sobota, 2 lipca 2011

2. W świecie nie istnieje cień, który byłby bardziej cieniem od innych

Nieco zakłopotana zabrała delikatnie swoją dłoń i ponownie wzięła w nią długopis, udając, że skupia uwagę na raportach.
- Strasznie tego dużo – mruknęła.
Sebastian uśmiechnął się pobłażliwie, ale nie próbował już wracać do tematu. Nie chciał na nią naciskać, wiedząc, że to dla niej trudna sprawa. Poza tym powiedział już wszystko, co chciał i uważał, że ponowne wałkowanie tematu nie ma sensu.
- Chcesz to dziś skończyć? – westchnął z niedowierzaniem.
- Byłoby miło. Stary już od miesiąca dopytuje o te raporty.
Policjant burknął tylko pod nosem coś niezrozumiałego, ale bez protestów zabrał się za wypełnianie raportów.
Następnego dnia od rana siedzieli na komendzie. Jeszcze przed południem dostali informację od patrolu o poszukiwanym mężczyźnie. Od kilku tygodni wspólnie z Anią i Rafałem prowadzili sprawę dwóch zabójstw, a ich podejrzany dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Kiedy dowiedzieli się, że widziano go w okolicach lasu po południowej stronie miasta, natychmiast wsiedli w samochód i ruszyli w tamtym kierunku, powiadamiając jednocześnie drugą parę komisarzy.
Informacje od patrolu okazały się wiarygodne. Już po kilkunastu minutach czwórka komisarzy odnalazła poszukiwanego mężczyznę. Nie zamierzał jednak poddać się bez walki. Wyciągnął broń i zaczął oddawać strzały w kierunku policjantów. Zdawał się niezbyt dobrze posługiwać bronią, w związku z czym większość kul utkwiła w ziemi bądź pniach drzew. Niestety jedna trafiła Joasię w brzuch. Rana nie była głęboka, ale kobieta i tak upadła na ziemię. Rafał skuł zatrzymanego, a Ania i Sebastian rzucili się do rannej policjantki.
- Nie! – zawołała ostro Joasia, przyciskając dłoń do krwawiącego miejsca.
Ania odskoczyła zdezorientowana, ale Sebastian zachował zdrowy rozsądek. Ściągnął koszulę i położył ją ostrożnie na brzuchu przyjaciółki, zasłaniając ranę.
- Spokojnie – mruknął.
Odepchnęła go łokciem, choć Seba zachowywał rozsądną odległość od krwi. Wiedział, że Aśka jest wystraszona i nie ma to wiele wspólnego z powagą obrażeń.
- Zadzwoń do karetkę – powiedział Sebastian spokojnie, zwracając się do Ani, która jak dotąd przyglądała im się niepewnie. – No już – ponaglił ją, widząc, że nie reaguje.
Kobieta otrząsnęła się i sięgnęła po komórkę, podczas gdy Seba ukląkł obok Joasi, by mogła się o niego oprzeć. Widział, że z trudem utrzymuje się w pozycji pionowej, byle tylko nie dotknąć się do niego. Mężczyzna położył jej ręce na ramionach i stanowczym, ale delikatnym ruchem pociągnął w swoją stronę.
- Nie denerwuj się – szepnął tuż nad jej uchem, - jestem ostrożny. – Oprzyj się o mnie swobodnie i rozluźnij się. Zaraz będzie pogotowie.
Kiedy karetka zatrzymała się tuż obok nich, Aśka znowu zaczęła się denerwować. Z niepokojem obserwowała wysiadających ratowników, zerkając co chwilę w stronę Ani. Lekarz podszedł do rannej policjantki i chciał obejrzeć ranę, ale kobieta mu na to nie pozwoliła. Zasłoniła się nerwowym ruchem.
- Ja mam HIV – powiedziała przepraszającym tonem.
- Spokojnie – odparł lekarz, nie zdradzając żadnych emocji, ale to nie przekonało Joasi. – Mam rękawiczki – dodał, zauważając, że nadal zasłania się rękami.
W końcu zabrała drżące dłonie i pozwoliła się poprowadzić do karetki. Rzuciła tylko jedno spojrzenie w stronę przyjaciółki, która stała nadal w tym samym miejscu wyraźnie zszokowana.
Dwie godziny później Aśka mogła już opuścić szpital. Lekarz założył jej opatrunek, zalecił ostrożność i w tym miejscu skończyła się jego rola. Policjantka zaskoczona stwierdziła, że na korytarzu czeka na nią Sebastian.
- Myślałam, że jest w pracy – mruknęła, nieudolnie ukrywając przygnębienie.
- Byłem, gadałem ze Starym i zgodził się dać nam wolne na resztę dnia. Nawet nie pytaj, jakich argumentów musiałem użyć…
Był pewien, że w ten sposób wzbudzi w Aśce ciekawość, ale kobieta tylko uśmiechnęła się z wysiłkiem. Zrobiła kilka niepewnych kroków w stronę wyjścia, po czym ponownie się odwróciła.
- Podrzucisz mnie do domu? – zapytała.
- No jasne, chodź.
Tym razem już nie próbował organizować wspólnego spędzania czasu. Wiedział, jak bardzo Aśka jest przygnębiona całą sytuacją, a w dodatku widać było, że boli ją rana. Postanowił po prostu dać jej spokój.
Następnego dnia pierwszy pojawił się na komendzie. Chciał podjechać po partnerkę, ale już poprzedniego dnia zaznaczyła, że dotrze do pracy sama. Zrobił więc kawę i poszedł do biura asystentów, chcąc plotkami zabić czas. Kamil, Bartek i Kaśka rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami, jakby kompletnie zapomnieli o górach dokumentów rozłożonych na biurkach. Na widok komisarza zgodnie zamilkli.
- Co jest? – zapytał Seba, unosząc brwi. – Stało się coś?
- Jeszcze pytasz – mruknął Kamil.
- Podziwiam cię – dodała Kaśka. – Znosisz to z takim spokojem…
- Dokładnie – poparł ich Bartek. – Ja na twoim miejscu strasznie bym się wkurzył.
- O co wam chodzi? – zapytał Sebastian kompletnie zdezorientowany. – Coś mnie ominęło?
- No chyba słyszałeś, co powiedziała wczoraj Aśka? – odparł Kamil konspiracyjnym szeptem, który można było spokojnie usłyszeć na drugim końcu korytarza. – Anka mówiła, że byłeś przy tym.
Sebastian nadal patrzył po kolegach z niezrozumieniem wypisanym na twarzy, kompletnie zapominając o swojej kawie.
- Jak ona mogła to ukrywać? – zapytała retorycznie Kaśka. – Przecież narażała nasze życie!
- Ukrywać? – wtrącił Bartek z przejęciem. – W ogóle nie powinna zaczynać tu pracy.
- Ani tu, ani nigdzie – dodała policjantka. – Jej obowiązkiem jest trzymać się z dala od ludzi, żeby…
- Co wy bredzicie? – przerwał im Sebastian całkowicie opanowanym tonem.
Jego spokój był jedynie wynikiem zaskoczenia, które wciąż mu towarzyszyło. Czuł się, jakby przypadkiem stał się uczestnikiem jakiejś dziwnej parodii. Pierwsze co uderzyło go w tym wszystkim najbardziej to fakt, że Ania nie zachowała tajemnicy. Co prawda Aśka nie prosiła jej o dyskrecję, ale trudno było to uznać za okoliczność łagodzącą. Jako przyjaciółka powinna była wykazać się większym zrozumieniem i wyczuciem.
No i po drugie…
- Odwaliło wam kompletnie? – warknął, czując w końcu rosnącą irytację. – Wiecie cokolwiek o możliwościach zarażenia HIV?
- Wystarczająco – odparował Kamil. – Ja nie zamierzam przez nią zachorować.
W tym momencie w drzwiach stanęła Aśka. Przez chwilę jej wzrok ślizgał się po obecnych w pomieszczeniu, a potem powoli odwróciła się i poszła do biura. Sebastian rzucił tylko reszcie wściekłe spojrzenie i pobiegł za partnerką.
- Aśka… - zaczął, kiedy wreszcie ją dogonił.
Zawahał się, bo nie bardzo wiedział, co mógłby powiedzieć dalej. „Nie przejmuj się” wydawało się w tym momencie wyjątkowo nieadekwatne do sytuacji.
- Wiedziałam, że tak będzie – powiedziała spokojnie Joasia, choć głos nieco jej drżał. – Mówiłam ci, że tak właśnie reagują ludzie.
- Są po prostu zaskoczeni – spróbował Sebastian, mimo że sam w to nie wierzył. – Kiedy to przemyślą, na pewno…
- Wiesz, że to nieprawda – odparła kobieta. Odwróciła się do partnera i spojrzała mu w oczy. – Jak Stary się dowie, będzie chciał mnie zwolnić.
- Nie ma prawa.
- Jeśli będzie tego chciał, powód zawsze się znajdzie.
Joasia odwróciła się do okna, czując łzy pod powiekami. Bywały chwile, takie jak ta, kiedy swoje własne marzenia zaczynała postrzegać jako nierealne fanaberie. Nie chciała już starać się, walczyć, wolała uciec.
Sebastian zdawał się bezbłędnie odczytać jej myśli. Podszedł bliżej i przytulił delikatnie partnerkę.
- Nie zmuszaj się do niczego – powiedziała cicho Aśka. – Nie musisz mi niczego udowadniać. Wiem, że się boisz jak każdy.
- I tu się właśnie mylisz – odparł Sebastian stanowczo. – Między nami nic się nie zmieniło.
Zdawał sobie sprawę, że trudno będzie przekonać Joasię. Kiedy coś sobie ubzdurała, zmiana jej nastawienia graniczyła niemal z cudem. Niestety już pół godziny później musiał przyznać, że to najmniejszy z jego problemów. Nim minęła dziewiąta, cała komenda aż huczała od najnowszych wieści i w końcu Sebastian musiał przyznać, że faktycznie jest jedyną osobą, która nadal traktuje Aśkę normalnie.
- Pójdę zrobić kawę – mruknęła policjantka, przerywając męczące milczenie.
Wyszła z biura, nie czekając na reakcję ze strony Sebastiana. Niestety w kuchni nie czekało ją nic miłego. Ania i Kasia, które właśnie przygotowywały kawę na jej widok cofnęły się o krok i spojrzały po sobie. Aśka zażenowana spuściła wzrok. Podeszła do szafki, wyciągnęła puszkę z kawą i nieco nerwowymi ruchami zaczęła szukać cukru. Dopiero kiedy jej koleżanki opuszczały pomieszczenie, zauważyła, że w dłoniach trzymają nowe kubki i torebkę z kawą.
Nie było to jedyna nieprzyjemność, która spotkała ją tego dnia. Jeszcze przedpołudniem wezwał ją Stary. Zjawiła się w jego gabinecie bardzo podenerwowana, choć starała się to ukryć.
- Nie ukrywam, że byłbym pani wdzięczny za rezygnację z pracy – powiedział szef wprost, najwyraźniej rezygnując z subtelności.
- Nie zrobię tego – odparła Joasia bez zastanowienia. – Pracuję tu pięć lat, jestem świetną policjantką, oboje to wiemy.
- Powiem tak: nosiciel wirusa HIV to bardzo kłopotliwy pracownik. Nawet jeśli jego osiągnięcia zawodowe nie budzą zastrzeżeń.
- Dopóki nie znał pan prawdy, nie byłam kłopotliwa – odburknęła Aśka, czując, że jej strach zastępuje rosnąca irytacja.
- Nie mogę pani zwolnić z powodu nosicielstwa – powiedział Stary z niechęcią, - ale będę się pani uważnie przyglądać i wystarczy jeden fałszywy ruch. Nie zawaham się, zapewniam. A na razie jestem zmuszony wprowadzić środki ostrożności.
- Ciekawe jakie – zakpiła policjantka.
- Przede wszystkim nie ma pani prawa wstępu do kuchni ani łazienki. Zabraniam korzystania z jakichkolwiek wspólnych przedmiotów.
- To wszystko?
- Może pani odejść.
Joasia wyszła z gabinetu szefa, zamykając drzwi nieco za głośno, by można było to uznać za naturalne. Wróciła do biura, gdzie czekał na nią zaniepokojony Sebastian. Na widok jej wściekłej miny poczuł ulgę. Zdecydowanie wolał, kiedy walczyła o swoje, niż biernie przyjmowała ciosy od losu.
- Nie pozwolę im się zniszczyć – powiedziała stanowczo. – Nie tak łatwo.
- I tak trzymać – skwitował Sebastian z zadowoleniem. – Pamiętaj, że zawsze jestem z tobą.
- Dzięki.
Uśmiechnęła się do partnera i usiadła za biurkiem. Wolała jak najszybciej wypełnić raporty i oddać je Staremu, żeby nie dać mu powodu do zwolnienia. Wiedziała, że od tej chwili będzie musiała bardzo uważać na to, co robi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz