sobota, 19 listopada 2011

Bóg się pomylił cz. 1 (autorka: Alutka)

Sala Sądu Okręgowego w Krakowie , tuż obok dzielnicy Łagiewniki znanej z odprawianych przez Jana Pawła II mszy. W to słoneczne jesienne popołudnie ludzie gromadzący się w tej obszernej wiktoriańskiej sali czekali na wyjątkowo głośny i bulwersujący proces. Od wielu miesięcy w Krakowie wrzało, niczym w ulu. Ludzie, mass media, a nawet pobliska komenda z wydziałem śledczo –kryminalnym przy Pomorskiej zajmowali się tym procesem. Na ławie oskarżonych zasiadał bezrobotny mieszkaniec Krakowa oskarżony o zamordowanie swojego sześcioletniego synka. Zbrodnia była wyjątkowo bestialska, gdyż chłopczyk po wielu godzinach tortur został następnie uduszony ,a na koniec sprawca kawałkiem szkła poderżną mu gardło. Policjanci, którzy przybyli na miejsce zbrodni, by zająć się tą sprawą byli wstrząśnięci jej rozmiarami i okrucieństwem. W swojej pracy widzieli niejedno, lecz ta zbrodnia zapisała się w ich głowach w wyjątkowy sposób. Również zachowanie ojca ofiary bardzo agresywne, niezrównoważone i wyjątkowo gwałtowne utrudniało prowadzenie zwykłych w takich przypadkach czynności . Podejrzany nie przyznawał się do winy, toteż sprawę po pertraktacja z miejscową prokuraturą oddano do sądu. Dziś po wielu miesiącach rozpoczynał się proces. Joanna Czechowska i Sebastian Wątroba to oni razem ze swoimi asystentami Tomaszem Bukowskim i Bartoszem Swławeckim zostali przydzieleni przez komendanta do prowadzenia tej sprawy. Joanna miała dwadzieścia sześć lat i była filigranową blondynką o szarozielonych oczach, natomiast jej parter z policji Sebastian Wątroba wysoki szatyn o niebieskich oczach i mocnej budowie ciała wydawał się wiele lat starszy od swojej były to tylko pozory w rzeczywistości policjant miał jedynie dwadzieścia osiem lat. Oboje pracowali wspólnie na komendzie w wydziale W11. Joasia była narzeczoną Sebastiana ,o czym nikt na komendzie nie wiedział. Ich szef zwany Starym nie akceptował związków w pracy uważał ,że podobne rzeczy źle wpływają na jakość pracy jego podwładnych. Jedyne utrudnienie, owej tajemnicy stanowił fakt ciąży pani komisarz dosyć już widocznej. Teraz musieli brać udział w procesie jako świadkowie co stanowiło wyjątkowe źródło stresu.Prokurator pogrążony był w rozmowie z oskarżycielką posiłkową na oko siedemnastoletnią dziewczyną szczupła wysoką o krótko obciętych jasnych włosach i ni to niebieskich, ni to szarych oczach. Dziewczyna była siostrą zmarłego chłopca mającą jeszcze starszą siostrę Żanetę i jeszcze jednego braciszka dziesięcioletniego Karola. Woźny wypowiedział zwyczajową formułkę i wszyscy powstali. Na podium wchodziła trójka sędziów dwóch mężczyzn i kobieta blondynka o oczach koloru palonej kawy. Sędzia usiadłszy za stołem obrzuciła ważnym wzrokiem salę po czym poprawiła się w fotelu i zastukała młotkiem.
- Otwieram rozprawę przed Sądem Okręgowym, będzie rozpoznana sprawa Czesława Alanowicza stawił się oskarżony doprowadzony z więzienna przy ulicy Gronowej, lat pięćdziesiąt, obecnie bezrobotny z zawodu architekt . Oskarżony stawił się, wraz z obrońcą- wyczytała sędzia.
- Adwokatem Magdaleną Grześkowiak , Wysoki Sądzie obrońcą z wyboru potrzebne dokumenty załączyłam do akt- odpowiedziała rzeczowo prawniczka.
- Dziękuję bardzo pani mecenas istotnie sąd dysponuje wspomnianymi dokumentami Obecna jest, również oskarżycielka posiłkowa Melania Alanowicz ,oraz pan prokurator- kontynuowała cicho.
- Artur Łata , chciałbym już teraz prosić Wysoki Sąd o umożliwienie siostrze chłopca opuszczenia sali na czas przesłuchania jej ojca. Nie chce ona być obecna podczas zeznań oskarżonego, ponieważ jest to dla niej wyjątkowo traumatyczna sytuacja- powiedział uprzejmie prokurator.
- Uwzględniam ten wniosek, oskarżycielka posiłkowa może zaczekać na korytarzu. Melanio proszę teraz opuść salę ,zostaniesz wezwana w odpowiednim czasie- zwróciła się łagodnie do dziewczyny.
-Jeśli nie ma innych wniosków otwieram sądowy udzielam głosu panu prokuratorowi- dodał sędzia po chwili milczenia.
- Dziękuję Wysoki Sądzie oskarżam Czesława Alanowicza oto, że w okresie od stycznia do lipca bieżącego roku działając czynem ciągłym znęcał się fizycznie i psychicznie nad swoim synem sześcioletnim Józiem Alanowiczem. Oskarżony między innym bił chłopca kablem , przypalał papierosami, głodził i stosował karę polegającą na wrzucaniu go do wanny z lodowatą wodą. W dniu 1 czerwca 2004 roku oskarżony podczas libacji odbywającej się w domu stosując wielogodzinne tortury , chcąc pozbyć się synka, zabił dziecko podcinając mu gardło rozbitą butelką po wódce. Za za znęcanie i zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem grozi mu kara dożywotniego pozbawienia wolności- odczytywał stalowym głosem prokurator.
- Czy zrozumiał pan treść aktu oskarżenia? Przyznaje się pan do popełnienia zarzucanych czynów?- spytała pewnie przewodnicząca.
- Tak Wysoki Sądzie, owszem częściowo mogę się przyznać. To prawda znęcałem się nad moim synem to znaczy Józiem, nawet tak było jak czytał prokurator, ale go nie zabiłem możecie mnie wsadzić za to znęcacie tylko i wyłącznie- zaczął twardo ojciec chłopca .
- Pouczam ,iż ma pan prawo do składania wyjaśnień może pan bez podania przyczyny odmówić składania wyjaśnień- przypomniała sędzia.
- Opowiem na pytania , chociaż co to da? Pan prokurator już wydał swój wyrok, zresztą podobnie ci policjanci i te hieny co tu siedzą –prychną pogardliwie oskarżony.
 - Skoro będzie pan składać wyjaśnienia przypominam o mówieniu prawdy. Proszę powiedzieć co działo się w pan domu w okresie od stycznia do lipca tego roku- zażądała, nieco chłodniejszym tonem kobieta.
- Ano to co opisywał pan prokurator w tym całym jak wy to mówicie akcie oskarżenia. Przyznaję jestem alkoholikiem i może mi odbijało, jednak nikogo nie zabiłem! Na litość boską pani sędzio proszę mnie zrozumieć od alkoholika do mordercy jest ,chyba daleka droga, prawda? –zagadną nerwowo.
-Panie Alanowicz radziłabym opanować emocje i nie podnosić głosu. Przypominam, że rozprawa może odbywać się pod pańską nieobecność- skarciła oskarżonego sędzia.
-Mam ciężką sytuację rodzinną , moja żona zmarła ja niedługo potem straciłem pracę. No i zacząłem pić. Trudno to opanować, a jak piłem to wpadałem w szał i to żaden dowód potwierdzający tę spiskową teorię, że zabiłem – burknął oskarżony.
-Nie może pan zaprzeczyć faktom ,a te są następujące: po pierwsze wielokrotnie interweniowała w pana domu policja, po drugie sąsiedzi zagaszali do opieki społecznej to, że Józio jest głodny i ma liczne obrażenia na ciele, choćby ślady oparzeń po papierosach, wreszcie po trzecie więził pan go w domu zamykał w łazience wrzucając do lodowatej wody, l o d w tej –wycedził szorstko prokurator, poprawiając okulary gwałtownym gestem.
- Wysoki Sądzie mój szanowny kolega najwyraźniej znęca się nad oskarżonym. Ja rozumiem, że ta sprawa jest drastyczna i mój klient nie budzi, zbytniej sympatii , co nie znaczy, że wolno tak go traktować- zaprotestowała spokojnie młoda brunetka.
-Ciekawy dobór słów pani mecenas pozwolę sobie przypomnieć, że zginął kilkuletni, niewinny chłopczyk. Zamordowany w wyjątkowo sadystyczny sposób i pani mi wypomina „znęcanie się?”- zapytał z niedowierzaniem skarcony mężczyzna.
- Cóż pani mecenas nie da się ukryć pan prokurator ma rację. Tym niemniej na przyszłość proszę pamiętać o formie pytań, panie prokuratorze- upomniała sędzia.
- Tak jest Wysoki Sądzie zrozumiałem nie mam już pytań do pana oskarżonego- odparł prokurator.
Prawniczka nie zadawała swojemu klientowi żadnych pytań skrobiąc coś na kartce leżącej na stole. W tym samym czasie na sądowym korytarzu pozostali świadkowie czekali na swoją kolej. Joasia siedziała obok partnera wpatrzona hipnotycznie w wysokiego ,postawnego mężczyznę o szpakowatych włosach i siwych oczach. Był to jeden ze świadków Edmund Wojtyła, sąsiad oskarżonego i zarazem taksówkarz często opiekujący się Józiem. Policjantka pamiętała jego reakcję w czasie przesłuchania na komendzie mężczyzna zaimponował jej troską i wyraźnym uczuciem z jakim mówił o chłopczyku. Na pierwszy rzut oka widać było, że maluch był dla niego kimś więcej, niż przypadkowym dzieckiem sąsiada. Z zamyślenia wyrwał ją nagły hałas , krzyk Sebastiana i odgłos podobny do rzężenia. Asia poderwała się na nogi z trudem kojarząc sobie wszystkie fakty zobaczyła otarte drzwi sali sądowej. Niemalże instynktownie pobiegła w tamtym kierunku. W środku ujrzała widok rodem z sennych koszmarów na podłodze obok stołu prokuratora leżała nastolatka dysząc ciężko i zasłaniając ręką okolice brzucha. Aśka zrozumiała, że musiała zacząć zeznania, a widok Sebastiana szarpiącego się z ojcem zamordowanego dziecka sprawił iż dotarło do niej co się stało. Zakrwawiony nóż leżący na podłodze stanowił kolejny dowód. Artur Łata klęczał przy Melanii pomagając tamować krew, a cała trójka sędziów rozmawiała pospiesznie. Kobieta nie wahała się ani chwili dłużej podeszła kucając obok prokuratora. Wyjęła z kieszeni paczkę chusteczek i przycisnęła ligninę do dużej rany z boku brzucha w okolicach górnych żeber. Nie musiała patrzeć na sino- niebieską nastolatki rzężące odgłosy wyraźnie wskazywały na uszkodzenie żeber i prawdopodobne przebicie płuca. Do klęczącej przy Melanii dwójce podszedł strażnik i nachyliwszy się powiadomił policjantkę szeptem o tym ,że karetka już dojeżdża. Istotnie kilkanaście sekund później Asia ujrzała czterech ratowników medycznych ubranych w czerwone stroje z bardzo rozpoznawalnym logo węża widniejącym jako oznaczenie aptek i szpitali. Najniższy z ratowników ogolony na łyso młodzieniec odsuną ją grzecznie, lecz stanowczo, przystępując do intubacji. Jego koleżanka opatrywała ranę, zaś pozostała dwójka sprawnie wtoczyła specjalistyczne nosze podobne do toboganu . Pani komisarz znała się trochę na zasadach udzielania pierwszej pomocy i wiedziała ,że tobogan to rodzaj łódkowatych sań używanych górskie pogotowie ratunkowe TOPR Te „nosze” przypominał rodzaj lekko zmodyfikowanego łóżka szpitalnego w kształcie czółna z wysokimi zakratowanymi bokami. Wobec nieprzewidzianego incydentu rozpraw została odroczona, aż do czasu ustabilizowania sytuacji zdrowotnej nastolatki.. Sebastian chciał odwieść ukochaną do domu. Asia, jednak uparła się po drodze wstąpić na cmentarz. Chciała odwiedzić grób Józia i Sebastian klnąc cicho ustąpił jej wreszcie . Nie mógł pozwolić na kolejną porcję stresu, ale i odmówienie prośbie partnerki było wręcz niemożliwe. Jakiś przy grobie z delikatnego białego marmuru z figurką Najświętszej Marii tulącej Dzieciątko Powyżej na płycie widniały daty urodzin i śmierci chłopczyka pod datami wykute starannie litery głosiły „zginął śmiercią tragiczną dnia 1 czerwca 2004 r.”
- Ciągle mam przed oczami tę małą białą trumienkę i dzień pogrzebu Józia. A to mieszkanie ich ojca okropność- szepnęła z trudem Asia drżącym głosem.
-Skarbie daj spokój żadne takie myśli już mu nie wrócą życia Ja sam nie mogę o tym zapomnieć, ale nic już nie zrobimy- westchną Sebastian.
- To prawda pani Joanno trzeba żyć dalej. Jedyne na co mam co mogę liczyć to zgoda sądu na wyrok dożywocia. Chociaż po dzisiejszym incydencie w jestem tego prawie pewny- odparł łagodnie Artur Łata.
- Ojej panie prokuratorze nie wiedzieliśmy, że pan przyjechał za nami –zawoła zdziwiona.
-Cóż sam jestem ojcem i mam synka w tym wieku. Dlatego trudno mi być trudniej mi obiektywnym w tej sprawie i stąd te emocje- wyjaśnił z chłodnym opanowaniem prokurator.
-Chyba powinniśmy wracać zanosi się na deszcz i musisz odpocząć. Poza tym to jeszcze nie koniec, dopiero teraz będzie masa roboty na Pomorskiej- zauważył rozsądnie policjant.
Po powrocie do domu zakochani postanowili spoglądać jakiś lekki film i zjeść coś słodkiego. Rzadko miewali takie spokojne wieczory, więc musieli wykorzystać okazję. Następnego dnia musieli wracać na komendę po tygodniu urlopu spowodowanego rozgłaszanym w gazetach i telewizji procesem. Perspektywa spotkania ze Starym i zaaferowanymi sprawą kolegami ,bynajmniej niw zdawała się szczytem marzeń. Tej nocy żadne z nich nie spało dobrze…

CDN

Alutka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz