Na samą myśl o tym, mężczyzna
wstał gwałtownie. Wyjrzał przez kuchenne okno, jednak toyota nadal stała w tym
samym miejscu. Ponownie sprawdził drzwi wejściowe. A potem najciszej jak było
to możliwe uchylił drzwi sypialni Joasi. Chciał tylko upewnić się, że kobieta
śpi spokojnie. Miał zamiar natychmiast się wycofać, ale w słabym świetle
latarni ulicznych dostrzegł łzy na jej policzkach. Głęboko wzruszony tym
widokiem, bez namysłu podszedł bliżej.
Musiała płakać przed
zaśnięciem. Nie tylko twarz była mokra od łez, ale też poduszka. Kołdra zsunęła
się na sam brzeg łóżka, a kobieta leżała skulona, ściskając mocno jej róg.
Sebastian pokręcił głową. Jego nienawiść do Rybarczyka rosła z każdą chwilą.
Nie mógł uwierzyć, że udało mu się złamać tak silną, odważną i pewną siebie
kobietę.
- Nie martw się – szepnął,
pochylając się nad przyjaciółką, - nic ci nie będzie.
Chciał nakryć ją kołdrą, ale
ledwie jej dotknął, natychmiast się przebudziła. Spojrzała na Sebastiana
wystraszona i zdezorientowana.
- W porządku, to tylko ja –
mruknął. Przykrył ją ostrożnie i usiadł na brzegu łóżka. – Wszystko dobrze –
dodał łagodnie. – Śpij spokojnie.
Poczuł, jak kobieta rozluźnia
się powoli, jednak nie zamknęła oczu. Sebastian nic nie mówił. Nie chciał jej
rozbudzać ani niepotrzebnie denerwować. Nawet na nią nie patrzył. Siedział
tylko w milczeniu, dając jej poczucie bezpieczeństwa. W końcu usłyszał równy,
miarowy oddech.
Rano komisarze nie wracali do tematów
poruszonych minionego wieczoru. Aśka wstała pierwsza, ledwie zegarek na szafce
nocnej wskazał szóstą. Z bólem głowy przemknęła się do łazienki, gdzie przez
kolejną godzinę wymiotowała, tuląc się do chłodnej muszli klozetowej.
Sebastian przysnął dopiero nad
ranem, w niezbyt komfortowej pozycji. Spał krótko, ale zdążyły umęczyć go
niezbyt optymistyczne sny. Przebudził się natychmiast, słysząc kroki w
przedpokoju. Rozpoznał przyjaciółkę, ale i tak zrobił krótki obchód mieszkania
z obowiązkowym sprawdzeniem drzwi wejściowych.
Dochodziła ósma, kiedy wreszcie
komisarze przygotowali się do wyjścia. Aśka mimo nie najlepszego samopoczucia,
była o wiele spokojniejsza. Sebastian nie narzucał się, nie był w stosunku do
niej nachalny, ale czuła, że cały czas trzyma rękę na pulsie. Kiedy szli w
kierunku samochodu, rozglądał się czujnie.
- Umówiłem się z informatorem –
oznajmił, kiedy zmierzali w kierunku centrum. – Nie sądzę, żeby Rybarczyk
trzymał z kimkolwiek, ale na pewno jest o nim głośno na mieście. Może ktoś coś
wie.
- Słuchaj, ta dziewczyna… No
wiesz, ta, którą powiesił w lesie – zaczęła Aśka zamyślona, - myślisz, że była
przypadkową ofiarą?
- Według mnie tak – odparł Seba
bez zastanowienia. Rozmyślał nad tym setki razy. – To była po prostu…
wiadomość.
Aśka pokiwała głową, nadal
zamyślona.
- No mów – zachęcił ją Seba.
- Tak tylko… - mruknęła kobieta
ponuro. – Zastanawiam się, kto będzie następny.
Sebastian zerknął na nią z
ukosa, ale nic nie powiedział.
- Stary mnie szukał –
powiedziała Aśka po chwili. – Dostałam smsa od Kaśki.
- Pewnie w sprawie odznaki –
odparł Sebastian z westchnieniem.
Komendant do tej pory nie
mieszał się w sprawę Rybarczyka, ale wszyscy wiedzieli, że to tylko kwestia
czasu. Do tej pory udawało się utrzymać sprawę w tajemnicy przed mediami,
jednak po wczorajszym napadzie na bank było to już niemożliwe. A jeśli sprawą
zainteresują się pismacy, zainteresuje się nią również Stary.
Sebastian chciał iść z Aśką do
szefa, ale kobieta zdecydowanie się temu sprzeciwiła. Uważała to za skrajnie
nieprofesjonalne, a wręcz dziecinne, także komisarz chcąc nie chcąc udał się do
kuchni po poranną kawę. Tam natknął się na Ankę. Po ostatniej wymianie zdań nie
miał ochoty na nią patrzeć. Zwłaszcza, że ostatnio ich spotkania źle się
kończyły.
- Jak Aśka? – zapytała kobieta
oficjalnym, acz uprzejmym tonem.
- Lepiej – odparł krótko
Sebastian.
Był mile zaskoczony pokojową
postawą Anki, jednak nie miał zamiaru wdawać się z nią w rozmowy. Prawdę mówiąc
uważał, że wystarczy, jeśli nie będą wchodzić w konflikty. Na żadnych
pozytywnych relacjach mu nie zależało.
- Był tu wczoraj jakiś facet –
odezwała się ponownie Anka, jakby nie zauważyła, że Sebastian nie ma ochoty na
dyskusję. – Twierdził, że widział Rybarczyka.
- Co? – Sebastian odwrócił się
gwałtownie w stronę Anki. – Dlaczego ja się dopiero teraz o tym dowiaduję?
- Nie potrafił podać żadnych
szczegółów i koniec końców nie był pewny, czy widział Rybarczyka – odparła
Ania, ignorując zaczepny ton komisarza. – Tomek uznał, że to kolejny fałszywy
alarm i odesłał gościa do domu. Niemniej… pomyślałam, że to jednak może mieć
jakieś znaczenie.
Sebastian zmierzył koleżankę
przenikliwym spojrzeniem.
- Dzięki – powiedział w końcu.
Podczas gdy Sebastian odbywał
niezbyt miłą rozmowę z asystentem, Aśka miała własne problemy. Wizyty w
gabinecie Starego nigdy nie należały do przyjemności, ale ta była wyjątkowo
paskudna. Komendant był starszawym jegomościem o dość mocno przestarzałych
poglądach i bardzo wybujałym ego. Należał do zdecydowanych miłośników słowa
pisanego, w związku z czym zamęczał komisarzy obszerną dokumentacją.
Zadowolenie z pracowników zależało właściwie wyłącznie od jakości i przede
wszystkim ilości wypełnionych papierów.
Przychodziły jednak takie
momenty, kiedy szef musiał wyściubić nos zza dokumentów i przyjrzeć się bliżej
swojej załodze. Momenty te zdarzały się zazwyczaj przy okazji bardziej
medialnych śledztw, kiedy to dobre imię policji wisiało na włosku. Tak jak
teraz.
- Złapanie Rybarczyka jest dla
nas absolutnym priorytetem, pani Joanno – oznajmił komendant stanowczym tonem.
Aśka milczała. Nie raz bywała
już na dywaniku szefa i wiedziała, że nie oczekuje on wcale odpowiedzi. Nie
brał pod uwagę, że ktoś mógłby mieć odmienne zdanie, dlatego jego przemowy były
zazwyczaj czysto informacyjne.
- Jakie są postępy w śledztwie?
– zapytał mężczyzna, mierząc Joasię spojrzeniem znad wielkich, okrągłych
okularów, które zsunęły mu się na nos.
Kobieta zawahała się przez
moment. Tym razem szef ewidentnie oczekiwał odpowiedzi, ale jakakolwiek by ona
nie była i tak nie miała szans go zadowolić. Jedyną satysfakcjonującą
informacją byłoby złapanie bądź zabicie Rybarczyka, a dobrze wiedział, że takim
sukcesem policjantka pochwalić się nie może. W dodatku Aśka nie bardzo mogła
powiedzieć coś konkretnego, ponieważ tak naprawdę średnio orientowała się w
śledztwie. Ostatnio bardziej była nastawiona na przetrwanie niż twórcze
rozwiązanie problemu.
- Cały czas go szukamy –
odparła w końcu, z trudem wytrzymując spojrzenie szefa.
- To za mało – skwitował Stary,
rozpierając się w fotelu i krzyżując ręce na piersiach.
Nie krzyczał, nie wyglądał
nawet na poirytowanego, co zaalarmowało Joasię. Zazwyczaj w takich sytuacjach
zmuszona była wysłuchać ostrej reprymendy, następnie obiecywała poprawę i
wracała do siebie. Tym razem scenariusze wyglądał nieco inaczej.
- Wie pani, ile osób zamordował
do tej pory? – zapytał komendant. – Siedemnaście – kontynuował, nie czekając na
odpowiedź. – W tym dwóch funkcjonariuszy policji.
Aśka miała ochotę wywrócić
oczami. Akurat nikt nie wiedział o tym tak dobrze, jak ona. Dla dobra sprawy
postanowiła jednak nadal milczeć.
- Jak pani myśli, dlaczego
najbardziej poszukiwany człowiek w kraju od razu po ucieczce z więzienia nie
uciekł za granicę? – podjął ponownie Stary. – Co robi wciąż w mieście, w którym
każdy policjant zna jego rysopis na pamięć?
- Chce mnie dopaść – odparła
kobieta bez zastanowienia.
Stary skrzywił się. Nie lubił,
kiedy ktoś przerywał mu przemowę.
- Tak – powiedział przeciągle.
– Jest pani jedynym powodem, dla którego wciąż pozostaje w mieście.
„I zabija niewinnych ludzi” –
dodała Aśka w myślach.
- Zna pani przebieg jego służby
w Jednostce Wojskowej? – zapytał szef, ponownie opierając się o biurko i
pochylając w kierunku policjantki.
- Znam – odparła krótko Joasia.
- Wie pani jak przebiega
szkolenie komandosa? Czym różni się od szkolenia policjanta? – kontynuował
Stary.
Tym razem Aśka nie
odpowiedziała. Czuła, że rozmowa zmierza w bardzo złym kierunku.
- Jak pani myśli, jakie jest
prawdopodobieństwo złapania dobrze wyszkolonego komandosa? – zapytał szef,
mrużąc oczy.
- O co panu chodzi? – zapytała
w końcu Aśka.
Szef skrzywił się, słysząc
irytację w jej głosie. Nie był przyzwyczajony do takiego tonu.
- Była pani na miejscu zbrodni?
– zaatakował ponownie Stary. – W lesie, gdzie powiesił tę kobietę?
Aśka poczuła, jak krew odpływa
jej z twarzy. Zaczynała już rozumieć, do czego zmierza komendant.
- Proszę odpowiedzieć –
zagrzmiał.
- Nie – powiedziała kobieta,
siląc się na spokój.
– W związku ze spowodowanym
traumą stanem psychicznym uniemożliwiającym pani wykonywanie obowiązków
służbowych udzielam pani bezpłatnego urlopu do czasu wydania stosownej opinii
psychologicznej – wyrecytował Stary na wydechu. – Proszę oddać broń służbową.
Kobieta zamarła. Przez chwilę
miała nadzieję, że to jakiś okrutny żart. Jak mógł uniemożliwić jej branie
udziału w śledztwie? Jak mógł pozbawić ją jedynej ochrony jaką miała? Z trudem
przełknęła ślinę, usiłując zapanować nad rosnącą paniką. Powoli odpięła kaburę,
spojrzała raz jeszcze na swojego Walthera i odłożyła go na biurko szefa. Poczuła
się dziwnie naga i bezbronna.
- Z powodu konieczności
zaangażowania wszystkich sił w poszukiwania zbiegłego Karola Rybarczyka od tej
chwili nie przysługuje pani ochrona – oznajmił Stary ostro. – Do widzenia.
Przez chwilę Aśka patrzyła na
szefa z mieszaniną niedowierzania i żalu. Nigdy nie pałała do niego wielką
sympatią. Miała go za człowieka przesadnie ambitnego, a w połączeniu z
tchórzostwem tworzyło to bardzo wybuchową mieszankę. Nigdy jednak nie
podejrzewała, że szef – bądź co bądź nadal policjant – zechce poświęcić swojego
człowieka dla ratowania własnego dobrego imienia.