wtorek, 31 maja 2011

3. Pozory mylą

Bez większych nadziei zabrali się za przeszukiwanie ostatniego budynku. Ku swojemu wielkiemu zdumieniu znaleźli tam ślady wyraźnie świadczące o tym, że ktoś tam sypiał. W milczeniu przejrzeli pozostawione ubrania, koce i kilka innych drobiazgów.
- Teraz pozostaje pytanie, czy to on się tu ukrywał, czy po prostu jakiś bezdomny albo ćpun – westchnęła Kaśka.
- Jeśli to faktycznie on, to najwyraźniej nie chce, żeby ktoś go znalazł. A to by z kolei oznaczało, że ma coś na sumieniu.
- Albo kogoś.
- Trzeba postawić kogoś do obserwacji tego miejsca – zadecydował Sebastian. – Wiem, że jest mało ludzie – dodał, widząc, że kobieta już otwiera usta, - ale nie rozdwoimy się. Postaraj się kogoś znaleźć.
- Mówisz i masz. Wracamy?
- Tak, chodźmy.
Kilka kroków dalej, kiedy mieli już schodzić na dół, Sebastian nagle złapał koleżankę za ramię i gestem nakazał jej milczenie.
- Spójrz, kto się zjawił – szepnął, pokazując coś za pobitym oknem.
Przez plac szedł pewnym krokiem mężczyzna w średnim wieku. Miał na sobie kurtkę z kapturem, a na ramieniu plecak, więc trudno było z całą pewnością określić jego tożsamość, ale komisarze nie mieli wątpliwości. Bez zbędnych komentarzy pobiegli na górę, chcąc schować się w miejscu, do którego zapewne zmierzał.
Czterdzieści minut później Sebastian obserwował, jak mundurowi prowadzą Złotka do pokoju przesłuchań. Stał w korytarzu oparty o ścianę i bawił się kluczykami od samochodu, podrzucając je raz po raz. Sprawa wydawała się już wyjaśniona, bo alfons mimowolnie przyznał się do winy, ukrywając się przed policją. Nie o tym jednak rozmyślał komisarz. Słowa Kaśki nie dawały mu spokoju. Niby ją zbył, dając jej jasno do zrozumienia, że cała sprawa musi być jedną wielką pomyłką, a jednak podejrzenia wciąż wracały. Nie wierzył, by jego partnerka miała cokolwiek wspólnego z zaatakowaniem Mateusza, ale coraz bardziej martwił się, że Anka i Rafał naprawdę ją podejrzewają.
- Słyszałem, że złapaliście Złotka – usłyszał nagle znajomy głos.
Podniósł głowę i zobaczył przyjaciela. Westchnął głośno.
- Dobrze, że jesteś – powiedział. – Musimy pogadać.
- Pewnie o Aśce? – odgadł bezbłędnie Rafał.
- Podejrzewacie ją? – zapytał Sebastian wprost.
Uznał, że nie ma sensu owijać w bawełnę. Zbyt długo się znali, żeby bawić się w podchody w tak ważnej sprawie.
- To trochę za dużo powiedziane – odparł Rafał ostrożnie. Dobrze wiedział, że w tej sprawie Sebastian nie będzie obiektywny. – Wiesz, że w śledztwie bierze się pod uwagę wszystkie możliwości.
- Do tej pory wydawało mi się, że zaczyna się od tych najbardziej prawdopodobnych, a nie całkiem abstrakcyjnych.
Głos Sebastiana był o wiele ostrzejszy niż jeszcze przed chwilą. Bardzo poirytowało go nastawienie przyjaciela.
- Słuchaj, stary… - zaczął Rafał ugodowym tonem.
- Przeginacie – warknął Seba, przerywając mu gwałtownie. – Tknijcie ją, a pogadamy inaczej.
Zdjął z wieszaka kurtkę i wyszedł z biura szybkim krokiem. Nie miał właściwie żadnego celu, ale pozostanie z Rafałem w jednym pomieszczeniu groziło poważną awanturą.
Oparł się o maskę samochodu i zapalił papierosa. W pierwszym odruchu chciał pojechać do szpitala, wesprzeć jakoś partnerkę, ale zaraz zdał sobie sprawę, że bardziej przyda się na komendzie. Kiedy się uspokoił, postanowił zostać i przesłuchać Złotka. Wiedział, że im więcej zrobi sam, tym mniejsze będzie prawdopodobieństwo, że Stary przyczepi się do nieobecności Aśki.
Zgasił papierosa i już dużo spokojniejszy skierował się na górę. Wszedł do pokoju przesłuchań, opadł na krzesło, splótł dłonie na stoliku i wpatrzył intensywnie w podejrzanego.
- Nie pierwszy raz tu jesteś – zaczął teatralnie znudzonym tonem, - więc przejdę od razu do rzeczy. Wiesz, o co jesteś podejrzany?
- Nie mam pojęcia – odparł Złotek, nie siląc się nawet za bardzo na wiarygodność.
- No to cię oświecę: jesteś podejrzany o zabójstwo dwóch prostytutek. Co robiłeś dzisiaj między dziesiątą a jedenastą?
- Nie pamiętam – zakpił mężczyzna i wyciągnął się wygodnie na krześle.
- A w nocy z czwartku na piątek?
- I tu cię zmartwię. Do rana siedziałem z kumplami w knajpie.
- Adres knajpy i namiary na kumpli – mruknął Seba, podsuwając podejrzanemu kartkę i długopis.
W tym momencie postanowił zakończyć przesłuchanie. Poprosił Tomka o sprawdzenie alibi podejrzanego, po czym zaszył się w biurze. Tam wyciągnął telefon i wybrał wreszcie numer partnerki. Po kilku nieudanych próbach postanowił pojechać do szpitala.
Znalazł ją na korytarzu prowadzącym do OIOMu. Siedziała na krześle z głową opartą o ścianę i przymkniętymi oczami. Kiedy usłyszała jego kroki, zmusiła się do odwrócenia wzroku. Seba przysiadł obok niej.
- Co z nim? – zapytał.
- Jeszcze nic nie wiadomo – odparła Joasia zmęczonym głosem.
- Rozmawiałaś z Anką i Rafałem? – zagadnął Seba, zerkając na partnerkę niepewnie.
- Wiem, że mnie podejrzewają – powiedziała spokojnie, natychmiast odgadując, o co mu chodzi.
- Rozmawiałem z Rafałem, mam nadzieję, że wybiłem mu z głowy te głupoty.
- Mają prawo – westchnęła policjantka. – Gdybym nie była ich przyjaciółką, już dawno by mnie zatrzymali.
- Aśka…
- Nie ma o czym mówić. Co z naszą sprawą? – zapytała, biorąc się w garść.
- Wyobraź sobie, że jednak znaleźliśmy tam Złotka.
- No to trzeba go przesłuchać.
- Już to zrobiłem – oznajmił Sebastian. – Na dzisiaj nie ma alibi, ale za to podał na czas pierwszej napaści. Zobaczymy co z tego będzie.
- Myślisz, że to on?
- Tak. Właściwie tylko dla formalności prosiłem chłopaków o sprawdzenie jego alibi.
Joasia pokiwała głową. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, a potem zrobiła coś, czym bardzo zaskoczyła partnera. W przypływie zmęczenia i ogólnego rozrzewnienia oparła głowę na jego ramieniu i zamknęła oczy. Sebastian objął ją opiekuńczym gestem.
- Chyba powinnaś odpocząć – zauważył, patrząc na nią z troską.
- Chciałabym najpierw się dowiedzieć, że przeżyje…
- Wiesz, że to może potrwać jeszcze wiele godzin – mruknął.
- Odwieziesz mnie? – zapytała kobieta, ziewając.
- No jasne.
On także zdecydował się odpocząć. Najpierw zawiózł partnerkę do jej mieszkania, a potem sam pojechał do domu. Był już późny wieczór, sprawa wydawała się zbliżać ku końcowi, a oni od kilku dni nie mieli porządnego odpoczynku.
Następnego dnia pierwszy pojawił się na komendzie. Tomek powitał go informacją, że potwierdziło się alibi Złotka. Komisarz nie był z tego za bardzo zadowolony, bo to oznaczało, że sprawa pozostaje otwarta, a oni nie mają nawet podejrzanego.
- Jesteś pewien, że to alibi jest prawdziwe? – mruknął poirytowany, upijając łyk kawy.
- Oprócz jego kumpli potwierdza to ze dwadzieścia niezależnych osób. Jest też na monitoringu – odpowiadał asystent cierpliwie.
- I naprawdę nigdzie nie wychodził?
- No wiesz, nie jest na monitoringu przez całą noc, ale między jedenastą a drugą wychodził tylko na kilka minut, więc nie zdążyłby zamordować tej prostytutki.
- Po prostu fantastycznie – podsumował policjant z ironią. – I gdzie ta Aśka? – zapytał retorycznie.
W tym momencie kobieta wpadła zdyszana do biura.
- Przepraszam za spóźnienie! – zawołała od progu.
Wyglądała dużo lepiej i Sebastian miał dziwne wrażenie, że to nie za sprawą snu zaszła ta zmiana. Emanowała od niej dziwna satysfakcja i coś, co przy odrobinie dobrej woli można było nazwać radością.
- Alibi Złotka się potwierdziła – poinformował ją Seba.
- Pójdę zrobić kawę – odparła.
Kiedy wróciła chwilę później, oprócz przyjaciela zastała w biurze też Ankę i Rafała. Z trudem powstrzymała odruch wywrócenia oczami i opadła na swoje krzesło.
- Asiu, przepraszamy cię za te podejrzenia… - zaczęła Ania.
- Czyżby was oświeciło? – wycedził Sebastian.
- Spokojnie, emocje tu nie pomogę – westchnęła Joasia, nie patrząc na przyjaciela. – Znaleźliście sprawcę?
- Wy znaleźliście – sprostował Rafał. – Twój mąż miał na kurtce DNA Złotka.
- Chciał go zabić za prostytutkę. Mateusz spotykał się z nią po kosztach. No wiesz, bez wiedzy Złotka. Stracił na tym trochę kasy.
Aśka pokiwała głową. Sama nie potrafiła określić, jakie emocje wywołała w niej ta wiadomość. Wiedziała tylko, że poczuła zdecydowaną ulgę, kiedy wreszcie została z partnerem sam na sam.
- Wiedziałem, że zmienią zdanie – powiedział Sebastian, jakby czuł, że powinien raz jeszcze podkreślić, że wierzył jej od początku. Nieco poirytowała go całkowita obojętność przyjaciółki. – Nic ci nie jest? – zapytał natarczywym tonem.
- Nie. Co robimy z naszą sprawą?
- Może się rozdzielimy? Ty pojedziesz do rodziny tej pierwszej ofiary, a ja drugiej – zaproponował Seba. - A nuż się czegoś dowiemy.
- No dobrze.

środa, 25 maja 2011

2. Pozory mylą

Tylko dzięki zmęczeniu zasnęła, ledwie przyłożyła głowę do poduszki. Niestety nie dane jej było odpocząć. Zaledwie trzy godziny później rozdzwonił się telefon. Zerwała się gwałtownie, zrzucając na ziemię koc. Lekko otumaniona wyciągnęła spod poduszki komórkę.
- Mm? – mruknęła zaspana.
- Mamy drugą ofiarę, tym razem dziewczyna przeżyła – poinformował ją Sebastian. – Zajechać po ciebie czy spotkamy się w szpitalu?
- Zajedź.
- Będę za pięć minut.
Rozłączyła się, cedząc pod nosem przekleństwa. Lata praktyki sprawiły, że udało jej się zebrać w naprawdę ekspresowym tempie. Kiedy zbiegła na dół, Sebastian właśnie podjeżdżał. Wsiadła bez powitania i zanurzyła się w rozmyślaniach.
- Nie zapytasz, co się stało? – zagadnął Seba po chwili milczenia.
- Przecież wiem – mruknęła, wzruszając ramionami. – Znaleźli dziewczynę.
- Też była prostytutką – wyjaśnił policjant, udając, że nie widzi kompletnego braku zainteresowania ze strony partnerki. – Ktoś pociął ją nożem, ale przeżyła.
Aśka uparcie milczała, bawiąc się breloczkiem od kluczy. Nie miała najmniejszej ochoty na pracę, a monolog przyjaciela kompletnie do niej nie docierał.
- Ziemia do Aśki! – zawołał Seba.
- No co?
- Stało się coś?
- Nie wyspałam się – burknęła. – No to co z tą sprawą? Mamy jakichś świadków?
Wolała już wysilić się na udawanie zainteresowania, niż narazić się na przesłuchanie ze sobą w roli głównej. Niestety nie wysłuchała nawet początku odpowiedzi, bo jej myśli znowu odpłynęły. Kiedy Sebastian to zauważył, dał sobie spokój i po prostu umilkł.
W szpitalu okazało się, że prostytutka nazywa się Mariola Cieplik i ma dopiero siedemnaście lat.
- Dwie rany kłute brzucha – poinformował komisarzy lekarz. – Jest przytomna, ale bardzo słaba.
- Możemy z nią porozmawiać? – zapytał Seba.
- Ale jedna osoba i krótko.
Aśka wywróciła oczami, czując na sobie spojrzenie partnera i weszła do sali. Kiedy zobaczyła drobną, bladą dziewczynę leżącą na łóżku, poczuła nagły przypływ współczucia. Usiadła na stołku i przez moment ją obserwowała. Odkąd dowiedziała się o zdradach męża, szczerze nienawidziła wszystkie prostytutki. Teraz jednak zaczynała się wahać. Czy naprawdę mogła obwiniać każdą z tych dziewczyn o swoje nieszczęścia?
Chwilę później wyszła na korytarz jeszcze bardziej przygnębiona.
- Dziewczyna jest wystraszona – powiedziała cicho w kierunku partnera. – Twierdzi, że to jej alfons tak ją załatwił.
- Powiedziała coś więcej?
- No wiesz… uciekła z domu, przez tydzień tułała się po dworcach, aż w końcu trafiła na Złotka. Chciała odejść, resztę już znasz.
- Czyli Złotek jest jej alfonsem – westchnął Seba. – Tak coś czułem, że się jeszcze spotkamy.
- To co, na komendę?
- No jasne, trzeba go namierzyć.
Wrócili do samochodu i w pełnym milczeniu ruszyli w stronę komendy. Po drodze Aśka kilkukrotnie próbowała zacząć rozmowę, ale Sebastian zdawał się w pełni pochłonięty myśleniem o sprawie.
- Tomek, wyślij chłopaków we wszystkie miejsca, gdzie może być Złotek – zarządził Seba, kiedy pół godziny później pojawili się na swoim korytarzu. - Pewnie go tam nie będzie, więc dowiedz się na jego temat, ile tylko się da.
Nie czekając na odpowiedź, skierował się do biura, gdzie zrzucił przemoczoną kurtkę i z głośnym westchnieniem opadł na krzesło. Dopiero po kilku minutach zauważył, że Aśka stoi pod oknem wciąż ociekając wodą.
- Może tak zdjęłabyś tę kurtkę? – zasugerował, unosząc brwi.
- Słuchaj… w sumie mamy chwilę spokoju… - zaczęła Joasia, zerkając na przyjaciela niepewnie.
- No, najlepszy moment na wypicie kawy. Chcesz też?
- Tak… jasne.
- I ściągnij te mokre ciuchy – dodał, wychodząc z biura.
Zrezygnowana przysiadła na swoim fotelu i westchnęła ciężko. Jej myśli znowu gdzieś odpływały, a ona nie miała nad tym kontroli. Przez jej głowę zaczęły przewijać się mgliste wspomnienia ostatnich lat spędzonych z Mateuszem. Mimo wszystko musiała przyznać, że były to jej najpiękniejsze chwile.
- Aśka! – usłyszała chwilę później głos przyjaciela. – Budź się.
Zaspana i zaskoczona otworzyła oczy.
- Sorry, przysnęłam…
- Jak chcesz, to jedź trochę odpocząć.
- Nie, dzięki za kawę. Słuchaj, Sebastian, chciałabym… - zaczęła Joasia.
- Namierzyłem wam Złotka! – zawołał Tomek, wpadając do biura. – Jedziecie?
- Gdzie? – burknęła policjantka zrezygnowana.
- Fabryka przy Popławskiego.
- Przecież tam jest od cholery budynków! – zaprotestował Sebastian z miną rozkapryszonego dziecka. – Jak mamy go tam szukać?
- Przykro mi, ale obecnie nie ma ludzi do pomocy – odparł asystent ze złośliwym uśmiechem. – Mogę wam ewentualnie dać Kaśkę.
- Dobra, jedziemy…
Komisarze zgarnęli koleżankę i podążyli do samochodu. Po drodze wreszcie się nieco ożywili, ale to tylko i wyłącznie za sprawą Kaśki.
- Mówię wam, Stary kompletnie zwariował – relacjonowała, wychylając się z tylnego siedzenia. – Sprawa goni sprawę, wciąż jakieś szkolenia, a on ani myśli przyjmować nowych.
- Nowe siły w zespole często oznaczają jeszcze większe kłopoty… - zauważył Sebastian.
- Tak, najlepszym przykładem jest Kamil – zaśmiała się Aśka. – Ten to dopiero miał mocne wejście.
- Kto by przypuszczał, że Alicja jest córką Starego…
- No miał chłopak pecha…
- Ja bym tego nie zrzucała na pecha – powiedziała Joasia rozbawiona. – No ale mniejsza o to.
- Kaśka, skoro już jesteśmy przy temacie Starego, nie wiesz, czego chciał wczoraj od Anki i Rafała? – zapytał Seba. - Przez tę robotę nie mieliśmy nawet czasu pogadać…
- O kurczę, nie wiecie? Byłam pewna, że dali wam znać!
- No gadaj! – ponaglił ją Sebastian, skręcając w boczną ulicę. – Mamy się bać?
- Właściwie to nie wiem, czy powinnam okazać współczucie czy może obojętność… - zaczęła asystentka ostrożnie. Zerknęła na Aśkę niepewnie, westchnęła i kontynuowała. – Twój mąż…
- Jeszcze niestety nie były – wycedziła Joasia, przerywając koleżance.
- No więc twój mąż jest nieprzytomny w szpitalu. Ktoś ranił go ciężko wczoraj nad ranem.
Aśka odwróciła się gwałtownie i spojrzała na asystentkę. Strach niemal ją sparaliżował. Od rozstania pielęgnowała nienawiść do męża, starając się w ten sposób oszukać samą siebie i zagłuszyć tęsknotę. Teraz jednak w ułamku sekundy wszystko to straciło sens.
- W jakim jest stanie? – zapytała lekko drżącym głosem.
- Poważnym – odparła Kaśka ostrożnie.
Sebastian poczuł na sobie wzrok partnerki. Odwrócił się do niej i stwierdził, że w oczach ma łzy. Poczuł przypływ czułości.
- Zgarniemy tylko Złotka i pojedziemy do szpitala – powiedział uspokajającym tonem. – Ok? – dodał, widząc, że ani trochę jej to nie uspokoiło.
- Może… - zawahała się i westchnęła zrezygnowana. – Tak, dzięki.
Przez resztę drogi podskakiwała nerwowo na fotelu, jakby myślała, że szybciej dobiegłaby na miejsce. Kaśka milczała, nie bardzo wiedząc, co powinna powiedzieć. Sebastian także nie do końca rozumiał zachowanie partnerki, choć bardzo się starał. Ostatnio jej nastrój zmieniał się niemal z minuty na minutę, łatwo wybuchała, a już chwilę później wyglądała, jakby miała się rozpłakać. To doprowadzało Sebastiana do szaleństwa, ale ze wszystkich sił próbował okazać jej wsparcie.
Kiedy wreszcie wysiedli na miejscu zbrodni, całej trójce zrzedły miny. Wcześniej oczywiście zdawali sobie sprawę, że teren do przeszukania jest ogromny, ale żadne nie przypuszczało, że aż tak. Cztery wielkie, kilkupiętrowe budynki i plac częściowo obrośnięty zdziczałą roślinnością wskazywały na dobrych kilka godzin pracy.
- Musimy się rozdzielić – mruknęła Kaśka. – Przecież nie będziemy chodzić we trójkę…
- Dobra. Ty idź w lewo, Aśka w prawo, no a ja pójdę prosto – zadecydował Sebastian.
Wszedł ostrożnie do największego budynku, czując jednocześnie, jak beznadziejne jest to przedsięwzięcie. Nawet gdyby Złotek ukrywał się gdzieś tu, najprawdopodobniej zauważyłby ich pierwszy i zwiał, a oni nie mieliby pojęcia o jego obecności. Wychylił się nieco, wyglądając przez wybite okno. Zobaczył, jak kilkanaście metrów dalej Kaśka przemierza plac, przedzierając się między krzakami. Swojej partnerki nie widział, ale był o nią spokojny. Dobrze wiedział, że jeśli chodzi o pracę, może ufać jej w stu procentach.
Pół godziny później policjanci spotkali się po przeciwległej stronie fabrycznego placu.
- I nic? – upewnił się Seba.
- Kurz, pajęczyny i krzaki – podsumowała Kaśka.
Drobne rozcięcia na jej twarzy wskazywały na to, że z tymi ostatnimi miała bliskie spotkanie. Sebastian zauważył, że Joasia wpatruje się w niego intensywnie. Co prawda starała się nie okazywać, że nie jest ani trochę zainteresowana poszukiwaniami, ale i tak widać było, o czym myśli.
- Dobra, Aśka, jedź do szpitala, a my tu się jeszcze rozejrzymy – zadecydował po chwili. - Został jeszcze jeden budynek.
- Zostanę – mruknęła policjantka.
- Aśka, jedź – asystentka poparła kolegę. – I tak wszyscy wiemy, że myślami jesteś gdzie indziej.
- Weź samochód – dodał Sebastian. – I zadzwoń potem.
Zawahała się jeszcze przez moment, przygryzając wargę.
- Dzięki – powiedziała w końcu i pobiegła w stronę auta.
Sebastian i Kaśka przez chwilę patrzyli na oddalającą się szybko koleżankę. Minęła pełna minuta, nim wreszcie kobieta się odezwała.
- Wiesz, nie powiedziałam wam jeszcze wszystkiego... – mruknęła.
- Dawaj, nie oszczędzaj mnie.
- Bo widzisz, mąż Aśki został zaatakowany na Wiewiórczej.
- Tam stoją dziwki – zauważył Sebastian. – Ale co on tam robił nad ranem?
- Z tego co Anka i Rafał ustalili do tej pory, odwoził tam jedną z prostytutek, Luizę. Ale to nie wszystko. Został zraniony nożem.
- Czyli to może być seria… Ale trochę taka… bezsensowna?
- Anka i Rafał poszli innym tropem. Oni uważają, że te sprawy nie mają ze sobą nic wspólnego. A o napad na Mateusza podejrzewają Aśkę.
- Aśkę? – zapytał Seba szczerze rozbawiony. – Przecież ona by muchy nie skrzywdziła.
- Słuchaj, ja też w to nie wierzę, ale z drugiej strony… ostatnio bardzo się zmieniła, nie?
- Widziałaś jej reakcję – westchnął policjant, wywracając oczami. – Ostatnio przeżywa trudne chwile, ale przecież nic w tym dziwnego, nie jest z kamienia. I kto jak kto, ale Anka na pewno to rozumie. Musiałaś coś pomieszać.
Kaśka wzruszyła tylko ramionami. Dobrze wiedziała, że Sebastian zawsze stanie za Aśką murem, a racjonalne argumenty nie mają w tym momencie żadnego znaczenia.

piątek, 20 maja 2011

1. Pozory mylą

- Ogłaszam was mężem i żoną.
Joasia patrzyła, jak Sebastian całuje swoją świeżo upieczoną żonę. Zacisnęła dłonie na bukiecie i uśmiechnęła się z wysiłkiem, by nie pokazać po sobie prawdziwych emocji. Chwilę później złożyła przyjacielowi życzenia, wręczyła Andżelice kwiaty, po czym prześlizgnęła się między gośćmi i wsiadła do swojego samochodu. Nie miała ochoty na huczną imprezę, która zaplanowana była w ramach wesela. Obserwowanie szczęścia przyjaciela było ponad jej siły, a nie chciała też okazać swojego niezadowolenia.
Następnego dnia była jedyną w pełni przytomną osobą na komendzie. Reszta po nieprzespanej nocy snuła się po korytarzach z podkrążonymi oczami. Sebastian miał pojawić się dopiero po weekendzie, co oznaczało, że przez dwa dni policjantka musiała radzić sobie sama.
- Czemu tak szybko wczoraj uciekłaś? – zapytała Ania, kiedy Joasia postawiła przed nią kubek z kawą. – Seba był niepocieszony.
- Sebastian był tak wpatrzony w Andżelikę, że nawet nie zauważył mojej nieobecności – odparła.
- Pytał o ciebie, chciał nawet dzwonić, ale powiedziałam, że źle się poczułaś.
- I słusznie – mruknęła policjantka.
- Co się z tobą dzieje ostatnio? To przez ten ślub?
- Nie – westchnęła Aśka, opierając się o szafkę. – Mamy z Mateuszem mały kryzys…
- Mały? – dopytywała Ania.
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać.
Anka wzruszyła tylko ramionami. Dobrze wiedziała, że na upór przyjaciółki najlepszym lekarstwem jest czas.
Joasia nie chciała mówić Ani o swoich problemach, choć sama nie wiedziała dlaczego. Miała wielką ochotę wyrzucić to z siebie, ale nikt nie potrafił wysłuchać jej tak jak Sebastian. Postanowiła zaczekać na jego powrót do pracy, jednak kiedy wreszcie pojawił się na komendzie, nadal nie było okazji do rozmowy.
Tydzień później pojawiła się w biurze spóźniona. W jej przypadku było to wielkim ewenementem, więc wszyscy zerkali na nią zaskoczeni. Podminowana opadła na swoje krzesło, burknąwszy tylko krótkie powitanie w stronę Sebastiana. Mężczyzna uśmiechnął się do niej, ale nie doczekał się odpowiedzi. Zaniepokojony przysiadł na jej biurku.
- Co chcesz? – mruknęła poirytowana, nie podnosząc wzroku.
- A coś ty taka nie w sosie dzisiaj? – zapytał niezrażony.
- Kiepski dzień.
- Mamy dopiero pół do ósmej… - zauważył Seba, unosząc brwi.
Zerknęła na niego z niechęcią, ale nic nie powiedziała. Zaczęła jednak bawić się nerwowo długopisem, po czym Sebastian bezbłędnie poznał, że istotnie jest jakiś powód jej przygnębienia.
- Aśka, mam cię za język ciągnąć?
- Mateusz wczoraj się wyprowadził – wyznała w końcu.
Sebastian wytrzeszczył oczy. Zdawał sobie co prawda sprawę, że ostatnio w małżeństwie Aśki nie układało się najlepiej, ale nigdy by nie przypuszczał, że faktycznie dojdzie do rozstania. Policjantka zresztą raczej o tym nie mówiła, miał więc prawo bagatelizować sytuację.
- To już tak… na stałe? – zapytał zdezorientowany.
Pokiwała głową, skubiąc nerwowo rąbek bluzki. Dopiero teraz Sebastian zauważył, że wygląda dużo gorzej niż zwykle.
- Nie martw się, może jeszcze jakoś… - urwał na widok jej miny. – Sorry, nie jestem najlepszy w te klocki – dodał usprawiedliwiająco.
- W porządku – mruknęła Joasia.
Wzięła do ręki długopis i pochyliła się nad raportami. Trudno było jej rozmawiać o sercowych problemach, choć bardzo chciała otrzymać jakiekolwiek wsparcie. Seba wrócił do swojego biurka z nieco zakłopotaną miną.
- Może porozmawiasz o tym z Anią? – zaproponował. – Wiesz, ona jakoś bardziej…
- Nie trzeba, jest ok.
- Na pewno? – zapytał Sebastian, przyglądając się przyjaciółce z troską.
- Jasne – zapewniła.
Przez kilka kolejnych dni snuła się po komendzie coraz bardziej przygnębiona. Bardzo chciała porozmawiać o swoich problemach z którymś z przyjaciół, ale wstydziła się poprosić o to wprost, a delikatne próby kończyły się fiaskiem. Ania i Sebastian zrzucali na siebie wzajemnie odpowiedzialność. Żadne nie chciało rozmawiać z Joasią o jej rozstaniu z Mateuszem, bo po wielu latach znajomości dobrze wiedzieli, że zwierzenia w jej wypadku mogą wyglądać dość burzliwie.
W piątek wieczorem, kiedy Aśka i Sebastian powoli zbierali się już do domu, Tomek wpadł do ich biura. Westchnęli zgodnie, bo wizyta asystenta nie mogła wróżyć nic dobrego.
- Macie sprawę – oznajmił, a na widok ich kurtek uśmiechnął się ironicznie. – Widzę, że czytacie mi w myślach.
- Bardzo zabawne – mruknął Seba. – Co to za sprawa?
- Zabójstwo prostytutki, jedziecie na Wiejską.
Komisarze wybiegli z biura. Tego dnia Aśka zachowywała się już inaczej, dzięki czemu między nimi także była luźniejsza atmosfera. Wyglądało na to, że czuje się lepiej, a Sebastian wolał nie dociekać powodu tej zmiany.
Wiejska była jednym z najbardziej znanych miejsc pracy prostytutek. Wąska, słabo oświetlona ulica rozdzielała dwie części lasu. Mimo dość niebezpiecznej okolicy to miejsce cieszyło się powodzeniem wśród prostytutek, a także klientów.
- Zapowiada się długi wieczór – zauważył Seba, ziewając.
- Mi tam się nie spieszy… - mruknęła Joasia.
Sebastian natychmiast pożałował swoich słów. Zerknął na partnerkę ze współczuciem, więc natychmiast się do niego uśmiechnęła.
- Dlaczego właściwie się wyprowadził? – zapytał Sebastian, postanawiając wykorzystać okazję. Za kilka minut i tak mieli dotrzeć na miejsce zbrodni, gdzie rozmowa siłą rzeczy zostanie przerwana.
- Znudziłam mu się – odparła, wzruszając ramionami. Chciała za wszelką cenę pokazać przyjacielowi, że nie robi to na niej żadnego wrażenia.
- Aśka, ja pytam poważnie…
- A ja ci całkiem poważnie odpowiadam. Od lat zdradzał mnie na prawo i lewo, w końcu doszedł do wniosku, że łatwiej mu będzie beze mnie.
- Wiedziałaś… o tych zdradach? – zapytał, zerkając na nią ukradkiem.
- Tak. Regularnie chodził na dziwki, a ja… no wiesz, mam znajomości w tej „branży”. Ale teraz to już bez znaczenia.
- Nie rozumiem, jak mogłaś się na to godzić.
- I co mam ci jeszcze powiedzieć? Że go kocham? Wystarczy? – zdenerwowała się nagle.
Zatrzymał samochód na poboczu, dziękując Bogu, że ma wymówkę do przerwania rozmowy. Aśka pierwsza wysiadła i podążyła w kierunku lekarza sądowego.
- Co mamy? – zapytała, kiedy Seba ją dogonił.
- Kilkanaście ciosów nożem, ktoś działał w amoku. Zginęła jakieś… dwadzieścia godzin temu, czyli koło pierwszej w nocy – referował Adam, pakując swoją torbę.
- Będziemy mieli DNA sprawcy?
- Raczej bym na to nie liczył. Dziewczyna była zaskoczona, nie broniła się.
- No dobra, dzięki.
Sebastian rozejrzał się po okolicy. Kilkanaście metrów dalej stała grupka prostytutek. Rozmawiały o czymś półgłosem wyraźnie zaaferowane i paliły papierosy. Zerkały na komisarzy ze strachem, co sprawiło, że natychmiast zechcieli je przesłuchać.
- Ja z nimi pogadam, a ty idź do techników – zadecydował Sebastian i żwawo ruszył w kierunku prostytutek.
Dobrze wiedział, że trudno będzie czegoś się od nich dowiedzieć. Jedynym powodem, dla którego wciąż pozostawały na miejscu zbrodni była obecność pilnujących je mundurowych.
- No dobra, krótko i na temat – zaczął ostro. – Co widziałyście?
- Nic – odwarknęła jedna z dziewczyn.
- Lola, lepiej nie sprawdzaj mojej cierpliwości. Kto zabił tę dziewczynę?
- Skąd mamy wiedzieć?
- Dobra, szkoda czasu. Jarek – zwrócił się do mundurowego, - zabierz je na komendę.
Prostytutki natychmiast zaczęły gorąco protestować, ale Sebastian nie zwracał na to uwagi. Podszedł do partnerki, która właśnie kończyła rozmawiać z technikami.
- Mamy coś? – zapytał.
- Dziewczyna nazywała się Jolanta Krupek, 24 lata. Mieszkała na Konopnickiej 15/5 – odparła Joasia, chowając do kieszeni notesik.
- Jakieś ślady?
- Zero śladów, zero świadków.
- To trochę dziwne, nie? – zagadnął Sebastian, kiedy chwilę później wsiadali do samochodu. – Z jednej strony ktoś działa w amoku, a z drugiej nie zostawia śladów…
Policjantka wzruszyła tylko ramionami, włączając radio. Jedno było pewne: czekała ich długa noc.
Do rana przesłuchiwali prostytutki, ale zdecydowana większość z nich w ogóle nie chciała z nimi rozmawiać. Reszta odpowiadała ogólnikami albo upierała się, że nic nie wie.
- Może podsumujmy co mamy – mruknął Sebastian, obserwując przed okno biura wschodzące słońce. Oprócz niego i Joasi w pomieszczeniu był także Tomek, który w nocy pomagał im w przesłuchaniach. – Laska była na ulicy od siedmiu lat, czyli odkąd uciekła z domu.
- Rodzice piją, totalna melina – wtrącił się asystent.
- Dziwki… to znaczy dwie, które w ogóle się odezwały… twierdzą, że poprzedniego wieczoru miała dobrze tam znanego klienta. Facet po czterdziestce, w garniaku, z teczuszką. Tyle – podsumowała Aśka, dopijając zimne już resztki kawy. – Potem już jej nie widziały.
- Ale miejsce zbrodni raczej nie wskazuje na tego klienta – zauważył Seba. – Zabrał ją z ulicy po dwudziestej, a zginęła dopiero koło pierwszej.
- Prostytutki twierdzą, że bywał brutalny, nawet bardzo.
- Chyba nie myślisz, że zabawiał się z nią do północy, a potem odwiózł ją z powrotem na Wiejską? – zakpił policjant.
- Co nie zmienia faktu, że i tak musimy go znaleźć. Prawdopodobnie był ostatnią osobą, która widziała ją żywą.
- A póki co spadamy się przespać. Jestem nieprzytomny – ziewnął Sebastian, wstając zza biurka. – Podrzucić cię? – dodał w kierunku partnerki.
Kiwnęła głową i już dwadzieścia minut później przekraczała próg mieszkania. Od razu poczuła się gorzej. Każdy centymetr tego miejsca kojarzył jej się z mężem. Była zbyt ambitna, by przyznać to przed przyjaciółmi, ale kiedy zostawała sama, mogła wreszcie być sobą.
Zrzuciła kurtkę, ściągnęła buty i powolnym ruchem skierowała się do kuchni. Po niemal całej dobie spędzonej na komendzie była wściekle głodna. Wyjęła z chlebaka suchą bułkę i sięgnęła po nóż, ale kiedy zacisnęła dłoń na trzonku, natychmiast straciła apetyt. Nerwowo przygryzła wargę. To właśnie za ten nóż złapała, kiedy Mateusz oświadczył jej, że się wyprowadza. Wpadła w szał i przez jedną, krótką chwilę naprawdę chciała go użyć. Pokręciła z niedowierzaniem głową i szybkim krokiem wyszła z kuchni. Jedno było pewne: musiała poszukać innego mieszkania.

czwartek, 12 maja 2011

246. Epilog

Epilog


Siedem lat później

Pierwszy września, godzina 15.37. Co roku, tego dnia, o tej porze nad białym nagrobkiem stawały trzy osoby. Pierwszą z nich był wysoki brunet w średnim wieku, kiedyś zapewne przystojny, teraz - zmęczony i zrezygnowany nie wyglądał już tak dobrze. Obok niego stał jedenastoletni chłopiec o ciemnych włosach i oczach. Patrzył w przestrzeń niewidzącym wzrokiem. Był smutny, ale nie płakał. Prawą ręką obejmował siostrę - siedmioletnią blondyneczkę o szarozielonych oczach i bladej twarzyczce, łudząco podobną do kobiety ze zdjęcia umieszczonego na pomniku. Ona, dla odmiany, policzki miała mokre od łez.
Chwilę wcześniej złożyli na grobie trzy bukiety: białe frezje od mężczyzny, herbaciane róże od chłopca i malutkie stokrotki od dziewczynki. Zapalili też znicze i pomodlili się. A teraz po prostu stali w milczeniu.
Wszyscy za nią tęsknili, choć każdy w inny sposób. Mężczyzna znał ją najdłużej. Jej śmierć była po części też jego śmiercią. Gdyby nie dzieci, pewnie już by go nie było. Teraz żył tylko dla nich.
Z początku było bardzo ciężko. Kubuś miał cztery lata, a Kamilka zaledwie sześć miesięcy. Musiał zająć się nimi, zastąpić im matkę, zapewnić wszystko, czego potrzebowały. A tak naprawdę chciał tylko usiąść nad grobem swojej żony i płakać. Tylko na to było go stać. Musiał wykrzesać z siebie siłę, o którą nigdy by się nie podejrzewał.
Bardzo pomogli mu przyjaciele. Przez pierwsze tygodnie przejęli całkowicie jego obowiązki, pozwalając mu cierpieć w samotności. Wtedy przychodził tu codziennie, rozmawiał z nią, przepraszał. A kiedy wracał do domu, wyciągał kolejną butelkę alkoholu i pił, wpatrując się w jej zdjęcia lub przytulając do jej ubrań. Z początku, kiedy wyczuwalny był jeszcze zapach kobiety, nawet przynosiło mu to ulgę, choć nie mogło ukoić bólu. Śniła mu się co noc. Czasem płakała, czasem się śmiała, ale za każdym razem była szczęśliwa. Nie chciał się budzić. Wolał zostać z nią, nawet jeśli istniała tylko w jego podświadomości.
Któregoś dnia przyszedł do Ani i Rafała, u których mieszkały jego dzieci. Nie widział ich od śmierci Joasi, nie chciał. Kiedy jednak wziął Kamilę na ręce, kiedy zobaczył, jak bardzo podobna jest do matki, zrozumiał, że ma dla kogo żyć. Wtedy zabrał dzieci do domu i wziął się w garść. Ograniczył wizyty na cmentarzu, choć nadal pojawiał się tam raz w tygodniu. Przynosił świeże kwiaty i zapalał znicz. Często zabierał też dzieci.
Tak mijały lata. Kuba pamiętał matkę jak przez mgłę, a Kamilka nie pamiętała wcale. Jednak Sebastian pielęgnował w nich miłość do Joasi, dbał, by o niej nie zapomniały. Nigdy nie unikał odpowiedzi na pytanie, jak umarła. Zawsze chętnie o niej rozmawiał, choć było to dla niego bardzo bolesne.
Kuba był podobny do Sebastiana, kiedy był w jego wieku. Nie chciał nikogo słuchać, całe dnie spędzał z kolegami, nie uczył się, wagarował. Często wracał do domu posiniaczony, bo konflikty rozwiązywał siłą. Był jednak bardzo dobrym, wrażliwym dzieckiem. Pamiętał tylko jedną jedyną scenę ze swoją matką i często ją przywoływał. Bał się, że i to wspomnienie z czasem gdzieś się zagubi.
Siedział na drewnianej huśtawce w ogrodzie. Mama stała obok i bujała go. Coś mówiła. Śmiała się. A potem wzięła go na ręce, przytuliła i pocałowała.
- Tam mieszka leśna wróżka - mówiła, wskazując na starą jabłoń. - Pokazuje się tylko dzieciom, a można ją zobaczyć, kiedy naprawdę bardzo się tego chce. Posiada moc spełniania życzeń.

Potem wspomnienie rozmywało się.
Kiedy był młodszy, potrafił przesiadywać pod jabłonią godzinami, wypatrując leśnej wróżki. Wierzył, że w końcu do niego przyjdzie, a wtedy spełni jedno jego życzenie. I mama wróci.
Niestety wróżka nigdy się nie pokazała, a chłopiec zaczął tracić nadzieję. Tacie powiedział, że przestał w to wierzyć, ale prawda była taka, że kiedy szczególnie brakowało mu matki, nadal wracał pod jabłonkę i czekał.
Jego siostra była wiernym odbiciem Joasi, zarówno z wyglądu, jak i charakteru. Nie mogła jej pamiętać, ale często bezwiednie ją naśladowała. Bardzo lubiła wypytywać o wszystko, co w jakikolwiek sposób wiązało się z mamą. Sebastian tak często o niej opowiadał, że dziewczynka miała wrażenie, jakby sama była świadkiem wszystkich tych sytuacji. W jej pokoju na honorowym miejscu wisiało zdjęcie mamy, a pod nim laurka namalowana specjalnie dla niej. Przedstawiała całą ich rodzinę, szczęśliwą.
Sebastian postąpił dwa kroki do przodu i strzepnął liście z pomnika. Przyjrzał się znowu fotografii. Joasia była na niej taka jak zawsze - uśmiechnięta. Pamiętał dobrze, w jakich okolicznościach zrobił to zdjęcie. To były ich ostatnie wspólne wakacje.
Pod zdjęciem widniały proste, czarne litery układające się w słowa: Ci, których kochamy, nie umierają nigdy. Bo miłość to nieśmiertelność.
Westchnął i odwrócił się do dzieci.
- Wracajmy - powiedział cicho.
Wziął Kamilę za rączkę i skierował się w stronę wyjścia. Przeszli kilkanaście metrów i obejrzał się. Kuba kładł na grobie matki kopertę. Przykrył ją bukietem róż i dogonił ojca i siostrę.
Msza święta z rana i wizyta na cmentarzu po południu to były jedyne momenty, które tego dnia spędzali razem. Potem dzieci zamykały się w swoich pokojach, a Sebastian szedł do salonu, włączał muzykę, wyciągał wino i myślał. Tak też było tego wieczoru.
Na skraju kanapy położył zdjęcie Joasi. Robił to tak często, jak mógł. Bał się, że z czasem w jego wspomnieniach zatrze się twarz żony. Chciałby zatrzymać te wszystkie chwile spędzone razem, chciałby je zawsze pamiętać.
Tak długo walczył o jej miłość. Tak bardzo był szczęśliwy, gdy wreszcie ją zdobył. Miał żonę i syna - prawdziwą rodzinę, o której zawsze marzył. Arkadia nie trwała długo. Idylliczny obrazek coś wreszcie musiało zniszczyć.
Przywołał w pamięci jeden z długich, zimowych wieczorów, kilka miesięcy po śmierci Joasi.
Ania stała przed kominkiem, wpatrując się w zdjęcie przyjaciółki, a Sebastian siedział na kanapie z twarzą ukrytą w dłoniach.
- Brakuje mi jej - powiedziała cicho dziewczyna. - Bardzo mi jej brakuje.
Seba podniósł na nią wzrok. Po raz pierwszy odważyła się poruszyć bolesny temat. Od śmierci Asi prawie ze sobą nie rozmawiali. Unikali swojego towarzystwa. Byli jej najbliższymi osobami i oboje bardzo za nią tęsknili. Bali się sprawić sobie nawzajem ból.
- To niesprawiedliwe - szepnął Sebastian. - Tyle się w życiu wycierpiała, a na koniec... - głos uwiązł mu w gardle.
- Na koniec była szczęśliwa - powiedziała stanowczo Ania, odwracając się do mężczyzny. - Dałeś jej wszystko, o czym zawsze marzyła.
- Obiecałem, że nie pozwolę jej skrzywdzić. Że ją ochronię. Ale nie ochroniłem.
- Nikt nie wygra ze śmiercią.
Ania ponownie odwróciła się do kominka. Pogładziła palcem ramkę fotografii.
- Bała się? - zapytała cicho.
- Tak. Ale nie chciała tego okazać. Do końca była dzielna - mówił ze łzami w oczach. Wspominanie ostatnich chwil sprzed śmierci Joasi było nie do zniesienia.
Dziewczyna czuła, jak łzy spływają jej po policzkach. Nie potrafiła spokojnie rozmawiać o przyjaciółce. Rany były jeszcze zbyt świeże. I, szczerze mówiąc, wątpiła, by kiedykolwiek miały się zabliźnić.
- Naprawdę cię kochała - szepnęła.
- Wiesz, co mi powiedziała przed śmiercią? - Ania spojrzała na niego pytająco. - Żebym po niej nie płakał i nie tęsknił, bo zawsze będzie przy mnie. Martwiła się tylko o to, jak sobie poradzę bez niej. Tak jakbym to ja cierpiał, nie ona.
- Bo cierpiałeś. Cierpisz - poprawiła się szybko.
- Najpierw myślałem, że wolałbym umrzeć zamiast niej. Wciąż powtarzałem sobie, że chciałbym, żebym to ja był chory. Dopiero kiedy jej zabrakło, zrozumiałem, że się myliłem. Nie mógłbym umrzeć ze świadomością, że zostawiam ją tu samą, że znowu będzie cierpieć. Teraz mam pewność, że jest bezpieczna i już nikt jej nie skrzywdzi.
Ania uśmiechnęła się. Jeszcze nigdy nie słyszała tak pięknej deklaracji miłości.

Westchnął. Nie potrafił opisać słowami, jak bardzo tęsknił za ukochaną. Dałby wszystko, by móc ją przytulić jeszcze choć raz.
- Tatusiu - usłyszał dziecięcy głos od drzwi.
Kamilka stała w piżamce i patrzyła na niego wielkimi oczami. Sebastian otarł łzy, które nie wiedzieć kiedy pojawiły się na jego policzkach.
- Chodź do mnie - powiedział, wyciągając ręce w stronę córki. Dziewczynka podbiegła do niego i wdrapała się na kolana. Natychmiast zauważyła zdjęcie mamy i wzięła je w rączkę.
- Mamusia była piękna - powiedziała.
Sebastian pogłaskał ją po włosach.
- Jesteś do niej bardzo podobna, wiesz?
- Chciałabym być taka jak mama. Wtedy nie musiałbyś płakać.
- Słoneczko, teraz jesteście dla mnie najważniejsi - ty i Kuba. Bardzo cię kocham i nie chcę, żebyś była kimś innym.
- Nawet mamą?
- Nawet.
- Myślisz, że mama też mnie kocha?
- Oczywiście.
- Kuba powiedział, że nas nie chcesz, bo przypominamy ci o mamie.
- To nieprawda - powiedział stanowczo Seba. - Kuba też bardzo tęskni za mamą, dlatego mówi takie rzeczy. Nie wierz we wszystko, co od niego usłyszysz.
Dziewczynka w milczeniu przyglądała się fotografii.
- Będę kiedyś lekarką, wiesz? - powiedziała nagle.
- Tak?
- Tak. I już nigdy żadna mama nie umrze, bo ja wszystkich wyleczę.
Seba uśmiechnął się.
- Ale policjantką też bym chciała być - stwierdziła po chwili namysłu.
- Masz jeszcze trochę czasu, żeby się zdecydować.
- Szkoda, że mamy nie ma z nami - westchnęła dziewczynka.
- Ja też żałuję, kochanie.
- Tęsknisz za nią?
- Bardzo. Ale mama cały czas jest gdzieś tu. Słyszy nas, obserwuje. I na pewno jest z was bardzo dumna.
- Z Kuby też?
- Oczywiście.
- Ale przecież Kuba jest niegrzeczny.
- Każdy jest czasem niegrzeczny.
Dziewczynka ziewnęła.
- Położysz się, skarbie? Zaraz do ciebie przyjdę.
- Yhy.
Kamilka pobiegła do swojego pokoju, a Sebastian poszedł do syna. Zapukał.
- Proszę.
Wszedł do środka. Kuba leżał na łóżku i słuchał muzyki. Pokój był udekorowany policyjnymi gadżetami. Chłopiec marzył, by pójść w ślady rodziców. Seba usiadł obok syna.
- Mam coś dla ciebie - powiedział, podając mu nieduży przedmiot.
Chłopiec wziął go w ręce i ze zdumieniem stwierdził, że to odznaka. Otworzył ją. Jego oczom ukazało się zdjęcie Joasi.
- Odznaka mamy - szepnął.
- Była dla niej bardzo ważna - powiedział Sebastian. - Nie rozstawała się z nią. Odkąd umarła, cały czas nosiłem ją przy sobie. To tak jakbym miał jakąś jej część. Na pewno chciałaby, żebyś ją dostał.
- Dziękuję - powiedział, patrząc na odznakę jak na największy skarb.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu.
- Tato - odezwał się chłopiec cicho, - czy policjant też czasem płacze?
- No pewnie.
- Nawet ty?
- Nawet ja.
- To dobrze. Bo ja też czasem płaczę. Jak myślę o mamie - zwiesił głowę. - Napisałem do niej list - dodał po chwili. - Chciałem jej powiedzieć tyle rzeczy, a nie wiedziałem jak.
- A powiesz mi, co napisałeś w tym liście?
- O tobie, o Kamili, o kolegach i szkole. Różne rzeczy. Tylko jednego nie napisałem...
- Czego?
- Że ją kocham i bardzo tęsknię.
- Nie musiałeś. Mama to wie.
Do pokoju wbiegła niespodziewanie Kamilka i wskoczyła na łóżko pomiędzy ojcem i bratem.
- Miałeś do mnie przyjść - powiedziała z wyrzutem do Sebastiana.
- Właśnie miałem iść.
- Kuba - mruknęła dziewczynka, ziewając, - pójdziemy jutro pod jabłonkę?
Chłopak rzucił ojcu wystraszone spojrzenie, ale Seba tylko się uśmiechnął. Cieszył się, że dzieci mają coś, w co mogą wierzyć. Że wyobraźnia daje im jakąś furtkę. Nadzieję, której mogą się trzymać.
- Ja też mogę iść? - zapytał.
- Nie. Bo wróżka przychodzi tylko do dzieci - oznajmiła Kamilka stanowczo. - Ale nie martw się, zawołamy cię, jak już mama wróci.
- To dobrze - powiedział, głaszcząc córkę po jasnych włosach.
- A jak nie wróci? - mruknął Kuba.
- Wróci - stwierdziła dziewczynka z przekonaniem. - Przecież nas kocha, prawda?
Sebastian przytulił do siebie dzieci.
Godzinę później już spały, a on błąkał się po domu, szukając ukojenia. W końcu podszedł do zdjęcia żony, stojącego na kominku. Wziął ramkę w dłonie i przyjrzał się ukochanej.
- I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci - szepnął. - Kłamałem. Śmierć niczego nie zmienia. Kocham cię, Asiu. Wcale nie mniej niż w dniu, kiedy składaliśmy tę przysięgę.
Okno otworzyło się nagle i owiał go chłodny wiatr. Uśmiechnął się. Dotrzymała słowa. Nadal była przy nim.

- Dlaczego to zrobił? Dlaczego nas zostawił? Przecież go potrzebujemy!
- Może mama potrzebowała go bardziej.
- Powinien być tu przy nas!
- Był z nami dziewiętnaście lat, bez mamy. Cierpiał, tęsknił. Teraz już czas, żeby był szczęśliwy.
- Nie chcę...
- Tata zawsze robił wszystko dla innych. Teraz my zróbmy coś dla niego. Wybaczmy mu.
- Ale ja chciałabym, żeby tu był...
- Ja też.

- Dlaczego to zrobił? Dlaczego tak nagle?
- Kamila i Kuba dorośli, już nie musi się nimi opiekować.
- Ale jak on mógł zrobić im coś takiego...
- Naprawdę go nie rozumiesz?
- Rozumiem, ale...
- Zrobił wszystko, co mógł. Na tym świecie już nic go nie trzymało.
- Dzieci...
- Dzieci dadzą sobie radę. Mają nas. I Sebastian o tym wiedział.
- Nadal nie mogę w to uwierzyć...
- Są już szczęśliwi, znowu razem. Cieszmy się z nimi, tak jak wtedy, gdy przysięgali sobie miłość. Aż po grób.
- Aż po grób.

środa, 11 maja 2011

245.

Obudziła się nagle. Czuła dziwny niepokój. Uniosła nieco głowę, żeby upewnić się, że Sebastian wciąż jest obok niej. Siedział na krześle i patrzył zamyślony w okno. Dopiero po chwili zauważył, że już nie śpi. Uśmiechnął się. Ale nie tak jak kiedyś - radośnie, uwodzicielsko. Teraz patrzył na nią ze strachem i jeszcze czymś, czego nie potrafiła nazwać. Czyżby to była tęsknota?
- Jak się czujesz? - zapytał cicho.
- Gorzej - przyznała.
- Pójdę po lekarza.
Już chciał wstać, ale kobieta powstrzymała go.
- Nie idź.
- Ale może trzeba zwiększyć dawkę tych środków przeciwbólowych... - zaczął.
- To już niepotrzebne - szepnęła.
Patrzyła mu w oczy. Sebastian natychmiast zrozumiał. Zerwał się z krzesła.
- Pójdę po Tomka – powtórzył. - On ci pomoże. Zaraz podłączy następną kroplówkę, zrobi zastrzyk… - mówił jak w transie.
Był już przy drzwiach, kiedy coś kazało mu się odwrócić. Asia nadal patrzyła na niego spokojnie. zwiesił głowę i wrócił do niej.
- Nie przedłużajmy tego - poprosiła.
Usiadł na skraju łóżka i wziął jej dłoń w swoje. Ogarnęło go przerażenie. Nie mógł wykrztusić słowa.
- Powiedz coś - szepnęła.
- Nie wiem co – przyznał.
- Przepraszam... Nie chcę cię zostawiać...
- Tak bardzo cię kocham - powiedział, dotykając delikatnie jej policzka. - Nie mogę cię stracić.
- Przepraszam - powtórzyła.
Przez chwilę milczeli. Sebastian szukał rozpaczliwie słów, którymi mógłby wyrazić targające nim uczucia. Asia dla odmiany była bardzo spokojna.
- Przytul mnie - poprosiła cicho.
Położył się ostrożnie obok niej i objął ramieniem. Dziewczyna wtuliła się w ukochanego mimo bólu i zamknęła oczy.
- Chyba nie ma takich słów, którymi mogłabym teraz coś naprawić - szepnęła. - Wiele razy wyobrażałam sobie ten moment. Wymyśliłam dokładnie, co ci powiem. Tylko że teraz jakoś nic z tego nie pamiętam...
- Skarbie... - wydusił w końcu Sebastian.
- Nie powinnam cię o to prosić, ale…
- Tak?
- Chciałabym, żebyś został przy mnie do końca - szepnęła, patrząc mu w oczy. - Nie chcę być sama.
- Zostanę - obiecał.
Nastąpiła kolejna chwila milczenia, podczas której Asia mogła skupić się na bólu. Jęknęła cicho.
- Mogę ci jakoś pomóc? - szepnął mężczyzna troskliwie.
- Tak jest dobrze - zapewniła. - Ale musisz mi coś obiecać.
- Co takiego? - zapytał przez łzy.
- Że nie będziesz po mnie płakał. Że się nie załamiesz. Znajdziesz żonę, która będzie też wspaniałą matką dla naszych dzieci. I będziesz z nią bardzo szczęśliwy.
- Nie obiecam ci tego – powiedział cicho. - Jedyne, co mogę obiecać, to że zajmę się dziećmi najlepiej, jak potrafię.
- Wiem o tym - szepnęła. - Ale chcę, żebyś był szczęśliwy...
- Jestem. Pokochała mnie najcudowniejsza kobieta na świecie. I spędziłem z nią wiele pięknych chwil. Muszą mi wystarczyć na kolejne lata.
- Zasługujesz na coś więcej. - Wreszcie łzy popłynęły po jej policzkach. - Przysporzyłam ci tyle cierpienia...
- I tyle szczęścia - uśmiechnął się dzielnie i pocałował ją delikatnie w skroń.
- Chcę, żebyś znalazł miłość...
- Znalazłem. Asiu, zawsze będę cię kochać. Zawsze, rozumiesz?
- Ja też - wyszeptała, szlochając. - Nie opuszczam cię. Będę przy tobie.
- To dobrze - ponownie się uśmiechnął.
Czuł, że łzy zaczynają z nim wygrywać, ale walczył z nimi dzielnie. Nie chciał się przy niej rozpłakać. Obiecał sobie, że będzie dla niej wsparciem.
- Boisz się? – zapytał cicho.
- Tak - przyznała. - Do tej pory... cokolwiek się nie działo... zawsze przez wszystko przechodziłeś ze mną. Tym razem już tak nie będzie.
- Będzie. Asiu, my zawsze będziemy razem. Nic nas nie rozdzieli, rozumiesz?
- Więc będziesz przy mnie?
- Nie zostawię cię nawet na moment. Będziesz czuła moją obecność.
Dziewczyna wtuliła w niego twarz, mocząc mu łzami koszulę. Głaskał ją delikatnie po włosach, czując, jak jej oddech staje się coraz płytszy.
- Pocałuj mnie ostatni raz - poprosiła.
Pochylił się nad nią, z wielką delikatnością ujmując jej twarz w dłonie. Zamknęła oczy. Poczuła jego wargi na swoich. Całował ją czule, ale ona nie miała już siły mu odpowiadać. Z każdą sekundą była słabsza, ale też spokojniejsza.
W tej chwili zapomniał o wszystkim. Było niemal tak jak kiedyś, przed laty. Liczyła się tylko ich miłość. I nagle poczuł, że utracił coś bezpowrotnie.
- Nie zostawię - powtórzył, czując, że strumienie łez odzyskują wolność.
Objął ją i przytulił mocno, najmocniej jak umiał. Wtulił twarz w jej włosy i zamknął oczy.
Pierwszy września, godzina 15.37 - jej serce ucichło na zawsze.

- Ty nie żyjesz, ty wegetujesz! - mówiła natarczywym głosem. - Ona by tego nie chciała!
- Nie wiesz, czego by chciała.
- Pomyśl o dzieciach. Sebastian, nie bądź egoistą!
- Gdybym był egoistą, już dawno dołączyłbym do Asi.
- Co to znaczy?!
- To znaczy, że nie marzę o niczym innym, jak tylko by znowu z nią być.

- Stary, weź się w garść. Minął rok, jak długo jeszcze?
- Tak długo, jak długo będą potrzebować mnie dzieci.
- Nie mów tak. Aśka by nie chciała...
- Wszyscy powtarzacie, czego nie chciałaby Aśka. Ale to ja znałem ją najlepiej. I wiem, że też za nią tęskni.
- Ona umarła, zrozum.
- Ale nie umarła moja miłość. I nigdy nie umrze.

- Tatusiu, dlaczego leśna wróżka nie chce do mnie przyjść?
- Może ma jakiś inny plan.
- Ale mama mówiła, że ona spełni moje życzenie...
- A jak to życzenie brzmi?
- Żeby mamusia już wróciła...
- Mamusia nie musi wracać, synku, bo ona tu cały czas jest. Zamknij oczka i pomyśl o mamie. Widzisz, jak się do ciebie uśmiecha?
- To mama! Kocham cię, mamo!

- Przepraszam cię, Asiu. Chciałaś, żebym ułożył sobie życie, ale ja nie potrafię. Ty jesteś moim życiem. Bez ciebie nie ma już nic.

- Przepraszam, Skarbie. Wiem, że jesteś tu obok, ale to za mało. To mi nie wystarcza. Już nie mogę udawać, że jest dobrze. Ze daję radę. Nie daję.

- Przepraszam, Asieńko. Miałem być dzielny. Miałem zająć się dziećmi. Zastąpić im ciebie. Pomóc. Ale to ja potrzebuję pomocy. Twojej. Bez ciebie nie ma i mnie.

- Przepraszam, Kochanie. Obiecałem, że cię ochronię, ale nie ochroniłem. Nie potrafiłem. Pozwoliłem, by śmierć mi cię odebrała. Niech weźmie i mnie...


- Przepraszam. Przepraszam...

- Dlaczego jestem tu sam? Dlaczego nie ma cię obok mnie? Przecież kocham cię. A ty kochasz mnie. Gdzie więc popełniłem błąd? Proszę, powiedz, jak go naprawić.

- Kochała cię.
- Kocha.
- Tak, kocha.
- Spieprzyłem to. Mogłem powiedzieć jej wcześniej. Wiele lat wcześniej.
- Chyba nie żałujesz tych lat?
- Nie, nie żałuję. Takiej przyjaźni nikt nigdy nie zaznał. Ale może... może potrafiłbym zapobiec temu wszystkiemu, co ją spotkało. Może nie cierpiałaby tak bardzo.
- Widocznie tak miało być.

- Chciałbym zobaczyć ją jeszcze choć raz. Usłyszeć, że już jest dobrze. Że jest szczęśliwa. Że się nie boi.
- Jest w niebie, a tam każdy jest szczęśliwy.
- Ona nie jest. Mówiła, że beze mnie nie będzie. Że to niemożliwe.
- Ale jest spokojna, bezpieczna, nie musi już niczym się martwić. A przecież kiedyś się jeszcze spotkacie. I będziecie szczęśliwi już na zawsze.
- Na zawsze.

wtorek, 10 maja 2011

244.

- Spakowałaś się? – zapytał spokojnie.
Skinęła głową i wskazała torbę stojącą w rogu pomieszczenia. Sebastian wziął ją i bez słowa wyszedł z sypialni. Aśka stała jeszcze przez moment, potem rzuciła okiem na broń i zeszła za nim.
- Jesteś gotowa? – zagadnął, bo kręciła się po salonie bez celu.
- Tak, chyba tak… Pójdę jeszcze… do Kamilki.
Prawie pobiegła na gorę, chcąc ukryć przed Sebastianem łzy. Wiedziała, że przed nią najtrudniejszy moment: pożegnanie z dziećmi. Wślizgnęła się do pokoiku córki i podeszła do jej łóżeczka. Dziewczynka spała spokojnie, przytulona do pluszowego misia. Joasia delikatnie wzięła ją na ręce.
- Tak bardzo się cieszę, że jesteś już zdrowa – szepnęła cicho, by nie obudzić córki. – Szkoda tylko, że nie będziesz mnie nawet pamiętać… Ale to nic, masz najwspanialszego tatusia pod słońcem, on o ciebie zadba. Kocham cię, skarbeńku.
Pocałowała dziewczynkę delikatnie i odłożyła do kołyski. Wyszła z pokoju, nie oglądając się już. Było jej już wystarczająco ciężko i bała się, że jeśli będzie dłużej myśleć o dzieciach, znowu zacznie odwlekać wyjazd do szpitala.
- Możemy jechać – oznajmiła, zastawszy na dole Sebastiana w towarzystwie Ani.
- Gdzie? – zapytał Kubuś, zbiegając za mamą po schodach.
Joasia odwróciła się, ukucnęła i wzięła synka za rączki.
- Muszę jechać do lekarza, skarbie – powiedziała łagodnie.
- Jesteś chora? – zapytał chłopiec rezolutnie.
- Tak i dlatego przez jakiś czas się nie zobaczymy.
- Jadę z tobą.
Kobieta spojrzała bezradnie na męża, ale on także nie bardzo wiedział co zrobić. Sytuację postanowiła ratować Ania.
- A może lepiej będzie jak zostaniesz ze mną i razem narysujemy coś dla mamy? – zaproponowała, biorąc Kubusia za rękę. – Wtedy na pewno będzie się lepiej czuła.
- Ale jutro pojadę do mamy?
- Jak narysujemy śliczną laurkę – obiecała Ania, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że następnego dnia nie będzie już tak łatwo udobruchać chłopca.
Aśka przytuliła synka mocno, szepcząc mu do ucha, że bardzo go kocha. Wypuściła go jednak szybko z objęć i wyszła przed dom, ukrywając przed dzieckiem zapłakaną twarz.
Tego wieczoru jednak wygoniła Sebastiana do domu. Nie chciała, by z nią został, marzyła tylko o chwili spokoju. W samotności mogła skupić się na bólu i po prostu popłakać. Następnego dnia Sebastian pojawił się u niej z samego rana.
- Posłuchaj – powiedziała, ledwie się przywitali, - musisz normalnie pracować i zajmować się dziećmi, rozumiesz? Lepiej będzie, jeśli… jeśli zaczniesz się przyzwyczajać, że mnie nie ma.
- Nie mam zamiaru – odparł stanowczo. – Będę spędzał z tobą tyle czasu, ile tylko się da.
Dotrzymał słowa. On i Ania nie pozwalali jej zostać samej ani na chwilę. Przez pierwszych kilka dni, kiedy Aśka mogła jeszcze wstawać, chodzili z nią na spacery po ogrodzie albo przynajmniej towarzyszyli w długich wędrówkach po korytarzu, potem po prostu zmieniali się przy jej łóżku. Nikt nie mówił tego na głos, ale stan Joasi pogarszał się z dnia na dzień.
- … i wczoraj po raz pierwszy usiadła – kontynuowała Ania na początku sierpnia. – Co prawda tylko na chwilkę, ale widać, że szybko się rozwija.
Aśka uśmiechnęła się. Uwielbiała słuchać o dzieciach. Bardzo za nimi tęskniła, a opowieści Ani i Sebastiana sprawiały, że miała wrażenie, jakby wciąż uczestniczyła w ich życiu.
- W życiu bym nie pomyślała, że była taka chorowita po urodzeniu – zakończyła Ania z uśmiechem.
- Wiesz… - mruknęła Joasia, - nigdy nikomu tego nie mówiłam, ale kiedy Kamilka miała operację, byłam w kapliczce, modliłam się. Prosiłam wtedy Boga, żeby zabrał mnie do siebie, ale uratował ją.
Ania popatrzyła na przyjaciółkę ze współczuciem.
- Asiu…
- Nie żałuję, ani trochę – dodała kobieta stanowczo. – Zrobiłabym wszystko, żeby ją ratować. Tylko… nie mów Sebastianowi – poprosiła. – Boję się, że mógłby… wiesz, obwiniać ją.
- Nie powiem – obiecała Ania.
W międzyczasie Sebastian rozmawiał z Tomkiem. Był przerażony tym, co działo się z Joasią. Starała się nie okazywać, jak bardzo cierpi, ale spędzali ze sobą tyle czasu, że zwyczajnie nie była w stanie ukryć tego przed mężem.
- Naprawdę nie da się jej pomóc? – pytał po raz kolejny przyjaciela. – Przecież jesteś lekarzem…
- Przykro mi – westchnął Tomek. – Ból nowotworowy jest bardzo specyficzny i w pewnym stadium…
- Ale o czym ty w ogóle do mnie mówisz?! – zdenerwował się Seba. Zerwał się z krzesła i zaczął nerwowo przechadzać się po pomieszczeniu. – Jeśli nie możesz jej pomóc, to skróć jej cierpienia!
Dopiero po chwili zrozumiał, co powiedział na głos. Opadł z powrotem na krzesło i ukrył twarz w dłoniach.
- Nie wytrzymam tego dłużej – powiedział zrozpaczonym głosem. – Nie mogę już na to patrzeć. To straszne, ale wolałbym… wolałbym, żeby już umarła.
Wcześniej był pewien, że dałby wszystko za każdą godzinę jej życia, ale po dwóch tygodniach w szpitalu wiedział już, jak bardzo się mylił. A najgorsze było to, że nawet nie przypuszczał, co jeszcze ich czeka.
Mimo wciąż wzmagającego się bólu i ogólnego osłabienia, Aśka wciąż żyła. Sierpień mijał, a ona już nawet nie siadała. Teraz całe dnie spędzała, leżąc w łóżku i wsłuchując się w słowa męża. Sebastian prawie od niej nie odchodził, zmieniany przez Anię tylko po to, by mógł się przebrać czy chwilę zdrzemnąć. Był to z całą pewnością najtrudniejszy okres w ich życiu. Aśka wiele razy była bliska poproszenia męża, by pomógł jej odejść, ale ostatecznie nigdy się na to nie zdecydowała. Bała się, że po jej śmierci mógłby nie poradzić sobie z wyrzutami sumienia.
- Nie musisz ciągle przy mnie siedzieć – mruknęła, obserwując męża z uwagą.
- Ale chcę – odparł Sebastian niemal automatycznie.
Przeniósł wzrok na Joasię i uśmiechnął się. Powolnym, delikatnym ruchem odgarnął jej z twarzy włosy i poprawił kołdrę.
- Potrzeba ci czegoś? – zapytał.
- Mógłbyś mi podać wody…
Natychmiast spełnił jej prośbę. Serce mu pękało, kiedy patrzył na grymas bólu na jej twarzy.
- Sebastian, nie musisz udawać, nie przede mną – powiedziała po chwili Joasia. – Przecież wiem, że jesteś tym wszystkim zmęczony.
Mężczyzna westchnął cicho. Miała całkowitą rację i jakoś trudno było mu zaprzeczyć.
- Nie chcę stracić ani chwili – mruknął z westchnieniem. – Chcę napatrzeć się na ciebie na zapas.
- Co zrobisz, jak umrę? – zapytała, nim zdążyła ugryźć się w język. – Przepraszam… - dodała.
- Będę bardzo, bardzo tęsknić – odparł Sebastian. – I na razie wiem tylko tyle.
- Chciałabym mieć jeszcze jeden normalny dzień – wyszeptała zamyślona. – Pójść na spacer z dziećmi, pobawić się z psami, a potem… położyć się obok ciebie – uśmiechnęła się znacząco.
W normalnych okolicznościach pewnie by się zaczerwieniła, ale teraz tylko speszona spuściła wzrok. Sebastian uśmiechnął się.
- Ostatni punkt możemy przenegocjować – mruknął.
Delikatnie położył się na brzeżku łóżka i przytulił do Joasi. Kobieta westchnęła ciężko i przymknęła oczy. Nawet nie wiedziała, kiedy zasnęła.

poniedziałek, 9 maja 2011

243.

- Tyle lat się znamy. To takie... nierealne.
- Wiem - odparła Asia. - Nigdy już nie wrócą te wieczory nad aktami, poranne kawki, przesłuchania... To dziwne, ale teraz tęsknię za wszystkim, nawet za tym, czego nie lubiłam.
- Bez ciebie nic nie będzie takie samo.
- Szkoda, że nie mogę teraz pracować. Ale z drugiej strony chciałabym spędzić jak najwięcej czasu z rodziną. Wiesz, w nocy często leżę bardzo długo, kiedy Sebastian już śpi. Lubię na niego patrzeć. Mam wrażenie, że kiedy śpię, tracę cenny czas.
Ania nie odpowiedziała. Zwiesiła głowę, wbijając wzrok w chodnik. Nie chciała płakać przy Joasi, ale czuła, że to silniejsze od niej. Aśka objęła ją delikatnie i uśmiechnęła się krzepiąco.
- Nie płacz, Aniu. Jakoś to będzie.
Dziewczyna spojrzała na przyjaciółkę z niedowierzaniem.
- To ja cię powinnam pocieszać.
- Nieprawda. Wy macie dużo gorzej. Ja umrę i po wszystkim, a dla was to dopiero początek.
- Sebastian mnie zabije, jak się dowie, że...
- Że rozmawiałaś ze mną na poważne tematy? - Asia uśmiechnęła się pobłażliwie. - Z nim też dzisiaj pogadam. Nie da się dłużej udawać, że nic się nie dzieje.
Ania pokiwała głową. Dziewczyna bez wątpienia miała rację.
- Wracajmy - powiedziała Aśka po chwili.
Wieczorem Sebastian siedział w pokoju Kuby i opowiadał mu bajkę. Asia w międzyczasie leżała w wannie. Ciepłą wodą próbowała ukoić męczący ją ból. Zdawała sobie sprawę, że długo już nie da rady mieszkać w domu. Przeprowadzka do szpitala stawała się faktem.
Usłyszała ciche pukanie do drzwi łazienki.
- Wejdź.
Sebastian wślizgnął się do środka i usiadł na brzegu wanny.
- Dzieciaki już śpią - powiedział.
Włożył rękę do wody i zaczął delikatnie głaskać jej udo. Dziewczyna uśmiechnęła się i przymknęła oczy. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Sebastian, widząc jej zadowolenie, skierował dłonie nieco wyżej.
Roześmiała się, kiedy pieszczoty zmieniły się w łaskotki. Usiadła, sięgając jego ust i skradła mu pocałunek.
- Będzie mi tego brakować - powiedziała.
Twarz Sebastiana zmieniła się diametralnie. Dziewczyna poczuła palące wyrzuty sumienia.
- Przepraszam.
Pogłaskał ją po policzku i pocałował, ale już bez zaangażowania.
- Woda robi się chłodna - szepnął.
- Już wychodzę.
Podał jej ręcznik i opuścił łazienkę. Wyszła niechętnie z wanny. Była na siebie zła. Ostatnio tak rzadko zdarzały mu się chwile zapomnienia...
Wślizgnęła się cicho do sypialni. Sebastian siedział ze zwieszoną głową, tyłem do drzwi. Uklękła na łóżku i przytuliła się do jego pleców.
- Wiesz, że to nie ma sensu - szepnęła mu nad uchem. - Nie możemy dłużej udawać, że nic się nie dzieje.
Odwrócił się i objął ją. Spojrzała mu w oczy, uśmiechając się nieśmiało.
- Nie miej mi tego za złe - powiedział w końcu. - Po prostu chciałbym, żebyś nie musiała myśleć o tym wszystkim.
- Nie da się przeczekać, wiesz to tak samo dobrze jak ja. Poza tym... Nie chciałam ci nic mówić, ale czuję się coraz gorzej i już niedługo będę musiała zdecydować się na szpital.
Widziała, ile bólu sprawiała mu każdym słowem. Nie mogła jednak dłużej go oszukiwać.
- Może już powinnaś? - odezwał się po chwili. - Jeśli bardzo cię boli... Najważniejsze, żebyś jak najmniej cierpiała.
- Chcę być w domu tak długo, jak tylko dam radę.
Pokiwał głową zamyślony. Joasia ułożyła się wygodnie z głową na jego kolanach. Z tej pozycji mogła swobodnie obserwować jego twarz i jednocześnie bawić się rzemykiem przewiązanym na nadgarstku.
- Mam do ciebie ostatnią prośbę – powiedziała po chwili milczenia. Zauważyła, że przez jego twarz przemknął cień, ale dla dobra sprawy postanowiła to zignorować. – Wiem, że zrobisz dla mnie wszystko, ale zależy mi na tym, żebyś ją spełnił, tylko jeśli sam także tego chcesz.
- O co chodzi? – zapytał Seba spokojnie, odgarniając jej z twarzy jasne kosmki.
- Widzisz… ja już prawie nie pamiętam, jak to jest, kiedy jesteśmy naprawdę blisko. Najpierw ciąża, potem poród, połóg i dalej… sam wiesz – zakończyła kulawo. – Chciałabym jeszcze raz poczuć się tak cudownie.
Sebastian milczał, rozważając słowa ukochanej. Bezwiednie bawił się jej włosami. W pierwszej chwili przeszło mu przez myśl, że już nie mógłby się z nią kochać, ale zaraz potem poczuł coś zupełnie odwrotnego. Joasia zaskoczona stwierdziła, że na jego twarzy pojawia się łobuzerski uśmiech.
Poczuła jego dłonie pod bluzką i zadrżała, przymykając oczy. Marzyła o tym, ale do tej pory wstydziła się powiedzieć to na głos. Nie przypuszczała, że Sebastian tak chętnie spełni jej prośbę, tymczasem dawno już nie widziała u niego takiej namiętności. Kilkoma zwinnymi ruchami ściągnęła z siebie ubrania i wślizgnęła się pod ukochanego, przyjmując swoją ulubioną pozycję. Poczuła, że wsuwa dłoń między jej uda, cały czas całując szyję i w jednej chwili zapomniała o całym świecie.
Był to ostatni raz, kiedy pozwolili sobie na taką zażyłość. Joasia z góry o tym wiedziała, ale nie przeszkodziło jej to czerpać z bliskości ukochanego taką samą przyjemność jak wcześniej.
Od tej chwili jej samopoczucie zdawało się pogarszać z każdą godziną. Kilka dni później, kiedy Sebastian wyszedł do pracy, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i tak przygotowaną do szpitala torbę postawiła w rogu sypialni. Potem poszła do pokoju Kubusia.
Chłopiec bawił się samochodzikami, urządzając sobie na dywanie wyścigi. Aśka przyłączyła się do niego, przysiadając na podłodze obok.
- Ten zielony jest najlepszy – mówił Kuba, pokazując matce swoje ulubione autko. – Tata powiedział, że kupi mi taki większy, na pilota – chwalił się podekscytowany.
- Na pewno dotrzyma obietnicy – uśmiechnęła się kobieta. – Chodź do mnie, kochanie.
Objęła go delikatnie w pasie i posadziła sobie na kolanach. Chłopiec obracał w rękach pluszowego węża, który po odpowiednim ustawieniu wygrywał dobrze znaną melodię.
- Kuba, powiedz mi, kochasz mamę? – zapytała Joasia, trzymając dziecko w objęciach.
- Kocham – odparł, nie patrząc jednak na kobietę.
- Spójrz na mnie, skarbie – poprosiła łagodnie. Chwilę to trwało, ale w końcu chłopiec porzucił zabawkę i odwrócił się do matki. – Mamusia też bardzo cię kocha – zapewniła, czując, jak łzy utrudniają jej normalnie mówienie.
- I tata?
- Tak, tata też – powiedziała z uśmiechem kobieta. – Wiesz, kochanie, kiedy jedna osoba bardzo mocno kocha drugą… - zawahała się, szukając odpowiednich słów. – Czasem ludzie muszą na jakiś czas się rozstać, ale jeśli są sobie bardzo bliscy, nawet nie zauważają tego rozstania.
Chłopczyk przekrzywił główkę, słuchając matki. Joasia zauważyła, że jej wyjaśnienia brzmią dla niego abstrakcyjnie.
- Jeśli kiedyś nie będę mogła być przy tobie – kontynuowała, - pamiętaj, że jesteś dla mnie najważniejszy, rozumiesz? Nawet jeśli nie będziesz mnie widział, ja zawsze będę obecna tutaj.
Położyła dłoń na serduszku synka. Kubuś patrzył na nią, myśląc nad czymś intensywnie.
- Jak pójdę do przedszkola też? – zapytał w końcu.
Aśka roześmiała się mimowolnie. Chłopiec po wakacjach miał wreszcie pójść do przedszkola i najwyraźniej bardzo się tego bał.
- Też – odparła i pocałowała go w główkę.
Przez szczerą rozmowę z synkiem chciała uśpić wyrzuty sumienia. Nie chciała go zostawiać, a było to jeszcze trudniejsze, bo wiedziała, że będzie za nią tęsknić. To co od niego usłyszała uświadomiło jej, że nieco się przeliczyła. Kuba był jeszcze zbyt mały, żeby zrozumieć, że musi pożegnać się z matką na zawsze. Chciała w jakiś sposób mu to wytłumaczyć, ale teraz już wiedziała, że to niemożliwe. Szczerze współczuła Sebastianowi, który już niedługo miał być zmuszony do zmierzenia się z tym problemem.
Zostawiła chłopca z zabawkami i wróciła do sypialni. Postanowiła wreszcie zadzwonić do Tomka, przyjaciela Sebastiana. Ustalili, że to w jego lecznicy spędzi swoje ostatnie chwile. Tam miała czuć się pewniej i mieć lepszą opiekę, a przede wszystkim wiedziała, że nikt nie będzie ograniczał jej kontaktów z mężem, bo w publicznym szpitalu różnie z tym bywało.
Tego dnia Sebastian wcześniej wrócił z pracy, zupełnie jakby przeczuwał, co się święci. Joasia jak gdyby nigdy nic podała obiad, który zjedli we trójkę. Potem Kuba chciał koniecznie zagrać z ojcem w piłkę. Aśka co prawda miała inne plany, ale propozycję syna przyjęła z ulgą. Usiadła na ogrodowej huśtawce i obserwowała swoją rodzinę. W końcu, kiedy obaj mieli dość, Kubuś pobiegł bawić się w piasku, a Sebastian przysiadł obok żony.
- Rozmawiałam z Tomkiem – powiedziała, patrząc na drzewa ponad ogrodzeniem. – Zgodził się, żebym dzisiaj przyjechała.
- Dzisiaj? – zapytał Sebastian z niedowierzaniem.
- Nie wytrzymam tego dłużej – mruknęła wymijająco. Nie chciała powiedzieć wprost, że bardzo cierpi, ale z drugiej strony zależało jej na tym, by Sebastian zrozumiał. – Przepraszam, ale już naprawdę nie mogę.
Mężczyzna objął ją ramieniem i przytulił. Przez moment chciał bez względu na wszystko namawiać ją, by została w domu. Wiedział, że w szpitalu lekarze pomogą jej zmniejszyć ból, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że już nigdy więcej nie wróci ich wspólne życie.
- Próbowałam rozmawiać z Kubą – szepnęła, z trudem powstrzymując łzy, - ale on jest jeszcze taki mały… Nie wiem, jak mu wyjaśnić, że więcej się nie zobaczymy.
- Zobaczycie się, będę przyprowadzać dzieciaki do szpitala – obiecał Seba.
- Nie, nie chcę. Kamila jest za mała, żeby przebywać w takich miejscach, a Kuba… wolę, żeby zapamiętał mnie taką. Dzisiaj się z nimi pożegnam.
Pokiwał głową. Jeszcze przez chwilę siedzieli w milczeniu, aż w końcu Joasia przerwała ciszę.
- Odwieziesz mnie? – zapytała.
- Oczywiście. I zostanę z tobą. Poproszę Anię, żeby zajęła się dziećmi.
Po tych słowach wstał i skierował się do domu po telefon. Aśka z trudem zmusiła się do podążenia za mężem. Poszła prosto do sypialni, gdzie przebrała się w swoje ulubione dżinsy, a potem stanęła na środku pomieszczenia i rozglądała się po nim bezradnie. Jej wzrok padł na broń Sebastiana, którą zostawił na komodzie. Przez krótką chwilę chciała poddać się impulsowi i zakończyć swoje cierpienia. Zbliżyła się powoli w jej kierunki, ale kiedy po nią sięgała, do sypialni wszedł Sebastian. Odwróciła się gwałtownie z miną winowajcy. Wiedziała, że mąż bezbłędnie odczytał jej intencje.

niedziela, 8 maja 2011

242.

- Połóż się – powiedział, głaszcząc ją delikatnie i jednocześnie odgarniając włosy z czoła. – Zaraz zrobię ci kolację.
- Muszę nakarmić małą...
- Przyniosę ją – zaoferował się szybko.
Z tkliwością obserwowała, jak układa poduszki jedną na drugiej, by mogła oprzeć się o nie w pozycji półleżącej. Nie broniła się przed jego opiekuńczością. Była do niej tak przyzwyczajona, że postrzegała ją jako coś zupełnie naturalnego.
Dopilnował, żeby się położyła i przykrył ją cienką kołdrą.
- Zaraz przyniosę Kamilkę – powiedział, całując dziewczynę czule.
Faktycznie po chwili wrócił z niemowlakiem na rękach. Podał go Joasi i usiadł obok niej. Z fascynacją obserwował, jak przystawia małą do piersi. Widział to już setki razy, ale nadal sprawiało mu to olbrzymią przyjemność. Zawsze starali się spędzać tę chwilę razem. Minęła pełna minuta nim zdał sobie sprawę, że Asia mu się przygląda. Uśmiechała się nieśmiało. Odpowiedział jej tym samym, co o dziwo okazało się nadzwyczaj proste. Delikatnie pogłaskał córkę po główce, starając się nie myśleć o tym, że już niedługo zostanie półsierotą.
- Jest do ciebie taka podobna – powiedział cicho.
Miał rację. Śliczne, duże, szarozielone oczy były wierną kopią oczu Joasi. I choć twarzyczka dziewczynki była jeszcze w stu procentach niemowlęca, Sebastian dopatrywał się w niej rysów ukochanej.
- A mimo to jest śliczna – westchnęła.
Mężczyzna spojrzał na nią, ale nie dopatrzył się w jej oczach dowcipu, a wręcz przeciwnie – mówiła całkiem serio.
- Chyba raczej dzięki temu – poprawił ją stanowczo.
Komplementy prawił jej setki razy, a i tak nie przestało to być przyjemne. W tym momencie była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Miała kochającego męża i dwójkę cudownych dzieci. Gdzieś w głębi duszy przeczuwała, że nie ma prawa czerpać z życia aż tak wiele.
- Zaniesiesz ją? – zapytała cicho ukochanego, widząc, że dziewczynka zasnęła.
- Jasne.
Zabrał od niej dziecko i zniknął na korytarzu. Kiedy wrócił z talerzem kanapek w dłoni, wciąż jeszcze nie spała. Zjedli razem kolację, nie odzywając się do siebie. Dla obojga była to bardzo trudna sytuacja, z którą nie potrafili sobie poradzić.
- Ania wie? - zapytał Seba, odstawiając pusty talerz na szafkę.
- Nie - westchnęła. - Ale powiem jej.
Przysunął się do niej bliżej i zaczął głaskać delikatnie po policzku. W oczach miała łzy, ale uśmiechała się do ukochanego.
- Już raz przez to przeszliśmy - powiedział cicho. - Teraz też przejdziemy.
- Sebastian... - szepnęła drżącym głosem. Wiedziała, że muszą to sobie wyjaśnić, ale za wszelką cenę chciała oszczędzić mu cierpienia. - Tym razem jest inaczej. Już nic się nie da zrobić, rozumiesz?
- Musimy wierzyć do końca - mówił z pasją. - Nie możesz się poddać!
- Nowotwór zaatakował kości, słyszysz? - zapytała, siadając gwałtownie. Poczuła nagły przypływ złości. - Chcę się z tym pogodzić, tak trudno ci to zrozumieć?!
- Kochanie...
- Pozwól mi umrzeć w spokoju! - krzyknęła, zrywając się z łóżka.
Wybiegła z sypialni, trzaskając głośno drzwiami. Niemal natychmiast do uszu Sebastiana dobiegł płacz Kamili, a chwilę później zawtórował jej Kuba, wołając rodziców. Mężczyzna wstał z westchnieniem i poszedł do syna.
- Gdzie mama? - zapytał chłopiec, patrząc na ojca rezolutnie.
- A tatuś ci nie wystarczy? - odparł z uśmiechem.
Zaczekał, aż maluch zaśnie i wyszedł z jego pokoiku. Zatrzymał się w korytarzu, nie bardzo wiedząc, co robić dalej. W zasięgu wzroku nie było ani jednego zapalonego światła, co oznaczało, że Asia najprawdopodobniej zaszyła się gdzieś, przeżywając wszystko w samotności. Miał ochotę odłożyć tę dyskusję na inny raz, ale wiedział, że unikanie problemów niczego nie zmieni.
Żonę znalazł w kuchni, siedzącą skuloną na parapecie. Płakała, choć kiedy tylko zobaczyła Sebastiana, na jej twarz powróciła złość.
- Kotku, nie chciałem cię zdenerwować - powiedział szybko, nim zdążyła go zaatakować. - Przepraszam, ale ja po prostu... nie umiem tego zaakceptować. Za bardzo cię kocham...
- Sebastian, ja leczyłam się tylko dla Ciebie, rozumiesz? Nie dla siebie, nie dla dzieci… Nie chciałam cię skazywać na patrzenie, jak powoli umieram – mówiła przez łzy, ale cały czas patrząc mu w oczy. – Więcej już nie mogę zrobić, bez względu na to jak bardzo tego chcę.
- A co ja mam robić? – zapytał mężczyzna bezradnie.
- Po prostu bądź przy mnie – odparła cicho Joasia.
Sebastian zwiesił głowę, chcąc ukryć przed nią łzy. Kobieta przysunęła się do niego i pogłaskała delikatnie po policzku. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale ostatecznie się rozmyśliła. Żadne słowa już niczego nie mogły zmienić.
Już następnego dnia spotkała się z Anią. Chciała jak najszybciej powiedzieć jej prawdę, po prostu po to, żeby mieć to z głowy. Reakcja przyjaciółki dosłownie ją zmroziła, choć sama nie wiedziała, czego się spodziewała. Ania rozkleiła się kompletnie. Jej zwykłe opanowanie gdzieś się ulotniło. Aśka objęła przyjaciółkę i przytuliła się do niej, choć nie była pewna, czy chce okazać jej wsparcie, czy może sama go szuka.
W tym ani następnym miesiącu nikt nie wspominał o zbliżającej się śmierci Joasi. Jedyne, co kobieta zrobiła w związku z nią to rezygnacja z pracy. Nie podała Staremu prawdziwego powodu, ale tylko dlatego, że nie chciała o tym rozmawiać. Oprócz Sebastiana i Ani tylko Rafał wiedział, co się dzieje. Żadne z przyjaciół nie wypowiedziało na ten temat ani słowa, tak jakby się bali, że sama dyskusja może pogorszyć sprawę.
Między Sebastianem i Joasią wiele się zmieniło. Ich związek do złudzenia przypominał teraz łączącą ich kiedyś przyjaźń. Bardzo dużo czasu spędzali razem, głównie siedząc w milczeniu i ciesząc się swoją bliskością. Zapomnieli o wszelkich aktach pożądania, tak jakby nic takiego nigdy się między nimi nie wydarzyło.
- Chyba jeszcze nigdy nie byliśmy ze sobą tak blisko – mówiła któregoś dnia przyjaciółce. – Rozumiemy się bez słów, zupełnie jakby nie było między nami żadnych zgrzytów, nieporozumień. A co najdziwniejsze… on traktuje mnie, jakbym była zupełnie zdrowa, jakby wszystko było w porządku. Nie skacze nade mną, nie nalega, nie jest męczący, ale z drugiej strony wiem, że wystarczy tylko słowo… Takiego go właśnie pokochałam.
- Stanął na wysokości zadania – odparła cicho Anka. – Ale nie myśl, że jest mu lekko.
Oczywiście Ania miała rację i Joasia doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Sebastian bardzo cierpiał, bardziej niż kiedykolwiek. Sam nie wiedział, skąd wziął siłę, by normalnie żyć. Wiedział jednak, że tego właśnie chciała jego żona i to było dla niego świętością.
Dopiero w połowie lipca Aśka zdecydowała się na szczerą rozmowę z przyjaciółką. Ostatnio czuła się znacznie gorzej, przez co widmo śmierci było dużo wyraźniejsze. To właśnie dlatego postanowiła rozpocząć trudny temat. W tym celu umówiła się z Anią na spacer po parku. Kobieta nie wyczuła w tym nic niepokojącego, bo w ostatnich tygodniach dość często organizowały sobie takie wyprawy.
- Aniu, chciałam z tobą porozmawiać o tej całej sytuacji... – zaczęła Joasia łagodnie, kiedy usiadły na jednej z parkowych ławek.
Kobieta spojrzała na przyjaciółkę uważnie. Nie miała najmniejszej ochoty na taką rozmowę, ale nie mogła jej odmówić.
- Widzisz, lekarze nie powiedzieli mi wprost, ile to jeszcze potrwa i jak to wszystko będzie wyglądać.
- Asieńko, może postaraj się nie myśleć o tym, dopóki dobrze się czujesz...
- Nie czuję się wcale dobrze. Wręcz przeciwnie, ostatnio coraz gorzej. Ale chciałabym pozamykać pewne sprawy, dopóki jestem w stanie normalnie o tym rozmawiać.
- W porządku.
Ania bujała mechanicznie wózek.
- Wiesz, na początku, jak tylko dowiedziałam się o tych przerzutach, chciałam uciec. Zostawić Sebastiana, dzieci, wyjechać na drugi koniec Polski. Gdzieś, gdzie by mnie nie znalazł. I umrzeć tam w samotności. Nie chciałam, żeby Sebastian patrzył na to wszystko, umierał razem ze mną. A tak, pomyślałby, że wystraszyłam się odpowiedzialności i nawiałam. Dobry plan, nie?
- Beznadziejny - westchnęła Ania.
- Może - przyznała Joasia zamyślona. - Ale i tak nie miał szans powodzenia. Okazuje się, że nie jestem tak odważna, żeby zdecydować się na śmierć w samotności.
- Asiu...
- Nigdy nie sądziłam, że jestem taką egoistką, że stać mnie na takie zachowanie. Ale jednak chcę, żeby Sebastian był cały czas przy mnie. To silniejsze od tych wszystkich szlachetnych postanowień.
- Seba na pewno nie chciałby, żebyś posunęła się do czegoś takiego.
- Bo on by zrobił wszystko, żeby mi to ułatwić. Ale nie do tego zmierzam. - Wzięła głęboki oddech. - Wiem, że będzie mu bardzo ciężko po mojej śmierci. Wystarczy już sam fakt, że musimy się rozstać. A do tego spocznie na nim odpowiedzialność za dwoje dzieci. Kubuś jest teraz w takim wieku, że potrzebuje ciągłej uwagi, zajęcia. Będzie o mnie pytał. A Kamilka... Ja wiem, że Sebastian świetnie sobie poradzi, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Chciałabym tylko mieć pewność, że w razie czego pomożecie mu.
- Nie musisz mnie o to prosić.
Asia uśmiechnęła się.
- Czuję, że to już długo nie potrwa - powiedziała po chwili. - Najbardziej się boję tego czasu, który będę musiała spędzić w szpitalu. Dużo lepiej bym się czuła, gdybym mogła umrzeć w domu.
- Wiesz, że to niemożliwe...
- Teoretycznie możliwe. Ostatecznie mogłabym to sobie skrócić - spojrzała na przyjaciółkę znacząco. - Ale nie mogę zrobić tego Sebastianowi.
- Masz rację, nie możesz.
Rozmowę przerwał im dźwięk telefonu. Aśka wyciągnęła komórkę z torebki i uśmiechnęła się na widok napisu "Sebastian dzwoni".
- Słucham? W parku, z Anią. Nie, nie, nie trzeba, sama wrócę. Pewnie. Ja też cię kocham.
Ania patrzyła na dziewczynę z rozrzewnieniem. Już zdążyła zwątpić, że tych dwoje kiedykolwiek będzie razem. Kto by pomyślał, że tak to wszystko się skończy...
- Jest jeszcze bardziej troskliwy niż kiedyś, o ile to w ogóle możliwe. Najchętniej przywiązałby mnie do łóżka i przez cały dzień dogadzał.
- Dziwisz mu się?
- Nie, wcale. Przez lata przyzwyczaił mnie do swojej opiekuńczości.
- Jakoś nie mogę uwierzyć, że to koniec - powiedziała nagle Ania.
Aśka spojrzała na nią zaskoczona. Wiedziała, że jej przyjaciele zawarli niepisaną umowę, żeby nie poruszać przy niej tematu śmierci.

sobota, 7 maja 2011

241.

Wypad nad morze nie był co prawda zbyt długi, ale okazał się wyjątkowo udany. W przytulnym domku odżyły wspomnienia wspólnie spędzonych przed laty chwil. Dla obojga tamten okres wydawał się niesamowicie odległy, jakby wydarzył się w jakimś innym życiu. Tak wiele zmieniło się od tamtej pory, że teraz trudno było uwierzyć w panujące wtedy między nimi nastroje.
- Nawet nie masz pojęcia, jak żałuję, że ci wtedy nie powiedziałam – wyznała któregoś dnia Joasia. – Zmarnowaliśmy tyle lat…
- Ja tam nie uważam, żeby to były zmarnowane lata – odparł Sebastian, głaszcząc żonę po włosach.
Razem z dziećmi byli na plaży. Kamila spała w nosidełku, Kuba budował zamek z piasku, a komisarze siedzieli przytuleni. Od morza wiał chłodny wiatr, ale poza tym powietrze było ciepłe.
- Chyba masz rację… chociaż trochę się oszukiwaliśmy. Ostatecznie to jednak nie była przyjaźń, nie?
- Zależy, co kto rozumie pod pojęciem przyjaźni. Dla mnie nadal jesteś przede wszystkim przyjaciółką – powiedział spokojnie Seba.
- Opowiadałeś mi wtedy o kobiecie, którą kochasz… - mruknęła Aśka, patrząc na wodę. – A ja, głupia, tak strasznie jej zazdrościłam.
- Nawet nie masz pojęcia, jak się musiałem gimnastykować, żebyś nie nabrała podejrzeń – zaśmiał się Sebastian. – Aj, młodzi byliśmy i głupi…
- Wypraszam sobie – burknęła Joasia teatralnie obrażonym tonem. – Ja tam nadal jestem młoda.
- I piękna – dodał mężczyzna, całując ją po szyi.
Zadrżała pod jego pieszczotami i odruchowo się wygięła, ułatwiając mu dostęp do swojego ciała. Poczuła, jak Sebastian wsuwa jej dłonie pod bluzkę. Tylko obecność dzieci powstrzymywała ją przed chwilą zapomnienia. Chcąc jakoś delikatnie to przerwać, odwróciła się i objęła go za szyję.
- Kocham cię bardzo – wyszeptała, patrząc mu w oczy. – Bardzo.
- A ja ciebie – odparł.
Pogłaskał ją po policzkach, uśmiechając się cały czas. W oczach miała coś dziwnego, coś, czego nie widział od lat. Nie umiał tego jednoznacznie określić, więc przypisał po prostu głębokim uczuciom.
- Jednak miałaś rację z tym wyjazdem – powiedział po chwili. – Spędziliśmy tu cudowny tydzień, koniecznie musimy powtórzyć to w wakacje.
Uśmiechnęła się i odwróciła z powrotem, znowu się o niego opierając. W takiej właśnie pozycji chciała spędzić ostatni dzień wyjazdu.
Po powrocie do domu nie mieli już tyle czasu dla siebie. Na komendzie było bardzo dużo zajęć i Sebastian większą część dnia spędzał w pracy. W tym czasie Joasia zajmowała się dziećmi. Zaczynała rozumieć Anię, która tak bardzo chwaliła sobie brak zawodowych obowiązków. Przy dwójce maluchów i tak wciąż brakowało czasu, więc nie miała kiedy się nudzić, a poza tym przebywanie z dziećmi było przyjemnością.
Czas mijał w zastraszającym tempie i komisarze zdążyli już niemal zapomnieć o strachu, jaki przeżywali po urodzeniu Kamilki. Oboje trochę zagubili się w codziennych obowiązkach, niemal nie zauważając upływu czasu. Kiedy piątego maja Joasia spojrzała w kalendarz i stwierdziła, że jej córcia właśnie kończy trzy miesiące, przeżyła prawdziwy szok. Nie miało to jednak nic wspólnego z radością.
Tego dnia wieczorem postanowiła wreszcie porozmawiać z mężem. Miała to zrobić już dawno, wciąż dokładając ten moment. To dlatego tak rzuciła się w wir codziennych spraw. Chciała oszukać samą siebie, zapomnieć choć na chwilę o tym, co musi zrobić. Teraz jednak nie było już odwrotu. Czas naglił i ona dobrze to wiedziała.
Weszła do salonu, gdzie Sebastian oglądał mecz i pił piwo. Taka forma relaksu zdarzała mu się bardzo rzadko, a Aśka czuła się nieswojo za każdym razem, kiedy przerywała mu kibicowanie.
- Sebuś, musimy porozmawiać – powiedziała cicho, siadając obok ukochanego.
- Co się stało, myszko?
- Ja... Kurczę, tak strasznie mi głupio.
Siedziała na samym brzeżku kanapy, nerwowo zaciskając dłonie na kolanach. Widać było, że jest bardzo zdenerwowana, ale Sebastian ostatnio wszystko zrzucał na depresję poporodową.
- No mów, co się dzieje – zachęcił ją, biorąc delikatnie za rękę.
- Bo widzisz... Ja dowiedziałam się o tym już kilka dni po porodzie – wyznała, ściskając dłonie tak mocno, że pobielały jej palce. – Wiem, że od razu powinnam ci powiedzieć, ale byłeś taki szczęśliwy, kiedy okazało się, że z Kamilką będzie dobrze... Nie mogłam ci tego odebrać.
Sebastian zaczął się niepokoić. Wciąż miał nadzieję, że Aśka po prostu wyolbrzymia jakąś bzdurę, co zresztą miała w zwyczaju. W duchu jednak przeczuwał, że to, co za chwilę usłyszy, może okazać się czymś więcej niż fanaberią.
- Asiu, cokolwiek to jest, możesz mi o tym powiedzieć – zapewnił.
- Pamiętasz, jak ci mówiłam, że bolą mnie nogi czy kręgosłup?
- Oczywiście. Ale jak byłaś w ciąży z Kubusiem też cię bolały. To normalne, prawda?
- Niby tak, tylko... Pominęłam to, że bolały mnie też ręce i biodra. I to nie był taki ból jak wcześniej...
- Więc co ci jest? – przerwał jej zniecierpliwiony.
- Przerzuty – szepnęła, jeszcze bardziej zwieszając głowę. – Do kości.
Sebastian poczuł się tak, jakby cały jego świat rozleciał się na milion kawałeczków i nie zostało już nic. Wszystko, na czym mu zależało, w jednej sekundzie zostało mu odebrane. Miał ochotę krzyczeć i zaprzeczać, jakby to mogło coś zmienić. Pochylił się, oparł o kolana i ukrył twarz w dłoniach. Czuł, że powinien coś powiedzieć, pocieszyć ją, wesprzeć, ale nie potrafił. Najchętniej uciekłby gdzieś, gdzie wszystko było łatwiejsze.
Aśka nie nalegała. Siedziała cicho, jak najgłębiej ukrywając swoje emocje. Wiedziała, co przeżywał i czuła się winna. Nigdy nie chciała sprawić mu bólu.
- Co powiedział lekarz? – zapytał cicho Sebastian. – Co teraz? Przeszczep?
- Nie – odparła, z całych sił starając się panować nad głosem. – Już nic nie można zrobić.
Odczekała chwilę w ciszy i powoli podniosła wzrok. Patrzył na nią uważnie, ale z jego spojrzenia nic nie mogła wyczytać. Poczuła przypływ paniki.
- Przepraszam – szepnęła.
Wstała i szybkim krokiem wyszła na taras. Nie mogła znieść jego oczu pełnych bólu i lęku. Marzyła, by znaleźć się daleko od tego przeklętego świata, który sprawiał im tyle cierpienia. Zgrabnym ruchem prześlizgnęła się między barierkami i znalazła w ogrodzie. Natychmiast podbiegła do niej Sisi z wielkim patykiem w zębach.
- Nie mam ochoty na zabawę – powiedziała cicho Asia, odpychając lekko psa.
Szybkim krokiem przemierzała ogród, nie oglądając się za siebie. Wieczór był ciepły i nawet w cienkim szlafroku nie czuła chłodu. Zatrzymała się, dopiero kiedy była pewna, że nie widać jej z okien. Usiadła pod swoją ulubioną jabłonką, która o tej porze roku przepięknie kwitła. Podciągnęła kolana pod brodę i otoczyła je ramionami. Nie miała nawet ochoty płakać. Chciała po prostu pobyć gdzieś, gdzie nie musiała znosić spojrzenia ukochanego. Siedząc tak w ciszy, straciła poczucie czasu. Przymknęła oczy, starając się nie myśleć o niczym. Aż podskoczyła, kiedy poczuła, że ktoś siada tuż za nią i obejmuje ją delikatnie.
- Przepraszam, kochanie – szepnął Seba, opierając głowę na jej ramieniu.
- Wiem, że powinnam od razu ci powiedzieć, ale nie potrafiłam – powiedziała rozpaczliwym tonem.
Chciała jeszcze coś dodać, ale już nie dała rady. Rozpłakała się, przytulając do jego ramienia najmocniej, jak mogła. Pierwszy raz odkąd dowiedziała się o nawrocie choroby tak naprawdę poczuła, jak potwornie się boi.
- Rozumiem cię, skarbie. I przepraszam, że tak zareagowałem, ale... – zawahał się, ostrożnie dobierając słowa. – Kocham cię, bardzo cię kocham. Jesteś całym moim życiem.
- Nie wiem, co mam robić – wyznała, szlochając. – Nie chcę was zostawiać... ciebie i dzieci.
- O nas się nie martw – powiedział Seba, delikatnymi ruchami odgarniając jej włosy do tyłu. – Najważniejsze jest to, żebyś nie cierpiała.
Dziewczyna rozluźniła ramiona, którymi do tej pory kurczowo oplatała kolana. Oparła się mocniej o ukochanego, jednocześnie zdając sobie sprawę, że znowu odczuwa ból w okolicach bioder. Natychmiast zrozumiała, że zapomniała o tabletkach. Łzy nadal spływały jej po policzkach, ale prawie tego nie czuła. Położyła dłonie na rękach ukochanego, które teraz oplatały ją w pasie.
- Nie zimno ci? – zapytał cicho Sebastian.
- Nie. Ale chyba powinniśmy już wracać. Dzieci mogły się obudzić.
- Przy Kamilce została Dolly. Na pewno zacznie szczekać, jeśli mała będzie płakać.
Poczuła delikatny pocałunek na skroni. Spróbowała się rozluźnić, ale okazało się to niemożliwe. Obróciła się delikatnie w jego ramionach, tak, by spojrzeć mu w oczy. On także płakał, choć teraz uśmiechnął się do niej.
- Co teraz będzie? – zapytała cicho.
- Nie wiem – przyznał. – Ale wiem, że cokolwiek by się nie stało, jakoś przez to przejdziemy. Razem.
Drżącą dłonią musnęła jego policzek. Był mokry.
- Lekarz powiedział... że to już bardzo zaawansowane stadium – szepnęła ze strachem w oczach.
- Dostajesz coś przeciwbólowego? – zapytał, tym razem nie starając się powstrzymać łez.
- Tak, ale to nie wystarczy na dłuższą metę. Potem będę musiała pójść do szpitala.
- Potem... to znaczy kiedy?
Oczywiście zrozumiała. Wiedziała, że prędzej czy później o to zapyta. Znowu pogładziła go po policzku, patrząc głęboko w oczy.
- Kilka miesięcy – szepnęła w końcu.
Pokiwał powoli głową. Widać było, jak bardzo wstrząsnęła nim ta wiadomość, choć starał się kontrolować. Cały czas obejmował ją mocno jedną ręką, a drugą głaskał po włosach. Przez kilka długich minut wpatrywał się w przestrzeń gdzieś ponad jej ramieniem. W końcu znowu spojrzał na nią z dziwnym zdecydowaniem w oczach.
- Wiesz, że to nic nie zmienia, prawda? – zapytał, choć brzmiało to bardziej jak stwierdzenie. – Nadal kocham cię nad życie i jesteś dla mnie wszystkim. Nic tego nie zmieni, rozumiesz?
Uśmiechnęła się przez łzy i pokonała ostatnie centymetry dzielące ją od ust ukochanego. Poczuła słony smak łez. Całował ją z wyjątkowym zapamiętaniem. Po chwili popchnęła go na trawę, niezbyt subtelnie dopominając się pieszczot. Jej szlafrok już chwilę później znalazł się na ziemi i zapewne ten sam los spotkałby bieliznę, ale ból znowu dał o sobie znać. Zsunęła się z niego ostrożnie i usiadła na trawie.
- Przepraszam – powiedziała cicho, kiedy on także się podniósł. – Nie wzięłam tabletek.
- Chodź, skarbie.
Pomógł Aśce wstać i narzucił jej na ramiona szlafrok. Objął ją w pasie, jednocześnie popychając delikatnie w stronę domu. Ledwie przekroczyli próg, zaprowadził dziewczynę do sypialni i dopilnował, by połknęła tabletki. Choć ze wszystkich sił starała się to ukryć, Sebastian widział, że ból nasila się z każdą chwilą.

piątek, 6 maja 2011

240.

- Na pewno przeżyje – wyszeptała Joasia, czując pieczenie pod powiekami.
- Jest bardzo dzielna – powiedział Sebastian, uśmiechając się z wysiłkiem. – Zupełnie jak mama.
Policjantka przymknęła oczy. Przez chwilę szukała słów, by opisać co czuje, aż w końcu zaczęła nieco drżącym tonem.
- Wszystko było w porządku – szepnęła. – Przez całą ciążę tak dobrze się czułam, nic nie wskazywało, żeby…
- Cii – mruknął Sebastian, całując ją we włosy. – Jeszcze będzie zdrowa, zobaczysz.
- Przepraszam… nie dałam rady sama urodzić…
- Aśka, przestań – przerwał jej mężczyzna. – Przecież to nie twoja wina, mała była owinięta pępowiną. Nic nie mogłaś zrobić.
- Pójdę się położyć – powiedziała cicho. – Zostaniesz z nią?
- Oczywiście.
- Obudź mnie, gdyby coś się działo.
Skinął głową, pocałował delikatnie żonę i patrzył, jak odchodzi w kierunku swojej sali. Sam oparł się o szybę i wpatrzył w córkę. Ostatnie godziny wydawały mu się jakimś nierealnym koszmarem. Jeszcze dwadzieścia cztery godziny wcześniej siedzieli w domu i rozmawiali o głupotach pewni, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Zaczynało się już ściemniać, kiedy Sebastian obudził żonę. Osłabiona przespała cały dzień, a teraz wyrwana z głębokiego snu nie wiedziała, co się wokół niej dzieje.
- Co się stało? Co z Kamilką? Żyje? – pytała wystraszona, podnosząc się na łokciu.
- Tak, spokojnie – odparł Seba, odgarniając jej włosy z twarzy. – Zaraz będą ją operować.
- Ale dlaczego? Co się stało?
- Mówią, że to dla niej jedyna szansa…
- Przecież jest za słaba… - szepnęła Joasia przez łzy.
- Uratują ją – powiedział Sebastian łagodnie. – Na pewno.
Kobieta z trudem przełknęła ślinę. Przez chwilę nie wiedziała, co ze sobą zrobić.
- Pomóż mi wstać – poprosiła w końcu.
- Zostań w łóżku, jeśli chcesz. Powiem ci, kiedy operacja się skończy.
- Nie, chcę ją zobaczyć – odparła stanowczo.
Przeszli pod salę, gdzie wciąż leżała Kamilka. Mieli tylko kilka minut, żeby popatrzeć na córkę. Kiedy lekarze wywozili inkubator, Aśka zaczepiła jednego z nich.
- Panie doktorze… - zaczęła drżącym głosem.
- Jest za wcześnie, żeby cokolwiek powiedzieć – zbył ją lekarz.
- Ale…
Pielęgniarka odsunęła ją stanowczym ruchem. Kiedy dziecko zniknęło im z oczu, Aśka kompletnie się rozkleiła.
- Powinniśmy ją zabrać do kliniki Tomka – mówiła, dławiąc się łzami. – Tam miałaby lepszą opiekę…
- Asiu, oni nie mają sprzętu potrzebnego do takiej operacji – powtórzył cierpliwie Sebastian. – Poza tym każde przenosiny byłyby teraz dla niej bardzo niebezpieczne.
Przylgnęła do męża, próbując się uspokoić. Tak bardzo bała się o córkę, że nie była w stanie trzeźwo myśleć. Wciąż miała ją przed oczami, widziała, jak z trudem łapie oddech.
- Pójdę do łazienki – powiedziała w końcu.
- Iść z tobą?
- Nie, zostań z małą.
Powoli przemierzyła korytarz i kiedy zniknęła Sebastianowi z oczu, skierowała się na schody. Nie chciała, żeby jej towarzyszył, a ze względu na niedawną operację na pewno nie puściłby jej samej dalej niż na kilkanaście metrów.
Zeszła do przyszpitalnej kapliczki, owijając się szczelniej szlafrokiem. W środku nie było nikogo. Nie czuła się na siłach, by uklęknąć, więc tylko przysiadła w ławce tuż pod obrazem Najświętszej Maryi Panny. Przez moment skubała nerwowo pasek, czując, jak po jej policzkach spływają kolejne łzy. W końcu podniosła wzrok.
- Dostałam drugą szansę – powiedziała cicho. – Żyję, chociaż powinnam umrzeć. Zbyt wiele próbowałam wziąć od życia…
Przełknęła łzy i uśmiechnęła się smutno.
- Nie wiem, czym sobie zasłużyłam na to wszystko… ale nieważne, nie uskarżam się. Widocznie, miałeś jakiś inny, lepszy plan, a ja niekoniecznie muszę go rozumieć – kontynuowała drżącym głosem. – Zabierz mnie do siebie, jeśli taka jest twoja wola. Ale nie karz mojej córki. Pozwól jej żyć, proszę.
Umilkła. Chciała powiedzieć tak wiele, a jednocześnie nie potrafiła ubrać tego w słowa.
- Matko Boża – wyszeptała, - nie odbieraj mi dziecka, błagam…
Zaszlochała cicho, nie mogąc powstrzymać emocji. Jeszcze dobrych kilka minut siedziała w ławce skulona i próbowała nad sobą zapanować. W końcu wstała. Raz jeszcze spojrzała na obraz Maryi i wolnym krokiem wyszła z kaplicy.
Nie miała pojęcia, jakim cudem przetrwała następnych kilka godzin. Wiedziała tylko, że w kiedy w końcu Kamilka została wywieziona z sali operacyjnej, jej serduszko wciąż biło.
Następne dwa dni wlokły się w nieskończoność. Dopiero po upływie czterdziestu ośmiu godzin od operacji lekarze orzekli, że dziewczynka będzie żyła. Planowali jeszcze jedną operację, ale miała ona nastąpić, kiedy mała skończy pół roku.
- Przykro mi – powiedział lekaż w piątek wieczorem, - ale spędzi tu pani jeszcze co najmniej tydzień, a pani córka trzy tygodnie.
Joasia westchnęła głośno. Pobyt w szpitalu w każdych okolicznościach był koszmarem, jednak teraz nie zamierzała narzekać. Cieszyła się, że Kamilka będzie żyła i to było najważniejsze.
- Przyniosłem ci książkę – oświadczył Seba, wchodząc chwilę później do sali. – Lepiej się czujesz?
- Da się żyć – odparła, podnosząc się do pozycji siedzącej. – Zajrzysz do małej?
- Jasne.
Pocałował żonę w policzek i wyszedł. Dobrą godzinę spędził przy inkubatorze, gdzie wciąż leżała ich malutka córeczka. Nie była już tak sina i oddychała wyraźnie swobodniej, co nawet laika napawało nadzieją. Kiedy w końcu zawrócił się do sali ukochanej, zastał zamknięte drzwi.
- U pani Joasi jest lekarz – poinformowała go pielęgniarka. – Proszę chwilę zaczekać.
Seba kiwnął głową i podszedł do okna. Z powodu córki rozpierała go duma i przede wszystkim szczęście, bo już niedługo mieli wrócić do domu i żyć we czwórkę. Uśmiechnął się sam do siebie, obserwując płatki śniegu i zamyślił się. Aż podskoczył, kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Odwrócił się i stwierdził, że to z sali Joasi wyszedł lekarz. Chciał do niej wejść, ale doktor powstrzymał go.
- Pani Asia zasnęła – powiedział spokojnie, - proszę dać jej odpoczywać.
- Oczywiście.
Pokręcił się jeszcze chwilę po korytarzu i wrócił do domu, obiecując sobie, że przyjedzie do „swoich pań” z samego rana.
Niestety okazało się, że rana po cesarskim cięciu nie goi się najlepiej i Joasia wyszła ze szpitala razem z córką dopiero na początku marca. Powrót do domu przyjęła z wielką ulgą i na dobry początek przespała cały dzień, z krótkimi przerwami na karmienie Kamilki. Sebastian z zaskoczeniem stwierdził, że nie zostało śladu po histerii, która towarzyszyła posiłkom Kubusia tuż po zdiagnozowaniu u Aśki raka. Był pewien, że o karmieniu piersią nie będzie nawet mowy, a tymczasem dla policjantki było to najwyraźniej oczywiste. Kiedy minęły dwa tygodnie od jej powrotu do domu okazało się, że nie była to jedyna różnica.
- Jest taka śliczna – szepnęła, obserwując śpiącą na łóżku córeczkę.
- I jaka grzeczna – dodał Sebastian, uśmiechając się z czułością do żony. – Kuba w jej wieku nie przesypiał dwóch godzin…
- Mały aniołek.
Joasia pogłaskała delikatnie córeczkę po włoskach. Niemowlak poruszył się, ale nawet nie otworzył oczek.
- Sebastian… - zaczęła nagle kobieta, podnosząc wzrok na męża. – Tak sobie pomyślałam… może wzięlibyśmy dzieci i pojechali nad morze do tego domu koło Gdyni, gdzie kiedyś mnie zabrałeś?
Policjant spojrzał na nią szczerze zaskoczony. Był pewien, że raczej będzie chciała odpocząć, no i narażanie Kamilki na tak długą podróż także nie było najmądrzejsze.
- Jest już całkiem ciepło – dodała niemal błagalnie.
- A może zaczekalibyśmy z tym chociaż do maja? – zaproponował łagodnie Sebastian. Nie chciał odmawiać ukochanej, ale taka wyprawa nie mieściła się w jego pojęciu rozsądku. – Będzie cieplej i ty będziesz się lepiej czuła.
- Czuję się świetnie – odparła natychmiast, naprawdę. A dzisiaj było już prawie piętnaście stopni.
- Szczerze mówiąc nie rozumiem, dlaczego się tak upierasz – powiedział szczerze Seba.
- Po prostu… - zawahała się. Właściwie trudno było w tej sytuacji o racjonalne argumenty. – Po prostu tęsknię za tym miejscem i chcę odpocząć.
- No dobrze – westchnął w końcu Sebastian. – Ale najpierw porozmawiam z lekarzem i dowiem się, czy możecie jechać tak daleko. Jeśli się zgodzi, wezmę wolne w przyszłym tygodniu, ok?
- Super – skwitowała i pocałowała go czule.
Oczywiście Joasia jak zwykle dopięła swego. Już niecały tydzień później Sebastian pakował walizki, podczas gdy ona pojechała na badania kontrolne do szpitala. Akurat przyszła Ania i postanowiła zaczekać na przyjaciółkę.
- Szczerze mówiąc, dziwię ci się – powiedziała, obserwując, jak Seba wkłada do torby spodenki Kubusia. – Przecież ta niewiele minęło od operacji Kamili…
- Sam się sobie dziwię – przyznał policjant, uśmiechając się przekornie. – Ale Aśce bardzo zależy.
- A ty oczywiście nie potrafisz jej odmówić – zakończyła Ania z przekąsem.
- Oczywiście…
- Mówiła, kiedy chce wrócić do pracy?
- Właściwie to nie – odparł Sebastian, nagle zdając sobie z tego sprawę. – Za półtora miesiąca kończy jej się urlop macierzyński, wiec pewnie wtedy. Nie sądzę, żeby zdecydowała się na wychowawczy, choć mówiąc szczerze, nie wspominała ani słowem o pracy.
- Nie ma się co dziwić – westchnęła Anka. – W końcu najedliście się strachu. Może po prostu chce nacieszyć się córką.
- Może.
- Masz jakieś inne teorie?
- Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym, ale pewnie masz rację. Aśka bardzo dużo czasu spędza z dziećmi, no i jeszcze teraz ten rodzinny wyjazd. Sentymentalna się robi – dodał, uśmiechając się pod nosem.
- Zawsze taka była – skwitowała kobieta, dorzucając do torby niemowlęce śpioszki.