środa, 14 marca 2012

6. Kwestia zaufania

Wieczorem komisarzy zaniepokoił fakt, że Celine przespała cały dzień. Kiedy spróbowali ją obudzić, stwierdzili, że ma wysoką gorączkę.
- Musiała się przeziębić – zawyrokował Sebastian, patrząc na przyjaciółkę. – Zresztą, nie ma co się dziwić. To cud, że tobie nic nie jest.
- To mogą być te grzyby… – mruknęła Joasia zamyślona.
- Jakie grzyby?
- Jadłyśmy wczoraj rano… Nazbierałam trochę, ale wiesz… no nie byłam całkiem pewna, czy są jadalne. Tak mi się wydawało, ale…
Umilkła i spojrzała na Sebastiana z niepokojem.
- A ty? Też je jadłaś?
- Tak.
- I co, dobrze się czujesz? – zapytał rzeczowo.
- No… wymiotowałam trochę – przyznała Joasia. – Ale myślałam, że to po prostu przed tą głodówkę… Zresztą, te grzyby nie były zbyt smaczne, więc wiesz…
- Dobra, mniejsza o to – podsumował Seba. – Idź do lasu i spróbuj znaleźć takie same grzyby. A ja postaram się zbić jej gorączkę.
Pół godziny później Joasia wróciła do „obozu” z potencjalnymi winowajcami w dłoniach. Zaskoczona stwierdziła, że ani Sebastiana, ani Celine nie ma w jaskini. Znalazła ich nad strumieniem.
- Celine, jak się czujesz? – zapytała zaskoczona, że piosenkarka jest całkiem przytomna, choć przed chwilą nie byli w stanie jej dobudzić.
- Tak sobie – mruknęła i zakaszlała konsekwentnie.
- Wygląda na to, że to jednak przeziębienie – stwierdził Seba.
- Całe szczęście… Już myślałam, że to moja wina…
Celine uśmiechnęła się krzywo.
- Znalazłaś te grzyby? – Sebastian zwrócił się do partnerki.
Aśka pokazała mu małego, jasnobrązowego grzybka. Seba westchnął ciężko.
- Dużo tego zjadłyście? – zapytał.
- Trochę…
- Pewnie wzięłaś je za opieńki… Ale to trujące maślanki – zawyrokował mężczyzna.
Kobieta spuściła wzrok, wypuszczając małego winowajcę z ręki. Usiadła na kamieniu i wpatrzyła się w płynącą wodę. Czuła się bardzo głupio. Miała wyrzuty sumienia, że nakarmiła niejadalną rośliną także Celine.
- Niestety nie wiem, czy zatrucie nimi może być śmiertelne – dodał Sebastian. – Jednak minęło już półtora dnia odkąd je jadłyście, a nie ma żadnych poważnych objawów, więc…
Aśka wstała gwałtownie i odeszła. Seba chciał ją zatrzymać, ale nie miał pomysłu, co pocieszającego mógłby jej powiedzieć. Podał więc Celine kolejny zimny okład.
- Miałaś jakiekolwiek niepokojące objawy prócz tej gorączki? – zapytał spokojnie.
- Wymiotowałam trochę wczoraj… Ale poza tym dobrze się czuję – zapewniła kobieta.
Była to szczera prawda. Wcześniej nawet nie podejrzewała, że grzyby mogły być trujące, a i teraz nie przejęła się tą informacją. Wstała powoli, ostrożnie stawiając nagie stopy na skale.
- Pójdę porozmawiać z Asią – oznajmiła.
Seba tylko kiwnął głową i odprowadził ją wzrokiem. Sam nie był najlepszy w takich sprawach i zwykle kiedy Aśka miała problem, nie potrafił jej pocieszyć. Jego pomoc ograniczała się najczęściej do poklepania po ramieniu. Był więc zadowolony, że Celine wzięła to na siebie i miał nadzieję, że spisze się lepiej niż on. Od początku zauważył, że Aśka darzy piosenkarkę zaskakującą sympatią, choć wciąż tak słabo się znały. Teraz miał nadzieję, że były sobie dużo bliższe niż jeszcze kilka dni wcześniej. Sam zresztą zaczynał powoli lubić tę kobietę. Nie była tak egzaltowana i zarozumiała, jaka wydała mu się na początku. Przez chwilę pomyślał nawet, że może gdyby spotkali się w innych okolicznościach, mogliby się zaprzyjaźnić.
Westchnął ciężko i wstał. Postanowił przed zmrokiem zanieść do jaskini większy zapas wody.
Tymczasem Celine przysiadła się do Joasi, która siedziała w dole strumienia na zwalonym pniu. Nie odezwała się ani słowem, choć od razu zauważyła, że ma towarzystwo.
- Uratowaliście mi życie – zaczęła stanowczo piosenkarka. – Nawet nie wiem, ile razy, bo mogłam umrzeć w każdej minucie pobytu w tej dziczy. I nigdy nie będę w stanie należycie wam za to podziękować.
- Nie wysilaj się – mruknęła Joasia nieco zaczepnym tonem. – Dobrze wiem, do czego zmierzasz.
O dziwo Celine uśmiechnęła się.
- I dobrze – stwierdziła. – To znaczy, że wiesz, że mam rację.
Aśka prychnęła poirytowana.
- Mogłam cię otruć, rozumiesz? – zapytała ze złością. – Kto wie, czy tego nie zrobiłam…
- Daj spokój, przecież ostrzegłaś mnie, że nie masz pewności co do tych grzybów. Poza tym obie byłyśmy głodne. Gdybyś ty nie przyniosła tych grzybów, może ja znalazłabym takie, które by nas zabiły.
Jedyną odpowiedzią było milczenie, po czym Celine poznała, że zbliża się do celu. Objęła Joasię i oparła głowę na jej ramieniu.
- Mamy dość problemów, nie stwarzajmy jeszcze dodatkowych. Poza tym, musisz oszczędzać maluchowi stresów – dodała nieco żartobliwym tonem i położyła delikatnie dłoń na brzuchu Joasi. – Już na pewno go zdenerwowałaś.
Aśka westchnęła ciężko. Ku zaskoczeniu piosenkarki przyjemny, zdawałoby się, temat nie poprawił jej nastroju.
- Mój mąż jeszcze nie wie, że spodziewam się dziecka – wyznała kobieta zamyślona. – Obawiam się, że nie przyjmie zbyt dobrze tej wiadomości.
- No wiesz? Przecież dziecko to największy skarb! Jak mógłby się nie ucieszyć? – dziwiła się Celine. – Ja za mojego synka oddałabym życie…
Policjantka spojrzała ze współczuciem na swoją towarzyszkę. W jej oczach zobaczyła ból i strach.
- Przepraszam – powiedziała, ściskając jej dłoń. – W ogóle nie powinnam mówić takich rzeczy…
- Kiedy Jean-Pierre był mały – zaczęła cicho Celine, - nie opuszczałam go ani na moment. Wszędzie nosiłam go ze sobą. Bardzo długo staraliśmy się o niego i bałam się, że jeśli spuszczę go z oczu, mogę go stracić. Andre… to znaczy mój mąż, w końcu przekonał mnie, że powinniśmy żyć normalnie. A ja tak naprawdę nigdy nie sądziłam, że ktoś może czyhać na nasze życie…
- Naprawdę nie wiesz, kim mogą być ci ludzie? Nawet się nie domyślasz?
Celine potrząsnęła energicznie głową.
- Nie mam pojęcia – odparła. – Ale wydaje mi się, że musieli nas znać. To znaczy osobiście… Jean-Pierre nie poszedłby z obcymi ludźmi.
- Ma dopiero sześć lat, mogli go w jakiś sposób oszukać, skusić…
- Nie, on nigdy nie poszedłby z obcymi – upierała się Celine.
- No dobrze, więc może… może ktoś z waszych znajomych zachowywał się jakoś dziwnie po zaginięciu Jean-Pierre’a?
- Skąd mam wiedzieć? Przecież byliśmy w Polsce, odcięci od rodziny i przyjaciół…
Joasia zamyśliła się. Całkowicie zapomniała o feralnych grzybach i swojej ciąży, a całą uwagę skupiła na sprawie.
- To wszystko jest strasznie dziwne – powiedziała po chwili. – Dlaczego właściwie przyjechaliście do Polski?
- To długa historia…
- A ja mam wyjątkowo dużo czasu – zakpiła Joasia.
- No tak – mruknęła Celine, uśmiechając się. – Wszystko zaczęło się na początku września. Jeden z naszych ochroniarzy, Adam, zauważył, że ktoś obserwuje nasz dom. Mężczyzna w czarnym samochodzie, to wszystko. Żadnych szczegółów.
- A monitoring? Nic nie zarejestrował? – wtrąciła się Joasia.
- To może głupie… Ale my nie mamy monitoringu. Nie myśl, że jesteśmy tak lekkomyślni – dodała, zauważając powątpiewające spojrzenie koleżanki. - Po prostu nigdy wcześniej nie mieliśmy problemów tego typu i nie sądziliśmy, że to może się przydać…
- No dobrze, mów dalej.
- Od tej pory zaczęliśmy być bardziej ostrożni. Ja i Jean-Pierre nie ruszaliśmy się z domu bez ochroniarzy. W zasadzie wydawało się, że już po krzyku, kiedy policja znalazła Adama. Ktoś strzelił mu w głowę.
Celine umilkła na chwilę. Widać było, że to wspomnienie wciąż jest bardzo żywe i bolesne.
- Był naprawdę dobrym człowiekiem – powiedziała cicho. – Znaliśmy go od lat. Był nie tylko naszym ochroniarzem, był przyjacielem. Zjeździł z nami cały świat… - westchnęła. – I Jean-Pierre bardzo go lubił. Zawsze robił mu kawały, a Adam udawał, że kompletnie się ich nie spodziewał. – Uśmiechnęła się do swoich wspomnień. – Nie wiem, dlaczego zginął. Nie wiem nawet, czy to miało jakikolwiek związek z nami, ale czuję, że nie żyje, bo chciał nas chronić.
- Wasza policja nic nie znalazła? – zapytała Aśka, przypominając niezbyt delikatnie o swojej obecności.
- Nie wiem. Nikt nam nic nie mówił… Dopiero kilka dni później Carlo, drugi z naszych ochroniarzy, powiedział, że powinniśmy wyjechać. Rozmawiał z kimś z policji i dowiedział się, że ktoś mnie szuka. Kiedy Andre to usłyszał, od razu zdecydował o wyjeździe.
- Dlaczego akurat do Polski?
- To Carlo doradził nam Kraków – wyznała Celine. - Twierdził, że nikt nie będzie nas tu szukał. Mieliśmy tu być całkowicie bezpieczni…
- Opowiedz mi dokładnie, jak doszło do porwania Jean-Pierre’a.
- Byłam z nim na spacerze. Ktoś mnie zaczepił, poprosił o autograf. Jean-Pierre bawił się obok na trawniku, układał coś z kamyków. Odwróciłam się na chwilę, podpisałam ten cholerny autograf, nie wiem, chyba zamieniłam kilka zdań… A kiedy się odwróciłam, Jean-Pierre’a już nie było – opowiadała kobieta. – Natychmiast zaczęłam go szukać, wołać… Przebiegłam kawałek i zobaczyłam jak wsiada do jakiegoś samochodu na końcu ulicy. Wołałam go, ale nie zareagował. Więcej go nie widziałam…
Otarła łzy z policzków i wrzuciła do wody kamień, próbując rozładować w ten sposób emocje.
- Widziałaś, kto z nim był? – dopytywała Joasia, która słuchała wszystkiego z uwagą.
- W środku ktoś siedział, ale nie widziałam jego twarzy. Zresztą, to wszystko działo się bardzo szybko…
- Dlaczego potem zdecydowałaś się wyjechać z Polski?
- Nie chciałam tego robić – odparła Celine ze złością. – Carlo twierdził, że nie mogę zostać w miejscu, gdzie porali mojego syna, że to zbyt niebezpieczne. Mówił, że powinnam pojechać do Francji, bo porywacze uznają to miejsce za oczywiste i nie będą mnie tam szukać. Nie zgodziłam się, chciałam zostać i pomóc w poszukiwaniach Jean-Pierre’a, ale Carlo przekonał Andre…
- Zmusili cię? – zdziwiła się Joasia. Do tej pory Celine wydawała jej się bardzo zdecydowaną osobą.
- Sama się w końcu zgodziłam. Andre chciał mnie chronić, myślał, że to naprawdę dla mnie najbezpieczniejsze…
- A dlaczego nie pojechali z tobą twoi ochroniarze tylko my? Dlaczego zdecydowaliście się na ochronę policji? Nie chcę sama pod sobą dołków kopać, ale wiesz... Mając kasę możesz zapewnić sobie lepszą ochronę niż policja.
- Carlo uważał, że w ten sposób nie będę się tak rzucała w oczy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz