niedziela, 29 grudnia 2013

2. In memoriam (autor: Alutka)

Uwaga!! Opowiadanie jest fikcyjne. Wszelkie podobieństwa prawdziwych zdarzeń i osób przypadkowe!!!
~~

W poniedziałek Asia zjawiła się na komendzie już o szóstej rano. Miała na sobie czarną sukienkę o prostym kroju, z rękawami sięgającymi do nadgarstków, bez żadnych zbędnych dodatków. Jasne włosy zebrała w krótki, ciasno spleciony warkocz. Ku swemu zaskoczeniu, kiedy tylko wyszła na korytarz prowadzący do biura, dostrzegła Starego. Szef bardzo oficjalnie uścisną jej, wygłosił stosowne w tym wypadku słowa współczucia i zaprosił do swego gabinetu. Szybko okazało się, iż czekają tam wszyscy asystenci i komisarze w komplecie. Ania z Rafałem, aspirat Krzysztof Marczak, z którym pracowała od samego początku oraz Maciek Dębosz, chwilowo pozbawiony partnerki. Bartek, Kamil i Tomek zbici w grupkę szeptali o czymś z przejęciem. Kasia natomiast jako jedyna kobieta w ich gronie krzątała się przy półokrągłym stole konferencyjnym, polerując łyżeczki, rozlewając do filiżanek herbatę, krojąc ciasto. Szmer rozmów ucichł, gdy w pomieszczeniu pojawiła się Aśka. Po chwili stało się oczywiste, iż czeka ich konferencja. Komendant z powagą zajął miejsce u szczytu, uciszając rozmowy podwładnych, zdecydowanym ruchem

- Jak zapewne wiecie, drodzy państwo doszło do wielkiej tragedii - zaczął opanowanym głosem. Najprawdopodobniejszą przyczyną katastrofy był, zapewne wybuch bomby.

- Tak, wiemy już o wszystkim, a co to ma wspólnego z nami? - zauważył przytomnie Maciek.

- Od tej pory wstrzymuję śledztwa, aż do odwołania, tamtejsi policjanci poprosili mnie o pomoc, a ja zdecydowałem się na tę współpracę - ciągną Stary, upijając łyk kawy. Z pewnych względów uważam, że najlepiej, gdyby do Smoleńska pojechali...

Komisarze jak jeden mąż wpatrzyli się w Anię, która od samego początku nie wyglądała najlepiej. Siedziała sztywno na krześle, z palcami wbitymi w poręcze, dziwnie napięta. Adam, lekarz sądowy, od razu to zauważył. Podszedł do kobiety, ujął jej nadgarstek jednocześnie patrząc na zegarek.

- Od kiedy masz te skurcze, Aniu? - spytał cicho, kojącym tonem, mrużąc oczy z uśmiechem.

- Och, zaczęło się chyba w nocy... nie pamiętam... dokładnie- odparła z trudem dobierając słowa.

- Jezu Maria, ty rodzisz, dziewczyno!- wyjaśnił lekarz z łagodnością przeznaczoną, zazwyczaj dla małych dzieci, obawiających kary za psoty.

- On ma rację, znam te objawy- potwierdził Krzysiek. Moja żona też niedawno urodziła, więc chyba Rafał wkrótce zostanie tatusiem.

Dopiero przyjazd ratowników medycznych pozwolił nieco oponować, nieco powstały niespodziewanie harmider. Rafał z narzeczoną pojechali do szpitala, gdyż istotnie rozpoczęła się ostatnia faza porodu. W pól godziny później ze szpitala zadzwonił świeżo upieczony, dumny ojciec, by poinformować o szczęśliwym finale. Gabrysia Kopacz przyszła na świat pięć minut po trzynastej 12 kwietnia 2010 roku...

**

Lot do Smoleńska upłyną w całkiem znośnym nastroju, jeśli wziąć pod uwagę wydarzenia ostatnich dni. W związku z nieobecnością dwojga swoich pracowników Stary zdecydował, że ostatecznie do Smoleńska polecą Krzysiek z Joasią i Tomkiem. Pozostali potrzebni mu byli na miejscu, by wykonywać polecenia związane z priorytetowym śledztwem. Pogoda w Rosji na szczęście okazała się znośna. Tamtejsi policjanci z życzliwością podjęli swoich polskich kolegów. Wyjaśnili, iż podejrzenie wybuchu nie zostało ostatecznie potwierdzone, lecz powodem mogła być chęć pozbycia się konkretnej osoby z grona wybrańców wyznaczonych do wyjazdu na uroczystości katyńskie.

- Czy macie jakieś podejrzenia, kto to mógł być? - dopytywał rzeczowo Krzysiek.

- Uhm, ma pan świadomość, że to nie będzie takie łatwe to ustalenia, komisarzu- odparła Irena Kolbabaczowa, odsuwając na bok stos dokumentów.

- Tak, ale ustaliliście, przynajmniej jakąś hipotezę śledczą, prawda?

- Wyodrębniliśmy oczywiście kilka osób, przeważnie ze sfery dyplomatycznej, które mogłyby być niewygodne dla prezydenta Putnia- mruknął leniwie Nikołaj Limański, podając im listę z nazwiskami szanowanych dyplomatów.

- Sebastian Iwicki to mój mąż, a widzę tutaj jego nazwisko, czy to znaczy, że... - Zielonooka blondynka drgnęła, niewidocznie

- To są wstępne przypuszczenia, jednak wszystko jest możliwe- oznajmiła przepraszająco rosyjska funkcjonariuszka.

- Boże, gdyby przez niego mieli zginąć ci niewinni ludzie... taka tragedia...

- Asiu...

Tego wieczoru w hotelu zdenerwowana kobieta, wciąż od nowa rozmyślała o mężu. Nie mogłaby żyć ze świadomością, kim tak naprawdę stał się przez ostatnie lata Sebastian. Dotychczas tłumiła w sobie podejrzenia dotyczące jego kontaktów z mafią, bądź też przekrętami światowej finansjery. Czyżby to miało być przyczyną, dla której doszło ona musiała się tu znaleźć?

**

W Krakowie także zapadł wieczór. Asystenci powoli kończyli pracę. Kaśka chciała pogasić światła w progu zderzyła się z niskim, zwalistym mężczyzną. W pierwszym momencie dziewczyna zamarła, przyciskając do ust dłoń, w geście przerażenia. Istotnie przybysz na pewno nie wzbudziłby zachwytu u poety lub innego pradawnego artysty. Miał smagłą, ciemną twarz pokrytą licznymi bruzdami. Jednakże brązowe oczy ukryte w pajęczynie zmarszczek patrzyły świat z pogodną czujnością.

- Przepraszam nie chciałem pani przestraszyć- powiedział cicho. Wszystko w porządku?

- Ależ to nic takiego, to ja powinnam pana przeprosić- wybąkała speszona Kasia.

- Ludzie często tak reagują na mój widok, proszę się nie przejmować. Nazywam się Manuel Kosecki i poszukuję pani Joanny Czechowskiej.

- Niestety musiała pilnie wyjechać, ważne sprawy rodzinne.

- Wyjechać do... Smoleńska, zgadłem?

- Tak.

- Znałem osobiście Sebastiana Iwickiego, więc uznałem za swój obowiązek przyjazd do Polski. Mam dla niej pewną ważną przesyłkę.

Ta nieoczekiwana wizyta była niezwykłym zwieńczeniem tego obfitującego w różnorodne wydarzenia dnia. Nikt wiedział, jaki związek ma z Asią, ów nieznajomy. Już wkrótce niektóre z tych wątpliwości miały zostać rozstrzygnięte...

3 komentarze:

  1. Bardzo ciekawie sie toczy sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszę ten komentarz w rozpaczliwej nadziei, że czasem jeszcze tu zaglądasz. Nie mogę się z Tobą skontaktować. Ostatni raz rozmawiałyśmy chyba w marcu? Wtedy jeszcze zostawiłaś napisałaś mi komentarz pod ostatnią częścią mojego miniopowiadania wojennego i tyle. otem już nie opowiadałaś n a maile, chociaż parokrotnie próbowałam coś pisać. W dodatku chyba zmieniłaś numer telefonu, bo próbowałam dzwonić pod ten, który miałam, a jak wysłałam sms-a, to dostałam pytanie kto to jest Jowita? Ne wiem, co się dzieje? Jeśli cudem, to przeczytasz skontaktuj się ze mną mój numer telefonu się nie zmienił. Powoli wracam do blogosfery wiesz z tym pomysłem, na własne opowiadanie, ale będę tworzyć przede wszystkim na DALSZYCH LOSACH BOHATERÓW, tylko potrzebuję to ogarnąć. Odezwij się do mnie, proszę

    OdpowiedzUsuń