niedziela, 28 lipca 2013

15. Bierz życie jakim jest


- Albo jest głupi, albo…
- Albo co?
- Nie wiem – mruknęła Joasia niechętnie. – Ale dla mnie to głupota. Śledził nas niezauważony przez tyle kilometrów, a przecież byliśmy ostrożni. Był pod tamtą kamienicą…
- Tego nie wiesz – przerwał jej szybko Seba.
- Wiem – odparła, siadając na kanapie.
- Mówiłaś, że nie widziałaś jego twarzy – przypomniał jej mężczyzna, jednocześnie zaniepokojony i poirytowany.
- Bo nie widziałam. Ale powtarzam Ci po raz kolejny, że obserwował kamienicę.
- Dobra, Aśka, teraz to bez znaczenia. Zgubiliśmy go – oświadczył Sebastian pewnym głosem. – Nie ma szans nas tu znaleźć.
Joasia rzuciła mu spojrzenie jasno komunikujące, że jest innego zdania, ale nic już nie powiedziała. W duchu pomyślała, że Stary ma rację, nie przydzielając komisarzom spraw, z którymi są osobiście związani. Sebastian już stracił obiektywizm, a przecież, jak sam twierdził, „nic nie było”.
Spośród odgłosów szalejącej burzy trudno było wychwycić jakikolwiek inny dźwięk. Nie wchodziło też w grę wyglądanie przez okno ze względu na zamknięte okiennice i ciemność panującą na zewnątrz. Aśka cały czas miała wrażenie, że za chwilę coś się stanie. Wyobraźnia podsuwała jej obraz trzech uzbrojonych komandosów zbliżających się do lichego, drewnianego domku. Co jakiś czas przyłapywała Sebastiana na rzucaniu nerwowych spojrzeń na drzwi drżące od wiatru. Wiedziała, że mimo tego co mówił, on także zdawał sobie sprawę z sytuacji.
Rano wszystko wyglądało już dużo lepiej. Burza minęła, świeciło słońce, a wokół nie było śladów nikogo obcego. Tuż po śniadaniu Aśka poszła szukać z Marysią czterolistnej koniczynki. Była trochę zła na przyjaciela, chociaż poniekąd go rozumiała. Nie chciał wziąć pod uwagę, że coś może nie pójść po ich myśli. Konsekwencje byłyby bardzo poważne, więc łatwiej było optymistycznie zakładać, że wszystko jest w porządku.
- Mam! – zawołała nagle dziewczynka i podbiegła do Joasi. – Mam, mam! Zobacz!
Policjantka z uśmiechem obejrzała roślinkę.
- Schowaj ją dobrze – poradziła. – Będzie ci przynosić szczęście.
- Pokażę mamie – postanowiła Marysia i pobiegła w stronę domku.
Aśka odprowadziła ją wzrokiem. Kiedy dziewczynka zniknęła w środku, wyprostowała się i rozejrzała po lesie. Instynktownie szukała jakichkolwiek śladów, które mogłyby wskazywać, że nie są tu sami. Niestety kilkugodzinna ulewa zmyłaby wszystko, nawet jeśli faktycznie coś było.
Zadzwonił jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz, odebrała i przywitała się z Magdą. Od razu wyczuła, że kobieta jest zdenerwowana.
- I na pewno wszystko u was w porządku? – pytała po raz trzeci.
- Tak, ale co się dzieje? Magda, jeśli cokolwiek wiesz, to mów – poprosiła Joasia, oddalając się jeszcze kawałek od domku, nie chcąc, by ktoś usłyszał rozmowę.
- Nie wiem nic konkretnego – przyznała kobieta półszeptem. – Stary utajnił całą sprawę, mało kto ma dostęp do szczegółów.
- No dobra, ale z jakiegoś powodu jednak do mnie dzwonisz, nie? – zauważyła sprytnie policjantka.
- Naprawdę docierają do mnie tylko strzępy informacji… Ale masz rację, coś tam wiem.
- Dawaj.
- Ten Dąbek… no wiesz, kumpel byłego męża…
- Wiem – przerwała jej stanowczo Joasia. – Co z nim?
- Był specem od wybuchów – mówiła Magda nerwowo. Oczami wyobraźni Aśka widziała, jak chowa się z telefonem gdzieś w kącie i rozgląda co chwilę, czy nikt nie słyszy. – A w domu tej zamordowanej kobiety znaleziono ładunki wybuchowe. Saperzy się tym zajęli i nic się nie stało, ale zapalnik był ustawiony na konkretną godzinę. Prawdopodobnie miał zabić Konarską jak będzie w domu.
Myśli Aśki natychmiast pognały do przodu. Nie musiała mieć wszystkich elementów układanki, żeby to złożyło się w logiczną całość.
- Więc Sebastian miał rację – powiedziała bardziej do siebie, niż do koleżanki. – Stary bał się ofiar. Gdybyśmy zostali z Konarską w mieszkaniu służbowym, a facet podłożyłby bombę, mogłyby zginąć dziesiątki ludzi. Tak samo na komendzie…
- Aśka, ja nie wiem dokładnie, ale… Stary chyba puścił plotkę, że Konarska ukrywa się na odludziu, że nie ma jej w mieście.
- Wiesz coś jeszcze? – zapytała Joasia, nie dając po sobie poznać, że ta informacja wywołała w niej jakiekolwiek emocje.
- Nie, ale spróbuję się czegoś dowiedzieć – obiecała Magda.
- Lepiej nie. Bądź ostrożna…
- Zadzwonię później.
Zanim Aśka zdążyła jeszcze coś dodać, Magda rozłączyła się. Przez chwilę pani komisarz stała zamyślona między drzewami, analizując w myślach krótką rozmowę. Potem rozejrzała się jeszcze i szybkim krokiem ruszyła do domku.
- Sebastian, choć na chwilę – powiedziała bez zbędnych wstępów, ledwie znalazła się w środku.
Znali się dość długo, by mężczyzna już po samym jej głosie poznał, że coś jest nie tak. Wyszedł bez słowa, domyślając się, że Aśka chce porozmawiać na osobności.
- Co jest? – zapytał na dworze.
Kobieta odezwała się, dopiero kiedy odeszli na skraj lasu.
- Podłożyli ładunki wybuchowe u tej zamordowanej – powiedziała, przechodząc od razu do sedna. – Wiedziałeś o tym?
Sebastian wyglądał na zaskoczonego.
- Ładunki wybuchowe? – powtórzył wyraźnie zdezorientowany. – Przecież ta kobieta została pobita.
- Dąbek jest specem od wybuchów, Stary celowo nas tu wysłał – mówiła kobieta, chodząc nerwowo w tę i z powrotem. – Rozpuścił info na mieście, że ukrywamy się gdzieś na odludziu.
- Aśka, o czym ty w ogóle mówisz?
- Magda dzwoniła – wyjaśniła w końcu Joasia. – Podsłuchała to. Nie rozumiesz? Stary bał się afery. Gdyby dowiedzieli się, gdzie jest Zuzia… Gdyby trafili na jakikolwiek ślad… Wysadziliby całą kamienicę, komendę, zabiliby ludzi, a Stary miałby na głowie górę. Dlatego nie dał nam wsparcia. Śmierć dwójki nieudolnych komisarzy brzmi lepiej niż wysadzenie w powietrze dziesięciu antyterrorystów, nie? Po ostatniej akcji nie może sobie pozwolić na kolejną wpadkę. Jeśli coś się stanie, zrzuci winę na nas i będzie czysty.
Zapadła cisza. Sebastian w milczeniu analizował słowa przyjaciółki. Bez względu na to, jak bardzo nie chciał, żeby była to prawda, fakty mówiły same za siebie.
- Wcale nie uznał tego miejsca za najbezpieczniejsze – mruknął, kiwając głową. – Ale przecież to Maciek chciał, żebyśmy się tym zajęli. Nie uwierzę, że celowo nas wystawił.
- Może nie wiedział, co robi – powiedziała Aśka, wzruszając ramionami. – Zresztą, znasz Starego. Gdyby nie chciał, żebyśmy się tym zajęli, sugestie Maćka nie miałyby znaczenia. Po prostu chciał jak najlepiej dla nich – dodała, wskazując ręką na domek, w którym zostały Zuzia i Marysia. – Uznał, że sobie poradzimy.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Sytuacja nie była zbyt ciekawa, oboje zdawali sobie z tego sprawę.
- Może miał rację – powiedział w końcu Sebastian. – Może sobie poradzimy.
- Z pewnością – mruknęła Joasia ironicznie. – Co to dla nas, kilka wybuchów i komandosów.
- Czyli wracamy?
Aśka spojrzała na Sebastiana, jakby było to oczywiste. Według niej nie mieli wyboru.
Nie powiedzieli Zuzi, co się stało, ale kobieta nie mogła nie zauważyć, że dzieje się coś złego. Oboje byli zdenerwowani, spakowali się w pośpiechu i ciągle ją poganiali. W dodatku kiedy Sebastian chciał otworzyć samochód, Aśka złapała go gwałtownie za nadgarstek i spojrzała wymownie.
- On mógł już tu być – mruknęła na tyle cicho, by tylko partner mógł ją usłyszeć. – Zadzwońmy po mundurowych, podrzucą nas do miasta. Do drogi dojdziemy piechotą.
Im dalej byli od domku, tym pewniej się czuli. Zdawali sobie sprawę, że w dużej mierze to kwestia wyobraźni, ale po informacjach, jakie do nich dotarły, przestali spostrzegać to miejsce jako azyl. Oboje mieli już wizję samochodu wylatującego w powietrze, nic więc dziwnego, że woleli trzymać się od niego z daleka.
Marysia marudziła, więc Sebastian wziął ją na ręce. Zuzia próbowała dowiedzieć się od komisarzy, co spowodowało tak nagłą zmianę planów, ale oboje nabrali wody w usta. Odetchnęli, dopiero widząc radiowóz zaparkowany na poboczu drogi.
Po drodze nie mieli jak porozmawiać tak, żeby nikt ich nie usłyszał, więc nadal milczeli. Oboje jednak myśleli o tym samym: co zrobi Stary, kiedy zobaczy ich na komendzie? Poniekąd rozumieli jego punkt widzenia. Oni także nie chcieli nikogo narażać, więc ukrywanie się w jakiejkolwiek kamienicy nie wchodziło w grę. Nie byli jednak samobójcami i nie zamierzali dać się zabić. Stary mógł być wściekły, ale musiał zapewnić Zuzi i Marysi bezpieczne miejsce i prawdziwą ochronę.

środa, 24 lipca 2013

14. Bierz życie jakim jest


Było już jasno, kiedy wreszcie dotarli na miejsce. Domek wskazany im przez Maćka faktycznie nie był w najlepszym stanie. Schodki i weranda sprawiały wrażenie, jakby miały się za chwilę rozpaść. Dachówki odpadły w kilku miejscach, a okiennice od frontu ledwie trzymały się na zawiasach.
W środku sytuacja nie przedstawiała się wcale lepiej. Wszechobecny kurz i pajęczyny nastrajały bardzo pesymistycznie. Na szczęście zgodnie z tym, co mówił Maciek, były tam meble, a nawet pościel – choć wilgotna i miejscami zapleśniała.
Sebastian szybko doprowadził do porządku jedno łóżko, żeby Zuzia i jej córka mogły odpocząć. Kiedy się położyły, wyszedł na zewnątrz, gdzie Joasia próbowała rozwiesić do wyschnięcia wilgotne koce.
- Zaczekaj, pomogę ci – zaoferował.
Do południa komisarze sprzątali. Nie wiedzieli, jak długo przyjdzie im mieszkać w takich warunkach, więc chcieli doprowadzić dom do porządku – przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe. Sebastian znalazł w komórce trochę narzędzi i postanowił naprawić schody. Około południa Aśka wyszła z nim na zewnątrz. Usiadła na trawie, ale przez cały dzień była milcząca i nic nie wskazywało na to, by miało się coś w tej kwestii zmienić.
Sebastianowi daleko było do złotej rączki. Zwykle nie zabierał się za takie prace, jeśli nie musiał. Pomyślał jednak, że mogą być niebezpieczne zwłaszcza dla małej Marysi.
Po wygięciu kolejnego gwoździa westchnął ciężko i spojrzał na Aśkę. Spodziewał się jakiegoś złośliwego komentarza z jej strony, ale kobieta milczała. Przyglądała mu się bez większego zainteresowania. Miał wrażenie, że w ogóle go nie dostrzega.
- Co jest? – zapytał, siadając na pietach. – Nie odzywasz się od rana.
Aśka wzruszyła ramionami.
- Pięknie przybijasz tą deskę – powiedziała obojętnym tonem.
Komisarz wywrócił oczami. Kolejny gwóźdź wreszcie udało mu się wbić, ale jego partnerka nadal nie reagowała.
- Myślisz o Mateuszu? – zagadnął ponownie, nie odrywając się od pracy.
Joasia skinęła głową. Podciągnęła kolana pod brodę, objęła je ramionami i spojrzała na przyjaciela.
- Przez chwilę miałam wrażenie… jakby to się znowu działo – powiedziała cicho.
Ostatni wypadek, który przeżyła, odebrał jej męża. Wtedy także siedziała na miejscu pasażera i prawdopodobnie to uratowało jej życie. Teraz wszystko do niej wróciło. Kiedy wypadła z samochodu i uderzyła głową o drzewo, była przekonana, że to Mateusz siedzi za kierownicą. Przez chwilę bała się, że znowu zobaczy go całego we krwi.
Sebastian nie bardzo wiedział, jak to skomentować. Zmiana tematu nie wchodziła w grę, a trudno było powiedzieć coś pocieszającego. Zdawało się jednak, że kobieta wcale tego nie oczekuje.
- Krzywo – mruknęła, wskazując podbródkiem świeżo przybitą deskę.
Pół godziny później z domu wyszła zaspana Marysia. Nie czekając na zaproszenie, usiadła Aśce na kolanach i ziewnęła. Kobieta odgarnęła jej włoski z twarzy.
- Mama śpi? – zapytał Seba, przyglądając się z dezorientacją kolejnej desce.
- Mhm… Budziłam ją, ale nie wstała.
Komisarze wymienili się spojrzeniami.
- Sprawdzę to – oznajmił komisarz.
Chwilę później Joasia usłyszała, że partner ją woła. Wstała, wzięła Marysię na ręce i wbiegła do domu. Sebastian pokazał jej fiolkę z lekami nasennymi.
- Miała w torebce – oznajmił.
- Ziołowe – mruknęła policjantka, oglądając opakowanie. Posadziła Marysię na krześle i powiedziała spokojnym tonem: Zostań tu, dobrze?
Przez kilka długich minut próbowali obudzić śpiącą kobietę. Wzywanie pogotowia byłoby ostatecznością ze względu na jej męża. Oboje odetchnęli z ulgą, kiedy Zuzia otworzyła oczy.
- Niech śpi – powiedział Joasia, kiedy kobieta mruknęła coś niewyraźnie i ponownie zamknęła oczy. – Nic jej nie będzie.
Zuzia obudziła się dopiero wieczorem. Przez całe popołudnie komisarze bawili się z Marysią w domu, bo pogoda nie pozwoliła skończyć naprawy schodów. Po dwudziestej wszyscy zjedli kolację, a Sebastian rozpalił w kominku. Za oknem wiał wiatr i padał deszcz, a w domku zrobiło się przytulnie.
Aśka zaproponowała, że opowie Marysi bajkę na dobranoc. Dziewczynka chętnie na to przystała i, zmęczona po emocjonującym dniu, bez protestów poszła do łóżka.
Deszcz zamienił się w ulewę bębniącą w okna. Aśka zasnęła obok Marysi, znużona długą nocą i jeszcze dłuższym dniem. Zuzia zaparzyła herbatę i usiadła obok Sebastiana przy kominku.
Dobrze im się rozmawiało. Sebastian opowiadał trochę o pracy w policji. W zamian dowiedział się, że Zuzia była lekarką. Zrezygnowała z pracy półtora roku temu, kiedy jej małżeństwo zamienił się w koszmar. Na pytanie, czy chciałaby do tego wrócić, odparła, że marzy tylko, by znów czuć się bezpiecznie we własnym domu.
Sebastian opowiedział jej także o swoim krótkim narzeczeństwie i jego nagłym zakończeniu. Wcześniej rozmawiał o tym tylko z Aśką. Zdrada narzeczonej raczej nie była powodem do dumy, ale komisarz chciał, by Zuzia wiedziała, że on także ma za sobą przykre doświadczenia.
Aśka obudziła się kilka minut po północy. Przez chwilę nie wiedziała, gdzie jest. Ciemność i odgłosy burzy nie pomagały w zorientowaniu się w sytuacji. Dopiero po kilku minutach otuliła Marysię kołdrą i wstała.
Drzwi były uchylone. Chciała je otworzyć, ale dosłyszała cichy głos przyjaciela i mimowolnie przystanęła. Sebastian mówił o samotności, rękę trzymał na dłoni Zuzi. Kobieta słuchała go z uwagą, jej oczy błyszczały w słabym świetle. Kiedy zbliżyli się do siebie, Joasia wycofała się w głąb pokoju.
Rano Sebastian był w wyśmienitym nastroju. Od świtu kontynuował naprawę schodków, podśpiewując pod nosem. Aśka mimowolnie uśmiechnęła się na jego widok, kiedy wyszła na werandę z poranną kawą. Kilkanaście metrów dalej Zuzia robiła córeczce wianek.
- Coraz lepiej ci idzie – powiedziała Joasia z teatralnym podziwem, choć nie było to zgodne z prawdą.
- Maciek dzwonił – odparł Seba, ignorując zaczepkę. – Mają ten samochód, który nas zepchnął.
- Zapewne bez kierowcy?
- No niestety… - przyznał komisarz. – Niby mają jakiś trop, ale Maciek nie bardzo mógł mówić. Anka stała obok, a Stary… - Seba chrząknął znacząco. – Stary kazał odciąć nas od informacji.
- Niby dlaczego? – zdziwiła się Joasia.
- Kto go tam wie…
Marysia zaśmiała się głośno. Komisarze odwrócili się i przez chwilę obserwowali, jak dziewczynka tańczy z wiankiem na głowie.
- Seba... – zagadnęła Joasia po chwili, przypominając sobie, o czym chciała porozmawiać. – Pamiętasz, jak zaczęłam spotykać się z Mateuszem?
Oczywiście pamiętał. Byli wtedy na drugim roku w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie. Tam się spotkali, tam też zaczęła się ich przyjaźń. Sebastian od początku był świadkiem związku Joasi i Mateusza.
- Pamiętam – przyznał ostrożnie.
Był niemal pewien, że to wstęp do ciągu dalszego rozmowy z poprzedniego dnia. Nie pasował mu tylko wesoły, przekorny ton głosu.
- A pamiętasz, jak zawsze mnie pytałeś, czy „coś było”? – dodała, teraz już z trudem powstrzymując uśmiech.
Sebastian natychmiast się zorientował, co jest grane.
- Skąd wiesz? – zapytał, odkładając młotek i patrząc na nią .
Kobieta zaśmiała się i upiła łyk kawy. Seba miał poważną minę, prawie wystraszoną, co jeszcze bardziej ją bawiło.
- Słyszałam was wczoraj – przyznała w końcu. – No więc… było coś? – dodała, nie przestając się uśmiechać.
- Nie – odparł szybko Sebastian.
- Dobra, dobra, i tak wiem, że było – zaśmiała się kobieta. Zeszła ze schodków, chcąc przywitać się z Zuzią i Marysią. – Cieszę się – dodała, klepiąc przyjaciela po ramieniu.
Dzień był wyjątkowo przyjemny. Do późnego popołudnia świeciło słońce, więc wszyscy skorzystali z okazji i siedzieli na dworze. Nikt nie miał ochoty spędzać czasu w ponurym, zapuszczonym domu.
Joasia obserwowała uważnie, jak Sebastian zachowuje się wobec Zuzi. Na pierwszy rzut oka nie było nic podejrzanego, ale kobieta zauważyła, że częściej się uśmiecha i szuka z nią kontaktu.
Maciek dzwonił jeszcze kilka razy. Ciągle ktoś im przerywał, ale w końcu komisarzowi udało się skończyć relację z postępów w śledztwie. Chciał, żeby Aśka i Sebastian byli na bieżąco głównie dlatego, że to przez niego Stary przydzielił ich do tej roboty. Wolał, żeby wiedzieli na czym stoją i czego mogą się spodziewać.
Wieczorem znowu padało. Aśka tak jak poprzedniego dnia położyła Marysię spać. Chciała, żeby Sebastian mógł spędzić z Zuzią trochę czasu sam na sam, więc została w małym pokoiku. Tego dnia jednak nie mogła zasnąć. Długo leżała, wpatrując się w okno, za którym od czasu do czasu błyskało. Rozmyślała o Mateuszu, ale to nie powodowało bólu czy żalu, a nawet było przyjemne. Cieszyła się, że w końcu, po dwóch latach, potrafi go wspominać, tak po prostu, bez łez.
W nocy burza rozszalała się na dobre. Grzmoty obudziły Marysię, a z kolei jej płacz postawił na nogi pozostałą trójkę. Kiedy Zuzia uspokajała córkę, komisarze zamykali okiennice.
- Nie masz wrażenia, że to trochę… irracjonalne? – zapytała Joasia na tyle cicho, by tylko partner mógł ją usłyszeć.
- Co?
- To wszystko. To, że ukrywamy się w domu, do którego każdy mógłby wejść. Wystarczyłoby mocniej kopnąć drzwi, rozbić okno, cokolwiek. I to, że my robimy za ich ochronę. My, jako ochrona przeciwko trzem komandosom. Gdzie tu jest logika?
Sebastian zamknął ostatnią okiennicę i westchnął.
- Też o tym myślałem – przyznał. – Może po prostu Stary nie chce ofiar? No wiesz, w mieście prędzej czy później by ją znalazł, doszłoby do konfrontacji, coś mogłoby się komuś stać. Może po prostu uważa, że nie ma szans znaleźć nas w tym miejscu.

poniedziałek, 22 lipca 2013

13. Bierz życie jakim jest


Tego dnia czas bardzo się komisarzom dłużył. Wypełnianie raportów wydawało się jeszcze bardziej nużące niż zwykle, a w dodatku posuwali się naprzód bardzo powoli. Co chwilę któreś wstawało do okna i wyglądało na ulicę albo sprawdzało, czy drzwi na pewno są zamknięte. Starali się nie wyglądać na podenerwowanych, żeby nie stresować dodatkowo kobiety. Cały czas siedziała w fotelu w salonie tuż przy bawiącej się na dywanie córce, więc komisarze byli niejako zmuszeni do jej towarzystwa i nie mogli nawet swobodnie porozmawiać.
- Może zamówimy pizzę? – zaproponował Seba, kiedy zegarek stojący na komodzie wskazał godzinę szesnastą.
Aśka wzruszyła ramionami, nie podnosząc nawet głowy znad dokumentów, więc Sebastian zwrócił się do kobiety przysypiającej w fotelu.
- Pani Zuzanno? – zagadnął. – Marysia też na pewno jest głodna – dodał, uśmiechając się łagodnie do pięciolatki.
- Lubię pizzę – oświadczyła dziewczynka, porzucając lalki i podchodząc do Sebastiana.
Zuzanna uśmiechnęła się tylko blado. Zdawała się nawet nie zauważać, że jej córka wdrapała się na kolana komisarza i wymienia głośno, jaką pizzę lubi najbardziej.
Czterdzieści minut później cała czwórka jadła obiad. Atmosfera nadal pozostawiała wiele do życzenia. Żona poszukiwanego cały czas milczała zamyślona, a Joasia jadła pizzę, stojąc przy oknie i czujnym spojrzeniem obrzucając ulicę. Gdyby nie paplająca non stop Marysia, w mieszkaniu panowałaby absolutna cisza.
- O której ma być Maciek? – zapytała w końcu Aśka, odwracając się do partnera.
- Nie mówił konkretnie. Muszą najpierw uporać się ze Starym.
- A mówił cokolwiek?
Sebastian wyczuł w głosie przyjaciółki wyraźne zniecierpliwienie. Rzucił szybkie spojrzenie na Zuzannę, dając partnerce do zrozumienia, że nie powinni rozmawiać przy niej w taki sposób, ale nie zareagowała.
- Podobno znalazł dla nas bezpieczne miejsce – odparł ostrożnie.
- Tu nie jest bezpiecznie? – wtrąciła się natychmiast Zuzia.
- Pani były mąż jest nieprzewidywalnym człowiekiem – powiedziała Joasia, przechadzając się po pokoju. – W takich przypadkach ostrożności nigdy za wiele.
- Czyli co? Może tu tak po prostu przyjść? – drążyła kobieta.
- Jesteśmy tu po to, żeby zapewnić bezpieczeństwo pani i pani córce – odparła Aśka, wracając do okna. – Proszę się nie martwić.
Oparła się o ścianę i ponownie rzuciła okiem na ulicę. Postać, która zwróciła jej uwagę kilka minut wcześniej nadal stała w tym samym miejscu. Z okna nie była najlepiej widoczna, w dodatku miała na głowie kaptur, więc trudno było rozpoznać, kim jest. Jeszcze raz spojrzała na zdjęcia poszukiwanych w telefonie, ale niewiele to dało.
- Jeśli mamy zmieniać miejsce, musimy spakować najpotrzebniejsze rzeczy – powiedziała po chwili namysłu. – Skoczę do domu, ok?
Sebastian napotkał jej spojrzenie i zrozumiał.
- Może ja pojadę pierwszy – odparł szybko.
- Pojedziesz jak wrócę – zadecydowała Joasia, chowając telefon do kieszeni.
Zignorowała kolejny protest partnera, a także fakt, że Zuzanna wcale nie wyglądała na zachwyconą z powodu jej wyjścia. Najwyraźniej kobieta czuła się bezpieczniej, kiedy oboje byli na miejscu, jednak nie odważyła się odezwać.
Kiedy Aśka znalazła się na dole, podejrzanego mężczyzny już nie było. Przeszła się  wzdłuż ulicy, zajrzała w kilka bram, okrążyła kamienicę, ale nikogo nie znalazła. Z mieszanymi uczuciami wróciła do mieszkania. Nie dbała nawet o to, by wytłumaczyć swój szybki powrót. Spojrzała tylko wymownie na Sebastiana i usiadła przy stoliku. Dla odmiany to komisarz stanął w oknie.
Kilka minut przed dziewiątą wieczorem w mieszkaniu pojawił się Maciek. Żona poszukiwanego mężczyzny poszła wykąpać córeczkę, co pozwoliło komisarzom na spokojną rozmowę.
- Ale jesteś pewna, że go widziałaś? – dopytywał Maciek, krążąc po pokoju.
- Oczywiście, że nie – odparła Aśka, wywracając oczami. – Widziałam faceta w kapturze, tyle. Ale miałam wrażenie, że obserwuje kamienicę.
- Jeśli faktycznie gdzieś tu się kręci, będzie was śledzić – powiedział komisarz z wyraźnym zmęczeniem w głosie. – Nie możemy dopuścić do tego, żeby je znalazł.
- Wątpisz w nas? – zapytał Seba z chytrym uśmieszkiem.
Maciek także się uśmiechnął. Chociaż na komendzie raczej nie trzymali się razem ze względu na Ankę, szanowali się wzajemnie i lubili. Nie bez przyczyny komisarz chciał, żeby to właśnie Aśka i Sebastian zajęli się pilnowaniem żony uciekiniera.
- No więc co to za miejsce? – zapytała Joasia, siadając na oparciu fotela.
- To domek sto kilometrów stąd. Należy do rodziców mojego przyjaciela, ale od lat nikt tam nie mieszka i… No, można tylko przypuszczać, w jakim jest stanie.
- Więc nie ma nad czym debatować – powiedział Seba, podnosząc się z kanapy. – Musimy jeszcze zajechać do mnie i do Aśki, wciąż trochę rzeczy, bo nawet nie mamy w co się przebrać.
- Pojadę z wami – zadecydował Maciek.
W mieście komisarze zabawili jeszcze ponad godzinę. Odwiedzili swoje mieszkania i sklep, zaopatrzając się w najpotrzebniejsze rzeczy. Wiedzieli, że muszą być gotowi na przynajmniej kilka dni spędzonych poza miastem bez możliwości opuszczania kryjówki. Trudno było sobie wyobrazić w takiej sytuacji choćby nieuzasadniony wypad po pieczywo i narażanie kobiety i jej córki na niepotrzebne ryzyko.
Przed północą zostawili Maćka obok komendy i ruszyli na wschód. Domek, w którym mieli się zatrzymać znajdował się dokładnie w przeciwnym kierunku, jednak komisarze brali pod uwagę możliwość, że są śledzeni i celowo wybrali okrężną drogę. W Brzesku zrobili krótki postój. Napili się kawy i porozmawiali chwilę, choć tak naprawdę powodem przystanku nie była chęć rozprostowania nóg, ale konieczność sprawdzenia, czy nikt nie jedzie za nimi.
Z Brzeska ruszyli w kierunku Myślenic. Żona i córka poszukiwanego spały na tylnym siedzeniu. Sebastian nucił coś pod nosem, a Joasia co chwilę zerkała w boczne lusterko. O tej porze wszystkie samochody wyglądały podobnie. Światła aut oślepiały w ciemności i trudno było rozpoznać markę czy choćby kolor, więc pani komisarz miała problem z ocenieniem, czy ktoś ich śledzi. Na wszelki wypadek Sebastian co jakiś czas zwalniał, pozwalając się wyprzedzić, ale wiele z tego nie wynikało. Mimo późnej pory ruch był spory. Wystarczyłoby, żeby poszukiwany jechał dwa czy trzy samochody za nimi i już nie byliby w stanie tego zauważyć.
- I co? – mruknął Seba, zauważywszy, że jego partnerka od dłuższej chwili nie odwraca wzroku od lusterka.
- Nie wiem – przyznała, ale komisarz wyczuł w jej głosie, że coś jest nie tak. – Wydaje mi się, że widzę ten samochód już po raz któryś. Ktoś go wyprzedza co chwilę, ale…
Sebastian pokiwał głową. Zwolnił w nadziei, że podejrzany samochód ich wyprzedzi i faktycznie tak się stało. Odwrócił się, żeby uśmiechnąć się do partnerki, kiedy poczuł uderzenie. Auto zamiast zjechać na właściwy pas przed nimi, zrobiło to wcześniej, spychając ich na pobocze.
Marysia obudziła się i wystraszona zaczęła płakać. Matka próbowała ją uspokoić, ale bez efektów. Aśka po chwili wahania wyciągnęła broń, odpięła pas i otworzyła okno. Sebastian próbował odzyskać panowanie nad sytuacją i pozbyć się podejrzanego auta, niestety jego kierowca co chwilę w nich uderzał. Komisarz nie miał wolnej ręki, żeby przytrzymać przyjaciółkę, więc próbował słownie zmusić ją do ponownego zapięcia pasów.
Aśka jednak miała własny pomysł na rozwiązanie problemu. Wychyliła się przez okno aż do pasa i opierając o dach samochodu, próbowała wycelować w szybę auta konsekwentnie spychającego ich z drogi.
- Aśka, do cholery! – zawołał w końcu Sebastian świadom, że traci kontrolę nad pojazdem.
W końcu zdał sobie sprawę, że nic już nie jest w stanie zrobić, więc nacisnął hamulec w nadziei, że przynajmniej zmniejszy siłę uderzenia. Chwilę później usłyszał huk, otworzyły się poduszki powietrzne i nagle zrobiło się cicho.
Sebastian ocknął się dopiero po dłuższej chwili. Natychmiast zrozumiał, że samochód dachował. Na siedzeniu obok nie było Aśki. Obejrzał się za siebie – Zuzanna wyglądała na nieprzytomną, ale Marysia patrzyła na niego rozszerzonymi ze strachu oczami.
- Nie bój się – powiedział łagodnie. – Zaraz stąd wyjdziemy.
Wybił okno, przeciął scyzorykiem pas i wydostał się z auta. Najpierw wyciągnął broń i rozejrzał się. Samochodu, który zepchnął ich z drogi, już nie było, ale obok zatrzymał się TIR.
- Co się stało? – zawołał kierowca, biegnąc w jego stronę. – Są ranni?
- Tak, proszę zadzwonić po pogotowie i mi pomóc – odkrzyknął Sebastian.
Po chwili wahania schował broń. Zlokalizował partnerkę klęczącą na trawie kawałek dalej. Podbiegł do niej, ciesząc się, że przynajmniej jest przytomna.
- Mateusz… - wyszeptała, kiedy się zbliżył.
Sebastiana zamurowało. Przez chwilę kompletnie nie wiedział, co zrobić. Szybko jednak się otrząsnął i kucnął obok przyjaciółki.
- Aśka? – powiedział ostrożnie. – To ja. Poznajesz mnie?
Położył jej rękę na ramieniu. Skrzywiła się z bólu, ale podniosła wzrok i spojrzała na niego przytomnie.
- Nic ci nie jest? – zapytał mężczyzna nadal niepewnym głosem.
- Chyba nie – mruknęła Joasia, podnosząc się powoli. – Co z nimi?
- Nie wiem.
Kierowca TIRa już rozbił tylną szybę samochodu i próbował uwolnić resztę pasażerów. Komisarze dołączyli do niego. Seba zasłonił bluzą resztki szyby, które mogłyby pokaleczyć dziecko, po czym wyjął je ostrożnie ze środka i podał Aśce.
Jej matka odzyskała przytomność dopiero kilka minut później na trawie. W oddali słychać już było sygnał karetki. Nie wyglądała na poważnie ranną, ale niewątpliwie była wystraszona. Uspokoiła się, dopiero kiedy zobaczyła, że Joasia trzyma na rękach jej córkę.
Zamieszanie trwało dobrą godzinę. Najpierw ratownicy obejrzeli całą czwórkę (na miejscu, bo komisarze kategorycznie odmówili wizyty w szpitalu), potem przyjechali mundurowi z najbliższego komisariatu, a następnie dzwonili Stary i Maciek.
W końcu po długich pertraktacjach udało się ustalić, co dalej. Maciek zgodził się z kolegami, że zmiana planu niczemu by nie służyła. Poszukiwany najwyraźniej uciekł tuż po tym, jak zepchnął ich z drogi. Musiał być przekonany, że nie żyją albo przynajmniej są w ciężkim stanie. Oczywiście istniała możliwość, że spłoszył go kierowca TIRa, ale tak czy inaczej nie było go już w pobliżu. Tak więc mundurowi podstawili komisarzom inny nieoznakowany radiowóz i ruszyli w dalszą drogę.

sobota, 20 lipca 2013

12. Bierz życie jakim jest


Następnego ranka Aśka zerwała się przed piątą. Szturchnęła Kaśkę z pytaniem, czy idzie biegać, ale asystentka burknęła tylko niewyraźnie coś, co brzmiało jak „głupia” i narzuciła kołdrę na głowę. Obudziła się natomiast Magda, która choć ledwie się ruszyła, chętnie zgodziła się na rundkę po lesie. Narzuciły tylko szybko dresy i wyszły w akompaniamencie narzekań przedwcześnie obudzonej Anki.
Tego ranka musiały zwolnić tempo, bo po całodziennych ćwiczeniach Magda miała zakwasy.
- Jak to jest, że tobie nic nie dolega? – mruknęła skrzywiona, kiedy wreszcie pokonały większą górkę
- Dba się o formę – odparła, śmiejąc się.
- Może się podciągnę trochę przy tobie…
- Trzeba będzie popracować porządnie przed testami – skwitowała Joasia, zwalniając jeszcze bardziej. – Obawiam się, że Stary nam nie odpuści.
- Ciągle trudno mi się przyzwyczaić – przyznała. – U nas panowała totalna samowolka, szefa widywaliśmy raz na miesiąc…
- Też bym chciała widywać Starego raz na miesiąc – westchnęła Aśka. – Zawsze był upierdliwy, ale teraz… Wszystko przez tą akcję, uznał, że to nasza wina.
- Opowiesz mi coś o tym?
Aśka zawahała się przez moment. W sumie niewiele mogła powiedzieć.
- Zginęło sześciu naszych, ale to już wiesz – odparła. – A Niemczyk zwiał i do tej pory się nie pokazał.
- Chodziło mi raczej o to, jak to wyglądało od środka…
- Nie wiem – powiedziała Joasia z krzywym uśmiechem. – Nie było mnie tam.
- Jak to? - Magda zatrzymała się i kucnęła, żeby rozmasować bolące łydki. – Myślałam, że wszyscy braliście udział w tej akcji…
- Bo tak miało być. Wycofałam się w ostatniej chwili – przyznała policjantka trochę zawstydzona. – Kilka miesięcy wcześniej miałam poważny wypadek na akcji i…
- Rozumiem – powiedziała szybko Magda.
- Dlatego Stary jest na mnie taki cięty. Potraktował to… no wiesz… jako niesubordynację.
Przez chwilę biegły w milczeniu, podziwiając śpiew ptaków i wschodzące słońce. Potem Aśka postanowiła ponownie się odezwać.
- Nie zawsze tak u nas jest – zapewniła. – Trafiłaś na bardzo zły moment, ale ogólnie ekipa jest zgrana, a Stary… da się wytrzymać, trzeba tylko nauczyć się z nim obchodzić.
 - Wciąż się trochę martwię, jak nam się będzie pracować – westchnęła Magda. – No wiesz, z Rafałem… Głupio się przy nim czuję. Do tej pory pracował z narzeczoną, a teraz nagle ja się pojawiam…
- Ja też głupio się czuję – przyznała Joasia zamyślona. – Ale Rafał to świetny facet, naprawdę. Będzie dobrze, musi tylko dojść do siebie.
- Myślisz, że po czymś takim to w ogóle możliwe? – zapytała Magda z powątpiewaniem i zatrzymała się ponownie.
Aśka milczała tak długo, że jej rozmówczyni zaczęła już żałować swoich słów.
- Przepraszam, nie powinnam cię tak wypytywać – mruknęła.
- Myślę, że można – powiedziała w końcu Joasia, ale jej głos brzmiał dużo chłodniej. – Dwa lata temu pochowałam męża i żyję.
Magda wyglądała na zszokowaną i wystraszoną. Mruknęła tylko „przepraszam” i nie odzywała się więcej.
Przez cały ranek u Joasi utrzymywał się kiepski nastrój, ale dzięki wyczerpującym ćwiczeniom wszyscy zgodnie milczeli, więc nikt się nią za bardzo nie interesował. Po południu Sebastianowi jednak udało się ją rozweselić dzięki popisom na strzelnicy. Kpiła z niego jeszcze przez całą drogę do domku.
- Serio cię to bawi? – zapytała Kaśka, kiedy dziewczyny znalazły się w pokoju. – Przecież on nie zda tych testów jak tak dalej pójdzie.
Aśka zaśmiała się.
- Praktyczne zdałby bez przygotowania, znam go. Z teorią pewnie będzie miał problem, leń jeden, ale da radę – powiedziała.
- Z Maćkiem nie ma tego problemu – oznajmiła Anka przesadnie głośno. – Świetnie wypadł na strzelnicy.
Joasia wywróciła tylko oczami, a Kaśka zachichotała, jednak żadna nie skomentowała tego, dopóki Ania nie wyszła. Potem obie wybuchły śmiechem.
- Maciek był ATekiem – wyjaśniła Kaśka, kiedy drzwi za Anką się zatrzasnęły. – Jest świetny strzelcem.
- Anka lubi nam o tym przypominać – dodała Joasia. – Ale tak naprawdę słabo dogaduje się z Maćkiem.
- Bo Maciek jest w porządku, a Anka… to po prostu Anka – skwitowała asystentka, zarzucając na ramię czysty ręcznik. – Idę pod prysznic.
Aśka pozbierała najpilniejsze raporty i także skierowała się do drzwi. Tak jak poprzedniego wieczoru, umówiła się z partnerem na zewnątrz.
- Sebastian średnio sobie radzi na strzelnicy, bo brak mu motywacji – powiedziała, patrząc na Magdę. – Ale w terenie nigdy nie zawodzi. A poza tym… ma też inne zalety – dodała z tajemniczym uśmiechem.
We wtorek późnym wieczorem cała ekipa wróciła do Krakowa. Nie mieli jednak okazji odpocząć po ciężkim szkoleniu. Z samego rana Anka i Maciek dostali sprawę, a dwie godziny później okazało się, że Aśka i Sebastian muszą im pomóc.
- Ale o co tu chodzi? – zapytała Aśka zaskoczona, kiedy Tomek przekazał im wytyczne Starego. – Mamy pilnować jakiejś kobiety? Dlaczego my?
Asystent natychmiast zrozumiał, co miała na myśli i naburmuszył się, jednak Aśka nawet nie zamierzała udawać. To nie było zajęcie dla komisarzy – ochroną ofiar przestępstw zajmowali się zwykle mundurowi, czasem asystenci.
- Sama go zapytaj – odparł Tomek z godnością i wyszedł z biura.
- Podpadłaś – zaśmiał się Seba, chowając telefon i broń. – Chodź, może od Maćka dowiemy się więcej.
Pół godziny później podjechali pod niewielki domek na północy miasta. Wokół kręciło się już mnóstwo policji. Komisarze przywitali się z technikami, rzucili okiem na zapłakaną brunetkę przytulającą na kanapie córkę i odnaleźli Maćka. Na ich widok wyraźnie mu ulżyło.
- Słuchajcie, sprawa jest skomplikowana – powiedział na wstępie. – Chodźmy może do ogrodu, wszystko wam wytłumaczę.
Maciek wyglądał na bardzo zdenerwowanego, więc Aśka zrezygnowała z narzekania. Oparła się o altankę i postanowiła w milczeniu wysłuchać kolegi.
- Ta kobieta, którą widzieliście w salonie – zaczął komisarz zmęczonym głosem – to Zuzanna Konarska. Tu mieszkała jej przyjaciółka, zatrzymała się u niej razem z córką. Musiała uciekać przed byłym mężem. Dziś rano poszła do sklepu, a po powrocie znalazła przyjaciółkę śmiertelnie pobitą. Ktoś ją po prostu zmasakrował. Kobieta jest pewna, że to jej były mąż.
Aśka zerknęła na Sebastiana, z trudem powstrzymując się od komentarza. Sprawa nie wyglądała wcale jakoś szczególnie i kobieta wcale nie widziała powodu, żeby zatrudniać ich w roli ochroniarzy.
- Zanim skomentujecie, dajcie mi skończyć – powiedział Maciek, zauważywszy, że wymieniają się znaczącymi spojrzeniami. – Były mąż tej kobiety to Jacek Piwowarski, były komandos. Był na misji w Afganistanie, ale wyleciał. Jego przełożony twierdzi, że to strasznie agresywny typ. W dodatku podobno trzyma się z kumplami, Krystianem Porębskim i Mariuszem Dąbkiem. Byli z nim na misji, wylecieli we trójkę za jakąś rozróbę. Według relacji przełożonego ma prawdziwą obsesję na punkcie byłej żony.
- No dobrze – wtrącił się w końcu Sebastian, - ale to nadal nie jest robota dla nas. Dajcie jej ochronę i tyle…
- Szczerze mówiąc, prosiłem Starego, żeby przydzielił do tego was.
Tym razem komisarze już otwarcie wymienili się spojrzeniami. Nie wyglądali na zachwyconych.
- Słuchajcie, trzeba ją ukryć – kontynuował Maciek. – Na razie za bardzo nie mam pomysłu gdzie, więc… Po prostu ją stąd zabierzcie, dobra? Spotkamy się wieczorem i wspólnie coś wymyślimy.
Aśka westchnęła ciężko, ale zrobiła krok w stronę domu, dając Maćkowi do zrozumienia, że się zgadza.
- Zadzwoń do Starego, żeby przydzielił nam jakieś mieszkanie – mruknęła jeszcze w stronę partnera.
Przez kilka długich minut Aśka nie mogła dogadać się z roztrzęsioną kobietą, ale kiedy w końcu udało jej się wytłumaczyć, o co chodzi, brunetka bez wahania zgodziła się z nimi jechać. Wzięła wystraszoną córeczkę w ramiona i bez słowa sprzeciwu zajęła miejsce na tylnym siedzeniu samochodu.
- Seba – mruknęła Aśka, dając partnerowi do zrozumienia, że chce z nim zamienić kilka słów, zanim wsiądą do samochodu.
Odeszli dwa kroki od auta, żeby kobieta nie słyszała ich rozmowy.
- Myślisz, że to mądre? – zapytała cicho. – Zabierać tą kobietę do mieszkania służbowego… Jeśli facet naprawdę jest taki niebezpieczny, nie będzie mu aż tak trudno ją tam znaleźć.
- Przecież to tylko chwilowo. Maciek wpadnie wieczorem i ustalimy co dalej. Jeden dzień chyba damy radę, nie?
I nie czekając na odpowiedź, wsiadł do samochodu. Aśka wywróciła oczami. Uznała, że przynajmniej będą mieli dużo czasu na wypełnianie raportów, ale w duchu czuła, że szykują się kłopoty.

piątek, 19 lipca 2013

11. Bierz życie jakim jest


Miesiąc później


Nic nie układało się tak, jak powinno.
Już i tak nieciekawa sytuacja na komendzie, nadal pogarszała się z dnia na dzień. Praca komisarzy w niczym nie przypominała tej sprzed nieudanej akcji. Teraz całymi dniami (a bywało, że także nocami) siedzieli na komendzie, wypełniając tony raportów, bowiem prócz serii szkoleń i testów, Stary wprowadził też innej zmiany. Zwiększył niemal trzykrotnie objętość regularnie wypełnianych raportów i nakazał przerobić według tego wzoru dokumenty z ostatniego półrocza. Wszystkie sprawy, które mógł, przekazywał innym komendom, tłumacząc się tym, że jego zespół jest w trakcie poważnych zmian strukturalnych. Policjanci przeklinali go głośno przy każdej okazji, ale nie pozostawało im nic innego, jak tylko się dostosować.
Kamil przeżył wszystkie przewidziane operacje i powoli zaczynał dochodzić do siebie. Nie wiadomo było jeszcze, czy będzie mógł wrócić do pracy, ale już sam fakt, że jego organizm wytrzymał tak poważny postrzał, był wielkim sukcesem. Komisarze nie mogli zbyt często go odwiedzać ze względu na Starego – rzadko wychodzili z komendy przed dwudziestą drugą, a wtedy nie byli już w szpitalu mile widziani.
Zgodnie z zapowiedziami Starego, na komendzie pojawiła się nowa pani komisarz – Magda Stępińska; trzydziestopięcioletnia szatynka, doświadczona policjantka przeniesiona z Wrocławia. Do końca maja miała pracować w charakterze asystentki, natomiast od czerwca – jako partnerka Rafała.
Jej pojawienie się na komendzie nie było wielkim wydarzeniem. Cała ekipa była tak podłamana ostatnimi wydarzeniami i dodatkowo stłamszona przez Starego, że niewiele było w stanie wykrzesać z nim jakiekolwiek emocje. Wszyscy traktowali Magdę po prostu jako kolejną asystentkę, czasem praktycznie bezosobowo, jakby wcale nie kojarzyli jej z odejściem Ani.
Wielkimi krokami zbliżał się ostateczny termin dostarczenia zaświadczeń lekarskich. Było to jedno z głównych zmartwień Sebastiana. Z Rafałem nadal nie było kontaktu i chociaż wiedział o harmonogramie ustalonym przez Starego, trudno było zakładać, że w ogóle się tym przejął. Aśka także nie chciała o tym słyszeć. Denerwowała się na każdą wzmiankę o badaniach czy szkoleniach, a na sam widok Starego reagowała alergicznie. Sebastian przeczuwał, że żadne z jego przyjaciół nie dostarczy szefowi zaświadczenia, a ten skorzysta z okazji i po prostu ich zwolni.
- Teraz jest do dupy i nie masz ochoty tu siedzieć, ja też – powiedział partnerce dwa dni przed końcem maja. – Ale kiedyś przez to przejdziemy i wszystko wróci do normy. Tylko ty już tego nie zobaczysz.
To najwyraźniej dało Joasi do myślenia, bo następnego przedpołudnia dostarczyła Staremu zaświadczenie. Kilka godzin później na komendzie pojawił się także Rafał. Komisarze wymienili się spojrzeniami, w których dało się dostrzec skrywaną radość. Mimo że bali się konfrontacji z przyjacielem i nie bardzo wiedzieli, jak z nim rozmawiać, bardzo im obojgu ulżyło. Sebastian natychmiast ruszył na korytarz, żeby przywitać się z kumplem, ale w drzwiach stanął jak wryty. Rafałowi towarzyszyła długonoga blondynka.
Nowa „przyjaciółka” komisarza natychmiast stała się głównym tematem plotek na Pomorskiej. Aśka i Sebastian starali się nie włączać w te dyskusje, nie czuli się w tej sytuacji komfortowo. Byli najbliższymi przyjaciółmi zarówno Ani, jak i Rafała, więc nie wiedzieli, jak się zachować.
W piątek pierwszego czerwca komisarze jak zwykle siedzieli nad raportami. Następnego dnia z samego rana zaczynało się pierwsze szkolenie. Mieli stawić się w specjalistycznym ośrodku pod Warszawą, więc wspólnie postanowili, że wyjadą z Krakowa wieczorem. Niestety nadal nie uporali się ze stosami raportów przeznaczonych na ten tydzień, w związku z czym siedzieli na komendzie do późna, a koniec końców i tak sporą część dokumentów musieli zabrać ze sobą.
Po drodze głównie milczeli. Byli zmęczeni i przygnębieni. Oboje rozmyślali o Rafale, a właściwie o kobiecie, z którą się pojawił. Ich zachowanie nie pozostawiało wątpliwości – z pewnością nie była to tylko przyjaźń. Rafał zdawał się być w wyśmienitym nastroju, rozmawiał z resztą ekipy z przesadną swobodą, choć wszyscy patrzyli na niego nieco podejrzliwie. Z Aśką i Sebastianem nie zamienił ani słowa, ale też komisarze wcale się do tego nie spieszyli.
Ośrodek znajdował się piętnaście kilometrów na zachód od Warszawy. Tuż za bramą wjazdową stał niewielki budynek gospodarczy, a dalej trzy domki przeznaczone dla przyjezdnych. W tym najbliżej lasu miała mieszkać ekipa W11. Aśka zajęła pokój z Kasią, Anką i Magdą, natomiast mężczyźni podzielili się dwoma pozostałymi sypialniami. Po drodze Sebastian kilkukrotnie przebąkiwał, że mieszkanie z Rafałem nie jest mu w tej chwili na rękę, jednak Joasia nie podejmowała tematu, więc w końcu odpuścił. W duchu mu współczuła, sama nie bardzo wiedziała, jak zachować się w takiej sytuacji.
Szkolenie miało mieć charakter czysto praktyczny – od ćwiczeń fizycznych, aż po trening na strzelnicy. Aśka przymierzała się do tego od niemal miesiąca. Razem z Kaśką biegała każdego ranka po kilka kilometrów, w połowie maja dołączyła do nich także Magda. Sebastian codziennie deklarował, że następnego ranka już na pewno wybierze się na przebieżkę razem z nimi, jednak ostatecznie zawsze wygrywała wizja dłuższego snu. W duchu czuł, że jego forma pozostawia wiele do życzenia, bo ostatnimi czasy coraz rzadziej bywał na siłowni. Raz nawet stwierdził na głos, że Aśka dobrze robi, przygotowując się do szkoleń i testów, jednak kobieta tylko spiorunowała go spojrzeniem. Tak naprawdę codzienny jogging po prostu dobrze na nią działał; motywował do wstania, pozwalał przytomnie rozpocząć dzień i rozładować negatywne emocje.
Pierwszy dzień szkolenia okazał się bardzo ciężki. Już przed południem wszyscy mieli serdecznie dość, a potem było tylko gorzej. W dodatku wszystkich zdawał się denerwować świetny humor Rafała.
- Nie mogę już na to patrzeć – narzekała Kaśka wieczorem. – Rzygać mi się chce, jak puszcza kolejne dowcipy.
Asystentka właśnie wyrzucała swoje rzeczy z walizki w poszukiwaniu ręcznika; Aśka siedziała przy stoliku nad raportami, a Magda wycierała włosy.
- Przecież to nie jest normalne – kontynuowała Kaśka ze złością, ciskając kolejnymi ubraniami o podłogę. – Jak można być tak cholernie szczęśliwym?
Joasia podniosła wzrok, kiedy piżama Kaśki wylądowała na jej kolanach.
- Przecież wiesz, że nie jest szczęśliwy – odparła spokojnie, odrzucając koszulkę na łóżko.
- Więc co to ma symbolizować? Sprowadził sobie jakąś laskę i cieszy się nie wiadomo z czego. Pieprzony idiota.
- To skomplikowane – powiedziała Aśka na widok zaskoczonej miny Magdy.
- Chodzi o Anię, tak? – zapytała kobieta, patrząc na koleżankę poważnie. – O to, że minęło tak mało czasu?
Joasia poczuła na sobie spojrzenie Kaśki. Przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, a potem uśmiechnęła się smutno.
- Jak poznasz Rafała, ale tego prawdziwego, będziesz wiedziała – odparła. – Bardzo kochał Anię i… nie wiem, dlaczego spotyka się z tą dziewczyną, ale na pewno nie z miłości.
- Ja wiem: z głupoty – warknęła Kaśka.
Odwróciła walizkę do góry nogami i wysypała na łóżko resztę zawartości. Aśka uśmiechnęła się do Magdy, która wyglądała na nieco przygnębioną po tej dyskusji. Pani komisarz doskonale ją rozumiała – trudno było zacząć znajomość z kimś, kto znalazł się w podobnej sytuacji.
Piętnaście minut później do pokoju zapukał Sebastian. W ramionach trzymał kilka pękatych teczek akt. W normalnej sytuacji policjantki z pewnością zaczęłyby dowcipkować, bo komisarz unikał raportów jak mógł, ale teraz już nikogo to nie bawiło.
- Idziemy na dwór? – zaproponował.
Aśka chętnie na to przystała. Rozłożyli się z dokumentami na trawie i przez kilka minut pracowali w milczeniu. Szybko jednak okazało się, że Sebastian chciał po prostu wyjść z pokoju, gdzie Rafał bardzo szczegółowo opowiadał o nowopoznanej dziewczynie.
- Nie mogę już tego słuchać – żalił się, porzuciwszy raporty. – Patrzę na niego i tak jakby już go tam nie było.
Kobieta odłożyła długopis i spojrzała na przyjaciela.
- Nie sądzisz, że to może być jego sposób na poradzenie sobie z tym wszystkim? – zapytała z namysłem.
- Sposób? Spotykanie się z jakąś głupią…
- Hej, to że jest od niego młodsza nie znaczy, że jest głupia – zaprotestowała natychmiast Joasia. – Może… może on naprawdę coś do niej poczuł? Może dzięki temu mu lżej? Najważniejsze, że w ogóle wyszedł z domu, wrócił do pracy, próbuje jakoś żyć.
- Dla mnie to chore – skwitował krótko Sebastian. – Od śmierci Mateusza minęły dwa lata, a ty nie spotykałaś się z żadnym facetem. Tymczasem Ani nie ma od miesiąca, a on już pieprzy się z jakąś siksą.
- Dlaczego ciągle porównujesz mnie do Rafała? Myślisz, że to co ja robiłam to jakiś wzór doskonałej żałoby? Czy to naprawdę takie ważne, co robi, żeby czuć się lepiej? Mi też to się nie podoba, ale jeśli jemu to pomaga, to jestem gotowa to zaakceptować.
- Jak możesz na to patrzeć? – zdziwił się szczerze mężczyzna. – Przecież Anka była twoją najlepszą przyjaciółką.
- Właśnie, znałam Anię jak nikt inny – odparła Joasia, biorąc do ręki kolejny raport. – I wiem, że chciałaby, żebyśmy pomogli Rafałowi jakoś się z tym uporać. Jestem pewna, że wolałaby widzieć go szczęśliwego w towarzystwie innej kobiety, niż cierpiącego samotnie.
Sebastian wyglądał na zszokowanego takim sposobem myślenia. Przez kilka długich minut wpatrywał się w partnerkę uporczywie, aż w końcu ponownie podniosła wzrok.
- Seba, musimy się z tym pogodzić – powiedziała łagodnie. – Myślisz, że posłucha cię, jeśli powiesz choć jedno złe słowo na tą całą Jagodę? Dostosuj się, chyba że naprawdę chcesz stracić przyjaciela.
- Mam wrażenie, że już straciłem – mruknął Sebastian ponuro.

wtorek, 16 lipca 2013

10. Bierz życie jakim jest


Chłopak był blady jak ściana. Przełykał nerwowo ślinę, wodząc spojrzeniem od Aśki do Sebastiana i z powrotem.
- Masz siedemnaście lat – kontynuował Seba. – Za brutalny gwałt i zabójstwo dostaniesz dożywocie. Resztę życia spędzisz w pierdlu, rozumiesz to?
- Ale ja nic nie zrobiłem! Ja tylko… Ja tylko…
- Co ty tylko? – zapytał komisarz z teatralnym znudzeniem.
- No tylko ją… Ale ona sama tego chciała, nie broniła się…
- Sama tego chciała?! – zawołała Joasia, włączając się nagle do przesłuchania. Oparła się o stół naprzeciwko chłopaka i pochyliła się nad nim. – Była zmasakrowana! ZMASAKROWANA! To był brutalny gwałt, a ty mi mówisz, że sama tego chciała?!
Poczuła rękę Sebastiana na plecach. Wiedziała, że chciał w ten sposób przypomnieć jej, gdzie jest i co ma robić, ale nie potrafiła już nad sobą zapanować. W obawie, że za chwilę posunie się do rękoczynów, po prostu wyszła.
Piętnaście minut później Sebastian znalazł ją w biurze. Siedziała oparta o stół z twarzą ukrytą w dłoniach. Mężczyzna pomyślał, że w końcu się rozpłakała, ale kiedy go usłyszała, podniosła wzrok i nie widać było śladu łez.
- Wszystko mi powiedział – mruknął Seba, siadając naprzeciw niej. – Pili we trzech u Damiana. Pokłócili się, ponoć było głośno. To musiały być te krzyki, które usłyszała Ania, bo sama tam przyszła. Chciała sprawdzić czy wszystko w porządku, a oni wykorzystali okazję. Zgwałcili ją wszyscy. Patrykowi pękła gumka i...
- I dlatego mamy materiał tylko jednego sprawcy – zakończyła za niego Joasia.
Nie potrafiła cieszyć się z rozwiązanej sprawy. Poczuła się jeszcze bardziej zmęczona i bezradna. Osiągnęła cel, znalazła winnego, ale Ania nadal nie żyła i już nic nie mogło tego zmienić.
Dwie godziny później uzbrojeni w nakaz prokuratorski znaleźli się pod domem sędziego. Stary Borawski był wściekły. Wykonał szereg telefonów, ale nie wiele to dało – musiał wpuścić policjantów do środka. Odnalezienie w kuchni zmytych śladów krwi potwierdziło zeznania Marcina. Nie mogły tego zmienić ani groźby sędziego, ani lamenty jego żony, ani głośne protesty Damiana.
Prosto stamtąd Joasia pojechała do Rafała. Chciała jak najszybciej mieć to za sobą. Obawiała się, że jeśli nie zrobi tego od razu, potem może już nie mieć dość odwagi.
Długo trwało, nim Rafał ją wpuścił. W poplamionym podkoszulku, spodniach od piżamy, z kilkudniowym zarostem wyglądał kiepsko. W oczach nadal miał gniew – ten sam, który Aśka zobaczyła po przekazaniu mu informacji o śmierci Ani. Powiedziała mu o zatrzymaniu sprawców, ale nie wyglądał na zainteresowanego. W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że Rafał nie patrzy na nią z gniewem, ale z nienawiścią. Wyszła, czując na plecach jego spojrzenie.
Sebastian dzwonił do niej przez kilka godzin, ale miała wyłączony telefon. Wiedział, że miała rozmawiać z Rafałem i podejrzewał, że jest po prostu przybita. Nie chciał, żeby była sama. Instynktownie czuł, że potrzebuje rozmowy. Kiedy nie znalazł jej w domu, przyszło mu na myśl, żeby sprawdzić miejsce, do którego często uciekała po śmierci Mateusza. Nie pomylił się.
Bulwar Wołyński był jednym z najrzadziej uczęszczanym zarówno przez miejscowych, jak i turystów. Nie był zagospodarowany jak pozostałe, większość pokrywała trawa i krzewy. Aśka jak zwykle siedziała na niskim murku, zwrócona w stronę Wisły. W dłoniach trzymała butelkę piwa.
- Wiedziałem, że cię tu znajdę – powiedział Seba, siadając obok niej.
- Przepraszam – mruknęła. – Chciałam nawet do ciebie zadzwonić, ale…
- Rozumiem.
Poczęstowała go piwem i przez chwilę siedzieli w milczeniu, patrząc na wodę. Noc była naprawdę piękna. Księżyc świecił jasno, niebo pełne było gwiazd. Po drugiej stronie Wisły widać było światła; miasto mimo późnej pory tętniło życiem, ale w tym miejscu panowała cisza.
- Nie możesz się obwiniać – powiedział w końcu Sebastian.
Kobieta odwróciła się do niego zaskoczona.
- Skąd wiesz…?
- Kaśka mi powiedziała – odparł krótko.
Aśka spuściła wzrok. Trudno było przyznać się do tego nawet przed sobą, a co dopiero opowiadać o tym przyjacielowi.
- Nie chciała iść do tego klubu – mruknęła po chwili. – Mówiła, że będzie się nudzić, że nie bawią jej takie atrakcje. Słabo się dogadywała z Agatą, a jej koleżanek w ogóle nie znała. Chciała, żebym z nią poszła. A mi się po prostu nie chciało… Powiedziałam, że mamy dużo pracy i nie poszłam…
- Myślisz, że to by coś zmieniło? Gdybyś poszła, ciebie też mogliby zgwałcić... i zamordować.
Aśka pokręciła głową. Słowa Sebastiana nie wywarły na niej żadnego wrażenia. W głębi duszy była pewna, że gdyby towarzyszyła wtedy Ani, nic by się nie stało.
- Rafał o tym wie – dodała po chwili. – Rozmawiałyśmy przy nim. Nienawidzi mnie za to.
- Tak ci powiedział? – zdziwił się szczerze Sebastian.
- Nic nie powiedział – odparła Joasia, wzruszając ramionami. – Nie musiał.
Odstawiła pustą butelkę na trawę i westchnęła. Miała ochotę upić się do nieprzytomności i choć na chwilę przestać myśleć.
- Nie możesz się obwiniać – powtórzył Seba nadal spokojnym tonem. – Nie mogłaś wiedzieć, nie mogłaś tego przewidzieć. Nie wiesz, co by się stało, gdybyś tam była. Zrobiłaś dla niej wszystko, co mogłaś. Znalazłaś morderców, odpowiedzą za to.
- Myślałam, że poczuję się lepiej, kiedy rozwiążemy tą sprawę – powiedziała ze smutkiem. – A czuję się chyba jeszcze gorzej. Trzech gówniarzy… Chcieli się „tylko zabawić”…
- Co za różnica, kto to zrobił? Najważniejsze, że pójdą siedzieć.
- Jest różnica – upierała się Joasia. – Ona zginęła bez powodu, rozumiesz? Tak bardzo cierpiała… Myślałam, że to jakaś zemsta, że był jakiś motyw, że… - Urwała i pokręciła głową. – Zamordowali ją dla chwili zabawy…
- Asia, to już bez znaczenia – powiedział Sebastian łagodnie. – Już nie cierpi, nie boi się. Tam gdzie teraz jest, jest po prostu szczęśliwa.
Kobieta pokiwała głową. Pomyślała, że Sebastian ma trochę racji.
- Musimy jakoś pomóc Rafałowi – mruknął mężczyzna.
- Niby jak? Musi sobie z tym poradzić po swojemu – odparła Joasia, wzruszając ramionami. – Nie pomożesz mu, nachodząc go i zmuszając do rozmów.
- To aluzja?
Aśka natychmiast zrozumiała, do czego Sebastian zmierza. Po śmierci Mateusza wychodził z siebie, żeby jej pomóc.
- Nie. Po prostu… - westchnęła, szukając odpowiednich słów. – Jestem ci wdzięczna za to, co wtedy dla mnie zrobiłeś. Wiem, że bardzo się starałeś…
- Ale?
- Ale ja tego prawie nie pamiętam, rozumiesz? Kiedy teraz o tym myślę, wiem, że zachowałeś się jak prawdziwy przyjaciel. Ale wtedy było mi to obojętne, jak wszystko. Myślałam tylko o Mateuszu, o wszystkich wspólnych chwilach i o wypadku. Wszystko inne było po prostu bez znaczenia.
Zapadła niezręczna cisza. Joasia zastanawiała się, czy Sebastian poczuł się dotknięty. Wskazywało na to milczenie, jednak kiedy mężczyzna ponownie się odezwał, w jego głosie nie słychać było urazy.
- Jak sobie z tym poradziłaś? – zapytał, przyglądając się jej uważnie.
Wzruszyła ramionami. Przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, rwąc na kawałeczki suchy liść.
- Z okresu po jego śmierci niewiele pamiętam – powiedziała w końcu. – Tylko rozmowę lekarzy… Jak mówili między sobą, że człowiek z takimi obrażeniami nie powinien żyć. Że to kwestia najwyżej godzin. I potem jakieś urywki z pogrzebu. Nie mogłam ani spać, ani czuwać, ciągle o tym myślałam… Potem się napiłam i… pierwszy raz od wypadku było dobrze.
Zawahała się. Nerwowym ruchem odgarnęła włosy do tyłu.
- Człowiek w takiej sytuacji nie myśli racjonalnie – kontynuowała po chwili. – Dla mnie Mateusz był wszystkim. Jego obecność była oczywista i może czasem tego nie doceniałam, ale kiedy nagle go zabrakło… Wszystko straciło sens. Nie wiedziałam, co mam robić. Nie miałam na nic siły ani ochoty. Po prostu całymi dniami to rozpamiętywałam.
- Ale jednak coś się zmieniło – drążył Sebastian. – Przecież teraz… teraz jest normalnie.
- Co to znaczy normalnie?
W głosie Joasi Sebastian wyczuł złość. Zdał sobie sprawę, że niezbyt taktownie dobrał słowa.
- To nie jest tak, że doznajesz olśnienia, nagle dochodzisz do wniosku, że musisz żyć dalej – powiedziała łagodniej. – Po prostu pewnego dnia poczułam, że chcę wyjść z domu. Nie myślałam o tym, co będzie za tydzień, miesiąc czy rok. Właściwie… nadal o tym nie myślę.
- Powiedziałaś, że… było dobrze, tylko kiedy piłaś – zaczął Seba ostrożnie.
- Zrobiłam to raz – sprostowała. - Ale kiedy wytrzeźwiałam… pomyślałam, że to nie w porządku. Że nie mam prawa czuć się dobrze, że powinnam cierpieć. Że zasłużył na to, by po nim płakać. Ania też zasłużyła…
Głos uwiązł jej w gardle. Dotarła do najbardziej bolesnego tematu. Przez chwilę myślała, że nie da rady powiedzieć nic więcej, ale Sebastian czekał cierpliwie, jakby wiedział, że jeszcze nie skończyła.
- Nie mogę płakać – odezwała się cicho. – Chcę tego i czuję, że powinnam, ale nie potrafię się zmusić. To wygląda jakbym wcale nie cierpiała… nie tęskniła za nią…
- Nieważne, jak to wygląda – odparł Sebastian łagodnie. – Ważne, co czujesz.
Aśka ukryła twarz w dłoniach. Siedziała zgarbiona, pochylona do przodu; wydawała się jeszcze drobniejsza niż w rzeczywistości. Sebastian poklepał ją nieśmiało po plecach.
- Już nie musisz być policjantką szukającą mordercy. Teraz możesz być tylko przyjaciółką – powiedział.
Miał rację. Napięcie związane ze śledztwem zaczęło z niej ulatywać. To jednak wcale nie sprawiało, że czuła się lepiej. Śmierć Ani przestała być obiektem śledztwa, a stała się faktem. Gorycz i żal otaczały ją zewsząd. Poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Zanim rozpłakała się na dobre, Sebastian zdążył ją przytulić. Miała wrażenie, że on też płacze. Za Anią.