niedziela, 17 czerwca 2012

16. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Joasia spojrzała na nią z niechęcią, ale zanim zdążyła coś odpowiedzieć, jej telefon leżący na biurku zaczął wibrować. Sięgnęła po niego, przeprosiła Anię i odebrała.
- Czechowska, słucham? – zaczęła niezbyt zachęcającym tonem.
- Dzień dobry, mówi Błażej Kalinowski – przedstawił się mężczyzna. – Pamięta mnie pani?
Kobieta zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć, skąd zna to nazwisko. Kiedy cisza zaczęła się przedłużać, rozmówca postanowił jej pomóc.
- Jestem polonistą Kaliny – wyjaśnił.
- Tak, oczywiście, pamiętam – odparła Joasia lekko zaniepokojona. – Coś się stało?
- Chciałbym się z panią spotkać – oświadczył mężczyzna.
- No dobrze, kiedy?
- Dopasuję się.
- Więc może dzisiaj o… - kobieta zawahała się, zerkając na zegarek – szesnastej? Będzie pan w szkole?
- Właściwie wolałbym się spotkać poza szkolą – powiedział nauczyciel tajemniczo. – Oczywiście jeśli to nie problem.
- Nie, skąd – odparła uprzejmie Joasia, choć zaczynała się coraz bardziej niepokoić. – Więc gdzie?
- W centrum jest mała kawiarenka „Pod Jarzębiną”.
- Wiem, gdzie to jest. Więc do zobaczenia o szesnastej? – upewniła się.
- Tak, do zobaczenia.
Nauczyciel rozłączył się, zostawiając Joasię z bardzo dziwną miną. Dopiero po dłuższej chwili kobieta zdała sobie sprawę, że Ania przygląda jej się z uwagą, najwyraźniej czekając na wyjaśnienia.
- To był nauczyciel Kaliny – mruknęła. – Wiesz, ten, z którym ostatnio rozmawiałam.
- Umówiłaś się z nim? Czego chciał?
- Nie mam pojęcia, ale za kilka godzin się dowiem – odparła Joasia z westchnieniem i niechętnie wzięła do ręki kolejną teczkę z aktami.
Tego dnia czas na komendzie wlókł się w nieskończoność. Całe przedpołudnie Aśka spędziła samotnie w biurze, czytając akta i rozmyślając nad sprawą. Dopiero kiedy obie wskazówki zegara wskazały dwunastkę, w biurze pojawił się Sebastian. Przyniósł dwie kawy i paczkę ulubionych pierniczków Joasi. Kobieta spojrzała na niego zaskoczona.
- Mamy jakiś dzień dobroci? – zapytała podejrzliwie, biorąc ciastko.
- Dla partnerek – zakpił Seba. – Dalej siedzisz nad aktami?
- Tak, strasznie tego dużo – westchnęła.
- I masz już coś ciekawego?
- Chcesz tego słuchać? – zapytała, chcąc się upewnić, czy Sebastian rzeczywiście ma zamiar brać udział w burzy mózgów.
- No w końcu razem prowadzimy sprawę, nie? Opowiadaj.
- No więc piętnaście lat temu doszło do serii zaginięć kobiet i dziewczyn, w sumie siedemnaście osób. W przeciągu kolejnego roku odnaleziono dziewięć ciał, wszystkie zakopane żywcem w różnych miejscach: lesie, żwirowni, nad Wisłą, a jednak w pobliżu starych magazynów na Łanowej – opowiadała Joasia, zerkając do akt. – Trumny były wykonane własnoręcznie i bardzo precyzyjnie, wysłane czerwonym aksamitem i takie tam.
- W tej wczorajszej nie widziałem żadnego aksamitu – zauważył Seba, na co Joasia tylko pokiwała głową. - A te ofiary… coś je łączy?
- Popatrz na te zdjęcia – powiedziała, wyjmując z teczki plik fotografii i rozkładając je na biurku. – Wszystkie mają długie, ciemne, kręcone włosy, ciemną karnację i oczy.
Zamilkła, zauważywszy, że Sebastian jej nie słucha. Obserwowała, jak sięga po jedną z fotografii i zdała sobie sprawę ze swojego nietaktu.
- Przepraszam – mruknęła, chociaż oczywiście w ten sposób nie mogła niczego naprawić.
Sebastian odchrząknął i odłożył zdjęcie.
- Magda była idealnie w jego typie – powiedział nieswoim głosem. – Ciekawe, czy ta wczorajsza ofiara także. Przydałby się już raport z sekcji…
- Bartek mówił, że będzie dopiero na jutro, ponoć Adam ma kupę roboty i nie zdąży na dzisiaj.
- To co, siedzimy tu dalej? – zapytał Seba, zerkając na zegarek.
- No mamy jeszcze dobre trzy godziny pracy – zauważyła Joasia.
- Wiesz co, mam lepszy pomysł. Chodź, pokażę ci coś.
Kobieta zaintrygowana patrzyła, jak Sebastian zdejmuje kurtkę z wieszaka i uśmiecha się do niej zachęcająco. W końcu ona także wstała z fotela, kręcąc głową i wyszła za partnerem z biura.
- Gdzie jedziemy? – zapytała chwilę później, zapinając pas w samochodzie.
- Zobaczysz – odparł Sebastian z tajemniczym uśmiechem.
Kiedy kilkanaście minut później wyjeżdżali z miasta, Joasia zrobiła się niespokojna. Nie przepadała za niespodziankami, ale starała się nie okazywać niezadowolenia, bo wiedziała, że Sebastian się stara. Bardzo jej zależało na poprawieniu relacji, więc udawała po prostu zaciekawienie.
Okazało się, że Sebastian zawiózł ją do kolegi mieszkającego kilka kilometrów pod miastem. Joasia kiedyś już tam była, ale wtedy wpadli tylko po jakieś narzędzia, których Sebastian potrzebował do remontu mieszkania. Teraz wyglądało na to, że w domu nie było nikogo, więc wizyta tym bardziej wydawała się kobiecie bezsensowna.
- Wysiadamy, wysiadamy – zachęcił ją Seba, otwierając drzwi.
Był z siebie wyraźnie bardzo zadowolony, więc Joasia bez słowa pozwoliła się zaprowadzić do szopy na tyłach gospodarstwa. Kiedy Sebastian wyprowadził z niej srebrny (zdaniem Joasi stanowczo za duży) motor, zaniepokoiła się jeszcze bardziej. Wiedziała, że motory były pasją jej partnera, ale nigdy jej nie podzielała, więc raczej o tym nie rozmawiali. Szczerze mówiąc, wolała sobie nie wyobrażać Sebastiana na tak niebezpiecznej maszynie.
- Żartujesz, prawda? – zapytała spokojnie, kiedy mężczyzna podał jej jeden kask.
- Wręcz przeciwnie – oznajmił Seba. – Chcę ci wreszcie pokazać, jaka to frajda.
Aśka zaśmiała się, kręcąc głową i odłożyła kask stanowczym ruchem.
- Nie ma mowy – oświadczyła. – Mogę najwyżej popatrzeć, jak ty jeździsz. Oczywiście pod warunkiem, że nie będziesz przesadzać.
Sebastian uśmiechnął się w sposób, który Joasia bardzo lubiła. Poczuła, że robi jej się ciepło na sercu.
- Tylko kawałek – prosił przymilnym tonem. – Będę jechał powoli i natychmiast się zatrzymam, jeśli ci się nie spodoba.
- Po co mam próbować, skoro wiem, że mi się nie spodoba? – odparła kobieta takim tonem, jakby sama już nie wierzyła, że uda jej się tego uniknąć.
- Aśka, chyba wiesz, że bym cię nie namawiał, gdyby to było ryzykowne, prawda? – zapytał Sebastian chytrze.
Joasia pokręciła głową z niedowierzaniem i sięgnęła po kask. Szczerze mówiąc, naprawdę się bała.
- Wskakuj – zachęcił ją Seba, który sam już siedział na motorze.
Kobieta niepewnie zajęła miejsce tuż za nim. Następnie Sebastian poinstruował ją dokładnie, gdzie ma trzymać nogi.
- Na zakrętach motor trochę się przechyla, więc się nie przestrasz – uprzedził, zakładając kask. – I nie próbuj się na siłę prostować. Po prostu trzymaj się mnie mocno i wszystko będzie ok, jasne?
Joasia pokiwała głową, choć jej mina wskazywała na coś innego. Sebastian z uśmiechem pomógł jej zapiąć kask, a potem zaczekał, aż obejmie go w pasie i powoli ruszył.
Przez kilkaset pierwszych metrów, które Sebastian pokonywał bardzo wolno, Joasia dosłownie leżała na nim, z twarzą przyklejoną do jego pleców. Dopiero kiedy zdała sobie sprawę, że istotnie nic jej nie grozi, podniosła głowę.
Sebastian przyspieszał stopniowo, pozwalając Joasi poczuć się pewnie. Trzymała go mocno, ale z zachwytem podziwiała okolicę. Mężczyzna zerknął na nią przez ramię i kiedy stwierdził, że się uśmiecha, postanowił pokazać jej prawdziwą przyjemność jazdy na motorze.
Przez ponad dwie godziny jeździli po okolicznych drogach, niejednokrotnie przekraczając dozwoloną prędkość. Joasi najbardziej podobało się na piaszczystych, wyboistych drogach, więc to głównie takie wybierał Sebastian. Kiedy w końcu wrócili do gospodarstwa, oboje byli bardzo zadowoleni.
- To jest fantastyczne! – zawołała Joasia. – Musimy to koniecznie powtórzyć.
Seba zaśmiał się, widząc jej rozpalone policzki i błyszczące oczy. Wiedział, że kiedy zasmakuje jazdy na motorze, pokocha ją, tak jak on.
- Nie ma sprawy – odparł, biorąc od niej kask i wprowadzając maszynę do szopy. – Kiedy tylko będziesz chciała.
- O kurczę, już pół do czwartej! – stwierdziła kobieta, patrząc na zegarek. – Za pół godziny muszę być w centrum.
- Wskakuj, już jedziemy – odparł Seba, nie pokazując po sobie rozczarowania.
Miał nadzieję, że Joasia da się zaprosić na piwo, ale najwyraźniej miała już inne plany. Mimowolnie zaczął się zastanawiać, z kim się umówiła, jednak o nic nie zapytał. Odwiózł ją pod wskazaną kawiarnię i pożegnał się uprzejmie.
- Jeszcze raz dzięki – powiedziała Joasia z uśmiechem. – Było naprawdę super.
- Polecam się na przyszłość.
Kobieta uśmiechnęła się raz jeszcze i zniknęła za drzwiami kawiarni. Od razu zauważyła nauczyciela Kaliny siedzącego przy jednym ze stolików. Ledwie ją dostrzegł, zerwał się z miejsca i przywitał entuzjastycznie, a następnie odsunął krzesło, żeby mogła usiąść.
Przez kilka pierwszych minut Joasia starała się dowiedzieć, jaki był cel tego spotkania, ale rozmówca wciąż zmieniał temat. Kiedy w końcu ustalili, że oboje zamawiają jedynie kawę, a mężczyzna nadal odwlekał przejście do sedna, pani komisarz straciła cierpliwość.
- Przepraszam, że przerywam – powiedziała, wcinając mu się w pół zdania, - ale chciałam dowiedzieć się, dlaczego nalegał pan na spotkanie. Czy coś się dzieje z Kaliną?
- Właściwie to nie o niej chciałem porozmawiać – przyznał w końcu mężczyzna. – Bardzo mi zależało na tym spotkaniu, ale ze względu na panią.
Joasia zmarszczyła brwi, jakby sens tych słów w ogóle do niej nie docierał. Dopiero po chwili zrozumiała, o co chodzi blondynowi i z trudem powstrzymała wybuch śmiechu.
- Dlaczego pan mi nie powiedział? – zapytała rozbawiona. – Myślałam, że Kalina coś nabroiła…
- Obawiałem się, że nie zechce mi pani poświęcić czasu – wyznał. – Od naszej ostatniej rozmowy nie mogę przestać o pani myśleć.
Aśka poczuła, że się czerwieni. Błękitne oczy polonisty przeszywały ją pełnym ciepła spojrzeniem.
- Potraktuję to jako komplement – odparła po dłuższej chwili.
- Czy jest szansa, że pozwoli się pani gdzieś zaprosić w weekend? – zagaił ponownie mężczyzna, wyczekując odpowiedzi z wyraźnym niepokojem.
Kobieta zawahała się. Rozpoczęli właśnie sprawę, która zapowiadała się na długą i ciężką, w związku z czym nie chciała brać na siebie żadnych innych zobowiązań. Z drugiej jednak strony musiała przyznać, że z wielką chęcią poznałaby lepiej tego przystojnego blondyna.
- Niestety obecnie mam bardzo dużo pracy… - zaczęła wbrew sobie, doskonale zdając sobie sprawę, że brzmi to jak tania wymówka. – Ale wie pan co – dodała, na co przygnębiony mężczyzna natychmiast podniósł wzrok pełen nadziei, - w sobotę muszę pojawić się na firmowej imprezie, więc może tam się spotkamy?
Nauczyciel wyglądał na bardzo z siebie zadowolonego.
- To będzie dla mnie prawdziwa przyjemność – zapewnił gorliwie.
- Więc może w takim układzie będziemy mówili sobie po imieniu? – zaproponowała policjantka. – Joasia – dodała, podając mu rękę.
- Błażej – odparł mężczyzna i uśmiechnął się szeroko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz