poniedziałek, 7 listopada 2011

15. Nie wierzcie bliźniaczkom

Tego popołudnia Sebastian już nie spotkał partnerki. Ania powiedziała mu, że poszła się przejść, ale choć czekał na nią prawie do ósmej, nie pojawiła się na komendzie. Miał nawet do niej jechać, jednak przypomniał sobie poranną dyskusję i postanowił na dobry początek rozmówić się z córkami. Zdawał sobie doskonale sprawę, że nie będzie to łatwe, ale ledwie przekroczył próg mieszkania dzielnie skierował się do ich pokoju.
- Co robicie? – zagadnął.
- Nic szczególnego – odparła Elizka, podnosząc wzrok znad książki.
- A ty co tak wcześnie? – zakpiła Karolina.
- Specjalnie dla was – powiedział Sebastian z uśmiechem. – Chyba musimy pogadać.
Bliźniaczki wymieniły się spojrzeniami i bez słowa komentarza obserwowały, jak Seba wchodzi w głąb pokoju. Karolina przesunęła się, robiąc ojcu miejsce na łóżku. Sebastian usiadł, splótł dłonie na kolanach i westchnął. Żadna z dziewczyn nie miała odwagi się odezwać, przeczuwając, że chodzi o coś ważnego.
- Obie na pewno zdajecie sobie sprawę, że to, co wczoraj zobaczyłyście, nie było przypadkiem – zaczął niezbyt udanie. Nastolatki spojrzały na niego, unosząc brwi, więc postanowił przejść do sedna. – Chciałem powiedzieć, że jesteśmy z Joasią razem i bardzo bym chciał, żebyście to zaakceptowały.
Elizka spojrzała na Karolinę, która z kolei wpatrywała się ponuro w ojca.
- Szczerze mówiąc spodziewałem się większego entuzjazmu – mruknął Sebastian. – Nie rozumiem, nie cieszycie się? – pytał wyraźnie zdezorientowany. – Przecież tego właśnie chciałyście.
- Cieszymy – odparła Eliza po chwili ciszy, zauważywszy, że Karolina nie zamierza się odezwać.
- Właśnie widzę. Dziewczyny – spróbował ponownie Sebastian, - to jest bardzo poważna sprawa i dobrze by było, gdybyście były ze mną szczere.
- To może najpierw ty bądź szczery – powiedziała niespodziewanie Karolina. – Co będzie dalej? Zamieszka z nami? A może chcesz się z nią ożenić?
- Nie rozmawialiśmy o takich sprawach – odparł spokojnie Seba. – Myślę, że na razie chcemy sprawdzić, czy taki układ się sprawdzi.
- Dość oryginalne określenie związku – zauważyła złośliwie Eliza.
- Co potem? – drążyła tymczasem Karola, nie odrywając od ojca badawczego spojrzenia.
- Nie wiem, córciu. Mogę wam jedynie obiecać, że wszystko, co będę chciał zrobić, skonsultuję najpierw z wami.
Bliźniaczki spojrzały po sobie, a potem zgodnie westchnęły.
- Tato – zaczęła Eliza już łagodniejszym tonem, - my naprawdę lubimy Aśkę i cieszymy się, że jesteś szczęśliwy, tylko… brakuje nam mamy…
Sebastian pokiwał powoli głową.
- Mnie również – powiedział. – Ale życie idzie naprzód. Mnie i waszą mamę łączyło coś szczególnego i nikt nigdy nie będzie w stanie jej zastąpić. To jednak nie oznacza, że nie mogę próbować być szczęśliwym.
- Zawsze mówiłeś, że jesteś szczęśliwy z nami – przypomniała bezlitośnie Karolina.
- Owszem – odparł Sebastian cierpliwie. – Ale przyjdzie taki dzień, kiedy dorośniecie i wyprowadzicie się stąd, a ja zostanę. I nie chcę reszty swojego życia spędzać w samotności. Możecie to zrozumieć?
Po dłuższej chwili dziewczyny pokiwały głowami, po czym Seba je przytulił. Niby rozmowa zakończyła się sukcesem, ale mężczyzna czuł, że to nie koniec problemów.
Ledwie opuścił pokój córek, wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer partnerki. Po kilku sygnałach odpowiedziała mu poczta głosowa. Westchnął tylko i zrezygnowany zabrał się za robienie kolacji.
Pół godziny później usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Z nadzieją sięgnął po telefon i stwierdził, że nadawcą smsa jest Joasia. „Przepraszam, że nie odbierałam. Nie martw się, wszystko w porządku. Zobaczymy się jutro” – przeczytał. Bądź co bądź, była to dobra wiadomość.
Wbrew rozsądnemu postanowieniu, że tej nocy się wyśpi, jak na wiernego kibica przystało prawie do czwartej nad ranem oglądał mecz. Nic więc dziwnego, że rano obudził go dopiero natarczywy dźwięk telefonu.
- Co się z tobą dzieje? – usłyszał ostry głos Joasi. – Stary szuka cię od świtu, a ja dzwonię już piąty raz!
- Co? – mruknął Seba nieprzytomnie.
- Śpisz? – zapytała kobieta szczerze zaskoczona.
- No tak jakby… Która godzina?
- Prawie dziewiąta. Pospiesz się, czekam na komendzie.
Sebastian odłożył telefon na szafkę i wstał niechętnie. Kręgosłup bolał go od spania na niewygodnej kanapie, a w głowie szumiało po wypitych wieczorem piwach. Mimo tego zaczął dzielnie zbierać się do wyjścia w pełni świadomy, że jego partnerka jest już wściekła.
Na komendzie okazało się, że tym razem spóźnienie ujdzie mu płazem. Widać było co prawda, że Joasia jest bardzo podenerwowana głównie za sprawą braku jakichkolwiek nowych informacji o zaginionym dziecku, ale na widok Sebastiana wstała z fotela i podeszła do niego z wyraźnie przyjaznymi zamiarami.
- Przepraszam cię za wczoraj – powiedziała, nim zdążył się odezwać. – Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
- Za to ja wiem – odparł Seba łagodnie, obejmując partnerkę w talii. – Nie masz mnie za co przepraszać.
Kobieta pokiwała głową, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Wysunęła się delikatnie z objęć Sebastiana i wróciła do swojego biurka. Zaczęła bez większego sensu przekładać dokumenty z jednej strony na drugą.
- Wiesz… - zaczęła nagle. – Za każdym razem, kiedy dostajemy sprawę porwania czy zamordowania dziecka, myślę sobie, że to może być to… Że może to ci sami ludzie, którzy porwali Filipka.
- Asia, zdajesz sobie sprawę, że są naprawdę minimalne szanse...
- Tak – przerwała mu kobieta, - to nie byli ani handlarze żywym towarem, ani gówniarze szukający kasy, ani żadne przypadkowe zabójstwo. Filipek zginął, bo jestem policjantką.
- To nieprawda – wtrącił się szybko Sebastian. Oparł się o biurko obok Aśki i wziął ją delikatnie za ręce. – Przecież nie możesz obwiniać się o to, co się stało.
- Nieważne – mruknęła.
- Wiem, że bardzo byś chciała znaleźć zabójców Filipka i być może kiedyś tak się stanie, ale musisz pamiętać, jak nikła jest na to szansa – powiedział łagodnie Sebastian.
Joasia pokiwała głową i pocałowała ostrożnie partnera. W myślach zastanawiała się gorączkowo nad zmianą tematu, ale z opresji wybawił ją Tomek.
- Chyba coś mamy – poinformował komisarzy, którzy odsunęli się od siebie jak na rozkaz.
- Dawaj – odparła od razu Joasia.
- Znaleźliśmy kobietę, która widziała tego zaginionego chłopca na Żurawiej.
- Kiedy? – zapytali komisarze jednocześnie.
- Dokładnie nie jest w stanie stwierdzić, ale mogło być między ósmą a pół do dziewiątej.
- No dobrze, ale z kim tam był?
- I właśnie to jest najdziwniejsze – powiedział asystent tajemniczo. – Kobieta twierdzi, że był sam.
- Sam? – zapytała Joasia, unosząc brwi. – Przecież ten mały ma dopiero cztery lata. I co, nic nie zrobiła?
- Spieszyła się do pracy – odparł Tomek, uśmiechając się ironicznie. – Wiesz, jacy są ludzie.
- Żurawia jest zaraz za Wiewiórczą – wtrącił Seba, zerkając na mapę wiszącą na ścianie, - a dalej, na Niedźwiedziej, pies zgubił trop.
- Czyli miałeś rację – westchnęła policjantka, wpatrując się w zdjęcie zaginionego Jasia. – Januszewska rozmawiała przez telefon, a chłopiec w międzyczasie wyszedł za bramkę.
- Musiał dojść na Niedźwiedzią – poparł ją partner. – Tylko teraz pytanie, co stało się z nim dalej?
- Gdyby wpadł pod samochód już byśmy o tym wiedzieli – zastanawiała się głośno Joasia. – Do autobusu raczej sam nie wsiadł, zresztą ktoś zwróciłby uwagę. Ale w takim wypadku porwanie dla okupu można właściwie wykluczyć.
- Tym bardziej, że do tej pory nikt nie odezwał się z żądaniem okupu – dodał Tomek.
- Zemsta też odpada – zauważył Sebastian. – Raczej trudno sobie wyobrazić, że potencjalny wróg Januszewskich szedł sobie ulicą, nagle wpadł na ich dziecko i pod wpływem nagłego impulsu postanowił je porwać. To musiałby być wyjątkowo pechowy zbieg okoliczności.
- Ale coś musiało się z nim stać – powiedziała Aśka, podnosząc wzrok na partnera. – Przecież nie rozpłynął się w powietrzu.
- Może jednak ktoś potrącił go samochodem, wystraszył się i wywiózł ciało? – podsunął Seba.
- Niedźwiedzia nie jest znowuż taką ruchliwą ulicą – poparł go asystent.
Joasia wzruszyła ramionami, jednak jej sceptyczne spojrzenie mówiło samo za siebie. Nie przekonywała jej teoria partnera, a poza tym wolała wierzyć, że chłopiec żyje i wciąż jest szansa na jego uratowanie.
- Tomek, sprawdź jakie grupy przestępcze mogą mieć wpływy w tej okolicy – zarządziła po chwili namysłu. – A my pojedziemy na osiedle – dodała, zwracając się do Sebastiana. – Może grasuje tam jakaś banda dresów, może osiedlowe pijaczki… Musimy próbować.
- A co z ekipą w domu Januszewskich? Mają dalej tam siedzieć? – zapytał Tomek.
Policjantka zerknęła niezdecydowana na partnera.
- Niech wracają – powiedział po chwili Seba. – Ale zostawcie podsłuch na telefonie.
Niestety kolejny dzień poszukiwań nie wzniósł wiele nowego do sprawy. Komisarzom nie udało się nic zdziałać na osiedlu. Przepytali dokładnie dwóch pijaczków przesiadujących pod małym sklepikiem, ale ich wina w sprawie zaginięcia czterolatka była co najmniej wątpliwa. Asystentom w międzyczasie udało się ustalić, że owe osiedle od lat jest pod wpływami dość groźnego gangu Słoniny. Niestety mimo całodziennej obserwacji żaden z jego członków nie pojawił się w zasięgu wzroku policjantów.
- To może oznaczać, że mają coś na sumieniu – mówiła Joasia późnym wieczorem, widelcem w sałatce bez większego zainteresowania. – Pewnie porwali małego i dlatego zniknęli z osiedla.
- Ewentualnie to może nic nie oznaczyć – zauważył Seba złośliwie. Odłożył do szuflady kolejną teczkę pełną akt i spojrzał na partnerkę. – Pamiętaj, ze działają na kilku osiedlach, w dodatku dokładnie nie wiemy których, więc na dobrą sprawę mogą być wszędzie.
- Dochodzi dziesiąta – westchnęła Aśka, zerkając na zegarek. – Jedziemy zmienić chłopaków?
- Tak, w końcu siedzą tam pół dnia.
Spędzenie nocy na obserwowaniu otoczenia z wnętrza samochodu nie należało do przyjemności, ale niestety było częścią pracy komisarzy. Na podobne wypadki Sebastian miał przygotowane w schowku karty i zestaw ulubionych płyt. Tym razem jednak komisarze nie mieli na nic ochoty i pierwsze pół godziny po prostu siedzieli w milczeniu, słuchając radia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz