niedziela, 11 marca 2012

3. Kwestia zaufania

Aśka zmierzyła partnera ostrym spojrzeniem i odwróciła się na pięcie. Zdążyła jednak zrobić zaledwie jeden krok, kiedy poczuła jego rękę na łokciu. Przystanęła z zacięciem wypisanym na twarzy. W głębi duszy wcale nie była zła, chciała jednak, żeby wziął się w garść.
- Przepraszam – mruknął.
Odwróciła się powoli i spojrzała przyjacielowi w oczy.
- Kiedyś byłeś inny – powiedziała. – Byłeś gotowy poświęcić się dla innych. Kiedy ktoś tego potrzebował, pomagałeś mu za wszelką cenę.
- Po prostu się martwię – odparł Seba łagodnie. – Nie mam nic do Celine, wiem, że potrzebuje pomocy. Obawiam się jednak, że nas to przerosło.
- Powinniśmy przynajmniej spróbować – przekonywała Joasia. – Opowiesz mi, co ustaliłeś z Rafałem?
- Usiądźmy – westchnął Seba.
Znaleźli sobie w miarę osłonięte miejsce w takiej odległości od Celine, żeby nie zbudzić jej cichą rozmową, ale jednocześnie cały czas mieć ją na oku. Usiedli pod drzewem i wymienili się spojrzeniami.
- Kiedy byliśmy jeszcze gówniarzami, bawiliśmy się w agentów – zaczął Seba. – Wyobrażaliśmy sobie, że ktoś nasz szuka, a my musimy uciekać. I wtedy wymyśliliśmy… - mężczyzna uśmiechnął się do swoich myśli, - że jeden z nas schowa się w górach, a drugi będzie dostarczał mu jedzenie i informacje.
- Nie bardzo rozumiem – przyznała Joasia zdezorientowana.
- Krótko mówiąc: Rafał i Anka będą w umówione miejsca dostarczać nam najpotrzebniejsze rzeczy i informować, co się dzieje.
- Czy to nie jest niebezpieczne? Przecież jeśli ktoś nas szuka, na pewno są śledzeni… A poza tym, muszą być w Krakowie i szukać synka Celine, więc jak…
- Nie osobiście oczywiście – przerwał jej Seba. – Rafał powiedział, że znajdzie kogoś, kto się tym zajmie.
- A jak będzie się kontaktować z nami? Jak będziecie ustalać kolejne miejsca?
- Dzięki informacjom zaszytym w podszewce plecaka – odparł mężczyzna takim tonem, jakby to było oczywiste.
- Nie brzmi to zbyt przekonująco – westchnęła Joasia.
- Nie mamy innego wyjścia – przypomniał jej łagodnie Sebastian. – Bez ciepłych ubrań, koców i jedzenia długo nie przetrwamy. Nie możemy rozpalić ogniska, więc się nie ogrzejemy i nawet gdyby udało nam się coś upolować, zostałoby surowe mięso… A jagód ani poziomek już nie ma, zresztą i tak byśmy na tym nie wyżyli.
- Niby tak… Gdzie my właściwie jesteśmy?
- Na Słowacji – odparł Seba wymijająco.
- A gdzie mają być rzeczy od Rafała?
- W jaskini jakieś trzydzieści kilometrów stąd.
- Trzydzieści? – zapytała Aśka z niedowierzaniem. – Przecież to dobre osiem godzin…
- Obawiam się, że więcej – mruknął Seba. Pójdziemy na północ, za kilka kilometrów zacznie się górzysty teren.
- Nie dojdziemy tam jutro – stwierdziła Joasia bez wahania. – Celine nie da rady. Widziałeś jej nogi?
- Widziałem – westchnął mężczyzna. - Ale nie ma wyjścia. Pogoda będzie się pogarszać, potrzebne nam cieplejsze ubrania. Poza tym nie mamy jedzenia. A w torbie od Rafała będzie apteczka, opatrzymy nogi Celine i twoje ręce – dodał, zerkając na pokaleczone dłonie przyjaciółki i pokrwawioną bluzkę na ramieniu.
Aśka wzruszyła ramionami, ale przez dłuższą chwilę nie odezwała się słowem.
- Połóż się – mruknął Seba. – Ty też musisz odpocząć.
- Wolę pierwsza czuwać – odparła. – Obudzę cię za parę godzin.
Mężczyzna skinął głową i poszedł się położyć.
Noc zdawała się nie mieć końca, a kiedy Sebastian obudził obie kobiety, wciąż jeszcze było szaro. Tego ranka nikomu nie dopisywał humor. Wszyscy byli zmęczeni i zniechęceni czekającą ich drogą, choć komisarze nie powiedzieli Celine, ile kilometrów mają do przejścia.
Szli w milczeniu równym, niezbyt szybkim tempem. Tym razem nawet Joasia nie próbowała nawiązywać rozmowy. Zerkała tylko co jakiś czas na Celine, ale ona zdawała się nie odczuwać bólu. Dopiero wczesnym popołudniem policjant zaproponował postój.
- Gdzie my idziemy? – zapytała wreszcie Celine, kiedy usiedli na trawie.
- W góry – odparł Seba zdawkowym tonem.
- Nasi przyjaciele zostawili tam dla nas ubrania i jedzenie – dopowiedziała Joasia. – Nie możemy po prostu schronić się w tej jaskini i zostać tam przez jakiś czas? Musimy tak się szwędać po lesie? – dodała, zwracając się do partnera.
- Bylibyśmy zbyt łatwym celem – stwierdził mężczyzna bez zastanowienia. – Musimy się przemieszczać.
Ni stąd, ni zowąd padł strzał. Cała trójka poderwała się z miejsc. Joasia i Sebastian odruchowo sięgnęli po broń, ale nie mieli najmniejszego pojęcia, z której strony wypatrywać niebezpieczeństwa.
- To chyba gdzieś tam – mruknęła Aśka, pokazując ręką bliżej nieokreślony kierunek.
- Chyba tak. Co tylko dowodzi, że powinniśmy skryć się w górach – skwitował Sebastian, podchodząc do Celine i łapiąc ją za przedramię. – Chodźmy.
Zdawało się, że strach dodał całej trójce energii. Kilka kolejnych kilometrów przeszli o wiele szybciej, wciąż czekając na atak z zaskoczenia. Dopiero po godzinie Celine odważyła się odezwać.
- Jak oni nas tu znaleźli? – zapytała się cicho, jakby ze strachu, że usłyszy ją ktoś niepożądany, choć otaczały ich jedynie drzewa i krzewy.
- Domyślili się, że będziemy trzymać się rzeki – mruknął Seba. – Od razu wiedziałem, że to błąd.
- Nie martw się – wtrąciła się jak zwykle Aśka, - strzał padł z daleka. Nie znajdą nas.
Miała nieodparte wrażenie, że Seba chciał wyśmiać jej optymizm, jednak mężczyzna milczał. Uśmiechnęła się więc pokrzepiająco do Celine.
- Dasz radę jeszcze iść? – zapytała łagodnie.
Kobieta pokiwała głową, z trudem odwzajemniając uśmiech. Aśka w duchu ucieszyła się, że zdołała choć trochę podnieść ją na duchu, jednak wtedy padł kolejny strzał. Odwrócili się jak na komendę.
- Musimy oddalić się od rzeki – zadecydował Sebastian. – Szybko, w tamtą stronę.
Wskazał kierunek prostopadle do tego, w którym podążali do tej pory i przez kilkanaście kolejnych minut poganiał towarzyszki. Dopiero kiedy doszli do olbrzymiej łąki położonej w dolinie, zatrzymał się.
- Będziemy tu świetnym celem – zauważyła Joasia, zerkając na niego.
- Ale nie mamy czasu, żeby okrążyć całą łąkę – odparł Seba.
- A co z rzeczami od Rafała? Mówiłeś, że zostawił je w jaskini na północy.
Sebastian zmarszczył czoło, myśląc intensywnie. Aśka miała rację.
- Musimy się rozdzielić – postanowił w końcu. Obie kobiety spojrzały na niego wystraszone. – Wy pójdziecie na północy-wschód, a ja wrócę po torbę od Rafała i dogonię was.
- To zły pomysł – powiedziała Joasia stanowczo. – Powinniśmy się trzymać razem.
- Słuchajcie – zaczął mężczyzna o wiele bardziej stanowczym tonem niż jeszcze przed chwilą, - nie mamy wyjścia. Te rzeczy są nam potrzebne, a wszyscy nie możemy iść. Sam będę o wiele szybszy, dogonię was jeszcze przed zmrokiem.
- Komu ty wciskasz takie pierdoły? – zdenerwowała się Aśka. – Za kilka godzin będzie całkiem ciemno.
Do ich uszu dobiegł następny strzał, o wiele głośniejszy niż poprzednie.
- Są coraz bliżej – szepnęła Joasia zdezorientowana. – Skąd oni wiedzą, gdzie nas szukać?
- Mogą mieć psy tropiące – mruknął Seba, kręcąc głową. – Aśka, posłuchaj mnie uważnie. Przejdziecie przez tą łąkę i wdrapiecie się na górę. Tam powinno być jezioro. Musicie dostać się na drugą stronę i poszukać schronienia wśród skał. Znajdę was, ok.?
- Wcale mi się to nie podoba – stwierdziła kobieta z wyraźnym strachem w głosie.
- Idźcie, no już! – ponaglił je Sebastian.
Nie było czasu na dalsze spory. Kobiety puściły się biegiem przez łąkę, potykając się co chwilę i przytrzymując wzajemnie. Seba przez moment patrzył za nimi, a potem odwrócił się i zniknął w lesie. Wiedział, że będą potrzebować sporo szczęścia, żeby jeszcze się zobaczyć.
Przedarcie się przez łąkę okazało się niełatwe. Co prawda nie była porośnięta zbyt wysoką trawą, ale pełna kamieni i krecich kopców. Jednak zarówno Joasia, jak i Celine wiedziały, że dostanie się na wzniesienie jest kluczowe dla ich ucieczki. Dlatego nie zatrzymały się ani na chwilę, nawet kiedy wzgórze zaczęło stawać się coraz bardziej strome. Ostatnie metry pokonały już na czworaka, ale nawet na samej górze nie miały siły wstać. Na pół klęcząc, na pół siedząc, patrzyły przed siebie na rozciągające się w dolinie jezioro.
- Co on miał na myśli, mówiąc, że musimy przedostać się na drugą stronę? – zapytała cicho Celine.
Kilkaset metrów wody skutecznie zniechęcało do dalszej wędrówki. Obie jednak wiedziały, że jeśli nie znajdą się po drugiej stronie, nie dadzą Sebastianowi szansy na odnalezienie ich. Co więcej, znacznie zwiększyłoby to ryzyko złapania przez wroga.
Joasia zaczęła nerwowo rozglądać się po okolicy: żadnego śladu cywilizacji. Jej nadzieja na łódkę natychmiast prysła. Spojrzała ponownie na jezioro, by utwierdzić się w przekonaniu, że jest zbyt dużo do przepłynięcia, przynajmniej teraz, kiedy były tak zmęczone.
- Nie wiem, co robić – przyznała, patrząc bezradnie na towarzyszkę. – Może poszukamy tu jakieś kryjówki i przeczekamy do rana?
- A jeśli nas znajdą?
- Nie wiem, czy mamy inne wyjście – westchnęła policjantka z wahaniem.
- Nie dasz rady przepłynąć? – zapytała Celine z takim opanowaniem, o jakie nigdy nie podejrzewałaby jej Aśka.
- A ty?
- Nie wiem – piosenkarka wzruszyła ramionami. – Ale chyba nie mamy innego wyjścia, jak tylko spróbować.
- Więc chodźmy – zadecydowała Joasia, choć wcale nie była pewna, czy to dobry pomysł.
Już samo ześlizgnięcie się tych kilkunastu metrów na wysokość jeziora było nadszarpnięciem resztek ich sił. Nie wahały się jednak więcej, obawiając się, że może nie starczyć odwagi, by ponownie podjąć równie ryzykowną decyzję. Bez zbędnych słów zdjęły buty i powoli weszły do wody, brodząc w szuwarach.

Tymczasem Sebastian niemal biegł przez las, chcąc odnaleźć jaskinię, nim zrobią to „tamci”. Zdawał sobie sprawę, jak spora jest szansa, że ktoś już tam na niego czeka. Nie pozostawało mu jednak nic innego, jak zaryzykować. Bez informacji od Rafała nie wiedzieli, gdzie spodziewać się kolejnej „przesyłki” i tym samym straciliby z nim jedyny kontakt. A było to wcale niemniej ważne niż ubrania czy jedzenie. Z drugiej strony czuł ciążącą na nim odpowiedzialność. Wiedział, że gdyby coś mu się stało, szanse na przeżycie Joasi i Celine zmalałyby niemal do zera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz