czwartek, 19 lipca 2012

19. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

- Całkowicie – odparła Ania, jakby nie zrozumiała, o co Joasi chodzi.
- A ty? – zapytała cicho policjantka.
Wiedziała, że nie powinna nawet mieć takich myśli, ale strach przed podejmowaniem decyzji był silniejszy. Wolała upokorzyć się i ośmieszyć, błagając Anię o zmianę decyzji, niż pogodzić się z wyjazdem Sebastiana.
- Już ci mówiłam – odparła Anka, nadal idąc w zaparte.
- Gdybyś zagłosowała na Rafała, Sebastian nie miałby ci tego za złe – wypaliła Joasia, z trudem panując nad drżeniem rąk. – W końcu to twój narzeczony…
Nagle zdała sobie sprawę z tego, co mówi. Poczuła się dziwnie oszukana.
- A więc to tak – powiedziała, nim Ania zdążyła odpowiedzieć. – Głosujesz na Sebastiana, bo nie chcesz, żeby Rafał wyjeżdżał. A mi mówisz o jakichś powinnościach…
Anka uśmiechnęła się, kręcąc głową.
- Nieprawda – odparła spokojnie. – To Rafał prosił, żebym na niego nie głosowała. On nie chce jechać do Stanów, chce zostać tu ze mną.
W jej głosie pobrzmiała duma i satysfakcja, a Joasia odebrała to bardzo osobiście, jakby Ania chciała jej udowodnić, że w przeciwieństwie do niej ma kogoś, komu na niej zależy. Najeżyła się, chcąc natychmiast odeprzeć atak, ale wtedy Ania odezwała się ponownie.
- Nie zmienię decyzji, bo uważam, że Sebastian najbardziej z nas wszystkich zasługuje na ten wyjazd – powiedziała. – A jeśli ty myślisz inaczej, zagłosuj na kogoś innego.
Joasia obserwowała, jak Ania bierze kubek z kawą i wychodzi. Jeszcze przez dłuższą chwilę zastanawiała się nad jej słowami, aż w końcu postanowiła nie martwić się tym tak długo, jak tylko będzie to możliwe, czyli do środy.
Sebastian uparł się, żeby do wieczora siedzieć na komendzie i analizować wszystkie zebrane informacje. Aśka siedziała obok niego i co jakiś czas wtrącała jakieś uwagi, ale bardzo trudno było jej skupić się na sprawie. Co chwilę zerkała na swój telefon leżący kilkanaście centymetrów dalej na stercie raportów. Od kilku godzin nie dostała żadnej wiadomości od Błażeja i musiała przyznać, że czekała na nią z utęsknieniem.
Niestety rozczarowała się. Ani tego, ani następnego dnia Błażej nie odezwał się do niej. Bardzo ją to niepokoiło. Z każdą godziną milczenia coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że mężczyzna po prostu ją sobie odpuścił. Wyrzucała sobie, że nie okazała mu uwagi na przyjęciu u Starego, a potem pisała zbyt lakoniczne smsy. Kiedy nadeszła środa, była już całkowicie przekonana, że zniszczyła kolejną znajomość i Błażej więcej się nie odezwie.
- Są jakieś postępy w śledztwie? – zapytał Stary, pojawiając się niespodziewanie w biurze komisarzy.
Joasia wyrwana z zamyślenia spojrzała na niego niezbyt przytomnym wzrokiem. Po wyrazie twarzy Sebastiana poznała, że jego myśli także gdzieś odpłynęły, a teraz próbuje wykombinować jakieś wiarygodne wytłumaczenie.
- Nie muszę wam chyba przypominać, że pod drzwiami komendy od trzech dni koczuje stado dziennikarzy? – warknął komendant, mierząc podwładnych ostrym, krytycznym spojrzeniem znad okularów.
- Problem w tym, że nie mamy żadnego punktu zaczepienia – wyznał Sebastian, zerkając na partnerkę.
- To znaczy, że nie macie żadnych tropów?
Joasia milczała. W poszukiwaniu wymówki jej wzrok padł na odręczne notatki Sebastiana.
- Dlaczego masz tu zapisaną ulicę Kościuszki? – zapytała, kompletnie zapominając o obecności Starego.
Sebastian uniósł brwi, zerkając na swoje notatki. Już chciał odpowiedzieć, że nie ma zielonego pojęcia, ale poczuła na sobie surowe spojrzenie szefa. Stary nie przywykł do tego, że ktoś go ignoruje i zachowanie Joasi bardzo mu się nie spodobało.
- Czy ja pani przypadkiem nie przeszkadzam? – zapytał oschle.
Aśka spojrzała na komendanta, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z jego obecności. Miała już na końcu języka niezbyt uprzejmą odpowiedź, ale ostatecznie postanowiła zachować ją dla siebie.
- Przepraszam – powiedziała obojętnym tonem.
- Dowiem się w końcu, co udało się wam już ustalić? – zapytał ponownie Stary, a w jego głosie dosłyszeli groźną nutę.
- Zbieramy informacje o obu ofiarach – odparł Seba, dochodząc do wniosku, że lepiej mówić cokolwiek, niż nie mówić nic. – Szukamy czegoś, co je łączy, być może to doprowadzi nas do mordercy.
- I co? – drążył komendant, nie dając się zwieść.
Sebastian spojrzał na przyjaciółkę znacząco. Zwykle to ona wkręcała Staremu bajki i była w tym znacznie lepsza.
- Potrzebujemy jeszcze trochę czasu – powiedziała, wzruszając ramionami. – To bardzo ciężka sprawa.
- Czas to jedna z tych rzeczy, której nie macie – oświadczył mężczyzna stanowczo. – Nie możemy sobie pozwolić na kolejne ofiary, mam nadzieję, że zdajecie sobie z tego sprawę.
Obrzucił komisarzy władczym spojrzeniem i wyszedł, mocno uderzając obcasami o podłogę.
Sebastian odetchnął z ulgą i wyciągnął się w fotelu, patrząc na partnerkę z mieszaniną rozczarowania i niedowierzania.
- Potrzebujemy jeszcze trochę czasu – powiedział, naśladując jej głos i wywrócił oczami. – Nie stać cię na nic lepszego?
- Mam gdzieś Starego i jego gadki – odparła Joasia zniecierpliwiona. – Dlaczego zapisałeś sobie ulicę Kościuszki? – zapytała z naciskiem.
- Nie pamiętam – odparł mężczyzna zgodnie z prawdą. – Rodzice tej drugiej… no… Marzeny Dziedzic… mówili coś… - zawahał się przez moment, próbując przypomnieć sobie przebieg rozmowy. - A tak, na Kościuszki mieszka jej najlepsza przyjaciółka, była u niej przed śmiercią.
- Kiedy to było?
- W czwartek – powiedział Sebastian, nie mogąc zrozumieć, dlaczego te informacje są dla Joasi tak istotne. – Wyszła od niej po północy i nikt jej więcej nie widział. Bo co?
- Ja tam byłam – powiedziała kobieta cicho. – Byłam tam tego wieczoru. Spotkaliśmy się, pamiętasz? A potem wyszłam od ciebie i piechotą wracałam do domu. Przechodziłam przez Kościuszki i tam wpadłam na Rafała. Mieli jakieś wezwanie…
Joasia przypomniała sobie ten wieczór. Tak naprawdę wcale nie myślała o wezwaniu, które wpłynęło na komendę, ale o swoim dziwnym przeczuciu. Tego jednak nie chciała powiedzieć partnerowi. Uważał ją za osobę twardo stąpającą po ziemi i wolała, żeby tak zostało.
Sebastian zgodził się, że powinni sprawdzić ten trop, zwłaszcza, że innych nie mieli. Tak więc razem udali się do Rafała, który opowiedział im szczegółowo wszystko, co zapamiętał. Następnie wzięli od asystentów adres kobiety, która tamtego wieczoru zgłosiła napaść i pojechali na ulicę Kościuszki.
Pani Łucja okazała się bardzo żwawą i bardzo wścibską staruszką. Na dobry początek uraczyła ich przydługą opowieścią o niechlujnych sąsiadach, a oni wysłuchali jej w milczeniu, pijąc herbatę i częstując się pierniczkami domowej roboty.
- Czy mogłaby nam pani powiedzieć, co wydarzyło się tamtego wieczoru? – zapytał w końcu Seba, usiłując sprowadzić rozmowę na właściwe tory.
Okazało się, że kobieta jest bardzo dumna z roli, którą może odegrać w śledztwie i z całego serca chce pomóc komisarzom. Niewiele jednak mogła powiedzieć, bo nie widziała ani napastnika, ani ofiary i z całą stanowczością stwierdziła, że nie byłaby w stanie rozpoznać ich głosów.
Komisarze odwiedzili jeszcze przyjaciółkę ofiary mieszkającą kilka bloków dalej, ale i ta wizyta nie wniosła do sprawy nic nowego, więc rozczarowani wrócili na komendę, zastanawiając się nad kolejnymi wymówkami dla Starego.
Okazało się jednak, że szef przynajmniej chwilowo stracił zainteresowanie śledztwem na rzecz stażu w Stanach. Joasi to wcale nie poprawiło humoru. Wolała już tłumaczyć się ze swojej nieudolności niż podjąć ostateczną decyzję, której konsekwencje mogły być bardzo poważne.
- Jeszcze tylko pani nie zgłosiła kandydatury żadnego z kolegów – powiedział Stary, zaczepiając Joasię na korytarzu.
Kobieta skrzywiła się mimowolnie. Poczuła na sobie zaskoczone spojrzenie Sebastiana i zirytowała się jeszcze bardziej.
- Tak – mruknęła, nie patrząc na partnera. – Przyjdę do pana po południu, jesteśmy bardzo zajęci…
I wyminęła szefa, kierując się prosto do swojego biura. Wiedziała, że swoim zachowaniem dała Sebastianowi do myślenia i było jej wstyd, że nie potrafiła powiedzieć otwarcie, kto według niej powinien wyjechać do Stanów.
Sebastian jednak nie wspomniał o stażu ani słowem, kiedy chwilę później pojawił się w biurze. Zależało mu na wyjeździe, ale nie zamierzał do niczego Joasi namawiać. Uważał, że każdy powinien głosować zgodnie ze swoim sumieniem.
Kiedy po południu Joasia wychodziła z gabinetu Starego, czuła się naprawdę podle. Nie wyobrażała sobie, by istniało coś, co mogłoby poprawić jej humor. A jednak, kiedy zeszła po schodach i usłyszała dźwięk przychodzącego smsa, serce zabiło jej szybciej. Nie zawiodła się, na wyświetlaczu zobaczyła imię polonisty.
„W myśli mej jesteś już jak zmierzchu toń:
Błękit i złoto w mgieł dymie,
Jak przez żałoby barwę tchnąca woń
Uwiędłych kwiatów i imię...”
Kobieta uśmiechnęła się do siebie. Poczucie beznadziei zaczęło powoli mijać. Jeszcze kilka razy przeczytała fragment wiersza i postanowiła odpisać. Chciała znowu się z nim spotkać i poczuć się ważna, adorowana.
Trzy godziny później Stary zwołał zebranie w swoim gabinecie i w obecności wszystkich komisarzy i asystentów ogłosił, że to Sebastian dostanie awans i wyjedzie na staż do Stanów. Posypały się gratulacje i zapewnienia, że najbardziej na to zasługiwał. Mężczyzna został wycałowany i wyściskany przez Ankę i Kaśkę, po czym wszyscy powoli zaczęli opuszczać biuro Starego.
- Gratuluję – powiedziała Joasia z uśmiechem, kiedy na korytarzu zrównała się z Sebastianem.
Mężczyzna spojrzał na nią rozpromieniony.
- Bardzo się cieszę, że dostałem taką szansę – wyznał. – Nawet nie masz pojęcia, ile to dla mnie znaczy…
Joasia poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku. Nie potrafiła szczerze cieszyć się z sukcesu przyjaciela.
- Rok w Stanach jako nadkomisarz… - powiedziała, nadal się uśmiechając, choć nie było w tym ani cienia radości. – Łał… Pewnie nie zechcesz już tu wrócić.
- No coś ty? – zaśmiał się Seba. – Myślisz, że chciałbym zostać na stałe w Stanach? Nie żartuj!
Kobieta nie odpowiedziała, ponowiła tylko uśmiech, ale wciąż nie patrzyła na przyjaciela. Radość na twarzy Sebastiana jakby nieco przygasła.
- Dlaczego na mnie głosowałaś, skoro nie chcesz, żebym jechał? – zapytał, zatrzymując się nagle.
Minę miał już całkowicie poważną i wpatrywał się w Joasię nieprzeniknionym wzrokiem. Policjantka także na niego spojrzała.
- Bo na to zasłużyłeś – odparła, wzruszając ramionami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz