środa, 1 lutego 2012

50. Nie wierzcie bliźniaczkom

Dwa dni później zakupione łóżka stanęły w ich nowym mieszkaniu wśród pudeł, walizek i toreb. Komisarze chcieli jak najszybciej się przeprowadzić, mimo wciąż trwającego remontu. Mieli spakować tylko najpotrzebniejsze rzeczy, ale koniec końców okazało się, że wszystko może się przydać i przez wszechobecne pakunki ledwie mogli się poruszać.
Aż do końca lutego Maciek nie chciał komisarzom zdradzić postępów w poszukiwaniach. Dopiero na początku marca zjawił się w ich biurze i poinformował, że jedyną rodziną małej Kasi jest starsza ciotka, która nie chce się nią zajmować. Sebastian zauważył, że ta wiadomość fatalnie wpłynęła na Joasię, jednak żadne z nich nie wracało do tematu.
Czas mijał, a życie komisarzy toczyło się spokojnym rytmem. W ciągu kolejnych miesięcy jedynym burzliwym wydarzeniem była rozmowa pomiędzy Sebastianem, a chłopakiem Elizy. Arek co prawda porządnie wystraszył się policjanta, ale nie dał za wygraną i jasno oświadczył, że kocha Elizę i chce być dobrym ojcem dla swojego dziecka. Deklarował, że rzuci szkołę i pójdzie do pracy, ale w końcu udało im się w miarę spokojnie porozmawiać i ustalić sensowne warunki.
Wiosna nadeszła, nim ktokolwiek zdążył się spostrzec, a jeszcze szybciej zamieniła się w lato. Wspólne mieszkanie wyraźnie służyło komisarzom i ich związkowi. Przyjaciele z początku obawiali się, że nie wytrzymają tej próby i szybko zaczną się kłócić, ale stało się inaczej. Powoli coraz bardziej się do siebie dopasowywali.
Ciąża Elizy przebiegała bez komplikacji, chociaż psychicznie nastolatka nie znosiła jej najlepiej. Kilka razy wspominała o oddaniu dziecka do adopcji, jednak Sebastian nie chciał o tym słyszeć. Dopiero Joasia osłabiła nieco konflikt, obiecując Elizie, że jeśli po urodzeniu nie zdecyduje się wychowywać malucha, ona przejmie jej obowiązki.
W pracy komisarzom nie układało się już tak dobrze. Odkąd Kamil odszedł, a na jego miejsce przyszła młoda policjantka, wszyscy policjanci komendy przy Pomorskiej podzielili się na dwa obozy. Przedstawicielem pierwszego była Joasia, a jej jedyną popleczniczką okazała się Kaśka. Wszyscy pozostali komisarze i asystenci traktowali Gabrysię z wyraźną niechęcią, a to za sprawą niezbyt miłego incydentu, który wydarzył się w kilka dni po jej przybyciu na komendę. Kobieta miała zaledwie dwadzieścia dwa lata i była naprawdę urodziwa. Miała długie, blond włosy o odcieniu platyny, bardzo jasną karnację i nienaganną figurę. Oglądali się za nią wszyscy mężczyźni, co z początku bardzo zirytowało Joasię, bo, przynajmniej według niej, był wśród nich Sebastian. Szybko jednak okazało się, że sytuacja nie jest tak oczywista, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało. Tomek jako pierwszy spróbował się umówić z nową asystentką, ale ta stanowczo odmówiła, mimo kilku prób mężczyzny. Od tej pory stopniowo narastała niechęć policjantów, którą podsycał Tomek i jego urażona duma.
Dwudziestego trzeciego czerwca, dokładnie w dzień zakończenia roku szkolnego, Seba siedział w swoim biurze, planując wakacje. Poprzedniego dnia komisarze trochę się o to posprzeczali. Joasia nie chciała w tym roku nigdzie jechać ze względu na rychłe narodziny dziecka, z kolei Sebastian uważał, że wycieczka pod koniec wakacji będzie jak najbardziej na miejscu. Skończyło się na tym, że każde zostało przy swoim i planowało lato według własnego „widzimisię”.
- To wszystko nie jest takie proste – tłumaczyła Joasia, która jak zwykle spędzała poranek, pijąc z Anią kawę. – Sebastian i Elizka coraz częściej się kłócą. Ona się boi, nie chce tego dziecka, a im bliżej porodu, tym jest gorzej. Z kolei Seba jakoś nie może tego zrozumieć. Wciąż powtarza, że musi brać odpowiedzialność za swoje czyny i czy tego chce, czy nie, będzie musiała wychować dziecko.
- Ciśnienie rośnie, nie ma się co dziwić – podsumowała Ania.
- Do porodu został niecały miesiąc… Wydaje mi się, że Eliza nie zmieni zdania i naprawdę nie będzie chciała wychowywać tego dziecka.
- Asiu, a czy to czasem nie jest tak, że masz taką nadzieję? – zapytała Anka z pobłażliwym uśmiechem.
- Rozgryzłaś mnie – przyznała Joasia zawstydzona. – Wiesz… odkąd obiecałam Lizce, że w razie czego zaadoptujemy do dziecko i wychowamy jak swoje, jakoś prześladuje mnie ta myśl. A kiedy zdaję sobie sprawę, że ona w każdej chwili może zmienić zdanie, zaczynam się bać…
- Aśka, weź się w garść. Przecież cały czas staracie się z Sebą o dziecko, być może już niedługo będziesz w ciąży i urodzisz maluszka, który będzie naprawdę twój.
- No właśnie… Staramy się już prawie pół roku i nic. Co tydzień to samo rozczarowanie…
- Co tydzień? – zdziwiła się Ania, marszcząc brwi.
- No… Robię test zawsze tydzień po owulacji, ale potem dochodzę do wniosku, że to mogło być za wcześnie, więc powtarzam znowu i znowu…
- Mam dla ciebie jedną radę: wyluzuj. Sama wprowadzasz do swojego życia nerwową atmosferę, a to nie sprzyja zajściu w ciążę.
- Wiem, wiem, tylko że… - westchnęła. – Naprawdę mi zależy.
- Uważaj, bo liczenie dni płodnych stanie się twoją obsesją – zauważyła Ania, dopijając kawę. – Zresztą, widzę, że już niewiele brakuje.
Aśka pokazała przyjaciółce język, postawiła kubek na zlewie i wyszła z kuchni. Chciała udać się prosto do biura, ale przypomniała sobie o katalogach zagranicznych wycieczek piętrzących się na szafce obok Sebastiana i stwierdziła, że woli porozmawiać z Gabrysią. Nie była zaskoczona, kiedy okazało się, że dziewczyna siedzi sama w pokoju przesłuchań.
- A co ty tu robisz? – zagadnęła, przysiadając na stoliku obok sterty raportów.
- Jak widać – odparła kobieta z uśmiechem. – O tej porze dnia w naszym biurze jest za duży ruch, a to było jedyne wolne pomieszczenie.
- A może lepiej im pokazać, że się nie boisz? – zasugerowała Joasia, uśmiechając się łagodnie.
- To nie ma znaczenia – skwitowała Gabrysia, a ku zaskoczeniu pani komisarz nie było w tym ani odrobiny żalu. – Wiesz co, Asiu, właściwie to mam do ciebie ogromną prośbę.
- Dawaj.
- Widzisz… W przyszłym tygodniu nie będzie mnie w pracy. Wzięłam sobie wolne, bo muszę zrobić kilka badań w szpitalu…
- To coś poważnego? – zaniepokoiła się Joasia.
- Nie, nie, tylko problem w tym, że nie mam z kim zostawić synka…
- Synka? – zdziwiła się pani komisarz. – Nie wiedziałam, że masz dziecko. Jak się nazywa?
- Mikołaj – odparła Gabrysia, uśmiechając się z czułością. – Ma pięć lat.
Joasia natychmiast przypomniała sobie o małej Kasi, o której przez kilka ostatnich miesięcy starała się nie myśleć.
- A co z jego ojcem? – zapytała, starając się wrócić myślami do pokoju przesłuchań i rozmowy z koleżanką.
- Kiedy zaszłam w ciążę, miałam szesnaście lat, jego ojciec też. Nie chciał mieć z nami nic wspólnego.
- Rozumiem… Słuchaj, jeśli nie masz z kim go zostawić, ja się nim zajmę. To znaczy, wiesz… muszę porozmawiać z Sebastianem – sprostowała Joasia, przypominając sobie, że nie mieszka sama, - ale jestem pewna, że się zgodzi.
- Nie prosiłabym cię, gdybym…
- Nie musiała, wiem – powiedziała policjantka z uśmiechem. – W porządku, to żaden kłopot.
Cel może i był szlachetny, ale decyzja niezbyt przemyślana i Joasia zdała sobie z tego sprawę już kilkanaście minut później, kiedy przekroczyła próg biura. Sebastian z jakiegoś powodu siedział naburmuszony, a katalogi spoczywały w koszu na śmieci.
- Co jest grane? – zapytała kobieta, nie mogąc powstrzymać ciekawości.
- Karolina dzwoniła – odparł Seba z irytacją. – Ponoć Eliza znowu mówiła coś o adopcji, a nawet szukała chętnych rodzin z Internecie.
Joasia westchnęła ciężko. Podeszła do ukochanego i usiadła mu na kolanach, a on objął ją odruchowo, choć minę wciąż miał zaciętą.
- Jeszcze tylko miesiąc – powiedziała łagodnie. – Kiedy dziecko się urodzi, wszystko się zmieni, zobaczysz.
- I tego się właśnie obawiam…
- Sebastian, przecież… - zaczęła Joasia z mieszaniną nadziei i żalu. – Przecież chciałeś mieć dziecko. Wiem, że to trudna sytuacja, ale jeśli Eliza nie zmieni zdania…
- To nadal pozostanie jej dziecko – odparł Seba stanowczo.
Kobieta wstała powoli. Słowa Sebastiana bardzo ją dotknęły, choć nie powiedział nic złego. Odkąd okazało się, że jej ciąża była tylko pomyłką, stała się na tym punkcie bardzo drażliwa.
- Aśka – mruknął mężczyzna, zdając sobie sprawę z nietaktu. Podszedł do ukochanej i wziął ją delikatnie za ręce. – Będziemy mieli dziecko, zobaczysz – powiedział. – Musisz być cierpliwa.
- Muszę ci coś powiedzieć – wyznała. – Nie powinnam tego robić, ale obiecałam coś Gabrysi bez twojej wiedzy.
- Słuchaj, wiesz, jaki mam do niej stosunek. To że ty się z nią przyjaźnisz, nie ma ze mną nic wspólnego.
- W przyszłym tygodniu idzie do szpitala – kontynuowała Joasia, starając się ignorować jego niechęć. – Nie ma z kim zostawić synka.
- Zapomnij – oświadczyła natychmiast Seba, w mig pojmując aluzję.
- Już jej obiecałam – powiedziała kobieta, skrzętnie ukrywając niepewność. – To tylko kilka dni i naprawdę wyjątkowa sytuacja.
Seba zaklął w duchu. Przez dłuższą chwilę starał się opanować złość. Miał ochotę powiedzieć Joasi kilka niemiłych słów, ale ostatnio była niemal tak drażliwa, jakby sama spodziewała się dziecka. Przypomniał sobie, jak obiecywał solennie nie dostarczać jej stresów, bo wiedział, że bardzo przeżywa ciągły brak ciąży.
- Nie sądzisz, że powinnaś przynajmniej zapytać mnie o zdanie? – zapytał tak spokojnie, jak tylko był w stanie.
- Wiem, ale… Przepraszam…
- Tylko kilka dni – zaznaczył Seba.
Joasia uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek.
- Jesteś kochany – powiedziała z przymilnym uśmiechem.
- Oj, Aśka, Aśka – mruknął mężczyzna zrezygnowany. – Mam nadzieję, że to nas nie wpakuje w żadne kłopoty.
- To tylko pięcioletni chłopiec – odparła Joasia lekceważąco.
- Bardziej chodzi mi o jego mamę. Kto normalny zostawia dziecko ludziom, których ledwie zna?
- Znamy się już kilka miesięcy – zauważyła Aśka niezrażona. – Poza tym ona naprawdę nie ma nikogo bliskiego. Co miała zrobić? Oddać dziecko do pogotowia opiekuńczego? Uważasz, że to byłoby bardziej odpowiedzialne?
- Ja tylko mówię, że coś mi w tym wszystkim nie gra.
- Tylko kilka dni – powtórzyła kobieta spokojnie, mierzwiąc Sebastianowi włosy. – Nic się nie stanie.
Pocałowała ponownie Sebastiana i wyszła z biura, chcąc jak najszybciej porozmawiać z Gabrysią. Mężczyzna odprowadził ją wzrokiem, a potem wrócił do swojego biurka, usiadł na fotelu i westchnął ciężko. Przez moment w milczeniu kiwał głową, wpatrując się w przestrzeń niewidzącym wzrokiem.
- A ja i tak wiem swoje – mruknął sam do siebie i zabrał się za wypełnianie raportów.
Kątem oka dostrzegł katalogi, które nadal leżały w koszu na śmieci. Coś mu mówiło, że w tej kwestii akurat Joasia miała rację – w tym momencie planowanie wakacyjnej wycieczki było nadmiernym optymizmem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz