poniedziałek, 23 kwietnia 2012

4. Potrzebuję Cię, ponieważ Cię kocham

Wieczór panieński okazał się katastrofą. Co prawda Joasia i Kaśka przygotowały go z wielką starannością, szykując świetne jedzenie i drinki, dobierając ulubioną muzykę Ani i sprowadzając wyjątkowo atrakcyjnego striptizera, jednak napiętej atmosfery nie były w stanie zmienić. W końcu wyszły z mieszkania przyjaciółki przed drugą i na piechotę ruszyły w kierunku postoju taksówek.
- Jestem beznadziejna – westchnęła Aśka, której przygnębienie pogłębiało się z minuty na minutę. – Co ze mnie za przyjaciółka? Zrujnowałam jej wieczór panieński, a jutro to samo stanie się z weselem.
- Przestań, po prostu przez kilka godzin nie kłóć się z Sebastianem i wszystko będzie dobrze – odparła Kasia, która jak zwykle była uosobieniem opanowania i optymizmu.
- To i tak nie zmieni atmosfery. Druhna nie rozmawia z drużbą i panną młodą, fajne wesele, co? – zakpiła Joasia.
Westchnęła ciężko i rozejrzała się po parkingu, gdzie powinny stać taksówki. Nie było jednak ani jednego samochodu.
- Anka jest zła, bo denerwuje się przed jutrem – powiedziała asystentka, - ale przejdzie jej, zobaczysz.
- Najgorsze jest to, że ja właściwie już nie jestem zła na Sebastiana – wyznała Joasia z rezygnacją.
- Więc dlaczego po prostu się nie pogodzicie?
Aśka westchnęła ciężko i powiodła wzrokiem po pustej ulicy.
- Bo jemu na tym nie zależy – powiedziała w końcu.
- A skąd ci to przyszło do głowy? – żachnęła się Kaśka. – Nie widziałaś, jaki był przybity? Nie przepraszał cię?
- Przepraszał, dwa tygodnie temu – mruknęła Joasia. – Ale od tamtej pory nic, jakby miał to gdzieś.
- Ojej, jego duma ucierpiała – powiedziała Kaśka tonem znawcy. – Nie wiesz, że facecie mają problem z przepraszaniem? I tak możesz czuć się wyróżniona, że w ogóle to zrobił.
- Przejdziemy się na kolejny postój? – zapytała policjantka, zmieniając temat.
Kasia kiwnęła głową i ruszyły powoli w kierunku centrum. Przez kilka długich minut nie odzywały się, a potem nagle Joasia ponownie podjęła temat.
- Wcale nie chciałam go ukarać, czy coś w tym rodzaju – powiedziała. – Naprawdę byłam na niego wściekła i myślałam, że to całkowicie przekreśla naszą przyjaźń. Ale teraz już nie jestem tego taka pewna.
- Zawsze byliście dla mnie wzorem prawdziwej przyjaźni – odparła Kaśka nieco zamyślona. – Zresztą, co ja ci będę mówić, sama wiesz najlepiej.
- Muszę z nim porozmawiać – zadecydowała w końcu Joasia.
Przyspieszyła kroku, chcąc mimo późnej godziny pojechać prosto do partnera. W tym momencie nawet nie przyszło jej do głowy, że tego wieczoru mężczyźni świętować mieli wieczór kawalerski i najprawdopodobniej spali już kompletnie pijani.
Dwie przecznice dalej z bramy, obok której przechodziły policjantki, wypadła postać w kapturze. Potrąciła je, tak że omal nie upadły i pobiegła dalej, przecinając ulicę.
- Komuś tu się bardzo spieszy – mruknęła Kaśka, poprawiając torebkę.
- Lepiej to sprawdźmy – odparła pani komisarz, wyciągając broń i wchodząc do bramy.
Kilkanaście metrów dalej dostrzegły leżącego na ziemi mężczyznę w zakrwawionej bluzie. Joasia rozejrzała się uważnie, a nie zauważywszy nikogo innego, pochyliła się nad rannym.
- Nie żyje – mruknęła. – Wezwij ekipę.
Nie był to najszczęśliwszy moment na rozpoczynanie nowej sprawy, ale policjantki nie miały wyboru. Musiały przynajmniej pomóc w oględzinach miejsca zbrodni, a decyzja o tym, kto będzie prowadził śledztwo i tak należała do Starego.
Pół godziny później w bramie roiło się od policjantów. Technicy zabezpieczali miejsce zbrodni, a mundurowi przeszukiwali okolicę. Joasia zamyślona stała oparta o ścianę budynku i czekała na lekarza sądowego.
- Jeśli chcesz jechać do Sebastiana, to ja tu zostanę – powiedziała Kaśka, wyrywając ją z zamyślenia.
- Nie, to był głupi pomysł – odparła pani komisarz z ciężkim westchnieniem. – Na pewno się spili i śpią, znasz ich. Porozmawiamy jutro.
- Mam nadzieję, że przed weselem…
- Ja też mam taką nadzieję – mruknęła Joasia i ruszyła w kierunku parkującego samochodu lekarza.
Kilka minut później Adam ukląkł obok zamordowanego mężczyzny i w skupieniu obejrzał ranę. Aśka stała nad nim, podrygując nerwowo.
- I co? – zapytała po chwili, ponaglając go najdelikatniej jak umiała.
- Zginął niedawno, może godzinę temu – odparł lekarz z namysłem. – Przyczyną śmierci była oczywiście na rana, jeden cios prosto w serce. Jeśli chodzi o narzędzie… Nóż z prostym ostrzem. Więcej oczywiście…
- … po sekcji – wpadła mu w słowo Asia. – Bronił się?
- Nie widzę nic pod paznokciami, nie ma też żadnych zadrapań, siniaków. Najprawdopodobniej został zaatakowany z zaskoczenia.
Aśka pokiwała głową i odeszła. Chciała przydać się jeszcze do czegoś, ale tylko pokręciła się po miejscu zbrodni i w końcu stwierdziła, że traci czas. Postanowiła wykorzystać ostatnie trzy godziny, które jej pozostały, na sen.
W praktyce niestety nie zdołała się wyspać. Ledwie zmrużyła oczy, zadzwonił jej budzik. Wstała w nienajlepszym nastroju. Nie bardzo wiedziała, jak ma postąpić. Wcześniej oczywiste było, że zjawi się u przyjaciółki z samego rana i pomoże jej przygotować się do ceremonii. Teraz jednak nie była pewna, czy swoją obecnością nie zdenerwuje tylko Ani.
Ostatecznie wykąpała się, zgarnęła swoją sukienkę, obudziła Kalinę i zadzwoniła po taksówkę. Doszła do wniosku, że woli, by przyjaciółka zamknęła za nią drzwi niż wkurzała się na nią za brak wsparcia.
- Dobrze, że jesteś – oznajmiła Ania, jak tylko zobaczyła ją w drzwiach. – Już się bałam, że nie przyjedziesz.
Aśka odetchnęła z ulgą. Przytuliła mocno przyjaciółkę.
- Naprawdę przepraszam – wyszeptała. – Wybrałam sobie najmniej odpowiedni moment.
- To już nieważne – odparła Ania, wzdychając. – A teraz chodź, mamy mało czasu!
Przez kilka następnych godzin kobiety szykowały się na wesele. Ania z każdą minutą była coraz bardziej podenerwowana. Choć w białej, rozkloszowanej sukni z bogato zdobionym gorsetem i welonie upiętym na rozpuszczonych włosach wyglądała naprawdę pięknie, długo kręciła nosem przed lustrem. Kiedy do wyjścia została godzina, a ona nadal narzekała, Aśka postanowiła zająć się własnym wyglądem i tylko odkrzykiwała co chwilę przyjaciółce, że wszystko jest super. Sama średnio była zadowolona ze swojej bordowej, długiej sukni ze zwiewnym dołem i gorsetem odkrywającym sporą część pleców. Kupiła ją dla świętego spokoju, bo nienawidziła chodzenia po sklepach. Teraz jednak i tak niewiele ją to wszystko obchodziło. Chciała po prostu mieć już to wesele za sobą.
Pół do dwunastej podjechały pod kościół. Natychmiast podeszli do niej Kaśka i Bartek, z daleka sypiąc komplementami. Ania była bardzo zdenerwowana, w związku z czym Joasia postanowiła zająć się gośćmi. Poleciła Kaśce, by została z przyjaciółką, a sama skierowała się do kościoła.
- Aniu, wszystko będzie wspaniale, zobaczysz – Kasia przekonywała pannę młodą. – Za godzinę będziesz żoną Rafała!
Jak na zawołanie pojawił się pan komisarz. Zamiast jednak przywitać się z narzeczoną, złapał ją za nadgarstek i odciągnął na bok.
- Co jest grane? – zapytała zaskoczona.
Rafał rozejrzał się, a kiedy uznał, że Kaśka i Bartek stoją w wystarczającej odległości, zaczął mówić nerwowym głosem.
- Ja nie mogę, Aniu – zaczął. – Nie mogę. Nie nadaję się. Przepraszam.
- Ale o czym ty mówisz? – zdziwiła się kobieta.
- O ślubie i tym wszystkim… Ja nie mogę być twoim mężem. Za bardzo się pospieszyliśmy. Przykro mi.
Przez długą chwilę Anka patrzyła narzeczonemu głęboko w oczy. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Wszystkie dotychczasowe obawy zdawały się nagle bardzo małe i nieistotne. Powoli zaczęło do niej docierać słowa Rafał. Do oczu napłynęły jej łzy. Potrząsnęła gwałtownie głową, żeby je powstrzymać, odwróciła się i odeszła w kierunku ulicy. Chwilę później pobiegła za nią Kasia.
- Co się stało? – zapytał Bartek, podchodząc do komisarza.
- Nie będzie ślubu – oznajmił Rafał.
Oznajmienie gościom, że ceremonia została odwołana nie należało do przyjemności. Ten przykry obowiązek spadł na Joasię, bo Rafał szybko się ulotnił. Kobieta z zażenowaniem przekazała smutne wieści wszystkim przybyłym, a także załatwiła formalności w kościele. Sebastian w tym czasie odwoływał catering, salę weselną i zespół.
- Trzeba będzie podjechać i zabrać jedzenie – powiedział godzinę później, podchodząc do partnerki. – Jest trochę za późno na odwołanie zamówienia.
Aśka tylko westchnęła i zrezygnowana opadła na ławkę pod kościołem.
- Nie mieści mi się to w głowie – mruknęła. – Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego…
Sebastian usiadł obok niej, ale nic nie powiedział. Co prawda wiedział, że Rafał miał wątpliwości co do ślubu, ale nie spodziewał się wszystko odwoła. A już na pewno nie pół godziny przed rozpoczęciem uroczystości.
- Miałam z tobą wczoraj porozmawiać – odezwała się ponownie Joasia, - ale znalazłyśmy denata na Jaśminowej i… Zresztą, nieważnie. Chodzi o to, że nie chcę się dłużej kłócić.
- Ani ja – przyznał Seba. – Słuchaj, naprawdę przepraszam za tamto…
- Przynajmniej miałeś odwagę przyznać się do tego. A ja powinnam to docenić.
- Czyli… wybaczyłaś mi? – zapytał Seba nieśmiało.
- Pewnie.
Joasia uśmiechnęła się mimowolnie, kiedy mężczyzna otoczył ją ramieniem. Mimo że dzień ten z całą pewnością nie należał do udanych, poczuła się naprawdę szczęśliwa. Porozumienie z Sebastianem sprawiło, że stała się spokojniejsza, jakby wszystko wróciło na swoje miejsce.
- Muszę pojechać do Ani – westchnęła po chwili. – Na pewno jest załamana i potrzebuje wsparcia.
- To miał być jej dzień… - odparł Sebastian zamyślony.
- A ty nie jedziesz do Rafała? On też nie był w najlepszej formie.
Seba pokiwał głową. Nie chciał przyznać się przed Joasią, że poniekąd przyczynił się do odwołania ślubu. Takie wyznanie groziło ponowną kłótnią i wolał nie ryzykować, przynajmniej na razie.
- Tak, lepiej sprawdzę co u niego. Chodź, podrzucę cię do Anki.
Wstali z ławki i powolnym krokiem skierowali się do srebrnego mondeo zaparkowanego przed kościołem. Oboje wiedzieli, że najbliższe dni mogą być dla nich wszystkich poważnym sprawdzianem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz