niedziela, 14 lutego 2016

Po prostu bądź

Faktycznie opowiadanie What is love zostało zakończone. Przyznam, że jeszcze kilka dni temu miałam na to opowiadanie inny plan, ale ostatecznie uznałam, że tak będzie najlepiej. Rzeczywiście kierowałam się myślą, że jest to rozwiązanie inne niż dotychczas ze względu na pozostawienie otwartych wątków. Jest to w pewien sposób furtka dla czytelnika - każdy może dopowiedzieć sobie, co mu będzie odpowiadało :)

Tymczasem dzisiaj miniaturka. Może niezbyt w klimacie walentynek, ale za to bardzo w moim typie.


***


- Sebastian, mogę cię na słówko? – zagadnęła Ania, wchodząc do biura komisarza.
Mężczyzna właśnie usiłował wyciągnąć spod biurka nadgryziony ołówek, a Kamil i Tomek oglądali jego wyczyny, nie kwapiąc się z pomocą. Na dźwięk głosu Ani Seba chciał natychmiast się podnieść, w związku z czym uderzył się z impetem w głowę. Asystenci zachichotali, ale kobieta zachowała kamienną twarz.
- Tak, tak, już idę – rzucił szybko policjant i niemal wybiegł za koleżanką z biura. – Słuchaj, mam sporo roboty… Sama widziałaś, co się dzieje w biurze, a jutro wraca Aśka i chciałbym…
- Właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać – oświadczyła Ania cierpko.
Sebastian wyczuł, że kobieta jest w fatalnym nastroju i zamilkł. Potulnie dotarł za nią do kuchni, ale nawet tam się nie odezwał w oczekiwaniu, aż sama zacznie rozmowę. Milczała jednak tak długo, że nie wytrzymał.
- Wiesz, że Aśka jutro wraca? – zapytał podekscytowany, jakby zupełnie zapomniał, że mówił o tym chwilę wcześniej.
- Słyszałam tę radosną nowinę już dobrych dwadzieścia razy, biorąc pod uwagę tylko dzisiejszy dzień – odparowała Anka. – Ale dla dobra sprawy odpowiem: tak, wiem. Właśnie o to między innymi chodzi.
- Jak to? Uważasz, że nie powinna wracać?
- Seba, posłuchaj mnie uważnie. Ja naprawdę rozumiem, że bardzo się cieszysz z jej powrotu, ale to cię kompletnie zaślepiło. Nie widzisz już nic innego.
Mężczyzna wyglądał na szczerze zdezorientowanego.
- Rozmawiałem z nią wczoraj i wszystko było ok. – powiedział powoli.
- Ja też rozmawiałam z nią wczoraj – odparła Ania nieco łagodniejszym tonem, jakby chciała w ten sposób osłabić moc złych wiadomości. – Powiedziała mi jasno, że nie wierzy w skuteczność tego leczenia. Że będzie jeździć do Szczecina tylko ze względu na ciebie i z tego samego powodu wraca do pracy. Mało tego, ona wcale nie jedzie na to leczenie z przyjaciółką. Z prostego powodu: takowa nie istnieje. Ona nie ma przyjaciół, Seba. Prócz nas, nie ma nikogo. Nikt nie odwiedzał jej w szpitalu i nie pomagał, kiedy wróciła do domu. I teraz też nikogo nie ma.
Słowa zdawały się docierać do Sebastiana z pewnym opóźnieniem. Nagle poczuł się bardzo głupio, tak jakby Anka mówiła coś wyjątkowo oczywistego. Przygnieciony informacjami ukucnął i ukrył twarz w dłoniach. Aż trudno było uwierzyć, że to ten sam człowiek, który pięć minut wcześniej niemal w euforii krzątał się po biurze.
- Nie mówię ci tego, żeby cię dobić – mruknęła Anka. – Po prostu uznałam, że jesteś jedyną osobą, która może postawić Aśkę do pionu.
Sebastian nie odpowiedział. Podniósł się gwałtownie i szybkim krokiem wyszedł z biura. Nie zamierzał tracić czasu na jałowe dyskusje. W jednej chwili powrót Aśki do pracy przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. A tak bardzo na to czekał… Kiedy dwa miesiące wcześniej kobieta powiedziała mu, że ma raka płuc, był załamany. Znał Aśkę wiele lat, przyjaźnili się, byli bardzo blisko. Nie wyobrażał sobie, że mogłoby jej zabraknąć. Szybko jednak kobieta podniosła go na duchu. Wydawało się, że wcale się nie boi, była taka jak dawniej. Nawet kiedy odwiedzał ją w szpitalu po ciężkiej operacji, cały czas była wesoła i uśmiechnięta. Nie miał pojęcia, że opowieści o pomagających jej przyjaciółkach były jednym wielkim kłamstwem. Kiedy teraz o tym myślał, czuł tylko wściekłość.
Joasia otworzyła mu drzwi szczerze zaskoczona. Nie składał jej raczej niezapowiedzianych wizyt. W szlafroku i bez makijażu czuła się dziwnie naga. Nie chciała, żeby przyjaciel widział jej podkrążone oczy i zmęczoną twarz. Wpuściła go do środka bez słowa, ale unikała jego spojrzenia.
- Dlaczego mnie okłamywałaś? – zapytał ze złością. Nie dbał już o nic, w tej chwili nawet jej nie współczuł. – No po cholerę było to wszystko?! Nie uważasz mnie już za przyjaciela?! Jeśli nie chcesz, żebym przychodził, nie ma sprawy! Radź sobie sama, skoro jesteś taka samowystarczalna!
Wyszedł, trzaskając drzwiami. Nie chciał nawet na nią patrzeć.
  
***
  
Złość minęła mu tak szybko, jak się pojawiła i jej miejsce zajęło przerażenie. Teraz bał się jeszcze bardziej niż na początku. Wtedy nie wiedział wszystkiego, a potem Aśka zaczęła raczyć go fałszywie optymistycznymi wizjami. Uwierzył, że pokona raka z wysoko podniesioną głową. Kiedy nagle zrozumiał, że rzeczywistość jest bardziej brutalna, poczuł się wyjątkowo mały i bezradny.
Leczenie w Szczecinie miało być wielkim medycznym odkryciem. Nowoczesna chemioterapia rzekomo działała cuda, a stosowana było tylko w kilku ośrodkach w całej Europie. Sebastian uczepił się tej myśli jak ostatniej deski ratunku. Zamierzał jeździć tam z Aśką w każdy weekend, nie zważając na protesty żony. Nagle przestało liczyć się wszystko inne.
Aśka była mu bardzo wdzięczna. Przejął ciężar jej choroby i leczenia na swoje barki. Nie musiała już nad wszystkim panować, mogła w końcu przestać udawać i pozwolić sobie na kilka łez w samotności.
Jeździł z nią do Szczecina przez sześć weekendów z rzędu. Potem wracali do Krakowa i pracowali na komendzie, prawie jak dawniej. Jednak ich stosunki bardzo się zmieniły. Prawie nie rozmawiali, a panująca między nimi cisza nie miała nic wspólnego z porozumieniem. Pełna była niewypowiedzianych pretensji i żalu. Wszystko, co Sebastian powiedział przyjaciółce pamiętnego wieczoru było wciąż aktualne.
  
***
  
Nie mogła spać. Od poprzedniego wieczoru byli w Szczecinie, a za kilka godzin miał rozpocząć się siódmy cykl chemioterapii. Przed każdym bała się tak samo. Może nawet coraz bardziej.
Usłyszała pukanie i bez słowa wpuściła Sebastiana do pokoju. Wyszła na balkon, kiedy mężczyzna stawiał na stoliku śniadanie. Była całkowicie rozbita, nie czuła się na siłach, by znowu udawać. Wiedziała, że Seba zdenerwuje się, kiedy zobaczy, w jakim jest stanie.
- Za godzinę wychodzimy – oznajmił mężczyzna, pojawiając się na balkonie.
Pokiwała głową. Potrzebowała jeszcze kilku chwil, żeby zebrać się w sobie. Kiedy Sebastian zbliżył się jeszcze bardziej, odwróciła się, udając, że obserwuje ptaki buszujące na pobliskich drzewach.
- Co ci jest? – zapytał Seba szorstko.
Nie potrafił już inaczej z nią rozmawiać. Nie mógł sobie poradzić ze strachem, który ostatnio wciąż gościł w jego życiu.
- Nic – odparła krótko.
Łatwiej było w to wierzyć.
  
***
  
Kiedy ona spędzała pod kroplówką długie godziny, walcząc ze strachem i złym samopoczuciem, on przechadzał się po ogrodzie i okolicznych sklepach. Nie był w stanie siedzieć przy niej i trzymać za rękę. Może kiedyś, może gdyby pozwoliła mu na to na początku choroby. Teraz nie potrafił pochylić się nad jej cierpieniem. Czuł tylko złość, wszechogarniającą i niemożliwą do powstrzymania. Krążył więc między drzewami, paląc papierosa za papierosem, a Aśka siedziała w szpitalnej sali, tonąc we łzach.
Tego popołudnia po raz pierwszy straciła przytomność, a potem mimo interwencji lekarzy jeszcze przez wiele godzin nie mogła dojść do siebie. To i fatalne wyniki badań pomogło jej podjąć decyzję: zrezygnowała z leczenia.
Sebastian był wściekły, jeszcze go takiego nie widziała. Nie chciał jej słuchać, wciąż krzyczał, a potem trzasnął drzwiami. I tyle go widziała.
Do Krakowa musiała wracać sama. Zostawił ją w Szczecinie bez słowa wyjaśnienia. Wiedziała, że ma do niej olbrzymi żal i nie była pewna, czy jeszcze kiedykolwiek uda im się normalnie porozmawiać. A przecież czas naglił.
  
***
  
Rezygnacja z leczenia w Szczecinie oznaczała, że się poddała. Choroba wygrała, teraz pozostawało czekać na to, co przyniesie los. Długie tygodnie silnej chemioterapii tak bardzo wyczerpały jej organizm, że nie była już w stanie normalnie funkcjonować. Musiała zrezygnować z pracy, całkowicie świadoma, że już do niej nie wróci.
Sebastian nie odzywał się do niej. Może ze strachu, może nie był w stanie patrzeć jej w oczy ze świadomością podjętych przez nią decyzji. A może po prostu miał nadzieję, że jego ślepy upór zdoła wpłynąć na jej decyzję. Niestety nie było już takiej możliwości. Kobieta nie miała siły na dalszą walkę. Chciała, żeby to się wreszcie skończyło.
Prawie nie wychodziła z domu. Głównie leżała, patrząc bezmyślnie w sufit. Nie mogła czytać ani oglądać telewizji. Nie mogła wyjść na spacer, znosić ludzkich spojrzeń. Więc leżała i czekała.
  
***
  
Mimo bardzo złego samopoczucia wyszła do sklepu. Lodówka świeciła pustkami. Nie jadła od kilku dni.
Zemdlała na ulicy. Jeszcze przed przyjazdem karetki miała przebłyski świadomości. Reanimował ją młody chłopak. Widziała jego rude włosy i piegowatą twarz.
  
***
  
Kiedy obudziła się w szpitalu, Sebastian siedział obok niej. Trudno było coś wyczytać z jego twarzy. Zmęczona i skołowana spuściła wzrok, unikając jego spojrzenia.
Nie rozmawiali wcale. Ale przez cały wieczór Joasia czuła jego szorstką dłoń na swojej.
  
***
  
- Co mam robić? – zapytał, kiedy stało się jasne, że kobieta umiera.
Rozpaczliwie chciał namawiać ją na dalsze leczenie, chociaż wiedział już, że to nie ma sensu. Było za późno na wszystko.
- Po prostu bądź – poprosiła cicho.
  
***
  

I był. Do ostatniej chwili. A kiedy nie było już z nią kontaktu, kiedy jej oddech stał się nienaturalnie szybki, a skóra sina i napięta, położył się obok i szeptał do ucha dokładnie to, co chciała usłyszeć. Że może odejść.

1 komentarz:

  1. Bardzo ładne miniopowiadanie! W klimacie przypomina nieco to pierwsze. Współczuje Joasi, bo niełatwo podjąć decyzję o zaprzestaniu leczenia,. Z drugiej strony beznadziejnie przeżywać męczarnie, kiedy wiadomo, że nie ma szans na całkowite wyleczenie. Czekam na nowe opowiadanie, czy masz jakąś koncepcję? ;-)

    OdpowiedzUsuń