poniedziałek, 3 października 2011

2. Z miłością nie ma żartów

- Wziął wolne? – zdziwiła się następnego ranka, kiedy na pytanie o Sebastiana wszyscy zrobili zaskoczone miny.
- Myślałam, że ci powiedział – odparła ostrożnie Ania. – Dzisiaj jest rocznica…
- Przecież wiem! – zdenerwowała się Aśka. – Co wy wszyscy z tą rocznicą?
Ania i Rafał wymienili się spojrzeniami, ale nic nie powiedzieli. Mieli nadzieję, że Joasia będzie miała chociaż tyle wyczucia, by ugryźć się w język przy Sebastianie. A jeśli nie… Ostatecznie on znał ją najlepiej, więc zapewne niczego innego się nie spodziewał.
Tego wieczoru komisarze i asystenci spotkali się w pewnej bardzo przytulnej knajpce niedaleko centrum. Byli właściwie wszyscy, prócz Kamila, który miał nocny dyżur, i oczywiście Sebastiana.
- Aśka chyba świetnie się bawi – mruknęła Ania, która razem z Rafałem siedziała przy barze.
Mieszała słomką jasnoróżowego drinka i obserwowała przyjaciółkę tańczącą nieopodal z wysokim szatynem.
- Dlaczego właściwie nie zabrała ze sobą Janusza? – zapytał Rafał, podążając za spojrzeniem partnerki.
- Pewnie właśnie dlatego – westchnęła. Upiła łyk alkoholu i przez moment w milczeniu przyglądała się Joasi. – Czasem się zastanawiam, dlaczego my się właściwie przyjaźnimy – wyznała.
- Aśka ma swoje wady – odparł Rafał, - ale koniec końców zawsze można na nią liczyć. Zresztą, mówiłaś, że ma zamiar rozstać się z Januszem.
- No bo ma, tylko że jakoś tego nie robi.
Następnego ranka Joasia obudziła się w towarzystwie owego szatyna, którego poznała w knajpie. Nie była tym jakoś szczególnie zaskoczona, więc tylko okryła nagie ciało szlafrokiem i skierowała się do łazienki. Jak każdego ranka spędziła pod prysznicem dobrych kilkanaście minut, relaksując się przy pomocy gorącej wody. Kiedy usłyszała ciche pukanie w szybę kabiny, wywróciła oczami. Zakręciła wodę i otworzyła drzwi. Na widok mężczyzny skrzyżowała dłonie na piersiach.
- Cześć kotku – mruknął szatyn, wyciągając ręce w stronę Joasi.
Pogłaskał kobietę po szyi, ale Aśka stanowczo strzepnęła jego dłoń. Mężczyzna patrzył na nią zaskoczony.
- Było miło, ale na tym koniec – powiedziała chłodno.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, a potem mężczyzna bez słowa opuścił łazienkę.
Poniedziałek mijał na komendzie w niezbyt miłej atmosferze. Ania nie odzywała się do przyjaciółki, milczącą pretensją wypisaną na twarzy próbowała dać jej do zrozumienia, że jest obrażona. Przy okazji ofukiwała Rafała, zła, że jej nie popiera i biernością daje przyzwolenie na to, co minionego wieczoru Aśka robiła w knajpie. Sama zainteresowana prawie nie zauważyła napiętej atmosfery. Bardziej była zajęta swoimi relacjami z Sebastianem. Ignorowała go przez całe przedpołudnie, jasno dając mu do zrozumienia, że jest wściekła za jego nieobecność na imprezie. Mężczyzna doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Od razu Joasię rozszyfrował, bo podobne gierki od dawna miała w zwyczaju i już nie raz je na nim stosowała.
Wczesnym popołudniem na komendę wpadła koleżanka Aśki. Najpierw jak zwykle potrzepotała rzęsami w kierunku Sebastiana, a potem obie kobiety zaszyły się w kuchni.
- Ale z niego ciacho – westchnęła Kinga, robiąc łyk herbaty. – Zazdroszczę ci.
- Niby czego? – mruknęła Aśka nieco znudzonym tonem.
Nie wiedzieć czemu, za każdym razem kiedy rozmawiała z Kingą, włączała się w niej moralność. Nagle zaczynało ją irytować wszystko to, co na co dzień było częścią jej życia.
- Ależ z ciebie sierota! Gdybym była na twoim miejscu, już dawno bym się z nim przespała.
- I fakt, że z nim nie pracujesz w czymś ci przeszkadza? – zapytała, chcąc po prostu zakończyć głupi temat.
- Ty, a może próbowałaś, ale się nie skusił?
Kinga uśmiechnęła się złośliwie, a Joasia poczuła rosnącą wściekłość.
- Odwal się – warknęła.
Dziewczyna zaczęła się śmiać, co tylko podbuzowało Aśkę.
- Gdybym tylko zechciała, bez problemu zaciągnęłabym go do łóżka – powiedziała ze złością.
- Tak? To może się założymy?
Aśka spojrzała na koleżankę z mieszaniną zdecydowania i uporu.
- Mówisz i masz – oznajmiła.
Kiedy zastanawiała się nad tym godzinę później, musiała przyznać, że sama zaprowadziła się „pod durnego chatę”. Wciąż była absolutnie pewna, że mogłaby bez problemu uwieźć Sebastiana, ale prawdę mówiąc wcale nie miała ochoty tego robić. Owszem, uważała go za atrakcyjnego mężczyznę, jednak do pewnego stopnia hamował ją wstyd. Mimo wszystko jakoś nie wyobrażała sobie, żeby mogła zachować się przy nim tak, jak zachowywała się przy swoich kochankach.
- Trudno – pomyślała, - zakład to zakład.
Przez resztę dnia nie mogła skupić się na papierkowej robocie, głównie dlatego, że jej myśli wciąż krążyły wokół niefortunnego zakładu. W końcu doszła do wniosku, że im szybciej weźmie się do pracy, tym szybciej będzie to miała za sobą.
- Spieszysz się dzisiaj do domu? – zapytał niespodziewanie Sebastian.
Aśka podniosła wzrok znad raportu, na którym za jej sprawą pojawiły się dość dziwne szlaczki. Uniosła brwi i spojrzała pytająco, czekając na wyjaśnienia.
- Chciałbym się zrehabilitować za wczoraj – powiedział z uśmiechem. – Oj, daj spokój, przecież wiem, że jesteś na mnie wściekła – dodał na widok sztucznego zaskoczenia na twarzy partnerki. – Może wpadniesz do mnie? Wypijemy po piwie, zjemy pizzę, obejrzymy jakiś film.
Przez moment Joasia przyglądała się przyjacielowi w milczeniu. Od początku pomysł bardzo się jej spodobał, chciała tylko trochę potrzymać go w niepewności.
- Ok – odparła w końcu.
Wieczór z całą pewnością należał do udanych. Komisarze spędzili czas jak za starych dobrych lat, nie niepokojeni przez dzieci, które bardzo szybko zasnęły. Tylko jedno mąciło dobry humor Joasi: fakt, że postanowiła jak najszybciej wypełnić warunki zakładu. Kiedy dostrzegła, że Sebastian otwiera trzecią butelkę wina, postanowiła wziąć się do pracy. Alkohol z całą pewnością był jej sprzymierzeńcem i to wcale nie tylko dlatego, że miała nadzieję na mniejsze protesty ze strony Sebastiana. Przede wszystkim miało to być dla niej zabezpieczenie na wypadek porannych wymówek.
Kiedy rano obudził ją natrętny śmiech siedmiolatki, kompletnie nie wiedziała, gdzie się znajduje. Głowa strasznie ją bolała, coś ostrego kłuło w łydkę, a każdy dźwięk zdawał się potwornie głośny. Gwałtownym ruchem pozbyła się owego „czegoś”, zrzucając z łóżka białego kocura. Dopiero kiedy usłyszała ciche pukanie i dźwięk otwieranych drzwi, wyjrzała spod kołdry.
- Cześć – przywitał się Seba, - przyniosłem ci śniadanie.
- Nie jestem głodna – odparła.
Sebastian niezrażony postawił na szafce nocnej talerz z kanapkami i wyszedł. Kobieta nie bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić. Kiedy myślała o minionym wieczorze, miała tylko słabe przebłyski pamięci, które stanowczo nie napawały optymizmem. Jedno wiedziała na pewno: warunków zakładu nie udało się wypełnić. Zostało jedynie zażenowanie i niepewność, bo do końca nie wiedziała, co robiła i jak się zachowywała, a to że Sebastian normalnie z nią rozmawiał o niczym nie świadczyło.
W pracy oboje starali się zachowywać normalnie, ale dawało się wyczuć napięcie. Aśka zastanawiała się nawet, czy nie przeprosić Sebastiana na swoje zachowanie, ale doszła do wniosku, że byłaby to przesada. Dla niej seks bez zobowiązań nie był niczym złym czy choćby nadzwyczajnym, więc nawet trochę denerwowały ją zmiany, które zaszły w zachowaniu Sebastiana.
- Tak – zakpiła Anka, kiedy wysłuchała zażaleń przyjaciółki, - powinnaś się na niego obrazić, bo cię nie wykorzystał, kiedy byłaś pijana.
- A kto tu mówi o wykorzystywaniu? Jesteśmy dorosłymi ludźmi, przecież możemy…
- Wiesz, Aśka, dla niektórych seks jest czymś więcej niż tylko przyjemnością – westchnęła Ania, zastanawiając się jednocześnie, czy taka rozmowa z Joasią w ogóle ma jakiś sens. – Bez miłości nie ma smaku.
Policjantka wywróciła teatralnie oczami i podeszła do okna.
- Pieprzenie – podsumowała.
- Dlaczego ty nie możesz zrozumieć, że on naprawdę kochał swoją żonę? – zapytała Ania retorycznie. – Rok to wcale nie jest dużo, żeby otrząsnąć się po takiej tragedii.
- I chcesz mi wmówić, że żyje w celibacie od tamtej pory? – zakpiła Joasia, dla której takie nastawienie było całkowitą abstrakcją.
- Nie wiem, Sebastian mi się nie zwierza, ale to bardzo prawdopodobne. Aśka, mi się wydaje, że poczuł się po prostu dotknięty twoją propozycją.
- Biedaczek – warknęła.
Anka tylko westchnęła. Dalsza dyskusja pozbawiona była sensu.
Wbrew pozorom rozmowa z Anią dała Aśce do myślenia. Postanowiła skorzystać z jej poglądów i zmienić nieco taktykę. Odwołała zaplanowane na wieczór spotkanie z Januszem, nie wyjaśniając mu niczego i zadeklarowała partnerowi pomoc z wypełnianiu raportów.
- Dzięki, gdyby nie ty, siedziałbym tu do późnej nocy – powiedział mężczyzna, kiedy po osiemnastej wychodzili z komendy.
- Nie ma sprawy – odparła Joasia, uśmiechając się lekko. – Może na to konto skoczymy do kina?
- Wiesz… wolałbym wracać do dzieci, nie widziały mnie przez cały dzień – wyjaśnił ostrożnie Sebastian. – Ale może wpadłabyś do mnie? Został jeszcze jeden film do obejrzenia.
Uśmiechnął się do Joasi na wpół zachęcająco, na wpół przepraszająco. Kobieta miała ochotę wywrócić oczami, ale dla dobra sprawy postanowiła udawać.
- Nie będę wam przeszkadzać?
- Nie żartuj. To co, jedziemy?
W podobnym tonie minęło komisarzom kilka następnych tygodni, podczas których Joasia ani razu nie próbowała przekroczyć bariery przyjaźni. Dopiero przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy byli sami w mieszkaniu, postanowiła raz jeszcze się odważyć. Była pewna, że po takich staraniach nie będzie miała najmniejszego problemu z usidleniem Sebastiana.
- Asia… - mruknął, kiedy pochyliła się nad nim z dość jednoznacznym wyrazem twarzy.
Nie zareagowała. Przymknęła oczy i pocałowała go namiętnie. Kiedy zdała sobie sprawę, że odsuwa ją od siebie delikatnie, poczuła rosnącą irytację. Wyprostowała się i skrzyżowała ręce na piersiach, świdrując go spojrzeniem.
- Masz narzeczonego – powiedział Sebastian pewny, że to wszystko wyjaśni.
Joasia uniosła brwi.
- A gdybym nie miała?
- Lepiej będę już szedł – odparł mężczyzna, wstając z kanapy.
Chwilę później Aśka została sam na sam z dość ponurymi myślami. Nie wahała się jednak długo. Wzięła ze stolika telefon, wybrała numer Janusza i umówiła się z nim na wieczór.
- Przynajmniej mam motywację – podsumowała, chowając komórkę do kieszeni.
Janusz przyszedł jak zwykle punktualnie, z bukietem róż w dłoniach. Ubrany w nienagannie wyprasowaną, błękitną koszulę, idealnie ogolony i z daleka pachnący wodą kolońską wszedł do mieszkania, całując Joasię w policzek. Kobieta w milczeniu wstawiła kwiaty do wazonu i podążyła do salonu za narzeczonym.
- To koniec – oznajmiła niespodziewanie, nie wysilając się nawet na delikatność.
- Słucham?
Mężczyzna wyglądał na całkowicie zszokowanego i trudno było mu się dziwić, bo Aśka nie dawała mu wcześniej żadnych sygnałów.
- Przykro mi – odparła, choć ton jej głosu wskazywał na coś zupełnie odwrotnego.
Janusz próbował jeszcze przekonać narzeczoną, ale kobieta była nieugięta. Zmęczona jego argumentami, przeszła do przedpokoju i wskazała mu wyjście. Kiedy zamknęła za nim drzwi, nie była pewna co czuje: ulgę czy smutek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz