wtorek, 13 listopada 2012

65. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

- Operacja się udała - podjęła po chwili lekarka. - Ma pani uszkodzone więzadło krzyżowe i kość piszczelową. Unieruchomiliśmy nogę, na razie nie można założyć gipsu.
- Będę normalnie chodzić?
Lekarka zawahała się przez moment. Nie chciała karmić Joasi obietnicami bez pokrycia.
- Rozmawiałam z naszym ortopedą - powiedziała powoli. - Uszkodzenia zostały naprawione, teraz trzeba poczekać na zagojenie rany i zrośnięcie kości. Potem czeka panią rehabilitacja.
- Będę chodzić? - powtórzyła Joasia nieco bardziej natarczywie.
- Nie mogę pani niczego obiecać - odparła lekarka ostrożnie. - Uszkodzenia kolana są zwykle bardzo poważne. Teraz wszystko zależy od rehabilitacji.
- Pani nie rozumie - powiedziała Aśka, unosząc się na łokciach. - Praca jest dla mnie ważna, muszę wrócić do formy.
- Rozumiem - zapewniła kobieta. - I obiecuję, że zrobię wszystko, żeby tak się stało. Mam okazję spłacić dług - dodała z lekkim uśmiechem.
Joasia także lekko się uśmiechnęła. Prze chwilę zamyślona wpatrywała się w ścianę, a potem odezwała się ponownie, nieco spokojniej.
- Jakiś czas temu miałam wypadek - powiedziała. - Mało brakowało, żebym została sparaliżowana. Długo nie mogłam chodzić. W dodatku to była ta sama noga...
- Kiedy to było?
- Jakieś pół roku temu. Zbyt wcześnie zdjęłam gips - wyznała z westchnieniem.
- Tym razem proszę nie szarżować - odparła lekarka z uśmiechem. - Pani Asiu, ja naprawdę to rozumiem - dodała, poważniejąc. - Ja też kocham swoją pracę i nie wyobrażam sobie sytuacji, w której musiałabym z niej zrezygnować.
- Ta praca jest dla mnie wszystkim - mruknęła policjantka, patrząc w okno.
- Teraz wszystko zależy od pani. Jeśli zastosuje się pani do moich zaleceń, wszystko będzie dobrze. Proszę mi zaufać.
- Dziękuję.

Resztę maja i początek czerwca Joasia spędziła w szpitalu. Bardzo martwiła się o siostrę i jej przyjaciółkę, ale nastolatki nadspodziewanie dobrze dawały sobie radę. Kalina przychodziła do szpitala prawie codziennie i w końcu Joasia stwierdziła, że dziewczyna odzyskała pogodę ducha.
Tak naprawdę Aśka po raz pierwszy nie miała ochoty wychodzić ze szpitala. Przyjaciele wpadali do niej kilka razy dziennie, przynosząc książki, smakołyki i najnowsze wieści z komendy. Kobieta leżąca w tej samej sali okazała się bardzo sympatyczną nauczycielką, która z chęcią rozwiązywała z Joasią krzyżówki i grała w karty. Wieczorami policjantka urządzała sobie krótkie spacery po szpitalnym korytarzu albo gawędziła z lekarką, jeśli ta miała akurat dyżur. Z początku rozmawiały głównie o rehabilitacji, potem także o innych rzeczach.
W pewien czerwcowy poranek lekarka jak zwykle podczas obchodu zatrzymała się na dłużej przy łóżku Joasi. Właśnie opowiadała policjantce o pewnej starszej pani, która od wielu tygodni przebywała na oddziale kardiologii. W chorobie oczywiście nie było nic zabawnego, ale lekarka nie mogła powstrzymać się od śmiechu na wspomnienie długich negocjacji staruszki z ordynatorem. Kiedy do sali weszła Ania, obie kobiety były wyraźnie rozbawione.
- Dzień dobry - przywitała się policjantka.
W jej głosie dało się wyczuć niechęć, która zwykle towarzyszyła jej przy spotkaniach z lekarką. Podeszła do łóżka przyjaciółki z naburmuszoną miną. Lekarka przywitała się uprzejmie, po czym przeprosiła je i wyszła z sali. Ania skrzyżowała ręce na piersiach.
- Powinnaś odpoczywać - powiedziała surowo.
Aśka miała ochotę powiedzieć coś niemiłego, ale tylko westchnęła. Bardzo lubiła Anię, ale pozostawało faktem, że przy każdej jej wizycie w szpitalu, Joasię opuszczał dobry humor.
- Magda powiedziała, że jutro będę mogła wyjść - oznajmiła, siląc się na beztroski ton.
- Magda? - podchwyciła natychmiast Ania. - Już zdążyłyście przejść na "ty"? - zapytała ze złością.
- O co ci chodzi?
- Po cholerę się w to angażujesz? Nie masz nic wspólnego z tym śledztwem, poza tym prokurator umorzył sprawę.
- A co to ma do rzeczy? - zdziwiła się szczerze Joasia. - Magda jest po prostu sympatyczna...
- Sympatyczna - prychnęła Ania z wyraźną irytacją. - Też coś.
- Wiesz, że uratowała moją nogę? - zapytała Joasia, ściszając nieco głos. - Ortopeda nie chciał operować. Gdyby nie ona, nie miałabym nawet szansy na powrót do pracy, rozumiesz?
- Właśnie, ortopeda miał na ten temat inne zdanie. A wiesz dlaczego? Bo to było ryzykowne!
- Ale dzięki niej mam szansę na powrót do pełnej sprawności.
- Jesteś strasznie lekkomyślna - powiedziała Ania ze złością. - A ona jako lekarka powinna wybić ci z głowy głupie pomysły, zamiast je popierać.
Aśka pokręciła tylko głową, ale postanowiła nie odpowiadać, zwłaszcza że pozostałe kobiety zajmujące z nią salę zaczęły już przysłuchiwać się rozmowie. Postanowiła szybko zmienić temat.
- Jak wizyta u ginekologa? - zagadnęła. - Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym - odparła Ania i w końcu się uśmiechnęła. - Rafał wciąż naciska, żebym poszła na zwolnienie. I chyba ma rację. Chcę pogadać ze Starym i na razie pracować za biurkiem. Wiesz, za duże ryzyko.
- Pewnie, lepiej dmuchać na zimne.
Ania natychmiast podchwyciła temat, w związku z czym przez następną godzinę Joasia słuchała o wizycie u ginekologa, USG, szczegółowych zaleceniach lekarza, a potem temat zszedł na dziecięce ubranka. Aśka kompletnie nie była tym zainteresowana, ale z ulgą przyjęła fakt, że potrafią jeszcze przeprowadzić normalną rozmowę.
Kiedy Ania w końcu uznała, że musi jechać na komendę, dochodziła już dziesiąta. Przyjaciółki pożegnały się i Aśka znowu została sama. Pokuśtykała powoli do łazienki, zamknęła się w kabinie i podwinęła piżamę. Przez długą chwilę patrzyła zamyślona na swój brzuch. Cztery tygodnie wcześniej, kiedy dowiedziała się o ciąży, uznała, że nie ma się co spieszyć z wyznaniem Sebastianowi prawdy. Brzuch nie był jeszcze widoczny, a pierwsze symptomy można było spokojnie uznać za przemęczenie. Teraz jednak musiała przyznać, że sprawa zaczynała być coraz pilniejsza.
Do sali wracała bardzo przybita. Kiedy przebiegła obok niej pięlęgniarka, zachwiała się, z trudem utrzymując równowagę. Nim zdążyła chwycić się poręczy, ktoś złapał ją pod ramię i przytrzymał.
- Mówiłam, żebyś sama się nigdzie nie wybierała - powiedziała łagodnie lekarka.
Zaprowadziła Joasię do sali, w której akurat nie było nikogo. O tej porze zwykle odbywała się większość badań, a dwie z kobiet leżących w sali Joasi tego dnia wyszły do domu.
Policjantka usiadła na łóżku i przez moment w milczeniu szukała telefonu.
- Myślałam, że pojechałaś do domu - powiedziała po chwili. - W nocy miałaś dyżur.
- Miałam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. A teraz już niezbyt mi się opłaca, o piętnastej zaczynam kolejny dyżur - odparła, wzruszając ramionami. - Co się stało? - dodała po chwili, obserwując policjantkę uważnie. - Mówiłam ci, że potrzeba trochę czasu, żeby...
- Nie w tym rzecz - mruknęła Joasia. - Ania z taką radością opowiada o ciąży, a ja...
- Nie powiedziałaś jeszcze Sebastianowi? - zapytała lekarka, choć zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
- Nie bardzo wiem, jak mam to zrobić. Pół biedy, gdyby to było jego dziecko, a tak?
Pokręciła głową, wpatrując się bezmyślnie w okno.
- Przecież go nie zdradziłaś, to nie twoja wina - zauważyła przytomnie Magda.
Na chwilę zapadła cisza. Joasię wcale nie przekonywały takie argumenty.
- Myślę, że on cię kocha - dodała po chwili lekarka, uśmiechając się odrobinę. - Mało kto przychodzi tu codziennie.
- Zawsze taki był, nawet kiedy nie byliśmy razem - odparła Joasia, wzruszając ramionami.
- Ciąża zaczyna być widoczna. Wiesz o tym, prawda?
Aśka kiwnęła głową i opadła na poduszki. Jakoś nie mogła sobie wyobrazić sceny, w której informuje Sebastiana o ciąży. W dodatku nie był jedyną osobą, której musiała powiedzieć prawdę.
- Jutro dam ci wypis - podjęła po chwili Magda. - Miejsce na rehabilitacji masz zaklepane. Tylko pamiętaj, że Jaworski to mój znajomy, więc dowiem się o każdej wpadce - dodała, grążąc jej żartobliwie palcem.
- Nie będzie żadnych wpadek, nie martw się - odparła Joasia z uśmiechem.
- No dobra, uciekam. Na pediatrii leży sparaliżowany chłopiec. Obiecałam, że zabiorę go na spacer.
Poklepała Joasię po ramieniu i wyszła, zostawiając ją samą. Policjantka przez moment siedziała zamyślona, a potem sięgnęła po gazetę, postanawiając sobie solennie, że jutro zastanowi się, co z tym fantem zrobić.
Następnego przedpołudnia Sebastian cały rozpromieniony pojawił się w szpitalu. Bardzo się cieszył, że Joasia wraca do domu. W głębi duszy wiązał z tym spore nadzieje. Ostatnio była dużo spokojniejsza, chętniej z nim rozmawiała i nie wydawała się już tak obca. Oczami wyobraźni już widział te wszystkie wspólnie spędzone wieczory i noce. I choć gdzieś pod skórą czuł, że w sytuacji, w której przyszłość nogi jest wciąż niepewna, dobry humor Joasi jest nieco podejrzany, starał się odsuwać takie myśli jak najdalej.
Kiedy wszedł do sali, policjantka czekała już na niego. Spakowana torba stała obok niej, a wypis leżał na szafce. Seba przywitał się z kobietą, pomógł jej wstać i zarzucił sobie torbę na ramię. Joasia oparła się na kulach i bez zbędnych słów ruszyła w stronę wyjścia. Chwilę wcześniej postanowiła, że tego dnia powie o ciąży przynajmniej siostrze i chciała zrobić to jak najszybciej - po prostu po to, żeby mieć to z głowy.
- Czyli będę ciocią? - upewniła się Kalina, kiedy w końcu wieczorem siostry zostały same i była okazja do spokojnej rozmowy.
- Na to wygląda.
Dziewczyna ściągnęła brwi, myśląc nad czymś intensywnie.
- Ale skoro mówisz, że to już koniec czwartego miesiąca... - zaczęła powoli.
- Tak, dobrze kombinujesz - westchnęła Joasia, trochę zaskoczona faktem, że jej siostra tak szybko do tego doszła. - Błażej jest ojcem.
- Ale chyba nie chcesz do niego wrócić? - zaniepokoiła się dziewczyna.
- Nie, skąd. Ale muszę mu powiedzieć. Pojadę do niego, jak tylko zdejmą mi gips.
- To jeszcze trzy tygodnie - zauważyła Kalina, zerkając na siostrę z mieszaniną dezaprobaty i nagany.
- Nie będę się z tą nogą szlajać po mieście - mruknęła Joasia.
- Zawsze możesz do niego zadzwonić, prawda? Jestem pewna, że chętnie tu przyjedzie. Oczywiście pod warunkiem, że przez telefon nie powiesz mu, o co chodzi...

3 komentarze:

  1. Część na poziomie, jak wszystkie dotychczasowe. Oj, coś mi się wydaje, że dopiero teraz zaczął się poważne problemy. Myślę oczywiście o związku naszej pary komisarzy. Mam jakieś takie głupie przeczucie, co do dalszych losów nienarodzonego dziecka. Szczerze powiedziawszy nie chciałabym, żeby Aśka podjęła jakąś głupią decyzję w kwestii ciąży. Magda wydaje się sympatyczną osobą. Jest o wiele cieplejszą osobą, niż Anka.Szczerze mówiąc po raz pierwszy mam ochotę udusić własnoręcznie, któregoś z Twoich bohaterów. Co oznacza, że dobrze piszesz. Generalnie nie byłabym, wcale zmartwiona, gdyby Anka na jakiś czas zniknęła z opowiadania. Wiem już, że coś tam dla niej zaplanowałaś na późnej, ale po prostu mnie, to złości szczególnie w ostatnich częściach. Podsumowując bardzo nie intrygujesz i faktycznie namieszałaś. Czekam na ciąg dalszy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawdę mówiąc to wydaje mi się, że to opowiadanie się będzie ciągnąć dość długo i nie za bardzo mi się to podoba, ale to tylko moja opinia. Coś czuję, że Aśkę może coś łączyć z Magdą i ona, albo nawet obie o tym nie wiedzą, ale dowiedziała się o tym Ania i stąd niechęć do lekarki. Ogólnie jest dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielkie podziękowania dla tego wspaniałego człowieka o imieniu Dr. Agbazara, wielki rzucający, który przywraca radość z pomocy w przywróceniu mojego kochanka, który oderwał się ode mnie cztery miesiące temu, ale teraz, z pomocą dr. Agbazara, wielka miłość, rzuca zaklęcia. Dzięki mu. Możesz również poprosić go o pomoc, gdy będziesz go potrzebować w trudnych czasach: ( agbazara@gmail.com ) lub WhatsApp ( +2348104102662 )

    OdpowiedzUsuń