czwartek, 30 sierpnia 2012

30. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Zaraz na początku stycznia Joasia wybrała się na komendę. Nie mogła jeszcze prowadzić, a trochę bała się jechać autobusem, więc wzięła taksówkę. Nawet nie zajrzała do przyjaciół, od razu podążyła do gabinetu Starego.
- Dzień dobry - powitał ją szef, kiedy stanęła w drzwiach. - Proszę usiąść - dodał, wskazując jej fotel przed biurkiem. - Cieszę się, że czuję się pani lepiej.
- Tak i w związku z tym chciałabym wrócić do pracy - wypaliła Joasia, nie owijając w bawełnę.
Komendant zmierzył swoją podwładną badawczym spojrzeniem i wyciągnął się w fotelu, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Minęła dłuższa chwila, nim zdecydował się odpowiedzieć.
- Nie ukrywam, że po pani wypadku i wyjeździe pana Sebastiana brakuje mi ludzi - powiedział powoli. - I z utęsknieniem czekam na pani powrót. Jednak przedstawiła mi pani zwolnienie lekarskie do końca marca z możliwością przedłużenia. Tymczasem dzisiaj mamy trzeci stycznia. Trudno mi więc uwierzyć, że już jest pani w stanie pracować.
- Jestem - odparła Joasia stanowczo. - Czuję się wyśmienicie.
- Nie mogę sobie pozwolić na żadne ryzyko - tłumaczył cierpliwie Stary. - Od pani zdrowia i kondycji może zależeć ludzkie życie.
Joasia poczuła ukłucie wyrzutów sumienia. Chociaż przed wszystkimi, w tym nawet przed sobą, udawała, że jest już całkowicie zdrowa, w głębi duszy wiedziała, że jej noga nie wytrzymałaby pościgu, a ręka mogłaby drgnąć podczas strzału.
- Pani miejsce cały czas na panią czeka, ale pozostanie wolne, dopóki nie przedstawi mi pani jednoznacznego zaświadczenia od lekarza, że może pani wrócić do pracy w takim charakterze jak dotychczas - zadecydował w końcu Stary.
- Mogłabym na razie pracować za biurkiem - zaproponowała szybko Joasia, wiedząc, że żaden lekarz nie da jej teraz takiego zaświadczenia. - Na pewno przyda się dodatkowa para rąk.
- Najpierw zaświadczenie lekarskie - powiedział stanowczo Stary.
Policjantka pożegnała się z szefem niezbyt zadowolona. Bardzo jej zależało na powrocie do pracy, nawet jeśli miało to oznaczać tylko siedzenie za biurkiem. Wiedziała jednak, że ze Starym nie ma dyskusji. Nie pozostawało jej nic innego, jak pojechać do szpitala i przynajmniej spróbować uzyskać zaświadczenie.
Po drodze jednak wstąpiła na pierwsze piętro, gdzie pracowali jej przyjaciele. Chciała tylko się przywitać, ale zaraz za drzwiami na korytarz dopadł ją Bartek.
- Jak się czujesz? - zapytał wyraźnie przejęty.
- Świetnie - skłamała po raz kolejny. - Co u was słychać?
- Aśka, ja cię przepraszam - powiedział asystent, jakby w ogóle nie dosłyszał pytania. - Przepraszam, to moja wina, że cię wtedy...
- Bartek, no coś ty! - zawołała Joasia szczerze zaskoczona. - Daj spokój, nie obwiniaj się. Takie rzeczy po prostu się zdarzają.
- Powinienem cię wtedy odwieźć...
- Ej, przecież sama chciałam pójść piechotą, prawda? - przypomniała mu Aśka. - Zresztą, już jest wszystko w porządku, nie ma o czym gadać.
- Asiu, słuchaj... - zaczął Bartek, jąkając się nieco i szurając butami. Z jakiegoś powodu nie mógł spojrzeć na Joasię i wzrok miał cały czas wbity w ziemię. - Anka... mówiła, że nie... ale... tak sobie myśleliśmy... no... czy oni może... zrobili ci coś... coś jeszcze?
Zerknął ukradkiem na kobietę, a kiedy ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy, szybko ponownie spuścił wzrok. Aśka westchnęła. Od razu pojęła, o co chodzi policjantowi.
- Anka mówiła prawdę - odparła spokojnie. - Nie zgwałcili mnie, jeśli o to ci chodzi.
- To... to dobrze - wyjąkał mężczyzna, wyraźnie jeszcze bardziej zakłopotany.
- Wpadłam się tylko przywitać -powiedziała Joasia, chcąc przerwać krępującą ciszę. - Zajrzę do reszty i spadam. Nie obwiniaj się, poważnie jest ok - dodała z uśmiechem, poklepała asystenta po ramieniu i odeszła w kierunku biura przyjaciół.
Godzinę później pojawiła się w szpitalu. Tak jak podejrzewała, trafiła akurat na doktora Cejrowskiego i w myślach już pożegnała się z pracą. Kiedy powiedziała mu, z czym przychodzi, nie wyglądał na zadowolonego.
- Jeszcze kilka tygodni temu walczyła pani o życie - powiedział moralizatorskim tonem. - Pomimo moich wyraźnym zaleceń przedwcześnie zdjęła pani gips i jak widzę, nie używa już nawet kul.
- Nie potrzebuję ich - odparła szybko Joasia. - Noga już wcale mnie nie boli, czuję się znakomicie.
- Dobrze, za chwilę to sprawdzimy. Proszę zrobić dziesięć przysiadów.
Lekarz wskazał jej środek swojego gabinetu i czekał, obserwując ją znad okularów. Joasia zawahała się przez moment, ale ostatecznie zdecydowała się spróbować. Bezskutecznie - doświadczony lekarz od razu zauważył, że ma z tym olbrzymie kłopoty.
- Sprawa została przesądzona - skwitował. - Chyba nie muszę nic więcej mówić.
- Panie doktorze - spróbowała ponownie Joasia, a w jej głosie zabrzmiała nieco rozpaczliwa nuta, - chodzi tylko o pracę za biurkiem.
- Proszę przyjść za miesiąc, wtedy porozmawiamy.
Wściekła i zmęczona wróciła do pustego mieszkania. Za godzinę była umówiona z Błażejem, ale nie czekała na niego z utęsknieniem. Traktowała to raczej jak coś w rodzaju obowiązku, nie mającego wiele wspólnego z przyjemnością.
Tymczasem Kalina właśnie skończyła lekcje. Z torbą zarzuconą na ramię i jabłkiem w dłoni szła szkolnym korytarzem z grupką koleżanek. Dziewczyny rozmawiały głośno o imprezie, która miała odbyć się tego wieczoru u chłopaka z ostatniej klasy pobliskiej zawodówki. Pierwszy raz dziewczyny z liceum dostały podobne zaproszenie, więc od kilku dni było głównym tematem rozmów. Koleżanki musiały dokładnie ustalić w co się ubiorą i jakimi kłamstwami uspokoją rodziców.
- Kalina, naprawdę nie idziesz? - zapytała blondwłosa dziewczyna, nazywana przez inne Zuzą. - Mario zapraszał cię dwa razy! Chyba mu zależy, żebyś się pojawiła...
- Nie wiem - mruknęła nastolatka, wzruszając ramionami. - Jakoś nie mam nastroju.
- Kalina, podejdź tu na chwilę - rozległ się za nimi męski głos.
Dziewczyny odwróciły się i ujrzały swojego polonistę. Kalina odeszła z nim powoli na bok, krzyżując ręce na piersiach i patrząc na niego z nieskrywaną niechęcią.
- Za godzinę jestem umówiony z Joasią - powiedział bez zbędnych wstępów.
- Co mnie to może obchodzić? - zapytała nastolatka nieprzyjemnym tonem.
- A to, że chciałbym z nią zostać sam na sam. Pójdź sobie do kina czy gdzieś - zażądał bez skrępowania, podając dziewczynie banknot dwudziestozłotowy.
Kalina uśmiechnęła się z mieszaniną politowania i odrazy.
- Stać mnie na kino, panie profesorze - odparła, akcentując ostatnie dwa słowa i odeszła do koleżanek, zostawiając Błażeja z bardzo głupią miną.
Licealistki natychmiast zarzuciły ją pytaniami, chcąc się dowiedzieć, czego chciał od niej polonista, jednak Kalina milczała jak zaklęta. W tym akurat zgadzała się z Błażejem - nikt w szkole nie powinien wiedzieć, że prywatnie mają cokolwiek wspólnego.
- Wiecie co - powiedziała w końcu, - jednak pójdę na tą imprezę. Zuza, pożyczysz mi jakiś fajny ciuch?
- No. To co? Wbijamy do mnie?
Kalina pokiwała głową, po czym dziewczyny pożegnały się z koleżankami i skręciły w boczną uliczkę.
Aśka spędziła całe popołudnie w towarzystwie Błażeja. Kalina wysłała jej smsa, że zostaje u koleżanki na noc, więc nie spodziewali się nikogo. Po wspólnie obejrzanym filmie i zjedzonej kolacji w końcu znaleźli się w łóżku. Kiedy mężczyzna zasnął, Joasia ostrożnie wyplątała się z pościeli, założyła szlafrok i opuściła sypialnię.
Sprawdziła telefon, miała dwie nieodczytane wiadomości - od Kaliny i od Sebastiana. Nastolatka pisała, że wróci następnego przedpołudnia. Joasi nie bardzo się to podobało, bo zaczynały ją niepokoić częste nieobecności siostry w domu. Z drugiej jednak strony za każdym razem, kiedy Kalina i Błażej wpadali na siebie, wywiązywała się jakaś sprzeczka albo przynajmniej wymiana złośliwości. Westchnęła przygnębiona swoimi przemyśleniami i przeszła do wiadomości od Sebastiana.
"Pojedź jutro na komendę i powiedz Bartkowi, żeby pokazał ci taśmę - będzie wiedział, o co chodzi. Anka i Rafał nie chcą, żebyś się dowiedziała, ale ja uważam, że powinnaś. Trzymaj się i dbaj o siebie. Seba"
Joasia trzy razy przeczytała wiadomość od przyjaciela, a potem spojrzała na zegarek i, uznawszy, że jest jeszcze wcześnie, postanowiła zadzwonić do asystenta.
- Hej, dostałam właśnie wiadomość od Sebastiana - powiedziała, od razu przechodząc do sedna. - Masz mi pokazać jakąś taśmę, o co chodzi?
- To... skomplikowane - mruknął niechętnie mężczyzna. - Poza tym nie wiem, dlaczego dzwonić akurat do mnie...
- Słuchaj, Seba z jakiegoś powodu wskazał mi właśnie ciebie, więc nie bajeruj, tylko mów - odparła stanowczo.
- Jesteś sama?
Kobieta obejrzała się w kierunku drzwi do sypialni, wzdychając w duchu.
- Nie do końca - mruknęła wymijająco. - A co?
- No bo jeśli mam ci to wyjaśnić, to musimy się spotkać. A lepiej, żebyś się nie szwędała sama po nocy. Sama rozumiesz...
- No to przyjedź do mnie - odparła, wzruszając ramionami, choć Bartek nie mógł jej zobaczyć. - Czekam.
Rozłączyła się, odłożyła telefon na szafkę i poszła się ubrać. Zaproszenie Bartka do mieszkania, w którym nocuje Błażej to jedno, a przywitanie go w samym szlafroku to zupełnie co innego.
Kilka minut po dwudziestej pierwszej Bartek znalazł się w salonie Joasi. Wyglądał na zrezygnowanego, kiedy z miną skazańca opadł na sofę i westchnął ciężko.
- No dobra, gadaj - zażądała Joasia, przysiadając na oparciu fotela.
- Nie chcieliśmy ci nic mówić - zaczął asystent, mnąc w dłoniach jakieś zawiniątko opakowane w torebkę. - Anka mówiła, że nie powinniśmy ci teraz dokładać, że to by i tak niczego nie zmieniło. Ale Rafał wygadał się niechcący Sebastianowi, wiesz, jaka z niego papla... No i Seba strasznie się wkurzył. Powiedział, że ty musisz o tym wiedzieć, że z nas ostatnie świnie i idioci...
- Dobra, do rzeczy - ponagliła go Joasia, ale mimo zaniepokojenia nie mogła nie poczuć wdzięczności do partnera.
- Jak to obejrzysz, sama zrozumiesz - mruknął Bartek, podając kobiecie zawiniątko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz