- Albo jest głupi, albo…
- Albo co?
- Nie wiem – mruknęła Joasia
niechętnie. – Ale dla mnie to głupota. Śledził nas niezauważony przez tyle
kilometrów, a przecież byliśmy ostrożni. Był pod tamtą kamienicą…
- Tego nie wiesz – przerwał jej
szybko Seba.
- Wiem – odparła, siadając na
kanapie.
- Mówiłaś, że nie widziałaś
jego twarzy – przypomniał jej mężczyzna, jednocześnie zaniepokojony i
poirytowany.
- Bo nie widziałam. Ale
powtarzam Ci po raz kolejny, że obserwował kamienicę.
- Dobra, Aśka, teraz to bez
znaczenia. Zgubiliśmy go – oświadczył Sebastian pewnym głosem. – Nie ma szans
nas tu znaleźć.
Joasia rzuciła mu spojrzenie
jasno komunikujące, że jest innego zdania, ale nic już nie powiedziała. W duchu
pomyślała, że Stary ma rację, nie przydzielając komisarzom spraw, z którymi są
osobiście związani. Sebastian już stracił obiektywizm, a przecież, jak sam
twierdził, „nic nie było”.
Spośród odgłosów szalejącej
burzy trudno było wychwycić jakikolwiek inny dźwięk. Nie wchodziło też w grę wyglądanie
przez okno ze względu na zamknięte okiennice i ciemność panującą na zewnątrz.
Aśka cały czas miała wrażenie, że za chwilę coś się stanie. Wyobraźnia
podsuwała jej obraz trzech uzbrojonych komandosów zbliżających się do lichego,
drewnianego domku. Co jakiś czas przyłapywała Sebastiana na rzucaniu nerwowych
spojrzeń na drzwi drżące od wiatru. Wiedziała, że mimo tego co mówił, on także
zdawał sobie sprawę z sytuacji.
Rano wszystko wyglądało już
dużo lepiej. Burza minęła, świeciło słońce, a wokół nie było śladów nikogo
obcego. Tuż po śniadaniu Aśka poszła szukać z Marysią czterolistnej koniczynki.
Była trochę zła na przyjaciela, chociaż poniekąd go rozumiała. Nie chciał wziąć
pod uwagę, że coś może nie pójść po ich myśli. Konsekwencje byłyby bardzo
poważne, więc łatwiej było optymistycznie zakładać, że wszystko jest w
porządku.
- Mam! – zawołała nagle
dziewczynka i podbiegła do Joasi. – Mam, mam! Zobacz!
Policjantka z uśmiechem
obejrzała roślinkę.
- Schowaj ją dobrze –
poradziła. – Będzie ci przynosić szczęście.
- Pokażę mamie – postanowiła Marysia
i pobiegła w stronę domku.
Aśka odprowadziła ją wzrokiem.
Kiedy dziewczynka zniknęła w środku, wyprostowała się i rozejrzała po lesie.
Instynktownie szukała jakichkolwiek śladów, które mogłyby wskazywać, że nie są
tu sami. Niestety kilkugodzinna ulewa zmyłaby wszystko, nawet jeśli faktycznie
coś było.
Zadzwonił jej telefon.
Spojrzała na wyświetlacz, odebrała i przywitała się z Magdą. Od razu wyczuła,
że kobieta jest zdenerwowana.
- I na pewno wszystko u was w
porządku? – pytała po raz trzeci.
- Tak, ale co się dzieje?
Magda, jeśli cokolwiek wiesz, to mów – poprosiła Joasia, oddalając się jeszcze
kawałek od domku, nie chcąc, by ktoś usłyszał rozmowę.
- Nie wiem nic konkretnego –
przyznała kobieta półszeptem. – Stary utajnił całą sprawę, mało kto ma dostęp
do szczegółów.
- No dobra, ale z jakiegoś powodu
jednak do mnie dzwonisz, nie? – zauważyła sprytnie policjantka.
- Naprawdę docierają do mnie
tylko strzępy informacji… Ale masz rację, coś tam wiem.
- Dawaj.
- Ten Dąbek… no wiesz, kumpel
byłego męża…
- Wiem – przerwała jej
stanowczo Joasia. – Co z nim?
- Był specem od wybuchów –
mówiła Magda nerwowo. Oczami wyobraźni Aśka widziała, jak chowa się z telefonem
gdzieś w kącie i rozgląda co chwilę, czy nikt nie słyszy. – A w domu tej
zamordowanej kobiety znaleziono ładunki wybuchowe. Saperzy się tym zajęli i nic
się nie stało, ale zapalnik był ustawiony na konkretną godzinę. Prawdopodobnie miał
zabić Konarską jak będzie w domu.
Myśli Aśki natychmiast pognały
do przodu. Nie musiała mieć wszystkich elementów układanki, żeby to złożyło się
w logiczną całość.
- Więc Sebastian miał rację –
powiedziała bardziej do siebie, niż do koleżanki. – Stary bał się ofiar.
Gdybyśmy zostali z Konarską w mieszkaniu służbowym, a facet podłożyłby bombę,
mogłyby zginąć dziesiątki ludzi. Tak samo na komendzie…
- Aśka, ja nie wiem dokładnie,
ale… Stary chyba puścił plotkę, że Konarska ukrywa się na odludziu, że nie ma
jej w mieście.
- Wiesz coś jeszcze? – zapytała
Joasia, nie dając po sobie poznać, że ta informacja wywołała w niej
jakiekolwiek emocje.
- Nie, ale spróbuję się czegoś
dowiedzieć – obiecała Magda.
- Lepiej nie. Bądź ostrożna…
- Zadzwonię później.
Zanim Aśka zdążyła jeszcze coś
dodać, Magda rozłączyła się. Przez chwilę pani komisarz stała zamyślona między
drzewami, analizując w myślach krótką rozmowę. Potem rozejrzała się jeszcze i
szybkim krokiem ruszyła do domku.
- Sebastian, choć na chwilę –
powiedziała bez zbędnych wstępów, ledwie znalazła się w środku.
Znali się dość długo, by
mężczyzna już po samym jej głosie poznał, że coś jest nie tak. Wyszedł bez
słowa, domyślając się, że Aśka chce porozmawiać na osobności.
- Co jest? – zapytał na dworze.
Kobieta odezwała się, dopiero
kiedy odeszli na skraj lasu.
- Podłożyli ładunki wybuchowe u
tej zamordowanej – powiedziała, przechodząc od razu do sedna. – Wiedziałeś o
tym?
Sebastian wyglądał na
zaskoczonego.
- Ładunki wybuchowe? –
powtórzył wyraźnie zdezorientowany. – Przecież ta kobieta została pobita.
- Dąbek jest specem od
wybuchów, Stary celowo nas tu wysłał – mówiła kobieta, chodząc nerwowo w tę i z
powrotem. – Rozpuścił info na mieście, że ukrywamy się gdzieś na odludziu.
- Aśka, o czym ty w ogóle
mówisz?
- Magda dzwoniła – wyjaśniła w
końcu Joasia. – Podsłuchała to. Nie rozumiesz? Stary bał się afery. Gdyby
dowiedzieli się, gdzie jest Zuzia… Gdyby trafili na jakikolwiek ślad…
Wysadziliby całą kamienicę, komendę, zabiliby ludzi, a Stary miałby na głowie
górę. Dlatego nie dał nam wsparcia. Śmierć dwójki nieudolnych komisarzy brzmi
lepiej niż wysadzenie w powietrze dziesięciu antyterrorystów, nie? Po ostatniej
akcji nie może sobie pozwolić na kolejną wpadkę. Jeśli coś się stanie, zrzuci
winę na nas i będzie czysty.
Zapadła cisza. Sebastian w
milczeniu analizował słowa przyjaciółki. Bez względu na to, jak bardzo nie
chciał, żeby była to prawda, fakty mówiły same za siebie.
- Wcale nie uznał tego miejsca
za najbezpieczniejsze – mruknął, kiwając głową. – Ale przecież to Maciek chciał,
żebyśmy się tym zajęli. Nie uwierzę, że celowo nas wystawił.
- Może nie wiedział, co robi –
powiedziała Aśka, wzruszając ramionami. – Zresztą, znasz Starego. Gdyby nie
chciał, żebyśmy się tym zajęli, sugestie Maćka nie miałyby znaczenia. Po prostu
chciał jak najlepiej dla nich – dodała, wskazując ręką na domek, w którym
zostały Zuzia i Marysia. – Uznał, że sobie poradzimy.
Przez chwilę mierzyli się
spojrzeniami. Sytuacja nie była zbyt ciekawa, oboje zdawali sobie z tego
sprawę.
- Może miał rację – powiedział w
końcu Sebastian. – Może sobie poradzimy.
- Z pewnością – mruknęła Joasia
ironicznie. – Co to dla nas, kilka wybuchów i komandosów.
- Czyli wracamy?
Aśka spojrzała na Sebastiana,
jakby było to oczywiste. Według niej nie mieli wyboru.
Nie powiedzieli Zuzi, co się
stało, ale kobieta nie mogła nie zauważyć, że dzieje się coś złego. Oboje byli
zdenerwowani, spakowali się w pośpiechu i ciągle ją poganiali. W dodatku kiedy
Sebastian chciał otworzyć samochód, Aśka złapała go gwałtownie za nadgarstek i
spojrzała wymownie.
- On mógł już tu być – mruknęła
na tyle cicho, by tylko partner mógł ją usłyszeć. – Zadzwońmy po mundurowych,
podrzucą nas do miasta. Do drogi dojdziemy piechotą.
Im dalej byli od domku, tym
pewniej się czuli. Zdawali sobie sprawę, że w dużej mierze to kwestia
wyobraźni, ale po informacjach, jakie do nich dotarły, przestali spostrzegać to
miejsce jako azyl. Oboje mieli już wizję samochodu wylatującego w powietrze,
nic więc dziwnego, że woleli trzymać się od niego z daleka.
Marysia marudziła, więc
Sebastian wziął ją na ręce. Zuzia próbowała dowiedzieć się od komisarzy, co
spowodowało tak nagłą zmianę planów, ale oboje nabrali wody w usta. Odetchnęli,
dopiero widząc radiowóz zaparkowany na poboczu drogi.
Po drodze nie mieli jak
porozmawiać tak, żeby nikt ich nie usłyszał, więc nadal milczeli. Oboje jednak
myśleli o tym samym: co zrobi Stary, kiedy zobaczy ich na komendzie? Poniekąd
rozumieli jego punkt widzenia. Oni także nie chcieli nikogo narażać, więc
ukrywanie się w jakiejkolwiek kamienicy nie wchodziło w grę. Nie byli jednak
samobójcami i nie zamierzali dać się zabić. Stary mógł być wściekły, ale musiał
zapewnić Zuzi i Marysi bezpieczne miejsce i prawdziwą ochronę.