poniedziałek, 7 maja 2012

12. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Tego popołudnia dręczyły ją nie tylko wizje umierającej Bryzy. Wracały także myśli o rozmowie z matką i ślubie, do którego ona bądź Kalina miały zostać zmuszone. Im dłużej o tym myślała, tym bardziej absurdalne wydawało jej się to wszystko. Zaczynała jednak zdawać sobie sprawę, że sytuacja nie przedstawia się ciekawie i mimowolnie nawiedzały ją wizje, w których szła do ołtarza z nieznajomym mężczyzną na wózku.
Z niespokojnego snu wyrwało ją pukanie. Podniosła się do pozycji siedzącej, na wpół przytomnie mówiąc „proszę”. Zaskoczona w drzwiach ujrzała Sebastiana.
Była zbyt zmęczona i przybita, żeby się zdenerwować. Jego obecność przyniosła jej ulgę i mimo wszystko nie mogła tego nie zauważyć. Usiadła na łóżku po turecku i wpatrzyła się w swoje kolana.
Sebastian podszedł do niej powoli i z lekkim wahaniem posadził na jej kolanach małą, czarno-brązową kulkę, a potem niepewnie opadł na krzesło. Aśka przez dłuższą chwilę milczała, wpatrując się w bursztynowe oczy zwierzęcia.
- Wiem, że lubisz owczarki – zaczął mężczyzna nieporadnie. – I pomyślałem...
Urwał zakłopotany. Nie był pewny, czy łzy na policzkach Joasi są dobrym, czy złym znakiem.
Kobieta pogłaskała ostrożnie szczeniaka i przez moment w milczeniu obserwowała, jak gryzie jej bransoletkę.
- Dziękuję – powiedziała cicho. – To miłe.
- Miałem nadzieję, że ona w jakiś sposób zapełni pustkę po Bryzie – wyznał Seba, bawiąc się nerwowo palcami. – Ale to może za wcześnie…
- Nie wyobrażam sobie domu bez psa – odparła Joasia, nie patrząc na partnera. – Mam nadzieję, że Ania nie będzie miała nic przeciwko.
- Nazywa się Karo, ale oczywiście imię możesz zmienić…
Joasia kiwnęła głową, nadal głaszcząc machinalnie psa. Sebastian zaczął się zastanawiać, czy nie powinien się wycofać, jednak po chwili namysłu postanowił ponownie się odezwać.
- Dobrze się czujesz? – zapytał niepewnie. Kobieta podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią. – Chętnie pomogę ci z mieszkaniem i…
- Nie martwię się mieszkaniem ani rzeczami – odparła Joasia smutno. – To tylko przedmioty.
Seba pokiwał głową ze zrozumieniem. Przesiadł się na łóżko i nieśmiało poklepał przyjaciółkę po ramieniu. Joasia oparła się o niego.
- Nie mogę sobie wybaczyć, że zapomniałam o tym cholernym żelazku – powiedziała zamyślona. – Bryza zginęła straszną śmiercią i to przeze mnie…
Komisarz nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Milczał więc, głaszcząc tylko kobietę po ramieniu.
- Dostałam ją od ojca siedem lat temu – kontynuowała Joasia. – Dzięki niej miałam wrażenie, że wciąż przy mnie jest…
Zdała sobie sprawę, że po jej policzkach spływają łzy, więc otarła je szybko i odsunęła się od Sebastiana. Nie chciała się rozklejać, a przede wszystkim nie chciała dawać mu powodu, by myślał, że z jej strony cokolwiek się zmieniło.
- Nie będzie mnie przez kilka dni w pracy – powiedziała. – Już uprzedziłam Starego.
- W porządku, zajmę się sprawą – obiecał Sebastian.
Następnego ranka Joasia pojechała do szkoły Kaliny. Nie czuła się dobrze, odkładając spotkanie z jej nauczycielem, bo miała dziwne wrażenie, że stało się coś złego. Była nieco zaskoczona, kiedy z pokoju nauczycielskiego wyszedł do niej na oko dwudziestokilkuletni blondyn i uśmiechnął się serdecznie.
- Pani Zawadzka? – przywitał się, podając jej rękę. – Może przejdziemy do sali – dodał, nim zdążyła choćby przytaknąć.
- Proszę mi wybaczyć, ale spodziewałam się kogoś starszego – powiedział, kiedy weszli do jednej z klas.
- To podobnie jak ja – odparła Joasia, nim zdążyła ugryźć się w język. – Jestem siostrą Kaliny – dodała, chcąc zatuszować swój nietakt. – To ja ją wychowuję, jeśli można to tak określić.
- No tak, to wiele wyjaśnia… - mruknął, na co Aśka uniosła brwi. – Przepraszam, nie przedstawiłem się. Błażej Kalinowski.
Ukłonił się lekko i ponownie uśmiechnął. Joasia westchnęła w duchu. Chciała jak najszybciej dowiedzieć się, co takiego zmalowała Kalina, a nauczyciel wcale jej tego nie ułatwiał.
- Joanna Czechowska – odparła, siląc się na wciąż uprzejmy ton. – Zaczął pan mówić o Kalinie…
- Tak – zreflektował się mężczyzna. – Uczę Kalinę dopiero od kilku tygodni, nie znam jej jeszcze zbyt dobrze, ale zaniepokoiło mnie napisane przez nią opowiadanie. Nie ukrywam, że chciałem porozmawiać o tym z jej matką, ale skoro tak…
Wyjął z biurka kilkustronicową pracę i wręczył Joasia.
- Proszę przeczytać tutaj – dodał, wskazując palcem akapit gdzieś pośrodku strony.
Aśka rzuciła mu uważne spojrzenie, po czym pochyliła się nad opowiadaniem siostry.

- Na świecie jesteś sama, Oliwio, taki już człowieczy los. Albo teraz zakończysz to odważnie, albo będziesz umierać każdego dnia od nowa.
Dziewczyna wzięła do ręki nóż i spojrzała na przyjaciela. 
- Nie będę już dla nikogo ciężarem – powiedziała i wbiła ostrze w brzuch.

Joasia podniosła głowę, marszcząc brwi. Prawdopodobnie gdyby nikt nie zwrócił na to jej uwagi, sama nie znalazłaby w tym nic nadzwyczajnego.
- Prosiłem, żeby napisali coś, z czym by się identyfikowali – wyjaśnił mężczyzna. – Coś osobistego.
Policjantka raz jeszcze przeczytała wskazany fragment.
- Nie sądzę, żeby Kalina… - zaczęła.
- Całe opowiadanie napisane jest w podobnym tonie – przerwał jej nauczyciel. – Nie ukrywam, że trochę mnie to zaniepokoiło.
- Porozmawiam z nią – obiecała Joasia z cichym westchnieniem. – Mogę wziąć to opowiadanie? Chciałabym je w całości przeczytać.
Mężczyzna wręczył Joasi pracę i policjantka kontem oka zauważyła, że Kalina dostała za nie najwyższą ocenę. Włożyła opowiadanie do torebki i już zamierzała się pożegnać, kiedy nauczyciel ponownie się odezwał.
- Kalina jest bardzo zdolną uczennicą – powiedział. – Wspaniale pisze, błyskotliwie interpretuje przeczytane książki i jest naprawdę świetną aktorką. Przygotowujemy teraz spektakl na Dzień Edukacji, a Kalina jest wyjątkowo przekonującą Julią.
Joasia starała się robić taką minę, jakby to wszystko nie było dla niej nowością. Poczuła się bardzo głupio ze świadomością, że właściwie niewiele wie o życiu swojej siostry.
- Bardzo mnie to cieszy – mruknęła.
- Mam nadzieję, że przyjdzie pani podziwiać ją na scenie.
- Na pewno – obiecała Joasia, robiąc krok w stronę drzwi.
- To bardzo ważne, żeby najbliżsi wspierali naszych młodych aktorów – kontynuował mężczyzna, sprawiając wrażenie, jakby w ogóle nie zauważał zniecierpliwienia Joasi. – Kalina jest bardzo wrażliwą dziewczyną, na pewno będzie jej raźniej.
- Tak, jestem pewna, że się ucieszy – zgodziła się Joasia dla świętego spokoju. – Dziękuję, że poinformował mnie pan o tym opowiadaniu. Do widzenia.
Podała mężczyźnie rękę i nie zważając na fakt, że żegna się z nią nieco zbyt wolno, by można to uznać za naturalne, czmychnęła z sali. Odetchnęła z ulgą, dopiero kiedy znalazła się na zewnątrz, ale mina szybko jej zrzedła, bo tuż przy bramie zauważyła Kalinę kłócącą się z kobietą w średnim wieku. I tą kobietą z całą pewnością była ich matka.
Przyspieszyła kroku, sypiąc pod nosem przekleństwa. Na samą myśl o tym, że Kalina mogła stać się kolejną ofiarą szantażu, Joasi robiło się słabo, a opowiadanie w torebce nagle robiło się cięższe.
- Co tu robisz? – warknęła do matki, kiedy znalazła się na tyle blisko, by dotarł do niej jej cichy głos.
- Rozmawiam z moją córką – oświadczyła kobieta bezczelnym tonem.
- Wynoś się stąd – wycedziła Joasia, nie mogąc ukryć nienawiści. Nie chciała robić sceny pod szkołą Kaliny i tylko dlatego nie doszło jeszcze do rękoczynów.
- Zostało ci pięć dni – powiedziała matka.
Odwróciła się na pięcie i odeszła, zostawiając rozwścieczone córki. Przez dłuższą chwilę żadna z nich się nie odezwała, ale w końcu Kalina odzyskała głos.
- Pięć dni do czego? – zapytała, odwracając się do siostry.
Joasia wciąż patrzyła w kierunku, gdzie przed chwilę zniknęła ich matka. Wiedziała, że Kalina nie zadowoli się wymijającą odpowiedzią, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy.
- Wracaj do szkoły, porozmawiamy w domu – rzuciła w końcu i odeszła w stronę przystanku autobusowego.

Tego dnia miała zacząć sprzątanie w swoim mieszkaniu. Nie czuła się najlepiej z tą świadomością, ale nie chciała przedłużać pobytu u Ani, a wiedziała, że im szybciej posprząta pogorzelisko, tym szybciej rozpocznie się i zakończy remont. Wielkie było jej zdziwienie, kiedy pod swoim blokiem spotkała Rafała i Maćka, taszczących to, co zostało z szafy.
- Co wy tu robicie? – zapytała zdezorientowana, kiedy oboje uśmiechnęli się do niej szeroko.
- A jak myślisz? – odparł Maciek.
- Przecież powinniście być na komendzie, a poza tym… skąd mieliście klucze?
Mężczyźni tylko wyszczerzyli zęby i ruszyli w dalszą drogę do kontenera na śmieci. Joasia zmarszczyła brwi, nie mogąc zrozumieć, co się dzieje. Pobiegła na górę, a tam czekała na nią kolejna niespodzianka. Obie Anie i Kaśka pakowały do worków nadpalone ubrania, pościel i wszystko to, co dało się tam zmieścić, a nie było popiołem. Z kolei w salonie Sebastian i Bartek rozkręcali ciężki regał.
- Co tu się dzieje? – zapytała, stając w przedpokoju.
Oczywiście już wiedziała, skąd mieli klucze. Nadal jednak nie mogła uwierzyć, że zrobili jej taką niespodziankę.
- Sprzątamy – odparł Bartek z uśmiechem.
Joasia podeszła do nich i delikatnie położyła Sebastianowi rękę na ramieniu. Odwrócił się przez ramię i spojrzał na nią. Kobieta tylko uśmiechnęła się smutno, pocałowała go w policzek i odeszła. Usłyszała, że Bartek zagwizdał cicho, ale nie odwróciła się. Wiedziała, że Sebastian właśnie przeszywa go spojrzeniem.
W ósemkę uporali się z bałaganem zaskakująco szybko. Już dwie godziny później wszystko zostało wyniesione na śmietnik, a Ania kończyła zmywać podłogę w przedpokoju.
- Bardzo wam dziękuję… - zaczęła Joasia, jednak nie dane jej było skończyć.
- Zachowaj to na później – przerwał jej Maciek. – Jeszcze nie skończyliśmy.
Ku jej wielkiemu zaskoczeniu wyszli z mieszkania, a kilka minut później wrócili z kijami, wiadrami i reklamówkami.
- Nie przesadzajcie – powiedziała szybko. – Zamówię jakąś ekipę i zajmie się malowaniem…
Nikt jednak nie zwracał na nią uwagi. Dziewczyny zostały szybko poinstruowane przez Rafała i wszyscy zabrali się do czyszczenia i szpachlowania ścian. Joasia stała w przedpokoju, przyglądając się temu. Wzruszyła ją postawa przyjaciół, z trudem powstrzymywała łzy. Teraz już wiedziała, że zawsze może na nich liczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz