wtorek, 29 listopada 2011

21. Nie wierzcie bliźniaczkom

O dziwo podróż nie okazała się męcząca. Dość często robili postoje, żeby coś zjeść, napić się kawy czy zwyczajnie rozprostować nogi. Zmieniali się też za kierownicą. W końcu, kiedy niebo spowiły burzowe chmury i zaczął kropić deszcz, mężczyzna oświadczył, że zostało tylko pięćdziesiąt kilometrów.
- Marzę o kąpieli – westchnęła Joasia, przeciągając się na siedzeniu.
- A ja wypiłbym piwo – dodał Sebastian rozmarzonym tonem.
- No ładnie… - zaśmiała się kobieta.
- Może zrobimy jeszcze jeden postój?
- A co, chcesz wypić to swoje piwo? – zakpiła.
- Chwilowo zadowoliłbym się jakimś kebabem…
Aśka wywróciła oczami, ale zgodziła się na postój. Sama była głodna i, przede wszystkim, chciała trochę rozprostować nogi.
Sebastian zatrzymał samochód przy niewielkim, obskurnym barze. W normalnych warunkach, gdyby nie towarzyszyło im zmęczenie podróżą, na pewno nie jedliby w takim miejscu, jednak w obecnych okolicznościach woleli po prostu udawać, że nie widzą grubej warstwy kurzu i nie czują obrzydliwego zapachu, który z całą pewnością nie powinien towarzyszyć wyrobom gastronomicznym.
- No cóż… smacznego – powiedział Seba, kiedy dostali zamówione kebaby.
Sam zjadł w mgnieniu oka i zamówił sobie kawę, ale Aśka wyraźnie nie miała apetytu. Podejrzewał, że zaczyna przeżywać spotkanie z matką, choć bardzo starała się to ukryć.
- Niepotrzebnie jechaliśmy – mruknęła niespodziewanie. – Powinniśmy być teraz w pracy.
- Aśka, nie zaczynaj. Podjęłaś decyzję, przejechaliśmy ponad pięćset kilometrów i co? Chcesz zawrócić?
Spuściła wzrok na swój posiłek i wzruszyła ramionami. Sebastian natychmiast zrozumiał, że nie ma już szans na żadną sensowną rozmowę.
W końcu wrócili do samochodu i ruszyli w dalszą drogę. Z początku milczeli, ale Seba wziął sobie za punkt honoru rozładować nieco atmosferę. Paplał jak najęty i w końcu Aśka zapomniała o powodzie swojego podenerwowania wciągnięta w dyskusję.
Śmiała się, kiedy wjeżdżali pod wzniesienie. Nie wiadomo skąd na ich pasie pojawiła się ciężarówka. Sebastian natychmiast nacisnął hamulec, ale samochód nie zareagował. Nie było mowy o zjechaniu na pobocze, gdyż przy samej drodze rosły drzewa. Sebastian próbował zmieścić się między nimi i ciężarówką, ale nie miał szans i dobrze o tym wiedział. Najpierw poczuli szarpnięcie, po którym zadziałały poduszki powietrzne, a potem potężne uderzenie zaparło im dech w piersiach.
Obudził go ostry, charakterystyczny zapach benzyny, tak przynajmniej twierdził kilka godzin później. W rzeczywistości przytomność odzyskał nieco wcześniej, ale dopiero poczuwszy realne zagrożenie otworzył oczy. Samochód wydał mu się dziwnie mały i ciasny, a poduszka powietrzna sprawiała, że miał problemy z oddychaniem. Lewą ręką sięgnął do kieszonki w bocznych drzwiach i z jej resztek wyciągnął scyzoryk.
- Cholera jasna – zaklął w myślach.
Przy pomocy nożyka udało mu się rozciąć pasy, bo dotarcie do przycisku zwalniającego je automatycznie było niemożliwe. Nadal ściskając mocno w dłoni swoje jedyne narzędzie, zdecydowanym ruchem przedziurawił obie poduszki powietrzne i wreszcie mógł się rozejrzeć. Ku swojemu przerażeniu niewiele mógł zobaczyć na miejscu pasażera. Jakaś bliżej nieokreślona metalowa część przebiła dach i utknęła w okolicy skrzyni biegów. Za nią Sebastian widział tylko zakrwawioną poduszkę powietrzną.
Postanowił działać. O otwarciu drzwi nie mogło być mowy, bo blacha była mocno zgnieciona. Zaczął więc powoli wydostawać się przez wybitą szybę. W jego odczuciu wszystko to trwało potwornie długo, ale w rzeczywistości już chwilę później był na zewnątrz. Dopiero wtedy zrozumiał, jak poważna jest sytuacja. Ciężarówka, z którą się zderzyli uderzyła w drzewo, a srebrne audi jadące drugim pasem było całkowicie zgniecione. Ich samochód także nie wyglądał najlepiej. Trudno było uwierzyć, że z tego wypadku ktoś wyszedł żywy.
Nie tracąc więcej czasu, obiegł samochód dookoła i zajrzał do środka. Szybko pozbył się poduszek, które zasłaniały Aśkę niemal całkowicie. Niestety widok, jaki mu się ukazał, nie napawał optymizmem. Kobieta była nieprzytomna, twarz miała zalaną krwią. Rozsądek podpowiadał Sebastianowi, że po takim wypadku jakiekolwiek przenosiny mogły być dla niej śmiertelnie niebezpieczne, jednak prawdopodobieństwo wybuchu rosło z każdą chwilą, więc rozciął pasy i bardzo ostrożnie wziął ją na ręce.
Obudziła się w szpitalu. Była obolała i oszołomiona. Nie mogła zrozumieć, dlaczego tam jest, zamiast nadal siedzieć w samochodzie obok Sebastiana.
- Miała pani wypadek – wyjaśniła mętnie pielęgniarka.
- A Sebastian? – odezwała się Aśka zachrypniętym głosem, próbując się podnieść. – Co z nim?
- Jest w sali obok.
Taka odpowiedź nie zadowalała Joasi. Odczekała, aż pielęgniarka wyjdzie z sali i powoli wstała. Przemknęła się do sąsiedniej sali i od razu wiedziała, że dobrze trafiła. Sebastian siedział na jednym z łóżek i wykłócał się z lekarzem. Uśmiechnęła się. Pytał o nią.
Lekarz pierwszy ją dostrzegł i pokręcił głową z dezaprobata. Wtedy odwrócił się Seba. Na widok Aśki całej i zdrowej zerwał się z łóżka.
- Nic ci nie jest? – zapytał, łapiąc ją delikatnie za przedramiona.
- Nie wiem, chyba nie. A tobie?
Pokręcił głową i uśmiechnął się.
- Mieli państwo dużo szczęścia – powiedział lekarz, podchodząc do nich. – Skończyło się na kilku siniakach, chociaż szczerze mówiąc aż trudno w to uwierzyć.
- Długo spałam? – zapytała Aśka, zwracając się do Sebastiana.
- Niezbyt, jesteśmy tu raptem godzinę.
- I mam nadzieję, że dłużej nie zabawimy – mruknęła kobieta, zerkając na lekarza.
W ciągu kolejnej godziny przeszli resztę koniecznych badań i zostali wypuszczeni ze szpitala. Oboje byli w lekkim szoku. Na dworze szalała burza, a oni stanęli przed budynkiem i spojrzeli po sobie. W końcu Sebastian odzyskał trzeźwość myślenia i zadzwonił po taksówkę.
- Gdzie państwa zawieźć? – zapytał uprzejmie kierowca, kiedy oboje usiedli na tylnej kanapie.
Komisarze wymienili się zakłopotanymi spojrzeniami.
- Może to głupio zabrzmi – zaczął Sebastian, - ale gdzie my właściwie jesteśmy? To znaczy… co to za miasto?
- Suwałki – odparł taksówkarz, zerkając na Sebę podejrzliwie.
- No tak… w takim razie poprosimy do najbliższego hotelu.
Spojrzał na Joasię i objął ją ramieniem. Ten dzień był dla nich potwornie długi i oboje marzyli przede wszystkim o odpoczynku.
W hotelu na szczęście znalazły się wolne miejsca. Dostali ładny pokój urządzony w pastelowym odcieniu zieleni i połączony z obszerną łazienką. Aśka zmęczona opadła na krzesło stojące najbliżej drzwi i westchnęła ciężko. Sebastian podszedł do niej, ukucnął obok i oparł się o jej kolana.
- Weźmiemy prysznic i kładziemy się spać, nie? – zagadnął.
Joasia zaczęła powoli głaskać go po włosach, patrząc z czułością
- Jak to się stało? – zapytała mimo zmęczenia. – Dlaczego nie próbowałeś hamować?
- Próbowałem – westchnął Sebastian. – Hamulec nie zadziałał.
- Jak to?
- Nie mam pojęcia. Może to jakaś awaria.
- Albo ktoś przeciął przewody hamulcowe – zauważyła policjantka.
- Nie ma co gdybać. Jutro pojedziemy na tutejszy komisariat, może dowiemy się czegoś więcej. Zresztą i tak będziemy musieli złożyć zeznania. Idziesz pierwsza pod prysznic?
Pokręciła głową i wzrokiem odprowadziła Sebastiana do łazienki. Kiedy wyszedł z niej dwadzieścia minut później, nadal siedziała na tym samym krześle. Wyglądała na zamyśloną, ale na widok Sebastiana uśmiechnęła się.
- Coś nie tak? – zapytał łagodnie Seba, podchodząc do kobiety.
- Sama nie wiem… Trochę się boję spotkania z matką – przyznała. – I wcale nie jestem pewna, czy w ogóle chcę tam iść.
- Pojedziemy do niej rano, dobrze? Wtedy zadecydujesz. Nie będę na ciebie naciskał.
Pokiwała głową i pochyliła się, opierając o niego głowę.
- Myślisz, że ona naprawdę chcę się ze mną zobaczyć? Czy po prostu próbuje uspokoić swoje sumienie?
- Nie mam pojęcia – westchnął Sebastian. – Ale to nie powinno mieć dla ciebie większego znaczenia. Najważniejsze są tutaj twoje uczucia. Jeśli ona naprawdę umrze, a ty nie spróbujesz się z nią pogodzić, nigdy sobie tego nie wybaczysz.
Joasia milczała długą chwilę. Trochę trwało nim przetrawiła słowa Sebastiana, ale kiedy w końcu tak się stało, zrozumiała, że ma rację. Westchnęła ciężko, pocałowała mężczyznę i skierowała się do łazienki, marząc już tylko o łóżku.
Z samego rana komisarze pojechali do matki Joasi. Ku ich zaskoczeniu okazało się, że leżała w tym samym szpitalu, do którego oni trafili poprzedniego dnia. Odnaleźli właściwy korytarz i Sebastian zagadnął pierwszą napotkaną pielęgniarkę. Chciał najpierw dowiedzieć się jak najwięcej o stanie zdrowia kobiety, żeby rozwiać wątpliwości co do prawdziwości jej słów. Kiedy pielęgniarka potwierdziła poważny stan pacjentki, komisarze w milczeniu ruszyli pod jej salę. Joasia zatrzymała się dopiero przed wejściem.
Drzwi były otwarte. Mogli przez nie zobaczyć kobietę w średnim wieku leżąca na łóżku pod oknem. Głowę miała odwróconą do ściany, więc nie zauważyła gości.
Sebastian zerknął na partnerkę, próbując odgadnąć jej myśli. Wyglądała na całkowicie opanowaną, ale delikatne zmarszczki na czole i zaciśnięte usta świadczyły o przeżywanych emocjach.
W pewnym momencie starsza kobieta odwróciła się i dostrzegła córkę. Prze chwilę mierzyły się spojrzeniami, a potem otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć. Aśka jednak nie dała jej na to szansy. Odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem opuściła korytarz.
- Strata czasu – powiedziała, kiedy Seba dogonił ją przy wyjściu.
- Wcale nie…
- Ależ tak – upierała się, idąc w bliżej nieokreślonym kierunku. – Nie chcę z nią rozmawiać. Nie mam o czym. Wcale mnie nie obchodzi, że umiera w samotności. Sama sobie zgotowała taki los.
- Aśka, gdzie ty idziesz? – zapytał Sebastian spokojnie, przytrzymując kobietę za łokieć.
Joasia rozejrzała się i zdała sobie sprawę, że brama jest dokładnie w przeciwnym kierunku. Wzruszyła ramionami i opadła na najbliższą ławkę.
- Niepotrzebnie tu przyjeżdżaliśmy – powiedziała. – Cały dzień drogi bez sensu, a w dodatku ten wypadek…
- Jedno z drugim nie ma związku – odparł mężczyzna, siadając obok niej. – Wypadek mógł nam się równie dobrze przytrafić w Krakowie. A poza tym uważam, że słusznie postąpiłaś, przyjeżdżając tu. Przynajmniej nie będziesz miała sobie nic do zarzucenia. Podjęłaś świadomą decyzję.
- Mam już dość tego miasta – westchnęła, zamykając oczy. – Wracajmy do domu.
- Wrócimy. Ale najpierw musimy pojechać na komisariat i złożyć zeznania.
- Tak, wiem. Chodźmy. Im szybciej to załatwimy, tym szybciej będziemy mogli się stąd wynieść.

sobota, 26 listopada 2011

Bóg się pomylił cz. 2 (autorka: Alutka)

Dzień na Pomorskiej zaczął się dosyć zwyczajnie. Od progu przywitała ich Ania jadąca do rodziny zgwałconej nastolatki. Od dwóch tygodni prowadzili z Rafałem to skomplikowane śledztwo. Trzynastolatka została brutalnie zgwałcona. Początkowe podejrzenia padły na jej szkolnego kolegę, lecz późniejsze odkrycie było jeszcze bardziej szokujące okazało się, że w sprawę zamieszany jest ksiądz z pobliskiej parafii. Od dawna krążyły pogłoski o jego co najemnej dwuznacznym odnoszeniu się do gimnazjalistek wszyscy uważali to za niesprawiedliwe plotki i wymysły przewrażliwionych dzieciaków. Sprawa wydawała się równie skomplikowana jak ta, którą prowadzili Asia i Seba. Ania w przelocie przekazała przyjaciołom informację o raportach czekających w biurze asystentów. Nie mieli więcej czasu na pogaduszki, gdyż kobieta była już mocno spóźniona. Narzeczeni weszli do swojego biura. Sebastian postanowił zrobić im po kubku herbaty w tym czasie Asia zniknęła w pokoju asystentów. O tej porze zazwyczaj nikogo tam nie było tym razem, jednak do uszu dziewczyny doleciały strzępy rozmowy za niedomkniętych drzwi.
- Daj spokój to podobno przez niego ta sprawa tak długo trwa z innym prokuratorem pewnie poszłoby raz-dwa ten to taki goguś. Stary od dawna nie ma o nim najlepszej opinii- perorował z zapałem Tomek.
- Tak straszny formalista i biurokrata pewnie myśli, że wszystkie rozumy pozjadał i ten jego sposób bycia jest taki oziębły- zachichotał złośliwie Bartek.
- Cześć Anka wspominała nam o nowych raportach macie coś tutaj? A może przerwałam wam tę pasjonującą rozmowę?- spytała jadowicie policjantka.
- Oj przestań chyba nie uważasz inaczej miałaś okazję poznać tego cholernego prokuratorka. My tylko powtarzamy to co mówi się o tym Łacie wszędzie- stwierdził ugodowo Bartek.
- Jasne najłatwiej jest kogoś ocenić po pozorach podobno jedynie kobiety lubią roznosić plotki. To porządny, miły facet, jeśli chcecie wiedzieć bardzo przeżywa ten proces. Wczoraj spotkaliśmy go na cmentarzu sam ma synka w tym wieku i co dalej będziecie mówić takie rzeczy?- rozłościła się.
Przypadkowym świadkiem całej rozmowy stała się Kaśka. Joasia wyszła z pokoju z miną nie wróżącą niczego dobrego. Młoda asystentka spojrzała ostro na swoich kolegów unosząc znacząco brwi w pełni zgadzała się z panią komisarz.
- Wiecie nie wiem, czy ktoś już wam to mówił, ale ja nie mam wątpliwości powinniście porządnie dostać po łbie. Koncertowy popis osły berberskie, po prostu cud-miód- zadrwiła Kasia.
- Fakt przesadziliśmy, nawet nie wiedzieliśmy, że Asia to słyszy. Ona ma rację to niesprawiedliwe tak kogoś szkalować skoro się nie zna człowieka-przyznał ze skruchą Tomek.
- Och brawo po kwadransie żmudnego myślenia doszliście do takich wniosków. Chyba powinniście ruszyć tyłki i przeprosić ją za to-doradziła spokojnie kolegom .
- Dobrze już nie musisz nami, aż tak sterować naprawdę wiemy jak sobie nagrabiliśmy U Asi mamy czerwoną kartkę, póki co- mruknął ponuro Bartek.
Niestety mimo najlepszych chęci obu asystentom nie udało się przeprosić policjantki. Kobieta unikała ich skutecznie przez cały tydzień . Prawie się nie odzywając wyjąwszy zdawkowe grzecznościowe prośby o dokumenty dotyczące, wciąż prowadzonego śledztwa . Sebastian bez przerwy jeździł w tern, także praktycznie nie spotkali się w pracy. Co gorsza od pamiętnej rozmowy usłyszanej w biurze Joasia unikała ukochanego również w domu , zbywając jego próby nawiązania rozmowy półsłówkami i wykręcając się coraz nowszymi usprawiedliwieniami swojego złego humoru. W końcu po prawie dwóch tygodniach takiego stanu rzeczy pewnej październikowej soboty podjęła ważną decyzję Od dłuższego czasu męczyła ją praca na komendzie w Krakowie. Natomiast jej związek z Sebastianem, choć szczęśliwy zdawał się nie mieć perspektyw na przyszłość. Mężczyzna pochodził z bogatej rodziny spokrewnionej na dodatek dzięki przodkom z dawną polską arystokracją. Od samego początku rodzice nie akceptowali wyboru syna uważając jego wybrankę za nieodpowiednią kandydatkę na żonę. Nie odpowiadał im status społeczny Rodzice Joanny pochodzili ze wsi. Matka prosta, niewykształcona kobiecina z trudem czytała od najmłodszych lat zaganiana do pracy w gospodarstwie. Ojciec ubogi szewc z trudem utrzymywał żonę, dom i maleńki skrawek ziemi , właściwie samych nieużytków na, których jedynie cudem rosły buraki i żyto. W tej sytuacji obiekcie przyszłych teściów były poniekąd zrozumiałe. Pomogło to podjąć kobiecie tę trudną decyzję Spakowała małą podręczną torbę podróżną zabierając, li tylko najpotrzebniejsze rzeczy w tym pieniądze uzbierane „na wszelki wypadek” na koncie w banku. Nikt nie mógł jej znaleźć. Ich wspólne dziecko postanowiła wychować samotnie uznając to za najlepsze rozwiązanie dla przyszłości swojego ukochanego. Zasługiwał na lepszą żonę, niż ona i na długie szczęśliwe życie. Teraz musiała zrobić ostatnią rzez o jakiej myślała od dłuższego czasu. Z wahaniem wybrała znany sobie numer z trudem opanowując chęć do płaczu.
- Dzień dobry mówi Joanna Czechowska ,chciałabym się z panem spotkać dzisiaj, jeśli to możliwe w kawiarni „Cynamonowa” o szesnastej. Zdecydowałam się przyjąć tę pracę tak będzie najlepiej- powiedziała lekko drżącym głosem Asia.
- Oczywiście w takim razie do zobaczenia o szesnastej. Cieszę się z tego, że w jakiś sposób mogłem jakoś pomóc-odparł ciepły, głos po drugiej stronie.
- To raczej ja powinnam dziękować za pomoc i to taką, ot bezinteresowną szepnęła nieśmiało.
Tym sposobem pani komisarz załatwiła wszystkie najważniejsze sprawy. Teraz pozostawało już czekać na koniec procesu o zabójstwo małego Józia. Kończyło to, także sprawę prowadzoną przez nich na Pomorskiej. Tym samym dawało możliwość wyjazdu od razu po ogłoszeniu wyroku. Proces rozpoczął się na nowo we czwartek dwa tygodnie od daty pierwszej rozprawy. Zeznania kolejnych świadków nie pozostawiały wątpliwości co do ogólnej opinii o oskarżonym.
- Zamykam przewód sądowy udzielam głosu prokuratorowi- oznajmiła sędzia.
- Dziękuję Wysoki Sądzie, przyznam szczerze ,że trudno mi wygłaszać mowę oskarżyciela w tym procesie. Wyjątkowo trudno, ponieważ wszyscy poznaliśmy już fakty dotyczące tej sprawy. Chciałbym jedynie prosić Wysoki Sądzie oto, żebyśmy pamiętali Józio Alanowicz nie był tylko imieniem i nazwiskiem. Zginął mały, bezbronny chłopiec w dodatku zginą z ręki kogoś kto powinien się nim opiekować. Proszę o uznanie winy oskarżonego i wymierzenie mu kary dożywotniego pozbawienia wolności- zakończył mowę końcową prokurator.
- Pani mecenas, teraz jest czas dla pani. Proszę słuchamy- dodała przewodnicząca .
- Wysoki Sądzie, cóż mogę powiedzieć w obronie mojego klienta? Wbrew temu co twierdził pan prokurator mnie ta sprawa, wcale nie jest obojętna. Jedyne o co mogę prosić to wymierzenie panu Alanowiczowi, kary dwudziestu pięciu lat pozbawienia wolności uwzględniając całą potworność tej zbrodni . Przykro mi żaden obrońca nie jest cudotwórcą, mój klient sam wpędził się w pułapkę to wszystko co mam do powiedzenia-odparła z powagą prawniczka.
W trakcie przerw podczas narady sędziów Asia podeszła do stołu przy ,którym siedział Artur Łata. Mężczyzna podniósł głowę i uśmiechną się do niej . Czując jak drętwieją jej wargi odpowiedziała tym samym. Nerwowo zaplotła obie ręce wbijając wzrok w podłogę.
- Jak Pani Asiu wyjeżdża pani jutro do Białegostoku, tak?- zagadną cicho.
-Rano mam pociąg, a po południu będę już na miejscu- odpowiedziała niepewnie policjantka.
- Wszystko się ułoży z czasem przywyknie pani. Będzie dobrze- skwitował pocieszająco prokurator.
Ich rozmowę przerwało wejście sędziów na ten widok wszyscy powstali z miejsc.
Nagle w tym samym momencie kobieta poczuła szum w uszach i, zanim zdążyła pomyśleć o czymkolwiek zemdlała. Obudziła się w szpitalu przy jej łóżku ze zmartwioną , poszarzałą twarzą siedziała Ania. Asia spojrzała w sufit bojąc się patrzeć na przyjaciółkę. Milczenie było najbardziej wymownym znakiem tego co się stało. Wszystkiego co działo się od samego rana. Ona nie potrzebowała żadnych słów już wiedziała. To z pewnością była jakaś straszna niewyjaśniona pomyłka. Tak Bóg musiał się pomylić z gardła dziewczyny wydobył się szloch...

W dwa lata później w pogodne jesienne popołudnie po parku spacerowała wysoka blondynka szczegóły tych wspomnień z przed lat prawie zatyrały się w jej pamięci. Teraz mieszkała w Białymstoku znalazła pracę prowadziła inne życie . Lecz ciężar tego co zrobiła ciągle był taki sam. Tamten dzień, gdy dowiedziała się samobójczej śmierci Sebastiana i poronieniu , znów staną przed oczami zamyślonej młodej kobiety. Pamiętała słowa Ani dudniące w uszach jak werbel pogrzebowy : „Sebastian był wtyczką, tego faceta kontaktował się z nim w więzieniu . Cały czas mu pomagał w końcu nie dał rady zabił się.” Tego samego dnia media podały informację o wyroku dożywocia dla zwyrodnialca. Potem wyjechała z Krakowa. Jej życie od tamtego dnia uległo dużej zmianie wyszła za mąż za Adama ,a lada dzień miała urodzić swoje długo wyczekiwane dziecko...

KONIEC

Alutka

wtorek, 22 listopada 2011

20. Nie wierzcie bliźniaczkom

Na komendę wrócili w zaskakująco dobrych nastrojach. Przyjaciele patrzyli na nich zdumieni, ale nie pytali. Aśkę ciężko było zobaczyć tak rozpromienioną i Anka od razu domyśliła się, że to sprawka Sebastiana.
- Po prostu udowodnił mi, że jestem dla niego kimś ważnym – wyjaśniła Joasia z uśmiechem, kiedy przyjaciółka w końcu zapytała ją o powód tej euforii. – I myślę, że… że to może być początek czegoś pięknego.
Sebastian w międzyczasie rozmawiał z Tomkiem. Asystent przekazał mu wszystkie zdobyte informacje, a potem zaczął jeszcze opowiadać o sprawie Anki i Maćka. Seba wyłączył się w połowie, oglądając portrety pamięciowe poszukiwanych wywieszone na tablicy korkowej obok okna.
- O której będzie rysownik? – zapytał, przerywając Tomkowi w pół słowa.
- Za pół godziny.
- Dobra, wyślij go od razu do nas.
Wyszedł z biura asystentów i na korytarzu wpadł na Joasię. Uśmiechnęła się na jego widok.
- Chodź, opowiem ci, czego się dowiedziałem – powiedział Seba, obejmując kobietę i kierując się do biura. – Ten dom wybudowano około 1600 roku. Oczywiście był kilka razy nieco przebudowany, ale w każdym razie stoi w tym samym miejscu przeszło czterysta lat. Chłopakom nie udało się znaleźć żadnych legend, historii, plotek, nic. Najwcześniejsze doniesienia pochodzą z 1948 roku. Wtedy dom spłonął niemal doszczętnie, zginęła czteroosobowa rodzina.
- W czterdziestym ósmym? – zapytała Aśka zamyślona. – Zdaje się, że wtedy te tereny nie należały jeszcze do miasta.
- Owszem. Dom stał w centrum wsi, ale wszystkie zabudowania były drewniane i większość spłonęła właśnie w tym pożarze. Zostały same zgliszcza. Kilka lat później najstarszy syn z tamtej rodziny odbudował dom i zamieszkał w nim z żoną. Minęło kilka miesięcy i znaleziono dwa trupy. Z ustaleń wynika, że facet zamordował żonę, a potem popełnił samobójstwo, ale wiesz… ile w tym prawdy to nie wiadomo. Przez kolejne dwadzieścia lat w dość dziwnych okolicznościach zginęło tam jeszcze piętnaście osób. Niektóre sprawy uznano za morderstwa, inne za samobójstwa, dużo by gadać.
- Myślisz, że to nie przypadek? – odgadła Joasia.
- No raczej. Ostatnie cztery dziesięciolecia dom stoi opuszczony. Wiesz, ludzie bali się tam mieszkać, że to jakaś klątwa czy coś.
- Komuś mogło zależeć, żeby tak to wyglądało.
- Właśnie – poparł ją Sebastian, opierając się o biurko i krzyżując ręce na piersiach. – Wiesz, co ja myślę? Że stoi za tym przywódca satanistów i w ten sposób po prostu wyrabiał sobie autorytet.
- To może być tamten facet z cmentarza… - powiedziała cicho Aśka. – Cholera, powinnam była od razu zabrać go na komendę.
- Facet, którego szukamy może mieć około osiemdziesięciu kilku lat.
Kobieta pokiwała głową, przypominając sobie tajemniczego staruszka. Odpłynęła myślami tak daleko, że nie zauważyła nawet nadejścia rysownika. Dopiero głośne powitanie Sebastiana przywróciło ją do rzeczywistości.
Tego dnia nie mogli zrobić już wiele więcej. Aśka z pomocą rysownika stworzyła portret pamięciowy, potem jeszcze przez dobrą godzinę razem z Sebastianem debatowali nad różnymi możliwościami rozwiązania sprawy, jednak żadne nie wspominało o zaginionym Jasiu. Woleli nie mówić tego na głos, ale oboje zdawali sobie sprawę, że tylko cudem mogliby znaleźć go żywego.
Późnym popołudniem pojechali razem do mieszkania Sebastiana. Skończyli pracę dość wcześnie i chcieli spędzić razem choć trochę czasu. Bliźniaczki przywitały się z nimi bardzo zadowolone.
- Macie chatę wolną – zakpiła Elizka, - my zaraz wychodzimy.
- Niby gdzie? - zapytał natychmiast Sebastian.
- Ja umówiłam się z Bartkiem do kina – odparła dziewczyna, rozczesując włosy, - a Karolina idzie na urodziny Magdy.
- Jakiej Magdy? – podchwycił komisarz, patrząc na córki podejrzliwie.
- Oj no Magdy z naszej klasy.
- O której będziecie?
- Ja koło jedenastej – odezwała się Karolina, zerkając na ojca z wyraźnym oczekiwaniem na sprzeciw.
- A ja… no pewnie też – mruknęła Elizka, choć widać było, że miała ochotę podać zupełnie inną godzinę.
- Kto to jest ten Bartek? – zapytał Seba po chwili namysłu.
Joasia przyglądała się tej dyskusji, stojąc z boku. Uśmiechała się rozbawiona nieco przesłuchaniem, jakie urządził dziewczynom Sebastian, chociaż w głębi duszy czuła, że ona była by w tej roli o wiele bardziej restrykcyjna.
- Chłopak – odparła Liza, wzruszając teatralnie ramionami. – Chyba mam prawo się umawiać, nie? Mam szesnaście lat.
- Zapiszesz mi jego adres i telefon – zarządził bezlitośnie policjant.
Nastolatka skrzywiła się i poszła do swojego pokoju, ucinając dyskusję. Karolina wyszczerzyła zęby do komisarzy i także zniknęła za drzwiami.
- Wolałbym, żeby nie dorastały tak szybko – westchnął Seba, kiedy razem z Joasią znaleźli się w kuchni.
- Odwieczny problem rodziców – podsumowała kobieta.
- Nie mam nic przeciwko, żeby gdzieś wychodziły… Ale żeby z chłopakami? Najgorsze jest to, że do końca nie wiem, co będą robić.
- W kinie kochać się raczej nie będą – zauważyła Joasia, podając przyjacielowi talerz. – Także dzisiaj możesz być spokojny.
- Niekoniecznie. Jest osiemnasta, więc raczej w kinie nie będą siedzieć do dwudziestej trzeciej, nie?
- Nie masz na to wpływu – powiedziała zdecydowanie policjantka i usiadła na taborecie.
- Ostatecznie mógłbym zabronić jej iść…
- Oj, Seba… Myślisz, że gdyby chciała z nim pójść do łóżka, twoje zakazy na coś by się zdały? Może to zrobić kiedykolwiek i gdziekolwiek, jest tyle różnych możliwości…
- To mnie pocieszyłaś – warknął.
Wzruszyła ramionami, wyglądając przez okno. Dobrze rozumiała jego niepokój, ale nie chciała go nakręcać.
- Ile miałaś lat, jak pierwszy raz poszłaś z chłopakiem do łóżka? – zapytał nagle Sebastian, wyrywając Joasię z zamyślenia.
- Dwadzieścia – mruknęła. – Ale nie porównuj mnie do swoich córek, teraz są inne czasy, wszystko się zmienia.
- Niektóre rzeczy się nie zmieniają – odparł Seba, uśmiechając się niespodziewanie do kobiety.
Wieczór spędzali przed telewizorem, pijąc ulubiony kakaowy likier Joasi i oglądając bliżej nieokreślony film sensacyjny. Do końca żadne z nich nie wiedziało, o czym jest, gdyż bardziej byli skupieni na sobie. Sebastian siedział jak zwykle oparty o zagłówek, z nogami wyciągniętymi przed siebie na ziemi. Bawił się odruchowo pilotem, podrzucając go w prawej ręce, jakby miał nerwowy tik. Aśka z kolei najpierw siedziała po turecku, ale w miarę upływu czasu coraz bardziej opierała się o Sebę, aż w końcu położyła się z głową na jego kolanach. Mężczyzna zaczął głaskać ją machinalnie po włosach. Było już całkiem ciemno, kiedy przypomniał sobie, o czym miał zamiar z nią porozmawiać.
- Przemyślałaś już sobie to wszystko? – zapytał niespodziewanie, kontynuując swój tok rozumowania i kompletnie nie zdając sobie sprawy, że dla Joasi to zdanie jest wyrwane z kontekstu.
- Słucham? – zdziwiła się, zerkając na niego.
- No… miałem na myśli twoją matkę.
Aśka wywróciła oczami i ponownie wbiła wzrok w ekran telewizora.
- Daj spokój, oglądam film – odparła.
- Jasne – zakpił Sebastian, obejmując ją pod biustem i próbując odwrócić w swoją stronę. – Nagle film cię zainteresował?
- Czego ty ode mnie chcesz?
- Chcę spokojnie porozmawiać.
- To zmień temat – powiedziała kobieta stanowczo.
- Asia, ja nie mówię tego, żeby cię zdenerwować, naprawdę – spróbował ponownie Sebastian, tym razem o wiele łagodniejszym tonem. – Masz pełne prawo jej nienawidzić, ale nie możesz zmienić faktu, że jest twoją biologiczną matką.
- Tylko biologiczną – podkreśliła natychmiast Joasia.
- Owszem, masz rację – zgodził się Sebastian, chcąc trochę ją udobruchać, - ale choćbyś nie wiem jak chciała, zawsze w jakiś tam sposób będzie częścią twojego życia, choćby bardzo niewielką.
- Myślała, że zadzwoni po latach milczenia, popłacze w słuchawkę, a ja przylecę do niej natychmiast. Chciała mnie wziąć na litość.
- Tu nie chodzi o nią, tylko o ciebie. Aśka, to może być ostatnia szansa. Nie musisz się z nią spotykać, nie musisz nawet z nią rozmawiać, ale powinnaś tam pojechać. Kiedy ją zobaczysz, zdecydujesz. Jeśli tego nie zrobisz, będziesz żałować do końca życia.
Kobieta spuściła wzrok zamyślona. Wiedziała, że Sebastian ma rację, ale nienawiść była wciąż żywa.
- Nie mogę tak po prostu wyjechać – mruknęła w końcu. – Musimy rozwiązać tą sprawę.
- Do Suwałk jest raptem sześćset kilometrów – odparł Sebastian, delikatnym ruchem odgarniając jej włosy z twarzy. – Dziesięć godzin drogi. Jeśli wyjedziemy rano, będziemy z powrotem następnego dnia przed pracą. Wystarczy wziąć dzień wolnego.
- My?
- No… myślałem, że zechcesz, żebym pojechał z tobą. Poza tym sama nie dasz rady prowadzić tyle godzin.
- Pewnie, że zechcę – powiedziała, uśmiechając się nagle, a potem szybko wróciła do swojej obojętności. – To znaczy chciałabym, gdybym jechała.
- Dobra, dobra – zaśmiał się Seba. – Pojedziemy jutro, dobrze?
- Stary nie da nam wolnego tak z dnia na dzień, w dodatku teraz.
- Nie musi wiedzieć. Zadzwonię do Kaśki i poproszę, żeby nas kryli. Co ty na to?
Wzruszyła ramionami, co Sebastian odczytał jako zgodę.
- Będę już wracać do siebie – powiedziała Joasia niespodziewanie, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Przecież możesz przenocować tutaj… - zaczął Seba, ale kobieta przerwała mu natychmiast.
- Muszę jeszcze wziąć kilka rzeczy na jutro. Tak będzie lepiej.
Jej głos był łagodny, ale mężczyzna bezbłędnie wyczuł w nim stanowczą nutkę. Postanowił się nie spierać. Zamówił taksówkę i odprowadził Aśkę do drzwi. Pożegnali się czułym pocałunkiem.
Przez całą drogę do domu Joasia myślała o Sebastianie i ich „związku”, choć sama nie używała tego słowa. Trochę martwił ją fakt, że jakoś nie posuwają się do przodu. Nie rozmawiają o tym, co do siebie czują, nie robią nic, by się zbliżyć. Było miło, owszem, ale jej nie wystarczały takie luźne relacje. Szukała kogoś, na kim mogłaby się oprzeć w każdej chwili i choć Sebastian jej to zapewniał, czułaby się lepiej, gdyby ich związek był nieco bardziej „formalny”.
Rano spotkali się pod blokiem Joasi. Oboje wzięli tylko małe podręczne plecaki z ubraniami na zmianę i kosmetykami, żeby móc odświeżyć się po drodze.
- Co powiedziałeś dziewczynom? – zapytała policjanta, wrzucając plecak na tylne siedzenie.
- Że jadę w sprawach służbowych.
- Ładny dajesz im przykłada… - zakpiła.
Seba uśmiechnął się tylko pod nosem i zajął miejsce kierowcy. Owszem, chciał powiedzieć córkom prawdę, ale wiedział, że Aśka mogłaby mieć mu to za złe.

sobota, 19 listopada 2011

Bóg się pomylił cz. 1 (autorka: Alutka)

Sala Sądu Okręgowego w Krakowie , tuż obok dzielnicy Łagiewniki znanej z odprawianych przez Jana Pawła II mszy. W to słoneczne jesienne popołudnie ludzie gromadzący się w tej obszernej wiktoriańskiej sali czekali na wyjątkowo głośny i bulwersujący proces. Od wielu miesięcy w Krakowie wrzało, niczym w ulu. Ludzie, mass media, a nawet pobliska komenda z wydziałem śledczo –kryminalnym przy Pomorskiej zajmowali się tym procesem. Na ławie oskarżonych zasiadał bezrobotny mieszkaniec Krakowa oskarżony o zamordowanie swojego sześcioletniego synka. Zbrodnia była wyjątkowo bestialska, gdyż chłopczyk po wielu godzinach tortur został następnie uduszony ,a na koniec sprawca kawałkiem szkła poderżną mu gardło. Policjanci, którzy przybyli na miejsce zbrodni, by zająć się tą sprawą byli wstrząśnięci jej rozmiarami i okrucieństwem. W swojej pracy widzieli niejedno, lecz ta zbrodnia zapisała się w ich głowach w wyjątkowy sposób. Również zachowanie ojca ofiary bardzo agresywne, niezrównoważone i wyjątkowo gwałtowne utrudniało prowadzenie zwykłych w takich przypadkach czynności . Podejrzany nie przyznawał się do winy, toteż sprawę po pertraktacja z miejscową prokuraturą oddano do sądu. Dziś po wielu miesiącach rozpoczynał się proces. Joanna Czechowska i Sebastian Wątroba to oni razem ze swoimi asystentami Tomaszem Bukowskim i Bartoszem Swławeckim zostali przydzieleni przez komendanta do prowadzenia tej sprawy. Joanna miała dwadzieścia sześć lat i była filigranową blondynką o szarozielonych oczach, natomiast jej parter z policji Sebastian Wątroba wysoki szatyn o niebieskich oczach i mocnej budowie ciała wydawał się wiele lat starszy od swojej były to tylko pozory w rzeczywistości policjant miał jedynie dwadzieścia osiem lat. Oboje pracowali wspólnie na komendzie w wydziale W11. Joasia była narzeczoną Sebastiana ,o czym nikt na komendzie nie wiedział. Ich szef zwany Starym nie akceptował związków w pracy uważał ,że podobne rzeczy źle wpływają na jakość pracy jego podwładnych. Jedyne utrudnienie, owej tajemnicy stanowił fakt ciąży pani komisarz dosyć już widocznej. Teraz musieli brać udział w procesie jako świadkowie co stanowiło wyjątkowe źródło stresu.Prokurator pogrążony był w rozmowie z oskarżycielką posiłkową na oko siedemnastoletnią dziewczyną szczupła wysoką o krótko obciętych jasnych włosach i ni to niebieskich, ni to szarych oczach. Dziewczyna była siostrą zmarłego chłopca mającą jeszcze starszą siostrę Żanetę i jeszcze jednego braciszka dziesięcioletniego Karola. Woźny wypowiedział zwyczajową formułkę i wszyscy powstali. Na podium wchodziła trójka sędziów dwóch mężczyzn i kobieta blondynka o oczach koloru palonej kawy. Sędzia usiadłszy za stołem obrzuciła ważnym wzrokiem salę po czym poprawiła się w fotelu i zastukała młotkiem.
- Otwieram rozprawę przed Sądem Okręgowym, będzie rozpoznana sprawa Czesława Alanowicza stawił się oskarżony doprowadzony z więzienna przy ulicy Gronowej, lat pięćdziesiąt, obecnie bezrobotny z zawodu architekt . Oskarżony stawił się, wraz z obrońcą- wyczytała sędzia.
- Adwokatem Magdaleną Grześkowiak , Wysoki Sądzie obrońcą z wyboru potrzebne dokumenty załączyłam do akt- odpowiedziała rzeczowo prawniczka.
- Dziękuję bardzo pani mecenas istotnie sąd dysponuje wspomnianymi dokumentami Obecna jest, również oskarżycielka posiłkowa Melania Alanowicz ,oraz pan prokurator- kontynuowała cicho.
- Artur Łata , chciałbym już teraz prosić Wysoki Sąd o umożliwienie siostrze chłopca opuszczenia sali na czas przesłuchania jej ojca. Nie chce ona być obecna podczas zeznań oskarżonego, ponieważ jest to dla niej wyjątkowo traumatyczna sytuacja- powiedział uprzejmie prokurator.
- Uwzględniam ten wniosek, oskarżycielka posiłkowa może zaczekać na korytarzu. Melanio proszę teraz opuść salę ,zostaniesz wezwana w odpowiednim czasie- zwróciła się łagodnie do dziewczyny.
-Jeśli nie ma innych wniosków otwieram sądowy udzielam głosu panu prokuratorowi- dodał sędzia po chwili milczenia.
- Dziękuję Wysoki Sądzie oskarżam Czesława Alanowicza oto, że w okresie od stycznia do lipca bieżącego roku działając czynem ciągłym znęcał się fizycznie i psychicznie nad swoim synem sześcioletnim Józiem Alanowiczem. Oskarżony między innym bił chłopca kablem , przypalał papierosami, głodził i stosował karę polegającą na wrzucaniu go do wanny z lodowatą wodą. W dniu 1 czerwca 2004 roku oskarżony podczas libacji odbywającej się w domu stosując wielogodzinne tortury , chcąc pozbyć się synka, zabił dziecko podcinając mu gardło rozbitą butelką po wódce. Za za znęcanie i zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem grozi mu kara dożywotniego pozbawienia wolności- odczytywał stalowym głosem prokurator.
- Czy zrozumiał pan treść aktu oskarżenia? Przyznaje się pan do popełnienia zarzucanych czynów?- spytała pewnie przewodnicząca.
- Tak Wysoki Sądzie, owszem częściowo mogę się przyznać. To prawda znęcałem się nad moim synem to znaczy Józiem, nawet tak było jak czytał prokurator, ale go nie zabiłem możecie mnie wsadzić za to znęcacie tylko i wyłącznie- zaczął twardo ojciec chłopca .
- Pouczam ,iż ma pan prawo do składania wyjaśnień może pan bez podania przyczyny odmówić składania wyjaśnień- przypomniała sędzia.
- Opowiem na pytania , chociaż co to da? Pan prokurator już wydał swój wyrok, zresztą podobnie ci policjanci i te hieny co tu siedzą –prychną pogardliwie oskarżony.
 - Skoro będzie pan składać wyjaśnienia przypominam o mówieniu prawdy. Proszę powiedzieć co działo się w pan domu w okresie od stycznia do lipca tego roku- zażądała, nieco chłodniejszym tonem kobieta.
- Ano to co opisywał pan prokurator w tym całym jak wy to mówicie akcie oskarżenia. Przyznaję jestem alkoholikiem i może mi odbijało, jednak nikogo nie zabiłem! Na litość boską pani sędzio proszę mnie zrozumieć od alkoholika do mordercy jest ,chyba daleka droga, prawda? –zagadną nerwowo.
-Panie Alanowicz radziłabym opanować emocje i nie podnosić głosu. Przypominam, że rozprawa może odbywać się pod pańską nieobecność- skarciła oskarżonego sędzia.
-Mam ciężką sytuację rodzinną , moja żona zmarła ja niedługo potem straciłem pracę. No i zacząłem pić. Trudno to opanować, a jak piłem to wpadałem w szał i to żaden dowód potwierdzający tę spiskową teorię, że zabiłem – burknął oskarżony.
-Nie może pan zaprzeczyć faktom ,a te są następujące: po pierwsze wielokrotnie interweniowała w pana domu policja, po drugie sąsiedzi zagaszali do opieki społecznej to, że Józio jest głodny i ma liczne obrażenia na ciele, choćby ślady oparzeń po papierosach, wreszcie po trzecie więził pan go w domu zamykał w łazience wrzucając do lodowatej wody, l o d w tej –wycedził szorstko prokurator, poprawiając okulary gwałtownym gestem.
- Wysoki Sądzie mój szanowny kolega najwyraźniej znęca się nad oskarżonym. Ja rozumiem, że ta sprawa jest drastyczna i mój klient nie budzi, zbytniej sympatii , co nie znaczy, że wolno tak go traktować- zaprotestowała spokojnie młoda brunetka.
-Ciekawy dobór słów pani mecenas pozwolę sobie przypomnieć, że zginął kilkuletni, niewinny chłopczyk. Zamordowany w wyjątkowo sadystyczny sposób i pani mi wypomina „znęcanie się?”- zapytał z niedowierzaniem skarcony mężczyzna.
- Cóż pani mecenas nie da się ukryć pan prokurator ma rację. Tym niemniej na przyszłość proszę pamiętać o formie pytań, panie prokuratorze- upomniała sędzia.
- Tak jest Wysoki Sądzie zrozumiałem nie mam już pytań do pana oskarżonego- odparł prokurator.
Prawniczka nie zadawała swojemu klientowi żadnych pytań skrobiąc coś na kartce leżącej na stole. W tym samym czasie na sądowym korytarzu pozostali świadkowie czekali na swoją kolej. Joasia siedziała obok partnera wpatrzona hipnotycznie w wysokiego ,postawnego mężczyznę o szpakowatych włosach i siwych oczach. Był to jeden ze świadków Edmund Wojtyła, sąsiad oskarżonego i zarazem taksówkarz często opiekujący się Józiem. Policjantka pamiętała jego reakcję w czasie przesłuchania na komendzie mężczyzna zaimponował jej troską i wyraźnym uczuciem z jakim mówił o chłopczyku. Na pierwszy rzut oka widać było, że maluch był dla niego kimś więcej, niż przypadkowym dzieckiem sąsiada. Z zamyślenia wyrwał ją nagły hałas , krzyk Sebastiana i odgłos podobny do rzężenia. Asia poderwała się na nogi z trudem kojarząc sobie wszystkie fakty zobaczyła otarte drzwi sali sądowej. Niemalże instynktownie pobiegła w tamtym kierunku. W środku ujrzała widok rodem z sennych koszmarów na podłodze obok stołu prokuratora leżała nastolatka dysząc ciężko i zasłaniając ręką okolice brzucha. Aśka zrozumiała, że musiała zacząć zeznania, a widok Sebastiana szarpiącego się z ojcem zamordowanego dziecka sprawił iż dotarło do niej co się stało. Zakrwawiony nóż leżący na podłodze stanowił kolejny dowód. Artur Łata klęczał przy Melanii pomagając tamować krew, a cała trójka sędziów rozmawiała pospiesznie. Kobieta nie wahała się ani chwili dłużej podeszła kucając obok prokuratora. Wyjęła z kieszeni paczkę chusteczek i przycisnęła ligninę do dużej rany z boku brzucha w okolicach górnych żeber. Nie musiała patrzeć na sino- niebieską nastolatki rzężące odgłosy wyraźnie wskazywały na uszkodzenie żeber i prawdopodobne przebicie płuca. Do klęczącej przy Melanii dwójce podszedł strażnik i nachyliwszy się powiadomił policjantkę szeptem o tym ,że karetka już dojeżdża. Istotnie kilkanaście sekund później Asia ujrzała czterech ratowników medycznych ubranych w czerwone stroje z bardzo rozpoznawalnym logo węża widniejącym jako oznaczenie aptek i szpitali. Najniższy z ratowników ogolony na łyso młodzieniec odsuną ją grzecznie, lecz stanowczo, przystępując do intubacji. Jego koleżanka opatrywała ranę, zaś pozostała dwójka sprawnie wtoczyła specjalistyczne nosze podobne do toboganu . Pani komisarz znała się trochę na zasadach udzielania pierwszej pomocy i wiedziała ,że tobogan to rodzaj łódkowatych sań używanych górskie pogotowie ratunkowe TOPR Te „nosze” przypominał rodzaj lekko zmodyfikowanego łóżka szpitalnego w kształcie czółna z wysokimi zakratowanymi bokami. Wobec nieprzewidzianego incydentu rozpraw została odroczona, aż do czasu ustabilizowania sytuacji zdrowotnej nastolatki.. Sebastian chciał odwieść ukochaną do domu. Asia, jednak uparła się po drodze wstąpić na cmentarz. Chciała odwiedzić grób Józia i Sebastian klnąc cicho ustąpił jej wreszcie . Nie mógł pozwolić na kolejną porcję stresu, ale i odmówienie prośbie partnerki było wręcz niemożliwe. Jakiś przy grobie z delikatnego białego marmuru z figurką Najświętszej Marii tulącej Dzieciątko Powyżej na płycie widniały daty urodzin i śmierci chłopczyka pod datami wykute starannie litery głosiły „zginął śmiercią tragiczną dnia 1 czerwca 2004 r.”
- Ciągle mam przed oczami tę małą białą trumienkę i dzień pogrzebu Józia. A to mieszkanie ich ojca okropność- szepnęła z trudem Asia drżącym głosem.
-Skarbie daj spokój żadne takie myśli już mu nie wrócą życia Ja sam nie mogę o tym zapomnieć, ale nic już nie zrobimy- westchną Sebastian.
- To prawda pani Joanno trzeba żyć dalej. Jedyne na co mam co mogę liczyć to zgoda sądu na wyrok dożywocia. Chociaż po dzisiejszym incydencie w jestem tego prawie pewny- odparł łagodnie Artur Łata.
- Ojej panie prokuratorze nie wiedzieliśmy, że pan przyjechał za nami –zawoła zdziwiona.
-Cóż sam jestem ojcem i mam synka w tym wieku. Dlatego trudno mi być trudniej mi obiektywnym w tej sprawie i stąd te emocje- wyjaśnił z chłodnym opanowaniem prokurator.
-Chyba powinniśmy wracać zanosi się na deszcz i musisz odpocząć. Poza tym to jeszcze nie koniec, dopiero teraz będzie masa roboty na Pomorskiej- zauważył rozsądnie policjant.
Po powrocie do domu zakochani postanowili spoglądać jakiś lekki film i zjeść coś słodkiego. Rzadko miewali takie spokojne wieczory, więc musieli wykorzystać okazję. Następnego dnia musieli wracać na komendę po tygodniu urlopu spowodowanego rozgłaszanym w gazetach i telewizji procesem. Perspektywa spotkania ze Starym i zaaferowanymi sprawą kolegami ,bynajmniej niw zdawała się szczytem marzeń. Tej nocy żadne z nich nie spało dobrze…

CDN

Alutka

środa, 16 listopada 2011

19. Nie wierzcie bliźniaczkom

- Chyba coś mam – powiedział niespodziewanie Sebastian.
Aśka natychmiast do niego podeszła.
- Sprawdzałam już tą szafkę – mruknęła.
- Nie to. Spójrz – odparł, wskazując na podłogę. – Te deski trochę tu nie pasują, nie?
Miał rację. Niewielki fragment podłogi wyglądał jak wyrwany z zupełnie innego domu. Deski miały nieco inny odcień i z pewnością nie liczyły sobie tylu lat co reszta domu. Sebastian obejrzał je dokładnie, a potem wyjął z kieszeni scyzoryk i podważył jedną z nich. Kilka wprawnych ruchów wystarczyło, by ich oczom ukazały się schodki.
- Zaczekaj tu – rzucił Seba, doskonale zdając sobie sprawę, że będą musieli sprawdzić, co znajduje się na dole.
Nie było sensu się kłócić. Nie mogli zejść oboje, byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne, a dobrze wiedziała, że Sebastian nie pozwoli jej pójść pierwszej. Skinęła więc głową i oświetliła mu drogę latarką.
Seba zszedł na dół powoli i ostrożnie, trzymając broń w pogotowiu, choć nie przypuszczał, by mogła mu się przydać. Obawiał się bardziej niezbyt stabilnej konstrukcji niż ewentualnego przeciwnika. W końcu postawił stopu na ostatnim schodku i rozejrzał się, wspomagając się latarką.
Aśka tymczasem stała na górze, przestępując nerwowo z nogi na nogę i zagryzając dolną wargę. Czuła się bardzo nieswojo i powoli zaczynała żałować, że nie zdecydowali się na tę eskapadę dopiero rano.
- Zdaje się, że miałaś rację – usłyszała dobiegający z dołu głos Sebastiana.
- Co tam masz? – zapytała natychmiast.
- Dziecięcy bucik. Niebieski w białe paseczki, chyba taki opis podawała matka Jasia, prawda?
Policjantka pokiwała głową, ale zaraz zdała sobie sprawę, że Sebastian nie może jej zobaczyć.
- Chyba tak – odparła nieswoim głosem.
- Wzywamy techników – zadecydował Seba, wychodząc z piwniczki.
Następnego dnia komisarze pojawili się w pracy przed południem. Na biurku zastali już wstępny raport od techników.
- Sporo odcisków palców, ale nikogo z naszej bazy – mruknęła Aśka, zaglądając do papierów. – Bucik faktycznie należał do Jasia, a poza tym znaleziono trochę krwi, ale na porównanie musimy zaczekać.
- Wygląda na to, że naprawdę miałaś rację – podsumował Sebastian.
- Wstrzymaj się z gratulacjami – odparła cierpko.
Sebastian już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwało im nagłe wtargnięcie Bartka.
- Aśka, telefon do ciebie – oznajmił z dziwną miną.
- Więc dlaczego nie przełączysz? – zapytała kobieta rzeczowo. – Kto dzwoni?
- Twoja matka – odparł asystent zakłopotany.
W biurze zapanowała niezręczna cisza. Mężczyźni mierzyli się spojrzeniami i czekali, aż Aśka się odezwie.
- Nie przełączaj – powiedziała spokojnie i usiadła za swoim biurkiem, żeby z pozornie obojętną miną zabrać się za ponowne przeglądanie dokumentów.
- Ale co mam jej powiedzieć? – zapytał asystent kompletnie zdezorientowany.
- Co chcesz. Nic mnie to nie obchodzi.
Bartek wyraźnie chciał coś jeszcze powiedzieć, ale Seba rzucił mu ostre spojrzenie i asystent szybko się zmył.
- Słuchaj, nie sądzisz, że to coś ważnego, skoro tak usilnie szuka kontaktu? – odezwał się policjant ostrożnie.
- Ja też kiedyś szukałam – powiedziała Joasia bezlitośnie. – I to też było coś ważnego.
- Wiem, że czujesz się zraniona…
- Nie ma tematu – warknęła.
Seba westchnął cicho i poszedł po kawę. Zaraz za drzwiami wpadł na niego Bartek. Był tak zaaferowany, że prawie nie dostrzegł komisarza i podążył prosto do Aśki. Szósty zmysł kazał Sebastianowi natychmiast się zawrócić.
- Powiedziałem, że jednak cię nie ma – zaczął asystent prosto z mostu, - ale nie dała się spławić. Zaczęła płakać, że jest chora i że musisz do niej koniecznie przyjechać, bo nie wiadomo czy z tego wyjdzie.
- Nie wiem, po co w ogóle mi to mówisz – odparła Aśka.
- Na co jest chora? – zapytał Seba, ignorując partnerkę.
- Coś z sercem. Leży w szpitalu w Suwałkach.
- Jeszcze coś? – warknęła policjantka ostrzegawczo.
Bartek pokręcił głową i wycofał się, zostawiając komisarzy samych. Przez kilka długich chwil Sebastian przyglądał się Aśce, ale wyglądała na niewzruszoną. Wiedział, że to tylko pozory, ale wiedział też, że bardzo ciężko będzie skruszyć jej opór. Postanowił dać jej to wszystko przemyśleć i wrócić do tematu później. Miał cichą nadzieję, że ten wieczór spędzą nieco spokojniej, a przy pomocy kilku drobnych sztuczek, tzw. „poprawiaczy nastroju”, i odrobiny szczęścia Joasia szybko zmięknie.
- Dobrze, że jesteś – powiedziała Joasia na widok Kamila, wchodzącego do biura. – Potrzebuję informacji.
Asystent wyciągnął przed siebie notes i oparł o niego długopis gotowy do pisania. Aśka ściągnęła brwi, skupiając się ponownie na dokumentach.
- Po pierwsze – podjęła po chwili, - nie widzę tu ani słowa o piętrze tego domu.
- Nie było schodów… - zaczął Kamil.
- Słucham?
Uniosła brwi i zmierzyła asystenta takim spojrzeniem, że najodważniejszy poczułby ciarki na plecach.
- Załatwię to – oznajmił policjant, zapisując kilka słów w swoim notatniku.
- Po drugie muszę wiedzieć wszystko o tym domu i jego mieszkańcach. Fakty, plotki, nieważne. Wszystko może mieć znaczenie.
Asystent pokiwał głową, robiąc kolejne notatki. Sebastian tymczasem opierał się zamyślony o parapet ze wzrokiem wbitym w plecy partnerki.
- Jest jeszcze jedna rzecz – dodała po chwili Joasia. – Nie wiem jak to zrobisz, ale ustal, kto został pochowany w grobie z prawej strony pod murem, w samym rogu.
- To może być trudne…
Aśka skinęła tylko nieznacznie głową i Kamil zrozumiał, że może odejść.
- Co robimy? – zapytał spokojnie Sebastian.
- Pojedźmy tam jeszcze raz, na ten cmentarz.
Seba zgodził się bez zastanowienia głównie dlatego, że sam miał ochotę czymś się zająć, a poza tajemniczym cmentarzem nie mieli żadnych tropów.
Policjantka pokazała partnerowi grób, który wzbudził jej podejrzenia. Przez kilka długich minut wpatrywali się w stary pomnik, milcząc zgodnie.
- Wczoraj to wyglądało inaczej – mruknęła w końcu Joasia.
Mężczyzna nie odezwał się. Nie był do końca pewny, czy może wierzyć w jej słowa. Faktem pozostawało, że poza odwróconym krzyżem nie było tam nic zaskakującego. Ot, zwykły, stary grób, wyglądał na nie odwiedzany od wielu lat. Ani krzewy, ani ziemia, ani nic innego nie wzbudzały niepokoju i Sebastian zaczął podejrzewać, że Aśka po prostu dała się ponieść emocjom.
- Ktoś musiał zabrać znicz – dodała po chwili zamyślona.
Przykucnęła przy pomniku i przesunęła delikatnie dłonią po pęknięciu. Widać było, że jest jej głupio.
- Myślisz, że mi odbija, prawda? – zapytała.
Sebastian westchnął, zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu zdał sobie sprawę, że jego milczenie jest wymownym potwierdzeniem, więc szybko się odezwał.
- W nocy wszystko wygląda inaczej – powiedział pokojowo. – Poza tym te wszystkie przesłanki o satanistach… Ciarki mnie przechodzą na samą myśl. Wcale ci się nie dziwię.
- Wiesz, co myślę? – odparła Joasia, wstając i patrząc partnerowi w oczy. – Że leży tu ten cały Set i sataniści uważają go za kogoś w rodzaju swojego hmm… przewodnika. Ujarzmił córkę diabła i zasiadł po jego prawicy. Nie czujesz tego? To ewidentne nawiązanie do Biblii.
- Aśka, proszę cię – westchnął Seba nieco poirytowany. – Córka szatana… wierzysz w to? Jesteśmy policjantami, nie jakimiś tropicielami duchów czy innych paranormalnych zjawisk… Trzymajmy się faktów, ok?
- Ale jedno drugiego nie wyklucza – upierała się policjantka. – Nie twierdzę, że ta kobieta była córką szatana, jeszcze kompletnie nie sfiksowałam. Spójrz na ten grób, ten dom. Mogą mieć setki lat.
W jej oczach czaił się błysk podekscytowania. Sebastian znał dobrze to spojrzenie. Zawsze tak patrzyła, kiedy byli blisko rozwiązania jakiejś wyjątkowo zawiłej łamigłówki.
- No i? – zapytał, starając się ukryć powątpiewanie.
- Wiesz, jacy byli ludzie dwieście czy trzysta lat temu. Wierzyli w czarownice i takie tam – mówiła z pasją. Sebastian miał ochotę uśmiechnąć się rozbawiony, ale dla dobra sprawy postanowił zachować powagę. – Ta historia przetrwała pewnie wiele lat. Ludzie kiedyś uwierzyli w córkę szatana i lokalni sataniści uznali ją i jej kochanka za swoich guru. To dlatego ktoś odwrócił ten krzyż, dlatego ktoś utrzymuje grób w mrocznej aurze, dlatego ktoś pali tu znicz, choć krewni tego człowieka na pewno dawno już nie żyją.
Przez długą chwilę Sebastian milczał, rozważając jej słowa. Nie wierzył w to, dla niego był to po prostu stek bzdur. Uważał, że Aśka sama się nakręca, bo bardzo chce rozwiązać tę sprawę. W końcu jednak, kiedy spojrzał jej głęboko w oczy, dostrzegł kobietę, którą znał, szanował, kochał, której ufał. „Komu mam wierzyć, jeśli nie tobie?”, pomyślał.
- A ten facet, z którym wczoraj rozmawiałaś? Który grób odwiedzał?
Aśka wskazała partnerowi pomnik na lewo. Mężczyzna podszedł bliżej i przyjrzał się tablicy.
- Nazwiska nie widać, jest zatarte – powiedział, - ale z dat wynika, że kobieta zmarła w 1746 roku.
- Prawie trzysta lat temu… - mruknęła Joasia zamyślona. – A kiedy się urodziła?
- Dokładnie nie widać… ale na pewno jest jeden i sześć... Miała co najmniej 47 lat.
- To trochę dziwne – zauważyła policjantka. – Jak dawniej wyglądały groby? Kilka kamieni, krzyż z dwóch złączonych kijków. Te pomniki na pewno nie mają tylu lat.
- Trzeba poprosić, żeby przyjrzał się temu specjalista. Może będzie mógł ustalić, kiedy powstały te pomniki. I może spróbujesz spotkać się z rysownikiem i zrobić portret pamięciowy tego gościa? Chętnie bym go jeszcze przesłuchał. A tutaj postawimy dwóch naszych, może jeszcze się zjawi albo będzie działo się coś podejrzanego.
- To znaczy, że mi wierzysz? – zapytała kobieta z rozbrajającym uśmiechem na ustach.
Seba zbliżył się do niej i pogłaskał po policzku.
- Tobie zawsze – powiedział.
Pocałował ją czule, a potem wyjął telefon i zadzwonił do Tomka. Nie było czasu – trzeba było działać.

wtorek, 15 listopada 2011

18. Nie wierzcie bliźniaczkom

Nastała chwila ciszy, podczas której oboje starali się przetrawić informacje.
- Aśka, skupmy się na konkretach – powiedział w końcu Sebastian. – Musimy znaleźć tą postać ze zdjęcia. Pojedźmy na osiedle, pokażmy te zdjęcia, popytajmy, może ktoś coś skojarzy.
- Dobrze – odparła Joasia, choć ton jej głosu jasno pokazał Sebastianowi, że nie zamierza zgadzać się na jego rozwiązanie. – W takim razie ty rób swoje i ja będę robić swoje.
Rzuciła mu wyzywające spojrzenie, zgarnęła z biurka telefon i wyszła szybkim krokiem. Sebastian westchnął zrezygnowany, ale nie pozostawało mu nic innego, jak tylko pogodzić się z takim układem.
Aśka nie miała żadnego ustalonego planu, po prostu wzięła samochód i pojechała do parku. Tam znalazła swoje ulubione, zaciszne miejsce, usiadła na ławce, zamknęła oczy i zamyśliła się. Ostatnie dni mijały jej w dużym stresie i ciągłym pośpiechu. Potrzebowała chwili wyciszenia, żeby zebrać myśli.
Już po kilku minutach miała gotowy plan działania. Z mapą miasta rozłożoną na siedzeniu pasażera ruszyła na osiedle, gdzie zaginął czterolatek. Znajdowały się tam trzy kościoły i zamierzała odwiedzić je wszystkie.
Tymczasem Sebastian razem z Kaśką i Kamilem zabrał się za przepytywanie sąsiadów Januszewskich. Zadanie to było żmudne i niestety ostatecznie okazało się bezowocne. Policjanci wrócili z pustymi rękami.
- Tak to już jest, niektóre sprawy pozostają bez rozwiązania – mówiła Ania pocieszająco, obserwując jak Seba krąży nerwowo pod oknem. – Robicie wszystko co się da.
- Ta – mruknął mężczyzna, nie patrząc jednak na koleżankę.
- Myślisz, że Aśka może mieć rację? – zapytał Rafał, wypowiadając na głos to, o czym myślała cała trójka.
- Nie mam pojęcia – przyznał Seba, wzdychając ciężko. – Niby to bez sensu, ale już nie raz trafnie oceniała sytuację, choć wszystkie okoliczności wskazywały, że tak nie jest.
- Sprawdziłam – oznajmiła Kaśka, wchodząc do biura, - ale właściwie niewiele dla ciebie mam.
Usiadła naprzeciwko Sebastiana i położyła przed nim kilka teczek akt.
- To jest niewiele? – zakpił Rafał, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi.
- Nie mamy za wielu doniesień o praktykach satanistycznych – oznajmiła asystentka. – A jeśli już coś jest, to raczej wybryki małolatów. Wiesz, pentagramy namalowane na murach i chodnikach, takie tam. Aśka miała rację, w Polsce nie zanotowano przypadku składania ofiar.
- To że nic o tym nie wiemy, to nie znaczy, że coś takiego nie ma miejsca – zauważyła Ania.
- W każdym razie tu masz akta osób z naszej bazy, które przyznawały się do satanizmu bądź były o niego podejrzane. Więcej chyba nie pomogę.
Odczekała chwilę na wypadek, gdyby Sebastian czegoś jeszcze chciał, ale kiedy się nie odezwał, w milczeniu opuściła biuro.
- Dochodzi dwudziesta pierwsza – zauważyła Anka, zerkając na zegarek, - a Aśki wciąż nie ma.
- Cała ona – westchnął Seba. – Wystarczy że nie podzielę jej entuzjazmu, a zaczyna prowadzić śledztwo na własną rękę.
Tymczasem Joasia jechała na stary cmentarz, znajdujący się kilka ulic od domu zaginionego chłopca. W żadnym z kościołów nie dowiedziała się niczego, co mogłoby jej pomóc. Co więcej, księża w ogóle nie chcieli z nią rozmawiać, jakby przez samo wspomnienie o satanizmie pogwałcała Boże prawo.
Cmentarz położony był na skraju miasta, pomiędzy starym, opuszczonym gospodarstwem i lasem. Od dawna już nie chowano na nim ludzi, a zdecydowaną większość stanowiły opuszczone groby. Joasia pamiętała to miejsce z dzieciństwa. To tutaj, kiedy miała jedenaście lat, przyprowadzili ją starsi koledzy. Było akurat pierwsze Halloween, które ojciec pozwolił jej spędzić z przyjaciółmi. Nie spodziewał się, że jego niesforna córka postanowi udowodnić wszystkim, jak bardzo jest odważna.
Policjantka uśmiechnęła się do swoich wspomnień i zaparkowała samochód. Pamiętała to miejsce nieco inaczej. Cmentarz wydawał się dużo większy i bardziej przerażający, a przede wszystkich zapomniany przez wszystkich. Teraz na wielu grobach paliły się znicze, więc jednak ludzie odwiedzali tu swoich bliskich.
Idąc wąskimi alejkami, zastanawiała się, co właściwie chce znaleźć. Oczywiście praktyki satanistyczne z pewnością zostawiłyby po sobie jakiś ślad, ale biorąc pod uwagę ogólne zaniedbanie cmentarza i ciemniejące niebo, nie miała wielkich szans na dopatrzenie się czegoś dziwnego. Na wielu grobach krzyże były przewrócone, płyty popękane, a tablice zniszczone, jednak podpisywanie tego pod działanie sekty byłoby ze strony policjantki sporą przesadą.
Dopiero kiedy dotarła do końca alejki prowadzącej w prawo, zauważyła coś, co zwróciło jej uwagę. Pod samym murem znajdował się bardzo stary pomnik z szarej, zniszczonej płyty. Grób otaczał kolczasty ostrokrzew, ale jego liście nie były zielone, a jasnoszare, jakby pokryte szronem, podobnie jak ziemia wokół. Krzyż został odwrócony, jednak najdziwniejsze było to, że na grobie palił się znicz.
Aśka poczuła, że ciarki przechodzą jej po plecach. Nigdy nie należała do strachliwych, ale aura tego miejsca napawała grozą. Aż podskoczyła, kiedy ktoś przeszedł tuż za jej plecami.
- Po co młoda kobieta odwiedza takie miejsce? – zapytał staruszek, zatrzymując się przy grobie obok.
Policjantka zlustrowała go spojrzeniem, próbując uspokoić oddech. Mężczyzna wyglądał, jakby był częścią tego cmentarza. Zmarszczki pokrywały jego twarz gęstą siecią, a małe oczy, kiedy niebieskie, dziś zdawały się być martwe. Aśka natychmiast zwróciła uwagę na czarny, wyblakły płaszcz, bo o tej porze roku zdawał się być raczej zbędny. O dziwo towarzystwo mężczyzny nie sprawiło, że poczuła się pewniej, wręcz odwrotnie.
- Szukam grobu mojej ciotki – skłamała.
Czuła, że powinna się odwrócić i jak najszybciej oddalić, ale ciekawość wzięła górę. Już chciała ponownie się odezwać, jednak staruszek ją uprzedził.
- Nie powinna pani tu przychodzić.
- Dlaczego? – odezwała się natychmiast.
- To miejsce czci.
W myślach natychmiast dodała „szatana”, przez co poczuła się jeszcze bardziej niepewnie.
- Czyj to grób? – zapytała, wskazując głową pomnik, któremu wcześniej przyglądała się tak uważnie.
- To długa historia – odparł mężczyzna, zapalając powoli znicz. Długo milczał, ale Joasia czekała cierpliwie. – Kiedyś, dawno temu – odezwał się w końcu – w pięknym domu mieszkała młoda kobieta. Była piękna jak noc, ale równie tajemnicza. Spotykała się z wieloma mężczyznami. Przychodzili do niej wieczorami, jednak potem już nikt nigdy ich nie widział. Żaden z kochanków nie potrafił przełamać magii.
- Magii? – wtrąciła się policjantka, nie mogąc powstrzymać ciekawości.
- Magii szatana – powiedział powoli staruszek. Spojrzenie miał utkwione w zniczu, a w jego oczach Joasia dostrzegła odbicie ognia. – Kobieta była córką diabła. Dopiero sam Set zdołał oprzeć się jej czarowi. W nagrodę szatan podarował mu serce swojej córki.
Aśka milczała jeszcze przez moment, zastanawiając się nad słowami mężczyzny. Dopiero po chwili wróciła jej trzeźwość myślenia.
- Zna pan nazwisko człowieka, który tu leży? – zapytała spokojnie.
Staruszek uśmiechnął się i pokręcił głową jakby z niedowierzaniem.
- Ktoś odwiedza ten grób? – kontynuowała policjantka. – A może znał pan ludzi, którzy mieszkali w tamtym domu? – dodała, wskazując opuszczone gospodarstwo znajdujące się kilkadziesiąt metrów za murem cmentarza.
Nie doczekała się odpowiedzi i nagle zdała sobie sprawę, że nic więcej już się nie dowie. Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na tajemniczy nagrobek i zaczęła oddalać się szybkim krokiem, czując na sobie wzrok rozmówcy.
Kiedy weszła do biura, Sebastian od razu domyślił się, że coś się stało. Była nienaturalnie blada, a na jej twarzy nadal widać było przejęcie. Cierpliwie wysłuchał szczegółowej relacji z jej wizyty na cmentarzu, a także rozmów z duchownymi, ale przez cały czas nie odezwał się ani słowem.
- Nic nie powiesz? – zapytała, kiedy skończyła, a cisza zaczęła się przedłużać.
- Nie wiem co – odparł policjant zgodnie z prawdą.
- Uważasz, że to stek bzdur, prawda?
- A ty co uważasz? – zapytał Seba, patrząc na partnerkę uważnie.
- Wiem, że to wszystko brzmi absurdalnie, ale coś w tym może być. Pomyśl… magia szatana, córka szatana…
- Jak dla mnie to po prostu historia, którą mieszkańcy okolicznych wiosek straszą młodsze pokolenia – mruknął Sebastian. – Ale w jednym masz rację, może mieć coś wspólnego z satanizmem.
- To wszystko naprawdę było bardzo dziwne – powiedziała Joasia zamyślona. – Ten grób… wyglądał jakby miał dziesiątki lat, może więcej. I wszystko było takie martwe…
Zauważyła sceptycznie spojrzenie Sebastiana i opamiętała się.
- Myślę, że tam jest odpowiedź – oznajmiła stanowczo. – Pojedziesz ze mną?
- Gdzie? Na cmentarz?
- Do tego gospodarstwa. To może być dom z opowieści.
Seba westchnął, zwlekając z odpowiedzią. Szczerze mówiąc miał nadzieję, że uda mu się wrócić do domu przed północą.
- Proszę – dodała Aśka po chwili milczenia. – Nie chcę tam jechać sama.
- Jasne – odparł Seba, uśmiechając się z nagłym entuzjazmem. – Ale mam warunek.
- Ciekawe jaki – zakpiła kobieta, mrużąc oczy.
- Możemy jechać i do tego domu, i na cmentarz, możemy tam nawet siedzieć do rana, ale… - uśmiechnął się chytrze – ale jak tylko zakończymy tą parszywą sprawę, bierzemy dzień wolnego i spędzamy go razem. Łącznie z nocą.
Aśka przez chwilę przyglądała się partnerowi, aż w końcu pokiwała głową.
- Załatwione – powiedziała, całując go delikatnie.
Tym sposobem komisarze we dwójkę wybrali się do opuszczonego gospodarstwa położonego obok cmentarza. Sebastian bardzo się starał powstrzymywać od sceptycznych uwag i złośliwych komentarzy, choć widząc zaangażowanie Joasi, nie było to łatwe.
Dom był dość duży i z pewnością kiedyś mógł zachwycać, teraz jednak jego konstrukcja nie wyglądała zbyt pewnie. Ściany porosły bluszczem, okna były wybite, a ze schodów został tylko kawałek poręczy.
- Nic tu nie znajdziemy – mruknął Seba, świecąc latarką po ścianach. – Co najwyżej kilka pająków – dodał, odsuwając z przejścia potężną pajęczynę.
- Nie zniechęcisz mnie – odparła Aśka.
Uparła się, by zbadać każdy kąt domu, a Sebastian dzielnie jej towarzyszył. Przeglądali rozpadające się komody, zjedzone przez mole ubrania i nadgniłe książki. Tylko na piętro nie zdołali wejść z powodu braku schodów.

niedziela, 13 listopada 2011

17. Nie wierzcie bliźniaczkom

Kiedy pojawili się na komendzie, natychmiast zaatakowała ich Ania. Już słyszała od Kamila o całej akcji i była po prostu wściekła. Zarzucała przyjaciołom brak rozsądku, a wręcz głupotę, ale żadne się tym nie przejęło. Przed atakami koleżanki uciekli z apteczkami do łazienki, a miny mieli przy tym jak gówniarze dostający burę.
- Wiesz, co jest najgorsze? – zapytał Seba, zdejmując podkoszulek.
- Wiem – odparła Aśka, chichocząc. – Że Anka ma rację.
- Dokładnie.
Uśmiechnął się do partnerki i podał jej wodę utlenioną. Dopiero kiedy przez dłuższą chwilę nie brała od niego buteleczki, przyjrzał się jej uważnie i stwierdził, że wpatruje się zafascynowana w jego tors.
- Kotek – mruknął łagodnie.
Joasia podniosła wzrok i zaczerwieniła się, zrozumiawszy, że ją przyłapał.
- Trzeba będzie ich wszystkich przesłuchać – powiedziała, chcąc odwrócić uwagę przyjaciela.
- No… zanosi się na bardzo długie popołudnie.
Drzwi od łazienki otworzyły się i do środka wślizgnęła się Kaśka.
- Sprytnie – podsumowała. – Anka szuka was po całej komendzie.
- Tak czułam, że jeszcze nie skończyła – westchnęła Joasia, zmywając z twarzy krew. – Co z tym chłopakiem, którego pobili?
- Zabrali go do szpitala, ale jego stan jest krytyczny. Ma obrzęk mózgu.
- Wcale się nie dziwię – mruknął Sebastian. – Ilu ich było? Piętnastu? – zapytał retorycznie.
- Dokładnie osiemnastu – poprawiła go asystentka, siadając na parapecie. – Ale nasi mieli spory problem, żeby ich zatrzymać. Strasznie byli waleczni.
- Zdążyliśmy zauważyć – zakpiła Aśka.
- Myślicie, że to oni porwali tego chłopca?
Komisarze spojrzeli po sobie i westchnęli zgodnie.
- Na razie to jedyny trop – podsumował Seba. – Ale wolałbym, żeby okazał się fałszywy.
- Raczej trudno sobie wyobrazić, że napadli w ten sposób czterolatka – zauważyła Aśka, patrząc znacząco na przyjaciółkę. – Tacy raczej nie walczą bez powodu. To znaczy… - uśmiechnęła się. – Oczywiście „powodu” z ich punktu widzenia.
- To dobra, znaleźliście coś na tym monitoringu?
- Na kilku kasetach widać, jak chłopiec idzie ulicą, ale to wszystko.
- A samego momentu porwania nie ma? – zapytała Joasia z rezygnacją.
- Na razie nie. Została co prawda jeszcze jedna kaseta, ale sami wiecie…
- Ta – mruknął Seba, - jak zawsze mamy szczęście.
- Dobra, Kasia, przygotuj pierwszych typków do przesłuchania. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy – westchnęła Joasia.
Jak się jednak okazało jej optymizm był całkowicie nieuzasadniony. Za oknami ściemniło się już zupełnie, a oni nadal maglowali podejrzanych. Nie zrobili sobie ani jednej przerwy, chcąc jak najszybciej zakończyć „czarną robotę”.
- Odpocznijcie trochę – powiedział Bartek, kiedy Aśka kazała mu wprowadzić kolejnego mężczyznę.
Kobieta spojrzała tylko na asystenta i westchnęła ciężko, ale nic nie odpowiedziała. Miała już serdecznie dość, a fakt, że gangsterzy nie mieli najmniejszego zamiaru współpracować wcale jej nie pomagał.
Seba z równie zrezygnowaną miną wszedł do pomieszczenia i oparł się o ścianę.
- Co robimy? – zapytał.
Aśka spojrzała bezradnie na Bartka, jakby się spodziewała, że asystent wymyśli coś konstruktywnego.
- Może zróbmy odprawę? – zaproponował po chwili. – Zbierzemy co mamy, zrobimy burzę mózgów, może komuś przyjdzie coś do głowy.
- Za piętnaście minut w naszym biurze – zadecydowała Aśka i wyszła z pokoju przesłuchań.
Zaszyła się w łazience, żeby choć na chwilę znaleźć się z daleka od ludzi. Przemyła twarz zimną wodą, chcąc trochę się rozbudzić. Pomogło. Kiedy ponownie pojawiła się w biurze, nie wyglądała już na tak zmęczoną i zrezygnowaną.
- Podsumujmy – zaczęła, widząc, że wszyscy już są. – Mija trzeci dzień, odkąd nie ma Jasia. Do tej pory nikt nie skontaktował się z rodziną, więc właściwie wykluczamy porwanie dla okupu i zemstę.
- Chłopiec sam doszedł z ulicy Wiewiórczej na Niedźwiedzią i tam zniknął, ale niestety nie zarejestrował tego monitoring – dodał Seba.
- Kurczę, zapomniałem! – przerwał mu Tomek. – Znalazłem coś na ostatniej kasecie.
- I dopiero teraz o tym mówisz? – huknęła Aśka, aż cała reszta podskoczyła. – Przecież od tego może zależeć życie dziecka!
- Daj tą kasetę – mruknęła Kasia, zdając sobie sprawę, że Tomek znalazł się w co najmniej niebezpiecznym położeniu.
- Sprawdza się stara prawda – warknęła Joasia, kiedy asystent wyleciał z biura jak oparzony. – Chcesz, żeby coś było zrobione dobrze, musisz zrobić to sam.
Kaśka i Barek wymienili się ukradkiem spojrzeniami, ale nie odważyli się odezwać, bo Aśka była wyraźnie wściekła, a mina Sebastiana wskazywała na to, że całkowicie ją popiera.
Tomek w mgnieniu oka wrócił do biura i bez zbędnych komentarzy włożył kasetę do odtwarzacza. Policjanci utkwili spojrzenia w ekranie telewizora. Czarno-biały obraz przedstawiał małego chłopca idącego ulicą i bębniącego rączką w płot. Chwilę później pojawiła się postać. Ukucnęła przy dziecku, najwyraźniej coś powiedziała i razem z nim zniknęła za rogiem w wąskiej uliczce.
- Niewiele – podsumowała cierpko Aśka.
- Puść to jeszcze raz – zarządził Seba, opierając się o biurko i krzyżując ręce na piersiach.
Niestety powtórne obejrzenie nagrania niczego nie zmieniło. Postać miała na sobie ciemne spodnie i czarną, luźną bluzę z kapturem naciągniętym na głowę.
- Nie widać twarzy – zauważyła Joasia, wpatrując się sceptycznie w postać na zatrzymanym nagraniu. – Nie wiadomo nawet, czy to kobieta czy mężczyzna.
- Raczej kobieta – mruknął Bartek.
- Albo drobny mężczyzna – odparła kobieta bezlitośnie. – To nas do niczego nie prowadzi.
- Zrób z tego stopklatki i powiększ zwłaszcza ten obszar – powiedział Seba, zwracając się do asystenta i pokazał palcem ramię postaci. – Wygląda jakby było coś naszyte na tej bluzie.
- Dobra.
Tomek wyszedł, a Seba spojrzał na partnerkę, jakby zapomniał o obecności Bartka i Kaśki.
- I co teraz? – zapytał.
- Nie wiem, ale kimkolwiek jest ta postać z nagrania, stanowczo nie pasuje do naszego gangu. Przecież to sami łysi, napakowani kolesie, a poza tym działają trochę mniej subtelnie – ironizowała policjantka.
Pozostali tylko pokiwali głowami. Niestety nie byli ani o krok bliżej do odnalezienia dziecka.
Spędzili na komendzie jeszcze godzinę, analizując przesłuchania zatrzymanych, ale w końcu dali sobie spokój i pojechali się przespać. Po drodze zdążyli się jeszcze poprztykać, a to za sprawą Joasi, która sukcesywnie ignorowała telefony matki, choć ta w przeciągu dwudziestu minut zdążyła zadzwonić pięć razy. Sebastian próbował sugerować partnerce, że powinna wykazać się większą wyrozumiałością, ale nie miała najmniejszego zamiaru go słuchać. Tym sposobem rozstali się w atmosferze wzajemnych pretensji.
- Gdybym miała ochotę na rozmowę z kimś bliskim, na pewno nie byłabyś to ty – powiedziała Joasia głośno w odpowiedzi na kolejny telefon matki i z hukiem odłożyła komórkę na szafkę.
Z rana wciąż utrzymywał się jej ponury nastrój i żarty Sebastiana nie były w stanie tego zmienić. Sama nie wiedziała, co bardziej ją denerwowało: brak poszlak w sprawie zaginionego dziecka czy próby kontaktu ze strony matki.
- Trzeba będzie sprawdzić całą rodzinę tego dzieciaka – westchnął komisarz, kiedy wchodzili razem na pierwsze piętro komendy. – Musimy go znaleźć.
- Może tu chodzi o handel żywym towarem? – zamyśliła się Joasia. – Ale oni wybierają raczej dzieci z biednych, patologicznych rodzin.
- Mam dla was te zdjęcia – oznajmił Tomek, ledwie komisarze minęli drzwi.
Sebastian wziął od asystenta powiększone fotografie z monitoringu i przyjrzał się im.
- Co to jest? – zapytał, pokazując partnerce zbliżenie naszywki na bluzie podejrzanego.
Kobieta zerknęła na biały, rozmazany kształt i wzruszyła ramionami.
- Widzę, że od rana nie odstępuje was entuzjazm – zakpił Tomek, kiedy Aśka zniknęła w biurze.
- Ta… - mruknął Seba. – Chyba oboje czulibyśmy się lepiej, mając coś do roboty.
Miał rację. Siedzenie w biurze, kiedy każda godzina zmniejszała szanse na odnalezienie chłopca żywego, było co najmniej frustrujące.
- Wydzwania do mnie od wczoraj – warknęła Joasia, odkładając telefon z hukiem na biurko. – Stara jędza.
- Wiesz… może przestałaby, gdybyś odebrała – zasugerował Seba ostrożnie, starając się, by nie wyczuła w jego głosie ironii, choć było to trudne.
- Cokolwiek ma mi do powiedzenia, nie mam ochoty tego słuchać.
- Strasznie jesteś zawzięta.
- Nienawidzę jej – powiedziała policjantka z pasją. – Zawsze odzywała się do mnie tylko wtedy, kiedy czegoś chciała i nawet nie próbowała tego ukryć. Nie jest moją matką i nigdy nie była.
Wyglądało na to, że Sebastian chce coś jeszcze powiedzieć, ale ostatecznie się rozmyślił. Z doświadczenia wiedział, że podobne dyskusje pozbawione są sensu.
Joasia usiadła za swoim biurkiem i wzięła do ręki fotografie, chcąc się po prostu czymś zająć. Na dłużej zatrzymała się przy zdjęciu naszywki. Obracała je pod różnymi kątami i mrużyła oczy, aż wreszcie ją olśniło.
- Już wiem – oznajmiła. – To pentagram.
Seba zajrzał partnerce przez ramię i zrobił sceptyczną minę.
- Dla mnie to bardziej przypomina pająka – mruknął, wzruszając ramionami.
- Nie – odparła Joasia stanowczo. – Może faktycznie jest rozmazany i niezbyt wyraźny, ale to na pewno pentagram.
- Zaraz jeszcze usłyszę, że Jasia porwali sataniści… - zakpił Sebastian, patrząc na partnerkę ironicznie.
- Niby dlaczego nie?
- Aśka, daj spokój. Wiem, że bardzo zależy ci na znalezieniu tego chłopca, ale nie popadajmy w paranoję. Chcesz kawy?
Wyszedł z biura, nie czekając na odpowiedź, a pani komisarz odłożyła zdjęcie na biurko i włączyła komputer. Mimo bardzo sceptycznego podejścia Sebastiana, chciała dowiedzieć się o satanizmie czegoś więcej.
- Tak myślałem – westchnął mężczyzna kilkanaście minut później, wchodząc do biura z dwoma kubkami parującej kawy. – Co tam wyczytałaś?
- A jesteś tym w ogóle zainteresowany? – zapytała z irytacją.
- Nie wierzę, żeby sataniści mieli z tym coś wspólnego, ale to jedyny trop jaki mamy, więc chętnie posłucham – podsumował Sebastian pojednawczym tonem.
- Według tego, co tu mamy – zaczęła Joasia, nie odrywając wzroku od monitora, - w Polsce występują tylko łagodniejsze odmiany satanizmu. No wiesz, wróżbiarstwo, magia, heavy metal, narkotyki, seksualne orgie. Niekiedy odprawiają coś na kształt czarnych mszy, ale polega to raczej na demolowaniu kościołów i cmentarzy, czytaniu tak zwanej „biblii szatana” czy znęcaniu się nad zwierzętami.
- Nijak to się ma do porwania czterolatka – zauważył ostrożnie Sebastian.
- Wyróżnia się też tak zwanych „satanistów hard-core” – ciągnęła Aśka całkowicie skupiona na przeglądanej stronie, - ale w Polsce nie zanotowano takich przypadków.
- No dobra, a coś więcej o nich?
- Elita – zakpiła Joasia. – Nadużycia seksualne w stosunku do dzieci i, uwaga, składanie ofiar z ludzi lub zwierząt.

środa, 9 listopada 2011

16. Nie wierzcie bliźniaczkom

- Rozmawiałeś z dziewczynami? – zapytała nagle Joasia. Seba tylko westchnął, więc dodała szybko: Oczywiście cię nie poganiam…
- Rozmawiałem – powiedział spokojnie. – Rozumieją to i akceptują.
- Yhy, czyli klapa – podsumowała Joasia złośliwie.
- Powiedziały, że cię lubią, że cieszą się naszym szczęściem, tylko brakuje im mamy – wyjaśnił spokojnie Sebastian. – I nie możesz mieć o to pretensji.
- Nie mam – odparła szybko kobieta.
W głosie Sebastiana wyczuła coś, co pozwoliło jej przypuszczać, że wszystkie jej żale zostały przez bliźniaczki skutecznie odparte. Odwróciła głowę i wbiła wzrok w chodnik za oknem.
- Zależy mi na tobie – dodał ciszej Seba.
Poczuła jego dłoń na swoim kolanie i przygryzła wargę.
- Miło to słyszeć – mruknęła.
- To dość oryginalna odpowiedź na takie wyznanie – zauważył policjant, uśmiechając się nieco.
Aśka roześmiała się mimowolnie.
- Przepraszam – powiedziała, odwracając się do partnera. – Mi też bardzo na tobie zależy, ale na razie jakoś nie mogę się przyzwyczaić.
Nim zdążyła coś jeszcze powiedzieć, zadzwonił telefon Sebastiana. Mężczyzna tylko westchnął i sięgnął do kieszeni po komórkę. Kiedy zobaczył, kto dzwoni, odebrał na głośnik.
- Cześć skarbie, nie śpicie jeszcze? – zapytał.
- Tato, jest pół do jedenastej – przypomniała mu Eliza. – O tej porze nikt nie śpi…
- Dobra, dobra. Co robicie?
- Oglądamy świetny film. Kiedy będziesz w domu? Zrobiłyśmy frytki.
- Nie wiem, córciu – westchnął Sebastian, patrząc na partnerkę. – Mamy sporo pracy.
- Myślałyśmy, że przyjedziesz razem z Asią – mruknęła Eliza z wyraźnym przygnębieniem w głosie. – Specjalnie upiekłam szarlotkę.
Seba uśmiechnął się do Joasi, która patrzyła na telefon z dziwnym wyrazem twarzy. Dla nikogo nie było tajemnicą, że szarlotka to jej ulubione ciasto.
- Na pewno to doceni – odparł w końcu komisarz.
- To będziecie razem? – drążyła nastolatka.
- Musimy zostać jeszcze trochę na obserwacji… – powiedział Seba, zerkając raz jeszcze na Asię. – Ale jak skończymy, przyjedziemy razem.
- No dobra… to pa.
- Dobrej nocy, skarbie.
Zakończył rozmowę i odłożył telefon.
- Nie patrz tak na mnie – mruknął w stronę Joasi. – Sama słyszałaś.
- Wiesz, czego chciałabym najbardziej na świecie? – zapytała kobieta niespodziewanie. – Żeby wszystko było jak kiedyś. Ty miałeś rodzinę i ja miałam rodzinę, oboje byliśmy szczęśliwi. Dałabym wszystko, żeby znowu mieć takie problemy jak wtedy.
Dopiero kiedy powiedziała to na głos, zdała sobie sprawę, jak nietaktownie się zachowała.
- Przepraszam, nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało – dodała szybko.
- Rozumiem – odparł spokojnie mężczyzna. – Ale tego co się stało już nie zmienisz. Jedyne co możesz teraz zrobić, to próbować być szczęśliwą.
- Z tobą – szepnęła.
Wychyliła się ze swojego fotela i pocałowała czule Sebastiana. Miała nadzieję, że w ten sposób choć trochę naprawi to, co powiedziała.
Minęła trzecia, kiedy na obserwację przyjechali Bartek i Kaśka, więc komisarze mogli pojechać do domu. Chcieli przespać się choć ze dwie godziny, nim ktoś znowu brutalnie ich obudzi.
Mimo zmęczenia Joasia nie od razu ustąpiła Sebastianowi. Nie chciała jechać do niego głównie ze względu na to, że nie uśmiechało jej się wspólne spanie, co dla mężczyzny było niejako oczywistością. W końcu jednak uległa, chcąc jak najszybciej znaleźć się w łóżku.
Sebastian okazał się większym dżentelmenem, niż mogłaby się tego spodziewać. Dał jej ręcznik i podkoszulek, a kiedy wyszła spod prysznica, już spał na kanapie w salonie. Na nią czekało w sypialni pościelone łóżko.
Następnego ranka postanowili inaczej podzielić się pracą, żeby wydajniej spożytkować czas. Joasia wzięła Bartka i pojechała raz jeszcze do Mędrzyckiej, a Sebastian został na komendzie, żeby pomóc asystentom przeglądać kasety z monitoringu. Okazało się bowiem, że w części domów z ulic Wiewiórczej, Żurawiej i Niedźwiedziej zamontowane były kamery.
- Widzę, że się nie przemęczasz – zauważyła złośliwie Kaśka, wchodząc do biura komisarzy.
Sebastian i Rafał siedzieli przy biurku naprzeciw siebie i grali w karty, a Ania zajęła miejsce na parapecie, obserwując ich w milczeniu.
- Cicho – mruknął komisarz, - wygrywam.
- Chodź do nas – odezwała się Ania. – Tomek z Kamilem skończą już z tym monitoringiem.
Kasia z westchnieniem opadła na krzesło przy biurku nieobecnej przyjaciółki.
- W co gracie? – zagadnęła.
- W tysiąca – odparł Rafał całkowicie skupiony na kartach.
- Słuchajcie… dlaczego Aśka jest taka dziwna? – zapytała asystentka ostrożnie. – Stało się coś.
Rafał i Seba wymienili się spojrzeniami, a Ania tylko westchnęła. Kaśka pracowała na komendzie dopiero od dwóch lat i nie miała pojęcia o tragicznych wydarzeniach związanych ze śmiercią Filipa.
- To przez sprawę tego zaginionego Jasia – odparła w końcu Ania. – Widzisz, ciebie jeszcze wtedy nie było z nami, bo to wydarzyło się sześć lat temu… Aśka miała wtedy rodzinę, męża i dwuletniego synka. Któregoś dnia Filip został porwany, a trzy dni później znaleźliśmy w rzece jego zwłoki.
- Boże, nie miałam pojęcia…
- Staramy się raczej o tym nie mówić – mruknął Rafał, odkładając z westchnieniem karty. – Aśka bardzo to przeżyła, trochę trwało nim doszła do siebie.
- A co się stało z jej mężem?
- Nie wytrzymał – powiedziała Ania zamyślona. – Aśka nie była sobą, piła, nawet próbowała ćpać. Święty nie dałby rady.
- To żadne wytłumaczenie – warknął Seba, który na tym punkcie był szczególnie wyczulony. - Gdyby naprawdę ją kochał, zrobiłby wszystko, żeby jej pomóc.
- Nieważne – odparła kobieta, chcąc uciąć drażliwy temat. – W każdym razie ta sprawa po prostu przypomina Aśce rzeczy, o których wolałaby zapomnieć.
- A co z jej rodziną? To znaczy… rodzice, rodzeństwo, dlaczego jej nie pomogli?
- Aśka jest jedynaczką, prawda? – Ania zwróciła się do Sebastiana.
- Tak. Ojciec zmarł jakoś niedługo po jej ślubie, a z matką nie utrzymuje kontaktów.
- Dlaczego? – zapytały jednocześnie Ania i Kasia.
Rafał uśmiechnął się krzywo.
- Jak wy kochacie plotkować… - zauważył złośliwie, choć sam także z ciekawością czekał na odpowiedź.
- Matka zostawiła ją niedługo po porodzie – powiedział Sebastian, zastanawiając się jednocześnie, czy partnerka nie będzie miała mu tego za złe. – Co prawda widywały się potem, ale wychowywał ją ojciec.
- Seba, przecież miałeś skończyć te kasety z monitoringu!
Na dźwięk głosu Joasi wszyscy aż podskoczyli.
- Tomek i Kamil już kończą – odparł szybko komisarz. – A ty masz coś?
- Nie. Chodź, zmienimy mundurowych na obserwacji.
Sebastian miał ochotę wywrócić oczami, ale posłusznie wstał i wyszedł za partnerką.
- Powiedziałem im o twojej matce – mruknął, kiedy jechali samochodem na ulicę Niedźwiedzią. – Nie będziesz się gniewać?
Joasia wzruszyła ramionami i widać było, że ta informacja faktycznie nie zrobiła na niej większego wrażenia.
- Minęły dwa dni, a my nie mamy żadnych informacji o chłopcu – powiedziała kobieta zamyślona. – Myślisz, że jest jakaś szansa na znalezienie go całego?
- Nie mam pojęcia – westchnął Sebastian, - ale z każdą godziną wygląda to gorzej.
- Zobacz, tam coś się dzieje.
Aśka wskazała róg ulic Żurawiej i Warszawskiej, gdzie szybko poruszała się grupa charakterystycznie ubranych, ogolonych na łyso mężczyzn. Seba zerknął znacząco na partnerkę i pojechał w tamtym kierunku. Samochód zatrzymał w takim miejscu, by nie było go widać z ulicy, po czym komisarze wysiedli i biegiem ruszyli w głąb osiedla. Kiedy ponownie zauważyli podejrzanych, nie było już czasu na obmyślanie planu. Mężczyźni mieli w dłoniach kije bejsbolowe i zdążyli otoczyć młodego chłopaka.
- Wezwij wsparcie – rzucił Seba i pobiegł w tamtym kierunku.
Policjantka wybrała numer Tomka i podała mu adres bez zbędnych wyjaśnień, podążając jednocześnie za partnerem. Doskonale zdawała sobie sprawę, że sami nie mają szans na zatrzymanie podejrzanych, a co więcej, znaleźli się w poważnym niebezpieczeństwie.
- Stać, policja – krzyknął Sebastian, celując w napastników.
Oddał strzał ostrzegawczy w powietrze, po czym gangsterzy odwrócili się w jego kierunku. Aśka zdążyła dostrzec, że zaatakowany chłopak leży we krwi na chodniku. Nie mieli jednak możliwości, by mu pomóc, bo napastnicy ruszyli w ich stronę, unosząc kije do góry.
- Stać! – spróbował ponownie Seba, ale ani to, ani kolejny strzał nie przyniosły rezultatów.
Komisarze stali tak blisko siebie, że stykali się ramionami, ale nie mieli czasu, by na siebie spojrzeć. Mimo że najrozsądniejszym wyjściem w tej sytuacji byłaby ucieczka, żadne nie brało tego pod uwagę.
Joasia pierwsza strzeliła w kierunku napastników. Trafiła jednego z nich w kolano, ale to nie mogło zmienić faktu, że kilkunastu innych wciąż szło prosto na nich.
Nie było czasu, by myśleć nad rozwiązaniem, więc komisarze zaczęli działać instynktownie. Oddali kolejne strzały, wycofując się jednocześnie, żeby zyskać choć trochę na czasie, jednak doskonale zdawali sobie sprawę, że nie zdołają postrzelić wszystkich.
Całkowicie skupieni na przeciwnikach nie zauważyli krawężnika. Sebastian zdołał utrzymać równowagę, ale Joasia potknęła się i przewróciła. Broń wypadła jej z ręki i choć natychmiast po nią sięgnęła, nie miała szansy zdążyć. Bandyci natychmiast ich otoczyli. Jeden z nich podniósł kij i wymierzył policjantce cios, ale kobieta zdążyła się uchylić i napastnik trafił w asfalt, a ona usłyszała tylko głuchy huk.
W tym momencie znikąd pojawiło się wsparcie. Policjanci unieszkodliwili kilku mężczyzn, a Seba natychmiast odciągnął tego, który zdążył po raz kolejny zamierzyć się na Aśkę. Kobieta podniosła się do klęczek, dłonią odnalazła broń i bez ostrzeżenia strzeliła w plecy gangsterowi, który okładał pięściami Sebastiana. Kiedy mundurowi odciągnęli rannego, Asia podsunęła się do partnera, nie wstając z ziemi.
- Nic ci nie jest? – zapytała cicho, kładąc rękę na jego brzuchu.
Faktycznie mogła mieć co do tego wątpliwości, bo podkoszulek Sebastiana poplamiony był krwią, a w całym tym zamieszaniu trudno było ocenić, czy nie został ranny.
- Chyba nie – odparł, siadając z trudem. – A ty cała jesteś?
- Tak, dzięki.
Seba dotknął delikatnie jej policzka, aż syknęła z bólu.
- Trzeba to opatrzyć – powiedział.
Faktycznie na twarzy miała kilka rozcięć od chropowatej powierzchni asfaltu, ale spojrzała na niego sceptycznie, bo sam wyglądał dużo gorzej.
- Chodźmy stąd – podsumował.

poniedziałek, 7 listopada 2011

15. Nie wierzcie bliźniaczkom

Tego popołudnia Sebastian już nie spotkał partnerki. Ania powiedziała mu, że poszła się przejść, ale choć czekał na nią prawie do ósmej, nie pojawiła się na komendzie. Miał nawet do niej jechać, jednak przypomniał sobie poranną dyskusję i postanowił na dobry początek rozmówić się z córkami. Zdawał sobie doskonale sprawę, że nie będzie to łatwe, ale ledwie przekroczył próg mieszkania dzielnie skierował się do ich pokoju.
- Co robicie? – zagadnął.
- Nic szczególnego – odparła Elizka, podnosząc wzrok znad książki.
- A ty co tak wcześnie? – zakpiła Karolina.
- Specjalnie dla was – powiedział Sebastian z uśmiechem. – Chyba musimy pogadać.
Bliźniaczki wymieniły się spojrzeniami i bez słowa komentarza obserwowały, jak Seba wchodzi w głąb pokoju. Karolina przesunęła się, robiąc ojcu miejsce na łóżku. Sebastian usiadł, splótł dłonie na kolanach i westchnął. Żadna z dziewczyn nie miała odwagi się odezwać, przeczuwając, że chodzi o coś ważnego.
- Obie na pewno zdajecie sobie sprawę, że to, co wczoraj zobaczyłyście, nie było przypadkiem – zaczął niezbyt udanie. Nastolatki spojrzały na niego, unosząc brwi, więc postanowił przejść do sedna. – Chciałem powiedzieć, że jesteśmy z Joasią razem i bardzo bym chciał, żebyście to zaakceptowały.
Elizka spojrzała na Karolinę, która z kolei wpatrywała się ponuro w ojca.
- Szczerze mówiąc spodziewałem się większego entuzjazmu – mruknął Sebastian. – Nie rozumiem, nie cieszycie się? – pytał wyraźnie zdezorientowany. – Przecież tego właśnie chciałyście.
- Cieszymy – odparła Eliza po chwili ciszy, zauważywszy, że Karolina nie zamierza się odezwać.
- Właśnie widzę. Dziewczyny – spróbował ponownie Sebastian, - to jest bardzo poważna sprawa i dobrze by było, gdybyście były ze mną szczere.
- To może najpierw ty bądź szczery – powiedziała niespodziewanie Karolina. – Co będzie dalej? Zamieszka z nami? A może chcesz się z nią ożenić?
- Nie rozmawialiśmy o takich sprawach – odparł spokojnie Seba. – Myślę, że na razie chcemy sprawdzić, czy taki układ się sprawdzi.
- Dość oryginalne określenie związku – zauważyła złośliwie Eliza.
- Co potem? – drążyła tymczasem Karola, nie odrywając od ojca badawczego spojrzenia.
- Nie wiem, córciu. Mogę wam jedynie obiecać, że wszystko, co będę chciał zrobić, skonsultuję najpierw z wami.
Bliźniaczki spojrzały po sobie, a potem zgodnie westchnęły.
- Tato – zaczęła Eliza już łagodniejszym tonem, - my naprawdę lubimy Aśkę i cieszymy się, że jesteś szczęśliwy, tylko… brakuje nam mamy…
Sebastian pokiwał powoli głową.
- Mnie również – powiedział. – Ale życie idzie naprzód. Mnie i waszą mamę łączyło coś szczególnego i nikt nigdy nie będzie w stanie jej zastąpić. To jednak nie oznacza, że nie mogę próbować być szczęśliwym.
- Zawsze mówiłeś, że jesteś szczęśliwy z nami – przypomniała bezlitośnie Karolina.
- Owszem – odparł Sebastian cierpliwie. – Ale przyjdzie taki dzień, kiedy dorośniecie i wyprowadzicie się stąd, a ja zostanę. I nie chcę reszty swojego życia spędzać w samotności. Możecie to zrozumieć?
Po dłuższej chwili dziewczyny pokiwały głowami, po czym Seba je przytulił. Niby rozmowa zakończyła się sukcesem, ale mężczyzna czuł, że to nie koniec problemów.
Ledwie opuścił pokój córek, wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer partnerki. Po kilku sygnałach odpowiedziała mu poczta głosowa. Westchnął tylko i zrezygnowany zabrał się za robienie kolacji.
Pół godziny później usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Z nadzieją sięgnął po telefon i stwierdził, że nadawcą smsa jest Joasia. „Przepraszam, że nie odbierałam. Nie martw się, wszystko w porządku. Zobaczymy się jutro” – przeczytał. Bądź co bądź, była to dobra wiadomość.
Wbrew rozsądnemu postanowieniu, że tej nocy się wyśpi, jak na wiernego kibica przystało prawie do czwartej nad ranem oglądał mecz. Nic więc dziwnego, że rano obudził go dopiero natarczywy dźwięk telefonu.
- Co się z tobą dzieje? – usłyszał ostry głos Joasi. – Stary szuka cię od świtu, a ja dzwonię już piąty raz!
- Co? – mruknął Seba nieprzytomnie.
- Śpisz? – zapytała kobieta szczerze zaskoczona.
- No tak jakby… Która godzina?
- Prawie dziewiąta. Pospiesz się, czekam na komendzie.
Sebastian odłożył telefon na szafkę i wstał niechętnie. Kręgosłup bolał go od spania na niewygodnej kanapie, a w głowie szumiało po wypitych wieczorem piwach. Mimo tego zaczął dzielnie zbierać się do wyjścia w pełni świadomy, że jego partnerka jest już wściekła.
Na komendzie okazało się, że tym razem spóźnienie ujdzie mu płazem. Widać było co prawda, że Joasia jest bardzo podenerwowana głównie za sprawą braku jakichkolwiek nowych informacji o zaginionym dziecku, ale na widok Sebastiana wstała z fotela i podeszła do niego z wyraźnie przyjaznymi zamiarami.
- Przepraszam cię za wczoraj – powiedziała, nim zdążył się odezwać. – Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
- Za to ja wiem – odparł Seba łagodnie, obejmując partnerkę w talii. – Nie masz mnie za co przepraszać.
Kobieta pokiwała głową, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Wysunęła się delikatnie z objęć Sebastiana i wróciła do swojego biurka. Zaczęła bez większego sensu przekładać dokumenty z jednej strony na drugą.
- Wiesz… - zaczęła nagle. – Za każdym razem, kiedy dostajemy sprawę porwania czy zamordowania dziecka, myślę sobie, że to może być to… Że może to ci sami ludzie, którzy porwali Filipka.
- Asia, zdajesz sobie sprawę, że są naprawdę minimalne szanse...
- Tak – przerwała mu kobieta, - to nie byli ani handlarze żywym towarem, ani gówniarze szukający kasy, ani żadne przypadkowe zabójstwo. Filipek zginął, bo jestem policjantką.
- To nieprawda – wtrącił się szybko Sebastian. Oparł się o biurko obok Aśki i wziął ją delikatnie za ręce. – Przecież nie możesz obwiniać się o to, co się stało.
- Nieważne – mruknęła.
- Wiem, że bardzo byś chciała znaleźć zabójców Filipka i być może kiedyś tak się stanie, ale musisz pamiętać, jak nikła jest na to szansa – powiedział łagodnie Sebastian.
Joasia pokiwała głową i pocałowała ostrożnie partnera. W myślach zastanawiała się gorączkowo nad zmianą tematu, ale z opresji wybawił ją Tomek.
- Chyba coś mamy – poinformował komisarzy, którzy odsunęli się od siebie jak na rozkaz.
- Dawaj – odparła od razu Joasia.
- Znaleźliśmy kobietę, która widziała tego zaginionego chłopca na Żurawiej.
- Kiedy? – zapytali komisarze jednocześnie.
- Dokładnie nie jest w stanie stwierdzić, ale mogło być między ósmą a pół do dziewiątej.
- No dobrze, ale z kim tam był?
- I właśnie to jest najdziwniejsze – powiedział asystent tajemniczo. – Kobieta twierdzi, że był sam.
- Sam? – zapytała Joasia, unosząc brwi. – Przecież ten mały ma dopiero cztery lata. I co, nic nie zrobiła?
- Spieszyła się do pracy – odparł Tomek, uśmiechając się ironicznie. – Wiesz, jacy są ludzie.
- Żurawia jest zaraz za Wiewiórczą – wtrącił Seba, zerkając na mapę wiszącą na ścianie, - a dalej, na Niedźwiedziej, pies zgubił trop.
- Czyli miałeś rację – westchnęła policjantka, wpatrując się w zdjęcie zaginionego Jasia. – Januszewska rozmawiała przez telefon, a chłopiec w międzyczasie wyszedł za bramkę.
- Musiał dojść na Niedźwiedzią – poparł ją partner. – Tylko teraz pytanie, co stało się z nim dalej?
- Gdyby wpadł pod samochód już byśmy o tym wiedzieli – zastanawiała się głośno Joasia. – Do autobusu raczej sam nie wsiadł, zresztą ktoś zwróciłby uwagę. Ale w takim wypadku porwanie dla okupu można właściwie wykluczyć.
- Tym bardziej, że do tej pory nikt nie odezwał się z żądaniem okupu – dodał Tomek.
- Zemsta też odpada – zauważył Sebastian. – Raczej trudno sobie wyobrazić, że potencjalny wróg Januszewskich szedł sobie ulicą, nagle wpadł na ich dziecko i pod wpływem nagłego impulsu postanowił je porwać. To musiałby być wyjątkowo pechowy zbieg okoliczności.
- Ale coś musiało się z nim stać – powiedziała Aśka, podnosząc wzrok na partnera. – Przecież nie rozpłynął się w powietrzu.
- Może jednak ktoś potrącił go samochodem, wystraszył się i wywiózł ciało? – podsunął Seba.
- Niedźwiedzia nie jest znowuż taką ruchliwą ulicą – poparł go asystent.
Joasia wzruszyła ramionami, jednak jej sceptyczne spojrzenie mówiło samo za siebie. Nie przekonywała jej teoria partnera, a poza tym wolała wierzyć, że chłopiec żyje i wciąż jest szansa na jego uratowanie.
- Tomek, sprawdź jakie grupy przestępcze mogą mieć wpływy w tej okolicy – zarządziła po chwili namysłu. – A my pojedziemy na osiedle – dodała, zwracając się do Sebastiana. – Może grasuje tam jakaś banda dresów, może osiedlowe pijaczki… Musimy próbować.
- A co z ekipą w domu Januszewskich? Mają dalej tam siedzieć? – zapytał Tomek.
Policjantka zerknęła niezdecydowana na partnera.
- Niech wracają – powiedział po chwili Seba. – Ale zostawcie podsłuch na telefonie.
Niestety kolejny dzień poszukiwań nie wzniósł wiele nowego do sprawy. Komisarzom nie udało się nic zdziałać na osiedlu. Przepytali dokładnie dwóch pijaczków przesiadujących pod małym sklepikiem, ale ich wina w sprawie zaginięcia czterolatka była co najmniej wątpliwa. Asystentom w międzyczasie udało się ustalić, że owe osiedle od lat jest pod wpływami dość groźnego gangu Słoniny. Niestety mimo całodziennej obserwacji żaden z jego członków nie pojawił się w zasięgu wzroku policjantów.
- To może oznaczać, że mają coś na sumieniu – mówiła Joasia późnym wieczorem, widelcem w sałatce bez większego zainteresowania. – Pewnie porwali małego i dlatego zniknęli z osiedla.
- Ewentualnie to może nic nie oznaczyć – zauważył Seba złośliwie. Odłożył do szuflady kolejną teczkę pełną akt i spojrzał na partnerkę. – Pamiętaj, ze działają na kilku osiedlach, w dodatku dokładnie nie wiemy których, więc na dobrą sprawę mogą być wszędzie.
- Dochodzi dziesiąta – westchnęła Aśka, zerkając na zegarek. – Jedziemy zmienić chłopaków?
- Tak, w końcu siedzą tam pół dnia.
Spędzenie nocy na obserwowaniu otoczenia z wnętrza samochodu nie należało do przyjemności, ale niestety było częścią pracy komisarzy. Na podobne wypadki Sebastian miał przygotowane w schowku karty i zestaw ulubionych płyt. Tym razem jednak komisarze nie mieli na nic ochoty i pierwsze pół godziny po prostu siedzieli w milczeniu, słuchając radia.

niedziela, 6 listopada 2011

14. Nie wierzcie bliźniaczkom

Wstała i demonstracyjnie wyszła z sypialni. W rzeczywistości trochę wstydziła się stanąć przed córkami Sebastiana, ale jak zwykle zwyciężyła chęć udowodnienia partnerowi, że się myli. Kiedy jednak zbliżyła się do drzwi kuchni, dosłyszała przyciszone głosy nastolatek i mimowolnie się zatrzymała.
- Jak zwykle przesadzasz – mówiła Eliza. – Ale u ciebie skłonność do dramatyzowania to żadna nowość.
- Zupełnie cię to nie wzrusza? – wyszeptała Karolina. – Spali ze sobą…
- O ile im nie przerwałyśmy zanim się rozkręcili…
- Jak możesz tak spokojnie o tym mówić? Lizka, przecież to wszystko zmienia!
- A przypadkiem nie o to nam chodziło? Chciałyśmy, żeby tata związał się z Aśką, żeby się zakochali, no przecież pracowałyśmy na to! Co myślałaś? Że będą się spotykać, ale nie pójdą do łóżka? Zresztą, nie rozumiem, dlaczego to dla ciebie takie ważne.
- Ciszej, jeszcze cię usłyszą – syknęła Karolina, oglądając się w stronę przedpokoju, gdzie za rogiem stała policjantka. – Chodzi o to, że Aśka zajmuje miejsce naszej mamy. Tata nie miał nikogo, odkąd mama odeszła, cały czas ją kochał. A skoro przespał się z Aśką… to znaczy, że mama już dla niego nie istnieje.
W kuchni zapadła cisza. Joasia czekała na dalszą rozmowę ze ściśniętym gardłem.
- Mnie też to boli – powiedziała w końcu Eliza. – Ale tata prędzej czy później kogoś by sobie znalazł, w końcu nie jest z kamienia. A chyba lepiej, że to Aśka niż jakaś przypadkowa baba, prawda?
Policjantka nie czekała na odpowiedź. Wycofała się w milczeniu do sypialni. Tak bardzo poruszyły ją słowa nastolatek, że kompletnie zapomniała o otaczającej ją rzeczywistości. Aż podskoczyła, kiedy poczuła obejmujące ją w talii ramiona Sebastiana.
- Coś ty taka wystraszona? – zapytał mężczyzna rozbawiony.
- Ja? Skąd.
Pozwoliła się pocałować, ale Seba nie dał się zwieść. Bez problemu wyczuwał, że jest czymś zdenerwowana.
- Chodź, zrobimy wreszcie ten obiad – powiedział.
Prawie siłą zaciągnął ją do kuchni. Nie bardzo miała możliwość wytłumaczenia mu, dlaczego nie chce tam iść, a jej słabe, nie poparte racjonalną argumentacją protesty nie wywierały na Sebastianie żadnego wrażenia.
- O, widzę, że moje mądre córki postanowiły wyręczyć nas przy obiedzie – zauważył wesoło Sebastian na widok dziewczyn uwijających się przy kuchence.
- Jakbyśmy czekały na waszą inicjatywę, musiałybyśmy zadowolić się kanapkami – odparła Lizka pół żartem, pół serio.
- Asia, zjesz z nami? – zapytała Karolina na tyle uprzejmym tonem, by policjantka domyśliła się, że dziewczyna mimowolnie próbuje zrekompensować to, co przed chwilą powiedziała.
- Nie, dzięki, ale muszę już wracać do domu.
- Akurat – przerwał jej Seba. – Jasne, że z nami zje.
W końcu Joasia zgodziła się zostać, ale zrobiła to głównie dlatego, że nie chciała sprawiać Sebastianowi przykrości. Nie czuła się jednak w tym domu tak dobrze, jak jeszcze pół godziny wcześniej, a co gorsze obawiała się, że już nigdy nie będzie jak dawniej.
Noc spędziła samotnie w swoim mieszkaniu. Wyszła od Sebastiana tak szybko, jak tylko było to możliwe bez wzbudzania podejrzeń. Nie chciała mówić mu o tym, co usłyszała, choć sama nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić dlaczego.
Z samego rana pojawiła się na komendzie i ku swojej wielkiej uldze zastała już Anię. Ze szczegółami opowiedziała jej przebieg poprzedniego popołudnia, nie ukrywając ani podsłuchanej rozmowy bliźniaczek, ani faktu, że między nią i Sebastianem doszło do zbliżenia. Ania wysłuchała wszystkiego w milczeniu, przygotowując przyjaciółce kawę.
- W sumie nie powiedziały o tobie nic złego – zauważyła, kiedy Joasia umilkła.
- Nie, ale to jest coś gorszego – upierała się policjantka zasmucona. – Myślałam, że się ucieszą, nawet bałam się, że za bardzo, bo przecież może się coś nie udać… A tymczasem one mnie tam po prostu nie chcą!
- Boją się – podsumowała Ania, która jak zwykle starała się stawiać na racjonalność i spokój. – Wiedzą, że wiele się zmieni, a strach jest normalną reakcją w takiej sytuacji. Powinnaś porozmawiać o tym z Sebastianem i razem ustalić, jak zachować się w stosunku do dziewczyn. Jeśli rozwiążecie ten problem w zalążku, wasz związek na tym nie ucierpi.
- Kto i na czym? – zapytał Seba, wchodząc do kuchni.
Podszedł do Joasi, objął ją delikatnie i pocałował. Ania uśmiechnęła się, obserwując tę scenę.
- Tak sobie rozmawiamy – powiedziała Asia, siląc się na obojętny ton.
- Zostawię was – oznajmiła nagle Anka.
Rzuciła przyjaciółce znaczące spojrzenie i wyszła. Seba upił łyk kawy Joasi, nie domyślając się, że kobieta ma mu coś do powiedzenia. Zauważył to, dopiero kiedy usiadła na krześle, splotła dłonie na stoliku i utkwiła w nim spojrzenie.
- Co jest? – zapytał podejrzliwie.
- Nie spodoba ci się to, co powiem – ostrzegła, skubiąc nerwowo rękaw bluzki. – Słyszałam wczoraj rozmowę Elizy i Karoliny, a właściwie to jej fragment…
- I? – zaniepokoił się Seba.
- Widzisz, one… chyba nie chcą, żebyśmy byli razem.
Sebastian uśmiechnął się pobłażliwie, dając Asi do zrozumienia, że w to nie wierzy.
- To niemożliwie – odparł spokojnie. – Co konkretnie mówiły?
Kobieta poczuła się nagle jak histeryczka. Żeby pokryć zakłopotanie, skrzyżowała ręce na piersiach i założyła nogę na nogę.
- Że zajmuje w twoim sercu miejsce ich matki, że skoro ze mną spałeś to znaczy, że o niej zapomniałeś. I że koniec końców lepiej że jestem to ja niż cytuję: „jakaś przypadkowa baba”.
Seba zmarszczył czoło i westchnął. Nie mógł się zdecydować, czy lepiej bagatelizować sprawę, czy może zaczął Joasię przepraszać.
- Jestem dla nich po prostu mniejszym złem – kontynuowała policjantka po chwili. – Może tobie to nie przeszkadza, ale…
- Porozmawiam z nimi – przerwał jej Seba, bojąc się zakończenia tej wypowiedzi. – To moja wina, powinienem od razu wszystko im wyjaśnić. Ale nie przejmuj się, załatwię to.
Aśka chciała pociągnąć ten temat i wyjaśnić wszystko od początku do końca, ale przerwało im wtargnięcie Tomka.
- Macie sprawę – oznajmił.
- Przecież pomagamy Ance i Rafałowi – zaprotestowała policjantka.
- A Aśka nie może jeszcze pracować w terenie – przypomniał Seba.
- Stary zarządził, że sprawa jest wasza, a jak podzielicie się robotą, to już wasza sprawa – podsumował asystent. – Jedziecie na Wiewiórczą 11, rodzice zgłosili porwanie syna.
Komisarze odczekali aż Tomek opuści kuchnię i wymienili się spojrzeniami.
- Pojadę sam, a ty zostań w biurze – zaproponował Seba, choć przeczuwał, że jego próby są pozbawione sensu.
Joasia tylko uśmiechnęła się przekornie i pierwsza ruszyła do wyjścia.
Droga na miejsce nie trwała zbyt długo, choć zwykle o godzinie ósmej tworzyły się największe korki. Ulica Wiewiórcza zamieszka była w większości przez lekarzy i prawników, więc komisarzy nie zdziwiła wielka willa otoczona murem.
- Proszę dokładnie opowiedzieć, co się stało – zarządziła Aśka, kiedy wysłuchali już histerii matki zaginionego dziecka i obelg jego ojca wysyłanych pod adresem niejakiej Mędrzyckiej.
- Zostawiłam Jasia tylko na chwilkę, dosłownie na minutę – lamentowała matka. – Akurat zadzwonił telefon, a on bawił się tutaj w piaskownicy, więc poszłam odebrać… Jak wróciłam, już go nie było!
- Sprawdzała pani dokładnie dom i podwórko?
- Czy pani ma mnie za głupią?! – krzyknęła kobieta.
Joasia postanowiła puścić to pytanie mimo uszu.
- Furtka była zamknięta? – zapytała spokojnie.
- Oczywiście!
- Ile syn ma lat? – wtrącił Seba.
- Cztery. Przygotowaliśmy zdjęcie – odparł ojciec zaginionego chłopca i podał komisarzowi fotografię.
Sebastian spojrzał na partnerkę. Wpatrywała się w zdjęcie z wyjątkowo zaciętą miną, a on dobrze wiedział, co to oznacza.
- Może wejdziemy do domu – powiedział, rzucając Aśce znaczące spojrzenie i wskazując głową techników. – Mówili coś państwo o niejakiej Mędrzyckiej…
Oddalił się z zaaferowanym małżeństwem w stronę domu, a Joasia z westchnieniem skierowała się do techników.
Dopiero godzinę później komisarze spotkali się przy samochodzie. Sebastian zapalił papierosa, a Aśka oparła się zamyślona o maskę.
- Ojciec podejrzewa jedną ze swoich klientek – zaczął policjant. – No wiesz, jest ginekologiem, ma prywatny gabinet na Przemysłowej, doktor Januszewski…
- Wiem – mruknęła Joasia. – Uchodzi za jednego z najlepszych specjalistów w kraju.
- W każdym razie ta Mędrzycka była jego klientką do zeszłego miesiąca – kontynuował Seba, obserwując psa tropiącego. – Facet prowadził jej ciążę, potem przy porodzie były komplikacje, doszło do niedotlenienia płodu i w efekcie dziecko zmarło po kilku godzinach. Ponoć podczas USG można było wykryć, że jest owinięte pępowiną, zrobić cesarkę i dziecko by żyło.
- On ci to powiedział?
- No nie. On twierdzi, że to bzdury, że zrobił wszystko jak należy, a to są tylko bezpodstawne oskarżenia Mędrzyckiej i jej męża.
- A poza tym? – zapytała Aśka z westchnieniem. – Mówili coś więcej?
- Nic czego byś już nie słyszała.
- Technicy nie znaleźli żadnych śladów – dodała Joasia. – Kompletnie nic.
- To musieli być zawodowcy – westchnął Sebastian, przydeptując papierosa obcasem. – Ludzie mają kupę kasy, pewnie chodzi o okup.
- Dobra, jedźmy do tej Mędrzyckiej, może w międzyczasie Tomek znajdzie coś nowego.
Przez resztę dnia porywacze nie odezwali się, wizyta u podejrzanego małżeństwa na nic się zdała, a psy zgubiły trop dwie ulice od domu lekarza. Koniec końców komisarze spędzili popołudnie w swoim biurze.
- Ale porażka – mruknął Seba akurat w momencie, kiedy do biura wszedł Tomek. Asystent spojrzał na niego krzywo. – Jest coś nowego? – zapytał szybko.
- Sprawdziłem bilingi matki i okazuje się, że ta rzekoma minutka, na którą zostawiła dzieciaka samego trwała dokładnie trzydzieści sześć minut – powiedział Tomek, kładąc na biurku komisarzy wydruk połączeń.
- No ładnie. I pewnie tak samo zamknęła furtkę – westchnął Sebastian. – Tym sposobem mały mógł po prostu gdzieś pójść.
- I jeszcze powiedz, że sam wróci – warknęła niespodziewanie Aśka.
Wstała tak gwałtownie, że fotel odjechał aż pod okno, a zanim któryś z mężczyzn zdążył się odezwać, już zniknęła za drzwiami. Sebastian westchnął ciężko.
- Minęło sześć lat, a ja wciąż popełniam te same proste błędy – mruknął.
Tomek tylko spojrzał na niego i bezradnie wzruszył ramionami.