niedziela, 3 lipca 2011

3. W świecie nie istnieje cień, który byłby bardziej cieniem od innych

Przez resztę tygodnia nastroje na komendzie nie uległy poprawie. Aśka na każdym kroku demonstrowała pewność siebie i nie dawała się zdenerwować. Udawała, że nie widzi zachowania „kolegów”, pracując jak zwykle. Dopiero kiedy zostawała z Sebastianem sam na sam, przestawała udawać. Stawała się bardziej zamyślona, melancholijna, raz też zdarzyło jej się trochę popłakać.
Najbardziej męczący był Stary, który teraz wpadał do ich biura znienacka o różnych porach. Aśka jak nigdy pilnowała punktualności i raportów, ale nie tylko ona miała dodatkowy nawał pracy. Sebastian zostawał z nią porodzinach, pomagał w uzupełnianiu ton dokumentów i zawsze towarzyszył jej przy starciach z szefem.
- Jestem ci naprawdę wdzięczna – powiedziała w niedzielę wieczorem, kiedy odwoził ją do domu. – To wiele dla mnie znaczy.
- Daj spokój, cała przyjemność po mojej stronie – odparł Seba z uśmiechem. – Ale… możesz mi się odwdzięczyć, jeśli chcesz.
Spojrzał na nią wyraźnie zadowolony, w związku z czym Joasia nabrała podejrzliwości.
- Tak? – zapytała, przyglądając mu się uważnie.
- Pójdziesz ze mną na bal?
Kobieta przygryzła nerwowo wargę. W następną sobotę miał odbyć się bal policjanta, na który nie miała najmniejszego zamiaru iść. Lubiła tańczyć i nie miała nic przeciwko tego typu imprezom, ale była w stanie sobie wyobrazić, jak wyglądałaby reakcja pozostałych, gdyby pojawiła się w dworku Branickiego.
- Wiesz, ja… - zaczęła przepraszającym tonem. Natychmiast poczuła wyrzuty sumienia, więc dokończyła jeszcze ciszej. – Wcale się nie wybieram.
- Nie żartuj! A kto jeszcze kilka dni temu twierdził, że nie da się tak łatwo zniszczyć?
Joasia uśmiechnęła się zakłopotana. Z jednej strony przyznawała Sebastianowi rację, ale z drugiej przebywanie wśród ludzi było dla niej każdorazowo męczarnią.
- Jeśli tam pójdę, wszystkim zepsuję zabawę – mruknęła. – Poza tym… dla mnie to też nie będzie przyjemność.
- Chcesz powiedzieć, że spędzenie ze mną wieczoru na parkiecie nie należy do wymarzonych rozrywek? – zagadnął niewinnym tonem.
- Oczywiście, że należy… No dobrze, ale nie zabawimy tam długo, dobrze?
- Wyjdziemy jak tylko będziesz chciała – obiecał Seba.
Nie była z tego zadowolona, ale nie potrafiła odmówić. Chciała mu udowodnić, że jest w stanie postawić się większości i odważnie walczyć o swoje, no a poza tym Sebastian był jej najlepszym i właściwie jedynym przyjacielem.
Koniec końców w sobotę od rana zaczęła szykować się do balu. Była bardzo zdenerwowana, choć wmawiała sobie, że wcale tak nie jest. Z drugiej jednak strony odczuwała swego rodzaju podekscytowanie. Biegała po mieszkaniu, nie potrafiąc zrobić nic konstruktywnego. Kilka razy zmieniała fryzurę i makijaż i kiedy wreszcie późnym popołudniem Sebastian zadzwonił do jej drzwi, była w kompletnej rozsypce. Na bieliznę narzuciła szlafrok i wpuściła przyjaciela do mieszkania.
- Przepraszam cię, jeszcze tylko chwila i jestem gotowa – powiedziała, zgarniając z sypialni ubrania.
- Spoko, mamy dużo czasu.
Skryła się w łazience i zaczęła w ekspresowym tempie doprowadzać do porządku. Kiedy w końcu stanęła przed lustrem, oglądając efekt końcowy, dopadło ją bardzo dziwne uczucie. Zadała sobie podstawowe pytanie: dlaczego tak naprawdę jest zdenerwowana? Zaczynała szczerze wątpić, czy ma to coś wspólnego z resztą ekipy z wydziału. Nerwowości towarzyszyło raczej podniecenie niż strach.
Niestety już dwie godziny później musiała przyznać, że miała stuprocentową rację, broniąc się przed balem. Kiedy zbliżała się do stołu po napój, wszyscy patrzyli na nią z wyraźną pretensją, więc szybko się wycofywała. Nikt do niej nie podchodził, a w związku z tym omijali także Sebastiana.
- Jeszcze jeden taniec? – zaproponował mężczyzna, ledwie zaczęła się wolna piosenka.
Joasia tylko się uśmiechnęła. Weszła za przyjacielem na parkiet, obserwując, jak znajomi rozstępując się przed nimi. Starając się to ignorować, pozwoliła się objąć i wsłuchała w muzykę. Sebastian świetnie tańczył. Ona nie była tak dobra w te klocki, ale przy nim czuła się pewnie. W miarę jak piosenka się rozkręcała, Sebastian zbliżał się do Joasi coraz bardziej. W końcu kobieta oparła głowę na jego ramieniu, zapominając o jakimkolwiek dystansie.
- Rozchmurz się trochę – mruknął cicho Seba.
- Przepraszam, nie czuję się tu zbyt dobrze…
- Rozluźnij się.
Poczuła, że Sebastian muska delikatnie ustami jej szyję. Zaskoczona podniosła głowę i spojrzała na niego. Kompletnie nie spodziewała się takiego rozwoju wypadków, przez co jej reakcja okazała się bardzo nieadekwatna do sytuacji.
- Przepraszam, poniosło mnie – powiedział szybko Sebastian, rozluźniając uścisk.
Aśka uśmiechnęła się z zakłopotaniem i powoli zeszła z parkietu, wciąż jednak trzymając partnera za rękę.
- Nie gniewasz się? – upewnił się policjant, zerkając na przyjaciółkę niepewnie.
- Nie, skąd. Wiesz, muszę pójść do łazienki.
Wstydziła się poprosić, żeby z nią poszedł, ale okazało się, że wcale nie musiała. Sebastian bez słowa ruszył za nią. Przed drzwiami do łazienki spotkali Anię i Kaśkę. Zmierzyły Joasię pogardliwym spojrzeniem i odsunęły się, zerkając po sobie znacząco.
- Chyba jednak nie potrzebuję aż tak bardzo – mruknęła i ze spuszczoną głową wróciła na salę.
Pół godziny później Sebastian stracił cierpliwość. Aśka była tak bardzo przygnębiona, że nie mógł już na to patrzeć. Nie chciała tańczyć, stała tylko pod ścianą z dala od wszystkich.
- Chcesz wracać do domu? – zapytał łagodnie, odgarniając jej włosy z ramienia.
- Obiecałam ci ten bal – odparła.
Wpatrywała się w coś z uporem, nie odwracając się do przyjaciela. Sebastian zaintrygowany podążył za jej wzrokiem i stwierdził, że Joasia obserwuje Anię.
- Bardzo cię to zabolało, prawda? – zagadnął, także skupiając wzrok na tańczącej policjantce.
- Znam Anię od dziecka – powiedziała cicho Joasia. – Odkąd tylko sięgam pamięcią, zawsze byłyśmy przyjaciółkami. Ja… spodziewałabym się tego po każdym, ale nie po niej.
- Rozumiem.
- Nie chodzi mi wcale o to, jak mnie teraz traktuje, tylko… brakuje mi jej. Nasza przyjaźń już nigdy nie wróci.
- Skoro tak cię potraktowała, to nie była warta twojego zaufania – skwitował stanowczo Sebastian, choć wiedział, że nie zabrzmi to pocieszająco. – Pojedźmy do mnie – dodał. – Przyjemniej spędzimy czas we dwójkę niż tutaj.
Joasia pokiwała głową i wyszła za Sebastianem z budynku. Była naprawdę zmęczona całą tą imprezą, choć ledwie minęła dwudziesta pierwsza.
Okazało się, że Sebastian bardzo poważnie potraktował obietnicę miłego wieczoru. Wyjął ulubionego szampana Joasi i zamówił chińszczyznę. Kobieta nie miała się w co przebrać, a siedzenie w dość wąskiej sukience, kiedy mieli się zrelaksować, mijało się z celem. W związku z tym Sebastian dał jej swój podkoszulek, który sięgał jej ledwie do połowy uda. Zdawała się jednak nie czuć tym faktem skrępowana. Usiadła na kanapie, biorąc w rękę kieliszek szampana.
- Nie powinienem cię namawiać – powiedział Sebastian po chwili milczenia. – Niepotrzebnie się upierałem.
- Miałeś rację – westchnęła zamyślona. - Nie mogę przed nimi uciekać. Kiedy wyczują moją słabość, będzie jeszcze gorzej. Po prostu dzisiaj jakoś… nie czułam się na siłach.
- Rozumiem.
- Ale poza tym było bardzo miło – dodała, uśmiechając się do Sebastiana.
Zobaczyła błysk w jego oczach i zawstydzona spuściła wzrok, czerwieniąc się po uszy. Zaczęła nerwowo obracać w dłoniach kieliszek.
- Dobrze mi się z tobą rozmawia – powiedziała po chwili. – I w ogóle… bardzo lubię spędzać z tobą czas.
Poczuła się jak nastolatka, nieudolnie próbująca wyznać chłopakowi uczucie. Dotarło to do niej z pewnym opóźnieniem i sama nie potrafiła określić, jak czuje się odkrywszy, że jest Sebastianem zainteresowana również w aspekcie fizycznym. Zaraz jednak przypomniała sobie, że jest nosicielką HIV.
- Ja też – odparł Sebastian, wyrywając ją z zamyślenia. – Wiesz… jesteś dla mnie bardzo ważna.
Wziął Joasię delikatnie za rękę i zaczął głaskać wierzch jej dłoni. Kobieta nieco skołowana przyglądała się temu w milczeniu.
- To takie dziwne – wyszeptała nagle. – Przecież jesteśmy przyjaciółmi…
- Od przyjaźni wszystko się zaczyna – powiedział Sebastian z pewnością w głosie.
Zbliżył się do kobiety, kładąc dłoń na jej nagim kolanie. Nagle Aśka zdała sobie sprawę z niestosowności swojego stroju, było jednak za późno, by to nadrobić. Serce waliło jej jak oszalałe i oddech przyspieszył, a od miejsca zetknięcia ze skórą Sebastiana rozchodziły się po całym ciele fale gorąca. Cały czas patrzyła mu w oczy, obserwując, jak powoli zbliża się coraz bardziej. Kiedy ich usta dzieliło już najwyżej kilka centymetrów, gwałtownie się otrząsnęła.
- Przepraszam – powiedziała, odsuwając się. – Nie mogę, wiesz o tym.
- Myślałem, że… - zaczął Sebastian zdezorientowany.
- Jestem chora, pamiętasz? To niebezpieczne.
- Nie boję się – oświadczył mężczyzna stanowczo.
- Sebastian, czy ty zdajesz sobie sprawę, jak bym się czuła, gdybym się ode mnie zaraził? Nie wybaczyłabym sobie tego do końca życia. Ty możesz sobie lekceważyć zagrożenie, ale ja się boję i to bardzo.
Chciała wstać w obawie, że jej argumenty wcale nie przemówiły do policjantka, ale on złapał ją za nadgarstek i delikatnie zatrzymał.
- Nie uciekaj – poprosił. – Nie będę do niczego cię zmuszać.
Opadła z powrotem na kanapę, ale nie miała odwagi spojrzeć na Sebastiana.
- Nie zrozum mnie źle – powiedziała cicho. – Nie twierdzę, że nie chcę, tylko… sam wiesz.
- Pocałunkiem się nie zarażę – odparł Sebastian z chytrym uśmiechem.
Aśka spojrzała na niego z wahaniem, a potem szybko odwróciła głowę. Miał rację, pocałunek nie mógł być niebezpieczny, ale za to bardzo niebezpieczne było zaangażowanie. I ona dobrze o tym wiedziała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz