wtorek, 29 listopada 2011

21. Nie wierzcie bliźniaczkom

O dziwo podróż nie okazała się męcząca. Dość często robili postoje, żeby coś zjeść, napić się kawy czy zwyczajnie rozprostować nogi. Zmieniali się też za kierownicą. W końcu, kiedy niebo spowiły burzowe chmury i zaczął kropić deszcz, mężczyzna oświadczył, że zostało tylko pięćdziesiąt kilometrów.
- Marzę o kąpieli – westchnęła Joasia, przeciągając się na siedzeniu.
- A ja wypiłbym piwo – dodał Sebastian rozmarzonym tonem.
- No ładnie… - zaśmiała się kobieta.
- Może zrobimy jeszcze jeden postój?
- A co, chcesz wypić to swoje piwo? – zakpiła.
- Chwilowo zadowoliłbym się jakimś kebabem…
Aśka wywróciła oczami, ale zgodziła się na postój. Sama była głodna i, przede wszystkim, chciała trochę rozprostować nogi.
Sebastian zatrzymał samochód przy niewielkim, obskurnym barze. W normalnych warunkach, gdyby nie towarzyszyło im zmęczenie podróżą, na pewno nie jedliby w takim miejscu, jednak w obecnych okolicznościach woleli po prostu udawać, że nie widzą grubej warstwy kurzu i nie czują obrzydliwego zapachu, który z całą pewnością nie powinien towarzyszyć wyrobom gastronomicznym.
- No cóż… smacznego – powiedział Seba, kiedy dostali zamówione kebaby.
Sam zjadł w mgnieniu oka i zamówił sobie kawę, ale Aśka wyraźnie nie miała apetytu. Podejrzewał, że zaczyna przeżywać spotkanie z matką, choć bardzo starała się to ukryć.
- Niepotrzebnie jechaliśmy – mruknęła niespodziewanie. – Powinniśmy być teraz w pracy.
- Aśka, nie zaczynaj. Podjęłaś decyzję, przejechaliśmy ponad pięćset kilometrów i co? Chcesz zawrócić?
Spuściła wzrok na swój posiłek i wzruszyła ramionami. Sebastian natychmiast zrozumiał, że nie ma już szans na żadną sensowną rozmowę.
W końcu wrócili do samochodu i ruszyli w dalszą drogę. Z początku milczeli, ale Seba wziął sobie za punkt honoru rozładować nieco atmosferę. Paplał jak najęty i w końcu Aśka zapomniała o powodzie swojego podenerwowania wciągnięta w dyskusję.
Śmiała się, kiedy wjeżdżali pod wzniesienie. Nie wiadomo skąd na ich pasie pojawiła się ciężarówka. Sebastian natychmiast nacisnął hamulec, ale samochód nie zareagował. Nie było mowy o zjechaniu na pobocze, gdyż przy samej drodze rosły drzewa. Sebastian próbował zmieścić się między nimi i ciężarówką, ale nie miał szans i dobrze o tym wiedział. Najpierw poczuli szarpnięcie, po którym zadziałały poduszki powietrzne, a potem potężne uderzenie zaparło im dech w piersiach.
Obudził go ostry, charakterystyczny zapach benzyny, tak przynajmniej twierdził kilka godzin później. W rzeczywistości przytomność odzyskał nieco wcześniej, ale dopiero poczuwszy realne zagrożenie otworzył oczy. Samochód wydał mu się dziwnie mały i ciasny, a poduszka powietrzna sprawiała, że miał problemy z oddychaniem. Lewą ręką sięgnął do kieszonki w bocznych drzwiach i z jej resztek wyciągnął scyzoryk.
- Cholera jasna – zaklął w myślach.
Przy pomocy nożyka udało mu się rozciąć pasy, bo dotarcie do przycisku zwalniającego je automatycznie było niemożliwe. Nadal ściskając mocno w dłoni swoje jedyne narzędzie, zdecydowanym ruchem przedziurawił obie poduszki powietrzne i wreszcie mógł się rozejrzeć. Ku swojemu przerażeniu niewiele mógł zobaczyć na miejscu pasażera. Jakaś bliżej nieokreślona metalowa część przebiła dach i utknęła w okolicy skrzyni biegów. Za nią Sebastian widział tylko zakrwawioną poduszkę powietrzną.
Postanowił działać. O otwarciu drzwi nie mogło być mowy, bo blacha była mocno zgnieciona. Zaczął więc powoli wydostawać się przez wybitą szybę. W jego odczuciu wszystko to trwało potwornie długo, ale w rzeczywistości już chwilę później był na zewnątrz. Dopiero wtedy zrozumiał, jak poważna jest sytuacja. Ciężarówka, z którą się zderzyli uderzyła w drzewo, a srebrne audi jadące drugim pasem było całkowicie zgniecione. Ich samochód także nie wyglądał najlepiej. Trudno było uwierzyć, że z tego wypadku ktoś wyszedł żywy.
Nie tracąc więcej czasu, obiegł samochód dookoła i zajrzał do środka. Szybko pozbył się poduszek, które zasłaniały Aśkę niemal całkowicie. Niestety widok, jaki mu się ukazał, nie napawał optymizmem. Kobieta była nieprzytomna, twarz miała zalaną krwią. Rozsądek podpowiadał Sebastianowi, że po takim wypadku jakiekolwiek przenosiny mogły być dla niej śmiertelnie niebezpieczne, jednak prawdopodobieństwo wybuchu rosło z każdą chwilą, więc rozciął pasy i bardzo ostrożnie wziął ją na ręce.
Obudziła się w szpitalu. Była obolała i oszołomiona. Nie mogła zrozumieć, dlaczego tam jest, zamiast nadal siedzieć w samochodzie obok Sebastiana.
- Miała pani wypadek – wyjaśniła mętnie pielęgniarka.
- A Sebastian? – odezwała się Aśka zachrypniętym głosem, próbując się podnieść. – Co z nim?
- Jest w sali obok.
Taka odpowiedź nie zadowalała Joasi. Odczekała, aż pielęgniarka wyjdzie z sali i powoli wstała. Przemknęła się do sąsiedniej sali i od razu wiedziała, że dobrze trafiła. Sebastian siedział na jednym z łóżek i wykłócał się z lekarzem. Uśmiechnęła się. Pytał o nią.
Lekarz pierwszy ją dostrzegł i pokręcił głową z dezaprobata. Wtedy odwrócił się Seba. Na widok Aśki całej i zdrowej zerwał się z łóżka.
- Nic ci nie jest? – zapytał, łapiąc ją delikatnie za przedramiona.
- Nie wiem, chyba nie. A tobie?
Pokręcił głową i uśmiechnął się.
- Mieli państwo dużo szczęścia – powiedział lekarz, podchodząc do nich. – Skończyło się na kilku siniakach, chociaż szczerze mówiąc aż trudno w to uwierzyć.
- Długo spałam? – zapytała Aśka, zwracając się do Sebastiana.
- Niezbyt, jesteśmy tu raptem godzinę.
- I mam nadzieję, że dłużej nie zabawimy – mruknęła kobieta, zerkając na lekarza.
W ciągu kolejnej godziny przeszli resztę koniecznych badań i zostali wypuszczeni ze szpitala. Oboje byli w lekkim szoku. Na dworze szalała burza, a oni stanęli przed budynkiem i spojrzeli po sobie. W końcu Sebastian odzyskał trzeźwość myślenia i zadzwonił po taksówkę.
- Gdzie państwa zawieźć? – zapytał uprzejmie kierowca, kiedy oboje usiedli na tylnej kanapie.
Komisarze wymienili się zakłopotanymi spojrzeniami.
- Może to głupio zabrzmi – zaczął Sebastian, - ale gdzie my właściwie jesteśmy? To znaczy… co to za miasto?
- Suwałki – odparł taksówkarz, zerkając na Sebę podejrzliwie.
- No tak… w takim razie poprosimy do najbliższego hotelu.
Spojrzał na Joasię i objął ją ramieniem. Ten dzień był dla nich potwornie długi i oboje marzyli przede wszystkim o odpoczynku.
W hotelu na szczęście znalazły się wolne miejsca. Dostali ładny pokój urządzony w pastelowym odcieniu zieleni i połączony z obszerną łazienką. Aśka zmęczona opadła na krzesło stojące najbliżej drzwi i westchnęła ciężko. Sebastian podszedł do niej, ukucnął obok i oparł się o jej kolana.
- Weźmiemy prysznic i kładziemy się spać, nie? – zagadnął.
Joasia zaczęła powoli głaskać go po włosach, patrząc z czułością
- Jak to się stało? – zapytała mimo zmęczenia. – Dlaczego nie próbowałeś hamować?
- Próbowałem – westchnął Sebastian. – Hamulec nie zadziałał.
- Jak to?
- Nie mam pojęcia. Może to jakaś awaria.
- Albo ktoś przeciął przewody hamulcowe – zauważyła policjantka.
- Nie ma co gdybać. Jutro pojedziemy na tutejszy komisariat, może dowiemy się czegoś więcej. Zresztą i tak będziemy musieli złożyć zeznania. Idziesz pierwsza pod prysznic?
Pokręciła głową i wzrokiem odprowadziła Sebastiana do łazienki. Kiedy wyszedł z niej dwadzieścia minut później, nadal siedziała na tym samym krześle. Wyglądała na zamyśloną, ale na widok Sebastiana uśmiechnęła się.
- Coś nie tak? – zapytał łagodnie Seba, podchodząc do kobiety.
- Sama nie wiem… Trochę się boję spotkania z matką – przyznała. – I wcale nie jestem pewna, czy w ogóle chcę tam iść.
- Pojedziemy do niej rano, dobrze? Wtedy zadecydujesz. Nie będę na ciebie naciskał.
Pokiwała głową i pochyliła się, opierając o niego głowę.
- Myślisz, że ona naprawdę chcę się ze mną zobaczyć? Czy po prostu próbuje uspokoić swoje sumienie?
- Nie mam pojęcia – westchnął Sebastian. – Ale to nie powinno mieć dla ciebie większego znaczenia. Najważniejsze są tutaj twoje uczucia. Jeśli ona naprawdę umrze, a ty nie spróbujesz się z nią pogodzić, nigdy sobie tego nie wybaczysz.
Joasia milczała długą chwilę. Trochę trwało nim przetrawiła słowa Sebastiana, ale kiedy w końcu tak się stało, zrozumiała, że ma rację. Westchnęła ciężko, pocałowała mężczyznę i skierowała się do łazienki, marząc już tylko o łóżku.
Z samego rana komisarze pojechali do matki Joasi. Ku ich zaskoczeniu okazało się, że leżała w tym samym szpitalu, do którego oni trafili poprzedniego dnia. Odnaleźli właściwy korytarz i Sebastian zagadnął pierwszą napotkaną pielęgniarkę. Chciał najpierw dowiedzieć się jak najwięcej o stanie zdrowia kobiety, żeby rozwiać wątpliwości co do prawdziwości jej słów. Kiedy pielęgniarka potwierdziła poważny stan pacjentki, komisarze w milczeniu ruszyli pod jej salę. Joasia zatrzymała się dopiero przed wejściem.
Drzwi były otwarte. Mogli przez nie zobaczyć kobietę w średnim wieku leżąca na łóżku pod oknem. Głowę miała odwróconą do ściany, więc nie zauważyła gości.
Sebastian zerknął na partnerkę, próbując odgadnąć jej myśli. Wyglądała na całkowicie opanowaną, ale delikatne zmarszczki na czole i zaciśnięte usta świadczyły o przeżywanych emocjach.
W pewnym momencie starsza kobieta odwróciła się i dostrzegła córkę. Prze chwilę mierzyły się spojrzeniami, a potem otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć. Aśka jednak nie dała jej na to szansy. Odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem opuściła korytarz.
- Strata czasu – powiedziała, kiedy Seba dogonił ją przy wyjściu.
- Wcale nie…
- Ależ tak – upierała się, idąc w bliżej nieokreślonym kierunku. – Nie chcę z nią rozmawiać. Nie mam o czym. Wcale mnie nie obchodzi, że umiera w samotności. Sama sobie zgotowała taki los.
- Aśka, gdzie ty idziesz? – zapytał Sebastian spokojnie, przytrzymując kobietę za łokieć.
Joasia rozejrzała się i zdała sobie sprawę, że brama jest dokładnie w przeciwnym kierunku. Wzruszyła ramionami i opadła na najbliższą ławkę.
- Niepotrzebnie tu przyjeżdżaliśmy – powiedziała. – Cały dzień drogi bez sensu, a w dodatku ten wypadek…
- Jedno z drugim nie ma związku – odparł mężczyzna, siadając obok niej. – Wypadek mógł nam się równie dobrze przytrafić w Krakowie. A poza tym uważam, że słusznie postąpiłaś, przyjeżdżając tu. Przynajmniej nie będziesz miała sobie nic do zarzucenia. Podjęłaś świadomą decyzję.
- Mam już dość tego miasta – westchnęła, zamykając oczy. – Wracajmy do domu.
- Wrócimy. Ale najpierw musimy pojechać na komisariat i złożyć zeznania.
- Tak, wiem. Chodźmy. Im szybciej to załatwimy, tym szybciej będziemy mogli się stąd wynieść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz