niedziela, 6 listopada 2011

14. Nie wierzcie bliźniaczkom

Wstała i demonstracyjnie wyszła z sypialni. W rzeczywistości trochę wstydziła się stanąć przed córkami Sebastiana, ale jak zwykle zwyciężyła chęć udowodnienia partnerowi, że się myli. Kiedy jednak zbliżyła się do drzwi kuchni, dosłyszała przyciszone głosy nastolatek i mimowolnie się zatrzymała.
- Jak zwykle przesadzasz – mówiła Eliza. – Ale u ciebie skłonność do dramatyzowania to żadna nowość.
- Zupełnie cię to nie wzrusza? – wyszeptała Karolina. – Spali ze sobą…
- O ile im nie przerwałyśmy zanim się rozkręcili…
- Jak możesz tak spokojnie o tym mówić? Lizka, przecież to wszystko zmienia!
- A przypadkiem nie o to nam chodziło? Chciałyśmy, żeby tata związał się z Aśką, żeby się zakochali, no przecież pracowałyśmy na to! Co myślałaś? Że będą się spotykać, ale nie pójdą do łóżka? Zresztą, nie rozumiem, dlaczego to dla ciebie takie ważne.
- Ciszej, jeszcze cię usłyszą – syknęła Karolina, oglądając się w stronę przedpokoju, gdzie za rogiem stała policjantka. – Chodzi o to, że Aśka zajmuje miejsce naszej mamy. Tata nie miał nikogo, odkąd mama odeszła, cały czas ją kochał. A skoro przespał się z Aśką… to znaczy, że mama już dla niego nie istnieje.
W kuchni zapadła cisza. Joasia czekała na dalszą rozmowę ze ściśniętym gardłem.
- Mnie też to boli – powiedziała w końcu Eliza. – Ale tata prędzej czy później kogoś by sobie znalazł, w końcu nie jest z kamienia. A chyba lepiej, że to Aśka niż jakaś przypadkowa baba, prawda?
Policjantka nie czekała na odpowiedź. Wycofała się w milczeniu do sypialni. Tak bardzo poruszyły ją słowa nastolatek, że kompletnie zapomniała o otaczającej ją rzeczywistości. Aż podskoczyła, kiedy poczuła obejmujące ją w talii ramiona Sebastiana.
- Coś ty taka wystraszona? – zapytał mężczyzna rozbawiony.
- Ja? Skąd.
Pozwoliła się pocałować, ale Seba nie dał się zwieść. Bez problemu wyczuwał, że jest czymś zdenerwowana.
- Chodź, zrobimy wreszcie ten obiad – powiedział.
Prawie siłą zaciągnął ją do kuchni. Nie bardzo miała możliwość wytłumaczenia mu, dlaczego nie chce tam iść, a jej słabe, nie poparte racjonalną argumentacją protesty nie wywierały na Sebastianie żadnego wrażenia.
- O, widzę, że moje mądre córki postanowiły wyręczyć nas przy obiedzie – zauważył wesoło Sebastian na widok dziewczyn uwijających się przy kuchence.
- Jakbyśmy czekały na waszą inicjatywę, musiałybyśmy zadowolić się kanapkami – odparła Lizka pół żartem, pół serio.
- Asia, zjesz z nami? – zapytała Karolina na tyle uprzejmym tonem, by policjantka domyśliła się, że dziewczyna mimowolnie próbuje zrekompensować to, co przed chwilą powiedziała.
- Nie, dzięki, ale muszę już wracać do domu.
- Akurat – przerwał jej Seba. – Jasne, że z nami zje.
W końcu Joasia zgodziła się zostać, ale zrobiła to głównie dlatego, że nie chciała sprawiać Sebastianowi przykrości. Nie czuła się jednak w tym domu tak dobrze, jak jeszcze pół godziny wcześniej, a co gorsze obawiała się, że już nigdy nie będzie jak dawniej.
Noc spędziła samotnie w swoim mieszkaniu. Wyszła od Sebastiana tak szybko, jak tylko było to możliwe bez wzbudzania podejrzeń. Nie chciała mówić mu o tym, co usłyszała, choć sama nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić dlaczego.
Z samego rana pojawiła się na komendzie i ku swojej wielkiej uldze zastała już Anię. Ze szczegółami opowiedziała jej przebieg poprzedniego popołudnia, nie ukrywając ani podsłuchanej rozmowy bliźniaczek, ani faktu, że między nią i Sebastianem doszło do zbliżenia. Ania wysłuchała wszystkiego w milczeniu, przygotowując przyjaciółce kawę.
- W sumie nie powiedziały o tobie nic złego – zauważyła, kiedy Joasia umilkła.
- Nie, ale to jest coś gorszego – upierała się policjantka zasmucona. – Myślałam, że się ucieszą, nawet bałam się, że za bardzo, bo przecież może się coś nie udać… A tymczasem one mnie tam po prostu nie chcą!
- Boją się – podsumowała Ania, która jak zwykle starała się stawiać na racjonalność i spokój. – Wiedzą, że wiele się zmieni, a strach jest normalną reakcją w takiej sytuacji. Powinnaś porozmawiać o tym z Sebastianem i razem ustalić, jak zachować się w stosunku do dziewczyn. Jeśli rozwiążecie ten problem w zalążku, wasz związek na tym nie ucierpi.
- Kto i na czym? – zapytał Seba, wchodząc do kuchni.
Podszedł do Joasi, objął ją delikatnie i pocałował. Ania uśmiechnęła się, obserwując tę scenę.
- Tak sobie rozmawiamy – powiedziała Asia, siląc się na obojętny ton.
- Zostawię was – oznajmiła nagle Anka.
Rzuciła przyjaciółce znaczące spojrzenie i wyszła. Seba upił łyk kawy Joasi, nie domyślając się, że kobieta ma mu coś do powiedzenia. Zauważył to, dopiero kiedy usiadła na krześle, splotła dłonie na stoliku i utkwiła w nim spojrzenie.
- Co jest? – zapytał podejrzliwie.
- Nie spodoba ci się to, co powiem – ostrzegła, skubiąc nerwowo rękaw bluzki. – Słyszałam wczoraj rozmowę Elizy i Karoliny, a właściwie to jej fragment…
- I? – zaniepokoił się Seba.
- Widzisz, one… chyba nie chcą, żebyśmy byli razem.
Sebastian uśmiechnął się pobłażliwie, dając Asi do zrozumienia, że w to nie wierzy.
- To niemożliwie – odparł spokojnie. – Co konkretnie mówiły?
Kobieta poczuła się nagle jak histeryczka. Żeby pokryć zakłopotanie, skrzyżowała ręce na piersiach i założyła nogę na nogę.
- Że zajmuje w twoim sercu miejsce ich matki, że skoro ze mną spałeś to znaczy, że o niej zapomniałeś. I że koniec końców lepiej że jestem to ja niż cytuję: „jakaś przypadkowa baba”.
Seba zmarszczył czoło i westchnął. Nie mógł się zdecydować, czy lepiej bagatelizować sprawę, czy może zaczął Joasię przepraszać.
- Jestem dla nich po prostu mniejszym złem – kontynuowała policjantka po chwili. – Może tobie to nie przeszkadza, ale…
- Porozmawiam z nimi – przerwał jej Seba, bojąc się zakończenia tej wypowiedzi. – To moja wina, powinienem od razu wszystko im wyjaśnić. Ale nie przejmuj się, załatwię to.
Aśka chciała pociągnąć ten temat i wyjaśnić wszystko od początku do końca, ale przerwało im wtargnięcie Tomka.
- Macie sprawę – oznajmił.
- Przecież pomagamy Ance i Rafałowi – zaprotestowała policjantka.
- A Aśka nie może jeszcze pracować w terenie – przypomniał Seba.
- Stary zarządził, że sprawa jest wasza, a jak podzielicie się robotą, to już wasza sprawa – podsumował asystent. – Jedziecie na Wiewiórczą 11, rodzice zgłosili porwanie syna.
Komisarze odczekali aż Tomek opuści kuchnię i wymienili się spojrzeniami.
- Pojadę sam, a ty zostań w biurze – zaproponował Seba, choć przeczuwał, że jego próby są pozbawione sensu.
Joasia tylko uśmiechnęła się przekornie i pierwsza ruszyła do wyjścia.
Droga na miejsce nie trwała zbyt długo, choć zwykle o godzinie ósmej tworzyły się największe korki. Ulica Wiewiórcza zamieszka była w większości przez lekarzy i prawników, więc komisarzy nie zdziwiła wielka willa otoczona murem.
- Proszę dokładnie opowiedzieć, co się stało – zarządziła Aśka, kiedy wysłuchali już histerii matki zaginionego dziecka i obelg jego ojca wysyłanych pod adresem niejakiej Mędrzyckiej.
- Zostawiłam Jasia tylko na chwilkę, dosłownie na minutę – lamentowała matka. – Akurat zadzwonił telefon, a on bawił się tutaj w piaskownicy, więc poszłam odebrać… Jak wróciłam, już go nie było!
- Sprawdzała pani dokładnie dom i podwórko?
- Czy pani ma mnie za głupią?! – krzyknęła kobieta.
Joasia postanowiła puścić to pytanie mimo uszu.
- Furtka była zamknięta? – zapytała spokojnie.
- Oczywiście!
- Ile syn ma lat? – wtrącił Seba.
- Cztery. Przygotowaliśmy zdjęcie – odparł ojciec zaginionego chłopca i podał komisarzowi fotografię.
Sebastian spojrzał na partnerkę. Wpatrywała się w zdjęcie z wyjątkowo zaciętą miną, a on dobrze wiedział, co to oznacza.
- Może wejdziemy do domu – powiedział, rzucając Aśce znaczące spojrzenie i wskazując głową techników. – Mówili coś państwo o niejakiej Mędrzyckiej…
Oddalił się z zaaferowanym małżeństwem w stronę domu, a Joasia z westchnieniem skierowała się do techników.
Dopiero godzinę później komisarze spotkali się przy samochodzie. Sebastian zapalił papierosa, a Aśka oparła się zamyślona o maskę.
- Ojciec podejrzewa jedną ze swoich klientek – zaczął policjant. – No wiesz, jest ginekologiem, ma prywatny gabinet na Przemysłowej, doktor Januszewski…
- Wiem – mruknęła Joasia. – Uchodzi za jednego z najlepszych specjalistów w kraju.
- W każdym razie ta Mędrzycka była jego klientką do zeszłego miesiąca – kontynuował Seba, obserwując psa tropiącego. – Facet prowadził jej ciążę, potem przy porodzie były komplikacje, doszło do niedotlenienia płodu i w efekcie dziecko zmarło po kilku godzinach. Ponoć podczas USG można było wykryć, że jest owinięte pępowiną, zrobić cesarkę i dziecko by żyło.
- On ci to powiedział?
- No nie. On twierdzi, że to bzdury, że zrobił wszystko jak należy, a to są tylko bezpodstawne oskarżenia Mędrzyckiej i jej męża.
- A poza tym? – zapytała Aśka z westchnieniem. – Mówili coś więcej?
- Nic czego byś już nie słyszała.
- Technicy nie znaleźli żadnych śladów – dodała Joasia. – Kompletnie nic.
- To musieli być zawodowcy – westchnął Sebastian, przydeptując papierosa obcasem. – Ludzie mają kupę kasy, pewnie chodzi o okup.
- Dobra, jedźmy do tej Mędrzyckiej, może w międzyczasie Tomek znajdzie coś nowego.
Przez resztę dnia porywacze nie odezwali się, wizyta u podejrzanego małżeństwa na nic się zdała, a psy zgubiły trop dwie ulice od domu lekarza. Koniec końców komisarze spędzili popołudnie w swoim biurze.
- Ale porażka – mruknął Seba akurat w momencie, kiedy do biura wszedł Tomek. Asystent spojrzał na niego krzywo. – Jest coś nowego? – zapytał szybko.
- Sprawdziłem bilingi matki i okazuje się, że ta rzekoma minutka, na którą zostawiła dzieciaka samego trwała dokładnie trzydzieści sześć minut – powiedział Tomek, kładąc na biurku komisarzy wydruk połączeń.
- No ładnie. I pewnie tak samo zamknęła furtkę – westchnął Sebastian. – Tym sposobem mały mógł po prostu gdzieś pójść.
- I jeszcze powiedz, że sam wróci – warknęła niespodziewanie Aśka.
Wstała tak gwałtownie, że fotel odjechał aż pod okno, a zanim któryś z mężczyzn zdążył się odezwać, już zniknęła za drzwiami. Sebastian westchnął ciężko.
- Minęło sześć lat, a ja wciąż popełniam te same proste błędy – mruknął.
Tomek tylko spojrzał na niego i bezradnie wzruszył ramionami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz