czwartek, 8 marca 2012

2. Żyję tylko dla Ciebie

Kilka dni później odbył się pogrzeb komisarza. Joasia nie była w stanie zidentyfikować zwłok, więc zrobił to Rafał. Rozpoznał przyjaciela po bliźnie na podudziu.
Pogrzeb był bardzo uroczysty. Zjawiło się wielu policjantów, którzy znali i cenili Sebastiana jako komisarza i przyjaciela. Po zakończonej uroczystości wszyscy składali Joasi kondolencje. Kobieta półprzytomna ze zmęczenia i oszołomiona tabletkami uspokajającymi, patrzyła w przestrzeń niewidzącym wzrokiem. Słowa przechodzących ludzi w ogóle do niej nie docierały. Ania i Rafał stali obok niej, jakby się spodziewali, że w każdej chwili może osunąć się na ziemię.
W końcu zostali już tylko we trójkę. Joasia nadal nie patrzyła na grób. Puste oczy utkwiła gdzieś w wierzchołkach pobliskich drzew. Stała tak dziwnie odrętwiała, zupełnie niewrażliwa na otoczenie.
- Asiu – zagadnęła Ania ostrożnie, kładąc przyjaciółce rękę na ramieniu. – Wracajmy.
Kobieta potrząsnęła lekko głową.
- Jedźcie sami – powiedziała cicho. – Ja jeszcze zostanę.
Ania zerknęła na partnera niepewnie. Bała się zostawiać Aśkę samą. Kobieta była w strasznym stanie i Ania obawiała się, że coś może jej się stać.
- Poradzę sobie – dodała po chwili.
Komisarze chcąc nie chcąc, zostawili przyjaciółkę samą. Dopiero wtedy Joasia przysiadła na ławeczce przed świeżym grobem i powiodła wzrokiem po wiązankach.
- A więc jednak mnie zostawiłeś – powiedziała cicho, bawiąc się palcami. – Co ja mam teraz zrobić? Jak mam żyć bez ciebie?
Spuściła wzrok i zaczęła skubać czarną koronkę spódnicy. Pożółkły liść zerwał się z drzewa i przeleciało tuż przed jej twarzą, a potem opadł na wiązanki pogrzebowe. Joasia odruchowo sięgnęła w tamtym kierunku, żeby strząsnąć go z grobu. Zamiast jednak spaść na ziemię, zaczął ponownie wirować na wietrze.

- Mówiłem, że ślub jesienią to zły pomysł – westchnął Seba, wyglądając przez okno. Deszcz padał bez ustanku od kilku godzin. – Raczej się nie zanosi na rozpogodzenie.
- Jutro będzie słonecznie, zobaczysz – powiedziała Joasia całkowicie pewna swego.
Sebastian spojrzał na nią i uśmiechnął się pobłażliwie. Wiedział, że Aśce marzył się ślub wśród złoto-czerwonych kolorów jesieni. To dlatego zgodził się ustalić datę na ósmego października.
- Najważniejsze, że jutro wreszcie zostaniesz moją żoną – mruknął Seba, obejmując kobietę w talii. – I już zawsze będziemy razem.

- Uratowałeś mi życie – wyszeptała po chwili. – Po co to zrobiłeś? Dlaczego nie zabrałeś mnie ze sobą?


***


- Nie możesz się tak umartwiać – powiedziała łagodnie Ania, obserwując przyjaciółkę z niepokojem. – Minęły cztery lata…
- A ja wciąż przytulam się w nocy do poduszki – westchnęła Joasia.
Szukała w szafie swojej ulubionej sukienki, ale natknąwszy się na koszule Sebastiana, całkowicie o niej zapomniała. Często jej się to zdarzało. Mimo śmierci męża, nie pozbyła się ani jednej jego rzeczy. W szafkach wszystko było poukładane dokładnie tak, jak to zostawił. W łazience jego kosmetyki wciąż zajmowały sporo miejsca. Joasia nie pozbyła się nawet szczoteczki do zębów, którą Sebastian feralnej nocy zostawił na zlewie. Leżała tam niezmiennie przez sześć lat, jakby minęło raptem kilka godzin.
- Powinnaś zrobić tu porządek – oznajmiła kobieta stanowczo. – Pomogę ci. Wyrzucimy to wszystko, będziesz miała więcej miejsca.
- Niczego nie zamierzam wyrzucać – odparła Aśka dużo ostrzejszym tonem, niż było to konieczne. – Dzięki tym rzeczom mam przynajmniej pozorne wrażenie, że nic się nie zmieniło – dodała łagodniej. – Nie zniosłabym widoku pustych szafek.
Ania wstała i podeszła do komody, na której stało ulubione zdjęcie Joasi. Nie zmieniło miejsca, odkąd komisarze wprowadzili się do tego mieszkania przed dziewięcioma laty.
Aśka także spojrzała na fotografię. Byli na niej dużo młodsi, ale właśnie takiego Sebastiana zapamiętała. Zresztą, nigdy nie zauważyła, żeby choć trochę się zestarzał. Tylko na swojej twarzy widziała ślad czasu, zwłaszcza teraz.
- Zrobiliście je na Mazurach, prawda? – zagadnęła Ania zamyślona.

- Ej, przestań! – wołała Joasia, zasłaniając obiektyw. – Nie rób mi zdjęć!
- Ależ ty jesteś uparta – zaśmiał się Seba, opuszczając rękę z aparatem. – Znamy się tyle lat, a ja mam jedno twoje zdjęcie – pożalił się.
- Zamiast marudzić, powinieneś podziękować, że w ogóle ci je dałam – odparła kobieta, poprawiając włosy.
Nie lubiła być fotografowana, dlatego za każdym razem, kiedy Sebastian wyciągał aparat, obrastała kolcami.
- Ty mi swojego nie dałeś – dodała.
- Tak, tylko, że ty robisz mi zdjęcia, kiedy masz na to ochotę – zauważył sprytnie mężczyzna. – Wiesz, że nie mamy żadnego wspólnego zdjęcia?
- A bo to moja wina?
- Chodź, poprosimy tamtego gościa, żeby nam zrobił – zaproponował Seba i nie czekając na reakcję, pociągnął kobietę za sobą.

Joasia patrzyła uważnie na zdjęcie, choć bardzo dobrze je znała. Siedzieli na górce na trawie, obejmując się i uśmiechając. W tle widać było jezioro.
- Tak – powiedziała cicho. – Niewiele mam naszych wspólnych zdjęć – westchnęła ze smutkiem. – A gdyby nie Seba, pewnie nie miałabym żadnego… Zawsze się złościłam, jak bawił się aparatem.
Pogładziła delikatnie palcem fotografię i westchnęła ciężko. Ania popatrzyła na przyjaciółkę ze współczuciem. W tej chwili wydawało jej się, że tych sześć lat to tylko zły sen.


***


Nagłe pukanie do drzwi oderwało ją od lektury. Nie spodziewała się gości, więc nieco poirytowana ruszyła do przedpokoju. Po drodze przeczesała palcami włosy i w końcu otworzyła drzwi.
Najpierw jej wzrok padł na ciemne, męskie adidasy. Potem przeniosła spojrzenie na dżinsy, błękitną, nienagannie wyprasowaną koszulę, aż wreszcie zobaczyła twarz. Skóra mężczyzny pokryta była delikatną pajęczyną zmarszczek, a na lewym policzku widniała niewielka, podłużna blizna. Włosy miał już całkiem siwe, a oczy nie były tak intensywnie niebieskie, jednak poznała go od razu. Patrzyła na swojego męża, tak samo przystojnego i czarującego jak dawniej. Męża, którego pochowała prawie dziesięć lat wcześniej.
- To niemożliwe – wyszeptała. - Co ty tu robisz? – zapytała tak spokojnym tonem, jakby rozmawiała o kupnie proszku do prania.
Nie była w stanie zdobyć się na żadną sensowną reakcję. Była w głębokim szoku, nie docierało do niej, że naprawdę widzi swojego męża.
- Jestem bratem Sebastiana – odezwał się mężczyzna i dopiero wtedy Joasia zrozumiała, że się pomyliła. Głos miał dużo niższy niż jej mąż i jakby pełen dystansu. – Przepraszam, że nie przedstawiłem się od razu…
Aśka pokręciła głową, starając się odzyskać kontrolę. Przesunęła się w drzwiach, wpuszczając przybysza do środka. Cały czas obserwowała go uważnie.
- Michał – przedstawił się, podają kobiecie rękę.
- Joasia – odparła, uścisnąwszy chłodną dłoń z lekkim wahaniem.
- Przyszedłem, żeby coś ci wyjaśnić – zaczął mężczyzna, kiedy milczenie się przedłużało, a Joasia nadal nie proponowała mu wejścia do salonu. – Chodzi o Sebastiana.
- Sebastian nie żyje – powiedziała Joasia lodowatym tonem. – Spóźniłeś się dziesięć lat.
- Jednak będę nalegał – upierał się. – Jestem pewien, że chciałabyś wiedzieć.
Po chwili wahania Aśka jednak wpuściła mężczyznę do salonu, ale nie zaproponowała mu nic do picia. Przysiadła na oparciu fotela w pewnej odległości od przybysza i przyglądała mu się w milczeniu.
- Kiedy dwanaście lat temu… - zaczął.
- Skąd wiesz, co się wtedy wydarzyło? – zapytała ostro Joasia.
- Właśnie zamierzam to wyjaśnić – odparł łagodnie Michał i splótł ręce na kolanach. Aśka zmierzyła go nieprzychylnym spojrzeniem, ale już się nie odzywała. – Kiedy dwanaście lat temu – podjął ponownie – Sebastian został uprowadzony, był ciężko ranny. Po kilku dniach udało mu się uciec i wtedy przyjechał do mnie. Długo dochodził do siebie…
- Dlaczego pojechał do ciebie? – przerwała mu Joasia. Cała ta opowieść wydawała jej się pozbawiona sensu. – I dlaczego ja nic o tym nie wiem?
- Ludzie, którzy wtedy go uprowadzili, cały czas go szukali, przez te wszystkie lata. Nie mógł do ciebie wrócić, bo bał się, że zrobią ci krzywdę.
- Przez te wszystkie lata? – powtórzyła kobieta bezwiednie.
- To nie jego pochowałaś – oświadczył Michał, a Joasia poczuła, że robi jej się słabo. – Upozorował własną śmierć, podrzucił swoje dokumenty. Uważał, że będzie ci lżej, jeśli będziesz myślała, że nie żyje. Chciał, żebyś przestała go szukać i zaczęła normalnie żyć.
- Gdzie on teraz jest?
- Zmarł dwa tygodnie temu – odrzekł mężczyzna. – Długo chorował.
Joasia popatrzyła na niego oczami bez wyrazu. W jednej chwili straciła wszystko, co przez te lata trzymało ją przy życiu.



***


- Aśka, nie rób tego! – krzyknęła Ania rozpaczliwie. – Błagam cię!
- Oddaj mi broń, Asia – dodał Rafał, nie spuszczając wzroku z przyjaciółki. – Porozmawiamy na spokojnie.
Joasia stała pod oknem w swoim salonie z bronią wycelowaną w skroń. Twarz miała mokrą od łez, a w oczach bezbrzeżną rozpacz.
- Pozwolił mi cierpieć przez tyle lat – wyszeptała, jakby nie dosłyszała słów policjantów. – Nasze wspólne życie nic dla niego nie znaczyło…
- Wiesz, że to nieprawda – przekonywała Ania, której po policzkach także spływały łzy. – Kochał cię nad życie, chciał cię chronić!
- Przez tyle lat żyłam sama – mówiła cicho Joasia, połykając łzy, - bo wiedziałam, że on by tego chciał. Tylko dla niego to wytrzymałam. Ale on nie był tego wart…
- Asiu, oddaj mi broń – poprosił łagodnie Rafał, postępując nieco do przodu. Od kobiety dzieliły go już najwyżej dwa metry. Zastanawiał się, czy zdążyłby wyrwać jej pistolet, zanim naciśnie spust. – Proszę cię, oddaj broń.
Kobieta pokręciła głową, a dłoń, w której trzymała pistolet zadrżała.
- Zasłużył na to, żeby mieć mnie na sumieniu – wyszeptała.
Rafał z przerażeniem zobaczył, jak palec Joasi naciska spust. Rzucił się w jej kierunku, podejmując ostatnią, rozpaczliwą próbę. Zdążył złapać ją za rękę, ale to jedynie zmieniło nieco tor lotu pocisku. Kula utkwiła w szyi Joasi, powodując obwite krwawienie. Kobieta osunęła się po ścianie na ziemię, zostawiając na jasnej tapecie czerwoną smugę.
- Dzwoń po karetkę! – zawołał do Ani.
Złapał podkoszulek leżący na fotelu i przycisnął do rany.
- Asiu, nie zasypiaj – mówił do kobiety, chcąc utrzymać ją świadomą do przyjazdu karetki. – Wszystko będzie dobrze, tylko nie zasypiaj.
Jednak oczy Joasi błądziły nieprzytomnie po suficie. Oddech stawał się coraz płytszy, a puls wolniejszy, ledwie wyczuwalny.

- Ha! – zawołał Sebastian, rzucając karty na podłogę.
Aśka bez skrępowania ściągnęła bluzkę, wypełniając tym samym warunki gry.
- Oszukiwałeś – oświadczyła, tasując karty.
- Nie umiesz przegrywać – zaśmiał się Seba.
Joasia uśmiechnęła się ironicznie. Rozdała karty i spojrzała na mężczyznę wyzywająco. On jednak zamiast zacząć rozgrywkę, zbliżył się do niej. Nagle poczuła się bardzo niepewnie. Pierwszy raz Sebastian był tak blisko. Kiedy pochylił się, żeby ją pocałować, odsunęła się odrobinę speszona. Mężczyzna natychmiast się wycofał, nie chciał na nią naciskać. Nim jednak wrócił na swoje miejsce, poczuł szczupłe dłonie na torsie i ramieniu.
Pocałowała go z rosnącą namiętnością. Wstyd i niepewność gdzieś zniknęły. Szybko pozbyli się pozostałych ubrań i przenieśli na kanapę.

Oczy Joasi znieruchomiały nagle. Ania złapała ją za nadgarstek, ale nie wyczuła pulsu. Opadła na dywan oszołomiona. W tym samym momencie Rafał opuścił rękę, którą do tej pory uciskał ranę.
- Nie żyje – powiedział cicho.


***


- To straszne – powiedziała cicho Ania, patrząc na dwa sąsiadujące ze sobą nagrobki. – Dwoje kochających się ludzi…
- Jeden fałszywy ruch i wszystko posypało się jak domek z kart – mruknął Rafał.
- Najgorsze jest to, że oboje na swój sposób mieli rację – dodała Kaśka zamyślona.
- Jak to jest, że najbardziej krzywdzimy tych, których kochamy? – zapytała Ania retorycznie i położyła na grobie przyjaciółki skromną wiązankę.
- Bo tylko tych, których kochamy jesteśmy w stanie naprawdę skrzywdzić…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz