piątek, 16 września 2011

Już na zawsze (opowiadanie zaczęte przez Alutkę)

Joanna Czechowska była dwudziestosześcioletnią, filigranową blondynką o szarozielonych, kocich oczach. Mieszkała w maleńkiej kawalerce na poddaszu jednej ze starych kamienic przy ulicy Pistacjowej; było to ścisłe centrum Krakowa, niedaleko Kościoła Mariackiego. Od kilku lat pracowała jako policjantka wydziału śledczego. Jej partnerem zawodowym i wieloletnim przyjacielem był Sebastian Wątroba - starszy od niej o dwa lata, bardzo przystojny szatyn o niebieskich oczach.
Na pierwszy rzut oka młoda policjantka nie wyróżniała się niczym szczególnym spośród wielu podobnych sobie kobiet pracujących w tym zawodzie. Jak to jednak zwykle bywa, pozory niewiele miały wspólnego z rzeczywistością. Asia, jak mówili na nią przyjaciele, cierpiała na poważną i niestety nieuleczalną wadę serca. Tuż po jej urodzeniu lekarze orzekli, że dziewczynka ma ciężki niedorozwój serca, co w efekcie oznacza tylko jedną, w pełni sprawną komorę serca. Oczywiście narzucało to spore ograniczenia, jeśli chodzi o tryb życia i w efekcie wybór zawodu. Joasia jednak znana była ze swojego uporu i mimo wszelkich przeciwności zdecydowała się zdawać do szkoły policyjnej. Ku wielkiemu zaskoczeniu rodziny i przyjaciół była najlepszą studentką na roku i zdała śpiewająco wszystkie testy.
Joasia z natury była kobietą nieco nieśmiałą i zdystansowaną, przez co często sprawiała wrażenie chłodnej. Jednak ci, którzy znali ją lepiej wiedzieli, że to tylko gra pozorów. W rzeczywistości była wrażliwą i delikatną osóbką. W pracy świeciła przykładem, zaskakując wszystkich, w tym także szefa, punktualnością i sumiennością. Nawet Stary, jak komisarze ochrzcili swojego przełożonego, który na komendzie miał opinię wiecznie narzekającego choleryka, nie mógł mieć do Joasi zastrzeżeń.
Wszyscy znajomi wiedzieli o chorobie Aśki, bo nigdy nie robiła z tego tajemnicy. Przywykli do widoku koleżanki siedzącej w biurze nad raportami czy segregującej akta zaległych spraw. Tylko sama zainteresowana mimo upływu lat nie mogła pogodzić się z przykuciem do papierów, których tak nie znosiła. Czasem w towarzystwie Sebastiana jeździła na miejsca wypadków samochodowych, zabójstw i innych przestępstw. Zajmowała się tam głównie przesłuchiwaniem świadków, rozmową z lekarzami, technikami czy ofiarami przestępstw. Musiała przywyknąć do myśli, że pogoń z bronią w ręku za niebezpiecznym przestępcą na zawsze pozostanie jedynie w sferze marzeń.
Czasem, kiedy siedzieli w pracy do późna, a wypełnianie raportów jakoś im nie szło, ten temat sam powracał. Sebastian widział, jak błyszczą się oczy Joasi na samo wspomnienie o „prawdziwej” policyjnej akcji. Kiedyś nawet zaproponował jej, żeby wzięła w takiej udział. Nie zrobił tego z bezmyślności czy obojętności, wręcz przeciwnie. Wiedział, z jakim wiążę się to ryzykiem, ale też zdawał sobie sprawę, że to jej marzenie. I po prostu chciał je spełnić.
- Nie mogę – odpowiedziała mu wtedy z poważną miną. – Nie dlatego, że się boję – dodała szybko. – Po prostu od tej akcji zależeć może czyjeś życie, a ja, niestety, mogę zawalić. Nie zaryzykuję dla własnego widzimisię.
Rodzice Joasi mieszkali w Poznaniu, a jej starszy brat, Dawid, od lat pracował w Danii. Nie widywała rodziny zbyt często i właściwie prócz kilku najbliższych przyjaciół z komendy w Krakowie była sama. Z nikim nigdy nie związała się na poważnie. Za każdym razem, kiedy jej tymczasowi partnerzy dowiadywali się o chorobie, związek natychmiast się rozpadał. Mężczyźni odchodzili, często bez żadnych wyjaśnień, a ona nawet nie próbowała ich zatrzymywać. Wszystkie te przykre okoliczności czyniły jej życie codzienne niezbyt łatwym.
Jedyną odskocznią od codziennych smutków była znajomość z Sebastianem. W miarę upływu czasu przywiązywali się do siebie coraz bardziej, spędzając razem mnóstwo czasu. Byli dla siebie jak brat i siostra, co zresztą często powtarzali w żartach. Mężczyzna zawsze się nią opiekował. Odwoził do domu, przypominał o lekach czy badaniach kontrolnych i, jak na starszego brata przystało, nieustannie przestrzegał przed potencjalnymi niebezpieczeństwami.
Nasza historia zaczyna się pewnej letniej, wyjątkowo słonecznej soboty. Komisarze od dawna już czekali na wolny dzień i ze sporym wyprzedzeniem zaplanowali sobie maraton filmowy. Joasia postanowiła przygotować ulubione ciasto czekoladowe Sebastiana i duży dzbanek mrożonej herbaty. Na pół godziny przed przyjściem przyjaciela wszystko było już właściwie gotowe, a kobieta co chwilę zerkała na zegarek, pilnując piekących się słodkości. W całej kuchni unosił się aromat wanilii i czekolady. W końcu wyłączyła piekarnik i usatysfakcjonowana skierowała się do sypialni, aby przebrać się w letnią, morelową sukienkę i jasne sandałki.
Sebastian pojawił się jak zwykle punktualnie (co niestety nie zawsze przekładało się na pracę), taszcząc reklamówkę z wybranymi pozycjami ze swojej wideoteki. Na widok przyjaciółki uśmiechnął się z czułością i, jak zawsze, pewną dozą pobłażliwości.
- Witaj partnerko! – zawołał i przytulił ją w ramach powitania. – I jak się dziś czujesz? Popatrz, co ci przyniosłem – mówił, otwierając reklamówkę. Same romansidła w typie „Przeminęło z wiatrem”. Ach i jeszcze coś specjalnego – dodał z wyraźną dumą w głosie. – Po drodze wstąpiłem do „Empiku” i trafiłem na twoją ukochaną książkę na płycie CD. „Moje drzewko pomarańczowe”, czyta Krzysztof Pieczyński. Z tego co wiem, ostatnio tego szukałaś.
Wyjął z torby ładnie wyglądające pudełko i pomachał nim wyraźnie z siebie zadowolony. Jego uśmiech jeszcze się powiększył, kiedy oczy Joasi rozszerzyły się jak u dziecka, które dostało wymarzoną zabawkę.
- Nie wierzę! Jak to zdobyłeś? I skąd w ogóle o tym wiedziałeś? – dopytywała kobieta, z radością obracając w dłoniach prezent.
- To wcale nie było takie trudne – odparł Seba. – Dobrze pamiętam, jak nie tak dawno temu staliśmy w gigantycznej kolejce po autograf Krzysztofa Pieczyńskiego. A poza tym, żadna tajemnica, że szalejesz na punkcie podobnych lektur. Nie tak trudno dodać sobie dwa do dwóch – wyjaśnił z pobłażliwym uśmiechem.
- Jesteś niesamowity!
- Dobra, dobra, należała ci się nagroda. Ostatnio spisywałaś się wzorowo.
- Chodzi ci o te ostatnie badania? – odgadła policjantka, prowadząc Sebastiana do salonu. – To fakt, wyniki się poprawiły.
- To mało powiedziane. Doktor Zduńczyk bardzo cię chwalił, no i pamiętaj, że jak tak dalej pójdzie za pół roku będzie możliwy przeszczep.
- Pod warunkiem, że uda się znaleźć dawcę… - zauważyła Aśka rezolutnie, a w jej głosie dało się wyczuć nutkę zwątpienia.
- Asiulka, ja cię proszę, trochę więcej optymizmu. Na pewno wszystko się ułoży, tylko musisz być cierpliwa – zapewnił Sebastian, obejmując ją opiekuńczym gestem.
- Chciałabym w to wierzyć – westchnęła zamyślona. – Nie chcę się oszukiwać… Ojej, skoro jesteśmy przyjaciółmi, przestańmy wreszcie udawać. Sebuś, wiesz przecież, że umieram i nic tego nie zmieni, prawda? Proszę, nie pocieszaj mnie, tak mi będzie łatwiej.
Pod koniec głos nieco jej zadrżał, co sprawiło, że całe wyznanie zamiast poważnie zabrzmiało rozpaczliwie. Sebastian delikatnym ruchem odwrócił przyjaciółkę przodem do siebie. Przez chwilę w milczeniu patrzyli sobie w oczy.
Poniekąd Joasia miała rację. Sebastian ostatnio coraz więcej o tym myślał. Zaczął odwiedzać zaprzyjaźnionego księdza i bywało, że godzinami rozmawiali o chorobie Asi. Duchowny starał się w delikatny sposób uświadomić mu, że musi przygotować się na to, co nieuniknione, bo dzięki temu, gdy przyjdzie czas, będzie łatwiej nie tylko jemu, ale także i jej. Sebastian jednak był na takie argumenty po prostu głuchy.
Ostatnio jednak z przerażeniem zauważył, że zaczyna brać pod uwagę tę najgorszą opcję. Bywało, że kiedy w nocy nie mógł zasnąć, wyobrażał sobie, jak to by było, gdyby zabrakło Joasi. Ukochana, młodsza siostrzyczka, najlepsza przyjaciółka, wieloletnia partnerka… Czy naprawdę możliwe jest przygotowanie się na śmierć tak bliskiej osoby?
- Nie chcę więcej o tym słyszeć – powiedział łagodnie, ale stanowczo, patrząc jej prosto w oczy. – Za pół roku będziesz miała przeszczep, a potem wreszcie zaczniesz normalne życie.
Resztę popołudnia spędzili oglądając filmy i zajadając ciasto czekoladowe. Sebastian wyszedł dopiero późnym wieczorem, zostawiając Joasię zasłuchaną w książkę, którą jej ofiarował. Gdy dotarł do domu, dochodziła dwudziesta pierwsza. Zawahał się przez moment, a potem sięgnął po komórkę i wybrał numer Rafała.
- Hej, słuchaj, musimy się koniecznie pogadać – zaczął prosto z mostu. – Spotkajmy się za kwadrans w klubie „Kazamaty”.
- Jasne, ale coś nie tak z Aśką? Masz taki głos, jakby to o to chodziło… - zaniepokoił się Rafał.
- Rzeczywiście chodzi o Asię. Już drugi raz w tym tygodniu mówiła o śmierci – mruknął Seba, po części z niepokojem, po części ze złością.
- Aj, to całe życie jest niesprawiedliwe… Ciągle się zastanawiam, dlaczego ktoś taki musi tyle cierpieć? Może powinniśmy zorganizować jej jakiś babski wypad z Anką? Wiesz, kawka, zakupy, ploteczki – zaproponował Rafał, a w jego głosie wyraźnie czuć było zmartwienie.
- Aśka i sklepy? Sam wiesz, że robi to jak za karę. Pomijam już, jak źle się dziś czuła. Sam nie wiem, co jeszcze mogę zrobić – wyznał, wzdychając. – No dobra, pogadamy jak się spotkamy. Na razie.
Rozłączył się i ruszył w umówione miejsce.
Przy piwie mężczyźni próbowali uradzić coś sensownego. W końcu Rafał wpadł na pomysł, żeby Sebastian zabrał przyjaciółkę nad morze. Jego kuzynka Jagoda pomagała swojej matce prowadzić pensjonat położony w wyjątkowo malowniczym miejscu. Wrzesień dobiegał już co prawda połowy, ale pogoda nadal była wyśmienita, a rok szkolny sprawiał, że nad morzem nie było już takich tłumów.
Po krótkich pertraktacjach wszystko zostało ustalone. Następnego ranka Rafał miał zadzwonić do kuzynki i zarezerwować pokoje, a Sebastianowi pozostawało najtrudniejsze zadanie: przekonać Aśkę, no i wyżebrać u Starego zaległy urlop. Zdawał sobie sprawę, że oba przedsięwzięcia będą go sporo kosztować, ale był pewien, że wyjazd nad morze jest tego wart. Miał nadzieję, że wpłynie na Asię pokrzepiająco i wreszcie będą mieli okazję, by poważnie porozmawiać.

Gdynia jako część Trójmiasta i jednocześnie aglomeracji gdańskiej nie była najszczęśliwszym miejscem na spokojny wypoczynek. Pensjonat, w którym zatrzymali się komisarze był co prawda oddalony od centrum, ale i tak nie było to odludne miejsce, jakie wymarzył sobie Sebastian. Miało to oczywiście swoje plusy, bo Aśka zajęta zwiedzaniem nie znajdowała czasu na myślenie o przykrościach. Zaciągnęła przyjaciela do gdyńskiego Akwarium i na Dworzec Morski, nalegała na wycieczki we wszystkie znane punkty widokowe w okolicy, molo w Orłowie i oczywiście nie mogła mu przepuścić żadnego muzeum. Byli też częstymi gośćmi Nadmorskiego Bulwaru.
Sebastian sam nie wiedział, czy cieszyć się z takiego obrotu spraw, czy też nie. Koniec końców sukces został osiągnięty, bo Joasi bardzo podobały się wakacje i ani razu nie wspomniała o chorobie, ale z drugiej strony Seba przecież chciał z nią porozmawiać, a niestety ku temu nie było okazji. Do pensjonatu wracali zmęczeni zwiedzaniem i od razu kładli się spać, a że mieli oddzielne pokoje, nie było nawet mowy o pogaduchach przed snem. Dopiero na dwa dni przed wyjazdem w skutek niezbyt przyjemnych okoliczności komisarze zostali zmuszeni do pozostania w pensjonacie przez cały dzień.
- Przecież nie musisz tu ze mną siedzieć – mruknęła Joasia, wróciwszy po raz kolejny z łazienki.
Od rana męczyły ją sensacje żołądkowe i co chwilę odwiedzała toaletę. Wykluczyło to całkowicie zwiedzanie, ale Sebastian miał nadzieję, że jak poczuje się trochę lepiej, pójdą przynajmniej na plażę.
- E tam, samotne szwędanie się po mieście to żadna przyjemność – odparł, uśmiechając się do niej.
- Na pewno szybko znalazłbyś sobie towarzystwo – powiedziała z przekąsem.
Wcale nie chciała, żeby Sebastian gdzieś szedł, namawiała go tylko dla zasady. Wyciągnęła się na łóżku i zamknęła oczy. Miała nieodparte wrażenie, że mężczyzna przygląda się jej jakoś inaczej niż zwykle i nieco ją to peszyło. Zaczęła się zastanawiać nad jakimś neutralnym tematem, który mógłby zająć ich myśli, ale zanim przyszło jej do głowy coś sensownego było już za późno na słowa.
Poczuła na swoich ustach namiętny pocałunek. Odruchowo objęła partnera za szyję i odpowiedziała tym samym. Zanim się spostrzegła, oboje byli już nadzy. Pewnie nawet przez myśl by jej nie przeszło przerywanie stosunku, ale zatrucie znowu dało o sobie znać. Odepchnęła mężczyznę stanowczym ruchem i pobiegła do łazienki, zasłaniając się odruchowo prześcieradłem, które leżało złożone na oparciu fotela.
Sebastian przez chwilę siedział zaskoczony. Potem powoli wstał i założył bokserki. Nie był do końca pewien, z jakiego powodu Aśka tak nagle się zerwała, a tym bardziej trudno było przewidzieć, w jakim nastroju wróci. Przysiadł więc na brzegu łóżka i czekał na nią w napięciu.
Wróciła po kilku minutach owinięta szczelnie prześcieradłem. Usiadła na drugim końcu łóżka, nie spuszczając oczu z partnera. Dopiero kiedy milczenie zaczęło się przedłużać, mężczyzna podniósł wzrok.
- I co z tym zrobimy? – zapytała Joasia spokojnie, jakby rozważała jakiś problem naukowy.
- A co byś chciała? – odparł Seba nieśmiało.
Kobieta wzruszyła ramionami, a potem niespodziewanie uśmiechnęła się.
- Nie rób takiej grobowej miny – powiedziała, - przecież nic się nie stało.
- Czyli nie jesteś na mnie wściekła? – upewnił się policjant.
- Nie. Jestem tylko trochę zmartwiona, bo cały czas milczysz, więc chyba coś jest nie tak.
Zmierzyli się spojrzeniami, po czym Joasia jeszcze raz poprawiła prześcieradło, upewniając się, że jest całkowicie zasłonięta. Sebastian bawił się nerwowo zapięciem zegarka.
- Nie tak to miało wyglądać – powiedział w końcu. – Chciałem najpierw z tobą porozmawiać, wyjaśnić.
- Co wyjaśnić?
- No, że… że wszystko jakoś się ostatnio zmieniło – westchnął, nie patrząc na Joasię. – Jesteś bardzo atrakcyjną kobietą – zaczął, z trudem dobierając słowa. – Chyba nie traktuję cię już jak siostrę.
Umilkł, chociaż zamierzał powiedzieć jeszcze wiele rzeczy. W tym momencie jakoś żadne słowa nie wydawały mu się odpowiednie.
- Tyle to ja sama zauważyłam – odparła Joasia nieco zniecierpliwiona jego niezdecydowaniem. – Ale oczywiście nie musisz nic więcej tłumaczyć. Nie zależy ci aż tak, żeby narazić się na ograniczenia. Rozumiem.
Ton jej głosu wskazywał na coś zupełnie innego. Wstała, podeszła do drzwi, otworzyła je i wskazała Sebastianowi wyjście. Mężczyzna przez chwilę patrzył na nią zaskoczony, a potem powoli, ze spuszczoną głową opuścił jej pokój.
Kiedy została sama, wcale nie poczuła się lepiej. Przez jedną krótką chwilę pomyślała, że przecież mogliby spróbować przenieść ich znajomość na nieco inny poziom. Nie mogła co prawda z całą stanowczością stwierdzić, że zakochała się w Sebastianie, ale niewątpliwie był w jej życiu kimś ważnym. Spędzali razem mnóstwo czasu, znali się od wielu lat. Seba ją rozumiał, w pełni akceptował, no i przecież na swój sposób kochał.
Westchnęła cicho i zaczęła się ubierać. Minęło już trochę czasu odkąd ostatnio była blisko z mężczyzną. Zaczynało jej już tego brakować, choć do tej pory jakoś o tym nie myślała.
Ledwie zapięła bluzkę, ktoś zapukał do drzwi. Nie przypuszczała, że Sebastian miałby tyle tupetu, by do niej wracać, więc otworzyła bez patrzenia przez wizjer. Na widok partnera zmrużyła oczy.
- Mogę wejść? – zapytał.
- Ciekawe w jakim celu.
Oparła się o framugę, krzyżując ręce na piersiach i utkwiła w nim wyczekujące spojrzenie.
- Chcesz rozmawiać o tym w drzwiach? – mruknął Seba, próbując zyskać na czasie.
- A co, boisz się świadków?
- No dobrze – powiedział w końcu, zdając sobie sprawę, że kobieta nie ma zamiaru niczego mu ułatwiać.
Ujął jej twarz w dłonie i zaczął namiętnie całować. W pierwszej chwili Aśka nie wiedziała, jak się zachować. Kiedy dotarło do niej, co się dzieje, zaczęła protestować. Próbowała go odepchnąć, ale Sebastian trzymał ją mocno, prowadząc jednocześnie w głąb pokoju. Nogą zamknął drzwi i popchnął kobietę na łóżko. Pewnie gdyby protestowała dłużej, dałby jej spokój, ale upór Joasi osłabł w okamgnieniu. Sama zaczęła się rozbierać, jednocześnie oddając pocałunki.
Kiedy było już po wszystkim, usiadła na łóżku, zasłaniając się kołdrą. Nie wiedzieć czemu, po jej policzkach spływały łzy. Chciała tego stosunku, ale czuła się wykorzystana, z czego Sebastian kompletnie nie zdawał sobie sprawy.
- Dlaczego płaczesz? – zapytał zdezorientowany, siadając obok niej.
- Jeszcze pytasz? – szepnęła przez łzy. – Nie dałam ci wystarczająco do zrozumienia, że tego nie chcę?
- Ale przecież potem…
- No co potem? – warknęła.
- Przecież potem ty też…
- Co ja też?!
Teraz już krzyczała. Rozżalenie wzięło nad nią górę.
- Asia, ja… myślałem, że chcesz…
Pokręciła z niedowierzaniem głową. Sama nie wiedziała, dlaczego jeszcze siedzi obok niego, zamiast zerwać się z łóżka. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że płacze z zupełnie innego powodu.
- Co teraz będzie? – zapytała, nie patrząc na przyjaciela. – Zostawisz mnie tak jak inni?
Sebastian przez moment w milczeniu obserwował, jak łzy Joasi moczą kołdrę. Nie wiedział, jakich słów użyć, żeby uwierzyła w szczerość jego intencji.
- Skłamałbym, gdybym powiedział, że się nie boję – odparł w końcu. – Ale jeśli tylko mi na to pozwolisz, będę przy tobie już zawsze.
Kobieta podniosła wzrok i przyjrzała się Sebastianowi uważnie. Łzy wciąż płynęły po jej policzkach.
- Jako przyjaciel? – wyszeptała.
- Nie tylko.
Pociągnęła nosem i przez chwilę siedziała w milczeniu. Potem powoli podniosła wzrok i spojrzała na Sebastiana.
- Nie jesteś już zła? – zapytał niepewnie.
Uśmiechnęła się. Związek z Sebastianem wydawał jej się nieco abstrakcyjny.

- No i co? – dopytywała Ania, kiedy komisarze wrócili z urlopu. – Znaczy, że jesteście razem?
- Sama nie wiem, jak to się mogło stać – zaśmiała się Aśka, upijając łyk kawy. – Trochę mi wstyd, że nie porozmawialiśmy jak dorośli ludzie, tylko właściwie o wszystkim zadecydował ślepy przypadek… Ale nie będę narzekać.
- A jednak odnoszę dziwne wrażenie, że nie jesteś szczęśliwa – zauważyła Anka, przyglądając się przyjaciółce podejrzliwie.
- Jestem. Tylko trochę dziwnie się z tym wszystkim czuję.
- Słuchaj… a rozmawialiście… wiesz, o twojej chorobie?
Joasia westchnęła cicho i zaczęła bawić się pustym już kubkiem. Dopóki była w Gdyni, nad morzem, ten problem zdawał się jej nie dotyczyć, ale ledwie wróciła do miasta, wszystko znowu na nią spadło.
- Po co mielibyśmy o tym rozmawiać? – odparła w końcu z pewnym zakłopotaniem. – Seba przecież wie, że jestem chora i chyba nikt tak jak on nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji.
- Myślisz, że to wystarczający argument, żeby przejść nad tym do porządku dziennego?
- Uważasz, że nie powinnam z nikim się związywać, prawda? – zapytała nagle Joasia, zdając sobie sprawę, do czego nieuchronnie zmierza dyskusja.
- Tego nie powiedziałam – mruknęła Ania ostrożnie.
- Ale pomyślałaś. I w dodatku masz rację.
Położyła Ani rękę na ramieniu, uśmiechnęła się smutno i wyszła z kuchni. W biurze zastała Sebastiana ślęczącego nad papierami. Zbliżyła się i przysiadła obok niego.
- Dzisiejsza akcja? – zagadnęła, choć dobrze znała odpowiedź.
- Tak… Zapowiada się sporo roboty – odparł mężczyzna.
Na kartkach przed sobą trzymał ręcznie narysowane mapki i plany opatrzone krótkimi zapiskami. Wyczuwając wzrok Joasi, złożył je pospiesznie i odsunął na bok.
- Jak plotkowałaś z Anką, Bartek przyniósł raporty – powiedział neutralnym tonem. – Także nie będziemy się nudzić.
- Sebastian… - zaczęła Aśka powoli, starając się by w jej głosie nie słychać było niepewności.
- No?
- Może mogłabym z wami pojechać? – zagadnęła. – Przydałabym się chociaż do obserwacji czy…
- Aśka, oboje dobrze wiemy, jak trudno będzie ci usiedzieć w miejscu – powiedział Sebastian spokojnie, ale stanowczo. – Mieliśmy umowę, pamiętasz?
- Tak, zero akcji, zero stresu, zero ryzyka – westchnęła. – Biorę się za raporty.

- Jesteś pewien? – zapytała Joasia po raz kolejny.
Sebastian wywrócił oczami. Przestał już liczyć, ile razy zadawała mu to pytanie. Objął delikatnie kobietę, która cały czas oglądała pierścionek tkwiący od kilku godzin na jej palcu.
- A jak nie znajdzie się dawca? – odezwała się znienacka.
- Asia, proszę…
- Przecież wiesz, że bez operacji długo nie pożyję, a znalezienie odpowiedniego dawcy…
- Dość – powiedział Sebastian stanowczo. – Może postawimy sprawy jasno. O przeszczepie rozmawiamy ze względu na nasze zaręczyny czy po prostu dlatego, że się denerwujesz?
Joasia spojrzała w stronę okna i przez moment obserwowała kołujące płatki śniegu.
- Kiedy latem zaczęliśmy się spotykać – podjęła po chwili, - Anka pytała mnie, czy rozmawialiśmy o mojej chorobie… Najpierw się zdenerwowałam, chciałam sobie wmówić, że nie ma takiej potrzeby, ale ona miała rację. Nie wiem, czy nie posuwamy się za daleko…
- Za daleko?
- Chyba nie powinnam unieszczęśliwiać nikogo swoją chorobą – mruknęła. – Seba… zaczekajmy ze ślubem do operacji, dobrze?
Mężczyzna zamyślił się. W pierwszej chwili pomyślał, że Aśka po prostu chce się wymigać, doskonale zdając sobie sprawę, że do operacji nigdy nie dojdzie. Zaraz jednak zdał sobie sprawę, że to on sam nie wierzy w znalezienie dawcy i stąd wciąż powracające wątpliwości i podejrzenia.
- Będzie jak zechcesz – odparł.

Ostatni wieczór kwietnia komisarze spędzali w pracy. Raporty czekające na wypełnienie jak zwykle zajmowały całe biurko, ale oni zdawali się tym nie przejmować. Grali w karty, żartując i śmiejąc się. Od czasu zaręczyn wiele się między nimi zmieniło. Przestali wracać do tematu choroby i przeszczepu, jednocześnie też rezygnując z tematów dotyczących ślubu. Atmosfera się oczyściła, a oni z każdym dniem zdawali się sobie bliżsi.
- Seba, jest akcja! – zawołał Tomek, wpadając jak burza do biura.
- Co za akcja?
- Chłopcy robią obławę, jesteś potrzebny.
Asystent wybiegł z biura, a Sebastian zerwał się na równe nogi i włożył broń do kabury. Już miał wyjść, ale spojrzał jeszcze na Joasię. Siedziała przygnębiona za biurkiem, udając całkowite skupienie na dokumentach.
- Nie jedziesz ze mną? – zapytał Seba niespodziewanie.
Spojrzała na niego zaskoczona.
- Mogę?
- Chyba nic się nie stanie, jak raz weźmiesz udział w akcji – odparł mężczyzna z delikatnym uśmiechem.
Gdyby ktoś kazał mu jednoznacznie stwierdzić, dlaczego tak się zachował, chyba nie umiałby odpowiedzieć. Przez wiele miesięcy, a właściwie lat przyglądał się, jak Joasia cierpi za każdym razem, kiedy on jedzie na akcję. Już od dawna w podświadomości kołatała mu się myśl, by w jakiś sposób spełnić jej marzenie. Teraz, gdy nagle nadarzyła się okazja, nie zastanowił się ani przez moment.
Kiedy dwie godziny później krążył po szpitalnym korytarzu, nie mógł pojąć, dlaczego zdecydował się na tak lekkomyślny krok. Aśka była przeszczęśliwa, kryjąc się w krzakach z pistoletem w dłoni. Cały czas miał w pamięci jej zaczerwienione z emocji policzki i błyszczące oczy. Dopiero kiedy podejrzany pojawił się na horyzoncie, Sebastianowi wrócił rozsądek. Chciał natychmiast odesłać Aśkę do samochodu, ale jakoś nie był w stanie tego zrobić. Zawahał się tylko moment, widząc jej podekscytowanie, a potem było już za późno na reakcję.
Niestety serce Joasi nie wytrzymało pościgu. Osunęła się na ziemię tak nagle, że w pierwszym momencie jej przyjaciele zupełnie nie rozumieli, co się stało. Pierwsza jak zwykle zareagowała Ania. Zapominając o pościgu, dobiegła do przyjaciółki i uklękła obok. Nie wyczuła pulsu, co sprawiło, że wreszcie zdała sobie sprawę z powagi sytuacji. Przez kilka długich minut była pewna, że już nie porozmawia z Joasią.
- No ale co mówił lekarz? – pytała natarczywym tonem, próbując przekrzyczeć myśli Sebastiana.
- Nie wiem, nic nie wiem – odwarknął policjant.
- Ile to może trwać? – zapytała retorycznie Ania.
Skrzyżowała ręce na piersiach i nerwowo podrygując, podeszła do okna.
- Myślisz, że to był zawał? – mruknęła po chwili.
- Nie wiem, nie jestem lekarzem – powtórzył Sebastian, z trudem panując nad złością.
Nie wiedział dlaczego, ale próby nawiązania przez Anię rozmowy strasznie go irytowały. Z każdą chwilą był coraz bardziej wściekły, nim jednak doszło do awantury, z najbliższej sali wyszedł lekarz. Jego mina nie wróżyła nic dobrego, ale komisarze natychmiast utkwili w nim wyczekujące spojrzenia.
- Stało się to, przed czym wielokrotnie ostrzegałem – powiedział kardiolog, któremu historia choroby Joasi była bardzo dobrze znana. – W tym momencie przeszczep to już nawet nie jest konieczność, to jedyne wyjście. Liczy się każda godzina.
Ani Sebastianowi, ani Ance nie trzeba było tłumaczyć, jak niewielkie są szanse na znalezienie dawcy. Nie musieli także mówić tego Joasi, bo kobieta doskonale rozumiała powagę sytuacji.
Kiedy wreszcie lekarz pozwolił wejść Sebastianowi do sali narzeczonej, noc chyliła się ku końcowi. Zdążyli zamienić raptem kilka pustych zdań. Nie było żadnych pożegnań, zapewnień, czułych wyznań. Joasia nagle dostała kolejnego ataku i mimo szybkiej interwencji lekarzy, tym razem nie udało się jej odratować.

- Kiedy wreszcie nam ją przedstawisz? – dopytywał Rafał niecałe półtora roku później. – W ogóle co to za tajemnice? Najpierw się zaręczasz, a dopiero potem dowiadujemy się, że kogoś masz…
- Powiedz chociaż, jak ma na imię – wtrąciła Ania, która już od pewnego czasu podejrzewała, że przyjaciel jest z kimś związany.
- Joasia – odparł Seba nieswoim głosem.
Rafał i Anka wymienili się znaczącymi spojrzeniami, ale żadne nie odważyło się odezwać. Oboje jednak w głębi duszy zastanawiali się, czy nowa miłość Sebastiana urzekła go swoją osobowością, czy może samo imię miało wpływ na tak pospieszne zaręczyny.
- No to gratulacje – pierwsza odezwała się Ania. – Mam nadzieję, że wam się uda.
- A ja nie – powiedział niespodziewanie Sebastian. – Poprzednim razem miałem nadzieję, teraz po prostu będę żył chwilą.

- Umarła tak, jak żyła – odezwała się Ania zamyślona, kiedy została sam na sam z partnerem. – Cicho. A ja nawet z nią nie porozmawiałam. Nie weszłam do sali, bo bałam się spojrzeć jej w oczy. Nie miałam siły udawać, że wierzę.
- Nic nie dało się zrobić, przecież wiesz – mruknął Rafał, próbując jakoś ją pocieszyć.
- Może i nie, ale czułabym się lepiej, gdybym po prostu z nią porozmawiała.
Westchnęła ciężko, kreśląc palcem na parapecie nieokreślone kształty.
- Wiesz, że na początku obwiniałam o wszystko Sebastiana? – dodała po chwili. – Ale teraz myślę, że słusznie postąpił. Przecież to było jej największe marzenie i dzięki niemu spełniło się.
- Seba nadal się obwinia – westchnął Rafał.
- Bo to wszystko nie jest fair. Wziął na siebie cały ciężar, całą odpowiedzialność za jej życie. Tak jej pilnował, tak o nią dbał… A wystarczył jeden nierozważny krok, żeby wszystko prysło. Teraz do końca życia będzie miał poczucie winy.
- Tego właśnie chciał: związać z nią swoje życie. Już na zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz