piątek, 5 lutego 2016

26. What is love

Na komendę wracali, milcząc zgodnie. Agnieszka wzięła taksówkę, postanawiając w końcu zawitać do swojego biura, bo ostatnio praca nad śledztwem ograniczyła jej normalną aktywność zawodową niemal do zera.
Tymczasem Sebastian wybrał boczne drogi, żeby ominąć gigantyczne korki, które zazwyczaj o tej porze blokowały miasto. Pogoda nadal była fatalna. Sebastian zerkał do chwilę na przyjaciółkę, czując emanujące od niej przygnębienie. Nie odzywała się, nie patrzyła nawet na niego, utkwiwszy wzrok w bocznej szybie. Mężczyzna zwolnił nieco ze względu na fatalną widoczność. Spojrzał na dłoń Joasi, bębniącą bezmyślnie o udo. Instynktownie zakrył ją swoją dłonią, a kiedy kobieta odwróciła się do niego, uśmiechnął się nieśmiało.
- Z każdym dniem jesteśmy coraz bliżej rozwiązania – powiedział łagodnie.
- Wciągnęłam cię w tę sprawę, żeby znaleźć Malinę – mruknęła kobieta zrezygnowana. – Teraz Malina nie żyje, a my siedzimy w bagnie po uszy.
- Nie mogłaś tego przewidzieć – odparł Sebastian pocieszająco.
- Ale ty przewidziałeś – stwierdziła Joasia ze smutkiem. – Od początku mówiłeś, że będą z tego same problemy, ale ja oczywiście musiałam postawić na swoim. Gdybym wiedziała, jaką cenę za to zapłacę… zapłacimy… – poprawiła się szybko.
Speszona znowu odwróciła się do okna. Chciała zabrać rękę, ale Sebastian ścisnął ją delikatnie.
- Damy sobie radę – powiedział stanowczo.
Aśka pokiwała głową. Gardło miała ściśnięte od targających nią emocji. Nie była już w stanie się odezwać. Sebastian chciał jeszcze coś powiedzieć, chciał przypomnieć Joasi, ile dla niego znaczy, ale usłyszał głośny huk i samochód zboczył z drogi. Mężczyzna w ostatniej chwili zdołał skierować go na właściwy tor. Kątem oka widział już płynącą w dole Wisłę.
Zerknął w lusterko akurat w momencie, kiedy samochód jadący za nimi ponownie uderzył. Sebastian z trudem zapanował na pojazdem, ale musiał zwolnić, żeby nie wpaść w poślizg na mokrej nawierzchni. To zostało natychmiast wykorzystane przez napastników. Jadący za nimi opel przyspieszył, zrównując się z nimi. Sebastian błyskawicznie zorientował się w sytuacji. Zahamował gwałtownie, ale opel ponownie w nich trafił, tym razem spychając ich z drogi wprost do rzeki.
Zareagowali błyskawicznie, jakby tylko na to czekali. Kiedy przednie koła samochodu zsunęły się ze stromego, błotnistego brzegu, uderzając w wodę, rozpięli pasy i wyskoczyli dosłownie w ostatniej chwili. Ich wierny ford zanurzał się nieubłaganie w Wiśle, ale nie mieli czasu się temu przyjrzeć. Zasypał ich grad strzałów, rozpryskując błoto wokół nich. Sebastian rzucił się w stronę przyjaciółki, chcąc pociągnąć ją w krzaki, jednak grząski brzeg znacznie spowalniał ruchy. Aśka natychmiast zdała sobie sprawę, że nie mają szans na ucieczkę, więc wyciągnęła broń i strzeliła w stronę napastników. Ktoś krzyknął, czyjeś ciało zwaliło się w błoto obok nich i chwilę później usłyszeli pisk opon odjeżdżającego samochodu.
Przemoczeni i ubłoceni z najwyższym trudem wdrapali się na drogę. Dopiero tam usiedli na trawie, dysząc ciężko i wciąż rozglądając się niespokojnie. Ciało barczystego mężczyzny spoczywało w błocie, obmywane systematycznie przez Wisłę.
-  Mało brakowało – mruknął Seba, podnosząc się ociężale.
- Jeśli szybko nie zamkniemy tej sprawy… - zaczęła Aśka, korzystając z wyciągniętej ręki przyjaciela i także wstając.
- …to niedługo już kto inny będzie się tym martwił – zakończył za nią Sebastian. – Co z twoim telefonem? – dodał, zerkając z dezaprobatą na swoją zalaną nokię.
Aśka pomacała kieszenie.
- Zdaje się, że pływa sobie w Wiśle – westchnęła.
- No to czeka nas spacer – podsumował Seba, ruszając powoli drogą.
W ciągu kolejnych dwóch godzin pokonali siedem kilometrów. Minęło ich kilka samochodów, ale zanim któryś się zatrzymał, było już całkiem ciemno. Potem dość długo czekali na ekipę, następnie składali zeznania i tłumaczyli się przed Starym i kiedy w końcu weszli do domu, było już po dziesiątej.
- Mam nadzieję, że dzisiaj twoje córki nas oszczędzą – mruknęła Aśka, kiedy Sebastian przekręcał klucz w zamku. – Nie mam siły na kolejną walkę.
- Ja też – przyznał mężczyzna.
Przyszło mu do głowy, że dopóki będzie wracał do domu o takiej godzinie, nie uda mu się dogadać z córkami. Szybko jednak odrzucił tę myśl, obiecując sobie solennie, że zajmie się tym, jak tylko rozwiążą sprawę.
Pchnął drzwi i oboje zamarli na widok bałaganu w przedpokoju. Natychmiast się zorientowali, że tym razem to coś więcej niż humory nastolatek. Jak na komendę wyciągnęli broń i ostrożnie weszli do mieszkania. Zawartość szafek i półek leżała na podłodze; porwane książki, zmięte ubrania, potłuczone naczynia. Podłoga w łazience, kuchni i przedpokoju była całkowicie zalana. Wszystko to nie miało jednak znaczenia, kiedy w salonie zastali bliźniaczki, całe i zdrowe.
- Nic wam nie jest? – zapytał Sebastian odruchowo, chowając broń.
Dziewczyny nie odpowiedziały i komisarz poczuł ogarniającą go złość.
- Nie przyszło wam do głowy, żeby do mnie zadzwonić? – zapytał poirytowany. – Zobaczyłyście ten bałagan i tak po prostu sobie weszłyście? Ktoś mógł tu na was czekać!
- Daj spokój, Seba – mruknęła Joasia, przytrzymując partnera delikatnie za rękę. – Nic się nie stało.
Poczuła na sobie pełne niemych pretensji spojrzenia nastolatek i natychmiast puściły przyjaciela.
- Coś wam zginęło? – zapytała, starając się, by jej głos brzmiał możliwie naturalnie.
- Nie – mruknęła Karolina.
Aśka omiotła spojrzeniem pomieszczenie. Kimkolwiek był włamywacz, wyraźnie czegoś szukał.
- Pakujcie się – oznajmił niespodziewanie Sebastian. – Jedziecie do dziadków.
Żadna z dziewczyn nawet nie próbowała oponować, chociaż trudno było jednoznacznie stwierdzić, czy przejęte sytuacją postanowiły współpracować, czy może po prostu zwyczajnie im ten wyjazd odpowiada. Tak czy inaczej godzinę później Sebastian i bliźniaczki odjeżdżali z przyblokowego parkingu, a Joasia z Bartkiem, który na czas nieobecności komisarza został jej przydzielony w charakterze osobistego ochroniarza, sprzątali mieszkanie.
- Spotykasz się jeszcze z Kasią? – zapytała Joasia, zbierając z podłogi resztki lampki nocnej.
- Nie wiem – odparł Bartek strapiony. – Wiem jak to brzmi – dodał na widok miny pani komisarz, - ale serio nie wiem.
- Coś poszło nie tak? – drążyła Aśka wyraźnie zaintrygowana.
- Sądziłem, że wszystko jest na dobrej drodze – powiedział Bartek. Wydawał się całkowicie skupiony na szczątkach porcelanowej zastawy, ale kobieta bezbłędnie wyczuwała jego emocje. – Spotykaliśmy się, było miło i nagle przestało.
- Nagle? – zdziwiła się teatralnie Joasia.
- No ze dwa tygodnie temu – mruknął asystent. – Przestała odpisywać na smsy, nie chciała nigdzie wyjść, wymawiała się pracą. No to cóż, przekaz jest jasny.
- Dwa tygodnie temu – powtórzyła cicho Joasia.
Bartek spojrzał na nią podejrzliwie, więc szybko się odwróciła i udała całkowite skupienie na pracy. Słowa asystenta dały jej do myślenia. Może zwyczajnie za mało czasu spędzała z Kaśką, żeby zauważyć jakąś zmianę w jej zachowaniu. Może teoria zgodnie z którą Kasia miałaby być szpiegiem tajemniczego mordercy nie mijała wcale z prawdą.
- Co z tym? – zapytał Bartek, wyrywając Aśka z zamyślenia.
Kobieta spojrzała na szczątki rodzinnego zdjęcia Sebastiana. Byli na nim wszyscy: on, przystojny jak zawsze, niezmiennie uśmiechnięta Basia i nieco młodsze bliźniaczki. Ramka była pobita, ale fotografia wyglądała na całą.
- Zdjęcie wyjmij, ramkę wyrzuć – odparła Aśka, wzruszając ramionami.
I jak tu rozwiązać któryś problem, skoro kolejne już przepychają się w kolejce?
Sebastian wrócił następnego popołudnia w niezbyt dobrym nastroju. Od razu pojechał na komendę, dobrze wiedząc, że tam właśnie zastanie partnerkę. Na pytanie jak poszło, tylko się skrzywił.
- Poproszę inny zestaw pytań – mruknął.
Aśka postawiła przed nim kawę i przysiadła na biurku.
- Nie wiem, czy dobrze zrobiłem wysyłając je do dziadków – powiedział, zerkając odruchowo na dokumenty leżące na biurku. – Czerwińska dzwoniła? – zdziwił się, odczytując do góry nogami notatki Joasi nabazgrane na samoprzylepnej karteczce.
- Tak, potwierdziły się nasze przypuszczenia – odparła kobieta. – Ręka należała na Walczyka, ale reszty ciała nie znaleziono. Ekipa przeszukała las, nurkowie sprawdzili Zalew i nic.

- W sumie to bez znaczenia – skwitował Sebastian, upijając łyk kawy. – To nas by i tak nie zbliżyło do odnalezienia sprawcy. Dobra, zadzwonię do Blaszki, może on ma coś ciekawego.

1 komentarz:

  1. Jeszcze chwilę, a będzie tak, jak złośliwcy mawiali o Balladynie. Bowiem tam jedynie sufler uchodził z życiem po każdym spektaklu. Chyba życie komisarzy przypomina taką właśnie sztukę teatralną. Do tej pory wszystko mogło być przypadkiem. Jednak próba zabójstwa, to już nie przelewki. Bliźniaczki wyjechały do Lublina. Cóż, tymczasowo przynajmniej jeden problem z głowy. Wątpliwości odnośnie Kaśki zniknęły. Czyżby była kochanką tajemniczego zabójcy? Nie wygląda na zastraszoną, a Bartek wręcz podsycił podejrzenia. To rozstanie wygląda na dobrowolne może, więc jest ktoś trzeci? Czasu mają zapewne niewiele. Dobrze, że skończyło się, li tylko na bałaganie w mieszkaniu. Przecież mogli porwać Elizę lub Karolinę...

    OdpowiedzUsuń