niedziela, 13 listopada 2011

17. Nie wierzcie bliźniaczkom

Kiedy pojawili się na komendzie, natychmiast zaatakowała ich Ania. Już słyszała od Kamila o całej akcji i była po prostu wściekła. Zarzucała przyjaciołom brak rozsądku, a wręcz głupotę, ale żadne się tym nie przejęło. Przed atakami koleżanki uciekli z apteczkami do łazienki, a miny mieli przy tym jak gówniarze dostający burę.
- Wiesz, co jest najgorsze? – zapytał Seba, zdejmując podkoszulek.
- Wiem – odparła Aśka, chichocząc. – Że Anka ma rację.
- Dokładnie.
Uśmiechnął się do partnerki i podał jej wodę utlenioną. Dopiero kiedy przez dłuższą chwilę nie brała od niego buteleczki, przyjrzał się jej uważnie i stwierdził, że wpatruje się zafascynowana w jego tors.
- Kotek – mruknął łagodnie.
Joasia podniosła wzrok i zaczerwieniła się, zrozumiawszy, że ją przyłapał.
- Trzeba będzie ich wszystkich przesłuchać – powiedziała, chcąc odwrócić uwagę przyjaciela.
- No… zanosi się na bardzo długie popołudnie.
Drzwi od łazienki otworzyły się i do środka wślizgnęła się Kaśka.
- Sprytnie – podsumowała. – Anka szuka was po całej komendzie.
- Tak czułam, że jeszcze nie skończyła – westchnęła Joasia, zmywając z twarzy krew. – Co z tym chłopakiem, którego pobili?
- Zabrali go do szpitala, ale jego stan jest krytyczny. Ma obrzęk mózgu.
- Wcale się nie dziwię – mruknął Sebastian. – Ilu ich było? Piętnastu? – zapytał retorycznie.
- Dokładnie osiemnastu – poprawiła go asystentka, siadając na parapecie. – Ale nasi mieli spory problem, żeby ich zatrzymać. Strasznie byli waleczni.
- Zdążyliśmy zauważyć – zakpiła Aśka.
- Myślicie, że to oni porwali tego chłopca?
Komisarze spojrzeli po sobie i westchnęli zgodnie.
- Na razie to jedyny trop – podsumował Seba. – Ale wolałbym, żeby okazał się fałszywy.
- Raczej trudno sobie wyobrazić, że napadli w ten sposób czterolatka – zauważyła Aśka, patrząc znacząco na przyjaciółkę. – Tacy raczej nie walczą bez powodu. To znaczy… - uśmiechnęła się. – Oczywiście „powodu” z ich punktu widzenia.
- To dobra, znaleźliście coś na tym monitoringu?
- Na kilku kasetach widać, jak chłopiec idzie ulicą, ale to wszystko.
- A samego momentu porwania nie ma? – zapytała Joasia z rezygnacją.
- Na razie nie. Została co prawda jeszcze jedna kaseta, ale sami wiecie…
- Ta – mruknął Seba, - jak zawsze mamy szczęście.
- Dobra, Kasia, przygotuj pierwszych typków do przesłuchania. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy – westchnęła Joasia.
Jak się jednak okazało jej optymizm był całkowicie nieuzasadniony. Za oknami ściemniło się już zupełnie, a oni nadal maglowali podejrzanych. Nie zrobili sobie ani jednej przerwy, chcąc jak najszybciej zakończyć „czarną robotę”.
- Odpocznijcie trochę – powiedział Bartek, kiedy Aśka kazała mu wprowadzić kolejnego mężczyznę.
Kobieta spojrzała tylko na asystenta i westchnęła ciężko, ale nic nie odpowiedziała. Miała już serdecznie dość, a fakt, że gangsterzy nie mieli najmniejszego zamiaru współpracować wcale jej nie pomagał.
Seba z równie zrezygnowaną miną wszedł do pomieszczenia i oparł się o ścianę.
- Co robimy? – zapytał.
Aśka spojrzała bezradnie na Bartka, jakby się spodziewała, że asystent wymyśli coś konstruktywnego.
- Może zróbmy odprawę? – zaproponował po chwili. – Zbierzemy co mamy, zrobimy burzę mózgów, może komuś przyjdzie coś do głowy.
- Za piętnaście minut w naszym biurze – zadecydowała Aśka i wyszła z pokoju przesłuchań.
Zaszyła się w łazience, żeby choć na chwilę znaleźć się z daleka od ludzi. Przemyła twarz zimną wodą, chcąc trochę się rozbudzić. Pomogło. Kiedy ponownie pojawiła się w biurze, nie wyglądała już na tak zmęczoną i zrezygnowaną.
- Podsumujmy – zaczęła, widząc, że wszyscy już są. – Mija trzeci dzień, odkąd nie ma Jasia. Do tej pory nikt nie skontaktował się z rodziną, więc właściwie wykluczamy porwanie dla okupu i zemstę.
- Chłopiec sam doszedł z ulicy Wiewiórczej na Niedźwiedzią i tam zniknął, ale niestety nie zarejestrował tego monitoring – dodał Seba.
- Kurczę, zapomniałem! – przerwał mu Tomek. – Znalazłem coś na ostatniej kasecie.
- I dopiero teraz o tym mówisz? – huknęła Aśka, aż cała reszta podskoczyła. – Przecież od tego może zależeć życie dziecka!
- Daj tą kasetę – mruknęła Kasia, zdając sobie sprawę, że Tomek znalazł się w co najmniej niebezpiecznym położeniu.
- Sprawdza się stara prawda – warknęła Joasia, kiedy asystent wyleciał z biura jak oparzony. – Chcesz, żeby coś było zrobione dobrze, musisz zrobić to sam.
Kaśka i Barek wymienili się ukradkiem spojrzeniami, ale nie odważyli się odezwać, bo Aśka była wyraźnie wściekła, a mina Sebastiana wskazywała na to, że całkowicie ją popiera.
Tomek w mgnieniu oka wrócił do biura i bez zbędnych komentarzy włożył kasetę do odtwarzacza. Policjanci utkwili spojrzenia w ekranie telewizora. Czarno-biały obraz przedstawiał małego chłopca idącego ulicą i bębniącego rączką w płot. Chwilę później pojawiła się postać. Ukucnęła przy dziecku, najwyraźniej coś powiedziała i razem z nim zniknęła za rogiem w wąskiej uliczce.
- Niewiele – podsumowała cierpko Aśka.
- Puść to jeszcze raz – zarządził Seba, opierając się o biurko i krzyżując ręce na piersiach.
Niestety powtórne obejrzenie nagrania niczego nie zmieniło. Postać miała na sobie ciemne spodnie i czarną, luźną bluzę z kapturem naciągniętym na głowę.
- Nie widać twarzy – zauważyła Joasia, wpatrując się sceptycznie w postać na zatrzymanym nagraniu. – Nie wiadomo nawet, czy to kobieta czy mężczyzna.
- Raczej kobieta – mruknął Bartek.
- Albo drobny mężczyzna – odparła kobieta bezlitośnie. – To nas do niczego nie prowadzi.
- Zrób z tego stopklatki i powiększ zwłaszcza ten obszar – powiedział Seba, zwracając się do asystenta i pokazał palcem ramię postaci. – Wygląda jakby było coś naszyte na tej bluzie.
- Dobra.
Tomek wyszedł, a Seba spojrzał na partnerkę, jakby zapomniał o obecności Bartka i Kaśki.
- I co teraz? – zapytał.
- Nie wiem, ale kimkolwiek jest ta postać z nagrania, stanowczo nie pasuje do naszego gangu. Przecież to sami łysi, napakowani kolesie, a poza tym działają trochę mniej subtelnie – ironizowała policjantka.
Pozostali tylko pokiwali głowami. Niestety nie byli ani o krok bliżej do odnalezienia dziecka.
Spędzili na komendzie jeszcze godzinę, analizując przesłuchania zatrzymanych, ale w końcu dali sobie spokój i pojechali się przespać. Po drodze zdążyli się jeszcze poprztykać, a to za sprawą Joasi, która sukcesywnie ignorowała telefony matki, choć ta w przeciągu dwudziestu minut zdążyła zadzwonić pięć razy. Sebastian próbował sugerować partnerce, że powinna wykazać się większą wyrozumiałością, ale nie miała najmniejszego zamiaru go słuchać. Tym sposobem rozstali się w atmosferze wzajemnych pretensji.
- Gdybym miała ochotę na rozmowę z kimś bliskim, na pewno nie byłabyś to ty – powiedziała Joasia głośno w odpowiedzi na kolejny telefon matki i z hukiem odłożyła komórkę na szafkę.
Z rana wciąż utrzymywał się jej ponury nastrój i żarty Sebastiana nie były w stanie tego zmienić. Sama nie wiedziała, co bardziej ją denerwowało: brak poszlak w sprawie zaginionego dziecka czy próby kontaktu ze strony matki.
- Trzeba będzie sprawdzić całą rodzinę tego dzieciaka – westchnął komisarz, kiedy wchodzili razem na pierwsze piętro komendy. – Musimy go znaleźć.
- Może tu chodzi o handel żywym towarem? – zamyśliła się Joasia. – Ale oni wybierają raczej dzieci z biednych, patologicznych rodzin.
- Mam dla was te zdjęcia – oznajmił Tomek, ledwie komisarze minęli drzwi.
Sebastian wziął od asystenta powiększone fotografie z monitoringu i przyjrzał się im.
- Co to jest? – zapytał, pokazując partnerce zbliżenie naszywki na bluzie podejrzanego.
Kobieta zerknęła na biały, rozmazany kształt i wzruszyła ramionami.
- Widzę, że od rana nie odstępuje was entuzjazm – zakpił Tomek, kiedy Aśka zniknęła w biurze.
- Ta… - mruknął Seba. – Chyba oboje czulibyśmy się lepiej, mając coś do roboty.
Miał rację. Siedzenie w biurze, kiedy każda godzina zmniejszała szanse na odnalezienie chłopca żywego, było co najmniej frustrujące.
- Wydzwania do mnie od wczoraj – warknęła Joasia, odkładając telefon z hukiem na biurko. – Stara jędza.
- Wiesz… może przestałaby, gdybyś odebrała – zasugerował Seba ostrożnie, starając się, by nie wyczuła w jego głosie ironii, choć było to trudne.
- Cokolwiek ma mi do powiedzenia, nie mam ochoty tego słuchać.
- Strasznie jesteś zawzięta.
- Nienawidzę jej – powiedziała policjantka z pasją. – Zawsze odzywała się do mnie tylko wtedy, kiedy czegoś chciała i nawet nie próbowała tego ukryć. Nie jest moją matką i nigdy nie była.
Wyglądało na to, że Sebastian chce coś jeszcze powiedzieć, ale ostatecznie się rozmyślił. Z doświadczenia wiedział, że podobne dyskusje pozbawione są sensu.
Joasia usiadła za swoim biurkiem i wzięła do ręki fotografie, chcąc się po prostu czymś zająć. Na dłużej zatrzymała się przy zdjęciu naszywki. Obracała je pod różnymi kątami i mrużyła oczy, aż wreszcie ją olśniło.
- Już wiem – oznajmiła. – To pentagram.
Seba zajrzał partnerce przez ramię i zrobił sceptyczną minę.
- Dla mnie to bardziej przypomina pająka – mruknął, wzruszając ramionami.
- Nie – odparła Joasia stanowczo. – Może faktycznie jest rozmazany i niezbyt wyraźny, ale to na pewno pentagram.
- Zaraz jeszcze usłyszę, że Jasia porwali sataniści… - zakpił Sebastian, patrząc na partnerkę ironicznie.
- Niby dlaczego nie?
- Aśka, daj spokój. Wiem, że bardzo zależy ci na znalezieniu tego chłopca, ale nie popadajmy w paranoję. Chcesz kawy?
Wyszedł z biura, nie czekając na odpowiedź, a pani komisarz odłożyła zdjęcie na biurko i włączyła komputer. Mimo bardzo sceptycznego podejścia Sebastiana, chciała dowiedzieć się o satanizmie czegoś więcej.
- Tak myślałem – westchnął mężczyzna kilkanaście minut później, wchodząc do biura z dwoma kubkami parującej kawy. – Co tam wyczytałaś?
- A jesteś tym w ogóle zainteresowany? – zapytała z irytacją.
- Nie wierzę, żeby sataniści mieli z tym coś wspólnego, ale to jedyny trop jaki mamy, więc chętnie posłucham – podsumował Sebastian pojednawczym tonem.
- Według tego, co tu mamy – zaczęła Joasia, nie odrywając wzroku od monitora, - w Polsce występują tylko łagodniejsze odmiany satanizmu. No wiesz, wróżbiarstwo, magia, heavy metal, narkotyki, seksualne orgie. Niekiedy odprawiają coś na kształt czarnych mszy, ale polega to raczej na demolowaniu kościołów i cmentarzy, czytaniu tak zwanej „biblii szatana” czy znęcaniu się nad zwierzętami.
- Nijak to się ma do porwania czterolatka – zauważył ostrożnie Sebastian.
- Wyróżnia się też tak zwanych „satanistów hard-core” – ciągnęła Aśka całkowicie skupiona na przeglądanej stronie, - ale w Polsce nie zanotowano takich przypadków.
- No dobra, a coś więcej o nich?
- Elita – zakpiła Joasia. – Nadużycia seksualne w stosunku do dzieci i, uwaga, składanie ofiar z ludzi lub zwierząt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz