadczyła pół żartem, pół serio.
- Ale może przyda ci się rozmowa z przyjacielem?
Zanim Joasia zdążyła odpowiedzieć, kobiety usłyszały dzwonek do drzwi. Policjantka otworzyła zaintrygowana i w drzwiach zobaczyła przyjaciółkę.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała niezbyt zachęcającym tonem.
Ania spojrzała na psycholog, która uśmiechnęła się tylko. Nie sądziła, że jej słowa dotrą do któregoś z przyjaciół Joasi.
- To ja w takim razie będę uciekać - powiedziała. - Trzymaj się, Asiu.
Pocałowała koleżankę w policzek i wyszła. Aśka jednak nie miała ochoty na dyskusje z przyjaciółką. Odwróciła się i bez słowa ruszyła do kuchni, zostawiając ją w przedpokoju.

środa, 19 września 2012

46. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Policjanci opuścili dom podejrzanego już po kilkunastu minutach. Żadne nie miało wątpliwości, że tym razem trop okazał się właściwy.
- Jak ty go znalazłaś? - zapytał Bartek z mieszaniną podziwu i strachu, kiedy oboje wsiedli do samochodu. - Chyba nie było go na tej liście, prawda?
- Nie, nie było - odparła spokojnie kobieta. - To narzeczony jednej z ofiar sprzed piętnastu lat, Moniki Białeckiej.
- A więc jednak Kaśka mówiła prawdę, prowadziłaś śledztwo na własną rękę...
- Nadal uważasz, że Sam jest taka nieomylna? - zapytała Joasia z nutką samozadowolenia w głosie.
- Co teraz? - mruknął Bartek, udając, że nie dosłyszał pytania. - Nie mamy żadnych dowodów.
- A co gorsza on już wie, że go podejrzewamy. Musimy go śledzić. Jeśli naprawdę jest grabarzem, nie zrezygnuje z kolejnych ofiar. Złapiemy go na gorącym uczynku, wtedy się nie wywinie.
- Zadzwonię do Sebastiana...
- Nie - przerwała mu Joasia stanowczo. - Sebastian od razu powie Sam, a ona uprze się, żeby go zatrzymać. Pamiętaj o tym, co sam przed chwilą powiedziałeś: nie mamy dowodów. Jeśli będzie siedział w areszcie, na pewno ich nie zdobędziemy.
Bartkowi niezbyt podobał się pomysł kontynuowania niebezpiecznego śledztwa we dwójkę, ale w duchu zgodził się z Joasią. Nie mieli innego wyjścia.
Do zmroku siedzieli w samochodzie, ale Wojak nie robił podejrzanych ruchów. Właściwie w ogóle nie wychodził z domu. Aśka zaczynała powoli zdawać sobie sprawę, że we dwójkę nie dadzą rady. Była wściekle głodna, a jej pęcherz coraz częściej dawał o sobie znać, już nie wspominając o tym, że była zwyczajnie zmęczona. Nie chciała zostawiać Bartka samego, więc nie było mowy nawet o krótkim wypadzie do sklepu. Wiedziała, że on także jest przeciwny rozdzieleniu się choć na chwilę. Nie chcieli jeszcze bardziej zwiększać ryzyka.
Chciała już przerwać milczenie i podzielić się z kolegą swoimi spostrzeżeniami, kiedy drzwi obserwowanego domu otworzyły się i stanął w nich Wojak. Nic w jego zachowaniu nie wskazywało na niecne zamiary, ale Joasia poczuła, że po plecach przebiegają jej zimne dreszcze. Intuicja podpowiadała jej, że wybrał się na poszukiwania kolejnej ofiary i całkowicie wbrew sobie czuła, że wolałaby mieć przy sobie Sebastiana.
Ku ich zaskoczeniu Wojak wsiadł w samochód i pojechał do dyskoteki w centrum miasta. Policjantom nie bardzo się to podobało. Podejrzewali, że zamierza wypatrzeć tam kolejną ofiarę, a śledzenie go w pomieszczeniu było bardzo trudne.
- Nie możemy tam wejść - mruknął Bartek, kiedy Joasia rozpięła pas i nacisnęła klamkę. - Przecież nas zna, jeśli nas zobaczy...
- Dlatego pójdę sama - oświadczyła spokojnie Joasia. - Będzie dużo mniejsze prawdopodobieństwo. Spróbuję wmieszać się w tłum, a ty tu czekaj. Tak czy inaczej będzie musiał stąd wyjść, z dziewczyną albo bez.
- Nie podoba mi się to...
- Mi też, ale trzeba to wreszcie skończyć - odparła kobieta i wysiadła z samochodu.
Długo krążyła po klubie, obserwując podejrzanego. Na szczęście było sporo ludzi, więc nie trudno było robić to nie zwracając na siebie uwagi. Co jakiś czas pisała do Bartka smsa, żeby mężczyzna nie musiał się niepotrzebnie martwić.
W końcu Wojak skierował się do wyjścia. Był sam, co trochę intrygowało Joasię. Do tej pory była niemal pewna, że poderwie jakąś pijaną małolatę, ale wszystko wskazywało na to, że jednak się pomyliła.
Gdzieś na zapleczu rozległ się krzyk kobiety. Aśka odwróciła się niezdecydowana. A jeśli coś się stało? Jej pomoc mogła być nieodzowna, ale z drugiej strony nie mogła przecież zostawić Wojaka. Po chwili namysłu pobiegła za nim.
Przed klubem nie dostrzegła Bartka, samochód był pusty. Poczuła się bardzo niepewnie. Podejrzany odchodził szybkim krokiem, zostawiając auto. Kobieta była niemal pewna, że coś planuje. Mimo jak najgorszych przeczuć podążyła za nim, ukrywając się w cieniu budynków.
Wojak skręcił w pierwszą boczną uliczkę, a Joasia już bez namysłu poszła za nim. Ku jej zaskoczeniu, za zakrętem nie zobaczyła nikogo. Wyciągnęła broń, czując, jak serce wali coraz szybciej. Wiedziała, że gdzieś tu jest. Czyżby zorientował się, że jest śledzony? Czy to możliwe, że celowo ściągnął ją tutaj, gdzie mogła liczyć tylko na siebie? Czy teraz obserwował ją z ukrycia i czekał na dobry moment, żeby zaatakować?
Już zamierzała się powoli wycofać i zadzwonić do Bartka, kiedy ktoś rzucił się na nią, zwalając ją z nóg. Broń wyleciała jej z ręki. Poczuła silne uderzenie w brzuch, a potem mężczyzna odwrócił ją na plecy i patrząc w oczy, zaczął zaciskać dłonie na jej szyi.
- Myślałaś, że cię nie widzę? - wycedził. - Że pozwolę się złapać? Że popełnię błąd? Teraz za to zapłacisz.
Joasia wiedziała, że nie ma z nim najmniejszych szans. Był od niej o wiele silniejszy, a przygnieciona jego ciężarem nie mogła nawet drgnąć. Gdzieś w podświadomości kołatała się myśl, że pewnie chce patrzyć na jej powolną śmierć. Mógł przecież podnieść z ziemi broń, albo jednym ruchem skręcić jej kark...
Próbowała skupić resztki swojej uwagi. Miała nadzieję, że broń upadła gdzieś niedaleko. Macała dłonią ziemię wokół, ale nigdzie jej nie było, a uścisk mężczyzny zdawał się byc coraz silniejszy. Wszystko zaczęło ciemnieć, a dźwięki ulicy jakby się oddaliły. W świadomości pozostała tylko myśl o pistolecie leżącym gdzies niedaleko, być może tuż obok niej.
I nagle poczuła pod palcami coś chłodnego. Resztkami sił złapała broń i nacisnęła spust. Nie miała czasu, by dokładniej wycelować. Wiedziała, że nie da już rady. Mogła mieć tylko nadzieję, że trafi.
Nic już nie słyszała ani nie widziała, poczuła tylko, że uścisk mężczyzny rozluźnił się. Zdołała odetchnąć i przewrócić się na brzuch, rozpaczliwie łapiąc powietrze. Próbowała zlokalizować napastnika, mrugając zawzięcie, ale świat dopiero zaczynał odzyskiwać kolory i dźwięki.
Zdołała dostrzec go na końcu uliczki. Wstała i chciała biec za nim, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Wiedziała, że nie da rady go dogonić, było więc tylko jedno wyjście. Wycelowała i nacisnęła spust. Od razu wiedziała, że chybi. Ręka zadrżała jej w najważniejszym momencie, zmieniając tor lotu pocisku. Mężczyzna zniknął za rogiem, a ona opadła na kolana i przymknęła oczy. Była na siebie wściekła.
- Aśka, Aśka! - krzyczał Bartek, biegnąć w jej kierunku. - Jesteś cała? Gdzie on jest?
Joasia podniosła się z kolan i zrobiła kilka chwiejnych kroków w stronę asystenta.
- Jesteś ranna! - zawołał policjant wystraszony. - Nie ruszaj się, zaraz wezwę pogotowie.
- Nie, nic mi nie jest - mruknęła kobieta, zauważając na swoich ubraniach czerwoną plamę. - To jego krew, postrzeliłam go. Wezwij naszych, musimy przeszukać teren.
Chwiejnym krokiem ruszyła w stronę samochodu, zastanawiając się jednocześnie, jak zareagują pozostali, kiedy dowiedzą się o ich nieudanej akcji. Wciąż była oczołomiona i roztrzęsiona, wszystko bolało ją po spotkaniu z grabarzem, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że miała dużo szczęścia. Mogła jako kolejna ofiara spocząć w jego trumnie gdzieś na peryferiach miasta.
Tak jak przypuszczała, kiedy pod dyskotekę przyjechali inni policjanci, rozpętało się piekło. Sam była wściekła. Joasia podejrzewała, że bardziej od nieudanej akcji zdenerwowało ją jej samowolne działanie, ale nie powiedziała tego nagłos. Prawdę mówiąc marzyła tylko o znalezieniu się we własnym łóżku. Wiedziała jednak, że to z całą pewnością nie koniec wrażeń na ten dzień.
- O czym ty myślałaś?! - zawołał Seba, który był niemniej poirytowany od Sam. - Dzwoniłem do ciebie cały dzień! Myślałaś, że jesteś taka dobra, żeby w pojedynkę złapać grabarza?!
- Nie była sama - wtrącił się cicho Bartek.
- Tak, na wiele jej się przydałeś! - odparował Sebastian. - Od wczoraj pracujecie w policji?! Nie wiecie, że to my decydujemy o tym, kogo i kiedy obserwujemy?! To nasze śledztwo!
- Gdybyś nie był w nią tak zapatrzony, może zdołałbyś mnie wysłuchać i zrozumieć, że krążycie w kółko - powiedziała Aśka ze złością. - Od dawna wam powtarzałam, że zabójcy należy szukać...
- I co, jesteś z siebie dumna?! A może chciałaś się znaleźć parę metrów pod ziemią i z tamtej perspektywy rozważać jego psychikę!
- Tak, marzyłam o tym. I naprawdę bardzo żałuję, że Bartek zdążył mnie uratować. Możecie do niego składać zażalenia.
Odwróciła się i ruszyła piechotą w bliżej nieokreślonym kierunku. Nie reagowała już na ostre słowa pozostałych policjantów. Wiedziała, że rano usłyszy to wszystko od Starego. I chciała przynajmniej odpocząć, zanim będzie musiała znowu zmierzyć się z tym wszystkim.
- Aśka, zaczekaj!
Odwróciła się i ujrzała Bartka, biegnącego w jej stronę.
- Co chcesz? - mruknęła niezbyt zachęcająco.
- Podwiozę cię. Zaczekaj tu, wezmę tylko samochód.
Kobieta wzruszyła ramionami. Wiedziała, że Bartek wciąż czuje się winny za to, co stało się kilka miesięcy wcześniej. Poza tym był jedną z nielicznych osób, którzy zdawali się być po jej stronie.
Chwilę później siedzieli już oboje w samochodzie i w milczeniu wspominali wydarzenia ostatniej godziny. Aśka nie miała ochoty o tym rozmawiać, więc z ulgą przyjęła fakt, że Bartek także się nie odzywa. W końcu jednak mężczyzna postanowił przerwać ciszę.
- Dlaczego skłamałaś? - zapytał. - Wcale cię nie uratowałem. Jak przybiegłem, jego już nie było.
Kobieta tylko wzruszyła ramionami. Celowo powiedziała to Sebastianowi. Chciała, żeby poczuł się winny; żeby zdał sobie sprawę, że miała powód, żeby zadzwonić właśnie do Bartka, nie do niego. I że to właśnie asystent ją uratował, podczas gdy on nie miał o niczym pojęcia.
- Wiesz, że jutro Stary zrobi nam wykład? - mruknął po chwili Bartek, zdając sobie sprawę, że i tak nie uzyska odpowiedzi na pierwsze pytanie.
- Chciałabym, żeby to był tylko wykład - odparła Joasia z krzywym uśmiechem. - Ale nie martw się, powiem, że nic o tym nie wiedziałeś.
- Żartujesz? - oburzył się mężczyzna. - Oboje tam byliśmy i oboje podjęliśmy decyzję. Gdybym chciał do kogoś zadzwonić, zrobiłbym to, no nie? Do niczego mnie nie zmuszałaś.
- Ale to był mój pomysł i nie chcę, żebyś miał z tego powodu problemy.
- Koniec dyskusji - powiedział stanowczo Bartek.
Tego wieczoru Joasia była bardzo wdzięczna losowi za to, że mieszka z młodszą siostrą. Kalina była dla niej prawdziwym wsparciem. Wysłuchała wszystkich jej żalów, a potem jeszcze długo siedziała przy niej, czekając aż wreszcie uspokoi się i zaśnie.



***


W następnej części zakończę sprawę grabarza. Postaram się wstawić ją jutro, ale może mi się nie udać - wtedy pojawi się w poniedziałek lub wtorek.
Qwerty, dzięki za uwagi, popracuję nad kolorami, ale na pewno nie wcześniej, niż na początku tygodnia:)

poniedziałek, 17 września 2012

45. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Ledwie zdołała ponownie skupić się na aktach, w biurze pojawił się kolejny niespodziewany gość - tym razem była to policyjna psycholog. Ona także uniosła brwi na widok Joasi otoczonej stertą papierów.
- Widzę, że wykorzystujesz każdą wolną chwilę - zauważyła, siadając obok koleżanki i zaglądając jej przez ramię do notatnika.
- Ty też mi powiesz, że tracę czas? - zapytała Joasia gorzko.
- Przecież cię poparłam na naradzie, prawda? - przypomniała jej Ania. - Ja też uważam, że to nie jest psychopata.
- Szkoda, że tylko ty tak myślisz.
Ania uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Już od kilku dni z niepokojem obserwowała, co dzieje się z policjantką.
- Pewnie przydałaby ci się pomoc? - zagadnęła.
- Przydałoby mi sie trochę czasu, żeby to sprawdzić - sprostowała Joasia. - A przy Sam to może być trudne.
- Może spróbuj porozmawiać z Sebastianem - podpowiedziała Ania, patrząc na koleżankę znacząco. - Sam może ignorować twoje pomysły, ale Seba na pewno...
- Sebastian też uważa, że to strata czasu - odparła policjantka ostro. - W ogóle to... cały czas powtarzam, że jestem jego partnerką i nic tego nie zmieni, a teraz...
- Co teraz? - zapytała łagodnie Ania.
- Teraz pracuje tylko z Sam, mnie ma gdzieś - odparła Joasia z żalem. - On też uwierzył, że jestem niezrównoważona po tym napadzie. Zresztą, po co ja ci to mówię? Na pewno też tak myślisz.
- Myślę, że powinnaś robić swoje i nie przejmować się sam - oświadczyła kobieta, uśmiechając się do koleżanki.
Tego dnia w pokoju przesłuchań znalazł się kolejny podejrzany zatrzymany przez Sam. Ona i Sebastian byli bardzo zadowoleni, bo wszystko wskazywało na to, że tym razem udało się zatrzymać prawdziwego grabarza.
Mężczyzna miał niecałe trzydzieści lat, ale sądząc po jego wyglądzie dawno odwykł od normalnego życia. Rodzice twierdzili, że jako nastolatek uciekł z domu i od tamtej pory go nie widzieli. Nie przejmowali się faktem, że ich syn podejrzany jest o serię morderstw i na resztę życia mo że trafić do więzienia.
Joasia stała za szybą razem z asystentami i prokuratorem, a komisarze razem z policyjną psycholog próbowali przesłuchać podejrzanego. Dopiero po trzech długich godzinach dali sobie spokój.
- Jeśli chcecie coś z niego wyciągnąć, wezwijcie psychiatrę - poradziła Ania, zbierając z szafki swoje dokumenty. - To przekracza i moje kompetencje, i możliwości.
- Jesteś psychologiem, to twój obowiązek... - zaczęła Sam, ale Ania nie zamierzała pozwolić jej skończyć.
- Znam zakres swoich obowiązków - oświadczyła chłodno. - I zapewniam cię, że nie ma w nim przesłuchiwania podejrzanych z ciężkimi psychozami.
- Uważa pani, że ten człowiek jest chory? - wtrącił prokurator, zapobiegając tym samym dalszej wymianie zdań.
- Nie trzeba być specjalistą, żeby to stwierdzić - odparła Ania, nadal poirytowana straconym bezowocnie czasem. - Według mnie to schizofrenia, być może jakieś inne zaburzenia. Tak czy inaczej, na waszym miejscu szukałabym prawdziwego grabarza, bo ten człowiek z całą pewnością nim nie jest.
- Mamy dowody - warknęła Sam.
- Wiesz, na czym polega twój problem? - zapytała psycholog, podchodząc do Amerykanki tak blisko, że prawie stykały się stopami. - Może i masz wiedzę, zdolności i doświadczenie. Ale brak ci intuicji. I dlatego będziesz nadal przesłuchiwać i zatrzymywać niewinnych ludzi, a grabarz będzie pod twoim nosem mordować kolejne kobiety. Nie rozpoznasz go, nawet jak się o niego potkniesz.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Ania zarzuciła na ramię torebkę i wyszła spokojnie, jakby cała ta rozmowa była całkowicie normalna.
Żaden z policjantów nie odważył się wracać do tego wydarzenia i przypominać Sam o zarzutach, które usłyszała. Wszyscy pracowali tak jak dotychczas, a jedyną zmianą było jeszcze większe zacięcie u Amerykanki. Sebastian zdawał się podzielać jej opinię, a przynajmniej nie dał po sobie poznać, że może być inaczej. Oboje jeszcze długo siedzieli w pokoju przesłuchań, próbując uzyskać od podejrzanego informacje; najpierw sami, potem w obecności psychiatry. Niestety wszystko wskazywało na to, że nawet jeśli mężczyzna cokolwiek wie czy pamięta, nie zamierza podzielić się tym z komisarzami.
Joasia wykorzystała fakt, że nikt się nią nie interesuje i pojechała do rodziny pierwszej ofiary grabarza przed piętnastoma laty. Tak jak podejrzewała, nie została zbyt sympatycznie przyjęta, a po kilku minutach rozmowy rodzice zamordowanej dziewczyny po prostu ją wygonili. Oboje byli wzburzeni.
Druga z ofiar była sierotą wychowywaną przez ciotkę, która nie żyła od wielu lat. Kolejna miała co prawda rodziców, ale ojciec był przykuty do łóżka, a matka chorowała poważnie na serce. Joasia szybko się wycofała w obawie, że nadmierne emocje spowodowane wspominaniem zmarłej córki mogą kobiecie poważnie zaszkodzić.
Dochodziła dwudziesta, ale policjantka postanowiła odwiedzić jeszcze jedną rodzinę. Tym razem zdołała porozmawiać z rodzicami ofiary, ale pomimo uzyskania odpowiedzi na wszystkie pytania, wyszła od nich ze zrezygnowaniem wypisanym na twarzy.
Wracając na komendę rozmyślała o tym, czego się dowiedziała. Sprawdziła cztery ofiary, o ile oczywiście można tak nazwać uzyskane strzępki informacji. Pozostawało jeszcze sporo, ale Joasia zaczynała zdawać sobie sprawę, że ma bardzo nikłe szanse na znalezienie w ten sposób mordercy. Równie dobrze mógł być nim jeden z ojców ofiar, których poznała tego dnia. Wcześniej łudziła się, że kiedy tylko zobaczy grabarza, porozmawia z nim, natychmiast rozpozna w nim mordercę. Teraz jednak czuła, że było to bardzo naiwne myślenie.
Na komendzie wrzało, choć Joasia nie od razu zdołała dowiedzieć się, co jest przyczyną takiego poruszenia. Dziennikarze koczujący na parkingu mimo późnej godziny byli najlepszym dowodem na to, że cokolwiek tak podgrzało atmosferę, nie jest to nic dobrego. Przez chwilę pomyślała, że jakimś cudem dowiedzieli się o aresztowaniu kolejnego podejrzanego, ale szybko zdała sobie sprawę, że w przypadku kilkudziesięciu poprzednich zatrzymań nie było takiego zainteresowania ze strony mediów.
- Gdzie byłaś tyle czasu? - warknął Seba, ledwie ją zobaczył. - Miałaś nam pomagać!
Joasia zmrużyła oczy. Określenie "pomagać" budziło w niej niemiłe skojarzenia.
- Ależ przepraszam najmocniej szanownego pana nadkomisarza - odparła jadowitym tonem, akcentując ostatnie słowa.
- Znaleziono kolejne zwłoki - poinformował ją Kamil, włączając się do rozmowy. - To znaczy... właściwie tylko szczątki. Wygląda na to, że to kolejna ofiara grabarza, ale według lekarza mogła zginąć mniej więcej piętnaście lat temu.
- Gdzie ją znaleziono?
- Na terenie starej żwirowni na południu miasta. Jest nieczynna od prawie dwudziestu lat - relacjonował asystent. - Ale to jeszcze nie koniec. Znalazły ją dzieciaki z pobliskich domków, ponoć często tam się bawią. Twierdzą, że już kiedyś któreś z dzieciaków natrafiło tam na jakieś pudło, deski, coś takiego. Nie mają pewności, ale to mogła być trumna. Tylko że nie potrafią dokładnie powiedzieć, w którym miejscu.
- Czyli to może być jego cmentarzysko - zauważyła cicho Joasia. - Tam może być więcej ofiar...
- Niestety tak.
Pół godziny później cała trójka komisarzy pojechała do nieczynnej żwirowni. Było całkiem ciemno, ale technicy i mundurowi, a także ekipa z psami pracowali bez wytchnienia. Wszyscy szukali kolejnych ciał. Szybko okazało się, że nie bezpodstawnie - do rana znaleziono trzy kolejne trumny ze szczątkami kobiet.
Od świtu policjanci chodzili po okolicznych domach i rozmawiali z mieszkańcami, ale pytanie o podejrzane wydarzenia sprzed piętnastu lat oczywiści nie mogły mieć większego sensu. Joasia doskonale zdawała sobie z tego sprawę, więc ulotniła się tak szybko jak mogła, by dalej kontynuować swój plan.
Tym razem także nie miała szczęścia - rodziny ofiar albo nie chciały z nią rozmawiać, albo zwyczajnie nie wiedziały nic, co mogłoby jej pomóc. Dopiero w trzecim domu, kiedy zaczynała już tracić entuzjazm, pojawiła się iskierka nadziei.
- To państwa córka? - zapytała, podchodząc do zdjęcia stojącego na kominku. Rodzice przytaknęli, więc wzięła fotografię do ręki i przyjrzała się jej dokładniej. Ofiara nie była na zdjęciu sama. - Kim jest ten mężczyzna? - zapytała po chwili.
- To jej narzeczony, Mateusz - odparła matka, podchodząc do policjantki i także przyglądając się zdjęciu. - Bardzo kochał Moniczkę, to była taka dobra para... Mieli sie pobrać w październiku, a we wrześniu... we wrześniu... - głos jej się załamał, ale Joasia dobrze wiedziała, co się wtedy stało. Dokładnie czytała akta wszystkich tych spraw. - Bardzo się zmienił od śmierci Moniczki - kontynuowała kobieta po chwili. Zupełnie odciął się od ludzi. A kilka miesięcy temu... kilka miesięcy temu dowiedział się od jej najlepszej przyjaciółki, że była w ciąży. Nikomu z nas nie powiedziała...
Joasia zmarszczyła brwi.
- Kiedy dokładnie się dowiedział? - zapytała.
- No... jakoś we wrześniu chyba.
Tej informacji potrzebowała. Czuła, że to nie może być zbieg okoliczności. Wzięła od rodziców jego adres i pojechała tam, zastanawiając się po drodze, jak powinna postąpić. Rozsądek podpowiadał jej, że skrajną głupotą jest jechać samotnie do domu seryjnego mordercy i na dodatek wypytywać o jego ofiary. Niestety w obecnych okolicznościach telefon do Sebastiana nie wchodził w grę. Przeszło jej przez myśl, żeby zadzwonić do Ani, policyjnej psycholog, która zdawała się być jej jedynym sprzymierzeńcem, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Nie mogła w ten sposób narażać koleżanki, która w razie niebezpieczeństwa nie miałaby nawet broni.
W końcu postanowiła zadzwonić do Bartka. Tak samo jak pozostali był zwolennikiem Sam i wierzył w jej śmiałe teorie na temat Joasi, ale w tym wypadku był "najmniejszym złem". Wiedziała, że bez względu na to, co o niej pomyśli, pójdzie z nią bez gadania.
Miała rację. Bartek nie wyglądał na zachwyconego, ale bez słowa podreptał za nią do domu Mateusza Wojaka. Ledwie znaleźli się w salonie, Joasia natychmiast zorientowała się, że trafiła w dziesiątkę. Stojące na półce zdjęcie, przedstawiające podejrzanego w wojskowym mundurze przekonało nawet Bartka. To było jawne potwierdzenie słów Ani i oboje zdawali sobie sprawę, że to stanowczo za dużo na przypadek.
Mężczyzna rozmawiał z nimi normalnie, choć Joasia zauważyła, że jego oczy są całkowicie pozbawione wyrazu. Na pytania odpowiadał konkretnie, nie okazując najmniejszych emocji. A przecież chodziło o kobietę jego życia...

niedziela, 16 września 2012

44. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Najpierw krótki wstęp:) Bardzo się cieszę, że przeniosłam się na blogspot - czuję się tu o wiele lepiej niż na WP, chociaż dopiero się oswajam. Przeniosłam już wszystkie części tego opowiadania, a także kilka miniaturek (które opatrzyłam stosownymi piosenkami). Było mi trochę szkoda zostawiać bloga na WP, ale ileż można...

Oto statystyki:
ponad 163,5 tysiąca odwiedzin
474 wpisy
2918 komentarzy

Jak widzicie, wyglądają całkiem ładnie:) Tak więc dziękuję bardzo wszystkim, którzy czytali i komentowali. Mam nadzieję, że także będziecie zadowoleni z przeniesienia bloga, że spodoba Wam się szata graficzna i, co najważniejsze, kolejne opowiadania.
Kończąc, zapraszam do lektury najnowszej części:)


***


Rozmowa z rodzicami zamordowanej dziewczynki należała do jednych z najtrudniejszych, jakie była zmuszona przeprowadzić. Do miasta wracała kompletnie rozbita. Kilka razy zareagowała w ostatniej chwili, kiedy samochód jadący przed nią gwałtownie zahamował.
W końcu znalazła się w mieście i postanowiła skorzystać z okazji, żeby zajechać do Kaliny i sprawdzić, jak sobie radzi. Wiedziała, że noc będzie musiała spędzić na komendzie, a nie mogła zostawić siostry bez żadnego wsparcia.
Kalina spała na kanapie w salonie, a telewizor grał cicho. Aśka obudziła ją delikatnie.
- Już wróciłaś? - zapytała zaskoczona nastolatka.
- Przyjechałam tylko na chwilę. Kalina, naprawdę bardzo mi przykro, że nie mogę z tobą zostać... Prowadzimy bardzo ważną sprawę i po prostu muszę być na komendzie. Dopóki nie złapiemy mordercy, żadna kobieta w tym mieście nie może czuś się bezpieczna, rozumiesz?
- Rozumiem - odparła spokojnie Kalina. - Nie martw się o mnie, dam sobie radę.
- Dobrze się czujesz? - pytała nadal zaniepokojona Joasia. - Wiem, że ten pobyt w areszcie...
- Zasłużyłam na to - mruknęła dziewczyna. - Zresztą, przecież nic mi nie jest.
Joasia uśmiechnęła się i przytuliła mocno siostrę. Przeszło jej przez myśl, że to Kalina może być następną ofiarą grabarza.
- Nie wychodź z domu po zmroku, dobrze? - powiedziała, patrząc siostrze w oczy. - Obiecaj mi to.
- Oj, Aśka, jesteś przewrażliwiona...
- Być może. Obiecaj - zażądała.
- Dobra, dobra, obiecuję - mruknęła Kalina na odczepnego. - Ale jutro kończę późno, więc...
- Nie idź do szkoły - przerwała jej stanowczo Joasia. - I tak miałaś dość wrażeń.
- A co z maturą? - zapytała dziewczyna z chytrym uśmieszkiem.
Aśka wywróciła tylko oczami, natychmiast orientując się, że siostra próbuje ją podpuścić. Wstała z kanapy i pożegnała się. Chciała jak najszybciej znaleźć się na komendzie i zacząć wcielać w życie swój plan.
Nie weszła jeszcze nawet na odpowiednie piętro, a już słyszała dochodzące stamtąd podniesione głosy. Na korytarzu roiło się od ludzi, aż trudno było przejść, choć dochodziła już dwudziesta trzecia.
- O tej trzynastolatce mówili w telewizji - mruknęła Kaśka, zauważywszy przyjaciółkę. - Hieny jeszcze nie wywęszyły, że dziewczynka nie żyje, a już i tak wszyscy podejrzewają, że porwał ją grabarz.
- Kim są ci wszyscy ludzie? - zapytała Joasia, marszcząc brwi i próbując wyłowić choć jedno sensowne słowo z gwaru rozmów.
- Twierdzą, że chcą pomóc przy poszukiwaniach Karoliny, ale tak po prawdzie to chyba przyszli nam udowodnić, że nic nie robimy w sprawie grabarza...
- Seba i Sam są?
- Seba zamknął się w biurze, a Sam jest u Starego.
- Stary jest? - zdziwiła się Joasia. - O tej porze?
- Przyjechał, jak tylko się dowiedział... Jak go szybko nie znajdziecie, chyba naprawdę zacznie zionąć ogniem... Szkoda, że go nie widziałaś...
- Jakoś nie żałuję - mruknęła policjantka, rzucając jeszcze jedno przeciągłe spojrzenie ludziom oblegającym korytarz. - Dobra, idę do Seby.
Przedarła się przez mały tłumek, pomagając sobie łokciami i wślizgnęła się do biura. Seba siedział nad aktami i czytał coś z niespotykanym u niego skupieniem. Kiedy zamknęła drzwi, podniósł głowę. Był nienaturalnie blady.
- Jak rodzice? - zapytał nieswoim głosem.
- A jak myślisz?
Przysiadła na parapecie i utkwiła wzrok w teczkach leżących na biurku Sebastiana.
- Zgłoszenie o zaginięciu dostaliśmy o dwudziestej, dziewczynka już wtedy nie żyła. Według Adama zginęła mniej więcej o tej porze - powiedział mężczyzna.
- Pół do dziewiątej byliśmy już na miejscu - mruknęła Joasia. - Kilka minut i mogłaby żyć...
- Byliśmy tak blisko...
- Kto ją znalazł?
- Ochroniarze z pobliskiego dworca - odparł Seba, wzruszając ramionami. - Robili obchód, zobaczyli rozkopaną ziemię i od razu pomyśleli o grabarzu. Szum w mediach zrobił swoje.
- Trzynastoletnia dziewczynka... Przecież to było jeszcze dziecko - wyszeptała Joasia, a Seba przez chwilę zastanawiał się, czy mówi do niego, czy do siebie. - Równie dobrze, to mogła być Kalina...
- Kalina nie jest już dzieckiem - zauważył ostrożnie Seba.
- Tym bardziej! - zdenerwowała się kobieta. Zeskoczyła z parapetu i zaczęła krążyć po biurze. - Jak tak dalej pójdzie, wymorduje połowę kobiet w tym mieście! Każda może być następna, rozumiesz? Kalina, Anka czy ja...
- Złapiemy go - powiedział Sebastian uspokajającym tonem, jednak Joasia tylko zaśmiała się gorzko.
- Pół roku temu mówiłam ci to samo.
Seba podszedł do niej i złapał ją delikatnie za łokcie. Sam nie wyglądał dobrze, ale wiedział, że Joasię wykańcza lęk o młodszą siostrę.
- Tym razem będzie inaczej, w końcu mamy jakiś punkt zaczepienia - oznajmił zdecydowanym tonem. - Aśka, zawsze jakoś dajemy radę, prawda? Więc dlaczego teraz miałoby być inaczej?
- Teraz wszystko jest inaczej - odparła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Policjant natychmiast zrozumiał, co miała na myśli. Teraz nie byli partnerami, jak dawniej. Teraz tylko pracowali razem.
- Nieprawda - zaprzeczył stanowczo, chociaż robił to całkowicie wbrew sobie. - Niby co się zmieniło według ciebie?
Joasia ponownie podniosła wzrok, ale zamiast odpowiedzieć, pocałowała Sebastiana namiętnie. Mężczyzna nie wydawał się tym wcale zaskoczony.
Oboje odskoczyli od siebie gwałtownie, kiedy drzwi do biura otworzyły się. Kaśka, która wślizgnęła się cicho do środka, patrzyła na nich jakby nagle zapomniała, po co tam przyszła. Joasia odwróciła się zażenowana i podeszła do okna z rękami skrzyżowanymi na piersiach, udając, że coś na zewnątrz nagle bardzo ją zainteresowało. Sebastian równie zmieszany zaczął machinalnie przekładać papiery na biurku.
W końcu Kaśka odchrząknęła.
- Zrobiłam wam kawę - powiedziała.
Joasia czuła na sobie wzrok przyjaciółki, ale nie odwróciła się. Wiedziała, że ze wstydu jest czerwona jak burak i wolała już bardziej się nie pogrążać. Kiedy jednak usłyszała, że Kaśka zamyka za sobą drzwi, coś przyszło jej do głowy. Nie wyjaśniając nic Sebastianowi, wybiegła za nią.
Ponownie przedarła się przez tłum i znalazła asystentkę w kuchni.
- Wiem, co sobie teraz myślisz... - zaczęła.
- Oj, uwierz mi, nie wiesz - odparła Kaśka jakby nieco rozbawiona.
- Między mną i Sebastianem nic nie ma...
- Ale dlaczego mi się tłumaczysz? Przecież to nie moja sprawa.
- Nie chcę, żebyś miała mnie za dziwnę - powiedziała Joasia wprost. - Sebastian spotyka się z Sam i nic mi do tego, ja po prostu... Nic wielkiego się nie stało.
- Yhy. To znaczy, że poza tym pocałunkiem nigdy nic nie było? - zapytała Kaśka z chytrym uśmiechem.
Joasia zawahała się, co oczywiście nie mogło umknąć uwadze przyjaciółki.
- No dobrze, może i było... - mruknęła w końcu. - Kaśka, będę szczera - dodała po chwili zawahania. - Po prostu mnie poniosło. Sebastian nie jest mi obojętny i czasem wystarczy chwila nieuwagi... - westchnęła. - Nie lubię Sam, ale nie zrobiłabym jej tego celowo, naprawdę. I proszę cię, zachowaj to dla siebie.
- Już mówiłam, to nie moja sprawa - odparła Kaśka, wzruszając ramionami. - Nic jej nie powiem. Zresztą... rozumiem cię. Nawet nie wiesz, jak dobrze.
Poklepała przyjaciółkę po ramieniu i wyszła z kuchni.
Przez następny tydzień komisarze niestrudzenie sprawdzali podejrzanych z listy czytelników. Było ich w sumie osiemnastu, ale zgodnie wykluczyli pięć kobiet. Seba chciał także wykreślić siedemdziesięcioletniego staruszka i młodego chłopaka na wózku, ale Sam uparła się, żeby ich także przesłuchiwać i śledzić. O dziwo Stary był po jej stronie. Oboje uważali, że muszą sprawdzić każdego, choćby jego udział w przestępstwach wydawał się niezwykle mało prawdopodobny.
Joasia z trudem nadążała za poleceniami Sam. Dostawała do wykonania najbardziej żmudne i nieistotne zadania, ale nie uskarżała się. Coraz mniej docierało do niej z życia komendy. Sam wciąż pracowała nad jej wizerunkiem, utwierdzając wszystkich w przekonaniu, że Joasia jest bliska załamania nerwowego. Z całą pewnością pomagał jej w tym urok osobisty, no i małe sukcesy w sprawie grabarza. Co prawda nie udało się jeszcze znaleźć sprawcy, ale przynajmniej mieli jakieś punkty zaczepienia, a pokoje zatrzymań wciąż zapełnione były potencjalnymi podejrzanymi.
W poniedziałek Aśka pojawiła się w pracy grubo przed czasem. Miała jeszcze prawie dwie godziny do przyjścia Sebastiana i Sam i nie zamierzała ich zmarnować. Wciąż pamiętała o swoim postanowieniu i znalezienie mordercy było dla niej sprawą priorytetową. Na temat grabarza miała własną teorię i chwilę spokoju zamierzała dobrze wykorzystać.
Usiadła na podłodze w biurze i porozkładała wokół siebie teczki ofiar grabarza sprzed piętnastu. Na kolanach położyła swój notesik i zaczęła przepisywać po kolei wszystkie informacje dotyczące rodzin ofiar. Chciała mieć to w jednym miejscu, bo w obecności Sam nie miała szans skupić się na dłużej na czymś poza wyznaczonymi zadaniami. Postanowiła w każdej wolnej chwili sprawdzać sukcesywnie rodziny ofiar. Zamierzała odwiedzić je wszystkie, poznać, porozmawiać. Była niemal pewna, że wśród nich znajduje się zabójca albo przynajmniej ktoś, kto pomógłby jej w rozwiązaniu sprawy.
Niecałe pół godziny później w biurze pojawiła się Kaśka. Na widok Joasi rozłożonej z papierami na podłodze, uniosła brwi.
- Możesz popracować u nas, jak chcesz - powiedziała ostrożnie. - Mamy wolne biurko, bo Tomek...
- Dzięki - przerwała jej Joasia z uśmiechem, - tu mi wygodniej. Tyle tego jest, że nie mieści się na biurku...
- Co właściwie robisz? - zapytała asystentka, kucając obok przyjaciółki.
- Chcę sprawdzić rodziny ofiar - mruknęła Joasia. - Muszę sobie spisać dane, zanim przyjdzie Sam.
- No tak, Sam mówiła, że wciąż upierasz się przy tej teorii - powiedziała Kaśka.
Niemal natychmiast tego pożałowała, bo Aśka zaczerwieniła się ze złości.
- Daj spokój - dodała szybko, - przecież to kompletnie bez sensu. Sam ma rację, to musi być ktoś, kto zdobył te informacje w bibliotece. Grabarz na pewno jest wśród tych obserwowanych mężczyzn...
- Tak, pewnie jest nim ten chłopak ma wózku - zakpiła Joasia.
Kaśka wywróciła oczami i podniosła się.
- Bez sensu sie upierasz - powiedziała. - Nienawidzisz Sam, bo jest dziewczyną Sebastiana i dlatego próbujesz wymóc na nas, byśmy nie traktowali jej poważnie. Ale prawda jest taka, że to ona ma rację, a ty się mylisz. Tylko nie możesz się z tym pogodzić.
Asystentka odwróciła się i wyszła z biura z podniesioną głową. Joasia westchnęła tylko i ponownie pochyliła się nad papierami. Powoli zaczynała przyzwyczajać się do tego, że nie jest traktowana poważnie.

piątek, 14 września 2012

Miłość niejedno ma imię




Biegła tak szybko, jak potrafiła. Sebastian i Bartek wyprzedzali ją o kilka kroków. W dłoni ściskała mocno broń, zastanawiając się, czy trafiłaby z takiej odległości. Musieli go złapać, nie było innej możliwości. Zamordował dwie osoby i przecież w każdej chwili mógł zabić kolejną. Zbyt długo już ciągnęła się ta sprawa, by teraz pozwolić sobie na chwilę słabości. I choć kłuło ją w boku, a gardło piekło przy każdym oddechu, nie zwalniała.
Działo się coś dziwnego. Gardło bolało coraz mocniej, nie mogła do końca odetchnąć. Zakaszlała, ale nie pomogło. Mimowolnie zwolniła, próbując nabrać powietrza w płuca. Czuła zbliżający się atak kaszlu.
W końcu nie miała wyjścia, musiała się zatrzymać. Oparła się o drzewo i zaniosła się kaszlem. Zniknęła jej z oczu ulica i bar z naprzeciwka, wszystko pociemniało i zakręciło się w głowie. W końcu złapała oddech, choć kaszel nie ustawał. Zaczęły wracać kolory i dźwięki. Ktoś trzymał ją za ramię.
- Aśka, co ci jest? - pytał Sebastian wyraźnie zaniepokojony.
Pokręciła tylko głową. Kaszel męczył ją tak bardzo, że nie mogła się odezwać. Sebastian podał jej chusteczkę.
Gdzieś z tyłu głowy kołatała się myśl o uciekającym mordercy. Zatrzymała się, Sebastian też, skoro był tu przy niej. Czy Bartek sam zdoła go złapać?
- Może zadzwonię po karetkę? - zapytał Seba niepewnie.
Znowu gwałtownie pokręciła głową. Zasłoniła usta chusteczką i nadal kaszlała. Takie napady zdarzały się ostatnio, ale nigdy jeszcze tak silne. "Cholerne przeziębienie - pomyślała ze złością. - Trzeba było dać sobie spokój z tymi poszukiwaniami w deszczu..."
Odjęła chusteczkę od ust i ze strachem stwierdziła, że cała jest zakrwawiona. Sebastian także to zauważył i nie zadawał więcej pytań. Zadzwonił po pogotowie.
Kaszel przerodził się w rzężenie. Uklękła na trawie, nie mogąc dłużej utrzymać równowagi. Sebastian pochylał się nad nią, cały czas trzymając ją za ramię.
- Zaraz będzie karetka - powiedział cicho.
Spróbowała pokiwać głową, ale nie była pewna, czy Sebastian to dostrzegł. Czuła, że traci kontrolę nad sytuacją. Pochyliła się i zwymiotowała krwią. Znowu pociemniało jej przed oczami i straciła kontakt z rzeczywistością.


Diagnoza była szokiem dla wszystkich, którzy znali Joasię. Jej mąż, Marcin, zupełnie się załamał. Próbował nie okazywać strachu i wspierać ukochaną, ale nie było mu łatwo. Podobnie jak przyjaciołom Joasi. Wszystkich przyzwyczaiła do swojej siły i odporności psychicznej, ta nagła słabość zupełnie do niej nie pasowała.
W jej przypadku była tylko jedna droga walki z nowotworem płuc: operacja i usunięcie zmienionych chorobowo tkanek. Joasia była podłamana, bardzo się bała, ale zgodziła się bez wahania. Natychmiast wzięła w pracy bezpłatny urlop i zgłosiła się do szpitala.
Mimo lęku i niepewności, przez mężem udawała silną. Pobrali się dwa lata wcześniej i choć tworzyli bardzo zgraną parę, to Marcin był słabszym ogniwem. Bardzo kochał żonę i gotów był zrobić dla niej wszystko, ale z natury był człowiekiem wyjątkowo wrażliwym i słabym psychicznie. Ciężka choroba żony całkowicie go rozbiła.
W pierwszych dniach bardzo pomógł mu Sebastian. Na początku znajomości różnie między nimi bywało. Marcin zobaczył w nim rywala i trudno było mu uwierzyć, że Seba jest dla Joasi tylko przyjacielem.
Taka była jednak prawda. Komisarzy nigdy nie łączyło nic więcej. Przyjaźnili się od wielu lat i nie ulegało wątpliwościom, że byli sobie bardzo bliscy. Przez lata wspólnej samotności umilali sobie czas swoim towarzystwem, a kiedy w końcu Joasia spotkała Marcina, ich przyjaźń nabrała nowego znaczenia. Sebastian był jej powiernikiem i pocieszycielem, zawsze mogła na niego liczyć. A on na nią.
To Sebastianowi udało się podtrzymać Marcina na duchu. On sam mimo lęku o przyjaciółkę ani przez chwilę nie miał wątpliwości co do powodzenia operacji. Swoim spokojem i pewnością podzielił się z Marcinem, który tylko dzięki temu przetrwał cały okres pobytu żony w szpitalu.
Joasia była bardzo dzielna. Bez słowa skargi poddawała się wszystkim zabiegom lekarzy, cierpliwie znosząc cierpienie fizyczne i psychiczne. Tylko raz pozwoliła sobie na chwilę słabości, w wieczór poprzedzający operację. Wypłakała się wtedy na ramieniu Sebastiana i pożaliła się trochę. Mężczyzna jak zwykle okazał się najlepszym pocieszycielem.
Operacja udała się, a kilka sesji chemioterapii miało upewnić lekarzy w przekonaniu, że po chorobie nie ma już śladu. Wszystkich zaskakiwało, jak dobrze znosiła to Joasia. W tydzień po ostatniej chemioterapii wróciła do pracy, tak jakby nic się nie zmieniło. Znowu była duszą towarzystwa, kiedy całą grupką grali w karty, zamiast wypełniać raporty; znowu bezwzględnie przyciskała do muru najbardziej opornych kryminalistów; znowu bez zmrużenia oka wciskała Staremu wyssane z palca bajki, próbując usprawiedliwić spóźnienia Sebastiana. Było jak dawniej.
A potem znowu się zaczęło. Ataki kaszlu, problemy z oddychaniem, wymiotowanie krwią. I znowu to Sebastian pierwszy zauważył niepokojące objawy. Próbował zmusić ją do wizyty u lekarza. Na darmo. Joasia już znała diagnozę: przerzuty.
Tym razem chemioterapia nie była już taką bajką i choć kobieta nadal udawała twardą, było jej coraz trudniej. Nawrót choroby w zaledwie trzy miesiące po operacji bardzo ją podłamał. Coraz częściej zdarzało jej się popłakiwać w samotności, choć przed mężem nadal udawała silną. Chyba tylko dzięki temu jakoś się trzymał.
- Ona nie mówi mi prawdy, czuję to - powiedział któregoś dnia Sebastianowi. - Ty na pewno wiesz wszystko, tylko tobie tak ufa.
Sebastian rozumiał go, on na jego miejscu także chciałby znać prawdę, nawet najgorszą. Ale rozumiał także Joasię. Nie chciała patrzeć na cierpienie mężczyzny, którego kochała. Chciała mu tego oszczędzić.
- Nie wiem nic więcej - zapewnił zgodnie z prawdą. - Myślę, że powiedziałaby nam, gdyby było coś jeszcze.
- Ostatnio jest taka przygaszona... To do niej zupełnie niepodobne...
- Źle się czuje po chemii - odparł Seba automatycznie. Sam wielokrotnie pocieszał się tym tłumaczeniem. - Jak skończy się chemia, wszystko wróci do normy, zobaczysz.
Ale chemioterapia trwała i trwała. Kończyła się jedna seria, a zaczynała następna. Silny niegdyś organizm Joasi zaczął się buntować. Coraz trudniej było trafić na jej dobry humor. Dużo czasu spędzała w szpitalach i klinikach, a kiedy była już w domu, wolała zaszywać się w swoim łóżku, niż chodzić na spacery i przyjmować gości. Wciąż czuła się zmęczona.
W końcu na początku kwietnia lekarze pozbawili ją resztek nadziei. Choroba była zbyt zaawansowana, a wciąż zwiększająca się liczba przerzutów nie dawała żadnych szans.
Tego dnia Joasia długo włóczyła się po mieście, zanim w końcu wróciła do domu. Bała się rozmowy z mężem, przerażenia w jego oczach. A przecież musiała mu powiedzieć...
Dwa tygodnie później znowu trafiła do szpitala w ciężkim stanie. Dostała tlen i kroplówkę i poczuła się lepiej, przynajmniej fizycznie. Wiedziała jednak, że już nie wróci do domu.
Marcin wpadł w depresję. Spotykał się z psychologiem, ale wydawało się, że nic nie jest w stanie go pocieszyć. Chciał być dla żony wsparciem, ale po każdej wizycie w szpitalu wychodził kompletnie rozbity. Nie potrafił poradzić sobie z sytuacją.
Dzięki morfinie Joasia jakoś się trzymała. Jedyną przyjemnością, jaka jej pozostała, były wizyty Sebastiana. Tylko on potrafił jakoś radzić sobie z sytuacją. Widok Joasi w szpitalnym łóżku coraz bardziej uświadamiał mu powagę sytuacji. Sam nie wiedział, jakim cudem potrafił wciąż żartować i śmiać sie w jej towarzystwie. Kiedy zanosiła się kaszlem, pomagał przytrzymać jej chusteczkę i czekał, aż skończy. A potem znowu żartował, jakby krew na chusteczce nie oznaczała nic złego.
Nadszedł maj, ulubiony miesiąc Joasi. Miesiąc jej urodzin, rozpoczęcia pracy i ślubu z Marcinem. Do szpitalnej sali wpadały promienie słońca i ciepłe powietrze. Sebastian coraz częściej zmuszał Joasię do spacerów. Pięlęgniarki niechętnie odpinały ją od kroplówek, ale mężczyzna był nieugięty i zawsze prędzej czy później stawial na swoim. Przechadzali się wtedy po szpitalnym ogrodzie, siedzieli na ławeczce i rozmawiali. Aż w końcu Joasia przestała udawać.
- Mam do ciebie prośbę - powiedziała pewnego majowego poranka, kiedy Seba przyniósł jej ulubione rogaliki. - Chyba nie muszę owijać w bawełnę, za dobrze się znamy. Jakkolwiek to zabrzmi, chcę, żebyś pomógł mi odejść.
- Słucham?
Tak jak się spodziewała, Sebastian nie chciał rozumieć. Wolał udawać i przed nią, i przed sobą, choć przecież od dawna się tego spodziewał.
- Nie mogę tak żyć, rozumiesz? - wszeptała. - Chcę umrzeć.
- Aśka, jak możesz myśleć, że zrobię coś takiego? - zapytał Seba szczerze wstrząśnięty. - Nie możesz się poddawać, musisz wierzyć.
- Masz mnie za głupią? - odparła, unosząc brwi. - Zostało mi kilka miesięcy, wiesz o tym. Przecież widzisz, co się ze mną dzieje.
- Nie przyłożę do tego ręki - oświadczył mężczyzna stanowczo. - Zrobię dla ciebie wszystko, znasz mnie. Ale nie to. Zbyt wiele ode mnie żądasz.
- Próbowałeś postawić się w mojej sytuacji? - zapytała Joasia cicho. - Zastanawiałeś się, co znaczy wiedzieć, że się umiera?
- Aśka, wiem, że jest ci ciężko. Ale jesteś silna, oboje o tym wiemy. Dasz radę.
- Bezczynne czekanie na śmierć wymaga czegoś innego niż siły - powiedziała kobieta, spuszczając wzrok. - I cokolwiek to jest, mi tego brakuje.
- Nieprawda, świetnie sobie radzisz.
- Bo nie ryczę dniami i nocami? Bo nie gapię się w sufit? Nie masz pojęcia, co się ze mną dzieje, kiedy zostaję sama.
- Mogę przychodzić częściej - zadeklarował natychmiast Sebastian. - Wezmę urlop, będę spędzał z tobą całe dnie.
- Ale na noc i tak zostanę sama - odparła kobieta z uporem. - Nie chcę tak umierać, rozumiesz? Wyjąc z bólu, wykończona bezczynnym leżeniem i odliczaniem dni, sama. Morfina przestaje mi pomagać, wiesz, co to znaczy?
Sebastian po raz pierwszy się zawahał. Nie wiedział, że kobieta cały czas odczuwa ból. Myślał, że morfina przynosi jej ulgę.
- Chcę umrzeć teraz, dopóki jeszcze nie jestem przykuta do łóżka. Chcę mieć przy sobie kogoś, kogo znam, komu ufam, kogo kocham...
Urwała. Nigdy mu tego nie powiedziała. Znali się pół życia, oboje wiedzieli, ile dla siebie znaczą. Ale nigdy nie użyła tego słowa, jakoś nie mogła.
- Dlaczego mnie o to prosisz? Dlaczego nie Marcina? W końcu to twój mąż - powiedział Seba, próbując się bronić.
- Nie żartuj... Przecież wiesz, w jakim jest stanie...
- Więc poproś Ankę, jest twoją przyjaciółką. Ja tego nie zrobię, nie mogę.
- Sebastian, tylko ciebie mogę o to poprosić, rozumiesz? - zapytała cicho Joasia. Jej głos zaczynał drżeć. - Tylko ty to zrozumiesz. Wiem, że zrozumiesz... - dodała z nadzieją.
- Rozumiem... - odparł Seba niechętnie. - Ale nie możesz tego ode mnie wymagać.
- Nie wymagam, po prostu cię proszę... Nie wytrzymam tego dłużej, rozumiesz? Po prostu tu sfiksuję. Co mi da tych kilka tygodni czy miesięcy? Myślisz, że warto tu wegetować?
Sebastian nic nie odpowiedział, pokręcił tylko głową. Zabrakło mu argumentów.
- Proszę cię... - powtórzyła po chwili lekko drżącym głosem. - Chcę zakończyć ten koszmar, a sama nie dam rady. Nie chcę... nie mogę tu umierać w samotności. Nie dam rady. Proszę... Przecież wiesz, że nie robiłabym tego, gdyby była jakaś szansa...
Mężczyzna popatrzył jej w oczy. Prócz zdecydowania czaił się w nich także strach. Wiedział, że taka decyzja musiała ją wiele kosztować. Znał ją; była silna i dzielna, nie poszłaby na łatwiznę. Ale miała rację. Nikt nie zasłużył na taką śmierć, jaką gotował jej los. Powolne oczekiwanie na nieuniknioną śmierć, przepełnione lękiem i bólem, miało być jej piekłem na ziemi. Czy jako przyjaciel nie miał obowiązku ulżenia jej, jeśli tylko była taka możliwość?
- Dobrze - powiedział w końcu.
Joasia uśmiechnęła się przez łzy. Wiedziała, że się zgodzi. Że jej nie zawiedzie.
Umówili się na tę noc. Joasia chciała zrobić to jak najszybciej, każda godzina oczekiwania ją wykańczała.
Sebastian działał jak w transie. Poderwał pielęgniarkę z dyżurki i chyłkiem wykradł zapasowy komplet kluczy. Nie dbał o monitoring czy zacieranie śladów, zupełnie go to nie obchodziło. Zależało mu tylko na dotarciu w nocy do sali Joasi. To, co miało wydarzyć się później, nic nie znaczyło.
Skorzystał ze swoich kontaktów. Przez informatora kupił dużą porcję morfiny. Chłopak nie szczędził mu złośliwości i żartów, ale komisarza w ogóle to nie obchodziło. Nie docierało do niego nic poza tym, co miał zrobić.
Pojawił się w sali Joasi kilka minut po pierwszej. Kobieta czekała na niego, siedząc na łóżku. Uśmiechnęła się z wysiłkiem na jego widok.
- Zrób to szybko - poprosiła.
- Jesteś pewna? - zapytał.
- Tak, zrób to, proszę.
Wyjął z kieszeni strzykawkę i zbliżył się do kroplówki. Zawahał się. Jeszcze raz spojrzał na Joasię.
- Proszę cię... - szepnęła, a głos jej zadrżał.
- Aśka, zastanów się jeszcze...
- No zrób to w końcu! - zawołała.
Łzy popłynęły jej po policzkach. Nie wytrzymywała nerwowo. Chciała, żeby już było po wszystkim.
Sebastian zdecydowanym ruchem wstrzyknął morfinę do kroplówki i usiadł obok przyjaciółki.
- Nie będzie bolało, nic nie poczujesz - powiedział cicho. - Po prostu zaśniesz.
Joasia pokiwała głową. Dopiero po chwili podniosła wzrok. Twarz miała mokrą od łez.
- Przepraszam - wyszeptała. - To mnie przerosło.
Mężczyzna pogłaskał ją po włosach. Świadomość tego, co zrobił, jeszcze do niego nie docierała.
- Byłaś bardzo dzielna - odparł, uśmiechając się z wysiłkiem. - Chodź do mnie - dodał, wyciągając ręce.
Joasia przysunęła się do niego powoli i przytuliła niepewnie. Znali się wiele lat, ale sytuacje, kiedy pozwalali sobie na coś takiego, można było policzyć na palcach. Poczuła się senna i przytuliła się mocniej.
- Trochę się boję - przyznała cicho.
- Wszystko będzie dobrze - zapewnił Sebastian, głaszcząc ją delikatnie po włosach. Drżała. - Już nic cię nie będzie bolało.
Pokiwała głową, czując obezwładniające działanie morfiny. Powoli zaczynała tracić kontakt z rzeczywistością.
- Nie masz pojęcia, jak bardzo jestem ci wdzięczna - wyszeptała, próbując skupić się jeszcze na chwilę. Wiedziała, że to ostatnia szansa, by powiedzieć mu, co czuje. - Nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego...
Sebastian głaskał ją machinalnie po włosach i milczał.
- Powiedz Marcinowi, że go kocham... I... - urwała, zamykając oczy. - Naprawdę ci dziękuję... I przepraszam...
- Śpij spokojnie - mruknął Seba.
Kobieta poruszyła się jeszcze raz i powiedziała coś bardzo cicho. A potem odpłynęła.
- Ja też cię kocham... - wyszeptał policjant.
Jeszcze przez kilka minut Sebastian siedział bez ruchu, przytulając kobietę do siebie, choć ona już nie oddychała. Potem położył ją ostrożnie na łóżku, odgarnął włosy z twarzy i przykrył kołdrą. Nie odwrócił się, wychodząc. Nie chciał zobaczysz jej martwej.
W drodze do wyjścia nie spotkał nikogo, choć zupełnie nie dbał o ostrożność. Ze szpitala poszedł prosto na najbliższy komisariat i powiedział, co zrobił. W zasadzie nawet tego nie planował. Po prostu czuł się winny i chciał zostać ukarany.



- Czy miał pan romans z ofiarą? - zapytał prokurator podczas rozprawy.
- Nie - odparł Sebastian, wzruszając ramionami.
- Ale przed chwilą powiedział pan, że ją kochał - przypomniał prawnik, ściągając brwi.
- Tak, kochałem. Ale nie w taki sposób. Była dla mnie jak siostra.

- Czy pana zdaniem, pana żona chciała umrzeć?
- Nie wiem - odparł Marcin zgodnie z prawdą. - Ale wiem, że Sebastian nie chciał jej śmierci. Jeśli to zrobił, to tylko na jej życzenie. Wiem, że kochał ją nie mniej niż ja.
Mężczyźni spojrzeli sobie w oczy. Po kilku miesiącach od śmierci Joasi wciąż była między nimi niewidzialna bariera, przeszkoda nie do przejścia. Ale Marcin znał go zbyt dobrze, by mieć wątpliwości co do śmierci swojej żony.
- Jeśli to naprawdę była eutanazja - zaczął prokurator powątpiewającym tonem, - dlaczego nie poprosiła o pomoc pana? Był pan jej najbliższą osobą.
- Nie wiem, czy byłem jej najbliższy - powiedział cicho Marcin. - Wy wszyscy tego nie zrozumiecie, bo jej nie znaliście. Chcecie za wszelką cenę kogoś ukarać, ale to choroba ją zabiła, nie Sebastian. Wy wszędzie widzicie romansy, nic o nich nie wiecie. Ja kiedyś też tego nie rozumiałem, ale oni byli sobie naprawdę bliscy. Tylko jego mogła poprosić. Ja nie dałbym rady. Wiedziała o tym.

- Chce pan coś powiedzieć? - zapytał sędzia, kiedy adwokat wygłosił mowę końcową.
- Nie obchodzi mnie, jaki zapadnie wyrok - oznajmił Sebastian obojętnym tonem. - Co za różnica, jak to nazwiecie? Zabiłem ją czy pomogłem umrzeć? To bez znaczenia. Ja podałem jej morfinę i ja jestem za to odpowiedzialny. Ale nie żałuję tej decyzji. Kiedy mnie o to prosiła, nie mogłem zrozumieć. Byłem zły, że chce odebrać nam te ostatnie miesiące. Ale zgodziłem się, bo wiedziałem, jak cierpi. To było ponad jej siły. I dziś wiem, że miała rację. Wolę żyć ze świadomością, że odeszła z mojej ręki niż przeżywać z nią kolejne miesiące wegetacji. - Urwał na moment, zerkając na Marcina siedzącego w pierwszej ławce. - Możecie mnie skazać na dożywocie - dodał. - I tak nie mogę już stracić więcej, niż straciłem.