piątek, 22 czerwca 2012

18. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Nowa policjantka, Aneta Kosińska, przybyła do domu szefa z prawie godzinnym opóźnieniem. Stary przedstawił ją, przesadnie długo opowiadając o jej osiągnieciach i doświadczeniu, czym bynajmniej nie pozyskał jej sympatii zespołu. Policjanci bez słowa przypięli jej łatkę zarozumiałej, jednak zgodnie udawali, że jest inaczej.
Dobre jedzenie i alkohol nie mogły nikogo zmylić i chociaż Stary z wielkim zaangażowaniem dbał o swoich gości, z żadnego z nich nie uleciało napięcie. Wszyscy oczekiwali na coś, co wreszcie wyjaśniłoby pomysł szefa.
- Mam dla was pewną informację – oznajmił Stary, kiedy na dworze było już całkiem ciemno. Policjanci popatrzyli po sobie porozumiewawczo. – Otóż dostaliśmy wspaniałą ofertę ze Stanów. Jedna osoba z naszego wydziału dostanie awans i wyjedzie na roczny staż.
Joasia zerknęła odruchowo na Sebastiana. Wszyscy wiedzieli, że był jednym z najlepszych komisarzy, co zawsze doceniał Stary. Kobieta od razu pomyślała, że to właśnie on dostanie awans, czego oczywiście z całego serca mu życzyła, jednak myśl o jego wyjeździe napełniała ją przerażeniem.
- Rozmawiałem już z przełożonymi – kontynuował tymczasem Stary – i zgodzili się ze mną, że każdy z was zasługuje na taką szansę. W związku z tym sami zdecydujecie. Od jutra przez trzy dni każdy z was będzie musiał zaproponować kandydaturę kolegi. Ten, kto zbierze najwięcej głosów, otrzyma awans i pojedzie do Stanów.
Przez resztę wieczoru Joasia była jeszcze bardziej milcząca. Reszta towarzystwa nieustannie rozmawiała o możliwościach, jakie dawał staż w Ameryce i prognozowali, kto miał największe szanse na jego otrzymanie.
- Przepraszam – mruknęła Joasia, kiedy przed północą Błażej odprowadzał ją do domu. – Mieliśmy spędzić trochę czasu razem, ale wszystko zepsułam.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Wręcz przeciwnie, bardzo miło spędziłem czas – skłamał.
Joasia pokręciła głową.
- Mam nadzieję, że cię nie zniechęciłam i dasz mi jeszcze szansę – kontynuowała, nie dając się zwieść.
Błażej uśmiechnął się i objął kobietę ramieniem.
- Może następnym razem spotkamy się w węższym gronie – zaproponował.
- To już nawet nie o to chodzi… - westchnęła Joasia zamyślona. – Rzecz w tym, że ostatnio praca to całe moje życie. Pochłania mi mnóstwo czasu. Nie chcę, żebyś myślał, że cię zwodzę, ale mamy ciężką sprawę, a teraz jeszcze ten staż w Stanach…
- Masz nadzieję tam pojechać? – zapytał Błażej, kiepsko ukrywając przygnębienie.
- Nie, skąd – zaśmiała się Aśka. – To znaczy… No wiesz, oczywiście dla każdego z nas to wielka szansa, ale ja teraz nie mogłabym wyjechać na tak długo. Kalina mnie potrzebuje.
- Więc dlaczego tak się tym przejmujesz?
Aśka westchnęła, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Po prostu zastanawiam się, kto tam pojedzie. Wiesz, nasza ekipa jest bardzo zgrana i w sumie każdego by mi brakowało.
Wyczuła, że mężczyzna tego nie kupił, jednak nie drążył tematu, za co była mu wdzięczna.
- Dalej pójdę sama – powiedziała, kiedy dotarli na właściwą ulicę. – Nie chcę, żeby Kalina nas widziała.
- Więc… - zaczął powoli Błażej. – Mam zadzwonić?
- Będzie mi bardzo miło – zapewniła Joasia.
W ramach pożegnania uśmiechnęła się i szybko ruszyła w stronę swojego bloku. Marzyła już tylko o swoim łóżku i chwili spokoju przed burzą, która z całą pewnością czekała ją następnego dnia na komendzie.
Nie pomyliła się. Niedziela okazała się dniem pełnym wrażeń, ale z zupełnie innego powodu niż podejrzewała. Z samego rana na komisariat wpłynęło zgłoszenie o znalezieniu kolejnej ofiary grabarza. Tym razem od śmierci minęły najwyżej dwie doby, w związku z czym komisarze nie mieli aż tak dużych kłopotów z ustaleniem tożsamości ofiary.
- Wysłałam Bartka do rodziny – oznajmiła Joasia, wchodząc do biura, w którym Sebastian pochylał się nad raportem z sekcji poprzedniej ofiary.
- Gdybyśmy dostali ten raport wcześniej, pewnie mielibyśmy większe szanse na ruszenie z miejsca – zauważył poirytowany mężczyzna.
- Wiesz, jak jest – mruknęła Joasia, wzruszając ramionami. – Co tam masz ciekawego?
- Jest pewna drobna różnica pomiędzy śmiercią tej kobiety a ofiar sprzed piętnastu lat – powiedział Sebastian, podnosząc wzrok i patrząc na partnerkę. – Wtedy morderca używał środku zwiotczającego mięśnie, a tutaj mamy zwykłe środki nasenne.
- Seryjni raczej nie zmieniają metod działania – zauważyła Aśka.
- Otóż to. Poza tym Adam ocenił, że miała około 35 lat, 165 centymetrów wzrostu, zielone oczy i rude włosy.
- No to czeka nas ponowne przeszukiwanie bazy… - westchnęła kobieta.
- A zauważyłaś, że żadna z tych dwóch ofiar nie jest w typie grabarza? – zapytał Sebastian, który zdawał się całkowicie pochłonięty rozmyślaniami o sprawie.
- Myślisz, że mamy do czynienia z kimś innym?
- Nie wiem – przyznał mężczyzna zamyślony. – Ale to dziwne, nie sądzisz?
Joasia przysiadła na biurku tuż obok raportu z sekcji, który nadal przeglądał Sebastian. Przeczytała do góry nogami kilka pierwszych zdań i rzuciła okiem na zdjęcia.
- To może być jego następca – powiedziała w końcu. – Jakiś uczeń, wiesz, ktoś zafascynowany jego zbrodniami.
- Uczeń? – powtórzył Seba z namysłem. – Sporo szczegółów się nie zgadza… Brak precyzji w wykonaniu trumien, środki nasenne, no i sam dobór ofiar. Jedna ruda, druga niby brunetka, ale włosy proste i krótkie.
- Gdyby był uczniem, lepiej by podrobił tamte zbrodnie, prawda? – podchwyciła Joasia. – Chyba masz rację.
- To może być po prostu ktoś, kto był nim zafascynowany, ale nie znał go osobiście. Może po prostu poczytał o tych zbrodniach w gazetach i postanowił zostać wielkim następcą grabarza – zgadywał Sebastian, bezmyślnie przewracając kartki raportu.
- Masz jakiś pomysł? – zapytała Joasia, która nie czuła się wcale bliższa znalezienia sprawcy.
Sebastian wzruszył ramionami.
- Chyba musimy zacząć od ustalenia, gdzie konkretnie zaginęły obie ofiary – powiedział Sebastian po chwili namysłu. – Być może coś je łączy… Może mieszkały na jednym osiedlu, chodziły do tego samego sklepu albo klubu tańca… No nie wiem, cokolwiek.
- No to co? Bierzemy się za przeszukiwanie bazy?
Mężczyzna kiwnął głową, więc oboje z cichymi westchnieniami zajęli miejsca na swoich krzesłach i zabrali się do pracy.
Raptem kilkanaście minut później ciszę przerwał dźwięk nadchodzącego smsa. Joasia złapała swój telefon nieco zniecierpliwiona, ale kiedy zobaczyła nadawcę z ciekawością odblokowała komórkę. „Cały czas o Tobie myślę” – przeczytała.
Sebastian z nieco niezdecydowaną miną obserwował, jak na twarzy Joasi pojawia się uśmiech. Mimowolnie podenerwowany odwrócił się z powrotem do ekranu i nachmurzony włączył kolejne zdjęcie.
- Chyba ją mam – powiedział niespodziewanie.
Joasia aż podskoczyła, zanurzona we własnych myślach. Spojrzała nieprzytomnie na Sebastiana.
- Inga Krasicka, wszystko się zgadza – zakomunikował wyraźnie z siebie zadowolony. – Zaginęła miesiąc temu.
Komisarze postanowili się rozdzielić. Joasia pojechała do rodziny Ingi, a Sebastiana – rodziców drugiej ofiary. Wiedzieli, że podstawą jest dokładne poznanie ofiar, ich problemów, a także okoliczności zaginięcia. Był to jedyny sposób, żeby ruszyć sprawę z miejsca.
Wczesnym popołudniem Joasia wróciła na komendę. Dowiedziała się mnóstwa różnych rzeczy, które jednak nie były jakoś szczególnie wartościowe dla śledztwa. Wymieniła natomiast kilka miłych smsów z Błażejem i to poprawiło jej humor.
- A coś ty taka zadowolona? – zagadnęła Ania, która spotkała przyjaciółkę na korytarzu. – Słyszałam, że sprawa paskudnie się toczy…
- Żeby się chociaż toczyła – westchnęła Joasia. – Ale w końcu to tylko praca – dodała z uśmiechem.
Ania uniosła brwi.
- Żartujesz? – zapytała poważnie zaniepokojona. – Przecież to sens twojego życia…
- Może wreszcie to się zmieni? – powiedziała kobieta na wpół zamyślona, na wpół rozmarzona.
- Błażej? – odgadła bezbłędnie Ania, prowadząc przyjaciółkę do kuchni. – Wczoraj jakoś nie wyglądałaś na szczególnie nim zainteresowaną…
- To wszystko przez Starego – mruknęła Joasia z niechęcią. – A poza tym, przecież to było tak naprawdę nasze pierwsze spotkanie.
- No właśnie – podchwyciła natychmiast Ania. – Cóż można powiedzieć po tak krótkim czasie?
- Nic, więc po co o tym dyskutujemy?
Ania uśmiechnęła się pobłażliwie.
- W takim razie może zmienimy temat? – zaproponowała. – Jesteś chyba jedyną osobą, która nie mówi o tym stażu w Stanach. Nie chcesz, żeby Seba wyjeżdżał, prawda?
Joasia zmarszczyła brwi, nalewając wodę do czajnika.
- Skąd pewność, że to on dostanie awans? – zapytała rzeczowo.
- To proste – oświadczyła Ania takim tonem, jakby musiała wyjaśniać przyjaciółce coś naprawdę oczywistego. – Ja, ty, Rafał i Kaśka zagłosujemy na Sebę, Maciek, Bartek i Seba na Rafała, a Kamil, Tomek i Aneta na Bartka.
- A ty skąd to wszystko wiesz? – zdziwiła się Joasia.
- Popytałam.
- Mnie nie pytałaś…
- Oj, Aśka, przecież wszyscy wiedzą, że zagłosujesz na Sebastiana – odparła Ania, machnąwszy lekceważąco ręką. – Zagłosujesz, prawda? – upewniła się, zauważywszy, że Joasia milczy.
- Jeszcze o tym nie myślałam – skłamała policjantka.
- Akurat. Jak ciebie znam, to myślałaś o tym całą noc – zapiła Ania, wyciągając z szafki swoje ulubione ciastka i częstując przyjaciółkę.
- Powinnam na niego zagłosować, prawda? – zapytała w końcu Joasia, rezygnując z udawania.
Musiała z kimś porozmawiać, sama nie potrafiła już obiektywnie myśleć.
- A myślisz, że nie zasługuje na ten awans? – odparła Ania rozsądnie.
- Oczywiście, że zasługuje… Jest najlepszy. Tylko że…
- Tylko że nie podoba ci się ten wyjazd – wpadła jej w słowo Anka. – Rozumiem.
- Jesteś pewna, że Rafał i Kaśka na niego zagłosują?
Ania uśmiechnęła się. Doskonale rozumiała, do czego zmierza Joasia. Chciała, żeby Sebastianowi ten wyjazd przeszedł koło nosa, ale nie z jej winy. Gdyby ktoś z pozostałej trójki zdecydował się jednak zagłosować na kogoś innego, ona mogłaby z czystym sumieniem poprzeć kandydaturę Sebastiana, będąc jednocześnie pewną, że nie wyjedzie.

wtorek, 19 czerwca 2012

17. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Kiedy wieczorem Joasia nadal myślała o tej rozmowie, zmywając naczynia, nie była już tak pewna swojej decyzji. Gdyby chodziło tylko o to, na co ma ochotę, to faktycznie zaproszenie Błażeja byłoby trafnym posunięciem. Niestety jednak dochodziło wiele innych czynników, takich jak choćby, praca, Sebastian i Kalina, które nie pozwalały jej decydować całkowicie swobodnie. Wiedziała, że nawet jeśli polonista okaże się wart zachodu, to praca nie pozwoli jej na częste spotkania, co mężczyzna zapewne odbierze jako wymówki. Trudno także było przewidzieć reakcję Sebastiana, kiedy w sobotę pojawi się w towarzystwie obcego faceta. Oczywiście wcale nie musiała liczyć się z jego zdaniem, ale nie chciała wiercić dziur w ich na nowo budowanym zaufaniu. No i jak niby miałaby powiedzieć Kalinie, że spotyka się z jej nauczycielem? To wszystko sprawiło, że jej nastrój daleki był od euforii, a stos brudnych naczyń malał bardzo powoli.
- Aśka, twój telefon! – zawołała Kalina z salonu.
Kobieta wytarła ręce i pobiegła odebrać. Kiedy na wyświetlaczu zobaczyła imię przyjaciela, uśmiechnęła się.
- Słucham? – zagadnęła.
- Wiesz, myślałem o tym, co mi powiedziałaś – zaczął Seba bez zbędnych wstępów. – No wiesz, o twojej matce, tym jej kochanku i tak dalej… I chyba wpadłem na pewien pomysł.
- Naprawdę? – zdziwiła się Joasia. Zerknęła na Kalinę wpatrzoną w ekran telewizora i pospiesznie skryła się w swojej sypialni. – A konkretniej?
- Opowiem ci… ale pod warunkiem, że do mnie wpadniesz – powiedział mężczyzna, uśmiechając się do siebie. – To nie jest rozmowa na telefon.
- No dobra. To do zobaczenia.
Rozłączyła się, jednocześnie drugą ręką już zdejmując dresy i szukając dżinsów. Była bardzo ciekawa, co takiego wykombinował Sebastian i miała wielką nadzieję, że to rozwiąże raz na zawsze jej problemy z matką. W biegu złapała torebkę, oznajmiła Kalinie, że wychodzi i zniknęła za drzwiami.
Sebastian czekał na nią, jedząc pizzę i pijąc pepsi przed telewizorem. Był bardzo z siebie zadowolony, ale miał wątpliwości, czy Joasia zgodzi się na jego plan. Oczywiście nie miała nic do stracenia, ale mogła to uznać za zbyt duże ryzyko. Kiedy wreszcie zapukała, odłożył na kanapę resztki pizzy i skierował się do drzwi.
- Mam nadzieję, że to jest warte tułania się po całym mieście w środku nocy – mruknęła, przekroczywszy próg mieszkania komisarza.
- Nie ma jeszcze dziesiątej – zauważył Seba, zamykając za nią drzwi. – Chodź, zaraz ci wszystko opowiem.
Chciał jej zrobić herbatę, ale stanowczo odmówiła, nie chciała nawet usiąść, tylko kręciła się podenerwowana po mieszkaniu.
- Rozmawiałem z naszą prokurator – zaczął w końcu Sebastian, zdając sobie sprawę, że przeciąganie rozmowy nie ma sensu. – Oczywiście nie mówiłem o kogo chodzi, nakreśliłem tylko mniej więcej sytuację.
Zerknął na partnerkę, czekając na wybuch złości, ale ona tylko pokiwała głową ze zniecierpliwieniem i wyraźnie czekała na ciąg dalszy.
- Powiedziała – kontynuował mężczyzna, - że udowodnienie szantażu powinno wystarczyć do wygrania sprawy.
Joasia przez moment zastanawiała się nad słowami przyjaciela, spacerując po salonie.
- Powinno? – powtórzyła w końcu.
- Nikt nie może dać ci gwarancji – stwierdził Seba, postanawiając uczciwie podejść do sprawy. – Wiesz o tym. Ale Janicka powiedziała, że jeśli będziesz miała jednoznaczny dowód i sama wystąpisz do sądu o uzyskanie praw, a Kalina potwierdzi, że chce z tobą zostać, to sprawa jest praktycznie nie do przegrania.
- A haczyk?
Sebastian uśmiechnął. Znali się tak dobrze, że zawsze wyczytywała z jego słów wszystko, nawet to, czego nie chciał powiedzieć.
- Jedynym sposobem, żeby twoja matka wygrała sprawę jest udowodnienie, że pod twoją opieką Kalinie grozi niebezpieczeństwo.
- Nic prostszego, w końcu jestem policjantką – skwitowała kobieta zrezygnowana i opadła wreszcie na kanapę.
- Nie, nie, takie realne niebezpieczeństwo – odparł natychmiast Sebastian. – Sam fakt, że pracujesz w policji nie ma tu nic do rzeczy. Chodzi raczej o jakieś patologie, zaniedbania z twojej strony… Albo… no nie wiem, alkohol, narkotyki… Sama rozumiesz.
Aśka pokiwała głową, myśląc nad słowami Sebastiana. Jego rozwiązanie było bardzo kuszące i musiała przyznać, że rozwiązywało wiele jej problemów. Obawiała się sprawy sądowej, bo mimo wszystko istniało minimalne ryzyko, że to jej matka wygra. Miała jednak nadzieję, że samo posiadanie dowodu szantażu zniechęci ją do podejmowania walki.
- Dzięki – powiedziała w końcu, uśmiechając się. – Naprawdę można na ciebie liczyć…
Sebastian uśmiechnął się dumny jak paw. Był pewien, że trudniej będzie przekonać do tego Joasię, a jej reakcji sprawiła, że bardzo mu ulżyło. W dodatku była mu wdzięczna, co chyba na dobre przekreśliło jego wcześniejsze przewinienia.
Sobota nadeszła zaskakująco szybko. Komisarze siedzieli przygnębieni w biurze, myśląc o wieczornej imprezie. U Starego mieli pojawić się o dziewiętnastej, ale dopiero godzinę wcześniej mogli opuścić pracę. Najgorsze jednak było to, że w sprawie nic się nie ruszyło. Stary chodził wściekły jak osa, a Tomek i Bartek od rana próbowali pozbyć się dziennikarzy, którzy nie opuszczali parkingu przed komendą.
- Obawiam się, że jeśli nic się nie wydarzy, nie będziemy w stanie znaleźć mordercy – zagadnęła Joasia, z hukiem zamykając teczkę akt.
Sebastian spojrzał na nią z niechęcią, ale nic nie odpowiedział. Sprawa cały czas budziła w nim silne emocje i nie chciał przyjąć do wiadomości, że mogą jej nie rozwiązać.
- Pójdę po kawę – dodała kobieta, wstając. Wolała ulotnić się z pomieszczenia na wypadek, gdyby Sebastian zechciał wyładować się na niej za niepowodzenia. – Chcesz też?
Mężczyzna potrząsnął stanowczo głową, więc Aśka wyszła szybkim krokiem. Sebastian jednak nie zdążył nawet zebrać myśli, bo w biurze zaraz pojawił się Rafał z miną świadczącą o tym, że ma do zakomunikowania jakąś nowinę.
- Anka mi powiedziała, że Aśka jej powiedziała, że zaprosiła kogoś na dzisiaj – oznajmił konspiracyjnym szeptem.
Sebastian wywrócił oczami i wyjrzał na korytarz, żeby upewnić się, że jego partnerka nie słyszy rozmowy.
- No i? – mruknął.
- No co? Nie mów, że cię to nie interesuje…
- Interesuje – westchnął Seba z mieszaniną niechęci i niezdecydowania.
- Nic z tym nie zrobisz? – zdziwił się szczerze Rafał.
- Słuchaj, stary, Aśka ma prawo spotykać się z kim chce i nic mi do tego – powiedział policjant, choć widać było, że nie przychodzi mu to łatwo.
- Odbiło ci? – zapytał całkiem poważnie Rafał, obserwując przyjaciela z niepokojem. – Tak po prostu rezygnujesz?
- Aśka tego nie chce – odparł Seba spokojnie. – Jestem jej przyjacielem i to mi wystarczy. Już i tak o mało wszystkiego nie zniszczyłem bezsensownymi pomysłami, teraz jestem mądrzejszy.
Rafał uniósł brwi, dając przyjacielowi do zrozumienia, co o tym myśli. On na jego miejscu dążyłby uparcie do celu, bez względu na cenę.
- A poza tym – dodał Sebastian po chwili namysłu, - imprezę u Starego trudno uznać za dobre miejsce na randkę.
Komisarze roześmiali się i już w nieco lepszych nastrojach wrócili do pracy. Nie pozostawało nic innego jak dotrwać do osiemnastej, a potem przeżyć wątpliwą przyjemność, jaką był grill u Starego. Wszyscy podejrzewali, że kryje się za tym coś więcej i to głównie dlatego z taką ostrożnością podchodzili do pomysłu szefa. Jednak nawet w najgorszych snach nikt z nich nie przypuszczał, jak bardzo zmieni się sytuacja na komendzie.
Kilka minut po dziewiętnastej Joasia i Błażej spotkali się na ulicy Leśnej. Aśka nie chciała, żeby mężczyzna po nią przyjechał w obawie, że w domu będzie Kalina. Uważała, że moment wyznania jej prawdy można spokojnie odłożyć do czasu, kiedy sama będzie pewna, czy warto spotykać się z polonistą.
- Będą sami policjanci? – zagadnął Błażej, kiedy ruszyli powoli w stronę willi na końcu ulicy.
Aśka zaśmiała się mimowolnie.
- Nie sądzę – odparła. – A co, nie uważasz, żeby to było dobre towarzystwo?
- Obawiam się, że będę się czuł jak przestępca – zażartował mężczyzna, na co Joasia ponownie się roześmiała.
- Nie martw się, zamierzam ulotnić się tak szybko, jak będzie to możliwe – zapewniła zgodnie z prawdą.
U Starego byli już prawie wszyscy: Rafał i Ania, Bartek i Kaśka, Tomek z jakąś nieznaną kobietą, Kamil z narzeczoną, Ania z mężem i Maciek z żoną oraz Sebastian. Brakowało już tylko „tej nowej”, na którą wszyscy czekali najbardziej. Nie wiedzieli, czego się po niej spodziewać, a pierwsze wrażenie miało zadecydować o tym, w jaki sposób będzie traktowana przez kilka pierwszych dni czy tygodni.
Joasia przedstawiła przyjaciołom Błażeja i zajęła obok niego miejsce na jednej z ogrodowych ławek. Obserwowała w milczeniu, jak Kamil i Bartek uwijają się przy grillu, a Stary w asyście żony przygotowuje drinki. Nie bardzo wiedziała, jak się zachować. Od razu zdała sobie sprawę, że tylko Sebastian jest sam i to wcale nie poprawiło jej nastroju. Siedział przy najdalszym stole, jakby zamierzał przez cały wieczór trzymać się od wszystkich z daleka. Nawet chciała się do niego przysiąść, ale obawiała się, że w ten sposób może tylko pogorszyć sprawę.
- Ładny dom – zagadnął Błażej, najwyraźniej chcąc nawiązać rozmowę.
Kobieta obrzuciła obojętnym wzrokiem willę, która w istocie była bardzo gustowna.
- Tak, to prawda – mruknęła.
Zdawała sobie sprawę, że Błażej spodziewał się po niej większego zaangażowania, więc z trudem odsunęła od siebie natrętne myśli.
- Bardzo podoba mi się ogród – dodała. – Nie lubię przesadnego pedantyzmu.
- Interesujesz się może roślinami? – zapytał mężczyzna szczęśliwy, że w ogóle uczestniczy w rozmowie. – Ja każdą wolną chwilę spędzam w ogrodzie, ogrodnictwo to moja pasja.
- To bardzo ciekawe – przyznała Joasia trochę wbrew sobie. – Ja niestety nie mam na to czasu.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy, podczas której oboje myśleli nad jakimś sensownym tematem do rozmowy.
- To znaczy, że mieszkasz w domu z ogrodem? – odezwała się w końcu ponownie policjantka. – Zawsze o tym marzyłam.
- W zasadzie to dom moich rodziców – przyznał Błażej. – Cały czas szukam odpowiedniego mieszkania, żeby się wyprowadzić…
Aśka natychmiast zrozumiała, że ostatnie zdanie było tylko nieudolną próbą udowodnienia jej swojej niezależności. Poczuła się jeszcze dziwniej i przez chwilę miała ochotę zapytać go o wiek, jednak ostatecznie zrezygnowała. Byłoby to co najmniej niegrzeczne.
Z ulgą przyjęła fakt, że przysiadły się do nich Ania i Kasia, które natychmiast przejęły na siebie trud prowadzenia rozmowy. Dzięki temu mogła się wyłączyć i tylko co jakiś czas przytakiwać.

niedziela, 17 czerwca 2012

16. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Joasia spojrzała na nią z niechęcią, ale zanim zdążyła coś odpowiedzieć, jej telefon leżący na biurku zaczął wibrować. Sięgnęła po niego, przeprosiła Anię i odebrała.
- Czechowska, słucham? – zaczęła niezbyt zachęcającym tonem.
- Dzień dobry, mówi Błażej Kalinowski – przedstawił się mężczyzna. – Pamięta mnie pani?
Kobieta zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć, skąd zna to nazwisko. Kiedy cisza zaczęła się przedłużać, rozmówca postanowił jej pomóc.
- Jestem polonistą Kaliny – wyjaśnił.
- Tak, oczywiście, pamiętam – odparła Joasia lekko zaniepokojona. – Coś się stało?
- Chciałbym się z panią spotkać – oświadczył mężczyzna.
- No dobrze, kiedy?
- Dopasuję się.
- Więc może dzisiaj o… - kobieta zawahała się, zerkając na zegarek – szesnastej? Będzie pan w szkole?
- Właściwie wolałbym się spotkać poza szkolą – powiedział nauczyciel tajemniczo. – Oczywiście jeśli to nie problem.
- Nie, skąd – odparła uprzejmie Joasia, choć zaczynała się coraz bardziej niepokoić. – Więc gdzie?
- W centrum jest mała kawiarenka „Pod Jarzębiną”.
- Wiem, gdzie to jest. Więc do zobaczenia o szesnastej? – upewniła się.
- Tak, do zobaczenia.
Nauczyciel rozłączył się, zostawiając Joasię z bardzo dziwną miną. Dopiero po dłuższej chwili kobieta zdała sobie sprawę, że Ania przygląda jej się z uwagą, najwyraźniej czekając na wyjaśnienia.
- To był nauczyciel Kaliny – mruknęła. – Wiesz, ten, z którym ostatnio rozmawiałam.
- Umówiłaś się z nim? Czego chciał?
- Nie mam pojęcia, ale za kilka godzin się dowiem – odparła Joasia z westchnieniem i niechętnie wzięła do ręki kolejną teczkę z aktami.
Tego dnia czas na komendzie wlókł się w nieskończoność. Całe przedpołudnie Aśka spędziła samotnie w biurze, czytając akta i rozmyślając nad sprawą. Dopiero kiedy obie wskazówki zegara wskazały dwunastkę, w biurze pojawił się Sebastian. Przyniósł dwie kawy i paczkę ulubionych pierniczków Joasi. Kobieta spojrzała na niego zaskoczona.
- Mamy jakiś dzień dobroci? – zapytała podejrzliwie, biorąc ciastko.
- Dla partnerek – zakpił Seba. – Dalej siedzisz nad aktami?
- Tak, strasznie tego dużo – westchnęła.
- I masz już coś ciekawego?
- Chcesz tego słuchać? – zapytała, chcąc się upewnić, czy Sebastian rzeczywiście ma zamiar brać udział w burzy mózgów.
- No w końcu razem prowadzimy sprawę, nie? Opowiadaj.
- No więc piętnaście lat temu doszło do serii zaginięć kobiet i dziewczyn, w sumie siedemnaście osób. W przeciągu kolejnego roku odnaleziono dziewięć ciał, wszystkie zakopane żywcem w różnych miejscach: lesie, żwirowni, nad Wisłą, a jednak w pobliżu starych magazynów na Łanowej – opowiadała Joasia, zerkając do akt. – Trumny były wykonane własnoręcznie i bardzo precyzyjnie, wysłane czerwonym aksamitem i takie tam.
- W tej wczorajszej nie widziałem żadnego aksamitu – zauważył Seba, na co Joasia tylko pokiwała głową. - A te ofiary… coś je łączy?
- Popatrz na te zdjęcia – powiedziała, wyjmując z teczki plik fotografii i rozkładając je na biurku. – Wszystkie mają długie, ciemne, kręcone włosy, ciemną karnację i oczy.
Zamilkła, zauważywszy, że Sebastian jej nie słucha. Obserwowała, jak sięga po jedną z fotografii i zdała sobie sprawę ze swojego nietaktu.
- Przepraszam – mruknęła, chociaż oczywiście w ten sposób nie mogła niczego naprawić.
Sebastian odchrząknął i odłożył zdjęcie.
- Magda była idealnie w jego typie – powiedział nieswoim głosem. – Ciekawe, czy ta wczorajsza ofiara także. Przydałby się już raport z sekcji…
- Bartek mówił, że będzie dopiero na jutro, ponoć Adam ma kupę roboty i nie zdąży na dzisiaj.
- To co, siedzimy tu dalej? – zapytał Seba, zerkając na zegarek.
- No mamy jeszcze dobre trzy godziny pracy – zauważyła Joasia.
- Wiesz co, mam lepszy pomysł. Chodź, pokażę ci coś.
Kobieta zaintrygowana patrzyła, jak Sebastian zdejmuje kurtkę z wieszaka i uśmiecha się do niej zachęcająco. W końcu ona także wstała z fotela, kręcąc głową i wyszła za partnerem z biura.
- Gdzie jedziemy? – zapytała chwilę później, zapinając pas w samochodzie.
- Zobaczysz – odparł Sebastian z tajemniczym uśmiechem.
Kiedy kilkanaście minut później wyjeżdżali z miasta, Joasia zrobiła się niespokojna. Nie przepadała za niespodziankami, ale starała się nie okazywać niezadowolenia, bo wiedziała, że Sebastian się stara. Bardzo jej zależało na poprawieniu relacji, więc udawała po prostu zaciekawienie.
Okazało się, że Sebastian zawiózł ją do kolegi mieszkającego kilka kilometrów pod miastem. Joasia kiedyś już tam była, ale wtedy wpadli tylko po jakieś narzędzia, których Sebastian potrzebował do remontu mieszkania. Teraz wyglądało na to, że w domu nie było nikogo, więc wizyta tym bardziej wydawała się kobiecie bezsensowna.
- Wysiadamy, wysiadamy – zachęcił ją Seba, otwierając drzwi.
Był z siebie wyraźnie bardzo zadowolony, więc Joasia bez słowa pozwoliła się zaprowadzić do szopy na tyłach gospodarstwa. Kiedy Sebastian wyprowadził z niej srebrny (zdaniem Joasi stanowczo za duży) motor, zaniepokoiła się jeszcze bardziej. Wiedziała, że motory były pasją jej partnera, ale nigdy jej nie podzielała, więc raczej o tym nie rozmawiali. Szczerze mówiąc, wolała sobie nie wyobrażać Sebastiana na tak niebezpiecznej maszynie.
- Żartujesz, prawda? – zapytała spokojnie, kiedy mężczyzna podał jej jeden kask.
- Wręcz przeciwnie – oznajmił Seba. – Chcę ci wreszcie pokazać, jaka to frajda.
Aśka zaśmiała się, kręcąc głową i odłożyła kask stanowczym ruchem.
- Nie ma mowy – oświadczyła. – Mogę najwyżej popatrzeć, jak ty jeździsz. Oczywiście pod warunkiem, że nie będziesz przesadzać.
Sebastian uśmiechnął się w sposób, który Joasia bardzo lubiła. Poczuła, że robi jej się ciepło na sercu.
- Tylko kawałek – prosił przymilnym tonem. – Będę jechał powoli i natychmiast się zatrzymam, jeśli ci się nie spodoba.
- Po co mam próbować, skoro wiem, że mi się nie spodoba? – odparła kobieta takim tonem, jakby sama już nie wierzyła, że uda jej się tego uniknąć.
- Aśka, chyba wiesz, że bym cię nie namawiał, gdyby to było ryzykowne, prawda? – zapytał Sebastian chytrze.
Joasia pokręciła głową z niedowierzaniem i sięgnęła po kask. Szczerze mówiąc, naprawdę się bała.
- Wskakuj – zachęcił ją Seba, który sam już siedział na motorze.
Kobieta niepewnie zajęła miejsce tuż za nim. Następnie Sebastian poinstruował ją dokładnie, gdzie ma trzymać nogi.
- Na zakrętach motor trochę się przechyla, więc się nie przestrasz – uprzedził, zakładając kask. – I nie próbuj się na siłę prostować. Po prostu trzymaj się mnie mocno i wszystko będzie ok, jasne?
Joasia pokiwała głową, choć jej mina wskazywała na coś innego. Sebastian z uśmiechem pomógł jej zapiąć kask, a potem zaczekał, aż obejmie go w pasie i powoli ruszył.
Przez kilkaset pierwszych metrów, które Sebastian pokonywał bardzo wolno, Joasia dosłownie leżała na nim, z twarzą przyklejoną do jego pleców. Dopiero kiedy zdała sobie sprawę, że istotnie nic jej nie grozi, podniosła głowę.
Sebastian przyspieszał stopniowo, pozwalając Joasi poczuć się pewnie. Trzymała go mocno, ale z zachwytem podziwiała okolicę. Mężczyzna zerknął na nią przez ramię i kiedy stwierdził, że się uśmiecha, postanowił pokazać jej prawdziwą przyjemność jazdy na motorze.
Przez ponad dwie godziny jeździli po okolicznych drogach, niejednokrotnie przekraczając dozwoloną prędkość. Joasi najbardziej podobało się na piaszczystych, wyboistych drogach, więc to głównie takie wybierał Sebastian. Kiedy w końcu wrócili do gospodarstwa, oboje byli bardzo zadowoleni.
- To jest fantastyczne! – zawołała Joasia. – Musimy to koniecznie powtórzyć.
Seba zaśmiał się, widząc jej rozpalone policzki i błyszczące oczy. Wiedział, że kiedy zasmakuje jazdy na motorze, pokocha ją, tak jak on.
- Nie ma sprawy – odparł, biorąc od niej kask i wprowadzając maszynę do szopy. – Kiedy tylko będziesz chciała.
- O kurczę, już pół do czwartej! – stwierdziła kobieta, patrząc na zegarek. – Za pół godziny muszę być w centrum.
- Wskakuj, już jedziemy – odparł Seba, nie pokazując po sobie rozczarowania.
Miał nadzieję, że Joasia da się zaprosić na piwo, ale najwyraźniej miała już inne plany. Mimowolnie zaczął się zastanawiać, z kim się umówiła, jednak o nic nie zapytał. Odwiózł ją pod wskazaną kawiarnię i pożegnał się uprzejmie.
- Jeszcze raz dzięki – powiedziała Joasia z uśmiechem. – Było naprawdę super.
- Polecam się na przyszłość.
Kobieta uśmiechnęła się raz jeszcze i zniknęła za drzwiami kawiarni. Od razu zauważyła nauczyciela Kaliny siedzącego przy jednym ze stolików. Ledwie ją dostrzegł, zerwał się z miejsca i przywitał entuzjastycznie, a następnie odsunął krzesło, żeby mogła usiąść.
Przez kilka pierwszych minut Joasia starała się dowiedzieć, jaki był cel tego spotkania, ale rozmówca wciąż zmieniał temat. Kiedy w końcu ustalili, że oboje zamawiają jedynie kawę, a mężczyzna nadal odwlekał przejście do sedna, pani komisarz straciła cierpliwość.
- Przepraszam, że przerywam – powiedziała, wcinając mu się w pół zdania, - ale chciałam dowiedzieć się, dlaczego nalegał pan na spotkanie. Czy coś się dzieje z Kaliną?
- Właściwie to nie o niej chciałem porozmawiać – przyznał w końcu mężczyzna. – Bardzo mi zależało na tym spotkaniu, ale ze względu na panią.
Joasia zmarszczyła brwi, jakby sens tych słów w ogóle do niej nie docierał. Dopiero po chwili zrozumiała, o co chodzi blondynowi i z trudem powstrzymała wybuch śmiechu.
- Dlaczego pan mi nie powiedział? – zapytała rozbawiona. – Myślałam, że Kalina coś nabroiła…
- Obawiałem się, że nie zechce mi pani poświęcić czasu – wyznał. – Od naszej ostatniej rozmowy nie mogę przestać o pani myśleć.
Aśka poczuła, że się czerwieni. Błękitne oczy polonisty przeszywały ją pełnym ciepła spojrzeniem.
- Potraktuję to jako komplement – odparła po dłuższej chwili.
- Czy jest szansa, że pozwoli się pani gdzieś zaprosić w weekend? – zagaił ponownie mężczyzna, wyczekując odpowiedzi z wyraźnym niepokojem.
Kobieta zawahała się. Rozpoczęli właśnie sprawę, która zapowiadała się na długą i ciężką, w związku z czym nie chciała brać na siebie żadnych innych zobowiązań. Z drugiej jednak strony musiała przyznać, że z wielką chęcią poznałaby lepiej tego przystojnego blondyna.
- Niestety obecnie mam bardzo dużo pracy… - zaczęła wbrew sobie, doskonale zdając sobie sprawę, że brzmi to jak tania wymówka. – Ale wie pan co – dodała, na co przygnębiony mężczyzna natychmiast podniósł wzrok pełen nadziei, - w sobotę muszę pojawić się na firmowej imprezie, więc może tam się spotkamy?
Nauczyciel wyglądał na bardzo z siebie zadowolonego.
- To będzie dla mnie prawdziwa przyjemność – zapewnił gorliwie.
- Więc może w takim układzie będziemy mówili sobie po imieniu? – zaproponowała policjantka. – Joasia – dodała, podając mu rękę.
- Błażej – odparł mężczyzna i uśmiechnął się szeroko.

środa, 13 czerwca 2012

15. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Mężczyzna uśmiechnął się odrobinę, choć nadal był w parszywym nastroju. Rozmyślania o Magdzie i całej reszcie rodziny nie mogły doprowadzić do niczego dobrego, jednak trudno było odsunąć od siebie natrętne wspomnienia.
- No dobrze, a tak naprawdę to z czym przyszłaś? – zapytał po dłuższej chwili milczenia.
Joasia puściła go i westchnęła ciężko. Postanowiła co prawda nie wspominać ani słowem o swoich problemach, ale nagle znowu poczuła się dobrze i bezpiecznie w jego towarzystwie i już sama nie wiedziała, co ma robić.
- Chodzi o matkę? – spróbował ponownie Sebastian.
- Zatruwa mi życie – przyznała kobieta zrezygnowana. – Jest prawną opiekunką Kaliny i próbuje to wykorzystać…
- Jak to?
Aśka wstała gwałtownie z kanapy i zaczęła przechadzać się po pokoju z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Myślała intensywnie o szantażu któremu ostatecznie uległa. Coraz bardziej zdawała sobie sprawę, jak pochopnie postąpiła.
- Próbuje mnie szantażować – odparła w końcu, nie patrząc na Sebastiana. – Wie, że zależy mi na Kalinie i chce to wykorzystać.
- A tak konkretnie? – ponaglił ją łagodnie mężczyzna.
- Jej nowy kochanek ma niepełnosprawnego syna – westchnęła Joasia, zastanawiając się, dlaczego właściwie o tym mówi. – Przepisze na nią majątek, jeśli znajdzie się ktoś, kto zaopiekuje się chłopakiem.
Sebastian zmarszczył brwi. Czuł, że określenie „zaopiekuje” nie ma wiele wspólnego z rzeczywistym problemem. Ostatecznie ktoś, kto ma majątek, o który warto się starać, z całą pewnością może sobie pozwolić na najlepszą opiekę.
- Zaopiekuje? – powtórzył, starając się prowadzić rozmowę jak najdelikatniej.
- Matka chce, żeby Kalina za niego wyszła – wyznała Joasia, po raz kolejny wzdychając ciężko. – A znasz Kalinę… Ulegnie jej, matka potrafi być przekonująca. Nie chcę, żeby miała zmarnowane życie.
- Nie mów, że zamierzasz wyjść za tego gościa – powiedział Seba, po części z rozbawieniem, po części z przerażeniem.
- Oczywiście, że nie…
Joasia bardzo się starała, żeby jej głos zabrzmiał stanowczo, jednak Sebastian bezbłędnie wyczuł fałszywą nutę. Pokręcił głową, wpatrując się w partnerkę z dezaprobatą.
- Zgodziłaś się, prawda? – zapytał z niedowierzaniem.
Kobieta spojrzała na niego bezradnie. Ton głosu Sebastiana sprawił, że nagle zaczęła wstydzić się swojej decyzji.
- Aśka, przecież nie możesz wyjść za obcego faceta tylko dlatego, że ktoś próbuje cię szantażować – powiedział Seba najspokojniej, jak tylko mógł. – Nie rozumiesz, że ona na tym nie poprzestanie?
- Obiecała, że zrzeknie się praw, jeśli za niego wyjdę…
- Ty w ogóle siebie słyszysz? – zdenerwował się w końcu mężczyzna. – Jak możesz dopuszczać do czegoś takiego? Przecież to obcy facet!
Joasia już prawie słyszała, jak wytyka jej, że jemu nie chciała dać szansy, jednak komisarz nic takiego nie powiedział.
- Rozwiodę się z nim, jak tylko będę miała pewność, że matka nie odbierze mi Kaliny – oświadczyła Joasia stanowczo i szybkim krokiem opuściła mieszkanie przyjaciela.
Do późna spacerowała krakowskimi ulicami. Wiele zdarzyło się tego dnia i trudno jej było się z tym pogodzić. Nie miała ochoty wracać do domu i rozmawiać z Kaliną. Bała się, że nastolatka w końcu domyśli się czegoś, a wtedy cała sprawa stałaby się jeszcze bardziej skomplikowana.
Z drugiej strony wizyta u Sebastiana także nie poprawiła jej nastroju, a nawet wręcz przeciwnie. Partner w pełni uświadomił jej, jak głupią i bezsensowną podjęła decyzję, chociaż nadal nie chciała się do tego przyznawać. Jak zwykle uparta ślepo obstawała przy swoim, twierdząc, że w każdej chwili może wziąć rozwód i przerwać tę farsę.
Kiedy zadzwonił jej telefon, akurat zaczynał kropić deszcz. Zarzuciła kaptur na głowę i odebrała.
- Aśka, gdzie jesteś? – zapytała Kalina bez powitania. – Już po pierwszej… - dodała z pretensją.
- Już wracam – mruknęła policjantka. – Wyprowadziłaś psa?
- Dziesięć razy – burknęła nastolatka. – Czekam na ciebie, pospiesz się.
Joasia mruknęła jeszcze do telefonu coś niezrozumiałego i rozłączyła się. Przyspieszyła kroku, bo nadal znajdowała się spory kawałek od domu, a o tej porze raczej trudno było liczyć na autobus. Miała dziwne wrażenie, że nie jest na ulicy sama, choć w zasięgu wzroku nikogo nie dostrzegała. Przyspieszyła, chcąc jak najszybciej oddalić się z ciemnych zaułków, choć racjonalna część jej mózgu dobitnie tłumaczyła, że nie powinna dawać się ponieść wyobraźni.
Niemal dobiegła do skrzyżowania i skręciła w prawo, wpadając na kogoś znacznie większego od niej. Wystraszona odruchowo wyciągnęła pistolet i zdała sobie sprawę, że potencjalny przeciwnik także jest uzbrojony.
- Aśka? – zdziwił się mężczyzna, chowając broń.
- Rafał?
Joasia odsunęła się, jakby chciała się upewnić, że mężczyzna, którego potrąciła na pewno jest jej kolegą z pracy.
- Co ty tu robisz u licha? – zapytał komisarz, rozglądając się po pustej ulicy.
- Wracam od Sebastiana – mruknęła, także obrzucając czujnym spojrzeniem okolice. – A ty?
- Mieliśmy zgłoszenie – odparł Rafał zdawkowym tonem.
- Zgłoszenie? – powtórzyła bezwiednie Joasia, przypominając sobie swoje dziwne przeczucia sprzed kilku chwil.
- Mieszkanka tej kamienicy – zaczął mężczyzna wskazując na pobliski budynek – ponoć słyszała jakieś hałasy. Wydawało jej się, że ktoś napadł na kobietę.
- Na kobietę? – powtórzyła znowu Aśka, na co Rafał uniósł brwi.
- Widziałaś coś?
Joasia rozejrzała się zamyślona i powoli pokręciła głową. Nie chciała mówić Rafałowi o czymś, na co nie miała żadnych dowodów. Z pewnością uznałby ją za histeryczkę, a na to nie mogła sobie pozwolić. Długo pracowała na szacunek kolegów z komendy i nie chciała go nadszarpnąć.
- Podwieźć cię do domu? – zapytał mężczyzna, wyczuwają, że Joasia zachowuje się co najmniej dziwnie.
- Nie trzeba, dzięki.
Pożegnała się i szybko ruszyła w stronę swojego mieszkania, ale tym razem cały czas trzymała rękę na broni. Nie mogła wyzbyć się poczucia, że chwilę przed spotkaniem z Rafałem, znajdowała się bardzo blisko poszukiwanego przez niego sprawcy nocnego alarmu.
Następnego dnia okazało się, że Sebastian nie zamierza wracać do dyskusji z poprzedniego dnia. Zachowywał się normalnie, nie wspominając ani o matce Joasi, ani swojej zamordowanej siostrze. Nadal nie chciał przeglądać akt przyniesionych z archiwum przez Kaśkę, więc głównie siedział w biurze Ani i Rafała, podczas gdy Aśka studiowała papiery. Nie była na niego zła, rozumiała to. Gdyby ona musiała wracać podczas śledztwa do najtrudniejszych momentów ze swojego życia, także nie byłaby zadowolona.
- Hej pracusiu – zawołała Ania, wchodząc do biura z dwoma kubkami świeżej, parującej kawy.
Joasia uśmiechnęła się do niej.
- Właśnie myślałam o kawie – powiedziała, biorąc od przyjaciółki jeden kubek. – I chwili przerwy…
- Sebastian powiedział nam o Magdzie – westchnęła Ania, przechodząc do sedna swojej wizyty. – Wydaje mi się, że nie powinien prowadzić tej sprawy. To musi być dla niego bardzo trudne, a poza tym…
- Wiem, mówiłam mu to, ale… - zawahała się przez moment. – Rozumiem go, ja na jego miejscu też chciałabym uczestniczyć w śledztwie, które może pomóc dorwać mordercę mojej siostry.
Ania westchnęła ciężko i upiła łyk kawy.
- No ale w sumie to faktycznie może nie mieć nic wspólnego z tamtą sprawą – powiedziała po chwili namysłu.
- Gdybanie nie ma sensu – oznajmiła Joasia stanowczo. – Gdyby nie Sebastian, nikt z nas nie miałby wątpliwości, że powinno się sprawdzić ten trop. Ktoś z nas musi być obiektywny, niestety padło na mnie.
Anka wyczuła w głosie przyjaciółki nutkę niezadowolenia, więc postanowiła nie drążyć tematu.
- Idziesz ma imprezę do Starego? – zagadnęła.
- Ponoć obecność obowiązkowa – mruknęła Joasia z wyraźną niechęcią, - więc co innego mi pozostaje?
- Widzę, że nie pałasz entuzjazmem…
- Stary i impreza? Proszę cię… Ani pogadać na luzie, ani się napić… Pewnie będziemy siedzieć na sztywno i modlić się o pretekst do wyjścia.
- Stary mówił, że możemy zabrać ze sobą osoby towarzyszące – kontynuowała Ania, jakby nie dosłyszała odpowiedzi przyjaciółki. – Słyszałam, że Seba ma zamiar cię zaprosić…
Aśka zakrztusiła się kawą i zaniosła kaszlem. Kiedy już odzyskała oddech, spojrzała na przyjaciółkę z przerażeniem.
- Żartujesz sobie ze mnie, prawda? – wychrypiała.
- Nie, dlaczego?
- Myślałam, że już wybiłam mu z głowy te głupoty…
- Możecie iść razem jako przyjaciele – odparła Ania spokojnie. – Przecież to nie jest nic oficjalnego…
- Co za koszmar… - mruknęła Joasia, kręcąc głową. – Kiedy to wszystko tak się pokomplikowało? Jeszcze niedawno byliśmy po prostu dobrymi przyjaciółmi, a teraz wszystko po kolei się chrzani…
- Nie przesadzaj…
- Anka, co ja mam robić? – zapytała bezradnie. – Chciałabym, żeby znowu było między nami jak dawniej. Sebastian jest dla mnie bardzo ważny, jest częścią mojego życia i nie chcę stracić jego przyjaźni, ale nie potrafię mu wytłumaczyć, że nigdy nie będę w stanie obdarzyć go głębszym uczuciem.
Sebastian stojący na korytarzu uśmiechnął się smutno do siebie, pokiwał głową i wolnym krokiem ruszył w kierunku kuchni.
- Nie przejmuj się tym tak bardzo – doradziła Ania, nie bardzo wiedząc, co ma odpowiedzieć przyjaciółce. – Z czasem wszystko się uspokoi i wróci do normy, zobaczysz – zapewniła.
- Powinnam teraz go wspierać, a zamiast tego wciąż dochodzi między nami do spięć – narzekała dalej Joasia. – Sama już nie wiem, czy to moja wina, czy jego, ale coś się zmieniło w naszych relacjach i to na gorsze. Chciałabym wiedzieć, jak to naprawić…
- Cierpliwości – powtórzyła Ania i uśmiechnęła się do przyjaciółki krzepiąco.