Tymczasem dzisiaj miniaturka. Może niezbyt w klimacie walentynek, ale za to bardzo w moim typie.
***
- Sebastian, mogę cię
na słówko? – zagadnęła Ania, wchodząc do biura komisarza.
Mężczyzna właśnie
usiłował wyciągnąć spod biurka nadgryziony ołówek, a Kamil i Tomek oglądali
jego wyczyny, nie kwapiąc się z pomocą. Na dźwięk głosu Ani Seba chciał
natychmiast się podnieść, w związku z czym uderzył się z impetem w głowę.
Asystenci zachichotali, ale kobieta zachowała kamienną twarz.
- Tak, tak, już idę –
rzucił szybko policjant i niemal wybiegł za koleżanką z biura. – Słuchaj, mam
sporo roboty… Sama widziałaś, co się dzieje w biurze, a jutro wraca Aśka i
chciałbym…
- Właśnie o tym
chciałam z tobą porozmawiać – oświadczyła Ania cierpko.
Sebastian wyczuł, że
kobieta jest w fatalnym nastroju i zamilkł. Potulnie dotarł za nią do kuchni,
ale nawet tam się nie odezwał w oczekiwaniu, aż sama zacznie rozmowę. Milczała
jednak tak długo, że nie wytrzymał.
- Wiesz, że Aśka
jutro wraca? – zapytał podekscytowany, jakby zupełnie zapomniał, że mówił o tym
chwilę wcześniej.
- Słyszałam tę
radosną nowinę już dobrych dwadzieścia razy, biorąc pod uwagę tylko dzisiejszy
dzień – odparowała Anka. – Ale dla dobra sprawy odpowiem: tak, wiem. Właśnie o
to między innymi chodzi.
- Jak to? Uważasz, że
nie powinna wracać?
- Seba, posłuchaj
mnie uważnie. Ja naprawdę rozumiem, że bardzo się cieszysz z jej powrotu, ale
to cię kompletnie zaślepiło. Nie widzisz już nic innego.
Mężczyzna wyglądał na
szczerze zdezorientowanego.
- Rozmawiałem z nią
wczoraj i wszystko było ok. – powiedział powoli.
- Ja też rozmawiałam
z nią wczoraj – odparła Ania nieco łagodniejszym tonem, jakby chciała w ten
sposób osłabić moc złych wiadomości. – Powiedziała mi jasno, że nie wierzy w
skuteczność tego leczenia. Że będzie jeździć do Szczecina tylko ze względu na
ciebie i z tego samego powodu wraca do pracy. Mało tego, ona wcale nie jedzie
na to leczenie z przyjaciółką. Z prostego powodu: takowa nie istnieje. Ona nie
ma przyjaciół, Seba. Prócz nas, nie ma nikogo. Nikt nie odwiedzał jej w
szpitalu i nie pomagał, kiedy wróciła do domu. I teraz też nikogo nie ma.
Słowa zdawały się
docierać do Sebastiana z pewnym opóźnieniem. Nagle poczuł się bardzo głupio,
tak jakby Anka mówiła coś wyjątkowo oczywistego. Przygnieciony informacjami
ukucnął i ukrył twarz w dłoniach. Aż trudno było uwierzyć, że to ten sam
człowiek, który pięć minut wcześniej niemal w euforii krzątał się po biurze.
- Nie mówię ci tego,
żeby cię dobić – mruknęła Anka. – Po prostu uznałam, że jesteś jedyną osobą,
która może postawić Aśkę do pionu.
Sebastian nie
odpowiedział. Podniósł się gwałtownie i szybkim krokiem wyszedł z biura. Nie
zamierzał tracić czasu na jałowe dyskusje. W jednej chwili powrót Aśki do pracy
przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. A tak bardzo na to czekał… Kiedy dwa
miesiące wcześniej kobieta powiedziała mu, że ma raka płuc, był załamany. Znał
Aśkę wiele lat, przyjaźnili się, byli bardzo blisko. Nie wyobrażał sobie, że
mogłoby jej zabraknąć. Szybko jednak kobieta podniosła go na duchu. Wydawało
się, że wcale się nie boi, była taka jak dawniej. Nawet kiedy odwiedzał ją w
szpitalu po ciężkiej operacji, cały czas była wesoła i uśmiechnięta. Nie miał
pojęcia, że opowieści o pomagających jej przyjaciółkach były jednym wielkim
kłamstwem. Kiedy teraz o tym myślał, czuł tylko wściekłość.
Joasia otworzyła mu
drzwi szczerze zaskoczona. Nie składał jej raczej niezapowiedzianych wizyt. W
szlafroku i bez makijażu czuła się dziwnie naga. Nie chciała, żeby przyjaciel
widział jej podkrążone oczy i zmęczoną twarz. Wpuściła go do środka bez słowa,
ale unikała jego spojrzenia.
- Dlaczego mnie
okłamywałaś? – zapytał ze złością. Nie dbał już o nic, w tej chwili nawet jej
nie współczuł. – No po cholerę było to wszystko?! Nie uważasz mnie już za
przyjaciela?! Jeśli nie chcesz, żebym przychodził, nie ma sprawy! Radź sobie
sama, skoro jesteś taka samowystarczalna!
Wyszedł, trzaskając
drzwiami. Nie chciał nawet na nią patrzeć.
***
Złość minęła mu tak
szybko, jak się pojawiła i jej miejsce zajęło przerażenie. Teraz bał się
jeszcze bardziej niż na początku. Wtedy nie wiedział wszystkiego, a potem Aśka
zaczęła raczyć go fałszywie optymistycznymi wizjami. Uwierzył, że pokona raka z
wysoko podniesioną głową. Kiedy nagle zrozumiał, że rzeczywistość jest bardziej
brutalna, poczuł się wyjątkowo mały i bezradny.
Leczenie w Szczecinie
miało być wielkim medycznym odkryciem. Nowoczesna chemioterapia rzekomo
działała cuda, a stosowana było tylko w kilku ośrodkach w całej Europie. Sebastian
uczepił się tej myśli jak ostatniej deski ratunku. Zamierzał jeździć tam z Aśką
w każdy weekend, nie zważając na protesty żony. Nagle przestało liczyć się
wszystko inne.
Aśka była mu bardzo
wdzięczna. Przejął ciężar jej choroby i leczenia na swoje barki. Nie musiała
już nad wszystkim panować, mogła w końcu przestać udawać i pozwolić sobie na
kilka łez w samotności.
Jeździł z nią do
Szczecina przez sześć weekendów z rzędu. Potem wracali do Krakowa i pracowali
na komendzie, prawie jak dawniej. Jednak ich stosunki bardzo się zmieniły.
Prawie nie rozmawiali, a panująca między nimi cisza nie miała nic wspólnego z
porozumieniem. Pełna była niewypowiedzianych pretensji i żalu. Wszystko, co
Sebastian powiedział przyjaciółce pamiętnego wieczoru było wciąż aktualne.
***
Nie mogła spać. Od
poprzedniego wieczoru byli w Szczecinie, a za kilka godzin miał rozpocząć się
siódmy cykl chemioterapii. Przed każdym bała się tak samo. Może nawet coraz
bardziej.
Usłyszała pukanie i
bez słowa wpuściła Sebastiana do pokoju. Wyszła na balkon, kiedy mężczyzna
stawiał na stoliku śniadanie. Była całkowicie rozbita, nie czuła się na siłach,
by znowu udawać. Wiedziała, że Seba zdenerwuje się, kiedy zobaczy, w jakim jest
stanie.
- Za godzinę
wychodzimy – oznajmił mężczyzna, pojawiając się na balkonie.
Pokiwała głową.
Potrzebowała jeszcze kilku chwil, żeby zebrać się w sobie. Kiedy Sebastian
zbliżył się jeszcze bardziej, odwróciła się, udając, że obserwuje ptaki
buszujące na pobliskich drzewach.
- Co ci jest? –
zapytał Seba szorstko.
Nie potrafił już
inaczej z nią rozmawiać. Nie mógł sobie poradzić ze strachem, który ostatnio
wciąż gościł w jego życiu.
- Nic – odparła
krótko.
Łatwiej było w to
wierzyć.
***
Kiedy ona spędzała
pod kroplówką długie godziny, walcząc ze strachem i złym samopoczuciem, on
przechadzał się po ogrodzie i okolicznych sklepach. Nie był w stanie siedzieć
przy niej i trzymać za rękę. Może kiedyś, może gdyby pozwoliła mu na to na
początku choroby. Teraz nie potrafił pochylić się nad jej cierpieniem. Czuł
tylko złość, wszechogarniającą i niemożliwą do powstrzymania. Krążył więc
między drzewami, paląc papierosa za papierosem, a Aśka siedziała w szpitalnej
sali, tonąc we łzach.
Tego popołudnia po
raz pierwszy straciła przytomność, a potem mimo interwencji lekarzy jeszcze
przez wiele godzin nie mogła dojść do siebie. To i fatalne wyniki badań pomogło
jej podjąć decyzję: zrezygnowała z leczenia.
Sebastian był
wściekły, jeszcze go takiego nie widziała. Nie chciał jej słuchać, wciąż
krzyczał, a potem trzasnął drzwiami. I tyle go widziała.
Do Krakowa musiała
wracać sama. Zostawił ją w Szczecinie bez słowa wyjaśnienia. Wiedziała, że ma
do niej olbrzymi żal i nie była pewna, czy jeszcze kiedykolwiek uda im się
normalnie porozmawiać. A przecież czas naglił.
***
Rezygnacja z leczenia
w Szczecinie oznaczała, że się poddała. Choroba wygrała, teraz pozostawało czekać
na to, co przyniesie los. Długie tygodnie silnej chemioterapii tak bardzo
wyczerpały jej organizm, że nie była już w stanie normalnie funkcjonować.
Musiała zrezygnować z pracy, całkowicie świadoma, że już do niej nie wróci.
Sebastian nie odzywał
się do niej. Może ze strachu, może nie był w stanie patrzeć jej w oczy ze
świadomością podjętych przez nią decyzji. A może po prostu miał nadzieję, że
jego ślepy upór zdoła wpłynąć na jej decyzję. Niestety nie było już takiej
możliwości. Kobieta nie miała siły na dalszą walkę. Chciała, żeby to się
wreszcie skończyło.
Prawie nie wychodziła
z domu. Głównie leżała, patrząc bezmyślnie w sufit. Nie mogła czytać ani
oglądać telewizji. Nie mogła wyjść na spacer, znosić ludzkich spojrzeń. Więc
leżała i czekała.
***
Mimo bardzo złego samopoczucia
wyszła do sklepu. Lodówka świeciła pustkami. Nie jadła od kilku dni.
Zemdlała na ulicy.
Jeszcze przed przyjazdem karetki miała przebłyski świadomości. Reanimował ją
młody chłopak. Widziała jego rude włosy i piegowatą twarz.
***
Kiedy obudziła się w
szpitalu, Sebastian siedział obok niej. Trudno było coś wyczytać z jego twarzy.
Zmęczona i skołowana spuściła wzrok, unikając jego spojrzenia.
Nie rozmawiali wcale.
Ale przez cały wieczór Joasia czuła jego szorstką dłoń na swojej.
***
- Co mam robić? –
zapytał, kiedy stało się jasne, że kobieta umiera.
Rozpaczliwie chciał
namawiać ją na dalsze leczenie, chociaż wiedział już, że to nie ma sensu. Było
za późno na wszystko.
- Po prostu bądź –
poprosiła cicho.
***
I był. Do ostatniej
chwili. A kiedy nie było już z nią kontaktu, kiedy jej oddech stał się
nienaturalnie szybki, a skóra sina i napięta, położył się obok i szeptał do
ucha dokładnie to, co chciała usłyszeć. Że może odejść.
Bardzo ładne miniopowiadanie! W klimacie przypomina nieco to pierwsze. Współczuje Joasi, bo niełatwo podjąć decyzję o zaprzestaniu leczenia,. Z drugiej strony beznadziejnie przeżywać męczarnie, kiedy wiadomo, że nie ma szans na całkowite wyleczenie. Czekam na nowe opowiadanie, czy masz jakąś koncepcję? ;-)
OdpowiedzUsuń