czwartek, 24 maja 2012

14. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Przez resztę dnia komisarze siedzieli w biurze i przeglądali bazę danych, próbując dopasować kogoś z zaginionych do ofiary. Niestety biorąc pod uwagę stan zwłok było to dość trudne.
- Wiesz, że tracimy czas? – zapytała w końcu Joasia. – Wiemy, że mogła mieć od 20 do 40 lat i to nic pewnego…
- No i że była kobietą – dodał Seba całkiem poważnym tonem.
Joasia westchnęła. Oboje myśleli o jednym, ale żadne nie chciało pierwsze o tym wspomnieć.
- Może powinniśmy przyjrzeć się tamtej sprawie? – zasugerowała w końcu kobieta. – To dość oryginalna zbrodnia, jeśli można to tak określić…
- Bez sensu – skwitował Sebastian. – Minęło wiele lat, to na pewno tylko zbieg okoliczności.
- A jednak myślę, że powinniśmy. Przecież musimy brać pod uwagę wszystkie możliwości, prawda? A poza tym i tak nie mamy nic lepszego do roboty.
- Więc dlatego że nie masz żadnego punktu zaczepienia, chcesz się zakopać w sprawę bez wyjścia? – zdenerwował się policjant. – Jeśli chcesz siedzieć tu całymi nocami, przeglądając akta i tłumaczyć się mediom, dlaczego jeszcze nie znaleźliśmy grabarza…
- Media i tak się tym zainteresują – odparła Aśka, nie tracąc zimnej krwi. – Przecież nie musimy od razu iść tym tropem, ale nie zaszkodziłoby…
- Jadę do domu – oświadczył Seba, przerywając jej w pół zdania. – Do jutra.
Złapał bluzę i opuścił biuro szybkim krokiem. Joasia patrzyła za nim zaskoczona. Nie widziała nic złego w swoim pomyśle i nie zamierzała z niego rezygnować. Poprosiła Kaśkę o wyciągnięcie akt z archiwum i także skierowała się do wyjścia.
Ledwie opuściła budynek komendy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jej myśli zmieniły kierunek. Zapomniała o śledztwie, a mimowolnie skupiła się na problemach z matką. Ruszyła powoli w stronę domu, decydując się na długi spacer. Miała nadzieję, że nim dotrze do swojego mieszkania, zdoła podjąć jakąś rozsądną decyzję.
Zdawała sobie sprawę, że nie ma wielu możliwości. Uzyskanie prawa do opieki na Kaliną nie wchodziło w grę – prędzej dziewczyna osiągnęłaby pełnoletniość, niż zakończyłoby się postępowanie sądowe. Wiedziała, że matka nie będzie miała najmniejszego problemu z odebraniem jej siostry i znajomości w policji czy prokuraturze niewiele tu pomogą. Prawo jest prawem, w takich sytuacjach całkowicie bezwzględnym.
Z drugiej strony ulegnięcie szantażowi byłoby skrajną głupotą. Może i nie była z nikim związana, ale nie zamierzała podejmować decyzji, która zmieniłaby całe jej życie w bliżej nieokreślonym kierunku. Oczywiście istniała możliwość, że Karol okazałby się mężczyzną jej życia, ale liczenie na to byłoby przejawem nadmiernego optymizmu, czy wręcz głupoty. Zresztą, jeśli raz ulegnie matce, ta może wysunąć kolejne warunki. Jeden nieopatrzny krok mógł wplątać Joasię w sytuację bez wyjścia.
Zatrzymała się nagle i rozejrzała po ulicy, żeby ocenić, gdzie jest. Natychmiast zlokalizowała najbliższy przystanek autobusowy i ruszyła w tamtym kierunku. Postanowiła pojechać do matki, nim to ona zaszczyci ją wizytą.
Czterdzieści minut później stanęła pod żelazną bramą i nacisnęła guzik domofonu. Z niechęcią i dezaprobatą patrzyła na wielką, piękną willę i olbrzymi ogród. Już wiedziała, czym skusił ją nowy kochanek.
Jakiś mężczyzna wpuścił ją na podwórko i pewnym krokiem ruszyła w stronę budynku. Ledwie zdążyła stanąć na ostatnim stopniu schodów, w drzwiach pojawiła się jej matka.
- Widzę, że jednak zmieniłaś zdanie – powiedziała z jadowitym uśmiechem.
- Owszem – odparła Joasia, z trudem powstrzymując wszelkie nieprzyjazne odruchy.
- Więc wejdź.
Wnętrze willi było równie okazałe. Joasia rzuciła tylko okiem na marmurową posadzkę i olbrzymi plazmowy telewizor, po czym odwróciła się do matki, krzyżując ręce na piersiach.
- Jaką mam gwarancję, że jeśli się zgodzę, nie odbierzesz mi Kaliny? – zapytała wprost, rezygnując z wszelkich pozorów.
- Moje słowo.
- To trochę za mało – warknęła policjantka.
- Nie wierzysz mi?
Aśka prychnęła, nim zdążyła się powstrzymać. Ta rozmowa zaczynała ją naprawdę denerwować, ale wiedziała, że nie może zrezygnować z być może jedynej szansy porozumienia się z matką.
- Muszę mieć gwarancję – powiedziała. – Tylko wtedy zgodzę się na twoje warunki.
- Co proponujesz?
- Zrzeknij się praw rodzicielskich.
Matka Joasi zmrużyła oczy, obserwując uważnie córkę. Nie wierzyła w tak nagłą zmianę zdania i podejrzewała, że policjantka chce ją zwyczajnie wykiwać.
- Zrobię to – oznajmiła z dziwnym zadowoleniem, - zaraz po ślubie.
Joasia stała przez moment zbita z tropu. To nie rozwiązywało jej problemu. Nie mogła jednak odmówić, bo to wiązałoby się z przeniesieniem szantażu na Kalinę. Kobieta wahała się jeszcze przez chwilę, a potem podjęła wreszcie decyzję.
- Zgoda – powiedziała.
- Nie zwiedziesz mnie ślubem cywilnym – zaznaczyła kobieta. – Przed Bogiem przysięgniesz mu wierność.
Wymyślony naprędce plan Joasi rozsypał się w drobny mak. Ślub cywilny nie byłby wielką tragedią, zawsze mogła szybko go zakończyć. I choć bycie rozwódką niezbyt jej odpowiadało, to była gotowa się poświęcić. Niestety przysięgi przed ołtarzem nie mogła wymazać.
- Nie zrobię tego – oznajmiła niezbyt pewnym tonem. – Nie będę kłamać przed Bogiem…
- Chyba bardziej cię boli, że takiego ślubu nie zerwiesz tak łatwo.
Ślub kościelny zawsze był dla Joasi jednym z największych marzeń. Chciała stanąć przed ołtarzem u boku ukochanego i przysięgać, będąc jednocześnie pewną, że dotrzyma obietnicy. Teraz pozostawało pytanie, czy to marzenie jest dla niej ważniejsze od szczęścia siostry.
- Jeśli spróbujesz mnie oszukać, słono za to zapłacisz – zagroziła Joasia z nienawiścią w oczach.
Matka tylko uśmiechnęła się do niej ironicznie. Niestety wszystko teraz zależało od niej.
- Niech Kalina nigdy się o tym nie dowie – powiedziała policjantka, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła.
Wściekła i rozżalona przemierzała ulice miasta. Miała ochotę płakać, ale w myślach cały czas tłumaczyła sobie, że jeszcze nic nie jest przesądzone. Nawet nie poznała Karola, nie mówiąc już o ustalaniu jakichś konkretnych dat. Tak naprawdę wszystko było jeszcze na wodzie pisane i Joasia w każdej chwili mogła się wycofać. Wystarczyło tylko wymyślić jakiś lepszy, sensowny plan.
Ocknęła się w zupełnie innej części miasta. Rozejrzała się po okolicy, zastanawiając się, dlaczego nogi poniosły ją właśnie w to miejsce.
- No tak – mruknęła, zauważywszy jasnozielony blok po drugiej stronie ulicy.
Intuicyjnie trafiła w miejsce, gdzie mogła otrzymać najlepszą pomoc: do Sebastiana. Weszła po schodach na górę, mrucząc z niezadowolenia, tak jakby to jakaś niewidzialna siła zmuszała ją do rozmowy z partnerem. Uważała, że nie powinna mówić mu o swoich problemach z matką, zwłaszcza, że dotyczyły dość delikatnego tematu, a pamięć o niefortunnym wyznaniu Sebastiana była wciąż bardzo świeża.
Policjant otworzył jej drzwi w samych dżinsach. Nie wyglądał na zadowolonego z wizyty niespodziewanego gościa.
- Wpuścisz mnie? – zapytała Joasia, starając się, by jej głos nie zabrzmiał zbyt chłodno.
Sebastian przesunął się w drzwiach, ale nadal milczał. Nie zachęcił jej do wejścia ani jednym słowem czy gestem.
- Jeśli przyszłam nie w porę, po prostu powiedz – mruknęła kobieta, zatrzymując się dwa kroki za drzwiami i wkładając ręce do kieszeni.
- Nie, chodź – odparł Seba z westchnieniem.
- Coś się stało? – zapytała Joasia, wchodząc do salonu i rozglądają się uważnie po pomieszczeniu.
Pierwsze co przyszło jej do głowy, to że nieumyślnie przerwała mu upojny wieczór. W mieszkaniu jednak nie było ani śladu kobiety. Przysiadła więc na kanapie i spojrzała na Sebastiana, który właśnie wciągał przez głowę T-shirt.
- Długa historia – odparł mężczyzna, wyraźnie próbując nadać swojemu głosowi nieco łagodniejsze brzmienie. – A ty nie przyszłaś tego słychać.
- Przyszłam, bo dziwnie się dziś zachowywałeś – skłamała Joasia. – Przecież wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć…
- Chodzi o tę naszą sprawę… - mruknął Seba, przysiadając obok partnerki i zwieszając głowę.
- Odniosłam dziwne wrażenie, że nie chcesz rozmawiać o tym śledztwie sprzed lat – wtrąciła kobieta, nie mogąc się powstrzymać. – Ale przecież to było tak dawno, my jeszcze wtedy nie pracowaliśmy w policji…
- Jedną z ofiar grabarza piętnaście lat temu była moja siostra – wyznał w końcu Sebastian.
Joasia przygryzła wargi. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć w tej sytuacji. Żadne słowa nie wydawały się odpowiednie.
- Nie powinieneś prowadzić tej sprawy – oznajmiła w końcu. – Zbyt duże zaangażowanie emocjonalne…
- Aśka, co ty pieprzysz? – przerwał jej Seba zdenerwowany. – Będziesz mi prawić morały jak Stary?
- Stary wie? – zdziwiła się Joasia, zapominając o głównym temacie rozmowy.
- Rozmawiałem z nim po południu.
Nagle kobieta poczuła się bardzo dziwnie. Jeszcze nie tak dawno temu to ona byłaby pierwszą osobą, której Sebastian opowiedziałby o swoich troskach. Nie sądziła, że sprawa intymnego wyznania tkwi w pamięci mężczyzny równie głęboko, co w jej.
Sebastian zrozumiał, dlaczego Joasia nagle zamilkła i odchrząknął.
- Byłem zdenerwowany – mruknął, chcąc się jakoś wytłumaczyć. I nie czekając na reakcję ze strony partnerki, postanowił kontynuować. – Kiedy Magda zaginęła, miałem szesnaście lat. Ojca jak zwykle nie było, matka też dużo pracowała. Myślałem, że Magda poszła ćpać, zaczynała wciągać się w to całe bagno…
- Brała?
- Niewiele, kilka razy – westchnął Seba. – Wiesz, mieszkaliśmy w niezbyt ciekawej okolicy, a szkoła, do której chodziliśmy… No, powiedzmy, że normalnie ludzie starają się omijać takie miejsca szerokim łukiem.
Aśka pokiwała głową. Dzieciństwo jej i Sebastiana bardzo się różniło, ale choć mieli odmienne wspomnienia i doświadczenia, to każe zostało na swój sposób skrzywdzone.
- Jako nastolatek sporo piłem, paliłem trawkę – kontynuował komisarz. – Kiedyś nawet poszedłem z kumplami kraść radia samochodowe… No ale od tej sprawy z Magdą wszystko się zmieniło.
- Była od Ciebie starsza? – zapytała Joasia zamyślona.
- Trzy lata – przytaknął Seba. – Nie byliśmy zbyt blisko, ale wiesz… Siostra to siostra. Matka bardzo to wszystko przeżyła, szukała jej przez wiele miesięcy, wszystko inne przestało się liczyć. A kiedy po roku znaleziono jej ciało, było jeszcze gorzej.
- A co z twoimi młodszymi siostrami?
- Sylwia i Aneta były jeszcze małe, miały po siedem czy osiem lat. Niewiele pamiętają z tamtego okresu.
- To straszne… I pomyśleć, że po siedemnastu latach wszystko wraca… - westchnęła Joasia.
- Nie chciałem tego przyznać, ale masz rację – mruknął Sebastian po chwili namysłu. – Te sprawy mogą być ze sobą powiązane. W końcu zabójcy nigdy nie złapano…
- Aż do teraz – powiedziała pewnie Joasia, po czym nieco nieśmiałym ruchem objęła Sebastiana i przytuliła go delikatnie. – Tym razem się nie wywinie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz