czwartek, 30 czerwca 2011

23. Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna

Jeszcze przez kilka długich minut Sebastian wpatrywał się w podpis. Wszystko co przeczytał, dopiero zaczynało do niego docierać. Nie myślał jednak o przeszłości ukochanej, ani nawet o tym, co zamierzała zrobić czy też może właśnie robiła. Uderzyło go przesłanie listu. Żegnała się z nim, a więc mieli się już nigdy nie zobaczyć. Miała umrzeć, być może właśnie dziś, właśnie teraz.
Sięgnął po telefon, ale nie próbował dzwonić do Joasi. Wiedział, że nie odbierze. Napisał tylko krótkiego smsa: „Asiu, wiem już wszystko. Wróć do mnie, proszę. Kocham Cię bardzo”. Miał nadzieję, że to ją powstrzyma.
Tymczasem policjantka stała już pod więzieniem. Kiedy odczytała wiadomość od Sebastiana, łzy napłynęły jej do oczu. W dłoni ściskała sfałszowane zwolnienie Ogryzka. Nie wiedziała, jak postąpić. Z jednej strony bała się stanąć przed Markiem i oznajmić mu, że nie wykonała zadania. Z drugiej był Sebastian… Nie wierzyła, że wszystko tak łatwo zrozumiał i wybaczył, była pewna, że po prostu chce ją powstrzymać od popełnienia przestępstwa. Zasiał jednak w jej sercu ziarnko nadziei. Przez chwilę wyobraziła sobie spokojne życie u boku Sebastiana i, choć zaraz wróciła na ziemię, nie potrafiła otrząsnąć się z tej wizji.
Kilkanaście minut później nadal krążyła pod więzieniem niezdecydowana. Aż podskoczyła, kiedy tuż obok niej zatrzymało się srebrne mondeo. Odwróciła się gwałtownie, ale na widok Sebastiana spuściła wzrok.
- Chodź – powiedział mężczyzna spokojnie, popychając ją w stronę auta.
Wsiadła do samochodu, choć wcale nie była do tego przekonana. W milczeniu wpatrywała się w szybę, gniotąc w dłoniach świstek papieru.
Po kilku minutach Sebastian zatrzymał samochód na skraju stacji benzynowej. Zgasił silnik i odwrócił się do Joasi. Kobieta nadal siedziała bez ruchu, nie patrząc na niego. Seba złapał ją delikatnie za brodę i zmusił, by na niego spojrzała. Uśmiechnął się pod nosem, kręcąc głową, a potem pochylił się i pocałował ją czule.
- Napędziłaś mi niezłego stracha – powiedział.
- Czytałeś…? – zapytała cicho policjantka.
- Oczywiście, że czytałem – odparł Sebastian ze spokojem.
Joasia zwiesiła głowę, przygryzając nerwowo wargę. Nie czuła się dobrze w towarzystwie partnera, dla niej wszystko się zmieniło. Miała ochotę wysiąść z samochodu i uciec, powstrzymywała ją przed tym tylko bezradność.
- Marek już na pewno mnie szuka – odezwała się nagle lekko drżącym głosem.
- Jedziemy do mnie? – zaproponował mężczyzna, kładąc rękę na kierownicy.
- Sebastian, to już koniec, nie rozumiesz? Nie uwolniłam Ogryzka, oni…
- Oni już nic Ci nie zrobią – powiedział Seba stanowczo. – Aśka, już nie musisz być mu posłuszna, nie musisz się bać.
- Przecież ja… byłam… jestem… zwykłą dziwką… Ktoś taki jak ty nie…
- Posłuchaj – przerwał jej spokojnie Sebastian, - twoja przeszłość nie jest dla mnie problemem. Jeśli nadal chcesz ze mną być, będę najszczęśliwszym facetem na ziemi. A jeśli nie… zrozumiem i jako przyjaciel pomogę ci stanąć na nogi.
Uśmiechnął się do Joasi z czułością i włączył silnik. Bez względu na jej decyzję, musieli spędzić gdzieś noc, a biorąc pod uwagę fakt, że ludzie Małego już z pewnością polują na policjantkę, dom Sebastiana był najrozsądniejszym wyjściem.
Nawet w dobrze sobie znanym salonie zawinięta w koc przez kominkiem Aśka nie czuła się bezpiecznie. Krwawe ślady na plecach pulsowały bólem, jakby w jakiś magiczny sposób przepowiadały zbliżające się zagrożenie.
Sebastian z kolei zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Z całkowitym spokojem zrobił kolację i przyniósł ukochanej, po czym poszedł na górę przygotować kąpiel. Kiedy wrócił do salonu, Joasia nadal siedziała skulona przed kominkiem, a obok niej stały nietknięte naleśniki. W końcu Sebastian usiadł obok niej i westchnął cicho.
- Wiem, że to dla ciebie bardzo trudne chwile – powiedział łagodnie, - ale teraz już wszystko będzie dobrze, rozumiesz? Wszystko się zmieni.
- Ty naprawdę… - zaczęła policjantka z niedowierzaniem – naprawdę… chcesz jeszcze ze mną być?
- A jak myślisz? – zapytał Seba z uśmiechem, pochylając się w stronę Joasi.
Pocałował ją delikatnie. Poczuł, że wtula się w niego z ufnością. Nie mógł uwierzyć, że ich wspólne życie dopiero się zaczyna.


Następnego popołudnia pod willą na obrzeżach miasta zatrzymał się radiowóz. Wysiadła z niego para policjantów w mundurach. Zadzwonili na domofon, ale nikt im nie otworzył.
- Pewnie to jakiś żart – westchnął mężczyzna, podciągając spodnie.
- Oj, Sławek, a jeśli nie? Trzeba to sprawdzić – upierała się kobieta. – Idź popytać sąsiadów, a ja wezwę ślusarza. No chyba że wolisz iść górą?
Policjant wywrócił tylko oczami i zrezygnowany ruszył w kierunku najbliższego domu.
Czterdzieści minut później ślusarzowi udało się wreszcie otworzyć drzwi. Para komisarzy wyciągnęła broń i zajrzała do środka. Tuż za progiem znaleźli zakrwawione ciało psa. Spojrzeli po sobie, ale bez słowa weszli głębiej. W salonie ich oczom ukazał się tragiczny widok. Na krzesłach przed kominkiem siedziały przywiązane dwie osoby. Komisarze nie musieli podchodzić bliżej, by wiedzieć, że już za późno na ratunek. Mężczyzna miał tylko jedną ranę postrzałową na czole. Gdyby nie to, można by pomyśleć, że śpi. Na ciele kobiety natomiast nie widać było rany, która mogłaby bezpośrednio spowodować śmierć, jednak nie brakowało drobniejszych obrażeń.
- Wygląda na to, że ktoś ją torturował – mruknęła policjantka, chowając broń. – Musiała się wykrwawić.
- Ej, przecież to nasi! - zawołał jej partner, podnosząc z podłogi odznakę. – Trzeba powiadomić komendanta.
- Spójrz – przerwała mu kobieta, kompletnie ignorując jego znalezisko. – Chyba byli parą.
Oboje podeszli do zdjęcia leżącego obok kominka. Ramka była połamana, a szybka rozbita, ale fotografia ocalała. Przedstawiała dwójkę młodych, szczęśliwych ludzi pełnych marzeń i nadziei. Kilka dni później znalazła się na pomniku na skraju cmentarza miejskiego, gdzie miała pozostać już na zawsze, przypominając wszystkim o uczuciu, którego nie udało się zniszczyć.

środa, 29 czerwca 2011

22. Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna

Całe popołudnie Ania biła się z myślami. Krążyła po komendzie, co chwilę podchodząc do torebki i wyjmując białą kopertę. Aśka nie powiedziała tego wprost, ale Ania dobrze wiedziała, co oznacza ten „właściwy moment”. Kiedy zdołała wreszcie to przemyśleć, bardzo pożałowała swojej decyzji. Próbowała dzwonić do przyjaciółki, nalegać na wyjaśnienia, ale kobieta nie odbierała telefonu. W końcu nie wytrzymała. Zwolniła się u Starego i pojechała do Sebastiana.
- Jaka miła niespodzianka – zaśmiał się mężczyzna, otwierając koleżance drzwi. – Chodź.
- Słuchaj, Seba… widziałeś się ostatnio z Aśką? – zapytała Ania, odwieszając kurtkę.
- Od dwóch tygodni nie, ale rozmawiałem z nią przez telefon.
- Kiedy?
- Przedwczoraj – odparł Sebastian z pewną dozą podejrzliwości. – A co?
- Nie zauważyłeś… żeby działo się z nią coś złego?
Mężczyzna westchnął głośno. Owszem, zauważył, ale dla niego nie było to niespodzianką. Wiedział, że powodem jej nieobecności w pracy jest Marek i nauczył się cierpliwie czekać na powrót partnerki.
- Masz na myśli coś konkretnego? – zapytał zdawkowym tonem.
- Macie romans, prawda? – wypaliła policjantka, obserwując go uważnie.
Sebastian milczał dłuższą chwilę. Z jednej strony bardzo był ciekaw, skąd kobieta dowiedziała się prawdy, ale z drugiej wolał się nie odzywać, żeby niechcący nie przyznać jej racji.
- Nie odpowiadaj – dodała po chwili, - i tak wiem, że to prawda. Nieważne, nie moja sprawa. Spotkałam się dzisiaj z Joasią i dała mi to.
Anka wyjęła z torebki kopertę i jeszcze przez moment jej się przyglądała.
- Co to jest? – zapytał Seba zaniepokojony.
- Nie wiem – odparła Ania, wzruszając ramionami. – Aśka powiedziała, że to bardzo ważne… dla ciebie i dla niej. Miałam dać ci to… cytuję: „we właściwym momencie”.
- Co to znaczy?
- Myślę, że oboje wiemy, co to znaczy – powiedziała policjantka spokojnie. – Rozważałam to cały dzień, próbowałam dzwonić do Aśki, ale nie odbiera. Chciałam już nawet to otworzyć, tylko że… chyba nie mam do tego prawa. Przyniosłam ci to dzisiaj, bo nie chcę mieć jej nie sumieniu. To sprawa między wami, więc… sam zdecyduj. Trzymaj się.
Złapała kurtkę i wyszła z domu, nie czekając na reakcję Sebastiana. Mężczyzna Zamknął za nią drzwi i wziął z szafki kopertę. Przed otwarciem postanowił porozmawiać z ukochaną. Wziął telefon i wybrał jej numer, jednak kobieta już po dwóch sygnałach odrzuciła połączenie.
- No dobrze – mruknął Seba sam do siebie, - zobaczymy, co jest grane.
Otworzył kopertę i wyjął z niej złożoną kartkę zapisaną niedbałym pismem Joasi. Usiadł na kanapie i z jak najgorszymi przeczuciami zaczął czytać.
„Jeśli to czytasz, to znaczy, że mnie już nie ma – zaczął. – Pewnie cierpisz, tęsknisz… Znam… znałam Cię na tyle, by wiedzieć, że naprawdę mnie pokochałeś. Tak strasznie mi przykro, że Cię okłamywałam, zwodziłam, że przeze mnie nie stworzyłeś prawdziwej rodziny. Wiele razy chciałam powiedzieć Ci prawdę. Bywało, że brałam telefon, wybierałam Twój numer, ale kiedy usłyszałam Twój głos… znowu nie miałam odwagi. Nigdy nie byłam kobietą, za którą mnie uważałeś. Nie byłam szlachetna, uczciwa, odważna… taka jak ty. Całe życie musiałam coś udawać, nawet przed tobą, choć nie chciałam się do tego przyznać. Teraz wreszcie poznasz prawdę. Pewnie myślisz, że skoro nie żyję, nie ma to znaczenia. Ale mylisz się. Wiem, że to pomoże Ci się otrząsnąć. Nie będziesz już tęsknił, bo zrozumiesz, że nie taką mnie kochałeś. Chciałabym, żebyś dobrze mnie zapamiętał, ale chociaż teraz… po śmierci… nie zachowam się egoistycznie. Jestem Ci to winna.
Nigdy nie opowiadałam Ci o swojej przeszłości. Ty byłeś zbyt taktowny, by pytać, a mi bardzo to odpowiadało. Nie musiałam mówić o ojcu, którego nigdy nie poznałam ani matce alkoholiczce. Ty wychowałeś się w bogatej rodzinie, byłeś kochany i rozpieszczany, nie znałeś takiego życia, jakie dla mnie było codziennością. Odkąd tylko sięgam pamięcią, matka zawsze była pijana albo wściekła. Nie pamiętam, by kiedykolwiek mnie przytuliła czy powiedziała, że kocha. Zawsze musiałam radzić sobie sama. Wszystkich trzymałam na dystans, bo tego nauczyła mnie matka. Nikomu nie chciałam zaufać, nie wierzyłam, że ktokolwiek mógłby mnie polubić czy choćby zaakceptować. I pewnie dlatego nigdy nie miałam przyjaciół. Zawsze byłam sama.
Któregoś dnia wróciłam ze szkoły, a matka jak zwykle leżała w sypialni z butelką przy głowie. Myślałam, że śpi. Dopiero wieczorem zdałam sobie sprawę, że nie oddycha. Nie miałam żadne rodziny, a przynajmniej takiej, która by mnie zechciała. Wiedziałam, że czeka mnie dom dziecka. Nigdy nie umiałam znaleźć wspólnego języka z rówieśnikami, więc myśl, że będę musiała z nimi mieszkać przeraziła mnie. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i uciekłam.
Przez kilka tygodni włóczyłam się po ulicach. Najpierw żyłam z pieniędzy, które zabrałam matce. Nie było ich wiele, ale na jedzenie starczyło. Kiedy się skończyły, zaczęłam głodować. Kraść nie potrafiłam, wstydziłam się też żebrać… Nie umiałam poradzić sobie na ulicy. I wtedy właśnie pojawił się Bolek. Przychodził do mnie, rozmawiał ze mną… umiał słuchać, jak nikt inny. A ja bardzo potrzebowałam powiernika. Kupował mi też jedzenie. Był pierwszą osobą, której zaufałam. Kiedy zaproponował, że załatwi mi pracę za dach nad głową i wyżywienie, zgodziłam się bez wahania. Chciałam normalnie żyć, móc czuć do siebie szacunek.
Zabrał mnie do domu na przedmieściach. Myślałam, że to tam będę sprzątać i mieszkać, ale pomyliłam się. Czekało na mnie trzech mężczyzn. Nakarmili mnie, dali czyste ubrania i wskazali sypialnię. Wszystko wyglądało wspaniale, dopóki nie przyszli do mnie w nocy. Zgwałcili mnie wszyscy trzej, po kolei. Nigdy wcześniej nie współżyłam, to był prawdziwy koszmar. Kiedy mnie zostawili, chciałam uciec, ale pokój był zamknięty. Następnej nocy sprzedali mnie do ukraińskiego burdelu.
Spędziłam tam cztery lata. „Obsługiwałam” podrzędnych klientów. To zupełnie inna rzeczywistość, nie umywa się nawet do polskich burdeli. Nie da się opisać słowami, co tam zobaczyłam i przeżyłam. Nigdy nie uwolniłam się od tego koszmaru, nawet kiedy już wróciłam do Polski, tamten pokój i łóżko wracały do mnie nocami.
Zmieniłam się. Przyjechałam jako dziecko, a w ciągu kilku miesięcy poczułam się dorosła. Zbyt dorosła… Kiedy miałam szesnaście lat, zaszłam w ciążę, co zresztą było nieuniknione… Tam nie było czegoś takiego jak antykoncepcja. Zawieźli mnie do jakiejś podrzędnej kliniki i zrobili skrobankę. Potem były komplikacje i wkrótce dowiedziałam się, że nie będę już mogła mieć dzieci. Im było to na rękę, dodatkowy problem w głowy.
Pewnego dnia w burdelu pojawił się Marek. Do dziś nie wiem, co robił w takim miejscu. Może załatwiał swoje lewe interesy… W każdym razie spodobałam mu się. Odkupił mnie i zabrał do domu, do Polski. Nawet nie masz pojęcia, jaka byłam szczęśliwa… Myślałam, że to cud, że wszystko będzie już dobrze, że będę miała normalne życie. Marek szybko sprowadził mnie na ziemię. Zawsze się nade mną znęcał, byłam dla niego zwykłym śmieciem. Pewnie wyda Ci się to dziwne, ale ja zawsze byłam mu wdzięczna. To, że mnie bił czy gwałcił… dla mnie to było normalne. Nie znałam innego życia. W porównaniu z ukraińskim burdelem życie u Marka było prawdziwym rajem. Mogłam zdać maturę i zacząć pracę na komendzie. Wszystko było wreszcie „normalnie”.
Dopiero po ślubie przejrzałam na oczy, a Marek jakby stracił wszystkie zahamowania… Zrozumiałam wreszcie, że coś jest nie tak, że nie chcę spędzić tak reszty życia. Wiele razy chciałam odejść, ale groził, że powie Wam prawdę o mojej przeszłości. Spotykaliśmy się, byłeś dla mnie najważniejszy na świecie… Wiedziałam, że jeśli poznasz prawdę, odsuniesz się ode mnie. Ty, Ania… wszyscy ludzie, którzy byli częścią mojego życia. Nie mogłam Was stracić, po prostu nie mogłam.
Z tego samego powodu nie wydałam Marka, kiedy dowiedziałam się, że jest członkiem gangu Małego. Wiem, że bardzo Cię wtedy zawiodłam… Nie tak powinna zachować się policjantka, prawda? Nie będę pisać, że zrobiłam to z miłości, bo to nieprawda – ze strachu. Przez całe życie czegoś się bałam…
Pamiętasz ten dzień, kiedy myślałeś, że chcę wyznać Ci prawdę? Miałam wtedy w kieszeni podobny list. Chciałam Ci go dać i prosić, byś otworzył, jeśli coś mi się stanie. Musiałam go jednak zmienić. Zaistniały okoliczności, które… zmusiły mnie, by wyjaśnić Ci coś jeszcze.
Dziś jest dwudziesty trzeci stycznia. Dwa tygodnie temu, kiedy wróciłam od Ciebie, w domu zastałam Małego i jego ludzi. Próbowałam uciec, ale nie miałam najmniejszych szans. Mieli dla mnie plan – kazali uwolnić Ogryzka. Nie zgodziłam się. Zabrali mnie do piwnicy. Najpierw próbowali zastraszyć, potem torturowali. Naprawdę nie chciałam im ulec, przysięgam. Myślałam, że wreszcie umrę… ale nie umarłam. Nie wytrzymałam bólu, poddałam się. Obiecałam, że pomogę uciec Ogryzkowi. Wiem, że czujesz do mnie obrzydzenie i nie chcę się usprawiedliwiać… Ale ty nie wiesz, co znaczy uderzenie bata. Cały grad uderzeń... Nawet teraz, po dwóch tygodniach nie mam odwagi im się sprzeciwić. Przepraszam, ale nie wytrzymałabym tego po raz kolejny.
Zrobię to dziś wieczorem. Pójdę do więzienia, mam podrobione zwolnienie prokuratorskie. Wiem, że to się wyda, ale ja spełnię swoje zadanie. Potem pewnie i tak mnie zabiją. Mam tylko nadzieję, że zrobią to szybko… Ja nigdy nie miałam odwagi, choć bardzo chciałabym to zrobić. Na mojej śmierci nikt nie straci, a przynajmniej Ogryzek zostałby za kratami… Ale wiem, że go złapiesz. W końcu jesteś świetnym policjantem.
Teraz wiesz już wszystko. Mam nadzieję, że nie rzuciłeś tego listu w połowie, bo nie przeczytałeś jeszcze najważniejszego… Wiem, że okłamywałam Cię przez lata, ale w jednym byłam całkowicie szczera: kochałam Cię ponad wszystko. To Ty sprawiłeś, że miałam siłę przejść przez piekło. Dzięki Tobie moje życie było coś warte. Pamiętam wszystkie chwile, które spędziliśmy razem i będę myśleć o nich do końca.
Cieszę się, że nie zobaczę w Twoich oczach rozczarowania. Znowu wyłazi ze mnie egoistka, ale… chcę myśleć, że chociaż jedno mi się w życiu udało. Naprawdę bardzo Cię kochałam… kocham. Bardzo. I przepraszam za wszystko, tylko tyle mogę. Aśka”

wtorek, 28 czerwca 2011

21. Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna

- Co za zaszczyt gościć u pani komisarz – powiedział Mały charakterystycznym, niedbałym tonem. – Chodź do nas, usiądź. W końcu mamy trochę wspólnych spraw do obgadania.
- Nie mamy żadnych wspólnych spraw – odparowała Joasia, starając się nie pokazywać po sobie strachu.
Najwyższy i najgrubszy w mężczyzn, nazywany przez resztę Yogim, podszedł do policjantki i siłą posadził ją w najbliższym fotelu. Kobieta już się nie odzywała. Jej wzrok ślizgał się po kolejnych członkach gangu w oczekiwaniu na rozwój wypadków.
- Zawsze byłaś wyjątkowo wkurzająca – zaczął Mały tonem belfra. – Razem z tym swoim Wątrobą deptaliście nam po piętach. Przez was straciliśmy mnóstwo czasu i kasy, ale ze względu na naszego Krezusa postanowiliśmy cię oszczędzić – spojrzał znacząco na Marka, po czym Joasia domyśliła się, że to jego dotyczy pseudonim. – Niestety tym razem za bardzo namieszaliście.
Bezbłędnie zrozumiała, o co mu chodzi, jednak nie miała zamiaru się bronić. Wiedziała, że nic dobrego nie może jej spotkać, ale chciała zachować resztki godności.
- Ogryzek niestety jest nam potrzebny – westchnął Mały, opierając się o fotel tuż za Joasią. – A ty masz okazję spłacić swój dług wdzięczności. Wyciągniesz go z pudła.
- Chyba żartujesz – warknęła Aśka, zapominając o strachu. – Nie mam żadnego długu wdzięczności.
- Jesteś pewna? A kto wyciągnął cię z bagna i dał dach nad głową?
Kobieta zmrużyła oczy.
- W bagnie to ja jestem dopiero teraz – wycedziła.
Yogi zamachnął się i uderzył ją w twarz. Zaskoczona przyłożyła do policzka dłoń i po chwili zobaczyła na palcach krew. Nie zrobiło to jednak na niej wielkiego wrażenia.
- Chyba wiesz, co się stanie, jeśli nie wykonasz… polecenia – wtrącił Marek, zwracając na siebie uwagę żony.
- Możesz mnie zabić, jeśli chcesz – odparła hardo, - ale nie zrobię już nic dla ciebie.
Mały zacmokał wyraźnie rozbawiony.
- Ależ dzielna – zakpił. – To dobrze, będzie lepsza zabawa. Ale na twoim miejscu nie łudziłbym się, że pozwolimy ci umrzeć.
Joasia w mig pojęła, co ją czeka. W pierwszym odruchu chciała się zerwać i spróbować ucieczki, ale nie zdążyła nawet drgnąć. Yogi złapał ją za nadgarstki i poprowadził do piwnicy. Szarpała się i wyrywała, ale na mężczyźnie nie robiło to żadnego wrażenia. Wepchnął ją do pomieszczenia z takim rozmachem, że spadła z kilku ostatnich schodków. Stłukła kolano, ale ledwie to do niej dotarło. Pozbierała się szybko z ziemi i odwróciła do napastnika. Oprócz Yogiego w piwnicy byli już także Mały, Gruby i Marek, który właśnie zamykał drzwi na klucz. Aśka cofnęła się tak daleko, jak mogła, aż dotknęła plecami ściany. Bez słowa obserwowała, jak Mały zabiera od kumpla jej broń i ogląda ją zamyślony.
- Naładowana – powiedział donośnym głosem, - jak miło.
Podszedł do Joasi na odległość wyciągniętej ręki. Przez moment przyglądał się jej z zainteresowaniem, a potem nagle się uśmiechnął.
- Będę dżentelmenem – oznajmił, - pozwolę ci decydować. Gdzie chcesz pierwszą kulkę?
Aśka zmierzyła go chłodnym spojrzeniem. Bała się bardzo, ale nie miała zamiaru dać mu satysfakcji. Milczała uparcie, patrząc przeciwnikowi prosto w oczy.
- Nie chcesz? No dobrze… Więc może tu?
Przyłożył jej broń do podbrzusza i z uśmiechem czekał na jej reakcję. Kobieta jednak ani drgnęła. Dobrze wiedziała, co znaczy rana w takim miejscu. Wykrwawiłaby się zapewne w przeciągu kilkunastu minut, a ból… cóż, nie raz była już postrzelona, więc wiedziała, co człowiek wtedy czuje.
- Nic nie mówisz… - kontynuował Mały bez cienia złości. – Więc… może tu?
Przesunął broń nieco niżej, do jej krocza. Mimowolnie przygryzła wargę, próbując powstrzymać się od reakcji. Już prawie czuła ból, który za chwilę miał stać się jej częścią. Odwróciła wzrok, żeby nie zobaczył łez w jej oczach.
Mężczyzna w końcu poczuł irytację. Upór policjantki zaczynał go denerwować. Nie chciał jej zabić, bo była mu potrzebna, ale z drugiej strony wiedział, że w ostateczności może się do tego posunąć. Przesunął nieco broń, żeby po postrzale kobieta nie wykrwawiła się zbyt szybko i nacisnął spust.
Joasia skrzywiła się z bólu, sycząc cicho i złapała za krwawiące udo. Zacisnęła dłoń na ranie, jakby wierzyła, że to przyniesie jej ulgę, ale już po chwili wyprostowała się.
- Za mało? – zakpił Mały. – No tak, w końcu dzielna pani komisarz nie podda się bez walki. Ciekawe, ile kulek będę musiał zmarnować…
Podniósł broń i przystawił tym razem do kolana policjantki. Joasia po prostu przymknęła oczy gotowa na kolejny strzał. Wiedziała, że jeśli dostanie w to miejsce, nigdy nie będzie już normalnie chodzić. Wstrzymała oddech, ale zamiast wystrzału, usłyszała głos męża.
- Mam lepszy pomysł – powiedział.
Kobieta otworzyła oczy i spojrzała na niego nieśmiało. Przez jedną krótką chwilę miała irracjonalną nadzieję, że Marek się nad nią zlitował i chce jej pomóc. Kiedy jednak dostrzegła w jego dłoniach bat, natychmiast zrozumiała, jak bardzo była naiwna.
- Zapewniam, że świetnie na nią działa – dodał mężczyzna, podając Małemu narzędzie tortur.
W rzeczy samej miał rację: bat „świetnie” działał na Joasię. Marek użył go na niej tylko jeden jedyny raz, niedługo po ślubie, ale kobieta pamiętała to aż za dobrze. Wystarczyło kilka uderzeń, by zrobiła wszystko, czego od niej żądał, a wiedziała, że nie użył przy tym całej siły.
- Tak, to mi się podoba – mruknął Mały, z pasją oglądając bat. – Rozbierz się – zwrócił się do Joasi, nie podnosząc wzroku.
Policjantka prychnęła z irytacją. Nie miała najmniejszego zamiaru spełniać jego poleceń, choć wiedziała, co ją czeka. Mały skinął lekceważąco na Yogiego. Mężczyzna zdawał się zrozumieć szefa doskonale. Zbliżył się do Joasi i bez problemu ją obezwładnił. Próbowała co prawda protestować, ale bolące udo dodatkowo ograniczało jej ruchy. Nim się obejrzała, klęczała już pod ścianą całkiem naga, a resztkami jej ubrań usłana była cała podłoga.
- Od razu lepiej – podsumował Mały, podchodząc do niej.
Spojrzała na niego przez łzy. Zasłaniała się rękami jak mogła, ale wiedziała, że i tak nie zda się to na wiele.
- Krezus – mruknął mężczyzna, - rób co trzeba.
Marek przejął od niego bat i bez zbędnych wstępów uderzył żonę, a potem, nie czekając na reakcję, zadał następny cios. Już po chwili Joasia leżała na ziemi, wijąc się z bólu. Zapomniała o wstydzie, o godności, zapomniała o wszystkim. Kiedy mężczyzna przestał uderzać, prawie nie zauważyła różnicy, bo głębokie rozcięcia powodowały olbrzymi ból.
- Masz dość? – zapytał mężczyzna, odwracając ją kopniakiem na plecy.
Nie odpowiedziała. Zacisnęła zęby, ale nad łzami nie była już w stanie zapanować.
- Widzę, że dalej ci mało – westchnął. – Dobrze.
Uderzył po raz kolejny. Tym razem rozcięcie pojawiło się na piersi i brzuchu. Joasia odwróciła się, odruchowo chroniąc najdelikatniejsze miejsca, a na uderzenia wystawiając plecy. Przestała liczyć kolejne ciosy, straciła rachubę czasu.
- Zapytam po raz drugi: może jednak zdecydowałaś się współpracować? – odezwał się nagle Marek.
Dopiero po chwili zastanowienia Aśka zdała sobie sprawę, że już jej nie bije. Z trudem zaczerpnęła powietrza, zbierając siły na kolejną dawkę bólu.
Krzyczała i miotała się po podłodze, ale na mężczyznach nie robiło to żadnego wrażenia, a nawet zdawali się czerpać z tego pewną przyjemność. Tylko ich szef miał niewzruszoną minę. On jeden zaczął zastanawiać się, czy zdołają złamać policjantkę. Cała była już zlana krwią, a jej plecy były jedną wielką raną. Istniało spore prawdopodobieństwo, że umrze, nim uda im się zmusić ją do współpracy.
Tymczasem do Joasi niewiele już docierało. Starała się cały czas myśleć o Sebastianie, bo już tylko on był w stanie dodać jej odwagi. Niestety jego obraz zaczynał się zacierać, a zostawał tylko ból. Zaczynała zapominać o wszystkich powodach, dla których zdecydowała się na tę męczarnię. Traciła oddech, a przez oczami migały jej ciemne plamy. Modliła się o śmierć, która wreszcie przyniosłaby jej ulgę, ale ta jak na złość nie nadchodziła. W końcu kobieta nie wytrzymała. Chciała już tylko jednego: żeby przestało boleć.
- Dobrze – wydusiła z trudem, ale jej szept ledwie było słychać.
- Co dobrze? – zapytał Marek, pochylając się nad nią.
- Zrobię, co zechcecie – dodała, rzężąc. – Wszystko…
- Grzeczna dziewczynka.
Uśmiechnął się do kumpli i powoli cała czwórka opuściła pomieszczenie, zostawiając Joasię samą. Słyszała ich oddalające się głosy, a potem warkot odjeżdżających samochodów. Wiedziała, że musi podnieść się i zatamować krwawienie, ale nie była w stanie. Długo walczyła ze sobą i dopiero dobrze znana melodia wygrywana przez jej telefon piętro wyżej zmusiła ją do zebrania sił. Podniosła się do klęczek i, szlochając, próbowała znaleźć coś, czym mogłaby się zakryć. Niestety żadne z jej ubrań nie ocalało. W końcu obolała dotarła jakoś do schodów, a potem, zataczając się, na górę. Przez krótką chwilę chciała zadzwonić do Sebastiana, ale zaraz zmieniła zdanie. Wiedziała, że musi poradzić sobie sama.
Jeszcze tego wieczoru zadzwoniła na komendę, prosząc o tydzień wolnego. Nie było szans, żeby przez najbliższych kilka dni dała radę wrócić do pracy. Założyła sobie prowizoryczny opatrunek na udo, ale z ranami po bacie nic nie mogła zrobić. Nawet nie śmiała prosić męża o pomoc, a on, jakby czytał w jej myślach, stwierdził, że będą jej przypominać o tym, co ma zrobić.
Nie było to jednak potrzebne. Joasia doskonale pamiętała, co ją czeka i nie miała zamiaru zwodzić swoich oprawców. Może i była silna, ale nie aż tak, by po raz kolejny zdecydować się na przejście przez piekło. Miała już plan, dzięki któremu miała umożliwić Ogryzkowi ucieczkę. Nie był to jednak jedyny element jej przygotowań.
Dokładnie dwa tygodnie później umówiła się w mieście z Anią. Przez cały ten czas nie chodziła do pracy i nie widywała się z Sebastianem. Wiedziała, że mężczyzna się denerwuje, ale nie chciała, by zauważył, co się z nią dzieje. Rany zagoiły się na tyle, że mogła w miarę normalnie funkcjonować, ale ból i tak był częścią jej rzeczywistości.
Ania czekała w umówionej knajpce, pijąc kawę. Joasia przywitała się z nią i usiadła naprzeciwko. Postanowiła nie owijać w bawełnę i przejść od razu do rzeczy.
- Potrzebuję twojej pomocy – powiedziała, patrząc przyjaciółce w oczy. – Wiem, że na to nie zasłużyłam, że przez ostatnie lata cię okłamywałam i wciąż to robię… ale nie mogę poprosić nikogo innego.
- Co się stało? – zapytała natychmiast Anka, sprowadzając rozmowę na właściwie tory.
- Wplątałam się w coś… coś zupełnie bezsensownego, ale jest już za późno, żeby się wycofać.
- Zaczynasz mnie przerażać…
- Aniu, powiem wprost. Chciałabym, żebyś przekazała to Sebastianowi, jeśli… no, sama będziesz wiedziała, kiedy nadejdzie właściwy moment – mruknęła policjantka. – To dla mnie naprawdę ważne i dla niego także. O nic nie pytaj, nie mogę powiedzieć więcej… po prostu obiecaj mi, że we właściwym momencie Seba dostanie tę kopertę.
Przez chwilę Ania milczała, wpatrując się w szczupłe palce przyjaciółki złożone na tajemniczej przesyłce. W końcu podniosła wzrok i spojrzała jej w oczy.
- Obiecuję.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

20. Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna

Zaczął spacerować po pomieszczeniu, próbując zmylić poczucie bezradności. Wypatrzył na kominku coś, co go interesowało i podszedł tam. Wziął do ręki ślubne zdjęcie Joasi i Marka. Przez dłuższą chwilę przyglądał mu się zamyślony. Ocknął się, dopiero słysząc kroki.
- Wiesz – powiedział, nie odwracając się, - przypomniał mi się ten dzień, kiedy po raz pierwszy poszliśmy do łóżka. Byłem wtedy wielkim optymistą. Myślałem, że skoro zgodziłaś się ze mną spotykać, wszystko już się ułoży. Twoje małżeństwo jakoś nie robiło na mnie większego wrażenia.
Urwał na moment i uśmiechnął się sam do siebie. Aśka nie odezwała się ani słowem, nie podeszła, ale wiedział, że słucha go uważnie.
- Byłem strasznym egoistą – kontynuował po chwili. – Miałem wtedy taki pomysł… o którym nigdy ci nie powiedziałem. Może nie był jakiś super szlachetny, ale gdybym wtedy wprowadził go w życie, teraz byłabyś wolna, choć pewnie nawet nie wiedziałbym, co się z tobą dzieje. Chciałem pojechać do Marka i powiedzieć mu, że spędziliśmy razem noc – oznajmił, uśmiechając się do siebie. – To był taki odruch po tym, co mi o nim opowiadałaś. Nie powiedziałaś tego wprost, ale ty nigdy nie mówiłaś jasno, kiedy coś było nie tak. Zresztą, nie musiałaś… Wiedziałem, że jesteś z nim nieszczęśliwa i czułem, jakbyś się go bała. Naprawdę chciałem mu powiedzieć, bo wtedy by cię zostawił i nie musiałabyś… - westchnął. – Ale zdałem sobie sprawę, że jeśli to zrobię, znienawidzisz mnie i już na pewno więcej nie będziesz chciała się ze mną spotkać. Zacząłem sobie tłumaczyć, że jestem przewrażliwiony, że przecież nie mogę niszczyć ci życia, ale tak naprawdę po prostu nie chciałem cię stracić. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo tego żałuję.
Odstawił zdjęcie na kominek i odwrócił się do kobiety, wciąż uśmiechając się smutno. Joasia siedziała na oparciu fotela, obejmując się ramionami.
- Znienawidziłabym cię – odparła cicho. – A ty mnie…
- Może – przyznał Sebastian. – Ale przynajmniej nie musiałbym patrzeć, jak się męczysz. Wtedy była jeszcze szansa, żeby to przerwać, a teraz… teraz chyba już nie ma.
- Nigdy nie było – mruknęła Joasia.
- Wtedy nie byłaś jeszcze w to wszystko tak wkręcona. Teraz mam wrażenie, jakbyś naprawdę była jego własnością.
Aśka nie odpowiedziała. Milczała z uporem przez kilka kolejnych minut, chcąc przeczekać kłopotliwy temat. Sebastian w międzyczasie krążył po pokoju.
- Może powinnaś zrobić choć podstawowe badania? – odezwał się nagle, stając pod oknem.
- Nie jestem chora – odparła cicho Joasia.
Otuliła się szczelniej swetrem, unikając spojrzenia ukochanego.
- Skąd wiesz? Byłaś u lekarza? Zresztą, po co ja pytam? Przecież wiadomo, że nie.
- Nie mogę pójść do lekarza. Nie pokażę mu tych wszystkich śladów…
- Więc poczekaj, aż się zagoją – upierał się Seba, krzyżując ręce na piersiach.
- Zanim się zagoją, będą następne. A poza tym, wiesz przecież, że zostają blizny.
Sebastian pokręcił głową.
- Zrobisz, jak zechcesz – powiedział.
Tę noc trudno było uznać za miłe wkroczenie w nowy rok. Jeszcze przed północą komisarze pożegnali się i Sebastian pojechał do siebie. Nie był na Joasię zły, ale spędzenie kilku godzin w jej towarzystwie bardzo go przygnębiło. Zdał sobie sprawę, że się poddała i niezależnie od jego starań jest już za późno, by cokolwiek z tym zrobić. Aśka także to wiedziała. Ona jednak w przeciwieństwie do Sebastiana odczuwała ulgę. Wiedziała, że sprawy zaszły za daleko i z jej sytuacji nie ma już wyjścia. Marek z każdym dniem zdawał się coraz bardziej wściekły, a Joasia czekała już tylko, aż do reszty straci nad sobą panowanie. Niestety nie wiedziała, że mąż ma dla niej inne plany.
Kilka dni później komendę obiegła informacja o zatrzymaniu Ogryzka, który był prawą ręką Małego, a także kilku innych, mniej ważnych członków gangu.
- Wpadli podczas przejęcia towaru – opowiadał Rafał, który poprzedniego wieczoru uczestniczył w akcji. – To był zupełny przypadek. Chłopcy szukali niejakiego Maliny. Gość jest podejrzany o serię napadów na sklepy jubilerskie, kantory i tak dalej. Informator dał im cynk, że Malina ukrywa się na Piastowskiej, ale jak tam wpadliśmy… Ogryzek z kumplami właśnie odbierali towar. Mówię wam, cały arsenał broni…
- Szkoda, że Małego tam nie było – westchnął Seba.
- To i tak wielki sukces – zauważyła Anka, upijając łyk herbaty. – Tyle lat bawił się z nami w kotka i myszkę…
- Rozmawiałeś z prokuratorem? – zapytała Aśka, którą ta sprawa chyba najbardziej interesowała. – Jakie dostanie zarzuty?
- Chyba należenie do zorganizowanej grupy przestępczej, przemyt, no i zaatakowanie policjanta na służbie – odparł Rafał. – Tym razem już się nie wywinie, jest umoczony.
Joasia spojrzała na partnera, który uśmiechnął się do niej nieco. Obojgu im ulżyło, bo byli przecież bliscy zatrzymania ludzi Małego i sami z tego zrezygnowali. A teraz, kiedy Ogryzek siedział już w areszcie, nie musieli się tym aż tak zadręczać.
- Marek na pewno będzie wściekły – powiedział Sebastian, kiedy zostali sami. – Może nie powinnaś wracać dziś do domu?
- Nie oberwę dziś, oberwę jutro – skwitowała Aśka, uśmiechając się. – Ale zawsze mogę wrócić trochę później.
- To co dziś robimy?
- Może pojedziemy do ciebie? Dawno nie widziałam Vivy…
- Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że chcesz się spotkać z nią, a nie ze mną – zażartował mężczyzna.
- No… powiedzmy, że nie tylko z nią – odparła Joasia, pokazując mu język.
Seba uśmiechnął się mimowolnie. Dawno nie widział jej w tak dobrym humorze, a to wróżyło bardzo miłe popołudnie.
Viva przywitała Aśkę bardzo entuzjastycznie. Zdążyła się już co prawda przyzwyczaić do Sebastiana, ale pani komisarz nadal była dla niej najważniejsza. Dlatego też ledwie Joasia weszła do ogrodu, wilczyca niemal się do niej przykleiła i nie opuszczała na krok.
- Strasznie żałuję, że nie może ze mną mieszkać – westchnęła policjantka, kiedy kilka minut później siedziała z Vivą na kanapie.
- Nie martw się, niczego jej tu nie brakuje.
- Wiem…
Seba przysiadł obok ukochanej i objął ją ramieniem. Joasia wciąż wyglądała bardzo źle, żeby nie powiedzieć fatalnie, ale mężczyzna zdążył się już do tego przyzwyczaić.
- Z chęcią wyjechałabym znowu do Zakopanego – westchnęła Aśka, przeciągając się. – Może pogoda nam nie dopisała, ale i tak było fantastycznie.
- Zwłaszcza na stoku – zaśmiał się Seba. – W życiu nie miałem tylu siniaków… No ale wiesz, że jeśli uda ci się wyrwać z domu…
- Nie uda – przerwała mu. – Nie ma szans, nie teraz. A nie chcę znowu uciekać, bo potem…
- Wiem, ja też tak nie chcę – powiedział spokojnie mężczyzna. – Zbyt wysoka cena.
- Słuchaj, Sebuś – zaczęła Joasia, nagle całkowicie poważniejąc, - czy jeśli o coś cię poproszę… nie złamiesz danego słowa bez względu na wszystko?
Policjant zmarszczył brwi. Taki początek nie wróżył nic dobrego, ale nie mógł oprzeć się utkwionym w nim oczom Joasi.
- Zależy o co chodzi – odparł wymijająco. – Ale możesz spróbować.
- Widzisz… to może trochę głupio zabrzmieć…
Kobieta uśmiechnęła się z zakłopotaniem i uklękła na kanapie, odwracając się przodem do Sebastiana. Wzięła delikatnie jego dłoń w swoje i spojrzała mu w oczy.
- Zaczynam się bać… - mruknął mężczyzna ostrożnie.
- Chciałeś wiedzieć, dlaczego jestem z Markiem…
- A ty nagle postanowiłaś wyznać mi prawdę? – zapytał Seba z ironią.
Joasia przygryzła wargę. Nastawienie Sebastiana zbiło ją z tropu.
- Przepraszam – westchnął mężczyzna. – Po prostu za każdym razem jak rozmowa schodzi na ten temat, denerwujesz się i mnie opieprzasz… Mów, o co chodzi.
- O nic – odparła chłodno. – Muszę już iść, Marek pewnie na mnie czeka.
- Aśka, nie obrażaj się…
- Ani mi to w głowie – powiedziałam kobieta, ale ton jej głosu wskazywał na coś innego.
- Oj, proszę cię…
- Naprawdę muszę już iść – oznajmiła Joasia, wkładając buty. Ubrała się szybko, pożegnała z Vivą i spojrzała jeszcze raz na Sebastiana. – Kocham cię bardzo – szepnęła, głaszcząc go po policzku. – Wiem, że czasem cię denerwuje, że czasem mnie nie rozumiesz… Tym bardziej doceniam, że cały czas jesteś przy mnie.
- Na ciebie po prostu nie można się złościć – westchnął Seba z uśmiechem. – Wystarczy, że na mnie spojrzysz i zaraz zapominam o wszystkim…
Aśka pocałowała kochanka namiętnie, pomachała mu i wyszła. Chciał ją odwieźć, ale wolała pojechać autobusem. Mówiąc szczerze rozczarował ją swoją reakcją. Dla niej to była bardzo ważna sprawa, a on to zlekceważył. Czekając na autobus, wyciągnęła z kieszeni kurtki kopertę i przyjrzała się jej zamyślona. Z jednej strony chciała wyrzucić ją do kosza, a z drugiej wręcz przeciwnie – wręczyć ukochanemu i prosić, żeby przeczytał. Nie potrafiła podjąć żadnej decyzji, więc ostatecznie włożyła list z powrotem do kieszeni i wsiadła do autobusu.
W domu czekała na nią niemiła niespodzianka. Już otwierając bramę, wyczuła, że coś jest nie tak. Na podjeździe stały dwa samochody, które z całą pewnością nie należały do Marka, a co gorsze jednym z nich było czarne audi. Zatrzymała się zaniepokojona, nie wiedząc, czy powinna wejść do domu. Odruchowo zacisnęła dłoń na swojej broni, jakby zamierzała jej użyć.
- Spokojnie – mruknęła sama do siebie, - nie popadaj w paranoję.
Zdecydowanym krokiem weszła do domu. Od progu słyszała męskie głosy, ale nie mogła rozróżnić słów. Zdjęła buty i kurtkę, po czym skierowała się do salony. Zamarła w drzwiach. Na fotelach i sofie siedziało kilku mężczyzn, na których jednak nie zwróciła najmniejszej uwagi. Jej wzrok spoczął na postaci pod oknem. Mały odwrócił się, spojrzał na nią i uśmiechnął kpiąco.
- Kogo widzą moje oczy… - zaczął, krzyżując ręce na piersiach.
Joasia natychmiast sięgnęła po swoją broń, ale na jej nadgarstku zacisnęła się dłoń jednego z członków gangu. Gruby wyjął z kabury pistolet policjantki i odszedł powoli, bawiąc się nim ostentacyjnie. Kobieta spojrzała na Marka, ale jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Siedział na fotelu w niedbałej pozie i obserwował pozostałych.
- Oddaj mi broń – warknęła Aśka w kierunku Grubego. Mężczyzna tylko się zaśmiał. – Źle się to dla was skończy – ostrzegła, ale w jej głosie dało się wyczuć strach.
Jej próba odzyskania kontroli nad sytuacją wywołała ogólne rozbawienie. Przez moment chciała uciec, ale zaraz zdała sobie sprawę, że nie ma na to najmniejszej szansy.

niedziela, 26 czerwca 2011

19. Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna

Długo bawili się w wodzie, grali w berka i ochlapywali się. W końcu zmęczeni wyszli na plażę i usiedli na piasku.
- Musimy wyschnąć – westchnęła Joasia. – Nie wzięłam nawet bielizny…
- Ani ręcznika – zauważył Seba. – Nie chcę nic mówić, ale nie jest aż tak ciepło, żebyśmy zdołali wyschnąć do rana.
- Ale zostańmy tu jeszcze…
- Ile tylko zechcesz.
Joasia położyła się na piasku, a Sebastian zaczął bawić się sznureczkami od jej bikini.
- Niby się pogodziliśmy – zaczęła niespodziewanie kobieta, - ale to co nas poróżniło, wciąż jest aktualne.
- Wiem.
- I co z tym zrobimy?
Sebastian westchnął i przez chwilę milczał, delikatnie podrzucając sznureczek od majtek Joasi.
- Nie wiem – odparł w końcu. – Ale wiem jedno: nie chcę już nigdy kłócić się przez to.
- Ani ja.
- Wiesz, że powinniśmy zatrzymać Marka, prawda? – zapytał Seba łagodnie.
Kobieta pokiwała głową, spuszczając wzrok. Od trzech miesięcy ten temat wciąż do niej wracał.
- Może ściągnąć na ciebie niebezpieczeństwo – dodał Sebastian po chwili. Był już całkiem poważny, a romantyczna atmosfera gdzieś zniknęła. – Nie wiadomo, jak głęboko w tym siedzi, a sama wiesz, że Mały jest nieobliczalny.
- Marek to płotka – mruknęła Aśka lekceważąco. – Nie może pełnić tam znaczącej roli, a Małego pewnie nawet nie widział.
- A mi się wydaje, że wręcz przeciwnie – upierał się mężczyzna. – Na Jaworowej wyglądało, jakby cieszył się sporym poważaniem.
- Nie mogę tak po prostu go zatrzymać – powiedziała Joasia przepraszającym tonem.
- Nie musisz. Wystarczy, że zgłosimy to do CBŚ, oni zrobią resztę…
- Nie mogę, przepraszam.
Przez moment Sebastian bił się z myślami. Bardzo trudno było mu się z tym pogodzić, tym bardziej, że nie znał przyczyn zachowania ukochanej. Po chwili jednak uśmiechnął się sam do siebie.
- Kocham cię – szepnął i pocałował kobietę namiętnie.
Wszystko zdawało się wrócić do normy. Problemy nadal były te same, ale komisarze nauczyli się nie przywiązywać do nich aż takiej wagi. Po trzech miesiącach rozłąki zrozumieli, że łatwiej jest martwić się razem niż tęsknić osobno. Starali się nie myśleć o przyszłości, bo takie rozważania nie mogły wnieść nic dobrego. Sebastian zmienił swoje nastawienie o sto osiemdziesiąt stopni i teraz z czystym sumieniem mógł stwierdzić, że jest szczęśliwy.
Gorzej było z Joasią, która czuła się osaczona ze wszystkich stron. Kochanek nie wspominał już o żadnych pretensjach, ale i tak wiedziała, że są aktualne. Miała ogromne wyrzuty sumienia, że ignorowała przestępcze praktyki męża, a jakby tego było mało, jego kumple zaczęli coraz częściej gościć w ich domu. Ulubioną rozrywką mężczyzn była rzecz jasna Joasia. Coraz gorzej to znosiła, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Rany goiły się wolniej, siniaki dłużej zostawały na ciele, a większość czasu spędzanego w samotności zwykle przepłakiwała.
W tym tonie minęło całe lato i jesień, a nastała zima. W ciągu ostatnich miesięcy Aśka zmieniła się bardzo, nie była już tą samą kobietą.
- Co się z nią dzieje? – zastanawiała się na głos Ania, kiedy w Sylwestra razem z Sebastianem wypełniali raporty. – Tak strasznie zmizerniała…
- To prawda – westchnął tylko mężczyzna, podnosząc głowę znad papierów.
- Może jest chora? – prorokowała dalej policjantka. – Schudła z piętnaście kilo, to sama skóra i kości. Poza tym tak szybko się ostatnio męczy...
- Gdyby była chora, na pewno by nam powiedziała – mruknął Seba, nagle zdając sobie sprawę, że w rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie.
- No to może coś ją gnębi? Ale z drugiej strony… czy z powodu złego samopoczucia aż tak bardzo by się zmieniła?
- Nie wiem, Anka.
- Na pewno?
- Pewnie prędzej by powiedziała tobie niż mnie – mruknął Sebastian, chcąc zakończyć ten temat. – W końcu jesteście przyjaciółkami.
- Próbowałam z nią rozmawiać, ale tylko mnie zbyła. Może ty byś spróbował?
- Spróbuję – powiedział na odczepnego i wrócił do raportów.
Tymczasem Aśka szykowała się na przyjęcie sylwestrowe. Upięła włosy i zrobiła mocny makijaż, ale i tak nie ukryła kiepskiej kondycji. Kilka dni wcześniej Marek strasznie ją pobił. Nie ukrywał, że jest „rozczarowany” jej wyglądem. Żądał, by zadbała o to i znowu ładnie prezentowała się na jego bankietach, jednak Joasia nie mogła nic zrobić. Zupełnie straciła apetyt, przez co chudła w oczach, a dodatkowo niemal nieustające biegunki i wymioty pogarszały sprawę.
- Wyglądasz fatalnie – oznajmił Marek, wchodząc bez pukania do łazienki. – Doprowadź się do porządku.
- Ja… robię co mogę… - odparła cicho, zasłaniając się nerwowo szlafrokiem.
Mężczyzna zerwał go z niej gwałtownym ruchem i przyjrzał się żonie krytycznie.
- Jak ty wyglądasz? – warknął. – Tylko spójrz na siebie.
Złapał ją za ramię i z pogardą odwrócił do ściany. Czuła, że mierzy ją spojrzeniem, ale nie miała odwagi się odezwać.
- Zostajesz w domu – zadecydował Marek. – Nie pokażę się z czymś takim.
Wyszedł z łazienki, a Joasia usiadła na brzegu wanny. Łzy popłynęły jej po policzkach. Wcale nie chciała iść na przyjęcie, wręcz przeciwnie: wolała zostać w domu i mieć święty spokój. Wiedziała jednak, co to dla niej oznacza. Przestawała być dla Marka potrzebna i dzień, kiedy wszystko wyjdzie na jaw zbliżał się nieuchronnie. Chciała zadzwonić do Sebastiana, zapytać, kiedy będzie w domu i czy może do niego przyjechać, ale przypomniała jej się sytuacja sprzed kilku dni.
Mężczyzna wszedł do sypialni w samych bokserkach. Natychmiast poczuła radosne podniecenie. Przygryzła wargę i odruchowo odgarnęła włosy, czekając, aż do niej podejdzie. Kiedy usiadł na brzegu łóżka, uklękła i zarzuciła mu ręce na szyję. Zaczęła całować jego kark i ramiona, a po chwili leżała już pod nim. Wszystkie problemy zniknęły, liczyli się tylko oni. Przymknęła oczy, ciesząc się bliskością ukochanego. Czuła, jak delikatnie pieści jej piersi okryte tylko cienkim materiałem koszulki. Zamruczała cicho, przesuwając jego dłonie nieco niżej. I nagle wszystko prysło.
Sebastian odsunął się od niej tak nagle, że wystraszona usiadła.
- Co jest grane? – zapytała zaskoczona.
- Nic, nic – odparł Seba z zakłopotaniem. – Wiesz, jakoś nie najlepiej się dziś czuję.
- To… na pewno nie… jeśli zrobiłam coś nie tak…
- No coś ty, skarbie. Nadrobimy to innym razem, dobrze?
Pocałował ją delikatnie, ale już nie było w tym zaangażowania.
Więcej nie pytała go o to, ale przeczuwała, co było przyczyną. Jemu także przestawała się podobać i, szczerze mówiąc, wcale się temu nie dziwiła. Sama zaczynała czuć do siebie obrzydzenie. Spędzała mnóstwo czasu przed lustrem, odkrywając coraz to nowe zmarszczki, które, choć w rzeczywistości delikatne, jej wydawały się koszmarne.
Mocno przybita wyszła z łazienki i założyła na siebie stary podkoszulek. Miała zamiar zaszyć się w łóżku i w ten sposób spędzić sylwestrową noc. I pewnie by jej się to udało, gdyby Sebastian nie postanowił sprawdzić, jak bawi się na przyjęciu. Kiedy w telefonie usłyszała głos ukochanego, straciła nad sobą kontrolę. Rozszlochała się i w końcu przyznała, że jest sama w domu. Seba natychmiast postanowił działać. Ubłagał Rafała, żeby wziął jego dyżur i pojechał do ukochanej.
- Nie musiałeś przyjeżdżać… - mruknęła, otwierając mu drzwi.
- Stary podkoszulek, rozmazany makijaż i czekolada – podsumował, wycierając kciukiem kącik jej ust. – Czyli chandra.
Joasia uśmiechnęła się smutno i weszła w głąb pokoju. Zapadła się w fotelu, próbując ukryć przed Sebastianem twarz.
- Co się dzieje, słońce? – zapytał mężczyzna, przysiadając na oparciu fotela.
- Nic…
- Jasne – mruknął, kpiąco. – Znowu Marek?
- Nie… to znaczy tak. Ale nie tylko – przyznała z niechęcią.
- Więc?
- Starzeję się – powiedziała Joasia cicho. – Wyglądam coraz gorzej. Przestaję się podobać i jemu, i tobie…
- Mnie? Chyba żartujesz!
- A ta sytuacja z soboty? – wypaliła bez zastanowienia. – Nie chciałeś się ze mną kochać, odskoczyłeś tak nagle…
- Oj, Asia… - westchnął Seba, kręcąc głową. – Kiedy podwinąłem ci koszulkę, zobaczyłem, jak strasznie jesteś szczupła… po prostu bałem się, że cię skrzywdzę. Jesteś taka delikatna…
- Akurat…
- Chyba nie myślisz, że kłamię? – zapytał, uśmiechając się pobłażliwie.
- Po prostu…
- Kochanie, jesteś śliczna i zawsze taka będziesz. A to co mówi Marek… przecież sama wiesz, że to stek bzdur.
Sięgnął do jej włosów i zaczął delikatnie wyjmować z nich wsuwki. Aśka siedziała w milczeniu, rozważając jego słowa.
- Jestem już tym naprawdę zmęczona – wyznała w końcu. – Czasem sobie myślę, że chciałabym po prostu zasnąć i się nie obudzić…
- Aśka, jak możesz tak mówić?
- Nie oceniaj mnie. Nie masz do tego prawa.
Kobieta przymknęła oczy, wtulając się w oparcie fotela. Naprawdę wyglądała fatalnie.
- Nie oceniam cię – powiedział Sebastian łagodnie. – Ale serce mi pęka, kiedy mówisz takie rzeczy.
- Kiedy byłam młodsza, jakoś lepiej to znosiłam… - mruknęła, skubiąc tapicerkę fotela. – Teraz jest coraz trudniej.
- Musisz odpocząć, zregenerować siły – odparł mężczyzna, próbując sprowadzić rozmowę na racjonalne tory. – Powinnaś gdzieś wyjechać…
- Daj spokój, przecież wiesz, jak jest. Przepraszam cię – dodała cicho.
Wstała i wyszła z salonu. Sebastian podążył za nią. Skryła się w łazience, a on, stojąc na skraju pokoju, słyszał, jak kobieta wymiotuje. Przybity wrócił do salonu.

sobota, 25 czerwca 2011

18. Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna

Kiedy pół godziny później Joasia zagrzebywała się w chłodnej pościeli pod czujnym okiem Sebastiana, miała ochotę rozpłakać się z radości. Klimatyzacja sprawiła, że wreszcie przestała narzekać na gorąco i w kilka minut zaczęła przysypiać. Jeszcze kątem oka obserwowała apartament, ale nie była już w stanie nic zaobserwować.
Sebastian obudził ukochaną późnym popołudniem. Kobieta przeciągnęła się zaspana i spojrzała na niego z uśmiechem.
- Czyli to jednak nie był sen – powiedziała rozleniwionym głosem.
- Absolutnie nie. Siadaj, słońce.
Postawił na jej kolanach tacę z obiadem. Joasia tylko się uśmiechnęła i sięgnęła po widelec.
Niestety nie mogła dłużej zabawić u Sebastiana. Po obiedzie pobiegła do „swojego” apartamentu, gdzie czekał już na nią Marek. Na widok bogatej, „ciężkiej” sukni na kole zwyczajnie ją zemdliło. Nie zaprotestowała jednak, a nawet uśmiechnęła się z wysiłkiem. Wzięła suknię bez słowa i zniknęła w łazience.
Tego wieczoru stanowczo zwracała na siebie uwagę i to w pozytywnym sensie. Wyglądała zjawiskowo, choć sama się sobie nie podobała. Wciąż ktoś prosił ją do tańca i przez pierwsze dwie godziny, nie zdołała nawet dostrzec Sebastiana, nie wspominając już o rozmowie.
- Wyglądasz cudownie – usłyszała nagle nad uchem czuły szept.
Uśmiechnęła się pod nosem, ale nie odwróciła. Wiedziała, że w tym towarzystwie jest non stop obserwowana i nie może sobie pozwolić na żaden fałszywy ruch. Niby niechcący musnęła jego dłoń swoją, dając mu do zrozumienia, że usłyszała komplement i odeszła za mężem do stołu.
Rozmowy z partnerami biznesowymi Marka czy też ich wyelegantowanymi żonami kompletnie jej nie interesowały. Siedziała więc, uśmiechając się i od czasu do czasu wtrącając jakąś neutralną uwagę. Ożywiła się nieco, dopiero kiedy usłyszała, że umawiają się na pokera po zakończeniu bankietu. Wiedziała, co to dla niej oznacza: dodatkowe godziny wolnego, które mogła spędzić z Sebastianem. Niestety już chwilę później mina jej zrzedła, bo jeden z mężczyzn zaproponował, żeby zabrać ze sobą żony. Dobrze wiedziała, że to tylko tak ładnie się nazywa, a w rzeczywistości oznacza zupełnie coś innego.
- Sebastian, przyłącz się do nas – zawołał Marek.
Aśka odwróciła się mimowolnie i stwierdziła, że Seba właśnie przechodzi za jej plecami. Rzuciła mu błagalne spojrzenie, po czym mężczyzna już bez wahania dosiadł się do stołu.
- Po bankiecie gramy w pokera – powiedział Marek, - mam nadzieję, że do nas dołączysz? Kobiet też nie zabraknie, chyba wiesz co mam na myśli – dodał, obejmując Joasię niedbałym ruchem. – Nie znasz jeszcze swojej partnerki z tej strony.
Wplątał palce we włosy żony i nieco je zmierzwił. Joasia natychmiast poczuła się jak sztuka mięsa na sklepowej wystawie. Spuściła wzrok, czując, że palą ją policzki i modląc się, by zakrył to makijaż.
- Z chęcią poznam – odparł Sebastian, chcąc zachować twarz, ale w jego uśmiechu dało się wyczuć niechęć.
- O tak, nawet nie wiesz, jaki jest z niej pożytek – kontynuował Marek wyraźnie zadowolony, bo reszta przyglądała się kobiecie z pożądaniem.
Joasia czuła, jak mąż klepie ją po policzku, a potem bawi się jej ustami. Ledwie już panowała nad emocjami. Czuła się potwornie upokorzona, a fakt, że Seba na to patrzył wcale nie polepszał sprawy. Nie wyobrażała sobie, by jeszcze kiedykolwiek mogła spojrzeć mu w oczy, a poza tym bała się, że w pewnym momencie nie wytrzyma i rzuci się na rywala.
Po bankiecie Marek wysłał Aśkę do pokoju i kazał się przygotować. Zaznaczył dokładnie, co ma założyć, więc kobieta nie miała wielkiego wyboru. Zdjęła znienawidzoną suknię, ale tym razem nie poczuła ulgi. Bardzo bała się tego, co jeszcze ją czekało.
Aż podskoczyła, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Była w samej bieliźnie, więc zaczęła gorączkowo szukać szlafroka.
- To ja – zawołał Seba.
Aśka wpuściła go bez słowa i zamknęła za nim drzwi. Nie miała ochoty słuchać tego, co z pewnością miał jej do powiedzenia, więc po prostu zaczęła się rozbierać.
- Chcesz, żebym tam szedł? – zapytał mężczyzna, nie spuszczając z niej wzroku.
- Nie wiem – odparła cicho. – Wolę, żebyś nie widział tego, co się będzie działo.
- Pomogę ci…
- Nie – przerwała mu gwałtownie. – Pamiętaj, co mi kiedyś obiecałeś.
- Nie o to mi chodziło – powiedział Sebastian, siadając na fotelu. – Możemy ich przechytrzyć.
Mruknęła pod nosem coś niezrozumiałego i zapięła stanik. Bielizna, którą przygotował jej Marek składała się tylko z niewielkiej ilości cieniutkiej koronki.
- Nienawidzę tego – burknęła, biorąc do ręki springi.
- Ale seksownie w tym wyglądasz.
Aśka uśmiechnęła się mimowolnie, kręcąc głową z dezaprobatą. Nawet wizja koszmarnej nocy nie mogła sprawić, by zapomniała o szczęściu, które wciąż ją przepełniało. Sebastian podał jej pończochy z nieco rozbawioną miną, ale zaraz na powrót spoważniał.
- Kochanie, nie martw się – zaczął łagodnie. – Nie tkną cię, przynajmniej nie dzisiaj.
- Seba…
- Zaufaj mi.
Uśmiechnęła się smutno i wcisnęła się w czarną, wieczorową sukienkę.
- Ufam – powiedziała. – I cieszę się, że nie będę tam sama.
Najwyższe piętro budynku przeznaczone było na rozrywkę. Jak na luksusowy hotel przystało, można tam było znaleźć wszystko, czego dusza zapragnie. Marek i jego kumple zajęli salę ze stołami do bilardu i pokera. Kiedy Joasia tam weszła, byli już wszyscy. Podeszła powoli do męża i chciała usiąść obok niego, ale on miał inne plany. Wziął ją na kolana i na oczach kolegów sięgnął do piersi.
- Wiecie co, jakoś nie kręcą mnie takie grzeczne zabawy – powiedział niespodziewanie Sebastian, udając rozleniwienie i znudzenie.
- Nie martw się – odparł Janusz, który najczęściej bywał u Marka, - nie będziesz się z nami nudził.
Mężczyźni wybuchnęli śmiechem, ale Sebastian tylko wywrócił oczami i ostentacyjnie rozejrzał się po pomieszczeniu, jakby szukał czegoś ciekawszego.
- No to co proponujesz? – zapytał Marek.
Sebastian uśmiechnął się w duchu. Tego się właśnie spodziewał. Marek należał do osób, które zawsze musiały być we wszystkim najlepsze, więc podważenie „jakości” jego rozrywek było bardzo celnym strzałem.
- Żonę masz na co dzień, nie znudziła ci się jeszcze? – odparł lekceważącym tonem. – Niech spada, a my lepiej zadzwońmy po dziwki.
Marek zmierzył Joasię spojrzeniem, jakby oceniał, czy jest dość atrakcyjna, by uczestniczyć w wieczorze. Prawdę mówiąc nigdy jakoś szczególnie nie bawiło go zamawianie prostytutek. Wolał, kiedy jego „partnerka” wyrywa się i prosi o litość, wyraźnie cierpiąc. W ostateczności wystarczała mu świadomość, że zmusza ją do czegoś, czego nie chce.
- Co racja, to racja – oznajmił w końcu, ale zrobił to tylko po to, by dbać o swój image.
Niespodziewanie zrzucił Joasię z kolan, tak że kobieta o mało nie wylądowała na ziemi. W ostatniej chwili zdołała złapać równowagę i ustać na nogach. Zerknął na nią wymownie i lekceważącym ruchem wskazał drzwi, więc wyszła, rzucając tylko Sebastianowi ostatnie spojrzenie.
Zaszyła się w apartamencie, ale nawet nie próbowała zasnąć. Miała wielką nadzieję, że Sebastian pierwszy wyrwie się z „imprezy” i zechce spędzić z nią choć chwilę. Niestety zmęczenie dało o sobie znać i w końcu przysnęła. Po niespełna godzinie obudziło ją ciche pukanie. Zerwała się z kanapy i otworzyła drzwi z nadzieją, że ujrzy za nimi Sebastiana. I nie przeliczyła się.
- Dziękuję – mruknęła, zamykając za nim drzwi, a potem obdarzyła go czułym pocałunkiem. – Dziękuję.
- Nie ma za co.
Przysiedli na kanapie, trzymając się za ręce. Przez dłuższą chwilę zgodnie milczeli.
- Marek tam został? – zapytała w końcu Joasia.
- Tak, zdaje się, że nieźle się bawi – odparł Seba z sarkazmem.
- Ty też…? – zaczęła z wahaniem, ale koniec zdania nie przeszedł jej przez gardło.
- Aśka, musiałem – westchnął, mimowolnie wywracając oczami. – Przecież musiałem zachować pozory, sama tego chciałaś.
- Wiem…
- No dobrze, kładź się spać – zarządził mężczyzna. – Markiem się nie martw, pewnie wróci półprzytomny.
- Jeszcze raz dziękuję…
- Daj spokój. Wyśpij się, a jutro na pewno znajdziemy trochę czasu, żeby popływać.
Pokiwała głową, pozwoliła się pocałować i odczekała aż Sebastian wyjdzie. Potem zmęczona położyła się spać i, o dziwo, tej nocy nie nawiedziły jej żadne koszmary.
Cały następny dzień z nielicznymi przerwami odbywały się „spotkania w interesach”, jak nazywał je Sebastian. Joasia miała więc spokój, który postanowiła wykorzystać na poznanie okolicy. Ponownie wybrała się na plażę i molo, potem zwiedzała miasto, aż w końcu usadowiła się w apartamencie przed telewizorem.
Późnym wieczorem spotkania wreszcie się zakończyły. Tym razem Marek nie miał dla żony wiele czasu, bo umówił się z kumplami na bilard. Ku jej wielkiemu zadowoleniu postanowił zniknąć na noc. Ledwie ucichły jego kroki na korytarzu, kobieta wskoczyła w strój kąpielowy, na wierzch zarzuciła dżinsy i koszulkę, po czym pobiegła do Sebastiana.
- Wejdź, kotku – mruknął mężczyzna, otwierając jej drzwi.
- Nie idziemy? – zapytała zaskoczona.
- Oczywiście, że idziemy, tylko muszę doprowadzić się do porządku. Szczerze mówiąc jestem wykończony.
- To może lepiej sobie odpuśćmy – zaproponowała Joasia, sięgając ręką na klamkę. – Wyśpij się i…
- Oj, Asia, daj mi tylko dziesięć minut, dobrze? – zaśmiał się Seba.
Faktycznie kilka minut później był gotowy. Komisarze razem wymknęli się z hotelu i lasem ruszyli w stronę plaży.
- Ale ciemno… - mruknęła Joasia niespodziewanie.
Sebastian wziął ją za rękę i uśmiechnął się czule.
- Na plaży będzie jaśniej – powiedział. – Księżyc jest prawie w pełni.
Miał rację. Księżyc oświetlał brzeg, a woda po upalnym dniu wciąż jeszcze była ciepła, dzięki czemu zakochani mogli korzystać z uroków morskiej kąpieli. Zrzucili ubrania i wskoczyli do wody.
- Nigdy nie byłam na plaży o tej porze – wyznała Joasia, wynurzając się z wody.
- Za licealnych czasów różne rzeczy się robiło – westchnął Seba rozbawiony. – Ale nigdy w takim towarzystwie.
Pochylił się nad ukochaną i pocałował ją namiętnie.

piątek, 24 czerwca 2011

17. Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna

Uśmiechnęła się smutno do przyjaciółki i wyszła z biura. W kuchni zastała Sebastiana. W jego spojrzeniu jak zwykle dostrzegła smutek i wyrzut, co wcale jej nie pomogło.
- Zrobiłem ci kawę – mruknął mężczyzna, podając partnerce kubek.
- Dziękuję.
Ulotnił się z kuchni tak szybko, jak tylko było to możliwe. Od pewnego czasu towarzystwo Joasi nie sprawiało mu już przyjemności, wręcz przeciwnie i rozstanie nie było tego jedynym powodem. Wciąż bił się z myślami, nie wiedząc, jak postąpić. Z jednej strony czuł, że powinien powiedzieć Staremu, czego dowiedzieli się o Marku, ale z drugiej nadal chciał być lojalny w stosunku do partnerki. Mimo że całkowicie potępiał ukrywanie prawdy, nie mógł mieć pewności, dlaczego Aśka się przy tym upiera. Bał się, że jeśli wyjdzie to na jaw, stanie się coś złego i to on będzie temu winien.
- Wybierasz się do Trójmiasta? – zapytała nagle Joasia, wyrywając go z zamyślenia.
Dopiero zdał sobie sprawę, że kobieta jest w biurze. Złapał długopis, żeby sprawiać wrażenie, że robi coś pożytecznego i spojrzał na nią.
- Tak, muszę jechać w imieniu ojca.
Kobieta pokiwała głową i upił łyk kawy, żeby ukryć zakłopotanie. W najbliższy weekend w Trójmieście miało odbyć się ważne, biznesowe spotkanie połączone z bankietem i konferencją. Oczywiście Marek nie mógł tego przegapić, a jako że była to idealna okazja na pochwalenie się żoną, zabierał także Joasię. Mieli spędzić tam aż dwie noce. Normalnie Aśka nawet by się cieszyła, bo podczas gdy Marek zajmie się hazardem, ona i Seba mieliby trochę czasu tylko dla ciebie. Ale teraz nie miało to znaczenia.
- To… fajnie – mruknęła.
Ostatnie dwa dni do weekendu minęły dla Joasi stanowczo za szybko. Nim się obejrzała, jechała już z Markiem drogą na Warszawę. Od poprzedniego wieczoru fatalnie się czuła. Cały ranek biegała do łazienki, ale podejrzewała, że nie ma to wiele wspólnego z zatruciem, a raczej jest wynikiem nerwów. Zawsze tak miała, kiedy zapowiadała się dłuższa podróż u boku męża. Marek nagle zjechał na pobocze, a Joasia poczuła, że wszystko podchodzi jej do gardła.
- Zmienisz mnie – oznajmił, wysiadając.
Przesiadła się za kierownicę i ruszyli w dalszą drogę. Zwykle lubiła prowadzić i czuła się przy tym pewnie, ale kiedy Marek siedział obok, było inaczej. Palce zaciskała mocno na kierownicy, żeby nie widział, jak drżą. Czekało ich jeszcze dobrych dziesięć godzin jazdy, co oznaczało, że jej wytrzymałość zostanie wystawiona na ciężką próbę.
Była druga w nocy, kiedy zaczęła odczuwać poważne zmęczenie. Od czterech godzin nie ruszyła się zza kółka, walcząc ze znużeniem i sensacjami żołądka. Marek spał na fotelu obok, a kobieta zaczęła się zastanawiać, czy obudziłby go krótki postój. Po kolejnych kilkunastu minutach postanowiła zaryzykować. Zjechała na leśny parking, zatrzymała samochód i wysiadła najciszej jak tylko mogła. Zniknęła w krzakach, modląc się, by Marek się nie obudził.
Niestety, kiedy dosłownie chwilę później wyszła z lasu, mężczyzna stał oparty o maskę samochodu i palił papierosa. Joasia zatrzymała się niepewnie kilka metrów od niego. Marek uśmiechał się w sposób, który wywołał u niej przerażenie. Zbliżył się, a ona zaczęła się cofać. Zatrzymała się, dopiero kiedy trafiła plecami na pień drzewa.
- Pozwoliłem ci się zatrzymać? – zapytał spokojnie Marek, stojąc tak blisko niej, że stykali się ciałami.
- Musiałam się załatwić…
Marek po raz kolejny zaciągnął się papierosem, a potem powoli wypuścił dym prosto w jej twarz. Zaniosła się kaszlem, próbując odzyskać oddech. Nagle poczuła ból na wysokości ramienia. Spojrzała zaskoczona w tamtym kierunku i stwierdziła, że to Marek gasi papierosa na jej skórze. Syknęła z bólu, obserwując, jak w miejscu zetknięcia z żarem pojawia się niewielka, okrągła ranka. Podniosła wzrok i popatrzyła mężowi w oczy.
- Przepraszam – wyszeptała.
Przez moment nic się nie działo, a potem nagle kopnął ją w brzuch i odszedł do samochodu. Joasia zwinęła się z bólu, czując, że po jej policzkach mimowolnie popłynęło kilka łez. Minęła dłuższa chwila, nim zdołała się opanować. Ledwie dała radę iść, ale posłusznie wsiadła do samochodu, bojąc się, że każde opóźnienie może spowodować kolejne konsekwencje.
Przed dziewiątą zajechali do hotelu położonego na obrzeżach Sopotu. Joasia była już bardzo senna i marzyła tylko o łóżku. Wiedziała, że za dwie godziny Marek ma być na konferencji, dzięki czemu będzie mogła chwilę się zdrzemnąć. Jednak kiedy wyszedł, jakoś nie mogła znaleźć sobie miejsca. Doprowadziła się do porządku, założyła letnią sukienkę i postanowiła się przejść.
Nie chciała iść na plażę, bo o tej porze wszędzie było już pełno ludzi. Przeszła więc przez lat i ruszyła skrajem wydm, obserwując bawiących się turystów. W końcu zmęczona przysiadła w cieniu. Z wybranej pozycji widziała spory fragment plaży i molo, a sama pozostawała niemal niewidoczna dla potencjalnych obserwatorów. Podciągnęła kolana pod brodę i zachłysnęła się świeżym powietrzem.
- Mogę? – usłyszała za plecami znajomy głos.
Odwróciła się i rozpoznała Sebastiana.
- Nie jesteś na konferencji? – zapytała, kiedy usiadł obok niej.
- Urwałem się. Wiesz, że nie znoszę takich „atrakcji”…
Pokiwała głową i westchnęła cicho.
- Skąd się tu wziąłeś? – odezwała się po chwili. – To raczej odludne miejsce…
- Wygląda na to, że szukałem spokoju. Podobnie jak ty.
Zauważył rozogniony ślad na jej ramieniu i podniósł rękawek sukienki, żeby dokładniej mu się przyjrzeć. Nie skomentował, nie zapytał, bo nie było ku temu powodów. Mógł bez problemu domyślić się jego pochodzenia, a szczegółów i tak chyba nie chciał znać.
- Sebastian – powiedziała nagle Joasia, odwracając się do partnera, - brakuje mi ciebie. Wiem, że sama chciałam się rozstać… to znaczy nie chciałam… tylko…
- Wiem – odparł Seba spokojnie. – I mi także bardzo cię brakuje.
- Myślałam, że będzie lepiej, kiedy przestaniemy się spotykać – westchnęła kobieta, bawiąc się bezmyślnie rąbkiem sukienki. – Byłam tym wszystkim strasznie zmęczona… Z jednej strony naciskał na mnie Marek, z drugiej ty… i jeszcze Tomek do tego wszystkiego…
- Naprawdę mi przykro, że powiedziałem ci wtedy…
- Wiem – przerwała mu szybko. – Chyba oboje… za bardzo się unieśliśmy…
- Zamiast skupić się na pozytywach – dodał Seba, przypominając sobie słowa siostry. – Wszystko zepsuliśmy.
- Może nie wszystko – powiedziała Asia, zerkając nieśmiało na mężczyznę.
- Myślisz, że da się to jeszcze naprawić?
- Nie wiem, ale zawsze możemy spróbować.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Wiatr wiejący od morza rozwiewał Aśce włosy i sukienkę, ukazując jej nogi niemal w całości. Sebastianowi przypomniało to najpiękniejsze chwile spędzone z ukochaną. Poczuł rosnącą falę pożądania. Zanim jednak zdecydował się na pierwszy krok, Aśka sama zbliżyła się do niego. Uklękła między jego nogami i pocałowała czule.
- Tak mi tego brakowało… - mruknęła, odsuwając się na moment.
- Nie tylko tobie – odparł Seba, szukając na oślep zamka jej sukienki.
- A jak ktoś nas zobaczy? – zapytała między pocałunkami, kiedy wreszcie ręce mężczyzny wylądowały na jej piersiach.
- A niech patrzy – skwitował i zaczął dobierać się do jej majtek.
Tęsknota nie pozwoliła im na subtelną grę wstępną. Chcieli jak najszybciej zasmakować swojej bliskości i dopiero wtedy nieco się uspokoili. Zaczęli poprawiać ubrania, ale robili to na oślep i dość niezdarnie, bo wciąż nie mogli się od siebie oderwać.
- Kocham cię – wyszeptała Joasia, patrząc Sebastianowi w oczy.
- A ja ciebie.
- Nie jesteś już na mnie zły?
- Ani trochę – odparł mężczyzna z szerokim uśmiechem. – Ale jeśli chcesz mnie ładnie przeprosić, nie mam nic przeciwko.
Nie czekając na kolejną zachętę, Joasia pocałowała go namiętnie.
- Może być?
- Czy ja wiem…
Popchnęła go na piasek i pochyliła, a potem nastąpił kolejny gorący pocałunek.
- A teraz? – zapytała, uśmiechając się figlarnie.
- Wybaczone – oznajmił Seba. – Ale teraz będziesz mnie musiała częściej przepraszać.
Zsunęła się z niego ostrożnie i także położyła na piasku. Przymknęła oczy, wsłuchując w odgłosy morza. Poczuła, jak Sebastian kreśli palcem na jej brzuchu bliżej nieokreślone kształty.
- Łaskoczesz – mruknęła, a kąciki jej ust nieco się uniosły.
- Nie wiesz, co znaczą łaskotki! – odparł Seba podejrzanie rozbawionym tonem.
Otworzyła oczy, przeczuwając, co za chwilę nastąpi. Nie zdołała jednak zareagować, bo Sebastian już wsunął dłonie pod jej pachy i zaczął łaskotać. Znał jej wrażliwe miejsca aż za dobrze, dzięki czemu kobieta wiła się w piasku, śmiejąc głośno. Próbowała się bronić, ale Seba w ogóle nie miał łaskotek, więc była bez szans. W ferworze „walki” nie zauważyli, że niebezpiecznie przesunęli się do granicy klifu i w pewnym momencie razem zsunęli się po piasku na skraj plaży.
- Wygrałeś – zaśmiała się Aśka, obciągając sukienkę.
- Idziemy na molo? – zaproponował Seba.
Kobieta rozejrzała się niezdecydowana. Trochę się bała, że wpadną na kogoś znajomego.
- Konferencja na pewno jeszcze trwa – dodał, jakby czytał jej w myślach.
- Chodźmy.
Podnieśli się i skierowali w stronę ludzi. Sopockie molo nie było może wielką atrakcją, ale liczył się wspólnie spędzony czas.
- Ale gorąco – westchnęła Aśka, opierając się o barierkę i patrząc tęsknie na wodę. – Z chęcią bym popływała…
- Dzisiaj jest bankiet, więc raczej nie da rady – zauważył mężczyzna. – Ale za to rano Marek na pewno będzie odsypiał.
- Szczerze mówiąc ja też z chęcią bym odespała noc – mruknęła, ziewając. – Tylko że mi raczej nie będzie to dane…
- Zobaczymy, jak się rozwinie sytuacja – skwitował Sebastian. – Jak Marek się napije, nie będzie na nic zwracał uwagi. A wtedy zrobisz, co zechcesz.
- Wracamy do hotelu? Spróbuję się zdrzemnąć chociaż pół godziny…
- Ale w moim pokoju – zastrzegł Seba z uśmiechem i pierwszy ruszył w stronę ośrodka.

czwartek, 23 czerwca 2011

16. Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna

Tymczasem Sebastian dojechał już z siostrą do domu. W Krakowie była przejazdem i miała zostać u niego na noc, a następnego ranka ruszyć w dalszą drogę do Nowego Sącza. Seba bardzo cieszył się z jej przyjazdu, bo nie widywali się za często, a akurat teraz potrzebował szczerej rozmowy i wsparcia.
- Oj, Iga, ty wszędzie widzisz drugie dno – westchnął, udając rozbawienie.
Podał siostrze lampkę wina i usiadł obok niej na kanapie.
- Nie udawaj – powiedziała kobieta, utkwiwszy w nim bystre oczy. – Za dobrze cię znam. Za tym wszystkim musi kryć się jakaś kobieta.
- Owszem, kryje się – przyznał w końcu Sebastian. – Ale nie mogę ci powiedzieć, kim jest. Obiecałem jej.
- Nie musisz. Wystarczy, że powiesz, co cię gnębi.
Mężczyzna zawahał się przez moment. Nie był pewien, czy powinien w te problemy wciągać osoby trzecie, ale z drugiej strony… Iga nawet nie zna Aśki, więc co to szkodzi? No i kto doradzi mu lepiej niż ona – starsza siostra, a w dodatku psycholog z doświadczeniem?
- Widzisz, ona nie jest wolna… - zaczął ostrożnie.
Nim zauważył, butelka wina była już pusta, za oknem zaczynało się ściemniać, a on kończył swoją opowieść. Po raz pierwszy wyrzucił z siebie wszystkie obawy, żale i bardzo mu ulżyło. Nie mogło to jednak pomóc w obiektywnym spojrzeniu na sprawę, a jedynie utwierdziło w przekonaniu, że jest naprawdę źle.
- Ten związek nieuchronnie zmierza ku końcowi – mruknął przybity. – A ja nie wyobrażam sobie bez niej życia…
- Wydaje mi się, że oboje za bardzo to komplikujecie – powiedziała Iga po chwili namysłu. – Sytuacja i tak nie jest łatwa, a wy zamiast się wspierać, wzajemnie się dobijacie.
- Wiem, że przegiąłem – burknął ze zniecierpliwieniem. – Nie powinienem jej mówić takich rzeczy, ale z drugiej strony… co miałem sobie pomyśleć? Kocha się z kim popadnie…
- Kto jak kto, ale policjant powinien wiedzieć, że o gwałt nigdy nie można obwiniać ofiary – przypomniała mu karcącym tonem.
- Nie obwiniam jej… Ale to trochę dziwny zbieg okoliczności, nie uważasz? Marek, Tomek… ciekawe kto jeszcze. A na dodatek nie chce tego zgłosić… To jakby nieme przyzwolenie, jeśli nie zachęta.
- Sebastian – powiedziała Iga tonem belfra, - to naprawdę nie jest jej wina. Z tego co mówisz Marek jest typową osobowością psychopatyczną, a Tomek… cóż, zawsze uważałam, że każdy gwałciciel ma coś z psychopaty. Oprawca z natury wyczuwa najsłabsze ogniwo i to właśnie ono staje się celem ataku.
- Czyli innymi słowy…?
- Czyli innymi słowy, oni po prostu wyczuwają, że Asia jest słaba psychicznie i to wykorzystują.
- Aśka nigdy nie była słaba – mruknął Seba, kręcąc głową. – Wręcz przeciwnie.
- Może źle się wyraziłam… - odparła kobieta. – Chodzi o to, że kiedy po raz pierwszy padła ofiarą wykorzystania w jakimkolwiek sensie, stała się na to podatna. Przy każdym kolejnym gwałcie, czuje coraz większe obrzydzenie do siebie i to właśnie siebie o to obwinia. Jeśli Marek wykorzystuje ją od lat, to taki akt ze strony Tomka nie był dla niej zaskoczeniem. Powiem więcej, gdybyś ty zrobił jej coś takiego, pewnie nawet by nie protestowała. To jest jedyny model związku jaki zna, więc trudno oczekiwać, żeby się mu sprzeciwiała, nawet jeśli uważa za niewłaściwy.
- To wszystko co mówisz… jest straszne – skwitował Sebastian, przynosząc z barku kolejną butelkę wina. - Błędne koło.
- Dokładnie tak. Dlatego tak trudno uwolnić się kobiecie, która jest ofiarą przemocy w rodzinie. Oczywiście bywa też tak, że wciąż czuje do oprawcy miłość, a to dodatkowe utrudnienie.
- Myślisz, że tylko o to chodzi? – zapytał mężczyzna zamyślony. – Że nie chce od niego odejść, bo jest do tego przyzwyczajona?
- Wiesz, żeby powiedzieć coś z jakąś dozą pewności musiałabym sama z nią porozmawiać… Ale z tego co mówisz, wydaje mi się, że problem jest bardziej złożony.
- To znaczy?
- Sama ci powiedziała, że ma jakiś konkretny powód, dla którego wciąż z nim jest i zapewne to szczera prawda. Może ją zastraszył albo zaszantażował…
- Zastraszył? – mruknął Seba bez przekonania. – Nie, to bez sensu… Aśka wie, że przy mnie nic by jej nie zrobił.
- Jedno jest pewne: dopóki sama ci tego nie powie, nie masz szans się domyślić. Przykro mi to mówić, Seba, ale wpakowałeś się w związek kompletnie bez przyszłości.
- Super, ty też myślisz, że powinienem dać sobie spokój…
- Nic takiego nie powiedziałam – odparła natychmiast Iga. – Jeśli naprawdę ją kochasz, po prostu z nią bądź. Nie skupiaj się na tym, co was denerwuje i dzieli, tylko na tym, co pozytywne i, przede wszystkim, na co masz wpływ. Nie strać jej zaufania, dbaj, by czuła się przy tobie dobrze i bezpiecznie. Może kiedyś życie potoczy się w korzystnym dla was kierunku, a wtedy będziecie pewni, że chcecie być razem.
- Chyba powinienem ją przeprosić… - westchnął Sebastian zamyślony.
- Jeśli faktycznie czujesz się winny, to tak.
- Czuję… Tylko że wciąż jestem na nią wściekły. Ale o tym już niestety nie mogę z tobą porozmawiać.
- Czyżby sprawy służbowe? – odgadła.
- Niestety.
Rozmowa z Igą pomogła mu uporządkować myśli i pogodzić się z pewnymi rzeczami. Dzięki temu następnego ranka po odwiezieniu jej na dworzec, pojechał pod dom Joasi. Zatrzymał się jak zwykle ulicę dalej i czekał cierpliwie, aż będzie szła do pracy.
Aśka tymczasem dopiero kompletowała ubranie. Była już właściwie gotowa, ale Markowi nagle zachciało się seksu i musiała zmienić plany. Niestety rozerwane w przypływie gwałtowności spodnie nie nadawały się już do użytku, a wygnieciona do granic możliwości bluzka musiała spocząć w szafce. Kobieta ubrała się tak szybko jak mogła i niemal wybiegła z domu w obawie, że Marek zdecyduje się na kontynuację igraszek. Wielkie było jej zaskoczenie, kiedy minąwszy zakręt zauważyła na końcu ulicy zaparkowane srebrne mondeo. Podbiegła do niego i wsiadła, nie witając się jednak z partnerem.
Sebastian także się nie odezwał. Zerknął na zegarek, a kiedy stwierdził, że do rozpoczęcia pracy mają jeszcze godzinę, uruchomił silnik i skręcił w stronę lasu. Aśka nie zadawała żadnych pytań, co skłoniło go do rozważań nad wysuniętymi poprzedniego dnia przez Igę wnioskami. Czyżby Joasia pomyślała, że chce wywieźć ją do lasu i wykorzystać? Niby było to kompletnie niedorzeczne, ale z drugiej strony… No właśnie, zawsze była jakaś druga strona.
Zatrzymał się między drzewami, kiedy już nikt nie mógł ich zobaczyć ani usłyszeć z ulicy. Przez moment oboje siedzieli w milczeniu. W końcu Sebastian zauważył, że kobieta wykręca nerwowo palce.
- Przepraszam – zaczął. - Po prostu przepraszam, bo nie wiem, co więcej mógłbym powiedzieć.
Joasia pokiwała powoli głową. Złość już dawno jej przeszła, ale żal pozostał i choć widziała, że Sebastianowi naprawdę jest przykro, nie potrafiła tak łatwo wybaczyć.
- Musisz zrozumieć, że pewne rzeczy nigdy się nie zmienią - powiedziała po chwili milczenia. - Wiem, że nie jest ci łatwo, ale... Decyzja należy do ciebie.
- Jaka decyzja? - zapytał Sebastian nieco zaskoczony, choć podejrzewał, o co jej chodzi.
- Co dalej z nami będzie. Ja... nie chcę tego robić, ale uważam, że rozstanie jest najrozsądniejszym wyjściem.
Poczuła, że do oczu napływają jej łzy i szybko potrząsnęła głową, żeby je powstrzymać. Z trudem dokończyła zdanie. długie rozważania doprowadziły ją do ponurych wniosków i postanowiła przy najbliższej okazji szczerze wyłożyć sprawę. Okazja się nadarzyła, ale ona bardzo bała się decyzji Sebastiana.
- Wiem, że trudno ci się pogodzić z faktem, że nie jesteś dla mnie jedyny - dodała po chwili. - Mogę sobie wyobrazić, jak czułabym się na twoim miejscu,
- Dlaczego z nim jesteś? - spróbował ponownie Sebastian, utkwiwszy w ukochanej uważne spojrzenie. - Po prostu powiedz.
- Nie mogę.
Westchnął. Znowu zaczynał czuć rosnącą irytację. Argumenty Igi nagle stały się bardzo odległe i dziwnie nieadekwatne do sytuacji.
- Nie wiem - przyznał szczerze, patrząc w przestrzeń nieobecnym wzrokiem. - Nie wiem, czy to ma jakikolwiek sens.
Aśka odwróciła twarz. Nie chciała, żeby widział jej minę.
- Muszę to przemyśleć - mruknął Seba.
- Rozumiem - powiedziała tylko cicho.
Usłyszała, że przekręca kluczyk w stacyjce i chwilę później jechali już w stronę centrum.
Kolejne tygodnie pełne były wymownego milczenia i napiętej atmosfery. Oboje mieli wrażenie, że na coś czekają, że to tylko okres przejściowy, ale pierwszego dnia lata Aśka nagle zdała sobie sprawę, że rozstali się przed trzema miesiącami i wszystko wskazuje na to, że tak już zostanie.
Ania powoli dochodziła do siebie i choć brutalny gwałt musiał zostawić w psychice głęboki ślad, wszystko wskazywało na to, że udało jej się pozbierać. Z początkiem czerwca wróciła do pracy, a także, co było dla wszystkich bardzo zaskakujące, zaczęła spotykać się z Rafałem.
- To był dla mnie zimny prysznic - powiedziała Aśce któregoś czerwcowego popołudnia. - I chyba dobrze mi zrobił. Zrozumiałam, co naprawdę jest dla mnie ważne.
- Zazdroszczę ci - mruknęła Joasia, nim zdążyła ugryźć się w język.
- Czego? - zaśmiała się Ania. - Masz kochającego męża i ustabilizowane życie. To ja powinnam ci zazdrościć.
Nie odpowiedziała. Nagle bardzo zatęskniła za Sebastianem. W takich chwilach jak ta pragnęła tylko jednego: cofnąć czas i nigdy nie zaproponować rozstania.
- Co jest? – zapytała Anka, kiedy cisza zaczęła się przedłużać. – Coś nie tak z Markiem?
- Z Markiem zawsze było nie tak – westchnęła Joasia, odwracając się do przyjaciółki. – Tylko nigdy nie mówiłam tego na głos.
- Ale co…? Chcesz się z nim rozstać?
Aśka pokręciła głową i zaczęła bezmyślnie rysować coś długopisem na jednym z raportów. Miała wielką ochotę wyznać przyjaciółce całą prawdę.
- Co cię tak gnębi? – spróbowała ponownie Ania.
- Widzisz… przez pewien czas spotykałam się z kimś… - powiedziała powoli policjantka. – Ale kilka miesięcy temu musieliśmy się rozstać… a ja wciąż nie mogę sobie poradzić.
Spojrzała na Anię pewna, że w jej oczach zobaczy pogardę. Okazało się jednak, że przyjaciółka potrafi zrozumieć.
- Nie ma szans, żebyście spróbowali jeszcze raz? – zapytała łagodnie.
Aśka zamyśliła się. Z zaskakującymi szczegółami wróciła do niej pamiętna rozmowa z Sebastianem.
- Nie – powiedziała po chwili, nagle zdając sobie z tego sprawę. – Niestety nie.

środa, 22 czerwca 2011

15. Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna

W jego głosie można było wyczuć ironię, rozbawienie, ale i pewną dozę szacunku, co Joasi bardzo nie pasowało. Do nich na pewno zwróciłby się inaczej.
Światło nieco przygasło, więc korzystając z okazji wychylili się odrobinę ze swoich prowizorycznych kryjówek. Aśka szybko prześlizgnęła się wzrokiem po obecnych, szukając znajomych twarzy. Kiedy odkryła, do kogo zwracał się przed chwilą jeden z mężczyzn, nogi się pod nią ugięły i usiadła na piętach. Czuła na sobie spojrzenie Sebastiana, ale nie była w stanie się odwrócić. Cały czas wpatrywała się w oświetloną twarz męża.
Nie miała pojęcia, ile czasu siedziała w osłupieniu. W końcu poczuła, że ktoś ciągnie ją do tyłu. To Sebastian postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
- Zaczekamy tu – mruknął do niej, kiedy schowali się za ogrodzeniem.
Wszystko to trwało strasznie długo. Sebastian z każdą minutą był coraz bardziej zniecierpliwiony. Oczami wyobraźni już widział, jak zatrzymuje Marka jako członka gangu. Potem zostawało już tylko postawić zarzuty i Aśka była wolna. Mogli żyć razem długo i szczęśliwie.
Dźwięk zatrzaskiwanych drzwi samochodu ściągnął go na ziemię. Mężczyźni wreszcie zaczynali się zbierać, po kolei wsiadając do aut. W końcu pod halą zostało już tylko czarne audi, Marek i dwóch innych mężczyzn.
- Wchodzimy – zadecydował Sebastian, ciesząc się w duchu jak dziecko.
Aśka otrząsnęła się z odrętwienia i złapała go za rękę. Spojrzała mężczyźnie w oczy.
- Nie rób mi tego – wyszeptała błagalnie.
- Słucham?
- Proszę…
Sebastian pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie mógł uwierzyć, że Aśka chce odpuścić Markowi udział w przemycie broni i przy okazji zrezygnować z jedynego jak na razie tropu w sprawie Ani.
Wstał zdecydowany na samodzielną akcję. Zrobił raptem kilka kroków i odwrócił się, wciąż czując na sobie spojrzenie ukochanej. W oczach miała łzy. Zawahał się przez moment, ale w końcu zawrócił z westchnieniem. Minął ją bez słowa, kierując się prosto do samochodu. Pobiegła za nim, chcąc jakoś wyjaśnić całą tę sytuację, ale kiedy znaleźli się już razem w aucie, nie wiedziała, co powiedzieć. Sebastian ruszył w stronę komendy.
W biurze zastali Kamila, Kaśkę i Rafała dyskutujących o czymś zaciekle. Na widok przyjaciół zerwali się z foteli.
- Mamy trop! – zawołała Kasia podekscytowana. – Bartek znalazł świadka, który widział jak pewien facet wsadzał Ankę do auta.
- Gdzie to było? – zapytał natychmiast Seba.
- Z drugiej strony tego lasu przy pętli.
- No dobra, ale wiemy coś więcej? – wtrąciła się Aśka.
- Mamy jego portret pamięciowy – powiedział Rafał, który spacerował nerwowo po biurze. – Problem tylko w tym, że nadal nie wiemy, kim jest…
Nie zmieniło się to aż do następnego wieczoru. Nikt nie mówił tego na głos, ale wszyscy myśleli tylko o jednym: czy jest jakaś szansa, że Ania jeszcze żyje? Minęły już prawie dwie doby, odkąd widzieli ją po raz ostatni i coraz częściej nawiedzały ich ponure myśli. Cały czas ktoś siedział przy telefonie gotowy odebrać najgorsze wieści, choć żadne by się do tego nie przyznało.
Mijała dziewiętnasta, a komisarze nadal siedzieli nad aktami. Od nocnej akcji prawie się do siebie nie odzywali. Aśka była bardzo przybita, a Sebastian wciąż nie mógł uwierzyć, że zachowała się tak egoistycznie. Ponurą ciszę przerwał Rafał, który właśnie wrócił na komendę po sprawdzeniu kolejnego fałszywego alarmu.
- Nie ma szans, żebyśmy ją znaleźli – mruknął, opadając na fotel. – Minęło zbyt dużo czasu, pewnie już… - urwał i ukrył twarz w dłoniach.
- Nie możemy tak po prostu czekać, aż rozwiązanie samo się znajdzie – powiedziała Aśka, wzdychając. – Poprzednia prowokacja dała efekty, facet złapał haczyk. Teraz też może tak być.
- Dała efekty? Aśka, chyba żartujesz – zdenerwował się Rafał.
- Powinniśmy spróbować jeszcze raz – oznajmiła stanowczo. – Lepiej się przygotujemy, drugi raz mu się nie uda.
- Zbyt duże ryzyko – mruknął Seba.
- Żadne ryzyko nie jest teraz zbyt duże – upierała się Aśka. – Chodzi o życie Ani.
- I kto to mówi…
Komisarze zmierzyli się spojrzeniami, ale w końcu Sebastian pierwszy odwrócił wzrok. Aśka uznała to za niemą zgodę.
- Niby kogo mielibyśmy wysłać? – zapytał Rafał wyraźnie zrezygnowany.
- Ja pójdę – powiedziała Aśka zdecydowanie. – Od początku ja powinnam tam iść, to był mój pomysł.
Zapadła cisza. Mężczyźni wymienili się niepewnymi spojrzeniami. Widać było, że żadnemu z nich nie podoba się ten pomysł, ale mieli świadomość, że to może być ostatnia szansa na uratowanie Ani.
- Pójdę do Starego – powiedział w końcu Rafał.
Kiedy wyszedł, Sebastian jednak postanowił się odezwać.
- Nie powinnaś tego robić – oznajmił.
- To nasza jedyna szansa.
- Ale ty nie jesteś jedyną policjantką w tym wydziale.
- Tylko ja mogę pójść – mruknęła Joasia, bawiąc się nerwowo długopisem. – Mam doświadczenie, najdłużej tu pracuję, w razie czego będę miała większe szanse.
- Tak – zakpił Seba, mrużąc oczy, - jak będzie cię gwałcił i torturował na pewno pomoże ci doświadczenie.
- Myślę, że gwałt zrobi na mnie mniejsze wrażenie niż na innych – odparowała.
Sebastian natychmiast zrozumiał, do czego pije. Jego poirytowanie tylko wzrosło.
- Śmieszne to jest dla ciebie? – warknął.
- Wręcz przeciwnie.
Kobieta wstała i bez słowa wyjaśnienia opuściła biuro.
O dziwo Stary nie wniósł sprzeciwu i punkt dwudziesta druga Joasia wsiadła do tramwaju linii 107. Zdecydowaną zaletą tej prowokacji była możliwość „normalnego ubioru”. Dlatego siadając na samym końcu, z zadowoleniem poprawiła dżinsową bluzę zakrywającą podsłuch.
Zanim się obejrzała, tramwaj zatrzymał się na pętli. Wysiadła, rozglądając się nieznacznie. Zauważyła zaparkowany kilkanaście metrów dalej samochód asystentów. Wiedziała, że reszta ukrywa się w lesie.
Przeszła raptem kilkadziesiąt metrów wąską ścieżką, kiedy ktoś zaatakował ją od tyłu. Próbowała się bronić, ale celowo robiła to bardzo nieudolnie. Według planu miała pozwolić się obezwładnić i przewieźć do dziupli mordercy, bo tylko w ten sposób mogli dowiedzieć się, gdzie przetrzymuje Anię. Nawet nie musiała jakoś specjalnie udawać, bo uderzenie w głowę na kilka dobrych minut wyłączyło ją z życia. Kiedy nieco oprzytomniała, było już za późno na reakcję. Po odgłosach poznała, że zamknął ją w bagażniku. Nie potrafiła ocenić, jak długo jechali. W końcu zatrzymał się na odludziu i otworzył bagażnik. Usłyszała mnóstwo krzyków i kilka strzałów, a potem Sebastian wyjął ją z samochodu.
- Cała? – zapytał.
- Tak – mruknęła, trzymając się za głowę, kiedy wreszcie postawił ją na ziemi. – Co z Anką?
- Żyje, czekamy na karetkę.
Stan Ani okazał się nie najlepszy. Została brutalnie pobita i kilkukrotnie zgwałcona, miała wiele urazów wewnętrznych, złamań i niestety nie odzyskała przytomności, ale jej życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Po uzyskaniu tej informacji i opatrzeniu rany głowy Joasia zadzwoniła po taksówkę i pojechała do domu.
Tam czekała na nią kolejna niespodzianka: w sypialni prócz Marka zastała dwie półnagie prostytutki. Nie zrobiło to jednak na niej wielkiego wrażenia. Wyszła stamtąd bez słowa i położyła się na kanapie w pokoju gościnnym.
Dopiero rano wydarzenia minionej nocy okazały się bardziej realne. Aśka wstała stanowczo za późno i wszystkie poranne czynności wykonywała w biegu. Nie zdążyła więc dobrze przemyśleć żadnej istotnej kwestii i dopiero w biurze przypomniała sobie, że posprzeczała się z partnerem. Przywitała się jednak spokojnie i zajęła swoje miejsce.
Cały dzień minął komisarzom w milczeniu. Oboje czuli się skrzywdzeni i żadne nie chciało ustąpić, czekając na przeprosiny. Kiedy minęła szesnasta, Sebastian pożegnał się uprzejmie i wyszedł. Za pół godziny miała przyjechać jego młodsza siostra i chciał odebrać ją z dworca.
Aśka natomiast udała się do szpitala. Tam oczywiście zastała Rafała, który prawie nie ruszał się spod sali partnerki.
- Jak Ania? – zapytała, siadając obok niego.
- Obudziła się, ale lekarz nie pozwala do niej wejść. Jest bardzo słaba.
- Trzeba pomyśleć o psychologu dla niej – zauważyła kobieta.
- Myślisz, że będzie jej potrzebny? – zapytał Rafał wyraźnie przygnębiony.
- No wiesz… - zawahała się, widząc jego spojrzenie. – Nie wiadomo, ale trzeba się na to przygotować.
- Cholera, nie mogę sobie wybaczyć, że jej nie obroniłem…
- Rafał, jeśli chcesz kogoś obwiniać, masz mnie – powiedziała Joasia spokojnie. – Zawaliłam sprawę.
- Nie powinienem w ogóle pozwalać jej iść – mruknął mężczyzna. – Chciała za wszelką cenę go złapać, nie myślała o niebezpieczeństwie…
- Myślała, każdy myśli. Jest po prostu świetną policjantką i zdecydowała się zaryzykować własne życie, żeby nie skrzywdził już nikogo.
- Oby tylko z tego wyszła…
- Na pewno, to silna kobieta – oznajmiła Aśka z pewnością w głosie.
- Ale to bydle ją zgwałciło – wyszeptał Rafał wyraźnie zrozpaczony. – Jak ona się pozbiera po ty wszystkim…?
Joasia zamyśliła się na moment. Przypomniała sobie pierwszy raz, kiedy mężczyzna zmusił ją do stosunku. Nie miała wtedy nawet piętnastu lat. Ale czy można w jakikolwiek sposób porównywać ich doświadczenia?
- Ania ma rodzinę i przyjaciół, na których może liczyć – powiedziała powoli policjantka, rozważając własne przeżycia. – Sama może zdecydować, w jakim tempie wróci do normalnego życia. To teraz dla niej najważniejsze.
Zauważyła, że Rafał patrzy na nią z mieszaniną niezrozumienia i współczucia.
- Aśka, czy ty… też… kiedyś…? – zapytał ostrożnie.
- Co? Och… - uśmiechnęła się zakłopotana. – Po prostu też jestem kobietą, więc mogę… mogę domyślić się, co teraz czuje Ania. Muszę już iść – dodała, - wpadnę jutro. Trzymaj się.
Poklepała Rafała po ramieniu i opuściła korytarz. Rozmowa z kolegą przypomniała jej o wszystkich problemach i sprawiła, że i tak nienajlepszy nastrój jeszcze bardziej się pogorszył. Miała ochotę upić się do nieprzytomności, ale wiedziała, że w domu czeka na nią Marek.

wtorek, 21 czerwca 2011

14. Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna

Rozmowę przerwało wejście Kaśki, po której także widać było skutki nieprzespanej nocy. Położyła przed nimi kolejny stos akt i przysiadła na brzegu biurka.
- Chłopcy właśnie wrócili z lasu – powiedziała zmęczonym głosem. – Nic tam nie ma, nawet najmniejszego śladu obuwia czy fragmentu ubrania.
- A psy?
- Wciąż gubią trop.
- Mam nadzieję, że Anka jeszcze żyje – mruknął Seba.
- Wszystkie ofiary były torturowane przez wiele godzin – odparła Kaśka, - więc jest spora szansa…
- Dość tego – przerwała im gwałtownie Joasia. – Weźmy się do pracy.
- Racja. Wytypowaliśmy trzech seryjnych, których zbrodnie wyglądały dość podobnie. Trzeba się tym podzielić.
Komisarze zgarnęli teczkę Matczaka, który wydawał im się najbardziej prawdopodobny i pobiegli do samochodu. Jadąc w kierunku więzienia, Aśka na głos studiowała akta.
- Zamordował w sumie pięć kobiet, wszystkie były torturowane, choć żadnej nie zgwałcił. Przez dwa lata był nieuchwytny – mówiła.
- Długo siedzi?
- Siedem lat, ma oczywiście dożywocie.
- Rodzina? Wspólnicy?
- Wspólników raczej nie miał – odparła, przewracając stronę, - a przynajmniej nigdy ich nie wydał. Ma za to syna, który obecnie… ma dwadzieścia siedem lat. Z żoną nie ma rozwodu, ale podczas odsiadki nie widywał się z rodziną.
- Oficjalnie. Mógł wysyłać im wiadomości – zauważył Sebastian, któremu bardzo zależało, żeby ten trop okazał się prawdziwy.
- Zostawisz mnie w więzieniu i pojedziesz do jego rodziny – zadecydowała Joasia, odkładając akta na tylne siedzenie. – Szkoda czasu.
Dwie godziny później spotkali się w centrum, żeby wymienić się zdobytymi informacjami i przy okazji zjeść prowizoryczny obiad. Aśce nie udało się nic dowiedzieć w więzieniu, za to Sebastian miał sporo nowości.
- Żona Matczaka zaprzecza, żeby w ciągu ostatnich siedmiu lat utrzymywała z nim jakikolwiek kontakt – zaczął. – Według niej syn nienawidzi ojca, no ale to oczywiście o niczym nie świadczy. Młody Matczak wyjechał gdzieś tydzień temu, a matka twierdzi, że nie ma jego telefonu.
- Ta, jasne – mruknęła Aśka, wywracając oczami. – Może powinniśmy przeszukać ich dom?
- Obawiam się, że to nie ma sensu. Ale to jeszcze nie koniec.
- No to dawaj.
- Kamil sprawdził młodego Matczaka – oznajmił Sebastian tajemniczym tonem. – Oficjalnie nic na niego nie mamy, ale informator twierdzi, że miał powiązania z ludźmi Małego.
- Małego? – upewniła się Aśka. – A to ciekawe. Przemyt?
- Broni, i to na wysoką skalę – przytaknął mężczyzna.
- Ale to się ma nijak do tych zabójstw i porwania Anki…
- I tu się mylisz. Iga Konarska, ta ostatnia ofiara seryjnego, do niedawno była blisko związana z gangiem Małego. To jego kochanka.
- No proszę, ależ ten świat mały… Myślisz, że wśród jego ludzi jest sprawca?
- Niekoniecznie – odparł Seba, zapalając papierosa. – Ale Mały mógł szukać sprawcy na własną rękę. Możliwe, że wie więcej niż my.
- Tak, na pewno nam powie – zakpiła Aśka.
- On może nie, ale jeśli jego ludzie będą mieli nóż na gardle…
- Co planujesz?
- Informator twierdzi, że dziś w nocy mają odbiór towaru z Niemiec.
- Wiesz gdzie i o której? – zapytała kobieta rzeczowo.
- Hale na Jaworowej, ale godziny nie znamy. Trzeba będzie tam posiedzieć.
Aśka kiwnęła głową i wrzuciła do kosza serwetkę od hamburgera. Pierwsza skierowała się do samochodu.
- Seba – zagadnęła, kiedy ruszyli w stronę komendy, - rozmawiałeś już z Tomkiem?
Zaskoczona stwierdziła, że mężczyzna się uśmiecha.
- Nie, nie mogłem go znaleźć. Zdaje się, że mój powrót jest mu nie na rękę. Aśka – dodał, widząc jej przygnębioną minę, - wiem, że cię zawiodłem. Obiecałem, że cię nie tknie, a tymczasem musiałaś radzić sobie sama. Ale to się więcej nie powtórzy.
Kobieta pokiwała głową, jednak nie odezwała się. Wolała w tym momencie zakończyć dyskusję, bo nie była do końca pewna, co oznaczał uśmiech Sebastiana.
Mężczyzna także nie podjął tematu, ale przez całą drogę myślał o tym intensywnie. Był na siebie wściekły, bo nie zapobiegł tej sytuacji, jednak z drugiej strony czuł satysfakcję na myśl o tym, że będzie mógł osobiście rozprawić się z Tomkiem.
Na komendzie Aśka pobiegła prosto do Starego, żeby zdać mu relację z postępu w sprawie, natomiast Sebastian postanowił zrobić im po kawie. Ku swojemu wielkiemu zadowoleniu w kuchni spotkał Tomka. Poczuł, że wszystko zaczyna się w nim gotować. Wcześniej postanowił sobie, że rozegra sprawę w inteligentny sposób, jednak w tym momencie wściekłość wzięła górę. Złapał asystenta za bluzę i odwrócił do siebie przodem. Zanim Tomek zorientował się, kto przed nim stoi, pięść Sebastiana wylądowała dokładnie na jego nosie. Zatoczył się, a krew buchnęła mu na twarz, ale komisarzowi to nie wystarczyło.
Donośny hałas zaalarmował resztę policjantów przeglądających akta w biurze asystentów. Kamil, Bartek i Rafał wbiegli do kuchni, a ich oczom ukazał się groteskowy obrazek. Tomek leżał na połamanym stole, a Sebastian właśnie zamierzył się po raz kolejny.
- Ej, ej, spokojnie – zawołał Kamil i pierwszy rzucił się w stronę walczących.
Chwilę trwało, nim Kamilowi i Rafałowi udało się odciągnąć przyjaciela. Wyglądał, jakby coś go opętało.
- Stary, wyluzuj się – mruknął Rafał, popychając go stanowczo w stronę drzwi.
Na tę scenę weszła Aśka. W sekundę zrozumiała, co jest grane. Złapała Sebastiana za ramię i wyprowadziła. Zdążyli zrobić raptem dwa kroki, kiedy Tomek wreszcie odzyskał głos.
- Odbiło ci?! – krzyknął do Sebastiana. – Ciekawe co Stary na to powie.
Komisarz wyrwał rękę z uścisku partnerki i ponownie się zamachnął. Koledzy natychmiast go przytrzymali.
- Co, chcesz to zgłosić? – warknął, nie mogąc go dosięgnąć. – Ja też jestem ciekaw, co powie Stary.
Rafał wypchnął go z kuchni zdecydowanym ruchem. Tym razem Sebastian już się nie cofnął, poszedł prosto do biura, a Aśka podążyła za nim.
- Może oskarżyć cię o pobicie – powiedziała cicho, obserwując, jak mężczyzna przechadza się nerwowo po pomieszczeniu.
- Sama powinnaś go oskarżyć – warknął.
- Seba…
- A może ci to sprawia przyjemność, co? Marek, Tomek, ja… fajnie masz.
Był wściekły, nie panował nad sobą. Nie miał się na kim wyładować, a pod ręką była tylko Aśka. Nawet kiedy zobaczył jej minę, nie poczuł wyrzutów sumienia.
- Stary, co się z tobą dzieje? – zapytał Rafał, wchodząc do biura. – Czym ci tak podpadł?
Seba zerknął na Joasię. Patrzyła na niego obojętnie, ale dobrze wiedział, co myśli.
- Nieważne – mruknął.
Rafał uniósł brwi, ale w tym momencie bardziej zajmowały go poszukiwania Anki niż rozważania na temat bójek przyjaciela. Rzucił coś o aktach i wyszedł. Sebastian zdążył się nieco uspokoić i postanowił także skupić się na sprawie.
– Co mówił Stary? – zwrócił się do partnerki.
- Nie wyraził zgody na jakąkolwiek akcję z gangiem Małego – odparła Joasia chłodno. Miała wielką ochotę obrazić się na Sebastiana, ale najważniejsze było teraz odnalezienie Ani. – Powiedział, że jeśli chodzi o przestępczość zorganizowaną, sprawą zajmie się CBŚ, ale na razie nic na to nie wskazuje, więc mamy dalej normalnie prowadzić sprawę.
- Może ma rację – westchnął mężczyzna.
- Może, ale tu chodzi o życie Anki – przypomniała mu Aśka. – Musimy sprawdzić każdy trop.
- Co sugerujesz?
- Pojedźmy tam.
Sebastian zamyślił się na moment. Pakowanie się we dwójkę, bez wsparcia w środek groźnego gangu, w dodatku w momencie przejęcia towaru było co najmniej nierozsądne. Z drugiej strony w duchu był przekonany, że te sprawy się łączą i to pomoże im znaleźć Anię.
- Ale nie mówmy nikomu, nawet Rafałowi – zgodził się w końcu. – Za bardzo boi się o Ankę, mógłby zrobić coś głupiego.
- Powinniśmy jednak komuś powiedzieć. Tak na wszelki wypadek…
Mężczyzna bezbłędnie zrozumiał, co miała na myśli. Akurat do biura weszła Kaśka z naręczem akt, więc ich wybór okazał się oczywisty. Streścili jej wszystko pokrótce, zakładając jednocześnie kurtki.
- Zaraz, czekajcie – zawołała za nimi asystentka. Minę miała nieco zdezorientowaną. – Załóżcie chociaż kamizelki.
Komisarze spojrzeli po sobie. Dobrze wiedzieli, że jeśli znajdą się na linii strzału, żadne kamizelki im nie pomogą. Nie chcieli jednak mówić takich rzeczy przy koleżance, więc bez słowa zgodzili się na dodatkowe środki ostrożności.
Czterdzieści minut później siedzieli w samochodzie zaparkowanym za ogrodzeniem hal na Jaworowej. Była dopiero dwudziesta pierwsza i spodziewali się, że spędzą tam co najmniej kilka godzin. Na domiar złego żadne się nie odzywało, bo oboje mieli w pamięci żywe wspomnienie zajścia na komendzie.
- Mam nadzieję, że informator nas nie wypuścił – zagadnął w końcu Seba, nie mogąc już znieść milczenia.
Aśka nie odpowiedziała. Wpatrywała się zamyślona w szybę. Sebastian wyczuł, że ma do niego żal, ale nadal był zbyt poirytowany, żeby spokojnie o tym porozmawiać.
Minęła już druga, kiedy coś wreszcie zaczęło dziać się na Jaworowej. Samochody jeden za drugim podjeżdżały pod hale. Komisarze wysiedli po cichu i ukucnęli w krzakach, by obserwować wszystko z bezpiecznej odległości.
- Wchodzimy, jak zostanie ich maksymalnie dwóch czy trzech – mruknął Sebastian. – Z większą liczbą nie mamy szans.
Joasia skinęła głową. Zaczynała się zastanawiać, czy ten plan miał w ogóle jakiś sens. Było jednak za późno, by się wycofać.
Z czarnego audi wysiadło kolejnych trzech mężczyzn. W ciemności trudno było rozpoznać któregokolwiek, ale po chwili ktoś zapalił jedyną latarnię znajdującą się na placu. Komisarze natychmiast schowali się za drzewa, bo światło padło wprost na nich, a bezlistne gałęzie krzewów nie mogły ich zasłonić. Na moment zapadła cisza, podczas której Aśka wstrzymała oddech. Była niemal pewna, że przemytnicy ich zobaczyli.
- No, no, kogo my tu mamy – odezwał się jeden z nich.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

13. Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna

- Aśka, czego ty się tak naczepiłaś? – zdenerwował się Rafał. – Może sama tam pójdziesz?
Kobieta spojrzała na niego zaskoczona.
- A czy ja w jakikolwiek sposób dałam ci do zrozumienia, że nie pójdę? – zapytała spokojnie. – Mogę iść.
- Nie – zaprotestowała natychmiast Ania. – To nasza sprawa, Aśka miała nam tylko pomagać. Ja pójdę.
- To nie ma nic do rzeczy… - zaczęła Joasia, ale przyjaciółka od razu jej przerwała.
- Lepiej znam sprawę – powiedziała spokojnie. – Pójdę pogadać ze Starym.
Ledwie Anka wyszła z biura, Rafał wstał i podszedł do Aśki. Zmierzył ją ostrym spojrzeniem.
- Jeśli coś jej się stanie, będziesz ją miała na sumieniu – warknął.
Joasia zaskoczona patrzyła, jak policjant wychodzi. Zanim jednak zdążyła zastanowić się nad przebiegiem tej dyskusji, do biura wróciła Ania.
- Stary się zgodził – poinformowała przyjaciółkę. – Gdzie Rafał? Musimy wszystko obgadać.
- Wyszedł – odparła Aśka. – Dawaj te dokumenty, musimy jeszcze raz wszystko przejrzeć. Nic nie może nas zaskoczyć.
Rafał wrócił do biura pół godziny później, ale do Joasi nie odezwał się ani słowem. Rzucał jej tylko co jakiś czas pełne wrogości spojrzenia.
Akcję postanowili rozpocząć o dwudziestej drugiej trzydzieści, kiedy to z Gdyńskiej odjeżdżał ostatni tego dnia tramwaj linii 107. Policjanci w nieoznakowanych radiowozach rozstali rozstawieni na każdym przystanku aż do pętli. Tam, Anię mieli przejąć Aśka i Tomek, a po drugiej stronie leśnego przejścia czekał Rafał. Oczywiście policjantka dostała kamerkę i podsłuch, a także na wszelki wypadek nadajnik GPS.
Z całej trójki najspokojniejsza była jak zwykle Aśka. Kiedy chodziło o sprawy zawodowe, bardzo rzadko dawała się ponieść emocjom. Tego dnia ryzyko było wysokie, a wystawiając na niebezpieczeństwo przyjaciółkę, mogli słono zapłacić za najdrobniejszy błąd. Mimo tego Aśce nie towarzyszył strach, a raczej swego rodzaju podekscytowanie wywołanie akcją i rozdrażnienie, bo po stokroć wolałaby być na miejscu Anki. Dodatkowo irytujące było towarzystwo Tomka. Chowając się za drzewami kobieta cały czas czuła na sobie jego wzrok. Miała wrażenie, jakby próbował rozebrać ją samym spojrzeniem.
Czas dłużył się niemiłosiernie. Między informacjami z kolejnych punktów obserwacyjnych zdawały się mijać godziny. Kiedy wreszcie tramwaj zatrzymał się na pętli, Aśka miała już skurcze spowodowane niezbyt wygodną pozycją. Wychyliła się nieco, obserwując wysiadającą Anię i poczuła męską dłoń na pośladku. Krew się w niej zagotowała. Odwróciła się tak szybko ja mogła, nie zdradzając swojej pozycji i gwałtownie odepchnęła Tomka.
- Trzymaj łapy z daleka – warknęła.
- Tym razem nie ma twojego ochroniarza, co? – zakpił asystent, uśmiechając się szyderczo.
Aśka zaklęła tylko pod nosem poirytowana i odwróciła się w stronę drogi. W tym momencie najważniejsze było bezpieczeństwo jej przyjaciółki i powodzenie akcji.
W absolutnej ciemności przedzieranie się przez gęsty las, w dodatku zachowując ciszę, było naprawdę trudne. Dodatkowo Aśka wciąż opędzała się od Tomka, który najwyraźniej świetnie się bawił. Mniej więcej w połowie ścieżki asystent zrezygnował z subtelnych podchodów. Jedną ręką złapał kobietę w pasie, a drugą zatkał usta. W pierwszym momencie Aśka nie wiedziała, co się dzieje. Zanim spróbowała się obronić, Tomek uderzył jej głową o pień drzewa i przygniótł do ziemi. Na chwilę ją zamroczyło.
Nagle dobiegł do nich głos Rafała. Aśka resztkami sił wygrzebała się spod Tomka, który rozkojarzony rozluźnił uścisk i pobiegła w stronę kolegi. Na jej widok zaklął głośno.
- Gdzie Anka?! – krzyknął do niej.
Aśka rozejrzała się zdezorientowana. Głowa bolała ją po uderzeniu i tylko wybiórczo pamiętała, co działo się w ciągu ostatnich kilkunastu minut.
- Zniknęła – szepnęła bardziej do siebie, rozglądając się
- Gdzie ty byłaś?! – denerwował się policjant. – Miałaś jej pilnować!
- Trzeba przeszukać las – rzuciła, ruszając biegiem w kierunku patroli.
Bardzo zależało jej na znalezieniu Ani i zakończeniu sprawy, ale nie wytrzymała nawet dziesięciu minut poszukiwań. Zakręciło jej się w głowie i na chwilę straciła świadomość, po czym Bartek odwiózł ją na pogotowie.
- Co się właściwie stało? – zapytał, kiedy wracali na komendę.
Joasia nadal nieco otumaniona siedziała z głową opartą o szybę. W szpitalu zrobili jej tomografię i założyli opatrunek, ale choć chcieli zostawić ją na obserwacji, kobieta zdecydowanie odmówiła.
- Nie pamiętam – skłamała.
- Może to ten seryjniak napadł na ciebie? – prorokował Bartek, obserwując ją kątem oka.
- Nie, ja… musiałam się uderzyć. Było strasznie ciemno, nie widziałam, gdzie idę.
- Może jednak powinnaś zostać w szpitalu?
- Musimy znaleźć Ankę. Bartek, odrzucisz mnie na komendę i pojedziesz do archiwum, dobrze? Wyciągniesz mi wszystkie akta seryjnych morderców z ostatnich pięćdziesięciu lat. Interesuje mnie cała Polska.
- Aśka, tego będą ze dwie tony…
- Nieważne – powiedziała kobieta stanowczo. – Zrób to jak najszybciej, teraz liczy się każda godzina.
Asystent pokiwał tylko głową. Przez lata pracy w tym samym wydziale nauczył się w milczeniu spełniać polecenia Aśki.
Pół godziny później policjantka siedziała sama w biurze. Była kompletnie zdezorientowana, nie wiedziała, za co się zabrać. W końcu, nie zważając na bardzo późną godzinę, wyjęła telefon i wybrała numer Sebastiana.
- Coś się stało? – zapytał zaspany, ale w pełni gotowy do działania.
- Porwał Anię – odparła Joasia cicho.
- Ale kto? Aśka, co się dzieje?
- Seryjny… - powiedziała nieskładnie, zupełnie zapominając, że mężczyzna nie zna całej sprawy. – Sebuś, on ją zabije…
- Spokojnie. Aśka, już do was jadę. Nie martw się, znajdziemy Anię.
- A ślub?
- To jest teraz ważniejsze – oznajmił Seba stanowczo. – Trzymaj się, kotku i nie rób nic głupiego.
Joasia odłożyła telefon i przysiadła na biurku. Głowa strasznie ją bolała, ale powoli wracało racjonalne myślenie. Kiedy Bartek przywiózł akta, wreszcie się uspokoiła. Skupiona na dokumentach mogła odgonić od siebie natrętne myśli.
Dopiero nad ranem do biura wszedł Rafał. Wyglądał fatalnie, a jego mina mówiła sama za siebie.
- Ani śladu – mruknął. – Nie wiem, jak on się stamtąd ulotnił.
Aśka spojrzała na niego półprzytomnie.
- Nic ci nie jest? – dodał zaniepokojony.
- Nie…
- Słuchaj, Aśka, przepraszam… Przegiąłem.
- Nerwy, rozumiem – odparła policjantka, odgarniając do tyłu włosy.
Rafał uśmiechnął się nieśmiało. Widać było, jak bardzo jest mu głupio, ale Aśka nie miała siły przekonywać go, że nie ma żalu. Podniosła się z trudem i chciała wyjść z biura, jednak w drzwiach wpadła na Sebastiana.
- Jesteś już – powiedziała zaskoczona.
Z trudem powstrzymała się od czułego powitania, pamiętając o obecności Rafała.
- Co ci się stało? – zapytał mężczyzna, patrząc z niepokojem na opatrunek na jej głowie.
- Potem pogadamy – mruknęła półgłosem.
Stojąc pod ścianą, cierpliwie odczekała, aż Rafał opowie wszystko przyjacielowi. Dopiero kiedy ból głowy kompletnie ją zamroczył, mężczyźni zdali sobie sprawę z jej fatalnego stanu.
- Zawiozę Aśkę do domu i będę do godziny – rzucił Seba do Rafała i delikatnie wyprowadził partnerkę z biura. – Może powinnaś jechać do szpitala? – dodał, kiedy już znalazł się z kobietą sam na sam.
- Przecież już byłam…
- No dobrze, ale prześpisz się u mnie, ok? Przy Marku nie odpoczniesz.
Skinęła głową, choć zrobiła to niezbyt świadomie.
Spała kilka długich godzin, podczas gdy reszta zespołu dokładała wszelkich starań, by odnaleźć Ankę. Niestety nie mieli żadnego tropu, choć las został przeszukany trzy razy, a oni przekopywali się przez góry akt. Około szesnastej Joasia ponownie pojawiła się na komendzie. Sebastian akurat siedział samotnie nad dokumentami.
- Jak się czujesz? – zapytał, obserwując ją uważnie.
- Chyba dobrze…
- Powiesz mi wreszcie, co się stało?
Kobieta zawahała się przez moment. Z jednej strony chciała powiedzieć mu prawdę i prosić, żeby raz na zawsze wybił Tomkowi z głowy podobne pomysły, ale z drugiej dobrze wiedziała, czym to grozi. Znała Sebastiana od lat i wiedziała, że potrafi być naprawdę impulsywny.
- Marek – odgadł mężczyzna, zaciskając ze złości zęby.
- Nie, to nie on – westchnęła Joasia. – Ja… podczas prowokacji Tomek próbował… to dlatego spuściłam Ankę z oczu.
- Zgwałcił cię? – zapytał Seba rzeczowym tonem, choć widać było, że wszystko się w nim gotuje.
- Nie, uciekłam.
- Widzę, że nic nie zrozumiał z naszej ostatniej pogawędki. No nic, trzeba będzie ją powtórzyć.
- Tylko nie rób nic głupiego, dobrze? – poprosiła kobieta cicho, choć ton jej głosu sugerował coś zupełnie innego. – To znaczy… bardzo bym chciała, żeby dał mi wreszcie spokój.
- Da, możesz być tego pewna.