Nie ma rzeczy doskonałych – westchnął lis i zaraz powrócił do swej
myśli: - Życie jest jednostajne. Ja poluję na kury, ludzie polują na mnie.
Wszystkie kury są do siebie podobne i wszyscy ludzie są do siebie podobni. To
mnie trochę nudzi. Lecz jeślibyś mnie oswoił, moje życie nabrałoby blasku. Z
daleka będę rozpoznawał twoje kroki – tak różne od innych. Na dźwięk cudzych
kroków chowam się pod ziemię. Twoje kroki wywabią mnie z jamy jak dźwięki
muzyki. Spójrz! Widzisz tam łany zboża? Nie jem chleba. Dla mnie zboże jest
nieużyteczne. Łany zboża nic mi nie mówią. To smutne. Lecz ty masz złociste
włosy. Jeśli mnie oswoisz, to będzie cudownie. Zboże, które jest złociste,
będzie mi przypominało ciebie. I będę kochać szum wiatru w zbożu…
Lis zamilkł i długo przypatrywał się Małemu Księciu.
- Proszę cię… oswój mnie – powiedział.*
Aśka zamknęła książkę, słysząc
szczęk klucza w zamku. Odłożyła ją na dno szuflady i zamknęła oczy.
***
- Masz ciężki orzech do
zgryzienia – podsumowała Ania w odpowiedzi na całą lawinę żalów Sebastiana.
Wydłubała z hamburgera kawałek pomidora i krzywiąc się z obrzydzeniem,
wycelowała nim do kosza. – Nie chcę cię straszyć, ale raczej czarno to widzę.
- Mimo wszystko jestem dobrej
myśli – odparł Sebastian. Odgryzł spory kawałek hamburgera i przez chwilę żuł w
milczeniu.
- To chyba taki typ –
kontynuowała Ania niezrażona. – Nie szuka przyjaciół.
- Pieprzenie – skwitował
pogodnie Sebastian.
Jego pozytywne nastawienie do
sprawy zdaniem Anki było całkowicie nieuzasadnione. Współpraca z nową partnerką
trwała już pół roku i chociaż Sebastian niestrudzenie próbował się z nią
zaprzyjaźnić, ona wyraźnie nie miała na to ochoty. Utrzymywała ich relacje na
stopie służbowej, zachowując bezpieczny dystans.
Anka wyprostowała się na ławce
i odwróciła wzrok od gołębi konsumujących śniadanie na skraju parkowej alejki.
- Dlaczego tak się na nią
uparłeś? – zapytała z mieszaniną irytacji i ciekawości.
- Jest w niej coś intrygującego
– stwierdził mężczyzna, uśmiechając się pod nosem.
- Nie mów, że chcesz ją
przelecieć – powiedziała Ania, wywracając oczami.
- Przestań, nie jestem taki
płytki – odparł Seba rozbawiony. – To po prostu fajna dziewczyna.
- Jasne – zakpiła Ania. – Blond
włosy i ładne cycki nie mają tu nic do rzeczy.
- Nie wiem, jakie ma cycki –
zauważył Sebastian, nie próbując nawet powstrzymać śmiechu. – Ale kto wie, może
się dowiem – dodał, puszczając koleżance oczko.
Celowo przekomarzał się z Anią.
Chociaż jego nowa partnerka była naprawdę do rzeczy, on jakoś nie myślał o niej
w takich kategoriach. Widział w niej przede wszystkim człowieka, dopiero potem
kobietę.
Tego popołudnia podjął kolejną
próbę, jednak Aśka nie dała się zaprosić na piwo. Odmówiła grzecznie, ale
stanowczo. Nie pozwoliła też odwieźć się do domu. Wbrew wszystkiemu Sebastiana
wcale to nie irytowało, wręcz przeciwnie. Im wyraźniej kobieta stawiała
granice, tym bardziej on chciał je przekroczyć.
Późnym wieczorem, kiedy już
spod kołdry oglądał całkiem niezły film sensacyjny, dostał od Joasi smsa. Był
tym tak zaskoczony, że usiadł, odczytując wiadomość. Była wyjątkowo krótka i
lakoniczna. Kobieta informowała go, że ma grypę i przez kilka dni nie pojawi
się w pracy. Mężczyzna nieco zaintrygowany życzył jej zdrowia i wrócił do
oglądania filmu.
Piątek zaczął się dla
Sebastiana wyjątkowo nieciekawie. Ze względu na nieobecność partnerki miał
wyjątkowo dużo pracy. W dodatku szef od rana ścigał go w sprawie raportów, o
których komisarz nie miał pojęcia. Przeszukiwał właśnie po raz trzeci biurko, kiedy
nagle jak spod ziemi wyrosła Ania.
- Zadzwoń do Aśki, może ona coś
wie – poradziła znad kubka gorącej kawy.
Obserwując jak mężczyzna
wyrzuca na podłogę zawartość najniższej szuflady, przysiadła na parapecie i
zaczęła obracać kubek w dłoniach.
- Dzwoniłem – odparł w końcu
Sebastian. – Ma wyłączony telefon.
Do biura komisarzy wpadł Tomek.
Minę miał niewesołą i Sebastian natychmiast zorientował się, że asystent wraca
od szefa.
- Wiem, raporty – mruknął
komisarz już wyraźnie poirytowany.
- Stary, jak nie zamierzasz mu
ich oddać, to sam się tłumacz – odparł Tomek ze złością. – Ja już mam dość
robienia za gołębia pocztowego.
Sebastian przysiadł na piętach
i spojrzał na Anię zrezygnowany.
- Musiała wziąć je ze sobą –
powiedział. – No nie ma innego wytłumaczenia. Gdyby tu były, dawno bym je
znalazł.
- No to musisz do niej jechać –
skwitowała Anka, wzruszając ramionami.
- Nie znam adresu – mruknął
Seba tonem małego, naburmuszonego dziecka.
- Straszne – zakpiła Ania. – No
i co ty teraz zrobisz, biedaku? – zapytała, patrząc na Sebastiana z wyraźnym
rozbawieniem. – Adres musi być w papierach – dodała po chwili poważniej.
Mężczyzna westchnął ciężko. Nie
miał ochoty jechać do Joasi w tak prozaicznej sprawie, zwłaszcza w sytuacji,
kiedy tak stanowczo wyznaczyła mu granice ich znajomości. W końcu jednak musiał
przyznać, że naprawdę nie ma innego wyjścia i z ciężkim sercem opuścił swoje
biuro.
Adres Aśki bez problemu dostał
od Tomka. Był trochę zaskoczony, bo nie sądził, że jego partnerka mieszka w
dzielnicy willowej. Nigdy nie widać było po niej przesadnego bogactwa. Ubierała
się zwyczajnie, w dżinsy i swetry. Nie nosiła biżuterii, nie miała samochodu.
Wydawała się całkowicie zwyczajna.
Szczęka jeszcze bardziej mu
opadła, kiedy zaparkował pod domem Aśki. Nawet jak na dzielnicę willową,
budynek i ogród zdecydowanie się wyróżniały. Wszechobecny przepych na chwilę
zbił Sebastiana z tropu. Dopiero po kilku długich minutach przypomniał sobie, w
jakim celu zjawił się w tym miejscu.
Czuł się bardzo dziwnie, stojąc
przed solidnie wyglądającą, bogato zdobioną bramą i dzwoniąc na domofon. Przez
chwilę myślał, że źle trafił, ale kiedy przedstawił się jako partner Aśki i
został wpuszczony, już wiedział, że nie ma mowy o pomyłce.
Szybkim krokiem pokonał
brukowany podjazd i wszedł po szerokich schodach. Nim zdążył zapukać, drzwi
otworzyły się i stanęła w nich Aśka. Wyglądała na zaskoczoną i jakby
wystraszoną. Nerwowym ruchem poprawiła dzianinowy golf.
- Wybacz, że cię nachodzę –
zaczął Sebastian, zdając sobie sprawę, że nie doczeka się ani powitania, ani
zaproszenia. – Nie odbierałaś telefonów, a Stary szukał raportów z poprzedniego
kwartału.
- Mam je w domu – odparła Aśka,
przyglądając się partnerowi uważnie. Po chwili wahania przesunęła się w
drzwiach. – Wejdź – mruknęła, - zaraz znajdę.
Sebastian czuł, że nie jest
mile widzianym gościem. Stanął więc w progu salonu i obserwował jak Joasia
przerzuca zawartość biurka w gabinecie naprzeciwko. Nie mógł nie zauważyć
wielkiego kominka, marmurowych schodów i całej kolekcji obrazów na ścianach.
- O to chodzi? – zapytała
kobieta, podchodząc do niego z teczką wypchaną dokumentami.
Komisarz zerknął na okładkę.
- Tak, dzięki – odparł.
Zapadła niezręczna chwila
ciszy.
- Przepraszam, że nie zapraszam
cię na kawę… - zaczęła Joasia, wyraźnie zastanawiając się nad ciągiem dalszym
wypowiedzi.
- Nie szkodzi – powiedział
spokojnie Sebastian. – Spieszę się. Muszę oddać Staremu te raporty, bo urwie mi
głowę.
Kobieta uśmiechnęła się
sztucznie.
- No a ty, jak się czujesz? –
zagadnął po chwili.
- Świetnie – odparła Joasia
automatycznie. – To znaczy mam gorączkę – dodała szybko, - ale za kilka dni
dojdę do siebie.
- Dobrze – podsumował
Sebastian. – No to w razie czego jesteśmy w kontakcie.
Miał wrażenie, że kobieta z
ulgą zamykała za nim drzwi.
Przez resztę dnia Sebastian
myślał o Joasi. Musiał przyznać, że sytuacja była dziwna. Oczywiście kobieta
nie spodziewała się jego wizyty, więc miała prawo być zaskoczona. Jednak im
dłużej Sebastian o tym myślał, tym pełniejszy był wątpliwości. Zachowanie Aśki
bardziej przypominało strach niż zwykłe zaskoczenie. Tylko czego niby miałaby
się obawiać? Nie wyglądała na chorą, więc może po prostu nie chciała, by
Sebastian doniósł szefowi, że nadużyła zwolnienia lekarskiego? Z drugiej strony
znali się już trochę, więc powinna wiedzieć, że w żadnym wypadku by tego nie
zrobił.
Do pracy Aśka wróciła cztery
dni później, w poniedziałek. Sebastian powitał ją z entuzjazmem, którego
kobieta kompletnie się nie spodziewała. Ona dla odmiany wyglądała na
skrępowaną. Sebastian podejrzewał, że nadal rozpamiętuje swoje zachowanie
podczas jego wizyty. Może nie było to zbyt szlachetne, ale postanowił
wykorzystać okazję. Dobrze wiedział, że druga taka szansa może się nie zdarzyć.
- Rafał ma dziś urodziny –
skłamał bez zmrużenia oka. – Idziemy wieczorem do knajpy, może poszłabyś z
nami?
Kobieta wyraźnie się zawahała,
szukając wymówki.
- No nie daj się prosić – dodał
Sebastian, uśmiechając się zachęcająco. – Pracujesz z nami pół roku, czas się
trochę pointegrować.
Aśka uśmiechnęła się z
wysiłkiem. Przyzwyczaiła się przez lata, że na imprezy wychodzi tylko i wyłącznie
z mężem. Nigdy nie spotykała się z przyjaciółmi, nie chodziła z koleżankami na
piwo. W pewnym sensie propozycja Sebastiana była kusząca. To mogła być naprawdę
miła odmiana i całkiem fajny sposób spędzenia wieczoru. Poza tym było jej
głupio odmawiać Sebastianowi po raz kolejny, zwłaszcza po tym, jak go ostatnio
potraktowała. Z drugiej jednak strony dobrze wiedziała, jak zareagowałby jej
mąż na taką propozycję.
- Chyba nie mam wyjścia –
odparła w końcu.
***
* Cytat pochodzi oczywiście z "Małego Księcia" Antoine'a de Saint Exupery'ego.
Od pewnego czasu zaczełam czytac twoje opowiadania i musze przyznac, ze są świetne. Z niecierpliwoscia czekam na nastepne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńSuper scenek ;)
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny ?
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada. Bogaty, zaborczy mąż, może nawet się okaże że tyran... i to tajemnicze zwolnienie (mam pewne podejrzenia, ale nie powiem ich głośno). Dobry, solidny początek, zapowiada się nieźle.
OdpowiedzUsuń