- Podzielmy się robotą – zaproponowała
Aśka, kiedy pół godziny później pili w kuchni kawę. – Ja raz jeszcze sprawdzę
wszystkie skłoty, może uda mi się znaleźć siostrę Maliny. A ty dowiedz się jak
najwięcej o pogrzebie Oksany. Może w ten sposób uda nam się znaleźć jej
rodzeństwo.
- Ok – zgodził się Seba, kiwając głową, -
ale dla bezpieczeństwa weź ze sobą Bartka. Ostrożności nigdy za wiele,
zwłaszcza teraz.
Przedpołudnie mijało Sebastianowi
wyjątkowo spokojnie. Nie udało mu się niestety dowiedzieć niczego ciekawego.
Oksana została pochowana przez państwo, a na pogrzebie ponoć nie było nikogo.
Komisarz pojechał nawet na cmentarz, udało mu się odnaleźć jej grób, ale nie
palił się na nim żaden znicz, nie stał żaden kwiatek. Trudno więc było
przypuszczać, by ktokolwiek go odwiedził. Sebastianowi przeszło przez myśl,
żeby na wszelki wypadek zostawić tam tajniaka, ale zaraz przypomniał sobie
rozmowę ze Starym.
Kilka minut po pierwszej do biura
komisarzy weszła Agnieszka. Dopiero na jej widok Sebastian przypomniał sobie o
zajściu z poprzedniego wieczoru i zdał sobie sprawę, że nawet nie
zainteresowali się samopoczuciem kobiety. Zdawała się jednak wyglądać i
zachowywać całkiem normalnie.
- W okolicy tego Zalewu zaginął starszy
mężczyzna, dokładnie czternastego listopada – oznajmiła, utkwiwszy w komisarzu
czujne spojrzenie.
- Czyli wtedy, kiedy zginęła nasza trójca
– zauważył Sebastian zamyślony. – Myślisz, że ręka należała do niego?
- Być może – odparła Agnieszka. – To
Zygmunt Walczyk, sześćdziesiąt dwa lata. Jego siostra twierdzi, że wybrał się z
kolegą na ryby. A z kolei kolega nic o tym nie wie.
- Ciekawe – mruknął Seba, bawiąc się
bezmyślnie długopisem. – Trzeba by pogadać z tym kolegą. Może jednak wie
więcej, niż chce powiedzieć.
- To co, jedziemy do niego? – zapytała
prawniczka gotowa do działania.
Sebastian zawahał się przez chwilę. Miał
zamiar spotkać się z Blaszką, ale w tych okolicznościach uznał, że informator
może zaczekać.
Droga przez miasto trwała całą wieczność.
Deszcz zacinał w szyby, a na ulicach pełno było samochodów i przechodniów schowanych
za parasolami. Szara, listopadowa rzeczywistość nie zachęcała do działania. Nie
sprzyjała też pozytywnym myślom.
- Już wiem, co miałaś na myśli –
powiedział Sebastian, kiedy opuścili w końcu centrum. – Miałaś rację. Śmierć
jest dokładnie tym, na co zasłużyli.
Agnieszka nie dała po sobie poznać, że w
ogóle dosłyszała jego słowa. Natychmiast się zorientowała, że mężczyzna w końcu
poznał prawdę.
Światło zmieniło się na czerwone i
Sebastian zatrzymał się przed przejściem. Na kierownicy wystukiwał palcami
nerwowy rytm.
- Aśka cię teraz potrzebuje – oznajmiła Agnieszka
stanowczo. – Nie możesz się skupiać na tych zwyrodnialcach, na złości,
nienawiści. Skup się na Aśce.
- Staram się – odparł mężczyzna.
Chciał z kimś o tym porozmawiać.
Agnieszka była jedyną osobą, która wiedziała, dlatego właśnie zaczął ten temat.
Jednak kiedy przyszło co do czego, słowa z trudem przechodziły mu przez gardło.
Był pełen gniewu, palącego od środka jak żywy ogień. Nie chciał rozmawiać o
Aśce, o tym, ile wycierpiała, nie chciał nawet o tym myśleć. Wolał skupić się
na chęci zemsty. Problem polegał tylko na tym, że nie było się już na kim
mścić. Winowajcy nie żyli.
- Wiem, co czujesz – powiedziała Agnieszka,
jakby słyszała jego myśli. – I masz rację, za to co zrobili, śmierć to za mało.
To żadna kara. Ale najważniejsze jest to, co tu i teraz. Wy zostaliście i
musicie z tym żyć. Razem będzie wam łatwiej.
Sebastian nie odpowiedział. Wszystko w
nim wrzało. Miał ochotę wysiąść z samochodu i biec. A światło nadal się nie
zmieniało.
Kolega Zygmunta Walczyka, Mirosław
Szczech, okazał się siwym, przysadzistym, nieco groteskowym człowieczkiem.
Mieszkał sam, jeśli nie liczyć kilku nieco wyliniałych kotów. Niewielki domek
był mocno zaniedbany. Jedynymi czystymi i wypielęgnowanymi przedmiotami były
wędki.
- Należy pan do klubu wędkarskiego? –
zagadnęła Agnieszka, zauważywszy na ścianie oprawioną legitymację.
- Należałem – sprostował mężczyzna,
wypuszczając z rąk naręcze czasopism, które usiłował właśnie przenieść na stół,
żeby zrobić gościom trochę miejsca na drewnianej ławie.
- Często pan łowi? – pytała dalej
prawniczka, z uwagą przyglądając się kolekcji wędek.
- Niezbyt – mruknął Mirosław, nerwowym
ruchem strzepując z pieca kłęby kurzu. – Nie mam czasu.
Agnieszka pokiwała głową ze zrozumieniem,
chociaż biorąc pod uwagę okoliczności, wydawało się to absurdalne
wytłumaczenie.
- Można powiedzieć, że mieszka pan w
idealnym miejscu – wtrącił się Seba, wyglądając przez okno. Z kuchni doskonale
widać było Zalew.
Mężczyzna nie odpowiedział. Krzątał się
po pomieszczeniu, jakby nagle uznał, że to idealny moment na robienie porządków.
- Ładne widoki, ale zero ryb – mruknął w
końcu, nie patrząc na Sebastiana.
- Tak? – zdziwił się komisarz. – To ciekawe.
Ponoć często zarybiają.
Mirosław łypnął na niego spode łba.
- Dobrze, panie Mirku, kończmy tę zabawę.
Gdzie pan był czternastego listopada rano?-
zapytała Agnieszka, rezygnując z owijania w bawełnę.
- Tutaj – mruknął mężczyzna. –
Sprzątałem.
Sebastian uniósł brwi.
- Widać efekty – skwitował.
- Łowił pan ryby z Zygmuntem Walczykiem? –
kontynuowała Agnieszka niezrażona.
- Nie – odparł mężczyzna z uporem.
- Zdaje pan sobie sprawę, że składanie
fałszywych zeznań jest karalne? – przypomniała kobieta, świdrując go przenikliwym
spojrzeniem. – Możemy panu skutecznie utrudnić życie.
- Jeśli dopadną mnie tamci, nie będzie
już czego utrudniać – burknął.
Sebastian i Agnieszka wymienili się
spojrzeniami. Teraz już nie było żadnych wątpliwości co do tożsamości
właściciela znalezionej ręki. Nie zmieniało to jednak faktu, że nadal nie
wiedzieli, kto za tym wszystkim stoi.
- Wygląda na to, że Walczyk widział coś,
czego nie powinien – skwitowała Agnieszka, kiedy dwadzieścia minut później
wracali do centrum. – Dlatego zginął.
- Strasznie to wszystko pogmatwane –
westchnął Sebastian. – Usuwają świadków, nim zdążymy do nich dotrzeć.
Nim Agnieszka zdążyła coś odpowiedzieć, rozdzwonił
się telefon komisarza.
- To Aśka – oznajmił Seba, zerkając na
wyświetlacz. – Odbierzesz?
Pani mecenas nie uważała tego za dobry
pomysł, ale spełniła prośbę bez słowa. Po krótkiej rozmowie rozłączyła się.
- Jedź do Lasu Tynieckiego – powiedziała,
odkładając jego telefon. – Przy drodze na Rzeszów Aśka znalazła zwłoki.
- Cholera – zaklął Seba, skręcając
gwałtownie. – Miała szukać siostry Maliny. Martwa nic nam nie powie.
Na miejscu byli już technicy. Kiedy
Sebastian wysiadł z samochodu, Aśka kucała właśnie nad ciałem i oglądała
uważnie nadgarstki zamordowanej. Mężczyzna podszedł bliżej, zapominając o
towarzyszącej mu Agnieszce, ale kiedy rozpoznał kobiece zwłoki leżące w rowie,
zatrzymał się gwałtownie. Spojrzał na partnerkę wyraźnie zbity z tropu.
- Zrobiłam tak, jak się umawialiśmy –
westchnęła kobieta, prostując się i patrząc na przyjaciela bezradnie. –
Sprawdzałam skłoty, rozpytywałam ćpunów i bezdomnych. Jeden chłopak wskazał mi
to miejsce. Mówił, że siostra Maliny jest teraz tirówką.
- Wskazał to miejsce? – upewnił się Seba,
zerkając na zwłoki. – To nie może być przypadek. Ktoś chciał, żebyś ją znalazła.
- Niewątpliwie – mruknęła Joasia, podając
partnerowi karteczkę. – Miała to w ustach.
- „Masz, czego chciałaś” – przeczytał Sebastian
na głos.
Na chwilę zapadła cisza. Komisarze w
milczeniu mierzyli się wzrokiem.
- To Malina? – zapytała Agnieszka,
podchodząc do nich powoli.
Sebastian pokiwał głową, a Joasia
ponownie spojrzała na ciało.
- Teraz przynajmniej wiemy, że te sprawy
na pewno się łączą – skwitowała prawniczka.
Poczuła na sobie spojrzenia komisarzy,
ale nie przejęła się tym. Podeszła bliżej i przyjrzała się nadgarstkom, którym
przed chwilą tyle czasu poświęcała Aśka.
- Wyraźne ślady skrępowania –
powiedziała.
- Była też zakneblowana – dodała
policjantka, wskazując kawałek szmaty leżący obok.
- Trup ściele się gęsto – zabrzmiał za
ich plecami dramatyczny głos.
Cała trójka aż podskoczyła, odwracając
się gwałtownie. Ich oczom ukazał się lekarz sądowy.
- Zawsze miałeś specyficzne poczucie
humoru – mruknął Seba, podając mu rękę.
- Ostatnio nie nadążam z waszymi
zleceniami – kontynuował lekarz, wyjmując rękawiczki i odkładając torbę na
trawę. – Ledwie zajmę się jednym, już podsyłacie kolejnych.
- Powiedz to przy Starym, a od ręki
pójdziemy na zieloną trawkę – odparł Sebastian, obserwując uważnie kolegę.
- Skręcony kark – stwierdził lekarz,
przechodząc w końcu do rzeczy. – Poza tym liczne ślady gwałtu i pobicia,
niektóre są starsze. I jak słusznie zauważyliście, na pewno była związana i
zakneblowana. Więcej…
- …po sekcji – zakończyli komisarze
zgodnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz