niedziela, 29 kwietnia 2012

9. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

- Wiem, że mnie nienawidzisz i wcale ci się nie dziwię – oświadczył, patrząc na partnerkę. – Zniszczyłem coś pięknego… Coś, co już nigdy mi się nie przytrafi.
Ania nic nie odpowiedziała. W duchu powtarzała sobie, że to tylko bezsensowne gadanie, próba zmiękczenia. Bała się uwierzyć w słowa mężczyzny, żeby potem boleśnie nie odczuć kolejnego rozczarowania.
- Nie potrafię ci wyjaśnić, dlaczego tak się zachowałem – kontynuował coraz ciszej. – Im bliżej było do ślubu, tym ja bardziej się bałem…
- Czego? – przerwała mu gwałtownie, choć obiecywała sobie, że nie odezwie się ani słowem. – Wspólnego życia?
- Nie wiem – przyznał mężczyzna zawstydzony. – Wiem tylko, że nigdy nie chciałem cię skrzywdzić…
- Trochę późno – zauważyła Ania złośliwie.
Rozgoryczenie zaczynało przejmować nad nią kontrolę.
- Chciałem ci tylko powiedzieć – ciągnął niezrażony Rafał, a jego głos nabrał nagle niespodziewanej mocy, - że byłaś, jesteś i będziesz jedyną miłością mojego życia.
Ania spojrzała na niego, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem.
- Dlaczego to zrobiłeś? – zapytała cicho. – Dlaczego powiedziałeś mi w ostatniej chwili?
- Widziałem, jak się cieszysz, jak czekasz na ten dzień i… po prostu nie mogłem ci tego odebrać…
- Czuję się jak idiotka – powiedziała Ania, kręcąc głową. – Nie ufasz mi? Przecież mogłeś mi powiedzieć, że to dla ciebie za szybko, zrozumiałabym.
- Bałem się, że mnie zostawisz – westchnął cicho Rafał.
Spuścił głowę, wpatrując się w swoje kolana. Było mu zwyczajnie wstyd. Teraz, kiedy Ania o tym mówiła, to rozwiązanie wydawało się tak oczywiste…
- Nie jestem na ciebie zła – powiedziała kobieta, chwytając go delikatnie za rękę. – Jest mi po prostu żal, że… tak się wszystko zmieniło między nami.
- Nie musi tak być – odparł natychmiast Rafał, chwytając się tej myśli jak tonący brzytwy. – Jeśli tylko dasz mi szansę… Wszystko ci zrewanżuję. Zorganizuję najpiękniejszy ślub na świecie i…
- Nie chcę żadnego ślubu – oznajmiła Ania stanowczo. – Przecież to kompletnie nie o to chodzi. Chcę żyć z tobą szczęśliwie, tak jak wcześniej. Ślub nie jest mi do tego potrzebny.
Rafał spojrzał na ukochaną z niedowierzaniem. Jak mogła być aż tak wyrozumiała?
- Naprawdę mi wybaczysz? – zapytał, wciąż bojąc się cieszyć.
W odpowiedzi Ania tylko uśmiechnęła się i pocałowała go namiętnie.

Całe popołudnie Joasia spędziła na gruntownym sprzątaniu łazienki. Musiała zająć czymś myśli, a jednocześnie nie chciała dać po sobie poznać, że tak bardzo poruszyła ją rozmowa z matką. Zapomniała już o spotkaniu Ani i Rafała, którym zamartwiała się cały tydzień. W tym momencie liczyły się tylko jej własne zmartwienia.
- Aż tak się tym przejmujesz? – zapytała niespodziewanie Kalina.
Aśka właśnie z wyjątkowym zapamiętaniem szorowała terakotę, klęcząc obok wanny. Odwróciła się zaskoczona i zobaczyła siostrę opartą swobodnie o framugę drzwi, z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Natychmiast zdała sobie sprawę, że jej entuzjazm w stosunku do porządków był nieco przesadzon .
- Niby czym? – mruknęła, wracając do kafelków.
- No matką, a czym innym? – odparła Kalina, nie dając się zbić z tropu.
- Wcale się tym nie przejmuję – oświadczyła Joasia tonem, który wskazywał na coś zupełnie przeciwnego.
- To dlaczego wyszorowałaś dziurę w wannie?
Oczywiście było to nieco przesadzone stwierdzenie, ale niewątpliwie wanna nosiła wyraźne ślady rozładowywania napięcia.
- Kalina, zajęłabyś się czymś pożytecznym – mruknęła Joasia, starając się po prostu pozbyć siostry zza pleców.
- Tak jak ty? Mam wyszorować wszystkie garnki, żeby nie myśleć o tym, że matka mnie nie kocha? – zapytała dziewczyna tonem, który świadczył zarówno o jej poirytowaniu, jak i lekceważeniu problemu.
Aśka z cichym westchnieniem usiadła na piętach i spojrzała na nią.
- Matka cię kocha – odparła. – Zawsze cię kochała. Nie pamiętasz, jak cię rozpieszczała, kiedy byłaś mała?
- Tak, żeby się pochwalić, jaką to ma wystrojoną córeczkę – szydziła nastolatka, mrużąc oczy.
- Z ciebie była dumna – powiedziała Joasia cicho. – Poświęcała ci czas i uwagę, chwaliła się tobą. Skoro dla ciebie nic to nie znaczy, to co ja mam powiedzieć? Słyszałaś, co o mnie myśli.
- Więc jednak o tym myślisz – stwierdziła tryumfalnie Kalina, zmieniając pozycję na wygodniejszą.
- Nie ma sensu dyskutować na ten temat.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i opuściła łazienkę, zostawiając siostrę sam na sam z kafelkami i niezbyt optymistycznymi myślami.
Dopiero późnym wieczorem Aśka przypomniała sobie o przyjaciółce. Spróbowała do niej zadzwonić, jednak odpowiedziała jej tylko poczta głosowa. Przeszło jej przez myśl, że może powinna pojechać i sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale ostatecznie zrezygnowała z tego zamiaru. Była zbyt zmęczona na wieczorne wycieczki i postanowiła porozmawiać z przyjaciółką następnego dnia w pracy.

Sebastian leżał na kanapie przed telewizorem i machinalnie przerzucał kanały. Prawie nie zauważał zmieniających się kanałów. Jego myśli wciąż wracały do Joasi i pamiętnego przedpołudnia na Mazurach.
Nie mógł zrozumieć, dlaczego tak gwałtownie zareagowała na jego słowa. Oczywiście spodziewał się, że będzie wściekła, kiedy przyzna się do podglądania. Ale skoro zdołała mu to wybaczyć, dlaczego tak bardzo poirytowało ją wyznanie uczuć? Tego już mężczyzna nie potrafił pojąć.
Niestety wszystko wskazywało na to, że ich przyjaźń zawisła na włosku. Czas mijał, a nic nie wskazywało na to, żeby złość Joasi przechodziła. Milczała uparcie i patrzyła na niego pogardliwie, a jeśli już się odzywała, było to gorsze od ciszy.
Policjant wyłączył ze złością telewizor i przekręcił się na drugi bok. Nie chciało mu się nawet przenieść do sypialni. Miał nadzieję, że zaśnie jak najszybciej i uwolni się od rozmyślań.

Ledwie rano Joasia przekroczyła próg komendy, dopadła ją Ania. Z szerokim uśmiechem na ustach i młodzieńczym błyskiem w oczach zaczęła opowiadać przyjaciółce o minionej nocy. Jedyne, co Joasia zdołała zrozumieć z chaotycznego potoku słów to, że kobieta nie spała sama – towarzyszył jej Rafał.
- Jestem taka szczęśliwa, Asiu – wyznała. – Nawet nie masz pojęcia…
Aśka uśmiechnęła się szczerze.
- Bardzo się cieszę, że mu wybaczyłaś – powiedziała, obejmując przyjaciółkę i prowadząc ją do kuchni.
Nie zamierzała przyznawać się, że maczała w tym palce. Bała się ponownie zaszkodzić ich relacjom. Uznała, że lepiej będzie, jeśli wszystkie zasługi Ania przypisze Rafałowi. W końcu miał się za co rehabilitować.
- No dobra, ale dość o mnie – oświadczyła w końcu policjantka, nalewając wodę do czajnika. – Słyszałam, że znowu pokłóciłaś się z Sebastianem. Myślałam, że już wszystko sobie wyjaśniliście – dodała z wyrzutem.
- To skomplikowane – westchnęła Joasia.
Wiedziała, że Ania zażąda wyjaśnień i wcześniej bardzo ją to irytowało. Teraz jednak poczuła, że bardzo jej się przyda szczera rozmowa z przyjaciółką.
- Wiesz co – odparła Ania po chwili namysłu, - może zrobimy sobie dzisiaj babki wieczór? Kupię wino, zrobię sałatkę i pogadamy sobie na spokojnie.
Aśka westchnęła i skinęła głową. Dyskutowanie w kuchni, gdzie każdy może je usłyszeć nie byłoby zbyt rozsądne. W końcu to bardzo prywatne sprawy.
Piętnaście minut później weszła do biura i ku swojemu niezadowoleniu zastała tam Sebastiana.
- Nagle punktualny się zrobił – mruknęła pod nosem.
Seba dosłyszał te słowa i już zamierzał odpowiedzieć, kiedy do biura wszedł Tomek, zapobiegając awanturze.
- W pokoju przesłuchań czeka na was ten poszukiwany chłopak – oświadczył asystent. – Twierdzi, że nie ma z tym nic wspólnego.
- Gdzie go znaleźliście.
- Sam się zgłosił – odparł Tomek z ironicznym uśmiechem. – Resztę na pewno chętnie wam opowie.
Komisarze zmierzyli się spojrzeniami, jakby oboje się spodziewali, że drugie zrezygnuje z uczestniczenia w przesłuchaniu. Żadne jednak się nie odezwało, więc chcąc nie chcąc razem ruszyli na spotkanie z poszukiwanym.
- Jesteś podejrzany o zabójstwo – zaczęła Joasia bez zbędnych wstępów, ledwie weszła do pokoju przesłuchań. – Zdajesz sobie sprawę, co to oznacza?
- Ja nic nie zrobiłem – odparł chłopak nerwowo, zerkając to na Joasię, to na Sebastiana. – Zobaczyłem ten portret w telewizji i wystraszyłem się… Ale przecież sam się zgłosiłem!
- Tylko dlaczego tak późno? – zapytał Seba z westchnieniem, siadając naprzeciw przesłuchiwanego.
- Ukrywałem się… - mruknął chłopak. – Dopiero dzisiaj rano wróciłem do domu i zobaczyłem w wiadomościach…
- Dlaczego się ukrywałeś? – kontynuował Seba nieco znudzonym tonem.
Podejrzany spuścił głowę, ale milczał.
- Nazywasz się Maciek Ślusarczyk i masz dwadzieścia lat – powiedziała Joasia, oglądając dowód zatrzymanego. – Dokładnie piętnastego sierpnia wybiegłeś z bramy na Magnoliowej. Nawet nie zaprzeczaj, to mnie wtedy potrąciłeś. Problem polega na tym, że chwilę później znalazłam tam zamordowanego Tomasza Łapickiego. Masz coś do powiedzenia?
- Nie znam go…
- I znalazłeś się tam zupełnie przypadkowo – dokończyła policjantka. – Myślisz, że w to uwierzymy?
- Naprawdę go nie znam… Ja tylko zobaczyłem ich w tej bramie i… i…
- Kogo tam zobaczyłeś? – zapytała Joasia, nie dając po sobie poznać zainteresowania tematem.
- No dwóch gości… Jeden miał nóż, no i dźgnął tego drugiego…
- Opisz ich – zażądała pani komisarz, świdrując podejrzanego ostrym spojrzeniem.
- No nie wiem, było ciemno…
- Dobra, a co ty tam robiłeś, co? – zapytał Seba rzeczowym tonem.
- No…
- No? – ponagliła go Aśka.
- No bo tam jest obok dyskoteka… No i… tego… - zająknął się chłopak.
- No i sobie dilowałeś – zakończył za niego Seba. – I dlatego tam ochoczo spieprzałeś.
Chłopak westchnął ciężko i oparł się na krześle. Wyglądało na to, że zdaje sobie sprawę ze swojej nieciekawej sytuacji.
- Będziesz miał trochę czasu, żeby się nad tym zastanowić – oświadczyła Aśka. – Pamiętaj, że nadal jesteś naszym głównym podejrzanym.
Komisarze opuścili pokój przesłuchań, zostawiając chłopaka pod opieką mundurowego. Jego zeznania, o ile oczywiście były prawdziwe, rzucały na sprawę nieco inne światło. Niestety panująca między partnerami atmosfera nie pozwoliła im tego omówić. Rzucili sobie tylko pełne niechęci spojrzenia i rozeszli się, żeby nie spędzać w swoim towarzystwie więcej czasu, niż było to absolutnie konieczne.

piątek, 27 kwietnia 2012

8. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Rano Joasia wróciła do domu. Wyprowadziła Bryzę, którą jak zwykle o tej porze rozpierała energia, a potem skierowała się prosto do sypialni siostry. Była pewna, że Kalina jeszcze śpi i bardzo się zdziwiła, kiedy ujrzała nastolatkę leżącą w łóżku z otwartymi oczami i najwyraźniej o czymś rozmyślającą. Od razu zauważyła, że opustoszało nawet biurko, na którym do tej pory dziewczyna trzymała większość podręcznych rzeczy.
- Za dwie godziny będzie po mnie mama – oświadczyła lodowatym tonem.
Aśka pokiwała powoli głową. Nie chciała jednak dać za wygraną, nie teraz, kiedy znała już prawdziwą przyczynę złego nastroju siostry. Podeszła po woli na łóżku i usiadła na jego skraju.
- Może jednak przemyślisz jeszcze raz swoją decyzję? – zapytała ostrożnie.
- Niby dlaczego? – odwarknęła Kalina.
- Posłuchaj, wiem, że to nie jest dom twoich marzeń, a ja nie jestem twoją wymarzoną siostrą – zaczęła Joasia, zapominając o formułce, którą sobie przygotowała. – I pewnie nigdy nie będę… Ale zależy mi na tobie, nawet jeśli tego nie okazuję. I naprawdę nie chcę, żebyś się wyprowadzała. Nawet jeśli wciąż się kłócimy, to… to jestem szczęśliwa, że tu mieszkasz.
W oczach kobiety zalśniły łzy. Nigdy nie spodziewałaby się, że sprawa z młodszą siostrą może wywołać w jej tyle emocji. Przygryzła wargę, próbując zapanować nad łzami i wtedy Kalina zrobiła coś, czego Joasia zupełnie się nie spodziewała: usiadła na łóżku i objęła ją mocno.
- Jesteś moją wymarzoną siostrą – powiedziała cicho. – Chociaż strasznie mnie wkurzasz…
Aśka zaśmiała się, choć tak naprawdę trudno było to rozróżnić od szlochu, i również objęła Kalinę. Pogłaskała ją ostrożnie po ciemnych włosach, zastanawiając się, kiedy zdążyła pokochać tę istotę.
- Postaram się bardziej cię wspierać – obiecała.
- Z całej rodziny tylko ty mnie zechciałaś – wyszeptała Kalina, podnosząc wzrok i patrząc siostrze w oczy. – Kiedy mama wyjechała, a ojciec nie chciał się mną zajmować…
Pani komisarz patrzyła w piwne oczy dziewczyny i zastanawiała się nad odpowiedzią. Sama nie wiedziała, dlaczego postąpiła wtedy tak, jak postąpiła. Na pewno tłumaczenie tego siostrzaną miłością byłoby sporym nadużyciem. Najprawdopodobniej decydujące znaczenie miało jej własne, szczęśliwe, ale pozbawione matczynego ciepła, dzieciństwo.
Na szczęście Kalina wcale nie czekała na odpowiedź.
- Myślisz, że mama w ogóle nas kocha? – zapytała zamyślona.
Joasia spuściła wzrok, wpatrując się teraz w mozaikowy wzór na dywanie, ale nie wypuszczając nastolatki z objęć.
- Myślę, że nasza matka przede wszystkim nie powinna posiadać dzieci – odparła w końcu szczerze. – Gdzieś w głębi duszy na pewno Cię… kocha, tylko… może nie potrafi zamienić tego w czyny, nie wiem.
Pytanie Kaliny sprawiło, że wróciły do niej uczucia, które przez wiele lat skrywała głęboko nawet przed samą sobą. Miała do matki olbrzymi żal, przez co temat ten zawsze był dla niej trudny.
- Musiałaś mnie nienawidzić, kiedy odeszła do mojego ojca i zaszła w ciążę – westchnęła nastolatka, w przedziwny sposób wywlekając na światło dzienne sprawy, których Aśka wolałaby nigdy w życiu nie poruszać.
- Nie odeszła do twojego ojca – odparła, unikając odpowiedzi na główne pytanie. – Odeszła, żeby nacieszyć się wolnością, dopiero potem go spotkała.
- Ale to nie zmienia faktu, że zajmowała się mną, podczas gdy ciebie zostawiła…
- Mną nigdy się nie zajmowała – oświadczyła w końcu Joasia. – Nawet kiedy z nami mieszkała, w zasadzie rzadko ją widywałam.
- A twój tata?
- Mój tata… - Joasia zawahała się przez moment. – Tata kochał mnie i za siebie, i za matkę. I dzięki niemu byłam szczęśliwa.
- Jak zmarł?
Kalina wiedziała tylko, że pierwszy mąż jej matki nie żyje, ale to była w zasadzie cała jej wiedza na ten temat. Teraz wpatrywała się w siostrę z ciekawością, ale i niepokojem.
Joasia wypuściła w końcu siostrę z objęć i odgarnęła włosy z twarzy.
- Miał zawał – odparła krótko.
Nie powiedziała tego Kalinie, ale winą za śmierć ojca, zawsze obarczała matkę. Przez lata wspólnego życia zszargała mu zdrowie. Pierwszy zawał miał, kiedy dowiedział się, że jego była żona ponownie jest w ciąży. Drugiego jego serce nie wytrzymało. Joasia wciąż powtarzała sobie, że gdyby nie jej matka, mógłby wciąż żyć. Kiedy zmarł, miał zaledwie pięćdziesiąt lat, a ona rozpoczynała właśnie pracę na komendzie przy ulicy Pomorskiej.
- Pójdę się wykąpać – powiedziała w końcu Joasia, podnosząc się z łóżka. Na skutek przykrych rozmyślań jej radość z powodu decyzji Kaliny nieco osłabła. – Jestem wykończona.
Jakoś nikomu nie przyszło do głowy, żeby o zmianie planów poinformować matkę. Tak więc półtorej godziny później w progu ich domu stanęła kobieta w średnim wieku, z włosami spiętymi w kok, ubrana w strój, którego z całą pewnością nie powstrzydziłaby się niejedna nastolatka.
- Nigdzie nie idę – oświadczyła Kalina, która nie raczyła nawet zamienić piżamy na dżinsy i podkoszulek. – Zostaję z Asią.
Policjantka stała w kuchni i przysłuchiwała się rozmowie. Docierały do niej pełne pretensji słowa matki i coraz bardziej aroganckie odpowiedzi Kaliny. Nie zamierzała się wtrącać z tego prostego powodu, że nie chciała patrzeć na gościa. W końcu jednak zdecydowała się wesprzeć siostrę, bo w jej głosie słyszała coraz bardziej rozpaczliwe nuty.
Przeszła do przedpokoju, gdzie toczyła się zażarta dyskusja. Objęła Kalinę ramieniem i spojrzała matce hardo w oczy.
- Ty już swoje zrobiłaś – powiedziała lodowatym tonem. – Najpierw próbowałaś zniszczyć moje życie, potem Kaliny. Krzywdziłaś nas, dopóki miałaś taką możliwość. Teraz jesteśmy ponad to. Więc wyjdź i pozwól nam spokojnie żyć.
- Joasia – odparła kobieta, uśmiechając się w bardzo nieprzyjemny sposób i mierząc starszą córkę badawczym spojrzeniem. – Nic się nie zmieniłaś.
Aśka wiedziała, że wbrew pozorom to wcale nie jest komplement. Kiedy ostatni raz się widziały, czyli już niemal osiemnaście lat temu, była dziewczynką wychowywaną przez ojca – której znacznie bliższa była piłka niż lalki. O ile wtedy mogło to uchodzić za nieszkodliwe, w tym momencie podobne słowa oznaczały po prostu brak kobiecości. A za tym mogły iść także następne „zarzuty”.
- Mylisz się – oświadczyła Joasia z chłodnym opanowaniem. – Kiedyś mogłaś mnie zranić, teraz już nie możesz.
- Wciąż tak samo cięty język… - zakpiła kobieta.
Cały czas nie spuszczała z Joasi krytycznego wzroku. Pani komisarz czuła, że traci nad sobą panowanie. Zaczynała zapominać, że Kalina wciąż jest obok i przysłuchuje się rozmowie.
- Blada i chuda jak dawniej – kontynuowała matka, - wciąż w łachmanach, cały czas tak samo bezbarwna. I pracujesz w policji, no proszę. Zawsze wiedziałam, że odnajdziesz się w męskim zawodzie. Życie uczuciowe chyba też nie kwitnie, sądząc po tym, że chcesz ją zatrzymać.
Lekceważącym ruchem głowy wskazała młodszą córkę. Tego jednak było za wiele. Obie siostry poczuły, że miarka się przebrała. Aśka zacisnęła pięści i już miała wyrzucić matkę z mieszkania, kiedy uprzedziła ją Kalina. Rzuciła się na matkę, a Joasia przez chwilę była pewna, że zamierza ją uderzyć. Dziewczyna jednak złapała ją tylko za ubrania i popchnęła gwałtownie w kierunku drzwi. Aśka nieco wyczulona na tym punkcie (za pewne ze względu na pracę) odciągnęła siostrę w obawie, że niechcący dojdzie do tragedii. Otworzyła szeroko drzwi i spojrzała raz jeszcze na matkę.
- Wynoś się – powiedziała z nienawiścią. – A jeśli jeszcze raz tu wrócisz, nie zostaniesz już tak uprzejmie potraktowana.
Kiedy drzwi ponownie się zamknęły, Joasia spojrzała na młodszą siostrę. Kalina wyglądała na wstrząśniętą sceną, która przed chwilą miała miejsce.
- Mam nadzieję, że więcej jej nie zobaczę – powiedziała policjantka z irytacją.
Wiedziała, że Kalinie należało się słowo wsparcia, ale sama była zbyt zdenerwowana, żeby się na to zdobyć. Poklepała ją tylko po ramieniu i poszła do kuchni skończyć jajecznicę.

Pierwszy dzień po powrocie do pracy z tygodniowego urlopu nie był dla Ani łatwy. Wspomnienia ze ślubu, który ostatecznie nie doszedł do skutku wciąż były bardzo żywe. Nie wyobrażała sobie spotkania z Rafałem, wiedziała, że będzie jeszcze bardziej cierpieć. Nie miała jednak wyjścia – mimo próśb Stary nie chciał zgodzić się na przedłużenie urlopu, nawet bezpłatnego.
Tak więc chcąc nie chcąc punkt ósma Ania pojawiła się na komendzie. Miała nadzieję, że przynajmniej zamieni kilka słów z Joasią, którą zmieniała, ale okazało się, że kobieta wcześniej wyrwała się do domu. Jedynymi osobami, które zastała na komendzie byli zaspany Bartek i, o zgrozo, Rafał.
Tak jak przewidziała, kiedy spojrzała na partnera, poczuła się jeszcze gorzej. Wciąż dręczyły ją wizje tego, co mogło ich czekać, a co nigdy nie stanie się rzeczywistością. Nie mogła poradzić sobie z poczuciem, że cała ta radość ze ślubu, którą przecież okazywał Rafał, była zwykłym oszustwem.
Przez cały dzień oboje męczyli się w swoich towarzystwie. Jak na złość nie było żadnej sprawy, więc głównie siedzieli za biurkami, rzucając sobie ukradkowe spojrzenia. Ledwie wskazówki zegara przesunęły się, wskazując szesnastą, Anka wstała i skierowała się do drzwi.
- Podwieźć cię? – zapytał cicho Rafał.
Kobieta zatrzymała się na dźwięk jego głosu. W pierwszym momencie zdenerwowała się, twierdząc w duchu, że w takiej sytuacji nie powinien mieć tyle tupetu, by się odezwać. Zaraz jednak zmieniła zdanie – propozycja podwiezienia była przejawem odwagi i niemą propozycją utrzymania jak najnormalniejszych stosunków. Odwróciła się powoli.
- Dobrze – zgodziła się, choć w jej głosie dało się wyczuć niechęć.
Niedoszli małżonkowie wsiedli do czarnej toyoty i ruszyli w kierunku mieszkania Ani. Atmosfera była bardzo napięta. Nie odzywali się ani słowem, starając się skupić na audycji radiowej. Dopiero kiedy samochód zatrzymał się na przyblokowym parkingu, Rafał postanowił się odezwać. Ania już odpięła pas i sięgała do klamki, ale głos partnera ją zatrzymał.
- Chciałbym ci coś powiedzieć – zaczął cicho.
Kobieta spojrzała na niego z mieszaniną żalu i niechęci.
- Nie mamy o czym rozmawiać – odparła bezlitośnie.
- Daj mi pięć minut, proszę – nalegał Rafał, nabierając powoli pewności siebie.
Anka skinęła głową od niechcenia, udając, że niewiele ją to obchodzi Tak naprawdę jednak bardzo była ciekawa, co takiego Rafał ma jej do powiedzenia.

czwartek, 26 kwietnia 2012

7. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

- Co z Anią i Rafałem? Rozstali się?
- Wciąż mam nadzieję, że się pogodzą – westchnęła kobieta. – Szkoda byłoby, gdyby zmarnowali taki ładny związek przez głupie nieporozumienie.
- Nieporozumienie? – powtórzyła Kalina z niedowierzaniem. – Z powodu nieporozumienia odwołali ślub?
- To trochę bardziej skomplikowane – mruknęła Joasia, nie wdając się jednak w szczegóły. Nie miała ochoty o tym rozmawiać, a poza tym byłoby to niezbyt lojalne zachowanie w stosunku do przyjaciół. – Świetna lasagne – dodała.
Kalina uśmiechnęła się, udając, że nie zauważyła celowej zmiany tematu.
- Matka dzwoniła – powiedziała, przechodząc w końcu do rzeczy. – Chce się z nami spotkać.
Aśka prychnęła ze złością, nim zdążyła zastanowić się nad sensowną reakcją.
- Przypomniała sobie – zakpiła. – W porę i w czas, nie ma co.
- Powiedziałam, żeby zadzwoniła później, jak będziesz w domu – kontynuowała niezrażona nastolatka. – Nie wiedziałam, czy mogę jej podać numer twojej komórki.
- Na przyszłość: nie możesz – odparła Aśka, a w jej głosie słychać było irytację. – Jakbym mało miała problemów, brakuje mi jeszcze jej głupich pomysłów.
- Powiedziała, że mogłabym znowu z nią zamieszkać – wypaliła znienacka Kalina. – Wynajęła jakieś mieszkanie na obrzeżach miasta.
Joasia poczuła, że ziemia usuwa jej się spod nóg. Kalina doprowadzała ją do szału i czasem naprawdę tęskniła za samotnym mieszkaniem, ale tak naprawdę nie wyobrażała sobie, żeby jej siostra się wyprowadziła.
- Akurat ja tu nie mam nic do gadania – powiedziała, starając się nie pokazać po sobie, jak bardzo poruszyła ją ta wiadomość. – Ona jest twoją prawną opiekunką.
- Chcesz, żebym z nią zamieszkała? – zapytała wprost Kalina.
Utkwiła w siostrze badawcze spojrzenie i czekała na odpowiedź.
- Oczywiście, że nie – odparła po chwili Joasia, mając nadzieję, że nie brzmi zbyt desperacko. – Ale jeśli ty tego chcesz, to nie będę ci przeszkadzać.
Kalina wyszła bez słowa z kuchni, a chwilę później trzasnęły drzwi jej pokoju. Joasia odłożyła widelec i ukryła twarz w dłoniach. Zaczynała coraz bardziej bać się samotności.
Kiedy dwie godziny później brała prysznic, znalazła w łazience pierścionek Kaliny. Zarzuciła na siebie koszulę nocną i poszła odnieść zgubę. Zapukała i weszła do pokoju siostry, ale na jej widok stanęła jak wryta. Kalina siedziała na ziemi obok torby podróżnej i układała w niej swoje książki.
- Zostawiłaś pierścionek na zlewie – powiedziała cicho.
Zrobiła jeszcze kilka kroków do przodu i oddała siostrze błyskotkę. Przez chwilę patrzyła na nią zamyślona.
- Więc jednak się wyprowadzasz… - mruknęła, starając się, by w jej głosie nie dało się wyczuć żalu. – Pomóc ci?
- Nie trzeba – odparła dziewczyna lodowatym tonem.
Aśka pokiwała powoli głową i wyszła.
Tej nocy udało jej się zasnąć tylko dlatego, że była naprawdę bardzo zmęczona. Niestety sny jej nie oszczędzały. Najpierw zobaczyła siebie i Sebastiana w dość intymnej sytuacji, a potem przez resztę nocy przed kimś uciekała. Kiedy w końcu zadzwonił budzik, wyrywając ją z niespokojnego snu, była niemal zadowolona, że już pora wstawać.
Na komendzie znowu pojawiła się przed czasem. Tym razem jednak nie miała pretekstu, żeby zmyć się przed przyjazdem partnera. Jedyne co mogła zrobić, to zaszyć się za stertą raportów i marzyć, by wskazówki zegara poruszały się szybciej.
W podobnym tonie minęła reszta tygodnia. Wieści docierające do Joasi każdego kolejnego dnia nie były ani trochę optymistyczne. Nastroje w pracy nie uległy zmianie ani na jotę i sama nie była pewna, czy bardziej jest zła na Sebastiana, czy może on na nią. Niestety większość czasu zmuszona była spędzać w biurze, bo w śledztwie, które prowadzili nie pojawiały się żadne nowe tropy. Próbowała przesiadywać w pokoju asystentów, aż do czasu, kiedy zauważyła, że Bartek i Kaśka ulatniają się z zadziwiającą szybkością, tak jakby nie chcieli przebywać w jej towarzystwie. Jakby tego było mało dostała od Ani smsa z wiadomością, że wyjechała na tydzień do rodziców, w związku z czym nie miała szansy pogodzić się z Rafałem. Aśka współczuła mu bardzo, bo, nie wiedzieć czemu, wydawał jej się największą ofiarą całej tej sprawy. Tak więc codziennie po pracy jeździła do niego, sprawdzić jak się miewa, porozmawiać, podnieść na duchu i zapewnić, że na nią może liczyć. Co dziwne, ani razu nie spotkała tam Sebastiana.
W domu sytuacja także nie przedstawiała się najlepiej. Kalina nie odzywała się do siostry ani słowem, a jej rzeczy stały spakowane i gotowe do wyprowadzki.
To wszystko sprawiło, że Joasia z ulgą przywitała nadejście niedzieli, kiedy to miała nocną zmianę bez Sebastiana, który już wcześniej załatwił sobie wolne. Towarzyszył jej tylko Bartek, który jednak siedział przed komputerem i układał pasjansa, prawie się nie odzywając. Kobieta miała więc czas dla siebie, nie dręczona napiętą atmosferą i niemymi pretensjami. Zagłębiła się w lekturze wyjątkowo interesującego kryminału, kiedy nagle rozbrzmiał dźwięk telefonu.
Bartek sięgnął od niechcenia po słuchawkę i przez moment w milczeniu kiwał głową, najwyraźniej zaintrygowany słowami rozmówcy. Joasia zmarszczyła brwi, bo po chwili podał jej słuchawkę ze znaczącym spojrzeniem.
- Joanna Czechowska – mruknęła do telefonu.
- To ja, Joasiu.
Policjantka zmrużyła oczy. Nie rozmawiała z nią od wielu lat, ale dobrze pamiętała jej głos. Nawet w normalnych okolicznościach nie byłaby zadowolona z tego telefonu, a co dopiero mając świadomość, że dzwoni z powodu rychłej wyprowadzki Kaliny.
- Czego chcesz? – warknęła.
Nawet nie zwróciła uwagi na Bartka, który wytrzeszczył oczy zaskoczony jej niechęcią w stosunku do matki. Znał co prawda, podobnie jak reszta przyjaciół, jej sytuację rodzinną, ale Joasia nigdy nie wdawała się w szczegóły, więc tak naprawdę niewiele wiedział o jej relacjach z matką.
- Chciałabym się z tobą spotkać – odparła kobieta, jakby nie zauważyła nieprzyjaznego tonu córki. – Musimy porozmawiać o Kalinie.
- Nie mamy o czym – oświadczyła Joasia z całą stanowczością, na jaką było ją stać. – Skoro Kalina postanowiła z tobą zamieszkać, pozostaje wam tylko ustalić termin przeprowadzki. Ja się dostosuję.
- Myślę, że…
- Nie obchodzi mnie, co myślisz – mówiła Aśka bezlitośnie. – I nie dzwoń tu więcej, bo sobie tego nie życzę.
Odłożyła słuchawkę, używając do tego nieco zbyt dużo siły, by można to uznać za naturalne i wróciła do swojej książki, choć ręce jej się trzęsły. Bartek obserwował to wszystko z mieszaniną zaskoczenia i zażenowania.
- Wszystko w porządku? – zapytał w końcu.
- Rewelacyjnie – warknęła Joasia.
- Kalina się wyprowadza?
Przez dłuższą chwilę Aśka nie odpowiadała. Potem wreszcie podniosła wzrok i spojrzała na mężczyznę.
- Nasza matka zamieszkała gdzieś w mieście i zaproponowała jej, by się do niej przeprowadziła – odparła nieco łagodniejszym tonem.
- I pozwolisz na to? – zdziwił się szczerze asystent.
- Nie mam tu nic do gadania – westchnęła Joasia, odkładając w końcu książkę. – Jeśli Kalina tak zdecydowała, muszę uszanować jej wybór.
- Myślałem, że w sumie dobrze się wam mieszka…
- Ja też tak myślałam – przyznała kobieta z ciężkim westchnieniem. – Ale prawda jest taka, że kiedy Kalina przeprowadziła się do mnie, potrzebowała miłości i wsparcia, a ja nie potrafiłam jej tego dać. Nigdy nie byłam dla niej starszą siostrą.
- Nie bądź dla siebie zbyt surowa, w końcu to była trudna sytuacja dla was obu…
Aśka pokręciła tylko głową. Wciąż miała nadzieję, że stanie się coś, co zmieni decyzję Kaliny, ale szanse na to malały z każdą godziną i kobieta dobrze o tym wiedziała.
- Tak po prostu oznajmiła ci, że się wyprowadza? – dopytywał Bartek, nie mogąc uwierzyć, że relacje między siostrami były aż tak fatalne.
Policjantka westchnęła i opowiedziała mu przebieg tamtego wieczoru. Nie spodziewała się, że to właśnie Bartek będzie osobą, której się zwierzy, ale mówią szczerze, wielkiego wyboru nie miała. Jedno było pewne: musiała z kimś porozmawiać.
Bartek wysłuchał wszystkiego uważnie, kiwając głową. Zdawało się, że naprawdę myśli intensywnie nad sprawą.
- A nie sądzisz, że ona po prostu chce, żebyś ją zatrzymała? – zapytał w końcu, decydując się na wyjawienie koleżance swojej koncepcji.
Joasia zmierzyła asystenta powątpiewającym spojrzeniem. Ten pomysł wydał jej się całkowicie absurdalny, ale kiedy spróbowała się nad nim zastanowić, wszystkie fakty nagle zaczęły do siebie pasować.
- Ależ ja jestem głupia – podsumowała w końcu. – Chciałam jej pokazać, że szanuję jej wybory, że nie próbuję jej niczego narzucać… A ona musiała to odebrać na opak.
- Może jeszcze da się coś zmienić?
- Wiesz… Ja i Kalina mamy jedną wspólną cechę: łatwo nas urazić, a trudniej to potem odkręcić.
- Sebastian coś o tym wie – mruknął Bartek, zanim zastanowił się nad sensem wypowiadanych słów. Natychmiast tego pożałował, ale nie mógł już nic zmienić.
- Nie mieszaj do tego sprawy z Sebastianem – odparła Joasia, ale o dziwo nie było w jej głosie ani odrobiny złości. – To zupełnie inna para kaloszy.
Bartek uniósł ręce na znak kapitulacji i wrócił do pasjansa. Jakimś cudem humor Joasi odrobinę się poprawił. Teraz już przynajmniej nie musiała myśleć, że Kalina nie chce z nią mieszkać. Bądź co bądź było to pocieszające.

Kilka minut po północy Sebastian zjawił się u Rafała na umówione piwo. Godzina była co prawda późna, ale jak dla nich – całkowicie normalna. Rozsiedli się na kanapie, włączyli walkę bokserską i jak na rozkaz otworzyli puszki z piwem.
- No i jak? – zgadnął Rafał.
Seba uśmiechnął się chytrze.
- Ok – odparł, szczerząc zęby.
- Umówicie się jeszcze?
- Kto to wie… - mruknął komisarz. – Powiedziałem, że zadzwonię.
- Czyli marne szanse – zauważył Rafał, który zbyt długo znał przyjaciela, żeby nie znać jego podstawowych zagrań stosowanych po większości randek. – Nie zaiskrzyło?
- Stary, kto tu mówi o iskrzeniu? – zapytał Seba, patrząc na przyjaciela z lekkim politowaniem. – Z babą spotkasz się drugi raz i zaraz myśli, że ty na poważnie. Po co mi to? Takich jak ona jest w tym mieście na pęczki.
Rafał rzucił przyjacielowi niechętne spojrzenie, ale nie skomentował jego słów. Wiedział, że Sebastian sam nie wierzy w to, co mówi, ale zdawał też sobie sprawę, jak odebrałby każdy jego sprzeciw. Wdawanie się w podobne dyskusje nie miało sensu. Bo co by to mogło zmienić? On znalazł już kobietę swojego życia, ale Sebastian najwyraźniej wciąż miał to przed sobą. Rafał był pewny, że jego przyjaciel zmieni zdanie, dopiero kiedy na własnej skórze poczuje, co znaczy miłość.
Oczywiście nie znaczyło to, że Sebastian nigdy nie miał poważnego związku, wręcz przeciwnie. Raz był nawet zaręczony, ale od tamtego czasu minęło wiele lat i Rafał podejrzewał, że to właśnie tamto wydarzenie zmieniło jego stosunek do małżeństwa. Zapewne gdyby rzeczona Kinga nie znalazła sobie kochanka na kilka tygodni przed ślubem, Sebastian byłby już mężem, a być może nawet ojcem. I z całą pewnością inaczej myślałby o małżeństwie.
- A może wciąż myślisz o Aśce? – podsunął Rafał, z trudem powstrzymując się od złośliwego uśmiechu.
Seba prychnął, demonstrując oburzenie, ale kiepsko mu to wyszło.
- Jest całkiem niezła – odparł obojętnym tonem.
- I to dlatego tak cię to męczy? – drążył Rafał bezlitośnie.
- To że ma fajny tyłek, to jeszcze nie znaczy…
- Daj spokój – Rafał przerwał przyjacielowi. – Kogo ty chcesz oszukać?
- Dobra – warknął w końcu Seba, szczerze rozzłoszczony. – Zakochałem się, zadowolony?

środa, 25 kwietnia 2012

6. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Dopiero godzinę później dotarła do domu. Dziwnie otępiała po kłótni z partnerem miała nawet problem z otworzeniem drzwi. W końcu weszła do mieszkania, rzuciła klucze na szafkę i, nie zdejmując butów, poszła sypialni.
Każda najdrobniejsza czynność sprawiała jej problem, jakby ciało zaczęło odmawiać współpracy. Nie miała nawet siły powiesić ubrań, rzuciła je tylko zmięte na fotel i opadła na łóżko.
Długo wpatrywała się w sufit nieprzytomnym wzrokiem. Nie myślała o niczym, po prostu leżała tak, uspokajając się powoli.
Dopiero dobrą godzinę później zdecydowała się wstać. Zdała sobie sprawę, że nikt nie zainteresował się jej przyjściem, co było odrobinę niepokojące. Zajrzała do pokoju Kaliny, kuchni, salonu, a nawet na balkon, ale nigdzie nie znalazła ani siostry, ani psa. W końcu przypomniała sobie, że Kalina umówiła się z przyjaciółmi w parku i miała zabrać ze sobą Bryzę.
Po chwili namysłu zrobiła sobie mocną herbatę i kilka kanapek. Zdała sobie sprawę, że jest bardzo głodna, bo niewiele zjadła z kebaba, który był jej jedynym tego dnia posiłkiem. Tak przygotowana usiadła na kanapie w salonie, owijając się kocem i włączyła telewizor, choć nie była niczym zainteresowała. Po prostu męczyła ją cisza.
Tak naprawdę wciąż była w głębokim szoku. Nie mogła pogodzić się z tym, co usłyszała od Sebastiana i wcale nie wiedziała, które zdanie było najgorsze. W końcu zdała sobie sprawę, że cokolwiek by nie zrobiła, ich relacje już nigdy nie wrócą do normalności. Najgorsze było to, że nie mogła nawet nikomu się wyżalić. Jedyną osobą, z którą chciałaby o tym porozmawiać była Ania, ale ona miała większe problemy.
Zanim zapadł zmierzch, doszła do wniosku, że przede wszystkim powinna skupić się na problemach przyjaciół. Wiedziała, że związek Ani i Rafała był bardzo dojrzały, a małżeństwo miało być jego ukoronowaniem. To że do niego nie doszło, nie mogło zniszczyć ich uczucia. Joasia miała wielką nadzieję, że dzięki dobrze dobranym słowom i kilku sensownym argumentom uda jej się naprawić to, co zniszczył Sebastian.
Z samego rana Aśka zjawiła się na komendzie. Chciała rozmówić się z Kasią, zanim pojawi się Sebastian. Miała szczęście. Wpadła na asystentkę na korytarzu.
- Mam sprawę – powiedziała bez zbędnych wstępów. – Wezmę tylko portret pamięciowy i jadę do rodziny Łapickiego. Potem wstąpię jeszcze do siedziby telewizji, może ktoś się do nich odzywał w sprawie tego poszukiwanego chłopaka.
Kaśka kiwała gorliwie głową, choć nie bardzo wiedziała, do czego to wszystko zmierza. Pani komisarz westchnęła ciężko i przeszła wreszcie do sedna swojego monologu.
- Powiedz to Sebastianowi, jak przyjedzie, dobrze? – poprosiła.
Asystentka natychmiast wyczuła, że coś jest nie tak. Zwykle Joasia i Seba dzwonili do siebie po kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt razy dziennie. Dlaczego więc tej sprawy nie mogła załatwić przy pomocy telefonu. Byłby to z całą pewnością szybszy, pewniejszy i wygodniejszy sposób, a jednak z jakiegoś powodu z niego nie skorzystała.
- Znowu się pokłóciliście? – zapytała z westchnieniem, choć zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
- To skomplikowane – mruknęła Joasia.
Nie chciała wdawać się w dyskusje na ten temat. Może i Kasia była odpowiednią osobą, żeby wysłuchać jej rozterek, ale moment z całą pewnością nie był ku temu sprzyjający. Teraz była w pracy i musiała skupić się na śledztwie, a resztę dnia zamierzała poświęcić na ratowanie związku przyjaciół.
- Po prostu mu to przekaż – poprosiła ponownie.
Kaśka tylko westchnęła z rezygnacją i kiwnęła głową. Jej sprzeciw z całą pewnością nie uratowałby sytuacji.

Żona zamordowanego mężczyzny rozmawiała z Joasią niezbyt zachęcającym tonem. Odpowiadała co prawda na pytania, ale robiła to od niechcenia, jakby wcale nie zależało jej na znalezieniu zabójcy męża. Z dziećmi pani komisarz porozmawiać nie mogła. Po pierwsze miały kolejno trzy i pięć lat, więc ich zeznania i tak na niewiele by się zdały, a po drugie były u dziadków. Tak więc Aśka wróciła do samochodu asystentów i skierowała się do siedziby regionalnej telewizji.

Tymczasem na komendzie Kasia przekazała Sebastianowi informacje od Joasi. Nie wyglądał na zachwyconego, ale nie odpowiedział jej ani słowem. Wściekły na cały świat zaszył się w biurze i zabrał za wypełnianie raportów.
- O co im znowu poszło? – zapytał Bartek, który przysłuchiwał się rozmowie.
- Nie mam bladego pojęcia – westchnęła Kasia, z trochę zbyt dużą energią szukając w szufladzie dokumentów. – Wczoraj jeszcze wszystko było w porządku.
- Wodzą się jak czapla z żurawiem – mruknął mężczyzna. – To się kłócą, to się godzą… Kto za nimi nadąży?
- To chyba jakieś fatum – powiedziała Kaśka, siadając za biurkiem i patrząc na Bartka bezradnie. – Anka odchodzi na emeryturę, Aśka i Seba wciąż się kłócą, no a Ania i Rafał… lepiej nie mówić.
Westchnęła i przygnębiona zamieszała zimną już kawę.
- Samo życie – odparł Bartek, chociaż jego głos także nie brzmiał wesoło. – Pewnie szybko się pogodzą.
- Obyś miał rację…
- A tymczasem… może damy im dobry przykład, co? – wypalił policjant. – Zapraszam się dziś na kolację, co ty na to?
Kaśka spojrzała na przyjaciela zaskoczona. Po chwili jednak uśmiechnęła się szeroko.
- O której? – zapytała.
- Dwudziestej? U mnie – zaproponował Bartek.
- No to jesteśmy umówieni.

Punkt trzecia Joasia zapukała do drzwi mieszkania Rafała. Od porannej rozmowy z Kasią nie pojawiła się na komendzie i, mówiąc szczerze, była z tego bardzo zadowolona. Spotkanie z Sebastianem mogło oznaczać kolejną kłótnię, a na to nie miała ochoty. Wolała spożytkować ten czas na poważną rozmowę z Rafałem.
- Aśka? – zdziwił się mężczyzna, otwierając jej drzwi. – Co ty tu robisz?
- Mogę wejść?
Rafał przesunął się w drzwiach, wpuszczając Joasię do środka. W mieszkaniu było ciemno i duszno. Mężczyzna pozamykał wszystkie okna i zasłonił rolety. Aśka od razu wyczuła opary stęchłego alkoholu. Zmarszczyła noc, ale nic nie powiedziała. Nie skomentowała także stroju Rafała, na który składały się brudne dresy i porwany podkoszulek, ani chaosu panujące w salonie.
- Napijesz się czego? – zapytał mężczyzna, siląc się na uprzejmość.
Domyślał się, że przyszła w sprawie niedoszłego ślubu i nie spodziewał się usłyszeć nic miłego. Prawdę mówiąc nastawił się na awanturę.
- Nie, dzięki – odparła Joasia spokojnie. – Chciałam tylko porozmawiać.
- Jeśli przyszłaś mi powiedzieć, że jestem skończonym śmieciem, to nie musisz. Sam dobrze o tym wiem – mruknął Rafał.
Opadł na fotel, sięgając po otwartą puszkę piwa. Upił spory łyk i wpatrzyła się w ścianę. Joasia przysiadła na kanapie, przesuwając jednorazowe opakowania po jedzeniu ze ślubnego cateringu.
- Nie mam zamiaru prawić ci morałów – powiedziała łagodnie. – Pomyślałam, że sprawdzę, jak się czujesz.
- Naprawdę cię to interesuje?
- Myślisz, że inaczej zawracałabym sobie głowę? – zapytała z lekkim uśmiechem.
Rafał spojrzał na nią oczami bez wyrazu.
- Więc chcesz wiedzieć, jak się czuję – mruknął. – W takim razie powiem ci: jak ostatni idiota. I nic w tym dziwnego, w końcu nim jestem.
Aśka z trudem powstrzymała uśmiech. Wstała i przycupnęła na oparciu fotela, na którym siedział Rafał.
- Jeszcze nie jest za późno, żeby to naprawić – powiedziała.
- Na wszystko jest za późno – westchnął Rafał zrezygnowany. – Zraniłem kobietę swojego życia i zrujnowałem nasz związek. Jestem kompletnym kretynem…
- Jesteś – zgodziła się Aśka całkiem poważnie. – Ale Anka jest od ciebie mądrzejsza i na pewno ci wybaczy.
- Byłaś z nią tamtego dnia, prawda? – zapytał niepewnie. Joasia skinęła głową. – Bardzo to przeżyła?
- Bardzo – przyznała Aśka. – Cały dzień przepłakała. I nadal nie czuje się najlepiej.
- I co ja mam teraz zrobić? – zapytał Rafał, patrząc na przyjaciółkę bezradnie.
- Przede wszystkim posprzątać tu trochę i wywietrzyć – powiedziała Joasia z lekką naganą w głosie. – Potem umyć się, ogolić i ubrać. A następnie pojechać do Ani i wyjaśnić jej wszystko.
- Nie mogę – odparł Rafał rozpaczliwym tonem. – Nie będzie chciała mnie słuchać.
- Może nie za pierwszym razem, może nie za drugim, ale za dziesiątym na pewno się uda. A jeśli będziesz tu siedział i użalał się nad sobą, naprawdę ją stracisz.
Przez dłuższą chwilę Rafał rozważał słowa przyjaciółki, jakby oceniał, na ile są sensowne. W końcu westchnął ciężko.
- No, chodź, pomogę ci posprzątać – powiedziała Joasia dziarskim tonem.
Kiedy dwie godziny później przekroczyła próg swojego mieszkania, pomyślała, że chciałaby mieć tyle energii i optymizmu, ile okazała przed Rafałem. Wzbudziła w nim nadzieję na uratowanie związku i była z tego bardzo dumna. Nie mogło to jednak zmienić faktu, że sama sobie pomóc nie potrafiła.
- Aśka, to ty?! – zawołała z kuchni Kalina.
- Tak! Wyprowadzałaś psa? – odkrzyknęła Joasia niemal odruchowo.
- No…
Pani komisarz kopnęła swoje buty w kąt przedpokoju i ruszyła w kierunku, z którego pochodził przyjemny zapach pieczonego sera. Chwilę później okazało się, że Kalina zrobiła lasagne. To na moment poprawiło humor głodnej kobiecie, jednak nie trwało to długo. Joasia uświadomiła sobie, że to ulubiona potrawa Sebastiana i natychmiast straciła na nią ochotę. Nie mogła jednak nie zjeść lasagne przyrządzonej przez Kalinę, choćby dlatego, że zrobiła ją z własnej woli, co zdarzało się bardzo rzadko. Tak więc umyła ręce i usiadła przy kuchennym stole.
- Co w pracy? – zagadnęła Kalina.
Aśka nie miała najmniejszej ochoty o tym rozmawiać, ale zależało jej na podtrzymaniu uprzejmej konwersacji, więc zmusiła się do odpowiedzi.
- Zaczęliśmy nową sprawę, na razie nic ciekawego – odparła. – A jak tam twój… Jarek? – zapytała uprzejmie.
- On ma na imię Krzysiek – powiedziała Kalina, krzywiąc się z niechęcią. Joasia zaklęła w duchu. Jedna z niewielu okazji do spokojnej rozmowy właśnie została przez nią zmarnowana. – I ma się świetnie.
W głosie Kaliny nie było już słychać ani odrobiny dobrej woli. Aśka jednak nie miała siły na awantury, więc spróbowała od razu załagodzić sytuację.
- Przepraszam, Kalina, ostatnio mam tyle na głowie… - mruknęła, dłubiąc widelcem w talerzu.
Nastolatka przyjrzała jej się uważnie. Faktycznie widać po niej było trudy ostatnich tygodni. Postanowiła więc odpuścić sobie pretensje i odezwała się ponownie spokojnym tonem.
- Jeśli potrzebujesz pomocy… - zaczęła.
- Dzięki, ale chyba nie ma nic takiego – powiedziała Joasia, zmuszając się do uśmiechu.

wtorek, 24 kwietnia 2012

5. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Okazało się, że Ania jest w kompletnej rozsypce. Joasię do jej mieszkania wpuściła Kaśka. Minę miała nietęgą.
- Odkąd przyjechałyśmy, nie wyszła z łazienki – mruknęła, zdając koleżance relację. – Nie chciała ze mną rozmawiać.
- Ale co się właściwie stało? – zapytała Aśka, zdejmując szpilki, które już zdążyły otrzeć jej kostki. – Rafał powiedział mi tylko, że ślubu nie będzie i żebym wszystko odwołała…
- Podszedł do Anki, jak poszłaś do kościoła. Rozmawiali chwilę, a potem ona odeszła zapłakana – opowiadała Kasia, zerkając co chwilę z niepokojem na drzwi łazienki. – Ale nie odezwała się do mnie ani słowem, kompletnie nic.
- Może ja spróbuję w takim razie…
- Ja chyba pójdę – dodała asystentka. – Pewnie szybciej coś ci powie, jak będziecie same.
Aśka skinęła głową niezbyt świadoma, co robi. Zamknęła za Kasią drzwi i podeszła do łazienki. Zapukała, ale odpowiedział jej tylko cichy szloch.
- Aniu, to ja – powiedziała łagodnie. – Otwórz drzwi, proszę
Po dłuższej chwili szczęknął zamek. Joasia nacisnęła na klamkę i drzwi ustąpiły. Ania siedziała na wannie, zalana łzami. Tusz do rzęs spłynął jej po policzkach, tworząc czarne ścieżki. Na podłodze leżał delikatny, biały welon.
Joasia podeszła do przyjaciółki i przysiadła obok niej. Objęła ją ramieniem i przytuliła się delikatnie, choć nie bardzo wiedziała, co jej powiedzieć. Siedziały tak dłuższą chwilę, aż w końcu Ania odezwała się drżącym głosem.
- Sam mi się oświadczył – wyszeptała. – Do niczego go nie zmuszałam, wcześniej nawet nie wspomniałam o ślubie. – Pociągnęła nosem, przerywając na chwilę. – Myślałam, że chce tego tak samo jak ja. Cieszył się, planował wszystko… I nagle oświadcza, że nie może się ze mną ożenić.
- Aniu, ślub wiąże się z olbrzymimi emocjami, sama dobrze o tym wiesz – odparła łagodnie Joasia. – Rafał na pewno się wystraszył, po prostu spanikował…
- Tchórz też mi niepotrzebny! – zdenerwowała się Ania.
Wyszła z łazienki i szybkim krokiem udała się do sypialni. Po chwili namysłu Aśka podążyła za nią. Z niepokojem obserwowała, jak Ania zrzuca z siebie suknię ślubną, a następnie rzucą ją na podłogę.
W tym samym czasie Sebastian dotarł już do mieszkania przyjaciela. Zastał go nad butelką wódki, wpatrującego się w ścianę tępym wzrokiem. Na sobie nadal miał ślubny garnitur.
- No, stary, popisałeś się – mruknął Seba, rozwiązując powoli krawat.
- Sam mówiłeś, że małżeństwo to głupota – odwarknął Rafał.
Był już nieźle wstawiony i Sebastian natychmiast się zorientował, że dyskusja w tym momencie jest marnotrawstwem czasu. Rzucił krawat na szafkę i rozsiadł się w fotelu. Jedyne co mógł zrobić to dotrzymać towarzystwa przygnębionemu przyjacielowi.

Ania zasnęła dopiero późnym wieczorem. Przez wiele godzin Joasia wysłuchiwała jej żalów, niewiele mówiąc. Tak naprawdę nadal nie rozumiała, co się stało. Nie mogła pojąć, dlaczego Rafał tak nagle zrezygnował ze ślubu. Miała nadzieję, że Sebastian przemówi mu do rozsądku, choć nawet gdyby tak się stało, pozostawało wątpliwe, czy Ania w ogóle zechce jeszcze z nim rozmawiać.
Rafał także zasnął późno. Pił intensywnie, ale tego dnia alkohol jakoś nie robił na nim wielkiego wrażenia. Sebastian przez cały ten czas nie odezwał się ani słowem, rozmyślając zarówno nad jego sytuacją, jak i swoim nastawieniem do ślubów. Wiedział, że musi coś z tym zrobić, rozwiązując jednocześnie i problem przyjaciela, i swój.

Powrót w poniedziałek do pracy nie należał do przyjemności. Ania i Rafał mieli być w tym czasie w podróży poślubnej i bez względu na zaistniałą sytuację mieli wolne. Aśka i Sebastian zjawili się w pracy nieco przed czasem, co nie było ani trochę dziwne w przypadku policjantki, ale pan komisarz raczej nie zjawiał się na komendzie wcześniej, niż było to konieczne. Nikt jednak nie zapytał o powód tego nadzwyczajnego zjawiska. Zamiast tego Tomek przekazał im wiadomość od Starego: mieli zająć się sprawą zamordowanego mężczyzny, którego Joasia i Kaśka znalazły w piątkową noc.
- Raporty od lekarza i techników macie na biurku – zakończył asystent, wręczając im przy okazji stosik raportów do wypełnienia.
Komisarze przeszli do biura i od razu zabrali się za przeglądanie dokumentów. Aśka rzuciła tylko okiem na raport od lekarza sądowego, upewniając się, że nie ma tam nic ponad to, co usłyszała na miejscu zbrodni.
- Jeden cios nożem prosto w serce – mruknęła. – Żadnych śladów.
- Technicy nie znaleźli narzędzia zbrodni – dodał Seba, zagłębiając się w drugi raport. – Tylko jakieś ślady butów, ale kilka metrów dalej, więc nie wiadomo, czy w ogóle są związane ze sprawą.
- Wiesz co, jak szłyśmy tamtą ulicą, potrącił nas chłopak – powiedziała Aśka zamyślona. – Wybiegł z tej bramy, w której chwilę później znalazłyśmy ciało. Według Adama czasowo to by się zgadzało.
- Pamiętasz go? Dasz radę sporządzić portret?
- Spróbuję – westchnęła kobieta i sięgnęła po telefon, żeby sprowadzić rysownika.
- Czekaj, znamy w ogóle jego tożsamość? – zapytał Seba, kartkując akta.
- Tomasz Łapicki, 36 lat. Żonaty, dwójka dzieci. Bartek powiadomił już rodzinę.

Przez cały dzień pracowali nad sprawą. Sporządzony portret pamięciowy przekazali mediom, a w oczekiwaniu na jakiekolwiek wiadomości przesłuchiwali mieszkańców kamienicy w nadziei, że ktoś coś słyszał. Niestety bezskutecznie.
Kiedy minęła szesnasta, zajechali do parku do budki z fast foodami. Kupili sobie dwa kebaby i przysiedli na ławce, rozkoszując się promieniami słońca.
- Trzeba będzie pojechać do jego rodziny – powiedziała Joasia, dźgając plastikowym widelcem kawałek ogórka. – Bartek mówił, że jego żona była w fatalnym stanie, ale minęło trochę czasu, więc może uda się z nią porozmawiać.
- Ale to jutro, co? – mruknął Seba. – Padam z nóg.
Aśka zaśmiała się nagle.
- Masz majonez na nosie – chichotała, patrząc na partnera.
Seba także się uśmiechnął i wytarł twarz.
- Cieszę się, że się pogodziliśmy – wypalił, wpatrując się w swojego kebaba. – Wkurzało mnie to milczenie.
- Mnie też – przyznała Joasia.
- Ale nie tylko dlatego, że jesteśmy przyjaciółmi – kontynuował Sebastian, jakby w ogóle nie dosłyszał jej słów. – Od tamtego dnia nad jeziorem… nie mogę przestać o tobie myśleć.
Aśka poczuła, że kawałek mięsa staje jej w gardle. Z trudem dała radę go przełknąć, ale na resztę już straciła ochotę. Gdyby nie absolutne zaskoczenie, które odebrało jej zdolność logicznego myślenia, natychmiast przerwałaby Sebastianowi. Nie chciała usłyszeć już ani słowa więcej, ale mężczyzna zdawał się tego nie rozumieć.
- Cały czas widzę cię taką jak wtedy - mówił dalej. – Pierwszy raz zobaczyłem, jaka jesteś niesamowita…
- Dość – przerwała mu kobieta stanowczo, wstając. – Nie chcę tego słuchać, ani słowa więcej.
- Zaczekaj, muszę ci to powiedzieć – odparł Seba, również podnosząc się z ławki.
- Dlaczego wy musicie wszystko tak utrudniać? – zapytała Joasia, utkwiwszy w partnerze przenikliwe spojrzenie.
- My?
- Wy, faceci – warknęła. – Tylko jedno wam w głowach.
Wrzuciła ledwie zaczętego kebaba do kosza na śmieci i ruszyła energicznie parkową alejką. Sebastian dogonił ją chwilę później i złapał za rękę. Wyrwała się gwałtownie.
- Nie dotykaj mnie – powiedziała ostrzegawczym tonem.
- Co się z tobą dzieje? – zapytał Sebastian zdezorientowany. Wydawało mu się, że Joasia zareaguje pozytywnie na jego słowa, a tymczasem sytuacja zdawała się być jeszcze gorsza niż poprzednio. – Nie można ci okazać odrobiny uczucia, bo zaraz obrastasz kolcami.
- Uczucia?! – Joasia zatrzymała się tak gwałtownie, że Sebastian na nią wpadł. Wyglądała na naprawdę wściekłą. – Ty w ogóle wiesz, co to znaczy?!
- O co ci chodzi?
- Oboje jesteście tacy sami – powiedziała jadowitym tonem. – Założę się, że mógłbyś się zachować tak samo jak on.
- A co on takiego złego zrobił? – zdenerwował się nagle Seba. – Chyba lepiej, że powiedział jej prawdę, nie?
Joasia zmrużyła oczy. Coś w głosie Sebastiana uświadomiło jej, że pominęła pewien bardzo istotny szczegół.
- To ty… - wycedziła głosem kipiącym z wściekłości. – Ty… namówiłeś go do tego…
Była tak rozzłoszczona, że ledwie mogła mówić.
- Nie musiałem go do niczego namawiać – odparł Seba, choć nagle poczuł się bardzo niepewnie. – Ja tylko przypomniałem mu o tym, co zawsze było dla niego ważne.
- A więc jednak – powiedziała Joasia, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś? Nie masz pojęcia, jak Ania się teraz czuje…
- A ty nie masz pojęcia, jak czuł się Rafał przed tym cholernym ślubem – odparował Sebastian.
- Dlaczego wy się tak tego boicie? Poważnego związku, wspólne życia, wspólnej odpowiedzialności…
- To ty się boisz. Mało mnie nie pogryzłaś, kiedy ci powiedziałem, co czuję.
Aśka na moment ukryła twarz w dłoniach. Miała nadzieję, że kiedy ponownie podniesie wzrok, okaże się, że jest w swojej sypialni, a cała ta rozmowa była tylko wyjątkowo nieprzyjemnym snem.
- Nie mogę uwierzyć, że doszło do tego wszystkiego – wyszeptała po chwili. Złość ustąpiła miejsca rozżaleniu i rezygnacji. – Myślałam, że jesteś uczciwym, szlachetnym facetem. Myślałam, że szanujesz kobiety. A ty… - urwała na moment, szukając właściwych słów. – A ty zniszczyłeś małżeństwo Ani i Rafała, a teraz rujnujesz jeszcze naszą przyjaźń.
- Tak, pewnie, zrzuć na mnie odpowiedzialność za całe zło świata – warknął Seba, który robił się coraz bardziej wściekły.
- Bałeś się, że Rafał będzie szczęśliwy – kontynuowała Joasia, choć sama z trudem mogła uwierzyć w to, co mówi. – Bałeś się, że wydorośleje, założy rodzinę, a ty nie będziesz miał z kim cieszyć się swoją samotnością. Więc sprowadziłeś go do swojego poziomu. Takim właśnie jesteś człowiekiem. Zwykłym egoistą.
- Co ty o mnie wiesz? – odparł Seba, prychając ironicznie.
- Z każdą chwilą coraz mniej…
- To ty masz problem, nie ja – kontynuował mężczyzna. Już nie baczył na słowa, chciał po prostu jak najbardziej zranić partnerkę. – Nie potrafisz stworzyć żadnego związku, bo nie dopuszczasz do siebie facetów. Nie tylko ja będę starzał się samotnie, ty też. Jedyna różnica polega na tym, że ja się czuję dobrze w swoim towarzystwie, a ty będziesz nieszczęśliwa – zakończył bezlitośnie, patrząc kobiecie w oczy.
Joasia wytrzymała to spojrzenie, a potem odwróciła się i odeszła powoli, nie myśląc, dokąd idzie. Chciała tylko jak najszybciej oddalić się z tego miejsca i nie czuć już na sobie spojrzenia Sebastiana.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

4. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Wieczór panieński okazał się katastrofą. Co prawda Joasia i Kaśka przygotowały go z wielką starannością, szykując świetne jedzenie i drinki, dobierając ulubioną muzykę Ani i sprowadzając wyjątkowo atrakcyjnego striptizera, jednak napiętej atmosfery nie były w stanie zmienić. W końcu wyszły z mieszkania przyjaciółki przed drugą i na piechotę ruszyły w kierunku postoju taksówek.
- Jestem beznadziejna – westchnęła Aśka, której przygnębienie pogłębiało się z minuty na minutę. – Co ze mnie za przyjaciółka? Zrujnowałam jej wieczór panieński, a jutro to samo stanie się z weselem.
- Przestań, po prostu przez kilka godzin nie kłóć się z Sebastianem i wszystko będzie dobrze – odparła Kasia, która jak zwykle była uosobieniem opanowania i optymizmu.
- To i tak nie zmieni atmosfery. Druhna nie rozmawia z drużbą i panną młodą, fajne wesele, co? – zakpiła Joasia.
Westchnęła ciężko i rozejrzała się po parkingu, gdzie powinny stać taksówki. Nie było jednak ani jednego samochodu.
- Anka jest zła, bo denerwuje się przed jutrem – powiedziała asystentka, - ale przejdzie jej, zobaczysz.
- Najgorsze jest to, że ja właściwie już nie jestem zła na Sebastiana – wyznała Joasia z rezygnacją.
- Więc dlaczego po prostu się nie pogodzicie?
Aśka westchnęła ciężko i powiodła wzrokiem po pustej ulicy.
- Bo jemu na tym nie zależy – powiedziała w końcu.
- A skąd ci to przyszło do głowy? – żachnęła się Kaśka. – Nie widziałaś, jaki był przybity? Nie przepraszał cię?
- Przepraszał, dwa tygodnie temu – mruknęła Joasia. – Ale od tamtej pory nic, jakby miał to gdzieś.
- Ojej, jego duma ucierpiała – powiedziała Kaśka tonem znawcy. – Nie wiesz, że facecie mają problem z przepraszaniem? I tak możesz czuć się wyróżniona, że w ogóle to zrobił.
- Przejdziemy się na kolejny postój? – zapytała policjantka, zmieniając temat.
Kasia kiwnęła głową i ruszyły powoli w kierunku centrum. Przez kilka długich minut nie odzywały się, a potem nagle Joasia ponownie podjęła temat.
- Wcale nie chciałam go ukarać, czy coś w tym rodzaju – powiedziała. – Naprawdę byłam na niego wściekła i myślałam, że to całkowicie przekreśla naszą przyjaźń. Ale teraz już nie jestem tego taka pewna.
- Zawsze byliście dla mnie wzorem prawdziwej przyjaźni – odparła Kaśka nieco zamyślona. – Zresztą, co ja ci będę mówić, sama wiesz najlepiej.
- Muszę z nim porozmawiać – zadecydowała w końcu Joasia.
Przyspieszyła kroku, chcąc mimo późnej godziny pojechać prosto do partnera. W tym momencie nawet nie przyszło jej do głowy, że tego wieczoru mężczyźni świętować mieli wieczór kawalerski i najprawdopodobniej spali już kompletnie pijani.
Dwie przecznice dalej z bramy, obok której przechodziły policjantki, wypadła postać w kapturze. Potrąciła je, tak że omal nie upadły i pobiegła dalej, przecinając ulicę.
- Komuś tu się bardzo spieszy – mruknęła Kaśka, poprawiając torebkę.
- Lepiej to sprawdźmy – odparła pani komisarz, wyciągając broń i wchodząc do bramy.
Kilkanaście metrów dalej dostrzegły leżącego na ziemi mężczyznę w zakrwawionej bluzie. Joasia rozejrzała się uważnie, a nie zauważywszy nikogo innego, pochyliła się nad rannym.
- Nie żyje – mruknęła. – Wezwij ekipę.
Nie był to najszczęśliwszy moment na rozpoczynanie nowej sprawy, ale policjantki nie miały wyboru. Musiały przynajmniej pomóc w oględzinach miejsca zbrodni, a decyzja o tym, kto będzie prowadził śledztwo i tak należała do Starego.
Pół godziny później w bramie roiło się od policjantów. Technicy zabezpieczali miejsce zbrodni, a mundurowi przeszukiwali okolicę. Joasia zamyślona stała oparta o ścianę budynku i czekała na lekarza sądowego.
- Jeśli chcesz jechać do Sebastiana, to ja tu zostanę – powiedziała Kaśka, wyrywając ją z zamyślenia.
- Nie, to był głupi pomysł – odparła pani komisarz z ciężkim westchnieniem. – Na pewno się spili i śpią, znasz ich. Porozmawiamy jutro.
- Mam nadzieję, że przed weselem…
- Ja też mam taką nadzieję – mruknęła Joasia i ruszyła w kierunku parkującego samochodu lekarza.
Kilka minut później Adam ukląkł obok zamordowanego mężczyzny i w skupieniu obejrzał ranę. Aśka stała nad nim, podrygując nerwowo.
- I co? – zapytała po chwili, ponaglając go najdelikatniej jak umiała.
- Zginął niedawno, może godzinę temu – odparł lekarz z namysłem. – Przyczyną śmierci była oczywiście na rana, jeden cios prosto w serce. Jeśli chodzi o narzędzie… Nóż z prostym ostrzem. Więcej oczywiście…
- … po sekcji – wpadła mu w słowo Asia. – Bronił się?
- Nie widzę nic pod paznokciami, nie ma też żadnych zadrapań, siniaków. Najprawdopodobniej został zaatakowany z zaskoczenia.
Aśka pokiwała głową i odeszła. Chciała przydać się jeszcze do czegoś, ale tylko pokręciła się po miejscu zbrodni i w końcu stwierdziła, że traci czas. Postanowiła wykorzystać ostatnie trzy godziny, które jej pozostały, na sen.
W praktyce niestety nie zdołała się wyspać. Ledwie zmrużyła oczy, zadzwonił jej budzik. Wstała w nienajlepszym nastroju. Nie bardzo wiedziała, jak ma postąpić. Wcześniej oczywiste było, że zjawi się u przyjaciółki z samego rana i pomoże jej przygotować się do ceremonii. Teraz jednak nie była pewna, czy swoją obecnością nie zdenerwuje tylko Ani.
Ostatecznie wykąpała się, zgarnęła swoją sukienkę, obudziła Kalinę i zadzwoniła po taksówkę. Doszła do wniosku, że woli, by przyjaciółka zamknęła za nią drzwi niż wkurzała się na nią za brak wsparcia.
- Dobrze, że jesteś – oznajmiła Ania, jak tylko zobaczyła ją w drzwiach. – Już się bałam, że nie przyjedziesz.
Aśka odetchnęła z ulgą. Przytuliła mocno przyjaciółkę.
- Naprawdę przepraszam – wyszeptała. – Wybrałam sobie najmniej odpowiedni moment.
- To już nieważne – odparła Ania, wzdychając. – A teraz chodź, mamy mało czasu!
Przez kilka następnych godzin kobiety szykowały się na wesele. Ania z każdą minutą była coraz bardziej podenerwowana. Choć w białej, rozkloszowanej sukni z bogato zdobionym gorsetem i welonie upiętym na rozpuszczonych włosach wyglądała naprawdę pięknie, długo kręciła nosem przed lustrem. Kiedy do wyjścia została godzina, a ona nadal narzekała, Aśka postanowiła zająć się własnym wyglądem i tylko odkrzykiwała co chwilę przyjaciółce, że wszystko jest super. Sama średnio była zadowolona ze swojej bordowej, długiej sukni ze zwiewnym dołem i gorsetem odkrywającym sporą część pleców. Kupiła ją dla świętego spokoju, bo nienawidziła chodzenia po sklepach. Teraz jednak i tak niewiele ją to wszystko obchodziło. Chciała po prostu mieć już to wesele za sobą.
Pół do dwunastej podjechały pod kościół. Natychmiast podeszli do niej Kaśka i Bartek, z daleka sypiąc komplementami. Ania była bardzo zdenerwowana, w związku z czym Joasia postanowiła zająć się gośćmi. Poleciła Kaśce, by została z przyjaciółką, a sama skierowała się do kościoła.
- Aniu, wszystko będzie wspaniale, zobaczysz – Kasia przekonywała pannę młodą. – Za godzinę będziesz żoną Rafała!
Jak na zawołanie pojawił się pan komisarz. Zamiast jednak przywitać się z narzeczoną, złapał ją za nadgarstek i odciągnął na bok.
- Co jest grane? – zapytała zaskoczona.
Rafał rozejrzał się, a kiedy uznał, że Kaśka i Bartek stoją w wystarczającej odległości, zaczął mówić nerwowym głosem.
- Ja nie mogę, Aniu – zaczął. – Nie mogę. Nie nadaję się. Przepraszam.
- Ale o czym ty mówisz? – zdziwiła się kobieta.
- O ślubie i tym wszystkim… Ja nie mogę być twoim mężem. Za bardzo się pospieszyliśmy. Przykro mi.
Przez długą chwilę Anka patrzyła narzeczonemu głęboko w oczy. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Wszystkie dotychczasowe obawy zdawały się nagle bardzo małe i nieistotne. Powoli zaczęło do niej docierać słowa Rafał. Do oczu napłynęły jej łzy. Potrząsnęła gwałtownie głową, żeby je powstrzymać, odwróciła się i odeszła w kierunku ulicy. Chwilę później pobiegła za nią Kasia.
- Co się stało? – zapytał Bartek, podchodząc do komisarza.
- Nie będzie ślubu – oznajmił Rafał.
Oznajmienie gościom, że ceremonia została odwołana nie należało do przyjemności. Ten przykry obowiązek spadł na Joasię, bo Rafał szybko się ulotnił. Kobieta z zażenowaniem przekazała smutne wieści wszystkim przybyłym, a także załatwiła formalności w kościele. Sebastian w tym czasie odwoływał catering, salę weselną i zespół.
- Trzeba będzie podjechać i zabrać jedzenie – powiedział godzinę później, podchodząc do partnerki. – Jest trochę za późno na odwołanie zamówienia.
Aśka tylko westchnęła i zrezygnowana opadła na ławkę pod kościołem.
- Nie mieści mi się to w głowie – mruknęła. – Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego…
Sebastian usiadł obok niej, ale nic nie powiedział. Co prawda wiedział, że Rafał miał wątpliwości co do ślubu, ale nie spodziewał się wszystko odwoła. A już na pewno nie pół godziny przed rozpoczęciem uroczystości.
- Miałam z tobą wczoraj porozmawiać – odezwała się ponownie Joasia, - ale znalazłyśmy denata na Jaśminowej i… Zresztą, nieważnie. Chodzi o to, że nie chcę się dłużej kłócić.
- Ani ja – przyznał Seba. – Słuchaj, naprawdę przepraszam za tamto…
- Przynajmniej miałeś odwagę przyznać się do tego. A ja powinnam to docenić.
- Czyli… wybaczyłaś mi? – zapytał Seba nieśmiało.
- Pewnie.
Joasia uśmiechnęła się mimowolnie, kiedy mężczyzna otoczył ją ramieniem. Mimo że dzień ten z całą pewnością nie należał do udanych, poczuła się naprawdę szczęśliwa. Porozumienie z Sebastianem sprawiło, że stała się spokojniejsza, jakby wszystko wróciło na swoje miejsce.
- Muszę pojechać do Ani – westchnęła po chwili. – Na pewno jest załamana i potrzebuje wsparcia.
- To miał być jej dzień… - odparł Sebastian zamyślony.
- A ty nie jedziesz do Rafała? On też nie był w najlepszej formie.
Seba pokiwał głową. Nie chciał przyznać się przed Joasią, że poniekąd przyczynił się do odwołania ślubu. Takie wyznanie groziło ponowną kłótnią i wolał nie ryzykować, przynajmniej na razie.
- Tak, lepiej sprawdzę co u niego. Chodź, podrzucę cię do Anki.
Wstali z ławki i powolnym krokiem skierowali się do srebrnego mondeo zaparkowanego przed kościołem. Oboje wiedzieli, że najbliższe dni mogą być dla nich wszystkich poważnym sprawdzianem.

niedziela, 22 kwietnia 2012

3. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

- Ty byś tak zrobiła i ja bym tak zrobiła, ale nie on. A wiesz dlaczego? Bo jest facetem – powiedziała dobitnie Ania. – A faceci nie myślą jak ty czy ja. Facet jak widzi nagą laskę, nie może się tak po prostu odwrócić i odejść – tłumaczyła. – To jest silniejsze od nich.
Aśka pokręciła głową. Teoria przyjaciółki wcale jej nie przekonała i nawet jeśli mogła w jakiś sposób wytłumaczyć zachowanie Sebastiana, to jednak wcale nie poprawiała jego sytuacji.
- I dlatego właśnie nie istnieje przyjaźń damsko-męska – skwitowała. – Bo każdy facet prędzej czy później ją zrujnuje.
Ania westchnęła i przez moment przyglądała się przyjaciółce z mieszaniną współczucia i rezygnacji.
- Naprawdę zamierzasz się teraz na niego gniewać? – zapytała z niedowierzaniem. – Już dostał swoją karę, nie widzisz tego?
- Ciekawe jaką – fuknęła Joasia z niezadowoleniem.
- Ty go ukarałaś. Najpierw zrobiłaś mu awanturę, a teraz męczysz go niemymi pretensjami. Poza tym, znasz przecież Sebastiana. Na pewno wyrzuty sumienia nie dają mu żyć.
- Już to widzę – zakpiła. Jednym tchem wypiła kieliszek wina i włączyła telewizor. – Może znajdziemy jakiś fajny film – powiedziała.
Ania zrezygnowana pokręciła tylko głową. Już wiedziała, że Sebastian będzie miał ciężki orzech do zgryzienia.
- Mam nadzieję, że przynajmniej na naszym ślubie zachowacie się przyzwoicie – mruknęła, wyjmując z torebki telefon.
- Co robisz? – zapytała Joasia, widząc, że przyjaciółka przykłada komórkę do ucha.
- Dzwonię do Rafała, żeby po mnie przyjechał – oświadczyła Ania spokojnie. – Film mogę obejrzeć w domu.
- Oj, daj spokój – Aśka wyrwała przyjaciółce telefon i zakończyła połączenie. – Miałyśmy pogadać o twoim ślubie, a nie o moich problemach z Sebastianem.
- To ty tak myślisz. Ja przyjechałam tu specjalnie ze względu na was.
Kobieta wstała i skierowała się do przedpokoju. Przyjaciółka naprawdę ją zirytowała.
- Anka, zaczekaj – zawołała Joasia, zrywając się z kanapy. – Nie psujmy sobie wieczoru – poprosiła.
- Lepiej będzie, jak spędzisz go sam na sam ze swoimi myślami – odparła, patrząc na przyjaciółkę znacząco.
Pocałowała Joasię w policzek, wzięła od niej swój telefon i wyszła. Nie miała do przyjaciółki pretensji, rozumiała ją poniekąd, ale nie była w stanie spędzać wieczoru w napiętej atmosferze. Wolała pojechać do narzeczonego.
Niestety po czterdziestu minutach jazdy autobusem i kolejnych kilku spaceru nikt nie otworzył jej drzwi. Wybrała numer Rafała, chcąc się dowiedzieć, gdzie się podziewa, ale nie odebrał. W końcu nieco zawiedziona postanowiła skorzystać ze swoich kluczy.
Tymczasem Rafał i Seba siedzieli przed telewizorem, oglądając mecz i pijąc piwo. Prawie się nie odzywali, choć tak naprawdę spotkali się, żeby pogadać.
- Te baby są naprawdę beznadziejne – mruknął w końcu Seba, dopijając resztkę piwa i rozglądając się za kolejną puszką. – Kłamiesz – źle, mówisz prawdę – jeszcze gorzej.
- Mówiłem ci – odparł Rafał, który nie był zbyt zainteresowany kiepskim meczem. – Baby nie lubią prawdy, choć uparcie twierdzą, że jest inaczej.
- Głupi jestem – westchnął Sebastian, decydując się w końcu na wyprawę do kuchni, bo najbliższe piwo stało w lodówce. – Powinienem cię posłuchać.
Rafał pokiwał głową i odprowadził przyjaciela wzrokiem. Przypomniały mu się stare, dobre czasy, kiedy to co najmniej raz w tygodniu spotykali się, żeby obejrzeć mecz i wypić piwo. Różnica polegała tylko na tym, że wtedy oboje narzekali na kobiety, co i raz wspominając o „wiecznym kawalerstwie”, a teraz? Teraz mówił tylko Seba.
- Podziwiam cię, stary, naprawdę – głos przyjaciela wyrwał pana komisarza z zadumy. – Jedna kobieta do końca życia? Kontrolująca, zrzędząca i rozkazująca? Bez szans.
Seba z rozmachem otworzył puszkę.
- Też kiedyś tak mówiłem – mruknął Rafał, ale w jego głosie nie słychać było ani entuzjazmu, ani zdecydowania, ani żadnych uczuć, które z całą pewnością powinny mu towarzyszyć na kilka dni przed ślubem.
- Stary spokojnie, bo mnie porazisz tą radością – zakpił Seba.
Rafał rzucił przyjacielowi zabójcze spojrzenie, ale nic nie powiedział. Zaczął intensywnie myśleć o zbliżającym się wielkimi krokami ślubie.
- Żeby tak sobie znaleźć jakąś młodą i ładną… - rozmarzył się Sebastian. – I żeby nie zaczynała gadać o ślubie na drugiej randce…
- Ale się władowałem – mruknął Rafał, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Po cholerę mi ten ślub?
- Myślałem, że też tego chcesz – odparł Seba, patrząc na przyjaciela z zaskoczeniem.
- Ja też tak myślałem… Ale właśnie przejrzałem na oczy.
- Trochę późno – zauważył komisarz, unosząc brwi. – Za dwa tygodnie o tej porze będziesz już żonaty.
- Albo i nie – odparł tajemniczo, po czym odstawił puszkę na stolik i chwilę później wyszedł z mieszkania przyjaciela.
Tymczasem Ania właśnie skończyła piec kurczaka w żurawinie i poszła się przebrać. Miała nadzieję, że smaczną kolacją i udanym „ciągiem dalszym” zrekompensuje narzeczonemu poprzedni wieczór.
Rafał skierował się do swojego mieszkania, żeby wziąć prysznic i przebrać się przed spotkaniem z narzeczoną. Otworzył drzwi i wszedł do przedpokoju, gdzie z zaskoczeniem stwierdził, że w salonie palą się świece. Zastanawiał się właśnie, czy nie powinien wyjąć broni, kiedy obok niego pojawiła się uśmiechnięta Ania. Zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała czule.
- Dzisiaj nikt nam nie przeszkodzi – wyszeptała.
W środowy poranek do grona przygnębionych komisarzy dołączył Rafał. Minionego wieczoru zamierzał wyznać narzeczonej, że nie jest gotowy na ślub, jednak kobieta skutecznie mu to uniemożliwiła.
Sebastian nie czuł się wcale lepiej. Po wyjściu przyjaciela wypił jeszcze kilka piw, przez co od rana męczył go kac. Oczywiście znowu spóźnił się do pracy, ale tym razem jego partnerka nie skomentowała tego ani słowem. Mężczyzna wiedział, że nie wróży to dobrze.
- Wiesz, Stary nie był zachwycony, ale cóż poradzić? – kontynuowała Kaśka, zdając Joasi szczegółową relację z poprzedniego wieczoru.
- Ale Anka i emerytura? Nie mieści mi się to w głowie… - mruknęła policjantka.
- Wiekowo się łapie, więc wiesz… Powiedziała, że chce poświęcić więcej czasu dzieciom, poza tym we wrześniu urodzi się jej pierwszy wnuk.
Joasia nic nie powiedziała, tylko przygnębiona dalej mieszała kawę. Była od Ani raptem dziesięć lat młodsza i nie miała szansy na dziecko w najbliższej przyszłości, podczas gdy jej koleżanka miała trójkę pociech, a teraz jeszcze spodziewała się wnuka.
- Aśka, słuchasz mnie? – upewniła się asystentka.
- Tak – westchnęła Joasia. – Ciekawe, z kim teraz będzie pracował Maciek.
- Pewnie Stary będzie musiał zatrudnić kogoś nowego.
Do kuchni wszedł Tomek, uśmiechając się ironicznie na widok kobiet.
- Spokojnie dziewczyny, bo jeszcze się przepracujecie – zakpił. Kaśka rzuciła mu zabójcze spojrzenie. – Seba i Rafał też nic nie robią od rana, tylko Anka z Maćkiem w terenie. Aśka, wiesz, że Stary nie przyjął waszych ostatnich raportów? Powiedział, że są nieczytelne.
- Nie ja je pisałam – odparła Joasia, wzruszając ramionami. – Idź z tym do Sebastiana.
Asystent spojrzał na kobietę z niezadowoleniem, ale wyszedł bez słowa. Joasia poczuła na sobie wzrok przyjaciółki.
- Nie chcę o tym rozmawiać – mruknęła, czując, że zbliża się lawina pytań.
- Na twoim miejscu zastanowiłabym się, czy warto się tak boczyć. Przez całe wesele zamierzasz milczeć?
Joasia nie odpowiedziała. Skrzywiła się tylko na znak, że wkurza ją ten temat i upiła łyk zimnej już kawy.
- Z kim idziesz? – dodała po chwili Kasia, jakby kompletnie nie zauważała irytacji koleżanki.
- Jeszcze nie wiem – warknęła policjantka ostrzegawczo.
- Czyli z nikim – podsumowała Kaśka. – W tej sytuacji Seba też cię raczej nie zaprosi.
Aśka wstała gwałtownie z krzesła.
- Czego wy wszyscy ode mnie chcecie? – zdenerwowała się. – Myślisz, że mi na tym zależy? Pieprzcie się wszyscy!
Wyszła z kuchni szybkim krokiem, potrącając w drzwiach Bartka. Mężczyzna obejrzał się za nią zaskoczony, bo dosłyszał ostatnie zdanie, a potem spojrzał na Kasię.
- Ktoś tu jest ostatnio bardzo drażliwy – zauważył. – Powiedziała ci, o co się pokłócili?
- Coś ty, milczy jak zaklęta. Wkurzyła się tylko, jak wspomniałam o ślubie Ani i Rafała.
- Seba zaprosił jakąś laskę, wiesz? – poinformował Bartek z uśmiechem. – Ponoć jest modelką.
Kaśka zaśmiała się mimowolnie. Już sobie wyobrażała minę Joasi, kiedy zobaczy Sebastiana w towarzystwie modelki.
- Coś czuję, że będzie ciekawie na tym weselu – powiedziała na wpół z obawą, na wpół ze śmiechem. – Oby tylko nie skończyło się jakąś tragedią.
Bartek pokiwał głową. Oczywiście każdy nieco inaczej definiował „tragedię”, jednak wszyscy z pewnością zgodziliby się, że awantura na ślubie nie byłaby mile widziana. Niestety, trudno było przewidzieć, jak zachowają się skłóceni przyjaciele.
Ostatnie dni przed ślubem Ani i Rafała mijały w zastraszającym tempie. Atmosfera na komendzie nie zmieniała się wcale, chyba że na gorsze. Joasi i Sebastianowi przestało wystarczać pełne niemej pretensji milczenie i zaczęli raczyć się drobnymi, acz wyjątkowo trafnymi złośliwościami. Awanturom nie było końca. Reszta policjantów zaczęła ich unikać, bo oboje próbowali zyskać jak najwięcej sprzymierzeńców. Starali się nie brać udziału w ich wojnie, ale momentami trudno było im umknąć. Pierwsza cierpliwość straciła Ania.
- Jeśli zepsujecie mi ślub, nigdy wam tego nie wybaczę! – zawołała, z trudem powstrzymując łzy i szybko opuściła biuro przyjaciół.
Komisarze byli właśnie w trakcie wyjątkowo zajadłej kłótni, ale słowa Ani sprawiły, że umilkli. Joasia spojrzała na partnera niezbyt przyjaźnie. W jego oczach nie dojrzała złości, choć jeszcze przed chwilą bez zmrużenia oka odpowiadał na jej ataki. Zaczęła się zastanawiać, czy te pretensje naprawdę mają sens. Zaraz jednak przypomniała sobie, za co wściekała się na partnera i na jej twarzy ponownie zagościł upór.
Perspektywa zaplanowanego na następny dzień wieczoru panieńskiego Ani zmusiła Joasię do pogodzenia się z przyjaciółką. W tym celu przed wyjściem z pracy zajrzała do jej biura i z ulgą stwierdziła, że pani komisarz jest sama.
- Przepraszam, Aniu – powiedziała, siadając na krześle naprzeciw jej biurka. – Miałaś rację, zachowywałam się bardzo egoistycznie.
Anka rzuciła jej tylko spojrzenie znad akt. Nadal była zła.
- Wiem, że to będzie najważniejszy dzień w twoim życiu – kontynuowała Joasia – i obiecuję, że zrobię wszystko, żeby nic go nie zakłóciło. Będę się zachowywać wzorowo.
- Jasne – mruknęła Ania, - dopóki nie zobaczysz Sebastiana.
- Jestem twoją druhną, pamiętasz? – zapytała Aśka z nieśmiałym uśmiechem. – Nie będę miała czasu, żeby się na niego wściekać, w końcu muszę się wszystkim zająć.
Chciała obrócić całą sprawę w żart, ale Ania nie dała się zmylić.
- Seba jest drużbą Rafała – przypomniała przyjaciółce. – On też będzie zajmował się gośćmi i, niestety, będziecie na siebie skazani. Poza tym, staniecie obok siebie podczas ceremonii i co? Zaczniecie rzucać sobie wspomnienia pełne nienawiści? A może zaczniecie się sprzeczać? Przykro mi, Aśka, ale znam cię za dobrze i wiem, że nie wytrzymasz. Gdybym wiedziała, że tak będzie, nie poprosiłabym cię o zostanie moją druhną.
Rzuciła przyjaciółce smutne spojrzenie i wyszła z biura.

sobota, 21 kwietnia 2012

2. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Aśka była wściekła. Pierwszy raz odkąd się znali, Sebastian aż tak ją wkurzył. Do tej pory była pewna, że jest uosobieniem uczciwości i szlachetności, a tymczasem właśnie przyznał się do tak jawnego łamania prawa do prywatności.
Ze złości nie mogła usiedzieć w miejscu. Chodziła po pokoju w tę i z powrotem, podrygując nerwowo. Miała ochotę dogonić partnera i porządnie mu nagadać. Tylko czy istnieją słowa, którymi mogłaby sobie ulżyć?
Nadal skrajnie poirytowana zgarnęła do torebki klucze i telefon, po czym skierowała się do wyjścia. Po drodze zajrzała jeszcze do pokoju siostry, ale kiedy zobaczyła, jak obściskuje się z chłopakiem, natychmiast zapomniała, co chciała jej powiedzieć. Kompletnie wytrącona z równowagi zbiegła po schodach i skierowała się w stronę przystanku autobusowego.
Pół godziny później Joasia zapukała do drzwi mieszkania przyjaciółki. Otworzył jej Rafał, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, wyminęła go i energicznym krokiem poszła do salonu.
- Dobrze, że jesteś – powiedziała na widok Ani. – Nie uwierzysz, co ten… ten…
Urwała, szukając wystarczająco obraźliwego epitetu. Zupełnie nie zwróciła uwagi na nastrojową muzykę i świece na stole, ani nawet fakt, że Ania w pośpiechu zapinała bluzkę.
- Zdaje się, że Seba jednak cię posłuchał – mruknął Rafał do narzeczonej. Aśka spojrzała na niego groźnie. – To ja może zmyję naczynia – dodał i natychmiast się wycofał.
- Co się stało? – zapytała Ania łagodnie, nie uświadamiając przyjaciółce, że przerwała im dość zajmującą czynność.
- To raczej ja powinnam zapytać – odwarknęła kobieta. – Co nagadałaś Sebastianowi?
Ania nieco zdezorientowana zapaliła światło, zgasiła świeczki i wyłączyła muzykę.
- Sebastian pytał Rafała o radę w sprawie jakiejś kobiety, a ten idiota wciskał mu, że powinien zataić przed nią prawdę. Więc powiedziałam mu, że szczerość to podstawa – odparła powoli. – Ale nie miałam pojęcia, że to ty jesteś tą kobietą.
- Coś takiego – zbulwersowała się Joasia. – W dodatku chciał mnie okłamać? A to świnia!
- Nie chciał – westchnęła Ania, na wszelki wypadek broniąc przyjaciela. – Rafał go namawiał, ale jednak powiedział ci prawdę. A w zasadzie… Co on takiego zrobił?
- Podglądał mnie!
Anka wytrzeszczyła oczy szczerze zdumiona. Sebastian i podglądanie? Nie, z całą pewnością był ostatnią osobą, którą mogłaby o to podejrzewać.
Joasia opowiedziała przyjaciółce z zaskakującą dokładnością przebieg rozmowy z Sebastianem. Chodziła przy tym po pokoju, gestykulując żywo. Zdawało się, że zamiast się uspokajać, jest coraz bardziej wściekła. Ania z kolei siedziała w miejscu, nie odzywając się ani słowem. Analizowała całą sytuację, starając się uwzględnić oba punkty widzenia.
- Masz rację, zachował się okropnie – powiedziała w końcu, chcąc na dobry początek udobruchać przyjaciółkę.
Jej taktyka miała uzasadnienie: Joasia była tak wściekła, że na każdą próbę wytłumaczenia Sebastiana, zareagowałaby agresywnie. Ania dobrze wiedziała, że z pozycji doradcy łatwo może stać się takim samym wrogiem jak komisarz. Okazało się jednak, że nie była dość przekonująca.
- Okropne?! – zawołała kobieta rozzłoszczona. – Zachował się jak ostatni śmieć! Jak palant! Jak…
- Typowy samiec – wpadła jej w słowo Ania.
- Właśnie – zgodziła się natychmiast Joasia, choć dla niej z pewnością było to bardziej obraźliwe określenie niż dla Ani. – Typowy samiec – powtórzyła. – Dla takiego jak nie dasz dupy, nie istniejesz.
Skrzyżowała ręce na piersiach i ruszyła żwawo do okna, by zaraz z powrotem podążać w kierunku kanapy, na której siedziała Ania, milcząc cierpliwie.
- Spodziewałabym się tego po każdym – kontynuowała policjantka, - dosłownie po każdym, ale nie po nim! Jeszcze nikt nigdy nie zawiódł mnie w taki sposób.
I ponownie skierowała się do okna, nie przerywając monologu.
Do pokoju zajrzał nieśmiało Rafał, chcąc sprawdzić, na jakim są etapie. Uchwycił znaczące spojrzenie narzeczonej i wycofał się tak szybko, jak mógł. Wyglądało na to, że Joasia dopiero się rozkręca.
Nim uspokoiła się na tyle, by dać komukolwiek dojść do głosu, było już za późno na szczegółową rozmowę. Ania poprosiła Rafała, by odwiózł kobietę do domu, a sama zabrała się za sprzątanie po niezbyt udanej randce.
Tej nocy Joasia niewiele spała. Ilekroć zaczynał morzyć ją sen, zaraz przypominała sobie Sebastiana i zapominała o zmęczeniu. Kilka minut po drugiej zrezygnowała z bezczynnego leżenia i poszła do kuchni. Po ciemku wstawiła czajnik i oparła się o blat, krzyżując ręce na piersiach. Z zamyślenia wyrwała ją siostra.
- Nie śpisz? – zdziwiła się Kalina.
Zwykle to ona o tej porze grasowała w kuchni. Joasia lubiła wcześnie się kłaść i wcześnie wstawać, a Kalina dokładnie odwrotnie – kiedy tylko mogła siedziała do późnej nocy i nie ruszała się z łóżka przed południem.
- Jakoś nie mogę – mruknęła Joasia bez entuzjazmu.
- Facet?
Aśka spojrzała na młodszą siostrę. Zabrzmiało to raczej jak stwierdzenie, więc nie czuła się w obowiązku udzielania odpowiedzi.
- No jasne – kontynuowała dziewczyna niezrażona. – W końcu z jakiego innego powodu parzyłabyś sobie herbatę o drugiej w nocy.
Kalina miała dopiero siedemnaście lat i niestety w tym przypadku trzynastoletnia różnica wieku miała wielkie znaczenie. Siostry dogadywały się raczej kiepsko, ale Joasia zawsze tłumaczyła to rozbieżnością charakterów. Miały co prawda jedną matkę, ale za to różnych ojców i to najprawdopodobniej było decydującym czynnikiem w ich osobowościach.
Kiedy Joasia miała dwanaście lat, jej rodzice rozstali się. Ona została z ojcem, a matka szybko znalazła sobie nowego przyjaciela. Rok później na świat przyszła Kalina – dziewczynka o kasztanowych włosach, piwnych oczach, rumianej cerze i, jak się później okazało, krągłych kształtach - absolutne przeciwieństwo drobnej, bladej, jasnowłosej Joasi. Tak jak pani komisarz przez całe życie wychowywana była przez ojca, tak jej młodsza siostra zaznała mnóstwo matczynej miłości. Joasia dorastała w podkoszulkach i dżinsach, rozbijając sobie kolana na przyblokowych chodnikach podczas zabaw z chłopakami, Kalina natomiast w gustownych sukienkach i warkoczykach urządzała lalkom przyjęcia. W całej rodzinie uchodziła za dziecko o idealnej urodzie.
Wszystko jednak ma kiedyś swój koniec i w tym przypadku nie było inaczej. Kiedy skończyła czternaście lat, matka znudziła się spokojnym życiem pani domu i wyjechała bez ostrzeżenia. Ojciec Kaliny nie bardzo był zainteresowany jej losem i tym sposobem trafiła do Joasia, znienawidzonej starszej siostry. Różowe spódniczki zamieniła na bojówki, a modne sweterki – na ciemne bluzy z kapturami. Zaczęła słuchać muzyki, na dźwięk której sąsiedzi dostawali szału i spotykać się z ludźmi, którzy nierzadko widywali jej siostrę na komisariacie.
Z czasem przykre wspomnienia nieco wyblakły. Siostry dotarły się na tyle, by w miarę bezboleśnie dzielić jedno, niezbyt duże mieszkanie, ale spięcia i awantury były na porządku dziennym. Zwykle odzywały się do siebie z kpiną czy sarkazmem, o ile oczywiście akurat się nie kłóciły.
Tym razem jednak Joasia poczuła coś dziwnego. Po raz pierwszy zobaczyła w tej dziewczynie bliską osobę, której mogłaby się zwierzyć. Szybko jednak odpędziła natrętne myśli i odezwała się niezbyt zachęcającym tonem.
- Idź lepiej spać – odparła, zalewając herbatę wrzątkiem.
- Oj, daj spokój, powiedz, co ci takiego zrobił – nalegała nastolatka. – Może ci coś doradzę.
- Ile ty masz lat, żeby mi doradzać? – zdenerwowała się w końcu Joasia. – Co najwyżej mogłoby być odwrotnie.
- Tak? – syknęła jadowicie dziewczyna. – Trzydzieści lat, zero faceta, zero wspomnień? I kto tu komu może doradzać?
- Nie mam trzydziestu lat! – krzyknęła policjantka ze złością, odstawiając czajnik na kuchenkę stanowczo zbyt gwałtownie.
- Jasne, tylko dwadzieścia dziewięć – szydziła dalej Kalina. – Naciesz się tym.
Aśka rzuciła siostrze pełne wściekłości spojrzenie, które jednak na nastolatce nie zrobiło żadnego wrażenia. Złapała kubek z herbatą i chwilę później trzasnęła drzwiami od sypialni.
Następnego ranka atmosfera na komendzie drastycznie się zmieniła. Aśka i Sebastian nie odzywali się do siebie, chyba że wymagała tego praca. Rafał na wszelki wypadek unikał przyjaciółki, bo nie był do końca pewny, czy nie jest na niego wściekła tak jak na partnera. Ania z kolei jako jedyna zachowująca się całkiem normalnie stała się celem ataków asystentów, którzy byli bardzo ciekawi, co takiego zaszło między zgodnymi zwykle komisarzami.
- Nic wam nie powiem – odpowiadała za każdym razem. – Jeśli chcecie znać szczegóły, idźcie do Aśki, ale na waszym miejscu bym tego nie robiła.
Sebastian niemal cały dzień siedział przygnębiony za swoim biurkiem, potulnie wypełniając raporty. W duchu był na Aśkę trochę zły, bo spodziewał się, że mimo wszystko doceni jego szczerość. Nie powiedział jednak tego na głos. Z doświadczenia wiedział, że kapitulacja jest najlepszym sposobem udobruchania partnerki. Nie zdawał sobie niestety sprawy, jak poważnie Aśka podeszła do całej sytuacji. Nie mógł wiedzieć, że postanowiła sobie solennie nigdy mu nie przebaczyć.
Wieczorem Ania wpadła do przyjaciółki pod pretekstem omówienia kilku ostatnich szczegółów dotyczących ślubu. Tak naprawdę chciała porozmawiać z nią o Sebastianie, bo do tej pory nie miała szansy wyrazić swojego zdania.
- W rozpuszczonych włosach będziesz wyglądać przepięknie – zapewniła ją po raz kolejny Joasia, nie dając po sobie poznać zniecierpliwienia. – Ale jeśli naprawdę tego chcesz, znajdę fryzjera, który ładnie upnie ci je upnie.
- Wiesz co… w zasadzie chyba masz rację, pójdę w rozpuszczonych – odparła Ania, dla której fryzura była tylko pretekstem. – Gdybym miała jeszcze pójść do fryzjera… Nie wiem, na kiedy bym się wyrobiła.
Aśka uśmiechnęła się do przyjaciółki z wysiłkiem. Nie przyznałabym się do tego nawet na torturach, ale od czasu kłótni z Sebastianem jej zainteresowanie weselem znacznie spadło. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby teraz stanąć z nim ramię w ramię i wspierać przyjaciół w ich najważniejszym dniu. Nie mogła jednak zrezygnować, dla Ani i Rafała to było zbyt ważne.
- Chcesz o tym porozmawiać? – zapytała policjantka niespodziewanie.
Joasia podniosła głowę i powiodła po pokoju nieco nieprzytomnym spojrzeniem.
- O fryzjerze? – upewniła się. – Na pewno wybierzemy jakieś fajne uczesanie…
- Nie, Asiu, nie o fryzjerze. O Sebastianie – odparła Anka dobitnie.
Patrzyła na przyjaciółkę z troską, czekając na jakąś sensowną reakcję. Joasia westchnęła wyrwana z zamyślenia.
- Wkurza mnie to, że po tym wszystkim muszę z nim pracować – mruknęła w końcu.
- Oj, Asiu, daj spokój – powiedziała Ania, starając się, by jej głos nie zabrzmiał lekceważąco. – Milion razy już kłóciliście się i nie odzywaliście całymi dniami. Godziliście się wtedy i pogodzicie się teraz.
- To co innego – oświadczyła Joasia stanowczo. – Po tym co zrobił, nie mogę już traktować go jak przedtem. Udowodnił, że nie jest moim przyjacielem.
- A ja myślę, że wręcz przeciwnie – odparła Ania. – Postanowiła wreszcie powiedzieć szczerze, co o tym sądzi. – Wyznając ci prawdę, udowodnił, jak bardzo cię szanuje.
- Szanuje? – prychnęła policjantka. – Gdyby mnie szanował, wycofałby się dyskretnie, jak tylko by zobaczył, że jestem naga.

piątek, 20 kwietnia 2012

1. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Sebastian wysiadł z samochodu, z hukiem zatrzasnął drzwi i ruszył żwawo ku wejściu komendy. Szybko pokonał schody prowadzące na pierwsze piętro, a znalazłszy się na dobrze znanym korytarzu, zwolnił krok. Minął pokoje przesłuchań i kuchnię, biura asystentów i innych komisarzy, aż w końcu dotarł do ostatniego pomieszczenia. Przez otwarte drzwi zobaczył swoją partnerkę, układającą dokumenty na szafce pod oknem. Spóźnił się pełne pół godziny i wiedział, że jej irytacja z każdą kolejną minutą rośnie. Zamiast jednak od razu wejść i zacząć się tłumaczyć, jeszcze dłuższą chwilę przyglądał się jej plecom, uśmiechając się lekko. Wspominał tygodniowe wakacje, które spędzili pod namiotami razem z resztą przyjaciół. Zaledwie wczoraj wrócili do Krakowa i w głębi duszy miał nadzieję, że to usprawiedliwienie wystarczy kobiecie.
- Witaj partnerko – zagadnął wesoło, decydując się w końcu wkroczyć do biura. – Wyspałaś się?
- Ja nie, ale ty z pewnością tak – odparła nieco jadowitym tonem, ale Sebastian dobrze wiedział, że nie jest na niego zła. – Spóźniłeś się.
- Oj tam, oj tam – mruknął, rzucając na biurko kluczyki od samochodu. – Raptem pół godzinki.
- Fakt, jak na ciebie to nadzwyczajna punktualność.
Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i podszedł do partnerki, która nadal tyłem do niego sortowała dokumenty.
- Ale przyniosłem ci coś w ramach przeprosin – powiedział chytrze, wsuwając jej w dłoń papierową torebkę.
Joasia zaintrygowana zajrzała do pakunku i westchnęła, uśmiechając się. Świeżutkie pączki z karmelowym nadzieniem skutecznie ją udobruchały.
- Widzę, że tak się spieszyłeś do pracy, że zdążyłeś jeszcze do sklepu zajechać – zauważyła, wyjmując jednego.
Sebastian pominął tą uwagę milczeniem. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, kiedy obserwował przyjaciółkę. Ona jednak zdawała się zupełnie tego nie zauważać. Jedząc pączka, czytała akta dostarczone z samego rana przez asystentów.
- Jak tam powakacyjne nastroje? – zagadnęła Ania, wchodząc do biura przyjaciół kilka minut później. – Widzę, że pan komisarz już w pracy – dodała kpiącym tonem.
Seba zaśmiał się. Wszyscy na komendzie wiedzieli, że „punktualność” nie istnieje w jego słowniku. Przynajmniej jeśli chodzi o pracę.
- No wyobraź sobie, że już się wyspał – odparła Joasia, natychmiast podejmując wątek.
- Dobra, dobra, zanim się rozkręcicie, powiedz mi, czy jest Rafał – wtrącił się Seba.
- W naszym biurze – poinformowała go policjantka, zajmując swoje ulubione miejsce na parapecie.
Mężczyzna szybko czmychnął do przyjaciela, chcąc jak najszybciej streścić mu sprawę, która od kilku dni spędzała mu sen z powiek. Policjantki odprowadziły go wzrokiem, a potem uśmiechnęły się do siebie.
- Powiesz mi w końcu, co zaplanowałyście na wieczór panieński? – zapytała znienacka Ania, mając nadzieję, że Joasia z rozpędu się wygada. Kobieta jednak tylko uśmiechnęła się ironicznie. – No proszę cię, powiedz choć troszkę…
- Zapomnij. Twój wieczór panieński ma być dla ciebie całkowitą niespodzianką. W ogóle nie powinnaś wiedzieć, że coś planujemy – oświadczyła Joasia stanowczo.
Już w następnym tygodniu miał odbyćsię ślub Ani i Rafała. Cały wydział żył tym wydarzeniem już od wielu dni, a najbardziej przejmowali się oczywiście Joasia i Sebastian, jako świadkowie państwa młodych.
- Jesteś bez serca… - mruknęła Ania naburmuszona.
Joasia zignorowała to, uśmiechając się tylko. Przyjaciółka dręczyła ją pytaniami już od dłuższego czasu, więc zdążyła się przyzwyczaić. Swego czasu zmusiła Kasię, by przysięgła jej, że nie wygada się ani słowem, więc sama także musiała dochować tajemnicy. Zresztą, nigdy nie miała z tym problemu.
Ania westchnęła ciężko raz jeszcze i zrezygnowana wyszła z biura. Miała nadzieję na dłuższą rozmowę z przyjaciółką, ale ta nabrała wody w usta, więc postanowiła wrócić do partnera. Kiedy zbliżała się do swojego biura, dosłyszała strzęp rozmowy komisarzy.
- Odbiło ci? – zapytał Rafał ze szczerym zdumieniem w głosie. – Może lepiej rzuć się pod pociąg? To na pewno będzie przyjemniejsze.
Kobieta zaintrygowana przystanęła i z rozbawieniem przysłuchiwała się dalszej części rozmowy.
- Nie powinienem być w stosunku do niej szczery? – odparł Seba wyraźnie rozdarty.
- Szczery w stosunku do kobiety? – powtórzył Rafał z powątpiewaniem. – Czy ty nigdy nie byłeś w żadnym związku?
Ania pokręciła głową, ale nadal się uśmiechała.
- Ale przecież to nie związek… - mruknął Sebastian z cichym westchnieniem.
- Słuchaj, Stary – powiedział dobitnie Rafał, podchodząc do przyjaciela i kładąc mu rękę na ramieniu. – Dam ci jedną złotą radę: jeśli życie ci miłe, zabierz tę tajemnicę do grobu.
Sebastian pokiwał powoli głową, jakby przekonując się, że przyjaciel ma rację. Ania postanowiła się wtrącić.
- Słuchaj tego idioty, a zajdziesz daleko – westchnęła głośno, wchodząc do biura. – Rafał, co ty wiesz o kobietach?
Uśmiechnęła się kpiąco do narzeczonego i okrążyła biurko, biorąc do ręki protokół posekcyjny.
- Cokolwiek zrobiłeś – zwróciła się do Sebastiana, - każda kobieta warta zachodu będzie wolała znać najgorszą prawdę, niż wysłuchiwać twoich łgarstw. I ty też to sobie zapamiętaj na przyszłość – dodała w kierunku partnera.
Mężczyźni wymienili się posępnymi spojrzeniami i Sebastian opuścił biuro, szurając butami o podłogę.
Tego popołudnia Joasia wcześniej wróciła z pracy. Szybko uwinęli się z przesłuchiwaniem świadków i postanowili odpocząć przed kolejnym dniem, który nie zapowiadała się za ciekawie. Tak więc już pół do trzeciej zamknęła za sobą drzwi i odłożyła klucze na szafkę w przedpokoju. Ledwie zrobiła jeden krok, zaczepiła się i zdołała zatrzymać dopiero kilka metrów dalej na drzwiach łazienki. Odwróciła się poirytowana i stwierdziła, że na samym środku podłogi leżał czarny plecak.
- Kalina! – krzyknęła, zdejmując buty. – Pozbieraj swoje rzeczy!
Odpowiedziała jej cisza. Policjantka ominęła resztę porozrzucanych przedmiotów (czyli sandały, dżinsową bluzę i piłkę tenisową) i skierowała się do pokoju po prawej stronie korytarza.
- Nie będę się powtarzać… - zaczął ze złością i otworzyła drzwi tylko po to, by przekonać się, że nie ma tam nikogo. – Świetnie – podsumowała.
Zgarnęła z podłogi rzeczy siostry, wrzuciła je do pokoju i zatrzasnęła drzwi. W ten sposób przynajmniej nie musiała patrzeć na bałagan.
Skierowała się do kuchni w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Nie zdążyła jednak dotrzeć do lodówki, kiedy poczuła, że jej stopa natrafiła na coś mokrego. Spojrzała w dół i zaklęła cicho.
- Oczywiście psa też nie mogła wyprowadzić – warknęła ze złością, choć winowajczyni nie mogła jej usłyszeć.
To przypomniało jej, że w drzwiach nie została przywitana przez Bryzę. Zaniepokojona rozejrzała się po mieszkaniu, ale psa znalazła dopiero na balkonie. Otworzyła drzwi i do mieszkania natychmiast wpadł piękny owczarek australijski.
- No wiem, wiem – mruknęła, głaszcząc witającego ją z entuzjazmem psa. – Już idziemy.
Dopiero po półgodzinnym spacerze z Bryzą mogła wrócić do kuchni. Niestety jedynym, co tam znalazła, były dwie spleśniałe jagodzianki. Rozzłoszczona wybrała numer siostry, ale połączyła się jedynie z pocztą głosową.
- Oddzwoń do mnie – rzuciła tylko i zaczęła zbierać się do sklepu.
Kalina wróciła do domu dopiero wieczorem. Aśka miała wielką ochotę wdać się z nią w awanturę, ale przyprowadziła swojego chłopaka, więc postanowiła przynajmniej chwilowo przemilczeć sprawę. Zamknęła się w salonie z zamiarem obejrzenia jakiegoś głupawego filmu i starała się nie wyobrażać sobie, co robi w tym czasie jej siostra.
Niecałe pół godziny później w mieszkaniu rozległ się dźwięk domofonu. Aśka niechętnie zwlokła się z kanapy i poszła otworzyć. Po chwili w drzwiach stanął Sebastian z wyjątkowo strapioną miną.
- Co ty taki struty? – zapytała kobieta, wpuszczając go do środka.
- Muszę z tobą pogadać – mruknął Seba, wchodząc do mieszkania ze spuszczoną głową.
Joasia uniosła brwi, ale nic nie powiedziała. Wstawiła wodę na herbatę i dołączyła do Sebastiana w salonie.
- Co takiego ważnego się stało, że nie mogło zaczekać do rana? – zapytała, siadając na oparciu fotela.
Sebastian zerknął na nią, ale nic nie powiedział. Cały czas krążył nerwowo po pokoju, najwyraźniej zastanawiając się nad początkiem rozmowy.
- Muszę ci coś wyznać – zaczął w końcu nieudolnie.
Kobieta zmarszczyła brwi, ale w milczeniu czekała na ciąg dalszy. Jeszcze nigdy nie widziała Sebastiana tak zmieszanego, a bądź co bądź trochę już razem przeżyli i o niejednym rozmawiali.
- Pamiętasz nasz wyjazd po namioty? – zapytał, nadal nie mogąc przejść do sedna.
- Biorąc pod uwagę, że wczoraj z niego wróciliśmy… – zaczęła Joasia kpiącym tonem. Zaraz jednak uświadomiła sobie, że nie ułatwia przyjacielowi sprawy i spoważniała. – Tak, pamiętam.
- No właśnie… widzisz… - dukał dalej Sebastian. – Jak drugiego dnia poszliśmy do sklepu, a ty zostałaś… Jak się wtedy kąpałaś…
- Skąd wiesz, co wtedy robiłam? – zapytała kobieta, mimowolnie marszcząc brwi.
- Bo ja wtedy z nimi nie poszedłem – wyznał Seba przepraszającym tonem. - Pomyślałem, że jednak dotrzymam ci towarzystwa i się zawróciłem.
Minęła pełna minuta, nim do Joasi dotarł sens tych słów. Sebastian z niepokojem obserwował, jak twarz kobiety robi się coraz bardziej czerwona. Wiedział, że zrozumiała, co chciał jej przekazać, a nawet więcej.
- To znaczy, że widziałeś mnie wtedy nago? – odezwała się Joasia po dłuższej chwili, chcąc postawić sprawy jasno.
Sebastian pokiwał nerwowo głową. Czuł, że zbliża się wybuch i postanowił powiedzieć wszystko, bo potem mogła nie dopuścić go do głosu.
- To jeszcze nie wszystko – dodał, zerkając na nią niespokojnie. – Kiedy się ubierałaś, pomyślałem sobie…
- Kiedy się ubierałam? – powtórzyła jak echo. – To znaczy, że byłeś tam dłużej?
Mężczyzna zawahał się przez moment. W głosie Joasi wyczuł chłód, jakiego jeszcze nie znał.
- Podglądałeś mnie? – upewniła się, mierząc partnera przenikliwym spojrzeniem.
- To nie tak – zaczął Seba, - podejmując rozpaczliwą próbę wytłumaczenia się.
Wiedział już, że źle rozegrał sprawę. Aśka wyglądała na naprawdę wściekłą. Mógł się tylko domyślać, jak odebrała jego słowa.
- Jesteś zwykłym… - zaczęła głosem drżącym z gniewu. – Zwykłym… Wyjdź! – nakazała, wstając z fotela.
- Asiu…
- Wynoś się! – zawołała, wskazując palcem na drzwi.
Sebastian spuścił głowę i powlókł się do przedpokoju. „A więc Rafał miał rację – pomyślał. – Trzeba było się nie odzywać.”

czwartek, 19 kwietnia 2012

11. Kwestia zaufania

Niestety dwa dni później sprawy poważnie się skomplikowały. Mimo że była dopiero połowa października, trójkę „podróżników” obudził zaskakujący mróz. Wygramolili się z piaszczystego rowu, który pełnił tej nocy rolę kryjówki i stwierdzili, że z nieba lecą płatki śniegu.
- Musimy jak najszybciej dojść do wioski – powiedział Sebastian, starając się zachować spokojny ton głosu. – Jeśli śnieg nie przestanie padać, długo nie wytrzymamy bez cieplejszych ubrań.
Wędrowali przez cały dzień i całą noc, przez zmęczenie robiąc coraz częstsze postoje. Śnieg sypał bez ustanku, a minusowa temperatura wciąż się utrzymywała. Joasia zaczęła kaszleć, co nie umknęło uwadze Sebastiana. Nie mógł jednak nic zrobić, więc zaczął jeszcze bardziej poganiać kobiety.
Kiedy następny dzień zaczął chylić się ku końcowi, cała trójka szła już resztkami sił. Aśka co chwilę zanosiła się kaszlem. Śnieg przesłaniał im widoczność, jednocześnie utrudniając poruszanie się, bo sięgał już powyżej kolan.
- Sebastian, to nie ma sensu – zawołała Celine, przekrzykując wiatr. – Musimy odpocząć.
- Jest za zimno – odparł mężczyzna stanowczo.
Wziął ją pod rękę i zmusił do dalszej drogi. Kobieta tylko pokręciła głową. Była potwornie zmęczona i przemarznięta, wiedziała, że już daleko nie zajdzie. Jednak to nie o siebie się martwiła. Obawiała się o Joasię, która dosłownie słaniała się na nogach. Już miała powiedzieć o tym Sebastianowi, kiedy policjantka upadła w śnieg.
- Aśka! – krzyknął Seba, podbiegając do niej.
Kompletnie przemarznięta i przemoczona, a przy tym skrajnie wyczerpana nie zdołała się podnieść. Mimo próśb Sebastiana i Celine, nawet nie próbowała wstać. Zamknęła tylko oczy i wtuliła rozpaloną gorączką twarz w śnieg.
Sebastian wziął ją na ręce i ruszył przed siebie, nie zważając na nic. Ponaglał głośno Celine, prosząc, by się nie zatrzymywała. Wiedział, że ona także jest wyczerpana, ale postój w tych warunkach oznaczał dla nich śmierć. Jedyną szansą było dotarcie do wsi.
Joasia zasnęła, trawiona wysoką gorączką. Sebastian ledwie szedł, potykając się i upadając. Tylko ze względu na kobietę, którą tulił do siebie, jeszcze się nie poddał. Zaczynał już tracić nadzieję, kiedy Celine złapała go mocno za ramię i wyszeptała:
- Widzę światło.
Faktycznie w oddali majaczyło światełko, słabo widoczne przez gęsto sypiący śnieg. Nie można było rozpoznać, czy pochodzi ono z czyjegoś domu, ale było ich ostatnią nadzieją. Zbierając w sobie resztki sił, ruszyli w tamtym kierunku.
Światło okazało się pochodzić z domu stojącego na skraju wsi. Sebastian nie miał odwagi zapukać, gdyż najprawdopodobniej zostaliby potraktowani jak intruzi, więc zaniósł Joasię do stodoły. Celine zamknęła za nim wielkie drzwi i opadła na ziemię przy samym wejściu.
- Chodź – mruknął Seba, kierując się w głąb pomieszczenia.
Minęli krowy przyglądające im się z zainteresowaniem i znaleźli dla siebie trochę miejsca w rogu budynku. Policjant ułożył partnerkę na sianie i ukląkł obok niej.
- Ma wysoką gorączkę – powiedział, odgarniając jej włosy z twarzy.
- Zdejmijmy jej mokre ubrania – zaproponowała Celine, która choć ledwie trzymała się na nogach, chciała się na coś przydać.
Rozebrali Joasię, zostawiając ją w samej bieliźnie i przykryli znalezionym w stodole kocem. Drugi Sebastian wręczył Celine.
- Ty też się rozbierz – polecił – i przykryj. Nie oddalaj się od niej.
- A ty gdzie idziesz? – zapytała piosenkarka wyraźnie zaniepokojona.
- Muszę skontaktować się z Rafałem. Tylko on może nam teraz pomóc.
Wrócił prawie godzinę później. Wyglądał fatalnie i Celine dopiero tak naprawdę to zauważyła. Sama siedziała owinięta kocem, oparta o belkę podtrzymującą dach. Kiedy Sebastian ukląkł między nią i Joasią, postanowiła się odezwać.
- Udało się? – zapytała.
- Tak – mruknął. – W tym domu mieszka starsze małżeństwo, ale mieli telefon. Musiałem się włamać… - dodał z westchnieniem. – Nie mogą się dowiedzieć, że tu jesteśmy. Wziąłem też trochę jedzenia.
Położył obok niej szmacianą torbę, z której wysunął się bochenek chleba i kiełbasa.
- To znaczy, że rozmawiałeś z Rafałem? – upewniła się, sięgając po jedzenie.
- Tak. Nie umiałem mu wyjaśnić, gdzie jesteśmy, ale powiedział, że namierzy telefon i przyjedzie do nas.
- Czy to nie jest niebezpieczne? – zaniepokoiła się Celine.
- Jest – przyznał Sebastian, który nadal większość uwagi poświęcał śpiącej Joasi. – Ale nie mamy wyjścia.
Celine zrozumiała więcej, niż Sebastian chciał powiedzieć. Nic więcej już nie mogli zrobić, to ich przerosło. Nie mogli dłużej wędrować przez lasy, nie przeżyliby tego. I choć skontaktowanie się z Rafałem najprawdopodobniej ściągnie na nich porywaczy, było to jedyne, co mogli w tej sytuacji zrobić.
Sebastian jeszcze długo głaskał Joasię po twarzy, jednak kobieta spała mocno. W końcu westchnął cicho i usiadł obok Celine.
- Kiedy was poznałam – odezwała się niespodziewanie piosenkarka, - myślałam, że jesteście razem – wyznała. Seba tylko się uśmiechnął, jednak nic nie powiedział, więc postanowiła kontynuować. – Chyba jesteście sobie bardzo bliscy, prawda?
- Znamy się od dawna – odparł Sebastian. – Ale zawsze łączyła nas tylko przyjaźń.
- Nie patrzysz na nią, jak na przyjaciółkę – powiedziała Celine niezrażona.
- A niby jak?
- Jak na kogoś… - zawahała się przez moment, szukając odpowiednich słów – kogoś, na kim bardzo ci zależy.
- Ostatnio zbliżyliśmy się – przyznał Seba po chwili namysłu i spojrzał na śpiącą kobietę. – Można powiedzieć, że nawet aż zanadto, biorąc pod uwagę okoliczności.
- Kiepski z ciebie kłamca – stwierdziła Celine.
Sebastian uśmiechnął się mimowolnie.
- Masz rację – westchnął. – Zależy mi na niej. Do tej pory to nie było możliwe, w końcu ma męża. Ale teraz… kto wie.
- Myślisz, że jej mąż naprawdę nie ucieszy się z dziecka?
- To możliwe.
Na chwilę zapadła cisza. Sebastian wpatrywał się w przyjaciółkę, rozważając swoje uczucia. Trudno mu było przyznać się do pewnych rzeczy, ale nie oznaczało to, że przestawały być częścią rzeczywistości.
- Mam nadzieję, że kiedy to wszystko się skończy - powiedział w końcu, - uda nam się o tym porozmawiać i może…
Urwał i uśmiechnął się. Celine pokiwała głową ze zrozumieniem. Według niej były na to spore szanse.
Następnego dnia śnieżyca wciąż szalała, ale Sebastian uznawał to za dobry znak. Dzięki temu było znacznie mniej prawdopodobne, żeby gospodarze zaglądali do stodoły. Kolejnym pozytywem był poprawiający się stan Joasi. Kobieta nadal była mocno osłabiona, ale obudziła się i po gorączce nie było już śladu.
Cała trójka w napięciu oczekiwała przybycia Rafała. Bali się nadchodzących godzin i dni. Nie wiedzieli, co zgotuje im los i nie mieli już na to większego wpływu. Mogli jedynie modlić się i podtrzymywać wzajemnie na duchu.
Późnym wieczorem drzwi stodoły otworzyły się. Sebastian zerwał się, wyciągając broń. Był pewien, że to gospodarze jednak zdecydowali się wyjść z domu. Nie miał co prawda zamiaru używać przeciw nim broni, ale wiedział, że będzie musiał przynajmniej ich zastraszyć.
Tymczasem w drzwiach pojawił się Rafał, a tuż za nim Ania. Na widok przyjaciół uśmiechnęli się szeroko i weszli do środka.
Ania natychmiast przytuliła mocno przyjaciółkę, szepcząc jej do ucha, jak bardzo się cieszy, że widzi ją całą. Rafał z kolei uścisnął Sebastianowi rękę i poklepał go po plecach.
- Znaleźliśmy twojego synka – powiedziała Ania, zwracając się do Celine. – Jest już z ojcem, cały i zdrowy.
Piosenkarka spojrzała na nią z niedowierzaniem, a w jej oczach momentalnie pojawiły się łzy. Joasia i Seba zerknęli na siebie, uśmiechając się znacząco.
- To już koniec – dodał Rafał, chcąc podzielić się z przyjaciółmi resztą dobrych wieści. – Już wszystko wiemy. Za porwaniem stał nowy gang działający na Pomorzu. Celine miała być czymś w rodzaju ich prywatnej maskotki. Stary był w to wszystko zamieszany i wasz ochroniarz także - powiedział do piosenkarki.
- Ale jak to możliwe? – zapytała Joasia, która pierwsza odzyskała głos. – Przecież sprawa przedstawiała się tak beznadziejnie, nie było żadnych tropów… I nagle, tak po prostu…
Urwała, kręcąc głową. Ania uśmiechnęła się szeroko, ponownie ją obejmując.
- Szukaliśmy was od kilku dni – powiedziała. – Już myśleliśmy, że zginęliście…
- Ale wygląda na to, że nic wam nie jest – dodał Rafał, szczerząc zęby.
Cała trójka roześmiała się jednocześnie. Biorąc pod uwagę, co przeżyli w ciągu tych kilku tygodni, stwierdzenie Rafała było sporym nadużyciem.
- Chodźcie, na zewnątrz mamy samochód – odezwała się Ania, sprowadzając ich na ziemię. – A kilka kilometrów stąd czeka helikopter, który zabierze nas do Krakowa.
Kilka godzin później Sebastian obudził, przysypiającą Joasię i oznajmił, że są już na miejscu. Przez okno helikoptera kobieta dostrzegła lądowisko i uśmiechnęła się do partnera, a on poczuł się naprawdę szczęśliwy. Wszystko toczyło się w zadziwiająco dobrym dla niego kierunku.
Okazało się, że na lotnisku czekał już na żonę Andre, trzymają za rękę Jean-Pierre’a. Celine natychmiast złapała synka w ramiona i przytuliła się do męża. Cała trójka płakała ze szczęścia.
Bliscy Celine nie byli jednak jedynymi niespodziewanymi gośćmi. Niedaleko nich stał także Jacek, mąż Joasi. Kobieta przez moment nie wiedziała, jak się zachować, a potem nagle podbiegła do niego i rzuciła mu się w ramiona. Sebastian jak skamieniały obserwował całującą się namiętnie parę.
Celine z synkiem na rękach podeszła do policjanta i wzięła go delikatnie za rękę, patrząc na niego z niepokojem. Zanim jednak zdążyła coś powiedzieć, Sebastian odezwał się pierwszy.
- Mam nadzieję, że zrozumie, jak wielkie ma szczęście – mruknął. – I będzie dla niej prawdziwym wsparciem.
Kobieta pogłaskała go z troską po ramieniu, ale Sebastian uśmiechnął się do niej. Nie zdążyli już zamienić ani słowa, bo podeszła do nich Joasia. Objęła jedno i drugie z szerokim uśmiechem na ustach i odezwała się.
- Teraz wszystko jest tak, jak powinno być – powiedziała i przytuliła przyjaciół.