sobota, 13 lutego 2016

28. What is love

Wraz ze śmiercią Agnieszki sprawa stanęła w miejscu. Ucichły nawet rozmowy na ten temat, zupełnie jakby samo wspomnienie o śledztwie mogło sprowokować kolejny atak morderców. Komisarze żyli jak w transie; chodzili do pracy, wracali do domu, kładli się spać. Nie działo się absolutnie nic, co świadczyłoby o wydarzeniach minionych tygodni. Aż do pogrzebu Agnieszki.
Dokładnie tydzień po śmierci prawniczki odbyła się ceremonia na cmentarzu. Dopiero tam Aśka i Sebastian zdali sobie sprawę, jak niewiele o niej wiedzieli. Zobaczyli jej rodziców i starszego brata, jej chłopaka i koleżanki. Po raz pierwszy pomyśleli, że poza pracą była zwyczajną kobietą. Że miała ludzi, którym na niej zależało. Że miała plany i marzenia.
Po pogrzebie komisarzom wcale nie spieszyło się do domu. Przysiedli na ławce pod cmentarzem i w milczeniu patrzyli na drzewa pozbawione liści.
Czerwińska wypatrzyła ich z daleka. Podeszła dziarskim krokiem. Trudno było wyczytać cokolwiek z jej twarzy, ale policjanci podejrzewali, co za chwilę usłyszą.
- Co ze śledztwem? – zapytała swoim zwykłym, ostrym tonem.
Sebastian wzruszył ramionami. Aśka w ogóle nie zareagowała.
- Co ze śledztwem? – powtórzyła pani prokurator, cedząc dokładnie każde słowo.
- Nic – odparł w końcu Sebastian. – Nie mamy podejrzanych, świadków, żadnych sensownych tropów. Zresztą, za dużo osób już zginęło przez tę sprawę. To nie było tego warte.
- Słucham? – warknęła Czerwińska. – Chcecie zostawić to śledztwo?
Komisarz znowu wzruszył ramionami.
- Poleciłam wam Agnieszkę, bo była najlepsza – powiedziała prawniczka chłodno. - Poświęciła dla tej sprawy wszystko i zapłaciła za to najwyższą cenę. Nie zniosę myśli, że to wszystko na darmo.
Odwróciła się na pięcie i odeszła, nie żegnając się z komisarzami. Była wściekła.
Aśka spojrzała na Sebastiana. Minę miał nieodgadnioną. Prawda była taka, że nie rozmawiali o zakończeniu śledztwa, ale oboje o tym myśleli. Ta decyzja była jakby naturalną konsekwencją tego, co się stało.
- Teraz pewnie żałuje, że nam pomogła – powiedział Sebastian, przerywając ciszę. – Gdyby nie to, Agnieszka by żyła.
- A ja nie – odparła Joasia, wzdychając.
Nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Doświadczenie, wiedza i spryt Agnieszki były nieodzowną pomocą podczas pobytu Joasi w więzieniu. Bez niej ta sprawa ciągnęłabym się w nieskończoność i nawet jeśli kiedykolwiek miałaby się zakończyć szczęśliwie, Aśka z całą pewnością by tej chwili nie dożyła.
- Wciąż o tym myślę – przyznał Sebastian. – To że jesteś tu dzisiaj ze mną, zawdzięczam tylko Agnieszce.
Joasia spojrzała na przyjaciela i uśmiechnęła się smutno, kiedy ścisnął jej dłoń.
- Myślę, że jesteśmy jej to winni – powiedziała po chwili, patrząc Sebastianowi w oczy. – Czerwińska ma rację. Jeśli teraz odpuścimy, zmarnujemy jej ofiarę. Obrazimy jej pamięć.
Sebastian objął Aśkę ramieniem i przytulił, opierając się na ławce wygodniej. Przez kilka długich minut nic nie mówił, analizując wszystkie za i przeciw.
- Nie chcę, żeby coś ci się stało – oświadczył w końcu. – Nie przeżyłbym tego.
Kobieta uśmiechnęła się.
- Musimy doprowadzić to do końca – powiedziała.
Tego popołudnia komisarze pojechali do biura Agnieszki. Oczywiście policyjni technicy wszystko dokładnie sprawdzili, ale nic z tego nie wynikło, a Aśka i Sebastian w duchu podejrzewali, że pod wpływem nacisków z góry coś mogło zostać zatuszowane.
Gabinet pani adwokat był dość obszernym, nowocześnie urządzonym pomieszczeniem. Wszystkie ściany od podłogi aż po sufit zapełnione były książkami. Na biurku piętrzyły się dokumenty. Stała nawet niedokończona kawa.
- Nikt nie zabrał jej rzeczy – mruknął Seba, patrząc na zdjęcie stojące na biurku. – Jakby nikomu nie zależało.
- W takiej chwili raczej nie myśli się o porządkach – mruknęła Joasia.
Wpatrywała się w okno za biurkiem, które w dniu morderstwa zalane było krwią. Wszystko wskazywało na to, że to właśnie tam zadano śmiertelne ciosy.
- Spodziewała się tego - powiedziała po chwili namysłu. – Wstała z fotela, może nawet próbowała uciec. Wiedziała, że ten kto tu przyszedł, ma złe zamiary.
Sebastian w milczeniu rozważył słowa partnerki.
- Sugerujesz, że go znała? – zapytał.
- Może.
Mężczyzna rozejrzał się po pomieszczeniu. Oczami wyobraźni widział Agnieszkę leżącą na podłodze w kałuży krwi. Brakowało jakiegokolwiek punktu zaczepienia. W gabinecie nie było niemal nic prócz setek książek. Sebastian mimowolnie przeleciał wzrokiem po ich grzbietach. Kodeks cywilny, kodeks karny, kodeks pracy, kodeks rodzinny i opiekuńczy…
- Kodeks – powiedział nagle Sebastian.
Nie zważając na zaskoczenie Joasi, zdjął z półki naręcze kodeksów i zaczął kartkować jeden po drugim. Z kodeksu pracy wypadła mała, żółta karteczka, zapisana niedbałym, koślawym pismem.
- Marek Mielcarz, Antoni Rybarczyk, Stanisław Sądecki, Cyprian Nosorowski – przeczytał Sebastian, czując, że Aśka zagląda mu przez ramię.
- Sędzia sądu najwyższego – mruknęła kobieta na wspomnienie Sądeckiego.
- Nosorowski… jeden z najbogatszych Polaków – dodał Sebastian. – I Rybarczyk, czołowy kardiochirurg. Ale kim jest ten Mielcarz?
- Senatorem – odparła Joasia. – Myślisz, że to ma związek z naszą sprawą?
- Chyba te nazwiska nie znalazły się tu przypadkiem, nie? – zauważył Sebastian, unosząc brwi.
- Tylko skoro dowiedziała się czegoś nowego, dlaczego po prostu nam tego nie powiedziała? – zapytała kobieta retorycznie.
- Może nie zdążyła – mruknął Seba.
Teoretycznie sprawa była prosta. Wystarczyło zdobyć próbki głosów każdego z podejrzanych z listy Agnieszki i porównać je z nagraniem, które dostarczył im Oleg. Było to o tyle banalne, że każda z tak wpływowych osób w jakiś sposób zaistniała w Internecie i komisarze bez problemu znaleźli fragmenty ich wypowiedzi. Taki materiał wystarczyłby technikom do porównania.
- Myślisz, że dobrze robimy? – zapytała cicho Joasia.
Leżeli już w łóżku. W ciemności nocy decyzje podjęte za dnia wydawały się o wiele poważniejsze. Usłyszała, że mężczyzna westchnął.
- Nie wiem – przyznał po chwili namysłu. – W pewnym sensie masz rację, jesteśmy to winni Agnieszce. Pytanie tylko, czy jesteśmy w stanie doprowadzić tę sprawę do końca.
- Jeśli faktycznie to ci ludzie stoją za tym wszystkim, będzie nam bardzo ciężko to udowodnić – zauważyła kobieta. – Byle nagranie nie wystarczy do uchylenia immunitetu, a już na pewno do skazania takich ludzi.
- A ponoć nie ma równych i równiejszych – mruknął Seba.
Aśka odwróciła się na bok i przytuliła do przyjaciela. Jeszcze kilka godzin temu dałaby wszystko, żeby poznać te nazwiska, a teraz wolałaby żyć w niewiedzy. Mając świadomość powagi sytuacji o wiele trudniej było zachować optymizm.
Rano na komendzie pierwszą osobą, którą spotkali była Kaśka. Joasia na jej widok poczuła się jeszcze gorzej, ale ten impuls w końcu pchnął ją do działania. Rzuciła Sebastianowi znaczące spojrzenie i pobiegła za asystentką do łazienki.
- Czas coś wyjaśnić – powiedziała stanowczo, zamykając za sobą drzwi. – Przekazałaś nam fałszywy trop. Ktoś cię do tego zmusił czy po prostu jesteś jedną z nich? – zapytała wprost.
Kaśka uśmiechnęła się ironicznie.
- Nie wiesz, o czym mówisz – stwierdziła.
- Ja nie wiem? – powtórzyła Aśka, unosząc brwi. – Uwierz mi, że nikt nie wie lepiej ode mnie, do czego są zdolni.
- Gdybyś wiedziała, już dawno zostawiłabyś tę sprawę – powiedziała asystentka stanowczo.
Joasia przez moment wyglądała na zbitą z tropu. Rozważała słowa koleżanki, czując jak ciarki przechodzą jej po plecach.
- Myślisz, że to, co ci zrobili w więzieniu jest najgorsze? – zapytała Kaśka po chwili, uśmiechając się ironicznie. – Myślisz, że skoro to przetrwałaś, już nic nie jest ci straszne?
- Skąd wiesz, co zrobili mi w więzieniu? – zapytała Aśka czujnie.
Asystentka nie odpowiedziała. Przez chwilę kobiety mierzyły się wzrokiem i Joasia zrozumiała.
- Jeśli masz jeszcze coś, na czym ci zależy, zostaw tę sprawę – powiedziała Kaśka cicho.
Przez resztę dnia Joasia chodziła nieobecna. Wciąż myślała o słowach koleżanki. Niby już wcześniej obawiała się, że coś stanie się Sebastianowi albo jego córkom, ale kiedy usłyszała to z ust Kaśki, ogarnął ją dziwny, niepohamowany lęk.
- Musimy porozmawiać – powiedziała w końcu, patrząc przyjacielowi w oczy.


***


Na drogach niemal nie było ruchu. Księżyc schowany za chmurami rzucał tylko złowrogie cienie. Deszcz siąpił nieśpiesznie.
Joasia poczuła, że Sebastian ściska delikatnie jej dłoń. Spojrzała na niego. Wiedziała, że myślą o tym samym: czy podjęli słuszną decyzję?
- Najważniejsze, że mamy siebie – powiedział pokrzepiająco.
Kobieta chciała się uśmiechnąć, ale nic z tego nie wyszło. Czuła ulgę. Im bardziej oddalali się od Krakowa, tym spokojniejsza była. Nie mogła jednak nie myśleć, że po raz pierwszy zrezygnowała z doprowadzenia śledztwa do końca, w dodatku znając nazwiska sprawców. I to dlaczego? Ze strachu. Jakie to banalne…
- Gdzieś jest sprawiedliwość – powiedział Sebastian, patrząc jak wycieraczki zbierają wodę z przedniej szyby. – My się do tego nie przyczyniliśmy, ale prędzej czy później zapłacą za to. Jeśli nie w tym, to w przyszłym życiu.
Aśka pokiwała głową. Czuła, że oczy jej wilgotnieją, ale sama nie wiedziała, dlaczego. Głowa bolała ją od kłębiących się w niej myśli. Myśli o Agnieszce, o bliźniaczkach, o wszystkim, co czekało teraz ją i Sebastiana. O tym, jak trudno było zacząć od nowa.
- Kocham cię – powiedział w końcu Sebastian.
Joasia spojrzała na niego. W jego oczach zobaczyła spokój, pewność i miłość, wszystko to, czego tak jej brakowało. Uśmiechnęła się z czułością.

- A ja kocham ciebie.

1 komentarz:

  1. To wygląda jak koniec opowiadania, ale chyba tak nie jest? Z drugiej strony, nie wszystko naszym bohaterom musi się udawać. Może jednak dla ich własnego bezpieczeństwa lepiej że zostawili tę sprawę? No chyba że nastąpi jakiś zwrot, o ile będzie kontynuacja (w sumie sytuacja rodzinna Sebastiana, czyli wojna na linii bliźniaczki-Joasia, nie została jeszcze wyjaśnienia). Niewątpliwie jeśli śledztwo kończy się w taki sposób to ja nie czuję niedosytu. Nie przypominam sobie by komisarze kiedyś odpuścili, więc to by było coś nowego (a jeśli już gdzieś było to przepraszam, nie pamiętam, ale to i tak rzadko spotykane dotychczas rozwiązanie).

    OdpowiedzUsuń