niedziela, 19 sierpnia 2012

27. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Kiedy Joasia obudziła się po raz kolejny, w sali znowu panował półmrok. Przyćmione światło lampki nocnej padało na postać przysypiającą na krześle pod ścianą. Aśka nie czuła się już tak fatalnie jak poprzedniego dnia. Nadal bolała ją głowa, ale nie było to już tak obezwładniające.
- Asia, nie śpisz już! - zawołała cicho Ania, która obudziła się nagle, jakby pod wpływem samego spojrzenia przyjaciółki. - Źle się czujesz? Mam pójść po lekarza?
- Nie, jest ok - powiedziała policjantka. - Długo spałam?
- Prawie dobę. Już znowu zaczynaliśmy się martwić... Lekarz wciąż powtarza, że to normalne, że w twoim przypadku sen będzie najlepszym lekarstwem i powinniśmy się cieszyć, że tak dobrze sypiasz, ale tyle godzin... Baliśmy się, że zapadłaś w śpiączkę czy coś...
Joasia uśmiechnęła się na widok przejętnej miny Anki, a potem przypomniała sobie poprzedni wieczór i spoważniała.
- Kalina była tu wczoraj - zaczęła powoli. - Gdzie ona jest? Wszystko z nią w porządku?
- Oj, Asiu... Dla nas wszystkich to były bardzo długie dwa tygodnie, a Kalina chyba najgorzej to zniosła. Wciąż tu siedziała i płakała, nie chciała wracać do domu. Było z tobą bardzo źle, już myśleliśmy, że... że...
Ania umilkła, a w jej oczach zabłysły łzy.
- Anka, nie płacz - mruknęła policjantka zażenowana. - Przecież nic mi nie jest. To znaczy... no żyję, prawda? Będzie dobrze.
- Nie masz pojęcia, co my tu przeszliśmy...
- Któreś z was zadzwoniło do Sebastiana? - zapytała Joasia, którą ta sprawa mocno nurtowała.
- Ja - przyznała Ania z niepewną miną. - Nie wiedzieliśmy, czy przeżyjesz i pomyśleliśmy, że... że Seba chciałby o tym wiedzieć. Że chciałby tu być, przy tobie, gdyby...
- Nie mogę w to wszystko uwierzyć - powiedziała cicho Joasia. - Wciąż mi się wydaje, że dopiero wczoraj kłóciłam się z Kaliną, Błażej nalegał na spotkanie, Seba był w Stanach, a ty robiłaś Rafałowi awanturę... A teraz jesteście tu wszyscy, prawie nade mną płaczecie...
- Kalinie chyba całkowicie przeszło to zauroczenie - odparła Anka, uśmiechając się nieśmiało. - Tak bardzo się o ciebie martwiła... Nie zwracała najmniejszej uwagi na Błażeja, wcale się nie wkurzyła, że też do ciebie przyjechał i kręci się po korytarzu. A Seba... Seba przyleciał pierwszym samolotem, był tu już następnego przedpołudnia. Był bliski rozpaczy, kiedy zobaczył, w jakim jesteś stanie.
- Co mi właściwie jest? - zapytała Joasia, marszcząc brwi. Jakoś wcześniej nie miała ochoty się nad tym zastanawiać, ale nagle zaczął irytować ją fakt, że nie może się ruszyć. - Seba mówił wczoraj, że jestem połamana...
- No bo jesteś - skwitowała Ania. - Obojczyk, kość ramieniowa, kilka żeber i prawa noga. Miałaś krwotok wewnętrzny, ale szybko znalazłaś się w szpitalu i lekarzom udało się go powstrzymać. Byłaś potwornie pobita...
Aśka kiwnęła głową. Nie miała ochoty dłużej tego słuchać. Jakieś blade przebłyski feralnej nocy zaczęły nawiedzać jej świadomość.
- Która godzina? - zapytała nagle.
- Dochodzi dziesiąta.
- Sebastian... przyjdzie jeszcze dzisiaj?
Ania wyglądała na nieco zaskoczoną, a Joasia miała nadzieję, że nie uraziła jej w ten sposób. Ufała jej, ale najbezpieczniej czuła się w towarzystwie Sebastiana i teraz, kiedy przypominały jej się wydarzenia poprzedzające utratę przytomności, chciała być właśnie z nim.
- Nie sądzę, dwie godziny temu pojechał się przespać - odparła Ania. - Jeśli chcesz, mogę do niego zadzwonić - dodała po chwili niechętnie.
Joasia spojrzała w stronę okna, w którym powiewała lekko bordowa zasłonka. Wyobraziła sobie, że gdzieś tam, po ulicach Krakowa krąży banda mężczyzn w bluzach z kapturami, z bejsbolami w dłoniach, szukając kolejnej ofiary. Czy to możliwe, żeby już przeczytali w gazetach, że ich niedoszłej ofierze jednak udało się przeżyć? Czy obawiają się, że ich rozpozna? Czy zechcą dokończyć to, co zaczęli?
- Zadzwoń, proszę - szepnęła, z trudem powstrzymując łzy, choć wiedziała, jak mało prawdopodobne było wtargnięcie dwudziestu nieproszonych, co najmniej podejrzanych gości na teren szpitala.
Niecałe pół godziny później Sebastian wślizgnął się cicho do sali Joasi. Wyglądał na bardzo zmęczonego, ale obdarzył ją ciepłym uśmiechem.
- Możesz iść - mruknął półgłosem do Anki. - Posiedzę z nią do rana, zaczekam na Rafała.
Ania kiwnęła głową, poklepała Joasię po zdrowym ramieniu i wyszła, a Sebastian zajął jej miejsce obok łóżka przyjaciółki.
- Mógłbyś zamknąć okno? - poprosiła cicho kobieta.
Czuła irracjonalny lęk, kiedy patrzyła na powiewającą zasłonkę, tak jakby zamknięte okno mogło ją odgrodzić od świata zewnętrznego. Sebastian zdawał się całkowicie to rozumieć. Spełnił jej prośbę, a potem przysiadł na brzegu łóżka.
- Wydaje mi się... - zaczęła Joasia powoli. - Wydaje mi się, że pamiętam, co się wydarzyło.
- Opowiesz mi o tym? - zapytał łagodnie Sebastian, cały czas delikatnie trzymając jej dłoń.
Czuła się dziwnie, jakby opowiadała o wydarzeniach dotyczących kogoś innego. Nie pamiętała wszystkiego dokładnie, wspomnienia przeplatały się z czarnymi dziurami, ale Sebastian słuchał jej uważnie, chciwie łowiąc każde słowo. Zdawał sobie sprawę, że najdrobniejszy szczegół zapamiętany przez Joasię może pomóc złapać i ukarać sprawców.
- I chyba znaleźli moją odznakę, nie wiem - kontynuowała kobieta, ściszając głos prawie do szeptu, tak że Sebastian z trudem wyłapywał poszczególne słowa. - W każdym razie zrozumieli, że jestem policjantką i chyba stracili wszelkie skrupuły... Pewnie chcieli mnie zabić, żebym nie mogła zeznawać...
Seba zauważył, że wargi jej zadrżały i pogłaskał ją delikatnie po ramieniu. W środku nosiło go z bezsilnej złości, ale nie zamierzał tego okazywać. Chciał przede wszystkim być dla przyjaciółki wsparcie, jakiego potrzebowała.
- Dasz radę ich rozpoznać? -zapytał po chwili milczenia. - Bardzo możliwe, że przynajmniej niektórych mamy w bazie.
Joasia pokręciła głową zawstydzona.
- Nie, chyba nie - powiedziała. - Oni wszyscy są tacy podobni... Zresztą, nie przyglądałam im się. Wiem, że powinnam, ale... Nie myślałam o tym, chciałam tylko jakoś im uciec. A potem...
- Rozumiem - zapewnił szybko Seba, choć w głębi duszy poczuł rozczarowanie. - Nie martw się, na pewno ich złapiemy. Na twoich ubraniach zabezpieczyliśmy drewniane drobinki, muszą pochodzić z bejsbola.
- Seba, ja... ja chyba jednego postrzeliłam - powiedziała nagle Joasia, przypominając sobie moment, kiedy wypadła jej broń. - Zdołałam nacisnąć spust, a potem ktoś... krzyknął i przeklinał... Nie widziałam dokładnie, ale jeśli go trafiłam, tam gdzieś musi być jego krew!
- Posłuchaj - zaczął Sebastian, z trudem zachowując spokojny, łagodny ton głosu, - wszędzie było pełno krwi i błota. Nawet jeśli gdzieś tam, w tej brei, było jego DNA... Nie mieliśmy szans tego zabezpieczyć. Musielibyśmy przebadać każdą kropelkę krwi, to niemożliwe, sama o tym wiesz.
- Tak mi głupio... Nie potrafię pomóc w śledztwie, chociaż bardzo bym chciała...
- Nie zawracaj sobie teraz tym głowy - powiedział stanowczo Seba. - Agata i Maciek złapią sprawców, szuka ich całe miasto.
- Nie chcieli ze mną porozmawiać?
- Chcieli - przyznał mężczyzna z dziwnym zacięciem w głosie. - Dzisiaj wyrzuciłem ich stąd prawie siłą... z małą pomocą pielęgniarek. Śledztwo jest ważne, ale twoje zdrowie ważniejsze.
- Przepraszam, że cię tu ściągnęłam o tej porze... Ania powiedziała, że pojechałeś się przespać, ale... ale... - urwała, bo prawdziwy powód jakoś nie mógł przejść jej przez gardło.
- Pojechałem, bo spałaś - odparł Seba z uśmiechem. - Gdybym wiedział, że się obudzisz, nigdzie bym się stąd nie ruszył.
- A nie musisz... wracać do Stanów? - zapytała Joasia, zerkając na przyjaciela z niepokojem.
- Wiedzą, dlaczego wziąłem wolne i myślę, że to rozumieją - oświadczył policjant, dając przyjaciółce do zrozumienia, że decyzja o powrocie była jedną możliwą.
- Nie chcę, żebyś tam wracał - wypaliła niespodziewanie Joasia. Najwyraźniej zdawała sobie sprawę, że mówi coś, czego nie powinna, bo delikatnie rumieńce wykwitły na jej policzkach. - Nie po tym, co się stało. Nigdy już nie wyjdę sama na ulicę...
Szybko odwróciła wzrok, a Sebastian domyślił się, że zaczynała przegrywać z łzami.
- Asiu... Gdybym tu był, nie doszłoby do tego. Nie puściłbym cię samej, jak ten idiota - wycedził, a jego głos nagle zabrzmiał naprawdę groźnie. - Przepraszam cię...
- Nie, to nie tak! - zawołała szybko kobieta. - Ja wiem, że bardzo chciałeś tam jechać i... i dobrze zrobiłeś. A jeśli to czyjaś wina, to tylko moja. Chyba zabrakło mi wyobraźni... Po prostu... Chodzi o to, że... że teraz... nie czuję się już bezpiecznie - wyznała w końcu. - I boję się, że już zawsze tak będzie, że nigdy nie wrócę do normalności...
- To normalne, że się boisz - odparł Seba. - Jesteś tu unieruchomiona, nie możesz nawet wstać, a w dodatku wciąż cię boli. Nic dziwnego, że czujesz się bezbronna. Ale za kilka tygodnie lekarze zdejmą ci gips, a ty wrócisz do pełnej sprawności i wszystko będzie jak dawniej.
- Tak myślisz? - zapytała Joasia niepewnie.
- Jestem o tym przekonany. A dopóki tak się nie stanie i dopóki nam na to pozwolisz, będziemy przy tobie, żebyś czuła się pewniej i bezpieczniej.
- To dlatego chciałam, żeby Ania do ciebie zadzwoniła - wyznała w końcu Joasia. - Ufam jej, ale... chciałam, żebyś tu był.
Sebastian uśmiechnął się i delikatnie pogłaskał kobietę po policzku. Jeszcze nigdy nie wydawała mu się taka bezbronna.
- Gdzie jest moja broń? - zapytała cicho. - I odznaka?
Policjant wyraźnie się zawahał, robiąc przy tym taką minę, jakby od początku obawiał się tego pytania.
- Nie znaleźliśmy ich - przyznał niechętnie. - Już zgłosiliśmy to Staremu.
Joasia skinęła lekko głową, ale widać było, że ta informacja nie była dla niej obojętna. Sebastian wiedział, by była przywiązana zarówno do swojego pistoletu, jak i ligitymacji, ale napastnicy musieli je zabrać podobnie jak całą resztę dokumentów i telefon. Być może w ten sposób chcieli utrudnić i opóźnić zidentyfikowanie ofiary, a może skradzione rzeczy miały dla nich jakąś wartość. Do tej pory Sebastian jakoś nie miał czasu, by głębiej się nad tym zastanowić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz