poniedziałek, 12 marca 2012

4. Kwestia zaufania

Jezioro zdawało się jeszcze większe z perspektywy na wpół żywego rozbitka gdzieś w okolicach jednej trzeciej szerokości. A właśnie tam były uciekające kobiety, choć wydawało im się, że minęły godziny, odkąd ich nogi po raz ostatni dotknęły ziemi. Celine starała się nie patrzeć na przeciwległy brzeg. Tak było łatwiej, bo dzięki temu mogła sobie wyobrażać, że zostało najwyżej kilka metrów. Niestety każdy ruch zdawał się trudniejszy do wykonania. Długie włosy, które na co dzień tak lubiła, teraz najchętniej od ręki by ścięła, byle tylko nie były tak niewyobrażalnie ciężkie. Wciąż zasłaniały jej twarz, przez co jeszcze trudniej było złapać oddech. Miała wrażenie, że jej ciało zapada się coraz głębiej w wodę i w pewnym momencie zdała sobie sprawę, że w zasięgu rąk nie ma nic, czego mogłaby się chwycić. Poczuła nagły przypływ paniki. Wydawało się, że opuściły ją wszystkie siły i już nic nie jest w stanie zrobić. Rozpaczliwe zaczerpnęła powietrza, próbując zmusić mięśnie do wysiłku. I wtedy stało się coś, co sprawiło, że zdołała ponownie odzyskać trzeźwość umysłu. Na powierzchni wody w zasięgu wzroku nie zobaczyła Joasi. Strach zmroził jej krew w żyłach.
- Aśka! – zawołała. – Aśka!
Skoro nie było jej na powierzchni, pozostawała tylko jednak możliwość i Celine dobrze o tym wiedziała. Bez zastanowienia zanurkowała, jednak mimo otwartych oczu niewiele widziała- woda była wyjątkowo mętna. Dopiero po chwili zauważyła Joasię dryfującą kawałek dalej. Oczy miała otwarte i machała rozpaczliwie rękami. Celine chciała natychmiast do niej podpłynąć, ale w tym momencie poczuła, że kończyło jej się powietrze. Wynurzyła się z wody, wzięła głęboki wdech i ponownie zanurkowała. Zdołała złapać Aśkę, która wyraźnie osłabła, jednak wypłynięcie na powierzchnię z niemal bezwładną kobietą nie było łatwe. Wydawało się, że minęła wieczność, nim obie mogły ponownie złapać oddech.
Nie było czasu na rozmowy, pytania o samopoczucie i zastanawianie się, co dalej. Jedno było pewne: Aśka była zbyt wyczerpana, żeby płynąć. Tak więc Celine przerzuciła sobie jej rękę przez ramię i zaczęła mozolnie poruszać się w stronę brzegu. Kiedy całą wieczność później wykonała ostatni ruch ramieniem, już wiedziała, że to koniec. Nie była w stanie wykrzesać z siebie więcej energii, zdobyć się na choćby jeszcze jedną sekundę wysiłku. Wciąż przytrzymując mocno rękę Joasi, jakby miało to w czymś pomóc, zaprzestała jakichkolwiek prób utrzymania się na powierzchni. I wtedy poczuła, że jej nogi znalazły oparcie.
Na wpół nieprzytomna ze zmęczenia wygramoliła się na brzeg, ciągnąć za sobą Joasię, która krztusiła się głośno. Obie padły na piasek, starając się złapać oddech.
Kiedy Aśka się obudziła, słońce wisiało już nisko na niebie. Ze sporym opóźnieniem zdała sobie sprawę, że to Celine mówi do niej i klepie ją delikatnie po policzku. Wyglądała, jakby przeżyła huragan. Z mokrych włosów wystawały kawałki trzciny i wodorostów, które zresztą uczepiły się także wszelkich odstających elementów jej ubrania: cekinów bluzki, guzików spodni i szpilek zapiętych przy pasku.
- Co się stało? – wychrypiała policjantka.
- Jesteśmy już na brzegu – odparła Celine łagodnie. – Musimy iść dalej. Dasz radę wstać?
- Chyba tak…
Joasia z trudem podniosła się z piasku i zrobiła kilka chwiejnych kroków w kierunku rysujących się na horyzoncie gór.
Słońce już zaszło, kiedy dotarły wreszcie do pierwszych skał. Przez całą drogę Celine podnosiła Joasię na duchu, nakłaniając ją do podjęcia kolejnych wysiłków. Pozwoliła jej usiąść dopiero na pierwszym występie skalnym.
- Znajdę nam jakąś kryjówkę – powiedziała. – Zaczekaj tu.
Wspinanie się po skałach w piętnastocentymetrowych szpilkach należało do rzeczy niemal niemożliwych, więc kobieta zakończyła poszukiwania tak szybko, jak tylko było to możliwe.
- Jestem twoją dłużniczką – mruknęła Aśka, kiedy Celine pomogła jej dotrzeć do jaskini.
- Daj spokój – odparła cicho piosenkarka. – Gdyby nie ty i Sebastian, już pewnie bym nie żyła…
Joasia oparła głowę o zimną skałę i w milczeniu obserwowała, jak Celine zdejmuje szpilki, krzywiąc się z bólu.
- Jestem w ciąży – powiedziała w końcu. – To chyba dlatego…
- Wiem – odparła Celine bez zastanowienia. – Słyszałam waszą wczorajszą rozmowę.
Aśka spuściła wzrok nieco zakłopotana, choć było to całkowicie zbędne, bo Celine i tak na nią nie patrzyła. Pani komisarz zwykle wygadana i pewna siebie, tym razem nie wiedziała, co powiedzieć. Próbowała sobie przypomnieć szczegółowy przebieg całej rozmowy, by ocenić, co jeszcze słyszała Celine, jednak ze zmęczenia nie była w stanie. Po chwili z ulgą stwierdziła, że jej towarzyszka nie podejmuje rozmowy i sama także postanowiła to przemilczeć.
W ciszy obserwowała Celine, która przez moment próbowała wyjąć z włosów zielsko, aż w końcu odrzuciła je na plecy zdecydowanym ruchem i także przysunęła się do ściany.
- Myślisz, że jesteśmy tu bezpieczne? – zapytała cicho.
- Nie mam pojęcia… Ale wiem, że powinnyśmy poszukać jedzenia.
Żadna jednak nie ruszyła się z miejsca. Wyczerpanie było silniejsze od głodu, choć nie jadły już dwa dni. Było to szczególnie dokuczliwe dla Joasi, która obawiała się, że może zaszkodzić dziecku.
Tej nocy odgłosy należące do całkowicie zwyczajnych w lesie, wydawały się kobietom wyjątkowo przerażające. Każdy trzask gałązki mógł zwiastować nadejście wroga, przez co ich nerwy napięte były do granic możliwości. Aśka wyjęła broń i ściskała ją mocno w dłoni, chcąc przekonać samą siebie, że jest w stanie się obronić.
Zasnęły w pozycji siedzącej, oparte o ścianę jaskini, przytulone do siebie. Były tak zmęczone podróżą, że nie przeszkadzało im nawet zimno, choć ich ubrania wciąż jeszcze były mokre.
Rano Joasia obudziła się pierwsza. Spała bardzo czujnie, cały czas obawiając się niespodziewanej wizyty dzikiego zwierzęcia. Oczy otworzyła nagle, jakby ktoś niespodziewanie ją obudził. W pobliżu była jednak tylko śpiąca Celine. Joasia wstała ostrożnie, żeby jej nie obudził i zbliżyła się do wyjścia z jaskini.
Słońce stało już wysoko, oświetlając okolicę. W zasięgu wzroku nie widać było żywego ducha. Z jednej strony bardzo to Joasię ucieszyło, z drugiej jednak zaczynała martwić się o Sebastiana. Odwróciła się, rzucając jeszcze jedno spojrzenie na Celine i zeszła powoli po skałach.
Niecałą godzinę później ułożyła na ziemi w jaskini kilka grzybów i obudziła towarzyszkę.
- Przyniosłam coś do jedzenia – mruknęła. – W zasadzie nie jestem pewna, czy są jadalne – przyznała z cichym westchnieniem, - ale ja je jadłam i na razie nic mi nie jest.
Celine spojrzała na jasnobrązowe grzybki i po chwili sięgnęła w ich kierunku. Widać było, że z trudem je przełyka, przezwyciężając obrzydzenie. Rozsądek jednak wziął górę- wiedziała, że musi jeść, żeby przeżyć.
- Najgorsze jest to, że nie mamy wody – westchnęła Joasia, siadając w wygodniejszej pozycji.
- Jak na razie mam serdecznie dość wody – burknęła Celine, w której przeżycie poprzedniego popołudnia było wciąż bardzo żywe.
- Nie wiem, czy nie będziemy musiały tam wracać, żeby się napić…
- Napić? Z tego jeziora?
- Wiem, że woda była paskudna, ale lepsze to niż umrzeć z pragnienia, prawda?
Piosenkarka wzruszyła ramionami. Zjadła jeszcze jednego grzyba i ponownie oparła się o skałę.
- Co teraz zrobimy? – zapytała po chwili milczenia.
- Musimy tu zaczekać na Sebastiana – odparła Aśka, nie wahając się ani chwili. – Jeśli stąd odejdziemy, nie znajdzie nas.
Celine skinęła głową, choć w duchu pomyślała, że wcale nie jest takie pewne, czy Sebastian jeszcze żyje. Nic jednak nie powiedziała, nie chcąc dobić Joasi.
- Wiesz co – odezwała się nagle policjantka, a jej ton brzmiał o wiele bardziej energicznie niż jeszcze przed chwilą, - powinnyśmy wysuszyć ubrania. Jest piękne słońce.
Z braku innych możliwości, ale także ze strachu przed chłodem nocy, rozebrały się do bielizny i rozłożyły ubrania na nagrzanych skałach. Same usiadły u wejścia jaskini, gdzie dosięgało słońce, ale nie było wiatru. Wpatrywały się w milczeniu w odległe jezioro i wzgórze, z którego wczoraj patrzyły na skały. Obie miały olbrzymią nadzieję na ujrzenie Sebastiana.
Niestety nadeszła noc, a mężczyzna nadal się nie pojawiał. Tym razem kobiety nie były już tak zmęczone, za to zaczął doskwierać im chłód. Choć w jaskini nie mógł dosięgnąć ich wiatr, zimne powietrze i tak dawało się we znaki. Schowały się za załomem skalnym, ale tam także nie było cieplej. Celine próbowała namówić Joasię na rozpalenie choć niewielkiego ogniska, ale policjantka szybko zgasiła jej zapał, uzmysławiając, że nawet gdyby nie było to dla nich niebezpieczne, i tak nie znalazłyby teraz suchego drewna. Poza tym, nie miały zapałek.
Zdawało się, że już gorzej być nie może, jednak kobiety szybko przekonały się, jak złośliwy potrafi być los. Kiedy kolejna błyskawica rozświetliła niebo, w wejściu do jaskini ujrzały niedźwiedzia. Zamarły ze strachu, wciskając się w skałę. Obie miały nadzieję, że jeśli będą cicho, zwierzę nie zauważy ich i po prostu sobie pójdzie. Nie przewidziały jednak, że także dla niego jaskinia będzie doskonałym schronieniem przed burzą.
- Tutaj – wyszeptała Joasia ledwie dosłyszalnie, pociągając Celine za bluzkę.
Okazało się, że policjantka dostrzegła przerwę między skałami, do której nie dostałby się niedźwiedź, ale która jednocześnie była na tyle szeroka, by zdołały się tam wcisnąć. Niestety nagły ruch zwrócił uwagę drapieżnika. Zamarł, przyglądając się kobietom uważnie. Joasia nie traciła czasu na oglądanie zwierzęcia. Wślizgnęła się między skały, czując, jak rozcina sobie ramię tylko kilka centymetrów poniżej poprzedniego skaleczenia. Celine natomiast stała jak zahipnotyzowana. Sparaliżował ją strach. Nigdy wcześniej nie widziała żywego niedźwiedzia, nie licząc tych z ogrodów zoologicznych, ale one z cała pewnością nie wyglądały tak przerażająco. Zareagowała dopiero na przeciągłe syknięcie policjantki.
Dołączyła do niej dosłownie w ostatniej chwili. Wcisnęły się w szparę tak bardzo, jak tylko było to możliwe, ale nie zniechęciły tym niedźwiedzia. Zaczął wkładać łapę między skały i machać nią, próbując sięgnąć jak najdalej. Joasia zauważyła, że Celine ma twarz mokrą od łez.
- Nie dosięgnie nas – wyszeptała cicho, jakby się bała, że niedźwiedź ją usłyszy. – Dla niego jest za wąsko.
Okazało się jednak, że niedźwiedź jest mądrzejszy, niż wydawało im się na początku. Wyczuł, że na brzegach skała jest bardziej miękka i zaczął skrobać ją potężnymi pazurami. Kobiety ponownie zmroził strach. Odległość pomiędzy nimi a zwierzęciem, zdawała się zmniejszać w przerażającym tempie.
- Mam broń – mruknęła nagle Joasia.
Celine spojrzała na nią kątem oka, bo bała się całkowicie spuścić wzrok z niedźwiedzia.
- Nie dam rady w niego wycelować z tego miejsca – kontynuowała policjantka, starając się zachować całkowity spokój. Miała nadzieję, że swoją postawą wpłynie na towarzyszkę niedoli. – Spróbuję podać ci broń i ty to zrobisz.
- Nie, nie ma mowy – broniła się kobieta ze szczerym strachem w głosie. – Nigdy nie miałam broni w ręku, nie potrafię strzelać…
- Zawsze musi być ten pierwszy raz – podsumowała Joasia, starając się dosięgnąć ręką pistoletu. – Jeśli nie chcesz zostać obiadem, będziesz musiała to zrobić.
Po krótkich zmaganiach z paskiem od spodni, udało jej się wreszcie wydostać broń. Nie bez trudu podała ją Celine, której już drżały ręce.
- Jest odbezpieczona – ostrzegła. – Połóż palec na spuście, tylko nie naciskaj. Najpierw wyceluj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz