środa, 8 lutego 2012

57. Nie wierzcie bliźniaczkom

Patrzył jej prosto w oczy i kłamał, choć serce podpowiadało co innego. Czuł, że powinien powiedzieć jej prawdę, ale silniejsze było pragnienie bliskości.
Joasia nie była już pewna, w co powinna wierzyć. Do tej pory nie wątpiła w winę Sebastiana, ale jego przysięga, gorące zapewnienia sprawiły, że zaczęła się wahać.
- Przypomnij sobie nasz wyjazd w zeszłe wakacje… - szepnął Sebastian. – Nasz pierwszy pocałunek… Pierwszą wspólną noc… Nasze mieszkanie i sypialnię, którą sami urządzaliśmy… Pomyśl, jacy byliśmy szczęśliwi. To wszystko może wrócić.
Wiedziała, że ma rację. Wystarczyło jedno jej słowo i wszystko wróciłoby do normy. Tylko czy na pewno?
- Już sama nie wiem, w co mam wierzyć – szepnęła bezradnie.
Taka rozbita i bezbronna jak małe dziecko wydała mu się jeszcze bardziej pociągająca. Nie mógł uwierzyć, że tak bardzo ją skrzywdził.
- Proszę, daj nam jeszcze jedną szansę…
Dłużej nie wytrzymała. Przysunęła się do Sebastiana i wtuliła w jego koszulę, nie mogąc powstrzymać łez. Płakała jednocześnie rozżalona swoją decyzją i wzruszona jego wypowiedzią. Nie wiedziała, czy kiedykolwiek będzie w stanie się upewnić, czy kiedykolwiek mu jeszcze zaufa, ale w jego ramionach poczuła się spokojniejsza.
Sebastian głaskał ją po włosach i tulił do siebie. Sam się temu dziwił, ale nie poczuł ulgi. Wiedział, że takie kłamstwo na dłuższą metę może okazać się nie najlepszym wyjściem.
Jeszcze tego samego wieczoru przyjaciele przyszli komisarzom z pomocą. Okazało się, że w samochodzie, który ukradli podczas ucieczki znajdował się nadajnik GPS, dzięki czemu policjantom nie sprawiło większej trudności namierzenie ich kryjówki. Uwolnili przyjaciół, a chwilę później karetka zabrała Sebastiana do szpitala, żeby zrobić wszystkie badania niezbędne po urazie głowy.
Joasia wyszła powoli z budynku i rozejrzała się. Było już całkowicie ciemno, więc niewiele mogła zobaczyć z otoczenia, jednak prócz policyjnych świateł nie dostrzegła w pobliżu żadnej latarni i natychmiast zrozumiała, że dom znajduje się w okolicy lasu.
- Na pewno nic ci nie jest? – dopytywała Ania po raz kolejny.
- Nie, jestem tylko głodna – odparła Joasia, uśmiechając się. – Podrzucisz mnie do domu?
- No jasne, wskakuj do samochodu.
Po drodze zaczepił ich jeszcze Rafał, który także chciał się upewnić, że Aśka jest cała i zdrowa. Kiedy odpowiedziała na serię pytań z jego strony, kobiety mogły wreszcie wsiąść do samochodu.
- Zdaje się, że masz pecha – zagadnęła Ania, kiedy kilka minut później przekraczały granice miasta. – Mało, że pracujesz z Sebą, to jeszcze cię z nim uwięzili…
Aśka uśmiechnęła się tylko zmieszana i odwróciła w stronę bocznej szyby. Ania natychmiast zrozumiała, że coś jest nie tak.
- Co jest grane? – zapytała. – Znowu próbował ci wmówić, że niczego nie zrobił?
Joasia nadal nic nie powiedziała, ale na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Dobrze wiedziała, że nie oszuka przyjaciółki, w końcu znały się wiele lat. Wolała więc nic nie mówić, jednak na niewiele się to zdało.
- Nie mów, że mu uwierzyłaś – powiedziała z niedowierzaniem. Joasia zapadła się głębiej w fotel i wciąż milczała, po czym Ania od razu poznała, że ma rację. – Aśka! Jak mogłaś dać się tak omamić!
- To nie tak… - odparła w końcu kobieta. – Sama mówiłaś, że właściwie nie mam niepodważalnych dowodów…
- A ty mówiłaś, że nie masz wątpliwości – przypomniała jej Ania karcącym tonem. – Nie sądziłam, że tak łatwo mu ulegniesz. Myślałam, że czegoś się nauczyłaś, ale nie, jak zwykle dasz się wykorzystać.
Aśka wywróciła tylko oczami, ale nie odpowiedziała. Nie zamierzała kłócić się z przyjaciółką przede wszystkim dlatego, że wiele jej zawdzięczała. Poza tym obawiała się, że wątpliwości ponownie mogą przeważyć nad tęsknotą.
- To co, może odrzucić cię do Sebastiana? – odezwała się Ania tak jadowitym tonem, jakby chciała choć w ten sposób zniechęcić przyjaciółkę. – Prosto do mieszkania czy może jednak do szpitala?
- Mogę jeszcze dzisiaj przenocować u ciebie? – zapytała Joasia spokojnie, nie dając się sprowokować.
Anka tylko prychnęła głośno i skręciła w stronę centrum. Dawno nie była aż tak zła na przyjaciółkę.
Z samego rana Joasia pojechała do szpitala. Z jednej strony nie chciała pokazywać Sebastianowi, że się przejmuje, ale z drugiej pragnęła upewnić się, że nic mu nie jest. Kiedy weszła na odpowiednie piętro, mężczyzna akurat wychodził ze swojej sali, już kompletnie ubrany. Na jej widok uśmiechnął się szeroko.
- Jak badania? – zapytała, podchodząc.
Starała się użyć jak najbardziej neutralnego tonu, żeby nie spoufalać się za bardzo, a jednocześnie nie dać mu odczuć niechęci. Nie mogła się zdecydować, czy faktycznie powinna trzymać się postanowień z dnia poprzedniego.
- Wszystko w porządku – odparł Seba, uśmiechając się. – Asiu… proszę, nie trzymaj mnie dłużej w niepewności… Czy to, co się wczoraj stało… Czy dasz mi jeszcze jedną szansę?
- To nie jest ani czas, ani miejsce, żeby o tym rozmawiać – mruknęła wymijająco.
- Więc może spotkamy się wieczorem? Może po pracy pojedziemy do naszego mieszkania i porozmawiamy na spokojnie? – zaproponował z nadzieją.
Celowo podkreślił zaimek „nasze”, chcąc przypomnieć Joasi, że razem je urządzali i planowali spędzić w nim resztę życia. Kobieta jednak nie dała się tym zmylić, a przynajmniej sama przed sobą tak twierdziła, bo w rzeczywistości znowu zmiękło jej serce.
- Dobrze – powiedziała.
Sebastian dostał kilka dni wolnego, więc Joasia podwiozła go do domu, a potem sama pojechała na komendę. Pierwszą osobą, którą tam spotkała, była Gabrysia. Kobieta od razu zauważyła, że pani komisarz nie jest tak przygnębiona jak w ciągu ostatnich tygodni.
- Zmiana na lepsze? – zagadnęła, przynosząc jej do biura kubek gorącej kawy i przysiadając na fotelu Sebastiana.
- Nie mam pojęcia – przyznała Joasia.
- No ale co, pogodziłaś się z Sebą?
Aśka uśmiechnęła się. Z Anią na ten temat porozmawiać nie mogła, a od zeszłego wieczoru czuła taką potrzebę.
- Nie do końca, ale chyba wszystko idzie w tym kierunku – powiedziała po chwili namysłu i upiła łyk kawy. – Spotykamy się dzisiaj wieczorem i mamy wszystko sobie wyjaśnić, porozmawiać na spokojnie.
- Bardzo się cieszę! – zawołała Gabrysia ze szczerym uśmiechem. – Mam nadzieję, że znowu będziesz się częściej uśmiechać.
- Nie jestem pewna, czy dobrze robię – przyznała pani komisarz z wyraźnym wahaniem. – Nie wiem, czy mogę mu wierzyć…
- Właściwie uważam, że nie powinno się nikomu doradzać w takich sprawach… ale zrobię wyjątek.
- Zamieniam się w słuch.
- Myślę, że wybaczanie w związku nie jest wcale mniej ważne od zaufania – oznajmiła Gabrysia, patrząc Joasi w oczy. – Pewnie nigdy się nie dowiesz, czy Sebastian cię zdradził, czy też nie, ale jednego możesz być pewna: on bardzo cię kocha. Inaczej nie próbowałby cię odzyskać.
- Jeśli mnie zdradził… - zaczęła policjantka.
- Asiu, to naprawdę nie jest w życiu najważniejsze. Ludzie popełniają błędy, czasem mniejsze, czasem większe, ale wszystkie mają to do siebie, że nawet jeśli są zawinione, to niezaplanowane. I owszem, kara się należy, ale umiejętność wybaczania różni nas od zwierząt, prawda?
- Gdyby tylko powiedział mi prawdę… Gdyby przyznał, że mnie zdradził, ale żałuje i nigdy więcej tego nie zrobi…
- Może nie zrobił – zauważyła przytomnie Gabrysia. – Ja nie twierdzę, że jest winny. Chciałam ci tylko powiedzieć, że może powinnaś potraktować go trochę łagodniej.
- Może… Mam nadzieję, że dzisiaj wieczorem ułatwi mi tą decyzję – wyznała Joasia, wzdychając ciężko.
- Trzymam kciuki.
- Dzięki… No ale powiedz lepiej, co słychać u Mikołajka? Dawno go nie widziałam – powiedziała kobieta z łagodnym uśmiechem.
Gabrysia nieco zmarkotniała, co Aśka natychmiast zauważyła. Asystentka jednak najwyraźniej postanowiła robić dobrą minę do złej gry, bo uśmiechnęła się z wysiłkiem i odezwała w miarę swobodnym tonem.
- Wszystko w porządku. Dopytuje o ciebie, wiesz?
- Musimy się jakoś niedługo spotkać – westchnęła Joasia. – Jeszcze mały zapomni swoją ciocię.
- Asiu, czy ty… Wiem, że to może trochę nie w porę pytanie, ale… Chcesz od razu zamieszkać z Sebą? – zapytała nagle Gabrysia.
- Nie wiem, w zasadzie… Nie myślałam o tym, ale jeśli naprawdę się pogodzimy, to czemu nie?
- Widzisz, pomyślałam sobie, że mogłabyś przez kilka dni pomieszkać u nas z Mikołajkiem – wypaliła asystentka, wykręcając nerwowo palce. – Znowu muszę iść do szpitala i nie mam go z kim zostawić, a wiem, że w tej sytuacji nie możesz go wziąć do siebie…
- Oczywiście, nie ma problemu – odparła Joasia bez zastanowienia, postanawiając jednocześnie, że taka zwłoka byłaby dla Sebastiana dobrą nauczką. – Ale powiedz mi, co się dzieje? Znowu szpital? Tylko nie wciskaj mi tym razem, że to badania kontrolne. Jesteś chora? – wypytywała policjantka.
- Mam stwardnienie rozsiane – wyznała w końcu Gabrysia. – Co jakiś czas muszę robić szczegółowe badania, żeby odpowiednio dobierać dawki lekarstw.
Joasia zmieszała się odrobinę, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Koleżanka bardzo ją zaskoczyła tą wiadomością.
- Nie przejmuj się – dodała kobieta. – Z tym naprawdę można normalnie żyć. Po prostu nie mów nikomu, dobrze?
- To dlatego nie chciałaś umówić się z Tomkiem? – zapytała Joasia zamyślona, choć zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
- Choroba i dziecko to trochę za dużo dla przeciętnego faceta – odparła.
- Ale dlaczego utrzymujesz to w tajemnicy?
- Nie chcę taryfy ulgowej – powiedziała Gabrysia stanowczo. – Jeśli nie mogę mnie polubić tak po prostu… Trudno.
- W porządku, rozumiem. Możesz być spokojna, dochowam tajemnicy – zapewniła Joasia, ściskając delikatnie dłoń koleżanki.
Gabrysia uśmiechnęła się do niej i chwilę później opuściła biuro, zostawiając panią komisarz sam na sam z nieco ponurymi myślami. Nagle jej problemy przestały być już tak tragiczne, jak wydawały się jeszcze przed chwilą. W porównaniu z poważną chorobą, czy śmiercią najbliższych, która nagle przyszła jej na myśl, zdawały się niczym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz