czwartek, 8 listopada 2012

62. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Był to wyjątkowo paskudny dzień. Przez całe przedpołudnie komisarze przeszukiwali las, usiłując pomóc w sprawie Rafałowi i Ani. Wysiłki na nic się zdały i w końcu wszyscy zmęczeni i wściekli pojechali na komendę, gdzie już czekał na nich Stary. Zdawał się być w jeszcze gorszym nastroju niż oni, co szybko okazał. Przez resztę dnia nie dawał im spokoju, a oni zmuszeni byli wysłuchiwać pretensji, wypełniając tony zaległych raportów.
Kiedy wieczorem Joasia wracała do domu, miała wszystkiego serdecznie dość. Przed wyjściem zdążyła posprzeczać się z Sebastianem i chociaż powód był błahy, bardzo się zdenerwowała. Nawet nie próbowała dojść z nim do porozumienia. Wyszła z komendy, nim zdążył cokolwiek powiedzieć i szybkim krokiem ruszyła w stronę parku. Była to okrężna droga do domu, ale wiedziała, że tam Seba z całą pewnością nie będzie jej szukał.
Deszcz nadal padał. Boczne, parkowe alejki, którymi Joasia próbowała choć trochę skrócić sobie i tak wydłużony już powrót do domu, wypełnione były błotem. Miejscami kobieta zapadała się aż po kostki, klnąc przy tym na siebie i własną głupotę. Zaczęła właśnie rozważać wezwanie taksówki, kiedy usłyszała krzyk.
Silny wiatr i deszcz zacinający prosto w twarz skutecznie utrudniały jej usłyszenie czegoś więcej. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy przypadkiem jej się nie wydawało, ale znowu, już wyraźniej, usłyszała wołanie o pomoc. Był to z całą pewnością głos kobiety, ale Joasia nie mogła jednoznacznie określić, skąd dochodził. Zdjęła kaptur, żeby lepiej słyszeć i rozejrzała się. W okolicy nie było widać nic prócz błota i rozmazanych deszczem drzew.
Ruszyła w bliżej nieokreślonym kierunku, cały czas nasłuchując. Po chwili krzyk powtórzył się. Joasia przyspieszyła. Już nie miała wątpliwości, skąd dochodzi. Biegiem pokonała dwie alejki i znalazła się nad Wisłą. Z daleka dostrzegła dwie postacie szamoczące się na ziemi.
- Stój, policja! - krzyknęła, wyciągając broń.
Nie była do końca pewna, co się dzieje. W ciemności nie mogła zbyt wiele dostrzec, ale jedno było pewne: ktoś potrzebował pomocy. Miała nadzieję, że napastnik, kimkolwiek był, wystraszy się i ucieknie.
Tak też się stało. Jedna z postaci poderwała się gwałtownie i pognała w kierunku przeciwnym do tego, z którego nadbiegała Joasia.
- Zatrzymaj się! - zawołała ponownie policjantka.
Strzeliła ostrzegawczo w powietrze, mając jeszcze nadzieję, że napastnik zaniecha ucieczki, jednak wcale się nie zdziwiła, kiedy stało się inaczej. Wiedziała, że jeśli chce choć spróbować go złapać, liczy się każdy ułamek sekundy. Uciekinier zyskiwał coraz większą przewagę i po chwili rozpłynął się w deszczu, a Joasia, chociaż odprowadzała go wzrokiem, wcale nie była z tego powodu rozczarowana. Napastnikiem najprawdopodobniej był mężczyzna, a biorąc pod uwagę fakt, jak szybko zdołał się oddalić, musiał być w niezłej kondycji. Gonienie go w ciemności, wśród niekończących się zakrętów i alejek, ślizgając się w błocie, byłoby karkołomnym przedsięwzięciem, dlatego kobieta od razu podświadomie z tego zrezygnowała. Wolała udzielić pierwszej pomocy ofierze napadu.
Podbiegła bliżej poszkodowanej, widząc w ciemności zarys jej sylwetki, poruszającej się na ziemi. Uklękła obok, wsuwając broń do kabury.
- Nic pani nie jest? - zapytała, choć nie zabrzmiało to zbyt mądrze. - Halo, proszę pani? Słyszy mnie pani?
W odpowiedzi Aśka usłyszała tylko cichy jęk. Kobieta za wszelką cenę próbowała wstać, drżące dłonie rozjeżdżały się na śliskiej mazi, a ciało coraz głębiej zapadało się w breję. Cała umazana była błotem i tylko po głosie Joasia mogła określić jej płeć.
- Proszę się nie ruszać - powiedziała łagodnie. - Jestem z policji. Jest pani bezpieczna.
Nie odniosła wrażenia, żeby te słowa uspokoiły poszkodowaną, więc przytrzymała ją stanowczo za ramię w obawie, że jeśli kobieta jest poważnie ranna, zrobi sobie jeszcze większą krzywdę. Wyjęła telefon, zadzwoniła po karetkę i wsparcie, prosząc kolegów, aby przeszukali park i okolice, choć zdawała sobie sprawę, że teraz sprawdza może już być daleko.
Czas wlókł się niemiłosiernie, każda sekunda zdawała się trwać przynajmniej dziesięć. Napadnięta kobieta zdawała się być w szoku. Mimo próśb Joasi wciąż powtarzała coraz bardziej rozpaczliwe próby podniesienia się z ziemi, a każda z nich wyraźnie nadszarpywała jej siły. W końca wyczerpana opadła w błoto.
Joasia patrzyła na nią zamyślona. Zastanawiała się, czy właśnie tak wyglądała leżąc na błotnistym trawniku kilkaset metrów od swojego bloku i czekając na śmierć po spotkaniu z dresiarzami. Ale człowiek, którego odstraszyła nie miał kija bejsbolowego ani napakowanych kumpli przy boku. Więc czego chciał? Okraść ją? Co mogła mieć w torebce? Parę złotych, telefon. Jeśli sprawca jej nie znał, takie rzeczy jak karta do bankomatu czy klucze od mieszkania były praktycznie bezwartościowe. Widziała takie przypadki dziesiątki razy, a wciąż przerażało ją, jak nisko niektórzy cenią ludzkie życie.
W oddali już słyszała karetkę i radiowóz. Gdzieś po prawej wśród deszczu migotały dwa niewyraźne światła latarek. Nadbiegli mundurowi, którzy patrolowali pobliskie ulice. Skąpe światło padło na twarz kobiety.
- Słyszy mnie pani? - zapytała Joasia, klepiąc ją delikatnie po policzku. - Halo, słyszy mnie pani?
- Chyba jest nieprzytomna - mruknął jeden z policjantów.
Aśka pochyliła się nad nią i z ulgą stwierdziła, że kobieta oddycha. Delikatnym ruchem zgarnęła z jej twarzy błoto. Wyglądała młodo, a Joasia pomyślała, że może być w jej wieku. Miała ciemnobrązowe włosy i bardzo charakterystyczne kości policzkowe.
- Rozejrzyjcie się - mruknęła Joasia odrobinę zirytowana faktem, że mundurowi nie wykazują żadnej inicjatywy. - Gdzieś może być jej torebka, dokumenty, telefon, cokolwiek.
Kiedy światła latarek pomknęły w innych kierunkach, a twarz kobiety ponownie pogrążyła się w mroku, policjantka zdała sobie sprawę, że to nie był napad rabunkowy. Bluzka pozbawiona większości guzików i rozdarte niemal na strzępy dżinsy mówiły same za siebie.
- No bierzcie się do roboty - warknęła do mundurowych, którzy wciąż oświetlali kobietę, zamiast szukać jakichkolwiek śladów.
Kiedy odeszli, Joasia pogłaskała ją ze współczuciem po włosach. Przyszła jej na myśl Zuzia, która podobny koszmar musiała przejść minionej nocy. Dwie ofiary gwałtu w przeciągu doby - to było stanowczo za dużo jak dla Aśki. I chociaż wszystko wskazywało na to, że tym razem pojawiła się w samą porę, by zapobiec nieszczęściu, nie mogła pozbyć się wrażenia, że los zwyczajnie z niej kpi.
Pierwszy raz w życiu nie poczuła ulgi na widok ratowników. Odsunęła się od nieprzytomnej kobiety, ale wcale nie zrobiła tego z przekonaniem. W głębi duszy wiedziała, że gdyby wśród załogi karetki była choć jedna kobieta, czułaby się o wiele lepiej. Z rękami skrzyżowanymi na piersiach odprowadzała wzrokiem nosze, a potem karetkę odjeżdżającą na sygnale. Zastanawiała się, jakie skutki dla życia tej kobiety będzie miał napad. Udało jej się zapobiec najgorszemu, ale czy to wystarczy?
- Aśka, co ty tu robisz?
Aż podskoczyła, usłyszawszy za plecami natarczywy głos przyjaciółki. Odwróciła się i natychmiast musiała zamrugać, rażona silnym światłem latarki. Dopiero po chwili odzyskała wzrok i stwierdziła, że Ania mierzy ją oskarżycielskim spojrzeniem.
- Wracała do domu - burknęła całkowicie świadoma, że Anki wcale nie zadowoli taka odpowiedź.
- Tak, bo przecież do ciebie idzie się właśnie przez park - odparła policjantka jadowitym tonem.
- Dlaczego przyjechaliście? - zapytała Joasia, chcąc po prostu zmienić temat. - Myślałam, że jesteście już w domu.
- Bo właśnie wracaliśmy - odparł Rafał, - ale Tomek oznajmił, że prowadzimy tę sprawę.
- Ale przecież to ja ją znalazłam...
- Powiedz to Staremu - skwitowała Ania, przerywając przyjaciółce.
- Dobra, róbcie co chcecie - powiedziała w końcu Aśka, zdając sobie sprawę, że jest jej to całkowicie obojętne. - Wracam do domu.
- Podwiozę cię - zaoferował natychmiast Rafał.
- Wezmę taksówkę.
Dwadzieścia minut później Joasia przekroczyła próg swojego mieszkania. Mimo zmęczenia i zrezygnowania nie mogła nie zauważyć, jak każdego dnia, że nie wita jej Karo. Z pewnym oporem weszła głębiej i zamknęła drzwi, pogrążając się w ciemności. Ani w pokoju Kaliny, ani w żadnym innym pomieszczeniu nie paliło się światło, więc nastolatki musiały już spać. Aśka poczuła się winna. Obiecywała sobie, że wróci wcześniej, wesprze je, porozmawia, pocieszy. Tymczasem dochodziła już północ, a ona nie miała już siły na nic.
Po omacku przeszła do kuchni, wzięła niezbyt już świeżą bułkę i, jedząc prowizoryczną kolację, udała się do łazienki. Nawet na kąpiel nie miała ochoty, ale cała była ubłocona i musiała coś z tym zrobić. Siedząc na brzegu wanny, jedząc bułkę i obserwując wodę napełniającą wannę, myślała o poprzedniej nocy. Czuła się jak bohaterka jakiejś kiepskiej komedii. Trudno było jej uwierzyć, że dwadzieścia cztery godziny wcześniej spała w swoim łóżku, może niezbyt spokojnie ze względu na wiadomość o ciąży, ale jednak. Mimowolnie zaczęła zastanawiać się, czy znaleziono już ciało mężczyzny, którego zabiła Kalina. Nie była w stanie sobie wyobrazić, co zrobi, jeśli okaże się, że w jego domu został jakikolwiek ich ślad. Kalina trafiłaby do więzienia, a ona w najlepszym przypadku straciłaby pracę i dostała wyrok w zawieszeniu.
Przełknęła ostatni kęs bułki i zaczęła się rozbierać. Z kieszni spodni wypadł telefon, a kiedy Joasia go podniosła, zauważyła jedną nieodczytaną wiadomość od Sebastiana. "Przepraszam, nie gniewaj się" - pisał.
Przez dłuższą chwilę kobieta próbowała przypomnieć sobie powód ich kłótni, bawiąc się jednocześnie telefonem. W końcu skojarzyła fakty: Sebastian przez cały dzień próbował zdradzić jej tajemniczą niespodziankę, którą przygotował, ale ona nie wykazała zainteresowania. Nie miała jednak z tego powodu wyrzutów sumienia, wręcz przeciwnie. Nawet nie odpisała, mając głęboką nadzieję, że mężczyzna da jej spokój przynajmniej do rana. Chciała odpocząć choć trochę, nim zacznie się kolejny długi dzień.
Kiedy pół godziny później wychodziła z łazienki, jej myśli były już daleko od Sebastiana. Zaczęła zastanawiać się, co dzieje się z kobietą, której pomogła tego wieczoru. Lekarze pewnie wciąż ją opatrywali i przez chwilę Joasia miała ochotę zadzwonić do Ani, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Szybko jednak odrzuciła tę myśl, powtarzając sobie, że dość ma własnych problemów, na których teraz powinna się skupić.
- Późno wróciłaś - odezwała się niespodziewanie Kalina.
Aśka aż podskoczyła. Dziewczyna stała pod ścianą, najwyraźniej na nią czekając.
- Wiem, przepraszam - odparła cicho policjantka.
Przez moment panowała niezręczna cisza, którą jednak zdecydowała się przerwać Joasia.
- Chodź - powiedziała, obejmując siostrę ramieniem i prowadząc ją do swojej sypialni.


***


Z lekkim poślizgiem, ale jednak jest kolejna część. Tak, wiem, strasznie namieszałam ;) I zamierzam namieszać jeszcze trochę bardziej ;) W dodatku na rozwiązanie pewnych spraw trzeba będzie zaczekać dłużej, ale mam nadzieję, że uda mi się to ciekawie rozegrać.
Kiedy następna część? Dziś wieczorem, ewentualnie jutro. I mam nadzieję, że tym razem uda mi się dotrzymać obietnicy :)

3 komentarze:

  1. Część prześwietna! Przydał Ci się dłuższy czas na odpoczynek, ja w każdym razie nie żałuje takiego długiego oczekiwania. Zaintrygowały mnie, zwłaszcza te ostatnie słowa, wypowiedzieć przez Ciebie. Akcja się rozkręca, co widać, słychać, co nie czuć... heh żarcik taki. Poważnie podoba mi się treść, bo jest dobrze skonstruowana i przemyślana. Jak zwykle u Ciebie. Asi będzie mieć chyba coraz więcej kłopotów, nie mylę się, hmm? Nie zapominajmy, że brała udział w zacieraniu śladów morderstwa, ona ta wzorowa policjantka. Jeśli ktoś odkryje prawdę, wówczas nie zazdroszczę Joasi jej dalszego losu. Nikt, bowiem nie zna się na zbrodni lepiej od samego mordercy wyjątek od reguł stanowi jeszcze sam policjant. A Ty doskonalę zilustrowałaś powyższą tezę.Zabawa w kotka i myszkę robi się już teraz niebezpieczna, co będzie stawką? Czyjeś życie? Sebastian, uh facio mnie ździebko irytuje. Otóż masz, jak można liczyć na wsparcie mężczyzny. Poza tym skąd ta nagła irytacja Anki? Powyższe zagadnienia wyglądają dość tajemniczo. Nie słyszałam jeszcze o przypadku,żeby powrót do swojego domu przez park, czy pomoc ofierze przestępstwa była zbrodnią. Więc, dlaczego przyjaciele tak potraktowali Asię? Ach więcej tutaj pyta, niż odpowiedzi.Czekam na kolejną odsłonę tego intrygującego kryminału...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa część. Coś mi się zdaje, że nie bez przypadku pojawia się ten wątek napadniętej kobiety.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna część :) Czekam na następną, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń