piątek, 17 sierpnia 2012

26. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Kobieta szybkim krokiem przemierzała kolejne uliczki, oddalając się od centrum i kierując w stronę swojego osiedla. Była wściekle głodna i zaczęła się zastanawiać, czy w lodówce jest cokolwiek jadalnego. Trudno było liczyć na to, że Kalina zrobiła zakupy, a o zamówieniu pizzy o tej porze nie było co marzyć. Postanowiła zajść do jakiegoś nocnego sklepu i skręciła w kolejną uliczkę.
Z naprzeciwka nadchodziła spora grupka, na oko mogąca liczyć ze dwadzieścia osób. Wszyscy mieli dresy i kaptury, a jedyna dziewczyna ubrana była w krótką spódniczkę i wysokie szpilki. Joasia zauważyła kije bejsbolowe u dwóch czy trzech mężczyzn i poczuła się bardzo nieswojo. Miała wielką ochotę przejść na drugą stronę ulicy, ale nie pozwalała jej na to duma. W końcu dlaczego ona, doświadczona policjantka, miałaby schodzić z drogi grupce chuliganów? Na pewno nie odważą się jej zaatakować, a nawet gdyby, to przecież pod ręką jest broń.
Szli, śmiejąc się głośno i rozmawiając. Kilku pokazywało na nią i rechotało jeszcze głośniej, poklepując kije. Nagle zdała sobie sprawę, jak marną obroną będzie jej pistolet w porównaniu z kilkunastoma silnymi, rosłymi mężczyznami. Postanowiła schować dumę do kieszeni i skręciła w najbliższą uliczkę, chociaż w ten sposób oddalała się od domu. Przyspieszyła kroku.
- Hej! - usłyszała na sobą donośne krzyki.
Zaczęła biec. Przeszło jej przez myśl, żeby zadzwonić do Bartka, ale szybko zdała sobie sprawę, że nie ma na to czasu. Miała zamiar schować się w pierwszej otwartej klatce, ale jak na złość nie było takiej w zasięgu wzroku.
Zdyszana wypadła na podwórko nowobudowanego osiedla. W uliczce po prawej dostrzegła kilku mężczyzn z tych, którym próbowała uciec, więc szybko skręciła w inną. Przebiegła raptem kilkadziesiąt metrów i ujrzała nadciągających z naprzeciwka mężczyzn. Odwróciła się, ale z tyłu także miała już towarzystwo. Odruchowo wyciągnęła broń i nie zastanawiając się ani chwili, strzeliła w powietrze. Nie osiągnęła jednak spodziewanego rezultatu. Już miała zamiar po raz drugi użyć broni, tym razem celując w napastników, ale niewiele zdążyła zrobić. Poczuła silne uderzenie w prawe ramię. Koniuszkiem palca nacisnęła spust, ale broń wypadła jej z ręki.
Usłyszała czyjeś przekleństwa i poczuła kolejne uderzenie. Upadła w trawę, a krew zalała jej twarz. Zaczęła dławić się błotem, ale nie była w stanie podnieść głowy. Zaczęła ogarniać ją ciemność, nie mogła złapałać powietrza. Już myślała, że się udusi, kiedy ktoś gwałtownie przewrócił ją na plecy.
Wypluła błoto i krew, zaczęła się krztusić. Silny ból promieniował od ramienia i krzyża. Próbowała otworzyć oczy, ale były zlepione gęstą mazią.
- Ej, to suka policyjna! - zawołała dziewczyna.
Doświadczenie natychmiast jej podpowiedziało, że jeśli była jakakolwiek szansa na wyjście cało z tej opresji, to właśnie zniknęła. Spadł na nią kolejny grad uderzeń i w końcu ogarnęła ją ciemność.
Obudził ją potworny ból głowy, a kiedy spróbowała otworzyć oczy, oślepiło ją światło. Nie śmiała się ruszyć, ale lęk wywołany czarną dziurą w pamięci nasilał się z każdą chwilą. Nie zdawała sobie sprawy, że jęczy głośno z bólu. Prawie nie zauważyła, że ktoś zrobił jej zastrzyk. Dopiero poczuwszy męską dłoń na przedramieniu, zaczęła się uspokajać. Ponownie zasnęła.
Na pół na jawie, na pół we śnie, zaczęły docierać do niej głosy. Wydawały się dziwnie znajome, ale nie potrafiła określić, do kogo należą. Znowu spróbowała otworzyć oczy. Tym razem nie dotarło do niej jaskrawe światło. Przez półprzymknięte powieki zauważyła, że leży w niewielkim pomieszczeniu, a drzwi są uchylone. To z korytarza dochodziły głosy.
Do sali wszedł młody lekarz i uśmiechnął się, zauważając, że kobieta otworzyła oczy.
- Najwyższy czas, pani Joasiu, wszyscy się o panią martwili - powiedział, podchodząc do niej i przeglądając swoje zapiski w podręcznym notatniku. - Pani narzeczony właśnie tu jest.
Aśka poczuła irracjonalny lęk. Pamięć wróciła jej na tyle, by wiedziała, jak się nazywa i kim jest. Nie przypominała sobie żadnego narzeczonego.
Przez półotwarte drzwi zajrzał Błażej, a Joasia poczuła zalewającą ją falę gorzkiego rozczarowania. A więc to on siedział tu i trzymał ją za rękę... No tak, przecież Sebastian był za granicą, nie mógł nagle znaleźć się w szpitalu tylko po to, by posiedzieć przy jej łóżku.
- Jak się pani czuje? - zapytał lekarz nieświadomy jej przemyśleń.
Odchrząknęła, próbując przypomnieć sobie, jak się mówi.
- Boli mnie głowa - wychrypiała w końcu.
Mężczyzna pokiwał głową, jakby potwierdziła jego przypuszczenia. Kiedy nadal wpatrywał się w swoje notatki, obróciła lekko głowę, żeby przyjrzeć się sobie. Niewiele zobaczyła, bo większość ciała zakryta była kołdrą, ale nie mogła się ruszyć ani o centymetr, więc szybko się zorientowała, że musi być w jakiś sposób unieruchomiona. Prawa ręka była w gipsie, ale Joasia nie widziała, dokąd sięga.
- Jak się pani nazywa? - odezwał się nagle lekarz.
Joasia zmarszczyła brwi. Pomyślała, że nikt nie zadałby jej tak głupiego pytania, więc musiał w nim być jakiś haczyk. Kiedy przez dłuższą chwilę milczała, lekarz odezwał się ponownie.
- Pani Joasiu, jak się pani nazywa?
- Joanna - wychrypiała w końcu - Czechowska.
- Ile ma pani lat?
- Dwadzieścia dziewięć...
- Który mamy rok? - pytał dalej lekarz.
- 2012 - odparła Joasia odrobinę zniecierpliwiona. - Po co to wszystko?
- Proszę patrzeć na długopis - nakazał mężczyzna bez zbędnych wyjaśnień.
Przez chwilę wodziła za nim wzrokiem, aż w końcu zrobiło jej się niedobrze i zamknęła oczy.
- Wygląda na to, że nie będzie żadnych trwałych urazów - powiedział lekarz, zapisując coś w notatniku. - Pamięta pani, co się wydarzyło tamtej nocy?
- Nocy? - mruknęła Joasia, próbując przywołać ostatnie wspomnienie. - Ja... jak się tu znalazłam?
- No dobrze, muszę już iść. Narzeczony wszystko pani wytłumaczy.
Spojrzał znacząco na Błażeja, przypomniał mu, że Joasia musi odpoczywać i wyszedł.
- Nie mogłem się doczekać, kiedy się obudzisz - powiedział polonista, podchodząc do niej i siadając na stołeczku. - Jak się czujesz?
- W porządku - skłamała kobieta, chcąc jak najszybciej przejść przez te głupawe pytania. - Możesz mi powiedzieć, co się stało?
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze - odparł lakoniecznie Błażej i pogłaskał ją po dłoni tak, jakby rozmawiał z kimś niedorozwiniętym.
Aśka poczuła przypływ irracjonalnej złości. Sposób, w jaki traktował ją Błażej doprowadzał ją do szaleństwa, ale mogła się zdobyć tylko na kilka przekleństw w myślach.
Usłyszała skrzypienie drzwi i spojrzała w tamtym kierunku. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. W jej stronę szedł Seba, blady jak trup, ale uśmiechnięty. Joasia była tak zaskoczona, że nie zauważyła pełnego niechęci spojrzenia, którym obdarzył go Błażej.
- Cześć piękna - powiedział policjant, uśmiechając się jeszcze szerzej. - Chyba się w końcu wyspałaś, co leniuszku?
- Nie narzekam - odparła Joasia, a na jej twarzy także zagościł uśmiech. - Ale co ty tu robisz? Przecież powinieneś być w Stanach. Skąd tu się wziąłeś tak szybko?
- Szybko? Dwa tygodnie byłaś nieprzytomna, tydzień leżałaś na OIOMie.
- No ale... po co przyleciałeś? Przecież masz robotę...
- Ktoś musiał cię za łapę potrzymać, nie?
Ujął delikatnie lewą dłoń Joasi i uśmiechnął się do niej. Błażej chrząknął donośnie, ale żadne z komisarzy nie zwróciło na niego uwagi.
- Pamiętasz coś? - zapytał Seba, poważniejąc.
- Ona musi odpoczywać - wtrącił się Błażej. - Nie słyszałeś, co mówił lekarz?
- Trzeba złapać sprawcę - odparła Joasia. - Przecież może jeszcze kogoś zaatakować. A bez mojej pomocy może być trudno. Nic nie pamiętam - dodała, zwracając się do Sebastiana. - Wszystko się urywa, jak jadę z Bartkiem do domu... Jemu nic się nie stało? - zapytała nagle zaniepokojona.
- Nie, spokojnie. Wysadził Cię na Powstańców, bo droga była zamknięta. Miałaś na piechotę przejść do domu.
- Mam kompletną pustkę w głowie - westchnęła Joasia. - Jak się tu znalazłam?
- Jakaś kobieta zobaczyła cię z okna, leżącą zakrwawioną w trawie - westchnął Seba. - Nie widziała samego zdarzenia, ale zadzwoniła po karetkę i prawdopodobnie uratowała ci życie.
- Kto prowadzi sprawę?
- Maciek i Agata. Stary jest wściekły, media trąbią o pobiciu policjantki.
- Nic nie mają? - zapytała Joasia z niedowierzaniem. Skoro od zdarzenia minęły już dwa tygodnie, powinni mieć jakiekolwiek informacje.
- Wiemy tylko, że sprawców było kilku. Na ciele i ubraniach miałaś ślady butów i bejsbola. Ale padało, wszędzie było błoto, a poza tym ratownicy zadeptali część śladów, więc sama wiesz...
Aśka chciała pokiwać głową, ale natychmiast poczuła jeszcze silniejszy ból i zamknęła oczy.
- Zostawimy cię, powinnaś się przespać - powiedział łagodnie Seba. - W razie czego ktoś z nas cały czas jest w pobliżu, więc możesz być spokojna.
Kobieta posłała mu słaby uśmiech. Nienawidziła podobnych tekstów, ale w tym wypadku czuła się pewniej, wiedząc, że na korytarzu ktoś czuwa. I naprawdę potrzebowała snu.
Sebastian wstał, a pod wpływem jego ostrem spojrzenia Błażej niechętnie zrobił to samo. Zanim jednak zdążyli wyjść, do sali wpadła zapłakana Kalina. Wyglądała strasznie i Joasi przeszło przez myśl, że ona sama mimo pobicia nie może się prezentować aż tak słabo.
Nastolatka przysiadła na brzeżku łóżka i przytuliła się delikatnie do siostry, cały czas nie przestając płakać. Joasia chciała jakoś ją pocieszyć, ale z bólu zabrakło jej tchu.
- Ostrożnie - mruknął Seba, przytrzymując dziewczynę za ramię i zmuszając do wstania. - Ona jest połamana.
Kalina przykucnęła obok łóżka i pogłaskała Joasię po twarzy. Dłonie miała lodowate.
- Tak cię przepraszam - wyszeptała zapłakana. - Nie chciałam ci tego wszystkiego powiedzieć... Myślałam, że już cię nie zobaczę, że nigdy ci nie powiem...
Aśka uśmiechnęła się z trudem. Nie mogła zrozumieć, jakim cudem Kalina i Błażej razem czuwają przy jej łóżku, jakby zupełnie nie zauważali swojej obecności, choć jeszcze przed chwilą (bo jakoś wciąż nie mogła uwierzyć, że minęły całe dwa tygodnie) emocje brały nad nimi górę. Nie była jednak w stanie zastanawiać się nad tym. Głowa bolała ją tak bardzo, że zaczynała mieć problemy ze wzrokiem. Przed oczami pojawiały się ciemne plamy, a w uszach huczało. Bardzo chciała przytulić Kalinę i powiedzieć Sebastianowi, jak bardzo się cieszy, że go widzi, ale nie dała rady.
Komisarz zauważył, że Joasia traci kontakt z rzeczywistością. Kazał wyjść Błażejowi i wyprowadził delikatnie Kalinę, po czym zawiadomił lekarza. Chciał wejść do sali jeszcze chociaż na chwilę i zapewnić przyjaciółkę, że wszystko jest w porządku, ale zdawał sobie sprawę, że teraz najbardziej potrzebuje spokoju i odpoczynku. Pozostawało ustalić, kto tej nocy będzie czuwał na korytarzu na wypadek, gdyby Aśka obudziła się i nie chciała być sama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz