czwartek, 16 sierpnia 2012

25. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Anka rzuciła przyjaciółce rozwścieczone spojrzenie. Wyglądało na to, że wierzy w swoje podejrzenia.
- Wiesz co on zrobił?! - zawołała, wskazując drżącym palcem na partnera.
- Anka, ciszej - powiedziała Joasia stanowczo. - Tak, wiem o co się pokłóciliście, ale to jeszcze nie powód, żeby się tak wydzierać przy ludziach.
- Stary idzie - mruknął niespodziewanie Rafał.
Obie kobiety spojrzały w dół schodów i faktycznie zobaczyły zasapanego, przysadzistego mężczyznę, wspimanjącego się powoli na górę. Joasia rzuciła przyjaciołom spojrzenie pod tytułem "a nie mówiłam?" i szybko wbiegła po schodach, chcąc uniknąć spotkania z szefem.
Nie odpowiedziała ani na niepewne spojrzenie Kaśki, ani na pytania pozostałych asystentów. Bez słowa zamknęła się w biurze i zasiadła do raportów, które ostatnio były jej głównym obowiązkiem.
Znowu zaczynało ogarniać ją rozżalenie. Była zła na przyjaciółki, które pochłonięte własnymi sprawami nie chciały bądź nie potrafiły jej pomóc. Dawały jej tylko sztywne rady, które niczego nie ułatwiały, tylko denerwowały ją coraz bardziej. Zawsze wiedziała, że ani Anka, ani Kaśka nie są jej tak bliskie jak Sebastian, jednak dopiero teraz w pełni zdała sobie sprawę, jak niezastąpiony był jej partner. Nagle zrobiło jej się głupio z powodu nieporozumień, które ostatnio między nimi wystąpiły.
- Aśka, raporty - oznajmił Tomek, wchodząc do biura bez pukania.
Kobieta spojrzała bez entuzjazmu na stos papierów w ramionach asystenta.
- Znowu? Z tymi, które tu mam zejdzie mi reszta dnia... - burknęła wyraźnie niezadowolona.
- Sorry, Stary mi dał z dedykacją dla ciebie.
- Ostatnio mam wrażenie, że pracuję w archiwum, a nie w wydziale kryminalnym...
Tomek tylko wzruszył ramionami i bez słowa złożył raporty na biurku Joasi. Kobieta jeszcze przez dłuższą chwilę patrzyła przygnębiona na papiery. Wiedziała, że ma zapewnioną wątpliwą rozrywkę przynajmniej do weekndu i aż bała się myśleć, co będzie dalej.
Stary był kolejną osobą na jej liście, która ostatnio wzbudzała w niej rosnącą irytację. Od czasu wyjazdu Sebastiana jedyną jej "akcją" było szukanie świadków do sprawy Anki i Rafała. Poza tym wciąż tylko uszczęśliwiał ją raportami. Tak jakby bez Sebastiana nie była w stanie zająć się żadną sprawą...
Tego popołudnia nie udało jej się normalnie wrócić do domu. Bartek poprosił ją o pomoc przy obserwacji, a ona nie bardzo mogła odmówić. Tak więc o osiemnastej usadowili się w samochodzie na obrzeżach miasta i w milczeniu zastanawiali się, co robić przez kilka następnych godzin, żeby choć trochę skrócić sobie czas oczekiwania.
- Masz jakieś wieści od Seby? - zagadnął asystent, wyciągając ze schowka krzyżówki i długopis.
- Dzisiaj z nim rozmawiałam - odparła Joasia. - Jest bardzo zadowolony i z tego co mówi chyba dobrze mu tam idzie, chociaż znasz Sebę... nigdy się otwarcie nie pochwali.
- Mhm... Prawy dopływ Narwi na pięć liter?
Aśka spojrzała na niego z ukosa i wzruszyła ramionami. Nigdy nie była orłem z geografii.
- A zamierza nas odwiedzić? - zapytał po chwili Bartek, odrywając się od krzyżówki.
- Daj spokój, nie minęły nawet dwa tygodnie od jego wyjazdu - zaśmiała się Joasia. - Pewnie przyjedzie na święta...
- Pewnie tak...
Zapadła cisza, podczas której Bartek wypełnił jeszcze kilka pól krzyżówki, a Joasia obserwowała całkowicie pustą ulicę.
- Słuchaj, nie wiesz, co z tą naszą sprawą? - zagadnęła nagle Joasia. - No wiesz, z tym grabarzem...
- Główny przekazał ją do pierwszego komisariatu, prowadzą go Bożek i Topolski, kojarzysz ich?
- No jasne - w głosie pani komisarz nagle zabrzmiała wyraźna niechęć. - Z Bożkiem chodziłam do szkoły policyjnej... Nie przegapił żadnej okazji, żeby udowodnić, jaka ze mnie miernota. Wiesz, według takich jak on kobieta w policji to wybryk natury, a jeszcze w tamtych czasach...
Bartek uśmiechnął się pod nosem. Wyobraził sobie reakcję Joasi na podobne insynuacje.
- Kiedyś mieliśmy z nimi problemy - dodała po chwili. - Może pamiętasz sprawę Wasilewskiego? Tamtą kobietę znalazł właśnie Bożek, ale nie dostali tej sprawy i niezbyt byli z tego zadowoleni. Pewnie nie omieszkają przy najbliższej okazji mi wytknąć, że nie złapaliśmy grabarza...
- Im też kiepsko idzie - zauważył Bartek. - Ale za to komendantowi udało się przyciszyć nieco sprawę w mediach, już tak nie trąbią o tym grabarzu.
- No właśnie zauważyłam...
Aśka wyjęła z torebki telefon, zastanawiając się, czy powinna zadzwonić do Kaliny i poinformować ją o późniejszym powrocie do domu. Zdążyła już dojść do wniosku, że nie zamierza się do niej odzywać, kiedy usłyszała dźwięk połączenia przychodzącego. Spojrzała na wyświetlacz i stwierdziła, że dzwoni Błażej. Zerknęła niezdecydowana na Bartka, bo jakoś niezbyt się jej uśmiechało rozmawiać z facetem w jego towarzystwie, ale w końcu odebrała.
Bez słowa wysłuchała fali wyrzutów ze strony Błażeja. Wiedziała, że w końcu się zirytuje, bo minęło już sporo czasu od ich ostatniego spotkania.
- Tłumaczyłam ci chyba, dlaczego Kalina uciekła, prawda? - zapytała w końcu ze złością policjantka.
- No i co z tego? Zamierzasz ze mną zerwać z tego powodu?
- Nie zamierzam z tobą zrywać - mruknęła Joasia, zerkając na Bartka, który udawał, że nie dociera do niego ani jedno słowo z rozmowy koleżanki. - Po prostu musisz mi dać trochę czasu. Nie chcę ryzykować, że Kalina będzie nas śledzić i znowu coś zobaczy...
Na samą myśl o tym, czego świadkiem była jej młodsza siostra, Joasi robiło się słabo. Starała się o tym zapomnieć, ale za każdy razem jak patrzyła na Kalinę, przypominała sobie wieczór spędzony z Błażejem.
- Więc umówmy się, jak będzie w szkole - nalegał polonista.
Aśka zawahała się. Być może było to spowodowane jej wciąż nie najlepszym samopoczuciem po ostatnich niemiłych wydarzeniach, ale nie czuła aż takiej chęci spotkania z Błażejem jak jeszcze nie dawno.
- Przecież oboje pracujemy - zauważyła.
- Ale czasem masz nocne zmiany, nie? A ja mógłbym wziąć dzień wolnego.
- No dobrze - zgodziła się w końcu kobieta. - Jutro rano jestem wolna. Przyjadę do ciebie, jak Kalina pójdzie do szkoły, ok?
Błażej się zgodził, więc po wymienieniu standardowych uprzejmości, które trudno nazwać czułościami, rozłączyła się i schowała telefon. Przez chwilę czekała w milczeniu na jakiś złośliwy komentarz ze strony kolegi, ale ten nic nie powiedział. Natychmiast pomyślała, że Sebastian nie odpuściłby sobie takiej okazji.
- To dziwne - mruknęła nagle. - Tak tutaj spokojnie, a dopiero po szóstej... Zobacz, żywej duszy...
- Taka okolica - odparł Bartek, wzruszając ramionami.
- Ale jest dopiero siódma, a nie widać kompletnie nikogo - upierała się. - W zasadzie... to nie widziałam nikogo, odkąd tu przyjechaliśmy.
- Powinnaś się cieszyć, przynajmniej mamy święty spokój. Stęskniłaś się za jakąś interwencją?
- Ojej, przecież nie mówię od razu o jakiejś bójce, chodzi o zwykłych ludzi... No wiesz, podpitego żula, kobietę wracającą z zakupami, dzieci na rowerach, staruszka z pieskiem...
- Stan w Ameryce Północnej, trzecia "e"?
Aśka posłała mu wściekłe spojrzenie i odwróciła się, wbijając wzrok w okno. Lubiła Bartka, ale brak jakiejkowiek sensownej reakcji na jej słowa doprowadzał ją do szału.
Minuty mijały powoli, jedna za drugą i zamieniały się w godziny. Bartek rozwiązał kilkadziesiąt krzyżówek, aż w końcu tak się ściemniło, że nie widział kolejnych haseł. Joasia wierciła się, rozglądając po pustej ulicy i ziewając. Podejrzany wciąż się nie pojawiał, przez to zaczynała mieć wrażenie, że siedzą ta zupełnie na próżno.
Kiedy z oddali usłyszeli usłyszeli krzyk kobiety, oboje podskoczyli. Spojrzeli po sobie i bez słowa komenatrza wysiedli z samochodu.
- To chyba stamtąd? - zapytał Bartek, pokazując widniejące w oddali garaże.
Joasia skinęła głową i bez zastanowienia pobiegła w tamtym kierunku. Za sobą słyszała kroki Bartka i jego przyspieszony oddech. Cały czas czekała na ponowny niepokojący dźwięk, ale kobieta nie odezwała się po raz kolejny.
Oboje zatrzymali się między garażami, wyciągając broń i rozglądając się po okolicy. Zaczynał kropić deszcz, a dwie latarnie rzucające wątłe światło na błotnistą ścieżkę nie mogły pomóc. Aśka biła się z myślami. Krzyk kobiety wciąż dźwięczał w jej uszach i czuła, że stało się coś złego, ale wzywanie posiłków w takiej sytuacji byłoby sporą przesadą.
- Rozejrzyjmy się - zadecydowała w końcu.
- Aśka, mamy obserwację - zaprotestował Bartek. - Jeśli w tym czasie pojawi się podejrzany, a my go przegapimy...
- To wracaj do samochodu, a ja...
- Nie ma mowy - powiedział asystent stanowczo, chowając broń do kabury. - Nikogo tu nie ma, chodź.
Kiedy o dwudziestej trzeciej pojawili się Kaśka i Tomek, żeby ich zmienić, Joasia była w podłym nastroju. Wynudziła się za wszystkie czasy, kręgosłup bolał ją od kilkugodzinnego siedzenia w jednym miejscu i wciąż myślała o nieznanej sobie kobiecie, która być może wzywała pomocy. Chciała już tylko jednego - wrócić do domu i wyspać się przed spotkaniem z Błażejem.
Bartek odwoził ją do domu prawie pustymi ulicami. Oboje milczeli, ziewając co chwilę. Mężczyzna zaklął głośno, kiedy trafili na ulicę zamkniętą z powodu pękniętych rur kanalizacyjnych. Chciał skręcić w prawo i pojechać na skróty, ale trafił w jednokierunkową.
- Dobra, wysadź mnie - powiedziała Aśka, rozpinając pas. - Piętnaście minut spacerkiem i jestem w domu.
Zmęczony policjant bez słowa zatrzymał samochód, zaczekał aż Aśka zamknie drzwi i pojechał w stronę swojego mieszkania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz