środa, 12 grudnia 2012

Informacja

Przepraszam Was bardzo, że przez tak długi czas nie ukazała się kolejna część. Dopiero kilka dni temu odzyskałam Internet, ale niestety będziecie musieli jeszcze trochę poczekać. Nie potrafię dokładnie powiedzieć, kiedy coś dodam, ale możliwe, że dopiero na początku nowego roku.
Przepraszam raz jeszcze i proszę o cierpliwość:)

środa, 14 listopada 2012

66. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Joasia wywróciła oczami. Kalina miała rację, ale policjantce niezbyt się to podobało. Gips był niejako wymówką, żeby choć trochę odsunąć to w czasie.
- Dobra, niech będzie - mruknęła w końcu. - Jak Zuzia? Dobrze się czuje?
- Nie wiem - odparła Kalina, wzruszając ramionami, a uwadze Joasi nie umknął fakt, że dziewczyna natychmiast sposępniała. - Ostatnio nie bardzo ma ochotę ze mną rozmawiać.
Policjantka pokiwała głową.
- Teraz na pewno bardzo potrzebuje twojego wsparcia - powiedziała. - Spróbuj z nią porozmawiać. Jesteście przyjaciółkami.
- Myślisz, że mi jest łatwo? Ja też tam byłam, widziałam to!
- Wiem...
- Gówno wiesz - warknęła nastolatka. - Tyle lat pracujesz w policji, a nie przeżyłaś czegoś takiego.
Joasia zawahała się przez moment.
- Masz rację - odparła w końcu, - ale tylko częściowo. Niedawno byłam świadkiem próby gwałtu i wiem, jakie to przeżycie.
- Tak? I co? Rozmawiacie sobie o tym spokojnie?
Kalina nie zamierzała wcale czekać na odpowiedź. Poirytowana wstała i skierowala się prosto do swojej sypialni.
- Brawo - mruknęła Joasia pod nosem.
O ile poinformowanie siostry o ciąży mogła uznać za udane, to już rozmowa o Zuzi była kompletną porażką. W dodatku zdała sobie sprawę, że udziela Kalinie rad, do których sama się nie stosuje. W czasie tych kilku tygodni spędzonych w szpitalu bardzo polubiła Magdę. Rozmawiały o wielu rzeczach, również o sprawach prywatnych, ale do swojego pierwszego spotkania jakoś nie wracały. Joasia nie znała szczegółów sprawy głównie dlatego, że od dłuższego czasu nie była na komendzie, gdzie chcąc nie chcąc dowiedziałaby się tego i owego. Jedyne, co przekazała jej w złości Ania, to że sprawcy nie znaleziono, a śledztwo zostało umorzone. Jednak z jakiegoś powodu denerwowała się na każde, nawet najbardziej niewinne wspomnienie o lekarce, co już dawało do myślenia. W dodatku Joasia wiedziała, że Magda przeniosła się do Krakowa dopiero kilka miesięcy temu i nie ma tu nikogo bliskiego, a przez policję nie została potraktowana zbyt uprzejmie - głównie za sprawą Ani. Biorąc to wszystko pod uwagę, Joasia wiedziała, że jest właściwie jedyną osobą, która mogłaby o tym z Magdą porozmawiać. Pozostawało tylko pytanie, czy ona w ogóle tego chce.
Czerwiec szybko dobiegł końca i zaczęły się wakacje. W połowie lipca Joasia mogła uznać, że poinformowała już o ciąży wszystkich, których powinna. Podjęła też strategiczną decyzję i chociaż całokształt nie napawał optymizmem, przyjmowała to wszystko z ulgą.
Kalina wyjechała na wakacje nad morze. Udało jej się dogadać z Zuzią, której dzięki wsparciu przyjaciółki łatwiej było poradzić sobie z trudną sytuacją. W Sopocie nastolatki miały spędzić pełne dwa tygodnie i Joasia miała wrażenie, że wrócą wypoczęte i zdystansowane.
Prócz tego miał to być także odpoczynek dla niej. Była bardzo zmęczona wydarzeniami ostatnich tygodni i ulgą myślała o odrobinie samotności. Pierwszego wieczoru po wyjeździe Kaliny urządziła sobie długą kąpiel, podczas której mogła w spokoju powspominać swoje ostatnie porażki.

- Masz mnie za idiotę? Mylisz, że złapiesz mnie na dziecko?
- Niczego od ciebie nie oczekuję. Pomyślałam tylko, że chciałbyś wiedzieć...
- Nie zamierzam ci płacić alimentów!

- Jesteś normalną hipokrytką! Jak mogłaś mi nie powiedzieć?! Podobno jesteśmy przyjaciółkami!
- Chciałam...
- Jak możesz w ogóle brać pod uwagę coś takiego?! Co z ciebie za człowiek?! Myślałam, że cię znam!

- Piąty miesiąc i ty mi dopiero o tym mówisz? Uważasz, że skoro to nie moje dziecko, to mnie to nie dotyczy?
- Przepraszam, musiałam to wszystko przemyśleć...
- A ja nie muszę? Stawiasz mnie przed faktem i według ciebie to w porządku?

- Oszukałaś mnie! Naopowiadałaś mi bzdur, a teraz wszystko odkręcasz! Aż nie chce mi się wierzyć, że właśnie ty możesz zrobić coś takiego!

Joasia westchnęła ciężko i zanurzyła się głębiej w wodzie. Z irytacją pomyślała, że mogłaby się jej udać choć jedna rzecz, tak dla odmiany. Po chwili jednak przyznała, że przesadza. Od zdjęcia gipsu minęło już dziesięć dni i rehabilitacja przynosiła olbrzymią poprawę. Co prawda wciąż poruszała się o kulach, a każdy nacisk na nogę powodował ból, ale i tak była pozytywnie zaskoczona. Optymistyczne opinie rehabilitanta i zaangażowanie Magdy podnosiły ją na duchu. Jedyne, czego mogłaby sobie jeszcze życzyć, to wsparcie przyjaciół.
Następnego ranka przyszedł Sebastian. Joasię trochę to zdziwiło, bo ostatnio ich relacje przedstawiały się nie najlepiej. Szybko jednak okazało się, że mężczyzna nie zamierza naprawiać panującej między nimi atmosfery.
- Naprawdę uważasz, że wszystko jest w porządku? - zapytał poirytowany, kiedy zaproponowała mu śniadanie.
- Nie uważam - odparła spokojnie. - Ale nie cofnę tego, co się stało.
- Świetne wytłumaczenie - zakpił mężczyzna, przechadzając się nerwowo wzdłuż kuchni.
- Seba, czego ty xode mnie oczekujesz?
- No nie wiem, może byśmy chociaż o tym porozmawiali? - zapytał ze złością.
- Może byś się najpierw uspokoił...
- Chociaż, wiesz co? Właściwie wcale nie chcę o tym gadać.
Wściekły ruszył w kierunku wyjścia. Joasia odporowadziła go wzrokiem, czekając aż trzasną frontowe drzwi. Kiedy wreszcie usłyszała jednoznaczny hałas, mogła wrócić do parzenia kawy. Tym razem nie poczuła nawet irytacji. Ostatnio podobne wizyty musiała znosić kilka razy dziennie. Z jednej strony nękał ją Sebastian, z drugiej Ania i każde z nich uważało, że zna idealny przepis na życie przyjaciółki.
Późnym popołudniem przyjechała Magda. Poprzedniej nocy była na dyżurze, w związku z czym miała cały dzień wolny i postanowiła podrzucić Joasię na rehabilitację. Wiedziała, że kobieta nie ma z kim pojechać, a nie powinna była sama tłuc się przez całe miasto.
Po rehabilitacji kobiety postanowiły urządzić sobie babski wieczór. Kupiły ciasto i sok, który miał zastąpić wino, i usiadły w salonie. Już w drodze Joasia zdążyła opowiedzieć Magdzie najistotniejsze rzeczy, ale dopiero kiedy znalazły się w mieszkaniu, lekarka zdecydowała się wypowiedzieć. Zanim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, odezwała się Aśka.
- Anka jest na mnie naprawdę wściekła - mruknęła, obracając w dłoniach szklankę. - Uważa, że bez względu na wszystko powinnam od razu jej powiedzieć.
- Pewnie po prostu jej przykro - odparła Magda. - No wiesz, że jej nie zaufałaś.
- Chciałam najpierw to sobie poukładać, podjąć decyzję. A wiem, że Anka by mi na to nie pozwoliła. Chodziłaby za mną i truła mi dupę.
- Nie przejmuj się, przejdzie jej.
Aśka uśmiechnęła się ironicznie i spojrzała na lekarkę z powątpiewaniem.
- Nie po tym, co jej powiedziałam... Ma mnie za ostatnią sukę.
- Jesteś pewna swojej decyzji? - zapytała Magda po chwili namysłu. - Nie masz wątpliwości? Naprawdę chcesz oddać to dziecko?
- Nie widzę innego rozwiązania - powiedziała Joasia stanowczo.
- To przez Błażeja?
- Nie, już wcześniej o tym myślałam. Tylko... chyba musiałam dojrzeć do tej decyzji.
Magda westchnęła cicho. Przez chwilę wpatrywała się zamyślona w swoją szklankę.
- Nie rozumiesz tego, prawda? - zapytała cicho Joasia.
- Czy ja wiem? Myślę, że mogę to zrozumieć.
- Postaw się w mojej sytuacji. Co byś zrobiła, gdybyś zaszła w ciążę?
Lekarka spojrzała na Joasię z nieodgadnioną miną. Przez chwilę milczała, zastanawiając się głęboko nad pytaniem.
- Pewnie byłabym przerażona - przyznała. - Co prawda zawsze chciałam mieć dziecko, ale bycie samotną matką nigdy nie mieściło się w moich planach...
Wstała, milknąc na chwilę. Przeszła się po pokoju, wyraźnie bijąc się z myślami.
- Byłabym załamana - powiedziała w końcu. - Ciąża to chyba jedna z najgorszych rzeczy, jaka teraz mogłaby się zdarzyć. Naprawdę cię rozumiem. Praca, znajomi... Przede wszystkim praca - podkreśliła po chwili wahania. - Całe życie wywrócone do góry nogami. Ale nie sądzę, że potrafiłabym oddać swoje dziecko.
Joasia pokręciła głową i znowu wpatrzyła się w okno. Magda podeszła powoli do kanapy, ukucnęła przed policjantką, położyła dłonie na jej kolanach i spojrzała w oczy.
- Ty jesteś w lepszej sytuacji, nie widzisz tego? - zapytała łagodnie. - Nie jesteś sama. Masz Sebastiana, który... może nie ucieszył się z tej wiadomości, ale chce wychować dziecko razem z tobą. Masz siostrę i przyjaciół, którzy na pewno ci pomogą. A praca... Masz stabilną sytuację, kilka tygodni po porodzie będziesz mogła wrócić, bez względu na to, czy dziecko będzie z tobą, czy nie. Jesteś w dużo lepszej sytuacji niż ja. Ja nie mam nikogo, jestem tu zupełnie sama, a gdybym zaszła w ciążę, mogłabym stracić pracę. Ale i tak wychowywałabym swoje dziecko, bez względu na to, jak bardzo musiałabym się poświęcić.
- Tu nie chodzi o poświęcenie - powiedziała Joasia, kręcąc stanowczo głową. - Ania wciąż mówi o dziecku. Jest w nim zakochana po uszy, a jeszcze nawet się nie urodziło. Wciąż tylko opowiada o śpioszkach, łóżeczka, wózkach i innych pierdołach... Ona czuje się matką i to widać. A wiesz, co ja czuję, kiedy myślę o dziecku?
- Co?
- Nic. Kompletnie nic.
Magda spuściła wzrok i wstała powoli.
- Wiem, co to znaczy wychowywać się z matką, która cię nie kocha - kontynuowała policjantka. - Moja miała mnie w dupie przez te wszystkie lata, byłam dla niej tylko częścią krajobrazu. Nie chcę, żeby moje dziecko myślało o mnie tak, jak ja o swojej matce. Wolę, żeby w ogóle nie wiedziało o moim istnieniu.
- Teraz większość dzieci rodzi się z nieplanowej ciąży - odparła Magda, spacerując po pokoju. - Dla wielu kobiet wiadomość o ciąży to prawdziwa tragedia. Na początku są przerażone i załamane, nie chcą go. Ale mija trochę czasu i wszystko się zmienia.


***


W ramach krótkiej informacji, co zamierzam wprowadzić w następnych częściach:
Na pewno będzie przeskok w czasie - nie chcę opisywać dzień po dniu czy tydzień po tygodniu ciąży Aśki. Postaram się to rozwiązać możliwie szybko. Jeśli chodzi o dziwne zachowanie Anki, wszystko będzie się wyjaśniać w międzyczasie. Co potem? Zobaczymy;)

wtorek, 13 listopada 2012

65. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

- Operacja się udała - podjęła po chwili lekarka. - Ma pani uszkodzone więzadło krzyżowe i kość piszczelową. Unieruchomiliśmy nogę, na razie nie można założyć gipsu.
- Będę normalnie chodzić?
Lekarka zawahała się przez moment. Nie chciała karmić Joasi obietnicami bez pokrycia.
- Rozmawiałam z naszym ortopedą - powiedziała powoli. - Uszkodzenia zostały naprawione, teraz trzeba poczekać na zagojenie rany i zrośnięcie kości. Potem czeka panią rehabilitacja.
- Będę chodzić? - powtórzyła Joasia nieco bardziej natarczywie.
- Nie mogę pani niczego obiecać - odparła lekarka ostrożnie. - Uszkodzenia kolana są zwykle bardzo poważne. Teraz wszystko zależy od rehabilitacji.
- Pani nie rozumie - powiedziała Aśka, unosząc się na łokciach. - Praca jest dla mnie ważna, muszę wrócić do formy.
- Rozumiem - zapewniła kobieta. - I obiecuję, że zrobię wszystko, żeby tak się stało. Mam okazję spłacić dług - dodała z lekkim uśmiechem.
Joasia także lekko się uśmiechnęła. Prze chwilę zamyślona wpatrywała się w ścianę, a potem odezwała się ponownie, nieco spokojniej.
- Jakiś czas temu miałam wypadek - powiedziała. - Mało brakowało, żebym została sparaliżowana. Długo nie mogłam chodzić. W dodatku to była ta sama noga...
- Kiedy to było?
- Jakieś pół roku temu. Zbyt wcześnie zdjęłam gips - wyznała z westchnieniem.
- Tym razem proszę nie szarżować - odparła lekarka z uśmiechem. - Pani Asiu, ja naprawdę to rozumiem - dodała, poważniejąc. - Ja też kocham swoją pracę i nie wyobrażam sobie sytuacji, w której musiałabym z niej zrezygnować.
- Ta praca jest dla mnie wszystkim - mruknęła policjantka, patrząc w okno.
- Teraz wszystko zależy od pani. Jeśli zastosuje się pani do moich zaleceń, wszystko będzie dobrze. Proszę mi zaufać.
- Dziękuję.

Resztę maja i początek czerwca Joasia spędziła w szpitalu. Bardzo martwiła się o siostrę i jej przyjaciółkę, ale nastolatki nadspodziewanie dobrze dawały sobie radę. Kalina przychodziła do szpitala prawie codziennie i w końcu Joasia stwierdziła, że dziewczyna odzyskała pogodę ducha.
Tak naprawdę Aśka po raz pierwszy nie miała ochoty wychodzić ze szpitala. Przyjaciele wpadali do niej kilka razy dziennie, przynosząc książki, smakołyki i najnowsze wieści z komendy. Kobieta leżąca w tej samej sali okazała się bardzo sympatyczną nauczycielką, która z chęcią rozwiązywała z Joasią krzyżówki i grała w karty. Wieczorami policjantka urządzała sobie krótkie spacery po szpitalnym korytarzu albo gawędziła z lekarką, jeśli ta miała akurat dyżur. Z początku rozmawiały głównie o rehabilitacji, potem także o innych rzeczach.
W pewien czerwcowy poranek lekarka jak zwykle podczas obchodu zatrzymała się na dłużej przy łóżku Joasi. Właśnie opowiadała policjantce o pewnej starszej pani, która od wielu tygodni przebywała na oddziale kardiologii. W chorobie oczywiście nie było nic zabawnego, ale lekarka nie mogła powstrzymać się od śmiechu na wspomnienie długich negocjacji staruszki z ordynatorem. Kiedy do sali weszła Ania, obie kobiety były wyraźnie rozbawione.
- Dzień dobry - przywitała się policjantka.
W jej głosie dało się wyczuć niechęć, która zwykle towarzyszyła jej przy spotkaniach z lekarką. Podeszła do łóżka przyjaciółki z naburmuszoną miną. Lekarka przywitała się uprzejmie, po czym przeprosiła je i wyszła z sali. Ania skrzyżowała ręce na piersiach.
- Powinnaś odpoczywać - powiedziała surowo.
Aśka miała ochotę powiedzieć coś niemiłego, ale tylko westchnęła. Bardzo lubiła Anię, ale pozostawało faktem, że przy każdej jej wizycie w szpitalu, Joasię opuszczał dobry humor.
- Magda powiedziała, że jutro będę mogła wyjść - oznajmiła, siląc się na beztroski ton.
- Magda? - podchwyciła natychmiast Ania. - Już zdążyłyście przejść na "ty"? - zapytała ze złością.
- O co ci chodzi?
- Po cholerę się w to angażujesz? Nie masz nic wspólnego z tym śledztwem, poza tym prokurator umorzył sprawę.
- A co to ma do rzeczy? - zdziwiła się szczerze Joasia. - Magda jest po prostu sympatyczna...
- Sympatyczna - prychnęła Ania z wyraźną irytacją. - Też coś.
- Wiesz, że uratowała moją nogę? - zapytała Joasia, ściszając nieco głos. - Ortopeda nie chciał operować. Gdyby nie ona, nie miałabym nawet szansy na powrót do pracy, rozumiesz?
- Właśnie, ortopeda miał na ten temat inne zdanie. A wiesz dlaczego? Bo to było ryzykowne!
- Ale dzięki niej mam szansę na powrót do pełnej sprawności.
- Jesteś strasznie lekkomyślna - powiedziała Ania ze złością. - A ona jako lekarka powinna wybić ci z głowy głupie pomysły, zamiast je popierać.
Aśka pokręciła tylko głową, ale postanowiła nie odpowiadać, zwłaszcza że pozostałe kobiety zajmujące z nią salę zaczęły już przysłuchiwać się rozmowie. Postanowiła szybko zmienić temat.
- Jak wizyta u ginekologa? - zagadnęła. - Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym - odparła Ania i w końcu się uśmiechnęła. - Rafał wciąż naciska, żebym poszła na zwolnienie. I chyba ma rację. Chcę pogadać ze Starym i na razie pracować za biurkiem. Wiesz, za duże ryzyko.
- Pewnie, lepiej dmuchać na zimne.
Ania natychmiast podchwyciła temat, w związku z czym przez następną godzinę Joasia słuchała o wizycie u ginekologa, USG, szczegółowych zaleceniach lekarza, a potem temat zszedł na dziecięce ubranka. Aśka kompletnie nie była tym zainteresowana, ale z ulgą przyjęła fakt, że potrafią jeszcze przeprowadzić normalną rozmowę.
Kiedy Ania w końcu uznała, że musi jechać na komendę, dochodziła już dziesiąta. Przyjaciółki pożegnały się i Aśka znowu została sama. Pokuśtykała powoli do łazienki, zamknęła się w kabinie i podwinęła piżamę. Przez długą chwilę patrzyła zamyślona na swój brzuch. Cztery tygodnie wcześniej, kiedy dowiedziała się o ciąży, uznała, że nie ma się co spieszyć z wyznaniem Sebastianowi prawdy. Brzuch nie był jeszcze widoczny, a pierwsze symptomy można było spokojnie uznać za przemęczenie. Teraz jednak musiała przyznać, że sprawa zaczynała być coraz pilniejsza.
Do sali wracała bardzo przybita. Kiedy przebiegła obok niej pięlęgniarka, zachwiała się, z trudem utrzymując równowagę. Nim zdążyła chwycić się poręczy, ktoś złapał ją pod ramię i przytrzymał.
- Mówiłam, żebyś sama się nigdzie nie wybierała - powiedziała łagodnie lekarka.
Zaprowadziła Joasię do sali, w której akurat nie było nikogo. O tej porze zwykle odbywała się większość badań, a dwie z kobiet leżących w sali Joasi tego dnia wyszły do domu.
Policjantka usiadła na łóżku i przez moment w milczeniu szukała telefonu.
- Myślałam, że pojechałaś do domu - powiedziała po chwili. - W nocy miałaś dyżur.
- Miałam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. A teraz już niezbyt mi się opłaca, o piętnastej zaczynam kolejny dyżur - odparła, wzruszając ramionami. - Co się stało? - dodała po chwili, obserwując policjantkę uważnie. - Mówiłam ci, że potrzeba trochę czasu, żeby...
- Nie w tym rzecz - mruknęła Joasia. - Ania z taką radością opowiada o ciąży, a ja...
- Nie powiedziałaś jeszcze Sebastianowi? - zapytała lekarka, choć zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
- Nie bardzo wiem, jak mam to zrobić. Pół biedy, gdyby to było jego dziecko, a tak?
Pokręciła głową, wpatrując się bezmyślnie w okno.
- Przecież go nie zdradziłaś, to nie twoja wina - zauważyła przytomnie Magda.
Na chwilę zapadła cisza. Joasię wcale nie przekonywały takie argumenty.
- Myślę, że on cię kocha - dodała po chwili lekarka, uśmiechając się odrobinę. - Mało kto przychodzi tu codziennie.
- Zawsze taki był, nawet kiedy nie byliśmy razem - odparła Joasia, wzruszając ramionami.
- Ciąża zaczyna być widoczna. Wiesz o tym, prawda?
Aśka kiwnęła głową i opadła na poduszki. Jakoś nie mogła sobie wyobrazić sceny, w której informuje Sebastiana o ciąży. W dodatku nie był jedyną osobą, której musiała powiedzieć prawdę.
- Jutro dam ci wypis - podjęła po chwili Magda. - Miejsce na rehabilitacji masz zaklepane. Tylko pamiętaj, że Jaworski to mój znajomy, więc dowiem się o każdej wpadce - dodała, grążąc jej żartobliwie palcem.
- Nie będzie żadnych wpadek, nie martw się - odparła Joasia z uśmiechem.
- No dobra, uciekam. Na pediatrii leży sparaliżowany chłopiec. Obiecałam, że zabiorę go na spacer.
Poklepała Joasię po ramieniu i wyszła, zostawiając ją samą. Policjantka przez moment siedziała zamyślona, a potem sięgnęła po gazetę, postanawiając sobie solennie, że jutro zastanowi się, co z tym fantem zrobić.
Następnego przedpołudnia Sebastian cały rozpromieniony pojawił się w szpitalu. Bardzo się cieszył, że Joasia wraca do domu. W głębi duszy wiązał z tym spore nadzieje. Ostatnio była dużo spokojniejsza, chętniej z nim rozmawiała i nie wydawała się już tak obca. Oczami wyobraźni już widział te wszystkie wspólnie spędzone wieczory i noce. I choć gdzieś pod skórą czuł, że w sytuacji, w której przyszłość nogi jest wciąż niepewna, dobry humor Joasi jest nieco podejrzany, starał się odsuwać takie myśli jak najdalej.
Kiedy wszedł do sali, policjantka czekała już na niego. Spakowana torba stała obok niej, a wypis leżał na szafce. Seba przywitał się z kobietą, pomógł jej wstać i zarzucił sobie torbę na ramię. Joasia oparła się na kulach i bez zbędnych słów ruszyła w stronę wyjścia. Chwilę wcześniej postanowiła, że tego dnia powie o ciąży przynajmniej siostrze i chciała zrobić to jak najszybciej - po prostu po to, żeby mieć to z głowy.
- Czyli będę ciocią? - upewniła się Kalina, kiedy w końcu wieczorem siostry zostały same i była okazja do spokojnej rozmowy.
- Na to wygląda.
Dziewczyna ściągnęła brwi, myśląc nad czymś intensywnie.
- Ale skoro mówisz, że to już koniec czwartego miesiąca... - zaczęła powoli.
- Tak, dobrze kombinujesz - westchnęła Joasia, trochę zaskoczona faktem, że jej siostra tak szybko do tego doszła. - Błażej jest ojcem.
- Ale chyba nie chcesz do niego wrócić? - zaniepokoiła się dziewczyna.
- Nie, skąd. Ale muszę mu powiedzieć. Pojadę do niego, jak tylko zdejmą mi gips.
- To jeszcze trzy tygodnie - zauważyła Kalina, zerkając na siostrę z mieszaniną dezaprobaty i nagany.
- Nie będę się z tą nogą szlajać po mieście - mruknęła Joasia.
- Zawsze możesz do niego zadzwonić, prawda? Jestem pewna, że chętnie tu przyjedzie. Oczywiście pod warunkiem, że przez telefon nie powiesz mu, o co chodzi...

poniedziałek, 12 listopada 2012

64. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Zamyślona skierowała się w stronę przystanku. Celowo wybrała dłuższą drogę. Chciała odetchnąć świeżym powietrzem i pomyśleć w spokoju. Czuła, że powinna jak najszybciej powiadomić Sebastiana o ciąży. Bądź co bądź byli razem, więc to dotyczyło także i jego. Trudno było jednak przewidzieć, jak zareaguje i Joasia wcale nie miała ochoty tego sprawdzać.
Skręciła w główną ulicę i z daleka zobaczyła ludzi wybiegających z jednego z budynków. Instynktownie przyspieszyła i zaczęła biec w tamtym kierunku. Szybko zrozumiała, że intuicja jej nie zawiodła. Z budynku, który okazał się bankiem, wybiegło trzech zamaskowanych sprawców. Joasia machinalnie wyciągnęła broń.
- Stać, policja! - zawołała.
Już chciała oddać strzał w powietrze, kiedy jeden ze sprawców odwrócił się i bez ostrzeżenia wycelował prosto w nią. Odległość była zbyt duża na oddanie precyzyjnego strzału, jednak mężczyźnie udało się trafić. Joasia upadła na ziemię, czując ostry ból w kolanie. Zanim jednak zdążyła choć spojrzeć w kierunku rany, otoczyli ją ludzie. Ktoś się nad nią pochylał, ktoś inny dzwonił po karetkę; a ona ściskała w dłoni broń, mając tylko naiwną nadzieję, że ból w kolanie jest wynikiem upadku, a nie postrzału.
Ani na chwilę nie straciła przytomności. W karetce dostała środki przeciwbólowe, ale tak naprawdę nie poczuła wielkiej różnicy. W wyniku przypływu adrenaliny prawie nie odczuwała bólu. Obserwowała poczunania ratowników, którzy pochylali się nad jej nogami, ale nie miała odwagi o nic spytać. Wiedziała, co oznacza postrzał w kolano i wolała żyć w nieświadomości tak długo, jak tylko się da.
Została przewieziona na oddział ratunkowy miejskiego szpitala. Miała wrażenie, że nikt specjalnie się nią nie interesuje, choć nie było tłumu pacjentów. Jedna pielegniarka stała tuż za łóżkiem, ale nie raczyła odpowiedzieć na żadne z pytań policjantki. W końcu Joasia straciła cierpliwość i usiadła. Noga nie wyglądała wcale tragicznie. Spodnie były co prawda pokrwawione, ale kolano zabezpieczone opatrunkiem przedstawiało się całkiem normalnie. Podejrzewała jednak, że miałaby na ten temat inne zdanie, gdyby nie działanie środków przeciwbólowych.
W końcu drzwi do pomieszczenia otworzyły się i stanęło w nich dwóch lekarzy. Na starszego mężczyznę Joasia ledwie spojrzała. Całą jej uwagę przykuła kobieta, wkładająca właśnie rękawiczki. Policjantka na chwilę zapomniała o wypadku i lęku o nogę, jednak pytania lekarki szybko sprowadziły ją na ziemię.
- Przyjmuje pani jakieś lekarstwa? - powtórzyła, nie doczekawszy się odpowiedzi za pierwszym razem nie.
- Nie. Ale jestem w ciąży.
Kobieta zamarła wpatrzona w policjantkę. Na ułamek sekundy ich spojrzenia spotkały się i Joasia była pewna, że nie ma to nic wspólnego z wyjawioną przed chwilą informacją.
- Zróbcie pani prześwietlenie - powiedziała po chwili lekarka. - Tylko szybko.
Joasia w milczeniu poddała się badaniom. Bardzo się bała wyniku. Widziała już takie wypadki i doskonale znała konsekwencje. Powtarzała sobie w duchu, że jeszcze nic nie jest przesądzone, ale miny lekarzy mówiły same za siebie.
Po badaniu została przewieziona do sali i na kilka minut została sama. Starała się skupić na czymś innym, ale było to trudne. Przez chwilę chciała zadzwonic do Sebastiana, ale zaraz sobie uświadomiła, że nie ma torebki. Poza tym nie była wcale pewna, czy chce go widzieć. Od kilku dni jego towarzystwo działało jej na nerwy, a współczujące spojrzenia i puste słowa nie mogłyby jej pocieszyć.
Drzwi sali otworzyły się i do środak weszła młoda lakarka. Tym razem była sama. Podeszła do łóżka i usiadła na stołku, mierząc policjantkę uważnym spojrzeniem.
- Dziękuję - powiedziała.
Przez chwilę Joasia milczała, a potem uśmiechnęła się lekko.
- Poznała mnie pani? - zdziwiła się.
- Tylko po głosie - przyznała lekarka.
Aśka miała wrażenie, że kobieta chciała powiedzieć coś jeszcze, ale jednak tego nie zrobiła. Zapadła niezręczna cisza. Okoliczności w jakich się poznały było co najmniej nieprzyjemne i obie wolałyby o nich zapomnieć.
- Zrobiliśmy dokładne badania - powiedziała po chwili lekarka, zmieniając tym samym temat. - Kula uszkodziła torebkę stawową kolana. Musimy operować.
Joasia odwróciła wzrok. Nie brzmiało to dobrze nawet dla laika.
- Nie będę pani okłamywać - kontynuowała lekarka, - to nie jest prosta operacja. Ale zrobimy wszystko, żeby pani pomóc.
- Będę normalnie chodzić? - zapytała Joasia spokojnie. - Proszę mi powiedzieć prawdę.
- Nie mogę niczego pani zagwarantować...
- Pani doktor, jestem policjantką. Jeśli nie wrócę do pełnej sprawności, nie będę mogła pracować.
- Rozumiem - zapewniła lekarka. - Jednak więcej będę mogła powiedzieć dopiero po operacji. Proszę być dobrej myśli.
Za namową lekarki Joasia jednak powiadomiła Sebastiana. Operacja miała być przeprowadzona natychmiast, więc komisarze nie mieli okazji porozmawiać. Joasia wiedziała jednak, że kiedy się obudzi, Seba będzie przy niej. Nie była pewna, czy ta myśl ją pociesza, czy denerwuje, ale w głębi duszy czuła, że łatwiej będzie jej znieść złe wieści, przytulając się do jego ramienia.
Sebastian tego dnia także miał wolne. Próbował spędzić z Joasią trochę czasu, ale powiedziała, że chce się w końcu wyspać. Dlatego kiedy dowiedział się o wypadku, do którego doszło w centrum miasta, był trochę zaskoczony. Nie był to jednak najlepszy moment na wyjaśnianie okoliczności. Pojechał prosto do szpitala, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, w jakim stanie jest Joasia.
Na szpitalnym parkingu spotkał Anię. Wyglądała na wyjątkowo naburmuszoną. Szła szybkim krokiem z rękami schowanymi w kieszeniach i mamrotała coś pod nosem.
- Co ty tu robisz? - zapytał Seba na jej widok. - Kto cię powiadomił?
- O czym? - zdziwiła się Ania.
- No o Aśce. Została postrzelona.
- Jak to? Co z nią?
W drodze na oddział chirurgii Sebastian opowiedział koleżance wszystko, czego dowiedział się w krótkiej rozmowie z partnerką. Nie mogli jednak porozmawiać ani z Joasią, ani z lekarzam, bo operacja już trwała. Ania postanowiła dotrzymać komisarzowi towarzystwa i zaczekać z nim pod salą.
- Właściwie co robiłaś w szpitalu? - zagadnął Seba po kilkudziesięciu minutach milczenia.
- No mamy tę sprawę usiłowania gwałtu - mruknęła Ania niechętnie. - Ofiara jest tutaj lekarką.
- Rozpoznała sprawcę?
- W zasadzie niewiele nam powiedziała. Twierdzi, że nie widziała jego twarzy. A dzisiaj w ogóle nie mogłam z nią porozmawiać, ponoć była bardzo zajęta - dodała policjantka z ironią.
- Aśka mówiła, że była w szoku. Faktycznie może za wiele nie pamiętać.
Anka wzruszyła ramionami. Sebastian przez chwilę przyglądał się jej z uwagą, ale w końcu uznał, że tak naprawdę niewiele go ta sprawa obchodzi. Zwłaszcza w obecnej sytuacji.
Było już późne popołudnie, kiedy w końcu z sali zaczęli wychodzić lekarze. Młoda szatynka zatrzymała się przy komisarzach, rozwiązując czepek. Na widok Ani uśmiechnęła się odrobinę.
- Pan Sebastian? - zapytała. - Operacja się udała - dodała, nie czekając na odpowiedź. - Pani Asia niedługo powinna się obudzić.
- Co z jej kolanem? - zapytał Seba, nie tracąc czujności.
- Na pewno konieczna będzie rehabilitacja, ale jestem dobrej myśli.
- Czy możemy w końcu porozmawiać? - wtrąciła się Ania, a Sebastian wyczuł w jej głosie chłód. - Szukałam pani kilka godzin. Chciałabym w końcu wyjaśnić sprawę gwałtu.
- Przepraszam, obowiązki - odparła lekarka, nie tracąc przynajmniej pozornie pogody ducha. - Oczywiście zapraszam do gabinetu.
Sebastian trochę zaskoczony obserwował, jak kobiety oddalają się w stronę schodów. Ania zawsze była niezwykle delikatna, a sposób, w jaki zwróciła się do lekarki był co najmniej dziwny. Nie wspominając już o tym, jak nietaktowne było wspominanie o gwałcie w jego obecności. Mężczyzna nie mógł pozbyć się wrażenia, że w tej sprawie jest jakieś głębsze dno.
Joasia obudziła się niecałe pół godziny później. Sebastian siedział przy niej zamyślony. Kiedy zauważył, że otworzyła oczy, uśmiechnął się. Kobieta natychmiast zarzuciła go pytaniami i długo nie chciała uwierzyć, w jego zapewnienia o pomyślnym przebiegu operacji. W końcu odpuściła nadal święcie przekonana, że coś przed nią ukrywa. Postanowiła sobie w duchu, że przy najbliższej okazji porozmawia z lekarką i dowie się wszystkiego dokładnie.
- Kalina wie? - zapytała w końcu Joasia, uświadamiając sobie, że ona i Zuzia zostały same.
- Anka miała zaraz do niej pojechać. Nie martw się, wszystko jest pod kontrolą.
- Cholera, wybrałam sobie najmniej odpowiedni moment - mruknęła zrezygnowana.
- Dlaczego? - zdziwił się Seba. - Żaden moment nie jest dobry...
Joasia spojrzała na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Z trudem powstrzymała się od ironicznego uśmiechu, ale przecież Sebastian nie mógł wiedzieć, jak bardzo nie na rękę jest jej pobyt w szpitalu. Nie chciała zostawiać Kaliny i Zuzi samych, w dodatku musiała rozmówić się z Błażejem, a wiedziała, że na razie nie ma mowy o wypisie.
- Chodzi o naszą sprawę - westchnęła w końcu. - Ciężko się zapowiada, nie chcę cię z tym zostawiać samego.
- Daj spokój, dam sobie radę. Zresztą, niedługo do nas wrócisz.
Tym razem Aśka nie powstrzymała się od pełnego kpiny uśmiechu. Była to jedna z tych rzeczy, które i u Sebastiana, i u Ani najbardziej ją denerwowały. Trudno było porozmawiać z nimi szczerze, kiedy chodziło o jej zdrowie. Uwielbiali ją chronić, kłamać pod pretekstem działania dla jej dobra. Nienawidziła tego, że w pewnych sprawach nie może mieć do nich zaufania.
Kilka minut po osiemnastej w sali ponownie pojawiła się lekarka, którą Joasia pamiętała z parku. Wyprosiła delikatnie Sebastiana i usiadła na stołku obok policjantki.
- Przepraszam, że nie przyszłam wcześniej - zaczęła. - Mamy dziś sądny dzień.
Joasia pokiwała głową. Chciała zapytać o kolano, ale słowa jakoś nie mogły przejść jej przez gardło.

sobota, 10 listopada 2012

63. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Nie miała ochoty na rozmowy, ale wiedziała, że Kalina musi być w jeszcze gorszym stanie niż ona i czuła się w obowiązku, by odpowiedzieć na wszystkie jej pytania, a potem przynajmniej spróbować ją pocieszyć.
Z trudem odsunęła na bok wspomnienie nieprzytomnej kobiety z parku i usiadła na łóżku obok siostry.
- Jak się czujesz? - zapytała łagodnie.
- Nie chciałam go zabić - powiedziała cicho Kalina. - Naprawdę.
Wpatrywała się w swoje dłonie, które, jak zauważyła po chwili Joasia, lekko drżały. Sprawiała wrażenie wystraszonej, zagubionej, a także zawstydzonej.
- Wiem - odparła policjantka, kładąc jej rękę na ramieniu. - To nie była twoja wina. Zrobiłaś to, co musiałaś, żeby pomóc Zuzi. Nie możesz czuć się winna. Nie wiemy, co by się stało, gdybyś tego nie zrobiła.
- Myślisz, że mnie też by...?
- Nie wiem, ale wszystko jest możliwe.
Przez moment obie milczały, a Joasia zastanawiała się, dlaczego nie może się zdobyć na bardziej pocieszające słowa.
- A jeśli... jeśli to się wyda? - zapytała nastolatka drżącym głosem.
- Nie ma takiej możliwości - powiedziała spokojnie Aśka, czując jednocześnie, że jest to oczywiste kłamstwo. - W jego domu nie został ani jeden nasz ślad.
- Przeze mnie ty też jesteś przestępcą...
- Kalina, nie mów tak. Nie jesteś przestępcą. To była obrona konieczna, rozumiesz?
- Więc dlaczego nie wezwałaś policji?
Aśka poczuła, że pytanie jest wyjątkowo trafne. Znała odpowiedź: każdy sąd uznałby to za przekroczenie granic obrony koniecznej. Sytuacja przedstawiałaby się nieco lepiej, gdyby to Zuzia, jako zaatakowana dziewczyna, złapała za nóż, ale nawet wtedy wszystko to byłoby grubymi nićmi szyte.
- Bo z sądami różnie bywa - odparła w końcu wymijająco.
Po chwili wahania objęła siostrę ramieniem i przytuliła delikatnie.
- Musisz być dzielna - powiedziała cicho. - Wiem, że jest ci ciężko, ale z czasem będzie lepiej. Zaufaj mi.
Pogłaskała Kalinę po włosach, czując, że oddałaby wszystko, żeby cofnąć czas. Niestety nie było takiej możliwości i teraz pozostawało już tylko leczyć rany.
Środa zaczęła się deszczowo. Aż trudno było uwierzyć, że druga połowa maja raczy krakowiaków tak paskudną pogodą. Joasia poczuła pewną ulgę, kiedy dostrzegła samochód Sebastiana stojący tuż pod jej blokiem, ale było to bardziej spowodowane deszczem niż chęcią ujrzenia przyjaciela.
Policjant zdawał się być w wyśmienitym nastroju, co Aśce wydało się zwykłą bezczelnością. Oczywiście nie wiedział o niczym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwóch dni, więc nie mógł nawet podejrzewać, w jakim stanie jest Joasia. Zaczął przepraszać ją za wieczorną kłótnię, ale kobieta postanowiła szybko zakończyć ten temat.
- Nic się nie stało - powiedziała spokojnie.
Pozwoliła pocałować się w policzek i zapięła pas. Sebastian ruszył powoli w stronę centrum.
- Słyszałem, że miałaś wczoraj małą przygodę w parku - zagadnął po chwili.
Aśka poczuła, że robi jej się gorąco ze złości. Nazwanie "przygodą" tego, co się stało, było dla niej szczytem bezmyślności i braku wrażliwości. Zacisnęła dłoń na torebce i z trudem powstrzymała się od dosadnej odpowiedzi.
- Wiesz, że Ania z Rafałem dostali tę sprawę? - zapytał Seba zupełnie nieświadomy, po jak niebezpiecznym stąpa gruncie.
- Wiem - odparła Joasia chłodno.
Wpatrywała się z uporem w przednią szybę, starając się zapanować nad złością, która ją ogarnęła.
- Pewnie sama chciałabyś się tym zająć, nie? - kontynuował policjant.
Od konieczności odpowiadania na to pytanie, uwolnił Joasię głos Tomka, dobiegający z radia.
- Zabójstwo na Sosnowej 15 - oznajmił. - Jest wasze.
Joasia miała wrażenie, że świat zatrzymał się na chwilę. Wiedziała, że mimo najszczerszych chęci nigdy nie zapomni tego adresu. Wcześniej nawet przez myśl jej nie przeszło, że w taki sposób może usłyszeć o tej zbrodni. Trudno było się spodziewać, że ze wszystkich policjantów w tym mieście to właśnie ona dostanie sprawę zabójstwa z Sosnowej.
- Aśka, kogut - mruknął Seba, szturchając ją łokciem.
Zerknęła na niego zdezorientowana, ale szybko zrozumiała. Wyciągnęła policyjnego koguta i starała się przybrać jak najbardziej naturalną minę. W duchu powtarzała sobie, że nie może z niczym się zdradzić. Rozum podpowiadał jej, że to bardzo dobra wiadomość. Skoro sama będzie prowadzić tę sprawę, będzie na bieżąco ze wszystkimi informacjami, nic jej nie zaskoczy, a może nawet w razie potrzeby uda się zataić obciążające ją dowody. Z drugiej jednak strony czuła, że bardzo trudno będzie jej zachowywać się normalnie i przez prawdopodobnie wiele tygodni udawać, że podobnie jak Sebastian usiłuje znaleźć mordercę.
Na miejscu przeżyła prawdziwy wstrząs. Kiedy była tam ostatnio, wszystko robiła machinalnie i, jakby nie patrzeć, była w szoku. Nie pamiętała, żeby w salonie było aż tyle krwi. Pierwszy raz zwróciła także uwagę na twarz zamordowanego. Histeryczny płacz jego matki przebijał się do świadomości policjantki, choć starała się go nie słuchać.
- Zginął w nocy z poniedziałku na wtorek - oznajmił Adam, podchodząc do komisarzy. - Przyczyna śmierci jest oczywista.
- Dokładna godzina pewnie po sekcji?
- Tak, postaram się zdążyć z raportem na jutro. Na razie wiem tyle, że nie będzie śladów sprawcy. Ktoś dokładnie wyczyścił paznokcie denata.
Joasia poczuła, że na jej policzki występują rumieńce. Podeszła do ciała, zastanawiając się, co zwykle robi w takiej sytuacji. Miała wrażenie, że wszyscy uważnie ją obserwują, choć oczywiście było to absurdalne podejrzenie.
- Jest coś dziwnego - powiedział jeden z techników, podchodząc do Sebastiana. Aśka nadstawiła uszu, ale nie odwróciła się. - Nie ma żadnych śladów.
- Faktycznie niesamowite - zakpił Seba.
- Ale posłuchaj... żadnych - powtórzył technik z naciskiem. - Nie mówię o śladach zbrodni, mówię o normalnych śladach. Ktoś musiał wszystko dokładnie tu wyczyścić. Nie znaleźliśmy ani jednego włosa, odciska palca, kompletnie nic.
Aśka mimowolnie podniosła wzrok i napotkała spojrzenie Sebastiana. Szybko odwróciła się w obawie, że przyjaciel zobaczy w jej oczach coś podejrzanego.
- Trzeba będzie rozpytać sąsiadów - powiedziała, udając, że rozgląda się po pokoju.
- Nie widziałem tu żadnych domów w okolicy - westchnął Seba. - Kiepsko to wygląda. A z jego rodzicami na razie nie możemy porozmawiać.
- Trzeba będzie sprawdzić go w bazie, może był karany.
Seba kiwnął głową na znak zgody i komisarze powoli ruszyli do samochodu. Joasia marzyła o chwili samotności, ale wiedziała, że nie ma na nią szansy. Musiała więc zadowolić się faktem, że Sebastian nie próbuje wciągnąć jej w dyskusję.
Na komendzie Aśka poczuła się trochę lepiej. Zdala od domu przy Sosnowej 15 łatwiej było podchodzić do całej sprawy z nutką optymizmu. Kiedy tylko nadarzyła się okazja, Joasia wymknęła się do kuchni pod pretekstem zrobienia kawy. Tam miała nadzieję w spokoju pomyśleć, ale przeszkodziła jej Ania.
- Co słychać? - zagadnęła, sięgając po kubek. - Tomek mówił, że dostaliście nową sprawę.
- Mhm...
- Wiesz co, kiedyś mieliśmy z Rafałem taką sprawę... Morderstwo na odludziu, powycierane wszystkie ślady w całym domu. No i oczywiście nie znaleźliśmy zabójcy. Może to ma coś wspólnego z waszą sprawą?
- Może - przyznała Joasia na odczepnego.
- Ale dzisiaj rozmowna jesteś...
- Nie wyspałam się.
Podeszła do okna, krzyżując ręce na piersiach. Przez chwilę pomyślała, że mogłaby powiedzieć Ani o ciąży. Zaraz jednak zdała sobie sprawę, że doskonale wie, co usłyszałaby od przyjaciółki i wcale nie ma na to ochoty.
- Jesteś zła? - zapytała Ania po chwili namysłu. - Za to, że powiedziałam Sebastianowi o wczorajszym?
- Chyba tylko ty uważasz, że popełniłam zbrodnię, wracając samotnie do domu - odparła Joasia, czując, że w końcu jej myśli wracają na ziemię.
- Już zapomniałaś...
- Nie - przerwała jej spokojnie Aśka. - Ale jeden napad nie zwiększa prawdopodobieństwa kolejnego. A ja nie zamierzam do końca życia bać się własnego cienia.
- Wiesz, na czym polega twój problem? Zawsze na pierwszym miejscu stawiasz dumę.
- Co z tą kobietą? - zapytała Joasia, chcąc zmienić temat nieuchronnie prowadzący do awantury.
- Sprawca uciekł, jeszcze go nie znaleźliśmy - odparła Anka, wzruszając ramionami.
- Nie pytam o sprawcę, pytam o nią.
- Nic jej się nie stało.
Joasia odwróciła się w końcu. Miała nieodparte wrażenie, że Ania nie chce rozmawiać z nią o tej sprawie, ale nie zamierzała odpuścić.
- Jak zabierała ją karetka, była nieprzytomna - zauważyła.
- Uderzyła się w głowę, a poza tym była w szoku. Nie ma żadnych poważnych urazów, trochę siniaków i zadrapań.
- To dobrze - westchnęła Joasia. - Naprawdę kiepsko wyglądała.
- Nie powinnaś się tak we wszystko angażować - powiedziała nagle Ania, przyglądając się przyjaciółce z uwagą.
Aśka tylko wywróciła oczami. Wzięła kawę i wyszła z kuchni, wybierając towarzystwo Sebastiana, który przynajmniej nie robił jej wyrzutów.
Do końca tygodnia jedynym zajęciem komisarzy była sprawa zabójstwa na Sosnowej. Mimo początkowych obaw Joasia szybko się przekonała, że może z powodzeniem udawać zaangażowaną w śledztwo. Udało jej się uniknąć rozmowy z rodzicami zamordowanego i to trochę podniosło ją na duchu.
W sobotę Joasia miała wolne. Przed południem pojechała na umówioną wizytę do ginekologa, która jednak nie mogła poprawić jej humoru. Lekarka pozbawiła ją złudzeń stwierdzając dwunasty tydzień ciąży. Joasia szybko wszystko sobie przeliczyła i zrozumiała, że nie ma dla Sebastiana dobrych wieści. Trzy miesiące wcześniej spotykała sie z Błażejem i to on musiał być ojcem jej dziecka.

czwartek, 8 listopada 2012

62. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Był to wyjątkowo paskudny dzień. Przez całe przedpołudnie komisarze przeszukiwali las, usiłując pomóc w sprawie Rafałowi i Ani. Wysiłki na nic się zdały i w końcu wszyscy zmęczeni i wściekli pojechali na komendę, gdzie już czekał na nich Stary. Zdawał się być w jeszcze gorszym nastroju niż oni, co szybko okazał. Przez resztę dnia nie dawał im spokoju, a oni zmuszeni byli wysłuchiwać pretensji, wypełniając tony zaległych raportów.
Kiedy wieczorem Joasia wracała do domu, miała wszystkiego serdecznie dość. Przed wyjściem zdążyła posprzeczać się z Sebastianem i chociaż powód był błahy, bardzo się zdenerwowała. Nawet nie próbowała dojść z nim do porozumienia. Wyszła z komendy, nim zdążył cokolwiek powiedzieć i szybkim krokiem ruszyła w stronę parku. Była to okrężna droga do domu, ale wiedziała, że tam Seba z całą pewnością nie będzie jej szukał.
Deszcz nadal padał. Boczne, parkowe alejki, którymi Joasia próbowała choć trochę skrócić sobie i tak wydłużony już powrót do domu, wypełnione były błotem. Miejscami kobieta zapadała się aż po kostki, klnąc przy tym na siebie i własną głupotę. Zaczęła właśnie rozważać wezwanie taksówki, kiedy usłyszała krzyk.
Silny wiatr i deszcz zacinający prosto w twarz skutecznie utrudniały jej usłyszenie czegoś więcej. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy przypadkiem jej się nie wydawało, ale znowu, już wyraźniej, usłyszała wołanie o pomoc. Był to z całą pewnością głos kobiety, ale Joasia nie mogła jednoznacznie określić, skąd dochodził. Zdjęła kaptur, żeby lepiej słyszeć i rozejrzała się. W okolicy nie było widać nic prócz błota i rozmazanych deszczem drzew.
Ruszyła w bliżej nieokreślonym kierunku, cały czas nasłuchując. Po chwili krzyk powtórzył się. Joasia przyspieszyła. Już nie miała wątpliwości, skąd dochodzi. Biegiem pokonała dwie alejki i znalazła się nad Wisłą. Z daleka dostrzegła dwie postacie szamoczące się na ziemi.
- Stój, policja! - krzyknęła, wyciągając broń.
Nie była do końca pewna, co się dzieje. W ciemności nie mogła zbyt wiele dostrzec, ale jedno było pewne: ktoś potrzebował pomocy. Miała nadzieję, że napastnik, kimkolwiek był, wystraszy się i ucieknie.
Tak też się stało. Jedna z postaci poderwała się gwałtownie i pognała w kierunku przeciwnym do tego, z którego nadbiegała Joasia.
- Zatrzymaj się! - zawołała ponownie policjantka.
Strzeliła ostrzegawczo w powietrze, mając jeszcze nadzieję, że napastnik zaniecha ucieczki, jednak wcale się nie zdziwiła, kiedy stało się inaczej. Wiedziała, że jeśli chce choć spróbować go złapać, liczy się każdy ułamek sekundy. Uciekinier zyskiwał coraz większą przewagę i po chwili rozpłynął się w deszczu, a Joasia, chociaż odprowadzała go wzrokiem, wcale nie była z tego powodu rozczarowana. Napastnikiem najprawdopodobniej był mężczyzna, a biorąc pod uwagę fakt, jak szybko zdołał się oddalić, musiał być w niezłej kondycji. Gonienie go w ciemności, wśród niekończących się zakrętów i alejek, ślizgając się w błocie, byłoby karkołomnym przedsięwzięciem, dlatego kobieta od razu podświadomie z tego zrezygnowała. Wolała udzielić pierwszej pomocy ofierze napadu.
Podbiegła bliżej poszkodowanej, widząc w ciemności zarys jej sylwetki, poruszającej się na ziemi. Uklękła obok, wsuwając broń do kabury.
- Nic pani nie jest? - zapytała, choć nie zabrzmiało to zbyt mądrze. - Halo, proszę pani? Słyszy mnie pani?
W odpowiedzi Aśka usłyszała tylko cichy jęk. Kobieta za wszelką cenę próbowała wstać, drżące dłonie rozjeżdżały się na śliskiej mazi, a ciało coraz głębiej zapadało się w breję. Cała umazana była błotem i tylko po głosie Joasia mogła określić jej płeć.
- Proszę się nie ruszać - powiedziała łagodnie. - Jestem z policji. Jest pani bezpieczna.
Nie odniosła wrażenia, żeby te słowa uspokoiły poszkodowaną, więc przytrzymała ją stanowczo za ramię w obawie, że jeśli kobieta jest poważnie ranna, zrobi sobie jeszcze większą krzywdę. Wyjęła telefon, zadzwoniła po karetkę i wsparcie, prosząc kolegów, aby przeszukali park i okolice, choć zdawała sobie sprawę, że teraz sprawdza może już być daleko.
Czas wlókł się niemiłosiernie, każda sekunda zdawała się trwać przynajmniej dziesięć. Napadnięta kobieta zdawała się być w szoku. Mimo próśb Joasi wciąż powtarzała coraz bardziej rozpaczliwe próby podniesienia się z ziemi, a każda z nich wyraźnie nadszarpywała jej siły. W końca wyczerpana opadła w błoto.
Joasia patrzyła na nią zamyślona. Zastanawiała się, czy właśnie tak wyglądała leżąc na błotnistym trawniku kilkaset metrów od swojego bloku i czekając na śmierć po spotkaniu z dresiarzami. Ale człowiek, którego odstraszyła nie miał kija bejsbolowego ani napakowanych kumpli przy boku. Więc czego chciał? Okraść ją? Co mogła mieć w torebce? Parę złotych, telefon. Jeśli sprawca jej nie znał, takie rzeczy jak karta do bankomatu czy klucze od mieszkania były praktycznie bezwartościowe. Widziała takie przypadki dziesiątki razy, a wciąż przerażało ją, jak nisko niektórzy cenią ludzkie życie.
W oddali już słyszała karetkę i radiowóz. Gdzieś po prawej wśród deszczu migotały dwa niewyraźne światła latarek. Nadbiegli mundurowi, którzy patrolowali pobliskie ulice. Skąpe światło padło na twarz kobiety.
- Słyszy mnie pani? - zapytała Joasia, klepiąc ją delikatnie po policzku. - Halo, słyszy mnie pani?
- Chyba jest nieprzytomna - mruknął jeden z policjantów.
Aśka pochyliła się nad nią i z ulgą stwierdziła, że kobieta oddycha. Delikatnym ruchem zgarnęła z jej twarzy błoto. Wyglądała młodo, a Joasia pomyślała, że może być w jej wieku. Miała ciemnobrązowe włosy i bardzo charakterystyczne kości policzkowe.
- Rozejrzyjcie się - mruknęła Joasia odrobinę zirytowana faktem, że mundurowi nie wykazują żadnej inicjatywy. - Gdzieś może być jej torebka, dokumenty, telefon, cokolwiek.
Kiedy światła latarek pomknęły w innych kierunkach, a twarz kobiety ponownie pogrążyła się w mroku, policjantka zdała sobie sprawę, że to nie był napad rabunkowy. Bluzka pozbawiona większości guzików i rozdarte niemal na strzępy dżinsy mówiły same za siebie.
- No bierzcie się do roboty - warknęła do mundurowych, którzy wciąż oświetlali kobietę, zamiast szukać jakichkolwiek śladów.
Kiedy odeszli, Joasia pogłaskała ją ze współczuciem po włosach. Przyszła jej na myśl Zuzia, która podobny koszmar musiała przejść minionej nocy. Dwie ofiary gwałtu w przeciągu doby - to było stanowczo za dużo jak dla Aśki. I chociaż wszystko wskazywało na to, że tym razem pojawiła się w samą porę, by zapobiec nieszczęściu, nie mogła pozbyć się wrażenia, że los zwyczajnie z niej kpi.
Pierwszy raz w życiu nie poczuła ulgi na widok ratowników. Odsunęła się od nieprzytomnej kobiety, ale wcale nie zrobiła tego z przekonaniem. W głębi duszy wiedziała, że gdyby wśród załogi karetki była choć jedna kobieta, czułaby się o wiele lepiej. Z rękami skrzyżowanymi na piersiach odprowadzała wzrokiem nosze, a potem karetkę odjeżdżającą na sygnale. Zastanawiała się, jakie skutki dla życia tej kobiety będzie miał napad. Udało jej się zapobiec najgorszemu, ale czy to wystarczy?
- Aśka, co ty tu robisz?
Aż podskoczyła, usłyszawszy za plecami natarczywy głos przyjaciółki. Odwróciła się i natychmiast musiała zamrugać, rażona silnym światłem latarki. Dopiero po chwili odzyskała wzrok i stwierdziła, że Ania mierzy ją oskarżycielskim spojrzeniem.
- Wracała do domu - burknęła całkowicie świadoma, że Anki wcale nie zadowoli taka odpowiedź.
- Tak, bo przecież do ciebie idzie się właśnie przez park - odparła policjantka jadowitym tonem.
- Dlaczego przyjechaliście? - zapytała Joasia, chcąc po prostu zmienić temat. - Myślałam, że jesteście już w domu.
- Bo właśnie wracaliśmy - odparł Rafał, - ale Tomek oznajmił, że prowadzimy tę sprawę.
- Ale przecież to ja ją znalazłam...
- Powiedz to Staremu - skwitowała Ania, przerywając przyjaciółce.
- Dobra, róbcie co chcecie - powiedziała w końcu Aśka, zdając sobie sprawę, że jest jej to całkowicie obojętne. - Wracam do domu.
- Podwiozę cię - zaoferował natychmiast Rafał.
- Wezmę taksówkę.
Dwadzieścia minut później Joasia przekroczyła próg swojego mieszkania. Mimo zmęczenia i zrezygnowania nie mogła nie zauważyć, jak każdego dnia, że nie wita jej Karo. Z pewnym oporem weszła głębiej i zamknęła drzwi, pogrążając się w ciemności. Ani w pokoju Kaliny, ani w żadnym innym pomieszczeniu nie paliło się światło, więc nastolatki musiały już spać. Aśka poczuła się winna. Obiecywała sobie, że wróci wcześniej, wesprze je, porozmawia, pocieszy. Tymczasem dochodziła już północ, a ona nie miała już siły na nic.
Po omacku przeszła do kuchni, wzięła niezbyt już świeżą bułkę i, jedząc prowizoryczną kolację, udała się do łazienki. Nawet na kąpiel nie miała ochoty, ale cała była ubłocona i musiała coś z tym zrobić. Siedząc na brzegu wanny, jedząc bułkę i obserwując wodę napełniającą wannę, myślała o poprzedniej nocy. Czuła się jak bohaterka jakiejś kiepskiej komedii. Trudno było jej uwierzyć, że dwadzieścia cztery godziny wcześniej spała w swoim łóżku, może niezbyt spokojnie ze względu na wiadomość o ciąży, ale jednak. Mimowolnie zaczęła zastanawiać się, czy znaleziono już ciało mężczyzny, którego zabiła Kalina. Nie była w stanie sobie wyobrazić, co zrobi, jeśli okaże się, że w jego domu został jakikolwiek ich ślad. Kalina trafiłaby do więzienia, a ona w najlepszym przypadku straciłaby pracę i dostała wyrok w zawieszeniu.
Przełknęła ostatni kęs bułki i zaczęła się rozbierać. Z kieszni spodni wypadł telefon, a kiedy Joasia go podniosła, zauważyła jedną nieodczytaną wiadomość od Sebastiana. "Przepraszam, nie gniewaj się" - pisał.
Przez dłuższą chwilę kobieta próbowała przypomnieć sobie powód ich kłótni, bawiąc się jednocześnie telefonem. W końcu skojarzyła fakty: Sebastian przez cały dzień próbował zdradzić jej tajemniczą niespodziankę, którą przygotował, ale ona nie wykazała zainteresowania. Nie miała jednak z tego powodu wyrzutów sumienia, wręcz przeciwnie. Nawet nie odpisała, mając głęboką nadzieję, że mężczyzna da jej spokój przynajmniej do rana. Chciała odpocząć choć trochę, nim zacznie się kolejny długi dzień.
Kiedy pół godziny później wychodziła z łazienki, jej myśli były już daleko od Sebastiana. Zaczęła zastanawiać się, co dzieje się z kobietą, której pomogła tego wieczoru. Lekarze pewnie wciąż ją opatrywali i przez chwilę Joasia miała ochotę zadzwonić do Ani, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Szybko jednak odrzuciła tę myśl, powtarzając sobie, że dość ma własnych problemów, na których teraz powinna się skupić.
- Późno wróciłaś - odezwała się niespodziewanie Kalina.
Aśka aż podskoczyła. Dziewczyna stała pod ścianą, najwyraźniej na nią czekając.
- Wiem, przepraszam - odparła cicho policjantka.
Przez moment panowała niezręczna cisza, którą jednak zdecydowała się przerwać Joasia.
- Chodź - powiedziała, obejmując siostrę ramieniem i prowadząc ją do swojej sypialni.


***


Z lekkim poślizgiem, ale jednak jest kolejna część. Tak, wiem, strasznie namieszałam ;) I zamierzam namieszać jeszcze trochę bardziej ;) W dodatku na rozwiązanie pewnych spraw trzeba będzie zaczekać dłużej, ale mam nadzieję, że uda mi się to ciekawie rozegrać.
Kiedy następna część? Dziś wieczorem, ewentualnie jutro. I mam nadzieję, że tym razem uda mi się dotrzymać obietnicy :)

niedziela, 4 listopada 2012

2. Kwestia honoru

Dopiero tydzień później Joasia zdołała jakoś przełknąć słowa przyjaciela i znowu zaczęła z nim rozmawiać. Z trudem ukrywała żal, który wciąż odczuwała na wspomnienie kłótni i oskarżeń Sebastiana, ale postanowiła do tego nie wracać. Bardziej skupiała się na rozmyślaniach o jego córkach. Wciąż nie mogła pozbyć się wrażenia, że dziewczynki po prostu nie chciały powiedzieć jej prawdy. W dodatku Sebastian także zachował się bardzo dziwnie.
- Aniu, tłumaczę ci po raz kolejny, że Seba po prostu nie chce rozmawiać ze mną na ten temat - westchnęła, kiedy jej przyjaciółka ponownie zaczęła trudny temat. - Nie będę drążyć, bo znowu się pokłócimy.
- Ale nie uważasz, że to dziwne? Gdyby nie miał nic do ukrycia...
- Anka, błagam cię - powiedziała Joasia z nutką złości w głosie. - Nawet nie próbuj mówić mi takich rzeczy. Znam Sebastiana pół życia i nie obchodzi mnie, jak to wszystko wygląda. On by nigdy nie podniósł ręki na córki. Na pewno jest na to inne wytłumaczenie, nawet jeśli teraz trudno w to uwierzyć.
Zmierzyła przyjaciółkę groźnym spojrzeniem, jakby spodziewała się, że Ania zamierza się sprzeciwić. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale telefon dzwoniący natrętnie w kieszeni zbił ją z tropu. Odwróciła się i odchodząc w kąt biura, odebrała.
Przez chwilę w milczeniu słuchała swojego rozmówcy, ściągając brwi. W końcu odparła tylko krotko, że zaraz będzie, przeprosiła Anię i wybiegła z biura.
Był środek dnia. Na komendzie mieli sporo pracy i Joasia podejrzewała, że Stary nie będzie zachwycony, jeśli odkryje jej nieobecność. Godzinę wcześniej z pracy wyszedł Sebastian, który musiał zwolnić opiekunkę, a ona miała go kryć. Jednak kiedy zadzwonił, w jego głosie było coś naprawdę niepokojącego i Joasia, jako jego przyjaciółka, nie mogła się wahać.
Sebastian czekał na nią w szpitalu. Krążył po korytarzu przed tabliczką z napisem OIOM, a mała Kasia siedziała na krzesełku, przytulając mocno misia. Twarzyczkę miała czerwoną od płaczu, ale Sebastian zdawał się tego nie zauważać.
Joasia wzięła dziewczynkę na ręce, przytuliła mocno i podeszła do przyjaciela. Dopiero kiedy się odwrócił, zauważyła, że ma podbite oko i rozciętą wargę.
- Co się stało? - zapytała wystraszona. - Gdzie jest Daria?
- Operują ją - powiedział Sebastian drżącym głosem. - Wypadła przez okno.
Przez chwilę słowa policjanta wisiały w powietrzu, a Joasia nie od razu zrozumiała ich sens. Mała Kasia cały czas szlochała, trzymając ją mocno za szyję, a Sebastian patrzył na nią w taki sposób, jakby błagał o pomoc. Objęła go wolnym ramieniem, chcąc okazać wsparcie. Więcej zrobić nie mogła.
Trzy godziny później, kiedy operacja się zakończyła, a Kasia została zabrana do domu przez Anię, komisarze mogli wreszcie porozmawiać. Sebastian usiadł na krześle, splótł dłonie na kolanach i wpatrzył się w ziemię. Joasia przez chwilę obserwowała go w milczeniu, a potem delikatnym ruchem położyła swoją dłoń na jego i odezwała się nieśmiało.
- Co się stało? - zapytała ostrożnie. - Jak do tego doszło?
- Jestem idiotą - oznajmił spokojnie Sebastian. - Jestem zwyczajnym idiotą.
Joasia uśmiechnęła się odrobinę. Pochyliła się bardziej i przekręciła nieco głowę, próbując spojrzeć Sebastianowi w oczy.
- Hej - powiedziała łagodnie, - nie za dużo tego samokrytycyzmu? Powiedz mi w końcu, co jest grane.
- Widzisz to? - zapytał, przenosząc wzrok na przyjaciółkę i palcem wskazując podbite oko. - Wstydziłem się tego. Wstydziłem się tych cholernych siniaków, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Chciałem wszystkim udowodnić, że jestem prawdziwym facetem, ale nie jestem. Facet nie pozwoliłby skrzywdzić swojego dziecka, obroniłby je.
- Nic z tego nie rozumiem - przyznała Joasia zdezorientowana.
- To Magda podbiła mi oko - mruknął. - Zresztą, nie pierwszy raz... - urwał i zamilkł na chwilę z zaciętym wyrazem twarzy.
- Bije cię? - zdziwiła się kobieta.
Rozumiała emocje Sebastiana, więc bardzo się starała, by w jej głosie nie dosłyszał niedowierzania czy choćby współczucia. Nie chciała urazić jego męskiej dumy.
- I dziewczynki - dodał cicho, wpatrując się w swoje dłonie. - Daria uciekała przed nią i wypadła przez okno. Gdybym miał odwagę coś z tym zrobić...
- Seba, nie obwiniaj się...
- Miałem szansę na normalne, szczęśliwe życie - powiedział zamyślony, wciąż zwracając się do swoich dłoni. - Ale wszystko spieprzyłem.
Joasia natychmiast zrozumiała, o czym mówi. Wiele lat wcześniej, jeszcze w liceum, ona i Sebastian byli parą. Tworzyli nadwyraz dojrzały związek i wiele osób prorokowało, że po skończeniu szkoły wezmą ślub. Do tego jednak nie doszło. Kilka dni po ostatnim egzaminie Joasia dowiedziała się o guzie, który choć nie okazał się groźny, stał się pośrednią przyczyną bezpłodności. Nie spodziewała się, że Sebastian zerwie z nią bez wahania. Był pewny, że chce mieć dzieci i nie zamierzał rezygnować z tej możliwości.
Kilka lat po rozstaniu komisarze ponownie się spotkali i mimo nie najlepszych wspomnień, z czasem Sebastian zdołał odzyskać zaufanie dawnej dziewczyny. Starali się jednak nie wracać do tego tematu, bo mimo upływu lat wciąż wiązał się z emocjami.
- Każda decyzja wiąże się z jakimś ryzykiem - odparła po chwili namysłu. - Gdybyś nie związał się z Magdą, nie miałbyś dwóch wspaniałych córek.
Seba pokiwał głową, chociaż nie wyglądał na przekonanego. Zrezygnowany wpatrywał się swoje stopy.
- Naprawdę chciałbyś, że Daria i Kasia nigdy nie przyszły na świat? - zapytała Jaosia, przyglądając mu się uważnie. - Owszem, popełniłeś błąd, powinieneś zrobić z tym porządek, ale jesteś tylko człowiekiem. To Magda ponosi winę za to, co się stało.
- Już nigdy nie pozwolę jej zbliżyć się do dzieci - powiedział Sebastian mściwym tonem. - Nigdy.


Dopiero tydzień później okazało się, jak tragiczny w skutkach był wypadek, któremu uległa Daria. Lekarze nie mieli wątpliwości, że jedynym sposobem, aby dziewczynka mogła normalnie żyć, jest przeszczep nerki. Do czasu znalezienia dawcy, miała być regularnie dializowana. Niestety, ani Sebastian, ani Magda nie mogli oddać córce nerki ze względu na niezgodność grupy krwi.
- Dawcy szuka się miesiącami, jeśli nie latami - mówił Seba, obserwując zza szyby śpiącą córkę. - Ona nie może tyle czekać.
- Seba... - zaczęła Joasia, jednak nie dane jej było skończyć.
- Co ze mnie za ojciec? Powinienem oddać jej swoją nerkę!
- Sebastian...
- Powinienem zrobić wszystko, żeby wyzdrowiała - przerwał jej ponownie mężczyzna.
- Posłuchaj, Seba. Zrobiłam badania - powiedziała Aśka, wciskając Sebastianowi w dłoń kartkę z wynikiem. - Mogę być dawcą dla Darii.
Zapadła cisza. Sebastian przez chwilę w milczeniu wpatrywał się w kartkę, a potem powoli podniósł wzrok.
- To poważna decyzja - powiedział powoli.
- Wiem - odparła kobieta spokojnie.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Widać było, że decyzja, którą podjęła Joasia, naprawdę zaskoczyła Sebastiana.
- Nie sądziłem, że zrobiłabyś dla mnie coś takiego - mruknął. - Zwłaszcza po tym, jak cię kiedyś potraktowałem.
Joasia spojrzała na przyjaciela, ale z jej miny trudno było coś wyczytać.
- Nie robię tego dla ciebie, tylko dla Darii - powiedziała w końcu.
Poklepała przyjaciela po ramieniu i ruszyła w kierunku wyjścia. Sebastian odprowadził ją wzrokiem, zastanawiając się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby w młodości podjął inną decyzję. Jednego był już pewien: Aśka miała rację; córki były sensem jego życia i dla nich warto było podjąć każdy trud.


***


Wreszcie udało mi się coś napisać. Jest to zakończenie ostatniej miniaturki, chociaż nie ukrywam, że nie jestem z niego zbyt zadowolona. Teraz postaram się pisać częściej. Na początku tygodnia (być może jutro) pojawi się kolejna część dłuższego opowiadania.

środa, 24 października 2012

Informacja

Przepraszam Was bardzo za brak kolejnej części, ale niestety cierpię na chroniczny brak czasu. Postaram się oczywiście napisać coś jak najszybciej, ale nie mogę obiecać, kiedy to nastąpi.

sobota, 20 października 2012

1. Kwestia honoru

Dzisiaj mała zmiana - pierwsza część miniaturki, na którą pomysł poddała mi Alutka, za co bardzo dziękuję:) Druga i ostatnia część powinna pojawić się na początku przyszłego tygodnia.


***


Sebastian siedział w samochodzie pod blokiem partnerki i zamyślony wpatrywał się w okno. Przyjeżdżał po nią każdego ranka kilka minut po siódmej. Robił to codziennie od trzech lat, odkąd rozwiodła się z mężem. Najpierw chciał po prostu podnieść ją na duchu, bo rozstanie było dla Joasi sporym ciosem, a potem już tak zostało. Każdego ranka, kiedy zatrzymywał się pod jej blokiem, wychodziła na balkon, machała mu i pokazywała na zegarek, dając do zrozumienia, żeby chwilę zaczekał. Schodziła zwykle około piętnastu minut później, związując włosy albo zapinając kurtkę, jakby dwie godziny nie starczały jej na zebranie się do pracy.
Czasem trochę go to irytowało. Umawiali się dziesięć po siódmej, a ona nigdy nie mogła pojawić się o czasie. Sam nie był przesadnie punktualny, ale głównie dlatego, że uwielbiał długo spać. Nie mógł natomiast zrozumieć, jak można każdego ranka spędzać dwie godziny w łazience, biorąc kąpiel, ubierając się, malując i robiąc różne inne, zdaniem Sebastiana, zupełnie zbędne rzeczy.
Za każdym razem, kiedy wypominał jej to poranne siedzenie w samochodzie, pytała go ze złośliwym uśmiechem, dlaczego nie wyjeżdża z domu później. Wtedy zwykle odpuszczał. Co niby miał jej powiedzieć? Że nie ma ochoty spędzać tam ani chwili dłużej? Że jego żona i tak miała wystarczająco czasu na awantury? Że chciał mieć chociaż te piętnaście minut spokoju dziennie?
Westchnął ciężko i wysiadł, żeby zapalić. Miał jeszcze co najmniej pięć minut i zamierzał dobrze ten czas wykorzystać. W domu starał się nie palić ze względu na córki. Jeśli już musiał, wychodził na balkon. Nie chciał dawać córkom złego przykładu ani narażać ich zdrowia.
Czteroletnia Kasia i sześcioletnia Daria były całym jego życiem. To dzięki nim miał siłę wstawać codziennie rano. Poświęcał im każdą wolną chwilę, zabierając do parku, kina czy kawiarni. Uwielbiał się z nimi bawić. Dużo pracował i zdarzały się tygodnie, kiedy prawie nie widywał córek, ale bardzo starał się spędzać z nimi jak najwięcej czasu.
- Jestem! - zawołała Joasia, wybiegając z klatki. - Znowu palisz? - dodała, wywracając oczami.
Seba nie odpowiedział. Rzucił niedopałek na ziemię, przydepnął butem i wsiadł do samochodu. Zaczynał się kolejny, długi dzień.
Dwie godziny później musiał przyznać, że trochę się przeliczył. Pracował z Aśką od wielu lat, ale wciąż zdarzało mu się nie docenić jej spostrzegawczości i intuicji. Kiedy przysiadła z kawą na brzegu jego biurka i utkwiła w nim przenikliwe spojrzenie, uśmiechnął się tylko, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Idiota ze mnie, no nie? - mruknął.
- Jeśli myślałeś, że odpuszczę i będę udawać, że nic nie widzę... to tak, jesteś idiotą - odparła Joasia spokojnie.
Sebastian uśmiechnął się ponownie i wyciągnął w fotelu, zakładając ręce za głowę. Nie zamierzał rozmawiać z partnerką o swoich problemach niezależnie od tego, jak bardzo jeszcze sytuacja się pogorszy.
- Skaleczyłeś się - zauważyła nagle kobieta, sięgając do jego prawej ręki.
- Mhm, wiesz, jak to jest z dzieciakami - odparł Seba, zapinając mankiet koszuli.
- Zaczekaj, to wygląda paskudnie - powiedziała Joasia, nie dając się tak łatwo zbyć. - Opatrzyłeś to?
- Aśka, daj już spokój. Wracajmy do pracy.
- Nie powiedziałeś mi jeszcze, dlaczego jesteś taki struty - zauważyła kobieta, ponownie utkwiwszy w nim przenikliwe spojrzenie.
- Nie zaprzątaj tym swojej ślicznej główki - zakpił.
Joasia wywróciła oczami. W ich przyjaźni była jedna podstawowa prawidłowość: kiedy ona miała problem, Sebastian prędzej czy później nakłaniał ją do zwierzeń, ale w sytuacji odwrotnej, milczał jak zaklęty. I raczej trudno było przypuszczać, że tym razem będzie inaczej.
Magda, żona Sebastiana, pracowała w dużej agencji reklamowej. Rok wcześniej awansowała na kierowniczkę działu promocji i od tej pory coraz więcej czasu spędzała w pracy. Dziećmi przez cały dzień zajmowała się opiekunka, a wieczorem zmieniało ją któreś z rodziców - raz był to Sebastian, raz Magda, zależnie od tego, które zdołało wyrwać się z pracy.
Tego dnia wypadło na komisarza. Nie było mu to na rękę, bo on i Aśka prowadzili akurat bardzo ciężką sprawę i oboje czuli, że powinni zostać na komendzie. Ostatecznie jednak zadecydowali, że pojadą się przespać, a z samego rana wezmą się do pracy. Niestety nie dane im było odpocząć.
Kilka minut po drugiej Sebastiana obudził telefon. Odebrał szybko w obawie, że obudzi córki i po drugiej stronie usłyszał głos jednego z asystentów.
- Pilna sprawa - powiedział Tomek bez ogródek, - musicie przyjechać. Zaginęła żona waszego denata.
Chcąc nie chcąc, Sebastian musiał zwlec się z łóżka i zadzwonić do partnerki. Szybko stwierdził, że Magda jeszcze nie wróciła. Jedyne co mu pozostało, to obudzić córk i zabrać je ze sobą.
Joasia nie kryła zaskoczenia, kiedy w samochodzie przyjaciela ujrzała przysypiające dziewczynki. Obdarzyła Sebastiana pełnym zaskoczenia spojrzeniem, ale nic nie powiedziała.
- Nie miałem ich z kim zostawić - mruknął nieco usprawiedliwiającym tonem. - Magda jeszcze nie wróciła. Co miałem robić?
Kobieta wzruszyła ramionami. Mimo najszczerszych chęci nie potrafiła zrozumieć zwyczajów panujących w domu Sebastiana. On i Magda tylko przerzucali się obowiązkami, nie tworzyli prawdziwej rodziny. Joasia często zastanawiała się, czy nie są razem tylko ze względu na córki, ale nie odważyła się wypowiedzieć tych myśli na głos. Bądź co bądź, były to ich prywatne sprawy.
Godzinę później Joasia siedziała w biurze z małą Kasią na kolanach i starała się nie zasnąć. Dziewczynka bawiła się jej bransoletką, ziewając co chwilę. Towarzyszyła im Ania, która także nie była w najlepszym nastroju. Ona i Rafał również zostali wyrwali ze snu, bo sprawę zamordowanego biznesmena, a teraz i jego zaginionej żony, prowadzili razem z przyjaciółmi. Policjantki zgodnie zadecydowały, że ich partnerzy pojadą na miejsce porwania, a one zajmą się aktami. Żadna jednak nie miała na to ochoty.
- Nie wiem, po co Tomek w ogóle nas budził - mruknęła Anka, przechadzając się po biurze i wyglądając przez okno na pogrążone we śnie ulice. - Ona pewnie sfingowała to porwanie. Od razu mówiłam, że jest w to wszystko zamieszana.
- Ale nie możemy wykluczyć, że maczała w tym palce mafia - zauważyła przytomnie Joasia. - Kochanie, co ty tutaj masz? - zapytała nagle, zwracając się do Kasi.
Dziewczynka szybko zasłoniła szyję sweterkiem i zeskoczyła z kolan policjantki.
- Uderzyła się - powiedziała Daria, pojawiając się nagle obok.
Joasia zmarszczyła brwi. Daria poprowadziła siostrę do biurka, gdzie obie zabrały się za rysowanie. Aśka przeniosła wzrok na Anię, która także wyglądała na zamyśloną. Wskazała głową drzwi i obie wyszły.
- Okropnie to wygląda - mruknęła Joasia, patrząc na przyjaciółkę z mieszaniną niedowierzania i podejrzliwości. - Całą szyję ma siną. Gdyby nie była córką Sebastiana, pomyślałabym, że...
- Ale w takich okolicznościach, chyba nie myślisz...? - upewniła się Ania, która także była mocno zaniepokojona.
- Nie, oczywiście, że nie. Ale ich reakcja... Poza tym, Seba musiał to widzieć. Tego po prostu nie da się nie zauważyć.
- Może po prostu się pobiły? - podsunęła Anka, zaglądając przez drzwi do biura, żeby sprawdzić, czy dziewczynki nadal zajęte są rysowaniem. - W końcu to dzieci...
- To wygląda tak, jakby ktoś ją dusił... - mruknęła Joasia zamyślona. - Muszę pogadać z Sebastianem.
Podejrzewała, że siostry mogły zostać pobite w przedszkolu przez rówieśników, bądź nawet wychowawczynie. Nie dalej jak kilka dni wcześniej czytała w gazecie o przypadku znęcania się nad dziećmi przez przedszkolanki, więc tym bardziej nie mogła niczego wykluczyć. Zdawała sobie sprawę, że Sebastian jest bardzo zapracowany i choć trudno było jej w to uwierzyć, brała pod uwagę możliwość, że nic nie widział. Nie przeiwdziała jednak, że swoją ingerencją w tę sprawę może zdenerwować przyjaciela.
- Aśka, o co ci chodzi? - zapytał Seba ze złością, kiedy następnego przedpołudnia kobieta podzieliła się z nim swoimi obawami. - Przecież to dzieci, wciąż się przewracają i nabijają sobie siniaki.
- Na szyi?
- A co, może podejrzewasz, że to ja ją pobiłem? - zdenerwował się nagle policjanta.
- Oszalałeś? Oczywiście, że nie...
- Więc po co drążysz ten temat? Po cholerę w ogóle się wtrącasz?
- Dlaczego tak się denerwujesz? - zdziwiła się Joasia. - Przecież tu chodzi o twoje dzieci, powinieneś...
- Co powinienem?! Nie masz pojęcia o dzieciach, a próbujesz mnie pouczać! Sama nigdy nie będziesz matką, więc rekompensujesz to sobie kosztem mojej rodziny!
Joasia spojrzała na Sebastiana z niedowierzaniem. Jako jeden z nielicznych wiedział o jej bezpłodności, ale nigdy o tym nie wspominał. Wiedział, jak bardzo bolesny jest to dla niej temat.
- Naprawdę tak uważasz? - zapytała i nie czekając na odpowiedź, wyszła z biura.

środa, 17 października 2012

61. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Kilka godzin później z głębokiego snu wyrwał ją dźwięk telefonu. Zerwała się jak oparzona i po ciemku próbowała odnaleźć komórkę. Była pewna, że to Sebastian albo któryś z asystentów próbuje ściągnąć ją do pracy. Nie miała na to najmniejszej ochoty, ale obowiązek to obowiązek. Wyczuła pod palcami telefon i zaskoczona stwierdziła, że dzwoni Kalina.
- Słucham? - mruknęła, naciskając zieloną słuchawkę.
W odpowiedzi usłyszała płacz siostry. Było w nim coś tak przejmującego, że Joasia bardzo się zaniepokoiła.
- Kalina? Co się stało? - pytała, wstając jednocześnie z łóżka i odruchowo szukając ubrań.
- On nie żyje... nie żyje...
- Uspokój się i powiedz mi, co się dzieje - zażądała policjantka stanowczo.
- Aśka, on nie żyje!
- Posłuchaj mnie uważnie - powiedziała Joasia, zapinając spodnie. - Zostań tam gdzie jesteś i zaczekaj na mnie. Podaj mi adres.
Starała się zachować spokój, mając nadzieję, że udzieli się on Kalinie. Jeszcze raz powtórzyła, żeby dziewczyna nie ruszała się z miejsca, po czym wzięła samochód i pojechała pod wskazany adres. Bała się nawet myśleć o tym, co mogło się stać. Spodziewała się zastać na miejscu karetkę i policję, ale kiedy zatrzymała samochód przed bramą, było całkiem spokojnie.
Dom stał na uboczu, pod lasem. Wokół nie było widać żywego ducha, ale w jednym z okien paliło się światło. Brama była otwarta, co trochę zaniepokoiło Joasię. Na wszelki wypadek wyjęła broń i pobiegła w kierunku drzwi.
Przychodziło jej do głowy wiele czarnych scenariuszy, ale żaden z nich nie mógł równać się z tym, co zastała w środku. Na kanapie w salonie siedziała Zuzia. Jej porwana i zakrwawiona bluzka leżała na podłodze, a ona sama obejmowała się ramionami i płakała. Porwane rajstopy, zadrapania na brzuchu i siniaki na twarzy mówiły same za siebie, ale Joasia starała się nie wyciągać pochopnych wniosków.
Weszła głębiej do pokoju i zobaczyła Kalinę. Była blada jak ściana, ale nie to było najgorsze. Na ubraniach i rękach miała krew, która skapywała na podłogę. Joasia podążyła za nią wzrokiem i poczuła się, jakby bryła lodu opadła jej do żołądka. Na dywanie przy kominku leżał na brzuchu młody mężczyzna, a w jego plecach tkwił nóż. Całą koszulę miał we krwi i nie było wątpliwości, że nie żyje.
Joasia obeszła go szerokim łukiem, jakby się bała, że wstanie. Gestem przywołała do siebie Kalinę i usiadła na kanapie obok Zuzi.
- Co tu się stało? - zapytała nienaturalnie spokojnym głosem.
Dziewczyny zaczęły opowiadać jej wszystko, płacząc i przerywają co chwilę. Aśka z trudem wydobyła z tych nieskładnych zdań jakikolwiek sens. Wiedziała już to, co było w tej chwili najistotniejsze: to Kalina zadała śmiertelny cios.
- Posłuchaj mnie uważnie - powiedziała, zwracając się do siostry. - Musisz wziąć się w garść, rozumiesz? Wszystko będzie dobrze, jeśli zrobisz dokładnie to, co ci powiem.
- Ja nie chcę iść do więzienia... - wyszeptała dziewczyna, dławiąc się łzami.
- Nie pójdziesz - zapewniła Joasia łagodnie. - Ale musisz się opanować.
Odczekała chwilę, aż Kalina trochę się uspokoi i postanowiła przedstawić jej po krótce swój plan, a przynajmniej tę jego część, którą musiała znać. Zuzia była zbyt roztrzęsiona, żeby cokolwiek zrobić, więc Joasia wiedziała, że cała odpowiedzialność spadnie na Kalinę.
- Umyjecie się i założycie kurtki - zaczęła spokojnie. - Pójdziecie w kierunku głównej drogi, zamówicie taksówkę i pojedziecie do domu. Tam na mnie zaczekacie. Rozumiesz?
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale" - powiedziała Aśka stanowczo. - Nie możecie dać po sobie poznać, że coś się stało. Musicie wyglądać normalnie. A taksówkę zamówisz, jak będziecie kilka ulic stąd. Zrozumiałaś?
Kalina skinęła głową i wciąż szlochając, pociągnęła przyjaciółkę do łazienki. Joasia rozejrzała się po salonie. Wszędzie pełno było krwi, ale kobieta wiedziała, że nie to jest największym problemem. W całym domu były ślady Kaliny i Zuzi. Kilka miesięcy wcześniej, kiedy zostały zatrzymane za posiadanie narkotyków, ich DNA i odciski palców znalazły się w bazie. Od zabezpieczenia śladów do ustalenia sprawcy miało minąć najwyżej kilka dni.
- Musisz mi powiedzieć, gdzie dokładnie przebywałyście - oznajmiła Joasia, kiedy Kalina wróciła z łazienki. - Zastanów się.
- W kuchni, łazience i salonie - odparła dziewczyna powoli. - I w przedpokoju.
- A na górę wchodziłyście?
- Nie, byłyśmy tylko tutaj. Aśka, co chcesz zrobić...?
- Porozmawiamy później - osparła Joasia stanowczo. - Teraz jedźcie do domu. Ale Kalina, pamiętaj, nie możecie zwracać na siebie uwagi.
Kiedy Aśka została sama, szybko zabrała się do działania. Lata pracy w policji nauczyły ją, jak popełnić zbrodnię doskonałą. Nigdy nie sądziła, że takie umiejętności kiedykolwiek jej się przydadzą, ale los sprawił jej niemiłą niespodziankę.
Wyjęła z torebki rękawiczki jednorazowe, które podobnie jak broń czy scyzoryk zawsze miała przy sobie, po czym zabrała się za sprzątanie. Wytarła wszystkie powierzchnie i przedmioty w pomieszczeniach, w których przebywały nastolatki. Musiała upewnić się, że żaden ich włos, odcisk palca czy kropla śliny nie zostaną w tym domu. Wyczyściła dokładnie paznokcie martwego chłopaka, wytarła też nóż i zabrała podartą bluzkę Zuzi. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinna usunąć ciała, ale uznała, że byłoby to zbyt ryzykowne. Po pierwsze ktoś mógłby ją zobaczyć, a po drugie ślady denata z całą pewnością zostałyby w jej samochodzie. Poza tym mężczyzna był wysoki i dobrze umięśniony, więc Joasia na pewno potrzebowałaby pomocy, żeby ruszyć go z miejsca.
Czuła się bardzo dziwnie, kiedy dwie godziny później jechała samochodem przez opustoszałe miasto. Wciąż miała przed oczami płaczące nastolatki i zakrwawione ciało leżące na podłodze. Wiedziała, że niedługo rodzice chłopaka wrócą do domu i znajdą jego ciało. Już widziała, jak technicy krzątają się po pokojach, które jeszcze kilkanaście minut temu sprzątała. Starała się zrobić to bardzo dokładnie, ale nie mogła być pewna, że czegoś nie przeoczyła.
W mieszkaniu stwierdziła, że zgodnie z jej przypuszczeniami nastolatki wciąż nie śpią. Obie siedziały pod kocem na kanapie w salonie i czekały na nią z niecierpliwością. Joasia uklękła na podłodze przed kanapą i spojrzała poważnie na siostrę.
- Opowiesz mi, co tam się stało? - zapytała łagodnie.
- Marcin zaprosił nas na imprezę - zaczęła dziewczyna lekko drżącym głosem. - On jest... - przełknęła ślinę - był starszy, był studentem. Wszyscy jakoś szybko się rozeszli i my właściwie też miałyśmy iść, ale mówił, żebyśmy jeszcze trochę zostały i w ogóle...
Urwała, zerkając niepewnie na Zuzię. Dziewczyna siedziała ze wzrokiem utkwionym w kolanach.
- Jak poszłam do łazienki - kontynuowała po chwili Kalina, - on...
Spuściła wzrok. Joasia pokiwała głową.
- Zobaczyłam to. Krzyczałam, żeby ją zostawił, ale on się tylko śmiał. I wtedy złapałam ten nóż. Nie chciałam go zabić, ale... ale...
- Wiem - powiedziała Joasia łagodnie.
Bez problemu mogła wyobrazić sobie tę scenę. Doskonale rozumiała zachowanie siostry. Była przerażona i całkowicie bezradna. Na jej oczach chłopak gwałcił jej przyjaciółkę, a ona mogła się tylko przyglądać. Chciała zrobić cokolwiek, by to przerwać. Joasia wiedziała, że sama na jej miejscu postąpiłaby podobnie.
- Aśka, ja nie chcę iść do więzienia... - powiedziała cicho Kalina. - Ja naprawdę nie chciałam go zabić...
- Wiem - odparła Joasia, ściskając siostrę za rękę. - Nie martw się. Nie został tam nawet najmniejszy ślad - zapewniła. - Zuzia - dodała po chwili namysłu, - dobrze się czujesz?
Dziewczyna podniosła wzrok. Na policzkach miała ślady łez, ale kiwnęła głową. Joasia pogłaskała ją po włosach.
- Wiem, że jesteście przerażone - powiedziała łagodnie, - że to dla was koszmar. Ale musicie zachowywać się normalnie. Nikt nie może zauważyć, że coś jest nie tak. Nie chcę, żeby ktoś łączył was z tym miejscem.
Nastolatki pokiwały głowami, ale Joasia wiedziała, że w tym momencie jej słowa nie do końca do nich trafiają.
- Musicie jutro iść do szkoły - westchnęła po chwili. - Gdybyście się nie pojawiły, mogłoby to wzbudzić podejrzenia. Zuzia, jeśli chcesz, możesz na razie u nas zostać - dodała niepewnie.
Już świtało, kiedy w końcu nastolatki znalazły się w łóżkach. Joasia wiedziała, że nie zasną, ale nie mogła nic na to poradzić. Sama czuła się okropnie. To wszystko, co wydarzyło się w nocy, dopiero zaczynało do niej docierać. Straszna prawda przytłaczała ją, kiedy przewracała się z boku na bok, chcąc zdrzemnąć się choć chwilę. Bała się myśleć o przyszłości, tej bliższej i dalszej. Dawno nie przeżyła tak okropnego dnia. Jeszcze dwadzieścia cztery godziny wcześnie, nieświadoma zbliżających się wydarzeń, była po prostu zwykłą kobietą, z ufnością patrzącą w przyszłość. Teraz była przestępcą, w dodatku spodziewającym się dziecka. Nie wyobrażała sobie, by jej życie kiedykolwiek mogło wrócić do normalności.
Kiedy wybiła szósta, Aśka w końcu zrezygnowała z prób zaśnięcia i poszła się wykąpać. Wciąż czuła się oszołomiona, a wszystkie poranne czynności wykonywała mechanicznie, będąc myślami zupełnie gdzie indziej.
Jedynym pozytywnym zaskoczeniem tego poranka było zachowanie Zuzi. Bez słowa sprzeciwu ubrała się i przygotowała do wyjścia.
- Wyjdziemy wcześniej - powiedziała Joasi, kiedy spotkały się w kuchni. - Musimy jeszcze zajść do mnie po plecak.
- Jasne. Zrobiłam wam kanapki - odparła policjantka, wciskając nastolatce do rąk zawiniątko.
- Dziękuję.
Zuzia umyła szklankę po herbacie i chciała wyjść, ale Joasia przytrzymała ją delikatnie za ramię.
- Wiem, że jest ci bardzo ciężko - powiedziała łagodnie, patrząc nastolatce w oczy, - ale pamiętaj, że nie jesteś sama. Możesz na mnie liczyć.
Dziewczyna uśmiechnęła się z wysiłkiem.
- Dziękuję pani - powtórzyła.
- Mów mi po imieniu - poprosiła Joasia. - Po pracy pójdę do twoich rodziców. Powiem, że pomieszkasz trochę z nami.
- Nie sądzę, żeby ich to interesowało...
- Mimo wszystko pójdę - odparła kobieta z uśmiechem. - Wiem, że nie zabrzmi to pocieszająco, ale... czas leczy rany. Niedługo będzie lepiej.
Zuzia pokiwała głową, choć nie wyglądała na przekonaną, podziękowała raz jeszcze policjantce i poszła po kurtkę. Kilka minut później ona i Kalina wyszły z domu, a Joasia zrobiła makijaż i sprawdziła telefon. Tak jak się spodziewała, Sebastian już czekał na nią pod blokiem. Nie miała wyjścia - musiała iść do pracy i udawać, że wszystko jest w porządku.


***


Crazy girl, owszem, wszystko będzie przeniesione, ale idzie mi to bardzo opornie. Mam ostatnio niewiele czasu, a jeśli już trochę znajdę, wolę napisać nową część.

poniedziałek, 15 października 2012

60. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

- Co się z nim stało? - zapytała Joasia po chwili. - Pochowaliście go?
- Tak.
Pokiwała głową, odwracając się do okna. Targały nią silne emocje, ale za wszelką cenę starała się nad nimi zapanować. Nagle poczuła gwaltowne mdłości i wybiegła z pokoju, przepraszając Sebastiana.
Policjant spodziewał się co prawda najgorszego, ale i tak zaniepokoiła go reakcja Joasi. Wiedział, że po niedawnym odwodnieniu jej organizm nie odzyskał jeszcze sił i wymioty w tej chwili to bardzo poważna sprawa.
- Aśka, wpuść mnie - prosił kilka minut później, pukając do drzwi łazienki. - Wszystko w porządku? Aśka, słyszysz?
Minęło trochę czasu nim kobieta w końcu otworzyła drzwi. Była blada, a policzki miała mokre od łez, ale bez oporów przytuliła się do Sebastiana.
- Już nigdy więcej nie chcę mieć psa - wyszeptała.
Mężczyzna pogłaskał ją po włosach, ale nic nie powiedział. Rozumiał ją. W krótkim czasie straciła drugiego psa, była rozgoryczona i zrozpaczona, a decydowanie się na kolejnego zwierzaka oznaczało ryzyko, że i jego straci. Sebastian był jednak pewny, że kiedy minie trochę czasu i kobieta się uspokoi, zmieni zdanie.
Weekend nie był dla Joasi łatwy. Fizycznie znowu czuła się gorzej, ale starała się to zachować dla siebie. Na szczęście Kalina pojechała ze znajomymi pod namioty, a Sebastian do późna siedział na komendzie. Mogła więc w spokoju skupić się na ponurych myślach.
W niedzielę wieczorem, kiedy Kalina wróciła do domu i zaczęła opowiadać jej o mimionymi weekendzie, Joasia w końcu zdała sobie sprawę, że minęła już połowa maja. Ostatnio żyła w wielkim pośpiechu i po prostu nie miała czasu, by pochylić się nad najbardziej przyziemnymi sprawami. Wnioski, do jakich doszła nie pozwoliły jej zasnąć aż do rana.
W drodze na komendę poprsiła Sebastianowi, by zatrzymał się pod apteką. Powiedziała, że musi kupić witaminy, ale tak naprawdę poprosiła o test ciążowy. Po nocnych przemyśleniach wciąż była jeszcze w szoku, w związku z czym zachowywała się całkowicie spokojnie, jakby wykonanie testu miało być tylko formalnością, która udowodni jej, że się myli.
Zaraz po przyjściu do pracy zamknęła się w kabinie i zapoznała się z instrukcją testu. Cała ta sprawa wydawała jej się całkowicie abstrakcyjna. O dziecku myślała zawsze jak o bliżej nieokreślonej przyszłości, która równie dobrze mogła nigdy nie nastąpić. Mimo że dość regularnie sypiała najpierw z Błażejem, potem z Sebastianem, jakoś nigdy nie przyszło jej do głowy, że antykoncepcja może ją zawieść.
Zrobiła test i wyszła z kabiny, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Stanęła przy oknie i przez kilka minut w milczeniu obserwowała ptaki. Jej myśli odpłynęły do Sebastiana. W ciągu ostatnich dni bardzo się do siebie zbliżyli, a ona, choć początkowo się przed tym broniła, musiała w końcu przyznać, że przyzwyczaiła się do jego obecności. Było jej naprawdę dobrze. Spotykali się niedługo, ale była całkowicie pewna, że Sebastian jest tym jedynym. Nigdy żaden jej związek nie był tak dojrzały. Zachowywali się w stosunku do siebie, jakby spotykali się od wielu miesięcy, jeśli nie lat. Nie było między nimi wstydu czy niedomówień, do czego z pewnością przyczyniła się wieloletnia przyjaźń. Pewność i spokój, które odczuwała w towarzystwie Sebastiana sprawiały, że zaczynała myśleć o ślubie. Co prawda nie w perspektywie najbliższych tygodni czy miesięcy, ale czuła, że gdyby tylko Sebastian zdecydował się oświadczyć, zgodziłaby się bez wahania.
Drgnęła, usłyszawszy hałas na korytarzu. Spojrzała na zegarek i uznała, że czas najwyższy sprawdzić wynik testu. Wciąż była całkowicie spokojna, bo absolutnie nie brała pod uwagę ciąży. Zerknęła na pasek bibuły, na którym pojawiły się dwie kreski. Zmarszczyła brwi. Nie była ekspertem w tych sprawach, ale owe "dwie kreski" były już tak sławne, że nawet ona, kompletny laik w kwestii ciąży, zdawała się rozumieć ich znaczenie.
Cały czas nie traciła pogody ducha. Wyciągnęła z kieszeni instrukcję i postanowiła ponownie się z nią zapoznać. Uznała, że musiała coś pomylić. Po chwili jednak prawda zwaliła się na nią z całą mocą.
Test wypadł jej z dłoni. Złapała się za głowę i po ścianie osunęła na podłogę. Była tak przerażona i zrozpaczona, że nie potrafiła nawet płakać.
Siedziała tak na podłodze całkowicie zszokowana. Z twarzą ukrytą między kolanami próbowała przyswoić niepomyślną wiadomość.
- Boże, jak to możliwe? - wyszeptała. - Jak to możliwe, do cholery?
Była całkowicie pewna, że nigdy nie zapomniała się zabezpieczyć. Bardzo tego pilnowała, a branie tabletek stało się pewnego rodzaju nawykiem. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że żadna metoda antykoncepcji nie daje stu procent pewności, ale zagrożenie nigdy nie wydawało jej się zbyt duże. Trudno było przewidywać, że będzie akurat tą jedną na sto.
Nagłe pojawienie się w toalecie Kaśki zmusiło ją do wzięcia się w garść. Szybko poderwała się z podłogi, gniotąc w dłoni test ciążowy i udała, że szuka kolczyka. Potem uśmiechnęła się do przyjaciółki i szybko wyszła z łazienki.
Nie czuła się na siłach, by spędzić ten dzień w pracy, w towarzystwie ludzi, jednak nie miała wyboru. Nie mogła tak po prostu wyjść, a liczenie na wyrozumiałość Starego byłoby nadmiernym optymizmem. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że dopiero wróciła do pracy po kilku dniach wolnych.
Ten dzień minął jej jak w transie. Wciąż miała jeszcze resztki nadziei, bo przecież test ciążowy nie daje stu procent pewności. Chciała jeszcze tego samego dnia pójść do ginekologa, ale jej lekarz pierwszy wolny termin miał dopiero w sobotę. Oznaczało to tydzień niepewności, choć Joasia w duchu zdawała sobie sprawę, że jej samopoczucie, wahania nastrojów, a przede wszystkim brak okresu mówią same za siebie.
- Co robimy wieczorem? - zagadnął Sebastian, kiedy późnym popołudniem oboje kończyli codzienną porcję raportów.
Joasia podniosła wzrok, zastanawiając się nad odpowiedzią. Miała ochotę spędzić trochę czasu tylko w towarzystwie Sebastiana, ale wiedziała, że najpierw musi się uspokoić. Poza tym nieprzespana noc dawała o sobie znać.
- Wiesz, jestem strasznie zmęczona - odparła ostrożnie. - Marzę o długiej kąpieli i łóżku... Spotkamy się jutro, dobrze? Nie gniewaj się, proszę.
- Ale odwiozę cię do domu - powiedział Sebastian z uśmiechem.
Na to Aśka mogła przystać, więc godzinę później oboje wsiedli do samochodu i ruszyli w kierunku jej osiedla. Przez całą drogę milczeli. Sebastian widział, że Joasia nie jest w najlepszym humorze, ale zrzucił to na zmęczenie. Pożegnał ją delikatnym pocałunkiem i wrócił do siebie.
W domu na Aśkę czekała Kalina. Zrobiła pyszny obiad i posprzątała, po czym policjantka natychmiast domyśliła się, że coś jest na rzeczy. Sprawa szybko się wyjaśniła.
- Wiesz, dzisiaj jest impreza... - zaczęła nastolatka, zerkając na siostrę, która kończyła właśnie zapiekankę. - U Michała. Zaprosił mnie i Zuzę.
Joasia zawahała się przez moment. Odkąd Kalina została zatrzymana przez policję, nie bywała na żadnych imprezach. Taki układ bardzo Aśce pasował, ale z drugiej strony zdawała sobie sprawę, że Kalina jest nastolatką i chce się bawić. Ostatecznie była pełnoletnia, więc kobieta uznała, że pytanie jej o zdanie jest oznaką chęci współpracy.
- To w co się ubierasz? - zapytała.
Kalina rozpromieniła się.
- Jeszcze nie wiem - odparła szybko. - Zuza do nas wpadnie, dobrze? Chciała, żebym jej pożyczyła spódnicę.
- Pewnie.
Dzięki wyraźnemu entuzjazmowi siostry, Joasi udało się choć na chwilę zapomnieć o wyniku testu ciążowego. Kiedy przyszła Zuzia, wszystkie trzy wyrzuciły na łóżko zawartość szafy Kaliny i zaczęły wybierać stosowne ubrania.
- Bardzo ci w niej ładniej - powiedziała Joasia, kiedy Zuza włożyła jedną z bluzek Kaliny. - Ale może spróbuj włożyć dżinsy.
- Aśka, pożyczysz mi spódnicę? - zagadnęła Kalina. - Wiesz, tą brązową...
Policjantka skinęła głową i poszła poszukać spódnicy, którą od zakupu miała na sobie dosłownie kilka razy. Kiedy wracała, dosłyszala fragment rozmowy nastolatek.
- Masz świetną siostrę - mówiła Zuza. - Zazdroszczę ci. Ja muszę mieszkać ze starymi...
- Gdyby nie Aśka, pewnie poszłabym do bidula - odparła Kalina z westchnieniem. - Starzy mają mnie gdzieś.
- Skąd ja to znam...
- Myślałam, że będzie do dupy. Czasem jest taka zasadnicza... Ale jest pierwszą osobą, na którą naprawdę mogę liczyć. Chociaż w zasadzie nic nie musiała. Prawie się nie znałyśmy, zanim z nią zamieszkałam. Czasem się dziwię, że w ogóle mnie zechciała.
- W końcu jesteście siostrami...
- Przyrodnimi - zauważyła Kalina. - Mogła mnie olać i nikt by się nie zdziwił. A poza tym... To nie jest tak, że ja tylko tu mieszkam. Ona się naprawdę mną interesuje.
- Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście...
Joasia zakaszlała, dając nastolatkom do zrozumienia, że się zbliża i weszła do sypialni Kaliny. Słowa siostry bardzo ją rozczuliły. Takie chwile wynagradzały wszystkie problemy, z którymi na co dzień musiała sobie radzić.
Kiedy dwie godziny później nastolatki wyszły, Joasia w końcu została sama i postanowiła jak najlepiej wykorzystać ten czas. Przygotowała sobie kąpiel i weszła do wanny z zamiarem spędzenia w niej najbliższej godziny.
Ledwie znalazła się w wodzie, jej wzrok padł na ręcznik Karo złożony na półce nad pralką. Odkąd dowiedziała się, że pies nie żyje, starała się nie wracać do niego myślami. Dom wydawał się bez niego nienaturalnie pusty. Odkąd tylko sięgała pamięcią, zawsze miała psa. Kiedy była bardzo mała, jej ojciec przygarnął z ulicy kundelka. Potem kupiła Bezę, która została z nią, kiedy Joasia straciła tatę i wprowadziła się do tego mieszkania. Wciąż czuła się winna jej śmierci, a teraz jeszcze miała na sumieniu Karo, który ledwie zdążył skończyć rok. Brakowało jej spacerów w najgorszą nawet pogodę i rzucania piłki. Dziwnie się czuła, kiedy nikt nie witał jej radośnie po przyjściu do domu i nie miała do kogo przytulić się w nocy. Kalina przebąkiwała coś o schronisku i przygarnięciu jakiegoś psa, ale Aśka nie chciała o tym słyszeć.
Telefon leżący na półce nad wanną zaczął wibrować. Joasia sięgnęła po niego i otworzyła smsa od Sebastiana. "Mam dla Ciebie niespodziankę, na pewno Ci się spodoba. Tęsknię, Słońce" - przeczytała.
- Ja też mam dla ciebie niespodziankę - powiedziała sama do siebie, - ale nie sądzę, żebyś był z niej zadowolony.
Westchnęła sama do siebie i zanurzyła się w wodzie. Na samą myśl, że będzie musiała powiedzieć Sebastianowi o ciąży, czuła nieprzyjemne sensacje w żołądku. Obawiała się, że ta informacja może ich dopiero budowany związek wystawić na ciężką próbę.

sobota, 13 października 2012

59. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

- Żyje - oznajmił.
Sebastian odetchnął z ulgą. Kiedy ukląkł obok niej, otworzyła oczy. Szybko wyjął z jej ust knebel i zaczął rozwiązywać sznur, którym związane były ciasno ręce kobiety.
- Już wszystko w porządku - powiedział uspokajającym tonem, starając się nie zwracać uwagi na jej płytki oddech. - Coś cię boli?
Joasia nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa. Oparła się bezwładnie o Sebastiana, marząc, by dał jej wody.
- Seba, ona jest chyba spragniona - mruknął dowódca ATeków, patrząc na popękane usta kobiety.
Chwilę później ktoś podał Sebastianowi wodę i komisarz pomógł partnerce się napić. W oczekiwaniu na karetkę nie mógł zrobić nic poza delikatnym podtrzymywaniem jej i dodawaniem otuchy.
W szpitalu lekarze szybko zajęli się Joasią. Była bardzo odwodniona, ale prócz otarć od sznurów nie miała żadnych innych obrażeń. Sebastian nie miał okazji z nią porozmawiać, bo zasnęła jeszcze w trakcie badań.
- Nic tu po nas - mruknęła Ania, która razem z przyjacielem przyjechała do szpitala. - Ja muszę jechać na komendę, Stary czeka na szczegółowe wyjaśnienia. A ty chyba powinieneś pogadać z Kaliną. Ona jeszcze nic nie wie.
Seba kiwnął głową. Najchętniej zostałby z Joasią, ale zdawał sobie sprawę, że na nic się nie przyda. Kobieta była bardzo słaba i potrzebowała snu, a lekarze przepowiadali, że nie obudzi się w ciągu najbliższych kilku godzin.
Tak więc komisarz udał się do mieszkania sąsiadki Joasi, gdzie od jej porwania przebywała Kalina. Kobieta z chęcią zgodziła się zaopiekować nastolatką, która była zbyt wystraszona i zrozpaczona, by zostawić ją samą.
- Jest odwodniona i bardzo słaba, ale żyje, to najważniejsze - wyjaśniał Sebastian pół godziny później.
Kalina wpatrywała się w niego jak w obrazek, czekając na każde kolejne słowo.
- Ale nie umrze, prawda? Wyzdrowieje? - dopytywała.
- Tak - zapewnił Sebastian, choć lekarze nic mu nie obiecywali. - Pojedziemy do niej jutro rano, ok? Teraz śpi, musi odpocząć - dodał, widząc, że nastolatka zamierza protestować.
Jeszcze przez kilka minut uspokajał Kalinę, powtarzając, że Joasia dojdzie do siebie, a potem w końcu mógł pojechać do domu. Dopiero teraz, kiedy już wiedział, że jego przyjaciółce nic nie grozi, poczuł się zmęczony. Z samego rana chciał pojechać do szpitala, więc od razu po przyjściu do domu położył się spać.
Następnego dnia kilka minut po siódmej Sebastian pojawił się w szpitalu. Umówił się z Anią, że sam pojedzie do Joasi, a ona przywiezie Kalinę około ósmej.
Joasia już nie spała. Chwilę wcześniej wyszedł od niej lekarz. Na widok przyjaciela jej oczy zapłonęły.
- Gdzie Kalina? - zapytała natychmiast. - Jest cała? Zrobił jej coś?
- Kalina? - zdziwił się Seba. - Wszystko z nią w porządku, będzie tu niedługo.
- Na pewno? Nie jest ranna?
- Nie, skąd ci to przyszło do głowy?
- W mieszkaniu widziałam krew - odparła Joasia, podnosząc się na łokciu.
Widać było, że wciąż jest słaba. Ręka, na której się opierała drżała z wysiłku.
- Aśka, Kalina jest cała, zapewniam cię - powiedział Seba, chcąc jak najszybciej uspokoić przyjaciółkę. - Połóż się.
Kobieta opadła z powrotem na poduszkę, ale wciąż łypała na partnera podejrzliwie, jakby się spodziewała, że celowo zataja przed nią prawdę. Miała trochę racji, bo Sebastian nie powiedział jej, skąd wzięła się krew w mieszkaniu. Uznał, że nie jest to najlepszy moment, by informować ją o śmierci Karo. Tę wątpliwą przyjemność postanowić zostawić sobie na później.
- Jak się czujesz? - zapytał, chcąc odwrócić jej uwagę.
- W porządku - mruknęła.
Nie miała ochoty rozmawiać na ten temat. Czuła się źle, a lekarze nie zwracali na to większej uwagi. Podawali jej kolejne kroplówki, ale nie chcieli z nią rozmawiać. To był jeden z powodów, dla których tak nie lubiła szpitali. Nie znosiła myśli, że jest od kogoś zależna.
- Rano mieli ci zrobić badania... - kontynuował Seba.
- Jestem zmęczona - odparła kobieta stanowczo, a w jej głosie zabrzmiał chłód. - Więc...
Zawiesiła znacząco głos, a Sebastian zrozumiał. Uśmiechnął się, choć widać było, że trochę go to dotknęło.
- Wpadnę później - obiecał.
Chciał pocałować ją w policzek, ale jej spojrzenie nie zachęcało do czułości, więc po prostu wstał i wyszedł.
Nie czekał na Anię i Kalinę. Napisał tylko krótkiego smsa, informując przyjaciółkę, że jedzie na komendę i tak też zrobił. Wolał już zmierzyć się ze Starym i górami raportów, niż siedzieć na szpitalnym korytarzu i zastanawiać się, dlaczego Aśka znowu traktuje go tak chłodno.
Na komendzie wszyscy byli w wyśmienitych nastrojach. Odkąd policjantów obiegła informacja, że to Michalik porwał Joasię, mało kto wierzył w szczęśliwe zakończenie. Tak więc Sebastian był jedyną osobą, której nie dopisywał dobry humor. Nie miał ochoty odpowiadać na kłopotliwe pytania kolegów, więc szybko zaszył się w biurze.
Tymczasem do Joasi przyjechały Ania i Kalina. Policjantka uspokoiła się, dopiero kiedy sama upewniła się, że jej siostra jest cała i zdrowa. Złość, która ogarnęła ją podczas wizyty Sebastiana, gdzieś się rozpłynęła.
- Ostatnio tak łatwo tracę nad sobą panowanie - wyznała, kiedy Kalina poszła do łazienki. - Sama nie wiem, dlaczego Seba tak mnie wkurzył...
- Jesteś zestresowana - skwitowała Ania. - Musisz odpocząć.
- Strasznie jestem na siebie zła. Sebastian uratował mi życie, a ja nawet mu nie podziękowałam...
- Zrozumie, nie przejmuj się - zapewniła Anka, uśmiechając się do przyjaciółki. - Zresztą, pewnie przyjedzie tu po pracy i wszystko sobie wyjaśnicie.
- Mam nadzieję. Naprawdę mi na nim zależy, chociaż może nie okazuję tego tak jak powinnam...
Ania z pełnym zrozumienia uśmiechem pogłaskała przyjaciółkę po ramieniu.
- Powiem mu, żeby wpadł po pracy - obiecała.
Kalina chciała koniecznie zostać z siostrą, ale Ania musiała wracać do pracy. Stary nie na ogół nie był zbyt wyrozumiały, więc wolała nie wystawiać jego cierpliwości na próbę. Od razu skierowała się do Sebastiana, żeby spełnić obietnicę daną przyjaciółce.
- Coś ty taki przygnębiony? - zagadnęła wesoło, choć dobrze wiedziała, o co chodzi. - Chyba powinieneś się cieszyć, prawda?
- Pewnie, że się cieszę - odparł Seba, uśmiechając się nieco. - Byłaś u Aśki? Jak ona się czuje?
- Ujdzie - skwitowała krótko Anka, siadając w fotelu przyjaciółki. - Prosiła, żebyś zajrzał do niej po pracy.
- Poważnie?
Sebastian natychmiast ożywił się i stracił zainteresowanie raportami.
- Poważnie - odparła policjantka. - Ponoć rano niezbyt miło cię potraktowała i ma wyrzuty sumienia.
To jeszcze bardziej poprawiło Sebastianowi humor. Natychmiast rzucił raporty i postanowił od razu pojechać do przyjaciółki. Ania odprowadziła go wzrokiem, uśmiechając się do siebie. Wszystko wskazywało na to, że komisarze szybko dojdą do porozumienia.
Joasia wyszła ze szpitala trzy dni później. Wciąż była jeszcze osłabiona, ale wypisała się na własne żądanie. Nie mogła już znieść przedmiotowego traktowania, a lekarz na każdym kroku okazywał jej, że niezbyt go obchodzi jej stan.
Sebastian nawet tego nie skomentował. W duchu przyznawał jej rację, bo równie dobrze mogła dochodzić do siebie w domu. Miał w tym zresztą własny ineteres - w szpitalu jego odwiedziny były mocno ograniczone.
Michalik trafił do więzienia, gdzie oczekiwał na kolejny proces. Bez względu na wyrok i tak miał spędzić resztę życia za kratami. Już sama ta myśl poprawiała Joasi humor. Miała wielką nadzieję, że już nie spotka swojego oprawcy. Zaplanowana przez niego śmierć może nie miała być bardzo efektowna, ale za to na pewno okrutna i teraz już policjantka doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
- Od poniedziałku wrócę do pracy - powiedziała Sebastianowi w czwartek. - Już dzwoniłam do Starego.
- Cieszę się - odparł Seba, przytulając ją mocniej. - Nudno bez ciebie.
- Jasne... I tak ciągle gracie z Rafałem w karty... Anka mi mówiła - dodała Joasia ze złośliwym uśmiechem.
- No właśnie, taka nuda, że gram w karty - wyjaśnił szybko mężczyzna, uśmiechając się szeroko.
- Seba... - zaczęła Aśka, a jej głos nagle stał się wyjątkowo przymilny. - Wiem, że chcecie jak najlepiej i w ogóle... Ale naprawdę już dobrze się czuję i mogę opiekować się Karo. Pojedźmy po niego, ok?
Policjant zamarł na moment. Kiedy Joasia leżała w szpitalu jakoś nikt nie potrafił jej powiedzieć, że Karo nie żyje. Tłumaczyli się wzajemnie jej stanem zdrowia, osłabieniem. Powtarzali, że na stres i silne emocje na pewno nie pomogą jej dojść do siebie. Trzymali się tego nadal, kiedy kobieta wróciła do domu. Wspólnie wymyślili bajeczkę, zgodnie z którą Karo miał chwilowo zamieszkać u Ani - a wszystko rzekomo po to, by odciążyć Joasię. Z dnia na dzień ciągnęli to przedstawienie, a im dłużej kłamali, tym trudniej było w końcu wyznać prawdę.
Sebastian westchnął ciężko. Wiedział, że nie można ciągnąć tego w nieskończoność. Uznał, że czas powiedzieć prawdę.
- Posłuchaj - zaczął łagodnie, biorąc dłoń w swoje, - okłamaliśmy cię. Masz pełne prawo być na nas wściekła, ale po prostu nie potrafiliśmy ci powiedzieć.
- O co chodzi? - zapytała Aśka, która nagle stała się czujna.
- Karo nie żyje - wyznał w końcu Sebastian. - To jego krew widziałaś w mieszkaniu. Michalik go zastrzelił.
Przez chwilę wydawało się, że Joasia nie zrozumiała słów przyjaciela. W końcu jednak wyszarpnęła gwałtownie rękę z uścisku Sebastiana i wstała. Mężczyzna spodziewał się ataku złości i fali wyrzutów pod swoim adresem. Wcale by go to nie zdziwiło, wręcz przeciwnie - uważał, że w pełni sobie na to zasłużył.